Podłoga altanki jest wyścielona petami po papierosach, a na ławkach wypalone są dziury po nich. Drewno przesiąknięte jest zintensyfikowanym zapachem dymu papierosowego, a gdzieniegdzie na słupkach czy ławce wyryte są różdżką podpisy uczniów z aktualnych i dawnych lat. Uczniowie i studenci (a czasem i nauczyciele) męczeni nałogiem papierosowym podkradają się tu o różnych porach, by popalać - należy jednak uważać, bowiem kilkoro nauczycieli zna tę miejscówkę i czasami tu zagląda, by przepędzać niesfornych uczniów.
Autor
Wiadomość
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
. Teresa Skubalanka! Mózg dziewczyny momentalnie zarejestrował nazwisko, podpinając pod nie żółciutką karteczkę z napisem "Sprawdzić!!!". Nie miała najmniejszego zamiaru udawać, że wie, o kim Wacław mówi - wyznawała bowiem zasadę, że "Nie wie wszystkiego; wie tylko to, co wie". I chociaż z pokorą potrafiła przyjąć fakt, że w pewnych dziedzinach była mocno ograniczona przez brakujące informacje, tak już nad obsesyjną potrzebą, by je uzupełnić niekoniecznie potrafiła zapanować. Na moment odleciała więc od Wodzireja, lądując duchem w Londyńskiej bibliotece i kierując się w stronę półek, gdzie potencjalnie mogła znaleźć jakieś coś o tej całej Skubalance. A potem - zupełnie niezauważalnie - tak, jak wybrała się na swoją wewnętrzną wycieczkę, tak też wróciła. - Obawiam się, że nie. - wzruszyła ramionami i skrzywiła się nieco. - Czarownice i czarodzieje, którzy na stosie faktycznie umarli, nie mieli wiele wspólnego z magią. Taka Dziwożona paliła się ponad czterdzieści razy, a i tak nie umarła przez Inkwizycję. On spłonął raz. - posmutniała, chociaż próbowała tego po sobie nie okazywać, myślami raz jeszcze odpływając w inne miejsce. Tym razem nie było ono tak przyjemne, jak ciepłe wnętrze ogromnej biblioteki. Rozumiała strach mugoli i brutalność, jaki rodzaj ludzki wykazywał, kiedy coś było aż tak przerażające i niezrozumiałe - zwłaszcza w czasach, kiedy uważano, że robaki biorą się z brudu, a o bakteriach nich nie słyszał. Czego nie potrafiła pojąć swoim młodym umysłem było to, jak ktoś mógł pozwalać łapać się raz za razem, drwiąc sobie z płomieni, kiedy w tym samym czasie niewinne osoby naprawdę traciły życia. - To głupie. - podsumowała krótko zarówno stosy, jak i zachowanie Wendeliny. - ...huh? - nie była w stanie wykrztusić więcej, skutecznie blokowana przez uciszający ją palec. Logiczna i rzeczowa część Doireann bardzo chciała teraz porozmawiać o tym, że naprawdę nie można od tak sobie wybierać, co jest kolorem, a co nie, próbując jakoś przekonać do swoich racji - czy raczej absolutnych i niepodważalnych faktów - starszego Puchona, jednak... Kim była, by teraz się kłócić? Przecież sama miała prawo nie lubić teraz zielonego. Kiwnęła więc głową na znak, że się zgadza - chociaż bardziej akceptowała tutaj sposób myślenia studenta, niż przedstawiane przez niego tezy. - Och. - dodała po chwili, bardzo rzeczowo i odrobinę z zawodem, kiedy pudełko okazało się być ino pudełkiem. Przykucnęła sobie bliżej Wacława, obserwując żarzące się zioła i zwęgloną zapałkę. Przekrzywiała przy tym głowę, dłonią odgarniając włosy za ucho, jakby gest ten miał pozwolić widzieć jej lepiej. A potem skierowała je ku torebeczce. Otworzyła ją tak, by Wodzirej mógł sobie swobodnie zajrzeć do środka, przy okazji czując, że trochę się jednak rumieni. Pewne rzeczy akceptowała całkowicie bez zastanowienia - bo to, czy Wacław lubił ogonki nie wpływało przecież na to, że kochała go bardzo. Wstyd jej było jednak, że całą drogę z dormitorium do altany przeszła trzymając owe akcesorium przy sobie. - Bo... Ja... - przełknęła ślinę i uśmiechnęła się nerwowo. - N-Nie bardzo, wiesz, n-naprawdę nie byłam pewna, co... Bo pamiętasz, jak byliśmy w lesie? - wyciągniętym palcem skutecznie ominęła ogonek, wskazując książeczkę. - Kojarzysz mi się przez to trochę z tym. Znaczy, z grekami, jak pili wino i karmili się owocami. I... - dłoń wskazywała teraz na koszyczek z malinami. - Bo... W k-kiedy byłam w księgarni i szukałam tej antologii polskich wierszy t-to... Tam był Leśmian. To znaczy, z-znalazłam tłumaczenie jednego wiersza. - w tej chwili jej policzki były czerwieńsze od samych malin, nawet tych z leśmianowskiego chruśniaka. Czuła się głupio i było jej wstyd, kiedy tak tłumaczyła się z własnych wyborów - nawet kiedy nie musiała.