Chociaż cała sieć sklepów z eliksirami rodu Dear składa się z kilkunastu sklepów (większość znajduje się w Wielkiej Brytanii, ale są również placówki zagraniczne) to sklep w Dolinie Godryka jest poniekąd główną siedzibą firmy - ma on najszerszy asortyment ze wszystkich sklepów i właśnie tutaj znajduje się magazyn. Często kręci się tutaj również zarządzająca sklepem Victoria Dear i inni członkowie rodziny. Eliksiry są sprzedawane w pięknych, ręcznie wykonywanych flakonach.
Podana w spisie cena dotyczy jednej porcji eliksiru!
Można tu zakupić wszystkie eliksiry zwykłe oraz eliksiry lecznicze proste oraz wczesnoszkolne (bądź składniki do nich) ze spisu eliksirów, które mają przypisaną cenę i nie są zakazane.
Istnieje również możliwość zamówienia eliksiru przez sowią pocztę. Eliksiry, których nie znajdziesz w asortymencie, są dostępne na życzenie (konieczna gra albo wymiana listów z pracownikiem) Cena eliksiru przyrządzanego na zamówienie zależy od wielu czynników, jednakże zazwyczaj wynosi ona od 10g do 70g, w przypadku trudnych eliksirów może sięgać nawet do 300g.
Ostatnio zmieniony przez Vivien O. I. Dear dnia Pon 29 Lip 2019 - 14:25, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Zwracam się do Państwa z uprzejmą prośbą o przesłanie zamówionego przeze mnie wcześniej eliksiru Felix Felicis. Bardzo proszę o dyskretne zapakowanie fiolki i dostarczenie jej na adres zwrotny - z zastrzeżeniem odbioru jedynie przeze mnie.
Z wyrazami szacunku, Perpetua Whitehorn
Shaylee Harper
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Z tłumu nie wyróżnia jej nic konkretnego, może poza specyficznym typem urody. | Ma małą bliznę na twarzy, która przecina prawą krawędź górnej wargi.
piszę do Państwa w celu zakupu pojedynczej fiolki eliksiru przywracającego. Eliksir proszę podesłać studentowi Williamowi S. Fitzgeraldowi na wskazany w dołączonej do listu notatce adres wraz z potwierdzeniem odbioru. W sakiewce znajduje się również odliczona kwota, przeznaczona na zapłatę.
Z pozdrowieniami
Shaylee Harper
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chciałabym dokonać zakupu dwóch eliksirów: dictum oraz grom. W sakiewce znajduje się odliczona kwota. Eliksiry proszę wysłać na adres podany na odwrocie listu.
Julia Brooks
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Rozsiadł się na fotelu pasażera pięknej, sportowej fury, jednak myślami jakby odpłynął gdzie indziej. Dłonią przesunął raz jeszcze po policzku, na którym może i nie było widać śladów przemocy, ale skóra nadal delikatnie piekła, przypominając o napadzie furii, jakim uraczył go gospodarz ciemnego mieszkania na poddaszu. Katalończyk jeszcze przed wyjściem z mieszkania próbował obrócić sytuację w żart, co prawdopodobnie powinno zapalić z tyłu głowy nastolatka lampkę ostrzegawczą, ale tak naprawdę chłopak wcale nie oczekiwał przeprosin. Nie potrafiłby przecież zliczyć ile razy jego własny ojciec podniósł na niego rękę i jakoś nigdy nie usłyszał z jego ust tego magicznego słowa. Niejako przywykł do podobnego traktowania, a w tych okolicznościach gotów był nawet uwierzyć, że zasłużył sobie na wycisk, skoro nie potrafił utrzymać niewyparzonej gęby w ryzach. Mimo to, mimowolnie wracał wyobraźnią do tej sceny, marząc o tym, żeby wymazać ją z pamięci. Wolałby przecież skupić się na czułych pocałunkach Díaza, które dodawały mu skrzydeł, a nie zostawiały na ciele bolesne zaczerwienienia. Zrobię ci tę jebaną szakszukę, ale najpierw ty zrobisz mi dobrze. Nawet złożona mu przez mężczyznę oferta trąciła raczej układem niż obietnicą, a jednak nadal tkwił w