Kiedyś miejsce walk czarodziejów, dziś zapomniana ruina. Skupisko dużej mocy ułatwiające przepływ i plastyczność zaklęć. Nałożone na arenę zaklęcia ochronne działają po dziś dzień, wzmocnione wieloletnimi wyładowaniami mocy. Okoliczna roślinność i panująca tu cisza pomagają w oczyszczeniu umysłu i stanowią dobre miejsce do odpoczynku.
Aby wejść do lokacji, obowiązkowy jest rzut kostką! 1,6 - niestety nie możesz tu wejść, musisz spróbować innym razem! 2, 4 - udaje Ci się wejść do lokacji bez problemów. 3, 5 - udaje Ci się wejść do lokacji, lecz podczas przebywania w niej w którymś momencie przechodzisz przez kępkę brzytwotrawy. Dorzuć kostką:parzysta - po odbytym wątku rozwija się u Ciebie choroba o nazwie Brzytwówka (możesz poczytać o niej tutaj), jesteś zobligowany do napisania jednego posta w Szpitalu Św. Munga o leczeniu dolegliwości; nieparzysta - w domu zauważasz jedynie kilka przecięć na kostce, ale w ogólnym rozrachunku nic się nie dzieje.
Jeśli udało Ci się wejść do lokacji, możesz ją zdradzić jeszcze dwóm innym osobom! Pamiętaj, że na wejście do lokacji można rzucać raz dziennie.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie spodziewał się, że ta wymiana listów może wywołać w Ariadne aż tyle emocji. Sam co prawda chodził wkurwiony nie tylko na Moralesa, ale poza tym wiele raczej nie uległo zmianie. Wciąż był w dupie i nie miał pojęcia, co ze sobą i własnym życiem zrobić, ale jak obiecał trzymał się od Nokturny z daleka. Szkoda, że tylko od Nokturnu. Znajome iskierki pojawiły się w szmaragdowych ślepiach, gdy zauważył rumieniec na twarzy Wickens, ale nic nie powiedział. Pomyślał za to, że naprawdę podoba mu się tam mieszanka zapachów, jaka otaczała kobietę i była zdecydowanie przyjemniejsza niż jego jebiące wnętrznościami świnksa dłonie. Tak, mimo że minął już prawie miesiąc, nastolatek wciąż nie mógł pozbyć się z dłoni odoru krwawego rytuału i choć nie było to przyjemne, zdążył się jakoś do tego przyzwyczaić. Pozwolił Ariadne chwycić swoją dłoń i przeniósł ich z Dziurawego Kotła nie tylko dla własnego bezpieczeństwa, bo alkohol kusił go coraz mocniej, ale i po to, by faktycznie skupić się na celu ich spotkania, a ten na pewno byłoby łatwiej osiągnąć nie zataczając się z powodu jednego drinka za dużo. I tak wystarczało, że nie był tak do końca trzeźwy, choć bardzo ładnie nie dawał tego po sobie poznać, a przynajmniej nikt, kto go nie znał, nie powiedziałby, że dzieciak w tej chwili na czymś jest. -Nie sądziłem, że Ci się aż tak spodoba. - Zaśmiał się lekko, bo takiej reakcji serio się nie spodziewał. Co prawda uważał to miejsce za inspirujące, ale bez przesady. Odruchowo również zwiększył uścisk na dłoni Ariadne, gdy poczuł większy napór jej palców, po czym skupił się na wiedzy, jaką o tej lokacji posiadał. -Z tego co wiem, kiedyś urządzano tu magiczne walki. Ponoć całe miejsce wciąż emanuje ogromną magią, z której można czerpać. - Powiedział w końcu, powtarzając to, co kiedyś usłyszał. Czy była to prawda, nie miał najmniejszego pojęcia. -Hmmm? - Spojrzał na swoją pierś, jakby pierwszy raz widział ją w tym miejscu, nim skumał o co chodzi. -Nie, chociaż lekko mnie mdli, ale to kwestia choroby lokomocyjnej. Teleportacja jest znośna, ale nienawidzę świstoklików. - Przyznał, krzywiąc się lekko na wspomnienie jakiejkolwiek podróży przy pomocy tego magicznego przedmiotu. Może i było szybko i wygodnie, ale bez leków nie bawił się najlepiej. -No więc? Co dla mnie przygotowałaś? - Zapytał, puszczając jej dłoń i odpalając papierosa, bo co jak co, ale nadal był sobą i musiał nakarmić nałóg nim będzie mu dane przejść do ćwiczeń.