C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Klub założony przez Maximiliana Solberga i Lucasa Sinclair, nastawiony głównie na drinki i dobrą zabawę. Z głośników cały czas leci muzyka, a na podestach można dostrzec zgrabne tancerki i tancerzy. Choć wystrój może wydawać się luksusowy, bar nie jest nastawiony tylko na taką klientelę. W piwnicy znajduje się laboratorium eliksirowarskie Maxa, gdzie chłopak warzy eliksiry, jakie dodawane są do ich autorskich drinków. Jeżeli macie dobry kontakt z właścicielami możesz zaopatrzyć się u nich w niektóre z magicznych mikstur. W klubie znajduje się również V.I.P room, a to co się tam dzieje, zostaje w ścianach tego pomieszczenia. W każdy piątek w klubie zatrudniany jest dj puszczający muzykę na żywo.
Autorskie drinki:
Stworzone przez chłopaków magiczne koktajle z dodatkiem warzonych przez Maxa eliksirów:
„Spokojna głowa” - Whisky sour z dodatkiem eliksiru spokoju
„Płonący Feniks” – Rum z pomarańczami, przyprawami i eliksirem pieprzowym dobry na zimowe wieczory i przeziębienia
„Szczęście początkującego” – Blueberry lavender coctail z paroma kroplami felix felicis
„Piąty wymiar” – Klasyczne martini z dodatkiem do wyboru: eliksiru otwartych zmysłów lub eliksirem tęczowym
„Pierwszak” – Mojito z eliksirem młodości
„Grom z jasnego nieba” – Espresso martini z dodatkiem do wyboru: gromu, eliksiru czuwania lub euforii
„Tłuczek Brooks” – Przepalanka Avgusta z dodatkiem eliksiru bełkoczącego
Amarlena - Tani, a raczej najtańszy winiacz dostępny w dwóch odsłonach: Brzoskwiniowy podawany z krakersami oraz Wiśniowy podawany z chipsami.
Kostki na eliksiry spod lady:
W klubie można zaopatrzyć się też w niektóre z magicznych mikstur przygotowywanych przez Solberga. Asortyment uwzględnia wszystkie eliksiry zawarte w autorskich drinkach oraz: migrenowy, po-zatruciowy, regenerujący, dictum oraz nopuerun. Chłopaki nie sprzedają eliksirów zaawansowanych i specjalnych.
1,2,6 – dostajesz cokolwiek poprosisz w cenie równej 50% ceny spisowej 3,4,5 – niestety to nie jest Twój szczęśliwy dzień, nie dostajesz nic.
Urodziny Harmony:
Urodziny Harmony Seaver
Nadszedł dzień wielkiego święta. Siedemnaste urodziny to wydarzenie, które trzeba odpowiednio celebrować i Max bardzo dobrze to wiedział. Klub Pure Lux został przygotowany tak, by każdy znalazł coś dla siebie. Siedem sal zostało podzielone tematycznie na siedem kontynentów. Główne pomieszczenie, gdzie znajduje się parkiet, jest centrum całego wydarzenia. Goście mogą śmiało poruszać się po całym lokalu, a jedynie wstęp do Maxiowego laboratorium jest surowo wzbroniony i pilnowany przez pracowników. Główny bar został opłacony, więc kosztami picia, tak samo jak żadnej innej rozrywki nie musicie się przejmować. Na start każdy otrzymuje kieliszek szampana, by wspólnie wznieść toast na cześć solenizantki. O północy wjeżdża tort, więc zostawcie sobie na niego trochę miejsca i bawcie się dobrze!
To tutaj pojawia się każdy z gości, po przekroczeniu progu "Luxa". Wszędzie widać lód i śnieg, a tu i ówdzie można spotkać bardzo realistyczne psingwiny. Tylko Solberg wie, że jeszcze godzinę temu, były to bezdomne koty, wyłapane na Pokątnej. W sali Antarktydy znajduje się ogromny parkiet i podest dla DJa. Tutaj też mieści się główny bar i pierwsza z niespodzianek. Uwaga, wieje tutaj chłodem!
Atrakcja
Tam, gdzie zazwyczaj widać podesty dla tancerzy i tancerek, teraz znajduje się lodowisko! Przed wejściem, każdy może wybrać lub wylosować łyżwy, jakie na siebie założy. Ich rozmiar magicznie dopasowuje się do nogi łyżwiarza.
1.Różowe - Sunąc po lodzie czujesz niezwykłą lekkość. Twoje ostrza delikatnie topią pierwszą warstwę lodu, a kropelki wody unoszą się i wirują wokół Ciebie, jakby tańczyły w rytm Twoich ruchów. 2.Niebieskie - Zostawiasz za sobą lodowe ślady. Twoje ruchy sprawiają, że za Tobą pojawiają się lodowe wzory kwiatów i winorośli. 3.Złote - Pisane Ci jest błyszczeć! Gdy tylko założysz łyżwy na nogi, Twój strój zamienia się W sukienkę konkursową i owszem, magia nie patrzy na to, czy akurat nie jesteś chłopakiem! 4.Białe - Gdy tylko dotykasz stopą lodu czujesz, jak całe Twoje ciało zostaje ogromnie obciążone. Nic dziwnego, bo właśnie znalazłeś się w bardzo realistycznym przebraniu Morskiego Olifanta! 5.Holograficzne - Początkowo masz wrażenie, że oprócz zajebistych łyżew, nic więcej Cię nie spotka. Nic bardziej mylnego! Gdy tylko wykonasz pierwszy zakręt, nad lodowiskiem pojawia się magiczny reflektor, który podąża za Tobą aż do zejścia z lodowiska. 6.Cytrynowe - Zdecydowanie nie da się Ciebie pominąć! Twoje łyżwy, przy każdym kontakcie ostrza a lodem, wydają dźwięk, niczym piszczący nos klauna!
Jedzenie i napoje
Kuchnia jest niezwykle prosta i oparta głównie na rybach i rozgrzewających napojach.
1. Plumki - Do wyboru smażone, pieczone i duszone. Podbijają zdrowie każdego, kto je zje! 2. Potrawka Moczygęby - Obowiązkowa dla każdego imprezowicza, skutecznie niweluje skutki zbyt dużej ilości wypitego alkoholu. 3. Wściekłe kałamarnice - Dzięki nim jesteś w stanie wytrzymać pod wodą nawet pół godziny! 4. Lodowe gwiazdki - Lekkie niczym śnieżny puch deserki, w kształcie płatków śniegu. Sprawiają, że włosy tego, kto je skosztował, stają się białe. 5.Ognista Whisky 6.Rum porzeczkowy 7. Samogon
Afryka
W tym pomieszczeniu odnajdą się Ci, którzy wolą zdecydowanie bardziej gorące klimaty i chłodne drinki. Wszędzie widać skóry zwierząt i palmy, a z boku znajduje się mała "oaza". Odważycie się sprawdzić, czy to w środku, to na pewno woda? Tutaj możecie rozkoszować się przede wszystkim muzyką graną na różnego rodzaju bębnach.
Atrakcja
Każdy, kto napije się z "Oazy" może liczyć na niespodziewany efekt! Rzućcie k6:
1. - Twoja skóra robi się grubsza, a zamiast nosa wyrasta Ci trąba! Może bycie ludzką hybrydą słonia nie jest najbardziej atrakcyjne, ale przynajmniej możesz wypić o wiele więcej nim się całkiem upijesz! 2. - Nie wiesz jak, nie wiesz dlaczego i nie wiesz kiedy, ale posiadłeś cudowną moc, wykonywania magicznej sztuczki! Za każdym razem, jak sięgniesz czyjegoś ucha, w Twojej dłoni pojawia się banan. 3. - Uff, jak tu gorąco! Przez następne trzy posty czujesz niesamowite ciepło i nie możesz myśleć o niczym innym tylko o tym, że chcesz zrzucić z siebie ubrania! 4. - Próbujesz napić się z magicznego źródełka, a to, zamienia się w Twoich dłoniach w piasek. Jednak nie byle jaki, bo jak się lepiej przyjrzysz, zdajesz sobie sprawę, że to brokat w wyjątkowo oryginalnym kolorze! Od Ciebie zależy, jak go wykorzystasz. 5. - Gorąca atmosfera zdecydowanie się podgrzała, a to wszystko za sprawą dolanej do Oazy Amortencji. Kto dziś będzie Twoim wybrankiem? Efekty odczuwasz przynajmniej przez 3 posty. 6. - Trafiło Ci się coś zdecydowanie mniej.... Oczywistego. Po napiciu się, zaczynasz widzieć świat we wszystkich kolorach tęczy, a czas jakby dla Ciebie spowolnił się dwukrotnie. Efekt odczuwasz przynajmniej przez 3 posty.
Jedzenie i napoje
Tu królują owoce i słodkie drinki. Jeśli szukasz orzeźwienia, podjedź do ustawionego pod ścianą bufetu!
1. Plater owoców - Tu żadnej zagadki nie ma. Na platerze znajdziecie każdy orzeźwiający i egzotyczny owoc, jaki możecie sobie wymarzyć. 2. Malinowy zawrót głowy - Czujesz, że samemu to nawet żal się wysikać. Zdecydowanie potrzebujesz kontaktu fizycznego z drugą osobą. 3. Banabongo - Niewielkie babeczki bananowo-cynamonowe sprawiające, że każdy kto je zje, nie może powstrzymać się od śpierwania! 4. Miętowy memrotek 5. Malinowy znikacz 6.Łzy Morgany Le Fay
Ameryka Północna i Ocean Spokojny
Lądujecie w kolorowym świecie majów i azteków. Wszędzie jest ciemno, a w mroku widać tylko fluorescencyjne symbole i maski. Na podeście w kształcie azteckiej piramidy króluje DJ, zapuszczający techno wymieszane z tradycyjną muzyką tych ludów. Czegoś takiego na pewno jeszcze nie słyszeliście. Wiecie natomiast, że jest to jedyna taka dyskoteka w całym kraju! U podnóży piramidy stoi basen, gdzie każdy, po wypiciu eliksiru, może poczuć się jak prawdziwa Syrenka z Karaibów i potańczyć w wodzie!
Atrakcja
Kiedy balujesz u Solberga musisz liczyć się z tym, że zmienisz się w coś, lub kogoś innego. Tym razem, klasycznie postawił na syreny, ale tylko on wie, że pozmieniał nieco receptury na Somnium i każda fiolka jest nieco inna. Rzuć k6, by zobaczyć, co trafi się Tobie! UWAGA! Maxiowe syrenki nie posiadają ubrania na górną część ciała!
1. - Zdecydowanie jesteś najbardziej oryginalną syreną na imprezie. Zamiast jednego ogona, wyrastają Ci dwa, a każdy z nich ma inny kolor. Jaki? Pierwszy ogon to barwa Twojego ulubionego owocu, a drugi - kolor Twojego ulubionego kwiatu. 2. - Idealnie wpasowujesz się w klimat tego miejsca. Na Twojej twarzy pojawia się makijaż w kształcie azteckiej maski i zarówno on, jak i Twój ogon, są fluorescencyjne! 3. - Jesteś najbogatszą syreną w tym bajorku! A przynajmniej z pozoru. Całego Ciebie obrzuca biżuterią z... Czekoladowych monet! 4. - Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Ty - syrenka na speedzie! Nie potrafisz ustać w miejscu. Musisz cały czas się ruszać. Dobrze, że DJ gra do końca imprezy! 5. - Trafiła Ci się prawdziwa córa pirata i ryby. Zaczynasz bajdurzyć, co Ci ślina na język przyniesie, a do tego klniesz jak prawdziwy syn morza. 6. - Ty jesteś dziś piękniejsza! Działasz na najbliższą osobę w otoczeniu, jak Amarlena na żula. Przyciągasz do siebie głosem, wyglądem, a nawet samym spojrzeniem.
Jedzenie i napoje
Jak Ameryka Północna to zdecydowanie potrawy dobrze przyprawione i czekolada. Ogrom kakao wręcz, bo jedna ze ścian tworzy wodospad z płynnej czekolady. Tak, idealnie się do niego zmieścisz.
1. Nacho z Sirachą - Coś dla fanów pikantnego jedzenia i pikantnego humoru! Kojarzysz typowego wujka na imprezie i jego niewybredne zaloty? Tak, przez następne trzy posty to właśnie Ty, a żeby nie było wątpliwości, dostajesz nawet bujne wąsiko pod nosem! 2. Trytoni przysmak - Jestem królem dowcipów! Wszystko Cię bawi i co rusz przypomina Ci się jakiś żart. 3.Jambalaya - Stajesz się niesamowicie ciekawski i próbujesz wpychać wszędzie swojego nochala. 4. Czekoladowe serca - Kakaowe słodycze w kształcie anatomicznego organu odmładzają Cię o 10 lat! 5. Kakaowy likier - Słodki, acz wysokoprocentowy napój dodający wigoru. Dzięki niemu do końca imprezy na pewno nie zabraknie Ci sił na zabawę! 6. Tequila!
Ameryka Południowa
Kolejna sala zdecydowanie jest najbardziej kolorowa ze wszystkich. Trafiliście na prawdziwy, Brazylijski karnawał! Wszędzie pełno jest barwnych piór i ozdób, a pod sufitem latają papugi, które czasem przysiądą gdzieś na ramieniu i poskrzeczą komplementy do ucha.
Atrakcja
To miejsce to raj dla fanów zmysłowej samby! Na platformie ustawionej pośrodku sali czekają na was najlepsi tancerze "Luxa", gotowi wziąć was w obroty. Jest tylko jedna zasada, na podest nie ma wejścia bez tradycyjnego, karnawałowego stroju! Rzućcie k6 lub wybierzcie sami, jaki wam przypadł.
