C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Przyszedł chwilę wcześniej do sali. Gdy dostał propozycję pomocy w eliksirach, nawet się nie zastanawiał. Zawsze chętnie dzielił się wiedzą w tym temacie, a do tego miał w tym czasie pracować nad własnym projektem. Ze względu na ostatni zastrzyk gotówki, zaproponował, że zakupi potrzebne składniki. Wziął więc wszystko i przytuptał na miejsce spotkania. Długo zastanawiał się, nad czym powinien pracować i w końcu do niego dotarło. Amortencja! Jeszcze nigdy poprawnie nie uwarzył tego wywaru. Może zbyt mocno kombinował, a może po prostu brakowało mu skupienia. Nie był pewien, ale uparł się, że dzisiaj w końcu mu to wyjdzie. Był już gotowy do pracy, gdy do sali weszła Aoife. -Hej. Aoife, prawda? Jestem Max. - Przywitał się z nią ciepło. Dziewczyna była młodsza od niego, ale nie zakładał, że przez to miała mniej doświadczenia. -Wszystko jest jak powinno. Ty warzysz bełkoczący, ja miłosny, dlatego tyle tu składników. - Był pod wrażeniem, że na podstawie ingrediencji była w stanie pomyśleć o eliksirze pamięci. Nie każdy by to wydedukował. Składniki faktycznie były podobne, chociaż Amortencja miała jeszcze kilka bonusów. -Sanford mówi, że masz niezły potencjał. Liczę, że go tu dzisiaj zobaczę. - Zagadał z błyskiem w oku. Czyżby dzięki profesorce znalazł potencjalną partnerkę do eksperymentów? Miał zamiar się dzisiaj przekonać. W między czasie już szykował w swoim kociołku bazę pod eliksir. Musiał osiągnąć odpowiednią temperaturę, zanim będzie mógł przystąpić do przygotowywania reszty składników.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Autor
Wiadomość
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Łypnął szybko na @Drake Lilac, nieco podejrzanie, ale głównie zaskoczony, że jest jakaś opiekunka klubu magicznych wyzwań. Jakby: kiedy to się stało? Wacław chyba żył w innej czasoprzestrzeni, gdyż nader niespodziewanym była dlań w ogóle nowa osoba w gronie pedagogicznym. - W tej szkole zawsze się coś dzieje bez mojej wiedzy - pożalił się jeszcze Drejkowi, odbierając odeń listę obecności i przekazał ją dalej. Miał szczerą nadzieję, że poszczęści się im, idąc w wyzwanie jako para, ale kąśliwy los ich rozdzielił i o ile było to smutne. Tak Wacław jedynie opłakiwał z Gryfonką. Poczynając od niedobrego wrażenia, że @Marla O'Donnell, ładnie to określając, nie lubi go. Tak Puchan nie chciał jej sprawiać bólu swoim samym jestestwem. - Mam nadzieję, że nie będziesz na mnie krzyczeć jak utnę nam czas - powiedział do Marlii niezręcznie, drapiąc się pod wąsem, aby jakoś ukryć swoją niepewność czy obawę. Może wejdą do tego pokoju razem i wyjdzie już tylko ona? Możliwe, śmierć chodziła po ludziach równie często co wypadki. Niemniej Wacław przepuścił dziewczynę w drzwiach, zanurzając się w ciemnościach pomieszczenia. Tyle szczęścia, że mogli tam wejść, a nie np. drzwi otworzyłyby się nagle, a w uczniów zaczęłyby lecieć przedmioty z okrzykiem: brońcie się małe szmaty. Chociaż to bardziej brzmiało jak studencka libacja. Niemniej w pomieszczeniu Wacuś rzucił jedyne zaklęcie, które mu wychodziło - Lumos. Ano i z zafascynowaniem od razu podszedł do obrazów, świecąc sobie różdżką nad postaciami. - Nie chcecie nam powiedzieć, co mamy zrobić? - Czy było to pójście na skróty? Może, chociaż Wodzirej uznałby to za wykorzystanie umiejętności interpersonalnych, zwłaszcza, kiedy w zaklęciach kulał straszliwie. Może to jakiś zdrowy rozsądek Gryfonki albo nieme spojrzenia czarodziejów z obrazu, ale przedmiotem zainteresowań obojga uczniów stał się dziennik. Student nawet bez zastanowienia rzucił zaklęcie, kończąc działanie magicznego światełka. Bez przesady, że pociągnie dwa zaklęcia na raz, w tym to on umiał co innego. - Aperacjum - wycedził z niezachwianą pewnością siebie. Ogólnie z faktu, że było ciemno to nie wiedział jak efekty, więc nawet jeśli czar mu zadziałał to o efekcie przekonał się dopiero, gdy jakaś jasność na nowo zagościła w pomieszczeniu. - Te słowa to ciągi liczb, nie ułożę z nich równania - zaśpiewał sobie pod wąsem pioseneczkę Natalii Nykiel, tak dla lepszego myślenia. Po tym jak jedno z nich czarowało dziennik Finite Tumultum. - Ej, a może zajebiemy stąd książkę i nam się przyda na później? - To miało sens. Na papierze była wiedza, Wacusiowi wiedzy brakowało i te dwa elementy się świetnie ze sobą uzupełniały. Poza tym podpowiedź sugerowała rozejrzenie się no i niby spoko spoko, na chillku, ale miłym byłoby wiedzieć coś więcej. Niemniej zanim działania ku odkryciu wyjścia zaczęły się, Puchon raz jeszcze zapytał portrety o wskazówkę i przyjrzał się ich ramom.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Salutem odpowiedział zarówno na powitanie ze strony Harry’ego, jak i towarzyszącej mu Marli, którzy przystanęli w pobliżu, dyskutując na temat nowej asystentki nauczyciela zaklęć, pod której pieczą znalazł się Klub. Fakt faktem, jakieś plotki na ten temat i do niego dotarły – większość równie absurdalna, jak te sugerowane przez Ślizgona czy Gryfonkę – ale niespecjalnie przywiązywał do nich wagę, mając zdecydowanie ciekawsze i ważniejsze rzeczy do roboty, niż śledzenie plotek. — Słabo, osobiście mam wrażenie, że chociażby taka dekapitacja byłaby jednak bardziej dramatyczna i warta uwagi niż jakieś ordynarne trucie — rzucił z nutą rozbawienia w tonie w kierunku @Marla O'Donnell, kiedy ta skończyła przytaczać zasłyszaną teorię, sugerując przy tym, że mogą być następni. W dalszą dyskusję się już nie mieszał, nie mając niczego ciekawego od siebie do dodania. W klasie przerobionej tymczasowo na korytarz pojawiło się jeszcze kilka innych osób (aż zaczął się zastanawiać, ile spośród nich ściągnęły tu jedynie te mniej lub bardziej absurdalne plotki rozsiewane po Hogwarcie), a potem swą obecnością zaszczyciła ich asystentka sama w sobie. Wysłuchał co kobieta miała do powiedzenia, wstrzymując się na razie z wyrabianiem sobie jakiegokolwiek zdania na jej temat, bo wszystko wyjdzie w przysłowiowym praniu tak naprawdę. Wpisał się na listę gdzieś w międzyczasie, gdy ta do niego dotarła, by następnie przekazać ją dalej. Przechylił za to nieznacznie głowę, gdy Harper przeszła do tłumaczenia co za wyzwanie dla nich dzisiaj przygotowała, czując się nawet zaintrygowany, zwłaszcza na wspomnienie o rywalizacji. Przesunął spojrzeniem po okolicznych drzwiach w poszukiwaniu własnego nazwiska. Okazało się, że jego przygodną partnerką na tych zajęciach miała zostać rudowłosa Gryfonka, dość świeży nabytek Hogwartu z tego co kojarzył. — Penny, tak? — zagaił z lekko uniesionym kącikiem ust i wyciągnął w jej stronę dłoń, kiedy tylko dziewczyna do niego dołączyła. — Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać. Jestem William, choć samo Will w zupełności wystarczy — zdążył jeszcze dodać nim drzwi stanęły otworem, rozpoczynając tym samym naliczanie czasu. Dobył swojej palmowej różdżki i przepuściwszy dziewczynę przodem, zanurzył się w półmroku spowijającym pomieszczenie. — Przydałoby się chyba rzucić na to trochę światła, nie? — rzucił, po czym przy pomocy niewerbalnego lumos sphaera wyczarować światełko, które doświetliło pokój, odsłaniając całą gamę podejrzliwie łypiących ku nim portretów z nieznanymi mu podobiznami, a także piedestał pośrodku, na którym spoczywała jakaś książeczka. Portrety szybko zdecydował się zignorować, całą swoją uwagę koncentrując właśnie na notesie, który zdawał się tu grać pierwsze skrzypce. Wziął go do ręki i przekartkował, całkiem szybko orientując się co jest z nim nie tak, a następnie podał Penny, żeby też mogła się mu przyjrzeć i zorientować w czym rzecz. Zawartość dziennika ujawniła mu się od razu po zastosowaniu zaklęcia aperacjum – w jego przypadku niewerbalnie – ale była to zaledwie połowa sukcesu. Tekst na stronicach przypominał zupełnie niezrozumiały bełkot, co od razu przyniosło mu na myśl działanie inkantacji tumultum, które miało bardzo banalne przeciwzaklęcie. Dzięki zastosowaniu go uzyskał trzy wskazówki, a jeden z obrazów się odsunął, ukazując pogrążony w zupełnej ciemności korytarz prowadzący zapewne do kolejnego etapu tego magicznego wyzwania.