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Próbowała wyobrazić sobie starożytne walki czarodziejów w tym miejscu. Czy przypominało to starcia gladiatorów na arenie w Koloseum? Ciekawe jakie zaklęcia kiedyś były w użyciu. Zafascynowana rozglądała się po ich otoczeniu, kompletnie niezrażona tym, że mogło się to wydać Felixowi dziwne. Wręcz czuła rozpierającą to miejsce magię. Różdżka aż sama wsunęła się do prawej ręki Ariadne, gotowa do akcji. Najwyraźniej chłopak wybrał wręcz idealne miejsce na to spotkanie. Ostatecznie puścili swoje dłonie i choć te należące do młodszego towarzysza cuchnęły czymś paskudnym to i tak jasnowłosej nie przeszkadzał ten zapach. W przeciwieństwie do smrodu tytoniu. - Żadnych papierosów. - powiedziała delikatnym głosem, ale stanowczy ruch różdżką sprawił, że nieodpalony jeszcze przedmiot wyfrunął z rąk Felixa i zmienił się w kamyk, który opadł na trawę. - Proszę, nie zmuszaj mnie do ponownego przeszukiwania Cię. - uśmiechnęła się trochę szelmowsko, będąc w każdej chwili gotową, aby wykłócać się o to, żeby nie palił. Nie mógł zrobić tego przed ich spotkaniem w myśl "co z oczu to z serca"? - Jaki niecierpliwy - pokręciła głową z udawanym niezadowoleniem. - Zanim zaczniemy ćwiczyć zaklęcia, muszę upewnić się, że nie wysiądzie Ci serce w jakimś losowym momencie. Opowiedz mi więcej o Twoich dolegliwościach. Co to był za rytuał? Wspominał bowiem o czymś takim w listach. Brzmiało to co najmniej podejrzanie, ale w świecie magii działy się różne rzeczy, więc nie zakładała niczego złego. Gdyby Ariadne chciała przeprowadzić naprawdę dokładne badanie prawdopodobnie musiałaby chłopaka poprosić o zdjęcie koszulki oraz dokładniejsze zbadanie różdżką jego klatki piersiowej. Być może nie byłoby to dla Felixa żadnym wstydliwym czynem, ale Ariadne już odczuwała silne poczucie zażenowania, gdy tylko pomyślała o czymś takim. Od razu z tego pomysłu zrezygnowała, starając się nie wyobrażać sobie chłopaka bez wierzchniego okrycia. Nawet jeśli służyłoby to po prostu zwykłej diagnozie to i tak pewnie policzki stanęłyby dziewczynie w ogniu. Zamiast tego zdecydowała się na rozmowę, zadając teraz naprawdę masę pytań dotyczących konkretnej lokalizacji tych bóli, porównania tego uczucia lub próby jego opisania, dopytania o częstotliwość czy okoliczności pojawiania się objawów. I tak dalej. Ostatecznie udzieliła paru rad, jak szybciej się uspokoić w razie stresujących sytuacji, podając kilka technik relaksujących. Poleciła witaminy, zaproponowała pójście na badania dotyczące niektórych chorób układu sercowo-naczyniowego, a także trawiennego, bo wiedziała, że również i z tego powodu może pojawiać się ból, a przy narkotykowo-tytoniowo-alkoholowej diecie Felixa to również należało brać pod uwagę. Chłopaka zalała więc masa naukowego bełkotu pełnego specjalistycznych określeń, które jednak można było skrócić do "Idź po prostu do uzdrowiciela, jak normalny czarodziej". Dopiero upewniwszy się, że nie jest to dolegliwość, która może naprawdę lada chwila zagrozić życiu chłopaka odetchnęła i rozejrzała się dookoła. - Niczego nie przygotowałam, pójdziemy na żywioł. - oznajmiła, wzruszając lekko ramieniem. Jak na osobę, która niemalże wszystko sobie starannie planuje to było nietypowe