Kiedy czas przeznaczony na pierwszą część sprawdzianu minęła, Ursulla głośno klasnęła w dłonie. Co prawda niektórzy delikatnie się spóźnili, ale miała nadzieję że te parę minut brakującego czasu nie stanowiło dla nikogo zbyt dużego problemu. W końcu starsi uczniowie powinni móc to zaklęcie rzucić z zawiązanymi oczami i zakneblowanymi ustami bez najmniejszego problemu. - Koniec czasu na pierwszą część zadania. Proszę opuścić różdżki! - Powiedziała głośno i zaczęła robić ponowny obchód po sali oceniając pracę każdego tak dokładnie jak się tylko dało. Zdecydowana część uczniów i studentów rzuciła zaklęcie rewelacyjnie co sprawiło jej nie lada przyjemność. Pozostało więc teraz ogłosić im kolejną i jednocześnie ostatnią część sprawdzianu. - Przechodzimy więc do drugiego etapu. Każdy z was przy regale posiada wyjątkowo mocno poplamioną chustę. Proszę ją odpowiednim zaklęciem wyczyścić. Macie czas do końca lekcji. Osoby które skończą wcześniej niech podniosą rękę, a podejdę i wystawię im ocenę na miejscu. - No i to by było na tyle. Z Chłoszczyścią sobie poradzili. Z tym zaklęciem też nie powinni mieć kłopotów.
Obowiązują was te same modyfikatory i zasady co w poprzednim etapie, za wyjątkiem modyfikatora spóźnienia, który już was nie obowiązuje. Z tą różnicą że tym razem musicie pozbyć się plam i brudu z chust za pomocą Tergeo. Czas macie do 27.03
Oceny:
W- 17 pkt - 20 pkt PO- 13 pkt - 16 pkt Z - 9 pkt - 12 pkt N - 5 pkt - 8 pkt O - 1 pkt - 4 pkt T - 0 pkt
k100:
WARTOŚĆ UJEMNA - Nie stało się zupełnie nic. Nie zniknęła nawet najmniejsza plamka. Nie dostajecie żadnych punktów za tę część sprawdzianu.
0-20 - Plamy stały się nieznacznie jaśniejsze, ale poza tym tak naprawdę nic się nie stało. Otrzymujesz 2 pkt za tę część zadania.
21-40 - Na pewno dało się to zrobić lepiej. Parę mniejszych plam zniknęło, ale te największe pozostały niewzruszone wobec zaklęcia. Urszula przyznaje Ci 4 pkt.
41-60 - Nie najgorzej. Większość plam zniknęła, a na chuście pozostały tylko te najciemniejsze i najcięższe do usunięcia. Profesorka wyglądała na nawet zadowoloną z efektów zaklęcia i przyznała Ci 6 pkt do oceny końcowej.
61-80 - Efekt zaklęcia z pewnością był znakomity i cieszył oko. Na chuście pozostały w losowych miejscach ciężkie do zauważenia, niemalże zlewające się z barwą chusty, malutkie plamki. Urszulka daje wam za ten etap 8 pkt.
81-100+ - RE-WE-LAC-JA. Nic dodać, nic ująć. Chusta została doszczętnie wyczyszczona do tego stopnia że zdezintegrowany został nawet kurz który został przez ten czas na niej wylądować, sam materiał wydawał się być jakby jaśniejszy. Dostajecie od Psorki 10 pkt za to zadanie.
Kodzik:
Wklejcie to na początku posta:
Kod:
<zgss>Ilość punktów w kuferku:</zgss> [url=LINK]ilość[/url] <zgss>Wynik Etapu II:</zgss> [url=LINK]k100[/url] + modyfikatory = <zgss>Punkty oceny:</zgss> zdobyte pkt za etap I + zdobyte pkt za etap II = <zgss>Zdobyta Ocena:</zgss> W/PO/Z/N/O/T
Pierwsze dni po powrocie z wakacji zawsze były trudne. Kiedy opadły już wszystkie emocje związane z długą podróżą pociągiem, spotkaniem się ze wszystkimi znajomymi i rozpakowaniem całego dobytku, trzeba było znów przyzwyczaić się do zamkowego stylu życia. Wakacyjny chaos musiał pójść w niepamięć, ale Valerie w gruncie rzeczy lubiła uporządkowany styl życia i poprzedniego wieczoru z ogromną skrupulatnością i ekscytacją uzupełniła kalendarz nie tylko planem zajęć, ale także szczegółowym harmonogramem na najbliższe dni. Liczyła, że pomoże jej to wyrobić w sobie dobre nawyki już na początku semestru, ale w głębi duszy odczuwała, że motywacji wystarczy jej może na kilka miesięcy. Rankiem drugiego września wstała dość wcześnie i spakowała się na zajęcia z zaklęć. Była odrobinę zestresowana, więc niekoniecznie miała ochotę na śniadanie. Najchętniej już od razu poszłaby pod salę i zaczęła wertować podręcznik, jednak stwierdziła, że najprawdopodobniej na nic jej się to nie zda. Dlatego mimo wszystko przyszła na śniadanie do wielkiej sali i wepchnęła w siebie dwa tosty i filiżankę mocnej herbaty bez cukru, która wcale jej nie smakowała. Po śniadaniu poszła prosto na trzecie piętro, w kierunku klasy zaklęć. Kiedy weszła do sali były w niej już dwie osoby. Żadnej z nich Ślizgonka nie znała na tyle dobrze, żeby się dosiąść, więc jedynie skinęła w ich kierunku głową i zajęła miejsce z przodu sali, po czym wypakowała na biurko rolkę pergaminu, podręcznik oraz kałamarz i pióro. Po chwili namysłu wyciągnęła także różdżkę i ułożyła wszystko równo na biurku.
//Edit: Można się dosiadać :)
Ostatnio zmieniony przez Valerie Vesper dnia Nie Wrz 04 2022, 22:39, w całości zmieniany 1 raz
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Mój stosunek do porannego wstawania jest zależny od aktualnego dnia tygodnia; w pierwszej jego części notorycznie się spóźniam, bo nie jestem jeszcze przestawiony po weekendzie, w drugiej jego części notorycznie się spóźniam, bo nie mam już energii po pierwszej części. Taki ten krąg życia. Czego się jednak nie robi dla Profesor Bennett, która już chyba trzy razy złapała mnie na korytarzu, żeby przypomnieć mi o ustawieniu pięciu budzików? Do klasy zaklęć wchodzę całkowicie pomemłany; pognieciona szata, której nigdy nie chce mi się prasować i krzywy krawat to jedne z moich znaków rozpoznawczych, bo nie wierzę w sens tych syzyfowych prac. Dopijam jeszcze kawę, która zastępuje mi poranny posiłek, bo w trudnym wyborze snu i jedzenia zawsze wygrywa łóżko. Wiem jednak, że kto jak kto, ale Bennettowa zrozumie potrzebę kofeiny. - Siema - rzucam do @Miyuki Sanada z lekko przymulonym uśmiechem, niedbale upuszczając torbę na podłogę i pozwalając sobie dosiąść się do obcej dziewczyny. Nie widzę sensu w samotnym okupowaniu ławki, więc gdy orientuję się, że nie ma jeszcze żadnych moich gryfońskich znajomków, to po prostu jest to mój znak do zapoznania się z kimś nowym. - A sorry, eee - reflektuję się, składając ręce razem i kłaniając się lekko, chociaż krzywy uśmiech na moich ustach może sugerować, że nie jestem przekonany do właściwości tego gestu. - Nie myślę jeszcze, więc pewnie towarzystwo kogoś oświeconego dobrze mi zrobi. Jinx jestem. - Moje oczy błyszczą już trochę jaśniej i żywiej niż chwilę temu, bo interakcje społeczne zawsze działają na mnie energetyzująco. Poprawiam się, podciągając jedną nogę na krzesło, by oprzeć rękę o kolano. Spojrzeniem śmiało obczajam mundurek dziewczyny. - Fajny strój, może dzięki wam u nas się wreszcie nauczą, że spinanie się o "nieregulaminowe ubranie" totalnie zabija indywidualność.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Miyuki Sanada
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : Lawendowe perfumy, srebrny naszyjnik z krzyżykiem, słyszalny obcy akcent.