Odmachała wesoło do uroczego @Emrys A. R. Landevale i zachichotała, gdy Darren tak bezpardonowo skrytykował Hariela – i całkiem słusznie, jak się okazało, bo ten również postanowił zignorować jej wspaniałomyślną pomoc. – No to se będziesz radził sam, skoro gardzisz moją wiedzą – wbiła mu dwa palce między żebra i ponownie zaśmiała się, gdy Shaw podzielił się swoją teorią spiskową. Póki co obraz nowej opiekunki koła wyglądał nieciekawie. – Ale że aż w Zimbabwe? No nieźle – zdziwiła się, a potem skierowała spojrzenie na Willa, który zamiast otrucia proponował dekapitację. – No właśnie dlatego tak długo unikała kary, bo ich truła, takie odcinanie głowy to raczej większe szanse na złapanie… – zaczęła mówić, kiedy do sali wszedł obiekt ich soczystych plotek. Przyglądała się nauczycielce z uwagą, oceniając ją jako zwyczajną kobietę i z tego całego monologu wyciągnęła tylko jedną rzecz – usilnie starała się przekazać, żeby z nią nie zadzierać, bo coś tam blablabla. Nudy. Przewróciła oczami i poczuła jeszcze większą niechęć do byłej aurorki, bo ta postanowiła ją rozdzielić z @Hariel Whitelight. – Widzisz? Już od dzisiaj musisz działać bez mojej pomocy – rozłożyła ręce w geście bezradności. Po chwili odnalazła swoje nazwisko na drzwiach, przy których stał @Wacław Wodzirej. Może i nie omieszkała rzucić kilku nieprzyjemnych uwag na jego temat na transmutacji (sam się prosił ze swoim gadżetem), a później skopała go na zielarstwie (czysty przypadek!) to była bardzo pozytywnie nastawiona do ich współpracy. Dlatego zdziwiła się, gdy Puchon już na starcie oceniał swoje szanse na przeżycie jako marne. – Krzyczeć? – uniosła brew. – Tylko jeśli w pubie nie ma irlandzkiego piwka. A szczerze wątpię, że nas to czeka – uśmiechnęła się szeroko i poklepała chłopaka uprzejmie w ramię, aby przypieczętować ich wspólną niedolę wędrówkę. - AHOJ PRZYGODO - oznajmiła podekscytowana i weszła do środka jako pierwsza (jednak są jeszcze jacyś dżentelmeni na tym świecie). Ostrożnie rozejrzała się dookoła i zanim zdążyła rzucić jakieś zaklęcie oświetlające wnętrze, Wacek okazał się równie pomysłowy. Spojrzała na niego z wdzięcznością i wyciągnęła w końcu swoją różdżkę, powielając jego krok. Powiodła wzrokiem po obrazach i w pierwszej chwili to właśnie w portretach doszukiwała się jakiejkolwiek podpowiedzi. Te jednak uparcie milczały, nawet gdy Wodzirej je zagadywał, dlatego podeszła pod kolumnę. Szybko przekartkowała notes, a gdy dotarło do niej, że niewiele jest w nim napisane, coraz bardziej poirytowana rzucała kolejne niewerbalne zaklęcia, aby przekonać się jaką treść skrywają jego kartki. Syknęła cicho z bólu, gdy zeszyt przytrzasnął jej palce. Za co była ta niepotrzebna kara? Nie wiedziała, dlatego prędko wezwała chłopaka. – Tu jest jakiś pojebany pamiętnik, ale lepiej uważaj – pokazała zaczerwienioną rękę i westchnęła ciężko. Wacław okazał się o wiele mądrzejszy – nie dość, że jego dłoń została nienaruszona to jeszcze sprawnie rzucił zaklęcie, zmuszając notes to ujawnienia jego treści. Zaciekawiona zerknęła na te hieroglify, a potem na towarzysza, który zaczął nucić jakiś wpadający w ucho hit w nieznanym jej języku. – Brzmi jakbyś miał w ustach jakąś folię, ale melodia dziesięć na dziesięć – kiwnęła głową z uznaniem i pewnie drążyłaby dalej, żeby ją tego nauczył, bo kochała różne przyśpiewki, jednak od razu zajęła się rozszyfrowywaniem tego ciągu przypadkowych literek za pomocą finite tumultum. Otworzyła szeroko oczy, gdy pojawił się przed nią szereg bezużytecznych rad. – Aha, no ok, w ten sposób – mruknęła pod nosem, po chwili patrząc na Puchona, który po raz kolejny wykazał się sprytem. – O niegłupie!Co prawda te wskazówki są chuja warte, ale może potem nam się to przyda – chwyciła za dziennik i pomknęła za partnerem, starając się mu pomóc z ogarnięciem tego ukrytego przejścia.
______________________
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 13
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Przez chwilę miał wrażenie, że zatrzymujące się na nim i Baby spojrzenie zwiastowało coś niedobrego, że jednak miał słuszne przeczucie i wstęp na kółkowe zajęcia mieli jedynie starsi uczniowie. Nauczycielka zaraz jednak się nawet uśmiechnęła i przeszła do przedstawienia się i omówienia zadania. Z zainteresowaniem słuchał jej słów; jeszcze nigdy nie spotkał nikogo z Biura Aurorów, a miał świadomość, jak osławiony był to Departament, nawet jeśli jego tacie zdarzało się narzekać na niekompetencję w prowadzeniu spraw i burdel w papierach. Imponował mu również jej spokojny i rzeczowy ton, mając wrażenie, że idealnie wprowadzał w atmosferę skupienia, jednocześnie nie budząc powszechnej grozy. Kobieta wydawała się być surowa, ale sprawiedliwa - wiedział więc już, że musiał się przyłożyć. Gryfon, z którym przyszło mu działać w parze musiał więc zmierzyć z emrysowym oceniającym spojrzeniem - choć przecież to on sam był bardziej wątpliwą jednostką. - Emrys - odparł, ucząc się już powoli, że nie wszyscy doceniali brzmienie pełnego imienia i nazwiska, a raczej zwyczajnie ich to nie obchodziło. Pomieszczenie, do którego weszli spowite było ciemnością utrudniającą zorientowanie się w przestrzeni. - Myślisz, że powinniśmy użyć lumos? - podpytał szeptem, nie chcąc decydować samodzielnie; nie wiedział jeszcze czego spodziewać się po takich zadaniach. Jego nie zniechęciły wcale nieprzychylne miny obrazów i to do nich skierował swoje kroki, uważając że rozmowy z portretami potrafiły być wartościowe. Skoro jednak Drake zajął się przeglądaniem dziennika, to Emrys uznał, że coś ciekawego musi w nim być. - Nie... Ale spróbuję, jak mi powiesz, który chwyt różdżki zastosować - odparł, pamiętając nauki swojej gryfońskiej koleżanki. Emrys nie mógł się jednak skupić, reagując mimo wszystko nerwami na tę nową sytuację i niestety w tym wypadku zaklęcie nie wyszło mu najlepiej, bo dziennik zatrzasnął się boleśnie na jego palcach. Wyrwał mu się krótki okrzyk oburzenia i bólu. Na szczęście Drake miał więcej szczęścia z dziennikiem. Ukazujący się tekst był jednak zupełnie bezsensowny. Sam potrzebował dłuższej chwili, aby domyślić się, jaki był w tym cel. - O, och, dobrze. To ja spróbuję na tej stronie - I faktycznie się udało; pamiętnik zaczął ujawniać wskazówki. - Ujawnij ukryte przejście? Myślisz, że za tymi obrazami? Powinniśmy rzucić jeszcze jakieś zaklęcia? - Nie miał zbyt dużej wiedzy w tym temacie, więc mimo wszystko patrzył nieco wyczekująco na starszego chłopaka.
C. szczególne : Z tłumu nie wyróżnia jej nic konkretnego, może poza specyficznym typem urody. | Ma małą bliznę na twarzy, która przecina prawą krawędź górnej wargi.
Nieszczególnie obchodziła ją opinia lekceważących jednostek; chciała po prostu, aby każdy miał jasność sytuacji, by w przyszłości uniknąć nieporozumień. Nie nawykła marnować słów na czcze gadanie, a to, co im przekazała było o tyle istotne, że od teraz każde z nich będzie odpowiedzialne za własną głupotę i nie powinno narzekać na wynikające z niej konsekwencje. Co do samych plotek… Zdążyła już do nich przywyknąć i cokolwiek kreatywnym, uczniowskim umysłom udało się w bolesnym procesie myślowym wypluć – nie mogło być gorsze od tego, co usłyszała już wcześniej. W tym konkretnym przypadku nie poczuwała się do obowiązku, aby naprostować sytuację, niemniej nie miała nic przeciwko udzieleniu odpowiedzi na pytania, gdyby takie padły. Niestety, nikt poza Harry’m nie zdecydował się skonfrontować z nią osobiście, a i on nie wykorzystał okazji. Shaylee uniosła brew, słuchając Ślizgona z uwagą. — To, panie… — otworzyła notes i zerknęła na listę obecności, próbując dopasować podpis do odpowiedniej persony. — …Whitelight zależy od okoliczności. Poprosiłam byście to wy niepotrzebnie tego nie robili — zauważyła, na jego otwartość odpowiadając własną, nawet jeśli absolutnie nie wypadało jej tego robić. — Specjalnie dla pana postaram się, aby podium mojej osobistej listy było odpowiednio wysokie — zapewniła z uśmiechem i wskazała dłonią korytarz, zachęcając go do podążenia w tamtym kierunku. Kiedy wszyscy uczniowie znaleźli się już za drzwiami, Harper oparła się o ścianę i skrzyżowała ręce na piersi, czekając na pierwszą parę.
