Patrząc z zewnątrz wydaje się, to zwyczajny, średniej wielkości sklep. Okazuje się jednak, że w środku został magiczne powiększony. Jest długi, z kilkoma piętrami. Podzielony został na wiele działów, zależnie od rodzaju sprzedawanych produktów, a największym z nich są instrumenty i wszystko, co związane z muzyką. Każde z urządzeń można wypróbować na miejscu, dlatego przeważnie panuje tutaj dosyć duży bałagan, kiedy wszystko gra chodzi i w inny sposób zwraca na siebie uwagę. Testowane przedmioty możesz zostawić gdziekolwiek, ponieważ po jakimś czasie magia przyciągnie je na odpowiednie miejsce.
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Uwaga! Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
Autor
Wiadomość
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Odpowiedział Irvetce uśmiechem, gdy ta zaaprobowała jego propozycję, a potem próbował już skupić swoją uwagę na @Gwen Honeycott i facecie prowadzącym spotkanie. Skwitował tylko sceptycznym uniesieniem brwi wymówkę przyjaciółki o wróżkowym pyłku powodującym ten jej głupawy wyraz twarzy, bo doskonale wiedział, że to nieprawda - tak Gienia wyglądała tylko i wyłącznie wtedy, kiedy knuła coś niemądrego. Wiedział to doskonale, bo sam niejednokrotnie padał ofiarą tegoż uśmieszku. Ledwo skończył swoje imponujące czary mary i zdjął straszliwą klątwę Diffindo z kartek, poczuł szturchnięcie. Oczywiście, Gwen znudziła się dwoma sekundami stania bezczynnie i już zaczynała wściubiać nos w nie swoje sprawy. - Nie - odparł trochę burkliwie, chociaż sam nie wiedział dlaczego tak go zirytowała ta sugestia. Odchrząknął i zaraz się zreflektował, dodając już swoim typowym uprzejmym tonem: - Jak przyszedłem, Irvette była tu już z tym gościem. Nie wiem, czemu według ciebie mielibyśmy przychodzić tu razem - uśmiechnął się na koniec wypowiedzi i zaczął pieczołowicie układać na kupkę wszystkie strzępki rozerwanej wcześniej kartki, bo sprawiały, że na stole robił się niezły bałagan, a Roman był porządnym urzędnikiem i mógł mieć bajzel wszędzie, byle nie w papierach. Kątem oka dostrzegł jak wciąż spąsowiała Irwetka zostaje oblana wodą, ale taktownie udał, że wcale nie widział tej porażki. Na pewno trafił jej się po prostu jakiś felerny przedmiot odporny na zaklęcia, bo przecież umiejętności do rzucenia go na pewno posiadała.
Dwie sekundy bezczynności w takich okolicznościach kosztowały ją więcej wysiłku niż karne bieganie wokół boiska za poniewieranie się po szatniach z @Ryan Maguire po meczu. Wyglądała niemal tak, jakby miała zaraz zacząć przebierać nogami i strzelać palcami w zniecierpliwieniu. - Ooo... - zainteresowała się jeszcze bardziej - A więc mówisz, że przyszła tu z Rosą? - kontynuowała konspiracyjnie półgębkiem, korzystając z tego, że półwil chyba był bardziej zainteresowany swoją pracą, a potem mokrostanem Irwety, by słuchać jak go obgadywała. - Hmm... interesujące, interesujące... - potarła się po brodzie jak typowy złoczyńca z kreskówki- A nie wiem, tak sobie pomyślałam tylko. - wzruszyła ramionami na to jego pewnie udawane niezrozumienie gieniowych sugestii - W końcu na feriach robiliście takie libacje w namiocie, że trzeba było wietrzyć pół dnia! - zachichotała idiotycznie, przypominając sobie butelki po winie i whisky, jak się we dwójkę "godzili". Dla niej osobiście w to mi graj, bardzo chciała zarówno by Pino był szczęśliwym chłopcem, jak i by Irwetka w końcu dopuściła kogoś do swego obwarowanego serca - przy czym niestety, na rolę swatki przypadła im chyba najgorsza osoba z możliwych, bo Gwen miała bardzo niewiele subtelnego wyczucia, potrzebnego w tak delikatnej materii jak splatanie losów miłosnych bliskich sobie osób. - Więc se pomyślałam, że się kolegujecie! - powiedziała luźnym tonem, kątem oka zezując na Ryana, by zobaczyć, czy przypadkiem niczego ciekawego nie wyczyta z jego mimiki. Strzepnęła odczarowany koc i złożyła go elegancko w kostkę. Jak ona musiała stawać na głowie, jakieś podchody robiąc, wysyłając ich na randki w ciemno, by zwrócić dwa ślepe kurczaki ku sobie. Tylko dlaczego nie wrzuciła nazwiska Rosy?! Nie przyszło jej wtedy do głowy, że DeGuise ma się z nim tak blisko...