Pozwoliłam sobie na chwilowe przymknięcie oczu. Wiecie, akurat na tyle by sobie odpoczęły przed lekcją. By nabrały sił do obserwowania świata i cieszenia się każdym jego detalem. Spokój i cisza, dwa moje ulubione elementy, zostały wkrótce zakłócone dźwiękiem zrzuconej torby. Dźwięk był bardzo bliski, więc otworzyłam oczy i spojrzałam w tamtym kierunku. Widząc stojącego chłopaka, który następnie wykonał coś na wzór powitalnego ukłonu, doszłam do wniosku, że "siema" było skierowane do mnie. Przewróciłam oczami, sama nie wiedząc, czy gryfon się ze mnie nabija, czy faktycznie nie do końca wie, co robi. Postanowiłam obecnie postawić na to drugie. -Jeśli chcesz się kłaniać, to nie patrz się przy tym w oczy. Jest to uznawane za obraźliwe. - Odparłam, uśmiechając się lekko.-Oh, żart na temat mojej różdżki? - Skwitowałam, zakładając ręce na piersi. Ponownie przewróciłam oczami, zastanawiając się w duchu, dlaczego los obarczył mnie jakimś śmieszkiem. Musiałam się jeszcze przedstawić, skoro on to zrobił. -Możesz mi mówić Yuki. - Rzuciłam, odwracając wzrok i patrząc się przed siebie. -Dziękuje. Tylko wiesz, od nas się wymagało różnorodności. Wy macie jednolity mundurek, który nie krzyczy prosto w twarz, że dana osoba jest lepsza lub gorsza od Ciebie. - Przynajmniej ja na to tak patrzyłam. Szczerze mówiąc, wolałabym założyć darowany mundurek i wtopić się w tłum. Wiązałoby się to jednak z licznymi uwagami ze strony moich pobratymców, które by trwały o wiele dłużej, niż ta awaryjna wymiana szkolna.
Wszystko co dobre, szybko się kończy. Ta właśnie myśl towarzyszyła jej przez ostatnie kilka dni, kiedy to wakacje dobiegły końca i nadszedł kolejny rok szkolny. Skłamałaby mówiąc, że chciała wracać do ławki i podręczników, bo nie nudziło jej się w Avalonie i chętnie by tam jeszcze została, w końcu wciąż tyle zostało tam do zobaczenia! Z drugiej strony była jednak niesamowicie podekscytowana, bo wchodziła w nowy rok szkolny z odznaką prefekta dumnie przypiętą do mundurka, tak samo jak jej siostra i kuzynka. No po prostu nie mogło być lepiej - cała ich święta trójca sprawowała tę ważną funkcję! Nie czuła jeszcze wiążącej się z tym odpowiedzialności, choć może powinna, ale dała sobie czas. Było to przecież dla niej coś zupełnie nowego, więc musiała postawić te pierwsze kroki. Po powrocie z wyjazdu, a przed rozpoczęciem zajęć musiała jeszcze udać się do sklepu i kupić różdżkę, bo przecież jej stara zginęła gdzieś w pożarze i tyle ją widziała. Dopóki nie zabrakło jej tego czyniącego cuda patyka nie była świadoma, jak bardzo była przyzwyczajona do codziennego używania magii. To wydawało się czymś naturalnym i kiedy nagle tego brakło, czuła się nieswojo. Na szczęście miała już nową różdżkę i mogła udać się na lekcję zaklęć. Nie mogłaby przecież opuścić tego przedmiotu! Weszła do sali w dobrym humorze, uśmiechem witając się ze wszystkimi, nie tylko z tymi, których znała. Z racji, że całkiem sporo miejsc było jeszcze wolnych, usiadła w rządzie zaraz od drzwi, mniej więcej w połowie i w oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć... odpłynęła myślami hen, daleko.
/można podbijać!
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Drake miałby się nie pojawić na zaklęciach? Wolne żarty. Nawet jeśli lekcji nie prowadził Alexander, tylko wicedyrektorka to jego zapał do przedmiotu pozostał tak samo wysoki jak zawsze. Poza tym raczej wiele się różnić od siebie nie będą. W końcu etykietką Profesor Bennett było to że na jej lekcjach nie dało się odpocząć i zawsze trzeba było coś robić. Nie było to złe podejście. Przynajmniej według niego. Jednak mimo wszystko osobiście dałby raczej uczniom troszkę więcej luzu. Po wejściu do klasy zajął wolną ławkę, wyjął swoją nowiutką Avalońską różdżkę, która dodatkowo była wyposażona w owijkę ze smoczej łuski, którą dostał na Malediwach kosztem kilkunastu siniaków i niemalże doprowadzenia Ruby do zawału. Zaraz za nią podręcznik i notatnik. I śmiało mógł się rozejrzeć po sali poprawiając delikatnie pierścień tojadowy, który nosił na palcu. Nie mogąc za długo bezczynnie siedzieć w miejscu w końcu otworzył swój drugi notatnik i zaczął szperać w swoich zapiskach odnośnie zaklęcia, które było w trakcie powstawania. Oczywiście zanim powstanie była masa pracy do zrobienia, a kiedyś trzeba było się za nią nie zabrać. Więc w sumie dlaczego nie w oczekiwaniu na profesorkę?
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
- Och, okej. W ten sposób? - powtarzam gest, dostosowując się do wskazówki dziewczyny z opuszczeniem wzroku. Nie pomyślałbym, że coś tak drobnego może mieć znaczenie; w naturalnym chaosie, w którym się poruszam, detale zwyczajnie lubią umykać. Cieszę się jednak na tę korektę, bo wiem, że teraz już to zapamiętam. - Brzmisz jakbyś nie doceniała mojego żartu. Ale! Spróbuj zobaczyć to w innym świetle - zachęcam dziewczynę, czując jak rozbawienie własnym humorem wprawia w drżenie kąciki moich ust i zupełnie nie zrażając się ramionami defensywnie zaplecionymi na piersi. - Jeśli nie lubisz żartów, to mogę być poważny - deklaruję zatem radośnie i promiennie, bo taki już mój urok. Nie należę do cichych osób i nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem. Uważam jednak, że mam zdolność do dopasowywania się do rozmówcy - przynajmniej jak już zorientuję się, że błaznowanie się nie sprawdza. Totalnie mogę być poważny, a Yuki nawet mi w tym pomaga. - Och, nie wiedziałem, że to tak wygląda - przyznaję się prosto, ściągając usta w zamyśleniu nad tym niefortunnie dobranym tematem i chwilę też nie wiedząc, jak z niego wybrnąć z twarzą. - Wiesz, kiedy jest się tu i widzi się postęp z kwestiami czystości krwi i tak dalej, to od razu się myśli, że wszędzie świat idzie do przodu w podobnych kwestiach... Po prostu myślałem, że to jakaś taka wasza rzecz. A jak robi się z tego jakąś szopkę z hierarchią to wiadomo, że chuj- słabo - kwituję, wzruszając ramionami. Nie mam jednak w zwyczaju zawieszać się na dołujących tematach, więc zaraz pojedynczym klaśnięciem w dłonie odgradzam się od niego.- Widzisz! Mówiłem, że mnie oświecisz. Nauczyłem się już dwóch rzeczy, a nawet nie zaczęła się jeszcze lekcja- uprzedzam cię od razu, że pod względem wiedzy nie będę najlepszą pomocą w razie czego, ale będzie super. A Bennettowa to świetna babka, nawet jeśli nie lubisz zaklęć. Lubisz? Nie lubisz? - dopytuję, zmieniając pozycję na krześle na siad skrzyżny i biorąc łyka chłodnawej już kawy.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Miyuki Sanada
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : Lawendowe perfumy, srebrny naszyjnik z krzyżykiem, słyszalny obcy akcent.
- Mmmm.... - Poprzekrzywiałam głowę na boki, unosząc wzrok na sufit, dość mocno zastanawiając się nad tą sprawą. -No, może być. - Skwitowałam ostatecznie, skinąwszy głową. Na ułamek sekundy na moich ustach pojawił się uśmieszek, co świadczyło o zadowoleniu. Wychodziło na to, że dobrze zrobiłam, nie skreślając chłopaka na start. - Ogólnie lubię, tylko jestem dość wyczulona na punkcie mojej różdżki. Irytuje mnie. - Westchnęłam, spoglądając na świecący patyk. Dlaczego nie mogła mnie wybrać taka, która przyciągała mniej uwagi? Istniało wiele rzeczy, które robiły to w dostatecznym stopniu, na cholerę postanowiono mi dać kolejny. - Postęp jest, ale nie taki, jakbyś chciał. To trochę jak walka z wiatrakami. Walczysz, ale wiesz, że i tak przegrasz. - Wzruszyłam ramionami, zaciskając przy tym usta. Nie chciałam rozmawiać na ten temat, szczególnie z kimś obcym. Kimś, kto prawdopodobnie by mnie nie zrozumiał. - Normalnie strzelę go zaraz. - Musiałam przyznać, chłopak skutecznie poprawił mój humor. Pokręciłam głową, a moje usta i brzuch zadrżały, w powstrzymywanym śmiechu. - Mówisz? Nie no, pewno przesadzasz. W zasadzie to lubię, chociaż polubiłam częściowo z przymusu. Wiesz, pomoc przy powstrzymywaniu trzęsienia ziemi i takie tam. - Rzuciłam niedbale, jakby była to pierwsza rzecz, którą robię po przebudzeniu. Pomijając fakt, ze czasami była to pierwsza rzecz, którą robiłam po przebudzeniu. Taki mały plot twist. -Chcesz trochę kawy? Mam w termosie, będzie cieplejsza. - Zaoferowałam po zaglądnięciu do kubka chłopaka i nie czekając na odpowiedź, wyciągnęłam wspomnianą rzecz i postawiłam na ławce.
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
- Noo, pewnie może trochę nam utrudnić wałęsanie się po Hogwarcie nocą, ale jakoś sobie z tym poradzimy. Dla mnie i tak jest sztos. - Macham ręką niedbale i z takim przekonaniem, jakby dziewczyna już się zgodziła zwiedzać ze mną Hogwart w nokturnowym klimacie, a przynajmniej, jakbym i tak odmowy nie przyjmował. Wierzę, że mam talent do dostrzegania potencjału znajomości, więc swobodnie sygnalizuję możliwość jej rozwoju, nawet jeśli nasza relacja miałaby potrwać jedynie tydzień albo miesiąc. - A jednak się uśmiecha! - tryumfuję zaczepnie w odpowiedzi na tę rzuconą w przestrzeń groźbę, samemu nie powstrzymując się w żadnym stopniu od śmiechu. Mam wyraźny dowód, że dobry humor jest bardziej zaraźliwy niż zły. - Okej, girlboss, ale teraz to już ściemniasz - zarzucam jej, jednak w tonie bardziej pytającym niż stwierdzającym, z mimiki Yuki nie potrafiąc jednoznacznie rozstrzygnąć, czy mówiła prawdę. Przypominam sobie jednak czasy, kiedy jeszcze mieszkałem w RPA; cienioskrzydłe atakujące wioski i to jak ludzie się organizowali, aby je przepędzić, nie było niczym dziwnym, więc w zasadzie czy casualowe trzęsienia ziemi powinny być aż tak szokujące? Niedowierzanie podszywające rysy mojej twarzy szybko przemienia się więc w uznanie. - A ja się czuję mistrzem pojedynków, jak mi Accio wyjdzie... Moja zimna kawa nie jest aż tak tragiczna, ale nie odmówiłbym przecież tej fajki pokoju doprawionej kofeiną. Dopiero gdy smakuję napoju z termosu, zauważam że jednak należące do mnie nieprofesjonalne americano, to było mocne dwa na dziesięć. - Aw, dzięki. Mam przeczucie, że jeszcze będziemy besties. Jak ci się tu w ogóle na razie podoba? Tak, wiesz, pod względem ludzi, atmosfery... Ja jak przenosiłem się z Drakensberg za dzieciaka, to chyba miałem poczucie, że jest trochę sztywniej - zawieszam na moment głos w zastanowieniu, bo jednak były to czasy tak odległe, że trudno mieć pewność. - No bo tam słyszałem o nurkowaniu z poszukiwaniem wraków statków, widziałem hazard po kątach korytarzy... Ale grunt to wbić się w grupę fajnych ludzi.
Uniosłam brwi, rozbawiona propozycją. - Ledwo się poznaliśmy i już mnie zapraszasz na nocne schadzki? Oh, Jinx. - Przystawiłam rękę do ust, zakrywając uśmiech. Moje oczy zdradzały emocje, pobłyskując radośnie. Skoro sobie tak ze mnie bezkarnie żartował, to nie pozostawałam mu dłużna. - Tylko wiesz, żeby się ze mną spotykać, to trzeba mnie najpierw pokonać na macie. - Zaznaczyłam, unosząc przy tym palec drugiej ręki. Po uspokojeniu mimiki twarzy, opuściłam ręce, patrząc się na gryfona z wielką powagą. - Nie chcę Ciebie zniechęcać, ale jeszcze żaden nie dał rady. - Puściłam mu oczko i odwróciłam twarz w drugą stronę. Pomijając fakt, że nikt się jeszcze ze mną nie bił o względy, to w aikido ustępowałam pola mało komu. Z taekwondo było już różnie, chociaż ten styl traktowałam bardziej jako rozwijający niż faktycznie użyteczny do walki. - Oj, chciałabym. Tylko nie wyobrażaj sobie, że grałam w tym główną rolę, oj nie, nie. - Pokręciłam głową, wspomagając się przy tym machaniem rękami. - To była praca zbiorowa, każdy wkładał swoją cegiełkę do całości. - Musiałam sprostować, by nie wyjść na jakąś hiper uzdolnioną czarownicę, którą nie byłam. Niedbałość wynikała z przyzwyczajenia się do tematu, powielanego od siedmiu lat. Znałam wszelkie procedury na pamięć, wiedziałam jak zareagować na dane zagrożenie i jakiego zaklęcia używać. Czyniło to ze mnie bardziej robota, zdolnego do działania pomimo zagrożenia życia. Czy w innym miejscu byłabym zdolna do czegoś podobnego, zdana tylko na bariery wykreowane przez siebie? Oj, zdecydowanie nie. - Mmmm, znalazłabym kilka plusów i minusów, więc póki co mam neutralne nastawienie. Nie czuje się tu źle, a to dla mnie najważniejsze. - Wzruszyłam ramionami, w zasadzie nie mogąc oceniać zamku po niecałym tygodniu. Byłam pewna, że najbliższe tygodnie przyniosą mi nowe wrażenia i pozwolą ugruntować nastawienie w jedną, bądź w drugą stronę.
Wakacje były dla niej tak samo fascynujące jak koszmarne. Rany po pożarze wciąż jeszcze się goiły przy pomocy eliksirów przepisanych przez uzdrowiciela, ale po rytuale z udziałem celtyckich bóstw, Ruda nie czuła się do końca sobą. Nie wspominając o tym, że dostała jakimś cudem choroby wenerycznej, to jeszcze wszystko jakby mocniej ją denerwowało, a co gorsza, czuła się osłabiona magicznie. Rozpoczęcie roku przyjęła więc z ulgą licząc, że w wirze obowiązków w końcu uda jej się odpocząć. Slytherin miał teraz nowego opiekuna i liczyła, że Profesor Whitelight będzie tak samo zaangażowany w sprawę, jak jego żona. O powody jej zniknięcia nawet nie chciała pytać, bo nie była to jej sprawa, choć fakt, że od lat znała rodzinę Dear sprawiał, że nieco ciekawiło ją, czy wszystko u kobiety w porządku. Pierwsza lekcja zaklęć w końcu nadeszła, a Irvette jak zwykle pojawiła się na niej nienagannie przygotowana. Świeżo wyprany i wyprasowany mundurek leżał na jej figurze idealnie, a srebrno-szmaragdowa bransoletka zasłaniała nieprzyjemne znamię na nadgarstku. W dodatku, na piersi dziewczyny dumnie błyszczała nowiutka odznaka prefekt naczelnej. -Możne się dosiąść? - Zapytała puchonki, obok której znalazła wolne miejsce (@Elizabeth Brandon), a jeśli ta wyraziła zgodę, de Guise zaczęła wypakowywać potrzebne przybory ciekawa, od czego zaczną ten rok szkolny. W końcu mieli gości zza granicy i zapewne musieli jakoś wyrównać różnice między poziomami nauczania w kilku, koegzystujących obecnie szkołach.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Zimno, zimno i jeszcze raz zimno. Wiedziała już, że powinna udać się do skrzydła szpitalnego i zamierzała zrobić to po zajęciach, za bardzo bowiem się trzęsła, za bardzo wszystko jej się mieszało i była pewna, że lada chwila okaże się, że ma gorączkę. Skoro jednak zdecydowała się przyjść na lekcję, zamierzała wysiedzieć tutaj do samego końca, a później skierować się bezpiecznie we właściwe miejsce i pozwolić na to, żeby pielęgniarka faktycznie sprawdziła, co się z nią działo. Czy to, co ją spotkało było jedynie zwykłym przeziębieniem, czy może czymś poważniejszym, na co powinna o wiele bardziej uważać? Niezależnie od wszystkiego, wyglądało na to, że miarka po prostu się przebrała i nie było sensu dalej się nad tym zastanawiać. Pomachała siostrze (@Elizabeth Brandon), ale widząc, że ta siedzi już z Irvette, przeszła kawałek dalej, by zająć pierwsze wolne miejsce. Nie chciała nikomu się narzucać, bo wyglądało na to, że faktycznie wkrótce zamarznie albo zacznie smarkać, albo robić coś podobnego, więc wolała, w miarę możliwości, zostać sama, żeby nie czuć się tak źle z tym, co się działo. Nie wiedziała, na ile było to możliwe i czy za chwilę nie zostanie przesadzona w inne miejsce albo zmuszona do jakiegoś pojedynku, ale póki co grzała się w ciepłym swetrze, starając się przypomnieć sobie, kiedy i gdzie mogła się tak naprawdę czymś zarazić.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Dzień dobry, czy coś. Carly czuła się, jakby wstała dzisiaj lewą nogą i nie miała pojęcia, skąd dokładnie jej się to wzięło, ale ani trochę jej się to nie podobało. Nic zatem dziwnego, że zabrała pod pachę buławę, którą otrzymała od Dagoneta, uważając, że ten cudny przedmiot największego z żartownisiów, był dokładnie tym, czego potrzebowała. Nie miała pojęcia czemu tak naprawdę, ale gdy go nosiła, odnosiła wrażenie, że wszystko było jakieś takie lepsze, chociaż może to działała już jej podświadomość i chęć, żeby życie właśnie takie było, a nie inne. Tak czy inaczej, wpadła do klasy niczym burza gradowa, mając poczucie, że być może już się spóźniła, ale okazało się, że jakimś cudem do tego nie doszło. Ba! Była nawet na miejscu przed swoim bratem, co musiała potraktować, jak jakieś święto narodowe i odnotować w pamiętniku złotymi zgłoskami, by mieć pewność, że nie zapomni tak niesamowitej, tak oszałamiającej daty, jak ta właśnie. - Liz? Pójdziemy później zjeść ciasteczka? - zapytała @Elizabeth Brandon, machając do niej przy okazji, kiedy już zajęła jakieś miejsce, zastanawiając się jednocześnie, czy powinna w ogóle zwracać na siebie uwagę, skoro miała wrażenie, jakby siedziała na beczce z prochem i za chwilę miała po prostu wylecieć wraz z nią w kosmos. Może to było możliwe? Sama nie wiedziała, ale właściwie była skłonna spodziewać się dokładnie wszystkiego i przeżyć dokładnie wszystko. Od czasu, kiedy na Avalonie spotkało ją tak wiele dziwów i szaleństw, była skłonna wierzyć w dosłownie wszystko, bo przecież życie uwielbiało ją zaskakiwać.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Ani nie przylazł tutaj z przymusu, ani z wielkich chęci, nic z tych rzeczy. Po prostu ruszył dupę z domu, żeby się czymś zająć i na czymś skupić, a zajęcia z zaklęć mimo wszystko były mu potrzebne. Tym bardziej teraz kiedy nie był w stanie poradzić sobie z uzdrawianiem, co go w chuj frustrowało i powodowało, że nie miał najmniejszej ochoty spędzać czasu w czterech ścianach, gapiąc się na sufit i zastanawiając się, jakim kurwa cudem do tego w ogóle doszło. Znaczy się, wiedział, domyślał się i zastanawiał się, co ma właściwie z tym gównem zrobić, ale skoro nie wiedział, to nie był pewien, do kogo powinien z tym pójść. Takie błędne koło, ale im dłużej się nad tym zastanawiał, tym wszystko robiło się gorsze i doszedł do prostego wniosku, że po prostu musi najzwyczajniej w świecie się czymś zająć. Przyszedł o dziwo na czas, omiótł pomieszczenie wejrzeniem, nie zastanawiając się nawet za mocno nad tym, kto tutaj właściwie przylazł, ostatecznie zajmując pierwsze wolne miejsce, by zaraz ziewnąć i wesprzeć głowę na dłoni. Zastanawiał się, czy Oli zechce się ruszyć na zajęcia, bo spędzanie ich bez kogoś znajomego było naprawdę w chuj nudne, ale też nie zamierzał do niej pisać i prosić, żeby się zjawiła, jakby był dzieckiem, które sobie nie poradzi bez maminej spódnicy. Inna sprawa, że ten deszczyk i dość beznadziejna pogoda dodatkowo go wkurwiały, toteż sprawiał obecnie wrażenie zdecydowanie bardziej tykającej łajnobomby, niż do tej pory.
______________________
Never love
a wild thing
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Skoro już kończyła w tym roku szkołę, to zamierzała skorzystać z tych ostatnich kilku miesięcy i pocisnąć, żeby jeszcze się czegoś nauczyć. Z zaklęć nigdy nie była orłem, chociaż i tak była z siebie zadowolona, bo kiedyś było o wiele gorzej. Cieszyła się każdym nauczonym i wyćwiczonym zaklęciem i chociaż nie mogła się pochwalić tak pokaźną wiedzą jak co poniektórzy w jej wieku, to zupełnie jej to nie przeszkadzało. Była dobra z czego innego i tego się zamierzała trzymać. Skupiała się już głównie na dziedzinach, które po prostu jej szły i miały przydać się w niedalekiej przyszłości, a zaklęcia się do tego zaliczały. Co jak co, ale były jednak niezwykle przydatne. Dlatego też przywklokła swój tyłek do klasy, nie zabierając ze sobą nic szczególnego, bo w ogóle wypadło jej z głowy, żeby zabrać jakieś pierdoły poza różdżką, kawałkiem pergaminu i czymś do pisania. Nawet książki ze sobą nie miała, ale liczyła, że najwyżej ładnie się kogoś uśmiechnie i ją sobie załatwi. I chyba wiedziała, na kogo padnie, kiedy w sali zauważyła znajomą postać. - Wyglądasz kwitnąco - prychnęła na przywitanie, siadając na krześle bokiem, tak aby być przodem do Maxa. - Musisz podzielić się ze mną swoim sekretem, bo normalnie oddam wszystko, żeby też tak wyglądać! Rok szkolny dopiero się zaczął, a ty pewnie już nie możesz odgonić się od napaleńców - dodała z widocznym na twarzy rozbawieniem. Po chwili jednak spoważniała, bo mimo wszystko Max nie wyglądał najlepiej i nie wiedziała, czy to tylko kwestia złej nocy i zmęczenia czy kryło się za tym coś więcej. - A tak serio, wszystko okej? Gdybym cię nie znała, nie wiem czy bym się dosiadła, bo sprawiasz wrażenie, jakbyś chciał kogoś zabić.
Powrót do szkoły był swojego rodzaju wybawieniem. Nawet zaczynała tęsknić za chodzeniem na lekcje i odrabianiem prac domowych. Nie żeby tych wakacyjnych było jej mało... Najbardziej brakowało jej wygodnego łóżka w dormitorium. Po stokroć dziękowała w duszy dyrekcji, że była skłonna pozwalać studentom na zamieszkiwanie zamku. Wiedziała, że była w mniejszości, bowiem większość wolała iść do pracy i wynająć lub nawet kupić coś swojego, jej jednak nie spieszyło się aż tak. Miała jeszcze dwa lata. Dwa lata potencjalnie niezmącone obowiązkiem osiągania stałego przychodu, by w ogóle przetrwać od pierwszego do pierwszego. Z racji odsunięcia się od rodziny nie posiadała perspektyw na duży udział w spadku, a Zonko zraziło ją do pracy w Hogsmeade już zupełnie. W sali było już dość sporo osób. Dostrzegła @Eugene 'Jinx' Queen zagadującego jedną z przyjezdnych. - Cześć - rzuciła w kierunku chłopaka, uśmiechając się delikatnie. Budził w niej niemałe pokłady sympatii, poniekąd zazdrościła tej nowej, że miała okazję poznać go po raz pierwszy. Nie zamierzała się jednak dopychać do ich ławki i wciskać się w rozmowę, podążyła więc gdzieś, gdzie jeszcze było wolne miejsce. - Będziesz dziś na mnie skazana - zapowiedziała @May Jupiter Farris, dosiadając się obok.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Choć normalnie był tą osobą, która uważa, że im więcej, tym lepiej, a im głośniej, tym weselej, tak teraz co chwilę pojawiała się w jego głowie samolubna myśl, że przybycie do Hogwartu przyjezdnych uczniów zupełnie odebrało jemu samemu ten element wyjątkowości. Choć był tak samo nowy, a nawet i bardziej samotny, nie otrzymywał tak wiele wsparcia, jak otrzymywali kręcący się wszędzie wokół Przyjezdni - z drugiej jednak strony, jako oficjalny Gryfon, był nim jak na razie głównie w teorii, często mając problem z odnalezieniem portretu Grubej Damy, swoich współdomowników kojarząc na tyle wybiórczo, że i rozpoznawał ich wciąż jedynie po czerwono-złotym krawacie. I to właśnie tych kolorów szukał, gdy tylko wparował do klasy zaklęć, w pierwszej chwili chcąc dosiąść się do @Eugene 'Jinx' Queen, by jednak zrezygnować z tego pomysłu, gdy zobaczył siedzącą z nim Azjatkę. Pomachał mu więc tylko samymi ozdobionymi metalem palcami, gdy mijał go z uśmiechem, zaraz łapiąc wolne krzesło, by usiąść na nim przodem do oparcia, a więc i przodem do zajmujących ławkę wcześniej @Maximilian Brewer i @Aleksandra Krawczyk. - Ach, a więc to właśnie ta chęć mordu mnie zwabiła - wyrzucił z siebie zamiast powitania, udając teatralną mieszankę zaskoczenia z zadowoleniem przez rozwiązaną nagle zagadkę. - Max przynęta-na-napaleńców Brewer, zgadza się? - podpytał dla pewności, wykorzystując urywek podsłuchanej w drodze rozmowy, niby mrużąc nieco czujniej oczy, a jednak i tak pozwalając, by drobny uśmiech wciąż czaił mu się w kącikach ust, rosnąc jeszcze mocniej, gdy przeskoczył uwagą do Puchonki, dopytujac: - A więc Max i....?
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zmiany, zmiany, dużo zmian. Tak można było określić ostatnie tygodnie w życiu Brooks. Nowy klub, nowy rok szkolny, nowi ludzie z Meksyku i Japonii, którzy próbowali odnaleźć się w szkockiej szkole. No i pewien Szkot, który zamieszał jej w głowie. Do tego nowy opiekun domu i fakt, że Voralberga już nie było z nimi. A szkoda, bo naprawdę lubiła tak jego, jak i organizowane przez niego lekcje. Nie zmieniło się tylko jedno – jej podejście do nauki zaklęć. Kiedy pojawiło się ogłoszenie o lekcji, nie zastanawiała się dwa razy. Poprawiła idealną zresztą grzywkę, założyła odprasowany mundurek, zawiązała niebiesko-miedziany krawat i spakowała do swojego miejskiego plecaka podręcznik, co nie było łatwe, biorąc pod uwagę rozmiary czarodziejskich podręczników. Trzęsła się przy tym z zimna i powoli przyzwyczajała się do myśli, że musi odwiedzić skrzydło szpitalne, bo eliksiry nic nie dawały. Rzecz jasna nie zapomniała oczywiście o najważniejszym i do udziału w lekcji namówiła (a nie zmusiła!) Edgcumba. I to właśnie z nim u boku pojawiła się dziś na lekcji, czy tego chciał, czy nie. To był jej ostatni rok i zamierzała wykorzystać go w pełni, żeby stać się czarownicą, która w życiu poradzi sobie ze wszystkim, nie tylko z tłuczkiem.
- Słyszałam, że jest teraz w Kanadzie i szuka tej swojej aktorki. – Podzieliła się z Augustem najświeższą ploteczką dotycząca ich byłego opiekuna. - Choć mi się wydaje, że to bullshit i pewnie coś mu się stało, niestety.
Po wejściu do klasy rozejrzała się dokładnie po wnętrzu, machinalnie poprawiła krawat, przywitała się skinięciem ze wszystkimi i usiadła przy jednej z wolnych ławek, sięgając z miejsca po sudoku. Dziś poszła na łatwiznę i wybrała jedno z tych prostszych.
Wstaję o świcie, czego kurewsko nienawidzę, kłócę się z Augustem o łazienkę, jem szybkie śniadanie w Poziomce i ochoczo biegnę po @Freddie Moses pod jej chatę, bo wspominała coś wczoraj, że planuje się wybrać na zaklęcia, wcale nie dlatego, że trułem jej o to dupę kilka dni non stop. Gdy zastaję ją jeszcze w szlafroku, z trudem staram się nie wydrzeć mordy na całe Hogsmeade – poganiam ją, żeby zbierała dupę, bo to dopiero pierwszy tydzień zajęć, a ja już mam dość, a kiedy jest gotowa, teleportuję nas szarmancko pod bramę Hogwartu. – To jest kpina, że Urszulka nam każe być na ósmą, chamstwo w państwie. Jadłaś coś? Bo wziąłem parę czekoladowych żab i jakieś zeschnięte kabanosy – zagaduję niezobowiązująco i popylam do klasy. – Nawet loków nie ułożyłem, bardzo widać?? Jeśli tak to udawaj, że jestem piękny jak zawsze – przeczesuję włosy (bezskutecznie), poprawiam mundurek i wbijam do sali. Po drodze do ostatniej ławki klepię w ramię @Augustine Edgcumbe i cmokam @Julia Brooks przelotnie w policzek w ramach przywitania, bo wydaje mi się, że po naszych hazardowych wieczorkach w Avalonie jesteśmy już pełnoprawnymi psiapsi, zwłaszcza, że buja się z moim najlepszym ziomkiem. Zasiadam wygodnie na krześle, wyciągam podręcznik jak typowy Krukon i zerkam na Fredkę. – Wisisz mi dwadzieścia galeonów – oznajmiam, a kiedy widzę jej zdumiony wzrok to dodaję: – Odebrałem tygrysią koszulę z pralni. Typiara wzięła mnie za menela i liczyła wszystko co do knuta. No, możesz mnie ewentualnie w ramach rekompensaty zabrać dzisiaj do pubu i stawiać drinki jak jakiś sugar daddy. Czy tam mommy – mój nonszalancki ton to tylko przykrywka; po naszej szalonej imprezie pełnej bimbru i intensywnych emocji i przeżyć w moim pokoju perfekcyjnie udaję, że jest wszystko git między nami i żartuję rubasznie jeszcze bardziej niż zwykle. – Ale bez rzygania tym razem – zastrzegam od razu, przypominając nasz deal.
______________________
i read the rules
before i break them
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Jak to się stało że młody Krawczyk zjawił się na lekcji, która była obowiązkowa? Tak się jakoś stało, że zaklęcia, należały do tych przedmiotów które Sam nawet lubił ale nie aż tak co ONMS one są na pierwszym miejscu. Łatwe, proste, nie trzeba być geniuszem chyba, żeby być dobrym z tego przedmiotu. No to sobie pomyślał że się zjawi, a co! Nie wiem, co by się musiało stać, żeby Puchon ubrał na siebie mundurek szkolny (przecież składał się on ze spodni.) Ubrany więc w najzwyklejsze jeansy i koszulkę, zarzucił na siebie tylko szatę, w sumie tylko dlatego żeby nie było Wiktorowi zimno. Wpadł do klasy, robiąc przy tym masę hałasu jak to Rudzielec. Przywitał się z obecnymi w klasie ze swoim wrednym uśmieszkiem i wzrokiem znalazł swoją siostrę mijając jej ławkę siadając nieco dalej. Czekając na rozpoczęcie zajęć przygotował się również i Krawczyk.
można się dosiąść
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Nie wiem jeszcze na jakie zajęcia zamierzam chodzić i zdawać z nich egzamin, oprócz oczywiście wróżbiarstwa. A ponieważ to początek roku - wcale nie widziałam konieczności angażowania się tak prędko we wszystko co się pojawi. Najpierw musiałam przystosować się do trochę wcześniejszego wstawania. I zaczynam żałować, że zaczęłam się ziomkować z Tomaszem kiedy ten okazuje się być jakieś dziesięć razy bardziej pilny niż ja. I liczyłam trochę na to, że powiem na odpierdol ok pójdę, a potem nie wstanę i wyrażę swoje nieszczere ubolewanie. Ale nie, bo Maguire pojawił się w moim mieszkaniu. Zaspana, w różowym szlafroku nałożonym na piżamkę otwieram drzwi z niemałym zdumieniem. Całe szczęście nie korzystam z mejkapu, to wskoczyłam w mundurek i dresik, który udawałam że jest spodniami od kompletu, umyłam mordę, zęby i mogłam wychodzić. - Nie jem śniadań - mówię ledwo przytomna na jego słowotok na dzień dobry. - Co? - dodaję z niewielkim ogarnięciem, zerkając na jego loki i wyciągam rękę, by dotknąć jego głowy, jakbym chciała sprawdzić czy jego włosy różnią się fakturą bez nałożonej odżywki. - Jest ok - mamroczę, bo nie wiem teraz jakie było pytanie. Ja też wchodzą do klasy pyrgam @Julia Brooks, zanim nie kładę się na ławkę zmęczona życiem. - Co? - powtarzam dziś już kolejny raz tą elokwentną wypowiedź, kiedy te pitoli tym razem o jakimś praniu. - To jedna trzecia mojej wypłaty - zauważam trochę niedowierzająco, kiedy ten mi rzuca taką grubą sumę do oddania. - Tomaaaasz jak możesz mieć tyle energii z rana. Daj mi po prostu się zdrzemnąć zanim nie zaczniesz mnie zapraszać na piwo, żigolaku - oznajmiam i by podkreślić chęć odpoczynku kładę się na jego kolanach, biorę jego dłoń i kładę sobie znacząco na łbie, by podkreślić że ma mnie słodko głaskać a nie ględzić. Nawet jeśli on jest trochę speszony naszą relacją po wspólnej imprezie i jej następstwach, ja wcale nie jestem!
Wbiegła do klasy niczym tornado, w popłochu rozglądając się po sali. I pomimo wielu znajomych twarzy, tylko jedna była na tyle bliska, że bez wahania ruszyła w jej stronę. Już się miała wycofać, dostrzegając u boku Jinxa jakąś azjatycką piękność, a przecież jej obowiązkiem było wspieranie go w podrywie, kiedy dziewczyna zerwała się z miejsca i wyszła. Klapnęła obok przyjaciela, posyłając mu skonsternowane spojrzenie. - Jest frajerką, skoro nie doceniła twojego bezcennego towarzystwa. Ale nie ma tego złego, bo będziemy dźwigać ten krzyż razem - oznajmiła mając na myśli lekcję i cmoknęła go na powitanie w policzek, mając nadzieję, że jej fenomenalne towarzystwo i ten ciepły gest będą idealnym pocieszeniem po nieudanym zacieśnianiu więzi z imigrantami. - Nie chcesz czasem zgrzewki polo cockty? Zostało nam w chuj asortymentu po imprezie i wala nam się to wszystko po mieszkaniu. Chciałam rozdać tym nowym, ale Bogdan słusznie stwierdził, że nikt od obcych nie przyjmie takiego daru. Swoją drogą, to trochę skandal, że nie dostali żadnych broszurek odnośnie naszej szkoły. Wczoraj chyba przez pół godziny tłumaczyłam komuś, że Irytek szkaluje wszystkich jak leci i że to nie jest żaden kiepski dowcip ze strony Hogwartu. Z tego co zrozumiałam to rozkurwił typowi z Mahoutokoro miskę ryżu na głowie, taki jebany dowcipniś - rozgadała się, beztrosko kładąc nogi na kolanach Jinxa. - A, i w ogóle słuchaj tego. Wysłałam Fiadh parę fotek z urodzin i jakimś cudem dojrzała jak w tle popierdalam autem. Niestety pamiętała też, że nie mam prawka i spójrz kurwa na to - otworzyła wizbooka na konwersacji z matką, demonstrując Gryfonowi kurwitnie długą wiadomość otrzymaną od rodzicielki. - Jak myślisz, ile czasu mi jeszcze zostało zanim mnie zabije?? Czy Holly mnie zaadoptuje? Oby, wkupię się w rodzinę nawet egzotycznym polskim winem.
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Akurat na zaklęcia nawet nie musiała mnie namawiać! Może i byłem świetnym transmutatorem, ale do zaklęciarza mi jeszcze sporo brakowało. No dobra, może i wczesna godzina mnie odrobinę odrzucała. Okazało się, że zarówno i ja i Tomasz wcześniej umówiliśmy się by dotrzeć na zajęcia z naszymi partnerkami z imprez. Więc lądujemy w kiblu praktycznie razem, w końcu myjąc zęby w tym samym momencie. Na przywitanie z Brooks, całuję ją lekko, pośpiesznie w usta i łapię za rękę. Po drodze poprawiam jeszcze rozchełstany lekko krawat, koszulę i raz po raz zerkając dziewczynę, kiedy ta ględzi coś o Alexandrze. Był on nauczycielem, który mnie kompletnie nie interesował. On rzadko ze mną gadał, bo też nie byłem nikim kto wymagałby jakichś pogadanek, więc nasze podobne charaktery sprawiały że small talki nie były nigdy obecne. - Po całej Kanadzie? - pytam na tą nieprawdopodobną historię i unoszę do góry brwi. - Mam nadzieję, że to prawda - dodaję jeszcze bynajmniej nie z troski o Alexa, że coś mogło mu się stać. A zwyczajnie - mam nadzieję że błąka się po kraju i szuka kobiety, którą kocha, nie mając pojęcia gdzie zacząć. Wydaje mi się to świetnym plot twistem w życiu Voralberga. Wchodzimy do sali, siadamy gdzieś tam, a ja zaglądam przez ramię Julki kiedy robi sudoku. - Źle - miło zauważam miejsce gdzie wstępnie wpisała jakąś liczbę. - Ej, Julka, idź do Skrzydła Szpitalnego - dodaję jeszcze bo już od kilku dni drży jak osika i nic z tym nie robi. Gdzieś w międzyczasie klepię w odwecie wchodzącego Tomka.
I'm almost never serious, and I'm always too serious.
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
No i zaczęło się rok szkolny. Wakacje zbyt szybko zleciały, zdecydowanie, a także nieuchronnie zbliżało się, to czego Payton obawiał się najbardziej. Nauki, zdawania czy też dorosłości. Już dawno powinien opuścić szkolne mury, lecz kochał studiować. Oczywiście, że nie chodziło o naukę, ani nawet o gorące grono pedagogiczne (no może odrobinkę), zależało mu bardziej na tej iluzorycznej wolności. Brak żadnych zmartwień, egzaminy, zakrapiane imprezy alkoholowe i młode ciałem, jak i duchem studentki to był raj; nic dodać, nic ująć. Na swoje eleganckie ciuchy, założył szatę z godłem slytherinu, to mógł jakoś przeboleć, jednak nienawidził okropnie mundurku, zestawu typu biała koszula, krawacik typowo wiejska stylówa. Jeszcze, gdyby to było w jakimś guście... Westchnął, poprawiając swoją fryzurę, na którą użył dosłownie kapę żelu, aby kosmyki nie latały w nieładzie. Wyperfumował się jakimś różanym kadzidłem, którego używał w piątki, po czym ziewnął, zdając sobie sprawę, która jest godzina. Lekcje powinny być zakazane o tak wcześniej porze. Cud, że w ogóle wstał na czas. Wchodząc do klasy, zaczął rozglądać się za wolnym miejscem, rzucając powitalne spojrzenie @Eva Castel z typowym dla siebie uśmieszkiem adoratora, przeleciał zielonym spojrzeniem po @May Jupiter Farris czując niepokojące zimno w krzyżu bo laska go trochę przerażała. Pochwycił spojrzenie seksownej, rudej pani prefekt obowiązkowo (@Irvette de Guise), ale bez żadnych uwodzicielskich zagrywek, całkowicie na poważnie z szacunkiem. Brakowało mu, żeby sobie narobił kłopotów już na samym początku... Machnął jeszcze do @Marla O'Donnell wysyłając jej niesamowity uśmiech. Po reszcie śmignął na krótko, zatrzymując się trochę na dłużej przy dziewczynach, a tak to zdał sobie sprawę, że wszyscy są zajęci gadką, szmatką i siedzą z kimś tam. Większość oprócz outsiderów, frajerów i reszty odszczepieńców, do których nie chciał należeć. Tyle lat w tej budzie, a on z każdym rokiem czuł się, jakby już tu nie pasował. Może uważali go za jakiegoś przygłupa. Nie zdać ze dwa lata... Każdy mógł tak pomyśleć. Spojrzał przed siebie na siedzącą w pierwszej ławce @Valerie Vesper. No trudno, będzie siedział z jakąś małolatą. - Dosiadam się, chyba że czekasz na jakąś kumpele, faceta? Trudno usiądzie z kimś innym. Jesteś skazana na mnie. - Niby to zapytał, a jednak nie czekając na jej odpowiedź, zajął obok dziewczyny miejsce, rzucając szarą torbę z książkami obok krzesełka.
Dante Feliciano Cavazos
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Pojedyncze tatuaże na ciele, charakterystyczna hiszpańska uroda, nosi kolczyki, liczne bransoletki oraz wisiorki.
Jeszcze te kilkanaście dni temu wygrzewał się na plaży w Kadyksie i korzystał ile tylko można z danych mu wakacji. Nie żeby jego całe życie nie było wiecznymi wakacjami, jednakże do szkoły musiał wrócić. To oznaczało, że nie tylko musi zrezygnować z wolnego, ale też tego przyjemnego hiszpańskiego ciepełka, za którym najbardziej tęsknił, mieszkając w Wielkiej Brytanii. Oczywiście po dwóch latach studiów zdołał się trochę przyzwyczaić do tego deszczowego, zdecydowanie chłodniejszego klimatu, ale zawsze przed wyjazdem z rodzinnego domu musiał ponarzekać. Jakkolwiek był blisko ze swoją siostrą, tak chyba najbardziej się cieszyła, kiedy tylko Dante opuszczał Hiszpanię. W końcu znosiła jego humory przez bite dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego...
Za sobą miał już kilka lekcji, jednak nadal bardzo ciężko mu się wstawało, szczególnie o tak nieludzkiej godzinie jak szósta rano. Niby powinien być do tego przyzwyczajony. W końcu na sesje zdjęciowe nierzadko musiał wstawać jeszcze wcześniej, ale na swoją obronę... podczas roku akademickiego tych sesji miał mniej, więc teoretycznie mógł poleniuchować.
No przynajmniej nie dziś.
W końcu nie dość, że musiał zdążyć na lekcje to jeszcze trzeba było zadbać, o to by odpowiednio wyglądać. Poranna toaleta zajęła mu jak zwykle długo. Po jej zakończeniu nie pozostało mu nic innego, jak biec ile sił w nogach, by zdążyć do klasy na zajęcia z zaklęć.
Wpadł, kiedy wiele miejsc było zajętych. Na szczęście znalazł coś wolnego w drugim rzędzie. Dość strategicznie, chociaż wolał siedzieć nieco dalej od nauczyciela. W końcu drugi rząd był wystarczająco blisko biurka, by nie daj boże nauczycielka go zauważyła i zadbała mu pytanie, na które powinien znać odpowiedzieć. A jak wiadomo przez wakacje czasami głowa wietrzała z wiedzy.
Ubrany w tradycyjny mundurek, z torbą pod ręką, wpadł więc nieco zdyszany do klasy. Szybko zajął swoje miejsce i zaczął się wachlować ręką. Jak wcześniej narzekał, że jest tutaj zimno, tak teraz po małym porannym wysiłku, mógłby wręcz błagać o nieco chłodnego wiaterku. Rozpiął pierwsze dwa guziki swojej koszuli, by dopuścić nieco więcej powietrza.
Ósma rano nie była wymarzoną porą na rozpoczęcie zajęć, zwłaszcza w piątek, kiedy człowiek był styrany całym tygodniem i myślami już przy weekendzie, na który miał ambitne plany degustacji prezentów imieninowych, których otrzymał tyle, że musiał sobie w mieszkaniu wyczarować praktyczny pawlacz, żeby mieć gdzie schować te zapasy. Zwłaszcza, kiedy człowiek nie zmrużył w nocy oka, bo niańczył prosiaka. - Jak Urszulka z rana nam każe robić coś bardziej wymagającego niż Aquamenti, to ją osobiście wypierdolę przez okno - zagroził, zrównując krok ze zmierzającą w stronę klasy @Ruby Maguire i wystawił rękę żeby zbić jej powitalną, gryfońską piąteczkę, lekko tak, bo nie pamiętał już którą łapkę miała świeżo przyszytą, a nie chciałby jej znów upierdolić - Nic nie spałem w nocy, Fredka pozwoliła świnksowi zrobić drzemkę w dzień i potem jebaniec mi kopytkował po chacie chyba do czwartej rano, wyobrażasz se? Czasem mam ochotę go odesłać do Avalonu. Kabanoska? - pożalił się koleżance, przy okazji częstując podgryzanym w międzyczasie smakowitym polskim specjałem, pozostałością z imprezki. Weszli do klasy, szukając wolnego miejsca, najlepiej gdzieś z tyłu, po drodze mijając wiele znajomych twarzy, z którymi Bogdan się witał mniej lub bardziej wylewnie. Oczywiście na lekcji nie zabrakło ambitnego mecenasa @Thomas Maguire, który w obsceniczny sposób obściskiwał się na krześle z Fryderyką. Żenada, no ale skinął im głową w sympatycznym, dżentelmeńskim geście i oburzony rzucił na stronie do jego siostry: - No, niektórzy to nie mają wstydu, rozumu ani godności. - po czym zajęli miejsce w FAJNIEJSZEJ części klasy, niedaleko @Marla O'Donnell i @Eugene 'Jinx' Queen, których również przy okazji powitania poczęstował uprzejmie kabanosami. Wreszcie zasiadł obok Rubsona w ławce za @Drake Lilac obłożonego notatkami jak przed egzaminem. - No co ty Drejk, jeszcze się nie zaczęło a już zakuwasz? - rzucił do ziomeczka, wyrzucając niedbale na blat różdżkę i wyświechtany podręcznik.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Nie jestem pewny, co dokładnie sprawia, że przyjezdna decyduje się zerwać z krzesła i wyjść z klasy. Trochę przegapiam ten moment, bo moje spojrzenie przywołane powitaniem mimowolnie ucieka za @Eva Castel i jej uroczym uśmiechem, a potem w drodze powrotnej zahacza jeszcze o @River A. Coon, któremu również odpowiadam uśmiechem. Mruczę więc tylko mało inteligentne "aha" w plecy dziewczyny, ale na szczęście wszystkie moje ewentualne smutki i troski mogą zostać zażegnane w momencie pojawienia się @Marla O'Donnell. No i bądźmy szczerzy, podrywy podrywami, ale nie ma to jak towarzystwo bff. - Pytasz się - odpowiadam tylko z rozbawieniem, bo więcej nawet nie jestem w stanie wtrącić pod słowotokiem, który tak naturalnie wylewa się z ust Marleny. Wiem, że powinienem zachować powagę i pokręcić głową na to skandaliczne zachowanie Irytka, ale nic nie mogę poradzić, że wyrywa mi się szczere parsknięcie. - Jakbyśmy się Irytkiem reklamowali, to by woleli ręcznie odbudowywać tę swoją szkołę, czy co im tam się stało. - Przy Marlenie na szczęście nie muszę udawać, że słuchałem tłumaczeń podczas powitania, bo oboje wiemy, że bardziej zajęty byłem studiowaniem nowych intersujących twarzy. Kładę dłoń na łydce przyjaciółki, smyrając ją lekko w okolicy kostek. - O chuuuj. Co ona, z lupą te fotki oglądała? - dziwię się, bo ja nie wiem, jakie oko musiała mieć, żeby akurat to wyhaczyć w tym całym chaosie, który tam się dział. To jest ten sławny instynkt macierzyński. - No wzniosłaś się trochę na próbę, wielkie mi halo, pf... Powinna się cieszyć, że ktoś za nią spełnił rodzicielski obowiązek kupienia ci pierwszego auta, który powinna wypełnić już dwa lata temu. A Holly to nawet dwa razy prosić by nie trzeba było, jeszcze stałabyś się ulubionym dzieckiem. Ale czy polecam tę rodzicielkę? No nie bardzo, czaisz, że powiedziała mi, że od tego roku nie ma już żadnych kieszonkowych, bo tylko przewalam je na głupoty. Więc jak coś teraz chcę, to muszę sam sobie zarobić, ona w moim wieku już pracowała, a miała pierdyliard razy lepsze oceny niż ja i bla bla bla. Naucz się odpowiedzialności, Eugene - przedrzeźniam głos mojej matki, który potrafił czasem zrobić się tak denerwująco poważny, jakby Holly zapominała, że sama po studiach spierdoliła prawie bez słowa z Anglii przed sztywnymi oczekiwaniami swojej rodziny. - Nie ugięła się nawet, jak jej powiedziałem, że oki, to będę dawać dupy za hajs. Co za życie - wzdycham ciężko, szukając zrozumienia w oczach przyjaciółki; rozpraszam się jednak podsuniętą mi pod nos paczką kabanosów, które dostrzegam szybciej niż @Boyd Callahan, któremu jednak zaraz posyłam w powietrzu pocałunek wdzięczności. - Dobrze, że mam was. Tam zgrzewka polo cockty, tu kabanosy... tylko wy mnie jeszcze trzymacie przy zachowywaniu cnoty.