Chociaż cała sieć sklepów z eliksirami rodu Dear składa się z kilkunastu sklepów (większość znajduje się w Wielkiej Brytanii, ale są również placówki zagraniczne) to sklep w Dolinie Godryka jest poniekąd główną siedzibą firmy - ma on najszerszy asortyment ze wszystkich sklepów i właśnie tutaj znajduje się magazyn. Często kręci się tutaj również zarządzająca sklepem Victoria Dear i inni członkowie rodziny. Eliksiry są sprzedawane w pięknych, ręcznie wykonywanych flakonach.
Podana w spisie cena dotyczy jednej porcji eliksiru!
Można tu zakupić wszystkie eliksiry zwykłe oraz eliksiry lecznicze proste oraz wczesnoszkolne (bądź składniki do nich) ze spisu eliksirów, które mają przypisaną cenę i nie są zakazane.
Istnieje również możliwość zamówienia eliksiru przez sowią pocztę. Eliksiry, których nie znajdziesz w asortymencie, są dostępne na życzenie (konieczna gra albo wymiana listów z pracownikiem) Cena eliksiru przyrządzanego na zamówienie zależy od wielu czynników, jednakże zazwyczaj wynosi ona od 10g do 70g, w przypadku trudnych eliksirów może sięgać nawet do 300g.
Egzaminy, egzaminy i po egzaminach. Wszyscy tak bardzo żyli końcem roku, niektórzy tylko i wyłącznie nauką, żeby jak najlepiej zdać końcowe testy, a niektórzy wakacjami, które właśnie miały się po owych egzaminach rozpoczynać. Nadmiar nauki, który towarzyszył każdemu uczniowi czy studentowi, sprawiał, że można było czasami nawet zapomnieć o tej jakże wspaniałej nagrodzie, jaką był wakacyjny wyjazd organizowany przez szkołę. Jednak zanim wszyscy popakowali swoje kufry i przygotowali się do podróży w nieznane, trzeba było dopełnić jeszcze kilku obowiązków. Ci studenci, którzy mieli pracę dorywczą, na okres wyjazdu mogli wziąć urlop, jednak pierwsze dni lipca musieli spędzić na objętym stanowisku w pracy. Lucas był właśnie z tych osób, które jeszcze tydzień przed rozpoczęciem wakacyjnego wypoczynku, musiał wyrobić określoną ilość godzin w sklepie u Dearów. Wszedł więc kolejny dzień z rzędu do lokalu, witając się ze właścicielką i kierując się na zaplecze, aby przygotować się do pracy. Założył firmowy uniform, chwycił różdżkę i udał się na sklep, aby stanąć za ladą. Tego dnia wyjątkowo był sam, a więc miał dwa razy więcej pracy niż zwykle. Niektórzy ze współpracowników zaczęli swoje urlopy wcześniej, dlatego ci, którzy zostali, mieli pełne ręce roboty. A okres lipiec-sierpień, z tego co słyszał chłopak był podobno jednym z bardziej dochodowych dla sklepu, ponieważ wszyscy robili zapasy na przeróżne wyjazdy. Dlatego chyba nikogo nie dziwiło, że Sinclair tego dnia biegał jak z piórkiem w tyłku, starając się ogarnąć zarówno klientów, który dokonywali zakupów na miejscu, a także w miedzy czasie, kiedy była chwilka przerwy na sklepie, kompletował zamówienia kierowane do sklepu poprzez sowy. Pakując w karton zawartość jednego z takich właśnie zamówień, w którego skład wchodziły: eliksir słodkiego snu, wiggenowy oraz czyszczący rany, zerknął ponownie na nazwisko osoby, która przysłała list. Chociaż nie powinien interesować się tym, kim byli klienci sklepu, w którym pracował, to zawsze kiedy czytał listę produktów, które miał zapakować, nie był w stanie zignorować podpisu pod spodem. W przypadku tego zamówienia był to podpis nauczycielki obrony przed czarną magią, z którą miał zajęcia. Owszem, nigdy nie przyszłoby mu do głowy, żeby komukolwiek wygadać się a propos tego co kto kupił i kiedy, za pośrednictwem firmy Dearów, ale zawsze czuł ten niepokój, że wie coś czego nie powinien wiedzieć. Dziwne, ale tak właśnie było. W pewnym momencie znowu usłyszał znajomy dźwięk dzwonka, oznajmiającego przybycie kolejnego klienta. Ruszył z powrotem na sklep, aby go obsłużyć. I tak do zamknięcia. Po całym dniu tego typu obowiązków był naprawdę wykończony i marzył o wygodnym i ciepłym łóżku. Uprzątnął więc pomieszczenie, uzupełnił listy w magazynie oraz oddał utarg właścicielce, z którą pożegnał się grzecznie i wyszedł ze sklepu. Mógłby powiedzieć, że to był długi dzień, jednak to nie byłoby prawdą. Kiedy dużo się dzieje czas mija w mgnieniu oka. Dłużył się za to wtedy, gdy nie ma ruchu i trzeba znajdować sobie jakiekolwiek zajęcie, aby jakoś zapełnić te kilka godzin pracy. Dziś jednak to mu nie groziło. Klienci zadbali o to, aby się nie nudził. I z jednej strony był im nawet za to wdzięczny.