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Niestety, jego odpowiedź z jakiegoś powodu tylko wznieciła ciekawość Gwen, która postanowiła drążyć już nie tylko temat Irvette i Ryana, ale też pana Rosy. Westchnął ciężko i bezradnie, bo skąd on miał niby wiedzieć, co dokładnie łączyło tę dwójkę i w jakiej konfiguracji przybyli do sklepu Affara? Wiedział tylko, że oboje zjawili się tu przed nim. - Nie wiem kto z kim przyszedł, najlepiej ich spytaj czy są tu na randce to się najszybciej dowiesz - odparł, być może zapominając na chwilę o konspiracyjnym szepcie którym porozumiewali się do tej pory. Szturchnął lekko Gienię w bok gdy wspomniała o jego godzeniu się z Irwetką w Himalajach. - Żadne libacje, tylko n e g o c j a c j e - poprawił ją, oburzony tym oskarżeniem - Poza tym pozwolę sobie zauważyć, że my nawet pijani jak Zmiatacze zachowujemy się bardziej kulturalnie niż ty na trzeźwo, więc nie masz prawa nic wypominać - uświadomił jej z tłumionym śmiechem, czując mieszaninę zażenowania i rozbawienia na wspomnienie tamtego wieczoru w namiocie; z jednej strony, dogadali się i dobrze bawili, z drugiej... nie był pewny, czy pamięta wszystko co mówił i robił, a to było bardzo niekomfortowe uczucie. Starał się zachować kamienną twarz, gdy Gwen tłumaczyła mu znad składanego pieczołowicie kocyka, co myśli o nim i Irvette. - Tak, oczywiście, pozostajemy na stopie koleżeńskiej - oznajmił głupio oficjalnym tonem i odchrząknął, bo aż mu zaschło w gardle, zrobiło się duszno i Merlin wie, co jeszcze. - Widocznie nie na tyle bliskiej, żeby umawiać się na... ee... wspólne warsztaty biznesowe - podsumował zgodnie z prawdą. Przemilczał za to myśl, że gdyby już miał się gdzieś z Irwetą umawiać, to chyba wolałby inne miejsce niż sklep z urządzeniami.
Zdawało się, że z każdym kolejnym słowem Maguire'a, rosnące na jej głowie wyimaginowane różki coraz bardziej się zakręcają. Wskazywał na to jej szalenie zadowolony uśmieszek. Pomimo usilnych prób na słowo "randce" znów wyszczerzyła zęby jak mysz do sera, próbując skupić spojrzenie na kocyku. - Myślisz, że to randka? - szturchnęła go, jakby chcąc mu przypomnieć tym gestem, że to konspira jest i muszą utrzymywać pozory, a nie paplać jak popadnie, może jeszcze przez megafon. Na chwilę zaprzestała wygładzania koca, unosząc brwi z miną pełną politowania, bo kogo jak kogo, bujać to my, a nie nas: - Wiesz, ja z Tobą tez miałam takie "negocjacje" i to nie raz. Więc mogę się domyślić co tam była za kultura. - przewróciła oczami. Praca w ministerstwie ewidentnie robiła z Romana jakiegoś udawanego ważniaka, przy czym jeszcze nie tak dawno zdobywali wspólnie tytuł "TOP PIWOSZE" także zgrywanie, że po alkoholu to on umie jakieś mediacje prowadzić mógł łyknąć może każdy inny, ale nie Honeycott. - A czemu nie? - zainteresowała się znowu, odrobinę bardziej - Hm? HMM? - dociekała podchodząc bliżej, niemal wtykając mu twarz w jego twarz.
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Zaczynał się obawiać tego uśmieszku. Merlin jeden tylko wiedział, co takiego znów kreowało się w zdolnym dosłownie do wszystkiego umyśle Gwen - on sam mógł tylko obstawiać, że na pewno nic mądrego. - Ała! - oburzył się na brutalne szturchnięcie, po którym na pewno będzie miał siniaka, a potem obejrzał się dyskretnie w stronę towarzyszącej im pary, jakby usiłował ocenić, na ile ich relacja może wyglądać na romantyczną. Prawdę mówiąc, słowo randka palnął tak bezmyślnie, nawiązując do zamiłowania Gieni do swatania ludzi i dopatrywania się wszędzie dwuznacznych znaków, ale im dłużej tak patrzył na Irvette i Atlasa, tym bardziej dochodził do wniosku, że może... rzeczywiście... coś jest na rzeczy? Zmarszczył brwi, niezbyt ukontentowany tym wnioskiem. - Może. Myślę, że jak się wygląda jak on, to każde spotkanie jest randką - wybrnął żartobliwym tonem, ale wcale przy tym nie skłamał. Rosa był naprawdę olśniewający, aż Ryan podejrzewał że facet ma w sobie niemały procent krwi wili. A jeśli nie, to cóż, ewidentnie wygrał jakiś los na genetycznej loterii. Parsknął śmiechem na słowa Gwen, aż podmuch powietrza na nowo sprawił, że ledwo ułożone skrawki papieru pofrunęły we wszystkich kierunkach na stole. - Pomówienia i oszczerstwa - skwitował już z czystej przekory, bo rzeczywiście, Honeycott posiadała twarde dowody na to, że wraz z alkoholem znikały w nim wszelakie pokłady rozumu i godności, bez względu na to, jak się starał by było inaczej; i wyglądało na to, że do tego grona dołączyła również Irvette. Świetnie. Nie zdążył się na szczęście zbyt mocno tym przejąć, bo oto Gienia natarła na niego jak skrzat na skarpetę, aż biedny Roman musiał się cofnąć o parę kroków i prawie się potknął o własne nogi. - Bo... bo... - szukał jakiejś sensownej odpowiedzi, ale nagle nic kompletnie nie przychodziło mu do głowy, czuł się jak na egzaminie z Eliksirów. Pustka. - Bo nie! - stwierdził w końcu niesamowicie elokwentnie i dla odmiany to on natarł na Gwen, głównie po to, by odsunąć się taktycznie jeszcze dalej od de Guise. - A co ty tak drążysz? Hmm? HMM? - łypnął na nią podejrzliwie i zanim zdążył przemyśleć, czy aby na pewno powinien o to pytać, wyrwało mu się: - Myślisz że... Irweta by chciała? Mówiła ci coś o mnie? Z chwilą, gdy te słowa, godne zadurzonego dwunastolatka czającego się na koleżankę z roku przed balem zimowym czy innym głupim szkolnym wydarzeniem, opuściły jego usta, wiedział już, że to był błąd, bo teraz Gwen już na pewno nie da mu spokoju. - Zapomnij, że to powiedziałem. Cofam pytanie - zreflektował się i szybko próbował wycofać z rozmowy, ale czy mu się uda... nie sądził.