1.Biało-niebieski - Coś to nie jest Twój dzień. Gdy dotykasz dłoni tancerza czujesz, jak ogarnia Cię smutek. Wasza Samba to raczej Depresja niż żywy taniec rodem z karnawału. 2.Czarno-złoty - Wystarczy spojrzenie w oczy partnera do tańca i już wiesz, że magia zadziałała, bo.... Zamieniliście się płciami! 3.Purpurowo-srebrny - Wiadomo, że jak Samba to bioderka. Szkoda tylko, że Twoje odczepiły się od reszty ciała i dylają kilka kroków przed Tobą! Nie martw się, to tylko iluzja i mija gdy tylko zejdziesz z parkietu. 4.Żółto-zielony - Wstępuje w Ciebie dzika energia. Przebierasz nóżkami, jakbyś nie tylko był urodzony do tego tańca, ale też jakbyś leciał na jakiś wspomagaczach! Twój partner ledwo za Tobą nadąża! 5.Czerwono-beżowy - Zakładasz ten strój i czujesz się nagle dziwnie lekko. Nie powinno to być niespodzianką, bo Twój strój zmienił się z materiału w body paint. 6.Pomarańczowo-brązowy - Połączenie niczym pomarańcza w czekoladzie. Więc nie dziw się, że jak zejdziesz z parkietu każdy ma na Ciebie ochotę!
Jedzenie i napoje
1. Arepas bravas - Po zjedzeniu tego przysmaku, zostajesz pozbawiony wszelkich wątpliwości. Wstępuje w Ciebie niesamowita odwaga. Może to dobry moment, by zrobić to, czego się zawsze wstydziłeś? 2. Stek z kołkogonka w bąbelkowym sosie - Po zjedzeniu, gdy tylko się odzywasz, z Twojej buzi wylatują kolorowe bąbelki. 3. Roastatoes - Pieczone ziemniaczki, po których masz ochotę dissować wszystkich i wszystko wokół 4. Mocca brasiliana - Wyjątkowa kawa sprawiająca, że z Twoich ubrań wyrastają pióra, jak u egzotycznego ptaka, a Ty lewitujesz 5-10cm nad ziemią. 5. Matcha siłacza - Po wypiciu nawet kilku łyków, wstępuje w Ciebie niesamowita siła fizyczna. Może to czas ponosić solenizantkę na rękach? 6.Vino bambino - Czerwone, wytrawne wino sprawiające, że ten, kto się go napije, mówi do wszystkich zdrobnieniami jak do dziecka, lub szczeniaczka.
Australia i Oceania
Wszystkich tych, którzy wolą nieco bardziej przyziemne klimaty, zaprasza sala Australii i Oceanii. Tutaj znajdziecie swojskiego, mięsistego grilla i piwko. Dużo piwka!
Atrakcja
W tym miejscu czeka was stary, dobry konkurs picia piwa. Zasady są banalne. Każdy ma przed sobą 6 piwek i kto pierwszy je wypije ten wygrywa. Rzucacie 6xk100 i porównujecie z kostkami przeciwnika. Im mniejszy wynik, tym szybciej pijecie oczywiście!
Jedzenie i napoje
1.Stek z kangura w liściach eukaliptusa - Widzieliście kiedyś koalę? Jeśli tak, to wiecie czego się spodziewać, jeśli nie... Cóż, stajecie się spowolnieni i ledwo kumacie, gdzie góra a gdzie dół. Lekki haj bez palenia dla miłośników liści. 2.Wątróbka z cebuli - Potrawa była tak pyszna, że zapomnieliście kompletnie o zmartwieniach, które was gryzą. W waszej głowie pozostaje tylko szczęście! 3. Szaszłyki warzywne - Nawet na grillu znajdzie się coś dla wegetarian. Pieczone warzywka są idealne i lekkostrawne, ale nie zwykłe. Po tym smakołyku budzi się w was zwierzę. Jakie? Oczywiście, że kangur! Hopsacie wesoło wokół, bo chodzenie jest dla ludzi! 4. Australijski Stout - Mocne, ciemne piwerko, szybko uderzające do głowy. Po jego wypiciu, widzicie dużo lepiej w ciemności! 5. Wyspiarska IPA - Posiada lekko słonawy posmak morski i jest bardzo dobre na trawienie. W dodatku każdy, kto go spróbuje zaczyna widzieć wszelkie stoły i lady barowe jako deski do surfowania, na których koniecznie musi popływać! 6.Piwo figowe - Coś dla fanów smakowych trunków. Każdy, kto się go napije, nagle odblokowuje swoją wewnętrzną kobiecość, bez względu na płeć!
Azja i Ocean Indyjski
Sala Azjatycka czerpie bardzo mocno z japońskiej kultury. Nic więc dziwnego, że to jasne, kolorowe miejsce pełne słodyczy i oczywiście dobrej zabawy!
Atrakcja
Chyba nikogo nie zdziwi fakt, że można tu wziąć udział w magicznym karaoke. Piosenek do wyboru jest mnóstwo, więc wybieracie co wam w duszy gra, ale to nie wszystko, bo musicie jeszcze wybrać swój mikrofon! Do tego rzucacie k6:
1. Mikrofon w kształcie syreny sprawia, że pokrywacie się łuskami, ale za to wasz głos jest wręcz nieziemski! 2. Mikrofon w kształcie pandy sprawia, że nagle stajesz się strasznie leniwy. Stanie? Za dużo wysiłku. Lepiej się położyć na czas wykonu i poturlać po scenie. 3. Mikrofon w kształcie łososia sprawia, że Twoje zmysły niesamowicie się wyostrzają. Jesteś w stanie wywąchać nawet zasikany zaułek przecznicę dalej! 4. Mikrofon w kształcie zouwu sprawia, że nie jesteście w stanie zaśpiewać żadnych słów. Za to przepięknie ryczycie do melodii. 5. Mikrofon w kształcie pająka sprawia, że zaczynacie dosłownie chodzić po ścianach w trackie wykonu. Tak, zyskujecie nadludzką przyczepność i możecie wykonywać triki o jakich zwykłym śmiertelnikom się nie marzy. 6. Mikrofon w kształcie pappara sprawia, że skrzeczycie okropnie. Co jak co, ale nie da się was słuchać i w końcu ktoś postanawia przegnać was ze sceny.
Jedzenie i napoje
1.Kokospanki - Po ich zjedzeniu masz wrażenie, że śnisz, ale to tylko halucynacje. I to jakie! Widziałeś kiedyś kosmitów zrobionych z rożków lodowych? A może ściana wyznawała Ci sekrety Twoich przyjaciół? 2.Cukrowe grzybki shitake - Po czymś takim nie ma opcji na realny świat. Cukier rozpuszcza się na Twoim języku, a Ty zaczynasz podróż do piątego wymiaru. Jesteś pewien, że zaraz sam Merlin zdradzi Ci tajemnice wszechświata. 3.Marcepanowe smoki - Słodkie jak miód, ale w ustach pieką jak chili. Nic dziwnego, że po nich ziejesz ogniem. Nie martw się, nie zabijesz nikogo, bo ten ogień łaskocze każdego, kto się na niego napatoczy. 4.Wino palmowe 5.Sake 6. Mleczne koktajle - Słodkie napoje w każdym smaku, jaki można sobie wyobrazić. Stawiają na nogi lepiej niż nie jeden energetyk.
Europa i Ocean Atlantycki
Ostatnia sala przenosi nie tylko w miejscu, ale i czasie. Trafiacie na strawę do średniowiecznej Europy. Na wejściu do pomieszczenia wasze stroje zmieniają się w zbroje, ale nie ma co się martwić, są one leciutkie, niczym z lnu i wcale nie ograniczają ruchów i możliwości zabawy!
Atrakcja
W takim miejscu można robić tylko jedno! Zostaliście zaproszeni do turnieju o pukiel włosów solenizantki. Zwycięzca może być tylko jeden! Żeby go wyłonić dobieracie się w pary i rzucacie literką. Im bliżej J, tym lepiej wam idzie. Dwie osoby z literką najbliżej A odpada z turnieju i tak do momentu, aż zostanie ostatni rycerz na polu bitwy. Uważajcie tylko, bo walczycie niezwykle śmiertelną bronią! Gumowymi łyżwami!
Jedzenie i napoje
1. Do wyboru, do koloru! Przygotowano zarówno zwykłe z mięsem, ruskie, z grzybami, ale także z magicznym nadzieniem. Rzuć k6, jeśli się na nie decydujesz: 1, 6 - z serem! Ślimak, ślimak pokaż rogi, dam ci sera na pierogi... Po ich zjedzeniu wyrastają Ci ślimacze czułki. Powinieneś uważać na swoje oczy, które znajdują się na ich końcu i przyzwyczaić do nowego punktu widzenia. 2, 5 - z dziczyzną! Pierogi dla prawdziwego faceta, a dowodem na to jest potężne poroże, które wyrasta po ich zjedzeniu. 3, 4 - ze śliwkami! Nawet jeśli nie jesteś fanem pierogów na słodko, musisz przyznać, że te są naprawdę pyszne. Zresztą widać od razu, że zostajesz ich fanem - Twoje ciało przybiera intensywny fioletowy kolor. Efekty utrzymują się przez 3 posty. 2.Nadziewany łabędź - Przysmak dawnych lat, ale działający do dziś. Stajesz się po nim giętki aż nadto. Jakby ktoś wyparował Ci trochę kości z ciała. 3.Pieczone kasztany - Zgodnie z tradycją, to przepiękny afrodyzjak. Tak cudny, że nie możesz powstrzymać się przed podrywaniem współimprezowiczów najbardziej żenującymi tekstami. 4.Różowy druzgotek 5. Papa vodka 6.Grzany miód z korzeniami
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Czw Wrz 07 2023, 21:40, w całości zmieniany 8 razy
Autor
Wiadomość
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Mówienie Carly żeby czegoś nie robiła to prowokowanie jej do tego, żeby dokładnie to robiła. Nic zatem dziwnego, że przez chwilę jeszcze pokazywała Lizzie język, jakby w ten sposób miała coś ugrać. Wyglądało to naprawdę zabawnie i pewnie inni, którzy je obserwowali, mieli je za jakieś skończone wariatki, ale nie miało to dla niej aż takiego znaczenia. Tym bardziej że zamierzała się doskonale bawić z przyjaciółką, pokazując jej uroki takich imprez, nie namawiając jej na alkohol, ani inne używki, poza tym, że chciała, żeby ta faktycznie spróbowała dosłownie wszystkich dań, jakie zostały przygotowane. Z taką pieczołowitością, że nawet nie dało się tego dobrze opisać. - O rany! Robi się tyle rzeczy, że nawet nie wiem, co ci powiedzieć. To znaczy, każdy właściwie może robić, co chce! Usiąść i obgadywać innych albo jeść, albo rozmawiać ze znajomymi z boku parkietu, albo korzystać z atrakcji, jakie są przewidziane na danej imprezie, albo grać w niemądre gry, jakieś butelki i inne ciuciubabki! Lizzie, zobaczysz, że znajdziesz na pewno coś, co będzie ci najbardziej odpowiadało, jestem o tym przekonana – powiedziała, śmiejąc się ciepło, bo w końcu nie każdy musiał lubić dokładnie to samo, a ona zamierzała pokazać przyjaciółce pełen wachlarz możliwości, tak żeby ta nie poczuła się w żaden sposób wykluczona. Chciała zacząć od samby, bo sama była przekonana, że taka zabawa była wspaniała i po prostu wywijała, jak szalona, ciesząc się, że Lizzie również do niej dołączyła. - Nie bój się! Nikt nie zna, po prostu daj się porwać muzyce! – krzyknęła radośnie, naprawdę wierząc w to, że mogą się doskonale bawić, nie do końca rozumiejąc później, co takiego działo się z drugą Puchonką, że tak niepewnie podchodziła do tej zabawy. Może jednak faktycznie nie została stworzona do tańczenia? Ale do śpiewania z przyjaciółmi, o, to na pewno! Dlatego też zaśmiała się ciepło, kiedy Remy do nich dołączyła i z błyszczącymi mocno oczami, skinęła głową. - Lizzie testuje możliwości, dlatego uważam, że każda jest właściwa! Co chcecie zaśpiewać? Jestem gotowa na wszystko, mój piękny głos na pewno was powali – powiedziała, chociaż wydawało jej się, że kątem oka dostrzegła swojego brata, była jednak tak zaaferowana czymś innym, że nie była w stanie się teraz zatrzymać i spróbować zorientować się, o co właściwie chodziło. Tak naprawdę, nie miało to znaczenia, przynajmniej w tym momencie, a ona mogła to sprawdzić również później.
Kiedy Remy do niego podeszła, mówiąc mądre, ale wciąż ciepłe słowa, poczuł się trochę nieswojo. Niby tylko dwa lata, ale miał dziwne wrażenie, że przegapił coś istotnego, jakąś przemianę. To z pewnością było złudzenie, nikt przecież nie zmienia się w tak krótkim czasie, ale w tym momencie dotarł do niego cały egoizm, jakim była jego ucieczka do Hiszpanii. Na szczęście ogólny nastrój i to jak jaśniała jego kuzynka tego wieczora, szybko stłumiły wszystkie nieprzyjemne myśli. To jej dzień, jej wieczór, jej noc. - Oczywiście, że będę kuzyneczko. Od czegoś ma się starszych kuzynów co nie? - Zapiął deskę surfingową na bransoletce i przytulił @Harmony Seaver jeszcze raz, trochę mocniej niż wcześniej. Może i ślizganie się po falach na kawałku dechy było jego życiem, ale jednak co rodzina, to rodzina. Oddalił się kawałek, żeby dołączyć do @Nicholas Seaver . Od kiedy dowiedział się, że jego przyjaciel żyje, Starał się nadrobić te stracone lata. Nie było to takie proste, bo sam Nicholas, też miał sporo do nadrabiania. Ale impreza to dobre miejsce, żeby odbudować dawne więzi, najlepiej przy pomocy odrobiny napojów wyskokowych.