tym wozie, a to przede wszystkim dlatego, że nie zważał wyłącznie na słowa. Widział też spojrzenie ciemnobrązowych źrenic, które mówiło że Toni wcale nie chciał go uderzyć, a on naiwnie postanowił mu zawierzyć. - Dobra, stań gdzieś tu i módl się, żeby Thomas nie był upierdliwy jak zwykle. Postaram się obrócić jak najszybciej. – Rzucił do swojego partnera w zbrodni, otwierając drzwi lśniącego samochodu, a potem przebiegł alejkę dalej, bez zapowiedzi wparowując do rodzinnego sklepu. Rozejrzał się wokoło i odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że jego starszy brat musiał gdzieś na chwilę wyskoczyć albo odwalał jakąś robotę na zapleczu. Najważniejsze jednak, że mógł zrobić zakupy i zniknąć stąd przed jego nudnym, ociekającym wyższością monologiem. – Wiem, wiem, będę w poniedziałek po zajęciach. – Przytaknął blondwłosej dziewczynie siedzącej za ladą, potwierdzając że pamięta o swojej zmianie, a w końcu położył na ladzie pięćdziesiąt pięć galeonów, prosząc o dwa eliksiry wiggenowe. Świadomie skorzystał z lewej, kompletnej jeszcze dłoni, aby pracownica sklepu nie plotkowała później z Thomasem o choróbsku, które złapał na nokturnie. Podziękował za wręczone fiolki, żegnając się w pośpiechu, acz na wszelki wypadek raz zlustrował czujnie otoczenie, nie chcąc w drodze do corvetty wpaść na starszego Deara. - No to zdrowie. – Podarował jedno szklane naczynko Antoniemu, a potem sam wychylił swoje jednym haustem, mając nadzieję że efekty epidemicznego znikania niedługo miną bezpowrotnie. – Spokojnie, nie dałem ci trucizny. Nadal czekam na szakszukę. – I nie tylko. Postanowił dodać żartobliwie, zachęcając Katalończyka do leczenia, zaś pustą fiolkę po eliksirze wiggenowym schował do kieszeni spodni. – Czego potrzebujemy? Chcesz się jeszcze gdzieś przejechać? – Zapytał, wszak nie musieli jeszcze myśleć o zaplanowanym zawczasu śniadaniu. Skoro ruszyli się z nory na poddaszu, mogli równie dobrze wybrać się na wycieczkę po mieście… albo i za miasto. Miałby kilka propozycji, z których jedna wybijała się ponad resztę, ale szczerze wątpił, by jego latynoskiego towarzysza interesowała stadnina pegazów.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony poczuł wiatr w żaglach zaraz gdy zasiadł przed kółkiem. Wcisnął gaz do dechy i ruszył z impetem. No, prawie. Najpierw musiał odstać swoje w korkach. Puścił radio, ale leciał akurat Ricky Martin, na co znacznie się skrzywił. Livin la vida loca? To nie dla niego. Mruknął do Olliego, aby wyjął płyty ze schowka. Uśmiechnął się, gdy usłyszał pierwszą puszczoną piosenkę. Wjeżdżali akurat na autostradę, także pozwolił sobie wcisnąć gaz do dechy. Licznik nie pokazywał mniej niż zalecane 120 kilometrów na godzinę (chuj, nie będzie liczył odległości w tych pieprzonych milach do końca swojego życia). Chociaż czekała ich kilkugodzinna droga, rozmowa jakoś się nie kleiła. Przysłuchiwał się muzyce płynącej z radia, kompletnie nie przejmując się niedawnym policzkiem. Nawet nie zauważył, gdy minęła pierwsza godzina. Druga i trzecia. Aż w końcu musiał zwolnić, bowiem dotarli już na miejsce. Stanął w miejscu, które wskazał chłopak i zarzucił ręczny. Zgasił silnik corvetty i rzucił mu jeszcze krótkie powodzenia. Pogrążony w rozmyślaniach obserwował jak odchodzi i znika za rogiem. Kurwa, Díaz, w co ty się znowu wpakowałeś? Wyszedł z samochodu i zapalił Hogsa. Działanie krwawego ziela już dawno minęło, wszak palił tak dużo, że już nigdy nie trzymało go na długo. Palił papierosa rozglądając się uważnie po okolicy. Dobrze, że nie był już pod działaniem narkotyku, bowiem poczuł