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Tony obserwował uczestników warsztatów, przywitawszy się uprzejmie z nieznajomą blondynką, które również zaszczyciła ich swoją obecnością. Nie zdążył nawet odpowiedzieć @Gwen Honeycott, gdy @Atlas M. O. Rosa zdążył już rzucić zaklęcie. Uśmiechnął się do niego tak pięknie, jak tylko umiał, wyrażając w ten sposób aprobatę. On jednak spoglądał na @Irvette De Guise, na którą spojrzał również Tonas. Ominął w ten sposób fakt, że również @Ryan Maguire poradził sobie z zaklęciem iście śpiewająco. Całe szczęście, że nowy obiekt jego zainteresowań podłapał sugestię od innych, także i ona uporała się z kocem termicznym raz-dwa. W sumie pan Almodovar nie był tej wesołej bandzie całkowicie potrzebny. Chciał się jednak dobrze bawić, coś zarobić, a przy okazji czegokolwiek się dowiedzieć. Być może poświęcał rudowłosej zbyt wiele swojej uwagi - co tu dużo mówić, niejako olał resztę uczestników - ale ostatnimi czasy miał po prostu słabość do płomiennych włosów. Jakkolwiek nie była ona temperamenta, zdecydowanie jej emocje ostudził haust zimnej wody. Díaz nie potrafił powstrzymać delikatnego uśmiechu. Wzruszył ramionami w odpowiedzi na jej spojrzenie i w końcu postanowił podejść do niej i tajemniczego blondyna, który tak gładko poradził sobie z zadaniem. - Silverto - Nie w smak mu było, by stała tu wściekła i mokra, dalej nie wiedział przecież, do czego tak właściwie jest zdolna. Pamiętał jednak, że jej pierwszym odruchem było bojowe skierowanie różdżki w jego stronę. Och, jak dobrze, że nie wiedziała, że on to on. - Bardzo mi przykro, szanowna pani. Z natury jestem fircykiem, nie mogłem się powstrzymać od paru psikusów. - Uśmiechnął się do niej ślicznie, a potem uwagę swą skierował na nieznajomego. - Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem. Jaka szkoda, że za niedługo muszę opuścić Londyn. Z chęcią posłuchałbym, gdzie się pan tak nauczył czarować - kolejny niezbyt rozsądny żart wybrzmiał w przestrzeni. Kątem oka spojrzał na kobietę i mężczyznę pochłoniętych przez rozmowę, w gruncie rzeczy ciekawy, o czym tak gaworzą. Díaz nie znał się dobrze na matematyce, ale miłosne wielokąty to akurat był jego konik. Czuł, że coś wisi w powietrzu, coś zogniskowane na biednej Irvette. To śmieszne, że była jedyną osobą, którą znał w tym pokoju. Nie spieszyło mu się do Gwen i Ryana, ale to nie tak, że kompletnie nie poświęcił im uwagi. Widział jednak, jak miło im się gaworzy (chyba akurat Honeycott akurat wtedy uprawiała dosyć dzikie tête-à-tête, wodzona ciekawością, dociekliwością lub czystym szaleństwem). Chrząknał bez nadziei, że zwrócą na niego uwagę i delikatnie klasnął, kiwając z uznaniem głową w ich kierunku. - Brawo! - powiedział nieco głośniej, a potem skierował swe spojrzenie z powrotem na Irvette. Może tak tylko zerkał, czy za to aquamenti nie chce wydrapać mu oczu.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Mówi się, że grzyby rosną jak szalone po deszczu. Problem polega na tym, że na pewno nic nie padało, a ty dookoła siebie dostrzegasz kręgi z niewielkich, kolorowych grzybów, które zdają się wyskakiwać gdzie się nie obejrzysz. Może powinieneś wejść w jeden z kręgów?
Intuicja:8 + 5 za nieufność opisaną w kp "Obecnie jest wycofanym, nieufnym samotnikiem" = 13 Modyfikatory w II etapie: utrudnienie w teście cechy na skupienie
Nicholas co prawda znał już zaklęcie, którego miały dotyczyć warsztaty, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ćwiczeń nigdy za wiele. W dodatku umiejętności związane z rzucaniem zaklęć należały do tych, które chciał w sposób szczególny pielęgnować, dlatego wzięcie udziału w warsztatach było wręcz oczywistością. Nie wiedział co to za facet, ten cały Almodovar, ale jaka to różnica? Grunt żeby znał się na rzeczy i opowiedział czymś interesującym. Szedł na warsztaty dziarskim krokiem, ubrany w czarne dżinsy i czarny golf z futra piżmowca, jak zwykle zakrywający go po same nadgarstki. Ruszył z bezpiecznym zapasem czasowym, ale tak to już bywało, zwłaszcza w świecie magii, że nie wszystko szło zgodnie z zamierzeniami. Jedno kichnięcie uświadomiło mu, że znów moc pyłku objęła go w swoje posiadanie, a to, co zobaczył po chwili, tylko utwierdzało go w przekonaniu. Kapelusiki magicznych grzybków zaczęły pojawiać się tu i tam, tworząc niewielkie, kolorowe kręgi. Niby Seaver wiedział, że to iluzja, ale i tak odruchowo starał się omijać większe skupiska iluzji, a to poważnie go spowalniało. Wreszcie dotarł na miejsce totalnie spóźniony i rozproszony, choć starał się możliwie zredukować stopień zamieszania, które wywołał swoim przybyciem. - Przepraszam, czy można jeszcze dołączyć? - spytał, robiąc duży krok nad iluzorycznymi kapeluszami, które zaczęły wyskakiwać gdziekolwiek spojrzał. Był kompletnie zagubiony, a na porośnięte grzybkami przedmioty patrzył bez cienia podejrzeń, że coś jest z nimi nie tak. W końcu czy coś tak niepozornego jak koc czy plik kartek mogło być niebezpieczne?