Uśmiecham się do Brooks, która właśnie teleportowała się pod klub Solberga. Jak przystało na dżentelmena i wychowanego mężczyznę, byłem chwilę przed czasem. – Jak zawsze piękna – komplementuję ex-Krukonkę i całuję ją w policzek na przywitanie. Sam wyglądam niczego sobie – narzuciłem na siebie jakąś dizajnerską koszulę i spodnie inne niż dresy, także z pewnością prezentuję się dziesięć na dziesięć, a nie jak Seba co dopiero skończył odsiadkę w Azkabanie za niewinność. Przejmuję od niej skręta i zaciągam się, czując przyjemne drapanie w gardle, ale nie rozpoznaję zapachu. Niewiele miałem wspólnego z mugolskim światem, wobec czego unoszę brew i oglądam blanta. – Co to za wynalazek? – dopytuję, a po dwóch kolejnych buchach oddaję go Brooks. Czy świat mugoli czy czarodziejów zasada zawsze jest ta sama – po trzy sztachy i następny w kolejce. Parskam śmiechem na wspomnienie legendarnej już pary bliźniąt i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem, że nazywają na jej cześć drinki w klubie. – No, no, osiągnięcie lepsze niż tytuł mistrza – ironizuję z wyraźnym rozbawieniem. – Tym bardziej mnie namówiłaś – jej nie polecam traktuję jako wyzwanie, któremu oczywiście nie mogę nie podołać. Może i jestem sportowcem, ale pić też umiem. I choćbym miał potem nurkować głową w kiblu to Tłuczka Brooks spróbować muszę. – A o moją śliczną buźkę, jak to powiedziałaś, zresztą bardzo słusznie, martwić się nie musisz – dodaję i uśmiecham się niczym Raziel Whitelight pozujący na okładkę Czarownicy. Gdy wchodzimy do środka, uderza mnie rozmach, z jakim zostało to wszystko zorganizowane. – Solberg chyba kredyt zaciągnął, żeby to tak ogarnąć – stwierdzam, bo wszystko jest na najwyższym poziomie. Już mamy zacząć imprezę, kiedy przy Julce materializuje się @Harmony Seaver. Cierpliwie czekam aż skończy szczebiotać, a potem chrząkam, aby zwrócić na siebie uwagę. Szczerzę się szeroko i zamykam Gryfonkę w mocnym uścisku. – Remy, dwieście lat i samych sukcesów, a jak ktokolwiek nieprzychylny stanie na twojej drodze to zapamiętaj radę starszego kolegi – łyżwą go w ryj i po kłopocie – składam jej bardzo eleganckie życzenia i wręczam prezencik, w którym jest jajeczna pozytywka i butelka smoczej baryłki. Całuję ją kilka razy w policzek, chwalę sto razy, że wygląda jak prawdziwa dżaga i zamawiam z nią jakiś taniec, gdy znajdzie chwilę pomiędzy witaniem gości. Słucham propozycji Dżuls i sprytnie wyczuwam, że ciągnie ją do afrykańskich klimatów. – A więc Afryka – łapię dziewczynę za rękę i prowadzę do odpowiedniej sali, gdzie czeka na nas upalny klimat, drinki i oaza, której przyglądam się z zaciekawieniem. – Jak wakacje? Miałaś jakieś w ogóle? Jak nie to proszę bardzo, zobacz jaki urlop ci zafundowałem – wskazuję bezczelnie na atrakcje w pomieszczeniu, co najmniej jakby to był efekt mojej ciężkiej pracy. – Czego się napijesz? – pytam, bo przecież skoro jesteśmy na imprezie to trzeba ją odpowiednio zacząć; nie mówię tego na głos, ale Julia wygląda na mocno zmęczoną i moim celem jest, żeby się rozerwała i zapomniała o obowiązkach. Sam biorę klasyczną whisky, żeby jakoś się przygotować na drina na cześć mojej przyjaciółki.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Skupienie się na niespodziewanym spotkaniu z Harmony było zdecydowanie lepszym pomysłem, niż rozmowa o czymś, co miało miejsce w wakacje i ostatecznie rozeszło się po kościach. Choć jednocześnie Wei musiał przyznać, że bawiło go oglądanie spiętego Maca. Nie spodziewał się takiej reakcji mężczyzny i prawdę mówiąc przez ułamek chwili zastanawiał się, czy ten zwyczajnie nie żałował poprzedniego wieczoru. Szybko jednak pozbył się tej myśli, wiedząc, że nie miał powodu, aby podejrzewać coś podobnego. Jeśli miał więc zgadywać powód nagłego spięcia, chodziło tylko i wyłącznie o dawną prośbę Mulan i fakt, że ta dwójka się przyjaźniła. Uśmiechnął się lekko pod nosem, zaraz czując jak serce uderza mu o wiele mocniej, kiedy oczywiście jego młodsza świadomie, czy nie, trafiła w czuły punkt. Spojrzał na Maxa, aby zaraz przekrzywić lekko głowę, nim wrócił spojrzeniem do Mulan. - A to nie tak, że już nim w pewnym sensie jest? Wszystko w swoim tempie meimei - odpowiedział Mulan, spoglądając po chwili na Maxa. Nie wycofywał swoich słów sprzed ferii, a już tym bardziej nie miał zamiaru wycofywać się ze słów wypowiedzianych wieczór wcześniej. To jednak nie był moment na poważne rozmowy, więc zaproponował mały konkurs, ubrał łyżwy i… był pięknym olifantem. Trudno było powiedzieć co czuł w związku ze strojem olifanta na sobie. Z pewnością dyskomfort, gdyż w tym nie było możliwości jeździć, nie dla niego. Spojrzał na Mulan po chwili kładąc płetwy na swoich biodrach, aby poruszyć nimi na boki, jak na przystojnego i ponętnego olifanta przystało. Jednak zaraz znieruchomiał słysząc komentarz Maxa, który gwałtownie przywołał wspomnienia. Nieco szerszy uśmiech pojawił się na jego twarzy, a uszy gwałtownie go zapiekły i choć próbował się poruszyć, po chwili oglądał niezwykle interesujący sufit, leżąc na lodzie. - Wygląda na to, że gdybym chciał, nie mógłbym nawet uciec - odpowiedział, kręcąc lekko głową. - Meimei, oddaję wyścig, w tym nie pojeżdżę - dodał, podnosząc się z lodu, aby w nieco pokraczny sposób zejść z lodowiska i zdjąć łyżwy. Zdecydowanie wolał swoją koszulę i spodnie od udawania magicznego stworzenia, a przynajmniej olifanta. Odłożył lyżwy na miejsce, po czym wrócił do pozostałej dwójki, chwytając lekko Maxa za koszulkę. - To już ci nie przeszkadzamy, baw się dobrze[b] - powiedział w stronę siostry, ciągnąc lekko Maxa na bok. -[b] A ty... Pokażesz mi jak śpiewasz? - zapytał z lekkim błyskiem w spojrzeniu, kiedy wskazał na widoczne wejście do sali z karaoke.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Uniósł zdziwiony jedną brew, bo chyba nie tego się spodziewał. Podryw w pracy nie był dla niego niczym przesadnie złym, ale widać Benjamin nie był najlepszy w te klocki, skoro zamiast skończyć z Jo na randce, wywołał u niej takie, a nie inne emocje. -Super... - Mruknął, uśmiechają się lekko, gdy zaraz Victoria praktycznie tymi samym słowami skomentowała fakt, że Ariadne była aurorką. -I dlatego zostajesz pracownikiem roku. - Wyszczerzył się do Jo, lekko obejmując ją ramieniem, choć nie na długo, bo mieli bar do obsługiwania. -Spotkałaś się z nią służbowo? - Skierował pytanie o krukonki, bo akurat nigdy Ari w akcji nie widział. Zdziwił się, bo raczej spodziewał się, że Ministerstwo wiedziało, kogo zatrudnia, ale widać nie pierwszy raz w życiu się pomylił. Postawił przed Brandon słodkiego drinka na bazie martini, z małą ilością alkoholu, a kieliszek udekorował jadalnym kwiatem mając nadzieję, że koktajl przypadnie jej do gustu. Jednocześnie kopnął Jo pod stołem, by zajęła się Austerem. Chciał dyskretnie przekazać Wickens, że ma na typa uważać, bo wcale nie jest tak czysty i gładki na jakiego wygląda. -Jeden sok. Robi się! - Przejął zamówienie aurorki, a sięgając po szklankę, naskrobał szybki liścik, który położył dyskretnie pod naczyniem, tuż przed kobietą. -Specjalność zakładu. - Puścił jej oczko, znacząco patrząc na niewielki skrawek papieru, gdzie mogła odczytać: "Wybacz, że pytałem o pracę. To ze względu na niego". Max miał nadzieję, że Ari podłapie, co się święciło. Na szczegóły i wyjaśnienia nie była to dobra chwila szczególnie, że "on" stał tuż obok. -Jo! - Upomniał barmankę widząc, jak lód leci w stronę czarodzieja. Musiał sprawiać pozory, choć tak naprawdę ledwo powstrzymał śmiech. -Pan wybaczy, faktycznie kafelki zaczęły nam się odklejać. - Poklepał dyskretnie ślizgonkę po plecach, mówiąc w ten sposób, że wykonała dobrą robotę. -Jestem ciekaw, kogo jeszcze nam tu dzisiaj przywieje. Ten chłopak Rems... Też jakiś dziwny. - Mruknął do dziewczyn, biorąc się za układanie szkła na półkach.
Pomieszczenie: Azja Atrakcja: karaoke Kostki: 5 na mikrofon -> łazimy po ścianach!
Chłonęła jak gąbka słowa Carly o imprezach, bo chociaż słyszała od znajomych, co się działo czy nawet czytała gdzieś w jakichś młodzieżowych książkach, to jednak doświadczenie tego na własnej skórze to było coś zupełnie innego. Naprawdę czuła, jakby otwierał się przed nią świat, który do tej pory pozostawał gdzieś poza zasięgiem ręki. Nie była zamknięta w złotej klatce, nikt jej niczego nie zakazywał, po prostu jakoś nigdy nie było okazji, żeby była pełnoprawnym uczestnikiem jakiejś większej imprezy. Nic więc dziwnego, że ekscytowała się niemal wszystkim, co je otaczało. - Naprawdę gra się w ciuciubabkę? - spytała, zerkając podejrzliwie na Carly, bo to jej nie pasowało. Czy to była zwyczajna podpucha ze strony przyjaciółki? Z drugiej strony... czemu nie? Podobno robiło się różne, nawet dużo dziwniejsze rzeczy, a taka imprezowa ciuciubabka z pewnością mogła być niesamowicie porywająca, zwłaszcza jeśli już goście znajdowali się pod wpływem. Była skłonna pójść w takie coś - mieli idealne miejsce na lodowisku, które tylko dodałoby do zabawy adrenaliny. Zamiast tego przeszły jednak do innego pomieszczenia, w którym królowały rytmy brazylijskiej samby, a roznegliżowani tancerze wyciągali wszystkich na parkiet. Zgodnie z zapewnieniami Carly postanowiła po prostu dać się ponieść muzyce, ale nagle wszystko wydało jej się niezwykle przytłaczające i smutne, a już najbardziej to, że nie znała kroków i, jak jej się wydawało, była w tym sama. Takie myśli potrafiły zniszczyć humor w mgnieniu oka. Jeden z bujających się koło niej tancerzy nawet rzucił w jej stronę coś o tym, że jej samba wygląda jak depresja i powinna się rozluźnić i rozweselić, ale to nic nie dało. Patrzyła, jak przyjaciółka wywija, męcząc się wręcz na parkiecie, dopóki Harmony nie wyłowiła ich z tłumu. - No bo nie znam kroków, a oni wszyscy tak tańczą! - wyrzuciła z siebie kotłujące się w niej myśli i emocje, faktycznie przybierając minę naburmuszonego kota. Tylko na chwilę! Bowiem kiedy już wybuch nastąpił, poczuła, jak ogarnia ją ulga, a humor wraca na swoje miejsce. Dosłownie, jakby ktoś za dotknięciem różdżki przywrócił wszystko do porządku. I dzięki niech będą Merlinowi! - Dziewczyny, ja nie wiem, może to coś w tym napoju, który wzięłam na początku, jak tu weszłyśmy... po prostu idźmy stąd na to karaoke - zgodziła się i dała poprowadzić do innego pomieszczenia, tym razem przypominającego Azję. Tego klimatu nie dało się z niczym pomylić. - Och, czekaj, czekaj, zobaczymy, co oni tu mają - powiedziała, unosząc wreszcie kąciki ust w uśmiechu i przeglądając listę utworów. - To nie ma końca! Dobra, to uwaga, ja przewijam, a wy mówicie "stop" i zatrzymuję na jakimś losowym kawałku - zaproponowała i oczekując na znak, przewijała listę w dół, zatrzymując ją w końcu na magiczne słowo. - O laski, to będzie dobre - rzuciła jeszcze, odbierając jeszcze mikrofon od ludzika obsługującego karaoke. Jakże się zdziwiła, gdy zmienił on (mikrofon, nie człowiek) swój kształt i już po chwili trzymała w ręce pająka. Wzdrygnęła się, bo nie były to jej ulubione stworzenia, ale na szczęście nie miała arachnofobii. Weszła na niewielką scenę i poczekała na przyjaciółki, żeby wspólnie zacząć ten koncert. Trafił im się w końcu prawdziwy hit. - Like a movie scene, in the sweetest dreams, I have pictured us together - rozpoczęła, tak modulując głosem, żeby jak najbardziej upodobnić go do tego należącego do prawdziwej wykonawczyni. Dała później fragment do odśpiewania Carly i Remy, bo każda musiała mieć swój moment solo, a sama zaczęła krążyć po niewielkiej scenie, odkrywając, że może się nawet wspiąć na ścianę. Oczywiście, że z tego skorzystała i jeszcze przed refrenem zajęła dogodną pozycję, aby w pełni odpalić swoje umiejętności taneczno-wokalne w tym ważnym momencie. - WAITING FOR TONIGHT OOOOHH - wydarła się, odprawiając jakieś dzikie tańce ze ściany i stopiowo wchodząc jeszcze wyżej, aby znaleźć się na suficie. - WHEN YOU WOULD BE HERE IN MY ARMS!
