Chodząc po górach można się natknąć na strumyk,. Od późnej wiosny do wczesnej jesieni woda jest przyjemnie orzeźwiająca, w połowie roku zimna. W okolicy strumyka można znaleźć wiele niezbyt często występujących roślin, będących składnikami przeróżnych eliksirów. Może więc warto czasami udać się na poszukiwania?
Był głupi. Durny. Wiedział o tym doskonale. A skąd takie stwierdzenie? Wpakował w cholernie dziwną relację, która na początku nie wykazywała aż takich konsekwencji na przyszłość. Dwie osoby, na których w tej chwili mu dość mocno zależało zostały przez to wplątane w chorą sytuację i były w tej chwili w bardzo niewygodnym zaułku. Po wydarzeniach sprzed kilku dni, po tym jak po raz kolejny był świadkiem pojawienia się harpii, po tych słowach, które wypowiedział w jej kierunku, ale też w kierunku Eskila - był winien Robin wyjaśnienia. I to nie tylko wyjaśnienia konkretnie tych przeprosin, ale generalnie uświadomienie jej co działo się poza jej świadomością, jeszcze przed feriami. Uważał to za mniejsze zło. Wiedział, że i tak kiedyś dowie się o ich romansie. I chociaż nie chciał tego tak nazywać, jego relacja z Eskilem była zbyt skomplikowana, aby określić ją innym słowem. Dlatego właśnie przekonał Ślizgona, że muszą porozmawiać o tym z Doppler, bo czuł, że musi być względem niej fair. Oczywiście, większość ludzi ma go za skończonego dupka i nie spodziewałaby się w życiu, że Dear będzie chciał cokolwiek prostować, aby nie krzywdzić drugiego człowieka bardziej niż to konieczne, ale tu się właśnie wszyscy mylili. Robin była dla niego niezmiernie ważna od jakiegoś czasu. Nie zniósłby, gdyby za miesiąc, dwa czy za rok jakoś dowiedziałaby się o tym wszystkim, przez co mogłaby cierpieć w wyniku niejako podwójnej zdrady. Co prawda żaden z nich nie był wtedy z nią w poważnej relacji, ale samo to, że zataili to przed nią, sprawiało, że Hunter już widział jak mocno może to w nią uderzyć. Z pewnością poczuje się zdradzona... Wziął dwa głębokie wdechy, zanim teleportował się do Hogsmeade, nad strumyk, gdzie mieli spotkać się na wymyślony przez Eskila piknik. Nie ma to jak stworzyć pozory, które chociaż na chwile dziewczynie zamydlą oczy, ale nie ważne... Zapakował do plecaka przekąski, napoje (w tym kilka butelek gazowanych oraz piwo kremowe) i poprawiając jego pasek na ramieniu, ruszył w kierunku czekającego już na skraju Eskila. - Robin jeszcze nie ma? - spytał od razu, rozglądając się po drugiej ścieżce, którą Ślizgonka mogłaby kroczyć od strony pobliskiego parku. - Wziąłem koc i jakieś przegryzki. Hmm, piwa? - odezwał się po chwili, grzebiąc w plecaku i wyciągając w końcu butelkę w stronę Clearwatera. W końcu czekali na Doppler, bo bez niej to raczej nie pogadają... Cholernie bał się tej rozmowy, jednak wiedział, że im szybciej ją odbędą, tym lepiej dla wszystkich. Nie poznawał samego siebie, bo w tym momencie dla dobra całej trójki ryzykował tak naprawdę te dwie relacje, które mógł konkretnymi słowami zburzyć w kilka sekund. Bardziej pasowałoby dla niego, samolubne zatajanie ich wspólnej z Eskilem tajemnicy, jednak to było niesprawiedliwe względem Robin, a poza tym czuł, że dziewczynę może gnębić to co powiedział wtedy harpii. Musieli to wyjaśnić, bez względu na to co może stać się później.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
W najmniej odpowiednim momencie, wszystko po prostu się waliło. Nie dyskutowała na ten temat, bo po prostu to wiedziała. Myśli zajmowały jej głowę i w żaden sposób nie mogła tego uspokoić, sprawić, aby zniknęły. Po prostu uporczywie tam były, odrywając ją od jakiegokolwiek zadania, którego próbowała w danym momencie się podjąć. Nic nie mogła na to poradzić, po prostu to nie miało żadnego znaczenia. Wciąż od nowa i od nowa myślała nad tym, co usłyszała na korytarzu, kiedy Eskil praktycznie całkowicie przemienił się w harpię. To, jakie zdania padały pomiędzy nim, a Hunterem, wyryły się w jej głowie. Próbowała to wszystko poukładać, jednak im bardziej się starała, tym większy mętlik panował w jej podświadomości. To nie miało kompletnie sensu. Nie no, na pewno nie było to to, o czym myślała. Nie mogło być. Na pewno zrozumiała wszystko na opak i tyle. Jednak pomimo tego, jak bardzo pragnęła w to uwierzyć, czuła, że nie może tego zrobić. Coś było bardzo nie tak. Ktoś nie mówił prawdy i miała odczucia, że ta prawda będzie bardzo niewygodną. Nie chciała tego robić, jednak w jej głowie pojawiło się postanowienie; musiała dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi. Okazja nadarzyła się szybko, kiedy obaj Ślizgoni zaproponowali wspólne spotkanie. Jej podejrzenia zaczęły być większe, ale próbowała nic nie dać po sobie poznać. Oczywiście od razu przystała na ich propozycję i zgodziła się na ten piknik. Miała wciąż nadzieję na to, że to zwykłe, przyjacielskie spotkanie i nic więcej. Więc kiedy przyszła odpowiednia godzina, ubrała się, naszykowała, zapakowała kilka w jej mniemaniu potrzebnych rzeczy i udała na spotkanie. Nie przewidziała jednak, że droga nad strumień zajmie jej chwilę więcej czasu. Nie mogła się przecież teleportować, więc musiała iść pieszo. Więc kiedy w końcu dotarła na miejsce spotkania, jej policzki były nieco zaróżowione. Widząc Eskila i Huntera, uśmiechnęła się serdecznie w ich stronę. Naprawdę cieszyła się, że ich widziała. Obojga uwielbiała i uważała, za naprawdę ważne osoby w jej życiu. - Na Merlina, nie mogliście wybrać miejsca, które jest bliżej?! - zawołała na wstępie, bo przecież na pewno nie przywitałaby ich standardowym "cześć, co słychać?!" Robin zawsze musiała zacząć każde spotkanie od narzekania, więc i tym razem to zrobiła. Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy podeszła w ich kierunku. - Jak cudnie, że jest taka piękna pogoda. Jeśli w tym tygodniu zacznie choć raz padać, to jak Merlin mi świadkiem, przeprowadzam się do Hiszpanii! - stwierdziła naprawdę luźnym tonem. Kompletnie nieświadoma tego, co ją czekało. I jakie atrakcje dla niej zaplanowali. Cóż, zapowiadało się bardzo miłe popołudnie...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie miał krztyny nastroju a gdy zobaczył na twarzy Huntera podobny odcień emocji to poczuł się nieco lżej - nie był w tym sam, miał towarzystwo w tym stresie. - Jest, schowałem ją na drzewie.- wywrócił oczami. - Gdyby była to połowa lasu by o tym usłyszała.- miałby powiedzieć po prostu "nie ma jej?" Nie, nerwy go zżerały. Dosyć szybko wstał i odstawił swoją butelkę piwa na mech. Potrząsnął odmownie głową na ofertę alkoholu. - Nic nie przełknę. Jak możesz być taki spokojny? Ja tu zaraz zeświruję. Ona nas zabije.- bał się. Po prostu bał się, że zostanie dziś zamordowany i co gorsza, że Robin będzie chciała ukatrupić też Huntera. Z jednej strony wygodnie mieć obok drugiego winnego, ale z drugiej wolałby jednak, aby Robin z rozpędu nie mordowała wszystkiego, co napotka na swojej drodze. Choć Robin musiała iść na pieszo to nie czekali długo. Spiął ramiona i wcisnął ręce do kieszeni spodni widząc jak przychodzi uśmiechnięta i zarumieniona. Żołądek ścisnął mu się w ciasny supeł. - Zakazany Las jest zamknięty więc znalazłem nam inny.- rzucił w odpowiedzi jednak jego mina nie zwiastowała radości z przyjacielskiego spotkania. Zerknął na Huntera, aby spojrzeniem pytać go czy naprawdę muszą to robić? Jego odpowiedź była okropnie słuszna. - Eee… wiesz, że ten piknik to podstęp żeby cię tu zwabić?- dopytał bo wydawało mu się, że po takim czasie powinna przejrzeć ich zagrywki. Zaciskał pięści w kieszeniach. Odchrząknął i stanął z jednej strony w taki sposób, że tworzyli mały… trójkąt. - Wtedy na korytarzu, kilka dni temu... pewnie cię zdziwiło, że no, że Hunter ogarnął harpię, co nie? Mnie też to na początku dziwiło, ale już wiem czemu tak jest, no i powinnaś wiedzieć.- zerknął na chłopaka aby sprawdzić jak ten to znosi. Potem znowu przeskoczył spojrzeniem na dziewczynę i zwijał się w środku. Układał sobie słowa w głowie dobre dwie godziny, a gdy przyszło co do czego to nie pamiętał niczego. - Eee… bo z Hunterem wpadliśmy raz w takie kłopoty gdzie efektem jest to, że harpia no... trochę go lubi.- mówił powoli i próbował powstrzymać panikę drgającą w jego gardle. - Pamiętasz ten dzień kiedy… no kiedy ci powiedziałem, że amortencja mi napsuła a głowie?- musiała pamiętać! Prawie się popłakała. Teraz za nic w świecie nie potrafił zerknąć na Ślizgona. Przełknął głośno ślinę. - No popsuła mocno, bo powiedziałem, że się całowałem. Ale no… nie powiedziałem, że z dziewczyną. Bo… bo z chłopakiem.- zaraz wyzionie ducha. Zdołał jedynie skinąć głową w kierunku Huntera, aby wiedziała o jakiego chłopaka chodzi. Ten musiał dopowiedzieć kolejną dawkę prawdy bo Eskil potrzebował chwili na przypomnienie sobie jak należy oddychać. Jakiś to ogarną, prawda? Powiedzą najważniejsze, spróbują przeżyć… wyjaśnić… ale prawda była strasznie bolesna. Zrobił się czerwony na twarzy, a zaiste był to widok rzadko spotykany. Nie potrafił podnieść na nich wzroku.
Czemu zawsze musiał coś spieprzyć? Nie potrafił nawiązać normalnej relacji - nawet jeśli chodzi o zwykłe kumpelstwo - którą po jakimś czasie musiało naznaczyć nieporozumienie. O tyle o ile jeszcze był dupkiem ciągle i nie starał się zbytnio tego zmieniać, będąc sobą, nie zdarzało się to tak często. Ale kiedy zaczynało mu w pewien sposób zależeć i przez to było widać różnicę w jego zachowaniu, potrafił w mgnieniu oka popełniać błąd za błędem. Jak to się działo? Tak bardzo stresował się poruszeniem tego tematu, tak bardzo go to gnębiło przez ostatnie dni, kiedy postanowili z Eskilem, że wyznają Robin prawdę, że nawet źle sypiał, co dla niego było naprawdę prawdziwą udręką. Dlatego jak tylko pojawił się przy Ślizgonie i usłyszał jego słowa, od razu ciśnienie mu się podniosło. Cisnął w niego lodowatym spojrzeniem i odłożył plecak na rozłożony koc. Nawet nie miał siły na niego wrzeszczeć, chociaż naturalną reakcją dla niego byłoby odreagowanie stresu, wyżywając się na nim. Ale miał świadomość, że za moment będą musieli być po jednej stronie i w najłagodniejszy możliwy sposób przekazać Robin, to co chcieli jej przekazać. Myśl o tym, powodowała w nim kolejną falę nerwów. Ale na szczęście nim sie obejrzał, najpierw usłyszał głos dziewczyny, a potem odwrócił się, by zobaczyć jak ku nim zmierza. Cała rozpromieniona, w dobrym nastroju. A przynajmniej tak się wydawało na pierwszy rzut oka. Poczuł jak krew napływa jej gwałtownie do mózgu, przez co głośne dudnienie zagłuszyło mu przez chwilę wymianę zdań między nią a Eskilem. Nie mógł skupić się na niczym innym, podobnie jak Eskil - w głowie mając tylko i wyłącznie to, co może zdarzyć się za chwilę. Nagle cała jego pewność siebie uleciała w eter. W dodatku, to nerwowe spoglądanie Eskila w jego stronę... Nie był w stanie tego dłużej znieść i już otwierał usta, żeby zacząć, kiedy Eskil go uprzedził. Aż serce podskoczyło mu do gardła, słysząc słowo "podstęp". Jednak nie przerywał mu, do pewnego momentu - kiedy ten oznajmił, ze całował się z chłopakiem pod wpływem amortencji, a potem skinął na niego. Wtedy czuł, że musiał się odezwać. W końcu to przez niego nażarli się wtedy tych cholernych czekoladek. - Wtedy to była sprawka eliksiru. Nie mieliśmy na to wpływu. Ale potem coś nam odwaliło... - urwał, obserwując uważniej twarz dziewczyny, jakby chciał wyczytać z niej jej reakcję. Tyle razy układał to sobie w glowie przez ostatnie dni, ale za kazdym razem brzmiało to tak samo źle...- Poniosło nas. I to bardzo. Nie wiem jak to opisać, ale to było silniejsze ode mnie. Myślałem o Tobie, wiedziałem, że zaczyna mi na Tobie naprawde zależeć... - westchnął, odwracając wzrok, jakby nie miał prawa w tej chwili jej tego mówić. Zwłaszcza, że wcześniej nie był w stanie wypowiedzieć tak prosto tych słów, a teraz... Teraz czuł się jak ostatni gnojek. Podniósł wreszcie na nią wzrok, a jego spojrzenie mówiło: "nie mam nic na swoje usprawiedliwienie" - Spaliśmy ze sobą. - dokończył, uściślając już wszystko, bo wiedział, że Robin zawsze oczekiwała konkretów. To było w tej chwili jedyne co mógł zrobić. Powiedzieć jak było. I nawet jeśli go znienawidzi, nie może mu zarzucić, że ukrył cos przed nią. Teraz wszystkie karty były na stole. Stał tak po prostu, wlepiając spojrzenie w dziewczynę i w myślach umierając z niecierpliwości. Najbardziej obawiał się tego, że właśnie przyjmie to ze spokojem, czyli zupelnie inaczej niż ma to w zwyczaju. Niech na nich wrzeszczy, niech ich zwyzywa. Tylko niech nie cierpi w środku, przeżywając to wszystko sama.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Mimo wszystko szła na to spotkanie z pozytywnym nastawieniem do życia. Wydawało jej się, że wszystko jakoś się ułoży, może jej wcześniejsze myśli to tylko jakieś dziwne nieścisłości. W końcu już wielokrotnie udawało jej się zobaczyć wszystko nie w takim świetle, w jakim powinna. Pogoda był piękna, słońce świeciło delikatnie, przyjemna temperatura smyrała jej twarz. Nic więc dziwnego, że naprawdę uważała, że to tylko zwykły piknik w towarzystwie Huntera i Eskila. Może w końcu mieli dość do jakiegoś porozumienia między sobą? Zapomnieć o tym, że się tak nienawidzą? Nie no, wszystko na pewno jakoś się ułoży. Grobowe miny, które u nich zastała, wprawiły ją w delikatną konsternację. Uśmiech zelżał na jej wargach, ale dalej próbowała zachować w sobie pozytywne nastawienie. Jednak im więcej słów padało z ich ust, tym trudniej było tego dokonać. - Podstęp? - powtórzyła bezwiednie po Eskilu, marszcząc delikatnie brwi. Pochyliła się, aby odłożyć przyniesioną przez nią torbę na kępkę trawy u jej stóp. Wyprostowała się po chwili patrząc to na jednego, to na drugiego. Odrzuciła na plecy kilka kosmyków włosów, które zalazły się w nieodpowiednim miejscu, aby odsłonić swoją twarz. - Co tu się dzieje? - zapytała dalej śledząc ich każdy ruch swoim spojrzeniem. Eskil przeszedł do tematu, który widocznie bardzo chciał poruszyć, więc to na nim skupił swoje czekoladowe ślepia. Pokiwała głową na znak, że faktycznie, to ją bardzo zaintrygowało, choć bała się dowiedzieć dlaczego. Szybkim spojrzeniem na Huntera zrozumiała, że ten czuł się równie niekomfortowo, co i półwil. Co tu się odpierdala?! Milczała zawzięcie, kiedy Eskil dalej mówił, niewiele z tego rozumiejąc. Doskonale pamiętała, jak w momencie kiedy była tak cholernie poturbowana, rozmawiała z nim w jej igloo w Norwegii. Próbowała wtedy zrozumieć, co się właściwie wydarzyło w życiu Eskila, że zaszły w nim takie zmiany i ten oględnie jej to wyjaśnił. Kiedy brnął dalej w te wszystkie słowa, stała jak kamień, kompletnie nie wiedząc, co ze sobą zrobić. A kiedy skinął w stronę Huntera, bezwiednie przeniosła na niego wzrok. Coś przewróciło się w jej żołądku, choć próbowała udawać, że wcale tak nie było. Eskil i Hunter... - Nieeee... - nawet nie zdawała sobie sprawy, że jej usta się rozchyliły i powiedziała to na głos. Pokręciła głową, uważając, że naprawdę, taki żart był kompletnie nie na miejscu i powinni go sobie darować. Przecież nawet debil wiedział, że nie powinno się kpić z innej osoby w taki sposób. Coś jednak w ich postawie, w ich spojrzeniu mówiło jej, że to chyba jednak nie był żart... Hunter zabrał głos, a im więcej mówił, tym bardziej chciała, żeby zamilczał. Nie chciała tego wszystkiego słuchać. Kiedy odwrócił od niej wzrok poczuła się tak, jakby obaj, po kolei, strzelili jej prosto w twarz. Błądziła po nich spojrzeniem, próbując zrozumieć z tego cokolwiek, choć było to zadanie bardzo utrudnione. Spaliśmy ze sobą... Te słowa zakotwiczyły się w jej głowie i za żadne skarby nie chciały jej opuścić. Rozbrzmiewały nowym dźwiękiem, tak łudząco podobnym do jego głosu, raz po raz. Bolały coraz bardziej. Przed oczami jak żyw stanęły jej obrazy tego, jak sama całowała się po raz pierwszy z Eskilem, jak cudownie wspominała tamten moment. Potem pojawił się obraz, kiedy razem z Hunterem była w gorących źródła i sprawili, że naprawdę było tam gorąco... Wszystko kotłowało się w jej głowie, czuła tak, jakby miała za chwilę zwymiotować. Nie, to nie mogła być prawda. To na pewno jakieś wielkie nieporozumienie... Na Merlina! Przecież sama spała z Eskilem, chociaż coś jej podpowiadało, że nie to miał na myśli Hunter. W końcu oni tylko spali obok siebie, nie robiąc nic, co byłoby można uznać za kompletnie zbereźne zachowanie! - I co? Dobrze wam było ze sobą? Seks życia i te sprawy? - nie wiedziała, czemu zadała to pytanie. Jej oczy zmrużyły się niebezpiecznie mocno, głos brzmiał kompletnie nienaturalnie. Czuła, jak zaczyna się trząść, choć nie miało to nic wspólnego z temperaturą panującą wokół nich. Chociaż mogłaby przysiąc, że ta spadała nagle minimum o dziesięć stopni. - Jak to kurwa! SPALIŚCIE ZE SOBĄ?! - ryknęła nagle, kompletnie się tego nie spodziewając! Nic jednak nie mogła poradzić, że nie panowała nad swoim własnym głosem, swoim własnym ciałem, które w tak bezczelny sposób postanowiło ją zdradzić. Zdradzić... To słowo ubodło ją cholernie mocno. Jakże kurwa idealnie pasowało do tej sytuacji.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zdenerwowanie nie sprzyjało cierpliwości a tym bardziej spokojnej rozmowie z Hunterem. Nawet nie chciało mu się reagować na jego lodowaty wzrok na który w pełni zasłużył i od którego aż zadrżał. Zaciskał zęby i pięści, przygotowywał się żeby mówić, ale jego głos pozostawiał wiele do życzenia. Słyszał w sobie niepewność i obawy, a więc odchrząknął dwukrotnie zasłaniając usta pięścią i zaczął temat. Widok gasnącego na jej twarzy uśmiechu był winą Eskila. Znając życie nigdy nie pozbędzie się tego obrazu z głowy. Przestał słyszeć strumyk i zauważać las. Nie ważne gdzie byli. Robin miała tutaj cierpieć od najgorszej prawdy. Chciał być wściekły na Huntera za tę głupią decyzje jednak nie miał do tego prawa bo w głębi serca zgadzał się z jego słowami. Nie lubił trudnych tematów ale tego nie przeskoczy. Wykrzywił usta kiedy Hunter powiedział wprost, że ze sobą spali. Wywalił z wyobraźni tamto wspomnienie byleby panować nad swoją koncentracją nad rozmową. Nie można dokładać problemów do wielkiego kłopotu. Nie brzmiało to dobrze i… te słowa go zabolały. "Myślałem o tobie" kiedy go całował? To było straszne ale stłumił to w sobie i to było złe, ale nie było obecnie innej możliwości. Powieka mu drgnęła, żyłka na skroni zapulsowała ale powstrzymał swoją reakcję, gapiąc się na ból wymalowany na twarzy Robin. Momentalnie zrobił pół kroku w jej stronę jakby chciał ją zatrzymać lecz zastygł w miejscu kiedy zorientował się, że ona wcale nie zamierza uciec. - To było chwilowe zaćmienie umysłu.- próbował wyjaśnić i posłał ponaglająco-wściekłe spojrzenie Hunterowi, aby zaczął wyjaśniać razem z nim, że to wszystko, co między nimi zaszło to błąd. Nigdy w życiu nie powie na głos co wtedy czuł. Najważniejsza jest teraz Robin. - Szybko to przerwaliśmy, to było bez sensu, serio. To było głupie.- słyszał swój głos wyrzucający po kolei kolejne słowa i nie widział czy wierzy we wszystko, co mówi. Raczej tak. Tak sądził. - Czasem robi się głupie rzeczy, tak jak wtedy przy kominku. Było głupio i mamy nauczkę. Teraz też. - zaczęły mu się trząść ręce, a więc zaciskał je w pięści. Nie mogą jej stracić. Nie mogą, nie mogą, nie mogą. Niech ktoś coś zrobi!!!
W pewnym momencie, nie wiedział co się wokół niego dzieje. Niedowierzanie powoli ustępowało prawdziwej wściekłości, która rysowała się na twarzy Robin. Nie spodziewał sie innej reakcji, a nawet na taką liczył. Wywalanie emocji na wierzch wbrew pozorom było tym, co go poniekąd uspokoiło i mimo iż wiedział, że w środku oprócz złości czuje też ból z przykrością musiał przyznać, że tak musi być. Mógł pomyśleć o zaoszczędzeniu jej cierpienia zanim wdał się w romans z Eskilem. Wiedzieli, że to było złe, ale dalej poddawali się tej głupiej sile, która ich do siebie ciągnęła. To ona była wtedy mocniejsza. Nie chcieli jej skrzywdzić, ale cóż - stało się. Nawet nie przyszło mu do głowy, że Eskil może odebrać jego słowa o uczuciach do Robin tak osobiście i tak dotkliwie. Nie myślał wtedy o tym. Chciał załagodzić emocje dziewczyny i mówił to co było prawdą. Dla nich obu była najważniejsza. Słysząc jej pytanie wypowiedziane w złości, milczał jedynie wpatrując się w nią wytrwale. Do momentu, aż nie odezwał się ponownie Eskil, robiąc pół kroku w jej kierunku. - Robin... - zdążył odezwać się, zanim nie wybuchnęła. Dosłownie. Nie raz słyszał już jej krzyk, ale tym razem nie dość, że razem z dźwiękiem wydobyła z siebie również inne emocje - takie jak złość, gorycz, żal - to jeszcze to niewiarygodne cierpienie, które wręcz wylewało się z jej spojrzenia. Stał blisko, widział to doskonale i nie mógł pojąć, jak mógł być tak głupi, że pozwolił na to, aby się tak czuła, jak w tym momencie. - Dobra, po prostu się stało. Nie mamy nic, co nas usprawiedliwia. Zdajemy sobie z tego sprawe doskonale. - zaczął, próbując nie skupiać się na tym jak bardzo jego samego boli spojrzenie Robin. Inaczej, nie mógł logicznie myśleć, a przecież nic nie załatwią krzykiem. Muszą się wszyscy uspokoić. - Nie chcieliśmy tego. Ale już nie zmienimy czasu. Ale doszliśmy do wniosku, że ukrywanie tego nie jest fair wobec Ciebie. - powiedział, wręcz ze stoickim spokojem, którego sam się po sobie nie spodziewał, bo serce dalej waliło mu jak oszalałe. Chciał po prostu, żeby jak najmniej nerwów ją to kosztowało. A potem mogła ich nawet zabić i poćwiartować.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
O ile z początku liczyła na przyjazne, normalne spotkanie, tak teraz nie zamierzała już robić sobie jakichkolwiek nadziei. Bardzo szybko okazało się, że to nie jest tego typu spotkanie i że chłopaki szykują dla niej coś lepszego niż najmocniejsza bombarda, jaką w życiu widziała. Sytuacja była pojebana i przede wszystkim ten fakt docierał do mózgu Robin. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Nie miała pojęcia, co robić, co powiedzieć, czy w ogóle w jaki sposób zareagować. Czuła się jak skończona idiotka, którą być może faktycznie była. Chyba jeszcze nie wszystkie fakty do niej docierały, bo przede wszystkim czuła straszną irytację, że żaden nie zechciał odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie! Nic nie mogła poradzić, że przed jej oczami stanęły te obrazy, które dosyć jednoznacznie przedstawiały jej, co mężczyźni mogli robić w swoim towarzystwie. I choć próbowała je od siebie odgonić, to kiedy patrzyła na nich, nie była w stanie tego zrobić. Drgnęła, kiedy Eskil wykonał krok w jej stronę. Od razu wystawiła dłoń w jego kierunku, a jej wzrok nie mógł wróżyć niczego dobrego. Dopiero, kiedy zauważyła, że jej palce drżą niebezpiecznie, opuściła dłoń i zacisnęła ją w pięść. - Nawet się kurwa nie waż do mnie zbliżać teraz, Clearwater... - wysyczała w jego stronę, kompletnie nieświadomie ciskając gromami z oczu. Nie zdziwiła by się, gdyby zamiast tego kroku jej kierunku, wykonał kilka do tyłu. Kolejne słowa docierały do niej jakby zza zasłony, grubej kurtyny gniewu, która rozpościerała się coraz mocniej. I jeszcze bardziej. I ilekroć otwierała usta, chciała, aby udławili się własnymi językami... No, mieli na to na pewno szansę w odpowiednim momencie! - Co ty pierdolisz o chwilowym zaćmieniu umysłu?! - ryknęła ponownie w stronę półwila, kompletnie nie kontrolując tego, co wydostawało się z jej ust. - Ja w takich momentach nie wskakuję innym ludziom do łóżka! - dodała jeszcze, może po to, aby dosyć dosadnie podkreślić, jak bardzo popierdolonym się to jej wydawało. Słysząc Huntera od razu skierowała w jego stronę wściekłe spojrzenie. Przymknęła oczy, kiedy wypowiedział jej imię, nie bardzo wiedząc po co. Bolało i to cholernie. - O jacy wy wspaniałomyślni! Dziękuję za waszą łaskę, Dear! - wysyczała, prychając na koniec dosyć ostentacyjnie. W dupę mogli sobie wsadzić to, że chcieli być fair wobec niej. Chociaż, gdyby działała w sposób racjonalny, na pewno doceniła by ich odwagę. Teraz jakoś kompletnie nie potrafiła skupić się na tym małym aspekcie. - Kiedy to było? - zapytała, dalej wściekłym tonem, błądząc spojrzeniem od jednego, do drugiego. Skoro już zaczęli temat i tak dogłębnie ją w niego wprowadzili, to chyba nie będą mieli nic przeciwko, jeśli pozna dodatkowe szczegóły całego wydarzenia. Nieprzyjemny obraz ich dwóch w miłosnym uścisku znów stanął jej przed oczami. Na Merlina, jak się tego pozbyć?!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Sprawa była z góry przegrana, po prostu. Widząc malujące się na jej twarzy emocje od razu zrozumiał, że po pierwsze, cokolwiek powiedzą to i tak tego nie zaakceptuje, po drugie, nigdy im tego nie wybaczy, a po trzecie, może dojść do jeszcze ostrzejszej wymiany zdań jeśli któremuś z nich puszczą nerwy. Niestety Hunter wydawał się być opanowany pomimo widocznego zdenerwowania, a to Eskil należał do grona osób, które ostatnimi czasy bywały porywcze. Ten syk, ta groźba w jej ustach, to przeszywające spojrzenie, wycelowany palec i zwracanie się po nazwisku skutecznie go unieruchomiło. To bolało, ale według wszelkich praw miało boleć. Jak Hunter mógł to zdzierżyć? To nie może tak wyglądać! Trzeba ją jakoś udobruchać, niechże on coś wymyśli, powie, zasugeruje, wyjaśni. Przecież zna ją do cholery, dłużej! Czemu nic nie pomaga?! Zacisnął mocno szczękę i zmusił się do chwilowego milczenia, ale nie spuszczał z niej wzroku. Jeśli myślała, że cofnie się i będzie patrzeć ze skruchą w ziemię to się pomyliła. Mogła sobie wrzeszczeć, warczeć i utopić go w strumyku, ale nie będzie miękką bułą, która zwinie się w kulkę aby przeczekać jej gniew. - Emocje nas poniosły! - odpowiedział jej nieco głośniej niż zamierzał. - Doskonale wiesz co to znaczy kiedy emocje biorą górą, ale tłumaczymy ci, że to trwało CHWILĘ. - ale przecież cokolwiek powie to wywołać może jeszcze większy Armagedon, bo nie ma argumentu, który mógłby ją uspokoić. Co miał powiedzieć? To słabość. Był słaby. Przecież wiedziała o tym. Tak łatwo ulegał, dawał się ponieść chwili zamiast pomyśleć rozsądnie... nawet gdyby jej wyjaśnił, że miał mętlik w głowie w tamtym okresie to i tak teraz jej to nie obchodzi. Skrzyżował ręce na ramionach. - Ej! Nie wrzeszcz na niego! - aż sam siebie nie poznawał, ale nie umiał być teraz potulnym półwilątkiem. - To on mi truł dupę, że mamy ci powiedzieć wszystko nawet jak nas znienawidzisz raz na zawsze. - bowiem są pewne granice wybaczania i niektórych rzeczy ani sytuacji nie można puścić w niepamięć. Może nie był specjalnie bystrym człowiekiem jednak widział po Hunterze jak ten zwija się w środku z nerwów i bólu. Jak już musi nienawidzić to niech chociaż zachowa się szansa, że Hunterowi szybciej to wybaczy niż jemu, co nie? - Na Merlina, nie wiem. Przed feriami jakoś. - wbił palce w swoje ramiona, aby nie dać się ponieść narastającej złości, dyktowanej rzecz jasna nerwami i stresem.
Nawet nie był w stanie wyobrazić sobie co w tej chwili dzieje się w glowie Robin. Miała zupełnie inne podejście do seksu niż on, a już jemu trudno byłoby zdzierżyć, gdyby to ona kilka miesięcy temu przespała się dla przykładu z Eskilem. Co prawda był typem okropnego zazdrośnika, dlatego wrzał na samą myśl o Robin, choćby całującej się z kimś innym. Ale sprawa wyglądała zupełnie inaczej i to on w tym wszystkim zawinił. I to on w tej chwili musiał podkulić ogon i przyznać się do tego co zaszło między nim a Eskilem. Wcale nie dziwił się więc, że dziewczyna taką złością zareagowała na krok w jej stronę. Znał ją już na tyle, że w takim stanie mógł ją spokojnie porównać do harpii, która nie znosiła dotyku, kiedy była rozjuszona. To działanie było nieprzemyślane ze strony Eakila, jednak nie powstrzymał go w żaden sposób, bo jednak gdzieś w głębi duszy łudził się, że uda mu się w ten sposób załagodzić sytuację. Obaj byli głupi... - Dobra, ale nie wrzeszcz tak - wypalił, kiedy to Doppler ryknęła na młodszego Ślizgona na określenie "zaćmienia". - Kurwa, każdy chyba popełnia błedy, prawda? Tobie się to nie zdarza? - dodał po chwili, zanim nie usłyszał słów Clearwatera. I naprawdę nie wierzył w to co słyszał... Wytrzeszczył na niego oczy i nagle znieruchomiał. Słowo "emocje" zdecydowanie w tym momencie nie powinno się pojawić. To był ich gwóźdź do trumny. Dlaczego? Bo to oznaczało, że to nie był tylko seks. Zamarł ze spojrzeniem wbitym w Eskila i chyba pierwszy raz w życiu nie wiedział co ma powiedzieć. Nie był samobójcą, żeby temu przytaknąć. Zaprzeczyć? Troche mijałoby się to wtedy z prawdą. Dlatego postanowił wszystkich uspokoić i niejako neutralnie zabrać głos. Ale i to nie pomogło, bo przez Robin w tym momencie przemawiała wściekłość. A potem się zaczęło. Ten kretyn jeszcze stanął w jego obronie jakby mało im było potknięć w tej rozmowie. Nie wytrzymał i zwrócił się do niego. - Jesteś moim adwokatem? - wypomniał mu, posyłając poirytowane spojrzenie. - Uważaj, bo to coś zmieni... - burknął na jego kolejne słowa, prychając i odwracając się, aby zwyczajnie odejść kawałek od nich. Nosiło go. W tej chwili jego nerwy osiągały szczyt i za moment będzie miał tego wszystkiego dość. Jak to wszystko teraz ogarnąć? - Po prostu powiedz to. Powiedz, że nas nienawidzisz. To będzie lepsze niż czajenie się i nie odzywanie do siebie. - uznał, stojąc do nich plecami, na dodatek wkładając ręce do kieszeni kurtki. Coraz wyraźniej widział, że spierdolili na całej linii i Robin miała prawo ich przekląć. Merlinie, sam by tak zrobił!
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Naprawdę, niewiele słów, jakie wypowiadali, mogło jej pomóc w tej sytuacji. Czuła się po prostu chujowo Dawno nie zawiodła się na nikim tak, jak na nich dwóch w tym momencie. Miała świadomość faktu, że sama nie była krystalicznie czysta, jednak na Melina!, z żadnym z nich nie spała za plecami drugiego! To, co połączyło ją z Hunterem miało miejsce po tym, gdy usłyszała od Eskila to, co usłyszała. Była święcie przekonana, że znów się jej przywidziało i chłopak odsuwał się od niej dlatego, że poczuł coś do tej osoby, z którą się całował pod wpływem amortencji. Gdyby tylko wcześniej wiedziała, że był nią Hunter... w zasadzie nie mogła przewidzieć, jak wtedy by się zachowała. Nikt nie był w stanie przewidzieć zachowania w tego typu momencie i ona pod tym względem nie wyróżniała się od ogółu. Powoli budowała coś z Hunterem, przekonana, że po pierwsze, mają czas, a po drugie to naprawdę dobra i rozsądna decyzja. Poza tym, naprawdę zaczynała czuć coś do chłopaka. Hunter powoli stawał się dla niej kimś naprawdę ważnym, z kim była w stanie wyobrazić sobie przyszłość dalszą, niż kilka miesięcy... Nie wiedziała, czy to dobrze, czy to źle i świadomie nie mówiła nic. Może to i lepiej w obliczu informacji, które właśnie dostawały się do jej mózgu. A było ich naprawdę wiele. Ciekawość wygrywała nad nią, co powodowało, że właśnie takie pytania opuszczały jej usta. I jeszcze ten tekst ze strony Eskila... Nie była pewna, co w ten sposób chciał osiągnąć, ale na pewno nie osiągnął dla niej katharsis. - Będę wrzeszczała, na kogo kurwa będę chciała! - dosadnie zaakcentowała swoje aktualne postanowienie, gdzie nie zamierzała kryć tego, co czuje. Nie była pewna, czy mówiła to do jednego, czy do drugiego, a może do obojga? Rodził się w niej ból, który był mocno przytłumiony poprzez gniew. Naprawdę czuła się jak osoba zdradzona i zraniona. Nawet biorąc pod uwagę wszelkie okoliczności. - Owszem, nie raz popełniałam błędy. Ale nie takie! - tu już bezpośrednio zwróciła się do Huntera. Chciało się jej wyć, ale nie zamierzała pozwolić sobie na coś podobnego. Ona nie była jedną z tych delikatnych dziewczynek, które to płaczą od razu, kiedy tylko mają ku temu okazję. Naprawdę potrzebowała bardzo silnego bodźca, aby zachowywać się w podobny sposób. Z drugiej strony, czy te informacje nie zaliczały się do tego typu bodźca? Analizowała w głowie to, co powiedział Eskil odnośnie terminu kiedy sytuacja miała miejsce. Dopiero kiedy poczuła krew na języku, zrozumiała, jak bardzo mocno przygryzała wewnętrzną stronę swojego policzka. - Daj mi papierosa - obwieściła w kierunku Huntera, zamiast odpowiedzieć, czy faktycznie ich nienawidzi. Kiedy zobaczyła zaskoczone spojrzenie, nie wytrzymała. - Po prostu mi go kurwa daj! - i zanim zdążył coś odpowiedzieć podeszła do niego i zaczęła grzebać w jego kieszeni, bardzo perfidnie szukając paczki, którą wiedziała, że znajdzie. Wyjęła jednego drżącymi palcami i rzuciła w niego resztą, niespecjalnie przejmując się tym, gdzie trafi. Sięgnęła po swoją różdżkę i odpaliła papierosa, odchodząc od chłopaka na kilka kroków. Nie lubiła palić. Nigdy jej do tego nie ciągnęło. Ale teraz, kiedy nikotyna rozchodziła się po jej płucach czuła się... równie chujowo, co dotychczas. Nie odzywała się przez dłuższy czas, zaciągając się w bardzo chaotyczny sposób. To wcale nie rozjaśniało jej myśli. - Trochę za późno na nienawiść - obwieściła w końcu, nie kierując do żadnego z nich tych słów konkretnie. Prychnęła, sama do siebie, ponownie zaciągając się papierosem i nie mając w planach sprecyzować swoich słów. Przecież nie powie teraz, że w Hunterze zdążyła się zakochać, a Eskila traktowała lepiej niż niektórych swoich wieloletnich przyjaciół.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie powinien być dla nikogo zaskoczeniem, że sytuacja go przerastała. Znowu. Czy to kiedyś minie? Lucas wiedziałby jakich użyć teraz słów. Nie zawahałby się. Zrobiłby wszystko dla tych, których kocha… Zerkał na tę dwójkę, na bladego Huntera i czerwoną ze złości Robin, której ryk spłoszył wszelką zwierzynę. Cokolwiek zrobi, nie pomoże to im. Czuł, że namieszał swoim zaangażowaniem. Zdał sobie sprawę z własnych słów dopiero kiedy Hunter posłał mu przerażone spojrzenie. Ugryzł się w język i żeby zaprzeczyć temu, co właśnie usłyszał, posłał mu lodowate spojrzenie. Skierował to z całym impetem na niego, aby nawet nie próbował poruszać tego tematu i skupił się na tym, aby Robin mogła im kiedykolwiek jeszcze zaufać. Zirytował się, ale odechciało mu się podnosić głos. W ogóle odechciało mu się z nimi gadać bo najwyraźniej komplikował ale milczenie nie było wskazane. - Zdarzyło się raz i nie zdarzy się nigdy więcej. - zadrżał od zjadliwości swojego głosu. Dalej tkwił w nim żal, oczywiście, że tak. Drgnął gwałtowniej kiedy Robin doskoczyła do Huntera z krzykiem o papierosy. Kiedy ona dusiła swoje płuca, Eskil usiadł na głazie, który wcześniej okupował. Akurat teraz nie chciał czuć zapachu tych konkretnie fajek. Oparł łokieć i swoje kolano i gapił się na nich z posępną miną. Robin nie płakała. Przy nim jej się to zdarzyło dwukrotnie - w bibliotece kiedy się wystraszyła wilowatości i tamtego dnia, kiedy musiał jej wyjaśnić swoje wycofanie. Teraz nie płakała choć musiało boleć ją to podwójnie. Czemu?! Nie umiał odgadnąć co siedzi w jej głowie. - O co chodzi, że za późno na nienawidzenie?- nie rozumiał jej odpowiedzi, a więc domagał się wyjaśnienia choć nie miał prawa czegokolwiek teraz chcieć. Zachcianki Clearwatera niszczą relacje. Chciał powiedzieć coś więcej ale nie umiał znaleźć słów. Nie umiał się wytłumaczyć z tego bardziej niż już to zrobił. Nie potrafił patrzeć teraz na Huntera, więc omijał go wzrokiem i spoglądał ukradkiem na odwróconą do nich plecami dziewczynę. Nie wiedział co ma myśleć. Chciałby aby ktoś mu powiedział co robić bo sam nie mógł wpaść na pomysł będący złotym środkiem na złagodzenie sytuacji. Jak zawsze były to czcze marzenia.
Sam był w szoku jak rozwinęła się relacja jego i Robin na przestrzeni ostatnich tygodni. Nigdy nie spodziewałby się, że będzie mu na niej tak zależeć i jednocześnie będzie go tak boleć perspektywa jej utraty. Tylko, że wtedy również wydawało mu się, że ciągnie go równie mocno do Eskila. I wydawało mu się to słowo klucz. Emocje rzadko były jednoznaczne. Rzadko można było je tak prosto określić, przyrównać do innych i mieć pewność co do nich. Ale nie miał zamiaru odpuszczać sobie Robin, nawet jeśliby miała na niego wrzeszczeć tak jak w tej chwili do końca życia. Jeden błąd, który popełnili z Eskilem - w dodatku przed tym jak Hunter zaczął na poważnie spotykać się z dziewczyną - nie przekreśli jego uczuć względem niej. Czuł, że może to być ciężka droga do odbudowania zaufania u niej, jednak chyba to normalne, że Ślizgonka nie poklepała ich po plecach, kiedy usłyszała to wyznanie. Była wściekła, krzyczała i podkreślała ich winę. I słusznie. Tylko Hunter nie chciał wnerwiać ją bardziej niż to konieczne, dlatego starał się jakoś zwrócić tory tej rozmowy na nieco łagodniejszy tor. Oczywiście na początku to tylko pogorszyło sprawę i Robin i tak stwierdziła, że to co zrobili to nie był zwykły błąd, ale zapewne świństwo roku. Przez to jeszcze bardziej wkurzyły go słowa Eskila na temat emocji, o których nie powinien wspominać. Wszystko gmatwało się jeszcze bardziej. I nawet zapewnienia wilowatego, ze to się juz nie powtórzy z pewnością nie są ani wiarygodne, ani pocieszające. Na moment zapadła cisza, a po chwili Robin rzuciła do niego, żeby dał jej papierosa. Zbiło go to z tropu i w pierwszej chwili posłał jej tylko zdziwione spojrzenie, milcząc. Nim się obejrzał stała przed nim, przeszukując mu kurtkę i wreszcie odnajdując paczkę feniksowych. Nigdy nie paliła, więc dla niego ten widok był naprawdę przejmujący, dlatego przeniósł wzrok na Eskila, jednak ten wpatrywał się w zaciągającą się dymem dziewczynę. Westchnął, usłyszawszy z opóźnieniem odpowiedź na swoje ostatnie słowa. W innych okolicznościach mógłby odebrać to całkiem pozytywnie, jednak w tej chwili czuł się jakby staranowało go stado rozwścieczonych hipogryfów. Dlatego, nie mógł już dłużej stać bezczynnie. Skorzystał z okazji, że dziewczyna jest zajęta paleniem i ruszył w jej kierunku. Pierdolić zasade harpii, musiał spojrzeć jej w tej chwili w oczy. Nawet jeśli zauważyła, że podchodzi. Nawet jeśli mu się odgrażała, kiedy to robił, nie zatrzymał się. Stanął przed nią i po prostu zaglądnął w jej pełne mieszaniny uczuć ślepia. - Zależy mi na Tobie. Pamiętaj o tym, choćby nie wiem co - oznajmił, automatycznie unosząc dłoń, by dotknąć jej policzka, jednak ostatecznie ją opuścił. Mogła go nawet uderzyć w tej chwili. Zwyzywać czy cokolwiek tylko chciała. Ale to co powiedział i tak by się nie zmieniło. W tej chwili tak bardzo chciał ją przytulić, lecz wiedział, że dziewczyna może po tym wszystkim po prostu potrzebować przestrzeni. Uszanował to i spuszczając wzrok, zrobił dwa kroki do tyłu. Był durny.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Jakieś dziwne zrządzenie losu sprawiło, że to wszystko miało aktualnie miejsce. Tak, to na pewno to. Nie mogło być inaczej. Przecież, na Merlina, jak bardzo oboje musieliby jej nienawidzić, aby zrobić coś podobnego. Żaden z nich by się w taki sposób nie zachował! Przecież mimo wszystko, cała trójka żyła w dosyć dobrych relacjach, nawet jeśli z początku te były mocno zaognione pomiędzy Eskilem i Hunterem. Problem jednak polegał na tym, że wszystkie te racjonalne argumenty w żaden sposób nie chciały dotrzeć do jej mózgu. Co z tego, że wiedziała gdzieś tam głęboko, jak bardzo to wszystko jest niedorzeczne, skoro nie potrafiła tego należycie przetrawić. Z jej ust wylewały się naprawdę paskudne słowa, których nie była w stanie zatrzymać. Może w ten sposób próbowała jakoś odreagować... Nie, to na pewno nie to. Teraz to po prostu był szok i zaskoczenie całą sytuacją, nic więcej. Ją też ta sytuacja przerastała. Nie ważne, ile by książek nie przeczytała, to żadna nie była w stanie przygotować ją na tego typu zdarzenia. Żadna instrukcja nie miała gotowego rozwiązania na podobne rewelacje. Tak więc działała mocno intuicyjnie. A intuicja w tym momencie podpowiadała jej, że jeśli któryś zechce się do niej zbliżyć, to po prostu zabije. Zignorowała słowa Eskila. Za bardzo ją nosiło. Dygotała cała ze złości, którą usilnie starała się pohamować w jakikolwiek sposób, choć było to niebywałe ciężkie zadanie. Zaciągała się dalej papierosem, nie reagując na nic i kompletnie nie wiedząc, co robić dalej. Nie zwracała uwagi na spojrzenia, jakie wymieniali między sobą, bo w tym momencie bardzo mało ją obchodziło, co sobie o niej myśleli. Powoli coraz bardziej traciła cierpliwość do tego wszystkiego. Dostarczana do płuc nikotyna wcale jej nie uspokajała. Po cholerę palić... Nie spodziewała się tego, że Hunter jednak zdecyduje się do niej podejść. Odwróciła się raptownie w jego kierunku, zaskoczona tym, że zdecydował się na coś takiego. Nieświadomie zrobiła krok do tyłu, wpatrując się w niego ze szczerą złością i lekkim przerażeniem. Nie kontrolowała siebie. Zdecydowanie było jej do tego daleko. Słowa, które skierował w jej stronę zabolały jeszcze bardziej. Opuszczona dłoń, która dzierżyła papierosa, dalej drgała delikatnie i nawet nie chciała tego uspokoić. Pytanie ze strony Eskila padło niemal w tym samym momencie. Zamknęła oczy, naiwnie sądząc, że skoro ona ich nie widzi, to oni jej też nie powinni. Spojrzała w końcu najpierw na Huntera, który znajdował się bliżej, a potem na Eskila. - Czego wy ode mnie oczekujecie? - zapytała nad wyraz spokojnym tonem, w porównaniu do tego, który towarzyszył jej dotychczas. Dolna warga zaczęła jej drżeć, chociaż nie zamierzała płakać. To nie był ten stan emocjonalny. - Bo serio, kompletnie nie rozumiem, po co tutaj jestem i co mam z tym wszystkim zrobić - dodała po chwili, by ponownie zaciągnąć się papierosem. Skrzywiła się nieznacznie, kiedy nikotyna ponownie dostała się do jej płuc.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie był pewien co było gorsze. Wrzask Robin, ostre słowa, gniew czy ta zapadająca teraz cisza. Zwijał się w środku w swojej bezsilności. Nie podobał mu się pomysł wtajemniczenia Robin w ten sekret. Od początku powtarzał, że to nie przyniesie niczego dobrego a nieświadomość mogła uszczęśliwiać. Wystarczyło, aby obaj zamilkli na ten temat, a kwestię harpii wyjaśnić po prostu doświadczeniem. Hunter dwukrotnie bezboleśnie przetrwał spotkanie z harpią będąc sam, a więc w jakiś sposób się udało się to mianować tradycją. Uczciwość jest w porządku, ale nie wtedy kiedy Robin jest czerwona ze złości i gdy traci powody, aby im ufać. Mają jedynie dużo do utraty aniżeli do zyskania. Z drugiej strony powiedziała mu o swoich planach nauki hipnozy jednak akurat ten punkt nie wpływał na Eskila w żaden sposób, a ich sekret mógł zniszczyć jej sympatię. To bez sensu. Nie podobało mu się to. Odwrócił od nich wzrok kiedy tylko spostrzegł, że Hunter się do niej zbliżał. Nie patrzył na to. Nie chciał tego widzieć. Oparł brodę o przegub swojej dłoni ułożonej na zgiętym kolanie i czuł się jak idiota, bo niewiele mógł zrobić. Podniósł wzrok dopiero kiedy usłyszał głos dziewczyny. - Wolisz o tym nie wiedzieć?- zapytał, tłumiąc w sobie nadzieję, że może faktycznie wolałaby o tym zapomnieć i tym samym udowodnić, że niepotrzebnie jej mówili. Na jej miejscu nie chciałby takiej wiedzy. To komplikuje, niszczy, zasiewa wątpliwości, podejrzenia w przyszłości, nieufność… nie potrafił się zgodzić z taką uczciwością, która tylko krzywdzi. Może był za młody, aby to zrozumieć. Nie wiadomo. Tak czy siak według jego aktualnej opinii postąpili głupio. Roztarł palcami powieki. - Znasz siebie. Wyciągnęłabyś to z nas za wszelką cenę żeby widzieć o co chodziło tam, na korytarzu. - znów odwrócił wzrok i nie zamierzał podchodzić do nich w obawie przed pogonieniem. Do odważnych to on nie należał. Dopadło go zażenowanie. - Cokolwiek byśmy ci nie powiedzieli to ze mnie czytasz za dobrze i wiedziałbyś, że coś się za tym kryje.- dodał ciszej. Nie miał pojęcia czy potrafiła odgadnąć myśli Huntera z jego oczu, ale nie pytał. Nie teraz, może sami mu kiedyś powiedzą jaka między nimi panuje relacja. - A twoje podejrzenia to gwarancja, że za cholerę nie ustąpisz dopóki nie będziesz wiedzieć wszystkiego.
Wiedział, że po tych wszystkich słowach, które padły, Robin może być nie tylko wkurwiona, ale też zagubiona. Jednak, żeby myśleć, że oni ją nienawidzą? Przecież gdyby tak było to nie przejmowali by się tym, że kiedyś w przyszłości może się dowiedzieć o ich romansie przypadkiem i cierpieć dwa razy mocniej. Wtedy doszłaby jeszcze inna zdrada - ukrywania przed nią czegoś, co jednak jest istotne. To chyba wskazywało na ich szacunek do niej, choć pewnie żaden z nich w tej chwili nie zasługiwał nawet na to aby jej spojrzeć w oczy. Jednak odważyli się, powiedzieli jej i sami nie wiedzieli co dalej. Bo tak naprawdę niczego nie oczekiwali. Hunter miał jednak wielką nadzieję, że wybaczy im to - wiadomo nie od razu; będzie potrzebowała czasu - będzie tak jak przedtem. Zważając na słowa, które powiedziała dziewczyna jeszcze przed chwilą, za późno było, aby przekreślać jej relacje z każdym z nich. To chyba jeszcze bardziej by ją bolało, niżeli te myśli, które raniły ją w tej chwili. Widział jej rozemocjonowane spojrzenie, miał przed sobą jej lekko drżące z nerwów ciało i słyszał ton jej głosu. Zdecydowanie nie mógł w tym momencie nic od niej oczekiwać. Wbił w nią z powrotem wskok, kiedy zrobił krok do tyłu i w tej samej chwili usłyszał odpowiedź Eskila na jej pytanie. Albo nie do końca odpowiedź, bo tej zwyczajnie nie było. Mogli po prostu powiedzieć jej dlaczego jej o tym powiedzieli. Dla nich to pewnie twarde argumenty, dla dziewczyny zapewne niekoniecznie... - Eskil ma racje. Musieliśmy Ci powiedzieć. Gdybyśmy to dłużej zatrzymywali dla siebie, a Ty pociągnęłabyś któregoś z nas za język... Byłoby dużo gorzej - oznajmił, starając się brzmieć spokojnie, choć ciągle serce biło mu mocno w piersi, wyczekując tego co ostatecznie "postanowi" Robin. Bo coś musi powiedzieć na koniec, prawda? Nie będzie tak, że nic się nie zmieni, choć bardzo by tego chciał... - Zawaliliśmy, ale kiedy się zorientowaliśmy, było już za późno, więc co mieliśmy zrobić? Uznaliśmy... ja uznałem... - poprawił się, niepewnie zerkając na Eskila, po czym wrócił spojrzeniem do Robin - ...że teraz kiedy wiemy na czym stoimy... no wiesz Z NAMI... Najuczciwiej wobec Ciebie jest po prostu przyznać się - dopowiedział po krótkiej chwili, po czym westchnął i uniósł rękę, by potrzeć kark, któremu nagle głowa była zbyt ciężka. Stres zamiast z niego schodzić, zdawało się, że potęgował i stawał się naprawdę upierdliwy. - Nic nie rób. To znaczy, rób co chcesz, ale... Po prostu przemyśl to. My, nie będziemy Ci w tym przeszkadzać. - odezwał się po chwili, zwracając się do Ślizgonki, a następnie posyłając spojrzenie Eskilowi. Chyba tak byłoby najlepiej. Musi mieć czas, żeby to przetrawić i albo pogodzić się z tym co się stało, albo ostatecznie postawić na nich krzyżyk. Niby oni spartolili, ale najtrudniejsze należało do niej.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Sama nie wiedziała, co w tym wszystkim było najgorsze; świadomość tego, co miało miejsce, wszystkie myśli uderzające w jej głowę, czy to, że kompletnie nie wiedziała, co powinna teraz zrobić. Czuła się realnie zagubiona. Każda myśl atakująca jej umysł była jeszcze gorszą od poprzedniej. Jeśli oni czuli się bezsilni, to co ona miała powiedzieć? Przecież nie była w stanie w żaden sposób cofnąć czasu, słów, które padały, gestów, które miały miejsce. Choć nie mogła powiedzieć tego w tym momencie, to pewne było jedno; za jakiś czas będzie cieszyć się z faktu, że mimo wszystko nie postanowili ukrywać tego przed nią w nieskończoność. Owszem, niekiedy słodka niewiedza bywała błogosławieństwem, jednak nie w momencie, gdy po pierwsze, podawane informacje dotyczyły dwóch tak ważnych dla niej osób, a po drugie, kiedy próbowała budować jakiekolwiek głębsze relacje z jednym z nich. Słysząc pytanie Eskila, spojrzała w jego stronę, roztargnionym spojrzeniem. Omiotła czekoladowymi oczami jego sylwetkę. – N…nie wiem – powiedziała w końcu. Wolną dłonią zasłoniła swoje oczy, jakby właśnie nad czymś wyjątkowo mocno kontemplowała. Próbowała się uspokoić, ale oczywiście jej to w ogóle nie wychodziło. W końcu odsunęła ją od twarzy, gestem znacznie bardziej zamaszystym, niż powinna. – Nie wiem, Eskil. Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Nie wiem, czy wolałabym nie wiedzieć, czy jednak wiedzieć. – mówiła nie do końca składnie i z sensem, jednak w tym momencie był to szczegół, którym nie zamierzała się przejmować. Sama siebie nie rozumiała, a co dopiero oni ją… Eskil miał rację, ale nie zamierzała powiedzieć tego głośno. Jeszcze tego brakowało, aby przyznawać im rację w tym momencie. Faktycznie, nabrała podejrzeń i coraz mocniej zastanawiała się nad tym, czego była świadkiem. Może skłamałaby mówiąc, że spędzało to jej sen z powiek, jednak na pewno nie pozostawała na to obojętna. Wiedziała, że coś jest nie tak, więc pozostawało kwestią czasu, kiedy zacznie bardziej stanowczo drążyć. Bolał fakt, że zdecydowali się powiedzieć tylko dlatego, że zaczęła się czegokolwiek domyślać. Świadomość ta uderzała w jej umysł, nawet kiedy Hunter wygłaszał takie słowa w jej stronę. – Czyli gdybym się nie zaczęła domyślać, to nie powiedzielibyście? – zapytała nad wyraz spokojnym tonem. Zaciągnęła się jeszcze raz papierosem, po czym bezmyślnie rzuciła niedopałek na ziemię i przydepnęła go butem. Nie odpowiedziała na stwierdzenie Deara, że coś powstało między nimi. Nie uważała, aby był to odpowiedni czas i miejsce, w szczególności, że Eskil był obok. Należały im się mocne pchnięcia, zadawanie naprawdę potężnych ciosów, ale przecież nie była taka. Chociaż teraz sama już nie wiedziała, jaka jest… – Taaa, przemyślę – powiedziała bardzo cicho, nieszczególnie przejmując się tym, czy mieli to usłyszeć, czy nie. Objęła swoje ramiona dłońmi, nie patrząc na nikogo konkretnie i kompletnie nie wiedząc, co zrobić dalej. – Ja… chyba już pójdę. – dodała po dłuższej chwili. Tak, to chyba była najodpowiedniejsza decyzja, jaką mogła podjąć w tym momencie.
+
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zastanawiał się jak to wszystko ugryźć kiedy z lekkim opóźnieniem dotarły do niego słowa wypowiedziane przez Huntera. Nie, nie odpowiadał spojrzeniem żadnemu z nich, zajęty gapieniem się w losowe punkty okolicy, a kiedy zrozumiał sens wypowiedzi to poczuł się tak jakby ktoś walnął go pięścią w szczękę. Na moment znieruchomiał i lekko pobladł. Czyli oni…? No tak, to było do przewidzenia. Hunter był w niej zakochany więc czemu Robin miałaby nie odwzajemnić tego uczucia? Ale żeby byli już razem…? Od kiedy? Jak długo? Czemu to tak zapiekło do żywego? Nieumyślnie zaciskał pięści na swoich kolanach kiedy ten dyskomfort w okolicy klatki piersiowej przybierał na sile. Chciał wymusić od nich odpowiedź jak długo trwa ten ich… związek, o którym właśnie się dowiedział. Nawet jeśli lekko nadinterpretował słowa Huntera to jednak te prowadziły do jednego. Chciał wiedzieć dlaczego w dniu pogrzebu, w Hogmseade, Robin się na ten temat nie zająknęła. Jakim prawem pozwoliła mu siebie pocałować (to nic, że chwilę później uznała to za nie w porządku i jej przytaknął) skoro miała coś czuć do Huntera? Czemu to się stało? Czemu nic nie wiedział? Bolało, a przecież nie powinno tak bardzo, prawda? Zacisnął mocniej szczękę kiedy dosłownie na sekundę jego oczy zasnuła czerń, zaraz zepchnięta spokojnym błękitnym kolorem tęczówek. Przecież wiedział, że końcem końców się zejdą. To było bardziej niż pewne. Chciał wyrzucić im prosto w twarz, że mu nie powiedzieli. Teraz oboje wiedzą dlaczego jest o to zły. Do ich obojga miał cholerną słabość i bardzo łatwo ulegał chwilom, a więc jeśli chcą naznaczyć z nim granicę relacji to wypadałoby go poinformować, że postanowili się w sobie zakochać i być parą. Myślał, że to na Huntera jest wściekły ale teraz zrozumiał, że on to swoją drogą. To teraz na Robin się złościł bo pozwoliła siebie pocałować. Pozwoliła mu mieć małą nadzieję (która co prawda chwilę później zginęła brutalnie), a przecież musiała na tamtą chwilę wiedzieć, że jest tylko Hunter. Nic nie mógł poradzić na fakt, że jego spięcie było bardzo widoczne. Pozostało wierzyć, że to zlekceważą i nie będą zwracać uwagi na jego rozterki. Wziął się w garść, bo nie jest mięczakiem, który teraz będzie biadolić nad swoimi uczuciami. Bez przesady. Nie jest dzieciakiem. Dosyć szybko zepchnął swoje odczucia głęboko na dno serca i zamrugawszy kilkakrotnie podniósł nieodgadniony wzrok na dziewczynę. Złość. - A jak myślisz? Nie przyniosło to niczego dobrego. - ajj, niestety jego słowa zabrzmiały zbyt ostro, a naprawdę starał się, aby emanowały spokojem. Nic z tego. Podniósł się do pionu kiedy Robin oznajmiła, że sobie pójdzie. To przykre, ale akurat teraz nie miał ochoty na dalsze rozprawianie na temat zdrady. Miał tego powyżej uszu. Całego tego emocjonalnego zamieszania, gdzie najwyraźniej Eskilowi wydawało się zbyt wiele rzeczy, a rzeczywistość była zgoła inna. - Jak chcesz. - był zły na siebie o te słowa, ale nie był zbyt dobry w tłamszeniu w sobie wszystkich uczuć. Robił dokładnie to, co wcześniej, zamykał swoje odczucia wewnątrz siebie, a potem musi przyjść taka Olivia, denerwować go, aby puściły mu nerwy. Wcisnął ręce do kieszeni spodni i kopnął kamyk, który poleciał gdzieś w krzaki. Nie zatrzymywał Robin. Fakt, powinna to sobie przemyśleć na osobności, a oni ochłonąć. Nie patrzył już na nich, a na śpiącego przy brzegu strumyka szpiczaka. Robin odeszła w swoją stronę, a oni zostali sami. W milczeniu, osłupieniu, bo cóż mogli zrobić więcej? Odwrócił się do Huntera dopiero kiedy nie było słychać już nic oprócz lasu. Nie mogli tu zostać.
| zt x3
Accacia Williams
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : akcent black country, kilka drobnych tatuaży, bitch face, podkrążone oczy, jakby od bardzo dawna nie zaznała snu
Jakże ona nie cierpiała tych puchońskich dewotek. Jedna lepsza od drugiej. Najgorsze to były takie, po których nie wiadomo czego było się spodziewać. Niby dom przepełniony miłością i naiwnością, ale gdy przychodziło co do czego to musiały, bo przecież jakżeby inaczej, lecieć na chłopaków, którzy Williams się podobali. Oczywiście, sama zainteresowana w swoim typowym, codziennym psioczeniu na niesprawiedliwość świata i wyborów miłosnych przedstawicieli płci przeciwnej, nie brała pod uwagę, że nawet gdy któryś z chłopców okazywał jej zainteresowanie to była podekscytowana czy chciała coś w tą stronę działać, ale tak mniej więcej przez pierwszy tydzień. Tydzień to był istny termin ważności jej uczuć, ni mniej, ni więcej, równiutko jak w zegarku. No, ale wracając do puchonek, gorsze od nich były tylko gryfonki, krukonki i niektóre ślizgonki, ona ogólnie niezbyt lubiła kobiety, może to jakiś kompleks, w sensie wiadomo, bo rodzice jej nie kochają, ale to teraz nieważne, teraz ważne było po co ona do tego lasu, i po tych strumykach górskich, gajach umajonych oraz dolinach zielonych uganiała razem z niewiele młodszym ślizgonem; na pewno nie w celu rekreacyjno-erotycznym, bo te ulotniły się z głowy Akacji zaraz po pojawieniu się w środku niej, wielkiego planu na zemstę (na puchonce oczywiście), taki Maksio to w jej oczach był zresztą trochę aseksualny, zresztą dziwnie tak jest wykorzystywać kogoś, kto w każdym momencie może zapomnieć co się z nim stało, gdzie i z kim jest oraz jak się nazywa. Może i była głupią nastolatką, której hormony buzowały, zupełnie jak u czternastoletniego chłopca przy całkiem względnie wyglądającej nauczycielce biologii, ale nie aż tak głupią nastolatką. To był maj, pachniało zielskiem, a ich drogę przerywały tylko ciężkie westchnienia oraz okazjonalne kichnięcia wydawane przez ślizgonkę, której załzawione oczy troszeczkę uniemożliwiały marsz. Nie, że nie miała ochoty rozmawiać, w końcu nie była introwertyczką, a Maksio to Maksio, jednak łatwiej tak się było skupić na drodze. - Solberg, gówniarzu, nie zapierdzielaj tak, bo ledwo nadążam - brunetka zgięła się w dół, do tej pozycji odpoczynkowej, (na pewno wiesz o co mi chodzi) i wzięła kolejny głęboki oddech, jeden z wielu. Poczerwieniała na buzi, a z jej czoła co jakiś czas skapywało kilka kropel potu, które zaraz znikały pomiędzy kamyczkami otaczającymi górski strumyk - Pamiętaj, że wybrałeś się do tego lasu z starszą koleżanką, która wiele przeżyła i chciałaby przeżyć, chociaż kilka lat dłużej. - Co się stało z jej kondycją? Nie miała pojęcia, ale może te ciasteczka i cukiereczki, które każdego wieczora dostawała z kuchni od skrzatów wiedziały o co chodzi. - A zresztą chyba jesteśmy wystarczająco wysoko, bo patrz, pokrzywa - wskazała palcem w stronę rośliny, której dotyk parzył - No, jak są pokrzywy to i inne chwasty do tej naszej miksturki znajdziemy, co nie? - Przysiadła więc na większym kamieniu, zmuszając go do postoju, z kieszeni luźnych spodni wyciągnęła chusteczkę i lusterko, by chociaż odrobine naprawić rozmazany makijaż spowodowany alergią na otaczającą tą dwójkę, krzaki, bo przecież trzeba się dobrze reprezentować, zawsze i wszędzie, nie wiadomo gdzie, kiedy i kogo przy tym strumyku spotkają.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max nie miał takiego problemu ani z puchonami, którzy jak wiadomo są najlepszymi przyjaciółmi ślizgonów, ani z gryfonkam, które świetnie sobie radzą jako łóżkowe partnerki, ani z kruczkami, które... No cóż są. I to są naprawdę w porządku. Ostatnio jednak raczej nie wychodził do ludzi, trzymając się na uboczu, więc nieco wahał się, gdy dostał propozycję od Accaci. Wziął jednak głęboki oddech i uznał, że nie może wiecznie siedzieć w piwnicy, a to co dziewczyna mu zaproponowała naprawdę przykuło jego uwagę. Tak więc zaleźli się tu dzisiaj we dwójkę. Ślizgon z amnezją i ślizgonka z planem zemsty, by poszukać kilku chwastów, które mogliby przerobić na pewną konkretną miksturę. -Trochę to ironiczne, że nazwali Cię po drzewie, a wiosną zamieniasz się przy nich w wodospad. - Zażartował widząc, jak alergia daje się dziewczynie we znaki. Sam na szczęście nie miał takich problemów i mógł na spokojnie cieszyć się urokiem kwitnących roślin bez ryzyka, że zasmarka się przy nich na śmierć. Choć zdarzało mu się tłumaczyć stan po pewnych używkach rzekomą alergią na pyłki czy inne gówna. -Przepraszam. Ciągle zapominam, że emeryci mają dni swojej szybkości za sobą. - Nie zauważył nawet, jak przyspieszył kroku. Ta bezczynność i brak sportu mocno dawały mu się we znaki i szukał każdej okazji, by jakkolwiek rozruszać swoje mięśnie choć nie ukrywał, że wolałby polatać i ponapierdalać w kogoś (i siebie) tłuczkami. -Wiesz, że znajomość ze mną raczej Ci ten plan utrudni w realizacji? Tak przynajmniej słyszałem. - Poczekał jednak grzecznie, aż Williams złapie oddech, by mogli zbliżyć się bardziej do strumyka. Wiedział, że to nad jego brzegiem znajdą najlepsze okazy, gdyż tam miały najlepsze warunki i odpowiednio wilgotną glebę, której potrzebowały. -Wystarczająco wysoko, nie oznacza "w odpowiednim miejscu". Jak mam Ci uwarzyć zemstę to muszę mieć najlepsze chwasty, a nie jakąś zwykłą pokrzywę. - Spojrzał na nią, jakby prawił największą oczywistość. Nawet teraz cenił sobie najlepsze składniki. Nie podszedłby z zadowoleniem do projektu, w którym musiałby korzystać z przeżutych i powiędniętych gałązek czy liści. Co to, to nie. W temacie eliksirów rzeczy się nie zmieniły i Solberg wciąż był zbyt ambitnym profesjonalistą. Nie bez powodu miał ze sobą cały sprzęto do odpowiedniego zbierania roślinek.
Żartowniś. Niezbyt zadowolona była z tego komentarza, ale właściwie to prawda. Najgorsze w tym przypadku było to, że zupełnie nie wiedziała co ten wodospad łez powodowało, możliwe oczywiście było, że to z żałości nad własnym życiem, w niektórych momentach po prostu organizm sam produkował, a nie ze wierzba, wiśnia czy inne habazie. Może trzeba było odwiedzić magomedyka, ale kto miał na to czas? Na pewno nie Akacja. - Kiedyś odgryzę Ci ten niewyparzony język, uwiodę, a potem odgryzę i już więcej niż głupiego oprócz beknięcia czy niezidentyfikowanego jęku nie opuści Twych ust. - rzuciła swobodnie, jakby właśnie rozmawiała o pogodzie z przypadkowym chłoptasiem, a nie groziła uszczerbkiem na zdrowiu kogoś kogo właściwie lubi. - Dobra, dobra, nie bądź taki fifarafa, ja się Ciebie nie boję - uniosła brodę do góry, dumnie, z gracją chowając chusteczkę i lusterko w kieszeń, dłonie oparła na udach, a twarz wysunęła w stronę słońca, które delikatnie przemykało pomiędzy młodymi liśćmi otaczających ich drzew. - Zresztą wycziluj, Max, mi się bardzo do Hogwartu nie śpieszy, a i Tobie przyda się chwila odświeżenia, może dzięki temu mózg Ci się zresetuje i przypomnisz sobie coś więcej - Ten komentarz mógł być nie na miejscu, ale Williams niezbyt przejmowała się konwenansami i tym co wypada, a co nie wypada. - No i nudno jest ostatnio w zamku i totalnie nic się tam nie dzieje - wzruszyła ramionami delikatnie, jednocześnie otwierając oczy i bez wstydu kierując tęczówki w stronę swojego kolegi - Tylko Quidditch i obecny rząd, żadnych dramek, a przynajmniej ja o niczym nie słyszałam albo raczej wszyscy trzymają mnie od nich z daleka - Ona, jak taka typowa baba była dość ciekawska i w sumie interesowało ją życie innych, ale raczej chciała tę wiedzę posiadać by wykorzystywać ją przeciwko innym, w innym przypadku niepotrzebnie zajmowała tylko resztki miejsca w jej niezbyt dużym mózgu. - Pokrzywa niby zwykła, a próbowałeś ją kiedykolwiek wsadzić do gaci? Mnie kiedyś brat zdenerwował i... A zresztą nieważne - Przez chwilę zapomniała o swojej zasadzie czyli nie rozmawiaj o swojej rodzinie, bo ta nie istnieje, ale szybko się opamiętała. Niby to nie było nic groźnego, zwykły psikus dzieciaka, ale jeszcze by mu wpadło żeby jej brata szukać w szkole i się z nim przyjaźnić, bezsensu. Na niej musiał skupiać całą swoją uwagę, nie na reszcie Williamsów. - Ty mi powiedz co szukamy, jak to wygląda, a najlepiej sam mi znajdź ten składnik, a ja sobie tutaj posiedzę - paskudny uśmiech zakłócił typowo, neutralny wyraz twarzy dziewczyny. Na zemście zależało jej mniej niż te 15 minut wcześniej, ale ona dość szybko zapominała o takich sprawach, nie, że nie była pamiętliwa, ale jej umysł zajmowały dużo poważniejsze rzeczy, no, ale na takim Eliksirze Niewidzialności to by pod wieloma względami skorzystała i na pewno, znajdzie dla niego wiele creepy zastosowań. - No, chyba, że bardzo Ci zależy na tym bym z Tobą poszła w te krzaki - nieznacznie uniosła lewą brew do góry i spojrzała na niego sugestywnie, ona się tylko tak droczyła oczywiście, bo przecież Solberg to dalej Solberg.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No cóż, żarty z imion były już u niego klasykiem głównie dlatego, że sam był przykładem największej ironii w tym temacie. Zdecydowanie było mu daleko do "największego szczęścia", czy jakiegokolwiek szczęściarza. Tak jak nie wierzył we wróżbiarstwo, tak i w znaczenie imion, nadawanym dzieciom ciężko mu było pokładać wiarę, gdy miał wokół siebie tyle przykładów, gdzie kompletnie te dwie sprawy się ze sobą gryzły. -Wiesz, brzmi jakby było warto. Co mi zaszkodzi spróbować. - Wyciągnął w jej stronę żartobliwie język, po czym szybko go schował, jakby faktycznie się bał, że zaraz zostanie go pozbawiony. -I to może być Twój największy błąd. - Sam nie wiedział, skąd w nim dziś ten dobry humor się znalazł. O ile jego aparycja coraz bardziej krzyczała "żywy trup", o tyle psychicznie raz po raz wznosił się na wyżyny, by niestety chwilę później ponownie znaleźć się we mgle, która przez większość czasu go okalała. Uznał, że może to zasługa towarzyszącej mu dziewczyny, a może wizja kolejnej pracy, która wypełni jego i tak już napięty do granic wytrzymałości grafik. -Tak, tak masz rację. - Odpowiedział automatycznie, jak na każdą "mądrość" tego pokroju, jaką słyszał, a Merlin mu świadkiem, że było ich zaskakująco wiele. Mimo wszystko zwolnił jednak kroku i nieco rozluźnił spięte mięśnie. Czasem czuł, jakby musiał uczyć się od nowa zasad funkcjonowania w społeczeństwie. Jakby ten miesiąc spędzony w Mungu kompletnie zresetował jego umiejętności interakcji z innymi i przetasował niektóre wartości. -Czy ja wiem, czy nudno. Zależy na co liczysz. Ja w samym dormie mam czasem więcej atrakcji niż bym zechciał. Ale to prawda, większych skandali ostatnimi dniami praktycznie nie było. No może poza tym, że Whitehorn ponoć rzuciła wypowiedzenie bo idzie być przykładną żoną i matką, czy coś. - Sam dopiero dziś usłyszał tę plotkę, która krążyła po zamku. Nie wiedział ile w tym prawdy, ale miał zamiar szybko zweryfikować te informacje. Ciekawiło go, kto w takim wypadku przejmie opiekę nad puchonami i jak to wyjdzie w dalszym rozrachunku. -Quidditch to inna bajka. Chociaż teraz, jak kruki mają puchar to i tak temat umrze aż do nowego roku. Mam nadzieję, że Will postawi ślizgonów na nogi. Może uda mi się wpaść kiedyś na mecz. - Zamyślił się nieco nad tym tematem, po czym spojrzał na dziewczynę uważnie, jakby próbując wygrzebać coś z zakamarków swojego umysłu. Nie wiedział, czy dziewczyna była świadoma tego, że dyrektor zabronił mu brać udziału w rekrutacji na studia i ma przed sobą właśnie ostatni miesiąc w szkolnych murach. Postanowił jednak nie zadawać tego pytania i na spokojnie ruszyć dalej. -Nie, nie, kontynuuj. Jestem szalenie ciekaw, co dalej się stało. - Zaśmiał się na historyjkę o pokrzywie, choć w środku współczuł bratu Akacci. Domyślał się, jaki był ciąg dalszy historii, a znając właściwości rośliny, wyobrażał sobie, jak nieprzyjemne musiało to być w skutkach. Sam na pewno nie miał zamiaru sprawdzać tej teorii na sobie. -Szukamy dwóch rzeczy. Jagód ciemiernika i Modligroszka pospolitego. Najlepiej by było rozdzielić się i żeby każdy zerwał swój okaz. Wiem, że zagarnianie Cię do roboty to marzenie głupca, ale jak chcesz mieć dobry eliksir to musisz mi pomóc, bo sam się tak łatwo nie wyrobię. - Spojrzał na nią znacząco, bo o ile szukanie i zbieranie roślin nie było dla niego problemem, o tyle na pewno szybciej im pójdzie we dwójkę, a on musiał wrócić na czas do zamku, by zawitać jeszcze u pielęgniarki. -Wiesz, że Tobie to nie odmówię. Chyba, że chcesz mi wsadzać pokrzywę w gacie. - Również sugestywnie uniósł brew, początkowo zmieniając wyraz twarzy, by następnie nieco rozluźnić i ponownie się uśmiechnąć. Wyraźnie słychać było już szum strumyka, a co za tym szło chłopak zaczął bardziej zwracać uwagę na to, co mieli pod nogami. Wypatrywał znajomych sobie pędów lub odpowiedniego podłoża, które mogło sygnalizować, że szukane rośliny się tutaj właśnie zadomowiły.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vinzent M. Vonnegut
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : stara blizna przecinająca lewą brew, nieułożone kręcone ciemnobrązowe włosy
Pod koniec września Vinzent doszedł do wniosku, że nadszedł czas, aby zintegrować się z mieszkańcami Hogsmeade. W końcu żył i funkcjonował tutaj od dobrych kilku tygodni, więc wypadałoby poznać się nieco z sąsiadami, prawda? Z początku asystent planował odwiedzić młode małżeństwo, z którym się mijał praktycznie codziennie, jednak zamiast tego wylądował u emerytki, która akurat potrzebowała pomocy z wniesieniem zakupów. Tak jak większość młodych ludzi zapewne wywiązałaby się z tej drobnej przysługi i szybko ulotniła z miejsca zdarzenia, tak Vonnegut z uśmiechem zgodził się pomóc starszej czarownicy. Być może to była jego natura lub po prostu jako pasjonat historii był skory do słuchania opowieści starszych pokoleń, ale rozmowa przy herbacie upłynęła w bardzo miłej atmosferze. Dyskusja okazała się na tyle przyjemna, że Vinz zgodził się nawet załatwić dla niej parę spraw na osiedlu, jak i za miasteczkiem. Odebranie paczki z poczty nie stanowiło dużego problemu, jednak zdobycie ziół do eliksirów już nie było takie proste. Sądził, że strumyk, o jakim mówiła staruszka, znajdował się tuż na skraju lasu, jednak szybko wyszło na jaw, że odnalezienie czystku, wcale nie będzie takie proste. Mimo wszystko mężczyzna nie miał zamiaru się poddawać już na samym początku i zdecydował się wybrać w tę małą podróż, korzystając z jednego z utartych przez lokalną społeczność szlaków. Oddychając pełną piersią i ciesząc się z wolnego popołudnia, Vinzent pokonywał kolejne dróżki, wypatrując rośliny, jaką polowała staruszka. W gruncie rzeczy nie do końca zrozumiał, do czego ten konkretny kwiat był jej potrzebny. Mówiła o jakimś eliksirze wzmacniającym, jednak trudno było stwierdzić, czy chodziło o jakieś domowe wyroby przygotowywane na podstawie rodzinnych receptur, czy coś powszechnie znanego. Chociaż tyle dobrego, że kobieta dokładnie mu wytłumaczyła, w jakich miejscach najłatwiej jest znaleźć ten kwiatek. W pewnym momencie, gdy znalazł się na małej łące, zatrzymał się, po prostu chłonąc otoczenie wzrokiem. Musiał przyznać, że tutejsze okolicy przypadły mu do gustu. Dużo zieleni, małe, ale za to dynamicznie rozwijające się miasteczko i krótka trasa do pracy. Na upartego mógłby codziennie chodzić do Hogwartu na piechotę. Było tutaj zupełnie inaczej niż w Londynie. Tam non stop coś się działo i człowiek mógł się po prostu zgubić w tłumie otaczających go istot, zwłaszcza w mugolskich dzielnicach stolicy. Vinzent wprawdzie nie wyobrażał sobie mieszkać na wsi z dala od wszelkich udogodnień oferowanych przez świat czarodziejów, jednak zabunkrowanie się w mieszkaniu w jednym z największych miast na wyspach brytyjskich również nie wchodziło w grę. Hogsmeade było idealnym kompromisem w tej kwestii. — Czy to ciebie szukam? — mruknął do siebie, klękając, aby bliżej przyjrzeć się jednej z roślinek na skraju łąki. Białe płatki, duża łodyżka. Nie, zupełnie nie tego szukał. Cóż, przecież nie mógł oczekiwać, że uda mu się odnaleźć kwiatek już po pierwszych dwudziestu minutach w lesie, prawda? Gdyby to było takie proste, to staruszka wsiadłaby na miotłę i sama tutaj przyleciała. Jeśli chciał znaleźć ten cały czystek, to będzie musiał się trochę narobić. Szukał godzinę. Nie znalazł nawet śladu po tym kwiatku. Na szczęście, po kolejnych piętnastu minutach udało mu się odnaleźć ścieżkę prowadzącą do strumienia. A tam, dzięki Merlinowi, czystek można było znaleźć praktycznie co parę metrów. Po nazbieraniu odpowiedniej ilości kwiatów dla sąsiadki Vinzent zdecydował się także trochę dla siebie. W końcu nigdy nie wiadomo, kiedy będzie musiał przygotować sobie jakiś eliksir, prawda? Po zebraniu odpowiednich składników teleportował się z powrotem do kamienicy.
z/t
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Jakaś jej część brała pod uwagę możliwość, że zostanie wystawiona, starała się jednak powtarzać sobie, że to nie w jego stylu. No bo chyba rzeczywiście nie było, był miły i wbrew pozorom chyba całkiem obowiązkowy, biorąc pod uwagę, że był w stanie opuścić ją rano na paskudnym kacu, byle tylko wziąć udział w wyprawie, w której zadeklarował swoją obecność. Gdyby postanowił zaskoczyć ją w tak paskudny sposób, chyba nigdy by mu tego nie wybaczyła. Zresztą to był przecież jego pomysł, sam prosił ją o zorganizowanie im wspólnego czasu, na pewno wszystko będzie dobrze. Tylko czemu tak bardzo się denerwowała? Dała mu znać, by umówili się rano pod wejściem na szlak – wysłała mu nawet zdjęcie mapy z zaznaczoną czerwonym kółeczkiem lokalizację. Nie widziała sensu w tym, by fatygować go do Hogwartu, skoro i tak mieszkał teraz w domu Camaela... a ona tym bardziej nie chciała pokazywać się w tamtej okolicy, za bardzo przerażona, że starszy z braci Whitelightów mógłby ją tam zauważyć. Był to więc całkiem dobry kompromis. Zajęła miejsce na ławeczce, wpatrując się w swoje nieco przybrudzone trapery. Była ubrana przede wszystkim wygodnie, w ciepłe legginsy i ciemnozieloną puchową kurtkę, a na głowie miała gryfońską czapkę, spod której wypływały włosy. Chętnie udawałaby, że obudziła się z idealnymi lokami, ale brzydka prawda była taka, że przeklinając w myślach własną głupotę, tkwiła przed lustrem dłużej, niż zdarzało jej się kiedykolwiek przedtem. Oczywiście nie mogło być zbyt pięknie, kiedy chillowała sobie na ławeczce jak menel, jej klątwa postanowiła się uaktywnić, przyciągając do niej puszkę po jakimś napoju, przez co wyglądała jeszcze bardziej jak menel. Co gorsza, kilka niedopitych łyków wylało się na jej kurtkę....
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Kiedy dzwoni budzik o odpowiedniej godzinie przez chwilę przełączam go różdżką na drzemkę i planuję nigdy się do niej nie zastosować; ledwo się przemagam. Jestem zmęczony, ledwo wstaję z miejsca, przygotowany wcześniej eliksir na kaca od Beatrice ponownie się przydaje. Idę bez życia do szafy i próbuję sobie uparcie przypomnieć jak Hope chciała, żebym się ubrał; idzie mi bardzo opornie. Ledwo układam sobie w głowie gdzie powinno być spotkanie i po tym analizuję moją dzisiejszą kreację. W końcu decyduję się zrobić sobie przyjemność z okazji niedawnych urodzin i wybieram swój bardzo wygodny, pastelowo różowy dres, bluzę w tym samym kolorze i zwykłe białe trampki; zasłaniam oczy za okrągłymi ciemnymi okularami i jeszcze porywam starą, dżinsową kurtkę po drodze. Stwierdzam, że nawet w takich ubraniach będę wyglądał stylowo, jeśli się postaram. Gdyby to jednak nie była prawda - założę optymistycznie, że Hope nie będzie przeszkadzać przyjście w treningowych dresikach, skoro wysyła mnie gdzieś pod góry. Szczerze mówiąc mam nadzieję, że nie zamierza ze mną chodzić po szlakach. Nadal naiwnie zakładam, że to tylko jakieś miejsce gdzie mamy się spotkać, bo tam właśnie będzie jakieś niesamowita sceneria - nie będzie konieczne szwendanie się dalej. Nie jestem specjalnie szczęśliwy, bo nie jest ciepło, nie wstałem nieprzyzwoicie późno i nie miałem nastroju na chodzenie po lesie (nigdy). Szczerze mówiąc już myślałem jak mogę się z tego wywinąć, bo nie jestem pewny czy będzie jej bardziej przykro kiedy powiem, że na przykład rozłożyło mnie choróbksko, czy zasmuci się widząc mój brak entuzjazmu na jakiekolwiek poranne przechadzki. Najwyraźniej zdecydowanie za mało mnie zna. Widzę już z daleka czekającą na mnie Hope i macham do niej lekką ręką, a potem pośpiesznie z powrotem chowam dłoń do kieszeni kurki. - Wcześnie. I zimno - wyrażam na głos gigantyczne minusy tego spotkania kiedy siadam na ławce obok Gryfonki i pochylam się znacząco, jakby przez to skulenie, mogłoby mi być odrobinę cieplej. Jestem tak skupiony na sobie, swoim nieszczęściu, że nawet nie zauważam przyczepionej do niej puszki, rozlanego na nią alkoholu, a nawet ładniej ułożonych włosów.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Wyjątkowo niespecjalnie obchodziło ją, co sądzi Harry. Może nie w kwestii włosów, ogólnej prezencji i faktu spędzania z nią czasu... ale już formy tej aktywności i innych tego rzeczy jak najbardziej. Zgodził się, słyszała to wyraźnie; mówił, że będzie mu miło zobaczyć, co takiego uważa za dobrą odskocznię, a ona wzięła to sobie do serca. Nie obiecywał, że mu się to spodoba, a i ona zdecydowanie nie obiecywała, że trafi w jego gust, toteż wcale nie wysilała się, aby tego dokonać. Postanowiła być sobą, cokolwiek miało to znaczyć. W zupełnej opozycji do jego zmarkotniałej miny uśmiechnęła się promiennie na jego widok, na moment nie przejmując się incydentem z puszką. Jej uśmiech był tym weselszy, że okropnie rozbawiła ją jego dzisiejsza stylizacja; mogłaby przysiąc, że wyglądałby dobrze nawet w worku od ziemniaków. — Dzień dobry, Harry! Nie, nie przejmuj się, nie czekam tutaj wcale długo, właściwie przyszłam odrobinę przed czasem. Och, ja też się cieszę, że Cię widzę! — podjęła wyimaginowaną konwersacją, wyraźnie zamierzając reagować w ten sposób za każdym razem, kiedy tylko burczał coś pod nosem niezadowolony, zamiast przywitać się z nią jak należy. Roześmiała się krótko i nachyliła się w jego stronę, by delikatnie pchnąć go ramieniem, skłaniając do jakiejkolwiek reakcji, a potem przypomniała sobie, że musi sprzątnąć swój bałagan (albo raczej bałagan sam przypomniał o sobie intensywnym zapachem skwaśniałego piwa). Wyciągnęła z kieszeni różdżkę i użyła tergeo, pozbywając się plamy. Puszka póki co miała z nią zostać, nie była w stanie sama ściągnąć z siebie czegoś, co się do niej przykleiło. W gruncie rzeczy wolała, żeby wisiała na jej ramieniu, niż przylepiła się do dłoni. — Wiem, pewnie się nie wyspałeś, ale o tej porze są najładniejsze widoki. No i coraz szybciej robi się ciemno. Kac? — zapytała, wstając i wyciągając do niego rękę, jeśli potrzebował odpowiedniej motywacji, żeby ruszyć się z miejsca. — Jak się ruszysz to będzie cieplej, wiesz?