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Oblanie wodą i nieporadność podczas rzucania zaklęcia nie były dla niej ani trochę przyjemne. Tak samo, jak słowo randka, które dobiegło jej uszu, a które wypowiedział Ryan. Rzuciła jemu i Gwen krótkie spojrzenie i wcale nie podobał jej się fakt, że coś tam do siebie wciąż szeptali. Szczególnie, że Honeycott miała na twarzy ten dziwny uśmieszek, który bardzo się rudowłosej nie podobał. -Och, dziękuję. - Wymamrotała, gdy zdała sobie sprawę, że prowadzący osuszył ją zaklęciem. Od razu ponownie poprawiła swoją aparycję, po raz kolejny spoglądając uważnie na mężczyznę. Ten zapach... Czy człowiek miał aż tyle na sumieniu, że musiał organizować warsztaty kryjąc się za zupełnie inną twarzą? Ani trochę by jej to nie zdziwiło. -Ależ to tylko woda. Zdecydowanie bardziej szkodliwe byłoby jakieś błoto. - Machnęła ręką zaraz po tym, jak podziękowała mu za interwencję. Czuła się w tym miejscu naprawdę dziwnie przez zbiór towarzystwa, jakie się zebrało na tych warsztatach. Zupełnie, jakby los chciał spłatać jej psikusa, tylko że nie widziała w nim niczego śmiesznego. -Wyjeżdża Pan? - Zapytała jeszcze, słysząc słowa, jakie skierował do Atlasa.
Obserwował z zainteresowaniem co działo się z różnymi przedmiotami na stolikach, jednocześnie starając się zachować odrobinę dystansu i nie śmiać się z niedyskretnej dysputy, prowadzonej przez starszą wersję Tomasza i nauczycielkę gotowania. Dzielnie wpatrywał się w zaklęte przedmioty, próbując powstrzymywać drgające kąciki ust, którymi kierowało rozbawienie dywagacjami Honeycottówny. Odwrócił się w stronę rudowłosej, z zamiarem chyba doprecyzowania swojego stanowiska w sprawie, jako że połączył kropki między swatami a intensywnym rumieńcem na policzkach dziewczyny, ta jednak akurat w tym momencie została obryzgana wodą. Zaskoczony w pierwszym momencie jedynie się jej przyglądał, było coś bardzo naturalistycznego w tym jak krople ciągnięte grawitacją sunęły po jej bladej skórze. Z jednej strony odruchowo sięgał po różdżkę, z drugiej - De Guise nie była czarownicą, którą należało w czymkolwiek wyręczać. Był bardziej niż pewien, że nie dość, iż sama preferowałaby doprowadzić się do porządku to i dla jej własnej godności wolałaby to zrobić własnymi rękoma. Jasne brwi złamały się w chwilowym grymasie niezadowolenia, kiedy mężczyzna prowadzący warsztaty postanowił zostać rycerzem na białym jednorożcu, Rosa jednak powstrzymał werbalny komentarz, zwracając w stronę mężczyzny uważne spojrzenie: - Czyli ta obietnica poznania, była jedynie kłamstwem? - wpatrywał się w niego z taką intensywnością, na jaką mogły pozwolić sobie wile, o krok przed rzeczywistym pakowaniem się rozmówcy do głowy - Nieładnie. - pokręcił głową, mrużąc oczy w rozbawieniu - A ja taki naiwny uwierzyłem. - mimo że powiedział to tonem dość zawiedzionym, to jednak nie sprawiał wrażenia ani odrobinę przekonanego, ani tym bardziej naiwnego. Zerknął na Gwen i Ryana nim nie spojrzał w stronę Irvette: - Obawiam się - nachylił się w stronę jej ucha, muskając nosem rude pukle, by słowa swoje przeznaczyć tylko jej osobie - że Twoi znajomi są w swoich swatach dość niedyskretni. - dodał szeptem - Powiedz, jeśli sprawia Ci to jakiś dyskomfort. - powiedział, dotykając lekko jej pleców, w geście wsparcia, bo domyślał się po rumieńcach, że ten dyskomfort występował, choć nie chciał jej po prostu mówić "widzę, że się wstydzisz" - Ostatnie czego bym chciał, to żebyś się w moim towarzystwie źle czuła. - uśmiechnął się do Francuzki.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
W jednej chwili stały się nieomal dwie zupełnie różne, dość alarmujące rzeczy. Po pierwsze Irvette podziękowała mu za pomoc, czyniąc przy okazji dosyć sugestywna uwagę odnośnie ich pierwszego spotkania. W odpowiedzi Díaz uśmiechnął się, ale brak już było w tym grymasie tej dzikiej pewności siebie. Akurat ona wiedziała, że ma nieczyste sumienie, ale jak się domyśliła? A może jeszcze wcale nie była pewna? W każdym razie chciał już coś odpowiedzieć, kiedy wydarzyła się ta druga niezbyt przewidywalna rzecz. Do sali wszedł Nicholas. Na chwilę stracił koncentrację, dopiero potem uświadomił sobie, że zadała mu pytanie. Mrugnął ze dwa razy, przywołał to, co bezmyślnie zarejestrowała jego pamięć po czym posłał jej i Atlasowi uprzejmy uśmiech. Swoją drogą nie pamiętał, kiedy ostatnio