zachowanie. Niestety, ale nie miała czasu, aby coś specjalnie na tę okazję przygotowywać, co nie znaczy, że mieli się nudzić. - Zaklęcia defensywne mogą nieraz przechylić szalę na naszą stronę. Aczkolwiek, jeśli już zawiodą i zostaniemy trafieni czarem, musimy umieć też jak najszybciej wyswobodzić się z działania uroku. Jeśli to oczywiste możliwe. Niekiedy tylko magia bezróżdżkowa może nam pomóc, a chyba nie posiadasz tak potężnej umiejętności? - uśmiechnęła się lekko, sugerując, że było to wyłącznie pytanie retoryczne. Gdyby Felix faktycznie to potrafił to pewnie Ariadne szczęka opadłaby gdzieś na trawę, a te improwizowane "zajęcia" zmieniłyby się w uczenie młodej aurorki sztuki czarowania bez różdżki. Uważała to za wspaniałą zdolność, ale nie wiedziała czy byłaby w stanie ją opanować. - Kontynuując... Mam na myśli, że nawet jeśli Cię trafię to nie będziemy przerywać ćwiczeń. Poczekam aż sam się uwolnisz. Czarodzieje często zapominają, że oprócz magii mamy pod ręką także mnóstwo innych możliwości. Wykorzystywanie otoczenia, terenu, słońca, przedmiotów - to wszystko też warto brać pod uwagę w starciu z kimś. Brak tego patyka nie oznacza, że jesteśmy bezbronni. - mówiła z pełnym przekonaniem. Jakoś nie przyszło jej do głowy, by chłopak mógł o tym wiedzieć. Najczęściej spotykała się z czarodziejami, którzy nie akceptowali uczenia się walki bez użycia różdżki. Albo w ogóle nie wiedzieli, że tak się da. I po oberwaniu Expelliarmusem już się poddawali. Jako wychowywana wśród mugoli dziewczyna, była świadoma, że różdżka to nie wszystko. Może Felix miał podobne doświadczenia? - Spróbujmy rozegrać to, co stało się na warsztatach. Orbis. Ja oczywiście będę Panem Moralesem w tym scenariuszu. - westchnęła pod nosem, bo samo wspomnienie nazwiska mężczyzny napawało Ariadne trudną do ukrycia odrazą. - Proszę, ustaw się tam. Wskazała chłopakowi miejsce na samym środku wielkiego kręgu, jaki tworzyły ruiny areny. Sama odeszła trochę dalej, zatrzymując się przy kamiennych schodkach, niedaleko od jednej z większych kolumn. Trawa rosła tam kępami, mocno przerzedzona już jesiennymi przymrozkami. Kiedy byli gotowi, wyciągnęła swoją wierzbową różdżkę barwioną na biało, aby rozpocząć naukę.
Rzuć k6. 1-2 - Twoja defensywa była albo za słaba, albo opóźniona. Ariadne trafiła Cię pierwszym Orbisem. Zaklęcie co prawda powala Cię na ziemię, ale jest na tyle delikatne, że pnącza nie zaciskają się zanadto na Twoim ciele. Gdzieniegdzie są na tyle luźne, że możesz poruszyć jedną, wybraną kończyną. 3-5 - Poprawnie rzucone zaklęcie defensywne zniwelowało pierwszego rzuconego Orbisa. Nie zdążysz jednak nic powiedzieć, bo okazuje się, że aurorka znienacka rzuca czar ponownie. I ponownie. Ciska Orbisami jak auror mandatami za teleportację bez uprawnień. W końcu któryś Cię trafia. Lądujesz związany na ziemi. 6 - Odbiłeś zarówno pierwszy Orbis, jak i kolejne. Może to fart. Po paru minutach Ariadne kiwa głową i opuszcza różdżkę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max zdecydowanie wolał oglądać walki w Camelocie, gdzie mógł popatrzeć na różne style dawnych broni i związane z nimi taktyki. Potrafił jednak zrozumieć, że w tych magicznych pojedynkach mogło kryć się równe piękno, choć do niego akurat aż tak nie przemawiało. W głębi serca mimo wszystko wciąż był bardziej związany z życiem mugolskim i ciężko było mu to z siebie wyplenić. Nie żeby specjalnie w sumie próbował. Już spotkanie zaczynało