//zt
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Powiedzieć, że zaskoczył ją list od Antoniusa z tak nietypową prośbą - to mało. Oczywiście nie mogła jednak odmówić staremu przyjacielowi - i jednocześnie ojcu swojego podopiecznego - Finna Garda. Obiecała, że będzie sprawować pieczę nad chłopakiem, i cóż, starała się być dla niego oparciem. A akurat ta prośba nie była zbyt... nadwyrężająca. Któż by nie potrzebował od czasu do czasu płynnego szczęścia? Wmaszerowała do sklepu Dearów, od progu uśmiechając się promiennie do sprzedawcy. Rozpoznał ją od razu - odwzajemniając uśmiech. — Hej skarbie, jak dzisiaj dzień mija? — zagaiła, wdając się z młodzikiem w niezobowiązującą rozmowę. Pamiętała mniej więcej (bardziej więcej, jak na byłą uzdrowicielkę znającą cały Szpital przystało) od kiedy chłopak tu pracował, a nawet wszystkie te drobne fakty, które zdążył jej zdradzić podczas jej poprzednich wizyt. W końcu jednak poprosiła o to, o co konkretnie tutaj przyszła: eliksir Felix Felicis. Dostała go praktycznie od ręki, bez zbędnych pytań czy jakichkolwiek podchodów. Uprzejmie podziękowała, porozmawiała ze sprzedawcą jeszcze moment i zapłaciwszy odpowiednią kwotę - zniknęła za drzwiami.
Z tematu
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Poproszę dwa eliksiry postarzające, po trzy porcje każdy. W sakiewce są odliczone galeony oraz zapisane miejsce, gdzie prosiłabym przesłać zamówienie. Prosiłabym o jak najszybszą realizację zamówienia.
Loulou Moreau
Fenrir Skarsgard
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.73 m
C. szczególne : Blady, szczupły, kruchy i delikatny. Blizny po ugryzieniu wilkołaka na brzuchu i plecach, wygląda tak jakby wilkołak chciał przegryźć go na pół; jedna, gruba blizna na przegubie nadgarstka, którą zakrywa bransoletką z łbem wilka. Tatuaż Runy Algiz (nie da się ukryć) widnieje na prawej dłoni między palcem wskazującym, a kciukiem.
Chciałbym zamówić eliksir postarzający. Adres dostawy zamieściłem na drugiej stronie. W sakiewce jest odliczona odpowiednia suma dwudziestu pięciu galeonów.
chciałabym złożyć zamówienie na zakup eliksiru postarzającego. W sakiewce znajduje się odpowiednia kwota, a na odwrocie tego listu adres, pod który prosiłabym, aby dostarczono zamówienie.
Z góry serdecznie dziękuję,
Odeya Worthington
*do listu dołączono woreczek z 25 galeonami*
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chciałbym zamówić jedną porcję eliksiru wiggenowego i jedną porcję eliksiru czyszczącego rany - oba w postaci trzech porcji. Do listu dołączam odpowiednią zapłatę oraz lokalizację kupującego.
Pozdrawiam,
Felinus Faolán Lowell
| Do listu zostały dołączone galeony w ilości 80 sztuk.