był taki milutki. I nieuważny, przez całe zamieszanie z Irvette nie zauważył nawet, jakim spojrzeniem obdarzył go wcześniej piękny nieznajomy. - Tak, niestety. Wzywają mnie obowiązki. - Dopiero teraz zarejestrował głębię jego oczu. Nagle kobieta stała się mniej zajmująca, bo Díaz z marszu był nierozsądny, a gdy dodać do tego równania geny wili… no cóż, zaczęło robić się mu nieprzyjemnie gorąco. Jak widać, kłamstwo ma krótkie nogi, a jeszcze jakby tego było mało, do spotkania dołączył ktoś, kto go bardzo dobrze zna. - Kłamstwem lub dalekosiężną perspektywą. Kto wie, może wrócę tu za jakiś czas - pięknie mu wcisnął mu kit, zerkając pobieżnie w stronę Nico. Średnio go teraz obchodziło czy przystojny blondyn mu uwierzył (w co wątpił) czy nie (a może cuda się zdarzają?), choć szczerze mówiąc bardziej niż chętnie poznałby go bliżej. Jego uwaga nie była jednak nieskończona, miał tylko jedną parę oczu i większy problem na głowie. Poczuł się usprawiedliwiony, by od nich odejść, w momencie, gdy zaczęli szeptać sobie na ucho. - Przepraszam, muszę przywitać nowego uczestnika. I odsunął się od nich, by po chwili podejść do Nicholasa. - Dzień dobry, oczywiście. - Spojrzał na niego życzliwie, nawet nie wiedząc, co czuje w sercu na jego widok. Radość, smutek, zazdrość? Wszystko po trochu. - Pana zadanie jest bardzo proste. Zakląłem w tych przedmiotach pewne… niespodzianki. - Pozwolił sobie na uśmiech, zastanawiając się momentalnie, czy i on go rozpozna pomimo tej farsy. - Poproszę pana o zidentyfikowanie go przy użyciu specialis revelio i zneutralizowanie magicznego efektu. Odsunął się od niego, nieświadomie uwalniając go tym samym od woni drzewa sandałowego, która już wcześniej zdradziła jego tożsamość. I patrzył na niego wyczekująco, bojąc się tak bardzo jego reakcji.
Oboje obserwowali biedną Irvetkę w towarzystwie Rosy jak dwa sępy zdychającego szakala na pustkowiu. Chociaż Ryan trochę bardziej z konfuzją, a Gwen zasadniczo bardziej głodny sęp. Kiedy jasne spojrzenie półwila wylądowało na niej, nagle odwróciła wzrok w kierunku sufitu, z wielkim zainteresowaniem przyglądając się pajęczynie w kącie pokoju, jakby to był co najmniej kolejny unikatowy artefakt. - Kiedyś próbowałam smalić do niego. - przyznała, wzdychając, bo Atlas był piękny jak laleczka z porcelany - Zbył mnie dokładnie takim samym uśmiechem, jakim uśmiecha się do skrzatów w kuchni. - wydęła usta. Jej podryw nigdy nie należał ani do najlepszych, ani do najsubtelniejszych. Jakimś cudem te lata temu Maguire dał się uwieść, ale wtedy też nie był najbystrzejszym człowiekiem, więc w pewnym stopniu to nie było duże wyzwanie. Spojrzała na to co wyczyniał ze swoimi papierami i parsknęła na pełne mądrości wyjaśnienie sytuacji. Nie bo nie było w końcu ultymatywnym argumentem, na który nie było już rady. Zaczęła cofać się tym razem ona, chichocząc jak trzynastoletnia debilka na koncercie Archiego Darlinga, po czym uśmiechnęła się do niego, tak po prostu, wesoło i z miłością: - Bo życzę Ci jak najlepiej, Ryan. - powiedziała z prostotą - A Irwetka to super dziewczyna, pod tymi wszystkimi zasadami i zobowiązaniami, które sama na siebie zarzuca. - zawsze tak twierdziła, dostrzegając w niej znacznie więcej niż nadęcie i zadarty nos, o który zawsze oskarżali ją postronni. Już odwracała głowę w kierunku stolika, z zainteresowaniem przyglądając się wystawionemu towarowi, myśląc, czy może nie zabrać się za jakiś kolejny artefakt w ramach kontynuowania ćwiczeń, bo swoje już zrobiła i czego tak sterczeć jak debil, kiedy Roman powiedział, cóż, o jedno zdanie za długo. Odwróciła powoli w jego kierunku, uśmiechając się, a ten uśmiech nie wróżył już absolutnie niczego dobrego. Chwile wpatrywała się w niego jak upiorny, knujący gremlin z bajki, po czym powoli oblizała wargi, dobierając słowa: - Myślę, że każda dziewczyna, która by nie chciała, byłaby głupia i nie warta uwagi. - podsumowała, wiedząc, że stapa po kruchym lodzie. Jeśli wypali z "irweta Cie pragnie, bierz ją, rączy ogierze" to Maguire nie był głupi, na bank sklei się, że to nieprawda. Musiała tak dobrać słowa, by sam wpadł na pomysł, że coś się święci. - Nic szczególnie wylewnego, wiesz jaka jest. - przyznała - Mówiła, że jesteś inteligentny i kulturalny. I że lubi spędzać z Tobą czas. - o jak szyła grubymi nićmi, ale była pewna, że każde z tych słów brzmiało jak coś, co De Guise rzeczywiście, tym swoim pełnym dystyngowanej kultury głosem, mogła powiedzieć.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Wylosowany przedmiot:I - koc termiczny 3k6:1 + 1 + 4 = 6 Modyfikatory: +3 (2 za najwyższą statystykę i 1 za gibki jak lunaballa)