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Powoływanie się na autorytet Polki w rozmowie o języku angielskim z Irlandką było, no takie szalone troszkę było i niekoniecznie może taktowne tudzież dobre? Wszak języki od siebie się różniły. W angielskiej gramatyce rządził układ części zadania, zaś piękno polszczyzny kryło się w jej fleksyjności i ów struktura części zdania jedynie wskazuje na hierarchie słów. Może stąd tak ważne jak i stąd tak miłe jest wjebanie jednego wyrazu czasem na koniec zdania, a czasem na początek. (Stąd pragnę podziękować swojej profesor za nauczenie mnie kultury języka.) - To totalnie głupie - powtórzył za nią, oddając jej pełną rację. No, nawet jakby Wacuś chciał to nie miał już niczego do dodania. Może jakieś przykłady, które dałoby się mnożyć i mnożyć, ale to sprowadziłoby na nich większą nostalgię i niepotrzebny smutek. Czasem trzeba się smucić, tak. Chociaż nie warto deprawować swojego humoru własnej woli, tym samym - czy to nie jest forma autoagresji? - I wiesz jeszcze jakie? Żenujące! Podobno potrzeba wielkich słów, aby wyrazić wielkie idee. Żenujące jest u mnie takim słowem - tak idąc już w nostalgie utworzoną w sercu Wacława przez samą Lucy Montgomery. Wiemy, że Wodzirej nie chciał sprawiać Doireann przykrości. Ten fakt wynikał z czystej sympatii oraz angażowania w relacje. W przyjaciołach powinniśmy szukać tego, co w nich najlepsze, i obdarzać ich tym, co w nas najlepsze. Wtedy przyjaźń będzie największym skarbem życia.* Dori miała w sobie wiele piękna, a już antyczni uczeniu uważali piękno za cnotę. Jeszcze kilka tygodni temu tak nie było, ale dziś Puchon widział ów piękno w każdym jej ruchu. W niemrawym westchnięciu i przejęciu tak dlań charakterystycznym. W ruchu ręki, kiedy zaokrągla literkę "o". Albo kiedy powie coś ze swoistością swojego akcentu. Kiedy mówi o pieczeniu ciasta bądź zachwyca się każdą zagwozdką matematyczną! Czy jest przy tym straszna? Niekiedy bardzo, ale ten strach jest jedynie słabym mrowieniem, która rozbudza w człowieku ciepło i co ważniejsze, chęć posiadania jej bliżej borsuczego serduszka. Zaś Wacław mógł je dać po prostu siebie, tak jak stał, ze swoim abstrakcyjnym sposobem rozumowania rzeczywistości. - Nie chciałem cie peszyć - powiedział od razu, czując, iż jej sposób mowy - tak bardzo przypominający akurat Hołczkiego - świadczyć może jedynie o pewnym zakłopotaniu. Od tego Puchon chciał być daleki, odbierał to inaczej jako ważny dla siebie kamień milowy. Wszak Robaczy Księżyc był dniem, który otwierał nowy rok Słowian. Od czegoś musieli począć liczenie lat w wiosnach. - Każda emocja jest piękna, ale jak masz się niepokoić to możemy pooddychać. Wdech. Wydech. Powtarzaj. Nie myl kolejności - rzucił kilka zdań, ucząc Dori oddychania. Śmiesznym jest ile razy sam dostał w twarz od kobiet, które kokietowały go cyckami, a gdy ten odebrał śmiało ich zaloty to te krzyczały na niego z tym, że nie odróżnia kuszenia od oddychania. No i dobra, ale spójrzmy na to tak: czy jest coś lepszego w człowieku niż jego umiejętność oddychania? Bardzo pożądana cecha. - Leśmian pisał smaczne erotyki - bo był Kazimierz -Tetmajer i on już mógł dostać miano niefajnego zboczuszka. - Własnie sprawiasz mi wiele przyjemności, wiesz? - zapytał, chcąc się upewnić. Czyżby Wacuś został własnie malinką? Szkoda, bo ten owocek zostanie zaraz pogrzeban.
*Ania z Zielonego Wzgórza, Lucy Montgomery
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Czerwcowe spotkanie Stowarzyszenia Miłośników Przyrody
Być może jego pomysł nie był wybitny. Być może nie był czymś, co mogłoby zaciekawić młodzież, ale uznał, że przed egzaminami należy się im nieco zabawy wraz z nauką. Zdrowa rywalizacja, którą dało się później jakoś wykorzystać, była zdaniem Christophera naprawdę dobra i nie zamierzał przejmować się szczególnie mocno krzywymi spojrzeniami swoich podopiecznych. Wiedział, że nie był w stanie zadowolić wszystkich, że nie był w stanie zaproponować im spotkań, które naprawdę wyczerpywałyby ich wszystkie oczekiwania, nadzieja i pragnienia, ale zawsze był skłonny ich wysłuchać. Obiecał Irvette, że gdy będzie to możliwe rozmówi się z członkami koła, z dyrektorką i właściwie każdym, kto mógł im nieco pomóc, na razie jednak musiał ograniczyć się do tego, co miał. Witał się z uśmiechem z każdym, kto zjawiał się na miejscu, czekając na wybicie godziny zero, nie chcąc, żeby ktoś zbyt szybko odgadł, jakie znajduje się przed nimi zadanie. Co prawda wiklinowe kosze mogły im nieco zdradzać, ale trudno było dokładnie ocenić, do czego miałyby służyć. Ostatecznie bowiem mógłby kazać im nosić w nich magiczne stworzenia, choć to wydawało się nad wyraz szalone. Christopher zerknął na zegarek i upewniwszy się, że wybiła już właściwa godzina, wstał ze schodków starej altanki i przywołał do siebie wszystkich zebranych. Cieszył się z obecności każdego z nich, niezależnie od tego, czy ich znał, czy nigdy wcześniej nie spotkał. - Dzisiaj przed wami mały wyścig. Macie pół godziny na to, żeby znaleźć w okolicy jak najwięcej ziół, a później tutaj wrócić. Nie będę wam niczego podpowiadał, musicie uważnie się rozglądać, jestem pewien, że zdołacie rozpoznać sporą część roślin, jaka was otacza. Starajcie się pracować samodzielnie i polegać na swojej wiedzy - zakomunikował im z uśmiechem, dodając, że dopiero później powie im, czym zajmą się, kiedy wrócą do niego z pełnymi koszami ziół. Wskazał im na przygotowane przez siebie pojemniki, a później znowu się wycofał na swoje wcześniejsze miejsce.
Zasady Czas na odpis: do 17 czerwca do godziny 21:00 Ilość podejść do poszukiwań: maksymalnie cztery na postać; możecie napisać cztery posty albo zawrzeć wszystko w jednym Pomoc: tym razem Christopher nie będzie wam podpowiadał Bonusy: do każdej kości k6 możecie dodać +1 za każde 10pkt z zielarstwa
Kości Litera A Nic B Rumianek Lekarski C Dyptam D Waleriana (Kozeł Lekarski) E Nic F Pokrzywa Lekarska G Nic H Dymnica I Ślaz J Szałwia Lekarska
Kość k6 Określa ilość znalezionego ziela danego rodzaju, jak łatwo się domyślić, im więcej, tym lepiej. Jeśli z kości literowej wypadło nic, rzut kością k6 określa, co spotkało waszą postać: 1 Czy ty przypadkiem nie widziałeś właśnie jakiegoś magicznego stworzenia? 2 Całkowita nuda! 3 Stajesz dokładnie na mrowisku - zaraz zaczną po tobie spacerować mrówki. 4 Może jednak coś znalazłeś? Zawołaj kogoś innego, może pomoże rozpoznać ci tę roślinę, tylko na pewno dobrze ją opisz! 5 Zupełnie nic! 6 Ujechałeś na niewidocznym uskoku i wpadasz w pokrzywy. Przypadkiem zdobywasz jedną z nich.
Rośliny:rumianek Ilość: 4+3? Co mnie spotkało? wszystko ładnie, pięknie
Cieszył ją wielce powrót byłego gajowego na teren Hogwartu. Tym bardziej cieszyła się z tego, że wyglądało na to, że naprawdę w życiu mu się układało o czym świadczyła zmiana nazwiska oraz fakt, że udało mu się dostać pozycję nauczyciela zielarstwa. Szkoda tylko, że był to jej ostatni semestr w szkole i nie będzie miała większej sposobności do tego, by korzystać z wiedzy Christophera i uczyć się razem z nim. To był na pewno kolejny powód, dla którego będzie tęskniła za Wielką Brytanią, bo jednak naprawdę lubiła Walsha, i podziwiała go za posiadaną wiedzę oraz umiejętności. - Dzień dobry, profesorze - przywitała się, gdy tylko przybyła na miejsce spotkania koła w jak zwykle nienagannie wyprasowanym mundurku. Brakowało jej tego. Uśmiechnęła się jeszcze do mężczyzny i ustawiła się gdzieś z boku, czekając na rozpoczęcie zajęć. Wyglądało na to, że tym razem ich zadanie nie było zbytnio skomplikowane i polegało wyłącznie na odnalezieniu ziół, od których roiło się w okolicach altanki. Nic dziwnego, że raczej nie przysporzyło jej to większego problemu. Z koszykiem dumnie przewieszonym przez ramię, ruszyła w kierunku, gdzie dostrzegła całe połacie rumianku, który spokojnie mógłby wypełnić całą przestrzeń wiklinowego wyrobu. Postanowiła jednak nieco się ograniczyć i nie zrywać od razu wszystkiego choć rumianek można było zasuszyć i później wykorzystywać do parzenia różnego rodzaju wywarów. Niech rośnie on sobie spokojnie, a ona tymczasem poszuka jakiś innych ziół, które mogły się znajdować w pobliżu. Wystarczyło jedynie wytężyć wzrok i z pewnością odnajdzie coś przydatnego wśród wysokich traw otaczających altankę.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Zielarstwo z pewnością było tym, co akurat Hawthorne lubiła najbardziej. Nie dało się ukryć tego, że jednak płynęło ono w jej krwi i wychowywała się zawsze w otoczeniu roślin przez co przywykła do ich obecności i mogła chłonąć powoli wiedzę i doświadczenia starszych członków rodu, którzy zajmowali się profesjonalnie zielarstwem. Dlatego też zapewne wielkim zdziwieniem dla nikogo nie będzie fakt, że zjawiła się na spotkaniu koła, które miało być kierowane przez nowego nauczyciela zielarstwa, a dawnego gajowego. Jak na przykładną Ślizgonkę przystało, zjawiła się znacznie przed czasem. Nie chciała ryzykować spóźnienia, a poza tym nie miała jakiś większych zobowiązań, które mogłyby jakoś wypełnić jej czas przed zgromadzeniem stowarzyszenia. Oczywiście, gdy tylko znalazła się przy starej altance przywitała się kulturalnie z oczekującym na zebranie większego grona nauczycielem i ustawiła się w niewielkim oddaleniu od niego, by po wybiciu odpowiedniej godziny wysłuchać wszelkich wskazówek i wyruszyć na poszukiwania zielska, gdy tylko odebrała jeden z koszyczków. Przez chwilę kręciła się bez większego celu w pobliżu altanki, starając się znaleźć coś co wydałoby jej się odpowiednim ziołem, które przydałoby się w większym stopniu do pędzenia eliksirów i czynienia wszelkiej maści innych produktów. Tak też oto natknęła się na rosnącą sobie szałwię, przy której przykucnęła. Oglądając uważnie roślinę, przystąpiła do powolnego zrywania jej i systematycznego uzupełniania koszyczka, który zrobił się mniej pusty i bardziej aromatyczny. Stwierdziwszy, że nazbierana ilość szałwii jest satysfakcjonująca, podniosła się z miejsca i ruszyła na dalsze poszukiwania. Kto wie na co natknie się tym razem?
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Rośliny:dyptam, nic,ślaz, nic Ilość: 3 + 3 = 6 + potencjalnie 1? Co mnie spotkało? nuda i „Może jednak coś znalazłeś? Zawołaj kogoś innego, może pomoże rozpoznać ci tę roślinę, tylko na pewno dobrze ją opisz!”
O tym, jaki ze mnie wspaniały zielarz, powinno wiedzieć już co najmniej pół Hogwartu. Jestem absolutnie wybitną jednostką, jeśli chodzi o zabijanie roślin i oczywiście jest mi to nie w smak, bo uważam, że uzdrowiciel powinien wiedzieć na ich temat cokolwiek. Niestety, dla mnie wszystkie one wyglądają identycznie, nie potrafię rozróżnić pokrzywy od mięty, chyba tylko mandragora jest dla mnie w oczywisty sposób inna od reszty. Kółko wydaje mi się dobrym sposobem na podciągnięcie swoich umiejętności, toteż zapisałem się na nie bez wahania. Profesor Walsh wydaje się być w porządku, pamiętam go jeszcze jako gajowego. W każdym razie wierzę, że nie będzie dla mnie niemiły, kiedy już coś spieprzę. Bo co do tego, że to się stanie, nie mam żadnych wątpliwości. — Dzień dobry, panie profesorze! Pani prefekt — w kierunku @Yuuko Kanoe oprócz standardowego uśmiechu wykonuję również delikatny ukłon. Pamiętam ją jeszcze z czasów przed opuszczeniem Hogwartu, bardzo utalentowana dziewczyna – i przede wszystkim sympatyczna. Jak zwykle stanowię jej zupełne przeciwieństwo, ona ma na sobie idealnie wyprasowany mundurek, a mój krawat wisi krzywo na tle wygnieconej koszuli i uwagę od niego odwraca wyłącznie szopa na głowie, która od kilku dni nie widziała grzebienia. Jestem chodzącym bałaganem. Rozglądam się za jeszcze kimś znajomym, bo jakąś miłą rozmowę przygarnąłbym chętniej niż wygraną w wyścigu, w którym i tak nie mam żadnych szans, ale w końcu zabieram się do roboty. Wyruszam na spacer dookoła altanki, próbując rozróżnić lecznicze chwasty od zwykłych chwastów. W oczy rzuca mi się coś, co jest chyba dyptamem? A może paprotką? Na wszelki wypadek zbieram go sporo, ale nie za dużo i idę dalej.
Błagam o jakieś zagadanie do mnie XD
Irvette de Guise
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Naprawdę ucieszyła się, gdy zobaczyła informację o organizowanym przez profesora Walsha spotkaniu Miłośników Przyrody. Ostatnio rozpoczęła ostre powtórki przed egzaminami, ale nic nie sprawiało jej tyle radości co obcowanie z zielenią, więc bez względu na to, czy miała jakieś plany, czy nie, rzuciła wszystko i ubrana w mundurek pobiegła na błonia, by zająć się tym, co de Guise kocha najbardziej. -Dzień dobry profesorze! - Przywitała się ze szczerym uśmiechem z mężczyzną. Nie pamiętała już kiedy ostatnio była w taki wyśmienitym humorze. -Udało się Panu dotrzeć do naszych uczniów? - Zapytała, nawiązując do spotkania w gabinecie Christophera. Sama niespecjalnie dała radę zrekrutować kogokolwiek nowego, ale bez względu na to, czy miała być tu sama z Walshem, czy mieli być otoczeni przez tłumek entuzjastów przyrody, tak samo chętnie zamierzała podejść do tego, co mężczyzna przygotował. Gdy usłyszała, że będą zbierać zioła, szybko ułożyła włosy w kok, by nie wchodziły jej do oczu i zabrała się do roboty. Szybko udało jej się osiągnąć sukces zbierając pokaźną ilość dyptamu i ślazu, ale już po chwili szczęście miało ją nieco opuścić, gdy kątem oka dostrzegła jakiś kształt. Nie była pewna, czy to przewidzenie, czy może faktycznie widziała jakieś magiczne stworzenie, ale tyle wystarczyło, by dziewczyna rozproszyła się i kompletnie wypadła z rytmu. -Yuuko! Jak miło Cię widzieć!. Możesz mi trochę pomóc? - Przywitała się z puchonką, z którą już wcześniej miała parę razy okazję pracować i wiedziała, że kto jak kto, ale Kanoe na pewno wie co jest trzy. Kępka, z którą miała problem wydawała się być zwykłym żytem, ale Irv wiedziała, że magiczne rośliny często są niesamowicie podobne do tych mugolskich. Problem był jednak taki, że ni cholerę nie potrafiła się skupić, wciąż myśląc o tym, czy zwidy spowodowane przemęczeniem przez brak księżyca płatają jej figle, czy faktycznie widziała jakieś zwierzę. -Yuuko, widziałaś tu może jakieś zwierzęta? Wydawało mi się, że coś przebiegało przez tamte krzaki. - Postanowiła zapytać dla własnego spokoju. Jeszcze tyle brakowało, by tuż przed egzaminami dostała halucynacji.
______________________
Life is a flower
Yuuko Kanoe
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Rośliny: wcześniej rumianek, tym razem nic Ilość: 6/7(?) Co mnie spotkało? wołam Irv
Może i nie zebrała się jakaś niesamowicie spora grupa, ale trzeba przyznać, że takie kameralne zajęcia również miały swój urok i tworzyły przyjemną atmosferę. Nie mogła też się nie uśmiechnąć na widok kilku znajomych, którzy zdecydowali się z nią przywitać. - Cześć Viní. I naprawdę nie musisz zwracać się do mnie tak formalnie - odpowiedziała, lekko zakłopotana tym ukłonem, który wykonał przed nią @Vinícius Marlow. Po pierwsze chyba odwykła nieco od podobnych gestów, które i tak w Japonii zarezerwowane były do bardziej formalnych okoliczności. Po rozpoczęciu zbierania ziół odwróciła się jeszcze w kierunku Irvette, gdy już nabrała rzeczy do swojego koszyka i posłała jej uprzejmy uśmiech. Oczywiście, że nie mogła jej odmówić pomocy. Zwłaszcza, że chodziło o coś na czym Puchonka znała się dosyć dobrze. - Ciebie też miło widzieć, Irvette - odpowiedziała, podchodząc bliżej dziewczyny, aby się tylko zorientować w tym, co takiego też ta miała przed sobą. - Wygląda na to, że też natknęłaś się na rumianek. On zawsze się przyda także możesz go śmiało zbierać. Przynajmniej na tej części błoni rosło całkiem sporo rumianku, ale Kanoe zaczęła się przy okazji rozglądać jeszcze w pobliżu, aby znaleźć jakieś inne rośliny, które mogłaby dodać do swojego koszyczka, kiedy to do jej uszu dobiegło pytanie Ślizgonki. - Nie. Nie widziałam nic. Może to była mysz polna? - zasugerowała, a następnie wskazała na rosnące niedaleko rośliny. - W ogóle wiesz może co to jest? Wyglądało na to, że teraz to ona będzie potrzebowała pomocy de Guise. Równowaga w przyrodzie została zachowana.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Rośliny: wcześniej szałwia, teraz dyptam Ilość: 3+2+1 Co mnie spotkało? -
Z takim prostym i nieskomplikowanym zadaniem naprawdę nie potrzebne były jakieś bardziej złożone instrukcje. Zatem naprawdę nic dziwnego w tym, że Mina nie zwracała na innych większej uwagi na nikogo z kręcących się wokół uczniów, stwierdzając, że najlepiej będzie jeśli po prostu wypełni koszyczek czym trzeba i będzie miała fajrant. Brzmiało to co najmniej sensownie i taki miała plan. Może nawet uda jej się uwinąć z tym wcześniej niż w pół godziny i odda wszystko Walshowi do inspekcji? Miałaby wtedy więcej czasu na to, by rozkoszować się wieczorną herbatką w zamku z dobrą książką w ręku. To zdecydowanie brzmiało przyjemnie. Po zebraniu szałwii postanowiła rozejrzeć się za jeszcze jakimś innym zielem i dlatego też zbliżyła się do Puchona, który przystanął nad kępką jakiś całkiem ładnie wyglądających roślinek, które Hawthorne natychmiast rozpoznała dzięki eksperckiemu oku. I temu, że akurat te konkretne rosły dosyć bujnie na terenach wokół jej rodzinnej rezydencji. - Zajebiście. Znalazłeś dyptam - powiedziała, zerkając ponad ramieniem chłopaka na jego znalezisko po czym schyliła się, żeby zerwać odrobinę do swojego koszyczka. Oby tylko nie przestraszyła go swoim nagłym pojawieniem się za jego plecami, bo niestety czasami miała ten niemiły zwyczaj praktycznie skradania się do innych. Najlepiej byłoby gdyby ktoś ją wyposażył w jakiś dzwonek czy coś podobnego, aby mogła obwieszczać wokół swoją obecność nim zmaterializuje się za kolejną osobą. Chociaż znając życie podobne ustrojstwo zaczęłoby ją irytować po pięciu minutach i po prostu by je zdjęła.
Nauka w Hogwarcie nauczyła ją, że warto czasem prosić o pomoc i nie ujmuje jej to tak bardzo, jak jej to całe życie wpajano. Wiedząc, że Yuuko doskonale zna się na roślinach i w dodatku jako jedna z niewielu nie ma na celu zrobieniu sobie z Rudej wroga, Irvette to właśnie do puchonki zgłosiła się o pomoc. -Rumianek? - Zapytała zdziwiona, patrząc na kwiaty pod swoimi stopami. -No oczywiście! Nie wiem, gdzie dzisiaj jestem myślami. Naprawdę. Dziękuję Ci. - Gdyby nie opanowanie pewnie pacnęłaby się otwartą dłonią w czoło. Zamiast tego roześmiała się jedynie krótko kucając, by nazbierać rumianku wskazanego przez koleżankę. -Jak Ci idzie rysowanie? Jakieś postępy? - Zagadała, próbując podtrzymać small talk. Pamiętała, jak kiedyś próbowała nauczyć dziewczynę pracy z ołówkiem, ale nie szło im to najlepiej. Była ciekawa, czy Yuuko porzuciła te zamiary, czy jednak jeszcze czasem ćwiczy rysowanie. -Wydawało mi się większe, ale może to niewyspanie. - Ściągnęła lekko brwi, po czym pokręciła głową, jakby chcąc samej sobie powiedzieć, że nie warto zawracać sobie tym głowy, skoro nic jeszcze na nich nie wyskoczyło i ich nie pożarło. Zresztą mieli też obok profesora Walsha, który chyba nie pozwoliłby na taki rozwój wypadków. Przynajmniej taką miała nadzieję. Spojrzała na wskazywaną przez Kanoe roślinę i podeszła do niej bliżej, przypatrując się lepiej. -Hmmmm, na moje oko to będzie dymnica. Patrz, ma nieco inny kolor ziaren niż to zboże. - Wskazała na rosnące obok rośliny, by dziewczyna mogła sama sobie porównać i wywnioskować, czy de Guise ma rację, czy też się myli.
Rośliny:rumianek i szałwia Ilość: 5 + 1 = 6 i 6 Co mnie spotkało? -
Nie trzeba jej było zachęcać do wyjścia poza mury zamku, a już na pewno nie wtedy, kiedy w grę wchodziły zajęcia z zielarstwa. Dla Elizabeth był to wręcz idealny sposób na rozpoczęcie dnia, dlatego wskoczywszy w wygodne ciuchy, raźnym krokiem podreptała na miejsce spotkania, które tym razem przypadało przy starej altance. Przywitała się z profesorem i wmieszała się między zgromadzone osoby, stając gdzieś wśród nich, tak jednak, aby nikomu nie przeszkadzać w rozmowach. Mimo że opuściła zamek z dość sporym zapasem czasu do startu zajęć, to po drodze się nie spieszyła, wobec czego nie musiała długo czekać na pierwsze słowa Walsha, w których wyjaśniał im czekające na nich zadanie. A to bardzo jej się spodobało. Zabrała więc kosz i ruszyła na poszukiwania. Miała nadzieję znaleźć naprawdę sporo ziół w ciągu tych trzydziestu minut. Patrzyła uważnie pod swoje nogi, żeby przypadkiem nie zdeptać jakiejś interesującej rośliny, i w zasadzie nie musiała nawet długo łazić, żeby znaleźć całkiem ładny rumianek. Ciężko było go przegapić i nie rozpoznać. Zadowolona ustawiła kosz na ziemi i schyliła się w celu napełnienia go częściowo zerwaną rośliną. W najgorszym wypadku, gdyby nie znalazła nic więcej, zawsze może tu wrócić, o ile oczywiście ktoś inny w międzyczasie nie trafi w to miejsce. W końcu wyprostowała się i zamiast iść dalej, najpierw postanowiła rozejrzeć się po okolicy. A nuż dostrzeże coś wartego uwagi ze swojego położenia? I tak też się stało, bo - o ile się nie myliła - niedaleko rosła szałwia. Liz pokonała tę niewielką odległość, która dzieliła ją od rośliny i ponownie się zniżyła, żeby narwać jej do kosza, który zaczynał wyglądać coraz bardziej przyzwoicie.
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie mieszał się w ich poszukiwania, uznając, że sami powinni poradzić sobie ze znalezieniem potrzebnych im ziół. Nie chciał wszystkiego wskazywać im palcem, mając jednocześnie nadzieję, że nieco zdrowej rywalizacji w niczym im nie zaszkodzi, a przy okazji nieco wyostrzy ich wzrok. Ostatecznie, jeśli chcieli zajmować się ziołami, powinni się do tego przyłożyć, by być w stanie wypatrzeć je pomiędzy stertą nikomu niepotrzebnych chwastów. Z tym ostatnim akurat Christopher był ostrożny, bo czasami zdarzało się tak, że wśród roślin pozornie do niczego niepotrzebnych, znajdowało się prawdziwe skarby, od których nie było sensu się odganiać. To również było coś, czego jego podopieczni powinni się nauczyć, ale na to mieli jeszcze czas. Na razie zaś obserwował ich z lekkim uśmiechem, ciesząc się, że pomimo końca roku szkolnego i egzaminów, znaleźli czas i chęć na to, żeby wybrać się na to spotkanie. - Chodźcie - powiedział w końcu, prosząc ich, by pokazali, co udało im się zebrać, kiwając lekko głową, gdy spostrzegł ślaz, rumianek, dyptam i szałwię, a także, jeśli dobrze widział, dymnicę. Nie było tego jakoś niesamowicie wiele, ale mimo był zadowolony z takiego, a nie innego obrotu spraw. - Chciałbym, żebyście dzisiaj podzielili się ze sobą wzajemnie swoją wiedzą. Nie tylko na temat zebranych przez was ziół, ale również na temat tego, jak najlepiej pozyskać z nich potrzebne składniki. I jeśli to możliwe, zaprezentowali to pozostałym - dodał po chwili, uśmiechając się ponownie, siadając po turecku na środku starej altany. - Mam tutaj również pokrzywy i walerianę, które zebrałem wcześniej, więc możecie wybrać sobie którąkolwiek z tych roślin.
Kość k100 na powodzenie podjętych działań 1-33 Wybierasz szybko zioło, z którym sobie poradzisz, bo wiesz, że z innymi możesz mieć problem. O tym przynajmniej coś naprawdę wiesz i jesteś w stanie przekazać innym chociaż tę minimalną ilość posiadanej wiedzy. Jeśli chcesz, możesz zachęcić innych, żeby dopowiedzieli coś do twoich wyjaśnień. 34-67 Coś wiesz, czegoś nie wiesz, coś ci się plącze? Może mylisz właściwości dwóch roślin i z twoich działań nie wychodzi do końca to, co wyjść powinno? Nie masz się jednak czym martwić, jeśli tylko gdzieś pojawiło się potknięcie, zaraz rozwiążesz ten problem, sam albo z czyjąś pomocą. 68-100 Co ty dużo mówić, potrafisz wszystko. Opowiedzieć, zrobić, pokazać, z przyjemnością dzielisz się swoją wiedzą, a jeśli będzie trzeba, to pomożesz też pozostałym uczestnikom spotkania. W końcu po to tutaj jesteście, żeby dzielić się swoją wiedzą.
1. Do kości możecie dodać wszystkie swoje punkty kuferkowe z zielarstwa. 2, Spotkanie kończymy 24.06.
kostka:8 i już nawet nie dodaję kuferka, bo to nic nie zmieni
Chodziła jeszcze przez jakiś czas, rozglądając się za roślinami innymi niż rumianek i szałwia, ale albo nie skupiała się wystarczająco na tym zadaniu, albo już po prostu pozostali uczestnicy spotkania je zerwali. Chociaż to jakoś niekoniecznie do niej przemawiało, bo w okolicy na pewno było na tyle różnych ziół, że nie powinno ich zabraknąć. Coś jednak udało jej się wcześniej znaleźć, więc na szczęście nie wracała z pustym koszykiem do profesora, kiedy ten ich w końcu zawołał. No i co ważniejsze - obyło się bez przykrych niespodzianek. Nie podejrzewała, że z drugim etapem zadania pojawią się problemy. Kiedy przyszło do wybierania zioła, zdecydowała się szybko na to, z którym wiedziała, że na pewno sobie poradzi. Na inne ledwo rzuciła okiem ze świadomością, że mogło być gorzej. Tak więc zaczęła swój wywód o rumianku, starając się przekazać pozostałym to, co wiedziała na jego temat i... niestety nie było tego wiele. Pamięć zaczęła ją zawodzić w najmniej oczekiwanym momencie, a Puchonka nie widziała sensu w laniu wody. Powiedziawszy już wszystko zamilkła i popatrzyła po innych, jakby chciała wybadać, czy może ktoś chciałby coś jeszcze dodać. Nie miałaby zupełnie nic przeciwko.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Mina raczej jakoś szczególnie nie garnęła się do tego, żeby pomagać innym. Postanowiła zatem po prostu skupić się na przekazaniu i zaprezentowaniu tego, co sama wiedziała na temat zebranych przez siebie roślin. I cóż może nie była jakąś wielką eliksirolożką, bo chyba właśnie takie osoby najlepiej się znały na tym jak wykorzystywać w praktyce rośliny, ale jakby nie patrzeć jednak Hawthorne'owie zaopatrywali apteki i przygotowywali towar do użycia. Dlatego też co nieco na ten temat wiedziała i mogła dzięki temu podzielić się tym i owym ze zgromadzonymi, prezentując niektóre z technik na zebranych wcześniej przez siebie ziołach. Miała tylko nadzieję, że wszystko brzmiało zrozumiale i nie popłynęła za bardzo ani nie zasypała zgromadzonych gradem informacji. Czasami mogła się zapomnieć i powtórzyć coś po babce czy starszym kuzynie, którzy nie omieszkali używać bardziej profesjonalnego języka, a ona chcąc nie chcąc podłapywała to jednak i powielała w swojej mowie.
Yuuko Kanoe
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Trochę roślin udało jej się uzbierać. I to całe szczęście takich, które doskonale znała i wiedziała, co należałoby z nimi robić. Dlatego też nie miała większych problemów z tym, aby w miarę prosto i przystępnie wytłumaczyć zarówno właściwości jakie posiadały zebrane przez nią zioła i krótko omówić to jakie mogą znaleźć zastosowania i w jaki sposób najlepiej je przygotować i przetworzyć do używania. Czasami warto też było wspomnieć o tym jak powinno się je przechowywać. Zwłaszcza jeśli nie chodziło o susz, który po prostu należało zabezpieczyć przed wilgocią. Ogólnie rzecz biorąc to nie było tak źle i miała nadzieję, że to, co powiedziała było informacyjne i przyda się im wszystkim w przyszłości jeśli rzeczywiście interesują się zielarstwem i praktycznym zastosowaniem roślin. Przynajmniej tak można było sądzić po ich obecności na spotkaniu koła, na które uczęszczali raczej pasjonaci niż entuzjaści darmowych punktów dla domu lub ci, którym było zdecydowanie za dużo wolnego czasu. Oczywiście, będąc sobą, Yuuko była gotowa do tego, by pomóc któremuś z innych uczniów, gdyby tylko nie radził sobie z zadaniem. W końcu od tego była, prawda?
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher miał świadomość, że obecne spotkanie nie było najbardziej przebojowe i domyślał się, że uczestnicy woleliby zapewne coś innego, ale nie zamierzał narzekać. Cieszył się, że ktokolwiek się zjawił, że ktokolwiek miał chęć przed egzaminami bawić się w dodatkowe spotkania, dodatkową naukę i przekazywanie swojej wiedzy, przy jednoczesnym uczeniu się od innych. Zawsze uważał, że taka forma jest najlepsza, że daje możliwość popisania się własnymi zdolnościami, ale jednocześnie pozwala na zapoznanie się z tym, o czym pojęcie mieli inni, daje szansę na uzupełnienie własnych informacji, co było cenne, niezależnie od tego, jakiego tak naprawdę dotyczyło przedmiotu. Niemniej jednak obserwując uczestników spotkania, zaczął się zastanawiać, co powinien wymyślić na kolejne spotkania, dochodząc do wniosku, że jeśli będzie miał okazję, spróbuje z nimi o tym porozmawiać. Choćby w czasie nadchodzących wakacji, które, jak miał nadzieję, upłyną we względnym spokoju. Miał czas, żeby wymyślić coś lepszego, coś, co mogłoby ich zainteresować, coś, co mogłoby wciągnąć ich na nowo w zajęcia koła. Rozmowa z Irvette już częściowo mu to pokazała, teraz zaś widział to o wiele wyraźniej i kiedy dziękował im za przyjście, obiecywał sobie w duchu, że ich kolejne spotkanie będzie zdecydowanie bardziej emocjonujące.
z.t dla wszystkich
______________________
One life
one choice one heart one home One hope one pride one truth