Położyła Fitzowi rękę na ramieniu, kiedy ten wzburzył się na jej dziwny liścik. Przynajmniej wiedziała, że wcale nie dramatyzowała, a to wszystko było faktycznie całkiem niepokojące, bo przecież wystarczyło się podpisać. Widać było po niej, że jej trochę nieswojo, a prawdę mówiąc niełatwo było wprowadzić Ruby w zakłopotanie. Chciała jednak trochę uspokoić chłopaka, żeby przypadkiem nie zaczął teraz szukać tego kogoś, kto obrał ją sobie na cel swoich podbojów, a może ktoś po prostu robił sobie z niej żarty? — E no nie wiem co z tym zrobić, chyba poczekam, a jak stanie się to jakieś mocno nachalne to poproszę tatę albo Piotrka o pomoc — wzruszyła ramionami, układając sobie jakiś plan działania. Wiedziała, że jej rodzina nie będzie wcale zadowolona, ale przynajmniej miała pewność, że faktycznie jej pomogą. Ona nie miała pojęcia jak się załatwiało takie sprawy, może nie miała z Peterem najłatwiejszej relacji, ale przynajmniej pomoże jej w cywilizowany sposób, kochała Romka, ale była pewna, że ten prędzej da w mordę niż faktycznie jakoś prawnie to pozałatwia, a w mordę mogła przecież dać sama. Weszli do pubu, który zrobił na niej niemałe wrażenie i zanim się obejrzała, to już ściskała tę, której dotyczyła cała ta wielka impreza. Przez chwilę nawet się zastanowiła skąd niby Remka miała tyle hajsu, ale szybko uznała, że widocznie znała właściciela. — Wiem, że lubię zwierzaki, ale ostatnio jak spotkałam pingwiny, to mnie napadły — powiedziała, wracając do temu pingwinów, kiedy przechodzili obok nich w poszukiwaniu piwka, wzdrygnęła się, to było okropne doświadczenie i pomijając dzioby, to czuła głęboki uraz, że jednak nie wszystkie zwierzęta ją kochały. Dramat. Nie zdążyła nawet zareagować kiedy Fitz niemal zmiażdżył jej rękę i pociągnął za ich wspólnymi przyjaciółmi. Wbiła mu jednak łokieć w żebra, żeby trochę wyluzował, bo nie zamierzała mieć bodyguarda i w ogóle stwierdziła, że przecież doskonale wie jak powalić faceta w kilku kopniakach, bo miała braci. Nie sądziła jednak, żeby to coś dało, w ogóle była nieco zaskoczona tak mocną reakcją Fitza i za nic w świecie nie potrafiła sobie tego wyjaśnić. Pewnie zorientuje się za pięć lat. — Nie, to nie Arczibald, znam jego pismo, to byłoby okropnie głupie, jakby je specjalnie zmieniał, no i po co miałby to robić, przecież ma swój tłum fanek i jest idiotą — odparła, siadając na swoim miejscu do zawodów, które oczywiście zamierzała wygrać. Szło jej fantastycznie, choć Fitz zaczął ją łaskotać, więc wywinęła się spod jego rąk i uciekając dokończyła ostatnie piwko. Otarła usta wierzchem dłoni i wyszczerzyła się, bo w istocie wygrała. — Ale z was lamusy, nawet jak mi przeszkadzanie to wygrywam — powiedziała do swojej konkurencji, a w szczególności do Baxtera. — OMG KARAOKE, IDZIEMY — wypatrzyła gdzieś w sali obok i już tam prawie biegła, licząc na to, że jej partner pobiegnie za nią.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Mulan nie mogła powstrzymać uśmiechu, który cisnął jej się na usta, gdy tylko przyjaciel podchwycił jej komentarz i postanowił odpowiedzieć jej zaczepką. W zasadzie naprawdę niesamowite było to jak czasami nie potrafiła zupełnie odczytywać emocji i wyłapywać sugestii, a innym razem przychodziło jej to z dużo większą łatwością. Szkoda tylko, że Longwei nie był świadomy tego, że zaraz padnie ofiarą przekomarzania się między Brewerem a Gryfonką. - Nieszczególnie. Kiedy jest się właścicielem złych smoków to trudno mówić o nudzie. Longwei coś o tym wie, prawda? - odparła, zwracając się jeszcze do brata z tylko odrobinę złośliwym uśmieszkiem. Uwagę na temat szwagra jedynie zbyła krótkim wywróceniem oczami. Jasne, wiedziała, że wszystko w swoim tempie i chociaż przeskoczyli już ten etap, gdy tych dwóch debilów po prostu zaprzeczało swoim uczuciom, ale czy to coś złego, że chciała ich widzieć szczęśliwych razem? Oraz mieć jakąś wymówkę do sporej imprezy? W zasadzie bardziej to drugie, bo do pierwszego nie potrzebny był ślub. - Dobra. Idźcie swoim tempem, ale wróżkę chrzestną da się ogarnąć. Sama mogę nią zostać. Jeśli chcesz się bawić w księcia i żabę to też ogarnę. W końcu znam się na transmutacji - czy właśnie zasugerowała przyjacielowi, że może go zamienić w żabę? Całkiem prawdopodobne, ale póki sam nie pchał się w ten pomysł to nie zamierzała go realizować. Była oczywiście nieco rozczarowana tym, że Olifant Huang nie zdecydował się na to, aby wziąć udział w tańcu na lodzie. Pokręciła jedynie głową i spojrzała za bratem, który postanowił oddalić się od niej wraz z Maxem. - Mięczak. Nie myśl, że ci odpuszczę tylko dlatego, że się wycofałeś - zagroziła jeszcze, pozwalając mu odejść, a sama wróciła do rozkoszowania się imprezą.
- Nie mam pojęcia, zdaje się, że nie była tam służbowo, ale wierz mi, to niewiele zmienia - powiedziała prosto, spoglądając na Solberga, jakby chciała mu powiedzieć, że tchórze nie powinny pchać się na takie, a nie inne stanowiska. Ona sama miała całkiem spore zadatki na aurora, ale mimo wszystko to coś innego bardziej ją fascynowało, chociaż nie ulegało wątpliwości, że była naprawdę niezła, jeśli mowa o pojedynkach. Może wcześniej nie radziła sobie najlepiej, ale podczas rekonstrukcji pozwoliła na to, by jej ugrzeczniony gorset spadł, a ona zaczęła sięgać do zaklęć, które choć nie były zakazane, dawały jej zwycięstwo w bardziej spektakularny sposób, niż poprzez wieczną ucieczkę. Nie była, rzecz jasna, alfą i omegą, nie wiedziała wszystkiego, nie ze wszystkim sobie radziła, ale postawiona w sytuacji bez wyjścia, walczyłaby do upadłego. Nie miała również zwyczaju chowania głowy w piasek, co było widać również teraz. Odebrała od Maxa drinka, za który mu podziękowała, by upić pierwszy łyk, dochodząc do wniosku, że była to naprawdę przyjemna kompozycja, jednocześnie przyglądając się temu, co się działo. Nie uciekała, nie wtrącała się, można powiedzieć, że sprawiała wrażenie posągu, który się nie porusza, a jedynie słucha z uwagą tego, co mówią inni. W kąciku jej ust pojawił się cień uśmiechu, gdy zdała sobie sprawę z tego, co dokładnie rozgrywało się na jej oczach, ale wciąż - milczała. To nie była jej walka, to nie był jej klub, to nie była jej impreza i jej urodziny, więc pozostawała biernym uczestnikiem spektaklu. Dlatego też jedynie spokojnie czekała na dalszy rozwój wypadków, oddając teraz pole innym, czekając na następne popisy, które z całą pewnością miały nadejść. Zakładała, że kiedy zostaną sami, z pewnością jakoś to skomentuje, ale chwilowo sprawiała wrażenie, jakby jednak nie należała do tego rozgrywającego się cyrku. Uprzejmie odwróciła się nawet w stronę, gdzie szalały dzieciaki, jakby nie interesowało jej to, co działo się pod jej nosem.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Być może to, jak Mulan szło odgadywanie emocji innych zależało od tego, czy w danej chwili miała wspólną komórkę mózgową, czy może jednak gdzieś ją zgubiła. To oczywiście nie oznaczało, że faktycznie tak musiało być, ale mimo wszystko Max uważał, że istniała taka szansa, że byłoby to nawet prawdopodobne, biorąc pod uwagę, jak bardzo ich dwójka była pojebana, jak bardzo się od siebie różnili, jednocześnie nadal będąc tak samo mocno posranymi na umyśle. Skoro zaś mieli jeden mózg, to nie powinno go ani trochę dziwić to, że mówili idiotyzmy i na dokładkę tymi właśnie idiotyzmami po prostu doskonale się bawili. Nie widział w tym nic złego, tak jak w tym, jak bardzo z kolei różnił się do Weia, do którego w tej chwili zwróciła się Mulan, powodując, że Max lekko uniósł brwi. - Zabrzmiało, jak tajemnica, której nigdy nie będzie mi dane poznać - stwierdził, jakby był bardzo rozczarowany tym faktem i nawet zrobił smutną minę, spoglądając w stronę drugiego mężczyzny, zastanawiając się mimowolnie, co właściwie miał na myśli mówiąc o tym odpowiednim tempie. Nie chciał jednak tego analizować, nic zatem dziwnego, że skupił się najpierw na tym, co do powiedzenia miała Mushu, z namysłem spoglądając w stronę sufitu, jakby mimo wszystko to rozważał. Jego ciemne oczy wyraźnie błyszczały, co wskazywało na to, że gdyby tylko jego przyjaciółka postanowiła odwalić coś podobnego, nie zamierzałby protestować. - Może zostaniesz moją wróżką chrzestną i zmienisz mnie w jakąś lunaballę? Wiesz, to chyba będzie bardziej pasowało - stwierdził jeszcze, dodając, że czekał na ten obiecany w Venetii strój, mając nadzieję, że przyjaciółka faktycznie przykładała się do jego projektowania, a nie obijała się po kątach. Później spojrzał z góry na Weia, zastanawiając się, czy ten w ogóle wiedział, jak jeździć na łyżwach, czy po prostu robił cokolwiek, licząc na to, że mu się to uda. Nie wiedział, czy ten był teraz zawstydzony, czy nie, bo trudno było mu to ocenić, ale i tak uśmiechnął się do niego zaczepnie. - Byłbyś bez szans - stwierdził jedynie, nim ostatecznie stanęło na tym, że skierują się dalej we dwójkę. Zerknął na Weia, jakby chciał go zapytać, po co był mu ten koncert wariactwa, ale jedynie lekko wzruszył ramionami. - Warunek jest jeden, musisz śpiewać ze mną.
- Ale dlaczego to dziwne? - zdumiał się Auster, autentycznie nie rozumiejąc, z jakiego powodu ktoś miałby nie zapraszać na swoje urodziny tak sympatycznej osoby. Odniósł wrażenie, że chyba zapytał o coś nieodpowiedniego, bo Ariadne miała minę jakby się z czegoś tłumaczyła. Chciał położyć rękę na jej ramieniu i wymruczeć jej do ucha, że to nie żaden afront ale uznał, że to stary on. Nowy on nie zamierzał z nikim otwarcie flirtować, trzymał się na dystans, a łapki przy sobie. Przynajmniej póki był trzeźwy, miał głowę na karku. Uśmiechnął się szeroko, słysząc określenie “panna Seaver”. Ariadne nie brakowało ogłady i kultury, odniósł wręcz wrażenie, że z ich dwóch to ona się tym wyróżniała. A pomyślałby kto, że w Ameryce uczą takich dobrych manier. - Pannę Seaver? - zapytał fikuśnie, ale szybko mina mu zrzedła. Na wyprawie w poszukiwaniu smoka?! Czy ona oszalała?! Zerknął szybko w tłum, ale nie potrafił odnaleźć jej wzrokiem. No cóż, najważniejsze że wróciła cała i zdrowa. Jednak to czego się właśnie teraz dowiedział zamierzał wykorzystać jako argument przeciwko niej przy pierwszej nadarzającej się okazji. Przełknął więc wiele słów, które w tym momencie cisnęły mu się na usta, w duchu dziękując, że Ariadne sprawowała nad nią pieczę. Postanowił nie ciągnąć tego tematu, odsunął też od nich jarzmo rozmów o polityce. - Jestem pewien, że na tę wyprawę się nie uda. W końcu za niedługo szkoła, a co do Avalonu, proszę. Nie rozmawiajmy o tym, praca dziś dla mnie nie istnieje - zaśmiał się, pijąc do faktu, że od tygodnia nie słyszał o niczym innym. Trudno odseparować się od tych wydarzeń, pracując w największej brytyjskiej gazecie informacyjnej. W sumie powinien cieszyć się, że nie zajmuje się już wyłącznie plotkami, ale ileż można wałkować ten sam temat. Ucieszył się, gdy zobaczył, że nie tylko on denerwuje się tym całym spotkaniem. Pocałunek w policzek to był może zbyt śmiały gest, ale był tak naturalny, że nie mógł się powstrzymać. Gdy stanęli już przy barze, nadstawił ucho słysząc nazwisko właściciela tego przybytku. Był w nim jakieś milion razy, ale nigdy nie zastanawiał się do kogo należy ten klub. - Och, to koniecznie musisz mnie z nim poznać. Chciałbym osobiście mu podziękować za trud w przygotowanie urodzin Remy. Nie mówiłem ci chyba, ale jest dla mnie niemal jak siostra - świergotał, tak cudownie nieświadomy nie tylko tego, że przed chwilą go tu obgadywano, ale i faktu, że Max stoi tuż przy nim i na pewno go słyszy. Co do Josephine odpowiedział jej grzecznie, że tak poproszę z lodem i zwrócił się z powrotem do Ari. Zdziwiło go, że zamówiła sok ale nie miał czasu, by poświęcić jej więcej uwagi bo nagle usłyszał głos ślicznej, ale nieprzejednanej barmanki. - Przepraszam, co? - zapytał niezbyt elokwentnie, bo przez chwilę myślał, że się wręcz przezsłyszał. Zerknął pośpiesznie na Ari i na jego twarz wstąpił nerwowy uśmiech. Nigdy wcześniej nie był postawiony w takiej sytuacji, ale jak widać grzechy przeszłości po prostu go dosięgły. - Nie, może trudno w to uwierzyć, ale znam granice przyzwoitości. Harmony jest dla mnie jak rodzina, nie mam wobec niej złych zamiarów - odpowiedział śmiertelnie poważny, siląc się jeszcze na resztki uprzejmości. A potem dostał kostką lodu w ryj. Co to za harce, myślałem, że jesteśmy dorośli - pomyślał Ben, oczywiście nie zauważając karteczki którą Solberg przekazał Ariadne w niemal pustej szklance pomarańczy. - Doprawdy, jak to się mogło wydarzyć - odpowiedział ironicznie, zakładając, że Josephine gra słodką idiotkę i chce mu po prostu zrobić na złość. - Nie, dziękuję. Nie jestem z cukru, nie rozpuszczę się - dodał, spoglądając na znajomego mężczyznę stojącego z barem. Przez chwilę wydawało mu się, że zagra równie nieczysto ale ten po prostu to przeprosił. Machnął więc ręką i posłał w jego stronę nieco nienaturalny uśmiech. - Ależ nic nie szkodzi. Ale wiece, że istnieje takie fajne zaklęcie. Reparo? - zażartował, opierając łokcie o blat. W sumie otrzymał ironiczny komentarz, kostkę lodu ale drinka wciąż nie. A już bardzo chciał chyba stąd iść, tu było dziwnie. Ach no i zrobiono z niego debila tuż przed Ariadne. Dopiero teraz skierował na nią swoją uwagę, ale nic na razie nie powiedział. Mierzył ją spojrzeniem zastanawiając się, co o tym wszystkim pomyślała. Po chwili milczenia, które było niezręczne jak ja pierdolę, podjął przerwany przed chwilą wątek. - To Artie. Ale z tego co wiem, Remy z nikim się nie spotyka - mruknął cichutko do kobiety, tak aby tylko ona to usłyszała. Wiedział co nieco o tej sprawie ale ów wiedzę wolał zachować dla siebie. - A tak w ogóle to chyba ci tego jeszcze nie mówiłem. Bardzo ładnie dziś wyglądasz.