Jeśli chodzi o rozmaite aspekty fizyczne, Nicholas zdążył poznać Antonio już całkiem dobrze. A ponieważ zapach drzewa sandałowego utrzymywał się na pościeli Seavera przez kilka dni po ich ostatnim spotkaniu, nie było szans, by przegapił tak istotny detal. Z zaskoczeniem spojrzał na prowadzącego warsztaty, który odezwał się dziwnie znajomym głosem, ale twarz, którą zobaczył, należała do kogoś zupełnie innego. Zawahał się lekko, ale potem zrobiło mu się głupio. Wystarczyło, że śnił o Diazie, nie powinien go widzieć również na jawie tam, gdzie był nieobecny. - Przedmioty, tak... Doprawdy, wszędzie widzę grzyby. Odkaszlnął dla zatuszowania zmieszania, po czym bezmyślnie chwycił za koc, który okazał się być jednym z przedmiotów z niespodzianką. Dłoń Nicholasa przeszył gwałtowny chłód, więc młodzieniec syknął z zaskoczenia i cofnął rękę. Uniósł ją do ust, by chuchnąć na nią i rozetrzeć dla rozgrzania. No cóż. Gdyby było to mniej niewinne zaklęcie, równie dobrze mógłby już nie żyć, albo zmagać się z efektami jakiejś paskudnej klątwy. - Właśnie zginąłem, jak mniemam - pozwolił sobie na żart, a potem zaczął faktyczną pracę z rzucaniem zaklęcia. Koślawo mu to szło, bo wszędzie wyskakiwały kolorowe, nakrapiane kapelusze, gdziekolwiek spojrzał. A rozejrzał się po pozostałych uczestnikach, których w ogóle nie rozpoznawał. Z jednym wyjątkiem. Już miał się odezwać do @Atlas M. O. Rosa, ale wtedy dostrzegł, że ten ewidentnie flirtował z jakąś rudowłosą pięknością, dlatego postanowił nie przeszkadzać mu w zalotach. Nicholas nie wierzył, by kobieta miała szanse w starciu z hipnotyzujcym urokiem półwila, ale i tak wolał nie ingerować w ich maleńkie tête-à-tête. Jeśli Atlas spojrzałby w jego stronę, Seaver zamierzał skinąć życzliwie głową na powitanie, ale wrócił do celu warsztatów, którym było ćwiczenie zaklęcia. - Czy mogę spróbować jeszcze raz z innym przedmiotem? - zapytał @Antonio Díaz, bo rzeczywiście chciał coś wynieść z tych zajęć. - Obawiam się, że z kocem odniosłem całkowitą porażkę.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Odprowadziła wzrokiem prowadzącego, gdy ten podszedł do nowego uczestnika. Miała coraz mocniejsze wrażenie, że jednak zna tego człowieka, a to nie oznaczałoby za wiele dobrego dla ich następnego spotkania. Ruda była widać bardziej uważna niż Pan Díaz, który postanowił zmienić jedynie wygląd zewnętrzny, nie zwracając większej uwagi na tak ważne szczegóły jak swój zapach. Na ziemię sprowadził dziewczynę szybko ciepły oddech, który poczuła w okolicy swojego ucha, a który wywołał lekki dreszcz na jej ciele. Skinęła głową, potwierdzając jego słowa, po czym delikatnie, acz stanowczo chwyciła biceps @Atlas M. O. Rosa . -Spokojnie, to nie Ty sprawiasz mi dyskomfort. Wolałabym jednak sama rozmówić się z Gwen, w stosownych okolicznościach. - Było jej niezwykle miło, że zdobył się na ten gest i był gotów ukrócić te pogaduszki nieopodal, ale ostatnie, czego teraz chciała, to jakakolwiek scena przy ludziach. Posłała więc Atlasowi ciepły uśmiech, dodatkowo zapewniając go tym, że jego towarzystwo nie jest dla niej przeszkodą. Może w tej konkretnej sytuacji, wolałaby się aż tak nie spoufalać, ale nie jego wina, że magiczna kucharka tak dobrze się bawiła, obserwując Irv w otoczeniu dwóch mężczyzn, z którymi jak sama przyznała, umówiłaby ją na randkę.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Grzyby? Jakie znowu grzyby? Chwilę zajęło mu zorientowanie, co tak właściwie może chodzić. No tak, fatycznie, gdzieś usłyszał, że coraz więcej osób dręczą ostatnio jakieś halucynacje. On miał, póki co, to szczęście, że omijał je szerokim łukiem. Kto wie, kiedy przeminie ta hossa i jak zakończą się ewentualne widziadła. Widział jednak, że Nico potwornie się zmieszał. No tak, w sumie dopiero teraz dotarło do niego, że zapomniał zrobić cokolwiek z głosem. Nic dziwnego, że Irvette go poznała (nawet przez myśl nie przemknęło mu, że nie powinien używać swoich perfum, Tony był raczej nierozważny) – możliwe więc, że i Nicholas nie dał się nabrać. Nie sposób było to stwierdzić po jego reakcji. Díaz uśmiechnął się, gdy tamten bezwiednie chwycił po koc. No cóż, spodziewał się, że kto jak kto, ale mężczyzna tak często obcujący z Blaithin ma więcej podejrzliwości wobec magicznych artefaktów. Na początku nic nie powiedział, po prostu się przyglądał, widząc, że zaklęcie zadziałało. Po chwili wzruszył jednak ramionami i się roześmiał. - Tak, właśnie pan zginął. Następnym razem zalecam większą ostrożność – Wzruszył ramionami, podchodząc jeszcze bliżej. Widząc, że jeszcze mocuje się z feralnym kocem, po prostu obserwował ruchy jego różdżką. Tony również raz po raz rozglądał się po reszcie zgromadzonych, ale z mniejszą uwagą niż wcześniej. Skończyli już swoje zadanie, nie zgłaszali uwag i niczego chyba nie potrzebowali, zbyt zajęci umizgami, obgadywaniem czy co tam właściwie robili. - Myślę, że nie zaszkodzi – odpowiedział Tony, wyjmując różdżkę – swoją drogą kolejny przedmiot, po którym Nico mógł go poznać. Wyroby Fairwynów nie były takie znowu popularne, a tarninowe dzieło sztuki miało wyjątkowo charakterystyczny kształt. To akurat uświadomił sobie szybko, ale nie dał się zbić z pantałyku i zaczął kreślić nią ruchy w powietrzu. - Proszę zwrócić uwagę na pracę nadgarstka. Widzi pan? – zapytał, po czym schował magiczny kijek za pazuchę i ręką wskazał, aby ten powtórzył z kolejnym przedmiotem.
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Wylosowany przedmiot:H - proszek Fiuu 3k6:3 + 4 + 5 = 12 +3 za modyfikatory = 15 Modyfikatory: +3 (2 za najwyższą statystykę i 1 za gibki jak lunaballa)
Ten śmiech! Nicholas był coraz bardziej skołowany, ale przecież widział na własne oczy, że to nie jest Antonio. Też był przystojny, też miał latynoską urodę, ale to nie był jego kochanek, prawda? Miał ochotę przyjrzeć mu się dokładniej, ale wtedy na środku czoła prowadzącemu wyskoczyło pięć grzybków w tęczowe kropki, dlatego Seaver zrzucił wszystko na omamy. Jakież to uciążliwe, gdy nie można zaufać własnym zmysłom. Dlatego nawet kiedy zobaczył różdżkę Diaza nawet się już nie zdziwił. Po prostu uznał, że zaraz po warsztatach musi napisać do kochanka z pytaniem, czy wszystko u niego w porządku, ot tak, dla pewności. - Widzę. Rzeczywiście, za bardzo go usztywniam - skinął głową i powtórzył ruch po prowadzącym. Podziękował i rozejrzał się za innym przedmiotem, do niego podchodząc już z większym skupieniem. Co prawda dojście do stanowiska musiało dla postronnych wyglądać zabawnie, bo Nicholas odruchowo robił slalom między pojawiąjącymi się kręgami, ale ostatecznie dotarł do woreczka z proszkiem Fiuu i prawidłowo rzucił czar, rozpoznając psikus, który został w nim zaklęty. I jak na zawołanie, Specialis Revelio zdawało się podziałać nie tylko na warsztaty, ale również uwolniło go od widziadeł, które do tej pory ciągle go męczyły. Co za ulga! I to podwójna, bo nie dość, że ostatecznie powiodło mu się na warsztatach, to jeszcze przestał wszędzie dostrzegać kolorowe kapelusze nieistniejących grzybków. Westchnął i podniósł dość zadowolone spojrzenie na Diaza, czekając na ewentualny komentarz lub dalszy rozwój wypadków.
Antonio Díaz
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : Wielka rana na plecach, rana po poparzeniu na ramieniu
Widząc, że wszyscy poradzili sobie doskonale z zadaniem, na twarz Diaza wstąpił zadowolony uśmiech. Spojrzenie, które na tak długą chwilę spoczęło przede wszystkim na Nicholasie, omiotło teraz wszystkich zgromadzonych. - W porządku, wygląda na to, że wszyscy poradzili sobie z zadaniem. Nasz czas dzisiaj dobiega już końca, dlatego z żalem jestem zmuszony się z państwem pożegnać. - Uśmiechnął się do nich, a potem zerknął na zegarek, bo faktycznie trochę się przeciągnęło, a eliksir nie będzie działał ani minuty dłużej. - Wszystkie ewentualne pytania można kierować na skrzynkę pocztową mojego asystenta, pana Rodrigueza. - który w gruncie rzeczy nie istnieje, podobnie jak Almodovar… - Ja się tymczasem żegnam i życzę wszystkim miłego popołudnia. Antonio ukłonił się z szacunkiem, po czym skierował swoje kroki w kierunku drzwi wyjściowych z sali konferencyjnej. Natychmiast udał się do toalety, by tam w lustrze obserwować, jak zamienia z powrotem w siebie. Och, co za nieprzyjemne uczucie! W każdym razie stamtąd aportował się już prosto do domu, a resztę formalności związanych z rozliczeniem warsztatów załatwił już następnego dnia, mając szczerą nadzieję, że nie natknie się w Affarze na Irvette czy Nico.