8:15 Był spóźniony. Nienawidził się spóźniać. Nigdy praktycznie tego nie robił, ale tym razem los chciał, że zaspał. Rzucając przekleństwami, wybiegł z rodzinnego domu, aby przed domem, móc złapać oddech i skupić się na tyle, aby móc teleportować się do Doliny Godryka. Na szczęście obyło się bez pozostawienia jakiejkolwiek części ciała w ogrodzie państwa Sinclarów, a Ślizgon już trzy minuty później wiązał fartuch, aby zabrać się do roboty. Miał dziś wyjątkowego farta, bo otworzył dwadzieścia minut po czasie, a właścicielki jeszcze nie było, ani żaden klient nie czekał pod drzwiami. Chociaż tyle dobrego. Zaczynając uporządkowywać zamówienia nadesłane sowami, przepatrywał kolejne kartki, aby poukładać je według dat i zacząć od tych najpilniejszych. Chyba jego zmiennik zapomniał tego zrobić przez ostatnie kilka dni, kiedy jego nie było, bo pergaminów było naprawdę sporo. W pewnym momencie podskoczył nieznacznie, kiedy dosłyszał odgłos dzwonka, który oznaczał przybycie klienta. Wyłonił się z zaplecza, witając ciemnowłosego, młodego czarodzieja swoim charakterystycznym półuśmiechem, podchodząc do lady. - Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - spytał z automatu recytując regułkę, która weszła mu w krew. Młody chłopak, mniej więcej z jego wieku przekroczył próg sklepu, a Sinclairowi jego twarz wydawała się jakoś dziwnie znajoma. Jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć skąd zna te rysy twarzy.
Po powrocie z Islandii, Caiden był dość zadowolony, ale jednocześnie odczuwał pewien niedosyt. Nie umiał też w pierwszych dniach z powrotem przystosować się do trybu życia w Dolinie Godryka. Jednak nie musiał, w końcu i tak za kilka dni wróci do Hogwartu, gdzie jednak trochę czasu przyjdzie mu spędzić... Jeszcze nie zdecydował, jak najbliższy rok będzie dla niego wyglądał. Teraz jednak miał do zrobienia coś innego. - Dzień dobry - odpowiedział sprzedawcy z miną i tonem głosu nie wyrażającymi zupełnie niczego. Twarz, którą widział przed sobą, wydawała mu się całkiem znajoma, ale to w końcu nic dziwnego - na pewno ma jakieś deja vu z dawnych czasów. Nic szczególnego, często tak miewał ostatnimi czasy. - Potrzebuję uzupełnić zapas eliksirów w rezerwacie. Proszę, oto lista potrzebnych wywarów - i wręczył chłopakowi wyjęty z kieszeni kawałek pergaminu, na którym wypisano niezbędne eliksiry, głównie kilka wywarów leczniczych.
Przyjście po czasie do pracy zepsuło mu cały dzień. Jakoś nie mógł się skoncentrować na swoich obowiązkach, bo czuł złość do samego siebie. Zawsze starał się być sumienny, uczciwy i rzetelny, to były cechy, które obok punktualności miały być jego złotymi. Cenił je także w innych ludziach i nie tylko dotyczyły one pracy, ale również życia codziennego. Dlatego, kiedy zobaczył chłopaka, wchodzącego do sklepu, ożywił się, bo obsługa wychodziła mu dużo lepiej niż mozolna praca przy kompletowaniu zamówień, nadesłanych przez sowy. Przyjął od ciemnowłosego kartkę z wymienionymi eliksirami i marszcząc nieco brwi, pochylił się nad nią. - Dente Crescere... Morphius... Łagodzący... Czyszczący rany i Regenerujący. Okej, ile sztuk Czyszczącego rany? Bo tylko przy tym nie widzę ilości. - spytał, przenosząc wzrok na chłopaka. - I niestety mamy braki na magazynie Morphiusa, mogę zaproponować wyciąg z Krylicy o większym stężeniu, też działa silnie przeciwbólowo i dodatkowo reguluje temperaturę ciała. No i nie uzależnia, co jest bardzo dużym plusem. - dodał po chwili, przypominając sobie o bardzo dużym zapotrzebowaniu na eliksir uśmierzający ból. Karteczka od jego zmiennika, z tą informacją nadal znajdowała się na zapleczu, dobrze, że pamiętał aby poinformować o tym klienta, nawet mimo swojego dzisiejszego roztargnienia.