paranoję, przyglądając się twarzom przechodzących ludzi. Mógł mieć tylko nadzieję, że nie spotkają Deara seniora. Nie żeby się go bał. Bał się swojej ewentualnej reakcji. Gdy Ollie wrócił, zgasił peta i wrócił do samochodu. Usiedli na fotelach i na raz wychyliły zawartość niewielkiej buteleczki. Díaz nawet nie pomyślałby, że Olivier poraczy go trucizną. Kto jak nie on obdarzy go taką czułością? Choć przez myśl przemknęło mu, że znalazłoby się pewnie wiele chętnych (w tym sporo młodszych) kandydatów, nie popsuło mu to humoru. Młodość wiąże się z brakiem doświadczenia. A tego mu nie brakowało. - Twoje zdrowie - powiedział, po czym wychylił buteleczkę. Poczuł ziołowy smak i ciepło na języku. Było mu bardzo przyjemnie, a co lepsze wiedział, że dalej będzie już tylko lepiej. - I swoją szakszukę dostaniesz. Ale to już w Londynie. Póki co mamy cały czas na świecie. Ale nie wiem, gdzie jechać dalej - Tony wzruszył ramionami. Taka była prawda, głównie to w swoim życiu po prostu jechał przed siebie. Bez celu, bez mapy, bez drogi. Tak było najfajniej. - Masz na myśli jakieś szczególne miejsce? - powiedział, czując, że mimo wszystko chce mu się zrekompensować. Oczywiście nie był w stanie mu powiedzieć, że po tych kilku godzin uznał swoją przesadzoną reakcję za błąd. W sumie sam do końca nie był pewien, co ma o tym myśleć. Wiedział jednak jedno. Tęsknił za tym cholernie pięknym uśmiechem.
Wbrew swojemu pochodzeniu uwielbiał mugolską muzykę, a poza gameboy’em z pokemonami chował również w dormitorium kilka interesujących płyt. Przede wszystkim nie uważał natomiast, aby Ricky Martin miał się czego wstydzić, dlatego leniwie pochylił się do schowka, wyciągając kilka pudełek ozdobionych zdjęciami najwyraźniej bardziej docenianych przez Katalończyka artystów. Podał mu to, które leżało na samym wierzchu i… nieźle się zdziwił, kiedy z głośników wybrzmiał utwór Barry’ego White’a. Romantyk, przeszło mu przez myśl, a nawet prychnął cicho pod nosem, pozwalając sobie zapomnieć o tym, co wydarzyło się przed opuszczeniem mieszkania. Co prawda nadal nie kwapił się do rozmowy, ale złość jakby odrobinę zelżała. Po prostu delektował się jazdą z doświadczonym kierowcą, który ewidentnie lubił wdepnąć gaz do dechy, a i skorzystał z okazji, żeby bezkarnie podziwiać profil starszego mężczyzny, skupionego obecnie nie na nim, a na drodze. Podróż minęła wyjątkowo szybko i przyjemnie, podobnie zresztą jak wizyta w sklepie, którą udało mu się odhaczyć pod nieobecność brata, więc niedługo później podnosili już z Díazem wiggenowy toast, mający zażegnać wszelkie kłopoty z zanikającym dosłownie zdrowiem. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio go piłem. – Nastolatek wreszcie przypomniał sobie o języku w gębie, choć w tym momencie akurat skrzywił usta z powodu gorzkawego smaku eliksiru. – Trzymam za słowo. – Wyszczerzył się również szerzej na wspomnienie o szakszuce, wzdychając jednak zaraz ciężej, kiedy okazało się, że to on ma wymyślić, gdzie się wybierają. Pomysł miał, wiadomo, ale obawiał się, że zanudzi mężczyznę swoim hobby. – Pamiętasz jak mówiłem o skrzydlatych koniach? – Mruknął jednak, niewinnie odnosząc się do rozmowy, którą prowadzili jeszcze na nokturnowym poddaszu. – Niedaleko jest stadnina pegazów. Nie musimy jeździć. Możemy się tylko przejść i pooglądać widoki. – Zapewnił, że nie każe mu osiodłać konia ani wyruszać w daleką wycieczkę, chociaż takie rozwiązanie niewątpliwie kusiło. Wystarczyło mu sam spacer na świeżym powietrzu, w otoczeniu pięknych, kopytnych zwierząt. Spojrzał więc na Toniego z urokliwym, nakłaniającym uśmiechem, mając nadzieję że błyszczącą w ślepiach ekscytacją przekona go do spełnienia wypowiedzianej przed chwilą prośby.