- A nie wiem... bo jestem sztywnym urzędnikiem? - Ariadne zaśmiała się nerwowo, zupełnie speszona i zakłopotana rozmową, która oscylowała wokół jej osoby, do czego nie do końca nawykła. Poza tym to były urodziny panienki Seaver! Na niej powinny spoczywać wszystkie oczy, na nią skierowany każdy komplement i uśmiech! Tego właśnie życzyła dziewczynie. Amerykanka dostrzegła, że Auster nie wiedział o wyprawie młodej Gryfonki na Antarktydzie. Ups. Niechcący najwyraźniej wkopała solenizantkę, co oczywiście wywołało lekkie poczucie winy. Spodziewała się jednak, że Seaver nie wymknęła się wtedy w tajemnicy, wierząc w szczerość i rozwagę Harmony. Co mogło okazać się takim sobie pomysłem najwyraźniej. Również pospieszenie próbowała wyłapać łyżwiarkę wzrokiem, ale na próżno. Rzesze gości napływały, robiło się gęsto od przeróżnych ludzi, głównie nastolatków. Wystawali z tłumu jak dwa niedopasowane kołki. Pokiwała głową, co do Avalonu. Prorok Codzienny musiał mieć ręce pełne roboty. W Ministerstwie też ten temat był na językach wszystkich od ładnych kilku tygodni. Jasnowłosa musiała dwoić się i troić przy rosnących w zastraszającym tempie stosach papierów, w czym definitywnie pomagały niezdrowe ilości kawy. Prosiła nawet szefa Biura o możliwość udania się wraz z innymi na odnalezienie prastarego smoka, ale dostała dość wyraźny zakaz narażania życia. Aurorzy mieli w tym przypadku się wstrzymać, Merlin jeden wie dlaczego. Nie mogłaby tym samym chronić ponownie Harmony, więc jeśli faktycznie jej tam nie będzie... to bardzo to Ariadne cieszyło. - W porządku, znajdziemy wiele innych ciekawych tematów. - powiedziała z delikatnie zaczepnym błyskiem w zielonozłotych oczach, odzyskując nieco rezon dzięki miłemu towarzystwu Bena, przy którym czuła się naprawdę dość swobodnie oraz... bezpiecznie. Jakby stanowił taką spokojną przystań w morzu nieznajomych twarzy, jakie niekoniecznie pozytywnie mogły na Wickens zerkać. Trochę niczym tarcza, za którą mogłaby się w razie potrzeby schronić. Dopóki będą razem to może jakoś tę imprezę zdoła przeżyć. A przynajmniej tak się wydawało nim podeszli do nieszczęsnego baru. Ariadne rozpromieniła się na słowa Bena o tym, że Harmony jest dla niego niczym siostra. Wydało jej się to takie... urocze. Bardzo kochane. Nic dziwnego, że młodsza dziewczyna potrafiła zaskarbić sobie sympatię każdego, była chodzącym promieniem słońca. Zanim czarownica zdołała skomentować, uświadomiła sobie, że właśnie do omawianego Maximiliana dotarli, bo stał tuż przy ladzie i jednej z jego barmanek. Nim zdołała ze szczerym uśmiechem chłopaka przedstawić "Oto niezwykle uzdolniony pan Solberg!", już wydarzyło się coś, co wprawiło Ariadne w mocne zaskoczenie. Słowa nieznajomej dziewczyny skierowane do Bena brzmiały dziwnie, żeby nie powiedzieć, że otwarcie go prowokowała. Teksty na podryw...? Zbity z tropu wzrok Wickens padł to na nią, to na Austera, próbując zrozumieć o co właściwie chodzi i czy powinna wnikać? Sytuacja przybrała niekomfortowy obrót, gdy mężczyzna tłumaczył się barmance, jakby był jej to winien. Na pewno się więc znali. - Emmm... - coś głupio bąknęła, nie wiedząc czy w ogóle powinna wtrącać się w rozmowę, z której znienacka została wykluczona przez butną zaczepkę nieznajomej. I zaraz potem kostka lodu wylądowała nie w drinku, ale na twarzy Benjamina, co dla Ariadne stanowiło poważne faux pas. Odruchowo wyciągnęła rękę, aby ułożyć smukłe palce na ramieniu mężczyzny i w razie potrzeby zetrzeć palcem jakikolwiek ślad po zimnym kawałku lodu. Popatrzyła na niego z obawą, bo wypowiedział się tak sarkastycznie, jakby to nie był zwykły przypadek wynikający z nieuwagi, a faktyczna chęć zrobienia mu na złość. - Tak... to jest Max tak właściwie. - wymamrotała, kierując delikatnie tę samą dłoń ku właścicielowi Pure Lux, który akurat podawał Ariadne zamówiony sok... oraz dziwną wiadomość. Przemknęła po niej błyskawicznie wzrokiem, a jako że zupełnie nie spodziewała się nagłego ostrzeżenia, po twarzy Wickens można było wywnioskować, że coś było nie tak. Oczywiście oprócz kuriozalnie dziwnego zajścia, jakie nastąpiło przy barze. Teraz patrzyła to na Bena, to na Maxa, to na niezdarną barmankę i to na siedząca obok Victorię, którą w końcu rozpoznała z ich krótkiego spotkania na przystanku autobusowym. Co tu się do cholery działo?! I ślepy by dostrzegł, jak bardzo skonfundowana czuła się teraz blondynka i też trochę źle jej było z tym, że pojawiły się tu negatywne emocje. - Co? - cała się zaczerwieniła, słysząc komplement od Bena i wychylając prawie całą szklankę z sokiem jednym haustem. Gdzieś jej słowa o Artiem umknęły w ferworze wydarzeń dziejących się praktycznie w tej samej sekundzie. - A, dziękuję! Starałam się jednak nie przyćmiewać gwiazdy wieczoru, sam rozumiesz. Ben... Ben, pójdziesz ze mną? Zaplątała się w słowach, ale grunt, że chodziło po prostu o udanie się gdzieś, gdzie mogą być względnie sami albo po prostu opuszczenie, przynajmniej chwilowe, tej fantastycznej imprezy. W głowie jasnowłosej powstał istny zamęt. Lubiła Bena, ba, to chyba dość mało powiedziane, ale lubiła też Maxa i to była już druga osoba, przed którą Wickens przestrzegał. Tylko dlaczego miałaby mieć się na baczności? Auster to redaktor najsławniejszej gazety, do tego sprawiał wrażenie kulturalnego dżentelmena. Cholera, ale Salazar Morales też wydawał się nienagannie zachowywać. Ben nie miał chyba nic na sumieniu? Pewność, jaką odczuwała u boku bruneta całkowicie zniknęła. Jednocześnie nie potrafiłaby od razu go skreślić i powiedzieć mu, że no dziękuję, ale ja już sobie pójdę do jakiegoś innego pomieszczenia, gdzie Ciebie nie ma. Pozwoliła mu wybrać, gdzie odejdą, jeśli przystał na ten pomysł. Bo kto wie, może wolał pozostać przy osobach, którym najwyraźniej zalazł za skórę.
- Czyli jesteś jak taki wujek z Ameryki - bardziej stwierdziła, niż zapytała, nie zamierzając zresztą ciągnąć tematu dłużej, niż było potrzeba. A zdecydowanie tej potrzeby nie było. Ona tylko wykonywała swoją pracę, za którą jej płacili. Skoro Max życzył sobie, żeby jakoś odwróciła uwagę Austera, to postarała się to zrobić, a że wyszło nieprofesjonalnie i po prostu zrobiła z siebie debila - to już było wliczone w cenę. Niezbyt się przejęła tym, co na jej temat miał pomyśleć mężczyzna i jego towarzyszka, która zareagowała po tym incydencie z kostką lodu, może mieli się już nawet nigdy nie spotkać. - Oj nie bierz tego tak do siebie, wczoraj koleżanka wylała na gościa cały kufel piwa - powiedziała jeszcze, jakby chciała się w ten sposób wybronić, chociaż bardziej chodziło o pociągnięcie tego przedstawienia dalej. Chyba wszyscy wiedzieli, że to nie było takie przypadkowe, ale cóż miała zrobić? Show must go on czy coś. - Tak, gdzieś nam to uciekło, ale dopilnuję, żeby szef się w końcu tym zajął - zapewniła Austera, kiedy wspomniał o super zaklęciu, jakim było Reparo i zerknęła znacząco na Solberga. Poklepanie po pleckach nie zmieniało faktu, że nie była zachwycona zadaniem, jakie jej przypadło i naprawdę chciała, żeby do baru zaczęli złazić się inni imprezowicze, żeby już mogła zająć się swoją prawdziwą pracą. Już bez żadnych wypadków dorzuciła lód do zamówionego przez mężczyznę alkoholu i podsunęła mu szklankę, wysilając się na uprzejmy uśmiech. Nie wiedziała, co Solberg chciał przekazać Wickens, ale atmosfera przy barze była co najmniej dziwna i odczuwali to chyba wszyscy. - Może jednak chcesz do tego jakiś ciekawy eliksir spod lady? - spytała @Victoria Brandon, nachylając się nieco w jej kierunku, tak, aby pozostała dwójka nie usłyszała. Nie było to może nic nielegalnego, ale nie potrzebowali dodatkowych pytań, więc wolała mimo wszystko zachować dyskrecję. Poza tym skoro jej szefuńcio znał Brandonównę, to najwyraźniej była w porządku, więc postanowiła zaoferować jej co nieco na urozmaicenie wieczoru niż jedynie delikatnego drinka. Zwróciła się też jeszcze na moment do Wickens i Austera. - Coś jeszcze? - dopytała dla formalności, żeby nie było. Bez żadnego sarkazmu, złości, podirytowania czy czegokolwiek podobnego słyszalnego w głosie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Początkowo spokojny bar nagle stał się centrum dziwnej atmosfery. -Tak, Max. - Uśmiechnął się do @Benjamin Auster, wyciągając w jego kierunku dłoń, a w szmaragdowych tęczówkach pojawił się na chwilę niebezpieczny błysk. -Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił. - Byle nie za dobrze. Dodał w myślach, choć werbalnie skończył na uprzejmym przywitaniu. No tego jeszcze nie grali. Szybko jednak Auster został zajęty przez Jo, a Max miał jedyną okazję, by przekazać Ari to, co miał jej do przekazania. Kobieta widocznie była skonfundowana, co oznaczało jasno, że nie miała pojęcia o dorobku swojego towarzysza wieczoru. Trudno. Dziś mogła się bawić, ale na przyszłość może znajdzie powód, by chujka unikać. -Szef zapomina o tych pierdołach. - Prychnął rozbawiony, bo oczywiście, Reparo miało rację bytu, ale co Solberg, to Solberg. On od razu myślał o ekipie remontowej, a nie machaniu różdżką szczególnie, gdy na razie je ograniczał. Nie podobały mu się te szepty między Ariadne a Benem, ale nie mógł nic na to poradzić. Po prostu zajął się swoją robotą, przez chwilę pokazując wszystkim swoje tylne oblicze, bo musiał odwrócić się plecami, by wszystko ładnie wrzucić na półki. -Kurwa, sam bym się chętnie napił. - Mruknął, patrząc tęsknie na owocowego drinka stojącego przed Victorią. Żeby jakkolwiek się zająć przygotował sobie po prostu jego bezalkoholową wersję i odpalił kulturalnie szluga, by nieco zdjąć z siebie to całe napięcie.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Pomieszczenie: Azja Atrakcja: karaoke Kostki: 1 Mikrofon w kształcie syreny sprawia, że pokrywacie się łuskami, ale za to wasz głos jest wręcz nieziemski!