Oczekując na realizację zamówienia, Caiden oglądał półki z eliksirami. Nigdy nie był jakoś bardzo dobry w te klocki, choć w Hogwarcie był to jednak przedmiot, do którego w miarę się przykładał. Kiedy usłyszał od sprzedawcy o problemach z zaopatrzeniem, westchnął ciężko. - Cholera no... - zaczął się zastanawiać nad zaistniałą sytuacją. - Nie mam pojęcia, nie znam się na tym, wszystko to dostałem od rodziny... - tak, w kwestii eliksirów wolał polegać na lepszych od siebie. - To może po prostu proszę odpuścić Morphius i dać wszystko inne z listy, a tego poszukam w innym sklepie...
Zaś dla Lucasa eliksiry były po uzdrawianiu zawsze jego ulubionym przedmiotem i nawet nie musiał zmuszać się do nauki, w tym przypadku. Bardzo cieszyło go, że jego podstawowa wiedza wystarczyła, aby mógł zacząć pracować w sklepie u rodziny Dear, a już przez te dwa miesiące nauczył się więcej niż przez kilka lat w Hogwarcie. Jednak to była prawda. Praktyka szybciej dawała efekty i dużo sprawniej można było rozwijać swoje umiejętności, kiedy miało się na co dzień do czynienia z wywarami. Zbierając poszczególne fiolki z półek, wymieniał je cicho na głos, aby żadnej pozycji nie przeoczyć, dobrze, że klient był obok, bo mógł dopytać, jeśli chodziło o eliksir czyszczący rany, ponieważ z listy nie mógł wywnioskować ile buteleczek jest potrzebne. Kiwnął głową i sięgnął po tę ilość, którą podał ciemnowłosy chłopak. Jednak kiedy przyszło do Morphiusa, musiał zaproponować coś innego, zważywszy na brak tego produktu. - Jak pan uważa... - odparł, słysząc jego słowa, kiedy młody czarodziej stwierdził, że poszuka tego eliksiru gdzie indziej. Spakował wszystko do papierowej torby i podsunął ją klientowi z uśmiechem, podając również należną kwotę galeonów. - Mogę o coś spytać? Bo nie daje mi to spokoju... - zaczął po chwili, przenosząc wzrok z niewielkiego sejfu, w którym schował zapłatę, na ciemnowłosego chłopaka. - Jest pan może spokrewniony z Cainem Shercliffem? Bardzo jesteście podobni. - zapytał grzecznie, posyłając mu przy tym łagodny uśmiech, aby czasem nie odebrał tego jako wścibstwo. W końcu to trochę nieprofesjonalne z jego strony, aby zaczepiać kogoś, kto przyszedł tutaj zrobić zakupy, o prywatne informacje...
Caiden unikał samodzielnego decydowania w sprawie zakupu eliksirów, nie chciał więc pozwolić sobie czegoś wcisnąć. Ten chłopak pewnie miał tu prowizję od sprzedanego towaru i mógł chcieć sprzedać mu jakiś szajs, o czym sam Ślizgon by nie wiedział. Bardzo nie lubił być oszukiwany, do tego ten zakup dokonywany był nie za jego pieniądze, lecz dla rezerwatu, dla całej rodziny, a to oznaczało, że spoczywała na nim o wiele większa odpowiedzialność. Podziękował, zapłacił i już miał zamiar wychodzić, kiedy usłyszał skierowane do niego pytanie. - No, jakby panu to powiedzieć... - odpowiedział po chwili zawahania. - Jestem jego synem... - zdziwił się nieco tym, że chłopaka to zainteresowało. Uśmiechnął się jednak kwaśno, pozostając w pozycji zatrzymanego człowieka, który zamierza wyjść.