PODSUMOWANIE ETAPU I
podsumowanie:
Na podstawie zachowania i działań Waszych postaci, przysługują Wam bonusy czasowe. Każdy, którego partner nie odpisał w I etapie może zadecydować, dlaczego druga osoba zrezygnowała z rywalizacji.
bonusy:
@Drake Lilac: -10 sekund (wziął odpowiedzialność za młodszego kolegę, jednak poza skupieniem się na dzienniku nie podjął żadnych dodatkowych działań); @Emrys A. R. Landevale: -20 sekund (zasugerował użycie zaklęcia Lumos + podszedł do obrazów i poświęcił im trochę uwagi, dzięki czemu przejście otworzyło się nieco szybciej); @William S. Fitzgerald: -10 sekund (użył zaklęcia Lumos, jednak po skupieniu się na dzienniku nie podjął żadnych dodatkowych działań); @Darren Shaw: -10 sekund (wziął odpowiedzialność za młodszą koleżankę jednak po skupieniu się na dzienniku nie podjął żadnych dodatkowych działań); @Julia Brooks: -20 sekund (użyła zaklęcia Lumos, a po ujawnieniu ukrytego przejścia sprawdziła czy korytarz jest bezpieczny); @Hariel Whitelight: brak (po skupieniu się na dzienniku nie podjął żadnych dodatkowych działań); @Wacław Wodzirej: -20 sekund (użył zaklęcia Lumos + podszedł do obrazów i poświęcił im trochę uwagi, dzięki czemu przejście otworzyło się nieco szybciej); @Marla O'Donnell: -10 sekund (poświęciła uwagę portretom, dzięki czemu przejście otworzyło się nieco szybciej)
Udało się Wam bezpiecznie dotrzeć do końca korytarza, gdzie bez trudu otwieracie kolejne drzwi. Pomieszczenie za nimi jest niemal równie puste, co poprzednie. Zamiast wiszących obrazów, o dwie ściany oparte są wąskie, puste regały na książki, a na trzeciej znajduje się zamknięte, prowadzące na korytarz przejście. W środku panuje cisza. Dopiero po przekroczeniu progu pomieszczenia do waszych uszu dociera podejrzany świst i furkot kartek, a sekundę później opada na Was lawina książek, której towarzyszy charakterystyczny, piskliwy chichot. To kilka Chochlików Kornwalijskich, które przyczaiły się pod sufitem nad Waszymi głowami postanowiły przygotować bolesną zasadzkę i teraz bezlitośnie ciskają w Was kolejnymi tomiszczami.
Każde z Was rzuca kością k6, aby zadecydować o rozwoju sytuacji:
jak ci poszło:
1, 6 – w ostatniej chwili trzeźwiejesz; próbujesz uniknąć pocisków (wykonujesz jakiś akrobatyczny manewr/odskakujesz w bok/próbujesz schować się za drzwiami?) i niemal Ci się to udaje, ale jedna opasła księga i tak boleśnie obija Ci dowolne miejsce na wybranej kończynie (ręka lub noga). Na pewno zostanie Ci po tym spotkaniu pamiątka w postaci siniaka. Ta decyzja daje Ci możliwość natychmiastowego kontrataku zanim stworzenia dobiorą Ci się do skóry. (-1 minuta)
Osoba, która wylosowała podpowiedź: „Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj!” zerka w górę po przekroczeniu progu i ma szansę od razu wyeliminować jednego przeciwnika zanim dopadną ją konsekwencje rzutu. (-2 minuty)
2, 3 – atak kompletnie Cię zaskakuje i pozbawia możliwości obrony, bo jedna z ksiąg odbija się od drzwi i uderza Cię w głowę. Zaraz potem obrywasz okładką kolejnego tomu w pierś i wpadasz boleśnie na ścianę, dzięki czemu jesteś praktycznie bezbronny/a, kiedy chochliki podrywają Cię w powietrze i pozwalają Ci upaść dwa metry dalej, przez co obijasz sobie boleśnie dowolną część ciała. (+1 minuta)
Osoba, która wylosowała podpowiedź: „Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj!” zerka w górę po przekroczeniu progu i ma szansę od razu wyeliminować jednego przeciwnika zanim dopadną ją konsekwencje rzutu. (0 minut)
4,5 – jedna z ksiąg uderza z impetem w ścianę tuż obok Twojej głowy, co paraliżuje Cię na kilka sekund i naraża na kolejne ataki. Następny tom uderza płasko w Twoją pierś i nieprzygotowany na ten cios zostajesz odepchnięty w tył, przez co obrywasz rantem kolejnego czytadła prosto w ramię. Kolejnego jakimś cudem udaje Ci się uniknąć, więc kiedy w następnej chwili dwa chochliki chwytają Cię za ubranie i włosy, próbując unieść, masz trochę czasu, aby odpowiednio zareagować. (0 minut)
Osoba, która wylosowała podpowiedź: „Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj!” zerka w górę po przekroczeniu progu i ma szansę od razu wyeliminować jednego przeciwnika zanim dopadną ją konsekwencje rzutu. (-1 minuta)
Dodatkowo:
JULIA & MARLA:
@Julia Brooks: dzięki użyciu zaklęcia Aviatores, które pozwoliło Ci usłyszeć za drzwiami jakiś hałas, szybciej orientujesz się w sytuacji i zyskujesz szansę na eliminację dodatkowego przeciwnika zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia.
Rzuć kością k6, aby sprawdzić czy ją wykorzystasz:
jak ci poszło:
parzyste - nie udaje Ci się. (0 minut) nieparzyste - udaje Ci się. (-1 minuta)
@Marla O'Donnell: dzięki temu, że zabraliście ze sobą dziennik masz szansę wyeliminować dodatkowego przeciwnika zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia, ponieważ w panice rzucasz nim w chochliki na oślep.
Rzuć kością k6, aby sprawdzić czy trafiasz:
jak ci poszło:
parzyste - nie udaje Ci się. (0 minut) nieparzyste - udaje Ci się. (-1 minuta)
To od Was zależy jak umieścicie Chochliki z powrotem w klatkach pod sufitem. Po tym, jak uporacie się z pierwszym zadaniem, droga do wyjścia jest na wyciągnięcie ręki… Ale czy na pewno? Na drzwi zostało bowiem rzucone zaklęcie Arcanum Adscribo i jedynie osoba, której udało się uzyskać podpowiedź: „Zanim dotkniesz, przemyśl!” może w ostatnim momencie wpaść na to, aby bezmyślnie nie dotykać drzwi, przez co konsekwencje dotykają jedynie jego/jej partnera. Pozostali próbują od razu otworzyć drzwi, więc rzucają kością k100, aby sprawdzić jakim zaklęciem oberwali.
jakie zaklęcie:
1-45 - Expeliarmus, które sprawia, że różdżka wypada Ci z ręki i toczy się gdzieś na bok. Zanim wyjdziecie, musicie znaleźć Twój magiczny patyk (+2 minuty) 46-85 - Expulso, które odpycha Cię gwałtownie w tył i sprawia, że obijasz sobie boleśnie tyłek, ale udaje Ci się nie zgubić różdżki. (+1 minuta) 86-100 - Subitopelo, które sprawia, że znacznie zyskujesz na owłosieniu (paniom na twarzach wyrastają gęste brody, a panom włosy na głowie sięgają pasa). Co prawda Twoja drużyna nie traci przez to czasu, ale zdecydowanie zwracasz na siebie uwagę. W celu odwrócenia czaru (jeśli nie będziesz w stanie poradzić sobie sam) najlepiej będzie zwrócić się z prośbą do jakiegoś obeznanego czarodzieja. (0 minut)
Następnie za pomocą Specialis Revelio możecie sprawdzić czy drzwi nie zostały zaklęte większą ilością czarów. Na szczęście był to jednorazowy pocisk i możecie już bezpiecznie wydostać się na korytarz.
Przypominam, że w etapie II przerzucać mogą jedynie Ci, którzy wybrali refleks.
Czas na zakończenie pierwszego etapu macie do 09.04 do godziny 24:00. Potem wrzucę podsumowanie, rozdam punkty i nagrody.
wzór do drugiego etapu:
Kod:
<zg>Spostrzegawczość/Refleks</zg>: wynik rzutu z pierwszego posta (nie musicie linkować) <zg>Przerzuty:</zg> 0/1/2 <zg>Przerzuty wykorzystane w etapie II</zg>: 0/1/2 <zg>Chochliki:</zg> podlinkowany wynik rzutu <zg>Drzwi:</zg> podlinkowany wynik rzutu
Ostatnio zmieniony przez Shaylee Harper dnia 07.04.22 21:56, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Młodsza Ślizgonka z jakiegoś, bliżej nieznanego Darrenowi powodu, musiała opuścić przygotowane przez profesor Harper "magiczne wyzwanie", jednak przez dość zieloną barwę twarzy Shaw przypuszczał, że mogło chodzić o przesadzenie z deserem na kolacji i dziewczynka pędziła teraz do skrzydła szpitalnego. Ostatecznie więc z kolejną częścią zadania Krukon radzić sobie musiał sam. Po otrzymaniu ostrzeżenia, by myśleć przed dotknięciem czegokolwiek, na każdą widzianą przed sobą klamkę, guzik, wajchę czy wichajster rzucał Specialis Revelio, we wszystkich jednak przypadkach jednak nie widząc nic specjalnego. Dopiero po wejściu do kolejnego pomieszczenia okazało się dokładnie, z czym miał zmierzyć się Krukon. W udo przywaliła mu wielka księga z siłą quidditchowego tłuczka, a chichot rozlegający się pod sufitem jasno dawał do zrozumienia, że do czynienia miał z chochlikami kornwalijskimi. Iście miotlarskim unikiem wskoczył z powrotem do korytarza, skąd wystrzelił w kierunku stadka zwierzątek Arresto Momentum, by następnie Locomotorem przesunąć je z powrotem do zawieszonych pod sufitem klatek. Po poradzeniu sobie z latającymi urwisami wyglądało na to, że droga przed Shawem była już wolna. Nie zapomniał jednak o ostrzeżeniu, dlatego przed złapaniem ostatniej klamki rzucił ponownie Specialis Revelio - które tym razem przyniosło rzeczywisty efekt, okazało się bowiem że w drzwiach zapieczętowane zostało za pomocą Arcanum Adscribo jakieś zaklęcie. Darren wolał nie sprawdzać, jaki urok mógł to być, dlatego też po prostu zdjął czar z drzwi rzucając Megszünteti i, spodziewając się że droga naprzód jest już bezpieczna, przeszedł przez drzwi, jak się okazało, z powrotem na pierwszy korytarz. - Dzień dobry ponownie - odezwał się do panny Harper, rozglądając się w prawo i lewo by sprawdzić, czy dotarł tu pierwszy, czy jakiejś parze udało mu się go wyprzedzić - lub może komuś też ubył towarzysz, tak jak jemu - Ma pani może tego więcej? - spytał, mając nieśmiałą nadzieję, że jakieś drzwi skrywają za sobą trzeci i czwarty etap magicznego wyzwania.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Zapewne, ale pomyśl jaka to dopiero byłaby sztuka, gdyby udało jej się pozostać tak długo nieuchwytną przy zastosowaniu znacznie bardziej widowiskowej metody niż jakieś tam trucie — rzucił jeszcze w stronę Marli ze wzruszeniem ramion, nie wierząc, że w ogóle wdaje się w podobnie absurdalną dyskusję, nim w pomieszczeniu zjawiła się Harper we własnej osobie i trzeba było przerwać te radosne – i zupełnie nie wyssane z palca – dywagacje na temat rzekomej kryminalnej przeszłości nowej asystentki belfra od zaklęć i uroków, a potem zająć się tym co zostało dla nich przygotowane. Jego współpraca z Penny niestety nie potrwała zbyt długo, gdyż Gryfonka została zmuszona do rezygnacji z udziału w wyzwaniu, bo poczuła się słabiej czy coś i odesłano ją do Skrzydła Szpitalnego, sprawiając tym samym, że dalszej części zadania musiał stawić czoła już sam. Pamiętny drugiej ujawnionej w dzienniku wskazówki, która mówiła o tym, żeby dobrze się rozejrzał nim przekroczy próg kolejnego z pomieszczeń, z różdżką w gotowości zajrzał ostrożnie do środka. Od razu wychwycił ruch w górze, co pozwoliło mu odpowiednio szybko dojrzeć przyczajone przy suficie chochliki kornwalijskie z książkowymi pociskami w dłoniach. Natychmiastowa reakcja pozwoliła mu spacyfikować tego, który dzierżył najbardziej opasłe tomisko i właśnie szykował się do ciśnięcia księgi w jego kierunku. Reszty bombardowania literaturą skutecznie uniknął przewrotem, by następnie unieszkodliwić resztę złośliwych stworzonek przy pomocy arresto momentum i z użyciem locomotor umieścić je z powrotem w klatkach, które na wszelki wypadek zamknął czarem colloportus, żeby te niebieskie cholery na pewno się znowu nie uwolniły. Zażegnawszy ten problem mógł w końcu zwrócić uwagę na przeciwległe drzwi, które były jedynym elementem poza pustymi regałami. W pamięci miał trzecią podpowiedź, więc nim chwycił za klamkę najpierw zastosował na drzwiach specialis revelio, które od razu ujawniło, że zapieczętowano w nich jakąś inkantację z użyciem arcanum adscribo. Oczyścił drzwi stosując megszünteti i po upewnieniu się, że nic więcej go już nie zaskoczy otworzył je, znalazłszy się z powrotem na korytarzu, na którym zaczynali, kończąc najwyraźniej całe wyzwanie. Powiódł wzrokiem wokół, by się zorientować, jak mu poszło na tle pozostałych.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Refleks: 61 Przerzuty: 1 Przerzuty wykorzystane w etapie II: 1 Chochliki:3 => 5 („Zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj!”) Drzwi:99
Na wskroś pozytywne nastawienie @Marla O'Donnell zdawało się motywujące, przynajmniej powiedziała coś o piwie. Nawet w kontekście jego picia! A to już są rzeczy, którym oprzeć się trudno. Wątpliwym, iż samo wspomnienie alkoholu też odczaruje pewien urok współpracy, ale z pewnością roztoczył ciepłą aurę gotowości do magicznego wyzwania. Wacław głównie dziękował Gryfonca za światłe rady i przestrogi ostrożności. Może portrety okazały się pewnym rozczarowanie, ale jak już mogło być wspomniane, tonący brzytwy się trzyma. Marli zdarzyło się oberwać od dziennika w rękę, a Puchon spoglądając na nią w bladym światłem powiedział jedynie: ojoj. Zaś jeśli po kółku przypadnie im spędzić wspólnie jakiś moment to zaproponuje poczynić jakiś eliksir na podobne przypadłości. To jednak później, bo student obecnie nie miał ani kotła, ani głowy do przepisów. - Dzięki - uśmiechną się wdzięcznie, czego w półmroku zapewne widać nie było. - U mnie jest to hit samochodowego karaoke - szczególnie tylnych siedzeń, które najczęściej w picu ograniczały się tam jedynie z przyzwoitości do nieśmiecenia w cudzym aucie. Zaś jeszcze przed wspomnieniem słów kilku o Nykiel trudno było się powstrzymać. - Oby się przydało, bo ja wątpię, żebym to spamiętał - to była kilka słów i okey, dało się to zapamiętać. Inną rzeczą było wykorzystanie tych informacji we własnej główce na użytek zespołu. - Ale dobra, jak to się mówi: jebać, jebać i się nie bać. - Tak chciał zachęcić Marlę do powzięcia tego dziennika i wejścia w tajemne przejście. Albo raczej chciał się oszukać, iż w środku nie będzie nic, czego należałoby się obawiać. Ano i należy oddać temu przeczuciu słuszność, bo sama droga przez korytarz nie była taka straszna. - Masz pióro? Bo w sumie, wiesz, skoro ta książka cie ujebała to może jest interaktywna. My zadamy jej pytanie jak stąd wyjść, a ona nam odpiszę piękną antykwą. - Oczywiście Wacuś nie był książkowym świrem i nie zawierzał podręcznikom pełnej wiedzy o życiu. Jednak nie lubił jak go coś boli, więc jeśli istniała opcja bezpieczna to z niej właśnie chłop chciał skorzystać. Jeśli mieli czas to przedyskutować to zapewne przedyskutowali, zaś jeśli nie to Puchon otworzył przed swoją dzisiejszą partnerką na trasie bólu drzwi, chcąc ją wpuścić do środka. Niemniej nagle coś jej pisnął, aby tego nie robiła przed nim i dość niezgrabnie się przed Gryfonkę wepchnął, aby się rozejrzeć po pomieszczeniu. - O, chochliki - powiedział jakby miało to być coś oczywistego po czym pewniej wszedł do środka jakoby stworzenia miały być stałym elementem w ozdobie ów lochu. - Avis - zarzucił momentalnie zaklęciem, aby wepchnąć złośnika od razu do klatki. Później dopiero zrozumiał, że własnie znalazł się w komnacie pełnej chochlików. Te poderwały się do typowego dla siebie zachowania, a dzieła literatury powszechnej poderwały się w powietrze. Jedno trafiło Wacława w głowię i, o Słodki Swarogu!, niech twarde oprawy ksiąg będę przeklęte na długie wieki. Kolejno lawina tomiszczy zaczęła obijać Puchona niemiłosiernie. Czy student miał się jak bronić? Zapewne! Ale tego nie robił, gdyż pomysłu było mu brak. Oszołomiony poczuł jak plecy obiły się o kawałek kamiennej ściany a napastliwe ataki straciły na mocy. - Gravium - zaczarował swoje buty, żeby chochliki nie mogły go unieść do góry. Plusy? Plan został zrealizowany. Minusy? Chłop nie mógł się ruszyć i sam się przygwoździł do miejsca na podłodze. Wacław z miejsca próbował zagonić stworzenia do klatek za pomocą wcześniej już czarowanych ptaków. W końcu chochlików samych w sobie krzywdzić nie chciał, a i też średnio miał lepszy pomysł jak bezkolizyjnie ogarnąć im dupska. - Finite - żachnął się na własne obuwie, a nawet cieszył się, że w swej głupocie zrobił to teraz. Jakby mógł się ruszać to biegałby spanikowany po pomieszczeniu. - Nienawidzę zdzir - skomentował jeszcze sytuacje, ażeby osobniki w klatkach wiedziały, co uczyniły. - Mam poczucie obowiązku tutaj posprzątać - dodał smutno, widząc cały harmider. Rzucił tak też do Marli, bo gdyby ta zdecydowała się mu pomóc to zapewne uporaliby się z tym szybko. Jeśli jednak nie to Wacław postanowił porzucić z żalem w serduszku. Chłop chwycił za klamkę kolejnych drzwi, czując coś dziwnego. Spojrzał się na za siebie, a pas długich włosów sięgał mu, no, do pasa. Przeczesał palcami taflę ciemnych włosów i znów spojrzał desperacko na Gryfonkę. - To pewnie nie ma łatwego przeciwzaklęcia? - Westchnął ciężko na koniec.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Ostatecznie w końcu ujawnili przejście za obrazem za pomocą zaklęcia i natrafili na bardzo nieprzyjemną niespodziankę w kierunku chochlików kornwalijskich. Rok temu zrobiły w szkole nie mały sajgon i wolał nie dać się im rozkręcić. Psychikę miał silną, więc kiedy jeden z nich rzucił mu księgą obok głowy, Drake już zabierał się za czarowanie. Nawet kiedy oberwał w klatę opasłą księgą... No cofnął się parę kroków, chociaż i tak uderzyło lżej niż tłuczek jaki serwuje Brooks. Po kolejnym już uderzeniu i tym kiedy dwa gnojki próbowały go unieść szarpiąc za włosy i ciuchy, zaczął już się irytować. No i może trochę współczuć bo uniesienie Drake'a do łatwych raczej nie należało. W końcu nie był drugoklasistą i swoje ważył. Obydwa potraktował niewerbalnym Immobilusem, po czym strącił obydwa na podłogę, spojrzał w górę i postanowił zająć się całą resztą.- Stań za mną. - Rzucił do @Emrys A. R. Landevale jeśli ten też był już uwolniony od wrednych niebieskich skurkowańców. Wycelował w całą chmarę i rzucić dosyć nieuczciwe zaklęcie w tej sytuacji. -Turbonis. - Zgarnięcie całej chmary w strumień tornada i zrobienie z nich colesława to chyba najlepsze co mógł zrobić. Niestety byłaby to niepotrzebna przemoc, więc rzucił je trochę słabsze żeby tylko je zgarnęło i wrzuciło do klatki za nimi. Nie zabije ich, nawet jeśli nie znosił tych niebieskich much. Następnie niewerbalnym Coloportusem zamknął klatkę.-Wszystko w porządku? - Dopytał się młodego krukona i ruszył w kierunku drzwi. Niestety nie przemyślał tego i wywaliło go wstecz. Mocno.-Ał... Dobra, były zaklęte. - Jeśli Emrys też oberwał, to zerknął w jakim jest w stanie. Jeśli zaś ekspeliarmusem, to przywołał jego różdżkę zaklęciem i mu oddał. A jeśli to owłosienie... Tym też się mógł zająć. - Specialis Revelio - I kiedy wszystko było w porządku, wyszedł razem z krukonem.
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 13
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Ucieszył się, że faktycznie intuicja w kwestii obrazów go nie zawiodła, nawet jeśli niespodzianka znajdująca się za nimi już nie była taka przyjemna. Z gardła wyrwał mu się kolejny już okrzyk zaskoczenia, gdy najpierw usłyszał furkot książek, dopiero później rozpoznał, że sprawcami całego zamieszania są chochliki; nigdy nie miał z nimi odczynienia z tak bliska. Jeżeli jakieś zalęgły się kiedyś w ich rodzinnym domu, to tata zawsze szybko załatwiał sprawę - Emrys nie wiedział, w jaki sposób. Naprawdę w ostatniej chwili zdołał otrzeźwieć i odskoczyć w tył, myśląc w pierwszej kolejności o sobie, a nie starszym koledze. Niestety i tak jednak z grubych książek uderzyła go w ramię tak boleśnie, że prawie wypuścił różdżkę z dłoni. Posłusznie schronił się więc za Gryfonem i dopiero słysząc rzucane przez niego zaklęcia spowalniające, przypomniał sobie, jak można poradzić sobie z tymi stworzeniami. I bardzo chciał pomóc - może z jednego chochlika zaczarował, ale generalnie zaklęcie było zbyt nowe, by mu wychodziło. Nie miał wiele współczucia do tych złośliwych istot i było pod wrażeniem, jak Drake sobie z nimi poradził. - Wow, to było bardzo mądre - skomplementował chłopaka i zaraz energicznie pokiwał głową. - Tak, ze mną tak. Dziękuję. - Tak się skupił na samopoczuciu i rozglądaniu, czy na pewno żaden chochlik zaraz nie wyskoczy z kąta, że nie zauważył, jak bezmyślnie Drake chwycił za klamkę. Zresztą, sam dość późno pomyślał, że wskazówka może przydać się w tym momencie. Wobec ataku złośników łatwo było o tym zapomnieć. - Nie dot- o nie! - zmartwił się, automatycznie biorąc krok wstecz. Czuł się trochę winny, że nie zdążył uprzedzić chłopaka, który przecież tak dużo zrobił, aby przeprowadzić ich bezpiecznie, a potem jeszcze obrywał. - Przepraszam, że nie miałeś lepszej pary - dodał więc na usprawiedliwienie, zanim mogli wyjść przez sprawdzone tym razem przezornie drzwi.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Refleks: 59 Przerzuty: 1 Przerzuty wykorzystane w etapie II: 1 Chochliki:2 (ale "zanim wejdziesz, dobrze się rozejrzyj" z poprzedniego, wiec 0 minut ostatecznie) + kostka dodatkowa: nieparzysta (-1 minuta) Drzwi:45 -> 11
Spojrzała na Wacka zaciekawiona, bo samochodowe karaoke brzmiało jak coś absolutnie wspaniałego, czego nie dane jej było doświadczyć pomimo wychowywania się w mugolskiej rzeczywistości. Zaraz potem zajęła się książką, która nie dość, że nie zdradziła im nic ciekawego to jeszcze chwilę wcześniej przytrzasnęła jej w dość okrutny sposób palce. – Brzmi jak wspaniałe motto życiowe – stwierdziła zachwycona i zanotowała sobie jego słowa w pamięci, gotowa używać ich w każdej chwili, w których nie zadziałałaby jej naturalna gryfońska odwaga. Zgarnęła więc notesik i dziarsko ruszyła do przodu, kiedy Puchon wyskoczył z kolejnym wybitnym pomysłem. – Nie mam, ale wystarczy, że dasz mi na przykład guzik albo papierek po cukierku i mogę to transmutować w pióro – zaproponowała ucieszona, bo ich współpraca okazała się naprawdę owocna. Ciężko było stwierdzić czy dziennik cokolwiek im pomógł czy to wrodzona bystrość, ale ostatecznie udało im się przekroczyć próg drzwi – a raczej zrobił to Wodzirej, który niczym dżentelmen wszedł jako pierwszy, żeby ją osłaniać. – Chochli… - chciała za nim powtórzyć, ale urwała swą wypowiedź, kiedy dotarło do niej z czym się właśnie będą mierzyć, a następnie w panice wyrzuciła książkę przed siebie jakby to miało w czymś pomóc. I O DZIWO POMOGŁO. Chociaż brzydziła się przemocą i przenigdy nie używała jej w stosunku do niewinnych istot, tak teraz zaskoczona atakiem znienacka, zareagowała niemalże automatycznie. Kolejnego ancymona spacyfikowała zgrabnym immobilusem, już pilnując, aby nikt na tym nie ucierpiał – ani oni ani chochliki. Na nic jednak były jej początkowe marne próby, bo złośliwe bestie nie ustawały w swych wysiłkach i co rusz ciskały w nich kolejnymi tomiszczami. Miała na to jeden sprawdzony sposób – osłaniała twarz rękami, odganiając się od stworów i nie dopuszczając do tego, żeby ją podniosły z ziemi. Musiała zacząć działać, dlatego intensywnie myślała co powinna zrobić, aby uchronić się przed tą katastrofą. Wodzirej nieświadomie podsunął jej świetną myśl związaną z ptakami, na którą podskoczyłaby w miejscu, gdyby nie czające się dookoła jasnoniebieskie łyse gałgany. – Glacius opis – wymówiła zaklęcie i posłała lodowe ptaszki w kierunku chochlików, zamrażając te, których jeszcze do tej pory nie ogarnął jej partner, a potem kolejnym machnięciem różdżki przenosiła prosto do klatki. Po tych kilku minutach walki o życie, uporali się ze wszystkim i aż parsknęła na idealne podsumowanie Wacka. – Są tragiczne – potwierdziła, poprawiając rozczochrane włosy. – Przez to wszystko wyjebałam nasz dziennik – przyznała niechętnie, rozglądając się po sali, która wyglądała jak pobojowisko. – No w sumie racja, nigdzie nam się nie spieszy, pewnie i tak wszyscy czekają na nas jakieś sto lat to możemy tu posprzątać – zadecydowała, optymistycznie też kwitując ich dotychczasowe poczynania (i to nie tak, że w nich nie wierzyła, ale była święcie przekonana, że to ona ich w tej akcji spowalniała). Zabrała się za ogarnięcie pomieszczenia, tym razem pamiętając o tym, że jest czarownicą i może to zrobić za pomocą magii. Sprawnymi zaklęciami zatarła z Puchonem wszelkie ślady jakiejkolwiek bitki i kiedy wszystko wyglądało jak gdyby nigdy nic (nie zapomniała też, aby odczarować zamrożone chochliki, bojąc się, żeby nie nabawiły się niepotrzebnych odmrożeń), ruszyli do kolejnych drzwi. Niemalże równocześnie z Wacławem chwyciła za klamkę i oboje zapłacili za swój brak pomyślunku – chłopak skończył z pięknymi długimi włosami, a ona z różdżką wyjebaną chuj wie gdzie. Zerknęła na niego śmiejąc się pod nosem. – Wyglądasz teraz bardzo stylowo, pasują ci do wąsa! – oceniła jego nowy wizerunek. – Jak chcesz to mogę ci zrobić jakieś finezyjne koczki albo warkocze, ale najpierw pomóż mi znaleźć różdżkę, bo bez niej to jak bez ręki, a chociaż to znak rozpoznawczy Gryfonów – pozwoliła sobie na bardzo elokwentny żarcik odnośnie nieprzyjemnych doświadczeń innych wychowanków Gryffindoru, którzy stracili swoje łapy – to jednak wolałabym ją odzyskać. Po morderczych poszukiwaniach magicznego patyka, którego w końcu znaleźli za regałem na książki, udało im się wydostać z paskudnej sali, a co najważniejsze – uwolnić od przerażających odgłosów wrzeszczących chochlików.
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Spostrzegawczość/Refleks: jakiś żałosny Przerzuty: 0 Przerzuty wykorzystane w etapie II: - Chochliki:oba linki tutaj 4 Drzwi: tu 53 a niepotrzebnie rzucałem
Szczerze mówiąc, założyłem że zostanę zeszkalowany przez nauczycielkę do której jako jedyny podchodzę by powiedzieć jakieś niepoważne rzeczy. A okazuje się, że wcale nie zareagowała w sposób jaki zakładałem. Nie mogę powstrzymać lekkiego zdziwienia, ale też chichoczę pod nosem. - Świetnie, powinniśmy poważnie przedyskutować kwestię tej listy gdzieś najlepiej poza szkołą - stwierdzam i mrugam, zanim nie wejdę za Brooks do tej całej sali. W środku Julka popisuje się jakimiś niesamowitymi rzeczami na które otwieram szeroko oczy. - Co to było? Myślałem, że jesteś miotlarą nie zaklęciarzem - zauważam ze zdumieniem, ale zanim nie zapytam co tam zobaczyła, jestem zbyt przejęty jej popisami, więc zapominam ją zapytać co tam miała w książce. - Ej, uważaj na te drzwi - mówię jeszcze w nadziei, że Brooks mnie uprzejmie posłucha. Cokolwiek nie zrobiła, w kolejnej sali rozglądam się również dość czujnie i wtedy widzę chochliki nad naszymi głowami. Jedna z książek już leci w moją stronę, ale całe szczęście odbija się tuż obok mnie. Dzięki temu, że wcześniej się zorientowałem co tu się może dziać, książkę lecącą w moją stronę, odbijam prędko zaklęciem na bok. Okropne chochliki jednak czają się nadal na mnie i chyba chcą mnie porwać gdzieś do swojego wariatkowa. Dość bezmyślnie rzucam to jakieś expulso, to incendio, to pierwsze po prostu odsyła kilka w siną dal, ale drugie robi odrobinę bałagan, bo palące się stworzenia to z pewnością nie jest coś co powinno się wydarzyć podczas zajęć. Mimo to postanawiam zwalić ewentualne spalone chochliki na Brooks i uciekam szpagatami z sali.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
refleks:54 Przerzuty: 0/1 Przerzuty wykorzystane w etapie II: 1/1 Chochliki:4 kostka dodatkowa za I etap: do dupy, więc nie linkuję :D Drzwi:74
Pierwszy etap zawodów zaserwowanych im przez nową asystentkę Voralberga poszedł im w miarę sprawnie, ale dalsza część mogła zwiastować niespodzianki, a co za tym idzie, kłopoty. Jej czary-mary przy drzwiach powiedziało jej tylko tyle, że za kawałkiem drewna coś się czai.
- Przede wszystkim, jestem Krukonką – uśmiechnęła się wesoło do Ślizgona, zmierzając w kierunku drzwi.
Zachowała pełną czujność, wchodząc do środka. I była to prawidłowa decyzja. Z miejsca unieruchomiła pierwszego chochlika za pomocą drętwoty. Oczywiście taki brak poszanowania fioletowej braci spotkał się z odzewem. Najpierw obok niej śmignęła książka. Kolejna już trafiła w cel, zapierając Julce dech w drobnych piersiach. Kiedy jednak chochliki pochwyciły ją, nie zamierzała bawić w półśrodki. Oba chochliki dostały z liścia po drobnych łebkach i wylądowały na ścianie. Niestety porady chłopaka nie usłyszała, przez co, dotykając klamki, odepchnęło ją zaklęcie expulso. Wylądowała więc ciężko na zadku, zanim to ponowiła próbę, tym razem sprawdzając, czy na drzwi nie są nałożone inne zaklęcia. Chwilę później była już na zewnątrz.
Shaylee Harper
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Z tłumu nie wyróżnia jej nic konkretnego, może poza specyficznym typem urody. | Ma małą bliznę na twarzy, która przecina prawą krawędź górnej wargi.
Uśmiechnęła się, gdy otworzyły się pierwsze drzwi i odepchnęła się od ściany, aby móc stanąć ze zwycięzcą twarzą w twarz. Zlustrowała ucznia uważnie, zamierzając należycie go zapamiętać, a następnie zerknęła na listę i odnalazła odpowiednie nazwisko. — Moje gratulacje, panie Fitzgerald — pochwaliła Ślizgona, kiwając głową. I mówiła całkiem szczerze, @William S. Fitzgerald nie tylko zjawił się na korytarzu jako pierwszy, ale ukończył zadania bez partnerki. Nie oznaczało to bynajmniej, że resztę uczestników uważała za gorszych, ale - jak już wspominała na początku - jest tylko jedno miejsce na podium. Zaczekała aż wszyscy ukończą wyścig, po czym klasnęła w dłonie, by zwrócić na siebie ich uwagę. — Dziękuję wszystkim za uczestnictwo w dzisiejszych zajęciach. Mam nadzieję, że przyszłe także będziecie w stanie opuścić o własnych siłach, a tymczasem żegnam i życzę wam miłego dnia — oznajmiła i pozwoliła wszystkim opuścić salę, zaraz potem zabierając się za sprzątanie.
podsumowanie
Ostateczne wyniki czasowe prezentują się następująco:
Był w stanie z łatwością zrozumieć powagę sytuacji, kiedy nauczycielka obrony przed czarną magią zleciła członkom koła rozeznanie się w temacie magicznej klimatyzacji w pomieszczeniach, które ucierpiały najbardziej z powodu ataku smoków. Oficjalnie zawsze powtarzał, jaki to nie jest okropnie wygodnicki i jak bardzo nie preferuje komfortu ponad wszystko inne, w rzeczywistości jednak, po pierwsze, ze względu na to, że się zawsze ubierał od brody po kostki, to mu było głównie gorąco, a po drugie, w wysokich temperaturach znacznie częściej dostawał migren i krwotoków, niż kiedy temperatura była przyjemnie niska. Ruszył na zwiad w poszukiwaniu przegrzanych pomieszczeń, co zasadniczo nie było trudne, bo wystarczyło patrzeć, gdzie obecnie uczniów jest najmniej, a jak już są, to gdzie pocą się jak zwierzęta. Kiedy zabrał się do roboty, już mu się robiło słabo, a przecież w tym upale siedział tylko chwilkę, więc obrzucił trzecioklasistów oburzonym spojrzeniem, pełnym niezrozumienia dlaczego preferują kiśnięcie w tym piekarniku, zakasał rękawy (choć tylko w przenośni) i wycelował różdżką w kąty pomieszczeń, te pod sufitem, gdzie oceniał fachowym okiem “nie znam się ale zrobię”, że powinno się takie zaklęcia chłodzące umiejscawiać. Kombinował chwilę nad tym, czy może jakiegoś ograniczonego glaciusa nie powciskać między cegły, czy zwykłe reparo mogło naprawić magiczne ochładzanie pomieszczeń, tak więc pierwsza sala, którą wziął na warsztat trwała zdecydowanie najdłużej, bo chciał sprawdzić, jakie podejście okaże się najbardziej praktyczne. Co gorsza, z każdym zaklęciem musiał chwilę czekać i pocić się w gorącu, by ocenić, czy chłodek już się odpala, czy dalej nie. Niewątpliwym plusem było to, że z każdą kolejną porażką zbliżał się sukces i kiedy już zrozumiał jakie zaklęcia i w jaki sposób wpływają na poprawę funkcjonowania magicznej klimatyzacji, z każdym kolejnym pomieszczeniem, w którym przeprowadzał inspekcję szło znacznie lepiej. Z zadowoleniem, późnym popołudniem, policzył, że udalo mu się poprawić funkcjonowanie i wygodę przebywania w trzech klasach, jednym korytarzu, a nawet schowku na miotły. Był przekonany, że bez problemu może zająć się i większymi pomieszczeniami, więc z entuzjazmem, widząc innych członków koła magicznych wyzwań, zaproponował im, by wspólnymi siłami spróbowali zająć się korytarzami czy też holem od strony terenów pomiędzy zamkiem a boiskiem do quidditcha. Wiadomo bowiem, wspólna praca pozwala znacznie sprawniej poradzić sobie z takimi trudnościami. Ochoczo podzielił się swoimi doświadczeniami z łączeniem zaklęcia glaciusa z reparo, wdając w krótką, acz pasjonująca dyskusję odnośnie magii użytkowej i kombinatoryki zaklęć, przyznając rozmówcy z Ravenclawu rację w sprawie ryzyka podejmowania się takich równań, ale podkreślając też to, że żaden wynalazek nie powstał bez ryzyka. Swój wkład w wykonywanie zalecenia pani profesor zakończył w jednej z pustych sal, w której wpierw przewietrzył, bo waliło w niej bytem astralnym i stęchlizną, a później, z łatwością nareperował magiczną klime.
zt
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Niewiele rzeczy godzi w marcellinowe serce, a jednak takie barbarzyństwo, jak niszczenie książek jest potężnym ciosem, wywołującym ból. Krukonka wie, że jest wiele osób żyjących w swoim własnym świecie, nie każdego musi interesować czytanie, ale posunąć się do takiej zbrodni? Porwać cenne woluminy z biblioteki. To powinno być karalne, w mugolskim świecie na pewno grozi za to więzienie, a tutaj? Bibliotekarka prosi o pomoc, aby zająć się w spokoju swoimi sprawami — to trochę takie z jej strony obojętne, albo za bardzo wierzy w Hudson, która odkąd przekroczyła próg Hogwartu, stała się niemalże mieszkanką wśród tych cudownych magicznych zbiorów. Na pewno kobieta darzy ją wielkim zaufaniem, widząc jakim szacunkiem Marcella obdarza książki. Ma pomocniczke z Ravenclawu Veronike, nie została ona przydzielona do tego zadania, ale nie odmawia się pomocy najlepszej kumpeli. Tak więc razem ruszają na poszukiwanie stron. - Zajrzyjmy może tu? - Kieruje swoje słowa do Seaver, wskazując pustą klasę, kiedy tak przemierzali piętro po piętrze, zbierając powyrywane strony. Nie czekając na jej odpowiedź, zaciska dłoń na klamce i wchodzi do pomieszczenia.
Ostatnio zmieniony przez Marcella Hudson dnia 14.10.23 16:35, w całości zmieniany 1 raz
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
/ w innym czasie, potrzebuję gdzieś wstawić samonaukę, publikują i uciekam
Ostatnio dużo siedziała nad układem krążenia w swojej nauce i wszystkim, co było z nim związane. Po wydarzeniach z rezydencji przygotowywała się mocno do nauki bardzo konkretnego zaklęcia transfuzji, którego udało jej się użyć tylko jeden raz, w fatalnych do tego warunkach, prowadzona półprzytomnym wtedy Maxem. Nie chciała znaleźć się po raz drugi w takiej sytuacji, więc się uczyła. Przygotowywała. Budowała podstawy pod naukę znacznie trudniejszych, bardziej wymagających zaklęć, by nie zawieść najbliższych w najtrudniejszym momencie. Przez ostatni tydzień dużo uczyła się o anatomii układu krążenia i jego mechanice, poznawała dokładnie budowę serca, jego działanie, drobne szczegóły, nim w ogóle pozwoliła sobie wziąć różdżkę do ręki i czarować. Dopiero teraz, ze sprawnie spreparowanymi notatkami, ruchomymi zdjęciami zarówno etapów pracy serca jak i ilustracjami tego organu i żył, a także bardzo dokładnym przewodnikiem po zaklęciu była gotowa poćwiczyć zaklęcie an duca taus. Już od kilkunastu minut powtarzała sobie wszystko, co tylko było o nim w podręczniku. Co prawda miała go użyć tylko na manekinie ćwiczeniowym, ale i tak czuła, że było to zaklęcie trudne i chciała wykonać je jak najlepiej, nawet jeśli tylko na próbę. Zaklęcie przywracające bicie serca – machnięciem różdżki przewróciła strony w swoim notesie na te o pracy serca. Samo wypowiedzenie słów i wykonanie ruchu ręką to jedno, ale gdy chodziło o tak ważny organ jakim było serce, trzeba je było sobie dobrze zwizualizować, dokładnie czuć i wiedzieć, co chciało się zrobić. Rzuciła po raz pierwszy zaklęcie, powoli, dokładnie powtarzając ruchy z książki i… Nie stało się za dużo. Manekin wcale nie wyglądał, jakby mu pomogła, o co chodziło? Czyżby jej ruch różdżki był zbyt wolny? Może niewyraźnie wypowiedziała słowa? Przypomniała sobie słowa Maxa – byle nie jak mokrą szmatą. Jej ruchy w uzdrawianiu miały być płynne i ostre, jak jazda na łyżwach, pewne i pozbawione adrenaliny chwili, jak dobrze wyuczony program. Niezachwiane podstawy i piękny artyzm. Jej umysł miał być zupełnie czysty, skupiony, gotowy obrazować ciało pacjenta. No właśnie! Obrazować! Zdecydowanie na coś takiego w faktycznym wypadku nie miałaby czasu, ale teraz? Dopiero się ucząc? Moony, jesteś genialna, pomyślała do siebie, z uśmiechem przygotowując się do rzucenia innego, już dobrze znanego jej zaklęcia. Flumine Sanguinis już dobrze znała, rzuciła je więc na manekina, żeby lepiej zobaczyć jego symulowany układ krwionośny. Magia z jej różdżki ukazała cały system i także zatrzymaną akcję serca, któremu teraz mogła uważniej się przyjrzeć. Jak na kartce widziała i organ i żyły, a dzięki temu dużo łatwiej było jej zrozumieć co i jak miała zrobić. Wystawiła przed siebie dłoń, rękę rozluźniła w łopatkach, jak pokazywał jej Max – magia uzdrawiająca była silna sama w sobie, musiała pozwolić energii płynąć i działać. Nie przeszkadzać jej, używać jej dla dobra. Zupełnie jak eliksir, jak prosili ją trytoni. No tak, także z tego powodu chciała być lepsza. Uśmiechnęła się promiennie do samej siebie. Nagle była jakaś pewniejsza, może to te pozytywne skojarzenia? Luźnym nadgarstkiem, ostro, pewnie i bez przeciągania po raz kolejny rzuciła an duca taus i tym razem zadziałało. … - O MERLINIE TO DZIAŁA! – krzyknęła z równym szokiem co zachwytem, gdy obrazowanie wcześniejszym zaklęciem pokazało, że symulacja organu ruszyła do pracy. – Przepraszam cię Panie Manekinie, ale musimy to zrobić tak przynajmniej jeszcze z dwadzieścia razy – zażartowała, resetując manekina do poprzedniego stanu, powtarzając wszystko to, co zrobiła wcześniej i pomiędzy sesjami rzucania zaklęć zapisywała też własne spostrzeżenia i uwagi, a także wątpliwości na później. To był dopiero początek szlifowania jej umiejętności.
Vera nie potrafiła odmawiać Marcelli. Tak już miała – po prostu gdy była w towarzystwie psipasi z głowy ulatywały jej wszystkie argumenty „na nie”. Tym bardziej, jeśli chodziło o naprawianie ksiąg ze szkolnej biblioteki – to co ktoś z nimi zrobił było prawdziwym bestialstwem i Seaverówna bardzo chętnie przystała na propozycję Hudson, gdy ta zapytała o pomoc. Chodziła z nią już jakiś czas po zamku, dzierżąc w ręku ogromną teczkę. Całe szczęście, że miały w niej już kilka dobrych stron. Ale i tak Veronka żywiła nadzieję, że innym grupom poszukiwawczym poszło lepiej niż im. Teka była póki co zbyt chuda, aby uzbierało się z niej przynajmniej pół książki. Nie było jednak innego wyjścia niż po prostu szukać dać. Toteż kiwnęła głową na tak w odpowiedzi na jej pytanie, wciskając się tuż po niej do pustej klasy. Gdy weszły do klasy, kaszlnęła. Kurde, ale tu było dużo kurzu. Ale za to od razu porwała z ławki jedną z zagubionych stron. - Chyba… bingo? – uśmiechnęła się to Marcelli, pokazując jej, że ja pójdę tu, a ty idź tam. Chowała porozrzucane strony do teczki, zagadując niewinnie. - Gdybym tylko dowiedziała się co to za żartownisie osobiście potraktowałabym ich petrificusem i zostawiła w tej klasie dopóki nie dostali by uczulenia na kurz. Co za bestialstwo! Myślisz, że to pierwoszoroczni?
______________________
I told you that we could fly 'Cause we all have wings But some of us don't know why
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Jest pewna, że Veronika jej nie odmówi. W tak ważnej sprawie krukona z krwi i kości nie może odmówić. Tu chodzi o książki! Dziedzictwo, które płynie w ich krwi, a które zostało zbrukane przez jakiegoś zwyrodnialca, który postanowił porwać stronice tomów, podręczników i porozrzucać po całym Hogwarcie. Wcielenie zła gdzieś weszło w te szkolne mury. W innym wypadku pewnie przydałby się egzorcysta, ale teraz wystarczyła Marcella i Veronica według bibliotekarki, a także może jeszcze dwie wyznaczone do tego pary uczniów, mające odszukać kartki. Przekraczają próg pustej klasy, a tam atakuje ich tona kurzu. Coś swędzi w nosie Hudson, aż kicha ze dwa razy. - Zabójcze miejsce. - Uśmiecha się do Seaver, kiedy ta znajduję stronę, rozdzielają się niczym grupa SAS elitarna jednostka specjalna Wielkiej Brytanii. Krukonka zagląda w kąt z rupieciami, schylając się po stronę obok zepsutej lampy. Pełno tu gratów i starych stołów. - Nie wiem. Jeśli tak to nie mogliby być to krukoni. - Całym sercem zgadza się z Verką i jej petrificusem. Marcella nie jest domową rasistką, ale Ravenclaw zdecydowanie nie mógł być przyczyną tego barbarzyństwa. - Ej tu są jakieś strony za szafką z gratami. - Siłuje się z szafką, prawie zrzucając na swoją głowę zardzewiałą patelnię. - Pomożesz mi? Rzućmy zaklęcie! - Wyjmuje różdżkę, robiąc kilka kroków w tył, ustawiając się do mebla, aby żaden przedmiot nie spadł jej na głowę.
- Na zdrowie! I jeszcze raz, na zdrowie – Vera uśmiechnęła się do Marcelli, macając się po kieszeniach. W razie gdyby przyjaciółka miała problemy, mogła jej zaoferować chusteczkę. Jak zwykle, Seaver była przygotowana. - Uwierz mi, to na pewno nie byli Krukoni. Tiara Przydziału się nie myli, a przecież każdy wie, że do kruczej krainy nie mają wstępu ci, którzy się szanują słowa pisanego - zażartowała, podnosząc z ziemi kolejną kartkę. Choć na co dzień miała wiele obiekcji co do powielania schematów i powtarzania stereotypów, tej jednej rzeczy była pewna. Nie spotkała jeszcze członka domu Roweny Ravenclaw, który to nie szanowałby bibliotecznych zbiorów. A jeśli przyczyną całego tego zamieszania rzeczywiście był ktoś, kto dzielił z nimi pokój wspólny… No cóż, z tym petrificusem nie żartowała w przypadku nawet i takiego scenariusza. - Marcella, uważaj! – krzyknęła Vera, podbiegając do przyjaciółki. Na wszelki wypadek zdjęła feralną patelnię z szafki i odłożyła ją na ziemię. - Pomogę ci, tylko nie nabij sobie guza. Ja rozumiem poczucie misji, ale dobry ratownik to żywy ratownik – pozwoliła sobie na żart, chcąc rozładować napięcie, które tak nagle poczuła w swoim ciele. Wyjęła różdżkę, chrząknęła i czekając aż przyjaciółka również się przygotuje, zaintonowała z należytą starannością. - Wingardium Leviosa – wskazując palmową różdżką na szafkę, rzecz jasna. Powoli, ostrożnie i bacząc na wszystko, co może z niej spaść, przesunęła mebel siłą magii. A za nią? Eureka! - Marcelinka, ty to jesteś genialna. Toż to jakieś stronnicowe eldorado!
______________________
I told you that we could fly 'Cause we all have wings But some of us don't know why
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
To prawda klasa wymaga generalnego sprzątania i wcale nie jest taka pusta, jakby się z początku mogło wydawać. Swędzenie w nosie na chwile ustaje — to dobrze. Nikt tu nie chce spowodować trzęsienia ziemi! Marcella nie potrzebuje chusteczki, bardziej do rąk, ale nie czas teraz na przejmowanie się brudem. Sięga dłonią do nosa, pocierając go lekko, jakby miało to w czymś pomóc. Na szczęście nie cieknie jej z nosa, nadal tylko swędzi. - A dziękuje bardzo. - Grzecznie odpowiada, kiedy tak przyjaciółka życzy jej zdrowia. Zdecydowanie się przyda! Czyli detektywistyczne śledztwo czas zacząć, skoro obie wykluczyły krukonów, zostają tylko gryffonii, ślizgonii i puchonii. W Huffelpuffie Marcella ma wtykę, być może Terry zdradzi coś jej na ucho. - Święta prawda. - Potakuje Seaver, do kruczej krainy nie mieli wstępu, ci co nie szanowali słowa pisanego, to z pewnością jest nawet gdzieś zapisane w jakieś ravenclawowskiej biblii, którą pod łóżkiem trzyma sam Voralberg. Gdyby Veronica nie czuwała nad bezpieczeństwem Hudson, Merlin wie, co by tu mogło się stać. Dlatego starej patelni mówimy nie. - Dobrze, że zgodziłaś mi się pomóc. - Kiwa tylko głową Marcellka, nawet nie myśląc o tym, że jakby dostała tym starym gratem w rudawą główkę to pewnie znaleźliby jej truchło w tej pustej klasie dopiero w kolejnym roku szkolnym. - Dobra na trzy, raz, dwa i trzy! - Unosi głos, razem z przyjaciółką powtarzając inkantacje zaklęcia Leviosa. Różdżka w dłoń, odpowiedni ruch nadgarstkiem, a także skupienie! - Ojejku przecież tu wszystko chyba jest! - Również i jej entuzjazm się udziela. No, no stronicowe eldorado! Kto by pomyślał!
- Zawsze chętnie służę pomocą – odpowiedziała zgodnie z prawdą, spoglądając raz jeszcze na feralną patelnię. Wspólnymi siłami za pomocą magii bez trudu uniosły stary mebel a za nim? Kilkanaście stron! Zlewitowały regał troszeczkę na bok, aby im nie stało się kuku ale i aby mebel wyszedł z tego manewru bez szwanku. Vera naprawdę nie zazdrościła mugolom. Gdyby nie dzierżyły różdżek w dłoniach musiałby go p r z e s u w a ć. Seaverówna kucnęła i bez zbędnych ceregieli porwała kilka pierwszych kartek z ziemi. Otrzepała je przy tym troszeczkę z kurzu, bo bibliotekarka i tak ma już pewnie astmę. Zerknęła przy tym na Marcellę, zastanawiając się na głos. - Ty, ktoś to to chyba zrobił złośliwie. Ciekawe co za huncwot zadał sobie tyle trudu, żeby uprzykrzyć nam życie. No ale nie ma takiego, co by nas przechytrzył – mruknęła nie bez dumy w głosie, odkładając zagubione-odnalezione karty do teczki. Robiło się w niej coraz ciaśniej, co niezmiernie cieszyło dziewczynę. Widok ten sprawiał jej niemałą satysfakcję. - Jak tam w ogóle życie? Trochę nie rozmawiałyśmy. Mam nadzieję, że skradanie całusów idzie jak po maśle – puściła do niej oko, wcale nic nie sugerując. Choć dalej czuła się z tym trochę dziwnie dalej pamiętała rozmowę na dziedzińcu i to, co powiedziała jej wtedy o Harmony. Vera była niezwykle ciekawa, jak owa sprawa się tak właściwie skończy.
______________________
I told you that we could fly 'Cause we all have wings But some of us don't know why
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
P r z e s u w a n i e Marcella ma w połowie swojej mugolskiej krwi. Kiedyś trzeba było sobie radzić bez magii, a ona odnalazła pewne miejsce — strych u dziadków! Postanowiła, że potajemnie urządzi sobie tam bazę, było tam tyle krzeseł, szafek, pudełek i gratów, a ona sama to wszystko p r z e s u w a ł a, jako mała dziewczynka! Do dziś tata, dziadek i babcia nie wiedzą, jak tego dokonała, chociaż teraz z pewnością powiedzieliby, że to magia maczała w tym palce. Za to mała Hudson miała swój sposób; nie tylko używa się rąk, ale także nóg! - Dokładnie, jesteśmy najlepszymi poszukiwaczami zaginionych stron, jak i skarbów Eldorado, jak ten... Indiana Jones! Tata lubi z nim oglądać filmy. - Sama krukonka nie przepadała za takimi Seaverskimi klimatami, no i Eldorado; to chyba nie Jones. Schyla się sama również po te strony, pomagając Veronice. - Może zajrzyjmy do tych pudełek, skoro ktoś się postarał, to może myśląc, że jest chytry i przebiegły po prostu włożył strony tak dla niepoznaki do kartonów? - Wygłasza na głos swoją krukońską teorie, wskazując na swój cel dwóch zwykłych pudełek ułożonych pod jedną ze ścian. Sama kieruje się w tę stronę, słuchając rudowłosej. - A no wiesz. Tak średnio mi idzie. - Drapie się po głowie, jakby właśnie otrzymała trudną zagadkę do rozwiązania i to miało jej pomóc w odpowiedzi na podaną jej zagwozdkę.
Pewnego jesiennego popołudnia Gwen Honeycott postanowiła skupić się na doskonaleniu swoich umiejętności magicznych, z dala od kuchni i potraw. Miała w sobie nieustający żar do nauki i wiedziała, że Hogwart oferował nieograniczone możliwości doskonalenia magii. Zasadniczo niespodziewanym widokiem był nauczyciel w bibliotece, ale przecież nie widziała niczego złego w poszerzaniu swojej wiedzy, a kto wie, może mogła jednocześnie zainspirować gamoni udających że się uczą do jakiejś wzmożonej pracy nad sobą. Tym razem jej celem było opanowanie trudnego zaklęcia łączenia przedmiotów, więc wyciągnęła z półek kilka tomów on tej technice magicznej. Chciała stworzyć coś nowego i niezwykłego, co przyniosłoby radość i zdziwienie innym czarodziejom, kiedy patrzą na jej kulinarne dzieła, musiała jednak by osiągnąć ten cel, włożyć dużo pracy w szlifowanie swoich magicznych zdolności. Zaczęła od czytania o łączeniu prostych przedmiotów w nietypowe kombinacje. Pierwszą próbą, którą znalazła w książce, było połączenie zegara i lustra, co skutkowało powstaniem lustrzanego zegara, który nie tylko pokazywał czas, ale także odbijał otoczenie w ciekawy sposób ,prezentując wizualnie przemijanie. Gwen uśmiechnęła się zadowolona, ale wiedziała, że szuka odpowiedzi i możliwości, by zrobić więcej. Dogłębnie analizowała proces łączenia zegara z lustrem, by zapamiętać błędy i uniknć porażli kiedy sama podejmie się tych ćwiczeń, notując sobie na skrawku papieru odpowiednią inkantację i krśląc ruch różdżką. Kolejnym eksperymentem, który znalazła w książce było połączenie wazonu z różami i akwarium. Choć na pierwszy rzut oka uniosła briwi na absurdalność tego zabiegu, to nie mogła długo kpić w duchu z tego pomysłu, bo sama planowała równie kuriozalne praktyki. Efektem była ruchoma, kwiatowa podwodna kraina, zaprezentowana na jednej z rycin w książce. Zachwycała pięknem i spokojem, a co najważniejsze, miała dokładnie opisany cały proces łączenia różnych struktur i stanów skupienia. To było dzieło sztuki, które mogło ozdobić każde magiczne wnętrze, wymagało jednak umiejętnie rzucanych zaklęć. Gwen nie przestawała jednak na czytaniu. Uzbrojona w notatki udała się do wolnej sali, by poćwiczyć w praktyce. Chciała pracować nad bardziej skomplikowanymi łączeniami przedmiotów, tworząc dzieła sztuki, które zapierały dech w piersiach, jednocześnie zachowując wartości odżywcze i walory smakowe swoich dań. Kombinowała więc biżuterię ściągniętą z palca z kilkoma landrynkami wyłowionymi z kieszeni. Starała się dokładnie powtarzać gest i inkantację, wkładając w zaklęcie na zmianę więcej i mniej energii magicznej, by dobrze wyczuć granicę swojej mocy. Jej determinacja była nie do przebicia, a pasja do magii wciąż płonęła w jej sercu, mimo, że zakończyła szkołę już jakiś czas temu. Miała w sobie nieograniczoną kreatywność i zdolności magiczne, które wciąż chciała w sobie rozwijać, by pozwalały jej tworzyć niezwykłe dzieła kulinarnej sztuki. W Hogwarcie była znana jako nauczycielka, która nie tylko uczyła, ale także inspirowała innych do odkrywania potencjału w sobie i nie zamierzała tej akurat łatki szybko tracić! zt
Luty nadszedł szybciej, niż mogłeś się spodziewać, a wraz z nim czar walentynek. Do święta jeszcze daleko, ale jego atmosfera zdaje się unosić w zamku, zdaje się go wypełniać, dokładnie tak jak wonie amortencji. Bo przecież niektórzy nie odpuszczą sobie, jeśli nie spróbują przygotować tego eliksiru. Albo też, o czym powinieneś pamiętać, nie złamią w jakiś sposób szkolnego regulaminu.
Są bowiem w Hogwarcie takie zakamarki, które z uwagi na swoją pustość i tajemniczość cieszą się ogromnym powodzeniem wśród uczniów. Młodszych i starszych. Mijasz właśnie jeden z nich, kiedy słyszysz coś, co nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do popełnianych tam czynów. Wchodząc do jednej z nieużywanych sal, przyłapujesz dwójkę uczniów na miłosnych igraszkach! Trzeba coś z tym zrobić!
Kończymy wydarzenie losowe i w trymiga stąd spadamy!
- Indiana kto? – Verka przerwała zbieranie stron, drapiąc się po głowie. Uwielbiała Marcellę, ale ni w ząb nie rozumiała czasem do czego nawiązuje. No tak, nic dziwnego, były z dwóch różnych światów. Oj, powinnam wziąć u niej korki z mugoloznastwa, przydałyby mi się – pomyślała Seaver, czując wstyd z powodu swojej niewiedzy. Korzystając z bardzo sensownej sugestii Hudson, Veronka podeszła w ślad za przyjaciółką pod ścianę. Wysłuchała, co miała do powiedzenia odnośnie miłosnych podbojów, trochę posmutniała słysząc, że nie idzie jej wyśmienicie. - Wiesz jak to jest, czasem na wozie, czasem pod wozem. Ułoży ci się, zobaczysz – dodała z nieco przygaszonym uśmiechem na twarzy, po czym szybko zmieniła temat. Jej samej miłosne roterki spędzały sen z powiek. Mówiąc krótko – w tej materii niezbyt jej się układało. Schyliła się do kartonów i zajrzała się środka. Mnóstwo rupieci, ale niezakurzonych… - Może i ktoś był na tyle sprytny, ale nie ma tu kurzu, widzisz? Zobaczmy co znajdziemy pod spodem – rzuciła Seaver, klękając przy jednym z pudeł. Zaczęła odgarniać rzeczy, które się w nim znajdowały i aż prawie krzyknęła „Eureka”, widząc co kryje się na samym ich dnie. - Ty to masz nosa. Przecież tu będzie z pół książki! – Tryumf pobrzmiewał w jej głosie, gdy wyciągała kartki z pudła. Niedługo potem dziewczęta, upewniając się uprzednio, że w pustej klasie nie pozostało ani pół kartki, opuściły przybytek. +
Zt x 2
______________________
I told you that we could fly 'Cause we all have wings But some of us don't know why