Wystarczyło jedno zdanie Mulan, aby Wei musiał pilnować swojej mimiki twarzy, próbując nie zakryć oczu, ani nie zrobić nic, co mogłoby wskazać, jak zmieszany się nagle poczuł. Szczególnie, kiedy Max podłapał sugestię dziewczyny, wychwytując tajemnicę, tak dobrze do tej pory skrywaną. Tajemnicę, której być może nie musiał ukrywać, ale tego nie był pewien, nie wiedząc, jak nawet miałby wspomnieć o innej części swojej kolekcji. - Zdecydowanie nie można narzekać na nudę - zgodził się z siostrą, zaraz spoglądając na Maxa. - Na poznanie tej tajemnicy trzeba zasłużyć - odparł, jednocześnie mając wrażenie, że lód wokół niego zacznie za moment się topić i być może dlatego zaproponował wyścig, do którego ostatecznie nie zdołał nawet podejść przez strój olifanta. Przez to i rozmowę utrzymywaną w żartobliwym tonie, jednak poruszającą zbyt poważne tematy. Z tego powodu ucieszył się, że Max nie miał obiekcji przed oddaleniem się od Mulan, przed korzystaniem z zabawy. Szkoda było nie sprawdzić innych atrakcji, a kiedy tylko zorientował się, że jest dostępne karaoke, Huang nie mógł tego przepuścić. Zbyt wiele słyszał o wokalnych popisach Maxa, żeby nie chcieć usłyszeć ich osobiście i choć zwykle ten śpiewał z Olą, opiekun smoków wierzył, że ten jeden raz zrobi wyjątek i nie zwiódł się, choć warunek Maxa nie należał do najłatwiejszych. - Co prawda nie śpiewam często… Ale niech będzie - zgodził się z lekkim uśmiechem, nie chcąc mimo wszystko rezygnować z możliwości usłyszenia jego śpiewu. - To wybierz piosenkę, jako główny artysta - dodał jeszcze, sięgając po jeden z mikrofonów, w kształcie syreny. W jednej chwili zobaczył, jak na jego skórze zaczęły pojawiać się łuski i nie próbował nawet powstrzymać śmiechu. Najpierw strój olifanta, a teraz syrena… - Wygląda na to, że tego wieczoru dane jest mi być tu tylko jako wodne stworzenie - powiedział prosto, spoglądając roziskrzonym spojrzeniem na Maxa, zastanawiając się, czy ten mimo wszystko bawił się dobrze, czy jednak czegoś mu brakowało, czy może wolałby zrobić coś innego. Mimo wszystko Wei miał świadomość, że nie był najlepszym towarzyszem na imprezach, a ostatnim czego chciał, to żeby jego przyjaciel się nudził.
______________________
I won't let it go down in flames
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Była tak podekscytowana przybyciem gości i każdej z cudownych mordek po kolei i powoli coraz bardziej zupełnie w nich zawiana, że w pierwszej chwili @Royce Baxter nie zauważyła. Gdy jednak usłyszała jego głos, aż podskoczyła, obracając się do niego z szerokim uśmiechem i aż złapała się wesoło za policzki, zanim po prostu skoczyła i jego na szyję, przytulając się mocno. - ROYCE! – pisnęła przeszczęśliwa. – Dziękuję! A z taką pierwszorzędną radą to dożyję i trzystu! – zaśmiała się, jeszcze raz ściskając chłopaka i wymieniając się całusami w policzki z rozbawionym, głośnym „muah” za każdym razem, już naprawdę szczerząc się jak debil, nie mając pojęcia jak inaczej pokazać, jak bardzo serduszko jej rosło widząc ich wszystkich. – Po takim komplemencie to nawet nie wypada mi odmówić ci tańca! Przygotuj się na wywijanie życia i lepiej wypij jakieś smocze, żebyś za mną wyrobił! – wystawiła język i puściła mu oczko, nim pobiegła już prosto do puchonek. - Głos, wygląd, osobowość! Jak dla mnie już możesz robić karierę sceniczną! – zaśmiała się do Carly, nie mając pół wątpliwości, że faktycznie mogła je wyrzucić ze szpilek swoim występem. Gdy tylko weszły do azjatyckiego pokoju, powiedziała @Elizabeth Brandon i @Scarlett Norwood, że załatwi im coś do picia. Nie miała pojęcia, czy Lizzie chciała i była gotowa już zaszaleć z drinkami, więc póki co wzięła im mleczne koktajle, szczególnie, że pracownicy zapewnili, iż po nich już na pewno się dzisiaj nie zmęczą. Brzmiało jak idealny deal, w końcu planowała z przyjaciółkami balować do białego rana. Dała dziewczynom mleczne koktajle, wykrzyknęła z Carly głośne „stop”, kiedy wyczuły, że to ten moment i uśmiechnęła się szeroko, słysząc słowa Lizzie. A zaraz wprost pisnęła, gdy poleciał utwór! - O raju! DAWAJ CARLY! Robimy chórki! – wciągnęła Puchonkę na scenę, łapiąc po drodze mikrofon. Mikrofon, który zmienił się w zouwu i znów by krzyknęła do Maxa, że jest dziabąg kochany i szalony, ale przecież czas był na śpiew! Weszła właściwa nuta i… RYKNĘŁA JAK LEW! - Co jest?! – prychnęła śmiechem, patrząc teraz na Lizzie, która, trzymając mikrofon-pająka w ręce zaczęła robić jakieś dzikie ewolucje dosłownie w powietrzu! – Co to za zoo?! No nie wierzę! – chichrała się jeszcze chwilę nim z najszerszym wyszczerzem świata i absolutnym, komediowym zaangażowaniem zaczęła ryczeć do mikrofonu, warcząc i wyjąc w rytm muzyki niczym jakiś pomylony lew na godach! W pewnym momencie nawet nie wiedziała, czy głośniej się śmiała czy ryczała, ale zabawa była cudowna, szczególnie, gdy Lizzie była taką gwiazdą sceny, że nawet wisząc do góry nogami chodziła jak absolutna diwa i śpiewała niewzruszona zmianami położenia. A kiedy tylko piosenka się skończyła, od razu podskoczyła do maszyny, wybrać kolejną. - Słuchajcie, robimy trio! – oznajmiła z lisim uśmieszkiem, widząc jeden z utworów. – I TAŃCZYMY! – dodała zadziornie, cała roześmiana i wskoczyła na scenę. Na której to, wraz z rozpoczęciem muzyki szybko ustawiła się bokiem do widowni, tańcząc te kilka charakterystycznych dla zespołu kroków. I nawet nie przeszkadzało jej, że znów zamiast słów zaczęła ryczeć.
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
Pomieszczenie: Antarktyda → Ameryka Północna i Ocean Spokojny Atrakcja: póki co to whisky Kostki: n/d
- No przestań, jesteś… - Słodka i urocza, chciał powiedzieć, ale w porę ugryzł się w język. Jak widać nie potrzebował wcale alkoholu, by zachowywać się jak głupiec. - Nie znam cię za dobrze, ale jesteś bardzo sympatyczna. Nie ubieraj się w takie etykiety, życie jest na to za krótkie - odparł, nie zauważając jak nieznacznie skraca dzielący ich dystans. No cóż, człowiek stara się zmienić, ale stare nawyki są jego drugą naturą. Gdy poczuł tę bliskość, uśmiech przestał błądzić mu na twarzy, chrząknął i nieco się odsunął. - Ależ oczywiście, to dla mnie nie ulega wątpliwości - odpowiedział nieco speszony tym, na co pozwolił sobie przed chwilą. Mimo to nie spuszczał z flirciarskiego tonu, co więcej - bardzo spodobał mu się błysk w oczach Ariadne. A potem zaczął się przysłowiowy szajs. Zarejestrował, że położyła rękę na jego ramieniu ale nic poza tym. Zbyt wiele się działo, a Josephine za dobrze odciągnęła od niej uwagę. Nie widział więc, jak na niego patrzy, nie miałby przecież nawet czasu się nad tym zastanowić. Zbyt mocno się wkurwił. Jedyne co zdążył pojąć swoim małym móżdżkiem to to, że nieznajomy mężczyzna nazywa się Max. I jest… właścicielem Pure Luxe? Ile ten smarkacz może mieć lat? Dopiero gdy spojrzał na Ariadne oczywiście zauważył, że zrobiło jej się potwornie niezręcznie. Ignorował już słowa Jo, olał również wielce przyjazne i wcale nieironiczne życzenia Maxa. Na zarówno jedno, jak i drugie zareagował skinieniem głowy oraz nieco podejrzliwym spojrzeniem. Jemu też wcale nie było tu dobrze, toteż w trymiga odebrawszy w końcu swój upragniony drink odszedł od baru, łapiąc ją delikatnie za rękę. Skierował swe kroki, dosyć pewne i pospieszne po prostu przed siebie… Dla pewności, aby ich już nie spotkać, ominął Afrykę i zatrzymał się dopiero w Ameryce Północnej. Było tu nieco ciemniej niż w reszcie pomieszczeń, ale to dobrze. Przynajmniej było widać widać, że Auster spalił buraka. Nieopodal grała muzyka, ale Ben stanął w takim miejscu, aby po prostu dobrze się słyszeli. Póki co olał zarówno techno, jak i tajemnicze mikstury i upił łyka tej przeklętej łychy, mierząc Ariadne uważnym spojrzeniem. - No cóż to było… dziwne, niepotrzebne i nieprzyjemne. Przepraszam, że musiałaś być tego świadkiem - rzucił, odkładając szklankę na wysoki stolik, przy którym stali. Wyjął papierośnicę i postukał w nią kilka razy. Gdy fajek się wysunął, wsadził go sobie do ust i odpalił w jakieś trzy sekundy. Dopiero po pierwszym machu względnie się uspokoił. Zerknął na Ari, zastanawiając się jak szybko zorientuje się z jakim dupkiem ma do czynienia i jak szybko go zostawi. Póki co czekał na niewygodne pytania.
Pomieszczenie: Ameryka Północna i Ocean Spokojny Atrakcja: Ben? Kostki: n/d
Wickens nie brała udziału w żadnych tak zwanych "dramach", a już na pewno nie na poziomie rzucania w kogoś kostkami lodu. Ani teraz jej to kompletnie nie interesowało ani kiedy była jeszcze nastolatką, a więc znacznie bardziej podatną na huśtawki nastrojów i kłótnie w grupach znajomych osobą. Jak już eskalowały takie sytuacje to subtelnie wycofywała się, aby zaszyć w spokoju w bibliotece. Z żadnymi toksycznymi czy wrednymi osobami nie spędzała po prostu czasu poza zajęciami, przez co trochę zapominała, że tacy ludzie istnieją oraz czyhają na każdy moment, aby wbić szpilę. Teraz to Ben stał się celem, co bardzo Amerykance przeszkadzało, ale co mogła zarobić? Jeszcze jej nie pogrzało, aby wymuszać na ludziach spokój i przyjaźń, o nie. Jakby wynikła jakaś bójka to co innego, wtedy bez wątpienia wzięłaby na siebie rolę rozjemcy, ale na szczęście towarzysz aurorki wolał wszystko spokojnie przemilczeć. Opuścili bar w spiętej atmosferze, ale Ariadne poczuła męską dłoń na swojej własnej, co zdawało się znacząco poprawiać ten moment. Z jednej strony pragnęła go za nią potrzymać dłużej i delikatnie musnęła kciukiem palce towarzysza, z drugiej Benjamin Auster stanowił teraz dla jasnowłosej nietypową zagadkę. Dotychczasowa ostoja i podpora stała się wąskim gruntem. Przeszli razem przez Afrykę, zatrzymując się na kolorowej Ameryce Północnej. Niby jedna sala, a było tu sporo różnych rzeczy, w tym basen, gdzie ludzie zmieniali się w syreny. Bardzo dobrze znana Ariadne atrakcja, bo na otwarciu Pure Lux sama otrzymała ogon. Ale teraz w ogóle nie miała ochoty wskakiwać do wody ani właściwie robić cokolwiek innego. - To nie Twoja wina. - odpowiedziała od razu na słowa Bena, bo tej sytuacji niczym przecież nie wywołał. Wręcz przeciwnie, próbował załagodzić konflikt i zignorował zaczepki, całkiem dojrzale rezygnując ze słownych przepychanek, co Wickens doceniała. Widziała, że i mężczyźnie jest teraz nieziemsko niezręcznie. Z ulgą, ale i wewnętrznym rozczarowaniem oderwali od siebie dłonie, bo chciał zapalić papierosa, zapewne na uspokojenie nerwów. Ariadne udawała, że jest wielce zainteresowana obecnymi w tej sali ozdobami. Przeszła się parę kroków, nie chcąc wdychać tytoniu, od którego mogłaby się rozkaszleć. - W o w, wodospad z czekoladą - wymusiła niby podekscytowane szeroko otwarte usta, chociaż takie rzeczy jarały Ariadne raczej, jak miała jakieś dziesięć lat mniej. Wtedy istotnie na różnych mugolskich weselach lubiła bawić się przy czekoladowych fontannach, jakie robiły wśród dzieci furorę. Nigdy nie potrafiła dobrze kłamać lub udawać. Zawsze stawiała na szczerość, co oczywiście chciałaby też otrzymywać w zamian od innych ludzi. Pomimo zajebistości słodkiej Niagary, myślami więc ciągle pozostawała przy liściku od Maxa. Zasiało to w Wickens taką niepewność, że gardło wiązało jej się w supeł. Byłoby to tak cholernie przykre, gdyby faktycznie Ben ją w czymś oszukał i teraz wyszłoby to na jaw. Nie można dziewczynie odmówić, że nie próbowała desperacko skupić się też na doborze karnawałowej maski, jakich tutaj leżała masa. W końcu uwielbiała te ozdoby, a niektóre zostały wykonane naprawdę przepięknie i jedną białozłotą z doczepionymi piórkami przymierzyła, opierając gadżet na drobnym nosku i rzucając przeciągłe spojrzenie Benjaminowi. Do tego różnokolorowe farby mogłaby wyjątkowo nałożyć na swoją delikatną skórę, tak w imię zabawy... Ale ciężko westchnęła, zwieszając głowę w geście rezygnacji. Odłożyła tę maskę na miejsce, dłonie trzymając przy swoich biodrach. - Przepraszam, Ben. Po prostu nie wiem, co myśleć. Jest jakieś logiczne wyjaśnienie na to? - wyciągnęła karteczkę z krótkim, ale treściwym napisem, podając mu ją jeśli chciał. - Jestem aurorką na imprezie w klubie Fel-... Maxa, a on mnie ostrzega przed Tobą. Barmanka też Cię chyba nie lubi. Zmówili się, aby tak wyszło? No i wkopała właśnie Solberga, ale wolałaby się dowiedzieć, co jest grane, kto tutaj coś knuje i dlaczego ktoś ma coś komuś za złe. A Maxa za bardzo prawdomównego nie do końca uważała. To urodziny Harmony i Wickens chce zadbać o jej bezpieczeństwo. To chyba Auster zrozumie.