Gdyby trzeba było wciskać klientom jakieś bajki, żeby zwiększać sprzedaż mniej popularnych eliksirów, z pewnością po tej stronie lady nie stałby Sinclair. Nigdy nie był osobą, która umiała dobrze kłamać, a w tym przypadku chciał jedynie zaproponować chłopakowi coś w rodzaju zamiennika, który miałby zastąpić wywar łagodzący ból. Ale tak to już było, jak klienci nie mieli zielonego pojęcia o wywarach, a kiedy przyszło im je kupować udawali, że są wielkimi znawcami, którzy nie dadzą się oszukać... On jak nie znał się na astronomii, to nie nie zarzucał jasnowidzom, że źle interpretują wizje dotyczące jego osoby, przypuśćmy. Co za ludzie... Jednak coś go podkusiło, żeby na koniec zapytać ciemnowłosego czarodzieja o podobieństwo do nauczyciela historii magii. Rysy twarzy młodziana były zbyt znajome i tak bardzo przypominały Shercliffea, że nie mógł się powstrzymać przed tym pytaniem. - Synem? O, to by tłumaczyło tak wyraźne podobieństwo między wami. - odparł niczym niezrażony, nawet jeśli chłopak wydawał się być nieco zszokowany tak nagłym zatrzymaniem go, praktycznie przed samym wyjściem ze sklepu. - W każdym razie, proszę wybaczyć moją ciekawość i przepraszam, że pana zatrzymałem. Życzę miłego dnia i dziękujemy za zakupy w naszym sklepie. - oznajmił przyjaźnie, obdarzając go kolejnym łagodnym uśmiechem.
Nie bardzo rozumiał zainteresowanie sprzedawcy jego ojcem, ale skoro już zapytał, to czemu miał nie odpowiedzieć? Nie lubił się kłócić z ludźmi, zwłaszcza o jakieś błahostki. Uśmiechnął się blado i obrócił na pięcie, już zamierzając wychodzić, kiedy zdał sobie sprawę, że jednak czeka go dziś tyle pracy, że nie chce mu się jechać jeszcze do Londynu po jakiś tam eliksir. Wyciągnął więc różdżkę. - Expecto Patronum! - przywołał w swojej głowie spotkanie z Keyirą na stacji w Dolinie Godryka, a z jego różdżki wystrzelił srebrzysty żmijoptak. - Idź do rezydencji i zapytaj ich o ten cały wyciąg z krylicy - wydał polecenie, a patronus poszybował przez zamknięte okno. Caiden musiał poczekać. Zwrócił się więc do sprzedawcy. - To może daj mi jeszcze Afrodesię, co? - taki napój zawsze mógł się przydać, zwłaszcza jako zamiennik papierosów feniksowych, których ostatnio mu brakowało. Wyciągnął z kieszeni kilka monet z prywatnego zapasu, po czym położył je na ladzie.
Może ciężko było w to uwierzyć, ale naprawdę rzadko zaczepiał klientów sklepu, pytając o ich podobieństwo do ojców. Jednak zważywszy na fakt, że ten chłopak był z podobnym wieku do niego i w dodatku był pierwszą osobą tego dnia, która zawitała do sklepu, a on miał parszywy humor, chciał jakoś poprawić go sobie rozmową. W końcu w pracy czasami też można miło spędzić dzień. Obserwował jak młody Shercliffe wysyła pośpiesznie patronusa do jakiejś rezydencji z zapytaniem o wywar, który ten proponował mu przed kilkoma minutami. Kącik ust Lucasa uniósł się do góry, w półuśmiechu, kiedy zdał sobie sprawę jak bardzo chłopak musiał nie ufać mu, aby upewniać się czy ten aby go nie okłamuje. Ale ostatecznie rozumiał jego postawę, bo jak to mówią "przezorny zawsze ubezpieczony". Usłyszawszy o Afrodisii, którą zażyczył sobie jeszcze młodzian lekko zmarszczył brwi, ale pochylił się, aby kucnąć i dosłownie spod lady wyciągnąć mały flakonik z eliksirem, który po chwili wręczył chłopakowi, zgarniając również monety, które ten wcześniej rzucił na blat. - Spore zakupy. Dam Ci zniżkę na tą krylicę, jeśli się zdecydujesz. - zwrócił się do niego, bezpośrednio zwracając się tak nieformalnie, jak i on to zrobił. I rzeczywiście mieli w tutaj w zwyczaju dawać upust klientom, którzy robili większe zapasy magicznych wywarów, więc chłopak na pewno nie wyjdzie pokrzywdzony.