się naprawdę sympatycznie, kiedy to Ari postanowiła pozbawić Maxa tytoniu, co w połączeniu z wciąż aktywną klątwą sprawiło, że krew w nastolatku się zagotowała. -Naprawdę? Przychodzę tu trzeźwy jak noworodek, próbuję zachowywać się jak na porządnego obywatela przystało i nie mogę nawet zapalić, żeby sobie nieco ulżyć? No ja pierdolę, nawet w Hogu nie było tak tragicznie. - Zirytował się, bo powiedzmy sobie szczerze, o ile z dragów i alkoholu dawał radę na jakiś czas wychodzić, to w kwestii nikotyny był już starcony, a miał też pełne prawo jarać, skoro był już pełnoletni. Nie rozumiał więc wcale reakcji Ariadne, która niemiłosiernie go wkurwiła. -W gorącej wodzie kąpany, cały ja. - Wzruszył ramionami, choć na twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech. Tak, do spokojnych to ten chłopak zdecydowanie nie należał. Przewrócił oczami, gdy Ariadne wspomniała o jego bólach w piersi. Nie żeby tego nie doceniał, ale raczej rzadko lubił rozmawiać o swoich dolegliwościach. -Gorzej już z nim nie będzie... - Mruknął, nawiązując do dość przykrej sytuacji, jako go spotykała, choć aurorka nie miała prawa o tym wiedzieć. -A takie tam poszukiwania Świętego Graala. Na koniec był jakiś rytuał, gdzie spotkaliśmy bóstwa i albo nas głaskały po główce, albo zsyłały na nas wpierdol. Chyba nie muszę mówić, co mi się w większości trafiło. - Prychnął, bo nie spodziewał się szczerze niczego innego. I tak został dość łaskawie potraktowany, jak na to, jak los lubi sobie z niego co chwila drwić. Może bóstwa uznały, że amnezja Paco była wystarczająco bolesną karą i nie chciały zrobić mu jeszcze większej krzywdy niż ta. Odpowiadał lakonicznie na związane ze swoją dolegliwością pytania, bo szczerze potrzebował tej odrobiny fizycznego bólu, który pomagał zapomnieć mu o tym dużo gorszym, psychicznym. Gdyby miał być naprawdę uczciwy, to powiedziałby, że wcale nie chce się tych nerwobóli pozbywać, ale wiedział, że za takie wyznanie skierują go do kolejnego terapeuty, a zdecydowanie nie miał na to ochoty. Przyjmował więc bez entuzjazmu wszelkie słowa Ariadne na ten temat czekając, aż w końcu przejdą do treningu. -Oho! Podoba mi się. - Powiedział, a łobuzerski błysk wrócił do szmaragdowych tęczówek, gdy chłopak usłyszał o tym, że będą improwizować. Z jakiegoś powodu nie spodziewał się tego po Wickens, ale może to ta biała koszula po prostu robiła takie wrażenie. -Ja ledwo posiadam umiejętność różdżkowego rzucania zaklęć. - Prychnął rozbawiony, że mogła go posądzić o zdolności na jakimkolwiek poziomie, a co dopiero na tak zaawansowanym. Nie żeby nie chciał rzucać czarów bez tego pierdolonego patyka w łapie, ale tak szczerze, to bardziej pociągała go idea niż chęć wykorzystania tego. -No i w końcu ktoś gada z sensem. Zaczynam Cię naprawdę lubić, Ari. Wiesz jak dawno nie słyszałem tak logicznego podejścia? Większość różdżkozjebów uważa, że jak tylko stracą ten swój magiczny kijaszek do podcierania dupy, to już gra skończona. Nic tylko położyć się i umrzeć. - Może zabrzmiało to średnio, ale generalnie był to rzucony w stronę aurorki komplement. Maxowi naprawdę podobało się to, że kobieta dostrzegała też inne możliwości. Może nie tak spektakularne, ale zadziwiająco skuteczne. Sam Max był przecież największym fanem mugolskiego wpierdolu i jeśli tylko mógł, zapominał o magii i przechodził na nieco mniej szlachetne pojedynki. -Jesteś pewna, że tego chcesz? Nie mam nawet grama litości dla tego zapchlonego chuja. - Prychnął, a na jego twarzy widać było złość i pogardę. Tak, zdecydowanie Ari nie chciała być traktowana jak Paco był traktowany w tej chwili przez nastolatka. Bez dalszego marudzenia stanął jednak na swoim miejscu, mocniej chwytając jesionowy patyczek i próbując skupić się na obronie własnej, która zaraz miała być mu potrzebna. Ariadne wyprowadziła zaklęcie w stronę Maxa, które ten odbił bez najmniejszych problemów i już miał usatysfakcjonowany to skomentować, gdy nagle kobieta posłała w jego stronę deszcz kolejnych zaklęć. Bronił się jak mógł, oddalając od siebie kilka wiązek, ale niestety, w końcu jedna z nich go dopadła, pętając ciało chłopaka świetlistymi więzami. Związany nie miał możliwości wycelować różdżki w przeciwniczkę, ale miał do dyspozycji inne metody. Skupiając umysł na tym, by wykonać czynność poprawnie, rzucił niewerbalne Aquaqumulus, posyłając w stronę kobiety falę wody i licząc na to, że gdy uda mu się ją trafić, straci kontrolę nad Orbisem.
Rzuć k100: 1-40 Fala Maxia działa bezbłędnie i lądujesz na tyłku 41-70 Lekko się chwiejesz , ale nie jest źle. Jeśli wynik był parzysty, Orbis wciąż działa 71-100 Maxio mógł pierdnąć i zrobiłoby to na Tobie większe wrażenie. Nic się nie dzieje, a Ty możesz go wyśmiać w twarz
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
A co to, a któż to zawitał na ruiny areny? Zabłąkany cygan z bukietem róż, nucąc pod nosem jakąś skoczną, romantyczną piosenkę w romani. Widząc, że goszczą tu pan i pani zaraz uśmiechnął się chytrze i sprytnie, po czym pocwałował w ich stronę, szczerząc złotego zęba. - Miły panie, miła pani, może różyczkę dla damy? - wyciągnął jedną z bukietu- Jedyne pięć galeonów, ale dla takiej damy... - pokręcił głową z zachwytem, po czym zwrócił się do Maksa- Sprzedam dziesięć za trzydzieści! - zaproponował biznes życia.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On tu się poważnie napierdziela na zaklęcia, próbując pokazać kobiecie, jaki to potężny z niego mag, a tu nagle w środek imprezy wbija im się jakiś koleś z wiechciami, pogwizdując sobie pod nosem dyrdymały. -Ty, Don Juan z dyskontu! Nie widzisz, że jesteśmy zajęci? - Krzyknął do niego, bo oczywiście był nerwowy i miał zamiar przełożyć to wszystko na magię, ale nie.... Widocznie nie było mu to dane. Chyba, że cygan chciał się z nim zmierzyć, to bardzo chętnie Max zaprosiłby go do tego tanga. -Chyba Ci się kolce z tych róż w mozg wbiły. Niczego nie będę od Ciebie kupował. Spadaj. - O ile dla Ari był miły i kochany, tak dla ulicznych sprzedawców niekoniecznie. No chyba, że sprzedawali dragi, ale ten tutaj miał niestety tylko róże, co już mniej wpisywało się w zainteresowania młodego eliksirowara.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Na cyganach napinanie muskułów jak powszechnie wiadomo nie robi żadnego wrażenia. jedyne co sie liczy, to mamona, a niestety ani on, ani Ariadne nie wyglądali na obrzydliwie bogatych. Nie poddawał się jednak, robiąc zszokowaną minę. - Dla damy bez róży? - spojrzał na Ariadnę z miną absolutnego współczucia- Bardzo mi przykro, że taka miła śliczna dama musi zadawać się z takim centusiem - westchnął teatralnie- Nie wróże miłemu panu sukcesów na miłosnej drodze życia, z takim podejściem! - odgroził się i splunął mu pod nogi, powszechnie wiadomo, że tak oto cyganie rzucają najprawdziwsze klątwy na całe życie. Nie był jednak głupi i zaraz po tym, jak to zrobił, szybciutko uciekł.