Musiał rozładować napięcie, jakie czuł, to rosnące pragnienie, nad którym przestawał panować. Zbyt wiele nieprzyjemnych myśli zwykle kręciło się w jego głowie związanych z tym, czy ktoś lubił jego, jako jego, czy zwyczajnie działała na niego jego twarz. Z Olą nie było inaczej i wątpliwości targały nim co jakiś czas, jedynie wzbudzając coraz większą irytację, ale choćby próbował się odsunąć, nie potrafił. Tak jak teraz, kiedy był rozdrażniony z powodu brokatu, ale nie był w stanie zwyczajnie na nią warknąć, czy powiedzieć coś, czego mógłby później żałować. Nie wziął jednak pod uwagę, że przyciągając ją mocno do siebie, jedynie podkopie własne starania w trzymaniu się na dystans. Co prawda słuchanie jej śmiechu było przyjemne, sprawiało, że sam uśmiechał się cieplej, ale to jej dotyk skupiał całą uwagę Jamiego. - Tak jest zdecydowanie lepiej - powiedział cicho, wciąż się uśmiechając, aby po chwili uważnie obserwować jej zachowanie, kiedy zapinał guzik. Tak, chciał ją ugryźć i z każdą chwilą chciał tego bardziej, więc musiał się odsunąć. Musiał, żeby zachować pozory panowania nad sobą, które całkowicie legły w gruzach, jak tylko Ola uniosła dłoń, jak tylko przesunęła palcem po jego twarzy. Tym razem on był na przegranej pozycji, gdy mimowolnie przymknął oczy, wpatrując się w nią intensywnie. Nie zdołał nawet nic odpowiedzieć, wiedząc, że głos go zdradzi, a przecież przyszli tutaj świętować czyjeś urodziny, prawda? To dlaczego miał taki problem powstrzymywać się przed teleportacją? Problem ten nie zmniejszył się, kiedy dotarli do sali z parkietem i lecącą wokół sambą. Widział, że każda osoba na parkiecie ma na sobie dość odważny strój i widział, jak Ola kieruje się w tamta stronę i wiedział, po prostu wiedział, że to nie będzie proste. Obserwował jak Puchonka wchodzi na parkiet i jej strój skurcza się, odsłaniając o wiele więcej, a do tego przybierając barwy pasujące do niej, przypominające czekoladę z pomarańczą. Nie potrafił nie uśmiechnąć się na myśl o tym, że teraz jeszcze bardziej miał ochotę ją ugryźć. Zamiast tego jednak spojrzał po samym sobie, dostrzegając nagle brak swojej koszuli, dziwne spodenki i mnóstwo brokatu. Muzyka tętniła wokół nich, każdy dobrze się bawił i nawet Ola dała się porwać muzyce, więc nie miał innego wyjścia, jak zwyczajnie odpuścić i próbować podążać za krokami pokazywanymi przez instruktorów. - A może to ty jesteś po prostu za niska? - rzucił do niej, starając się zignorować widok własnych bioder podążających w rytmie samby o dwa kroki przed nim. Co to miało być? Kiedy jednak ignorował to i zwyczajnie zaczynał się dobrze bawić, do czego nie zamierzał się przyznawać, wszystko było w porządku. Co było o tyle łatwiejsze, że nie potrafił oderwać spojrzenia od Oli. W końcu złapał ją w tańcu, przyciągając do siebie i ponownie przytrzymał, nie zamierzając z tego rezygnować, doskonale się bawiąc. - Dla mnie robi się zdecydowanie za gorąco. Proponuję albo teleportować się stąd, albo napić się czegoś dla ochłody i sprawdzenia trunków Solberga - powiedział wprost do ucha Oli, którego płatek po chwili złapał zębami, nim odsunął się z wielce zadowolonym wyrazem twarzy. Ostatecznie uprzedzał, że chciał ją ugryźć, prawda? Zaraz też zrobił niewielki krok w stronę zejścia z parkietu, czekając na decyzję dziewczyny.[/b][/b]
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Lizzie, można grać we wszystko! Na imprezie chodzi o to, że możesz po prostu robić wszystko, co chcesz i nikt i nic cię nie ogranicza – wyjaśniła jeszcze, śmiejąc się ciepło, mając nadzieję, że Lizzie nie będzie z tego powodu jakoś szczególnie mocno się spinać, martwić, czy robić cokolwiek podobnego. Ostatecznie miały się faktycznie bawić, ale jak widać było, taniec chyba nie do końca był tym, co pociągało dziewczynę, a może po prostu wydarzyło się coś, co było dla niej nie do końca miłe. I wszystko właśnie na to wskazywało, kiedy zaczęła się tłumaczyć, a Carly doszła do wniosku, że magia oczywiście musiała robić coś po swojemu, bo inaczej po prostu się nie dało. Westchnęła więc, niezadowolona, bo to mimo wszystko nie było coś przyjemnego, a później zgodziła się z Remy, żeby się czegoś napiły. Ostatecznie nie miały tutaj siedzieć o suchej gębie. Gdzieś w międzyczasie zaczęła się śmiać, gdy Remy zaczęła rzucać komplementami, a później okazało się, że przyszła pora na śpiewanie i nie dało się już z tego wycofać. To było coś, czego nie dało się zatrzymać, więc ona również porwała mikrofon, śmiejąc się głośno, widząc, jak Lizzie się w to wszystko wkręciła. To było fascynujące i niesamowicie pociągające, to było coś, co jej odpowiadało, co jej się podobało, bo dziewczyna miała w końcu coś, co jej pasowało. Nic zatem dziwnego, że Carly zaczęła się śmiać w głos, nie wiedząc jeszcze, że jej ciało zaczęły pokrywać łuski. - Powinnyśmy stworzyć jakiś zespół, mówię wam! – krzyknęła, nim Liz weszła na ścianę, a Remy zaczęła ryczeć jak lew, powodując, że nie mogła powstrzymać się przed kolejnymi salwami śmiechu, jakie wstrząsały całym jej ciałem. A później zaczęła śpiewać chórki. Ale jak! Była niczym prawdziwa syrena, o głosie tak niesamowitym, że nie dało się tego wręcz opisać, o głosie tak cudownym, że po prostu mogła i zapewne onieśmielała wszystkich. To była taka komedia, że nie umiała tego skomentować, bawiąc się tym, a jej oczy błyszczały. - Tańczymy? – zapytała, jakby z niedowierzaniem, tylko po to, żeby faktycznie zacząć tańczyć, tworząc tło dla Lizzie, która miała całkowicie czas własnego życia i nic nie mogło tego zmienić, a one były jedynie jej wspaniałym, zwierzęcym tłem.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Trudno było nie dostrzec, że za słowami Mulan kryło się coś więcej, coś niemądrego, coś, co zdecydowanie musiało znaczyć coś więcej, niż znaczyło. Ale w tej akurat chwili Max nie był w stanie wyłapać kontekstu, nie był w stanie stwierdzić, co dokładnie kryło się pod tym stwierdzeniem, więc poruszał się nieco po omacku. I ani trochę mu to nie przeszkadzało, bo takie uwagi, takie zaczepianie, zwykło prowadzić w zdecydowanie ciekawe miejsca. Nic zatem dziwnego, że uśmiechnął się zaczepnie do Weia, jakby chciał go zapytać, czy aby na pewno na to nie zasłużył albo też jakby chciał mu powiedzieć, że doskonale wiedział, co powinien zrobić, żeby faktycznie zasłużyć na poznanie jego sekretów. Nie spodziewał się, żeby to było coś złego, żeby ocierało się to o takie bagno, w jakim sam siedział, więc ani trochę się tego nie bał i był po prostu ciekaw, co dokładnie Mushu miała na myśli. Bo był pewien, że nie było to coś dziecinnego, ani skrajnie głupiego, chociaż oczywiście pamiętał o tym, że ta dwójka miała jakieś chore pomysły i próbowała zamienić akromantule w potulne kucyki. Nie ulegało jednak wątpliwości, że o czymś podobnym raczej nie wspominaliby w samym środku imprezy, gdzie dookoła pełno było ludzi, a oni przyszli się tutaj bawić, a nie cierpieć. - Zabrzmiałeś, jakby to była jakaś największa na świecie kara – zauważył, wzdychając cicho, a później spojrzał na Weia, jakby chciał powiedzieć, że ranił go taką postawą. Oczywiście, nie było tak naprawdę, ale jednocześnie zaczął się zastanawiać, czy ten w ogóle chciał tutaj jeszcze być, o co zapytał go tak po prostu, nie mając nic przeciwko temu, żeby wracali do mieszkania, jeśli opiekun smoków był zmęczony i nie miał ochoty na przebywanie pośród innych osób. Zaraz jednak zdał sobie sprawę z tego, że jego zmysły zaczęły szaleć, wyostrzając się w sposób, w który miał wrażenie, że za chwilę zacznie czuć kolory, więc zacisnął na moment powieki. - Czasami mam wrażenie, że Solberg próbuje mnie zabić – stwierdził, będąc pewnym, że gdzieś musiał rozlać się jakiś słodki sok, który pachniał tak mocno, że niemalże kręciło mu się w głowie, ale to mało go obchodziło, bo w oczach już mieniły mu się łuski, a do tego poleciało IZZI i słynny Galeon, galeon, galeon, więc wyszło na to, że to właśnie ten utwór tego wieczoru wejdzie do jego repertuaru. I dokładnie tak było, zupełnie, jak z Dżagą, którą uwielbiał śpiewać z Olą, doskonale się przy tym bawiąc. Teraz było podobnie, bo Max nigdy niczym się nie przejmował i w to, co robił, wkładał całe serce, wiecznie się wygłupiając, starając się rozbawić wszystkich dookoła siebie. Nic zatem dziwnego, że pokusił się nawet o jakieś dramatyczne gesty, prawie parskając z ubawienia.
Victoria, która obserwowała to wszystko, co się działo z boku, uśmiechnęła się lekko pod nosem. Musiała przyznać, że to wszystko było niczym dobra komedia, ale jednocześnie zastanawiała się, jakim cudem, ktoś, kto bał się własnego cienia, mógł zostać aurorem. Miała przekonanie, że sama byłaby w tym o wiele lepsza, a po tym, co wydarzyło się w czasie rekonstrukcji, miała w stosunku do siebie zdecydowanie większe zaufanie, niż do kogoś, kto wolał nie wchodzić w konflikty tylko dlatego, że mogło rodzić to o wiele więcej problemów. To zaś potwierdzało, że Ministerstwo musiało cierpieć na prawdziwe braki kadrowe, skoro decydowali się na tak nierozważne i głupie postępowania. O Benjaminie nie myślała właściwie wcale, dostrzegając w nim jedynie fircyka, który próbował zachować twarz w sytuacji, w której nie umiał się odnaleźć, a do której doprowadził samemu. Przypominał jej nieco Filina, więc był dla niej nic nie wart, tylko tyle, że prześlizgnęła się po nim spojrzeniem, dochodząc do wniosku, że wolałaby się z nim nie zadawać. I najpewniej Josephine miała rację w tym, jak go traktowała. Prawdę mówiąc, ta dwójka była zatem tak ciekawa, jak zwiędła trawa na jesieni i nie nadawała się tak naprawdę do niczego wielkiego, co oznaczało, że dla Victorii nie przedstawiali żadnej wartości. Musiała również przyznać, że wystarczyła jej chwila spędzona z kobietą, by wiedzieć, że wyszarpałaby ją za uszy, starając się zrobić z niej kogoś poważnego, a nie tą delikatną mimozę, która jakimś cudem została aurorem. - Eliksiry spod lady? – powtórzyła cicho, kiedy Josephine się do niej nachyliła, a w kąciku jej ust pojawił się lekki uśmiech, świadczący o tym, że coś podobnego nigdy nie przyszłoby jej do głowy, ale jednocześnie nie czuła teraz, by było w tym coś złego. Nie była w szkole, nie zamierzała przyjmować żadnych narkotyków, a miała świadomość, że Solberg był dobrym elksirowarem, więc z całą pewnością nie zaproponowaliby jej czegoś groźnego. – Max pewnie ci nie mówił, ale bardziej rozrywkowy niż ja jest słup soli. Ale może mogłabym spróbować kapkę czegoś, co mnie nie zabije – stwierdziła, zerkając na Solberga, gdy ten wspomniał o piciu, zastanawiając się, czemu właściwie nie chciał do niej dołączyć, ale nie zamierzała go do tego zachęcać. To nie byłoby właściwe, więc jedynie obserwowała, jak przygotowywał drinka. - Mam tylko nadzieję, że nie będziesz stał za barem u Irka, bo będę musiała nauczyć się bardzo mocno przymykać na to oko – rzuciła, co w jej wykonaniu było oczywiście żartem, a potem upiła łyk drinka. – Podejrzewam, że połowa szkoły zgubiłaby buty, gdyby mnie tam zobaczyła.
Pomieszczenie: Ameryka Północna i Ocean Spokojny Atrakcja: urocza aurorka, łycha i papierosek Kostka: n/d
Co śmieszne, gdy chodził do Hogwartu dramy to było jego drugie imię. Całe szczęście, że Wickens spędziła te czasy na oceanem (zresztą dzieląca ich różnica wieku była chyba zbyt wielka, by w ich szkolne lata się ze sobą zbiegały), bowiem nie znała Bena od tej strony. W ogóle w całej tej sytuacji była dosyć biedna, bo w ogóle z wielu rzeczy nie zdawała sobie sprawy. Przypuszczał, ale tylko przypuszczał, że była nieobojętna na jego wdzięki. Niemniej skąd mogła wiedzieć jak dużo do niedawna pił, palił i ćpał? Nie wpadłoby jej nawet do głowy, ile spędził nocy z zupełnie obcymi kobietami i mężczyznami. A już na pewno nie posądzałaby go o to, że miał niegdyś cokolwiek wspólnego z działalnością znanego w szemranym towarzystwie Moralesem. Z którym zresztą miał również bardzo żywe wspomnienia. Próbował zostawić to za sobą, ale na razie demony przeszłości skutecznie go dopadały. Szczególnie tutaj, podczas konfrontacji przy barze, gdzie znalazł się między Maxem a Josephine. Jednego obił, drugą usiłował zaciągnąć do łóżka. I nawet to, że poszedł w zeszłym tygodniu na terapię nie zmieni tego, że był przez całe życie cynicznym, agresywnym chujem. Więc tak, to była jego wina, nawet jeśli ona nie zdawała sobie z tego faktu sprawy. To, że nie zaostrzył konfliktu stanowiło niemały cud, bo jeszcze miesiąc temu już teraz zapewne krzyczałby z całą opryskliwością na jaką było go stać na biedną, zmuszoną do zrobienia z siebie debila Josephine. Były jednak urodziny jego przybranej siostry, a on starał się stać się lepszą wersją samego siebie. Nie mógł sobie pozwolić przecież na to, aby stracić sympatię w oczach Harmony. Trochę posmutniał, gdy od niego odeszła - zapomniało mu się, że przecież ona nie pali. Dlatego uśmiech, który jej posłał na stwierdzenie o czekoladowym Reichenbach, miał w sobie małą dozę smutku. Gdyby nie to, co przed chwilą się stało już dawno kusiłby ją truskawką zamoczoną w deserowym przysmaku. A tak to amory opadły, a atmosfera wciąż była napięta i dosyć dziwna. - Nie ma co, Max się postarał - rzucił w odpowiedzi, nie zdając sobie sprawy z tego, jak dwuznacznie mogło to zabrzmieć. On oczywiście miał na myśli trud włożony w przygotowanie imprezy, trud za który był mu szczerze wdzięczny. Ona z kolei mogła pomyśleć, że Ben ma plus dziesięć do percepcji i zauważył świstek papieru, na którym naskrobano lakoniczną wiadomość. Nic z tych rzeczy, była to po prostu istna tragikomedia pomyłek. Obserwował, jak unosi maskę i przymierza ją do twarzy. Przez myśl mimo woli przemknęło mu, że chciałby ją zobaczyć tylko w niej i w rezultacie nieco się podniecił. Szybko jednak pomyślał o czym innym, a konkretnie o kimś innym i poczuł się, jakby robił coś złego. Laena nie miała na niego wyłączności, a mimo to od kiedy ją spotkał, z każdą osobą zaciągniętą do łóżka czuł się jakby ją zdradzał. A Ariadne, śliczna blodynka totalnie w jego guście była wprost wymarzoną kandydatką na… no cóż. Kolejny powód, by robić sobie źle w głowie. Szybko jednak te myśli minęły, gdy ujrzał karteczkę, którą mu przekazała. Uniósł brwi w geście zdziwienia. Naprawdę nie wiedział co o tym powiedzieć, toteż włożył sobie peta do ust i niedbale się zaciągnął. Dopiero gdy nikotyna wypełniła płuca zdecydował się na to, co przychodziło mu z trudem. Szczerość. - No dobrze, niech mu będzie. Co do tego całego Maxa znamy się z baru… to znaczy. - Przetarł oczy, wracając myślami do tamtej nocy. - Wiesz, robiłem w życiu różne głupie rzeczy. Kiedyś na siebie wpadliśmy i od słowa do słowa wywiązała się bójka. Pewnie to miał na myśli - odpowiedział, zupełnie nieuświadomiony tego, jak bardzo się pomylił. Nic nie wiedział o relacji Paco i właściciela Pure Luxe, toteż nie powiązał tego ze swoją szemraną przeszłością. Od której notabene, tak usilnie starał się teraz odciąć. - Co do niej, no cóż. Totalnie mój błąd. Po prostu kiedyś… - próbowałem ją poderwać, zupełnie jak spróbuję uderzyć do ciebie. Zawahał się, nie wiedząc, co ma do cholery powiedzieć. - Tak wyszło, że nie przypadłem jej do gustu. Odrzuciła moje zaloty, do niczego nie doszło. Nie wiem skąd u niej taka zawiść, widocznie wryłem się jej w pamięć.
Czy miała doświadczenia z sambą? Bardzo, bardzo nikłe, praktycznie zerowe, ale absolutnie nie przeszkadzało jej to w świetnej zabawie. Dookoła roiło się od wywijających tancerzy, którzy z chęcią pokazywali jakieś podstawowe kroki, wobec czego nawet jeśli się ich nie znało, to można było z łatwością załapać. A poza tym jeśli były koślawe i niewiele miały wspólnego z tym brazylijskim tańcem, to kto by zwracał na to uwagę? Tym bardziej mając u boku takiego partnera i to bez koszuli. Solberg stworzył istny raj na ziemi - samba, brokat i gorący klimat to zdecydowanie było to. Brakowało jedynie latających nad ich głowami papug, chociaż pióra znajdowały się w jakichś ogromnych ozdobach na głowach niektórych tancerek. - Nie, na pewno to ty jesteś z wysoki. Ja jestem idealna - odparła jakże skromnie z dumnym uśmiechem i błyskiem w oku. W gruncie rzeczy nie miała siebie za chodzącą perfekcję, aż tak to jej ego nie wywaliło, ale pozwoliła sobie na powiedzenie tego, w pewnym sensie po prostu z ciekawości. Chciała zobaczyć, jak Jamie na to zareaguje i czy w ogóle to zrobi, bo też nie było powiedziane, że zwyczajnie tego nie oleje. Nawet by się nie zdziwiła. Jej uśmiech nabrał jakiegoś skrytego zadowolenia z położenia, w którym się znalazła, kiedy znów ją do siebie przyciągnął. Ułożyła dłonie na jego klatce piersiowej tylko po to, aby po chwili przesunąć je w górę, ku szyi i tam splecione pozostawić na karku. Wzdrygnęła się, gdy przemówił wprost do jej ucha, a następnie lekko je przygryzł. Oddech uwiązł jej gdzieś w gardle, serce zaczęło bić jeszcze mocniej, krew głośniej szumiała w uszach, a temperatura otoczenia podskoczyła do niemal piekielnej skali. Uderzyły w nią jego słowa, bo odzwierciedlały niemal to samo, o czym myślała. Musiała jednak przyznać, że tego wieczoru zasługiwali na jakiegoś Oscara za psucie momentów i odchodzenie w najgorszych możliwych chwilach. Przełknęła ślinę i zmusiła się do spokoju, choć było to coraz trudniejsze i nawet nie zamierzała tego ukrywać. Zrobiła krok w jego stronę i złapała go za rękę, nie chcąc, żeby na razie całkiem zeszli z parkietu. - Mhm, i gdzie chcesz się teleportować? - spytała, patrząc na niego spod rzęs i delikatnie przechylając głowę w bok, tak jakby się nad czymś zastanawiała. Skoro rzucił to magiczne hasło, to musiał mieć jakiś pomysł, a ona była bardzo ciekawa, jaki. - Poza tym całkiem niedawno przyszliśmy, jesteś pewny, że tak szybko chcesz wychodzić? Taka impreza zdarza się raz do roku, trzeba korzystać - dodała. Nie przejmowała się tym, że wokół nich tańczyli ludzie, a oni stali jak te kołki. Nikt zresztą zdawał się nie zwracać na nich uwagi, każdy był pogrążony w swoim własnym świecie. - Chcesz wracać na Antarktydę i nabawić się szoku termicznego? Do baru jest daleko - dodała, unosząc jedną z brwi. Wyraźnie sobie teraz pogrywała, zadając masę głupich pytań, a nie dając jednoznacznej odpowiedzi. Trochę ją to bawiło, trochę niecierpliwiło, ale jednego była pewna - nie chciało jej się już chodzić po innych salach czy wracać do baru i prosić Solberga o jakiegoś fikuśnego drinka. Jak typowa kobieta wybrała grę "domyśl się".
- Może jednak w czymś się zgadzamy - mruknął cicho, nie mówiąc bezpośrednio do Oli, ale też nie próbował udawać, że nic nie powiedział. Była idealna, a przynajmniej w jego oczach i, prawdę mówiąc, bał się tego. Bał się, że któregoś dnia okaże się, że to przyciąganie, jakie czuł, że wszystkie jej reakcje były wymuszone jego urokiem, że jednak krew wili omamiła ją, kiedy nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie wiedział, na ile to działało, nie wiedział, czy Ola tak naprawdę sama to wiedziała. A jednak nie potrafił trzymać się w ryzach, szczególnie kiedy dziewczyna reagowała na jego ruchy, odpowiadała na każdy gest. Poczuł przyjemny dreszcz, kiedy przesunęła dłońmi po jego ciele, kiedy splotła je na jego karku, ułatwiając nachylenie się do jej ucha. Z zadowoleniem wsłuchiwał się w jej urwany oddech, ganiąc się po chwili, że nie powinien. Próbował z całych sił trzymać się właściwego zachowania, pilnować się, skoro nie byli tak naprawdę sami, ale wszystko to prysnęło jak bańka mydlana, kiedy Ola złapała go za rękę, powstrzymując przed zejściem z parkietu. Wyswobodził rękę z jej uchwytu tylko po to, żeby powoli przesunąć nią po talii dziewczyny, na jej plecy, stając tuż przed nią. Drugą dłoń uniósł, aby delikatnie ująć jej podbródek i nachylił się, nie potrafiąc dłużej wytrzymać. Pocałował ją niespiesznie, czując, jak jego serce zaczyna mocniej uderzać, a wszystko w nim krzyczy, aby przyciągnął ją mocniej do siebie. Chciał tego, ale miał świadomość, że nie byli sami, że wciąż otaczali ich ludzie, działając mu w tej chwili niezwykle na nerwy. Przerwał pocałunek jedynie po to, aby musnąć ustami jej policzek i ucho. - Jeśli dłużej zostaniemy na parkiecie, nie zdołam zachować spokoju… Chyba że mnie odepchniesz. A teleportować nas mogę wszędzie, nawet pod twoje mieszkanie, czy w inne spokojniejsze miejsce - powiedział cicho, odsuwając się w końcu na tyle, żeby spojrzeć z bliska w jej oczy, nie puszczając jej jednak z objęć, ani nie wykonując żadnego kroku w tył. Tym razem stał nieruchomo, przytrzymując ją blisko siebie, gotów odsunąć się, jeśli rzeczywiście Ola próbowałaby go odepchnąć, jak i gotów teleportować ją od razu z klubu gdzieś dalej, czy rzeczywiście do jej kamienicy, czy jakąś łąkę z dala od oczu innych osób. - Więc... Sięgamy po jakieś drinki, coś do jedzenia, próbujemy jeszcze tańczyć, czy jednak uciekamy stąd? Decyduj, Dzielna Amazonko - dodał, uśmiechając się kącikiem ust, nieco wyzywająco, zostawiając resztę wieczoru całkowicie w jej rękach.
Gdyby Ariadne tylko wiedziała. Patrzyła na Benjamina i widziała uprzejmego dżentelmena, z jakim z wdziękiem mogłaby iść pod ramię. Nie kogoś, kto w młodości uwielbiał wywoływać konflikty. Nie kogoś, kto kiedykolwiek zasmakował narkotyków i to nie w małych ilościach na tak zwane "spróbowanie", jakie uwielbiali młodzi. Nie kogoś, kto wykorzystywał ładny uśmiech do przygodnego seksu z różnymi ludźmi. Nie kogoś, kto mógł mieć w kontaktach Moralesa i to nie jako zwykłego znajomego. Ale nie wiedziała i chwała Merlinowi, bo jej światopogląd wywróciłby się do góry nogami. Już i tak znacząco zamącono jej w głowie. Chciała widzieć Austera jako kogoś miłego i uczciwego, a więc takim go widziała, tak odczytywała jego gesty oraz zachowania, aby go uniewinnić, usprawiedliwić i uwierzyć, że może mu ufać oraz zwyczajnie czuć się przy nim dobrze. Swobodnie. Jasnowłosa nie miała wielu przyjaciół, a już na pewno nie wielu znajomych w Wielkiej Brytanii, więc tym bardziej chciała tę relację ochronić przed wszelkimi uszkodzeniami, jakie teraz mogły na nią spaść. Ciężko było Ariadne znieść ten smutek w uśmiechu mężczyzny, dlatego posłała mu własny, całkiem ciepły oraz łagodny. W myślach dwoiła się i troiła, aby wpaść na pomysł, który mógłby rozluźnić atmosferę oraz przypomnieć im, że właściwie to są na imprezie i powinni się dobrze bawić, ale na próżno. Wieczór tej dwójki zdawał się ciężki jak z ołowiu. Wickens kompletnie nie umiała określić czy wyjawienie informacji o podanej wiadomości jest rozsądnym posunięciem. Jakoś zaczynała się coraz mocniej stresować na widok skonsternowanej twarzy towarzysza. - Ach, okej, bójka. Normalka. - wymamrotała, chociaż w ogóle nie uznawała tego za normalne i na twarzy Ariadne widać było zmieszanie. Nie tolerowała bójek ani jakichkolwiek znamion przemocy. Dorosły facet pakujący się w awantury. Trochę poniżej godności Austera. Myślała o tym, że przecież Max był jeszcze dzieciakiem, a Ben już nie. Ale on mógł nie wiedzieć, w końcu Solberg mierzył prawie dwa metry i pewnie wydawał się starszy... Znowu go usprawiedliwiała. - Ale że tak bez powodu? O nic? - zapytała, ale nieśmiało, bo wyczuwała, że mężczyźnie ciężko się o tym mówi. Ta rozmowa przypominała Ariadne pole minowe, po którym się ślamazarnie poruszała. Na brodę Merlina, przecież to było okropne. Odruchowo zaczynała uważać na każde wypowiadane słowo, nawet kontrolowała teraz ułożenie dłoni, gdy złączyła je ze sobą i opuściła. Stała sztywno. - A przeprosiłeś ją za to? - skomentowała z kolei historię o relacji z barmanką. Cóż, nie wszystkie dziewczyny tolerowały namolnych facetów nierozumiejących słowa "nie". Wickens nie ośmieliłaby się być wprost wredną, ale tamta dziewczyna raczej nie miała takich skrupułów. Poza tym, to już też nie wiedziała jak się dalej zachować. Nie chciała go nie wiadomo jak długo wypytywać, bo też co mógł więcej wyjawić? Jeśli skrywał tajemnice to zapewne zachowa je dla siebie, a nie wypapla aurorce. W tej chwili znowu przypomniała sobie, że przecież nie jest traktowana tutaj jako Ariadne, a jako aurorka. Jakoś dziwnie ją to bolało.