1. Czym jest niematerialne dziedzictwo kulturowe i jaki ma główny cel? Niematerialne dziedzictwo kulturowe to przekazywane z pokolenia na pokolenie praktyki, wiedza, wyobrażenia, idee i wartości, umiejętności, tradycje, przekazy, ale też związane z nimi artefakty, przedmioty i miejsca. 2. W jakich dziedzinach może się przejawiać? Umiejętności związane z rzemiosłem tradycyjnym; Tradycje i przekazy ustne Zwyczaje, rytuały i obrzędy świąteczne; Sztuki widowiskowe i tradycje muzyczne; Wiedza i praktyki dotyczące przyrody i wszechświata. 3. Na czym polega ochrona tego rodzaju kultury? Utrwalenie dziedzictwa, zachowanie i przekazanie go następnym pokoleniom, regularne praktykowanie jej. 4. Podaj dwa przykłady znanych Ci, konkretnych zjawisk, które można zakwalifikować do niematerialnego dziedzictwa kulturowego. Widowiska karnawałowe, gry i zabawy
C. Hudson, IX rok
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
1. Niematerialne dziedzictwo kulturowe to wszystkie przekazane nam przez przodków nieuchwytne przejawy tego, co tworzy naszą tożsamość. Są to więc różne praktyki, wyobrażenia, przekazy, ale też związane z nimi artefakty czy też miejsca.
2. - tradycje i przekazy ustne - sztuki widowiskowe i tradycje muzyczne - umiejętności związane z rzemiosłem tradycyjnym. -
3. Ochrona tego rodzaju kultury polega na przekazywaniu jej kolejnym pokoleniom.
przesyłam pracę domową. 1. Niematerialne dziedzictwo kulturowe to przekazywane z pokolenia na pokolenie praktyki i wiedza, wyobrażenia, idee i wartości, umiejętności, tradycje, a także związane z nimi artefakty, przedmioty i miejsca. Wzmacnia poczucie przynależności do grupy. 2. - rytuały, zwyczaje i obrzędy świąteczne - tradycje i przekazy ustne - sztuki widowiskowe - 3. Ochrona tego rodzaju kultury polega głównie na pamiętaniu o jej istnieniu, przekazywaniu tej wiedzy kolejnym pokoleniom. 4. - tradycyjne metody leczenia -
1. Niematerialne dziedzictwo kulturowe to przekazywane z pokolenia na pokolenie praktyki, wiedza, wyobrażenia, idee i wartości, umiejętności, tradycje, przekazy, także związane z nimi miejsca, artefakty i ogólnie przedmioty. Najważniejszym celem jest wzmocnienie przynależności do danej grupy, społeczności bądź wspólnoty. 2. - tradycje i przekazy ustne - sztuki widowiskowe - umiejętności związane z rzemiosłem tradycyjnym - wiedza i praktyki dotyczące przyrody i wszechświata 3. Ochrona polega na przekazywaniu danej wiedzy kolejnym pokoleniom i dalszemu praktykowaniu poszczególnych zwyczajów. 4. - widowiska karnawałowe -
Hero Ontario Thìdley, Gryffindor 8 klasa
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
przesyłam zadaną pracę domową. 1. Niematerialne dziedzictwo kulturowe wzmacnia poczucie przynależności do danej grupy, tworzy tożsamość. To przekazywane z pokolenia na pokolenie praktyki, wiedza i zwyczaje, umiejętności, wartości i idee. To również przedmioty, artefakty i miejsca związane z tymi tradycjami. 2. - tradycje i przekazy ustne - rytuały, zwyczaje i obrzędy świąteczne - - 3. Ochrona niematerialnego dziedzictwa kulturowego polega na przekazywaniu wiedzy o nim kolejnym pokoleniom, kultywowaniu zwyczajów. 4. - przedstawienia - muzyka wokalna i instrumentalna
1. Samogrająca Harfa- Jest to duży instrument strunowy, szarpany. Znana jedynie w świecie czarodziei, zazwyczaj zrobiona z najzwyklejszego drewna, które można dowolnie ozdabiać, a także kolorować i włosów jednorożca, pegaza bądź nawet wilii. Strun ma czterdzieści osiem, w tym ostatnia, najniższa nie służy do grania, a do specjalnej funkcji instrumentu. Po szarpnięciu jej w starszych modelach można usłyszeć nieprzyjemne dla ucha buczenie, a w nowszych nie słychać nic. W tym czasie należy zanucić melodię, którą chcemy by harfa zagrała bez naszej interwencji. Instrument ten jest jednym z najstarszych na świecie. Do dziś nie wiadomo co pojawiło się pierwsze- harfa mugoli, czy harfa czarodziei. 2. Czarodziejski Flet- Instrument dęty wykonany z drewna Śpiewonika- drzewa, który raz do roku w czwarty dzień wiosny nuci największy, obecny przebój świata czarodziei. Flet wywodzi się od Magicznej Fujarki, która przypomina go kształtem i dźwiękiem. Instrument ten jest szczególnie popularny u dziewcząt ze względu na jego funkcje. Gdy się zagra na nim czysto jakąkolwiek melodię przychodzi do nas osoba, która najbardziej nam się podoba. Musi jednakże być w zasięgu dźwięku, by czar zadziałał.
Theodore Arthur Thìdley Ravenclaw IX klasa
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
jako że nie jestem znawcą magicznych instrumentów i uważam je za uboższe, mniej interesujące, a ponadto często niszczące samą ideę nauki gry na nich - na przykład taka inteligentna perkusja, która w praktyce nawet amatorowi nie pozwala na popełnianie błędów - pozwolę sobie opisać instrumenty pochodzenia mugolskiego.
jednym z nich jest marimba - kuzyn ksylofonu, mający starożytne pochodzenie i wywodzący się z Indonezji, Amazonii lub Afryki (Ja przyjmę za najbardziej prawdopodobną trzecią hipotezę, bo samo słowo "marimba" pochodzi z afrykańskiego języka Bantu używanego w Mozambiku i Malawi.) Do Ameryki (głównie Gwatemali - tam 20 lutego obchodzi się nawet Narodowy Dzień Marimby!) prawdopodobnie przywędrowała wraz z niewolnikami. W wersji etnicznej jest prostym, żeby nie powiedzieć prymitywnym, instrumentem perkusyjnym. Jednak profesjonalna marimba daje ogromne możliwości; jej brzmienie jest miękkie i bogate w tony harmoniczne. Wykonana jest zazwyczaj z drewna palisandrowego, a sztabki marimby są szersze i cieńsze niż te ksylofonu. Gra się na niej pałkami, często trzymając po dwie w każdej ręce, co pozwala wydobyć jednocześnie cztery dźwięki. Brzmienie marimby usłyszeć można współcześnie na nagraniach muzyki popularnej mugoli, na przykład w słynnej piosence Mamma Mia.
Uważam, że godne zainteresowania będzie również ukulele, którego nazwa pochodzi z języka hawajskiego i oznacza "skacząca pchełka". Inspirowana była pierwszym człowiekiem, który ten instrument rozpowszechnił; skocznym człowiekiem, który skojarzył się ludziom właśnie z tym owadem - nie wiem, czy to było bardzo pochlebne przezwisko... Tradycyjnym materiałem do produkcji ukulele jest drewno koa - gatunku akacji występującej wyłącznie na Wyspach Hawajskich. Jeśli chodzi o czasy współczesne to początkowo ukulele było typowo jazzowym instrumentem, później kabaretowym. W latach 60 z powodu fali rock'n'rolla niesłusznie zaczęło być uważane za "instrument poprzedniego pokolenia". Jest wiele rozmiarów tego niepozornego instrumentu, ale wyróżnia się trzy główne: sopranowe, koncertowe i tenorowe. Alternatywnym rodzajem ukulele jest "ananas" w kształcie niesymetrycznego owalu. Nieistotne jednak w jakiej formie, trzeba przyznać, że ukulele najlepiej komponuje się w komplecie z trawiastą spódniczką i kwiecistym naszyjnikiem.
Ezra T. Clarke, X klasa, Ravenclaw
Ostatnio zmieniony przez Ezra T. Clarke dnia Pon 26 Mar 2018 - 20:33, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : literówki </3)
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Pozwoliłam sobie wybrać instrumenty mugolskie, ze względu na to, że cenię je sobie znacznie bardziej niż te wymyślone przez czarodziejów.
Przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę na skrzypce. To najmniejszy instrument smyczkowy (nazwa pochodzi z włoskiego "violino"). Wykonuje się je z drewna orzechowego i lipowego. Posiadają cztery struny, którymi operuje się za pomocą smyczka i palców. Ich drganie powoduje powstanie rezonansu. Struny niegdyś tworzono z włókna z jelit zwierząt (katgut), ale zastąpiono je metalem. Pierwsze skrzypce skonstruował w 1555 Andrea Amati, poprzednie instrumenty, zwane violetta, posiadały tylko trzy struny. Sławne może być nazwisko Antoniego Stradivari - włoski lutnik wytworzył największą ilość skrzypiec, ok. 1100, a wiele przetrwało do dzisiaj i są warte miliony. Istnieją wiele wersji gry, najpopularniejsza to arco - grający kładzie instrument na lewym ramieniu, opierając głowę o tzw. podbródek. Lewą dłonią przytrzymuje się szyjkę, prawą przesuwa smyczkiem. Druga to pizzicato - szarpanie strun palcami, żeby uzyskać różne dźwięki.
Za bardzo interesujące uważam również dudy. To instrument muzyczny dęty drewniany - powszechnie uważany za symbol Szkocji. Z gaelickiego a' phìob mhòr, instrument ten znali już w starożytności na Dalekim Wschodzie. Rzymianie rozpowszechnili go w Wielkiej Brytanii, gdzie przyjął się wśród Szkotów i Irlandczyków. Składa się z kilku piszczałek melodycznych i burdonowych, worka z owczej skóry i rurki przez którą dmucha się powietrze. Służyły nie tylko podczas uroczystości czy zabaw, ale także jako sygnały i alarmy w czasie bitew. Istnieje wiele odmian dud, w zależności od kraju i regionu, najsławniejsza pozostaje jednak The Great Highland Bagpipe.
Praca domowa Pianino Lanceley'a — jak sama nazwa wskazuje, to pianino nosi moje nazwisko, co samo za siebie mówi, ale nie chce mi się wdawać w szczegóły. Posiadacze tego niezwykłego instrumentu czują się powiązane z tym przedmiotem, niczym do swojej drugiej połówki, ale bardziej to jest raczej uczucie przywiązania do ulubionego zwierzaczka. Mówią, że osoba posiada cząstkę duszy osoby, która je zrobiła. Nie jest to zwyczajne pianino, żeby opanować grę na nim, wymaga to lata ćwiczeń. Ten instrument potrafi z początku narzucać emocje, osobą, które słuchają melodii wydobywającej się z pianina. Jest jak żywa istota, więc żeby swoim graniem wpływać na to, jakie emocje mają towarzyszyć podczas słuchania innym ludziom — po prostu po jakimś czasie powinniśmy się z nim zgrać. Gitara Różdżkowa — mój ulubiony instrument. Popularny wśród naszej młodszej społeczności, zasilany przez różdżkę. Umieszczamy ją w odpowiednim otworzę i możemy grać! Kręci się różdżką, aby wydobyć odpowiedni dźwięk. Jest jak pudełko niespodzianka. Bywa, że może wypuścić kolorowy dym, zmienić kolor podłogi czy ścian. Sprawia, że podłoga zaczyna się ruszać, albo przedmioty wokół zaczynają tańczyć! Dobry kumpel do psot po lepszym poznaniu!
Doris O. L. Lanceley, Slytherin, klasa VII
Holden A. Thatcher II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
podczas szukania fajnych instrumentów do mojej pracy, natrafiłem na coś o nazwie bałałajka. Wyglądało jak dziwna, przerośnięta gitara. Dowiedziałem się, że to rosyjski instrument ludowy o trzech strunach, ale niezbyt lubiany przez Rosjan, zaś bardzo ceniony na Ukrainie (dziwne, prawda?). Jest dość ogromna, a mimo to buduje się ją w różnych rodzajach, tak jak zwykłą gitarę, bowiem bałałajka należy do instrumentów gitarowych. Zazwyczaj do gry używa się kostki, jednak w przypadku najcięższego rodzaju - bałałajki kontrabasowej, polecają podeszwę buta (naprawdę, mogę pokazać źródło, gdzie to znalazłem!). Bałałajka nie przypomina jednak kształtem inny instrumentów strunowych, zaokrąglonych i raczej symetrycznych. Jest trójkątna, prawie jak stare miotły do zamiatania, bo nawet te wyścigowe są już schludniejsze. Drugie, wybrane przeze mnie odkrycie, to gayageum, o którego istnieniu dowiedziałem się, podsłuchując rozmowy uczniów z Mahoutokoro, więc ciekawość kazała mi sprawdzić. Okazuje się, że jest to koreański instrument szarpany, używany w muzyce ludowej, chociaż moim zdaniem pasuje też do utworów rockowych. Według legendy Gayageum zostało skonstruowane przez jednego z władców w okresie VI wieku, a jego dosłowna nazwa oznacza "królewskie struny". Oficjalnie przyjmuje się jednak, że został sprowadzony do Korei z Chin. Wyglądem przypomina nieco niemiecką cytrę, choć jest o wiele większy. Trochę jak kłoda ze strunami, jednak brzmienie ma delikatne. Często akompaniowano nim przy poezji śpiewanej. Współcześnie tworzy się wiele wersji tego instrumentu w różnych rozmiarach, jednak mnie najbardziej spodobała się ta oryginalna. Mam nadzieję, że Pan Profesor będzie zadowolony z mojej pracy. Pozdrawiam,
1. Samogrająca Harfa- największy z czarodziejskich instrumentów, mało który czarodziej może pozwolić sobie na trzymanie go w domu. Pozornie przypomina mugolską harfę i tak można go traktować grając na czterdziestu siedmiu strunach. Gdy użyje się struny czterdziestej ósmej harfa odtworzy nuconą przez grającego melodię - nawet jeśli osoba ta zanuciła zaledwie mały wycinek. Liczba odtworzeń melodii jest zależna od liczby uderzeń w strunę. 2. Pianino Lanceleya - jak sama nazwa wskazuje jest wytwarzany tylko i wyłącznie w zakładzie Lanceleyów. Krążą pogłoski, że wytwórcy wkładają w niego fragment swojej duszy dzieki czemu relacja muzyka z instrumentem jest zbliżona do relacji między właścicielem, a zwierzakiem, niektórzy porównują ją nawet do ludzkiej przyjaźni. Pianino jest trudne do opanowania, zajmuje to nawet kilka lat, dlatego należy ono do najtrudniejszych instrumentów muzycznych. Do momentu zaprzyjaźnienia się z nim często narzuca grającemu własne emocje, jednakże po opanowaniu go uzyskuje się niesamowity efekt.
instrumenty przeze mnie wybrane to te mugolskie, które mają dużo ciekawszą historię - oczywiście - moim zdaniem, a dodatkowym argumentem dla ich wyboru jest fakt, że na nich gram i ich historia jest mi najbliższa.
Fortepian należy do rodziny instrumentów strunowych, młoteczkowych i klawiszowych. Charakteryzuje go przede wszystkim niezwykle elegancki wygląd, który pomimo masywnej konstrukcji nie sprawia wrażenia nad wyraz ciężkiego, a to za sprawą melodii, jakie możemy uzyskać poprzez grę na śnieżnobiałych i czarnych klawiszach. Fortepian wywodzi się od klawikordu (instrumentu pochodnego z tej samej rodziny) i jest on uznawany za przodowy instrument solowy. Kompozytorzy epok klasycyzmu, romantyzmu i współcześni, mają w swym dorobku całą gamę dzieł znanych w środowisku artystycznym. Niektórzy odważyli się nawet ryzykować poprzez wsadzanie między struny różnych przedmiotów (śruby, łyżki, itp.), by tylko móc wydobyć innowacyjny dźwięk. Wszechstronność fortepianu jest dodatkowym uzupełnieniem nauki w innych dziedzinach muzyki.
Skrzypce natomiast są najmniejszym instrumentem smyczkowym, choć mają najwyższe strojenie. Dużym prawdopodobieństwem jest, że w historii skrzypce wywodzą się z Polski, gdzie to po dotarciu do Włoch, tamtejsi artyści w swych strojonych kwintach wspominali czterostrunowy instrument. Można by odszukiwać wielu dat w historii tego instrumentu, jednak pierwszą publikację na skrzypce była muzyka dworska, francuska z 1581 roku. To barok jednak pozwolił na pełne wypromowanie skrzypiec, dzięki czemu stały się one niezwykle popularne i odgrywają niesamowicie ważną rolę aż do dziś, nadając artystycznemu światkowi kunsztu, zaś występom muzyków klasy i szyku. Melodie płynące ze skrzypiec są niejednoznaczne, budzą przeróżne emocje i pozwalają na poczucie każdą komórką drobnych dźwięków, które na długo są w stanie utkwić w pamięci słuchaczy.
zdecydowałem się na opis dwóch instrumentów, które są dla mnie w pewien sposób wyjątkowe. Pierwszym z nich jest wiolonczela, która była w moim domu obecna, odkąd tylko pamiętam. Uchodzi za ulubiony instrument mojego dziadka, Oleandra Tullia: jest muzykiem i zawsze pilnował, by każdy członek rodziny miał chociaż podstawowe pojęcie o muzyce.
Wiolonczela należy do instrumentów strunowych smyczkowych, a jej budowa przywodzi na myśl skrzypce: jest jednak dwa razy większa w korpusie, a także posiada czterokrotnie wyższe boczki. Dźwięk zachowuje się w ramach tenorowo-basowych, a wydobywany jest za pomocą czterech strun, motywowanych do brzmienia za pomocą smyczka. Grę należy prowadzić w pozycji siedzącej, obejmując pudło kolanami. Sam instrument opiera się o ziemię za pomocą specjalnej nóżki. Budowę zdecydowałem się rozrysować poniżej:
W świecie czarodziejów znane są także instrumenty smyczkowe, które potrafią same się nastrajać. Mój dziadek zwykł bardzo często z takowych korzystać. Niestety łatwo je rozstroić byle trąceniem kołka, dlatego należy z nimi bardzo uważać.
Kolejnym instrumentem jest samisen, który miałem okazję usłyszeć na ziemiach, z których rodzimie pochodzi, czyli w Japonii. Wielkościowo przypomina gitarę, choć osobiście uważam, że samisen bardziej przywodzi na myśl typowe, amerykańskie banjo. Pod względem rodzaju jest to tradycyjny japoński instrument strunowy szarpany. Posiada trzy struny, które oryginalnie były wykonywane za pomocą jedwabiu, jednak w dzisiejszych czasach używa się materiałów sztucznych, wytwarzanych przez mugoli. Uderza się w nie tak zwanym „bachi”, wydobywając charakterystyczny, mocny dźwięk. Poniżej zamieszczam oryginalną, japońską pisownię nazwy tego instrumentu:
三味線
Dosłowne znaczenie tych znaków, to „struny trzech smaków”.
Liam A. Rivai Hufflepuff, rocznik VII.
Angel Price
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : czarujący uśmiech, drobny kolczyk w lewym uchu, gładziutka twarz niczym pupa archanioła no dobrze z lekkim kilkudniowym zarościkiem, czerwone usta o smaku truskawkowym
Temat pracy: "Czy czarodziejów obarczonych likantropią powinno izolować się od reszty magicznego społeczeństwa?”
