Najchętniej to zostałaby w swoim pokoju, zakopana pod grubym kocem, sama ze sobą i swoim nieszczęściem. Nie mogła jednak unikać lekcji w nieskończoność. Nie po to zapłaciła za powtarzanie klasy równowartość połowy nowego sprzętu do quidditcha, żeby kolejny raz zawalić rok. To był ten dzień, w którym musiała w końcu pojawić się na zajęciach, pierwszy raz od zeszłego semestru. Mało kto wiedział o tym, że nie zdała i czuła się z tym nieswojo. Idąc szkolnymi korytarzami, miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią i ją oceniają, choć tak naprawdę mało kto zwracał uwagę na niczym niewyróżniającą się Puchonkę w szkolnym mundurku. Tylko w jej własnej głowie odgrywał się mały dramat. Minęła chwila, zanim nacisnęła klamkę i weszła do sali. Stała tak pod drzwiami, walcząc sama ze sobą, aż ktoś z tyłu jej nie ponaglił. Nawet nie zwróciła uwagi, kto to był, po prostu wzięła głęboki wdech i weszła do środka, byle tylko zejść z drogi i nie rzucać się w oczy. Szybko przemknęła do ostatniej ławki i usiadła, nieco się garbiąc, jakby w ten sposób miało ją być mniej widać. Ukradkiem rozejrzała się po sali, aby sprawdzić, kto jeszcze przyszedł na transmutację. Nie wszystkich rozpoznała, dostrzegła jednak kilku znajomych Puchonów i mimowolnie się uśmiechnęła. Jak dobrze było ich widzieć! Miała ochotę podbiec do każdego z osobna, wyściskać, zapytać o to jak im minęły wakacje, przytulić, dowiedzieć się, czy aby na pewno wszystko w porządku i jeszcze raz wyściskać, z całą swoją borsuczą miłością. Pozostała jednak na miejscu, bo na razie nie chciała skupiać na sobie uwagi. Najpierw musiała pogodzić się ze swoją porażką i oswoić się z myślą, że powtarza rok i to wcale nie jest nic nadzwyczajnego, nie ona pierwsza i nie ona ostatnia! Poukładanie sobie tego w głowie wymagało jednak czasu...
Rzucam: Gusto Cambiato Literka:G K100:70 -15 (za koncentracje poniżeponiżej 3 -> 55 k100 na niewerbalne:50 nieudane, ale już drugie podejscie uznaje za udane, żeby się nie bawić, bo ten próg jest dość wysoki xD Modyfikatory: - Suma punktów: 21 Przerzuty: 0/2 Koncentracja: 2
Nadal nie mogła pogodzić się z tym, że klątwa musiała zacząć objawiać się akurat kiedy pojawiła się na swojej ulubionej transmutacji. To wszystko jej komplikowało... Jednak przyglądała się jak pozostali z jej grupy rzucają zaklęcia na swoją czekoladę, modląc się w duchu, aby i jej wyszedł czar. Tyle, że ona miała trudniejsze zadanie, bo musiała rzucić go niewerbalnie. I nawet proste zaklęcie jakim było Geminio jej nie wyszło, a więc co będzie ze zmianą smaku? Nie była najlepszej myśli... W końcu jednak otrzymała kostkę od Any i mogła zmierzyć się z tym zadaniem. Nigdy nie przykładała jakiejść szczególnej uwagi do zaklęć niewerbalnych,bo zwyczajnie nie były jej potrzebne. Do teraz. Skierowała magiczny kawałek drewna na czekoladę i zgodnie z tym co mówił nauczyciel spróbowała skupić całą swoją uwagę na magii, którą chciała z siebie wydobyć. Naprawdę starała się sfokusować na smaku malinowym, tak, aby słodycz, właśnie tak smakowała, kiedy Barry weźmie ją do ust. Jednak potrzebowała sporej ilości czasu, aby w końcu coś się zadziało i błekitny snop światła omiótł kostkę, co onaczało, że coś się zadziało. Jednak jak tylko chłopak sięgnie po czekolade, tylko z początku rozpozna kwaśnawy posmak tych charakterystycznych owoców, bo potem zmieni się on w niezbyt zachęcający smak grochówki...
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Transmutacja nie zaczęła się w najlepszy sposób i wcale nie zapowiadała się na to, żeby było lepiej – Camael w swoim sadystycznym podrygu, dopasował mnie do Irvette, co już stanowiło duże prawdopodobieństwo tragedii – choć nie dziś. Nie chciało mi się dzisiaj wygłupiać (tak jakbym nad tym panował), miałem ponadto swój plan do zagadania Cama po lekcji, wolałem więc nie zostać zapamiętanym w negatywnym wydźwięku. - Miło, że się tak o wszystkich martwisz, ale spasuję, słyszałem jednak, że nie raz i nie dwa już doświadczyłaś pełnego zatkania buzi, lepiej się do tego nadajesz. Może czekolada będzie równie smakowita? – Odpowiedziałem na zaczepkę, samemu przystępując do zaklęcia. Geminio udało mi się powiedzmy, że połowicznie, lecz innego wyniku się nie spodziewałem – udało mi się tylko przystąpić do dwóch kopii, tyle we mnie było magicznej mocy transmutacji, yo. Problem w tym, że jedna była absolutnie upośledzona, zdeformowana i niezdatna do nazwania jej w jakikolwiek sposób. Następnie co mieliśmy zrobić? A, zmiana smaku, spoko. Przy okazji szybko zauważyłem, że Cam zostawił nam tabliczki czekolady, wymieniłem więc tą, która się zdeformowała i miałem więc dwie, na których mogłem eksperymentować.
Rzucam: Gusto Cambiato K6 Dla mnie 4 kosteczki K100:69,42,72,4 --> przerzucam 4 na 42 Literki: I,H,A,D,D (irlandzka kawa, hasz i podwójny dentysta) Modyfikatory: Suma punktów: 20 Przerzuty: 1/2 Koncentracja: 4
Podziękowała nauczycielowi za pomoc, przyjmując jego rady do serca. Widać choć z różdżką raczej się lubiła, tak koncentracja o dziwo nie była jej najmocniejszą stroną, co niezmiernie wprawiało ją w zdziwienie. Z drugiej strony musiała użerać się teraz z gryfonem, którego widywała ostatnio zdecydowanie zbyt często jak na swój gust. Słysząc jego komentarz przewróciła tylko oczami. -Nie spodziewałam się niczego inteligentniejszego, a i tak ten komentarz mnie zawiódł. Brawo d`Este, tylko Ty masz tak niezwykły talent. - Rzuciła, by następnie zgarnąć cztery z pozostawionych przez Camaela kostek czekolady i zacząć próby w zmianie ich smaku. Nie mogła powiedzieć, że poszło jej dużo lepiej. Każda kostka zdawała się nabywać nowego smaku, a raczej posmaku, który jednak po chwili gdzieś niknął i zamieniał się w to, czego każdy spodziewał się po umieszczeniu takiej kosteczki we własnych ustach. Pomieszanie tego, co jednak udało jej się osiągnąć, było naprawdę zadziwiające. Irlandzka kawa z haszem jeszcze nie brzmiała tak absurdalnie, ale zastanawiał ją fakt, dlaczego aż dwukrotnie udało jej się uzyskać smak, który kojarzył się z dentystą.
Rzucam: Geminio K6:5 K100:51(dorzut: 5),22,60,33,31 Modyfikatory: 17 punktów z poprzedniego posta Suma punktów:17 Przerzuty: 1/1 Koncentracja:4 Strasznie mu się spodobało to co nauczyciel zrobił z piórem Jenny. W ogóle całe to mnożenie było bardzo praktyczne, zwłaszcza jeśli chodziło o czekoladę. Zadanie zapowiadało się ciekawie. Rozmnożyć, a potem zredukować. To drugie już nie było takie fajne, ale na pewno przydatne. Zabrał się za to entuzjazmem. Niestety tego entuzjazmu było aż za dużo, bo jedna z kostek zaczęła się mnożyć sama, spróbował zatrzymać to zjawisko rzucając Finite, ale nic to nie dało. - Jenn? Masz jakiś pomysł? - spojrzał z nadzieją na kuzynkę, która też spróbowała coś zdziałać, ale też bez efektu. No nic, trzeba się było przyznać do porażki. Chociaż jak się rozejrzał po sali w poszukiwaniu nauczyciela, zobaczył, że nie tylko jemu nie wyszło. - Panie profesorze! Możemy prosić o pomoc? Coś mi nie wyszło, chyba - Wygladał na zestresowanego. Takie fajne zaklęcie, ale nadmiar jednak szkodzi. @Camael Whitelight
Percival d'Este
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 203cm
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Gdybym chciał, mógłbym cieszyć się z faktu, że Irv potrzebowała pomocy nauczyciela, a ja nie, ale bądźmy szczery – jedna z moich czekolad była totalnym gównem, dodatkowo widać było, że rudzielec miał większą wiedzę ode mnie w tym zakresie, ona miała cztery tabliczki, ja dwie. Milczałem więc, kiedy Cam podszedł i nam pomógł, natomiast nie mogłem sobie odpuścić dalszej sprzeczki słownej między nami. - Nie zesraj się, ślizgonku. – Posłałem jej całusa z uśmiechem, następnie zajmując się dalszym tematem. Miałem zmienić smak czekolady, opcji było nieskończenie wiele, więc nie był to też łatwy wybór do podjęcia. Ale skoro to nie ja miałem jeść swoją czekoladę, tylko Irv, to wybór nieco się zwężał. Oczywiście nie byłem na tyle głupi i niedojrzały by zaraz jej uderzać smakiem gówna czy czymś w tym rodzaju – szanujmy się, nawet na moje standardy to byłoby zbyt niskie zagrania. Zamiast tego, uznałem, że idealnym smakiem będzie Carolina Reaper, jedna z najostrzejszych papryczek na świecie. Zaklęcie poszło mi całkiem smooth, miałem więc nadzieje, że udało mi się odwzorować smak. Druga zaś trochę się popsuła, ciekaw byłem tego, co ostatecznie poczuła Irv, próbując jej smaku. Anyż nie był moim wyborem docelowym, ale doceniłem los, jednocześnie go przeklinając – serio, dentysta? To sugestia raczej w moją stronę bo ja próbowałem tabliczek Irv, czy do niej, bo może powinna wreszcie się tam udać?
Otworzył szerzej oczy, kiedy dziewczyna wypaliła do niego o tym dziku. No takiego określenia to jeszcze nie słyszał i nie wiadomo było, czy powinien się bać czy nie. W każdym razie wyglądała na zaangażowaną w zadanie i była możliwość, że pójdzie jej lepiej niż jemu. Może dzięki temu ich para nieco wybrnie z tej inwazji kostek, którą mieli. Nie pomylił się wiele, oto jeden zgrabny ruch różdżką zażegnał potop czekolady. Co niektórzy mogliby nad tym ubolewać, ale na pewno nie on i nie w obecnej sytuacji. - Mam szczęście, że trafił mi się ktoś, kto ogarnia moje porażki - skomentował, zerkając na czekoladkę, którą podtykała mu dziewczyna. No, skoro tak dobrze poszło jej opanowanie zaklęcia, to kostka z pewnością będzie wyborna w smaku. Rozgryzł ją i zrobił dziwną minę. Czy on na pewno ma odgadnąć smak? - Smakuje trochę jak... rosół? - Ni to spytał, ni to odpowiedział. Nie do końca był pewien, czy tak miało być. @Mulan Huang
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Po tym jak powielił czekoladę , Zeph odwalił swoją cześć ćwiczenia, Drake zabrał się za czarowanie. Teraz przyszła kolej na to żeby on zmienił smak. Ruch różdżką i inkantację znał, wiec nie powinno mu pójść źle. Wystarczy się nieco skupić. No i rzucił, a czekolada zmieniła smak na taki jaki ma krwisty stek. Czemu taki smak? Do końca nie wie. To było pierwsze co mu do głowy przyszło. Dlatego sam też się skusił żeby spróbować jednej z licznie powielonych czekoladek. Smak był okej, więc chyba zrobili wszystko dobrze.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Raz za razem się zatrzymywał, by wykonać drobne poprawki, rzucić podpowiedzią, czy też posłużyć się własną różdżką, by uchronić wszystkich przed utonięciem w czekoladzie, choć taka śmierć nie wydawała się nawet najgorsza. W gruncie rzeczy był zadowolony z przebiegu lekcji, choć zdawało się, że należało przypomnieć im także te podstawowe zaklęcie, skoro geminio sprawiło takie kłopoty. Odnotował to więc w swojej głowie, kiedy to przechadzał się po klasie, by wkrótce potem zerknąć na tarczę zegarka na nadgarstku, a gdy poruszył ręką kamienie z morskiego szkła jego bransoletki zastukały o siebie. Widząc, że czas ich lekcji nieubłaganie dobiega końca, podszedł z powrotem do swojego biurka i obracając się twarzą do nich wszystkich – machnął różdżką, a za sprawą niewerbalnego zaklęcia, wszystkie czekoladki zniknęły, pojawiając się w pudełku no blacie biurka, które Camael zamknął i na powrót podniósł na uczniów spojrzenie niebieskich tęczówek. — Dziękuję wszystkim za lekcję, mam nadzieję, że brak powodzenia z geminio nakłoni was do odświeżenia bardziej podstawowych zaklęć, zanim ponownie spotkamy się w tej klasie. Jesteście wolni. — powiedział i zaczął układać nieuporządkowane pergaminy na meblu, odpowiadając uprzejmie rzecz jasna na pożegnania uczniów.
|zt dla wszystkich
Najmocniej przepraszam za tak duży poślizg w zamknięciu lekcji, obiecuję poprawę! W razie jakby coś Wam się nie zgadzało w rozdanych przeze mnie punktach – piszcie na pw, bo połowę robiłam, kiedy czaro przestawało mi działać co pięć minut.
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Wiecie co było gorsze od zajęć z Pattonem Crainem? Zajęcia z nim rano. Obudzenie się na tyle wcześnie by się nie spóźnić wymagało ode mnie ogromnym pokładów siły woli. Mój jęk towarzyszący dzwoniącemu budzikowi zapewne obudził całą wieżę Krukolandi. Zwlokłem się na dół wieży i istnie ślamazarnym krokiem dotarłem na piąte piętro wielkich schodów, wyglądając jak śmierć po ostrej imprezie. Oprócz torby z rzeczami niosłem grabki do piasku. Był to pierwszy przedmiot o którym pomyślałem, a zarazem jedyny który mieścił się w podanym przedziale wymiarów. Zastanawiałem się do czego będzie nam to potrzebne, skoro wystarczyłoby wyciągnąć kij z tyłka Craine i to na nim wykonywać zaklęcia transmutacyjne. Zastałem pustą klasę, co świadczyło o, na Merlina, zjawieniu się jako pierwszy. Rozłożyłem rzeczy na ławce mniej więcej po środku sali, siadłem na krześle i przymknąłem oczy, pozwalając sobie na jeszcze krótką drzemkę. Taką tylko pięć minut!
Kiedy tylko usłyszałam, że na najbliższe zajęcia transmutacji trzeba przynieść przedmiot nieożywiony mający pomiędzy 12 a 20 cali do głowy przyszła mi książka, których to aż pod dostatkiem miałam w dormiutorium wieży Ravenclaw. Wychodząc z niej zagarnęłam jedną z książek z ogólnodostępnej dla uczennic biblioteczki i udałam się w stronę klasy, której próg teraz właśnie przekraczałam. Nauczyciela jeszcze nie było. Jeśli chodzi o ścisłość to oprócz mnie siedział... a raczej półdrzemał na ławce jeden z uczniów. Podeszłam bliżej i zidentyfikowałam w osobniku Krukona. Usiadłam obok niego i lekko klepnęłam do w ramię. -Lepiej żebyś nie spał gdy przyjdzie profesor. Mnie to nie przeszkadza ale nauczyciele lubią dawać ujemne punkty domom. Sama wiem o tym najlepiej - powiedziałam.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Szczerze to musiał się dobrze zastanowić jaki właściwie przedmiot chciał zabrać na lekcję. To że będą go transmutować było bardziej niż pewne, dlatego też nie chciał brać czegoś zbyt skomplikowanego żeby nie utrudniać sobie niepotrzebnie życia. Albo osobie z którą usiądzie, bo równie dobrze Patus może im kazać transmutować swój przedmiot w przedmiot partnera albo na odwrót. A kto wie co siedzi w tej jego zagrzybiałej łepetynie. Po wejściu do klasy Drake grzecznie zajął miejsce i zaczął powtarzać notatki z lekcji które były przed świętami, oraz te z poprzedniego roku. Niby już się z nimi zaznajomił i przygotował też wcześniej, ale lepiej było być gotowym na wszystko. W międzyczasie ktoś mógł się do niego przysiąść jeśli chciał.
Murphy M. Murray
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173
C. szczególne : często chodzi po szkole z rogami lub ogonem, a w chwilach wzmożonych emocji włosy zawsze informują o tym otoczenie swoim kolorem; blizna po ranie ciętej na lewym boku na wysokości pępka
Kto by pomyślał, że wstanę na czas, żeby zdążyć na poniedziałkową lekcję o ósmej rano po niedzielnej zmianie w Geometrii? Na pewno nie ja, ale okazuje się, że potrafię – z odpowiednią motywacją. Wytaczam się z dormitorium rozczochrany i lekko zdezorientowany przez zmęczenie, ale na widok @Marla O'Donnell, która już czeka na mnie w Pokoju Wspólnym, szczerzę się jak głupi. — Dzień dobry — mówię, pochylając się, żeby pocałować ją na przywitanie, po czym spoglądam na zegarek na przegubie. — O nie... nie zdążymy już na śniadanie. — W moim głosie wybrzmiewa zgroza, kiedy to sobie uświadamiam. Normalnie wolałbym narazić się na gniew Patola, niż odbywać transmutację z pustym żołądkiem, ale uznaję, że przechadzka do klasy pod rękę z Marlą też nie jest najgorszą opcją. — Wczoraj ten nowy cep wyjebał się z całą tacą drinków na środku klubu, żałuj, że tego nie widziałaś, brakowało tylko, żeby leciał w zwolnionym tempie — zaczynam opowiadać, gestykulując żywo wolną ręką, drugą ściskając chude palce gryfonki. — Nie wiedziałem, że to jest fizycznie możliwe, żeby być aż takim ciemięgą, przysięgam, nawet nie policzę, ile razy oblał mi buty piwem. Lubię typa, ale się trochę chyba minął z powołaniem, mieliśmy tyle strat, że prawie nic z napiwków nie zostało. A, i lepiej nie dawaj mu nigdy robić rozliczenia — uprzedzam ją uprzejmie, przepuszczając ją w drzwiach do klasy. I dopiero tam przypominam sobie, że mieliśmy przynieść jakiś przedmiot, ale na szczęście wczoraj pamiętałem – wyciągam z torby pustą butelkę po winie, którą wczoraj zgarnąłem po zmianie i stawiam ją na ławce. — Co ja sobie myślałem, że nie wziąłem pełnej? — zastanawiam się nagle. Pewnie by się przydała.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie była do końca pewna, czy gryfońska frekwencja wynikała z sympatii do przedmiotu, do prefesora (!), czy może po prostu z tego, że w tym roku Gryfoni byli najzwyczajniej wyjątkowo pobudzeni w kontekście edukacji, co zresztą całkiem wyraźnie podkreślały klepsydry z punktami Domów, ale nie musiała wcale brnąć i doszukiwać się prawdy, aby przyjąć ten fakt z niekrytym szczęściem wymalowanym na twarzy. - Czy istnieją jakieś okoliczności, w których byłbyś gotowy odpuścić sobie transmutację? - dość bezpardonowo dosiadła się do Lilaca, jednocześnie kładąc przed sobą wysłużony kask, z którego korzystała jeszcze na długo przed zakupem tego właściwego, zgodnego z jej gustem i oczekiwaniami. I idąc śladami tego, że w swoim czasie uczyła się z nim latać, teraz miała się uczyć czarować ponownie korzystając z jego pomocy. Nawet, jeżeli dość dobitnie przypominał jej, że niedługo mecz. I że ostatnie szkolne spotkanie nie poszło po myśli czerwonej drużyny.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie było takiej mocy, która mogłaby sprawić, że odpuściłaby sobie lekcję transmutacji. Zwłaszcza, że była ona prowadzona przez Pattona. Takiemu to lepiej się nie narażać. Dlatego też najlepszym, co każdy uczeń mógł zrobić było grzecznie iść na jego lekcje i zachowywać się najlepiej jak tylko można było. Przynajmniej tak uważała sama Strauss, która jako przykładna Krukonka musiała się na każdych zajęciach pojawić. Bez wyjątku. No, chyba, że miała ku temu wyraźny powód. Po przekroczeniu progu klasy, udała się od razu do jednej z wolnych ławek, aby tam zająć miejsce. Najlepiej samotnie choć z pewnością nie pogardziłaby znajomym towarzystwem.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Na lekcji transmutacji zjawiła się nawet pomimo swojego pewnego lęku przed profesorem Craine'em, który niejednokrotnie już komentował jej umiejętności w tej dziedzinie. Przynajmniej dzięki niemu przykładała się o wiele bardziej do tej dziedziny i faktycznie widziała spory progres w swoich umiejętnościach. Poprawiając na ramieniu torbę, przerzuconą przez ramię, weszła do klasy i skierowała się ku jednemu z pustych miejsc, aby usiąść na nim i powoli zacząć się przygotowywać do zajęć, wyjmując wszystko, co mogłoby być dla niej przydatne w ich czasie.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Patol Craine miał sławę zwyrola, ale to, że ogłosił lekcję tuż po przerwie świątecznej o godzinie ósmej rano to największe świństwo na jakie kiedykolwiek się zdobył. Z trudem zwlekła się z łóżka i niedbale narzuciła na siebie szatę, klnąc pod nosem na wszystko i wszystkich. Dopiero widok @Murphy M. Murray sprawił, że jej twarz rozświetlił szeroki uśmiech. - Doberek! - krzyknęła radośnie, kompletnie nie przejmując się, że być może są Gryfoni (jakby miała obstawiać - większość z nich), którym nie po drodze było z transmutacją i dalej spali. Ujęła jego buzię w dłonie i odwzajemniła pocałunek, a następnie poprawiła mu włosy (bezskutecznie). - O nie, i co teraz? - spytała z udawaną trwogą, bo nieszczególnie przejęła się faktem, że pójdzie na zajęcia głodna - te parę minut więcej spędzonych pod kołdrą były tego warte. Tuż przy wyjściu z dormitorium przypomniała sobie, że trzeba było coś ze sobą wziąć, więc zgarnęła ze stolika elegancki dzban. Słuchała jego opowieści, kręcąc z niedowierzaniem głową. - To jest jakiś żart, że on tam dalej pracuje. Ale dzięki temu miałam wolne, więc w sumie - wyszczerzyła się, trącając go zaczepnie w ramię, bo był tym nieszczęśnikiem, który musiał wczoraj zapierdalać. - Jemu to najlepiej nic nie dawać do roboty - skwitowała tylko, po czym weszła do sali, od razu zajmując dla nich ławkę z tyłu. - No, zjebałeś. Ale jak skombinujesz wodę to możemy ją zmienić w wino. Ostatnio tak zrobiłam z Harrym - zaśmiała się cicho, wspominając poprzednią lekcję transmutacji z Whitelightem. - A Camael się nie zorientował, bo miał już chyba dość tej lawiny czekolady. Mówię ci, świetna opcja. Ale nie wiem czy przejdzie z Patolem - paplała beztrosko, klepiąc krzesło obok siebie, żeby w końcu usiadł.
______________________
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie było to wielkim sekretem, że jednym z ulubionych przedmiotów Mulan była właśnie transmutacja. Nawet jeśli lekcje prowadzić miał Patol, do którego część uczniów miała awersję. Cóż po prostu jej bajeczne pokłady pewności siebie oraz brak boga w sercu sprawiały, że nie obawiała się zajęć ze sławnym nauczycielem. Dlatego też dosyć spręzystym krokiem wkroczyła do klasy, witając się naprędce ze wszystkimi nim w końcu znalazła dla siebie miejsce, które mogła zająć i wyjąć to, co ze sobą przyniosła. Długo główkowała nad tym, co przyniosłaby jako przedmiot do czarowania, ale w końcu zdecydowała się na znalezioną na dnie kufra starą sfatygowaną i zbitą lunetę. Nikomu się w końcu nie przyda i nie będzie jej szkoda jeśli niechcący wybuchnie.
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Dziewczyna, jak wiele innych siedemnastolatków, nieraz reagowała dość emocjonalnie na pewne lekcje. A bo tam nauczyciel się na kogoś uwziął, inna profesorka w ogóle była głupią krową i mówiła tak flegmatycznie, że nie dało się jej słuchać, a sam przedmiot był trudny, nudny i co tylko. I chociaż Sheenani lubiła uczyć się rzeczy, które uchodził za trudne i nudne, a osobowość kadry miała minimalny wpływ na to, jak podchodziła do własnej edukacji, tak… Tak transmutację uważała za swoje nemezis. Nie dość, że ta konkretna dziedzina magii wesoło pluła na wszystko, w co wierzyła, to jeszcze była tak stresogenna, że dłonie trzęsły się jej na samą myśl o niej. Wagary jednak nie wchodził w grę - a zwłaszcza teraz, kiedy na idealnie wyprasowanym mundurku widniała odznaka prefektki Hufflepuffu. Doireann wkroczyła do sali, przepuszczając w drzwiach parę zbłąkanych pierwszoklasistów. Nie sposób było przeoczyć pewnych zmian w wyglądzie dziewczyny; przede wszystkim jej włosy, niegdyś będące wielką, kręconą szopą, były wyprostowane i miejscami… wyraźnie pociągnięte żółtą farbą? Dodatkowo w jej nosie widniał kolczyk, a ona sama wyglądała na dość zmęczoną. Jeden dzień zdecydowanie nie był wystarczający, by mogła odpocząć po wszystkim, co miało miejsce podczas świątecznej przerwy. Tak właściwie, to przyzwyczaiła się do tego, że przez ostatnie dni zasypiała przytulona do ogromnego cielska Demona, a jej słaby sen przerywany był przez latającego nad uchem elfa i dźwięk zbijanego w tle szkła. Cisza, spokój i zgaszone światło przeszkadzały jej tej nocy bardziej, niż ten cały harmider. Omiotła pomieszczenie spojrzeniem, szukając dla siebie towarzystwa innego, niż Drake (@Drake Lilac). Nie, żeby siedzenie obok gryfońskiego olbrzyma było problematyczne. Ba, była pewna, że nikt nie doceniał siedzenia u jego boku bardziej od niej samej; robił czasami za doskonały cień, albo osłonę przed wiatrem, a dodatkowo był przy tym miły i ani trochę gwałtowny. Obecnie jednak pozbawiona była tego przywileju, więc zamiast usadowić się obok, pomachała mu dłonią, w której dzierżyła chochlę, by ostatecznie podejść swojej wspólniczki w ogarnianiu puchońskich kryzysów. To jest, koło @Yuuko Kanoe. - Wolne, prawda? - zagadnęła, a potem klepnęła sobie zaraz obok. Odłożyła kuchenną broń i sięgnęła do torby, wyjmując z niej podręcznik i notatki. - Dobrze cię zobaczyć po świętach. - dodała, może ino odrobinę niepewnie. Nie chciała przeszkadzać Puchonce w powtórkach, a jednocześnie... No, naprawdę miała ochotę na uprzejmy small talk z reprezentantką własnej płci. Hawk i Wacław mogli mieć w sobie ukrytą wrażliwość, ale jednak chłop był chłopem, a jej chciało się odrobiny kobiecej delikatności.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Do Pattona miała takie samo podejście jak do pomarańczy. Nienawidziła pomarańczy. I choć w głowie jej szumiało od kilku tłuczków, którymi oberwało jej się dzień wcześniej na treningu, a ciało przy każdym ruchu wydawało z siebie niemy krzyk rozpaczy, podobnie jak umysł an myśl o Patolu, to jednak czuła się zobowiązana do tego, by przyjść na lekcję. Krucza klepsydra już wystarczająco ucierpiała przez jej lekkomyślne spacery po Zakazanym Lesie i nie zamierzała dokładać Vorlbergowi kolejnych zmatwień. Szczególnie że ten musiał teraz powoli dorosnąć do decyzji, którą niedawno podjął. Z podkrążonymi oczami, potarganą grzywką i w mundurku pokrytym psią i kocią sierścią, wyglądając jak poł rzyci zza krzaka, z niechęcią doczłapała się do szkolnej kuchni, gdzie już czekały na nią gwizdkowa owsianka i duzy kubek wyjątkowo mocnego dyptamowego smakosza. Pokrzepiona nieco śniadaniem oraz potężną dawką kofeiny, przetarła zmęczone powieki i ruszyła w kierunku klasy. Nie oznaczało to w żadnym wypadku, że poprawił jej się humor. Wciąż szła przed siebie w grobowej ciszy, rzucając gromami z niespokojnych oczu. Zdarzyło jej się nawet warknąć na jakiegoś pierwszaka ze Slytherinu, który w swojej nieuwadze, wszedł w nią zagapiony w wizzbooka. Po przekroczeniu drzwi wejściowych nawet się nie przywitała. Po prostu hardo ruszyła przez klasę, siadając obok @Violetta Strauss i kładąc na ławce poobijaną, wysłużoną pałkę do quidditcha.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Kiedy budzę się we własnym pokoju, nic dziwnego, że po pierwsze - leżę kulturalnie na wersalce, a nie własnym łóżku. To jest zajmowane przez Wacława, który najwidoczniej odnalazł w tym jakiś dodatkowy sens życia - i nic dziwnego. Szyja mnie boli, kiedy to staram się wyprostować, a jedyne pytanie, jakie sobie zadaję, jest takie - gdzie ja jestem? No tak. Mój pokój, raz jeszcze. Umysł powoli się rozkręca, bodźce drażnią głowę, czaszka próbuje jakoś się ochronić przed dodatkowym wpływem bardzo nieprzyjaznych warunków. Chwytam za pierwszy przedmiot, suszy mnie tak, jakbym nie pił wody od dawien dawna. Szkoda tylko, że nim się oglądam, a to jakieś resztki Jacka Daniela, na co krzywię się nieco, odstawiając go z powrotem na stół. Butelek po piwie jest sporo, bo mimo że Doireann trafiła do szkoły w odpowiednim terminie, my bawiliśmy się dalej. Kolejne szoty, nie miało to żadnego znaczenia. Gadanie jest dobre. A jak jesteś najebany, to tym bardziej jest dobre; biorę głębszy wdech i otwieram okno, wszak pomieszczenie wydaje mi się być zbyt zaduszone. - Transmutacja...? - to ostatnie, o czym chcę myśleć, ale po pierwsze - jakoś się obliguję do chodzenia na lekcje, po drugie Wacław najwidoczniej też potrzebuje pójść. Szukam jakiegokolwiek zegara na ścianie i wskazówki pokazują nam, że jeżeli się nie pozbieramy, to raczej szybko nie dotrzemy do zamku. - Na Merlina... b-bierz byle co. - mówię, gdy przypominam sobie o tym, że trzeba wziąć coś powyżej dwunastu cali i modlę się, by Puchon na swoje studenckie oko był w stanie cokolwiek takiego odnaleźć. Spóźnić się szkoda by było, dlatego nic dziwnego, że w sumie jedyne, co udaje mi się zrobić, to na szybko pójść do łazienki, zażyć odpowiedni eliksir, następnie przepuścić Wodzireja, by też skorzystał, umyć na szybko zęby, by nie jebać gorzałą na kilometr, zmienić ubrania na jakiekolwiek bardziej świeże, a też, jeżeli Wacław chce, to mu je pożyczam, przeczesać włosy o miodowych końcówkach - zresztą Polak też pięknie wygląda - a następnie o mało co się nie wyjebać podczas biegu na sam dół, gdzie jeden stopień postanowił mnie zdradzić. Byle jak narzucam kurtkę, Wacławowi użyczam kolejnej, bo naprawdę mi się nie widzi patrzenie na niego i zastanawianie się, czy chwyci go jakieś przeziębienie; głowa pozostaje nadal wrażliwa na bodźce i widok białego śniegu powoduje marszczenie się u mnie czoła. Błędny Rycerz na szczęście (i dziwne działanie różdżki ogółem) pojawia się stosunkowo szybko i równie szybko nas wysadza przed szkołą, gdzie biegniemy jak pojebani i poparzeni przez błonia. Być może gdybyśmy się wyrżnęli ryjami o śnieg, to bardziej by nas odświeżyło, ale na to nie ma chyba czasu, nawet jeżeli moje buty kategorycznie starają się mi udowodnić, że ten plan brzmi całkiem nieźle. I tak śnieg klei się do spodni, powietrze suche i niespecjalnie dobre wręcz szczypie w gardło. Jeszcze przechodzenie przez te wszystkie piętra i schody niespecjalnie nam służy, ale ostatecznie udaje nam się chyba minutę przed czasem dostać do środka sali, gdzie mają się rozpocząć zajęcia. Jeszcze się na szybko ogarniamy "przed", a gdy wchodzimy do środka, zajmujemy, o zgrozo, pierwsze miejsca - nawet nie wiem, dlaczego podejmujemy się tak dziwnej opcji. Nauczyciela nie ma i chwała Merlinowi. - Co... co w ogóle n-nam wziąłeś? - pytam się, dopiero teraz ogarniając, że w podręcznym bagażu ciąży mi jakaś butelka. Tak. Wacław, jako mistrz mierzenia chyba linijką flaszki, postanowił wepchnąć mi tę po Żubrówce litrowej, która raczej nie powinna wzbudzać żadnych podejrzeń, skoro i tak w środku żadnego alkoholu nie ma. To rekwizyt dni poprzednich, a nie realny powód do zmartwień; stawiam ją na ławce bez najmniejszego skrępowania i przecieram bladą jak trup twarz, siadając razem z towarzyszem libacji, oczekując na moment rozpoczęcia lekcji. Nie wiem, kto wymyśla po weekendzie nastawionym na piciu tego typu przedmioty o ósmej rano, ale w sumie nawet nie muszę tutaj być; w końcu to nie jest coś, co będę zdawał. - Dobra, będzie… - mrużę oczy i biorę głębszy wdech, licząc na wsparcie oparcia u krzesła, gdzie mogę nieco odpocząć od nadmiernego biegu przez błonia.
Gdyby ktokolwiek ją zapytał, dlaczego tak właściwie szła na tę lekcję, to odpowiedziałaby, że po prostu oszalała, albo zjadła tak dużo plumpek w święta, że właściwie zastąpiły jej mózg. Mimo to, szła dzielnie szkolnym korytarzem, rzecz jasna z @Hope U. Griffin u swojego boku, która jak zwykle była jej towarzyszką niedoli. Zawsze uważała, że miała niesamowite szczęście, że kiedy coś było średnie – jak na przykład sam Patton Craine był średni – to Hope jej towarzyszyła, w kupie raźniej. — Przypomnij mi czy ja muszę zdawać to gówno na owutemach? — zapytała przyjaciółki, po czym włożyła różdżkę w zęby, by w spokoju związać swoje już całkiem długi (!) i tym razem ciemnofioletowe włosy — Bo jeśli muszę, to ja chyba jednak rzucam szkołę — dodała, kiedy już się uporała ze swoimi włosami, związując je w coś. Miała taki zwyczaj, że kiedy przychodziło jej się z czymś zmierzyć – wiązała włosy, tak po prostu, żeby jej nie przeszkadzały, a nie wątpiła, że ta lekcja będzie prawdziwym wyzwaniem. Po pierwsze ze względu na nauczyciela, po drugie ze względu na przedmiot. — Już zdałam egzamin na licencję posiadania tych niebezpiecznych gatunków, więc po co mi dalsza edukacja tak właściwie? — dalej ględziła, trochę, ale tylko trochę, bezsensownie, bo przecież tata by ją z domu wyrzucił, jeśli by rzuciła szkoła. Ona to wiedziała i Hope też to wiedziała. Ruby jednak nie byłaby sobą, gdyby trochę nie pomarudziła, zresztą prawda też była taka, że wchodziła do tej klasy z duszą na ramieniu. Każdy kto ją chociaż trochę znał, doskonale wiedział, że tak właśnie radziła sobie ze stresem – gadając bez przerwy.
______________________
without fear there cannot be courage
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Latacie po mieście jak Bójka Bajka Brawurka Dźwigając swoje atrybuty: wóda, szampan, bibułka
Otworzył jedno oko, wyjrzał za okno i dopiero jaśniało. Reszta nie miała znaczenia, więc Wacuś położył się na łóżku, aby spać dalej. Może jeszcze się nawodnił pierwszą butelką z brzegu, która miała w sobie jakąkolwiek zawartość. Sampan. Czyżby pozostał po radosnym celebrowaniu szczęśliwego singielstwa Wodzireja w Nowym Roku? Najpewniej. Wszak kara na seks miała mu zejść za kilka dni. Promile wesoło tętniły w jego żyłach od kilku dni, a półoficjalne zostanie ojcem Cudu - elfa - w związku dość specyficznym, ale jakże dla Świata potrzebnym, było bardziej zabawienie niżeli wynalezienie lekarstwa na kaca. Puchon akuratnie zastanawiał się czy waśnie jest męczony skutkami uprzedniej libacji, czy wstał jeszcze pijany. Łyk szampana nie wykręcił mu kiszek, czyli nie było najgorzej na świecie. Otwarcie okna dopiero wywarło na brunecie jakieś przejawy życie. Oraz rozkminę czy wywar żywej śmierci jest w skutkach podobny do tygodnia libacji tudzież alkoholowego cugu. Zapewne był, ale po miksturce czarodziej mógł wstać od razu jak nowonarodzony, po profanacji ciała alkoholem – było się trupem jeszcze długo. W głowie zaszumiało mu jakieś pytanie. Jakieś zajęcia? No niby można się wybrać. Wacław otworzył jedno oko. Nie był w swoim dormitorium. Otworzył drugie, zamykając pierwsze. Wciąż nie wyglądało to jak Hogwart. Zaczynało się to przeradzać w problem. Gdy już został ponaglony – Puchon wstał w jakiś w ogóle nie swoich ubraniach, ale to nie miało teraz znaczenia. Nic nie miało znaczenia, jedynie ślepe słuchanie się poleceń kolegi. Kiedy umiesz ocenić rozmiar penisa na podstawie długości od kciuka do palca wskazującego to znalezienie przedmiotu, który miał 12 cali nie stanowiło problemu. Chociaż, co to w ogóle za pojebane wymiary?! Czy Anglicy nie dorośli do systemu metrycznego? Głupota. Wacław wziął swój plecak, spakował do niego najwyższą butelkę, jaką znalazł i wybiegł do łazienki. Przemył twarz zimną wodę. Spojrzał pod prysznic i stwierdził, że może umyć jeszcze włosy, myjąc zęby palcem i pastą, bo po co komu szczoteczka. Na dwór wylazł z mokrym łbem i całe szczęście puchoński kolorek nie zmył mu się z włosów. Pożyczył zatem czapkę i kurtkę, jakże by inaczej. Wszak szelest był idealnym dodatkiem do każdego stroju, ale w tym stanie, na tę pogodę… Może nazbyt ekscentrycznym tudzież nieodpowiednim. Ano i okulary przeciwsłoneczne, w swoim ortalionie miał takowe, aby światło nie było go w ślepia. Trzeba być przygotowanym na światłowstręt. Podróż do zamku była ino okazją do spanka. Zaś wyjście na mórz. Znów… Dramat, gorszy niż tragedia w Sopocie 2005, bo jeszcze sam śnieg czy wyjebanie się ryjem prosto w zaspę zdawało się znośne. Wręcz błogosławieństwem od samego Swarożyca , ale czynność biegania? Koszmar! Powinno być to nielegalne lub same błonia mogłoby być mniejsze. Albo ktoś mógłby jeździć po nich meleksem. Albo brać galeon za przewożenie uczniów po tym terenie na miotle. Wacuś nie odważyłby się teraz dosiąść żadnego kija. - Walnij mnie w pysk – poprosił Hawka przed wejściem na zajęcia, aby sprawdzić czy coś takiego jak odczuwanie bodźców zaistniało. Zdjął okulary, bo tak wyglądał na mniej podejrzanego. Zaczesał jedną brew, ułożył na szybkości włosy, aby jakkolwiek przypominały schludnego człowieka ano i przede wszystkim chciał wyeksponować te kolorowe końcówki. Poprosił Krukona o sprawdzenie oddechu, żaden z nich nie omdlał. Wspaniale. Weszli dość dynamicznie przez drzwi. Nerwowe spojrzenie po sali poskutkowało zwycięstwem! Byli przed nauczycielem – jakiś bóg libacji musiał mieć ich w opiece. Oczywiście nie ma to jak Wodzirej, który na pierwszych zajęciach w Nowym Roku postanowił udawać prymusa z pierwszej ławki i właśnie do pierwszych rzędów od biurka zaciągnął swoje towarzysza niedoli. Mogli wziąć wodę z cytryną i cukrem tak żeby odżyć. Jednak, aby tak zrobić należy lubować się w umiejętności zwanej myśleniem. Ta zaś chwilowo zdawała się nieosiągalna. Usiadł twardo na krzesełku i wsunął się głośno pod kawałek biurka. Najgorzej, ale Puchonowi zawsze trafiały się te z najgorszych, hałaśliwe i niewspółpracujących mebli. Na pytanie Hawka zareagował bladym uśmiechem. Wyciągnął z plecaka litrową butelkę po żubrówce. Sobie wyciągnął korek analny z ogonkiem lewa. Całe szczęście było to futerko i przedmiot robił za jakieś cali 15. Ów przedmiot okazał się miłym prezentem sylwestrowy, był nawet jeszcze w kokardce, bo gdyby jakiś Gryfon miał marzenia do realizacji – Wacuś był jak ta wróżka, która urealnia sny. - Oczywiście, że będzie dobrze – chłopakowi przez myśl nie przyszło, że może być inaczej. Po czym obrócił się, szukając w tłumie uczniów @Doireann Sheenani, a jeśli złapał z nią kontakt wzrokowy, przywitał się skinieniem głowy. – Co tam, mordo?
— Chcę umrzeć. Zabij mnie, błagam — jęknęła w odpowiedzi, teatralnie przykładając dłoń do czoła, jak gdyby naprawdę prędzej miała skonać, aniżeli dotrzeć na lekcję transmutacji, na domiar złego prowadzoną przez Pattona Craine'a. — Och, chyba nie. Ja nie zdaję — zmarszczyła brwi, zawieszając się na sekundę — ...mam taką nadzieję. No i stało się. Maguire zasiała w niej ziarno niepewności i teraz albo będzie musiała napastować profesora Williamsa pytaniami o owutemy i o to co trzeba, a czego nie trzeba (i czy w ogóle coś trzeba, bo może nic było opcją odpowiednią względem stanu jej wiedzy), albo będzie ją zjadać stres, że na koniec roku czeka ją z pewnością nieprzyjemne spotkanie z Crainem albo Whitelightem. — Ruby... ale chyba nie myślisz, że trzeba zdawać transmutację? — zapytała niby to od niechcenia, uśmiechnęła się ciut nerwowo i poprawiła torbę na ramieniu, jednocześnie nieco się garbiąc. Im bliżej były sali, tym niżej trzymała głowę, podświadomie chcąc zniknąć z pola widzenia nauczyciela. — Nie możesz zostawić mnie tutaj samej — dodała piskliwie, ale zdecydowanie, ani myśląc puścić przyjaciółkę gdziekolwiek przed ukończeniem siódmej klasy, choćby nie pojawiła się przed nią nie wiadomo jaka życiowa okazja. Odetchnęła z ulgą, widząc, że nauczyciela nie ma jeszcze w klasie. Nieco się rozluźniła, co nie oznaczało oczywiście, że nie miała ochoty stąd uciec. Rzuciła torbę na ławkę i usiadła na krześle z cierpiętniczą miną. Niechętnie wyciągnęła z niej podręcznik, różdżkę i czekoladę, którą postanowiła zabrać jako swój przedmiot. — Ej. Wolałabyś zdawać u Craine'a, czy Whitelighta? — mruknęła do przyjaciółki na tyle cicho, żeby Patol przypadkiem nie wychwycił tego swoim sokolim... eee słuchem. Rozejrzała się po sali i pomachała do swoich znajomych, głównie Gryfonów.
Pojawił się w klasie wraz z cichym szelestem zamykających się za nim drzwi. - Cisza. - odezwał się ozięble i to musiało wystarczyć za powitanie. Jeśli ktokolwiek chociażby szepnął mógł oczekiwać na sobie bardzo chłodnego spojrzenia nauczyciela. Mina na jego twarzy sugerowała brak jakichkolwiek poszlak dobrego humoru w jego zacnej osobie. Poprawił okulary i odłożył na biurko dziennik, po czym spokojnym krokiem po kolei podszedł do każdego z uczniów i podnosił przyniesiony przez nich przedmiot, oceniając wymiary i wartość. Oczekiwał niczym niezmąconej ciszy. Oceniał w ciszy każdy przedmiot jednak dwóch rzezimieszków postanowiło chyba zagrać na jego nerwach. -Keaton. Murray. Czy wasze przedmioty to jakiś żart równie nieudolny niczym wasze życiowe osiągnięcia? - wycedził groźnym tonem, spoglądając to na @Murphy M. Murray oraz @Hawk A. Keaton. Nie potrzebował różdżki, aby wystosować zaklęcie, które transmutowało obie butelki po alkoholu w rogate i obślizgłe ślimaki. - Siadacie obaj w pierwszej ławce. Razem. Weźmiecie przedmioty losowe z pudła. - wskazał palcem miejsce na które mieli się przesiąść. W pudle do wyboru było prawdopodobnie niedziałające gryzcące frisbee i ostro zakończony kawałek lusterka dwukierunkowego, które panowie musieli podzielić między sobą. Przy przedmiocie pana Wodzireja patrzył jedynie podejrzliwie, ale ostatecznie w żaden sposób tego nie skomentował.
Po obejrzeniu wszystkich przedmiotów zatrzymał się na środku sali. - Zaklęcie “Chronico” jest często niedoceniane przez takie zwyczajne osoby pokroju tych dwóch mądrali z pierwszej ławki. Składa się ono z trzech sylab, których każda odpowiada za inną funkcję czaru. Sylaba “chro” zmiękcza magiczną osłoną fakturę danego przedmiotu, sylaba “ni”... - bardzo dokładnie wyjaśniał całą etymologię zaklęcia. Mówił o tym głosem jednostajnym acz non stop w jego głosie słychać było ostrzegawcze nuty. Stanął przy tablicy i kredą zapisał główne zasady opanowania zaklęcia: Skupienie, Wyobrażenie i Talent. Spełnienie tych trzech zasad gwarantowało sukces… - Wybitne jednostki w mig pojmą czemu ma służyć działanie zaklęcia. W trakcie transportu drogocennych przedmiotów ich właściciele niejednokrotnie nadają cech postarzających dla rzeczy nieożywionej. To bardzo prosty sposób oszukania potencjalnych złodziei, których IQ jest równe IQ rogatych ślimaków. - zademonstrował działanie zaklęcia na pucharku - nadał mu rdzy, pęknieć i kurzu i potrzebował do tego jedynie pojedynczej inkantacji. Wykład trwał dwadzieścia pięć minut. Dokładnie pokazał pod jakim kątem należy trzymać różdżkę i jaki gest nadgarstkiem wykonać - składał się ledwie z bardzo ostrożnego obrotu o sto trzydzieści pięć stopni w prawo.
- Pracujecie samodzielnie. Macie trzydzieści minut, aby przyniesione przez was przedmioty wyglądały jak nieużywane od przynajmniej dziesięciu lat. Wystawiam za to oceny. Kto słuchał to nie popełni błędu.- Nie usiadł do biurka tak, jak robi to większość profesorów. Przechadzał się między ławkami i z posępną miną kontrolował postęp.
W tym etapie zbieracie tzw. Punkty Wiedzy, które otrzymacie za poszczególne wyniki kostek i modyfikatorów. Im więcej PW, tym lepsza ocena końcowa.
Najpierw należy rzucić kością k6 - określa ilość cech, które zdążyłeś/zdążyłaś wyczarować na przedmiocie w trakcie trwania tego etapu. Jeśli wylosowałeś 1 cechę to w dowolny sposób wyjaśnij dlaczego zajęło Ci to dużo czasu - trudność, oryginalność, dekoncentracja, lenistwo…
Do każdej cechy należy dorzucić k100 (np. wylosowałam trzy cechy to dorzucam trzykrotnie k100) - ona określa zaawansowanie cechy na przedmiocie.
1- 45- wyczarowana cecha jest słabo widoczna/dosyć szybko znika i musisz ponawiać czar/dowolna przyczyna wyjaśniająca dlaczego efekt jest słaby - otrzymujesz tylko 1 Punkt Wiedzy za tę cechę. 46-65 - cecha jest całkiem dobrze widoczna, ale… wybierz lub wymyśl pojedynczy błąd w cesze: zły dobór cechy do faktury przedmiotu (np. rdza na materiale)/objęła zbyt duży obszar przedmiotu etc. Zyskujesz 2 Punkty Wiedzy. 66-91 - cecha została umiejscowiona starannie i w idealnym miejscu, dobrych proporcjach… nie można się do niczego przyczepić. Zyskujesz 3 Punkty Wiedzy. ]92-100 - Twoje zaklęcie okazało się za silne/jakikolwiek inny powód i wybrana cecha objęła calutki przedmiot. Nie, nie możesz tego cofnąć, profesor zabrania. Nie dostajesz żadnego Punktu Wiedzy, ale za to tracisz 5 punktów dla domu za “naruszenie estetyki transmutacyjnej”. Utrata punktów nie sumuje się w przypadku kilkukrotnego wylosowaniu tego progu kostkowego.
Jak uzyskać więcej Punktów Wiedzy?
-> Za każde 12 pkt z transmutacji +1 punkt wiedzy -> Jeśli transmutacja to Twój przedmiot najlepiej rozwinięty +1 punkt wiedzy -> Animag/metamorfomag +1 Punkt Wiedzy -> Jeśli w swoim poście przed rozpoczęciem lekcji odniosłeś się miło (na głos lub w myślach) względem osoby Pattona/przedmiotu transmutacji to zyskujesz prawo do przerzutu dowolnej kości :P -> Różdżka z rdzeniem/drewnem wzmacniającym zaklęcie transmutacyjne <- prawo do przerzutu dowolnej kości
[/b]
Kod:
<zg>Przedmiot:</zg> <zg>Cechy:</zg> link do k6 + wypisz jakie cechy nadajesz przedmiotowi <zg>Efektywność:</zg> link do k100 za każdą cechę <zg>Punkty Wiedzy:</zg> liczba PW za cechy + liczba PW za modyfikatory <zg>Inne:</zg> jeśli uzyskałeś prawo do przerzutu to napisz na jakiej podstawie / możesz tu też wstawić miły i krótki komentarz, zdjęcie swojego zwierzaka albo np. jak się dzisiaj czujesz
Można się spóźnić, ale tylko na podstawie usprawiedliwienia zapisanego przez opiekuna domu/innego nauczyciela, który nie jest półfabularką. Usprawiedliwienie powinno zostać wysłane sowią pocztą.
Następny etap pojawi się 10.01.2022 o godzinie 21:00
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Przedmiot: patyk Cechy:6 → zadrapanie, rysy, kurz, zgnicie, próchnienie, złamanie do połowy Efektywność:42, 27, 66, 97, 57, 33 Punkty Wiedzy: 8 Inne: dostaję -5pkt dla domu za “naruszenie estetyki transmutacyjnej” opis jak rzucam zaklęcia dam potem, na wypadek jakbym jednak wyleciała z klasy!!
— Nie no, chyba nie musimy, to znaczy JA MAM NADZIEJĘ, bo inaczej to naprawdę mogę się z tym zamkiem pożegnać, ty to się jeszcze starasz przynajmniej — rzuciła do przyjaciółki, bo też taka była właśnie prawda. Hope może i była kompletnym gumochłonem z transmutacji, ale się starała. Za to Ruby olewała ten przedmiot tak bardzo jak mogła, a odkąd w ogóle chodziła na niego sporadycznie, to już nie było dla niej żadnego ratunku. Nawet jakby teraz siedziała na korepetycjach od rana do wieczora – nie było szans, żeby się jakkolwiek poprawiła. — U Craine’a — powiedziała, zaskakując nawet samą siebie, bo kto normalny wybrałby tego starego zgreda, zaraz potem jednak dodała — bo Whitelight we wszystkich wierzy, więc upierdolić coś u niego i widzieć ten zawód w oczach… Patol przynajmniej z góry zakłada, że wszyscy jesteśmy głupsi niż but — nie miała pojęcia, czy to co mówiła było logiczne, ale zajęła miejsce obok Griffin, nie kwapiąc się nawet do tego, żeby wyjąć podręcznik, jedynie kładąc na ławce patyk, który kilkanaście minut przed lekcją, urwała z pierwszego lepszego krzaka i mogła przysiąc, że wstrzymała oddech, kiedy Patton sprawdzał co za przedmiot przynieśli. Odetchnęła wcale nie tak bezgłośnie, kiedy zaczął się od niej oddalać i o dziwno nijak nie skomentował jej jakże wspaniałego wyboru, chociaż sama zakładała, że dostanie opieprz na całego, bo przecież to miał być przedmiot nieożywiony, a zdawało jej się, że patyk należał do tej transmutacji ożywionej, jako roślina, ale właściwie co ona wiedziała w ogóle? Jej wzrok przyciągnął jednak inny przedmiot i od razu wbiła łokieć w żebra Hope, pokazując jej to coś, co przyniósł Puchon. — Te, Waclaw, tak bardzo chciałeś zakomunikować Craine’owi, że lubisz w dupę? Liczysz na coś? — szepnęła do niego, przekręcając też w bardzo irlandzki sposób jego imię, była oczywiście niesłychanie cicho w swojej ocenie, chociaż przecież @Wacław Wodzirej musiał ją usłyszeć. Dopiero później sobie uświadomiła, że skoro Puchon ją usłyszał, to nauczyciel najpewniej też. Maguire była trupem, wiedziała to zanim profesor zdążył zareagować.
______________________
without fear there cannot be courage
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Przedmiot: Wiadro Cechy:1 śladowa ilość rdzy Efektywność: 9 Punkty Wiedzy: 1 + 1 za 12 transmy(bo mam też branzoletę wezyrki co mi daje +2) Inne: Kości są wredne
No i przysiadła się do niego ich ukochana pani kapitan, która na szczęście była wprawiona w transmie. Chociaż nie łudził się nawet że Patol pozwoli na jakiekolwiek rozmowy w ławkach albo pomoce. Na szczęście jeszcze nie wlazł do klasy więc mógł nieco z kumpelą pogadać. - Szczerze wątpię. Chcę się nieco w niej polepszyć przynajmniej na tyle żeby zmieniać ludziom kończyny więc raczej szybko sobie nie odpuszczę. - Na przykład żeby zmienić komuś dłoń w kopyto żeby różdżki nie mógł utrzymać. Nadal miał delikatne problemy, ale może do końca roku uda mu się opanować to zaklęcie. A jak nie, to jak zna siebie to i na wakacjach będzie po cichu wkuwał. W sumie to miał korki u Viro jak byli w Arabii.
Nie odzywał się już kiedy Patus wbił do sali żeby nie ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. Po prostu notował to co uznawał z wykładu za słuszne. Zwłaszcza wszystko co było potrzebne do poprawnego rzucenia zaklęcia. Kiedy przyszło więc do czarowania, wyjął różdżkę i zabrał się za czarowanie. Niestety pojawiły się trudności związane tego w jakiej fazie był księżyc. Były dwa dni po nowiu, co oznaczało że rdzeń jego różdżki był praktycznie w letargu i ciężko było wyczarować cokolwiek. Przy zwykłych zaklęciach nadrabiał to swoją wprawą, ale w tym wypadku... Nie szło mu najlepiej. Po rzuceniu zaklęcia na wiadrze pojawiło się troszkę rdzy, ale to była tak nieznaczna powłoczka że trzeba było się nieco wysilić żeby ją dostrzec. Zwłaszcza że samo zaklęcie postanowiło zadziałać za sam już nie wie którym razem. Prawdopodobnie gdyby nie bransoleta którą nosi pod szkolnym mundurkiem, to zaklęcie zadziałałoby na odwrót, a wiadro stałoby się fabrycznie nowe. Zerknął też na kask Morgan żeby sprawdzić jak jej szło. W końcu siedziała obok.
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Sro Sty 05 2022, 01:47, w całości zmieniany 1 raz