- Dobrze, zobaczymy... - Caiden nie chciał udzielać Lucasowi odpowiedzi do czasu, aż nie wróci patronus z odpowiedzią. Czekając na niego, chodził dookoła sklepu i oglądał cały asortyment. W końcu w sklepie pojawił się srebrzysty gryf. który głosem jego dziadka oznajmił mu, że może być i krylica. - No, także... słyszałeś - odezwał się Caiden, kiedy patronus zniknął. - Poproszę więc wyciąg z krylicy zamiast Morphiusa. W takiej samej ilości - dodał, po czym znów dobył swój mieszek, z którego odliczył kilka monet. - To na ile ta zniżka? - zapytał, zanim rzucił pieniądze na ladę.
Oczekiwanie na wiadomość z rezydencji Shercliffów przedłużała się wręcz w nieskończoność, bo akurat w lokalu nie było żadnego innego klienta oprócz Caidena, więc Sinclair nie miał się czym zająć. Po chwili jednak zauważył wymieszane fiolki w jednej z szuflad, więc z nudów zaczął je układać. Na szczęście kilka minut później przybyła odpowiedź, którą usłyszał i Lucas. Uśmiechnął się pod nosem, z satysfakcją, kiedy okazało się, że zaproponowany przez niego eliksir jest w stanie zaspokoić potrzeby rodziny Ślizgona. Czyli jednak ten pospolity sprzedawca, po drugiej stronie lady nie chciał naciągnąć biednego Shercliffa na kase... Lu odwrócił się, aby sięgnąć po dwie buteleczki wywaru zapakować je chłopakowi. Usłyszawszy jego pytanie, przeniósł na niego wzrok, jednak musiał zerknąć w spis, aby sprawdzić dokładną cenę krylicy. Nie mieli jej w co prawda w ofercie, ale należała eliksirów na zamówienie i aktualnie zastępowała Morphiusa. - Normalnie kosztuje 55galeonów za sztukę. Na liście były dwie sztuki, więc niech będzie razem 100. - oznajmił po chwili. Dziesięć galeonów to i tak była oszczędność, chociaż to nie był największy upust jaki mógł mu zaproponować przy tak dużych zakupach. Ale przez to, że chłopak nie wierzył w jego wiedzę i nie chciał na początku zaufać jego opinii na temat zamiennika - Lucas stwierdził, że nie da mu większej zniżki. Po prostu.
Czy Caiden naprawdę tak bardzo nie ufał Lucasowi? Tu raczej nie o brak zaufania do kompetencji sprzedawcy chodziło, lecz o to, że sam nie był znawcą eliksirów i nie wiedział, czy wyciąg z krylicy spełni oczekiwania rodziny jako środek leczniczy dla zwierząt w rezerwacie, a nie chciał wyjść na durnia. W każdym razie, kiedy chłopak podał mu cenę, przez głowę Ślizgona przeszła myśl też mi zniżka..., ale nie wyraził jej na głos. Płacił w końcu nie ze swoich prywatnych pieniędzy (no, poza Afrodesią...), więc co to za różnica czy zapłaci te kilka galeonów mniej, czy więcej. Shercliffe'owie i tak byli bogaci i pewnie spokojnie stać by ich było na samodzielne zatrudnienie eliksirowara, ale jednak ufali Dearom na tyle, żeby zaopatrywać się właśnie u nich, a nie u pierwszego lepszego przybłędy. - Do widzenia - rzucił Caiden na pożegnanie i opuścił sklep z eliksirami.