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Díaz również nie pamiętał, kiedy ostatnio pił eliksir wiggenowy. Owszem, przypominał sobie kiedy wlewano mu go świeżych ran, ale to już zupełnie inna historia. Niemniej, ucieszył się, że tak szybko poradzili sobie ze sprawą znikania epidemicznego. Gdy ten się wyszczerzył, Tony obdarzył go promiennym uśmiechem. No, o wiele lepiej - pomyślał odpalając samochód. Zmusił się do tego, by go nie pocałować - byli wszak tak blisko sklepu jego rodziny i gdyby ktoś to przyuważył, Dear miałby spory problem. A Antonio był tak wspaniałomyślny, że nie chciał go wpędzać w tarapaty. Samo to, że siedział z nim w jednym samochodzie sprawiało, że miałby u seniora swojego rodu ostro przesrane. Przysłuchiwał się jego słowom, uniósł również brwi w geście zdziwienia. Nie spodziewał się bowiem, że ze wszystkich możliwych miejsc Olivier wybierze akurat to. Może i mówił o tym w mieszkaniu, ale prędzej pomyślałby, że zażąda sobie wycieczki do jakiegoś pubu lub klubu. Istniał tylko jeden mały, malutki problem. Tony nie mógł oprzeć się prośbie okraszonej tak pięknym uśmiechem. Głęboko westchnął i zerknął w lusterka. Mimo wszystko wolał nie zostawiać swojej charakterystycznej fury tak niedaleko przybytku Dearów. Kto wie, w jakie kłopoty wpakuje mnie ta niewinna znajomość, pomyślał przelotnie. Wrzucił jedynkę i odjechał powoli, mrucząc niechętne. - Prowadź. Podjedźmy jak najbliżej się. Nie chcę zostawiać Bonnie tak blisko sklepu twojej rodziny - wyjął piersiówkę, ale była ona niestety pusta. Oho, ktoś tu zapomniał uzupełnić zapasy. - Mogę się z tobą przejść, a co mi szkodzi. Dawno nie widziałem żadnego pegaza - dodał, odrzucając puste naczynko na tylne siedzenie. Polecił mu, aby wyjął kolejną płytę, a już po chwili z głośników rozbrzmiał kojący głos Brendy Holloway. Jechał przez chwilę w milczeniu, słuchając muzyki i wskazówek chłopaka. Już po chwili zniknęli z mało ruchliwej ulicy, odjeżdżając w stronę stadniny.
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Pragnę złożyć zamówienie na trzy porcje eliksiru wiggenowego. Załączam w kopercie odpowiednią sumę galeonów, adres znajdą Państwo na odwrocie pergaminu.
Pozdrawiam, Camael A. Whitelight
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Proszę o przygotowanie i przesłanie zwrotną sową eliksirów wypisanych na poniższej liście: 1. Morphius x1 2. Aceso x1 3. Wiggenowy x1 4. Czyszczący rany x1 5. Regenerujący x1 Pieniądze za usługę znajdują się w sakiewce przyniesionej przez ptaka. Z poważaniem,
Atlas Rosa
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony wszedł ostrożnie do sklepu. Szczerze wątpił, żeby Olivier tu dalej pracował, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Rozejrzał się z ciekawością po asortymencie i uśmiechnął się, widząc, że na sklepowej półce, wysoko wysoko tuż poniżej sufitu znajduje się to, po co przyszedł. Odczekał swoje w kolejce, a gdy zaproszono go do lady podszedł i poprosił o jeden eliksir wielosokowy. Nie zapłacił różdżką, a złotymi monetami, bo i tu nie zamierzał podejmować niepotrzebnego ryzyka. To, co chciał zrobić było może trochę nierozsądne, ale z drugiej strony odczuwał silną potrzebę poigrania z ogniem. Wszystko było już niemal gotowe, poczynił odpowiednie ustalenia udając asystenta pana Harrisa... No, ale to jeszcze przed nim. Lżejszy o 200 galeonów i bogatszy o miksturę, udał się na ulicę. Wszedł do samochodu i odjechał w stronę domu.
Pragnę zamówić porcję eliksiru wiggenowego. Do listu dołączono odpowiednią kwotę, a adres zwrotny napisano na kopercie.
Łączę wyrazy szacunku Benjamin Auster
Do listu przyczepiono sakiewkę z zawrotną sumą 55 galeonów.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
chciałabym zamówić po jednej porcji eliksiru wiggenowego, eliksiru spokoju oraz nopuerunu. W załączonej sakiewce znajduje się odpowiednia suma oraz adres zwrotny. Będę wdzięczna za realizację zamówienia w możliwie najkrótszym czasie.
Chciałabym zamówić u Państwa część składników do eliksiru bujnego owłosienia, czyli dyptam i bulwę czyrakobulwy. Galeony załączam w kopercie, adres wysyłki to Hogwart, oczywiście na moje nazwisko.
Pozdrawiam A. Honeycott
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
chciałbym zamówić dictum w trybie pilnym. Miksturę proszę odesłać na adres z tyłu koperty, dorzucam 5 galeonów za szybką dostawę.
Serdecznie pozdrawiam Benjamin Auster
Do koperty dołączono 35 galeonów.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
Chciałabym zamówić u Państwa część składników do eliksiru menstruacyjnego, czyli szałwię i krwawnik. Galeony załączam w kopercie, adres wysyłki na odwrocie, oczywiście na moje nazwisko.
W drodze nad strumień przechadzał się ulicami Doliny Godryka, miał w sobie jakieś niewyjaśnione zamiłowanie do spacerowania. Upał, tłum ludzi i wszechobecny chaos nie przeszkadzały mu w tym. To było jak muzyka, niesforny gatunek jazzu, który z każdym dźwiękiem zmieniał się diametralnie. Nie wiedział czy to przez ludzi, ale nie to było dla niego teraz ważne. Chciał oczyścić umysł przed wyjazdem na podlasie. Możliwe, że też znaleźć jakiś pomysł na siebie. Odnaleźć to, co zgubił podczas poszukiwania ojca. To ironiczne, że jeszcze dwa lata temu sądził, że to właśnie podróż pomoże mu się odnaleźć. Sprawiła jednak, że teraz nie miał niczego. Te gorzkie myśli wiły się po jego głowie, obejmowały każdy cal jaźni niczym ośmiornica. Mało więc brakowało by przeoczył ogłoszenie o prace na jednej z witryn. Coś go jednak w nim przykuło. Nie wiedział czy to woń suszonych ziół, czy kolor starego drewna witryny. Cofnął się na pięcie by je przeczytać. "Poszukujemy sklepikarze" mówił napis starannie wypisany na zdecydowanie zbyt starym pergaminie. Wyglądało, jakby to ogłoszenie wisiało tam już od dawna. Postanowił zajrzeć do sklepu, zapytać. Jeśli nie dowie się nic o potencjalnej ofercie pracy to przynajmniej obejrzy asortyment. Słyszał plotki, że to jeden z najlepiej zaopatrzonych sklepów ze składnikami alchemicznymi w Wielkiej Brytanii. Nie był tego pewny, on do swoich eliksirów wolał sam zbierać zioła lub kupować je ze szkolnej szklarni. W momencie przekroczenia progu lokalu zaczął trochę tego żałować. Pułki były doskonale zaopatrzone, a każdy składnik starannie opisany, to robiło na nim wrażenie. Skręcił do regałów po lewej stronie, choć nie wiedział co w nich dokładnie jest. Chciał w spokoju nasłuchiwać kroków z zaplecza. Może i szukali ekspedienta, ale skoro sklep był otwarty to musiał ktoś w nim być. Nie czekał na przybycie sprzedawczyni długo. Kobieta wydawała się sympatyczna jednak z jakiegoś powodu nie obdarzył jej wielki zaufaniem. Podeszła do niego chcąc dowiedzieć się co go tu sprowadza, a on z duszą na ramieniu zapytał o ogłoszenie. Tak zaczęła się półgodzinna rozmowa o wiedzy, umiejętnościach i predyspozycjach, po której dostał umowę na okres próbny. Od dziś będzie musiał czyścić kociołki, polerować fiolki, opisywać składniki i być najmilszą wersją siebie dla każdego kto przekroczy próg sklepu. Przynajmniej w godzinach pracy. Wyszedł z lokalu zadowolony, kontynuując swoją podróż nad brzeg strumienia. Nie spodziewał się, że tego dnia choć jeden problem odejdzie z jego myśli. Tak się stało i miał nadzieje, że reszta dnia mu tego nie popsuje
zt
Rozliczenie lipcowe
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Chciałbym zamówić po jednej fiolce: eliksiru spokoju, dictum, eliksiru rozluźniającego mięśnie i eliksiru wiggenowego. Oczywiście pragnę skorzystać ze zniżki mi przysługującej. Odpowiednią sumę załączam w liście wraz z adresem, na który mają zostać dostarczone eliksiry.
z wyrazami szacunku, Gale O. Dear
*do listu załączono 78G, jak i adres na który należało dostarczyć eliksiry;
Po weekendzie spędzonym w Kanadzie, nie miał ochoty przejmować się Dearami, a jednak do pracy trzeba było przyjść i to z samego rana, zanim jeszcze zaczną się zajęcia w Hogwarcie. Jego zadanie było proste - odebrać dostawę składników alchemicznych na nadchodzący miesiąc. Na co dzień zajmował się tym ktoś z rodziny właścicieli, ale najwyraźniej również ten obowiązek w nadchodzących miesiącach miał spocząć na jego barkach. Nie cieszył się z tego powodu, ale ponieważ Dearowie traktowali pracownika jakoś pomiędzy skrzatem domowym, a człowiekiem, nie zamierzał narzekać. Wynagradzali mu to kilkunastoma galeonami do wypłaty, a jako dorabiający się student i tak wiele godności nie miał. Nie wiedział czy czeka na samochód z pudłami, skrzata z torbami czy innego posłańca lub sowę. Lista, którą znalazł na sklepowej ladzie, była dość obszerna, ale w świecie czarodziei nawet największy towar dało zapakować się w jedną, podróżną torbę bez dna. W trakcie czekania przejrzał co listę, chcąc wywnioskować czy znajduje się na niej jakiś nietypowy składnik, zwiastujący dodatkowe godziny pracy. Spore ilości kory wiggenu, asfodelusa, tojadu i dyptamu jednoznacznie wskazywały, że największe zapotrzebowanie mieli na eliksiry lecznicze. Bezoar w tym zestawieniu nie byłby zaskoczeniem, gdyby kawałek dalej nie znalazły się pojedyncze sztuki brzytwotrawy i rogate ślimaki. Zmarszczył brwi, kojarząc z egzaminu zawodowego, że właśnie taki zestaw służył do uwarzenia veritaserum. Czyżby mieli specjalne zamówienie czy może Dearowie potrzebują go do sobie znanych wyłączenie spraw? Drgnął, gdy z hukiem upadły na ziemie kartony teleportowane przez kogoś najwyraźniej z hurtowni. Szare i brązowe, tworzyły swoistą układankę, którą omiótł spojrzeniem by zorientować się od którego powinien zacząć. Największe jak na złość znalazły się na wierzchu całej zbieraniny, przez co małe pakunki zostały zgniecione. Sięgnął po różdżkę, decydując się na uratowanie jak największej ilości składników ze zgniecionych kartonów w tamtym momencie. Minuty mijały, a on po rozsunięciu kartonów, porządkował składniki na działy, jednocześnie odhaczając z listy już znalezione pozycje. Wszystko wskazywało na to, że pozornie proste zajęcie zajmie mu więcej czasu niż planował, ale nie martwił się tym. Puste kartony odkładał za ladę, zostawiając zaszczyt ich utylizacji któremuś ze sprzedawców, którzy zostali zatrudnieni na jego miejsce. Paczek i pudełek ubywało, a gdy już wszystko miał posegregowane, grupami podnosił by powkładać składniki do odpowiednich słoików, witryn, regałów i półek. Wiedział, że poświęcenie temu teraz odrobiny więcej czasu, usprawni jego prace w nadchodzących dniach. Sklep opuścił po godzinie, mijając się z właścicielką w drzwiach. Oddał klucze do lokalu i bez chwili zwłoki, teleportował się do Hogsmeade, skąd już prostą drogą miał pójść na zajęcia w Hogwarcie.