Tuż przy wiszącym moście znajduje się to niezwykłe miejsce. Nikt nie wie kto, kiedy i po co ustawił tutaj te kamienie. Możliwie, że były jeszcze nim zbudowano Hogwart. Każdy kto usiądzie w środku, zamknie oczy i w zupełne ciszy wsłuchiwać się będzie w otaczające odgłosy ma szanse usłyszeć ciche szepty zamieszkujących to miejsce duchów.
Szczerze powiedziawszy, wcale by się aż tak bardzo nie zdziwiła, gdyby w plotkach o meblach w sali transmutacyjnej było jakieś ziarenko prawdy. Po Pattonie spodziewać się można było wszystkiego, a przemiana niereformowalnych uczniów w ławkę czy coś podobnego była dosyć wygodna, biorąc pod uwagę możliwość 'wkopania' kałamarnicy w nagłe zniknięcie biedaka. Oczywiście był to najbardziej czarny scenariusz jaki mogła sobie wyobrazić i chyba nie do końca prawdopodobny (bo przecież dyrko by do niczego takiego nie dopuścił), ale co tam. Niektóre rzeczy trzeba sobie tłumaczyć nawet w tak pokrętny i absurdalny sposób. - Uwielbiam. Wiesz, teraz to jeszcze pikuś, bo wszyscy jesteśmy tak naprawdę dorośli, ale te kilkanaście lat temu to nie mam zielonego pojęcia, jak rodzice dawali radę to wszystko ogarnąć. W sensie nas - całą gromadkę dzieciaków i jeszcze przygotowania. Przecież to musiał być istny armagedon - zaśmiała się na samą myśl. Myślała już o tym kiedyś i nawet zapytała mamę o to, jak sobie wtedy radzili, ale ta tylko wybuchnęła śmiechem i odparła, że 'ma się swoje sposoby'. Słysząc kolejne słowa Maxa prychnęła niby urażona i posłała mu najbardziej piorunujące spojrzenie, na jakie było ją stać. - Uważaj, Solberg, bo jak sobie nagrabisz to nie będę już więcej taka milutka - powiedziała, grożąc mu przy tym palcem, tak dla podkreślenia, że mówi całkowicie na serio. Tak tak, a krowy umieją latać. - To chyba... dobrze? - Bardziej spytała, niż rzeczywiście odpowiedziała i przekrzywiła przy tym głowę w bok. Nie potrafiła stwierdzić, czy to dobrze, czy nie, biorąc pod uwagę to, co się wydarzyło. Na plus zdecydowanie było to, że wrócił do domu i zapewne miał tam jakieś zajęcie, więc może choć na chwilę udało mu się oderwać myślami. - Weź, aż mam ciarki - rzuciła jedynie, kiedy wspomniał o selekcji naturalnej. Chociaż faktycznie w tej szkole działy się takie rzeczy, że taka opcja mogła nie jednej osobie przebiec przez myśl. Ale i tak mroziła krew w żyłach, bo to mocno kłóciło się z ogólnymi założeniami na temat szkół. - O, czyli klasyka - samo się stało - parsknęła, ale do śmiechu to jej akurat było daleko. Mogło to zabrzmieć mocno średnio, ale nie chciała być złośliwa ani nic takiego. - Dobra, zostawmy to już może, też nie chcę cię męczyć, bo to musi być okropne. Nie będę ci matkować, jesteś zbyt duży na takie rzeczy - dodała po krótkiej chwili, chcąc przejść na nieco inne tematy, już nie tak bezpośrednio związane z tamtą sytuacją, bo zdawała sobie sprawę, że naprawdę nie było to dla niego nic przyjemnego. Poza tym kim była, żeby jeszcze bardziej to rozgrzebywać? - Hm, no skoro sam proponujesz, to żal nie skorzystać - odparła, aby następnie spojrzeć mu w oczy i nareszcie można było dostrzec u niej nikły ślad rozbawienia. - I mam ci uwierzyć? No nie wiem, nie wiem... Czasem kłopoty same nas znajdują, więc wiesz. A co do tego drugiego, to nawet nie śmiem się łudzić, że nic więcej, jak to ująłeś, wokół ciebie nie jebnie. Marzenie ściętej głowy - rzuciła. To było po prostu niemożliwe, nie ma się co okłamywać. - Co powiesz na kubek gorącej czekolady jak już wrócimy do zamku? Chyba że masz jakieś inne plany, to wtedy kiedy indziej, wiesz, gdzie mnie szukać - zaproponowała, nie ruszając się jednak jeszcze z miejsca. Nie spieszyło jej się do wychodzenia z igloo.
+
Autor
Wiadomość
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
połamania z I etapu 0 uniki z II etapu 2/3 okrążeniaA - jedno okrążenie tłuczki1 - trafienie użyte modyfikatory nie przysługuje ostateczny efekt 0/1
Słysząc o kolejnych slalomach, jak na komendę pomasowałam się po tyłku. Moje obite cztery litery zdecydowanie nie chciały ponownie spotkać się z tłuczkiem, reszta ciała zresztą też nie. Towarzysz z poprzedniego etapu chyba nie chciał mnie zbytnio poobijać, bo nawet dałam radę ominąć jego strzały. Czy to mi dawało większe szanse w kolejny starcie? Jak się okazuje, bynajmniej. Praktycznie zaraz po starcie oberwałam tłuczkiem w brzuch. Zgięłam się w pół i zleciałam z miotły, która na szczęście nie zdążyła się nazbyt rozpędzić. Uniosłam rękę z ziemi niczym zombie, który chce się dostać do czyjegoś mózgu. Miałam wielką chęć olać to wszystko i tak leżeć na trawie, jednak musiałam wstać i spróbować jeszcze raz. Skoro Jin pokładał we mnie nadzieje na tyle duże, że wylądowałam w drużynie, to cholera trzeba się postarać. Wygramoliłam się na miotłę, czując wibracje wiatru od mijających mnie innych uczniów. Zdołałam przelecieć ledwo jeden raz. Pocieszyłam siebie myślą, że zawsze to lepiej niż zero.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
połamania z I etapu 2 uniki z II etapu 2 okrążenia B=2 tłuczki 5,6 użyte modyfikatory +1 za złamanie ostateczny efekt 2/2
Po skończonych ćwiczeniach w parze zsiadł z miotły i wyciągnął rękę do Tomasza, by uściskać ją uroczyście w ramach podziękowania za fenomenalne partnerstwo. - Winszuję gibkości - oznajmił, kłaniając się z uznaniem, a potem kumpelsko poklepał mecenasa po łopatce i już zaczął mu mówić, że totalnie muszą się kiedyś ustawić na jakiś wspólny trening bo aż szkoda by było tego nie wykorzystać, skoro obaj są takimi asami przestworzy. Zaintrygowany skierowanymi bezpośrednio do niego słowami Josha, który najwyraźniej usłyszał śmieszki z latania z głową w dół, uznał że skoro ma błogosławieństwo nauczyciela to już nie potrzebuje żadnej zachęty, by serio spróbować. Do drugiego etapu zajęć podszedł więc, wisząc na miotle w zwisie godnym leniwca. - Jakbym zemdlał to mnie łapcie! - zawołał w eter, licząc na to że koledzy i nauczyciel nie dadzą mu umrzeć i ruszył w slalom pomiędzy uczniami i tłuczkami DO GÓRY NOGAMI. Hit, pomyślał, czując się doskonale w tej pozycji, choć leciał dużo wolniej niż poprzednio i zrobił tylko dwa okrążenia. Udało mu się za to wyminąć wszystkie piłki i wyszedł z ćwiczenia bez szwanku.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
połamania z I etapu 2 uniki z II etapu 0 okrążeniaB = 2 tłuczki4, 3 użyte modyfikatory Modifikator nr. 3 - za złamanie +1 do kości 3 = dwie parzyste ostateczny efekt 2/2 udane uniknięcia tłuczka
Jakoś tak wyszło, że po jej atakach Lockie odszedł na bok, a później całkowicie zrezygnował z udziału w lekcji, przez co nie miała szansy przećwiczyć uników. Z jednej strony może i to lepiej - w końcu Swansea, w przeciwieństwie do niej, miał juz jakieś doświadczenie jako pałkarz i na pewno byłby skuteczniejszy w swoich zagrywkach, ale z drugiej... zastanawiała się, czemu tak zareagował i czy tego chciała czy nie, wpłynęło to na resztę jej zajęć. Gdy Josh zawyrokował, że najwyższy czas na kolejne ćwiczenie, po raz kolejny wsiadła na miotłę gotowa ponownie okrążyć kamienny krąg. Tym razem jednak dużo się działo, wszyscy ruszyli na raz, dodatkowo tłuczki były w powietrzu - nie chcąc wywołać kolejnej kontyzji, frunęła dosyć wolno. Tempo to jednak pozwoliło jej uchylić się dwukrotnie, gdy tylko znalazła się na linii tłuczka. Skończyła ćwiczenie, pewnie lądując z trawie ze świadomością, że chociaż to tym ostatnim etapie nie doigrała się nastepnego złamania.
z.t.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
połamania z I etapu 3 uniki z II etapu 2 okrążeniaJ = 10 tłuczki2, 4, 1, 1, 6, 3, 5, 5, 3, 4 użyte modyfikatory 2, 3 ostateczny efekt 9 na 10 obronionych
Carly miała wrażenie, że jeśli jeszcze coś będzie musiała na tej lekcji zrobić, to najnormalniej w świecie umrze. Była już zmęczona, nie miała wyraźnie należytej kondycji, a może po prostu faktycznie strasznie się rozleniwiła. Robiła wszystko, co robić powinna, walczyła dzielnie i wszystko wskazywało na to, że to wylewanie siódmych potów jednak na coś się zdawało. Chyba. Nie było bowiem jakieś niesamowicie wyszukane i odnosiła wrażenie, że jeszcze trochę i ona po prostu z tego wszystkiego odejdzie i już nigdy więcej nie zagra. Posłała nawet proszące spojrzenie Lizzie, jakby zakładała, że ta będzie w stanie coś tutaj wskórać, a potem westchnęła ciężko i zabrała się do dalszej pracy. Kolejnych dziesięciu okrążeń i kolejnych wściekłych tłuczków, które naprawdę było potwornie męczące, a ona starała się ich unikać, jednocześnie obiecując sobie, że przygotuje dla Walsha jakieś ciastka na sraczkę, bo miała zdecydowanie dość po tych zajęciach. A czekały ją tego dnia również inne wyzwania, które tak zaprzątnęły jej umysł, że dostała pięknie w twarz, tak o, po prostu, prosto z mostu, nie do końca orientując się, co się dzieje, nim prawie zleciała z miotły, potrącona przez ostatni tłuczek. Ale właśnie to było zakończeniem i zwieńczeniem tej mordęgi, więc przynajmniej wylądowała i uznała, że może umierać w spokoju.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
połamania z I etapu dwa uniki z II etapu 1 okrążeniaI - 9 okrążeń tłuczki2, 2, 5, 2, 1, 5, 2, 5, 4 użyte modyfikatory 3 ostateczny efekt 7/9 udało się uniknąć, nic sobie nie łamie, prędzej nabiłam siniaka, a może dwa.
Dla niego może być i Marie ten jego uśmiech powoduje, że wszystko mogłaby mu wybaczyć. Kieruje wzrok w stronę Fitza, jego twarz zalana krwią mówi tylko jedno, że latanie w gradzie tłuczków to niebezpieczna lekcja nawet dla kogoś, kto ma na nazwisko Baxter. Bierze do siebie wszystkie rady Royce'a; nie tylko wypatrywać tłuczka, ale i nasłuchiwać czy wyglądać jego cienia. Prawdziwy z niego dżentelmen. Trochę uderzania w pałę, wykonania spektakularnych uników i oboje mogą na chwile odetchnąć, póki profesor Walsh ponownie nie spróbuję im czegoś połamać. Royce ma rację, są zahartowani albo raczej poskładani, na chwilę Marcella wpatruje się w swoją rękę, która po tych zaklęciach nauczyciela jest jakaś dziwna albo tak jej się wydaje. Na nowo przenosi spojrzenie swoich jasnych brązowych oczu na ślizgona. - Jeśli on jest od machania pałą, to ty, od czego jesteś? - Pyta niewinnie wiedząc, że w Quidditchu na pałach się nie kończy. Mogą sobie chwile podyskutować.- Akrobata na miotle? - Odnosi się do jego uniku, który wyglądał z pewnością lepiej niż jej improwizacyjny zwis. - Nie, ale dzięki. - Nie dla niej granie w Quidditcha, chociaż skoro sam Baxter niemal udzielił jej błogosławieństwa, mogłaby to przemyśleć. Profesor ponownie każe im robić te okrążenia, które wcześniej nie skończyły się za dobrze, nie tylko dla Hudson. Na szczęście krukonka nadal ma wszystkie zęby. - Powodzenia. - Rzuca na pożegnanie do chłopaka, wzbijając się ze wszystkimi w powietrze. Sunie tym razem ostrożnie, mniej chaotycznie, wykonując okrążenie za okrążeniem, omijając tłuczki, raz gwałtownie odchylając się na bok, innym razem robiąc akrobatykę na miotle niezbyt jakąś wymagającą. Idzie jej to całkiem gładko, korzysta z rad Royce'a, a także wcześniejszej ostrożności. Złamanie ręki w taki sposób jak to stało się na początku zajęć, jest traumatyczne, za nic w świecie nie chciałaby tego powtórzyć. Kończy ostatnie dwa okrążenia, gdzieś lekko tłuczek przejechał po jej ramieniu, potem obił się o nogę. Zaciska zęby, starając się nie zamknąć oczu z bólu. Siniaki ma gwarantowane, ale obchodzi się bez złamania. Podlatuje jeszcze do Royce'a Baxtera, aby rzucić ładne dziękuje i pochwalić się, że jego porady są niczym złoto, a na poradniku z latania zbiłby fortunę.
Ostatnio zmieniony przez Marcella Hudson dnia Czw 21 Wrz 2023 - 16:44, w całości zmieniany 1 raz
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
połamania z I etapu jedno uniki z II etapu 3/4 okrążeniaE tłuczki4, 1, 1, 3, 4 użyte modyfikatory 3 uniki za poprzedni efekt ostateczny efekt 5 ominiętych
Wyglądało na to, że cała lekcja miała minąć pod patronatem tłuczków chociaż te zdawały się być Hawthorne z każdą chwilą coraz mniej problematyczne. Być może wynikało to z faktu, że poprzednie etapy lekcji już ją zahartowały i wiedziała dokładnie czego powinna się spodziewać. W końcu była to powtórka tego, co działo się na samym początku, a dodatkowa rundka wymienionych tłuczków z Puchonką pozwoliła jej mniej więcej zorientować się w tym jak w rzeczywistości działały używane na lekcji piłki. Wciąż starała się zbytnio nie szaleć na miotle. Zamiast tego po prostu leciała przed siebie ostrożnie, chcąc zrobić może i mniejszą, ale za to bezpieczniejszą liczbę okrążeń. Być może właśnie dzięki mniejszej prędkości była też w stanie lepiej panować nad miotłą i wykonać unik, gdy tylko w jej kierunku zostały skierowane tłuczki. Szczęśliwie nie została trafiona ani razu i mogła wylądować w pełni chwały u stóp Walsha. Przynajmniej jakiś sukces.
połamania z I etapu jedno uniki z II etapu 2 okrążeniaC = 3 tłuczki4, 1, 2 użyte modyfikatory 3 (dodaję oczko do drugiej kostki) ostateczny efekt unik 3/3
Uniki, uniki i jeszcze raz uniki. To jedno słowo krążyło jej po głowie w zasadzie od samego początku zajęć, bo też i na tym się skupiali. Wiedziała już, że za wszelką cenę musi starać się trzymać z daleka od tłuczków, ale nie miała jeszcze takiej intuicji, którą zyskiwali gracze w miarę ogrywania. Miała nadzieję, że i u niej będzie podobnie i pewnego dnia nie będzie musiała się tak gorączkowo rozglądać na wszystkie strony i lecieć z przeświadczeniem, że zaraz coś zrzuci ją z miotły. Nie było to przyjemne uczucie, a chciała się czuć mimo wszystko komfortowo i czerpać z tego radość. Pośmiała się jeszcze chwilę z Carly, korzystając z tego luźniejszego momentu, w trakcie którego mogła trochę odsapnąć nim przeszli do kolejnego etapu lekcji. Jak się okazało, mieli wrócić do okrążeń, dokładnie do tego samego zadania, które czekało ich na rozpoczęciu. Oprócz latających tłuczków, które mogły trafić w nich w najmniej oczekiwanym momencie nie było więc żadnych niespodzianek, więc czuła się nieco pewniej, tym bardziej że już przecież trochę tych uników poćwiczyła. Wystartowała na dany sygnał i pomknęła slalomem, nabierając większej prędkości niż na początku lekcji, bo już się tak nie bała. Udało jej się uniknąć jednego tłuczka i trochę się tym zachłysnęła, przez co przed drugim uchyliła się w ostatniej chwili, tak że poczuła jego muśnięcie na materiale bluzy. Ostatecznie udało jej się wyjść cało, bez żadnych nowych siniaków i złamań, co uznała za naprawdę rewelacyjne zakończenie zajęć. Może jednak się do tego nadawała.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
połamania z I etapu 0 uniki z II etapu 1 okrążeniaf tłuczki4, 1, 6, 2, 1, 6 użyte modyfikatory 2 ostateczny efekt 5/6
Od samego początku była w miarę ostrożna, jeśli chodziło o tłuczki. Nie zamierzała znów być kontuzjowana i bardzo ceniła sobie możliwość, że może chodzić, dlatego gdy zaczęła robić kolejne okrążenia, miała oczy dookoła głowy i bardzo uważnie śledziła to, co się dzieje wokół niej. Być może to wrodzona gibkość, a być może tak niespotykana u niej czujność, ale z zaskoczeniem zorientowała się, że podczas tych sześciu kółek oberwała tłuczkiem tylko raz i to na tyle słabo, że spodziewała się co najwyżej siniaka a nie paskudnego krwiaka. Z uśmiechem wylądowała na trawie, bardzo dumna ze swoich wyczynów. Miała też nadzieję, że to koniec wygibasów na miotle na dziś i zaraz będzie mogła wrócić z Ryszardem do domu, aby tam w spokoju zalec na kanapie i przez następne godziny przeglądać wizbooka.
______________________
Valerie Lloyd
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : blizna na łuku brwiowym; nosi kolorowe soczewki, najczęściej brązowe
połamania z I etapu 1 uniki z II etapu 1 okrążeniaG=7 tłuczkifiuu, 4 parzyste, 3 nieparzyste użyte modyfikatory 2 i 3 ostateczny efekt unikam 2/3 tłuczki
Zdusiła w sobie jęk, gdy usłyszała co ich jeszcze czeka. Kolejne tłuczki? No super. Val podziękowała Minie za ten krótki sparing i wsiadła z powrotem na miotłę. Wystartowała razem z resztą, by spełnić polecenie Borsuczego Ojca, choć wcale nie zrobiła tego już tak chętnie. Nie liczyła ile udało jej się zrobić okrążeń wokół kamiennego kręgu. Może pięć, może trochę więcej… To co było istotne to fakt, że zaliczyła tylko jedno spotkanie z tłuczkiem. Pierwsza z magicznych piłek ją trafiła w udo, co na chwilę ją rozproszyło i prawie trafiła druga. Na szczęście niedawne złamanie wyczuliło jej szósty zmysł, bo udało się zrobić unik. Z kolei trzecia piłka miała trajektorię lotu podobną do jednej, którą posłała w jej stronę Mina. Ominęła ją nie bez problemu, ciesząc się, że uniknęła kuku.
połamania z I etapu 1 uniki z II etapu 1 okrążeniaa - 1 tłuczki4 użyte modyfikatory nie są potrzebne ostateczny efekt 1/1
Parskam śmiechem, gdy Marcella posądza mnie o bycie akrobatą na miotle. - Od złapania złotego znicza. Świetna zabawa, zwłaszcza jak latasz po boisku parę godzin, a jego nigdzie nie ma - szczerzę się szeroko i chociaż brzmię jakbym narzekał, czuję się doskonale na pozycji szukającego. Jestem zdany tylko na siebie, nie muszę z nikim współpracować ani na nikogo się oglądać. Tylko ja, miotła i znicz. I bardzo mi taki jednoosobowy układ pasuje. Pewnie dlatego na lekcjach gier miotlarskich i treningach prezentuję się od nienajlepszej strony. Ale czy to oznacza, że się załamuję i poddaję? Nie nazywałbym się Baxter, gdyby tak było. Uśmiecham się jeszcze, gdy nie chce dołączyć do szkolnej drużyny. - Może to i lepiej dla nas! - taki jestem szarmancki i uprzejmy, że kolejny raz komplementuje jej dzisiejsze wyczyny. Nie wszyscy czują się tak pewnie na miotle jak ja, więc czuję wręcz obowiązek, aby chwalić innych za dobrą formę. Również życzę jej powodzenia i wskakuję na miotłę. Jestem ostrożniejszy niż na początku zajęć; nie lecę może szczególnie szybko ani nie robię miliona kółeczek dookoła kręgu, ale przynajmniej unikam wszystkich tłuczków, co jest dla mnie zbawieniem, bo lekcje miotlarstwa to nie są moje jedyne treningi. Uśmiecham się też do Marcelli, która dziękuje mi za rady i dodaję, że gdyby potrzebowała czy pomocy czy chciałaby poćwiczyć to zawsze może się do mnie zgłosić. Takim jestem uczynnym kolegą!
Obserwował, jak dzieciaki leciały wokół kamiennego kręgu, jak wymijały siebie wzajemnie oraz kolejne skały, jednocześnie unikając tłuczków i cóż, był zadowolony. Owszem, widok Terry’ego, jak nagle ląduje na trawie był niepokojący, ale chłopak pokazał, że nic mu nie było, więc Josh nie podchodził. Obserwował ich dalej, uśmiechając się lekko na lot McGilla, dostrzegając, że pozostali radzili sobie naprawdę świetnie. Większość została trafiona tylko raz, wielu uniknęło wszystkich możliwych uderzeń i do Josh uznawał za sukces. Cóż, te zajęcia pełne były bólu i wiedział, że przydadzą się nieco lżejsze następnym razem, ale z drugiej strony czasem trzeba było przypomnieć wszystkim, że jednak tłuczek był rozpędzonym kawałkiem żelaza, nie zaś pluszową piłeczką. - Dziękuję wam za dziś. Kto nie jest pewien tego, jak go poskładałem może iść do skrzydła szpitalnego, pozostałym polecam odpoczynek i zapolowanie na czekoladowe żaby. Mam nadzieję, że z każdą kolejną lekcją będzie mniej złamań, a więcej efektywnych uników - powiedział na koniec, uśmiechając się do wszystkich szeroko. Lekcja została zakończona, uznana małym sukcesem, a on sam widział już, jak wiele pracy jeszcze przed nimi było, dostrzegał tych, którzy zdawali się być całkowicie nowi na miotłach i należało wziąć do pod uwagę przy kolejnych zajęciach.
z.t. dla wszystkich
P.S. Rozliczenie pojawi się najpóźniej jutro
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Spędzenie lwiej części minionego roku kalendarzowego na indywidualnym nauczaniu sprawiło, że jednocześnie nie mogła się doczekać powrotu do szkoły, ale i nie do końca potrafiła się z miejsca odnaleźć w okolicznościach, za którymi tak mocno zdążyła zatęsknić. Wiele z jej studenckich relacji w tym czasie mocno ewoluowało, inne w dość naturalny sposób przymarły, zostawiając za sobą najwyżej kilka nostalgicznych westchnień. Istniało zapewne wiele metod na ponowne wejście w hogwarckie środowisko z mniejszym lub większym przytupem, ale żadna z nich nie brzmiała równie odpowiednio i zgodnie z charakterem Davies, jak wspólne miotlarskie zabawy. Wybrała zatem ku temu najbardziej ulubione sobie miejsce, ogłosiła wszem i wobec, że Ruby zgodziła się na jej jednorazowe poprowadzenie treningu dla ludzi z Domu Godryka i niewiele później wszystko było już gotowe. Pomimo jesiennych okoliczności udało jej się zadbać o to, by w czasie ogłoszonego spotkania wciąż było widno. Nie wierzyła, by lekka mżawka powstrzymała zbyt wielu miotlarzy od pojawienia się na polanie, zwłaszcza kiedy i tak trwał przecież jeden z najładniejszych dni ostatniego tygodnia. Po przygotowaniu listy akcesoriów i treningowych rekwizytów nie pozostało jej zatem nic innego, jak podpierając się Błyskawicą poczekać na pierwsze pojawiające się osoby.
______________________
But I ain't worried 'bout it
dancing on the clouds below
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm
Z zapałem przemierzała błonia, brodząc w mokrej od mżawki trawie. Zaopatrzyła się w szkolny sprzęt i z pełnym zestawem stawiła się przy kamiennym kręgu, ciekawa rzeczy, które przyjdzie im dzisiaj ćwiczyć. - O, cześć! - przywitała się z nieskrywanym entuzjazmem z @Morgan A. Davies. Przez poprzednie lata z zapałem śledziła jej poczynania Quidditchowe i musiała przyznać, że jej umiejętności bardzo Kate imponowały. - Nie wiem, czy mnie pamiętasz, jestem Kate - przedstawiła się. Morgan ostatnio nie było w szkole, mogła zapomnieć o szarych ludkach z Gryffindoru. Zresztą Milburn przed początkiem studiów w ogóle nie była w składzie drużyny. Raczkowała na etapie samodzielnych treningów, by prezentować jakiś w miarę dobry poziom, a i tak z marszu posadzili ją na ławkę. Miała dziś szansę pokazać z czego naprawdę była dobra. No i miała poruszyć temat, czy nie lepiej sprawdziłaby się w obronie, jak to ktoś jej niedawno zasugerował...
W miotlarstwie Hex zawsze widziała jeden, niezwykle cenny aspekt - możliwość latania. Kto nie marzył o unoszeniu się w powietrzu niczym Superman, gdy był dzieciakiem? A przynajmniej, jeśli chodzi o mugolskie dzieci, bo te magiczne mogły wsiadać na miotełki jeszcze przed kupnem pierwszej różdżki, oczywiście. Od kiedy tylko pierwszy raz wsiadła na miotłę w pierwszej klasie, aby unieść się ku chmurom snującym się leniwie po niebie, zrozumiała, że to szalenie kocha. Chociaż życie w lesie Dartmoor w niczym nie przypominało zamknięcia w klatce i tak w tamtym momencie Eastwood poczuła się, jak ptak, który pierwszy raz rozprostowuje skrzydła, zrywając uciskające je liny, a potem zrywa się do lotu i już na zawsze przepada w umiłowaniu wolności. Dlatego często wybierała się na różnego rodzaju przeloty po okolicach Hogwartu, a też właśnie w ten sposób podróżowała do Hogsmeade. Obycie z miotłą pozwoliło Gryfonce na dostanie się do drużyny na pozycji rezerwowej pałkarki. To właśnie ta rola w rozgrywkach kusiła Hex najbardziej ze względu na potencjalną możliwość wykonywania agresywnych akcji przeciwko innym ludziom. Obce dla niej było pojęcie zasad fair play, przez co nieraz otrzymywała żółtą albo i czerwoną kartkę od sędziego. Poza tym, ciężko nie objąć pozycji walki z tłuczkami, gdy było się tak silną dziewczyną. Bicepsy Hex zawstydzały niejednego rówieśnika. Na przykład taką chudą szczapę, jak Gale'a Deara, którego mógłby zdmuchnąć byle mocniejszy podmuch wiatru. Nie dość, że była od niego dużo wyższa to jeszcze mogłaby go znokautować jednym ciosem. - Dokąd to? - zapytała nagle, gdy wyminęła @Oliver Blair na korytarzu. Szedł zdecydowanie w złą stronę. - Trening to tam. Bezpardonowo złapała chłopaka za ramię, a trzeba wiedzieć, że jak Hex za coś złapie to niczym wpadnięcie w żelazne imadło. Gotowa była całą drogę holować Gryfona, jeśli nie chciał iść po dobroci. Bo jak to tak, opuszczać trening? Hex nie była straszna ponura pogoda. Szła z wysoko wyciągniętą głową, wpatrując się w niebo i pozwalając, aby krople mżawki delikatnie opadały na twarz. Odczuwała trochę ekscytacji, bo trening prowadziła Morgan Davies w swojej własnej osobie. Nie widziała starszej Gryfonki już od dawna, a jako że Eastwood średnio lubiła plotkować to nie dobiegły jej żadne pikantne newsy, co się stało. W wolnej dłoni dziewczyny tkwiła stara, paskudnie wyskubana Zmiatarka, której zdecydowanie nie oszczędzano w jej szkolnej karierze. W życiu nie byłoby ciemnowłosej stać na profesjonalny sprzęt do Quidditcha, dlatego wszystko brała ze składzika. Trafiła na miejsce o odpowiedniej porze, zbliżając się i chlupocząc ciężkimi butami po jednej z utworzonych kałuż. Dopiero wtedy przestała ściskać Olivera, zwracając mu wolność. - Hej. - odezwała się do obu dziewczyn, strząsając z podeszwy kawałek błota za pomocą miotły. - Robisz teraz wszystko za Maguire? - zapytała rudowłosą, nie kryjąc się z prowokacyjnym tonem. Jakoś średnio rozumiała ideę treningu, na którym nawet nie ma kapitana drużyny. Aczkolwiek taka zmiana prowadzących w ogóle Hex nie wadziła. Ani przez moment nie czuła się zawstydzona ze względu na bycie dużo młodszą od zebranej reszty. Albo przynajmniej nie dawała po sobie niczego poznać.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Morgan dostrzegała powoli pierwsze osoby pojawiające się na polanie, a kąciki ust pod jej nieuwagę coraz wyraźniej pięły się ku górze. Kiedy tylko Kate zameldowała się obok niej, rudowłosa lekko przewróciła oczami, nie kryjąc związanego z przedstawianiem się rozbawienia. Lekko trąciła młodszą dziewczynę łokciem. - Trochę mnie nie było, ale jeszcze Was wszystkich pamiętam. - podczas swojej nieobecności zdążyła się już pozbyć ciążącego jej długo uczucia samotności po tym, jak pierwsza drużyna, do której w pełni przynależała rozeszła się po świecie w najróżniejszych okolicznościach. Choć, rzecz jasna, życzyła im jak najlepiej w czekającej ich wszystkich przyszłości, nie mogła zamykać się na nowe przyjaźnie, na zmiany, na rozwój. Teraz inne osoby miały pisać losy drużyny, na innych barkach spoczywały odpowiedzialność i zaszczyt. A Davies pozostawało jedynie cieszyć się, że wciąż była częścią tej pięknej ewolucji. - Świetnie, że zdecydowałaś się już na treningi z drużyną. Wiesz już, w jakiej roli czujesz się najlepiej? Możemy dziś nie zdążyć przetestować się w nich wszystkich. - zagadnęła Milburn z dużym zainteresowaniem zarówno jej preferencjami, jak i stosunkiem do nadchodzącego treningu. Strumień jej słów przerwał w pewnym momencie widok panny Eastwood, najwyraźniej będącej tuż po udanym polowaniu na zagubionych rówieśników. - Litości... - mruknęła pod nosem, o mało nie wybuchając przy okazji śmiechem, bo w pewnym momencie Helen wraz z Oliverem kojarzyli jej się z jakąś sceną z bajek, gdzie znudzony lew przygwoździł spanikowaną myszkę za ogon, odbierając możliwość ucieczki, jednocześnie przedłużając oczekiwanie na nadchodzący nieodzownie wyrok. W ramach powitania była początkowo jedynie zdolna do uniesienia wysoko brwi w pytającym geście. - Nie wszystko. Rekrutacja to najwyraźniej Twoja działka. Cześć, Hela. Hej, Ollie. Jeżeli obydwoje jesteście tu świadomie i z własnej woli, to za chwilę już nie będzie odwrotu. Wypadnijcie dobrze, to może nawet doczekam Waszego towarzystwa na boisku. - uśmiechnęła się zachęcająco, licząc na ujrzenie towarzyszących entuzjazmowi pasji i zaangażowania. Rany, mogła się niby poczuć staro, mając przed sobą znacznie młodsze dzieciaki, które dopiero próbowały rozpoczynać swoje miotlarskie przygody, ale zamiast tego czuła zwyczajnie podziw i nutkę nostalgii. Będąc w ich wieku jeszcze nie potrafiła odnaleźć w sobie odwagi na dołączenie do zespołu, w jakiej roli by to nie było. A tu proszę. Domowi Godryka rosły potencjalne przyszłe gwiazdy sportu. I to Morgan miała za zadanie to wstępnie zweryfikować.
Odpoczynek w dormitorium po zajęciach w środku tygodnia to było zdecydowanie coś czego potrzebował. Zwłaszcza, że osobiście uważał środę za absolutnie najgorszy dzień ze wszystkich. Prędko jednak okazało się, że nie dostanie spokoju ani na chwilę, gdyż nagle jego znajoma - Hex pociągnęła go ze sobą w kompletnie drugą stronę, a ten chciał jej jedynie pomachać. - Co? Trening? Ale nie nie nie... Ja nawet w drużynie nie jestem, to nie dla mnie - próbował jakoś wyratować się z tej sytuacji, jednak odwrotu już nie było, nawet próba ucieczki z kamiennego kręgu nie udałaby mu się gdyż zapewne Hex byłaby od niego szybsza.
Pogodził się prędko ze swoim losem, choć obiecał sobie postawienie się rowniesniczce i nie przyjście na następny trening gryfów.
Porozglądał się po ludziach i prędko zdał sobie sprawę, że nikogo tam za dobrze nie znał, więc i tak zmuszony był do trzymania się blisko Helen. Spanikował widząc jak prowadząca trening podeszła do nich i zaczepiła ich. Przyjście tam z własnej woli? No jasne. Nawet mu się o tym nie śniło. - No tak tak... Z własnej woli, totalnie - załamany przytaknął, ale mimo to nie było po nim widać nawet nutki entuzjazmu.
Nie potrzebowała zbyt długiego przyglądania się reakcjom Olivera, by móc ocenić, jak bardzo nie miał ochoty brać w tym udziału. Co takiego mogła mu odpowiedzieć oprócz dość pustej deklaracji, że ze strony Eastwood nic mu nie groziło, gdyby teraz się wycofał? Nawet jeżeli obecnie mogła powstrzymać dziewczynę od gwałtownych reakcji, kto wie, na jak szeroko zakrojonych prześladowaniach skończyłoby się pod nieuwagę Davies? Uśmiechnęła się lekko i pokręciła głową, przeganiając niepoważne wyobrażenia o krwiożerczej Heli. - Im wcześniej zaczniemy, tym szybciej będziesz miał to z głowy. - obiecała, mimo wszystko nie potrafiąc odnaleźć innych słów pocieszenia. Może akurat wzięcie udziału w ich treningu miało zostawić po sobie jakieś pozytywne wspomnienia? Mając już kilka zebranych osób zainicjowała rozgrzewkę, aby przygotować wszystkich do nadchodzących ćwiczeń. Było trochę truchtania z kaflem, skipów, rozciągania i machania ramionami. Wystarczająco, by całkiem nieźle zacząć znosić szkockie warunki pogodowe. - Koniec rozgrzewki, wskakujemy na miotły. - wyposażyła w szkolne Nimbusy tych, którzy zapomnieli, po co tu przyszli oraz Olivera i podjęła się tłumaczenia zasad ćwiczenia.
Galijski slalom
Na miotłach i wyposażeni w kafel pod pachą, pojedynczo pokonujemy trasę slalomu, na koniec którego czeka Was rzut na pętlę. W jednym poście kostkowego działu rzucacie K100, dwie Litery i K6 - wyniki określą, jak Wam poszło.
I - Morgan mówi 'poszli won'.
Zaczyna się od prostej K100 na Wasz podstawowy czas przelotu. Im wyżej tym lepiej.
II - Obelisku, na Teutatesa.
Lot podzielony jest na dwa odcinki, na których spotykają Was różne* wydarzenia losowe określane Literami:
A - ktoś się chyba niedawno bawił pod szkołą w podchody, bo na niektórych głazach są jeszcze pozostałości narysowanych strzałek. Niestety ich wskazówki nie miały nic wspólnego z wyznaczoną trasą, więc udało im się trochę Cię zamotać. -15 do wyniku K100. Nie dotyczy postaci z eventowymi cechami spostrzegawczości, im poszło bez zarzutu. B/C/D - zostajesz BRUTALNIE zaatakowany przez pluszaka, którego na koniec zajęć będziesz mógł zachować. Dorzuć K6:
K6:
1 - napada Cię samotny popiełek, owija wokół szyi, a tym samym jasno daje do zrozumienia, że na resztę treningu stanie się Twoim przeznaczeniem. Tak na wypadek, gdybyś potrzebował szalika lub mentalnego wsparcia. Lub obu. +10 do wyniku K100 2 - do pleców doczepia Ci się mantykora i swoją kołyskanką próbuje narobić Ci kłopotów. Przez moment rzeczywiście robisz się senny, ale zaraz wraca Ci pełne skupienie. Do tego zdobywasz nowego przytulankowego przyjaciela. -10 do wyniku K100. 3 - wszystkie pięć potężnych kończyn kwintopeda ląduje Ci na twarzy w pełnej furii szarży. Może i nie boli, ale przez chwilę kompletnie nic nie widzisz. -10 do wyniku K100. 4 - trzymany pod pachą kafel w połowie lotu okazuje się wcale nie być kaflem, a pluszową akromantulą o wadze kafla, która nagle owinęła Ci się wokół ramienia. Kiedy zbliżysz się do pętli zauważysz, że przygotowuje się ona skoku i liczy, że rzucisz nią do pętli. Tylko potem ją uratuj od lądowania w mokrej trawie i znów będzie Twoja. 5 - Twój kafel przy rzucie do pętli transmutował się w dementora i sam wybrał sobie tor lotu. A po wykonaniu ćwiczenia wrócił się do Ciebie przytulać. No i co z nim zrobić? 6 - w trakcie lotu nagle orientujesz się, że na ramionach zawisła Ci śmierciotula, po chwili stając się czarną peleryną. Od razu zaczęło Ci się lepiej frunąć. Otrzymujesz +10 do wyniku K100, a przy okazji również +3 do zajebistości.
E - nie pisałeś się na test z ONMSu, a okazało się, że trasę w pewnym momencie wyznaczał jakiś kretyński quiz. Ile garbów ma dumbader? Jeden to w lewo, jak dwa to w prawo? Jeżeli Twoja postać zna odpowiedź, trafiasz na nieco krótszy kurs. W przeciwnym wypadku trasa wyraźnie się wydłuża. +20 lub -20 do wyniku K100. F/G/H - ta część slalomu miała dość zaskakujący przebieg, dorzuć K6:
K6:
1 - nie zważając na nic pędziłeś w szaleńczym tempie, ale dałbyś głowę, że jedna z przeszkód oddalała się szybciej, niż do niej zmierzałeś. A może po prostu znikała Ci w oczach? Na koniec okazało się, że po minięciu całej reszty kamieni ten ostatni w formie najzwyklejszego maleńkiego otoczaka wylądował w dłoni Davies, a Ty już dawno byłeś na mecie. +15 do wyniku K100. 3 - jeden z kamieni nagle zaczął się... ruszać? Zupełnie, jakby złośliwie bujał się z boku na bok, skutecznie blokując Ci jakąkolwiek drogę, przez co marnujesz na jego wygłupy sporo czasu nim wreszcie pokonasz niesforną przeszkodę. -20 do wyniku K100. 5 - jeden z kamieni zniknął, aby w pewnej chwili zmaterializować się w zupełnie innym miejscu, rzecz jasna tuż przed Twoją twarzą. Jeżeli masz obecnie więcej niż 12 GM wliczając posiadany na treningu sprzęt, udaje Ci się go ominąć bez szkody na zdrowiu. W przeciwnym wypadku -15 do wyniku K100 i od siniaka nie ma ratunku.
Parzyste - jeden z głazów podczas mijania go nagle urósł do trzykrotności swoich pierwotnych wymiarów: 2 - Twoja reakcja nadeszła z opóźnieniem, więc obijasz się o niego, nabawiając się siniaka/otarcia. -10 do wyniku K100. 4 - najwyraźniej totalnie nie spodziewając się podstępnych pułapek bezceremonialnie wlatujesz w ten nieszczęsny kamień. Okazał się on jednak miękki i sprężysty, jak jakiś materac. Odbijasz się od niego w przeciwną stronę, przez co tracisz trochę czasu, ale ostatecznie nic Ci nie jest... -20 do wyniku K100. 6 - Żadne kamienie nie będą dla Ciebie dziś zagrożeniem. Im większy, tym przecież łatwiej go zauważyć i uniknąć. +20 do wyniku K100.
I - szło Ci całkiem wybitnie i nie zapowiadało się na to, że jeden z ostatnich manewrów okaże się takim wyzwaniem. I pewnie byłoby łatwiej, gdyby zza jednego z tych kamieni nie zionął na Ciebie ogniem jakiś zagubiony model hebrydzkiego smoka. Otrzymujesz +10 do wyniku K100, ale kończysz z lekkim poparzeniem wybranej części ciała/garderoby. Nic wielkiego, może jedynie lekko piec. Smok zachichotał, wciąż jeszcze dymiąc z nozdrzy, po czym zwiał. J - jedni powiedzieliby 'krytyczny sukces', inni 'łut szczęścia', a może po prostu jesteś w to tak dobry? Przeszkody podczas tej części wymijasz zwinnie i płynnie, przy każdej z nich nabierając jakby dodatkowego pędu i pewności siebie. Nieodzownie należą się gratulacje prowadzącej, a przy okazji i +30 do wyniku K100.
* w czasie wykonywania ćwiczenia, jednej postaci nie mogą spotkać dwa wydarzenia spod tej samej kategorii, tj. po wylosowaniu litery B nie możecie rozpatrywać wydarzeń spod grupy liter B/C/D drugi raz - po prostu przerzućcie drugą literę, aż wyznaczy inny scenariusz.
III - Jak to jest być kaflem, dobrze?
Na koniec pozostaje Wam wycelować w wybraną pętlę i spróbować zdobyć gola. Powodzenie określa rzut K6:
K6:
1 - udało Ci się wbić kafel do jednej z bocznych pętli. Zadanie zaliczone, +20 do wyniku K100. 2 - kafel przeleciał gdzieś pomiędzy dwiema pętlami. Może przez zbyt duży wybór nie mogłeś się zdecydować? -20 do wyniku K100. 3 - chyba umiejętnie podkręciłeś piłkę, bo pierwotnie nie wyglądało to na celny rzut. Po odbiciu od obręczy kafel trafia w pętlę. +20 do K100. 4 - trafiasz w obręcz, a kafel odbija się od niej i nie trafia do pętli. -10 do wyniku K100. 5 - pudło, chyba, że Twój 'kafel' jest akurat pluszakiem (dementor/akromantula), wtedy sam trafia do celu. (-20 lub +10 do wyniku K100.) 6 - mimo wyczerpującego slalomu udaje Ci się trafić idealnie w centrum środkowej pętli. +30 do wyniku K100
EDIT 22.11, godz. 16:00. - mechanika przerzutów: 1. Jeżeli posiadacie w kuferku więcej niż 0 z Gier Miotlarskich, przysługuje Wam jeden przerzut. 2. Jeżeli w bieżącym roku kalendarzowym byliście już na jakimś gryfońskim treningu, przysługuje Wam 1 przerzut. 3. Powyższe przerzuty mogą dotyczyć wyłącznie K100 i K6. Zaznaczcie we wzorze, czy Wam przysługują i czy wykorzystaliście je w bieżącym ćwiczeniu (na kolejny etap odnowią się).
Pomocniczy kodzik:
Kod:
<zgss>Wynik K100:</zgss> 0-100 <zgss>Litery:</zgss> X, Y <zgss>Bonusy i kary:</zgss> + / - <zgss>Urazy i znajdźki:</zgss> <zgss>K6:</zgss> <zgss>Łączny wynik I etapu:</zgss> K100 + bonusy i kary, etap wygrywa najwyższy rezultat.
@Gryffindor - oznaczam jednorazowo, w drugim etapie szturchnę już tylko osoby obecne na treningu. Drugi etap zaczynamy 28.11, spóźnialskich przyjmuję do końca spotkania. Wszelkie uwagi kostkowe i inne absurdy rozstrzygniemy na pw/dc.
______________________
But I ain't worried 'bout it
dancing on the clouds below
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Wynik K100:70; 97 i 42 -> wybieram 97! -> Przerzuty z obu modyfikatorów! <3 Litery:F (1) i G, G przerzucone na G, po czym przerzucone na D Bonusy i kary: + 45 Urazy i znajdźki:Pluszowa akromantula K6:6 Łączny wynik I etapu: 97 + 30 + 15 = 142!
List dostała dosłownie na CHWILĘ przed treningiem. Wraz z dniem dzisiejszym jest pani odwieszona… Dniem. DZISIEJSZYM. - NA MERLINA! – myślała, że pójdzie na lodowisko poćwiczyć sobie jeszcze układ na własną rękę. Nic tak mylnego. W momencie upuściła torbę na ziemię i przebrała się w strój do gry. Pędziła czym prędzej, zaliczając rozgrzewkę w formie sprintu pod kamienny krąg. To, że zgarnęła miotłę i resztę sprzętu na czas było jakimś dzikim trafem, a fakt, że w tym całym swoim biegu na łeb, na szyję i prawie na @Morgan A. Davies się na nią jednak nie wywaliła, graniczył z jakimś cudem. - Emmm… Dziee-Cześć! – szybko się poprawiła, posyłając jej ten swój wielki, promienny uśmiech i wyciągając dłoń. – Jestem Harmony! Seaver! Ta… Rozpoczęciowa Seaver – prychnęła głośno, podrapała się z głupkowaty wyrazem i znów wyszczerzyła do dziewczyny. – Właśnie mnie odwiesili! Em… Gdzie ja mam… – przeszukała torbę i podała jej list. – O! Tutaj, od samego profesora! – i stanęła przed nią tak radośnie, czekając na zgodę na dołączenie, że gdyby tylko miała ogon, pewnie już by im merdała w trybie turbo. Zamiast tego, jako że ogona zdecydowanie nie miała, kołysała się szybko na prawo i lewo z ekscytacją godną, cóż, jej samej. Nie trzeba było dwa razy powtarzać jej, żeby wskoczyła na miotłę. Wsiadła na nią, startując czym prędzej i dopiero w powietrzu, gdy już sunęła do przodu, mignął jej… @Oliver Blair?! - Co ty tu robisz?! – krzyknęła, oglądając się za siebie ze śmiechem tylko na chwilę. – Później mi odpowiesz! Na Merlina ale tęskniłam! – prawie uniosła ręce do góry z tego całego entuzjazmu i w ostatniej sekundzie ścisnęła mocniej miotłę. Zdecydowanie nie chciała, by jej powrót skończył się wiekopomną wywrotką. Nie czekała na odpowiedź, pędziła dalej, chichrając się na cały głos. Była malutka i zwinna, idealne połączenie na przemykanie między przeszkodami. Choć przez jedną przebić się nie mogła, bo ta się… Zaraz, zaraz. Oddalała? Zmrużyła oczy, prychnęła jakby na nią obrażona, że nie dała jej się dogonić i uśmiechnęła się lisio, zamierzając się na nią. Żadna przeszkoda nie będzie jej uciekać po jej powrocie! Przez wszystkie przeleci! Nawet dwa razy! Nachyliła się mocniej, zwiększając tempo i już na nic nie zwracając uwagi, byle tylko do przodu. Prosto do celu. A gdy już wszystkie minęła, jeden z nich wylądował w dłoni @Morgan A. Davies? Dziwaczne… Nie przyglądała się jednak temu zajściu. Musiała dostać się do pętli. Ścisnęła kafla, czując, że było już blisko. A kafel ścisnął ją… Że co proszę? Przycisnęła go raz jeszcze, a piłka, swoimi ośmioma nogami, obwinęła się wokół niej. - Skądżeś się tu wziął?! – krzyknęła, patrząc na pluszową akromantulę z największym zaskoczeniem. Naprawdę aż tak spieszyła się na trening, że nie zauważyła pewnego błędu w swoim wyposażeniu? Cóż, w typowy dla siebie sposób zareagowała na tę małą pomyłkę – śmiechem. – Wybacz maluchu, ale chyba muszę tobą rzucić – akromantula w odpowiedzi zasalutowała jej jedną z łapek i przygotowała się na to, by nią rzucić, z determinacją wypatrując szybko zbliżającej się pętli. – No dobra. Trzy, dwa, JEDEN! – odliczyła i cisnęła pluszakiem. Po którego oczywiście od razu zawróciła, gdy tylko minęła metę, by wierna, dzielna akromantula nie wylądowała w zimnej trawie. - Nazwę cię Kafel! – powiedziała pluszakowi i przytuliła go do siebie, na co ten objął mocno jej ramię, chyba jednak kontemplując swoje poprzednie decyzje życiowe o byciu gotowym do odegrania roli wyposażenia sportowego.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Wynik K100:70 Litery: bi Bonusy i kary: +10, -10 Urazy i znajdźki:kwintoped K6: 6 (+30) Łączny wynik I etapu: 70 + 30 = 100
W zasadzie to nie przejmowała się nigdy szczególnie Quidditchem, a ban na rozgrywki, którym oberwała na początku roku szkolnego jakoś jej nie dotknął. Nie była wkręcona ani w mecze ani w zajęcia kółek zainteresowań. Gorzej tylko, że jeśli coś jest zakazane to nagle staje się dużo bardziej pożądane. No, ale biorąc pod uwagę wcześniejsze wydarzenia nawet nie miała tak wiele czasu, aby się przejmować tą karą. Teraz jednak mogła w pełni sił na nowo wbić na podobne aktywności bez groźby napuszczenia na nią dzikiego patola. - WITAJCIE GARGULCE! Huang wjeżdża na pełnej kurwie! - zakrzyknęła, wbiegając na teren kamiennego kręgu, gdzie miał się odbywać trening Gryfonów. Musiała oczywiście przywitać się pięknie z zebranymi nim przystąpiła do zadania, które zleciła im Morgan. Stęskniła się za nią, bo ostatnio nie miała za bardzo okazji, by widywać się z Davies. Na pewno swój udział miały w tym dziwne akcje, w które Mulan po prostu musiała się wkopać jak rasowa Gryfonka. Slalom szedł jej całkiem sprawnie. Może poza momentem, gdy w pewnym momencie pluszowy kwintoped spadł jej prosto na twarz, a zza jednego z zakrętów nagle wychynął smok hebrydzki, który dmuchnął w jej kierunku ogniem. Podobne atrakcje jednak na pewno powitała ze swego rodzaju rozbawieniem. W końcu było to jakieś urozmaicenie tego ćwiczenia. W końcu jednak dotarła do pętli, a tam cel jej nie zawiódł. Pomimo tego, że wcześniej smoczek przypalił jej rękaw eleganckiego dresiku i nieco podrażnił skórę ręki, trzymającej kafel to nie przeszkadzało jej w wykonaniu zgrabnego rzutu, który przeszedł przez sam środek metalowego okręgu. Może faktycznie minęła się z powołaniem, nie zapisując się przez te wszystkie lata do drużyny i tak naprawdę kariera w Quidditchu była jej pisana? Cóż, była i taka opcja. Druga mogła być taka, że był to po prostu efekt uboczny wysportowania wynikającego z ciągłej pracy na świeżym powietrzu.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm
Wynik K100:11 -> 48 (przerzut za >0pkt z GM) Litery:G + 4; E Bonusy i kary: -20; +20; -10 Urazy i znajdźki: K6:4 Łączny wynik I etapu: 38 (i tak lepiej niż 1... lub-39xD)
Kate zaśmiała się i też wywróciła oczami, nieco zażenowana swoim podejściem do sprawy. Niby wiedziała, że Morgan nie była nieobecna aż tak długo, ale w sumie wcześniej nie były ani przyjaciółkami, ani nawet dobrymi koleżankami i nie spędzały zbyt wiele czasu ze sobą. Kate nie była wtedy w składzie drużyny, tylko wchodziła na boisko po czasie drużynowego treningu, by w samotności poćwiczyć balans na miotle. Poza tym niektórzy mieli kiepską pamięć do imion, a Milburn nie była jakoś specjalnie popularną osobą, mogła zginąć w tłumie, choć bardzo starała się, by nigdy do tego nie doszło. - No tak, heh - parsknęła i poprawiła włosy, które związane w wysoki kucyk trochę rozluźniły się i opadły na bok. - Do tej pory latałam z kaflem, ale szczerze mówiąc chciałabym spróbować swoich sił w bronieniu... - zaczęła odpowiadać, ale nie skończyła, bo nowoprzybyli na miejsce zajęli sobą całą uwagę. Uśmiechnęła się do nich przyjaźnie, choć młodsza Gryfonka na przyjazną wcale nie wyglądała. Chłopak z kolei miał minę, jakby został zawleczony na błonia za karę - i cóż, możliwe, że właśnie tak było. Zaraz mieli zaczynać. Kate była trochę zdziwiona, że zaczynali rozgrzewkę w cztery osoby, ale nie zamierzała podważać decyzji Morgan. Zanim jednak wzbili się w powietrze, przy kamiennym kręgu pojawiły się dwie kolejne osoby i w takim składzie to już można było coś pograć. Dosiadła szkolnej miotły i odbiła się od ziemi, starając się jak najlepiej podążać za instrukcjami. Niestety rozgrzewka dotyczyła slalomu i wymagała przede wszystkim balansu, a to była rzecz, której dziewczynie brakowało. Była zwinna i miała refleks, ale równowaga w locie od zawsze stanowiła jej piętę achillesową. Mijanie głazów - co mogło pójść nie tak? Okazało się, że wszystko. Milburn nie szarżowała, i tak prawdopodobnie skończyłaby ten slalom jako ostatnia. Gdy przelatywała obok jednego z głazów, zmienił on nagle swój rozmiar do trzykrotności poprzedniego. Nie miała szans zareagować, bo była już zbyt blisko kamienia - z krzykiem wleciała w niego czubkiem trzonu miotły, spodziewając się usłyszeć głośny trzask i poczuć zimny kamień na rychło zmiażdżonym nosie. Nic takiego jednak nie miało miejsca, obelisk odbił ją od siebie niczym miękki materac. Siła, z jaką ją wybił, sprawiła, że będąc i tak w tyle, została cofnięta jeszcze bardziej. Zaskoczona, ruszyła ponownie do przodu, tym razem jeszcze bardziej zwalniając i mijając kamienie z większym zapasem przestrzennym. A po drodze jeszcze musiała się zastanawiać nad dumbaderami... Na szczęście była dobra z ONMS i wiedziała, że mają jeden garb, więc skręciła pewnie w lewo i ostatecznie doleciała do miejsca rzutu na pętle. Niestety chybiła, kafel odbił się idealnie od obręczy. Zaklęła pod nosem. Nie szło jej dziś zbyt dobrze...
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
Wynik K100:54 Litery: A, E Bonusy i kary:-15+20=+5 Urazy i znajdźki: nie K6: 1 Łączny wynik I etapu: 54 + 5 + 20 = 79
Październik nie był zbyt dobrym miesiącem, dobiła go paskudna jesienna aura, nie potrafił wrócić do powakacyjnej, szkolnej rutyny i - przede wszystkim - nadal odczuwał skutki spotkania ze smokiem, głównie okrutne wyczerpanie całego organizmu i brak sił. Kursował więc sobie tak między pracą a swoją połówką dzielonego wciąż z Jinxem tapczanu i tak się powoli żyło na tej wsi, aż gdzieś pomiędzy jedną drzemką a drugą na wizie mignęło mu ogłoszenie o gryfońskim treningu. Fakt, że organizuje go Moe, a nie Ruby zdziwił go na tyle, że aż wciągnął dres na piżamę i poczłapał do zamku, żeby dowiedzieć się: - Co tu się odmerlinia? - a pytanie to rzucił do napotkanych po drodze @Marla O'Donnell i @Gabriel A. Gaughan. - Idziecie na trening, nie? Co się stało z Rubsonem? Morgan wraca do kapitanienia? Kto w ogóle na to pozwolił? - oburzył się, dołączając do nich bez czekania na zaproszenie, a potem powtórzył, zapomniawszy na śmierć że już o to pytał: - Idziecie na trening, nie na jakieś... e... FIKU MIKU? Jak coś, zaraz się ulotnię - zaoferował kulturalnie, kiedy dotarło do niego że Gałgan mógłby być nowym bolcem Marlenki, i to całkiem niezłym, chyba. Na pewno lepszym niż te poprzednie gałgany, co ją masowo porzuciły.
Okazało się, że idą w tym samym kierunku, a tak mu przynajmniej powiedzieli, dlatego udali się tam razem, a potem zgodnie wskoczyli na miotły i ruszyli wedle instrukcji Davies na rozgrzewkę oraz slalom. Nie leciał zbyt szybko, bo gdy tylko przyspieszał, odnosił wrażenie że nie ma sił by utrzymać się w pionie - wolał więc nieco zwolnić niż upaść i sobie ten głupi ryj rozwalić. Był rozkojarzony i ogólnie w średnim stanie, dlatego nieco się pogubił w strzałkach wymalowanych na gałęziach, nadrabiając bez sensu drogę; potem musiał się nieco pogłowić nad odpowiedzią na pytanie o dumbadera. Strzelał, oczywiście, bo na lekcjach ONMS był bardziej zajęty gapieniem się na pięknego profesora Rosę niż słuchaniem, co ten ma do powiedzenia o zwierzętach - chyba jednak trafił w dobrą odpowiedź, bo poleciał krótszą trasą. Na sam koniec trafił kaflem w jedną z bocznych pętli, co nie stanowiło jakiegoś wielkiego wyzwania, w końcu był ścigającym i miał jako-takiego cela. Z ulgą wylądował, zmęczony jak po wielogodzinnym, morderczym wysiłku.
Winnifred A. Seaver
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : włosy jasny brąz, niebieskie oczy, piegi na nosie
Wynik K100:3 -> 35 przerzucam bo mam w kuferku 10 pkt z Q Litery: H i 4, C i 6 Bonusy i kary: - 20 sprężysty kamień; - 20 kafel przeleciał gdzieś pomiędzy dwiema pętlami Urazy i znajdźki: znajduje śmierciotule i + 3 pkt do zajebistości K6: 2 Łączny wynik I etapu: 35 - 20 - 20 + 10 = 5
Spóźnił się, mimo że nie powinien. W końcu Quidditch był jego pasją, inspiracją, oddychaniem, a na pewno życiem! Biegł jak na złamanie karku w stronę błoń, a kiedy do nich dotarł, skierował swoje nogi w konkretne miejsce; do kamiennego kręgu. Z daleka już widział, że jest tam tłum. Nawet jego siostra tu była i się nie spóźniła, mimo że ją odwiesili z pięć minut temu. - Siema, siema, siema Davies. - Przywitał się ze wszystkimi, szybko przystępując do rozgrzewki, bo jednak miał zdecydowane tyły, nawet jeśli przebiegł właśnie cały Hogwart i pół terenu błoń. Chciał zapytać co z ich gwiazdą Maguire, ale nie było czasu i Morgana też dawała radę, no nie? Sam nie zamierzał być na jej miejscu, brakowało tylko im kapitana, który się spóźniał i już na samym początku dawał dupy; truchtając z kaflem, ten wypadł mu z rąk. Machał ramionami w biegu, więc zostało mu trochę skipów i przede wszystkim rozciąganie. Wiedział, że rozgrzewka jest ważna, ale już sam się niecierpliwił, kiedy wszyscy na komendę Davies wskoczyli na miotły. Uwielbiał to uczucie, unoszenia w górę nigdy mu się to nie nudziło. Chociaż pogoda o tej porze nie rozpieszczała, to nigdy nie śmiał narzekać, latając niczym jastrząb, patrząc na wszystko z góry, a chmury stawały się na moment domem tylko dla ptaków i dzieci czarodziejów kochających tak jak on latać. Trzymał mocno piłkę, sunąc do przodu, zwyczajna trasa trochę slalomu, tak mu się wydawało, dopóki głaz, który właśnie mijał, nie zmienił swoich niewielkich rozmiarów na trzykrotnie większe! - Kurwaaaa...!!! - Zdążył krzyknąć, zasłaniając się rękoma z kaflem, kiedy przydzwonił w kamień. Chociaż tak naprawdę to odbił się od niego niczym kauczuk. Może i by się trochę pobawił, poskakał na nim; na materacowym głazie, ale nie było czasu do stracenia, a on zdecydowanie stracił go najwięcej. Skierował trzonek miotły w dobrą stronę, bo sprężysta przeszkoda wyrzuciła go, w tę, co nie trzeba. Na szczęście obeszło się bez złamań, szczęście w nieszczęściu. Wiedział, że może nic już na to nie poradzi. Na swój czas. Zostanie mu tylko wysłuchiwać podśmiechujek z jego osoby z ust drużynowych kolegów i koleżanek, ale nie zamierzał się poddać jak ostatni ślizgon. Tak więc nawet jeśli ostatni to do leci tam, gdzie trzeba. Rzucił już na chybił trafił w obręcze, kiedy dotarł do stanowiska, gdzie mieli wyrzucić kafla (dobrze, że go nie zgubił). Piłka przeleciała gdzieś pomiędzy dwiema pętlami. No cóż, lipa w chuj! W końcu wylądował na samym burym końcu, bo to niemożliwe, żeby ktoś pobił jego rekord. - Bez komentarza, dlatego jestem obrońcą, a nie ścigającym. - Wytłumaczył się, jak na gryffona przystało, wzruszając ramionami. Swoje spojrzenie skierował na @Morgan A. Davies dzisiejszą zastępczynie Maguire.- Za to siostra nie ma lipy, może ja też pójdę na jakieś małe zawieszonko podładować akumulatory? - Wyszczerzył się, podchodząc do @Harmony Seaver, mając nadzieje na przybicie rodzinnej piątki, ale dziewczyna kogoś tam trzymała. - Masz akromantule, no to patrz na to. - Zarzucił swoją śmierciotulowatą peleryną niczym prawdziwy super bohater z mugolskich komiksów, które zdarzało mu się czytać za dzieciaka.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wynik K100:95 Litery: A, C→5 Bonusy i kary: 0 / +20 Urazy i znajdźki: dementor! K6: 3 Łączny wynik I etapu: 115
Pokiwała jeszcze ze zrozumieniem w kierunku Kate, tym samym poniekąd obiecując dziewczynie, że będzie mogła pokazać się z wybranej przez siebie strony. Choć już bardzo dawno nie widziała się z Milburn, a ich relacja wcześniej i tak raczej nie wykraczała poza wymianę powitań i uśmiechów na szkolnych korytarza, być może ten rok miał choć trochę na to wpłynąć. Davies miała zresztą bardzo ciepłe skojarzenia z przyjaźniami budowanymi na meczach, czy treningach i nigdy nie stroniła od prób tak jednoczenia drużyny, jak i jednania się z osobami w nią zaangażowanymi. Była dość skonfundowana, widząc gorączkowo zgłaszającą treningową gotowość po opętańczym biegu Harmony, a wyraz jej twarzy zmienił się dopiero, gdy odnalazła w treści okazanego listu kilka kluczowych wyrażeń. Oczy zaświeciły jej nowymi pokładami nadziei, a wykwitający uśmiech raczej był pełen ulgi i tajemniczego zamyślenia niż chociażby dumy ze zwiększającej się gwałtowanie frekwencji. To nie podpisu Craine'a spodziewała się pod listem, jednak nie miała zamiaru doszukiwać się w tym drugiego dna. Tym razem dużo ważniejszy był skutek związany z treścią otrzymanej przez Seaver wiadomości. - Nareszcie. - wyszeptała gdzieś w jaśniejące złotem kosmki tuż po tym, jak dość niespodziewanie złapała młodszą dziewczynę w objęcia. Dość pospiesznie jednak wycofała się, a umiarkowanie zakłopotany uśmiech przykryła oburzoną na szukającą miną. Davies ominęło rozpoczęcie, zakończenie, dwa poprzednie semestry i sporo innych szkolnych wydarzeń, ale nawet jeśli zdążyła również przegapić burę, która należała się Harmony ze strony Huxleya, czy Ruby, nie oznaczało to wcale, że nie mogłaby dołożyć kilku gorzkich uwag również od siebie. Ale przecież nie na nich budowało się zdrowe relacje. - Jakby Was z jednej celi wypuścili. - zaśmiała się krótko, komentując ich niemal jednoczesne stawienie się na gryfońskim spotkaniu najwyraźniej ledwie minuty wieściach po zakończeniu nałożonej kary. Przywitała się z Huang tuż po powitaniu na zajęciach Harmony, jedynie w myślach tytułując je kolejno szukającą i szukającą kłopotów. To byłby całkiem niezły wstęp do zachowania wspomnień o tegorocznej drużynie na długie lata. - Niektórym chyba rzeczywiście dłuższa przerwa od sportu wyraźnie posłużyła. O ile potajemnie nie trenowały przez całą jesień w Pokoju Życzeń. - przytaknęła Winniemu po jego uwadze, choć zdecydowanie nie mogła polecić 'zawieszonka' z perspektywy choćby własnych doświadczeń. Wyniki obu zbanowanych z mioteł dziewcząt były jednak podejrzanie wybitne, nawet wedle wysokich standardów, do których zdążyła się w drużynie czerwonych z czasem przyzwyczaić. Trening połączony z imprezą w Pokoju kiedyś już miała okazję poprowadzić, więc choć realnie nikogo nie podejrzewała, nie zdziwiłyby jej takie próby obchodzenia regulaminu. Choć w tajemniczy sposób to zawsze właśnie w takich okolicznościach w Pokoju Życzeń pojawiały się ciekawskie twarze członków szkolnej kadry.
Jej własna próba przebiegła bez większych niespodzianek. Jedyną, na którą zwróciła uwagę było niezwykle budujące uczucie powrotu na miotłę. Błyskawica wydawała się tęsknić za podniebnymi podbojami równie mocno, sądząc po tym, z jakim impetem wylądowała w dłoni Davies przed wspólnym wzniesieniem się. Nie szarpała jednak ku górze i nie próbowała przesadnie szarżować, zachowując po przerwie odpowiedni umiar i cierpliwość. Niezależnie od długości rozłąki wyraźnie było widać, że Morgan i jej miotła ewidentnie dogadywały się, czy wręcz rozumiały nawzajem. Była kapitan przeszkody pokonywała sprawnie i bez popisów, zaledwie z jednego manewru wychodząc w dość widowiskowy sposób, gdy w ostatniej chwili zorientowała się, że strzałka na jednym z filarów wcale nie była jej autorstwa i należało gwałtownie skręcić w przeciwną stronę, by następnie swego rodzaju ślizgiem i połowicznym zawiśnięciem na trzonku wrócić na odpowiedni tor. Niedoszły wypadek przy pracy podsumowała jedynie roześmianym okrzykiem, nim dziarsko pomknęła dalej. Chwilę później była już przy pętlach, które potraktowała kaflem. Kaflem-dementorem, jak się okazało w chwilę po rzucie. Ku nieszczęściu podszywającego się pod piłkę pluszaka, nim przeleciał on przez środek pętli, odbił się jeszcze od jej obramowania. Zrozpaczony i z pewnością obolały wkrótce wrócił w kierunku Davies, najwyraźniej z postanowieniem, by już nie odstępować od niej na krok.
- Rany, coś Cię rozdeptało po drodze? - zdobyła się na wysiłek zażartowania, zeskakując z miotły po zatrzymaniu się tuż przy McGillu, którego stan wskazywał skrajne już chyba wyczerpanie. Poklepała rówieśnika po ramieniu, wyraźnie przyglądając się jego obecnej kondycji, ale nie zauważyła żadnego usprawiedliwienia dla zwalniania go z dalszej części zajęć. Co prawda jej odchylenie na punkcie miotlarstwa było tak znaczne, że pewnie i poćwiartowanego nieszczęśnika byłaby zdolna pokleić na ślinę i posłać do dalszych treningów, ale tym razem przejęła się nie na żarty. W końcu w ostatnim czasie była nieobecna i nie zdążyła jeszcze nadrobić wielu bieżących problemów trapiących drużynę i jej członków. Co jeśli Ricky zgłosił się na miotlarskie wysiłki pomimo wszelkich przeciwwskazań każdego napotkanego specjalisty magicznej medycyny?
Wynik K100:15 Litery: J, C (4) Bonusy i kary: +30 i +20 Urazy i znajdźki: pluszowa akromantula K6: 3 Łączny wynik I etapu: 65
Hex bardzo nie interesowały interakcje z innymi Gryfonami oprócz Morgany, więc niesubtelnie zlała uśmiech podarowany przez Kate oraz powitanie jednego z Seaverów. Na zbyt głośne przybycie jego sto razy gorszej siostry tylko wywróciła oczami. Ogólnie to nigdy nie lubiła Lwów i nie uważała, aby do nich w jakimkolwiek stopniu pasowała. Jeśli rekrutacja miałaby przypaść Helenie... To drużyna Gryffindoru zdobywałaby całkiem sporo zawodników, ale tylko najbardziej uległe mięczaki poddawały się sile brutalnej perswazji dziewczyny. Dlatego właśnie taki Oliver dał się wrobić w trening. - Musiałabyś zdefiniować wolną wolę. - wykrzywiła twarz w łobuzerskim uśmiechu, poklepując solidnie piątoklasistę po plecach aż wydusiła z niego trochę tchu. Wyglądał, jakby Eastwood przywiodła go tu na ścięcie. Ale trening Davies okazał się całkiem bezpieczny i przyjemny, więc Blair mógł odetchnąć z ulgą. Po rozgrzewce, w którą Hex włożyła sporo energii oraz zaangażowania, przyszła pora na wskoczenie na miotły. Stary i wyliniały model dziewczyny zabawnie kontrastował z najlepszej jakości miotłami wartymi fortunę, które trzymały inne osoby. No jeśli zdołałaby ich pokonać w wyścigu z czasem to ciut źle świadczyło. Hex w razie czego winą mogła obarczać dogorywającą Zmiatarkę. Usadziła na jej niewygodnym siedzisku tyłek, przygotowując się do pozycji startującej. Mimo to coś kiepsko szło z wzbiciem się w powietrze. A Morgan już gwizdnęła na znak rozpoczęcia odliczania czasu. Hex rzuciła pod nosem "Co za stare gówno" i szarpnęła za miotłę, a ta w końcu poprawnie odpaliła z rzężeniem traktora. Dobra, nabierała pędu. Szalenie powoli, ale jednak, ponaglana kopnięciami i niedelikatnym szarpaniem panny Eastwood, która była gotowa powyrywać jej resztkę witek. Dolatywała już do połowy lotu, kiedy zorientowała się, że coś jest nie tak z kaflem wciśniętym pod pachę. Piłki raczej nie owijały się wokół ramion. Ze zdumieniem popatrzyła na pluszową akromantulę, a chociaż w ogóle nie lubiła pluszaków, to to była akromantula. Przeznaczenie? Aż się delikatnie uśmiechnęła, przyciskając do siebie mocniej pajęczaka. Cóż, dziwny przypadek, ale musi wystarczyć jako zamiana kafla. I ta właśnie akromantula zaczęła przynosić Helen szczęście. Teraz już mknęła niczym czerwona smuga na szarym niebie, wymijając przygotowane przez rudowłosą Gryfonkę przeszkodzy niczym profesjonalista. Niczym Julia Brooks. Dosłownie nic nie zdołało jej zaskoczyć, a tym samym utrzymała stabilny, szybki lot. W oddali ukazały się ustawione pętle, a więc również koniec slalomu. Pluszak odkleił się w końcu od Brytyjki, pchając się wprost do jej dłoni. Razem podleciały blisko, ale rozpędzona Zmiatarka miała wyraźne opory przed odpowiednim zwolnieniem. Hex ratowała się sprytnym podkręceniem piłki. Wirując dookoła własnej osi, kafel-akromantula poszybował i odbiwszy się od krawędzi okręgu, wpadł do środka. Ale Hex nie przerywała lotu, bo już znalazła się za pętlami, puszczając trzonek miotły i oba ramiona wyciągając w stronę pluszaka. - Mam Cię! - sapnęła, gdy akromantula wylądowała zgrabnie w jej rękach. Kiedy Hex wróciła do reszty zorientowała się, że w sumie to wypadała kiepsko w porównaniu do innych graczy. Ale w ogóle nie uważała, aby to była porażka.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Wynik K100:37 przerzucone na 55 Litery: F (1), C (3 przerzucone na 6) Bonusy i kary: +15, +10, -20 = +5 Urazy i znajdźki: śmierciotula K6: 5 Łączny wynik I etapu: 55 + 5 = 60
Przywitała @Gabriel A. Gaughan bardzo radośnie, a mianowicie wskoczyła mu znienacka na plecy z głośnym okrzykiem mordo!!, modląc się, żeby nie stracili równowagi i nie rozwalili sobie tych durnych łbów. – Gotowy na wpierdol? – zapytała retorycznie, bo oczywiście doskonale wiedziała, że Gałgan to kłidiczowy chłopak, a zresztą nawet gdyby nie był to i tak zaciągnęłaby go na boisko siłą. Zeskoczyła z Gryfona z gracją w momencie, kiedy zmaterializował się obok nich @Ricky McGill, na widok którego uśmiechnęła się szeroko. – No proszę kto to w końcu wyszedł ze swojej pieczary – szturchnęła go zaczepnie w ramię, szczęśliwa, że Ricky ostatecznie postanowił opuścić swoje ulubione miejsce czyt. wypierdzianą kanapę. – Właśnie nie wiem i mam nadzieję, że nic poważnego, może Archibald wrócił z trasy..? – zapytała konspiracyjnie, od razu przyglądając się ich reakcji czy może czasem nie wiedzą czegoś więcej, a przecież zawsze warto umilić sobie drogę na trening niegroźnymi plotkami. Riki z kolei wpadł na ten sam pomysł, wysuwając na główny tor rozmowy jej domniemane fiku miku z Gałganem, na co przewróciła jedynie oczami i zaśmiała się. – Najpierw rozgrzewka, czyt. przeoranie przez Morgan, potem przyjemności – wyszczerzyła się, bez pardonu kontynuując ten doskonały żart. Na miejscu pomachała do wszystkich znajomych z drużyny i domu, posyłając ciepły uśmiech w stronę @Morgan A. Davies. Miło ją było widzieć znowu w zamku. Nie było jednak czasu na kontynuowanie pogaduszek, bo Moe jak to Moe – bezlitośnie zaczęła rozgrzewkę, a następnie trening. Wskoczyła na miotłę, mocno ściskając kafla pod pachą. Uwielbiała to uczucie, kiedy nie liczyło się nic poza prędkością i kolejnymi zadaniami do wykonania – niezależnie czy było to wbijanie piłek do pętli przeciwnika podczas meczu czy też zwyczajne ćwiczenia gryfońskiej drużyny. Ze zdziwieniem zorientowała się, że przyczepił jej się do ramion pluszak, imitujący elegancką i stylową pelerynę niczym z najnowszej kolekcji Mesje Koltą. Pędziła dalej, nie zwracając uwagi na śmierciotulę, w końcu nie przyszła tu po to, żeby zachwycać się maskotkami. Przyspieszyła najbardziej jak mogła, próbując ominąć przeszkody w postaci kamieni, ten ostatni jednak sprawiał wrażenie jakby się oddalał a nie przybliżał, co skutkowało narzuceniem jeszcze większego tempa, aby ostatecznie stwierdzić, że Morgan trzyma go w dłoni i nie pozostało jej nic innego jak wycelować kafel prosto w pętlę. To umiała, przecież robiła to co rozgrywkę z całkiem dobrym skutkiem. Nic bardziej mylnego, okrutnie spudłowała, lądując przy kręgu nieszczególnie zadowolona z takiego przebiegu treningu. Brak satysfakcji zastąpiła troska, gdy tylko spostrzegła Rysia, który wyglądał jakby właśnie przebiegł półmaraton. A zaznaczyć trzeba, że stumetrowa przebieżka po piwko do Żaberta była dla niego sporym wyzwaniem odkąd wrócili z Avalonu po starciu ze smokiem. – Hej, wszystko okej? – upewniła się, od razu pojawiając się obok brata. Musiała trzymać różdżkę na pulsie. – Jak skończymy to grzaniec na pewno postawi cię na nogi!
______________________
Gabriel A. Gaughan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : silny szkocki akcent | czarny sygnet na małym palcu prawej dłoni
Wynik K100:95 Litery:E, A Bonusy i kary: +20 i -15, a potem znów -20 Urazy i znajdźki: -- K6:5 Łączny wynik I etapu: 80
Treningu nigdy nie odmówię. Dobra, wiem, że zdarzało mi się pomijać lekcje Miotlarstwa, ale to zupełnie co innego. Inny klimat, inna energia, inna społeczność, inne emocje. I choć teraz nie czułem się najlepiej, choć dopadło mnie jesienne przeziębienie, to wlałem w siebie hektolitry eliksiru pieprzowego i ruszyłem na błonia. Tym bardziej, że wróciła do nas Davies. Zwyczajnie głupio byłoby nie przyjść. Było dość chłodno. Albo to ja miałem takie odczucia. Wyjątkowo nie podwijałem rękawów, a wręcz przeciwnie – wybrałem najcieplejszą bluzę, jaką miałem w kufrze i narzuciłem na nią jeszcze gryfoński szalik, owijając go wokół szyi, że aż kończył się na wysokości nosa. Szedłem zgarbiony, jak stary dziad. Ale ufałem, że jakoś to będzie i nie zjebię się z miotły w połowie rozgrzewki. Szczęśliwie eliksir opanował dreszcze moich mięśni, było znacznie lepiej niż o poranku, kiedy to miałem dekadencką ochotę popaść w marazm i wyzionąć ducha. Już nie czułem takiego przybicia, ciężaru i otępienia. Aż nagle znowu poczułem. Ciężar. Tylko zupełnie inny. — Ojapierdolę, Marla! — wydusiłem, łapiąc równowagę z @Marla O'Donnell na plecach, bo znosiło nas przez chwilę na lewą stronę. Jak dobrze, że była lekka i że jakimś cudem automatycznie złapałem ją za nadgarstki. Chociaż refleks nie zawodził. Nie mogłem ukryć rozbawienia, gdy dotarł do mnie komizm całej sytuacji i gdy oczami wyobraźni zobaczyłem nieco inny scenariusz, mniej... udany. — Marzę o nim, jak nigdy. Potem, równie niespodziewanie, zmaterializował się obok nas @Ricky McGill. Czy ja dzisiaj byłem głową w dobrej czasoprzestrzeni? Od razu padło wiele pytań, które chyba każdy członek drużyny – nawet taki rezerwista, jak ja – sobie teraz zadawał. Mogłem jedynie wzruszyć w odpowiedzi ramionami. — Trening, oczywiście! Ale czy to nie jest dobra gra wstępna? — pokusiłem się na ten błyskotliwy, górnolotny żart, godny pożałowania i przepicia wiadrem wody. Zwalam na mój stan podgorączkowy. Dla podkreślenia tego zakasłałem i nieelegancko pociągnąłem nosem. — Merlinie, jak dzisiaj nie wyrzygam płuc po rozgrzewce Davies, to już to będzie sukces. — dodałem już nieco ciszej. Właśnie - żeby w ogóle dotrwać do tych przyjemności.
Na miejscu okazało się, że większość się już zjawiła i że wszystko jest gotowe. Przywitałem się szybko z tymi, z którymi mogłem, no i, rzecz jasna, z Panią Kapitan. Nie było czasu do stracenia, wziąłem miotłę między nogi, gotowy na tę grę wstępną czy też rzeź niewiniątek. Ale musimy być twardzi w tym sezonie, bo już taplamy się błocie. Mecze są naszą szansą. Wygrane mecze. Od razu wzbiłem się wysoko, może nawet odrobinę przesadziłem, ale stara dobra przyjaciółka adrenalina zrobiła swoje. Przez moment czułem się świetnie, nabierałem rozpędu, zapomniałem o przeziębieniu. Pokonywałem kolejne metry slalomu, rozglądając się za utrudnieniami. Aż w końcu na pierwsze natrafiłem. Zniżyłem lot, pochylając się nad napisami. Ile garbów ma dumbader? Ja jebię, nie wiem... Nigdy tych wielbłądowatych nie rozróżniałem. Strzeliłem, skręciłem w tę stronę, w którą podpowiadała mi intuicja. I chyba podpowiadała dobrze, bo była to krótsza trasa, nadrobiłem trochę czasu straconego na rozmyślanie o garbach. Potem jednak znów nawaliłem, najprawdopodobniej myląc strzałki jakichś śmieszków z prawdziwymi znakami przygotowanymi przez Davies. Zaczynało mnie to irytować, bo choć na początku miałem świetne tempo, to teraz znów byłem w plecy kilka minut. Czy to roztargnienie również mogę zrzucić na barki gorączki? W końcu przed moimi oczami pojawiła się pętla. Nie zwalniałem i rzuciłem kaflem z całej siły w kierunku obręczy. I... pudło. Wyśmienicie. Zakląłem pod nosem i w półobrocie zawinąłem się poza tor, robiąc miejsce kolejnym osobom. Slalom, a dokładniej jego końcówka, dał mi dobitnie znać, dlaczego jestem zawodnikiem rezerwowym.