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Muskuły muskułami, ale choć Max nie żałował grosza na kobiety, to jednak wolał sam decydować, kiedy będzie obdarowywać je prezentami. Nie będzie mu jakiś podrzędny sprzedawczyna mówił, jak ma żyć, a już na pewno nie miał zamiaru dać sobie czegokolwiek wciskać. -Dama sama może zdecydować, czy chce się ze mną zadawać. - Odparł beznamiętnie, wręcz sprawiając wrażenie znudzonego tą wymianą zdań. -Całe szczęście nie wierzę we wróżby. - Posłał mu gorzki uśmiech i już się cieszył, że to koniec i wszyscy wesoło się rozejdą, gdy ten idiota śmiał splunąć mu pod buciki, a następnie honorowo spierdolić z miejsca zdarzenia. -Osz Ty kutasiarzu! - Zawołał Max, po czym uniósł różdżkę i rzucił w kierunku cygana czar, wiążący jego nogi, żeby ten wyjebał się na ten głupi ryj. -Jak myślisz, że pozwolę sobie na taki brak szacunku, to się grubo mylisz. - Syknął, górując nad sprzedawcą.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Cygan cwany, ale nie cudotwórca. Ze spętanymi nogami przecież nie pobiegnie daleko, wyjebał się więc jak długi, na te swoje róże cenne po pięć galeonów za sztukę. Rozkwasił sobie też nos, całkiem widowiskowo jak rozdeptaną truskawkę, który siurnął krwią ze wszystkie strony niczym z fontanny. - O Ty chamie bandyto prostaku! - zakrzyknął, wymachując z ziemi pięścią- O by Ci zwiądł! - splunął raz jeszcze, tym razem z domieszką krwi i dla sukcesu deportował się, pozostawiając dwójkę znajomych w towarzystwie kałuży swojej krwi.
W rzeczywistościi ukrył się za jednym z filarów areny i nieumiejętnie, bo nie specjalizował się w sztuce lecznictwa, tylko robienia ludzi w bambuko, próbował zatamować krwotok.
Rzuć k100 na zakradanie się do cygana, wynik powyżej 70 to sukces, ale zauważa Cie w ostatniej chwili i ucieka z krzykiem, że go prześladujesz. Powyżej 85 nie zauważa Cie dopóki nie wsadzisz mu palca do nosa. Za każde 10 z zaklęć możesz przerzucić kostke.
| Atlas
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jakby mu się udało, Max byłby szczerze pod wrażeniem, a tak to tylko jeszcze bardziej się wkurwiał, co biorąc pod uwagę jego obecną sytuację z Paco, nie wróżyło niczego dobrego, ani przyjemnego. Na pewno nie dla handlarza różami. -Nazywano mnie gorzej. - Wzruszył ramionami, jak zawsze nic nie robiąc sobie z obelg, szczególnie od obcych gnojków, którzy psuli mu zabawę. Może nie powinien był tak reagować, szczególnie w obecności damy, która zarazem była aurorką, ale jakoś średnio go to teraz obchodziło, gdy krew w żyłach wrzała coraz mocniej, a ręce swędziały do rzeczy, których zdecydowanie robić nie powinien. -GDZIE KURWA?! - Od razu ruszył za winkiel, by szukać cygana, ale niestety, ten aportował się gdzieś, gdzie gniew i wyzwiska Solberga go nie dosięgały. Max, chcąc nie chcąc, musiał w końcu odpuścić, a gdy wrócił, Ari już nie było, co nawet nie było dziwne. Nastolatek też miał się ulatniać, ale gniew był złym doradcą i teraz też odradzał Maxowi spokojny powrót do domu. Zamiast tego, nastolatek pomyślał, że dalby wszystko, by zatrzymać tego różanego skurwysyna w miejscu, co przypomniało mu o pewnym rytuale, którego nauczył się od ducha przeklętego druida. Max pochylił się więc nad pozostawioną przez handlarza krwią i zebrał trochę wydzieliny czarodzieja do fiolki, by dopiero wtedy udać się do swojego laboratorium...
//zt +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees