W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Sama nawet nie zauważyła, jak wiele zmian w jej życiu wprowadziło pojawienie się Dunbara pod tym mostkiem w Hogwarcie. Kompletnie nieświadomie cały czas towarzyszyło jej dziwne przeświadczenie, że za chwilę obudzi się z tego snu i znów będzie tą Larą, która wręcz rozpaczliwie potrzebowała pomocy. Tymczasem dzień mijał za dniem, a ona wciąż miała obok siebie kogoś, kto był w stanie wyciągnąć ją nawet z największego bagna emocjonalnego. Nic więc dziwnego, że nawet teraz, kiedy zwyczajnie miała ochotę kląć na czym świat stoi, siedząc obok Dżemiego, jakoś nie mogła tego zrobić. Bo nagle przestawała widzieć w tym sens. Bo wolała się delikatnie uśmiechać zamiast wprowadzać się w jeszcze większą złość. No i nie ma co ukrywać, jego uśmiech był tak zaraźliwym że nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak pozytywny wpływ na nią posiadał. Nadal towarzyszył jej uśmiech na ustach kiedy przedstawiał jej doskonały plan stania się kopią słynnego hrabi. - Raczej nie polecam tych soczewek. Z tego co zauważyłam bardzo łatwo dzięki nim wystraszyć ludzi - na całe szczęście, jego nie wystraszyła, bo dalej dzielnie siedział obok niej. A może to właśnie dlatego że nie mógł obecnie zobaczyć jej oczu? Prychnęła pod nosem na wzmiankę o Irytku. Nienawidziła serdecznie tego gada od momentu, kiedy jej noga pierwszy raz przekroczyła próg zamku. Na samą myśl, że mogła jeść coś, do czego on coś dorzucił, brało ją na mdłości. Już miała rozchylić palce swoich dłoni, aby sprawdzić, o co mu dokładniej chodziło, ale jednak nie było jej to potrzebne. Od razu po słowach przeszedł do czynów, gdzie po chwili z równie wielką gorliwością go całowała, kompletnie nie zwracając uwagi na cały świat wokół nich. Przecież przyzwolenie otrzymali od samego prefekta naczelnego! Grzechem by było nie skorzystać. Jakoś tak instynktownie przesunęła się do niego jeszcze bliżej, całkowicie zatracając w tej cudownej pieszczocie. Co jak co, ale doskonale wiedział, jak poprawić jej nastrój. Odsunął się w końcu, nawet nie wiedząc, dlaczego to robi. Oddech miała mocno przyspieszony, a wzrok wrócił do normalności, co przywitała z nieskrywaną ulga. Złapała dłoń chłopaka i podniosła się z zajmowanego miejsca. - Ruszaj tyłek, miałeś mi pokazać swój autorski taniec - uśmiechnęła się do niego zachęcająco, bo miała dziwne przeczucie, że jeśli, zostaną dłużej w tym miejscu, to skończy się to szlabanem za bardzo nieodpowiednie zachowanie. - A do mnie i sukni się nie przyzwyczajaj - dodała, by pociągnąć go w stronę parkietu.
Bal majowy:
Wielki Bal Majowy
Taniec otwierający
Gdy namiot zamieni się w wielobarwne motyle, na scenie pojawia się zespół, który daje znać, że nadszedł czas otworzyć bal tradycyjnym tańcem Beltane. Pierwsza na parkiecie pojawia się Dyrektor Wang w akompaniamencie samego Ministra Magii, a za nią drepta kochany przez wszystkich Profesor Craine z dyrektorka Mahukotoro. W momencie, gdy wchodzicie na parkiet, wasze stroje wyjściowe zamieniają się w te tradycyjne, które mieliście okazję szyć podczas przygotowań (nie martwcie się, ponownie zmieniają się na wasze szaty galowe, po zakończeniu otwierającego utworu). Z każdą kolejną parą na parkiecie, jeden z użytych do dekoracji kwiatów zakwita, symbolizując obecność tych, których przez Bitwę o Hogwart już z nami nie ma.
Utwór otwierający
Zasady: Do tańców na otwarcie święta zaproszony jest każdy czarodziej, pamiętajcie jednak, że odbywa się on w parach! By wziąć udział w wydarzeniu, każdy musi rzucić kością k6, by dowiedzieć się, co stało się w trakcie układu! Każdy czarodziej, który wziął udział w lekcjach tańca może jednorazowo przerzucić kostkę.
Wydarzenie:
1. Oh nie! Magiczna zamiana stroju nie zadziałała na Tobie! Doskonale wiesz, że miałeś swoje tradycyjne przebranie gotowe, ale magia musiała cię złośliwie ominąć. Musisz tańczyć w swoim balowym stroju.
2. Duchy Beltane musiały stwierdzić, że chyba za szybko przebierałeś nogami, albo po prostu chciały sobie zażartować, bo przy każdym Twoim kroku z ziemi wyrastają nowe pnącza kwiatów i łapią cię za kostki!
3. Zaklęcie faktycznie sprawiło, że na czas tańca pojawił się na Tobie tradycyjny strój z przygotowań. Jednak magia chyba kiepsko na niego wpłynęła, bo zmienił rozmiar. Rzuć k6, liczba parzysta oznacza, że jest trochę za luźny i co chwila musisz go poprawiać w trakcie tańca bo się z ciebie zsuwa. Liczba nieparzysta oznacza, że jest trochę zbyt ciasny i z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej rozchodzi się w szwach.
4. Tak pięknie wirujesz w tańcu, że wróżki postanawiają wyróżnić ciebie i Twojego partnera, swoją magią unosząc Was trochę ponad tańczące pary. Chociaż znajdujecie się jakiś metr nad ziemią, nie czujecie niewygody.
5. Duchom Beltane spodobał się Twój taniec, nie tylko to widzisz, ale i czujesz i przeżywasz, gdy Twoje włosy zostają ozdobione całym welonem świeżych, polnych kwiatów.
6. Tańczysz jak natchniony, jakby same duchy tego święta w ciebie wstąpiły! I nie ma w tym aż tak dużo przesady. Ty i Twój partner zaczynacie widzieć wokół siebie migające niczym gwiazdy sylwetki, które tańczą wśród Was i nikt inny zdaje się ich nie dostrzegać. Nie czujesz jednak z tego powodu przerażenia, a letnie ciepło, to dobry omen. Kroki tańca zdają ci się przy nich naturalnie proste, a blask jaki niosą duchy zdaje się z Tobą zostać. Do końca balu twoje oczy świecą się tysiącem gwiazd.
Magiczna moc ognia!
Tradycja mówi, że ogniska, rozpalane podczas obchodów Beltane, nie były stosami przypadkowo zebranych drewienek i chrustu. Ich magiczna moc tkwiła bowiem w odpowiednim przygotowaniu. Trzech ludzi trzykrotnie udawało się, by zgromadzić drewno z dziewięciu gatunków drzew. Dopiero tak odpowiednio przygotowane ogniska płonęły świętym ogniem Beltane. Wydarzenie to trzeba było jednak trochę zmodyfikować, by każdy uczestnik mógł wziąć w niej udział! Na okazję balu użyto zaklęć, by zasadzone specjalnie drzewa były gotowe do ścięcia i stworzenia z nich wielkich ognisk na obchodach. Każdy czarodziej może dołożyć się do tej zabawy i za pomocą zaklęć przynieść jeden z dziewięciu gatunków drewna. Kto wie, może i na niego spłynie błogosławieństwo celtyckiej nocy!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się dołożyć własny bal drewna, rzuca kostką eliksiru. Każdy eliksir to inny gatunek drzewa, a co za tym idzie - inne błogosławieństwa lub przekleństwo. By dowiedzieć się, czy moc magicznego ognia była po Twojej stronie, rzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza dar, z kolei nieparzysty - nieszczęście.
Dąb - bełkoczący napój
Parzysta:
po odstawieniu balu na ognisko, czujesz przyjemną sensację w gardle, zupełnie jakbyś jadł najdelikatniejszą z czekolad, a zaraz po tym przychodzi otwartość umysłu. Nie wiesz skąd i w jaki sposób, ale niezależnie od języka, którym ktoś się posługuje, rozumiesz wszystko, do tego stopnia, że nawet szmery zwierząt stają się dla ciebie czytelne. Do końca balu jesteś w stanie używać dowolnego języka jak najlepszy czaroglota! Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w przywoływaniu magicznych istot, ignorujesz rzut kością i sam wybierasz, co przyjdzie.
Nieparzysta:
czujesz dziwną sensację, jakby ogień zajął ci całe gardło jak podczas najgorszego zapalenia. Boli cię krtań i migdałki, dostajesz ataku kaszlu, ale nawet przepicie wodą nie pomaga na ból. Ten znika dopiero po kilku minutach, za to zostawia za sobą ślad - co zdanie mylisz jakieś słowa i mieszasz ich znaczenia. Chcesz powiedzieć jedną rzecz, a wypada jej zupełne przeciwieństwo, lub coś zupełnie niepowiązanego z całym tematem. Oby twój partner był dobry w języku migowym!
Jesion - euforii
Parzysta:
wraz z ułożeniem stosu, czujesz też niesamowicie przyjemne ciepło na ustach, jak po najwspanialszym pocałunku! Aż nie możesz się nie uśmiechnąć! Czyż ten dzień nie jest wspaniały? Śmiech sam formuje ci się w gardle, a ty masz wprost doskonały humor! Odczuwałeś zmęczenie? Całkowicie minęło i nie zapowiada się, by wróciło! Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt fizyczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
wieczór ledwo co się zaczął, a ty już odczuwasz zmęczenie, jakby przenoszenie tego drewna wyssało z ciebie wszelkie siły. Chcesz się bawić, ale oczy zdają ci się same zamykać. Do końca wieczoru będziesz chodził senny, a jeżeli chcesz wytrzymać i skorzystać z wszystkich atrakcji, lepiej po każdej uwzględnij jakąś krótką formę odpoczynku!
Klon - postarzający
Parzysta:
czujesz ciepło pod czaszką, nie jest to jednak nieprzyjemne uczucie, a przyjemne, jak położenie się na poduszcze. Jeżeli bolała cię głowa, uczucie to przechodzi, a zamiast niego pojawia się olśnienie. Twój umysł otwiera się na wiele tematów, jakby w ciągu kilku minut pochłonął wiedzę wielu ksiąg. Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział we wróżeniu, rozpatrujesz tylko wynik pozytywny wylosowanej wróżby.
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby twoja głowa płonęła a migrena rozchodziła się ognistym bólem przez całe twoje ciało, wypalając na nim znaki czasu. Rzuć k6, gdzie każde oczko to kolejne 10 lat, o które postarzyło Twoją postać do końca balu.Postać odczuwa fizycznie wszystkie efekty wylosowanego wieku.
Wierzba - amortencja
Parzysta:
czujesz ciepło w sercu, które aż zaczyna Ci mocniej bić, jakbyś przeżywał zakochanie zupełnie na nowo i ze zdwojoną siłą. Po chwili sama sensacja znika, ale uczucie zostaje i to nie tylko Tobie. Jeżeli przyszedłeś tutaj z partnerem, obydwoje odczuwacie cudowny przypływ miłości, jeżeli twój partner wylosował negatywny wynik tutaj, może go zignorować. Jeżeli przyszedłeś tutaj sam, roztaczasz wokół siebie aż do końca balu nieodpartą aurę kuszącą do flirtowania, roznosząc przy tym zapach amortencji.
Nieparzysta:
wraz z ciepłym uczuciem w sercu czujesz też coś innego, amortencję. Amortencję, która nachodzi cię zewsząd, im bardziej kogoś lubisz - tym mniej ją czujesz. Im bardziej kogoś nienawidzisz - tym bardziej nie jesteś w stanie powstrzymać się przed adorowaniem tej osoby i traceniem dla niej głowy.
Lipa - Gregory’ego
Parzysta:
ogień postanowił podarować ci moc nieodpartej perswazji, aż po samą umiejętność hipnozy. Jesteś w stanie swoich rozmówców tak głęboko przekonać do bycia ich przyjacielem, że są w stanie zrobić absolutnie wszystko dla Ciebie, cokolwiek im nie rozkażesz.
Nieparzysta:
równie silnym uczuciem co przyjaźń jest i nienawiść, nie wiesz dlaczego, ale przyciągasz do siebie gniewne spojrzenia. A może i nie tylko je same? Wybierz postać, która dostanie disadvantage na następnym rzucie - będzie musiała rzucić podwójną kostką i wziąć jej gorszy wynik. Do końca balu wraz z tą postacią stajecie się najbardziej zaciętymi wrogami.
Buk - spokoju
Parzysta:
ciepło, które rozeszło się po Twoich ramionach jak najlepszy masaż zdaje się sprowadzać na Ciebie dużo spokoju. Wciąż chcesz się bawić, jest to jednak dużo większy relaks psychiczny, niż z początku zakładałeś. Wszelkie troski odchodzą w niepamięć, a ty możesz po prostu skupić się na wspaniałym tu i teraz. Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt psychiczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
czujesz się tak, jakby ktoś zrzucił na twoje barki ciężar całego tego drewna, które dopiero przeniosłeś. Tematy, które chodziły za Tobą w trakcie ostatnich dni stają się dużo bardziej obecne, a Ty sam odczuwasz więcej zmartwień. Rzuć k6 przy każdej próbie pójścia na atrakcję. Wynik parzysty oznacza, że przełamujesz wątpliwości i bierzesz w niej udział. Wynik nieparzysty sprawia, że nie jesteś się w stanie przemóc i musisz zaczekać, aż Twój partner na bal wróci z atrakcji.
Brzoza - felix felicis
Parzysta:
ogień dosłownie Cię pobłogosławił, gdy przechodzić obok jednego z już płonących ognisk, przenosząc swój bal drewna, płomień zatańczył na twojej ręce. Nie oparzył Cię jednak, a zostawił malutki znak iskierki, który zostanie z Tobą do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby żadne nieszczęście nie mogło stanąć na Twojej drodze. Zdobywasz jeden przerzut kostki i wybranie lepszego wyniku na dowolnej atrakcji. Wraz z wykorzystaniem przerzutu znak znika.
Nieparzysta:
- gdy dokładałeś bal do ognia, ten zatańczył na Twojej dłoni, parząc ją boleśnie i zostawiając czarne smagi, które będą widoczne aż do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby widniało nad Tobą złe fatum. Przy następnej atrakcji musisz rzucić podwójnie i wybrać gorszy wynik. Wraz z wypełnieniem przerzutu znak znika.
Olcha - ridikuskus
Parzysta:
czujesz, jak nagłe ciepło rozchodzi się po Twoim ciele aż po same stopy! Które same rwą Cię do tańca! Magiczna atmosfera tego miejsca sprawia, że chcesz się bawić i szaleć do rana, a aura tak cię dopadła, że aż roztaczasz ją dookoła siebie nieodpartą charyzmą! Wszystkie Twoje żarty są śmieszne dla innych (nawet, jeżeli nigdy byś nie pomyślał, że śmieszne mogłyby być) i każdy kto się do ciebie zbliży od razu zyskuje lepszy humor! Dzisiaj po prostu nie da się ciebie nie lubić!
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby podłoże zaczęło cię palić! Przestępujesz z nogi na nogę, ale to nic nie pomaga, masz wrażenie, jakby ktoś podpalił twoje stopy, choć przecież nie są w ogniu! Sensacja znika po chwili, a wraz z jej gorącem masz wrażenie, że zrobiło Ci się trochę zimniej i mniej swobodnie. Może nie zauważasz tego od początku, ale Twoje poczucie humoru na pewno. Zabawa sama w sobie jest przyjemna ale dlaczego wszyscy tak słabo żartują? Ich kawały i zaczepki jakoś szczególnie cię nie bawią, a gdy sam próbujesz opowiedzieć dowcip - rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że się udał. Wynik nieparzysty znaczy, że wyszedł obraźliwie i nietaktownie. Lepiej do końca zabawy uważaj na język!
Topola - veritaserum
Parzysta:
wraz z błogosławieństwem ognia przyszło i błogosławieństwo prawy. Twoja aura staje się tak ciepła i kojąca, niczym płomienie w kominku, że ktokolwiek z Tobą rozmawia nie jest w stanie Cię okłamać.
Nieparzysta:
prawda potrafi być przekleństwem, szczególnie, gdy samemu jest się zmuszonym do jej mówienia. Ktokolwiek by cię dziś o coś nie zapytał - musisz odpowiedzieć szczerą prawdą.
Dowolny gatunek - bujnego owłosienia Nie ma swoich kostek, wybierz dowolny rodzaj drzewa! Pamiętaj, żeby wciąż rzucić k6 na efekt!
Wróżby
Jako ukłon w stronę ważnego wydarzenia, szkoły i Ministerstwa, centaury postanowiły dodać cegiełkę do tego wydarzenia. Obserwując obchody z polany na skraju lasu, chętnie przyjmują każdego, kto chce dowiedzieć się, co gwiazdy zapisały na temat jego przeszłości. Ostrzegają jednak, że nie zawsze są to wiadomości dobre.
Ze względów technicznych jesteśmy zmuszeni umieścić wróżby w osobnym poście, znajdziecie go z poście poniżej!
Jedzenie
Z okazji Beltane krasnoludzcy kucharze sporządzili najlepsze, celtyckie menu! Wszystkie potrawy zapisane w historii zarówno ludzi jak i magicznych istot zostały przygotowane z najwyższą starannością, a o ich smaku może poświadczyć sam fakt, że od miesiąca były testowane przez czarodziejskich adeptów gotowania pod czujnym okiem mistrzów tego fachu! W sam dzień Beltane otwarta kuchnia wrze emocjami zapalonych krasnoludów równie mocno, co cudownymi zapachami. Roześmiane istoty zapraszają do próbowania tych specjałów, oczywiście razem z obowiązkowym kuflem miodowego piwa! Jedzenie kosztuje 10 galeonów, opłatę odnotuj w odpowiednim temacie! Rzuć k6 by zobaczyć, jakie danie krasnoludy przygotują dla Ciebie!
Panicium - potrawka prosa, fasoli i soczewicy z dodatkiem warzyw i mięsa, gotowana podobnie jak risotto.
Efekt:
- to był naprawdę dobry i pożywny posiłek, który dodał ci sił! I to wiele sił! Tyle, że byłbyś w stanie podnieść nawet trzech krasnoludów! Lepiej panuj nad swoimi ruchami, po jednym klepnięciem w pień możesz obalić drzewa. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Laverbread - stworzony z wodorostów, które po zagotowaniu przekształca się w puree, dodaje do niego bekon i piecze na kształt bułeczki.
Efekt:
- nie tylko wodorosty są wyjęte z wody, ty też tak wyglądasz! Zupełnie nagle stajesz się przemoczony do ostatniej nitki, a twoje włosy i strój unoszą się i falują, jakbyś cały czas był pod powierzchnią wody! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Ciasto hevva - ostro przyprawiane, sypkie ciasto z dodatkiem suszonych owoców w środku.
Efekt:
- czyż to nie było aż zbyt ostre?! Niby słodycz, ale jak piecze! I to tak bardzo, że po każdym zdaniu zioniesz ogniem! Rzuć k6 żeby zobaczyć, ile rund efekt się utrzyma.
Colcannon - kremowe puree ziemniaczane wymieszane z kapustą i podawane z szynką.
Efekt:
- kremowość była tak doskonała, że przeszła i na ciebie. Twoja skóra lśni, błyszczy i aż zachęca, żeby ją pogłaskać. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund będziesz posiadać nieodparty urok wili.
Tablet - wytwarzana z cukru, skondensowanego mleka i masła, które jest gotowane do stanu miękkiej kuli i pozostawiane do skrystalizowania. Często jest przyprawiany wanilią, a czasem zawiera kawałki orzechów.
Efekt:
- słodki jak ciągutki i lepki jak ciagutki. Przyjemna słodycz nie rozchodzi się tylko w Twojej buzi ale i po tobie całym, przyklejając do Ciebie pierwszą osobę, którą dotkniesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile odpisów (łącznie) będziecie ze sobą sklejeni.
Haggis - żołądek zwierzęcy nadziewany sercem, wątrobą i płucami owcy, zmieszany z owsem, łójem, przyprawami i cebulą, jest o wiele bardziej apetyczny, niż się wydaje. I często podaje się go z rzepą i ziemniakami.
Efekt:
- w trakcie jedzenia czujesz dziwne mrowienie w ciele, a po jego zakończeniu wyrastają ci:
Spoiler:
Rzuć k6 by się przekonać Króliczy ogon Rogi jelenia Skrzydła kruka Kolce jeże Orle szpony Owcze kopyta Rzuć k6 by zobaczyć, na ile postów utrzyma się efekt
Skakanie przez ogniska
Tradycyjnie planujący długie wyprawy ludzie przeskakiwali przez ogień trzykrotnie, aby zagwarantować sobie pomyślność. Gdy płomienie nieco przygasały, przeskakiwały przez nie młode kobiety, którym miało to zagwarantować dobrych mężów. Do zabawy przyłączały się także dzieci. Gdy w palenisku zostawał niemal sam żar, po popiołach przechodziły nawet kobiety ciężarne, z nadzieją, że przyniesie im to szczęśliwe rozwiązanie. Tlące się pozostałości po ognisku rozrzucano pomiędzy roślinami, aby zapewnić owocny plon. Każda rodzina zabierała także żarzące się węgle, by rozpalić nimi ogień w domowych paleniskach. Na balu można dołączyć do kultywowania tej tradycji, wiele małych ognisk tli się wśród ludowych instrumentów i wesołej muzyki, a odważni czarodzieje mogą spróbować trzykrotnie skoczyć nad płomieniami dla zapewnienia sobie pomyślności! Oczywiście, nic co daje szczęście, nie może być takie łatwe, magiczny ogień też chce się bawić! Co chwilę to bucha w górę, to dymi straszliwie, to obniża się do najdrobniejszego żaru, by zaraz podnieść się znowu. Sami mówimy, tylko dla najodważniejszych!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w skakaniu przez ogniska, rzuca kością litery na wydarzenie, jakie spotkało ich podczas trzykrotnego pokonywania płomieni. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa dostajesz jednorazowy przerzut dowolnej kości.
wydarzenia:
A jak Ała jak boli! - jak widać wysokie loty to Twoja domena (i to nawet bez miotły)! W ostatnim momencie przed wybiciem się do skoku mocniejszy płomień buchnął tuż przed Tobą! Żeby w niego nie wpaść, skoczyłeś naprawdę wysoko, a magiczny ogień postanowił dołożyć do tego swoje trzy galeony i uniósł cię na dymie jeszcze wyżej. Przez chwilę czułeś się, jakbyś latał! Dopóki nie uderzyłeś głowa prosto w gałąź… Będzie bolało. B jak Beltane! - czujesz ducha święta aż po… Samego swojego ducha! Magiczny dym tworzy Twoje kopie, która pomagają Ci przeskakiwać, wręcz przenoszą Cię przez płomienie! C jak Confringo - gdy skaczesz nad ogniem, zmienia się on we fioletowo różowe płomienie! Każde Twoje lądowanie kończone jest dźwiękiem głośnym jak wybuch, któremu towarzyszą iskry lecące spod Twoich stóp! Rzuć kością k6. Jeżeli wynik jest parzysty, wszystko to tylko niegroźne efekty na pograniczu iluzji. Jeżeli wynik jest negatywny, wybuchy te ogłuszają cię do tego stopnia, że przez dwie następne rundy masz problemy ze słuchem. D jak Dymi się - wydaje ci się, że całkiem nieźle poradziłeś sobie ze skokami… Dopóki nie poczułeś smrodu spalenizny i Twoim oczom nie ukazał się dym, kopcący się z Twojego stroju! Lepiej szybko go ugaś! E jak Erupto Ignem - nie wiadomo czym aż tak zdenerwowałeś duchy Beltane, ale te postanowiły się Tobą nieźle zabawić, przy każdym skoku posyłając z ognia w Twoją stronę kule białego ognia! Rzuć 3k6, gdzie każda liczba parzysta to trafienie przez kulę, a nieparzysta - chybienie. Jeżeli udało się trafić dwa lub trzy razy lepiej, żeby ktoś uzdrawianiem przynajmniej 15 pkt szybko obejrzał te rany. F jak Feniks - to było przerażające! I dla ciebie i dla całej widowni, kiedy przy jednym ze swoich skoków potknąłeś się, lądując prosto w ogniu! Magiczne płomienie jednak nie zrobiły ci krzywdy, zamiast tego zatańczyły między Tobą, po czym otworzyły drogę, wypuszczając cię przy ozdobie szkarłatnego blasku. G jak Gumochłon - to zdecydowanie nie Twój dzień! Sukienka zbyt ciasna? Nogawka w spodniach za długa? A może wymęczyłeś się na tańcu? Cokolwiek by to nie było, zdecydowanie utrudnia ci skoki, co chwilę się potykasz i lądujesz zdecydowanie zbyt wcześnie, by nazwać to bezpiecznym. Twoje buty mogą ci tego nie wybaczyć… H jak Halucynacje - chcesz przeskoczyć przez ogień, a zamiast tego dym zajmuje całą Twoją wizję, zamykając cię w całej mgle obrazów. Rzuć k6, wynik 1-2 oznacza, że jakiekolwiek obrazy się tam nie pojawiły, wprawiły się w rozbawiony nastrój; 3-4 zapewniły ci flirciarski nastrój; 5-6 sprawiły, że posmutniałeś, może pomoże przytulenie drugiej połówki? I jak Inkantacja - może przypodobałeś się jakiejś wróżce, a może ta po prostu się nad Tobą zlitowała, cokolwiek by to nie było, jedna z nich właśnie towarzyszy Twojej przeprawie i wypowiada magiczne słowa, które zmuszają ogień do posłuszeństwa i zmieniają do w zwykłe płomienie. Od razu łatwiej skakać! Choć może warto też zapamiętać tę inkantację? Zyskujesz +1pkt do Zaklęć! J jak Jasnowidz - nie wiesz skąd ta nagła jasność myślenia, ale wszystko zwalnia i czujesz się, jakbyś mógł przewidywać następne wydarzenia. Wiesz, w którym momencie ogień buchnie, w którym ustąpi, jakby twoje wyczulenie stało się wręcz magicznym zmysłem. Tańczysz przez ogień jak natchniony, dając przy tym niezły popis.
Tańce przy ogniskach
Tańce przy wielkich stosach ogniskowych miały przynieść szczęście i ochronę przed wszelkimi chorobami, był to także sposób na zjednanie się z naturą i czczenie nadejścia lata. Wielkie stosy zapaliły się wielkim, magicznym ogniem, a pomiędzy nimi wygrywa skoczna, taneczna, tradycyjna muzyka z taką pasją, jakby grajkowie mieli nigdy się nie zmęczyć! Wszystkie czarodziejskie istoty, które były zaproszone do przygotowań, wychodzą teraz na środek pomiędzy stosy i zaczynają tańce, zachęcając wszystkich magów do dołączenia! Niech radość Beltane i stukot rozgrzanych stóp usłyszą nawet po same gwiazdy! Sam magiczny ogień też zdaje się tańczyć, swoimi płomieniami i dymem tworząc kształty i sylwetki rozbawionych, magicznych istot wielu gatunków, zjednoczonych w obłędnym, opętańczym wręcz tańcu. Kto wie, może jeśli wystarczająco długo będziesz patrzeć w ogień i on zdradzi ci ciekawe historie.
Zasady: W tańcach można brać udział nieograniczoną ilość razy! Będą trwać od samego rozpalenia stosów aż po wschód słońca, nieustannie czcząc witające świat lato. Każdy czarodziej może na nie wchodzić i z nich wychodzić, jednak za każdym razem musi rzucić na kość litery określającą wydarzenie. Efekty działają od wejścia na parkiet do zejścia z niego - przy ponownym wejściu należy rzucić na nowy efekt.
Wydarzenie:
A jak akrobacje - muzyka, rytm, taniec, śpiew cała ta atmosfera jest niesamowita! Porywa cię taniec i bawisz się nieziemsko! I to całkiem dosłownie! Ogień widząc jak oddałeś się zabawie, sam postanowił się do tego dołożyć, zgarniając ciebie i Twojego partnera pomiędzy ogień! Płomienie Was nie parzą, chcą z Wami tańczyć i uczestniczyć w tej zabawie, dosłownie niesiecie ze sobą po trawie ognisty huragan! B jak bajki na dobranoc - wydawało ci się, że ogień coś opowiadał, malował płomieniami fascynujące sceny aż zapatrzyłeś się na niego za bardzo. Nagle całe to kołysanie tańca staje się dużo mniej pobudzające, a wręcz usypiające. Historia opowiedziana przez ogień sprawia, że oczy same ci się przymykają. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że płomienie skutecznie opowiedziały ci bajki do snu i wręcz słaniasz się w ramionach partnera, musicie na chwilę odejść na bok, żebyś odpoczął. Wynik negatywny oznacza, że co prawda wygrywasz ze snem, ale Twoje kroki są bardzo niezsynchronizowane, jakby ciało i tak zdecydowało się pójść spać. C jak cacanki macanki - czy Twój partner od zawsze był tak pociągający? Do stopnia, w którym nie możesz opanować swoich rąk? Masz ochotę komplementować swojego partnera w najbardziej naturalny i nieskrępowany sposób - swoim własnym dotykiem, by wiedział, jak bardzo jest pożądany. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że zauważasz, że coś jest nie tak i że nie panujesz nad rękami, to nic nie zmienia względem ich błądzenia po ciele partnera, ale możesz się z tego wytłumaczyć. Wynik nieparzysty oznacza, że zupełnie zwariowałeś na punkcie drugiej osoby, a magia, która zawładnęła Twoimi dłońmi, włada i umysłem. D jak z dymem poszło - magicznemu ogniowi bardzo musi się podobać Twój taniec, bo jedna z dymnym postaci podchodzi do ciebie i Twojego partnera, próbując cię co chwila wyrwać z jego rąk i samej z Tobą zatańczyć. E jak epilepsja - z początku roztańczony, buchający ogień i wszystkie jego obrazy są przepiękne, niesamowite! Przyglądasz się im w zachwycie aż… Zaczynają migać zbyt szybko! Czy to figury w ogniu przyspieszyły w obłąkańczym tańcu, czy sprowadziły to też na ciebie?! Nie wiesz, jednak strasznie kręci ci się w głowie, obrazy zaczynają wirować i migać zupełnie jak płomienie i dym na tle nocnego nieba. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że kręcenie w głowie stało się tak obezwładniające, że aż ty dołączyłeś do niego! Wirujesz zupełnie jak ogień, znajdując się umysłem niemalże poza ciałem! Wszystko się kręci, faluje i jest niesamowite! Wynik negatywny oznacza, że było to za dużo bodźców jak na Twoją głowę, omdlewasz na parkiecie. F jak firebird - nie wiesz co w ciebie wstąpiło, czy masz doświadczenie z tańcem, czy też nie, nagle czujesz się jak profesjonalny artysta. Skąd znasz te wszystkie ruchy? Te wszystkie taneczne skoki? Nie masz pojęcia, ale nagle wykonujesz firebirda, ku zaskoczeniu nie tylko wszystkich tańczących, ale i samego ognia. Płomienie wystrzeliwują w Twoją stronę i… Tworzą dla ciebie ogniste skrzydła. Od teraz aż do zejścia z parkietu możesz z nich korzystać jak z prawdziwych skrzydeł w trakcie tańca. G jak goły i wesoły - ależ przy tych ogniach gorąco! Kto by się spodziewał, że może być aż tak upalnie w angielską noc! Jeżeli masz na sobie okrycie wierzchnie, czujesz potrzebę jego zdjęcia, rozpięcia koszuli czy rozsunięcia zasuwaka sukienki. Cokolwiek, byle tylko choć trochę się schłodzić! H jak harce hulańce! - oddajesz się tańcu z partnerem i wspólnej zabawie tak bardzo, że aż gubisz buta! Lepiej byłoby go znaleźć, choć wśród rozhulanych świętujących może to nie być najprostsze. Rzuć k6, wynik to ilość razy, gdy ktoś na ciebie wpadł, podeptał itd. podczas poszukiwań. I jak i do kółeczka - jeżeli myślałeś, że potańczysz ze swoim partnerem, pomyśl jeszcze raz! Magiczne istoty wszelkich gatunków zaciągają cię do wspólnego, szaleńczego koła tańca, co chwilę zamieniając się w tym, kto prezentuje swoje ruchy na środku! Niech twój partner uwzględni tańczenie w kółku w swoim wylosowanym wydarzeniu! Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty Twoje ruchy tak spodobały się magicznym istotom, że aż wyczarowały ci ozdobne ognie przyczepione do Twoich obcasów, żeby pokazać, jak niesamowity z ciebie tancerz! Jeżeli wynik jest negatywny, ogień bynajmniej nie jest ozdobą, to najprawdziwsze płomienie, mające parzyć Twoje stopy, byś szybciej nimi przebierał! Bierz się w obroty, to nie walc! To Beltane! J jak jak ja cię kocham! - wiesz, że przecież nie wybrałeś swojego partnera na przyjście na bal bez powodu, ale teraz wydaje się to tak proste i jasne! Niezależnie od tego, co Was łączyło przed tym tańcem, teraz czujesz się, jakby Twoje ciało, serce i dusza należało do tej jednej osoby i chcesz jej całe je oddać. Bliskością, przytuleniem, pocałunkami, jakkolwiek pokazać, jak bardzo Twoja miłość jest wręcz ognista!
Słup majowy
W Celtycką Noc mężczyźni przygotowywali go ze ściętego drzewa, z którego usuwano gałęzie i tak powstały pal, wbijano w ziemię, a następnie przyozdabiano roślinami i wstążkami. Na szczycie umieszczano kwietny wianek. Wokół tego słupa odbywały się tańce. Uczestnicy podczas trwającej zabawy trzymali w rękach kolorowe wstążki, które splatały się w tańcu, tworząc barwne wzory na majowym słupie. Na obchodach balu także pojawiły się majowe słupy, przyozdobione wieloma wiankami stworzonymi przez czarodziejów i wyposażone w wiele wstążek, by każdy mógł wziąć udział w zabawie. Weseli grajkowie zapewniają wspaniałą, taneczną muzykę, która aż sama zaprasza do pójścia w tan, a wesołe śmiechy i piski goniących się uczestników zapowiadają wspaniałą zabawę!
Zasady: W zabawie w słupy majowe można brać udział w parach bądź też osobno. By dołączyć do zabawy, należy postępować zgodnie z kostkami!
Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na kolor. Jeżeli nie masz pary i jeszcze nie masz osoby do której chcesz dołączyć - rzuć na swój kolor. Jeżeli nie masz pary i chcesz łapać inną osobę bez pary - bierzesz ten sam kolor co ona.
Rzut k6 na kolor wstążki:
1. Fioletowy - nawet jeżeli druga osoba to tylko twój przyjaciel lub, co gorsza, wróg(!) nie możesz odeprzeć uczucia, że jest po prostu przepięknym człowiekiem. Tego wieczoru wszystkie jego cechy fizyczne podobają ci się najbardziej na świecie. To twój ideał! 2. Żółty - czujesz się niesamowicie zawstydzony przy drugiej osobie, Twoje serce cały czas nieznośnie łopocze ci w klatce, a Ty sam masz nieustanną ochotę się rumienić. Słowa z trudem przechodzą ci przez gardło, jesteś zbyt onieśmielony swoim wybrankiem i masz po prostu chęć schować się w jego ramionach… Jednocześnie płonąc przy tym ze wstydu. 3. Niebieski - jesteście dla siebie całkowicie i bezapelacyjnie stworzeni! Do tego stopnia, że o cokolwiek druga osoba nie poprosi, pierwsza wykona wszystko. Oczywiście działa to w dwie strony. 4. Różowy - łączy Was nie tylko kolor wstążki, ale i każda myśl. Dosłownie. Po złapaniu za wstążkę łapiecie ze sobą połączenie myślowe, mogąc rozmawiać telepatycznie! 5. Zielony - czy kiedykolwiek byliście tak spragnieni dotyku? Chyba jeszcze nigdy. Nie możecie się od siebie oderwać, a każdy kontakt fizyczny jest na wagę złota. Macie ochotę cały czas trzymać się za ręce, przytulać… A może i nawet coś więcej? 6. Pomarańczowy - zapłonęło w was nie tylko ciepłe uczucie do partnera, ale coś znacznie bardziej niebezpiecznego - pożądanie. Macie ochotę być ze swoim partnerem dużo bardziej fizycznie, nawet teraz rozglądając się, gdzie moglibyście uiścić parę figli. Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Jeżeli jesteście parą - sami ustalacie jak długo się goniliście i czy finalnie udaje się Wam złapać. Jeżeli dobraliście sobie partnera dopiero w trakcie zabawy, każde z Was rzuca k100. Wygrywa wyższy wynik; jeżeli należy do osoby goniącej, udaje jej się złapać osobę łapaną; jeżeli należy do osoby łapanej, udaje jej się uciec przed osobą goniącą.
Kiedy już udaje Wam się odnaleźć w ganianym tańcu na około majowych słupów, Wasza wstążka związuje Was ze sobą jako symbol partnerstwa. Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na związanie (ta, która nie rzucała na kolor). Jeżeli nie miałeś pary i rzucałeś na kolor - teraz dogoniona osoba rzuca na związanie.
Rzut k6 na związanie:
1. Nadgarstki - nic niezwykłego, wstążka tradycyjnie związała Wasze dłonie. 2. Talia - wstążka związała was w pasie w pozycji idealnej do tańca! Może czas wykorzystać tę sytuację? 3. Kostki - wstążka wycelowała naprawdę nisko i związała Was w kostkach, powodzenia z dograniem ruchów! 4. Łopatki - jest to zdecydowanie dziwna pozycja, gdy stoicie odwróceni do siebie plecami i związani na wysokości łopatek… Co teraz? 5. Ręce - wstążka zdecydowała się związać Wasze ręce po całej długości, opakowując je jak jakąś mumię. 6. Głowy! - Beltane naprawdę strzeliło wstążce do… Nitek? Związała Was głowami, przodem do siebie, stwarzając fantastyczną sytuację do zacieśniania więzi. No co? W takiej pozycji na pewno łatwo szeptać sobie swoje sekrety!
Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Wiklinowe kukły
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest palenie wiklinowych kukieł na znak nadejścia lata. Czarodzieje przez cały miesiąc tworzyli te wspaniałe, magiczne figury, by teraz w swoim finalnym tańcu i pokazie mogły zapłonąć w imieniu Beltane i na szczęście ich twórcom. Zanim jednak całkowicie spłoną, prezentują one ostatnie, magiczne układy, mające uczcić celtycką noc i pomyślność wszystkich czarodziejskich stworzeń. Ich przedstawienie jest naprawdę piękne, powoli tląca się wiklina, płomienie sięgające coraz wyżej, aż do nieba, pachnący dym, od którego zapachu aż lepiej rozumie się przekaz i emocje, aż widzi się obrazy, które kukły chcą wymalować swoimi ruchami. Im dłużej przyglądacie się temu tańcowi, tym głębiej przeżywacie emocje towarzyszące pożegnaniu chłodnej pory roku w imię odrodzenia. Wszak wiklina, z której ludziki były wykonane, była magiczna.
Rzuć k6 na towarzyszącą emocję:
1. Radość! Coś się kończy a coś zaczyna, a to coś może być czymś pięknym i wesołym! Tak jak te obchody! Uśmiech sam wychodzi ci na usta, masz ochotę krzyczeć o tym, jak jest cudownie! Wesołe tańce kukieł sprawiają, że chcesz wraz z nimi zakręcić się po raz ostatni, by zaraz dzielić się tą radością ze swoim partnerem. Życie jest piękne! 2. Nadzieja! Dostrzegasz w tańcu kukieł opowieść o tym, że nie wolno się poddawać. Że cokolwiek by się nie działo, jutro też będzie dzień. Chciałeś coś dzisiaj zrobić? Powiedzieć o czymś drugiej osobie? Przyznać się do czegoś? To najlepszy na to czas, teraz wszystkie wątpliwości mogą spłonąć razem z kukłami i przynieść ukojenie. 3. Smutek! Układ wiklinowych ludzików był bardzo poruszający, do stopnia, w którym omal nie chciało ci się płakać. Wiesz, że to wesołe święto, ale złapała cię nagła nostalgia. Czy jest coś, za czym tęsknisz? Do czego chciałbyś powrócić? Może coś utraconego? Czujesz, jak to napływa do ciebie wraz z tymi tańcami i ich wizjami, płonąc w ogniu na Twoich oczach… 4. Zakochanie! Kukły opowiadają najpiękniejszą historię miłosną! A miłość ta… Chyba ty też możesz mieć na nią szansę? Jeżeli jesteś ze stałym partnerem, przeżywasz zakochanie zupełnie na nowo i nie możesz oderwać się od swojej drugiej połówki. Jeżeli jeszcze nie wyznałeś tej osobie miłości, cóż, czujesz przemożną ochotę przytulenia jej, pocałowania, powiedzenia wszystkiego, co leży na dnie serca. Kiedy, jak nie teraz? 5. Złość! Widzisz w tym tańcu kukieł gotowość do przejścia dalej, ale ty jeszcze sam na to nie jesteś przygotowany! To za szybko! Zbyt dużo na raz! Nikt nie pytał się o zdanie, czy życzysz sobie takich zmian. Jeżeli jest w twoim życiu teraz coś, co doprowadza cię do szału, złości lub chociaż zmarszczenia brwi w dezaprobacie, teraz się nasila. Musisz natychmiast wyżyć się z tych wszystkich emocji! 6. Ciekawość! Nowy początek to nowe możliwości, a w pokazie wiklinowych lalek widzisz ten niesamowity zapęd do odkrywania, całą gamę przygód, o których opowiadają swoim tańcem! Ty też chcesz na przygodę! Najlepiej już, teraz natychmiast! Jesteś gotowy podjąć się każdego wyzwania, a jeżeli ktoś ci coś zaproponuje, wszystko bierzesz dosłownie, gotowy wykonać to od ręki! Efekty trwają aż do przejścia na następną atrakcję, chyba że autor będzie chciał, by zostały na dłużej, może wtedy rzucić kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik zaokrągl w górę).
Kulning
Na przygotowaniach do święta wszyscy czarodzieje mogli zapoznać się z tą starożytną techniką przywoływania zwierząt. Teraz, kiedy oficjalny taniec rozpoczął obchody tak, jak tradycja nakazała, a ogniska na cześć świętego ognia i nadejścia lata zostały rozpalone, można zacząć zapraszanie innych istot do dołączenia do obchodów, by wspólnie czcić ten dzień połączenia z przyrodą i przyjścia urodzaju. Bariery obronne nie pozwolą niczemu i nikomu niebezpiecznemu dostać się na teren obchodów, ale każda dusza o czystych zamiarach i chęciach złożenia hołdu rozpoczynającemu się lecie może wkroczyć pomiędzy czarodziejów. Trzeba je tylko zaprosić śpiewem.
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w kulningu, rzuca kością k100, gdzie trafienie w okrągły numer (10, 20, 30… itd.) oznacza przyjście magicznego stworzenia. Magiczne stworzenia dokładnie rozumieją czym jest to pradawne święto i przyniosą dar czarodziejowi, który je wezwał. Nie martwcie się jednak, każdy numer sprowadza jakieś zwierzę, wszak przyroda nie odmówiłaby tak dobremu zaproszeniu.
Rzuć k100 by zobaczyć, co przyszło:
1-9 - stado zająców wybiegło spomiędzy krzaków i zaczęło skakać pomiędzy Twoimi nogami, zapraszając Cię do chwili wygłupów, po której z powrotem odbiegają w las. 10 = Abraksan - Przed Tobą pojawił się przepiękny, złoto-brązowy pegaz, który z gracją podszedł do Ciebie, kłaniając się lekko. Pozwolił się dotknąć i wtedy, zauważasz, że jedno z piór w jego skrzydłach ma zupełnie inna, śnieżnobiałą barwę. Abraksan potrząsnął swoim ciałem, a pióro wylądowało tuż obok Ciebie. W oczach istoty widzisz znak, że jest to prezent, który możesz ze sobą zabrać. Pióro pegaza zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy II lub III poziomu, przy warzeniu eliksirów uzdrawiających! 11-19 - dwa lisy wychyliły noski ze swoich norek i przez chwilę podejrzliwie na Ciebie zerkają, jednak po usłyszeniu Twojego śpiewu witają cię swoim własnym, lisim chichotem. 20 = Żabert - Może spodziewałeś się czegoś majestatycznego, ale Twój śpiew przywołał niezwykle nieelegancką krzyżówkę żaby i małpy. Żabert uśmiecha się do Ciebie, ukazując ostre zębiska, pomiędzy którymi można jeszcze dostrzec resztki jakiejś biednej jaszczurki, która stała się jego dzisiejszą kolacją. Twoją uwagę szybko jednak odwraca podarek, który zwierzę Ci wręcza, po czym szybko znika pomiędzy pobliskimi krzakami. Otrzymujesz fałszoskop. 21-29 - cała chmara świetlików musiała poczuć wibracje Twojego głosu, bo wyleciały z gęstego lasu, zdobiąc Cię swoim blaskiem jak najpiękniejszym ze strojów. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund zostaną na Tobie, zapewniając efekty świetlne. 30 = Błędne ognik - Ogniki musiały wyczuć, że w jakimś sensie potrzebujesz wsparcia i przybyły oświetlić Ci życiową drogę. Podążasz za nimi przez krótki moment, a gdy w końcu zatrzymujecie się, istoty tworzą niewielki krąg nad wydrążoną w drzewie dziuplą. Wkładasz tam dłoń i ze zdumieniem wyciągasz z niej kompas marzeń. 31-39 - gdy śpiewasz kulning, co kilka nut odpowiada Ci wycie. Dopiero po kilku powtórzeniach zdajesz sobie sprawę, że wycie to jest coraz głośniejsze, albo raczej - bliższe. 40 = Nieśmiałek - malutka, zielona istotka wdrapuje się do Ciebie po najbliższej gałęzi drzewa i zaczyna bujać się w rytm kulningu. Nieśmiałek był zdecydowanie za mały, żeby dać radę coś do Ciebie dodźwignąć, ale bardzo chętnie spędza z Tobą czas, a nawet w pewnym momencie wchodzi na Twoje ramię. Co więcej nie chce z niego zejść, znajdując sobie wygodne miejsce w Twoim stroju! Aż do końca balu towarzyszyć Ci będzie Nieśmiałek. Jeżeli napiszesz jednopostówkę pobalową, możesz zatrzymać go jako swoje zwierzątko. 41-49 - wydaje ci się, że nic nie przyjdzie, wszak niczego dookoła siebie nie widzisz. Myślisz tak, dopóki nie czujesz tupotu małych stóp na swoim ciele… I pod strojem! Udało Ci się przyzwać myszy! I chyba stwierdziły, że stanowisz darmową podwózkę do jedzenia! Przyzywać zwierzęta już umiesz, ale czy potrafisz je odganiać? 50 = Elf - O mało co, a zdeptałbyś niewielkiego elfa, który przeglądał się właśnie w pobliskiej kałuży. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że istota nawet Cię nie zauważyła, ale za to, gdy potrząsnęła skrzydełkami, trochę elfiego pyłu spadło na Ciebie. Czujesz, że promieniejesz niezwykłym, naturalnym pięknem, przyciągając spojrzenia do końca balu. Otrzymujesz +1pkt. do DA. Wynik nieparzysty oznacza, że istota zauważyła Twoją obecność. Znając elfią próżność, prawisz jej komplement, a ta z zachwytu podarowuje Ci nieco swojego pyłu. Elfi pył zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy, podczas warzenia eliksirów zwykłych: prostych lub złożonych! 51-59 - stado sarenek wyszło na łąkę, słuchać Twojego kulningu. Z początku tylko się Tobie przyglądały, jednak po pierwszym oswojeniu się, zaczęły spokojnie rzuć trawę w Twoim towarzystwie. 60 = Jednorożec - Masz wyjątkowy zaszczyt, bo oto podchodzi do Ciebie majestatyczny jednorożec. Delikatnie i niepewnie pozwala Ci się pogłaskać po pysku, po czym sam trąca Cię swoją głową, w przyjaznym geście. Czujesz, że coś twardego spada Ci na dłoń. Kawałek rogu jednorożca odłamał się i został podarowany Ci w prezencie. Róg jednorożca zastąpi Ci dowolny składnik każdego poziomu do eliksirów leczniczych 61-69 - spomiędzy krzaków wyłania się bardzo rozpoznawalna głowa, a później całe ciało. Skunksa da się poznać wszędzie, ten jednak, w przeciwieństwie do stereotypów, nie unosi ostrzegawczo ogona, a po prostu przygląda Ci się z daleka, kiwając główką do rytmu. 70 = Kudłoń - Dzisiejsze święto jest doprawdy magiczne. Twój kulning przywołał kudłonia, co jest o tyle niesamowite, że te zwierzęta zwykle mocno stronią od ludzi. Tym razem jednak spotkał Cię zaszczyt nie tylko w postaci interakcji, ale i prezentu. Istota podarowuje Ci jeden ze swoich włosów. Włos kudłonia zastąpi jeden, dowolny składnik odzwierzęcy, przy warzeniu eliksirów zwykłych. 71-79 - locha razem ze swoimi małymi dzikami wyszła z lasu usłyszawszy Twój kulning. Normalnie samice bronią swoich młodych agresywnie, ale po usłyszeniu pieśni wiedziała, że mogła bezpiecznie podejść. Małe warchlaczki radośnie kwikają, podbiegając do Ciebie za każdym razem, gdy zaczynasz śpiewać i odbiegając, gdy zaprzestajesz. 80 = Lunaballa - Widzisz, jak w Twoją stronę radośnie przebiera nóżkami jedna z najsłodszych, magicznych istot. Wielkie oczy lunaballi błyszczą, odbijając światło gwiazd i księżyca. Dorzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymujesz od zwierzęcia lunaskop. Wynik nieparzysty sprawia, że trafia Ci się fiolka ze łzami lunaballi, które zastąpią Ci dowolny składnik roślinny przy warzeniu eliksirów leczniczych progu zaawansowanego lub wyżej! 81-89 - choć większość ptaków nocą śpi, są gatunki, które są aktywne. Jedna z sów musiała usłyszeć Twój śpiew. Nie wiedziałeś, że się zbliża, skrzydła sowy są bezszelestne, dopóki nie wyłoniła się w świetle ognia w całej swojej okazałości. Ląduje Ci na ramieniu, coś pohukuje i po kilku chwilach wraca w mrok nocnego nieba. 90 = Paqui - Wśród wszechobecnych kolorów i kwiatów dostrzegasz, że jeden z barwnych krzaków zaczyna się do Ciebie zbliżać. Po chwili widzisz, że to nie roślina, a zwierzę - przepiękny, magiczny paw. Istota widocznie chciała dołączyć do wszechobecnych śpiewów, bo zaczyna gruchać, jakby chciała zharmonizować się z Twoim kulningiem. Co prawda jest to raczej przykra dla uszu muzyka, ale warto przeżycia, gdyż po chwili paqui rozkłada swój ogon, podarowując Ci jedno ze swoich piór. Pióro paqui może zastąpić Ci dowolny składnik przy specjalnych eliksirach! 91-99 - na łąkę wychodzi sam król lasów, wielki jeleń o wspaniałym porożu. Przygląda Ci się uważnie, bada spojrzeniem, fuka nieufnie. Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty, jeleń uznaje Twój śpiew i kłania się delikatnie, by zaraz w Twojej obecności zjeść trochę trawy. Jeżeli wynik jest nieparzysty, jeleń unosi się dumnie na dwóch nogach, po czym biegnie w kierunku lasu. 100 = Hipogryf - na pewno nie spodziewałeś się takiego gościa, a i gość ten nie spodziewał się tak godnego zaproszenia, na które chętnie i równie godnie odpowiedział. Wylądował przed Tobą, wpatrując się w Ciebie ciekawskim wzrokiem. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że pozwolił Ci się pogłaskać i nawet dotknąć swoich skrzydeł. Wynik nieparzysty sprawia, że hipogryf, gry tylko pogłaskałeś jego skrzydła, kładzie się na ziemi, zapraszając Cię na swój grzbiet i krótką, podniebną przejażdżkę. Jeżeli jesteś z partnerem, on także może z Tobą wejść na grzbiet hipogryfa.
Modyfikatory do rzutu:
Wzięcie udziału w nauce kulningu na przygotowaniach do Beltane pozwala na rzucenie dwiema kostkami wydarzenia i wybranie lepszej opcji. Dowolna specjalizacja z ONMS pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji lub +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Każde 10pkt z ONMS w kuferku pozwala +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Cecha powab wili pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji. Cecha świetne zewnętrzne oko pozwala na +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji.
Wodne wianki
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest puszczanie wianków na strumieniach, jeziorach czy rzekach, chcąc zaskarbić sobie przychylność rzecznych duszków. Nie bez powodu czarodzieje mieli szansę zapleść swoje własne wianki w trakcie przygotowań do święta. Miały one być nie tylko ozdobą i pamiątką, ale także częścią obchodów. Jeżeli jednak ktoś nie zrobił własnego wianka, nie musi się martwić. Miasto wykupiło ich wiele od uczestników przygotowań, mając cały zapas dla chętnych do uczestnictwa w zabawie. Tej nocy cała okolica wrze od magii, wrze także i rzeka, bulgotając na dziwne sposoby. Nad powierzchnią unoszą się wodne bąbelki, wśród szumu prądu słychać psotliwe, radosne śmiechy i śpiewy, a co jakiś czas coś gdzieś pluska w nietypowy sposób. A, jeżeli masz szczęście, dasz radę dostrzec kształty stworzone z wody przypominające ludzi, wyglądające znad nabrzeżnych kamieni. Duszki wodne także zgromadziły się na Beltane, czekając na swoje własne dary. Czy zdecydujesz się puścić z nurtem swój wianek i zobaczyć, czy zadowala on te żywiołowe istoty?
Zasady: Każdy czarodziej może wziąć udział w zabawie w wodne wianki, wystarczy, że rzuci kostką k6 na reakcję duszków. Jeżeli czarodziej robił swój własny wianek na przygotowaniach do święta, może rzucić kostką dwa razy i wybrać bardziej odpowiadający mu wynik.
1 - kilka wodnych postaci wyłania się spod tafli śmiejąc się i chichocząc. Wyciągają w Twoją stronę dłonie. Z rzeki zamiast szumu zaczyna napływać muzyka, a Ty nie umiesz odmówić im tańca, wchodząc z nimi za rękę do kółka na wodzie. Kto by pomyślał, że będziesz się razem z nimi nad nią unosić? Cóż za wspaniałe uczucie! Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że w porę orientujesz się w ich zamiarach i po chwili przyjemnego tańca wycofujesz się z tafli; wynik nieparzysty oznacza, że popadasz w zatracenie w ich tańcach, aż w końcu wrzucają Cię do wody! Sam nie potrafisz z niej wypłynąć przez ich magię! Lepiej niech ktoś szybko cię wyłowi! 2 - wianek złapała bardzo kształtna wodna duszka, która uwodzicielskim krokiem podchodzi do Ciebie i, nim się orientujesz, kradnie Ci pocałunek swoimi wodnymi ustami. I choć ci go zabrała, w darze zostawiła coś w zamian - teraz to Ty czujesz przemożną potrzebę całowania każdej osoby, która zamieni z Tobą słowo. Rzuć kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik należy zaokrąglić w górę) 3 - nim jeszcze zdążyłeś położyć wianek na tafli wody, spod rzeki wyskakuje bardzo zalotny wodny duszek w taki sposób, że ozdoba ląduje na jego głowie. Nie tylko to zwraca Twoją uwagę, ale i naszyjnik na jego szyi. Duszek szybko nachyla się, żeby pocałować cię w policzek w podziękowaniu, a kiedy zauważa, że przyglądasz się jego biżuterii, ściąga ją z siebie i ci ją zakłada. 4 - jeden z wodnych duszków siedział na brzegu i przygrywał melodię na niewielkim instrumencie, kiedy obił się o niego wianek. Duszek wydawał się tym nie tylko zachwycony ale i zawstydzony, złapał wianek, spojrzał w Twoim kierunku i pomachał szybko, wydawało się, że z nim zniknie, ale wtedy spod wody wypłynęła do Ciebie w zamian za ten kwietny dar magiczna karimba (+2 OPCM). 5 - wystarczyła chwila nieuwagi, a może po prostu nie spodziewałeś się, że trzy nastoletnie, wodne duszki wyskoczą na ciebie spod wody jak krokodyl. W jednej chwili dostrzegasz ruch, w drugiej już jesteś pod powierzchnią, kiedy te ściągają cię na dno. Nie chciały ci zrobić krzywdy! Tylko popsocić i coś pokazać… Zapominając, że czarodzieje nie oddychają pod wodą! Oby ktoś był obok, bo nie chcą cię puścić! To było przerażające przeżycie, przez następny miesiąc na wszystkie czynności kostkowe związane z wodą rzuć podwójnie i wybierz gorszy wynik. 6 - wianek wpłynął wprost na głowę jednego, bardzo młodego wodnego duszka. Kształt wodny ma wielkość zaledwie kilkuletniego dziecka i wyraźnie ucieszyło się ono z prezentu. Wychodzi do Ciebie na brzeg i… Rozcina swoją wodną powłokę? Pokazuje Ci, żebyś wystawił dłonie, na które nalewa Ci wody i instruuje migowo do jej wypicia. Magiczna woda młodego wodnego duszka sprawia, że możesz wyleczyć dowolną, chorobę, która nie jest śmiertelna. Jeżeli na żadną nie chorujesz, możesz zatrzymać ją sobie jako jedną z dwóch opcji - eliksir wiggenowy lub felix felicis.
Głosowanie na Majową Królową i Zielonego Człowieka
Tradycyjnie spośród grona niezamężnych panien wybierano Majową Królową, która następnie dobierała sobie „małżonka” – Zielonego Człowieka. Nazwa ta wywodzi się od dawnego boga natury i odrodzenia. Parę sadzano na ukwieconym powozie i obwożono po całej osadzie. Mieli oni symbolizować boską parę, jedność słońca i ziemi. Na obchodach jednak nie chciano nikogo wykluczyć, a także dać równe szanse na zostanie wybranym do tej fantastycznej atrakcji, jaką jest przejażdżka kwiecistym powozem po nieboskłonie, zaprzęgniętym w Aetany! Każdy czarodziej biorący udział w balu może zagłosować na Majową Królową i Zielonego Człowieka! Co więcej, nie trzeba wcale trzymać się przypisanych płci, nikt nie powiedział, że Majowy nie może być Król!
Zasady: Każdy czarodziej może głosować! Każda postać ma jeden głos! Prosimy, by oddawane głosy pasowały do głosującej postaci (przecież nikt nie głosowałby na swojego zaciętego wroga do dania mu takiej nagrody). By oddać swój głos należy wypełnić kod i wysłać go na konto Słodkiej Swatki w prywatnej wiadomości!
Okropne, tak z pewnością to było okropne. Chyba że ktoś kochał małe myszki. Miłość do tych stworzonek z pewnością była możliwa, ale gdy one tak bez ostrzeżenia przebierały małymi stópkami po twoim ciele... Mogło to się skończyć załamaniem nerwowym, którego Cassandra czujnie dopatrywała w Anabell. Właściwie nie za bardzo wiedziała, co robi się w takich sytuacjach, w magii leczniczej nie była najlepsza, w okazywaniu wsparcia może już troszkę lepiej. Dlatego, gdy pod jej dotykiem ślizgonka wzdrygnęła się, puchonka zastanawiała się, czy nie odsunąć ręki. Nie wiedziała, czy przypadkiem takim ruchem nie pogorszyła sytuacji. Lubiła po prostu dotykiem okazać troskę, tak jak zawsze tuliła się do ojca, który wyglądał czasami na zaskoczonego, jakby nie spodziewał się, że jego dziewiętnastoletnia córka może wpaść w jego ramiona jak ta mała pięciolatka, którą kiedyś była. Pokiwała głową, całkowicie rozumiejąc reakcje koleżanki. Tak kucały przez jakiś czas, aż Ana odważyła się podnieść głowę. Na Merlina będzie dobrze! Ten znak Cassandra potraktowała jak nagłe ozdrowienie! Cud! Walker zdała sobie sprawę z głupoty swoich słów, dopiero, wtedy gdy padło słowo "przystojniak". Sama pakowała się pod wielkie łapy garboroga. Tak więc mimowolnie na jej twarzy pojawiły się rumieńce, gdyby ją ktoś teraz zapytał, czemu jest taka czerwona na twarzy, odpowiedziałaby, że to ma na pewno coś wspólnego z sytuacją z myszami. Wstały, a ona nadal bacznie przyglądała się Goldbird, w obawie, że ta zaraz powrócić do stanu embrionalnego i odda się w szpony mysich demonów. - Nie powiem. - Sekrety innych z Walker z pewnością były bardzo bezpieczne. - Właściwie to nie żenujące tylko... Okropne. - Zakończyła swoją wypowiedź tym słowem i wzdrygnęła się na samą myśl. Przez chwile zastanawiała się, dlaczego to myszy się pojawiły? Może rudowłosa używała serowego płynu do kąpieli? Nie zamierzała jednak o to pytać. Dziewczyny skierowały się w stronę ogniska, chociaż puchonka z mniej wesołą miną. Obecność Yuriego, a może ogólnie chłopców, którzy nie byli jej bratem, wprawiała ją w lekki dyskomfort.
- Najgorsze minęło, mam nadzieję - odrzekła już pewniejszym tonem głosu i spokojniejsza o kilka bić serca. Teraz miała tylko nadzieję, że to najgorsze jest już tylko za nią i teraz dla odmiany stanie się coś dobrego. Może spotkanie będzie przyjemniejsze? Oby. W sumie jedynie czego żałowała w trakcie przywoływania to fakt, że nie było to żadne urocze zwierzątko, ale nie miała już psychy próbować drugi raz, bo a nuż przyzwie jeszcze raz to samo. Ucieszyła się po chwili widokiem Cass, bo na jej policzki znów pojawił się rumieniec, a to znaczyło, że z nią też wszystko w porządku. - Fakt, nie ważne, jakiego słowa użyję, było to nie przyjemne przeżycie - przewróciła oczami i westchnęła pod nosem. Otrząsnęła się mentalnie, ale i też fizycznie, głównie sukienkę, tak by doprowadzić ją do porządku i w sumie samą siebie też, a potem ruszyła przed siebie prosto w stronę ognisk.
Dotarcie na miejsce zajęło chwilę, gdy już była przynajmniej mogła się nacieszyć widokiem ognia z daleka, jakoś nie planowała podchodzić do niego za blisko, no, chyba aby się ogrzać. Uśmiechnęła się pod nosem i pomodliła się w duchu:
Niech złe przeżycia z myszami odejdą w dal, niech wiatr weźmie to co przeżyte było, niech przeszłość przeszłością zostanie, a dusza ma oczyszczona zostanie i tylko dobre wspomnienia pozostaną.
Tutaj.
We mnie, w moim sercu.
Gdy skończyła modlitwę, wzięła bardzo głęboki wdech przez nos i powoli wypuściła przez usta. W międzyczasie jej wzrok poszukiwał sporej postury mężczyzny, którego ostatnio spotkała, jednak miała wrażenie, że przy samych płomieniach go nie ma. - Widzisz go? - szepnęła mu do ucha. Dopiero po jakimś czasie zobaczyła siedzącą sylwetkę na ziemi i wskazała palcem. - Może to on? Zagadasz? - spytała figlarnym tonem, choć chyba znała odpowiedź, także Ana ruszyła przodem, biorąc przód swej sukni w dłonie, co by się po pierwsze nie przewróciła, a po drugie nie wybrudziła sukienki. Gdy podeszła do pleców mężczyzny pochyliła się do wysokości jego głowy i szepnęła. - Przepraszam, przeszkadzam? - spytała, nie wiedząc, czy mu przeszkadza, wyglądał na zmartwionego w takiej pozycji, ale nie chciała opisywać tylko przez wzgląd na to jak siedziała a nuż czekał na kogoś.
Trudno było powiedzieć, czego tak naprawdę się spodziewał, mówiąc jej o minionych tygodniach, ale zdecydowanie czuł się dobrze. Uwagi Victorii brał do serca, nie odbierając ich jako przytyków, których być może się obawiał. Kolejny raz odkrywał, jaką drogę tak naprawdę przeszli w ich relacji i musiał przyznać, że był coraz bardziej pewien swoich planów na przyszłość. Planów, o których zdecydowanie nie mógł jej powiedzieć. Jeszcze nie. Zamiast tego swobodnie przyznał, że samozaparcia w sobie ma wiele, kiedy na czymś mu zależy. Chciał, aby jego imię i nazwisko, jego małe i duże dzieła były odbierane, jako rzeczywiście coś, co on sam stworzył, nie zaś cały ród Swansea, w którym miał wrażenie, było więcej malarzy od pozostałych artystów. Z tego powodu nie mógł się poddawać, kiedy problemy, jakich teraz doświadczał, mogło okazać się niczym w porównaniu do tego, co mogło go czekać w przyszłości. Także Larkin nie ciągnął już tematu tańca, z lekkim uśmiechem skinął jedynie głową, oddając jej wygraną w tej niewielkiej potyczce. Nie czuł się jednak przegranym, idąc za nią w tłumie, aż w końcu stając obok. Ba, był gotów stwierdzić, że to jednak on wygrał, skoro jego dotyk najwyraźniej nie przeszkadzał Victorii. Widział, jak przesunęła spojrzeniem po jego ręce, ale ponieważ jej spojrzenie nie przybrało lodowatego wyrazu, pozwolił sobie zostawić dłoń na jej plecach. Zaraz też jego skupienie zostało przejęte przez ostatni taniec kukieł i słowa towarzyszącej mu dziewczyny, które wprawiły go w chwilowe osłupienie. Czym innym była świadomość, że nie może być całkowicie obojętny Krukonce, skoro potrafi z nim tak burzliwie dyskutować, skoro jednak dopytuje o jego sprawy, a czym innym było to usłyszeć. Szczególnie w połączeniu z informacją, kiedy przepadała za nim bardziej, co przyjął z nieco szerszym niż zwykle uśmiechem, przyglądając się dziewczynie, jak odgarnia kosmyk włosów z czoła. Na usta cisnęło mu się wiele słów, ale ostatecznie jedynie pokłonił jej się dwornie, zachowując uśmiech na twarzy. - Skoro tak, pozostaje podsycać ten ogień co jakiś czas - powiedział prosto, po chwili spoglądając w stronę ogniska, przez które kilku śmiałków skakało z różnym efektem. - Skoczę, ale co dostanę w formie nagrody, jeśli uda mi się przeskoczyć bez szwanku? - zapytał, od razu odwracając się w stronę kolejnej atrakcji, ku której zrobił nawet krok, spoglądając tylko, czy Victoria ruszy za nim. Był pewien, że za jego skłonnością do podejmowania wyzwań kryło się coś więcej, niż tylko przyjemność płynąca z przeciągania liny z panną Brandon. Czuł się jak przed świętami w wiosce krasnoludów, gdy brał udział w zjeździe saneczkami. Wtedy nie poszło mu najgorzej i był pewien, że teraz będzie tak samo. Podszedł do ogniska, w które wpatrywał się chwilę, nim ostatecznie odwrócił się do Victorii. Pokłonił się jej nisko i ruszył w stronę ognia, mając wrażenie, że wszystko widzi w zwolnionym tempie, że wie dokładnie, kiedy wyskoczyć i jak, żeby buchający ogień nie zrobił mu krzywdy. W końcu wylądował na ziemi po drugiej stronie, gdzie poprawił tylko marynarkę, spoglądając z zaczepnym błyskiem w oczach na Victorię.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh wpatrywał się chwilę w męża z wyraźnym zdezorientowaniem w spojrzeniu, a po chwili rzeczywiście się oburzył, próbując zatrzymać go, gdy ruszyli dalej. Spojrzał na zielarza marszcząc brwi, próbując zrozumieć, czy mężczyzna żartował, czy mówił poważnie, przez chwilę nie wiedząc, co się właściwie działo. - Chodziło mi o wstążkę, że tak nas przyciągnęła, ale jesteś przyciągający brzmiało źle... - mruknął w końcu, aby zamilknąć, kiedy dotarło do niego, że najprawdopodobniej Chris właśnie zaczynał się z nim droczyć. Inną sprawą było, że od momentu złapania wstążki mężczyzna naprawdę wydawał się atrakcyjniejszy. Miotlarz posłał swojemu mężowi nieco krzywe spojrzenie, pełne zwątpienia, kiedy tylko usłyszał, że ten ostatnio przywołał tylko sarny. Nie, żeby mu nie wierzył, ale był zdania, że jako Książę z Bajki był w stanie przywołać śpiewem inne zwierzęta. Byle później nie sięgał po jabłka, podsuwane przez obcych ludzi. Chwilę jeszcze się boczył przez wcześniejsze słowa męża i brak zrozumienia bezmyślnie powiedzianej uwagi, przez co jedynie pokręcił głową na zaczepkę, żeby nie beczał. Sam także dostrzegł @Laena Aasveig, do której uśmiechnął się ciepło, obiecując sobie kolejny raz, że w końcu znajdzie chwilę, aby z kobietą porozmawiać. Przysłuchiwał się mężowi, jak ten śpiewał, próbując zapamiętać, jak powinien to robić, ale zupełnie stracił koncentrację, gdy zobaczył, jak abraksan podchodzi do Chrisa. Czekał cierpliwie, starając się stać bardziej z boku, pomimo związanych razem ich rąk. - Ostatnio tylko sarny? On nie wygląda na sarnę - zaśmiał się cicho, po czym spojrzał w stronę lasu i sam spróbował zaśpiewać, kierując się tym, jak wcześniej śpiewem zapraszał zwierzynę zielarz. Mężczyzna przymknął nawet oczy, próbując skupić się na tym, co robił i był pewien, że nawet jeśli nie fałszował jak zepsute radio, to nic się nie stanie. Dlatego nie mógł uwierzyć, kiedy zobaczył podchodzącego do niego kudłonia, do którego wyciągnął powoli rękę, aby w końcu podrapać po głowie, starając się zachować spokój. Po chwili w jego dłoni pozostał włos stworzenia, a sposób, w jaki kudłoń patrzył na miotlarza sprawił, że Josh miał przeczucie, że został obdarowany włosem. Podziękował za niego w milczeniu, chowając ostrożnie do wewnętrznej kieszeni marynarki. - Myślę, że nie najgorzej beczę - powiedział cicho do męża, uśmiechając się do niego lekko. Przypomniał sobie mimowolnie kudłonia, którego kiedyś widział w objazdowym schronisku, skąd ostatecznie wziął Fruzję. Odruchowo zaczął się zastanawiać, jak tamto stworzenie się miało.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Longwei uśmiechnął się nieznacznie, gdy przypomniał sobie jedyną obietnicę, jaką złożył Mulan - niemówienie innym o jej mini kolekcji z szafy. Bliźniaczej niemal do jego własnej, którą także ukrył w kartonie w szafie. Nie było to jednak coś, o czym mógł choćby wspomnieć przy Maxie, więc pozostało mu jedynie pokiwanie lekko głową, nim obaj wykonali swoje niezbyt popisowe skoki. Być może potrzebowali tego uderzenia w głowę, aby co nieco wskoczyło na swoje miejsce, aby przestać się na czymś skupiać, zmienić punkt widzenia, albo wręcz odważyć się zadać właściwe pytania. Nie było to może przyjemne, ale z pewnością potrzebne i choć Huang czuł, jak całe czoło mu pulsuje, starał się nie narzekać. Zawsze mogli skończyć gorzej, a odczuwana dawka bólu zdawała się pomagać mu skupić na tym, co było ważne. Widział, że choć pozornie nic się nie zmieniało w ciągu ostatnich tygodni, coraz mniej ze sobą rozmawiali, stawiając zgodnie mur między sobą, otaczając nim temat Mulan, jej choroby. Nie tak miało wyglądać wspólne mieszkanie, na które pisał się niemal rok wcześniej, a już na pewno nie powinna tak wyglądać przyjaźń, jaka był pewien, że ich łączyła. Mimo to najtrudniej było poruszyć drażniący temat, a okolica, w jakiej się znajdowali, nie była najlepsza do poważnych rozmów. Prawdę mówiąc, Longwei bał się sięgać po kolejną poważną dyskusję na temat tego, co w jakiś sposób ich ze sobą wiązało. Mieli za sobą dwie, które nie rozjaśniły niczego, a jedynie bardziej skomplikowały sytuację między nimi. Bywały chwile, gdy Huang żałował rozpoczęcia pierwszej z nich, jeszcze przed wyjazdem na ferie. Przeczuwał, że tak, która ich czekała, mogła okazać się przeważającą w tak prozaicznych sprawach, jak dalsze wspólne mieszkanie, do którego przywykł, czy spędzanie czasu. Jednak mimo tego zadał w końcu pytanie, które ostatecznie zostało wysłuchane, które miało doczekać się odpowiedzi, w przeciwieństwie do komentarza o śladzie po uderzeniu. Jedna blizna więcej nie robiła już różnicy i być może poprosiłby o pomoc, gdyby nie ważniejszy temat. Huang wpatrywał się dalej w przyjaciela, kiedy ten układał się wygodniej na trawie, aby zaraz przymknąć oczy, kręcąc przy tym głową. Nie wiedział, która część jego wypowiedzi była najtrudniejsza do przyjęcia, ale ręce się pod nim ugięły i sam także położył się na ziemi, wpatrując w niebo. - Szczęście nie jest stanem trwałym, uzależnionym od jednej zmiennej. Nie można obiecać, że sprawi się, że ktoś będzie szczęśliwy… Choć ja taki jestem, gdyby znów pytała… - mruknął w końcu, przesuwając dłonią po twarzy, krzywiąc się gdy tylko dotknął czoła. - Nie powinieneś też obiecywać zajęcia się mną, kiedy dla ciebie cała ta sytuacja jest równie trudna. Myśl także o sobie, dobrze? A o tym… Porozmawiajmy może w domu? - dodał cicho, odwracając głowę w stronę Maxa, aby uśmiechnąć się do niego łagodnie. Prawdę mówiąc, miał wrażenie, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody, jakby uderzył go w brzuch, odbierając możliwość oddychania i nie wiedział, co było tego powodem. Co dokładnie było powodem. Miał jednak więcej pytań teraz, niż miał wcześniej, a jednocześnie słysząc śmiech pozostałych uczestników balu, śpiewy, trzask ognia, czuł, że nie jest to właściwe miejsce. - Możesz sprawić, żebym nie stał się nagle buchorożcem? - poprosił jeszcze, wskazując na swoje czoło, próbując zażartować, ale kolejny raz pokazał tylko swój całkowity brak zdolności do dowcipów.
______________________
I won't let it go down in flames
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Wianki na wodzie:6 Zdobyte: pióro abraksana, felix felicius
Chris wywrócił oczami, jakby chciał zapytać Josha, czy jeszcze nie przywykł do tych zaczepek, czy jeszcze się w nich gubił, nie wiedząc, co oznaczają. Na swój sposób było to zabawne, ta myśl, że można było prowokować go na tak wiele sposobów, wciąż dostrzegając niedowierzanie wymalowane na jego twarzy. Momentami było to jednak nieco męczące, nie pozwalało na pełne zapomnienie, na zaczepianie się, jakby faktycznie byli dzieciakami. Christopher miał również wrażenie, że w tej chwili może niego przesadzał, że może jednak Josh miał nieco inny nastrój, że może mimo wszystko przeżywał to Święto jakoś poważniej, że dopatrywał się w nim czegoś, czego z kolei zielarz nie wiedział. Pewnie dlatego Chris ostatecznie doszedł do wniosku, że powinien się nieznacznie uspokoić, a śpiew na pewno mu w tym pomógł. Nie spodziewał się, co prawda, że zjawi się przy nim abraksan, nie sądził, żeby to w ogóle było możliwe, ale jak widać, tej mocy działy się rzeczy, których nikt nigdy by nie przewidział. Było to na swój sposób czarowne i wciągające, nic zatem dziwnego, że Chris uśmiechnął się lekko na uwagę swojego męża, przypatrując się, gdy ten później próbował swoich sił w przywoływaniu magicznych stworzeń. Milczał, gdy podszedł do nich kudłoń, kiwając jedynie do siebie głową. - Całkiem nieźle. Ale jednak wolę, kiedy wydajesz z siebie niższe dźwięki - stwierdził całkiem bezczelnie zielarz, ruszając przed siebie niespiesznym spacerem, docierając w końcu do miejsca, gdzie puszczano wianki na wodę. Nie trzeba było go namawiać do tego, by również sięgnął po jeden z nich, obracając go z ciekawością w dłoni, dostrzegając interesujące kwiaty. - Ktoś, kto go układał, miał przynajmniej pojęcie o tym, że lepiej nie wkładać tutaj róż - mruknął. - Ciekawe, czy uniesie się na wodzie, czy jednak pójdzie prosto na dno - dodał jeszcze, ostatecznie faktycznie puszczając wianek na wodę, obserwując go, jak dociera do niewielkiego wodnego duszka. Uśmiechnął się do stworzenia, z pewnym zdziwieniem obserwując jego ruchy, a później z jeszcze większym zdziwieniem przyjął fiolkę, którą bez dwóch zdań wypełniało płynne szczęście. To był kolejny niezwykły podarunek tej nocy.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Dlaczego nie? Nie sądzisz, że to obietnica, że będzie się z tym kimś spędzać czas i pomagać mu, kiedy będzie tego potrzebował? Przynajmniej mnie wydawało się, że właśnie to Mulan miała na myśli – odpowiedział, spoglądając na Longweia, nie mając najmniejszej ochoty przerywać w tej chwili tej rozmowy, mając wrażenie, że jeśli teraz to zrobią, to tak naprawdę nie uda im się na nowo do tego wrócić. Ostatnie tygodnie pokazały mu, że kiedy tylko chcieli, potrafili się od siebie odsunąć, potrafili udawać, że nic się nie stało. Obaj uciekali w pracę, obaj uciekali w świat, który wydawał się im łatwiejszy i zdecydowanie prostszy do opanowania, świat, w którym nie było emocji, ale była praca, były nieustanne wyzwania, którym musieli podołać. Pod pewnymi względami byli do siebie naprawdę podobni, tak samo starali się ignorować to, co działo się dookoła nich, starając się ignorować to, co dotyczyło ich samych, nie chcąc ponownie wpadać w pułapki, z których trudno było im uciec. Myśl ta spowodowała, że Max zmarszczył mocno brwi i nos, siadając i rozglądając się za Mulan i Olą, jakby chciał się w czymś upewnić, jakby chciał w pełni przyjąć to, że dziewczyny w gruncie rzeczy zostawiły ich specjalnie. Uśmiechnął się krzywo, by w następnej chwili parsknąć z ubawienia, zdając sobie sprawę z tego, że młodsza z rodzeństwa Huang była w gruncie rzeczy przebiegłą bestią i może odnalazłaby się lepiej między Ślizgonami, niż Gryfonami. Nie miał pojęcia, dlaczego teraz tak bardzo go to bawiło, ale musiał przyznać, że wcześniej najwyraźniej jej nie doceniał, że wcześniej nie wziął pod uwagę, że jego przyjaciółka jest w stanie działać dosłownie za jego plecami, próbując osiągnąć coś, czego sam nie brał pod uwagę. - Mam tylko nadzieję, że wiesz, że bolące miejsce trzeba pocałować? – zapytał, zadziwiająco swobodnie, mając wrażenie, że ta dziwna szklana ściana, za którą się do tej pory kręcił, po prostu pękła, ujawniając mu w końcu prawdę. Nie czekając nawet na odpowiedź, pochylił się, żeby faktycznie pocałować Longweia w czoło, a potem przesunął się tak, żeby szepnąć wprost do jego ucha: - Zapytała cię, czy za mnie wyjdziesz, prawda? Max był właściwie pewien, że dokładnie to było problemem. Że Mulan nie postanowiła poprzestać na nim, że próbowała przekonać do tego pomysłu również swojego brata, że próbowała pokazać mu, że to coś dobrego. Uniósł rękę, żeby potrzeć bolące czoło, mając ochotę zacząć się głośno śmiać, mając wrażenie, że naprawdę dawno nie znajdował się w tak idiotycznej sytuacji, jak ta. Kiedy wszystko wymykało mu się z rąk, jednocześnie powodując, że nie bardzo wiedział, jak powinien reagować. Pamiętał, jak Ola zapytała go, co zamierzał zrobić. Pamiętał uwagę Mulan. Pamiętał rozmowę z profesorem Walshem. Pamiętał własne słowa, własny upór, pamiętał to, przez co przeszedł wcześniej i wszystko to teraz się mieszało, powodując, że w końcu docierało do niego, jak wiele rzeczy musiał wyjaśnić innym. I samemu sobie.
Victoria nie uważała, żeby powiedziała, czy zrobiła nic niesamowitego. Prawdę mówiąc, wydawało jej się, że w końcu postępowała właściwie, że robiła to, co należało. Miała świadomość, że dawno temu powinna już pewne kwestie wyjaśnić, choć jednocześnie odnosiła wrażenie, że te były oczywiste, że były jasne niczym słońce. Ponieważ jednak wielokrotnie słyszała już od Zoe, że jej pojmowanie świata nie było do końca takie, jak być powinno, że gdzieś się zgubiła, że gdzieś brakło jej pewnego kroku. Skoro tak, skoro miała świadomość, że po prostu pewne sprawy stały się takie, jak być powinny, ona również powinna być w nich szczera. Nie zamierzała również ukrywać tego, że prowadzone przez nich dyskusje niejednokrotnie powodowały, że krew wrzała w jej żyłach, ale zdaje się, że właśnie to powodowało, że czuła, że żyła, że wiedziała, do czego zmierza, czego oczekuje i czego potrzebuje od życia. Innym mogło wydawać się to dziwne, wręcz niemądre, ale Victoria mimo wszystko potrzebowała czegoś, co przykładało do jej boków ostrogi, co pozwalało jej wyrwać się z tej mroźnej postawy, w której trwała przez całe życie. Czegoś, co pokazywało, że pod tym marmurowym posągiem kryła się prawdziwa lawa, której nie dało się w żaden sposób powstrzymać. - Nie sądziłam, że jesteś aż tak interesowny. Spodziewałabym się raczej, że całkowicie rycersko postanowisz udowodnić mi, że się mylę i jesteś w stanie okiełznać ogień – odpowiedziała, przekrzywiając lekko głowę, którą ledwie chwilę dumnie uniosła, a w kącikach jej ust pojawił się wyraźny cień uśmiechu. Spoglądała na Larkina, jakby spodziewała się, że ten mimo wszystko zrezygnuje, że nie podejmie się tego wyzwania, jakie właśnie przed nim postawiła, jakby była pewna, że jednak wymagała od niego zdecydowanie za dużo, by już po chwili rozchylić lekko wargi, gdy ten jednak zdecydował się skoczyć. Nie miała pojęcia dlaczego, ale wszystko wskazywało na to, że ten naprawdę wiedział, jak zapanować nad płomieniami. Przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby całe szczęście świata skupiło się jedynie na nim, nic zatem dziwnego, że roześmiała się cicho, by następnie dygnąć elegancko, tym samym oddając mu w tym wypadku palmę pierwszeństwa. Wszystko wskazywało jednak na to, że magiczne stworzenia, które dookoła nich tańczyły, uznały to za zaproszenie do zabawy i wróżki porwały ją między siebie, wydobywając z niej nie tylko jej zdolności taneczne, ale również nieskrępowaną radość. Nic zatem dziwnego, że spojrzała w stronę Larkina, gdy miała ku temu okazję, nawet wyciągając w jego stronę rękę i unosząc brwi w niemym pytaniu, które mógł odczytać tylko w jeden sposób. Nie umiała się jednak zatrzymać, zupełnie, jakby magia cała ją porwała i nie wiedziała nawet, kiedy wykonała dość niebezpieczny ruch, zadziwiająco swobodnie skacząc na wysokich obcasach. Nie spodziewała się jednak, że ogień, który im towarzyszy, postanowi w tym momencie ubrać ją w skrzydła, które zdawały się rwać do lotu, gdy tylko obróciła się raz jeszcze.
- Droga Victorio, jestem tylko artystą, marny ze mnie rycerz - stwierdził prosto, nim jego skupienie powędrowało do ogniska, nad którym miał przeskoczyć. Nie spodziewał się niczego tak naprawdę za to, że w ogóle spróbuje skoku, nie zakładając, że rzeczywiście wyjdzie z tego obronną ręką. Nie widział jednak powodu, dla którego nie miałby prowokować jej do złożenia obietnicy jakiejś nagrody - wspólnego posiłku, spaceru, czy zwykłego uśmiechu. Wyglądało jednak na to, że dziewczyna nie zamierzała w pełni grać w jego grę, albo liczyli punkty w tej rozgrywce. Ostatecznie skoczył, a gdy tylko wylądował i spojrzał na Victorię, wiedział, że było warto. Zrobił krok w jej stronę, gdy elegancko przed nim dygnęła i miał już pytać, czy jeszcze ma dla niego jakieś wyzwania, kiedy jego towarzyszka została porwana do tańca. Nie było w tym jednak niczego złego, a wręcz przeciwnie. Larkin wpatrywał się w blondynkę z błyskiem w oku, kiedy wróżki zaczęły z nią wirować, kiedy wyraźnie sprawiały, że chłodna zwykle panna Brandon zdradzała rozpierającą ją radość. Dostrzegł wyciągniętą w jego stronę dłoń i pytanie w spojrzeniu, którego nie mógł odrzucić. Ruszając w jej stronę, niespiesznie, wpatrywał się z rosnącym zachwytem, jak postać Krukonki rozjaśnia się blaskiem płomieni tworzących skrzydła. Powiedzieć, że wyglądała pięknie, było jak nie mówić nic. Rzeźbiarz wpatrywał się w nią z nieznacznie rozchylonymi wargami, czując, że serce próbuje wyrwać się z jego piersi. Nie wiedział, że włosy miał całkowicie różowe i nie zmieniły swojej barwy, nawet gdy ruszył do tańca, chwytając za dłoń Victorii, nie pozwalając, aby skrzydła uniosły ją dalej. Zaraz też przyciągnął ją do siebie, aby wirując wokół ognia, móc po prostu wpatrywać się w nią, mając wrażenie, że za chwilę eksploduje. Od dłuższego czasu wiedział, co tak naprawdę czuł do niej, ale wiedział, że nie może za szybko wszystkiego jej wyznać. Nie chciał jej spłoszyć, sprawić, że zaczęłaby go unikać. Jednak tej nocy wszystko było inne, wszystko zdawało się krzyczeć, żeby skakał nad ogniem, jak przed chwilą, żeby sięgnął zdecydowanym ruchem po to, czego pragnął. Być może nie był na przegranej pozycji, może właśnie ta noc była jego okazją, jaka miała się długo nie powtórzyć. Poprowadził ją do obrotu, po którym znów przyciągnął do siebie, otaczając delikatnie drugą ręką w talii. Bez myślenia nad tym co robi, poddając się częściowo magii balu, nachylił się, aby musnąć delikatnie jej czoło. - Ja z każdą sprzeczką kocham je bardziej - powiedział cicho, starając się pochwycić jej spojrzenie.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- To robią przyjaciele, ale obietnica, że dopilnuje się, aby ktoś inny był szczęśliwy… To trochę więcej - odpowiedział, kręcąc lekko głową. Jego zdaniem wykraczało to poza ramy zwykłej przyjaźni i prowadziło do podobnego miejsca, z jakiego zaczynali wspólnie mieszkać. Nie chciał ponownie wplątać się w coś, co byłoby tylko źródłem niedomówień i nieporozumień. Dodatkowo ostatnim, czego chciał, to żeby Max był w jakiś sposób do czegoś przymuszony, co miałoby z nim związek. Dokładnie to starał się przekazać Mulan, kiedy tylko sugerowała mu wyjście z sytuacji, sprawiając, że ostatecznie nie był pewien, czy dobrze zrozumiał przyjaciela wcześniej. Prosząc o pomoc z zakresu uzdrawiania, aby ślad na czole nie powiększył się, że zmienił w guza, żeby zwyczajnie przestał boleć, spodziewał się różdżki i niewerbalnego prostego zaklęcia. Czegoś szybkiego, stanowiącego as w rękawie uzdrowiciela, ale na pewno nie sugestii o całowaniu bolącego miejsca. Zmarszczył nieznacznie brwi, uśmiechając się niepewnie, przypominając sobie, jak w Avalonie w podobny sposób próbował odwrócić jego uwagę od siebie. Jednak teraz było inaczej, zachowanie Maxa świadczyło o tym, że rozmyślał nad czymś intensywnie i w tej krótkiej chwili Longwei nie potrafił za nim nadążyć. Chciał już coś odpowiedzieć, kiedy nagle przyjaciel pochylił się w jego stronę, kiedy poczuł jego usta na swoim bolącym czole. Być może zwróciłby uwagę na to, że szybciej uderzyło mu jego własne serce, że poczuł coś jakby przebłysk pragnienia, jakby te budziło się do życia, gdyby Max nie nachylił się do jego ucha i nie zadał swojego pytania. W jednej chwili ciemne oczy Longweia otwarły się szeroko, spoglądając na niego z zaskoczeniem, a uszy pokryły się głębokim rumieńcem, który powoli zaczął schodzić na szyję opiekuna smoków. Usiadł na trawie, zakrywając dłonią usta, kiedy docierało do niego, że Max nie pyta dlatego, że znał dokładnie przebieg rozmowy, jaką odbył z Mulan, co dlatego, że sam podobne pytanie musiał usłyszeć. Sytuacja była o tyle niezręczna i krępująca, co nieprawdopodobna, a przez to niemal komiczna. - Nie dokładnie to pytanie zadała, ale próbowała pokazać, dlaczego byłby to dobry pomysł - powiedział w końcu cicho, nim spojrzał na Maxa, zaciskając mocno zęby. Miał ochotę przepraszać przyjaciela za pomysły Mulan i wywołanie niepotrzebnie krępującej sytuacji, a jednocześnie nie wiedział, jak miałby ubrać to w słowa, żeby nie brzmiało gorzej. Jednocześnie nie wiedział, jak właściwie się czuł, co czuł wobec nowości, jaką było odkrycie, że siostra zwyczajnie go swata. - Przepraszam za nią, nie powinna była zadawać podobnych pytań - dodał w końcu jeszcze ciszej, odwracając spojrzenie, starając się wyglądać znów spokojnie, jakby nowa rewelacja nie zrobiła na nim wrażenia, Jednak uszy i szyję miał całe czerwone, a sam w zamyśleniu przesuwał palcami po swoich wargach.
______________________
I won't let it go down in flames
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Przywykł i nie przywykł do zaczepek. Od strony Chrisa spodziewał się już wszystkiego, co tylko może sprawić, że będzie się rumienić, czy wyraźnie chcieć wrócić do domu. Jednak tkwił w nim jeszcze cień lęku, że powie, albo zrobi coś, co jednak wszystko zmieni i nie chodziło o ich stałość uczuć, co o otaczającą ich magię. Jednak widok Chrisa przewracającego oczami wystarczył, żeby miotlarz sam siebie upomniał, stawiając do pionu. Podobnym nastawieniem na pewno zepsułby zabawę i sobie i mężowi i znów doprowadziłby do kłótni, która nie miałaby sensu. Westchnął bezgłośnie, pocierając swoje czoło, w końcu przechodząc do tematu śpiewów i przywoływań magicznej zwierzyny. Kudłoń nie był stworzeniem, którego Josh mógł się spodziewać, ale większym zaskoczeniem mimo wszystko były słowa Chrisa. Ciemne spojrzenie miotlarza w jednej chwili zaczęło zdradzać, pragnienie, jakie się w nim obudziło, wiedząc, jakie dźwięki miał na myśli. To było fascynujące - obserwowanie zmiany Chrisa z nieśmiałka w chochlika, który nie zważał w końcu na otoczenie i bez skrępowania prowokował swojego męża. To, jak wypowiadał, choćby od niechcenia zdania, które kiedyś wywołałyby na jego twarzy nie lada rumieniec. Teraz, zupełnie jakby zamienili się rolami, to Josh musiał odchrząknąć, przypominając samemu sobie, że nie może tu i teraz rzucić się na niego. - Wróćmy do domu, a dostaniesz prywatny występ - powiedział w końcu, ruszając za mężczyzną. Przez cały czas próbował nie pociągnąć Chrisa w stronę wyjścia z balu, w miarę uspokajając się, kiedy podeszli do wianków, które można było rzucić na wodę. - Wiesz, róże nie toną. One unoszą się na drzwiach - mruknął Josh, sięgając po jeden z marnych żartów, jakie czasem pojawiały się w jego głowie. Jednak dość szybko spoważniał, przyglądając się kwiatom, jakich użyto do plecenia wianków. Żałował, że nie wziął udziału w przygotowaniach do tego balu, ale nie skupiał się na tym uczuciu. Wiedział, że kolejny raz tego nie odpuści. - Kiedy patrzysz na te wianki, widzisz od razu ich znaczenia, tak jak rozumiesz nagłówki Proroka Codziennego, czy musisz się chwilę na tym skupić? - zapytał, sięgając po jeden z delikatniejszych, uśmiechając się lekko pod nosem na wspomnienie własnej nauki mowy kwiatów, gdy próbował dowiedzieć się, jakim bukietem przeprosić Chrisa. Kiedyś uznałby te wspomnienia za gorzkie, teraz jednak uśmiechał się, ilekroć wspominał tamte czasy, widząc w jakie miejsce ich doprowadziły, jak wiele pomogły mu nauczyć się o zielarzu. W końcu i Josh puścił wianek po wodzie, a duszki zaciekawione dziełem, zachęciły go do tańca z nimi na powierzchni wody. Nie mógł odmówić, ale spodziewał się, że będą chciały wrzucić go do wody, więc po chwili tańca, podziękował i wrócił na brzeg.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Siedziałem pogrążony w myślach a ze mnie schodziły resztki czaru jedzeniowego. Ubranie stało się suche, włosy również, zresztą cały byłem suchy. Niemniej z racji niedawnej wizji ledwo dostrzegałem ten szczegół. Z ponurych rozmyślań wyrwał mnie znajomy głos. Obróciłem się i znalazłem się twarzą w twarz a raczej nosem w nos z Anabell. Sama sytuacja była na tyle zabawna, że chwilowo wyrwała mnie z ponurego nastroju. Uśmiechnąłem się do dziewczyny. -Przepraszam. Po prostu dopadły mnie demony przeszłości. Chyba lepiej żebym tej nocy nie zbliżał się już do niczego związanego z ogniem. Wstałem i rozejrzałem się. Dostrzegłem nieopodal również Cassandrę. -Macie jakiś pomysł na resztę wieczoru? Nie jestem z tych okolic i szczerze mówiąc nie za bardzo wiem co jest jeszcze do robienie - powiedziałem z lekkim zażenowaniem.
Szła powolnym krokiem, nie zamierzając się spieszyć, już z daleka wypatrując Yuriego. Miała ochotę uciec, odpocząć od tego wszystkiego. Nawet jeśli dobrze się bawiła przez małą chwilę, to na dzisiaj miała dość wrażeń. Westchnęła cicho mimowolnie, mając nadzieje, że Anabell nie słyszy, pewnie pomyślałaby, że wzdycha na Sikorsky'ego, ale znając życie, nie jedna na niego wzdychała. Po prostu Cassandra nie była z tych... Co prawda dostrzegała przystojnych mężczyzn, czy tych przypakowanych, ale cały czas w głowie powtarzała sobie, że ją to nie interesuje. Miała za dużo po tą czupryną kręconych włosów myśli, obaw, kompleksów, żeby pozwalać sobie na nieodpowiedzialne rozmyślanie o facetach, którzy nie są dla niej. Musiała się uczyć, nauka była najważniejsza, każdy to wiedział. Może po prostu było coś z nią nie tak, może się bała. Pewnie nigdy się nie przełamie i zostanie starą panną z kotami... Tak właściwie to prędzej pracoholiczkom, jak ojciec. Widocznie miała kompleks tatusia, którego za mało było w domu, gdy Cassandra dorastała, jedynie co dla niej się liczyło to aprobata od ojca. Może dlatego inni mężczyźni nie porywali jej uwagi na dłużej. Spoglądała na nich nieśmiało, jednocześnie z wielką obawą. - Nie, nie widzę.- Skłamała, przedłużając ten moment, jak najdłużej. Wiedziała jedno, że jeśli się przyzna, że go zobaczyła wcześniej niż ślizgonka ta karze jej podejść... Nie myliła się w swoich przypuszczeniach, dlatego zamarła w miejscu na nowo czując się niekomfortowo. Na szczęście Ana nie naciskała, sama ruszyła pewnie w stronę Yuriego. Puchonka jej tego zazdrościła, tej swobody, którą miała, a którą ona nigdy nie będzie mieć. - Mówiłam, że skakanie przez ogień to nie jest dobry pomysł. - Szepnęła do nikogo konkretnego właściwie, spoglądając trochę z przejściem na Sikorsky'ego. Nic nie zaproponowała, miała pustkę w głowie, jednakże wiedziała, że Goldbird ma gadane, więc czekała po prostu na ruch koleżanki.
W myślach Ana przewróciła oczami słysząc słowa Cass na temat tego, że nie widzi sporą posturę ich nowego znajomego, ale za to nie dała tego po sobie poznać. Po czym pozwoliła sobie zasiąść niedaleko nowego jegomościa, upewniając się, że jej sukienka będzie pod jej pośladkami. - Hm to znaczy, że też miałeś nie najlepszy czas, dobry pomysł - pokręciła głową lekko na boki, wspominając sytuację niemal sprzed chwili związaną ze szczurami, aż na jej twarzy pojawił się grymas. - W trakcie zwiedzania widziałam, jak niektórzy tańczą wokół ognisk - W tym momencie wskazała dwójkę nieznajomych tańczących [npc], którzy akurat wesoło pląsowali* wokół płomieni. - Albo... można dołożyć własny bal drewna do ogniska, wybierzcie sobie coś - pomyślała na głos drugą propozycję, zerknęła to na jedną osobę, to na drugą, a nuż na coś się zdecydują.
E jak epilepsja - z początku roztańczony, buchający ogień i wszystkie jego obrazy są przepiękne, niesamowite! Przyglądasz się im w zachwycie aż… Zaczynają migać zbyt szybko! Czy to figury w ogniu przyspieszyły w obłąkańczym tańcu, czy sprowadziły to też na ciebie?! Nie wiesz, jednak strasznie kręci ci się w głowie, obrazy zaczynają wirować i migać zupełnie jak płomienie i dym na tle nocnego nieba. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że kręcenie w głowie stało się tak obezwładniające, że aż ty dołączyłeś do niego! Wirujesz zupełnie jak ogień, znajdując się umysłem niemalże poza ciałem! Wszystko się kręci, faluje i jest niesamowite! Wynik negatywny oznacza, że było to za dużo bodźców jak na Twoją głowę, omdlewasz na parkiecie.
Ana tymczasem zdecydowała po chwili ruszyć przed siebie ku przygodzie! A tak naprawdę chciała zobaczyć, czy jej tańce przy ognisku będą jakoś lepsze niż te przywoływanie szczurów, czuła, że potrzebowała odreagować to co się stało. Westchnęła więc cicho pod nosem, idąc w stronę parkietu, otrzepała sobie pośladki z ewentualnego piasku. A potem pozwoliła sobie na chwilowe zamknięcie oczu, by lepiej się skupić, a potem po prostu powoli zaczęła tańczyć w rytm muzyki, która zaczęła prowadzić ją i jej własne nogi. Widziała buchające ognie przed jej oczami, jak przepięknie mieniły się i stawały się pomarańczowo-czerwone w zależności czy robiła wokół własnej osi obroty. Uśmiech powoli pojawiał się na jej ustach, po chwili jednak buchający ogień zaczyna migać strasznie szybko przed jej oczami i nie do końca wiedziała, co się właśnie dzieje, jednak zaczęło strasznie kręcić się w jej głowie, a obrazy zaczęły wirować i migać zupełnie jak dym na tle nocnego nieba. W pewnym momencie miała wrażenie, że żołądek zwróci część jedzenia, które zjadła nie tak dawno temu, jednak tak się nie stało. Zachwycona zaczęła nieść się muzyce, niesamowitemu mignięciu, a jej nogi ruszyły razem w tan z dziwną migającą poświatą w ogniu. Wirowała, tańczyła, śmiała się w głos, kręcąc się wokół własnej osi. Wszystko wokół niej wirowało i kręciło się, więc niemal od razu dołączyła do niego czując, że wiruje niemal jak ogień, jakby jej umysł znajdował się poza ciałem. Fale oraz zawirowania na swój sposób były niesamowite w momencie gdy sama An dała się ponieść tańcowi.
*Znaczenie: Skoczne tańce. Przykład: Umówiliśmy się z nimi na wspólne pląsy w najbliższą sobotę.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Te prowokacje stały się czymś miłym. Przyjemnym, zwyczajnym, a jednocześnie zabawnym, gdy pomyślało się, że faktycznie parę lat wcześniej to Josh był tym chochlikiem, który opowiadał niestosowne rzeczy. Wszystko jednak się zmieniało, toczyło się naprzód i nie zamierzał tego zmieniać, po prostu poddając się temu biegowi historii. I był pewien, że obaj czerpią z tego przyjemność, tak samo jak z tej obietnicy, która właśnie pomiędzy nimi padła, gdy tylko skierowali się ku widocznym wiankom. I, chwilowo, to najwyraźniej im wystarczyło, przy okazji podsycając ich wyobraźnię, prowadząc ich gdzieś dalej, prowadząc ich ku miłym rozważaniom. Przez chwilę Chris spoglądał na swojego męża, nie będąc w stanie powiedzieć, co tak naprawdę przyszło mu do głowy. Dopiero po chwili pojął to powiązanie, które wywołało u niego śmiech i pokręcił głową, zauważając, że te drzwi były najbardziej niedorzeczną częścią całego filmu. Nie było w nich zbyt wiele sensu, chociaż dodawały zdecydowanie dramatyzmu historii. - Wolałbym jednak nie sprawdzać, czy obaj damy radę unosić się na wodzie - dodał, skinąwszy lekko woda w stronę, gdzie przebywały wodne istoty, obawiając się, że tak naprawdę mogły im przynieść ze sobą jakieś problemy, których do końca nie chciał poznawać. Na wszelki wypadek, bo doświadczenie nauczyło go już, że lepiej nie wkładać palców między drzwi. Teoretycznie nie powinno spotkać ich nic złego, ale mimo wszystko prowokowanie wszystkich dookoła nigdy nie było mądre. Wolał zatem skupić się na pytaniu Josha, zdając sobie sprawę z tego, że nie było tutaj wcale łatwiej odpowiedzi. - Myślę, że… Obie wersje są prawdziwe. Najpierw muszę rozpoznać kwiat, z którym mam do czynienia, a rośliny takie jak maliny, czy jeżyny, czy nawet jabłonie, są do siebie dość mocno podobne. Ale kiedy już wiem, jaki mam przed sobą kwiat, wiem doskonale, jaką historię próbuje mi opowiedzieć - wyjaśnił ostatecznie, dodając, że to trochę jak ze znajomością języków obcych, które początkowo zdają się całkowicie obce, by nagle człowiek zdał sobie sprawę z tego, że jednak w pełni rozumiał to, co słyszał. To była nieco zabawna myśl, ale Christopher nie umiał tego inaczej wytłumaczyć, nie umiał jednoznacznie powiedzieć, czy było tak, czy inaczej, postrzegając mowę kwiatów, jak kolejny język, którego się po prostu nauczył. Obserwował Josha, gdy porwały go wodne duszki, uśmiechając się lekko pod nosem, uznając to za coś przyjemnego, za coś naprawdę miłego. Przekrzywił nawet głowę, zdając sobie sprawę z tego, że wstążka w końcu ich puściła, ale mimo to urok jego męża ani trochę nie zelżał. Nic dziwnego, że myśl ta rozbawiła Chrisa, powodując, że poczuł się znowu jak podlotek. I nie było w tym absolutnie niczego złego, tak samo, jak w tym, że ujął miotlarza za rękę, kiedy znowu znalazł się przy nim, rozglądając się po bawiących się gościach, czując doskonale, że ta noc, ta radość, to wszystko, unosił również jego, powodując, że zapominał o tym, co go otaczało, że zapominał, że gdzieś tam daleko kryły się smoki. - Zdaje się, że miałeś skakać przez ogień - zauważył, wracając wspomnieniami do tamtej pierwszej Celtyckiej Nocy, do tych wydarzeń, które zmieniły wiele, nie zmieniając właściwie nic.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max wzruszył ramionami, jakby w ten sposób chciał powiedzieć, że dla niego oznaczało to dokładnie to samo. Być może miał nieco skrzywione pojęcia przyjaźni, obietnic, szczęścia, może inaczej spoglądał na bliskie sobie osoby, może błędnie chciał, żeby faktycznie były szczęśliwe, może błędnie liczył na to, że zdoła je w jakiś sposób utrzymać w dobrym stanie, w dobrych myślach, w spokoju, jakiego potrzebowali. Może, co również było możliwe, próbował znowu poświęcać samego siebie, żeby dać coś innym. Nie mógł tego wykluczyć, a jednocześnie miał pełną świadomość, że tym razem nie robił nic wbrew sobie, że nie naginał własnych granic, nie zmieniał ich, nie szarpał się w nich, nie robił nic, czego miałby żałować. Być może poza tym milczeniem, które uskuteczniał, nie wiedząc, że Mulan postanowiła zapędzić ich obu w kozi róg, że nie tylko on został przez nią złapany, bez możliwości jakiejś ucieczki. I wiedział, że dziewczyna miała po części rację. Bo po prostu czuł się zwyczajnie, całkowicie normalnie, w obecności Huanga. Zupełnie, jakby znali się od zawsze, ich dziwne rozmowy wcale mu nie przeszkadzały, tak samo, jak podejście do życia drugiego mężczyzny. Zaczął również doceniać to, że mogli swobodnie rozmawiać, że mogli dyskutować o rzeczach, o których być może nie powinien rozmawiać z innymi. Sam do końca nie wiedział, ale jakoś to wszystko stało się samoczynnie, a on zaczął traktować obecność Longweia jako coś naturalnego. Może właśnie to prowadziło go na manowce, a może za bardzo próbował uciekać od tego, co było, zupełnie, jakby faktycznie nazwanie pewnych rzeczy, jakby określenie ich, za bardzo Maxa bolało. Albo powodowało, że znowu wracał do miejsca, z którego mimo wszystko powinien był uciekać. Widząc, jak bardzo opiekun smoków się rumieni, Max poczuł, jak kącik jego ust drży w wyraźnym rozbawieniu. Nie spodziewał się po nim aż takiego zawstydzenia, chociaż jednocześnie w tym właśnie momencie przypomniał sobie tę jedną uwagę z czasu pożaru, zastanawiając się, czy Huang był jej w ogóle świadomy. Czy w ogóle był czegokolwiek świadomy, czy jedynie trzymał się jakichś ram, zasad, czy czegoś podobnego, co wpoili mu rodzice. Max miał świadomość, że ich postrzeganie życia było bardzo odmienne, dlatego teraz każdy z nich reagował inaczej na rewelacje, jakie właśnie między nimi padły. Gdyby tego było mało, Brewer doskonale czuł, że na końcu jego języka czai się niepokojące słowo, którego nie powinien wymawiać. Słodki. Huang w tej chwili był wręcz rozkosznie słodki i pewnie to spowodowało, że Max uniósł rękę i przytknął wierzch dłoni do jego szyi. - To chyba oparzenia drugiego stopnia - rzucił, marszcząc lekko nos. - O nie martw się, mnie po prostu oświadczyła się w twoim imieniu. Zdaje się, że potrafi bardzo szybko działać. Ale ja nie lubię sztywnych ram, Wei. Nie lubię tych wszystkich określeń, tych pytań, o to, kim ktoś dla mnie jest. Wystarczy, że raz próbowano mnie zmuszać, żebym wszedł w jakiś obraz, żebym coś określił z góry do dołu, chociaż dobrze było tak, jak było. Bez słów. Po prostu… To się czuło. Bo wiesz, miałem rodzinę, ale to była tylko nazwa. Więc po chuj mi takie nazwy? Takie ramy, które nie znaczą nic więcej, niż lukier na spleśniałym cieście?
Widać było, jak na tę uwagę uniosła lekko brwi, jakby chciała mu powiedzieć, że do tej pory szło mu jednak całkiem dobrze. Musiała jednak przyznać, że tak właściwie rycerz nie był jej do niczego potrzebny, świetnie radziła sobie z przeciwnikami, kiedy musiała stając w końcu do walki, kiedy musiała pokazać, że nie jest jednak małą i niewinną dziewczynką, która nie ma pojęcia o tym, że zaklęcia również są w stanie skrzywdzić. Nawet wtedy kiedy nie ocierały się, przynajmniej teoretycznie, o czarną magię. Skoro jednak w rekonstrukcji zdołała złamać zebra Irvette i podpalić Nathaniela, nie była taka delikatna i mdła, jak się wszystkim wydawało. Kiedy byka taka konieczność, właściwie bez zawahania sięgała po coś, co było zdecydowanie ostrzejsze i niebezpieczniejsze. Nic zatem dziwnego, że kiedy przyszło im zmówi tańczyć, że kiedy po prostu pozwolili, żeby ta radość, jaką towarzyszyła pozostałym istotom zebranym wokół ognisk, udzieliła się również im, wspomniała o tej bitwie. O centaurach, bombardach i akromantulach, które również miały w niej swój niemały udział. Nie czuła skrępowania, nie uważała, żeby walcząc tam, zrobiła coś niesamowitego, a jednocześnie miała świadomość, że było to coś, czego nie podjęliby się wszyscy ludzie. Zatem sprawa była skomplikowana i budziła w niej swoiste sprzeczności, od których jednak nie zamierzała uciekać, czując również cień dumy, a teraz zwyczajnej euforii, która przyszła wraz z radością i świętowaniem, które wymknęło się jej nieco spod kontroli. - Właśnie dlatego sama czuję się całkiem dobrze w roli rycerza - stwierdziła, śmiejąc się cicho, gdy wspomniała, że Nathaniel musiał ugiąć się pod zaklęciem, którym posłała w niego spasionego węża. Była to zresztą właściwie ostatnia rzecz, którą wypowiedziała, nim Larkin na nowo ją do siebie przyciągnął i wykonał ruch, który był dla niej nie do końca jasny. Owszem, w teorii nie był skomplikowany i miała świadomość, co oznaczał. To wszystko było jednak tylko teorią i zgubiła krok, starając się zrozumieć, co się działo, jednocześnie próbując zapanować nad skrzydłami, które zdecydowanie chciały unieść ją w powietrze. - To, zdaje się, z twojej strony nieco masochistyczne - stwierdziła ostatecznie, nie umiejąc odnaleźć się w tej chwili, zupełnie, jakby sama wiedziała, co może mówić, a jednocześnie nie umiała reagować poprawnie na podobne odpowiedzi. I to była właśnie bolesna prawda, z której w jakimś stopniu zdawała sobie sprawę, wiedząc, że pewne rzeczy próbowała kiedyś grać. Teraz jednak nie czuła takiej potrzeby.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
Ana ruszyła tańczyć a ja zostałem na miejscu z Cassandrą. Widziałem że ewidentnie dziewczyna nie jest zadowolona z mojej obecności. Albo przynajmniej czuje się nieswojo. Postanowiłem zrobić co w mojej mocy by to zmienić. Dlatego chwilowo zostawiłem Anabell samą sobie (zresztą widać było że pogrążyła się w tańcu) i zwróciłem się do Cassandry. -Widzę że nie czujesz się swobodnie w moim towarzystwie. Mogę to jakoś zmienić? Może porozmawiamy chwilę, lepiej się poznamy? Zapewniam, że nie gryzę - zakończyłem żartem mając nadzieję że chociaż trochę rozluźni on dziewczynę.
Poznanie Anabell wydawało się być dobrym znakiem, była miła i jak na razie nie pakowała w kłopoty Cassandry, jednakże Walker powoli dochodziła do wniosku, że się męczy. Może coś było w tej wróżbie od centaurów, która mówiła o tym, że powinna odpocząć od ludzi. Na początku tego nie rozumiała, ale im dłużej przebywała na balu, tym bardziej dopadały ją niekomfortowe uczucia. Może za dużo tej zabawy na dziś? Goldbird musiała to zrobić. Puchonka prawie wierzyła, że wyjdzie z tego bez szwanku. To znaczy... Nie zostanie sam na sam z Yurim, którego ledwo zna, a on nigdy się nie dowie, że czuje się przy nim jak idiotka. Przyglądała się, jak Ana tańczy przy ognisku, jak jakiś nieokiełzany rytm porywa ją w hipnotyzujące stany świadomości, o których tylko sama rudowłosa ma pojęcie. Sama mogłaby się zatracić w tym, tylko obserwując pokaz, jaki dawała dziewczyna, niestety jej myśli były skierowane w stronę mężczyzny, który stał obok. Ona sama zaś wpatrywała się niemal zawzięcie przed siebie na Anabell, bojąc się, choć na chwile odwrócić wzrok. Modliła się w duchu, żeby nic nie mówił, żeby spędzili ten czas w tej krępującej ciszy. Zaśmiała się, na jego słowa, chociaż jej śmiech był lekko nerwowy. Martwiła się, że to zauważył. Jej skrępowanie w jego obecności, ale nie oszukujmy się, nawet ślepy by to zauważył. Zrobiło się jej jeszcze bardziej głupio. - O już wyschłeś. - Palnęła tę oczywistość, przenosząc spojrzenie swoich jasnych oczu na niego, nie wiedziała co powiedzieć, zrobiła się czerwona na twarzy przez swoje durnowate słowa. Liczyła, że nie usłyszał tego albo że pominą to i udadzą, że to nigdy nie zostało wypowiedziane. - Czym się zajmujesz, pan... to znaczy... skąd jesteś? - Zaczęła się trochę jąkać, sam dał jej pozwolenie na bliższe poznanie się, dlatego zaczęła od pytań, które niemal zlały jej się w jedno zdanie. Po pierwsze zaczęła od pan, bo mężczyzna na pewno był trochę starszy, gdyby nie znała grona pedagogicznego, uznałaby go za nauczyciela. Jego imię i nazwisko też dawało dużo do myślenia, nie brzmiało jak typowo angielskie. Cassandra tak stała, skrępowana bardziej niż kiedykolwiek, zastanawiając się, jak ma zwracać się do mężczyzny, mimo że Anabell robiła to tak swobodnie, z tego, co pamiętała puchonka, nie tytułowała go na pan. Sama nie wiedziała, o co ma zapytać. Czuła jak uczucie wstydu pali jej twarz i przechodzi na całe ciało. Nienawidziła tego uczucia. Gdzieś z tyłu jej głowy krzyczał cichy, lecz bardzo chochlikowaty, piskliwy głosik: uciekaj.
Poczuła się niczym tancerka na środku parkietu, gdzie ten należy tylko do niej, a ona do niego, niczym wiatr jej stopy są niesione wiatrem, ogniem i dymem. Jakby sam płomień poruszał jej ciałem, wirując w tę i z powrotem dając się ponieść tej jednej chwili, miejscu oraz czasie. Za bardzo nie przejęła się innymi, którzy byli dookoła, bo pewnie nikt inny nie był zainteresowany tańcami albo sami patrzyli na nią, jak kręci się w rytm tylko jej znanej muzyki. Czas powoli zwalniał, jakby wszystko wracało na swoje miejsce, jej suknia, choć prosta również rozkloszowała się w momencie gdy Ana robiła wokół siebie zgrabne piruety, które odkrywały jej nogi i płaskie balerinki na jej nogach. Taniec również z czasem zwalniał, a oddech przyspieszył znacznie, ułożyła rękę prawą na swym sercu gdy tak po chwili zatrzymała się w miejscu, nie wiedziała, że aż tak bardzo dała się ponieść tańcowi i również teraz zauważyła, że świat, choć wirujący powoli słabnie, Ana jednak nie bardzo wiedziała gdzie była, także zrobiła dwa kroki w przód, a następnie upadła na tyłek, a potem na plecy. Z daleka zapewne wyglądało to, jakby się przewróciła, co mogli zobaczyć wszyscy, którzy do tej pory na nią spoglądali, bo tylko Merlin wie, jakie zaklęcie zostało tu rzucone w trakcie tego tańca. - Ojej... - zaśmiała się cicho i zamknęła oczy, rozkoszując się chłodnym powiewem wiatru na jej rozgrzanej skórze. Mimo że świat kręcił się wokół niej, czuła się przeszczęśliwa i radosna jakby wypełniało ją to gdzieś ze środka, nawet nie wiedziała dlaczego. Oby tylko Cass nie uciekła z krzykiem, bo zostawiła ją na chwilę z Yurim. Otworzyła oczy na chwilę, lecz pożałowała tego, bo świat jednak nie przestał się kręcić jaka szkoda, zamknęła oczy i obróciła się na prawy bok, miała nadzieję, że zawroty głowy miną czym prędzej i będzie mogła dołączyć do nowych znajomych. A w tym czasie oddychała równo i miarowo starając się opanować swoje głośne sapanie, które wydobywało się z jej buzi. Taniec ten był wspaniały, jednak chciała go nieco opanować nim wróci do Cassandry, a i świat w jej oczach zaraz wróci do normy. Taką właśnie miała nadzieję.
Yuri Sikorsky
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Liczne tatuaże, lewa noga pokryta bliznami po walce z mantykorą
-Proszę nie mów do mnie na "pan". Co prawda w moim kraju jest to normalne ale uważam, że w tym względzie powinniśmy iść z duchem czasu tak jak u was w Anglii, gdzie prawie każdy mówi sobie po imieniu. A właśnie wracając do twojego pytania jestem z Rosji. Jakiś czas temu przyjechałem do Anglii i obecnie pracuję jako Łamacz Klątw u Gringotta. A ty nadal się uczysz czy też ju pracujesz? Moją uwagę zwróciło przewrócenie się Any. W pierwszym odruchu chciałem jej pomóc ale chwilę później powstrzymałem się od działania. Tego brakowało żeby na oczach jej znajomych podszedł do niej obcy facet i podniósł ją jak przedszkolaka, który wywalił się na spacerze z rodzicem. Przecież to by ja ośmieszyło na oczach wszystkich. Chociaż nie wiadomo jak to było w tym kraju... Spojrzałem na Cas. -Powinniśmy jej pomoc wstać czy to raczej by ją ośmieszyło w oczach innych? - zapytałem.
Jej wzrok podążał głównie za Anabell, jej tanecznymi ruchami. Musiała się na czymś skupić, aby nie uciec, albo zrobić coś głupiego lub ośmieszyć się... Gdy się było Cassandrą do wyboru do koloru. - Przepraszam, nie będę. - Pokiwała głową, rumieniąc się lekko, kiedy tylko zwrócił jej uwagę jak ma do niego mówić. Zagryzła wargę nerwowo, słuchając mężczyzny, nie mogąc za bardzo spojrzeć na niego, robiła to szybko, jakby z obawy, że jej wzrok utknie na jego twarzy za długo. Patrzenie w oczy nie wchodziło w grę — było takie męczące, niekomfortowe. - To musi być odpowiedzialne stanowisko.- Powiedziała, ciszej niż zamierzała, ale z pewnością Yuri ją usłyszał. - Uczę się i pracuje... też. - Nie zdradziła jednak, gdzie nie było czymś się chwalić, sklep w Hogsmeade, nie to przecież chciała w życiu robić. - Chodził... - Zawahała się, za nim uformowała pytanie, które chciała zadać, prawie wymsknęłoby się jej "pan", ale szybko poprawiła się w myślach. - Chodziłeś do Durmstrangu?- Zapytała ciekawa, co nieco słyszała o tej szkole, na pewno miała surowe zasady i jeśli Walker mieszkałaby w tamtych okolicach, na pewno nie mogłaby przejść przez próg tej placówki przez swoją krew. To bardzo przykre. Chciała podbiec do Any, ale też się powstrzymała, gdy Sikrosky to zrobił. Nie wiedziała, o co chodzi, jednakże nie spuszczała koleżanki z oczu. Jego pytanie ją zaskoczyło, może miał na myśli to, że leżąc tak na ziemi, wyglądała, jakby się najebała. Pijana niepełnoletnia uczennica na balu, no cóż, mógłby być przypał, ale skąd miałaby alkohol? No właśnie. - Może podejdźmy, zobaczyć czy wszystko w porządku? - Zaproponowała, kierując się w stronę Goldbird. - Anabell dobrze się czujesz? - Zapytała, kucając przy dziewczynie, jak to zrobiła wcześniej. Rudowłosa oddychała jakoś szybko, a fakt, że miała zamknięte oczy ,w niczym nie pomagał. No, ale w końcu tańczyła, w sumie wirowała jak sam ogień.
Nie sądziła, że wirowania nią tak pozakręcają, aż świat zawiruje wokół niej, niby była przygotowana na magie w tym tańcu, a jednak nie do końca wiedziała, jakie będą tego konsekwencje. Zmarszczyła nos i oparła się na swoim prawym łokciu, otwierając jedno oko i sprawdzając stan rzeczy, wirowało, ale mniej. Było lepiej, odrobinkę. Po chwili jednak zamknęła oczy i usiadła na tyłku, słysząc z którejś strony kroki, które szły w jej kierunku, nie bardzo wiedziała, kto to, jednak udało się jej rozpoznać głos Cassandry, gdy do niej przemówiła. - Trochę mnie czary zaskoczyły i kręci mi się w głowie - odpowiedziała koleżance, siedząc na ziemi z zamkniętymi oczami, po turecku, zasłaniając swoje nogi sukienką. - Mam nadzieję, że zaraz mi przejdzie - dodała po chwili, uśmiechając się łagodnie. W sumie dopiero po chwili zorientowała się, że nie ma z nimi nowo poznanego przystojniaka. - Gdzie zgubiłaś Yuriego? - zapytała z zaciekawieniem w głowie, nawet jeśli stał gdzieś obok to i tak go nie widziała. Obawiała się, że gdy znów otworzy oczy, to zacznie kręcić jej się w głowie.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Wiktor przysiadł i obserwował jezioro. Jednocześnie wsłuchiwał się w odgłosy jeziora, oraz spoglądał na ludzi którzy puszczali wianki na nim. Cieszył się ze może ktoś znajdzie swoją półwkę. Dobrze, że znalazł sobie miejsce, gdzie mógłby pościć wianek .Bliskość wody obniżyła nieco temperaturę, a lekki wiatr przyjemnie otulił rozgrzane, od słońca i zapewne trunku, policzki. Skupiłem się na tłumie osób znajdujących się tuż przy brzegu i wygiąłem kpiąco wargi zdając sobie sprawę, że trafił w sam środek niczego innego, jak sławnych wianków. -Tyle pięknych panien dookoła- nie kryjąc ironicznego uśmiechu. -Warto się zmoczyć- zaśmiałem się pod nosem, po czym puchon zauważył duszka który siedział niedaleko brzegu i wygrywał nieznaną melodię na instrumencie, kiedy obił się o niego Wiktora wianek. Obserwowanie całych wydarzeń rzeczywiście mogło być o wiele ciekawsze, szczególnie w chwili, gdy do jednych kwiatów dobierze się kilka czarodziejów. Gotów byli tłuc się o niego w wodzie? Duszek jednak był nie tylko zachwycony ale i zawstydzony, złapał wianek, spojrzał rudzielca stronę. Gdybym miał brać w tym udział poczekałbym po prostu na piachu i finalnie bezczelnie odebrał co do mnie należało nie mocząc nawet skrawka ubrania. Po czym, duszek pomachał szybko, Krawczykowi wydawało się, że z nim zniknie, ale wtedy spod wody wypłynęła magiczna karimba to chyba dar za ten wianek kwiatowy
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Joshua uśmiechnął się szeroko, gdy tylko Chris podchwycił jego marnej jakości żart. Był przekonany, że nie zdoła rozbawić tym męża, ale jak widać to właśnie zielarz był jedyną osobą, która śmiał się z podobnych dowcipów. Jedyny, który rozumiał te tworzone przez miotlarza. Jednak nie to było najważniejsze i już po chwili, Josh słuchał odpowiedzi w sprawie kwiatów, próbując zrozumieć męża. Choć nie miał pewności, w jaki sposób wszystkie znaczenia od razu pojawiały się w głowie zielarza, wiedział, że musiało to być w pewnym stopniu irytujące. - To znaczy, że musisz mieć problem cieszyć się po prostu z kwiatów. Gdybym przyniósł ci bukiet tych, jakie po prostu spodobałyby mi się wizualnie, mógłbyś od razu odczytać z nich coś, czego przykładowo nie miałem zamiaru powiedzieć... Albo jak dzieciaki czasem tworzą wianki z tych kwiatów, które im się podobają, a które w zestawieniu nie mają żadnego właściwego znaczenia, a ty to wszystko jakby słyszysz... Choć podejrzewam, że jeśli nawet ja mógłbym powiedzieć, że to trochę smutne, ty z pewnością tak na to nie spoglądasz - powiedział w końcu, czując, że chciałby zabrać Chrisa gdzieś na łąkę pełną kwiatów. Był nawet gotów coś podobnego stworzyć dla swojego męża w pobliżu przyszłego domu, jednak choć kusiło sięgnąć po polne kwiaty tak po prostu, wiedział, że będzie szukał tylko tych z właściwym przekazem. Te rozważania musiał jednak odłożyć na bok, aby tańczyć z wodnymi duszkami, czekając na właściwą chwilę, żeby wrócić bezpiecznie na ląd. Czuł na sobie przez cały czas spojrzenie męża i nie próbował zaprzeczać, że podobało mu się to. Bywały chwile, kiedy to niezwykle jasne, błękitne spojrzenie przyprawiało go o cień zawstydzenia, niepewności, ale były i chwile, jak ta, kiedy chciał, żeby Chris nie spoglądał już nigdzie indziej. Nie miało znaczenia, ile obaj mieli lat, jak bardzo dorośli mieli być. Nie chciał, żeby tej nocy, cokolwiek innego interesowało już zielarza. Nic więc dziwnego, że zacisnął palce na dłoni męża, gdy tylko ten go złapał, przyciągając mocno do siebie, aby złożyć krótki, zaczepny pocałunek na jego ustach. - Nie wydaje mi się, żebym musiał i tym razem skakać przez ognisko. Zamiast tego możemy sprawdzić, jak idzie mi z teleportacją i gdzie wylądujemy, aby móc wspólnie pośpiewać - powiedział cicho, nie odsuwając się od męża, uśmiechając się do niego nieco zaczepnie, nim zrobił krok w stronę wyjścia z balu. Noc była przyjemna, a dla nich nie miała się za szybko skończyć, czego Josh zamierzał dopilnować.
Larkin słuchał jej opowieści w milczeniu, uśmiechając się ciepło przez cały czas. Nie odrywał również od niej spojrzenia, poświęcając Victorii całą swoją uwagę. Czuł dziwną dumę, słysząc o tym, jak świetnie sobie radziła na rekonstrukcji, w trakcie bitwy. Była i bez tego fascynująca, ale słysząc z jaką łatwością przyszło jej prowadzenie walki sprawiało, że miał ochotę pochwalić ją bardziej, niż po prostu słownie, co też zrobił. Był przekonany, że poza dziedzinami czysto artystycznymi nie było nic, co mogłoby ją zatrzymać w dalszym rozwoju w dorastaniu, przynajmniej w jego oczach, do rangi najpotężniejszej młodej czarownicy. Jednocześnie to uczucie, ta dumna z niej, zachwyt jej osobą, jedynie wzmagały to, co wiedział, że czuł do niej od dłuższego czasu. Teraz też miał wrażenie, że jest to idealny moment, żeby w jakiś sposób pokazać to Victorii, dać jej wyraźny znak co do tego, co czuł względem niej. Wiedział, że ryzykował, ale tej nocy miał ochotę podejmować podobne ryzyko, jak przy skoku nad ogniskiem. Miał ochotę wkładać ręce w płomienie, licząc się z konsekwencjami. Jednocześnie był przekonany, że nie zostanie odepchnięty. Nie tej nocy, nie w trakcie tańca i nie przez delikatny pocałunek w czoło. Zaśmiał się cicho, słysząc jej kolejne słowa, nie mogąc zgodzić się z nimi w pełni. Puścił ją jedną ręką, pozwalając, aby skrzydła uniosły ją odrobinę, aby znów przyciągnąć ją i przytrzymać przy sobie. Spoglądał na nią z cieniem wyzwania w spojrzeniu, choć nie brakowało tam również czułości, której podejrzewał, że Victoria nie rozpozna. Nie w jego oczach i z pewnością nie w stosunku do siebie samej. - Nie powiedziałbym, żeby nasze sprzeczki sprawiły, żebym czuł się zraniony, a jeśli kiedyś tak było, to zdecydowanie było to przyjemniejsze, skoro nie pamiętam nic podobnego... Więc chyba masz rację i można nazwać mnie masochistą w tym temacie - odpowiedział cicho, nie kryjąc rozbawienia, jakie z tego powodu czuł, po chwili dodając, że była dla niego ogniem, który odkrywał i sprawdzał, czy może go sparzyć. Te słowa przypominały o niezbyt przyjemnych początkach ich relacji, ale nie zamierzał od nich uciekać. Uważał również, że właśnie to, jak zaczynali, miało wpływ na to, jak było w tej chwili między nimi, tak jak fakt, że zachowywali się, jak dwa magnesy. Przyciągali się tylko po to, aby za chwilę znów się odpychać przy kolejnej sprzeczce. Było to jednak coś, co zdawało się podobać im obojgu. Nie ciągnął jednak tematu, po prostu kontynuując taniec z Victorią, dalsze wspólne cieszenie się balem.