ZT dla wszystkich chętnych
Benjamin Auster
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : zagojone blizny po cięciach na przedramieniu zakryte zazwyczaj koszulą z długim rękawem
chciałbym dokonać zakupu aparatu fotograficznego. Odliczona kwota znajduje się w sakiewce, a adres zwrotny na kopercie. Z góry dziękuję.
Serdecznie pozdrawiam Benjamin Auster
Do listu dołączono ciężko zarobione 200 galeonów.
______________________
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
W związku z brakiem możliwości podjechania po zamówienie osobiście, proszę o spakowanie na prezent i przesłanie drogą listowną, pod adres wskazany na rewersie, następujących przedmiotów:
Ekspres OneSpellCoffe 2018 - wydanie z matowym wykończeniem.
Magiczny nóż samosiekający - z rączką z czerwonego drewna mahoniowego.
W załączeniu do listu przesyłam kwotę za przedmioty, pakowanie oraz przesyłkę.
Z poważaniem, L. Swansea
do listu dołączono 260g
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Wybieranie prezentu dla Adeli było dla Kate trudne o tyle, że zazwyczaj wiedziała, co jej przyjaciółka mogłaby sobie życzyć, a w tym roku jakoś tak... Merlin są opuścił, a wraz z nim cały jej pomyślunek. Przechadzała się po sklepie w zasadzie bez większego celu, rzucając spojrzenia to tu, to tam, aż w końcu zaczepiła ją ekspedientka, że z chęcią pomoże jej w dokonaniu wyboru. Dość niechętnie przyznała się, że nie ma pomysłu na prezent dla przyjaciółki. Wyjawiwszy kilka lubianych przez nią rzeczy, między innymi magiczne gotowanie oraz niedawno podjęte zainteresowanie teatrem, wybór padł na dwa przedmioty (zwierzęca klepsydra oraz kolczyk w kształcie maski teatralnej), które w połączeniu z butelką musującego szampana miały być prezentem dla Adeli.
Proszę o przygotowanie świstoklika na Sycylię do Palermo według wytycznych wypisanych poniżej. Zależy mi na wysokiej jakości i komforcie podróży, jeśli jest możliwość ustabilizowania zaklęcia teleportacyjnego. Do ceny świstoklika dołączam kilka dodatkowych galeonów, by może udało się to zrobić. Świstoklik w dwie strony, z podróżą powrotną na wieczór dnia następnego. Z poważaniem,
Kiedy przyszedłem do sklepu nie miałem sprecyzowanych celów. Po prostu chciałem pooglądać sobie asortyment i zobaczyć czy może jest na półkach coś co pomoże mi w mojej pracy. Kręciłem się wolno między półkami kiedy mój wzrok przykuła niewielka butelka, w której pływał maleńki statek. Przyjrzałem się napisowi - CokolwiekWButelce. Opis produktu głosił, że w butelce tej można zamknąć przedmiot dowolnej wielkości - nawet statek. To rozwiązywało mój problem z cumowaniem! Uradowany zakupiłem cudowną buteleczkę i pognałem nad jezioro, by zakupić również statek.
Chciałem zakupić świstoklik w obie strony między krajami: Wielka Brytania - Kanada. Przedmiot proszę przekazać sowie, która dostarczyła list. Pieniądze za zakup są załączone do listu
Z poważaniem Benjamin Bazory
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
To były bardzo szybkie zakupy. Nie zamierzał poświęcać im więcej czasu niż to absolutnie konieczne. Przyleciał na miotle, bo akurat camper był zajęty. Hamując, kaptur spadł mu z głowy a podmuch wiatru zburzył kilka warstw ułożonych nieopodal Proroków Codziennych. Nie zwrócił na to uwagi tylko przyczepił miotłę do specjalnego stojaka służącego właśnie do parkowania swojego lotnego środku transportu. Otworzył drzwi a dzwoneczek nad nimi zabrzęczał donośnie. Nie musiał stać długo w kolejce bo o tej godzinie był jedynym klientem. Poprosił o jeden egzemplarz bezdennego plecaka, a wybierał go całe trzy minuty. Nie był typem, który spędziłby nad tak prozaiczną czynnością więcej niż to absolutnie konieczne. Oczywiście sprawdził czy istotnie plecak jest bezdenny, wkładając tam rękę aż do ramienia. Bardzo mu to odpowiadało. Potrzebował czegoś, co pomieści nieco więcej niż książki - a ubrania, awaryjna butelka piwa, słodycze aby podkarmić Imogen gdy znów będzie jojoczeć, że jest głodna? Taki plecak idealnie będzie pasować mu to stylu mieszkania w Żądlibusie, zwłaszcza, że już jutro leci na wycieczkę wraz z Holly i Cedem. Kupił co potrzeba, zapłacił w cholerę dużo pieniędzy i założył plecak na ramiona. Wyciągnął rękę w kierunku miotły, wołając ją znudzonym "Do mnie". Gdy już trzon uderzył o wnętrze jego dłoni, usiadł na miotle, odbił się nogami i wzbił w powietrze. Odprowadził go świst oddalającej się miotły.
chciałbym zakupić u Państwa aparat fotograficzny. Do listu dołączam oczywiście 200 galeonów, bardzo proszę o przesłanie go na adres podany na kopercie.