Chociaż lubił mieć kontakt z ludźmi i naprawdę odpowiadała mu praca z eliksirami, to naturalną koleją rzeczy było to, że powoli te same czynności stawały się dla niego nużące. Owszem, codziennie inni klienci, inne zamówienia, inne sytuacje. Jednak ciągle te same obowiązki, związane z tymi samymi wywarami i te same czynności, które musiał wykonywać. Zero wyzwań, zero jakiegokolwiek rozwoju... Ale powtarzał sobie, że jak tylko skończy studia, uda się na staż do Kliniki Św. Munga, aby zacząć coś związanego z uzdrawianiem, czyli jedną z tych dziedzin magii, która naprawdę sprawia mu przyjemność i dostarcza tego wszystkiego, czego brakuje mu we wszystkich stanowiskach, które do tej pory obejmował. Tego dnia jak zwykle obsługa klientów zajmowała mu jakąś jedną trzecią czasu pracy. Reszta było to kompletowanie zamówień nadesłanych przez sowy oraz porządki w magazynie, związane z cotygodniowymi dostawami eliksirów. Kończył pakować jeden z zestawów wywarów, spisany na niewielkiej karteczce i już miał przywiązywać pakunek do nóżki niewielkiej sówki, kiedy usłyszał dzwonek, zwiastujący przybycie nowego klienta do sklepu. Pogłaskał więc tylko ptaszynę i odkładając paczuszkę na bok, po chwili wyłonił się z zaplecza, stając za ladą. - O, cześć. Keyira, prawda? - przywitał się z uśmiechem, widząc znajomą dziewczynę, którą często widywał czy to na zajęciach czy na szkolnym korytarzu. Wiedział o niej tylko tyle, że była Ślizgonką i córką Shercliffa. Swoją drogą, nie dalej jak tydzień temu, stał tutaj jak ona w tej chwili jej brat, co było zabawnym swego rodzaju deja vu dla Sinclaira. - Co potrzebujesz? - dodał po chwili, a z jego ust nie schodził charakterystyczny dla niego, życzliwy uśmiech. Dokładnie ten, którego tak bardzo niektórzy nie mogli zdzierżyć uznając, że Ślizgon nie może mieć nigdy dobrych intencji. Ale to już był ich problem.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Otrzymawszy od Perpetuy listę mikstur niezbędnych do przechowywania pod ręką w przypadku obcowania czy pracy z jadowitymi gatunkami, nie minęło dużo czasu nim Keyira udała się do sklepu Dearów, by się w nie zaopatrzyć. Z początku planowała po prostu kupić gotowe produkty, ale potem przyszło jej do głowy, że jeśli chciała zachować swoje plany w tajemnicy, powinna nauczyć się je warzyć samodzielnie… W ostatniej chwili zmieniła więc zdanie i zamiast tego obliczyła ile oraz jakie dokładnie składniki powinna zakupić, by móc przygotować przynajmniej kilka fiolek różnych napojów na zapas. Co prawda jeszcze nie znalazła nikogo, kto miałby przyuczyć ją z dziedziny eliksirów, ale wiedziała już do kogo powinna się udać z taką prośbą, a to już był jakiś początek. Nauka wężoustości wiązała się z ryzykiem, którego - choć zamierzała je podjąć - nie miała najmniejszej ochoty bezmyślnie lekceważyć. Otworzyła drzwi i wzdrygnęła się nieznacznie, kiedy dzwoneczek nad drzwiami zaanonsował jej przybycie. Weszła do środka, poprawiając położenie paska od torby na ramieniu i rozejrzała się po sklepie z wyraźnym zaciekawieniem. Była tu już kiedyś, dawno temu, odebrać zamówienie z rezerwatu, ale nigdy wcześniej nie zamawiała niczego dla siebie, stricte prywatnie. Jej uwagę przykuł odgłos kroków w pomieszczeniu obok; przechyliła głowę i podeszła do lady akurat na czas, by zarejestrować dokładny moment pojawienia się sprzedawcy. Przymrużyła lekko oczy, całkiem odruchowo, rozpoznając w twarzy bruneta znajome rysy, które próbowała dopasować w myślach do odpowiedniego imienia. — Cześć — przywitała się, odwzajemniając nieznaczny uśmiech. Dla niej nie miało znaczenia, do którego domu przynależał jej towarzysz; byłaby tak samo uprzejma wobec każdego innego Gryfona, Puchona czy Krukona, gdyby stali na jego miejscu. — Luu….cas, prawda? — podpytała z wyraźnym wahaniem, nieumyślnie przeciągając samogłoskę w jego imieniu. — Lucas Sinclair — powtórzyła, tym razem z większą pewnością, kiedy już przypomniała sobie z kim dokładnie ma do czynienia. — Będę potrzebowała składników na kilka eliksirów. Daj mi chwilkę, gdzieś tu wcisnęłam listę — mruknęła, sięgając pośpiesznie do torby w poszukiwaniu karki, którą schowała tam przed wyjściem z domu.
Dopóki nie zaczął pracy u Dearów, nie był nawet świadom ile osób zaopatrza się właśnie u nich w magiczne wywary. Owszem, w Dolinie Godryka był to jedyny sklep z eliksirami, ale czasami niektórym klientom wydawać by się mogło, wygodniej było zrobić zapasy przy okazji na londyńskiej ulicy Pokątnej, a jednak Ci wybierali Dearów. Widocznie każdy z nich polegał na nienagannej renomie i jakości produktów i składników zakupionych tutaj. Na dźwięk swojego imienia, wypowiedzianego nieco niepewnie, uśmiechnął się szczerzej, a za chwilę z ust Keyiry usłyszał także i nazwisko, którego ewidentnie była już bardziej pewna. - Miło, że pamiętasz moje imie, bo większość osób kojarzy mnie chyba bardziej po nazwisku - zauważył, porządkując blat lady, po czym wysłuchał jej słów obserwując jak szuka w odmętach torby listy składników. -Jasne. Nie ruszam się stąd jeszcze przez jakieś... - zerknął na stary ścienny zegarek - ...pięć godzin. - dokończył, śmiejąc się pod nosem. - Chyba, że powiesz mi co to za eliksiry, to mogę Ci skompletować potrzebne składniki, tylko muszę wiedzieć na ile porcji. - zaproponował na wszelki wypadek, jakby okazało się, że dziewczyna jednak nie zabrała ze sobą listy. Chciał być pomocny, a przecież złożenie zamówienia na półprodukty do wywarów, po samej nazwie eliksirów, nie było żadnym problemem.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Tak, rozbieżność w kwestii jej pewności co do znajomości jego imienia i nazwiska wynikała właśnie z faktu, że na ogół wszyscy zwracali się do niego per Sinclair. Jego imię zakodowała sobie w głowie raczej przypadkiem, być może dzięki listom obecności albo jakimś większym wydarzeniom, gdy wyczytywano jego pełne personalia. W każdym razie, teraz na pewno doskonale go zapamięta, była tego niemal stuprocentowo pewna. — W moim przypadku chyba jest podobnie, chociaż zbyt wielu Shercliffe'ów chodzi teraz po szkolnych korytarzach i siłą rzeczy trzeba nas jakoś rozróżniać w trakcie rozmów — zauważyła, a nawet jeśli była z tej sytuacji niezadowolona, nie dała tego po sobie poznać. Po kilku kolejnych minutach poszukiwań, które spełzły na niczym, brunetka wyprostowała się i westchnęła ciężko. Jakkolwiek brak kartki był kłopotliwy, wywołał w niej jedynie rezygnację, którą podkreśliła, przeczesując z zakłopotaniem luźne pasma włosów. — Chyba faktycznie będę potrzebowała twojej pomocy — przyznała, zaraz zaczesując brązowe pukle za uszy. — Potrzebuję składników na trzy porcje eliksiru wiggenowego — mruknęła, unosząc w zamyśleniu pierwszy palec. — Na trzy porcje eliksiru regenerującego — dodała, unosząc kolejny palec. — I na kolejne trzy porcje dictum. Och, przydałyby mi się też trzy porcje eliksiru chroniącego przed ogniem — mruknęła, w ostatniej chwili przypominając sobie, że w najbliższym czasie poparzenia będą prawdopodobnie jej największym zmartwieniem. — Wybacz, sporo tego... — skrzywiła się delikatnie i posłała Lucasowi przepraszający uśmiech. Poprawiła torbę na ramieniu i rozejrzała się po najbliższych półkach. Próbowała sobie przypomnieć czy to aby wszystko, czego będzie potrzebowała. Nagle w jej umyśle zakiełkowała pewna myśl. Utkwiła roziskrzone spojrzenie w sprzedawcy, próbując zebrać się w sobie, by zapytać o kolejny eliksir, którego jednak nie było wśród fiolek wystawionych na sprzedaż.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem