/przepraszam, że sie wpycham z samonauką, ale nie mam innego miejsca
w innym czasie
Samonauka pierwsza, wrzesień 2023
Popołudniowe rozluźnienie i magiczny nastrój wypełniały kuchnię, kiedy Gwen zabrała się za szlifowanie swoich umiejętności. Stała przy blacie, otoczona książkami z przepisami i magicznymi składnikami, w głębokim skupieniu. To był czas, który poświęcała swojej pasji - magicznemu gotowaniu. Wiedziała, że chce po eksplorować dania zagranicznych kuchni magicznych. Tym razem postanowiła eksperymentować z daniami kuchni chińskiej, łącząc ją z magią, jak to miała w zwyczaju. Miała przed sobą szereg starannie wyselekcjonowanych składników: świeże warzywa, soczyste langustniki i wyjątkowe przyprawy, których nie sposób było znaleźć w zwykłych sklepach. To były skarby magicznych rynków, które Gwen odwiedzała, by znaleźć unikalne smaki dla swoich kulinarnych kompozycji. Planowała sprawdzić się w odtwarzaniu smaków takimi, jakie pamiętała z domowych zawodów między Honeycottami. Pierwszym etapem była magia przypraw. Rzuciła zaklęcie, a małe płomienie zaczęły tańczyć pod garnkami. Delikatnie, wykorzystując proste zaklęcia, zaczęła dyrygować sprzętem kuchennym, przyprawy zaczęły unosić się w powietrzu i mieszać w odpowiednich proporcjach. Miała już wyjątkowy sos sojowy, który sam w sobie był dziełem sztuki. Kolejnym krokiem było przygotowanie składników. Wykorzystując dominującą rękę do utrzymywania czarów różdżką, ćwiczyła oburęczność w lewą chwytając nóż i kroiła warzywa, starając się zachować ich odpowiednią formę. Ruszyła po chwili z magicznymi składnikami nad garnek, starannie mieszając i dobierając ich kolejność. Jej kuchnia wypełniła się zapachem podpalonych w powietrzu lekkim incendio przypraw i smażonych warzyw. Magia i umiejętności kulinarne splatały się ze sobą, tworząc unikalne danie, które nie tylko zachwyciłoby podniebienia, ale i według jej intencji i rozumienia azjatyckich procesów kulinarnych, miało dodać wigoru i poprawiać nastrój. W końcu, kiedy potrawa była gotowa, Gwen wydobyła ją na talerz i z uśmiechem podziwiała efekt swojej pracy. Jeszcze tylko machnięcie różdżką tu, machnięcie tam i kompozycja nabrała prezencji. Miała szczerą nadzieję, że smak był równie zniewalający, co wygląd. Wyciągnęła swój notes, by oszacować walory smakowe dania, owoce morza potrafiły bowiem być niezwykle kapryśne. Z każdym kęsem, poczuła, że jej umiejętności z magicznego gotowania nadal ewoluują i Wciąż czeka ją wiele pracy, by osiągnąć poziom podobny prawdziwym Mistrzom. Ten wieczór był kolejnym krokiem na magicznej ścieżce, którą sobie wybrała. Nie była to tylko nauka, to była jej pasja, sposób na wyrażenie siebie i dzielenie się magią z innymi. Popołudniowe chwile spędzone w kuchni były dla niej niezwykle cenne, bo to tam magia spotykała się z jedzeniem, tworząc coś wyjątkowego. W końcu usiadła przy stole i delektowała się swoim dziełem, nie mogła odsunąć od siebie jednak myśli, że jeszcze wiele można było poprawić. Przeglądając swoje zapiski, a także przyniesione książki, podczas delektowania się daniem, znalazła przepis na chiński deser, który od dawna chciała wypróbować, a którego składniki mogły być względnie proste do zdobycia. Zadecydowała, że to będzie jej kolejne wyzwanie. Właśnie takie chwile spełniały jej życie i dawały sens jej magicznemu talentowi. zt
Wieczór zapowiadał się spokojnie, a kuchnia była w gotowości do magicznej sesji kulinarnego eksperymentu. Wiedziona inspiracją ze swoich poprzednich kulinarnych ćwiczeń zdecydowała się skoncentrować się na chińskim deserze - kultowym daniu zwanym „Tangyuan”. Był to wyjątkowo trudny przepis, który wymagał precyzji i wprawy w gotowaniu, a ona i tak chciała podkręcić je szczyptą magii. Stanęła przed stertą niezbędnych składników. Zajęło jej chwilę operowania odpowiednią temperaturą ryżu, by stworzyć z niego odpowiednio kleistą konsystencję, a z niej następnie, precyzyjnymi ruchami różdżki kulki. Następny na warsztat wszedł element trudny, nadzienie z pasty sezamowej, cukru i aromatu drzewa wiggen, którym planowała zastąpić wanilię. Jakim cudem byłoby stworzenie uzdrawiającego deseru? Była gotowa, by spróbować swoich magicznych umiejętności w przyrządzaniu tego wyjątkowego wymysłu. Na początek zajęła się kulami ryżowymi. Skupiła się i skierowała swoją magię na te małe, kleiste kule, by zaczęły unosić się w powietrzu i wyrabiać odpowiednio, na przyjęcie swojego nadzienia. Gwen delikatnie rozkładała je leviosą na stole, dbając o to by każda kulka była dokładnie identyczna w rozmiarze. Magia gotowania w pełnej krasie to absolutna precyzja - przynajmniej w jej mniemaniu. Następnie przystąpiła do przygotowania nadzienia sezamowego. Magia w jej różdżce sprawiła, że pasta zaczęła tańczyć w misce, a kobieta powoli dolewała krople eliksiru wiggenowego tak, by pobić smak cukru i ukryć gorycz lekarstwa prażonym sezamem. Nie omieszkała popróbować, by zbadać czy jej smak był jeszcze bardziej intensywny i aromatyczny. Dzięki magii, utrzymującej mieszanie w odpowiednim tempie była w stanie uzyskać idealną konsystencję i proporcje składników. W końcu przyszedł czas na sam proces łączenia kul ryżowych z nadzieniem. Gwen wykorzystała swój niemal magiczny dar precyzji w kuchni, by wypełnić każdą kulę pastą sezamową - niezbyt wielką ilością, ale też nie oszczędnie. Od serca, w końcu gotowała sercem. Po zakończeniu tego etapu kulki zamknęła, tak by były doskonale okrągłe i zwarte. Gdy już wszystko było gotowe, postawiła garnek na kuchennej płycie i wlała do niego magiczny bulion z odrobiną aromatu wiggenowego. Delikatnie, z czujnością i w zgodzie z rytmem swojego wyczucia, zaczęła gotować „Tangyuan”. Kulki ryżowe unosiły się na powierzchni wrzącego bulionu, tańcząc na wodzie pod wpływem ruchów różdżką, którą pilnowała, by obracały się równomiernie. Widok ten był czarujący na tyle, by nauczycielka wiedziała, że musi czuwać nad procesem, zamiast cieszyć michy do gara, coby kulki były gotowane równomiernie. Kiedy deser był już gotowy, ułożyła go na talerzu, a magiczny aromat sezamowej pasty i wiggenu wypełnił całą kuchnię. Wiedziała, że ten moment był najważniejszy - musiała teraz wydobyć całe swoje umiejętności, by „Tangyuan” było idealne, w końcu jadło się także oczami, a prezentacja ryżowych kulek była wyzwaniem. Wyciagnęła notes siadając do krytycznej konsumpcji. Pierwszy kęs rozpływał się w ustach, a smak pasty sezamowej był pełen głębi i intensywności. Uśmiechnęła się z dumą, wiedząc, że osiągnęła swój cel i zanotowała w swoim przepiśniku, podkreślając dwa razy, że aromat wiggen pasuje do cukru i sezamu. Magiczny deser był niesamowity, a jej umiejętności w gotowaniu znów w jakimś aspekcie ewoluowały. Wiedziała, że to tylko jeden z etapów w jej magicznej kulinarnej podróży. Każdy eksperyment i każdy udany przepis były dowodem na to, że magia w połączeniu z pasją mogła stworzyć coś naprawdę wyjątkowego. zt
+
Bocarter Wilton
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175
C. szczególne : bardzo jasne włosy i intensywnie niebieskie oczy
Magiczna kawa: Chochlikowe cappucino Pienienie mleka: 70 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 0 Modyfikatory dodatkowe: (nieobowiązkowe) Dary losu: (nieobowiązkowe) Rezultat pienienia mleka: 80
Po raz pierwszy w życiu zajmował się tak błahą sprawą, jak zaparzanie kawy, bo zdecydowanie wolał pić herbatę. Jednak lekcja zaciekawiła go na tyle, że postanowił spróbować swoich sił w tym jakże przyziemnym zadaniu, jakim było przyrządzanie gorącego napoju z dodatkiem kofeiny. Postanowił zaparzyć go bez żadnych zaklęć, tym bardziej że przebywające w jego pobliżu skrzaty chętnie służyły mu pomocą, przynosząc niezbędne składniki i podpowiadając, jak należy przygotować kawę. W rezultacie mleko trochę za bardzo się spieniło, wylewając się na stół. Jeden z usłużnych skrzatów szybko wytarł zrobiony przez niego bałagan, a stojący nieco dalej nauczyciel zdawał się tego nie widzieć, więc chyba poszło całkiem gładko?
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Magiczna kawa: Syrenie Latte Pienienie mleka: ostatecznie 18 XD Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: +10 Punkty kuferkowe z MG: 0 pkt Modyfikatory dodatkowe: - Dary losu: 4 - w sumie nic Rezultat pienienia mleka: 28, nie wyjszło
Mawiają, że głupi ma szczęście. Tym razem, w moim przypadku, się to sprawdziło. Profesor wykazał się niebywałą cierpliwością i wyrozumiałością, uszanowanko za to i tiary z głów! Dostąpił mnie zaszczyt uczestniczenia w tej lekcji, mogłem odetchnąć z ulgą, jeśli bym chciał, no i przystąpić do działania. Czasu było niewiele — wszak część już bezpowrotnie straciłem — dlatego podziękowałem krótko nauczycielowi i zająłem swoje stanowisko. Zadanie nie wydawało się trudne. Miałem zrobić Syrenie Latte. Robiłem je nie raz, nie dwa, choć nie byłem wielkim fanem. Za dużo mleka, za dużo laktozy, a wegańskie mleko pieni się kiepsko, no chyba, że wspomoże się ten proces zaklęciami. Naszykowałem sobie niezbędne przyrządy, sięgnąłem po składniki, a właściwie jeden składnik — mleko, średnio tłuste, po teście smaku stwierdziłem, że krowie. No dobra, co może pójść nie tak? Okazuje się, że wszystko. Skrzaty biegały po sąsiednich stołach jak opętane, jakby miały problem, że tutaj jesteśmy. Szczęśliwie moją przestrzeń osobistą uszanowały i zbytnio nie przeszkadzały, choć na pomoc też nie mogłem liczyć. Wszystko na mojej głowie! Nikt mi w tej kuchni nie pomaga! — Hej, psst, skrzaciuku złociutki, kierowniku, poratujesz jakąś cynamonką? — chciałem być, hehe, zabawny i zaczepiłem skrzata domowego, który wesoło krzątał się najbliżej mnie. Nie powiem, coś bym zjadł, bo nie zdążyłem ogarnąć żadnego śniadania, a co gorsze — nie wypiłem jeszcze nawet łyczka kawy! Aromaty zewsząd nęciły moje kiszki, skupienie na pracy miałem na poziomie złotej rybki. Ku mojej rozpaczy, skrzat nie zgodził się na tę przysługę, a jedyne, co od niego otrzymałem, to jakieś moralizujące teksty. Żenujące. Tak, żenujący to był poziom moich poczynań z podgrzaniem i spienieniem odpowiednio tego cholernego mleka. Ubiło się zdecydowanie za słabo, jak na latte. Żadna magia tu nie pomagała, moja frustracja narastała, byłem sobą wręcz zniesmaczony. Merlinie, jak dobrze, że Clarke tego nie widzi. Przepraszam cię, ciociu kochana. Dokończyłem swoją nędzną kawę, bo Syrenim Latte nazwać tego nie można było, a potem, z głębokim westchnieniem, oparłem się o blat. Już miałem zacząć porządkować swoje stanowisko, gdy nagle coś obok wybuchło i poczułem, że jestem... mokry? Odwróciłem się, w niemałym szoku i zobaczyłem, co się właśnie wydarzyło. — Nie powiem, wygląda to dość... dwuznacznie — wierzchem dłoni starłem kilka kropel z mojego czoła, a potem rzuciłem Chłoszczyść na swoje ubranie i @Elizabeth Brandon, podchodząc do dziewczyny nieco bliżej — Nic Ci nie jest? — mleko musiało być gorące, skoro aż w ten sposób wykipiało, mogła się poparzyć. Chciałem coś jeszcze dodać, ale w tym momencie coś innego rozproszyło moją uwagę. Coś, co nie tylko wyglądało dwuznacznie, po prostu... takie było. Zamrugałem trzykrotnie, chcąc upewnić się, że się nie przewidziałem, ale sądząc po reakcji innych — wzrok miałem dobry. @Wilkie Marrok właśnie pocałował @Romeo O. A. Rosa. Na zajęciach, przy wszystkich. O wow. Nie mogłem zapanować nad uśmiechem, który właśnie wkraczał na moją twarz. Jebać kawę, jebać cynamonki, dajcie popcorn! No cóż, działo się, oj działo. Podoba mi się ta lekcja!
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Magiczna kawa: Syrenie latte Pienienie mleka:71 Modyfikatory za towarzystwo skrzatów kuchennych: -10 Punkty kuferkowe z MG: 3 Modyfikatory dodatkowe: 15 za zaklęcie! <3 Dary losu: - Rezultat pienienia mleka: 71 – 10 + 15 (idealnie mogę zaklęcie) + 3 (MG kuferek) = 79 na przypale albo wcale
- Widzę fantastyczny humor dopisuje – uśmiechnęła się do @Maximilian Felix Solberg i posłała mu całusa w powietrzu na przywitanie. Zaraz też poczuła na sobie czyiś wzrok, a gdy się odwróciła, zobaczyła @Marcella Hudson, do której od razu pomachała, posyłając jej przy tym jeden ze swoich klasycznych, promiennych uśmiechów. Ten tylko się powiększył z cichym i niepowstrzymanym „aww”, kiedy tylko do klasy wpadł @Terry Anderson, rozwiany, rozchełstany i zdecydowanie przeuroczo nieogarnięty. Szepnęła do niego ciche „psst”, pokazując na swój krawat i kiwając głową na jego własny, żeby trochę go poprawił. Gdyby nauczyciela nie było już w klasie, pewnie sama by to zrobiła, ale nawet ona mogła mu oszczędzić takiego wstydu. I tylko takiego, bo oczywiście, że jako jedyne właściwe przywitanie mentalnie adoptowanego Puchona uznawała rozczochraniu mu jeszcze bardziej tych blond loków łapą. - Ale tęczową posypkę to ty szanuj! – sprzedała mu kuksańca w bok ze śmiechem. Słodkiego chichotu też nie powstrzymała, gdy nauczyciel pochwalił @Scarlett Norwood i ją za poprawne odpowiedzi. Od razu złapała spojrzenie dziewczyny i posłała jej w powietrzu piątkę z daleka. W końcu to dzięki jej opowieścią w kawiarni znała poprawną odpowiedź. Gorzej z poprawnym wykonaniem. Nie wiedziała, że temperatura mleka była aż tak ważna i może jej właściwe osiągnięcie nie byłoby tak trudne, gdyby nie musiała co chwila odganiać od siebie kuchennych skrzatów. Chyba uważały, że jest na tyle kuchennie nieogarnięta, że sama sobie nie poradzi. I chociaż miały zupełną rację, zdecydowanie łatwiej byłoby jej się skupić, gdyby co chwila nie wyrywały jej naczynia. - Naprawdę rzucę w was łyżwą – zagroziła, łapiąc za swojego buta do jazdy na wodzie, którego cały czas miała przewieszonego przez ramię i… No właśnie, skapła się, że to faktycznie magiczny but, a nie łyżwa. – Albo i nie rzucę – westchnęła, łapiąc się za nos z rezygnacją. – No błagam was, jak mam się czegokolwiek nauczyć, jak mi je zabieracie – próbowała z nimi polemizować, ale, no cóż, skrzat zamiast ją słuchać wolał tańczyć z jej naczyniem z mlekiem. Zajebiście. Próbowała gonić za skrzatem wzdłuż blatów, kiedy zatrzymała się w pół kroku, słysząc nazwę Durmstrang. - Chwila, chwila – dosłownie z biegu zatrzymała się do stój z jedną nogą wciąż w powietrzu, łapiąc równowagę dopiero na blacie obok chłopaków. – O rany! Wiedziałam, że znam ten akcent! – uśmiechnęła się szeroko do @Daniil Egorov, jakby właśnie rozgryzła jakąś największą zagadkę wszechświata. – Chodziłeś do rosyjskiej szkoły, tak? – zapytała, zanim zobaczyła, że skrzat dalej zapierdalał z jej mlekiem po kuchni. – Iiiii… Zaraz wrócę porozmawiać! Muszę tylko złapać tego сволочь – rzuciła po rosyjsku ostatnie słowo z mrugnięciem do Ślizgona, bo przekleństwa w tym języku znała jak swój ojczysty dzięki trenerowi. Złapała go dopiero przed wejściem do spiżarni, gdzie wyrwała mu mleko, podgrzała do właściwej temperatury i spieniła. - Przepraszam profesorze, chyba jakoś to wygląda? – spytała się @Viego Honeycott, pokazując mu swoją wykonaną pracę. – Mam pewne wątpliwości przez… Te przejścia z przed chwili – i zaśmiała się z tego wszystkiego, bo już nie wiedziała, jak inaczej to skomentować. – Chyba skrzaty nie miały co do mnie nadziei!
Wielce pocieszony tym, iż można jeszcze liczyć na resztki gryfońskiej uprzejmości, Honeycott zapewnił jedynie @Elizabeth Brandon, iż przegrzanie mleka często skutkuje podobną erupcją, czym nie należy się martwić. Zaś skoro uczennica dostała pomoc od jednego z uczniów, Vigo skupił się na pytaniu @Harmony Seaver. - Nie wygląda dobrze, co nie jest Panny winą. Mogę? - Zapytał, przejmując dzbanek z mlekiem po czym nim zamieszał i stuknął o blat. - Nawet jeśli używamy zaklęcia do spienienia mleka to pozostają w nim pęcherzyki powietrza, które należy zmienić w jednolitą, kremową warstwę - uśmiechnął się, wracając do swojego stanowiska we względnym środku kuchni. - Rozumiem, że spienianie mleka sprawia trudności. Tak naprawdę to najtrudniejsza cześć tych zajęć. Teraz możemy zająć się espresso, do czego użyjemy ekspresu. - Stanął za magiczną maszyną, zaczynając od mielenia kawy i każdy swój krok tłumaczył na bieżąco. - Mielimy kawę do kolby. Zmielone ziarna muszą być zbite i tworzyć równą warstwę w kolbie. Nie tak jak teraz. Do tego posłuży nam młoteczek, który macie obok ekspresu. Kiedy już skończycie i kawa będzie równo ułożona to kolbę wkładacie do ekspresu i mocno mocujecie. Jeśli zrobicie to za słabą to może wam się zrobić kawa z fusami, co jest zaskakując, kiedy robi się ją za pomocą ekspresu. Pod kolbę wkładamy mały dzbanuszek. Ewentualnie filiżankę do espresso. Cała filozofia - skończył tłumaczyć w momencie, kiedy ekspres wydał mu ostatnią kropelkę espresso. - Kiedy espresso jest gotowe, wy już powinniście mieć ciepłe spienione mleko. Wasze już zapewne wystygły, a odgrzewanie może zmienić smak kawy. - Skrzywił się na wspomnienie o kawie z odgrzanego mleka. Obrzydlistwo. - Spieńcie mleko raz jeszcze, zróbcie espresso i połączcie wszystko w odpowiedniej szklance - profesor zaczął krótki wykład o tym jakie szkło idzie do jakiego napoju oraz która kawa wymaga wlania mleka do szklanki najpierw, a która espresso. - Jak skończycie to przyjdzie czas na ozdabianie kawy. W tym momencie też możemy podziękować Panu Andersonowi za trafną uwagę o kolorowych posypkach. Zapraszam do pracy - uśmiechnął się zachęcająco. Po czym znów zaczął się kręcić wśród skrzatów, prosząc ich o przyniesienie uczniom słodkich syropów i innych dodatków, aby umagicznić ich kawy.
***
Waszym zadaniem jest spienieniem mleka, zrobienie espresso i ozdobienie kawy w dowolny sposób. W tym celu:
Rzucacie k100 na spienienie mleka:
1-10 - Spień mleko jeszcze raz. O każdej próbie wspomnij w poście.
11-100 - Nie takiego pienienie mleka złe, jak Viego je maluje. Wychodzi Ci świetna pianka mleczna i możesz zająć się espresso.
Kolejno będziecie losować k6:
1, 6 - Zamiast pojedynczej kolby sięgasz po podwójną, robiąc kawę na podwójnym espresso. Przez co przelewasz szklankę, jeśli Twoim napojem jest syrenie latte. Przy czym nic złego się nie dzieje.
2, 3, 4, 5 - możesz przerzucić wynik k100, bo Twoje espresso jest świetne.
Modyfikatory:
Jeśli udało Ci się spienić mleko w I etapie zająć, bądź jeśli ktoś (Viego, skrzat, inny uczeń) spienił je za Ciebie. Możesz uznać wynik rzutu k100 za 50 i nie możesz rzucać kostką na pienienie mleka.
Możesz przerzucić k100, jeśli byłeś miły dla skrzatów w I etapie zajęć.
Możesz dodać do rezultatu zrobionej kawy wszystkie punkty kuferkowe z DA.
Możesz dodać do rezultatu zrobionej kawy wszystkie punkty kuferkowe z MG.
Możesz dodać do rezultatu zrobionej kawy +10, jeśli opiszesz w poście jak ozdabiasz kawę.
Przy wyniku 40+ wychodzi Wam piękna, smaczna kawa.
Ali zakasała rękawy i wzięła się do roboty, na samym początku wzięła się po raz drugi za robienie pianki do swojej kawki i trzeba przyznać, że tym razem wyszło jej idealnie, więc była z siebie dumna. Następnym krokiem jaki zrobiła, było zrobienie espresso, a i tym razem poradziła sobie lepiej niż dobrze, także na jej ustach zawitał uśmiech, sądziła, że będzie potrzebować więcej prób do ogarnięcia i robienia tej kawy. A jednak aż tyle prób nie potrzebowała w swoim życiu, zatem z lekkim kiwnięciem głowy mogła stwierdzić, że zrobiła idealne espresso od razu do picia.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Jeśli by mnie ktoś spytał, czy rozumiem, co się dzieje na lekcji, to z całą pewnością odpowiedziałabym, że nie. Chociaż nie oszukujmy się - przecież nikt się mnie o coś takiego nie zapyta. Z tego powodu zamiast użalać się nad rozlanym mlekiem, pozostało mi je spienić, tym razem samej. Przynajmniej skrzaty dały mi spokój, czy to za sprawą interwencji nauczyciela, czy też uznały, że już mi dobitnie pokazały, co o mnie sądzą. Tym razem czynność nie sprawiła mi większego problemu, może i nie powstała mi pianka godna mistrzyni kuchni, jednak z pewnością nie było źle. Sprawa espresso również została dość skrzętnie załatwiona, po dokładnym pokazie ze strony nauczyciela. Jako, że wystarczyło powtórzyć jego ruchy, to nie mogło to być trudne. Połączyłam obydwa twory w jedno, tworząc w miarę ładne latte. Brakowało charakterystycznego podzielenia na trzy strefy, bardziej przypominając zwykłą kawę z mlekiem. Na samym wyglądzie zbytnio mi nie zależało, bardziej martwiłam się, czy kawa będzie na tyle dobra, by przeżyć przynajmniej kilka łyków.
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
Magiczna kawa: Syrenie Latte Pienienie mleka: nie muszę Robienie espresso:6 Modyfikatory dodatkowe: - Rezultat zrobionej kawy: przelałam, ale i tak dobre
Zadowolenie wkrada się na jej twarz. Brzusio pełny, mleko ładnie spienione, a na dodatek zapowiadało się na wielką przyjaźń ze skrzatką. Zajęcia są miłą odskocznią, nawet jeśli zorganizowane o nieludzkiej godzinie to Marcella już się niczym nie przejmuje, bo przede wszystkim nie jest głodna, może odrobinę śpiąca, ale szybko się budzi, kiedy @Elizabeth Brandon przyozdabia ją mlekiem. - Nic się nie stało. - Przygląda się dłużej puchonce, zapominając o mleku na ubraniach, twarzy, które jeszcze parzyło i włosach — przed nią stoi blond włosa księżniczka. - Dwuznacznie? - Kieruje powoli spojrzenie @Gabriel A. Gaughan, pytając niewinnie. Postanawia doprowadzić się do porządku zaklęciem chłoszczyć, ale z miłą chęcią popatrzyłaby, jak robi to Elizabeth, jednak nie denerwujmy bardziej złotowłosej księżniczki. Różdżka w prawą dłoń i po problemie. Ponowne spienienie mleka idzie jej świetnie, ale coś się dzieje, nie chodzi o mleko, a latte, właściwe kolbę. Przez nieuwagę Marcella sięga po podwójną kolbę, przelewając swoje espresso. To pewnie wina tej ślicznotki, która narozrabiała przed chwilą. - Oj się przelało. - Przychyla głowę do blatu, chcąc siorbnąć wylane latte, najpierw je dmuchając, aby się nie poparzyć. Resztki wyciera ścierką. - Kolorowa posypka, ja chce te serduszka.- Sięga po przyniesione przez skrzaty opakowanie, dorzuca do kawki, dolewając jeszcze syropu czekoladowego, potem wrzucając rurki ze śmietankowym nadzieniem. Upija łyk słodko-zabójczej mieszanki. - Ale słodkie! - Stwierdza, nie dając się tak łatwo syreniemu latte, w wykonaniu Marcelli, której nie jednego doprowadziłoby do rzygania.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Carly słuchała tego, co mówił profesor, ale widać było po niej, że tak naprawdę najchętniej po prostu wzięłaby się już do pracy. Bo nie miała co do tego najmniejszych zaostrzeń i po prostu chciała już, natychmiast, sprawdzić się w tym, co robi. Po prostu musiała przekonać się, czy może poradzić sobie z czymś, co być może miało być wyzwaniem i aż nie mogła się powstrzymać przed rzuceniem się do wykonywania polecenia. A wykonywała je, cóż, płynąco. Śpiewająco? Sama nie wiedziała jak, ale nawet coś nuciła sobie pod nosem, spełniając polecenia, czując się dokładnie tak, jak się czuła, kiedy pracowała w piekarni, kiedy przychodziło jej wykonywanie obowiązków innych, niż piekarzenie. Bo prawda była taka, że kochała po prostu przygotowywać absolutnie wszystkie posiłki, a napoje również się do nich zaliczały. Nic zatem dziwnego, że obecnie sprawiała wrażenie tak bardzo zachwyconej, że aż nic, ale to nic, nie było w stanie jej przed niczym powstrzymać! I ta dam! Kawa idealna.
Magiczna kawa: Chochlikowe cappuccino Pienienie mleka: nie muszę, profesor spienił - 50 Robienie espresso:1 Modyfikatory dodatkowe: brak Rezultat zrobionej kawy: 50 - cappuccino na podwójnym espresso
Spojrzał na Maxa z niemałym zdziwieniem w spojrzeniu. Nie to, żeby nie podejrzewał, żeby Solberg nie miał ochoty w niczym mu pomagać, skoro już zaciągnął go na zajęcia z magicznego gotowania, ale w jego chęci pomocy było coś nietypowego. Coś, co nie spodobało się Jamiemu, kiedy zaczęło do niego docierać, że może jednak uśmiechał się nieco zbyt szeroko. Wiedział, że w takim razie nie powinien pozwalać sobie na podobną swobodę, ale wiedząc, jak nagle Maxowi nie wychodzi spienianie mleka, parsknął śmiechem. - Dzięki za chęci - powiedział, spoglądając na Solberga, nim podszedł do nich profesor. Nieco zdziwił się, kiedy usłyszał, że niemal odpowiednio podgrzał mleko. Podejrzewał, że było naprawdę za zimne, a tu się okazywało, że może rzeczywiście potrafiłby tworzyć dobre kawy. Choć spienienie mleka to nie wszystko. Wysłuchał kolejnych instrukcji profesora, spoglądając zaraz na ekspres do kawy. Teraz dopiero zaczynała się zabawa i Norwood miał nadzieję, że mimo wszystko nie zdoła tego całkowicie zepsuć. Nie musiał już pienić mleka, dzięki temu, że pomógł mu profesor, ale musiał przygotować espresso. Sięgnął po kolbę bez zastanowienia, nie dostrzegając, że była większa, a więc na podwójną dawkę kofeiny w płynie i przygotował kawę. Na koniec, wlewając mleko do filiżanki, tak zakręcił dłonią, że wyszło krzywe serce, a może liść, albo inne niekształtne koło z czymś. - Cappuccino zwykle nie piję, ale tego wydaje się jakoś dużo... - mruknął ni to do siebie, ni to do Solberga, na którego spojrzał po chwili. - Dalej chcesz mi ze wszystkim pomóc, czy przeszło? Jak twoja kawa? - zapytał, mimowolnie uśmiechając się kącikiem ust.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Magiczna kawa: syrenie latte Pienienie mleka: nie muszę rzucać, 50 Robienie espresso:4 Modyfikatory dodatkowe: +20 DA Rezultat zrobionej kawy: 70
— Kim jest Patton? — szepczę konspiracyjnie, dość przejęty, bo skoro już mnie przed kimś ostrzega, to biorę to sobie do serca. Zwłaszcza kiedy utknięcie w schodach uważa za coś normalnego, trochę niepokoi mnie jego skala zagrożenia. O Irytka nie dopytuję, bo ostrzegano mnie przed nim już pierwszego dnia. Jak dotąd jeszcze go nie spotkałem, ale wcale nie czuję z tego powodu. Na jego pytanie niemal od razu kręcę głową, uśmiechając się przy tym, bo choć nie wiążę z tą szkołą żadnych miłych wspomnień, to niezmiernie bawi mnie sama próba wyobrażenia sobie, że mogłoby mi się tam podobać. — O niet, wcale niet. Przepraszam, jak ja cię rozczarował — tłumaczę od razu, żeby nie pomyślał sobie, że śmieję się z niego, a nie z siebie samego — ale nie bierz sobie tego blisko do sercu, ja tam prosto nie pasował, pewnie są ludzie, którym się podoba. Durmstrang jest surowy, czasem okrutny. Wyznaje zasady, z któremi ja nie zgadzam sję. Ludzie o tym wiedzieli i im się to nie podobało. — Wcale nie chcę być tajemniczy i nie chcę też kryć w tajemnicy, dlaczego ojciec ściągnął mnie do domu – poza tym oczywiście, że po to, żebym mógł bez przeszkód tańczyć. Nie czuję się jednak zbyt komfortowo, mówiąc o tym na lekcji, to nie jest łatwa dla mnie historia. Nie chcę, by usłyszał ją ktoś, kto nie powinien. Mam ochotę zapewnić Puchona, że opowiem mu o tym innym razem, ale w żadnym wypadku nie chcę, żeby miał wrażenie, że się go uczepiłem. Gryzę się więc w język i odwracam wzrok, rzucając głupimi tekstami, na które trochę poczerwieniał. Idiota – oceniam siebie w myślach, bo nie biorę pod uwagi innej opcji jak to, że powiedziałem coś zupełnie nie na miejscu, a biedny Terry nie ma pojęcia, jak zwrócić mi uwagę, albo jest na mnie zwyczajnie zły. W efekcie mnie też zaczynają piec poliki i odwracam wzrok prosto na całujących się Wilkiego i Romeo. Z deszczu pod rynnę – tak tu się chyba mówi? Kiedy zerkam na swojego kompana, widzę, że i na nim ta scena zrobiła wrażenie i to chyba podobne, co i na nim. Więc może nie było to takie normalne? Albo po prostu to on miał z tym problem? Na moment przygryzam wargę, zastanawiając się, czy powinienem w ogóle powtarzać pytanie, a potem macham tylko ręką na znak, że to nieważne. Dochodzę do wniosku, że jeśli miałby być źle do tego nastawiony, nie chcę wyglądać tak, jakbym interesował się tematem. Nie chcę, żeby pomyślał sobie o mnie coś, co przecież i tak nie jest prawdziwe. Żeby się pomylił. — Ja tylko mówił, że w Durmstrangu mieliby za to problemy — odzywam się cicho po to, żeby trochę pokazać mu, o co chodziło mi z tą szkołą, ale też dać do zrozumienia, że nie mam z tym nic wspólnego, chociażby przez to, że w dawnej szkole nie miałbym na to szans. Po chwili myślę sobie, że może trochę przesadziłem w drugą stronę... muszę chyba przemyśleć sobie jakie stanowisko będę zajmować w takich sytuacjach, skoro nie są one wcale niecodzienne. Dużo rzeczy muszę sobie przemyśleć. Na przykład to, że głupi pocałunek wywołał we mnie dziwne ukłucie, którego nie umiem logiczne wyjaśnić. — Zamienimy się kawami? Ja wypiję twoją, a ty moją – proponuję, żeby zmienić tor rozmowy, no i rzecz jasna zajmuję się jej przygotowywaniem. Mleko wychodzi mi bez problemu, espresso również okazuje się zwykłą formalnością. Może jeszcze będzie ze mnie barista? Uważnie nalewam jedno do drugiego, starając się zostawić odpowiednio grubą warstwę pianki i chyba wychodzi mi nieźle.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Magiczna kawa: Bazyliszkowe Macchiato Pienienie mleka:84 Robienie espresso:4 Modyfikatory dodatkowe: +11(punkty z gotowania), +31(punkty z DA) Rezultat zrobionej kawy:128! Jestę baristę
-Kurwa, nie tak miało wyjść... - Mruknął pod nosem, nieco zawiedziony, a może i nawet zawstydzony kompromitacją na oczach Norwooda. Urok ślizgona słabł, ale jeszcze przez chwilę mącił Maximilianowi w głowie. -On tak serio? - Mruknął, na ten cały komplement od nauczyciela. Nie wiedział już, czy kucharz odnosi się do jego pracy na kawą Jamiego, czy też nie, ale jakoś miał wrażenie, że niektóre te komplementy są nieco nad wyraz. Przynajmniej na początku, bo jak się miało okazać, Solberg miał jakiś ukryty talent do kofeiny, co może nie powinno dziwić, gdy pomyśleć o fakcie, że kawa też zalicza się do używek. Macchiato... Jak, do kurwy, powstaje macchiato? Takie myśli chodziły dwudziestolatkowi, który zdawał sobie sprawę, że trafiło mu się dość wymagające zadanie. Spojrzał na przepis, który wyglądał jednocześnie trudno i łatwo. -Zdecydowanie wolę eliksiry.... - Mruknął do siebie, powoli biorąc się za odpowiednie przygotowanie napoju, od obsługi ekspresu rozpoczynając. -Wystarczająco dla dwóch. - Puścił Jamiemu oczko, gdy ten wspomniał coś o fakcie, że wyszło mu dużo płynu. Czy był to urok wili, czy Solberg po prostu grał, to już wiedział tylko sam zainteresowany. -Myślę, że nie potrzebujesz mojej pomocy w kwestii kawy. Poradziłeś sobie po mistrzowsku. - Hogwart zdecydowanie budził "dawnego Maximiliana", o czym ślizgon nie był pewien, co powinien myśleć, choć dopóki nie było to specjalnie szkodliwe, postanowił po prostu czekać i obserwować, co będzie dalej. -Moja? Sam oceń. - Podetknął Norwoodowi pod nos swoją idealnie przyrządzoną kawę, którą na samym wierzchu posypał cynamonem, a w spienione mleko wetknął maślane ciasteczko w ramach przekąski i dekoracji.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Tak, to była kompletna katastrofa w jej wykonaniu, ale mleko się rozlało. I to dosłownie, a nawet jeszcze lepiej - wybuchło. Dobrze, że przynajmniej dzbanek był cały, bo dodatkowe okruchy szkła czy metalu nie byłyby mile widziane i zapewne potrzebna by była ingerencja szkolnej pielęgniarki, nie wspominając o większym bałaganie do posprzątania. Teraz było źle, ale w miarę stabilnie. - Nie nie, jestem cała... chyba - powiedziała z lekkim zawahaniem w głosie, bo dopiero kiedy Gabriel się spytał, czy nic jej nie jest, uświadomiła sobie, że mleko było naprawdę gorące i mogło nieźle poparzyć. Dobrze więc, że poleciało w większości na okryte ubraniami części ciała i niewiele wylądowało jej dłoniach, szyi i twarzy. Były to jednak pojedyncze kropelki, wobec czego oprócz odczuwalnego ciepła nie było większych szkód. - Dwuznacznie? - powtarza za Marcellą z opóźnieniem, bo z początku jakoś jej te słowa umknęły. Zmarszczyła nieco brwi, ale szybko pokręciła głową, nie chcąc się nad tym dłużej zastanawiać - miała bowiem cały ten bałagan do ogarnięcia. Musiała przyznać, że słowa profesora o tym, że była to najtrudniejsza część lekcji podniosły ją na duchu, bo to znaczyło, że jej problemy nie były niczym dziwnym. W każdym razie tak sobie wmawiała. Z większą ostrożnością przeszła do następnego zadania, zabierając się za mielenie ziaren kawy, co było w rzeczy samej dość przyjemne. Cały ten proces robienie espresso nie sprawił jej już żadnej niespodzianki, ale poczuła gulę w gardle, kiedy okazało się, że musi ponownie spienić mleko, bo odgrzewane absolutnie nie może być. Sama nie widziała problemu, ale nie zamierzała się kłócić z nauczycielem, więc z ciężkim westchnieniem zabrała się i za to, choć czuła się, jakby nagle dźwigała na barkach dwa wory kamieni. Zapewne wyglądała komicznie, starając się spienić mleko i jednocześnie odsunąć jak najdalej od swojego stanowiska, tak na wszelki wypadek, ale kompletnie jej to nie obchodziło. Najważniejsze było to, że tym razem obyło się bez eksplozji i mogła w spokoju dokończyć swoją kawę. Nie pokusiła się jednak o żadne ozdabianie, zbyt zmęczona i straumatyzowana wcześniejszymi przygodami.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Magiczna kawa: chochlikowe Pienienie mleka:49 Robienie espresso: 5 Modyfikatory dodatkowe: brak Rezultat zrobionej kawy: zajebisty
Może i w pierwszym etapie nie poszło jej najlepiej, ale zawsze można było o tym myśleć jak o zdobywaniu cennego doświadczenia, które miałoby jej się przydać na późniejszym etapie przygotowywania kawy. Bowiem, gdy tylko przystąpiła do jeszcze jednej próby spienienia mleka to faktycznie jej ruchy wydawały się dużo lepiej wprawione w tym dziele. Zupełnie jakby zdała sobie sprawę z minionych błędów, które jeszcze dodatkowo jej wytknęły kręcące się w pobliżu skrzaty domowe, proponujące swoje własne rady odnośnie przeprowadzania całego procesu. Następnie musiała jedynie podążać za tym, co mówił Honeycott, starając się uważnie odnotowywać wszelkie komentarze, które chciał wygłosić. Zdawało jej się, że nawet ktoś tak nieobeznany w gotowaniu jak ona powinien zrozumieć o co dokładnie chodziło chociaż na pewno jej własne dzieło nie było jakoś szczególnie zachwycające pod względem estetycznym. Nie należała do utalentowanych w dziedzinach artystycznych, ale starała się zrobić jakieś mleczne ciapki, które na upartego można byłoby uznać za jakiś rysunek. Najważniejsze jednak, że wykonała zadanie i na niczym więcej jej właściwie nie zależało.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Magiczna kawa: syrenie latte Pienienie mleka:36 Robienie espresso:6 Modyfikatory dodatkowe: + 10 za dekoracje Rezultat zrobionej kawy: 46 - zjadliwa, ale bardziej czuć w niej czekoladę niż kawę
-Patton to personifikacja Twoich największych koszmarów. - odpowiedział równie konspiracyjnym tonem, przyjmując przy tym najbardziej poważną minę, na jaką mógł się zdobyć. - Wicedyrektor, stary maruda, niezbyt lubiany. Szkolny regulamin to dla niego świętość, chłop nie ma też za grosz poczucia humoru czy empatii. Szczerze mówiąc, jeśli zrobisz mu numer, możesz liczyć na boskie traktowanie wśród uczniów, tak bardzo go tu nie znosimy. - dodał, próbując wiarygodnie oddać reputację nauczyciela transmutacji. Czym innym była zwykła niechęć wobec pedagogów - z tym Terry spotykał się jeszcze zanim poszedł do Hogwartu, natomiast uczucia, którymi darzono w szkole Pattona, można już było spokojnie uznać za legendarne. Stary dziad sam sobie zresztą zapracował na tak złą sławę, jego stosunek do uczniów można było bowien spokojnie uznać za patologiczny. Puchon od czterech lat nie mógł pogodzić się z niesparwiedliwością losu, która uczyniła wykładowcą transmutacji najgorszego spośród nauczycieli - chłop robił tej pięknej dziedzinie złą sławę, za co piętnastolatek chował tym głębszą do niego urazę. Słuchając opowieści Ślizgona o atmosferze panującej w Durmstrangu, Terry doszedł do wniosku, że może wcale nie trafił najgorzej. Jasne, Hogwart miał swoje wady, ale im więcej czasu Puchon spędzał w czarodziejskim świecie, tym bardziej nabierał przekonania, że wiele z nich ma swoje źródła nie tyle w szkole, lecz w samym zasadach rządzących magiczną społecznością. No i czym innym była jego osobista niechęć do Brytyjskiej placówki, wynikająca z tęsknoty za domem i dawnym życiem, a czym innym systemowy Rosyjski rygor odbijający się negatywnie na młodych umysłach. Z drugiej strony musiał się zgodzić z Daniilem, na pewno są osoby, które preferują surowe podejście do wychowania - on się po prostu do nich nie zaliczał. Pokiwał głową na znak, że rozumie. Bardzo chciał zapytać, jakie dokładnie zasady chłopak miał na myśli, czy to prawda co mówią o nauce czarnej magii w Durmstrangu i jak to się stało, że Ślizgon w ogóle wylądował w Hogwarcie, nie mógł jednak znaleźć odpowiednich słów. Pomimo wyrażonej zgody czuł się niekomfortowo wypytując nowopoznaną osobę o tak prywatne sprawy. - Cóż, jak sam zauważyłeś, tutaj panuje zazwyczaj dość...chaotyczna atmosfera. - zauważył, wskazując skinieniem głowy w kierunku mijającej ich jak torpeda @Harmony Seaver, która goniła po kuchni jakiegoś bogu ducha winnego skrzata domowego. Uśmiechnął się łobuzersko, gdy Gryfonce udało się dorwać mlecznego złodzieja i wyrwać mu metalowy dzbanuszek. Jedno było pewne, nie dało się w tej szkole narzekać na nudę. - W każdym razie dopóki nie robisz nikomu krzywdy, raczej nikt nie będzie się ciebie czepiał. Jest okej. - wzruszył ramionami, zauważając ironię w całej sytuacji. Oto on, naczelny przeciwnik Hogwartu, żyjący w przeświadczeniu, że żyłoby mu się znacznie lepiej, gdyby nigdy do wspomnianej szkoły nie trafił, zachwalał placówkę przed inną osobą. Świat stanął na głowie. Wypowiedziane chwilę temu słowa zostały niemal od razu poddane próbie, kiedy dwóch bardzo bezwstydnych uczniów poczęło obściskiwać się na samym środku klasy. Całe szczęście reakcja profesora Honeycott'a zdawała się potwierdzać zapewnienia Puchona o otwartości i luźnej atmosferze panującej w zamku. Odetchnął z ulgą, ciesząc się, że przynajmniej na razie nie wyszedł na kłamcę i hipokrytę. Mówił jednak szczerze - w głębi serca naprawdę uważał Hogwart za miejsce mało rygorystyczne, być może nawet przyjazne, nie licząc czychających na uczniów niebezpieczeństw w postaci groźnych zwierząt czy roślin, wybuchających kociołków, źle rzuconych zaklęć...okej, musili popracować nad BHP, ale poza tym nie była to najgorsza szkoła, do której mógł trafić. Słyszał historie o liceach, do których trafiała problematyczna młodzież z jego rodzinnych stron i w porównaniu do nich Hogwart wypadał naprawdę nieźle. - Dlaczego? Bo pocałowali się na lekcji czy dlatego że są tej samej płci? - zapytał, może trochę zbyt bezpośrednio, bo już po chwili zapragnał cofnąć pytanie. To nie była jego sprawa. Może za bardzo wkręcił się w demonizowanie byłej szkoły Ślizgona, a może po prostu zapomniał ugryźć się w język, ale czuł, że przekroczył granicę dobrego wychowania. - Sorry, to było głupie z mojej strony. - czuł narastającą gulę w gardle. Nie dość, że wyszedł na wścibskiego buca, to jeszcze na rusofoba, zakładając, że w Durmstrangu nie tolerują innych orientacji niż heteroseksulana. Co on mógł wiedzieć, nigdy nawet nie był za granicą? Był zły na siebie za brak taktu. Rozmowa przecież szła im całkiem dobrze, zdążył polubić Ślizgona, a teraz zapędził go w kozi róg i prawdopodobnie zraził do siebie. Jak mógł to tak zjebać? Miał ochotę wyjść z kuchni i zaszyć się gdzieś na resztę dnia - a przecież byli jeszcze przed śniadaniem! Uniósł głowe i spojrzał na Daniila jak zbite zwierzę. -Przepraszam, nie chciałem Cię urazić. Po prostu mówiłeś o tych zasadach w Durmstrangu...pewnie sobie dopowiedziałem. Głupi jestem, sorry. - wyrzucił z siebie szczerze skruszony. Zrozumiałby, gdyby Daniil obraził się na niego i nie chciał z nim więcej rozmawiać, zasłużył sobie na to. Skupił sie ponownie na lekcji i zadaniu, które nadal miał do wykonania. Pomimo nerwów i wyrzutów sumienia udało mu się całkiem porządnie spienić mleko i zaparzyć zachęcająco pachnące espresso, jednak kiedy przelał zawartość obu naczyń do szklanki, okazało się, że coś ewidentnie poszło nie tak i część napoju wylała się na kuchenny blat. - Oops! - westchnął i jednym machnięciem różdżki wyczyścił ubrudzoną powierzchnię. Mając przed sobą gotową kawę, chłopak postanowił nadać jej nieco osobistego charakteru. Nie przepadał za gorzkim smakiem napoju, postanowił zatem nieco osłodzić sobie życie wlewając do środka pokaźną porcję syropu czekoladowego i zwieńczając pracę kopiastą czapeczką bitej śmietany, o którą poprosił jednego ze skrzatów domowych - sam nie ufał swoim umiejętnościom na tyle, by samodzielnie ubijać tłusty płyn. Opruszył biały kopczyk wiórkami czekoladowymi, a na koniec postanowił puścić nieco wodze fantazji i z małą pomocą zaklęć zmienił kształt jednej z kostek czekolady na postać syrenki - skądś musiała się wziąć nazwa syrenie latte, prawda? Zadowolony spojrzał na swoje dzieło, któremu było teraz bliżej do napoju kawopodobnego niż prawdziwej kawy. Chłopak podejrzewał, że jeśli ktoś wypiłby tę czekoladową bombę musiałby się liczyć z podwyższony poziomem cukru aż do kolacji, co w jego słowniku oznaczało całkowity sukces. Uśmiechnął się nieśmiało na propozycję Daniila, ciesząc się, że ten najwyraźniej nie postanowił zerwać z nim kontaktu. - Okej, ale ostrzegam, w mojej jest więcej syropu czekoladowego niż kawy. - wyszczerzył się i podsunał szklankę w stronę Ślizgona, samemu sięgając po jego latte. - Wow, to wygląda jak kawa z kawiarni. Nieźle! - pochwalił jego pracę, nim pociągnął łyk gorącego napoju. Nie przepadał za kawą, musiał jednak przyznać, że Daniil naprawdę dobrze się spisał - gorzki napój smakował dokładnie tak, jak powinien smakować i gdyby chłopak trafił na kogokolwiek innego, zapewne usłyszałby, że jego kawa jest po prostu przepyszna. - Mmm, dobre! Chociaż ja chyba jednak zostanę przy herbacie i gorącej czekoladzie. - uśmiechnął się pogodnie, po czym wpadł na pewien pomysł, jak mógłby wynagrodzić Ślizgonowi swoją wcześniejszą wtopę. - Jeśli chcesz, mogę Ci kiedyś zrobić najlepszą gorącą czekoladę jaką piłeś w życiu. Nie żartuję, to tajemny przepis, powala na łopatki każdego. Szczególnie zimą.
Magiczna kawa: Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka: 50, bo poprzednio się udało Robienie espresso:4, sukces! Modyfikatory dodatkowe: K100 za poprzednie mleko, +15 z DA, +10 za dekorację? Rezultat zrobionej kawy: 75
- Ja nic nie mogę obiecać, profesorze, to strasznie dużo cza-... - zaczął w ramach nieco bezczelnej odpowiedzi dla @Viego Honeycott, tylko trochę się oburzając faktem, że jego pocałunek - a właściwie buziak - był przecież całkiem pomocny, bo powstrzymał Wilka od dalszej dyskusji i przypomniał mu o robieniu kawy. Zanim jednak Romeo zdążył w pełni zaznaczyć swoją rację, a może po prostu dalej pożartować, to już zamierał w bezruchu, złapany przez Ślizgona do zdecydowanie bardziej ostentacyjnej odpowiedzi. - Tak na moje oko, to wrodzony talent - zapewnił chłopaka, mrugając do niego wesoło, nim nie odsunął się nieco teatralnie, wspierając dłoń na jego klatce piersiowej w próbie zakotwiczenia swojej siły. - Możesz mnie czarować ile chcesz, ale dalej marzy mi się kawa... a ja zwykle dostaję to, co mi się marzy, Wilku. Do roboty - pogonił go, szczerząc się dumnie. Zaraz i tak musieli przejść do dalszej części lekcji, chociaż Romeo nie do końca rozumiał dlaczego ma pienić mleko drugi raz, skoro dalej miał to ze swojej pierwszej (i idealnej!) próby. - Jak mi modeling nie wyjdzie, to wciśniesz mnie na baristę, co? - Szturchnął swojego partnera, bo znowu poszło mu świetnie, a przynajmniej sam tak zakładał - kawa wyglądała naprawdę nieźle i pachniała zabójczo. - Chociaż jakbyśmy mieli razem zmiany, to chyba za dużo pracy by tam nie było... - dodał pod nosem, zielonym syropem robiąc na wierzchu swojej kawy tylko trochę krzywą kratkę, którą zaraz wzbogacił nieco połyskującą posypką. - Co myślisz? - Dopytał Ślizgona, podsuwając mu filiżankę pod nos.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Magiczna kawa: chochlikowe papucino Pienienie mleka:81 Robienie espresso:5 Modyfikatory dodatkowe: - Rezultat zrobionej kawy: wyszło, to tylko sie liczy
Prychnął z oburzeniem, typowe puchońskie szukanie winy w sobie. Nie jego w końcu odpowiedzialność, że Honeycott zdecydował się zostawić skrzaty w kuchni na czas lekcji. Powinien jakoś ogarnąć przestrzeń, żeby mogli normalnie pobierać naukę, a nie wchodzić sobie z stworkami w drogę. W drugim etapie zabrał się na parzenie kawy, które poszło mu wyraźnie lepiej, niż poprzedni etap. Dobrał odpowiednią kolbę i zaparzył świetne espresso do swojego cappuccino, po czym, kiedy już żaden durny skrzat mu nie przeszkadzał, mógł normalnie i w spokoju spienić mleko. Zadowolony naszykował w odpowiednim kubku to, co miał do przygotowania i podniósł rękę: - Profesorze, czy możemy oddać się konsumpcji..? - uśmiechnął się do @Viego Honeycott.
Bocarter Wilton
Rok Nauki : VI
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175
C. szczególne : bardzo jasne włosy i intensywnie niebieskie oczy
Spienienie mleka okazało się bardzo proste. Dolawszy je do kawy stwierdził, że wyszło tak, jak powinno, gdy na wierzchu gorącego, brązowego napoju pokazała się gęsta, biała piana. Być może przyrządzone przez niego espresso nie było idealne, ale jak na pierwszy raz wyszło mu chyba całkiem nieźle. - Może być? - zapytał profesora, unosząc ostrożnie kubek z przyrządzoną przez siebie kawą, by nauczyciel mógł jej się dobrze przyjrzeć i ocenić poziom jego umiejętności w dziedzinie zaparzania gorących napojów.
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Magiczna kawa: Bazyliszkowe macchiato Pienienie mleka:33 Robienie espresso:4 Modyfikatory dodatkowe: + 8 z MG, +10 za ozdobienie Rezultat zrobionej kawy: 51 (nie ogarnęłam czy mogę założyć, że mam 50 za pienienie i rzuciłam XD jeśli mogę, to wtedy mam 68)
Było coś uzależniającego w naiwnej wierze, że naprawdę to on czaruje Romeo, a nie odwrotnie, więc i gdy tak zadowolony zerkał w jasne oczy szczerze w tę myśl wierzył, od razu jakoś tak lepiej czując się z samym sobą, większą łatwość odnajdując w nie przejmowaniu się tak swoimi porażkami. Nie zastanawiał się już więc dwa razy, nie buntował, ani nawet nie podważał danego im zadania, od razu przechylając swój dzbanuszek z mlekiem, by strząsnąć do ust spienione mleko, zanim pozwolił sobie na wyczyszczenie naczynia zaklęciem. Część ze zrobieniem espresso wydawała mu się banalnie prosta, bo i to zdążył już faktycznie opanować w pracy, skoro za każdym razem wyglądało to identycznie, różniąc się tylko wyborem ziaren do zmielenia. - Nie ma mowy, to mój teren - prychnął, niby rozbawiony, a jednak faktycznie na znak protestu, gdy spieniał już na nowo świeżo nalane do dzbanka mleko. - Zresztą jakbyś Ty tam pracował, to ściągałbyś za dużo klientów i byłoby za dużo roboty - zauważył dość rzeczowo, bo i sama myśl o tym, że miałby Romeo przez tyle czasu tak blisko, a jednak przez nawał obowiązków nie mógłby z tego skorzystać, sprawiała, że brwi ściągały mu się w drobnej irytacji, którą teraz łatwo było pomylić ze skupieniem przelewania mleka do kawy. Sam uparł się, że ozdobi swoje dzieło jedynie kawą i mlekiem, nie chcąc zmieniać jej smaku dodatkami, więc i dobrą chwilę musiał pracować w kompletnym skupieniu, by wpierw rzucić na spienione mleko Colovaria rubrum, później przy pomocy Exemplar wybijając na czerwonym tle ciemniejszy symbol, który - jak miał nadzieję - przypominał choć trochę głowę lwa. - Myślę, że obie wyglądają toksycznie przez te kolory - zaśmiał się, instynktownie odchylając głowę od podstawionej mu pod nos filiżanki, od razu próbując przejąć ją w dłoń i odstawić z powrotem na blat. - Jak już nam to zaliczy... - podjął, kiwając głowę w stronę krążącego po kuchni nauczyciela, jakby nie chciał teraz nawet wypowiadać jego imienia czy choćby profesji. - ...to spróbujesz obu i ocenisz, która jest smaczniejsza - zadecydował, od początku to Romeo widząc w roli sędziego, będąc całkiem pewny, że on sam nie poczuje większej różnicy, nawet jeśli robiliby zupełnie inne od siebie kawy.
Nieśmiały uśmiech błądził po jego twarzy, kiedy zapach kawy wydobył się pełnią aromatu ze szklanek uczniów i studentów. Viego z niezwykłym zadowoleniem oglądał poczynania wszystkich zgromadzonych aż Ślizgon z problemem agresji złapał jego atencję. - Jak najbardziej, kawa jest dla was, życzę samych przyjemności. - Upewnił wszystkich zgromadzonych, iż napoje i wiedza z tych zajęć są w pełni do ich dyspozycji. Podziękował wszystkim za przybycie, przepraszając po raz drugi za organizacje zajęć skoro świt. Zaś gdy cała gromada opuściła kuchnie, on pozostał ze skrzatami, pomagając im w porządkach i śniadaniu.
/zt dla wszystkich
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Przyszedł październik a wraz z nim niespodziewanie w głowie Puchona zmieniła się playlista z takiej codziennej na bardziej klimatyczną. Wszak każdy wie, że 11 października to już prawie 11 listopada, czyli prawie 11 grudnia, więc w sumie to już jak Szczodre Gody! Nie ma się więc co dziwić, że na ustach Polaka rozbrzmiewała piosenka Blue Cafe Święta w nas i z trudem Wacek się nie uśmiechał. Ten uderzający zapach dyń z kawiarni i pomarańczowe liście to jedynie etap przejściowy dla Królowej Zimy, której warto przygotować tron już teraz. Więc gdy tylko razem z El postanowili się zaangażować w ochronę rezerwatu w okolicy Hogwartu to chłopak miał tylko jeden pomysł w głowie do zrealizowania. W międzyczasie odlepił sobie językiem liść młodej mandragory spod podniebienia, który utknął mu, robiąc wielkie nieprzyjemności. - Wiem, że to trochę kontrowersyjny pomysł - zaczął, przepuszczając Puchonkę przez drzwi do kuchni po czym sam od razu podbiegł do palników, zmniejszając na nich ogień. - Pomyślałem, że zrobimy bigos, bo to względnie łatwe i używa się do niego wina kuchennego - spojrzał w stronę strojnych butelek, a pobliski skrzat kuchenny pokiwał mu głową z pożałowaniem. - To wino trafi do naszego bigosu. Ogólnie, będziemy trochę eksperymentować, bo nie znalazłem rzeczy, z których ogólnie jest bigos... - zaczął, wyciągając na blat roboczy przygotowane wcześniej produkty. - Dlatego mamy czykrobulwę zamiast sałaty, plumpki w miejsce mięsa, dympt jako główną przyprawę i oczywiście złotouste prawdziwki - uśmiechnął się całkiem podekscytowany. - Myślę, że zaczniemy od czykrobulwy, bo trzeba ją porządnie umyć, zagotować, posiekać i usmażyć. - Nie wiedział czy akurat ta kolejność jest właściwa, ale wcześniejsze ugotowanie tego zielska powinno pozbawić go wszelkich nieprzyjemności i miło zobojętnić smak. - Z octem - pokiwał głowa, iż tak właśnie należy zrobić.
/Jak chcesz to możesz rzucić literką, przy samogłosce czykrobulwa pęka na nasze postacie.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Możliwość podszkolenia swoich kulinarnych zdolności i zrobienia dobrego uczynku na rzecz zwierzątek, uważałam za podwójne zwycięstwo. Ponownie współpracowałam z Wackiem, nasze ostatnie działania na med-lab były owocne i przyjemne, a co dwa gary potrawy, to nie jeden. Złączyłam ręce przed sobą i dygnęłam nieco, uśmiechając się wdzięcznie za przepuszczenie mnie w drzwiach. - Dziękuje panu. - rzuciłam miękkim tonem, wkraczając do kuchni. Po ostatnich zajęcia z magicznego gotowania, miałam nie do końca miłe wspomnienia z tego miejsca. Było widać, że jestem nieco przestraszona, jakbym się spodziewała ujrzenia patelni lecącej w moją głowę. Zrobiłam kilka niepewnych kroków, trzymając się Wacława niczym jego cień. - Bigos? - uniosłam brew, zaskoczona takim pomysłem. Pomijając już fakt, że nie miałam pojęcia, co to jest. Uśmiechnęłam się do złej gry, nie mogąc się przecież teraz wycofać. - Wino kuchenne? - kolejna rzecz, która jakoś uciekała spod mojego rozumowania. Kojarzyłam wino jako coś, co ludzie piją podczas jedzenia potraw. Można go jeszcze dodać do nich? Świetny pokaz mojej wiedzy kulinarnej. - Aha...no dobra... - widać było, że nie mam bladego pojęcia, co mam w ogóle robić. Słysząc o "czykrobulwie" domyśliłam się, że chłopak się przejęzyczył i sięgnęłam po wstrętne, ślimakowate bulwy. Te oczywiście postanowiły się wybuchnąć, brudząc mnie, Wacka, pobliskie skrzaty...jednym słowem, wszystko. - Merlinie, litości. - jęknąłem, biorąc się za sprzątanie. W ten sam sposób rozpoczęłam tutaj zajęcia z gotowania, świetna powtórka z rozrywki.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Z takim niezłomnym uśmiechem uśmiechem Wacław otarł dłonią swoją twarz i resztki cieczy z rośliny wrzucił do pobliskiego zlewu. Tam też obłym twarz i trochę jak taka przegięta stewardesa uśmiechał się do @Elaine Morieu, aby ta nie poddawała się w swoich kuchennych wojażach. - Wiesz co? Nie musimy robić tego bigosu, możemy wymyślić jakiś nowy, niesamowity przepis, którego nikt jeszcze nie widział. Ty jesteś świetna z zielarstwa. Ja znam się na eliksirach. Razem mamy wszystko - powiedział to jakby naprawdę wierzył, że wierdza z tych skrajnie innych przedmiotów pomoże im stworzyć przepis, którym zaskoczą cały świat. Głównie Hogwart, ale może i świat! - Podstawowe pytanie brzmi: słodkie czy wytrawne? - On mógłby woleć słodkie, bo to łatwiejsze w pewien sposób. Jeśli coś jest słodkie to nie jest trujące. Ludzie tak funkcjonowali od wielu lat niezawodnie od początków istnienia cywilizacji. Wacek był podekscytowany na swój nowy plan. Trochę jak bohater, trochę jak łotr.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Latałam ze ścierką po całej kuchni, niczym, o ironio, posłuszny skrzat, sprzątając swój bałagan. Dość dobitnie świadczyło to o moich zdolnościach kulinarnych, skoro musiałam sprzątać po sobie, za nim w ogóle zabrałam się za robotę. Jedynym plusem tego wszystkiego był fakt, że Wacław się na mnie nie obraził, a jedynie ze spokojem doprowadził siebie do porządku. - Bardzo Ciebie przepraszam. - wydałam z siebie słabym tonem, pomagając mu w czyszczeniu swojej osoby. O sobie nawet nie myślałam, zaaferowana wybrudzeniem wszystkiego innego. - Oh, z tym określeniem to bym uważała. - poskrobałam się po potylicy, nieco się rumieniąc. Może i lubiłam zielarstwo, a rośliny nie umierały pod moim dotykiem, ale do określenia "świetna" brakowało mi tyle, jak stąd do Chin. - Em...słodkie? - domyślałam się, że ludzie chętniej kupią coś, co jest słodkie, nawet dla samej potrzeby zaspokojenia swojego "słodkiego ząbka". Powiedziałabym "z chciwości", chociaż byłoby to karcące dla niektórych osób, które po prostu słodkie lubiły. - Może jakieś ciasteczka? Takie okrągłe, czekoladowe, z nadzieniem na górze. Albo babeczki. - to były rzeczy, których nie dało się spieprzyć, co mocno podnosiło moje możliwości przetrwania tego spotkania. Miałam nadzieję, że los nie postanowi mi pokazać, że wszystko jest możliwe.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Po tym jak już wszyscy doprowadzili kuchnie do ładu i z nowa energia mogli wystartować do swoich kulinarnych podbojów, Puchon przewrócił oczyma, bo przecież względnie dobry pomysł Elaine nie jawił się jako świetny klucz do biznesu. Do punktu sprzedaży, znaczy się. - Masz rację z tym, że każdy skusi się na słodkie, ale babeczki i ciasteczka to rzeczy, który zrobi... każdy? - Pomyślał głośno, schylając się pod kuchenkę, aby wyciągnąć duży gar. Nie wiedział po co, ale dobre pomysły zawsze zaczynały się od takich niemałych rondelków. - To może zrobimy lizaki? O smaku piwa karmelowego. Albo innego orientalno-jesienno-zimowego smaku. - Postawił gar na palnik i zaglądnął do jego środka. Duża, pusta przestrzeń z echem. Rzecz wyglądała jak coś, co Wacław chciałby wykorzystać. Bądź co bardzo chciałby wykorzystać, nawet jeśli będzie to zbędny luksus. - Albo moje ukochane ptasie mleczko. Czy ty wiesz czym jest ptasie mleczko? - Zapytał z wielką fascynacją po czym spojrzał na Puchonkę bardzo przepraszająco. Od przeszło miesiąca student atakował ją dziwnymi rzeczami tak polskimi i tak dlań naturalnymi, że zapominał, iż może to stanowić wręcz niesmaczne narzucanie swojej kultury komuś. A to skrajny egoizm, którego w tym momencie postanowił się wyzbyć. Chociaż może to być jak z rzucaniem fajek.