Drogi profesorze Howardzie Foresterze. Moje zdanie w tej sprawie jest całkowicie jednoznaczne. Tak, powinno się ich izolować od społeczeństwa. To potwory w ludzkich skórach. Tylko udają ludzi. Nie panują nad swoimi przemianami. Są niebezpieczni, a jak ugryzą kogoś nawet przez przypadek to koniec. Ta zaraza rozprzestrzenia się jak dżuma. Nie ma na to lekarstwa. Nie można ryzykować, że ktoś zostanie ugryziony, bo likantrop zapomniał swojego eliksirku — no bez jaj. Powinni być pod ścisłą kontrolą Ministerstwa Magii. Przy przemianie zamykani w klatkach i izolowani. Zacznijmy od początku, po pierwsze stwarzają niebezpieczeństwo dla innych zdrowych ludzi. Jak można czuć się bezpiecznym, kiedy Twój kolega z ławki to wilkołak? I jeszcze o tym się nie wie. Zresztą to emocjonalnie rozchwiane typy. Nie będę się wypowiadać czy powinni uczyć się w szkole; może obrałoby to zbyt ostry rasistowsko-gatunkowy kierunek. Przede wszystkim wszyscy powinniśmy wiedzieć o ich likantopi, żeby wiedzieć, z kim się zadawać, a z kim nie — powinniśmy mieć wybór! Brzydzą mnie i napawają przerażeniem. Przede wszystkim to pierwsze. Po drugie powinni dostawać bezpłatnie eliksir tojadowy i ministerstwo powinno ich zamykać na czas pełni. Robić łapankę. Po przemianie mogą wracać do swojego "normalnego życia". Bezpłatne eliksiry, ponieważ jeszcze mieliby jakieś debilne wytłumaczenie, że niby ich nie stać czy coś na bycie świadomym! A fe, też mi coś! Gdy są za granicą państwa, powinni poinformować o tym. Wtedy na pewno wszyscy normalni i zdrowi czuliby się bezpieczniej. Istniałaby świadomość, że żaden wilkołak nie czai się na nich w lesie czy w ogródku. Moje stanowisko się nie zmieni. Jestem za ostrzejszymi prawami traktowania takich podludzi, którzy nie są ani ludźmi, ni to bestiami. Chuj wie czym! Za przeproszeniem, dziękuje za przeczytanie i mam nadzieje, że ktoś moje rady weźmie sobie do serca. W końcu ktoś powinien coś z tym zrobić...
Z Wielkim Szacunkiem i Poważaniem Angel Price, Gryffindor, klasa X
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
nawiązując do aktualnego tematu koła dzielnych dysputantów, uważam że wyjściem do dalszych rozważań powinno być przede wszystkim określenie charakteru likantropii. Sam stoję na stanowisku, że jest to choroba jak każda inna, a to prowadzi z kolei do oczywistego wniosku, że osób chorych nie należy w czarodziejskim społeczeństwie dyskryminować. Na marginesie dodałbym tylko, że byłoby to bezmiar nieuczciwe, zważywszy na fakt, że zdecydowana większość wilkołaków nie została nimi z własnej, nieprzymuszonej woli. Ponadto historia wielokrotnie już pokazała, że próby zwalczania jakiejś niewygodnej mniejszości zwykle dawały odwrotny efekt, sprawiając że grupa taka stawała się jeszcze bardziej agresywnie i nieprzychylnie nastawiona do uciskających ją oprawców – czemu właściwie wcale się nie dziwię, bo sam nie chciałbym być marginalizowany przez wzgląd na przywary, na które nie do końca mam wpływ. Oczywiście nie wszystko jest jednak tak proste, jakim się wydaje. Humanitarne podejście to jedno, ale nie należy również zapominać, że skutki likantropii są niezwykle niebezpieczne, zaś sama osoba dotknięta tą przypadłością podczas pełni jest ogromnym zagrożeniem dla innych czarodziejów. Nie uważam, by izolacja była odpowiednim sposobem radzenia sobie z problemem, ale niewątpliwie należałoby przedsięwziąć pewne środki ostrożności. Przede wszystkim każdy wilkołak powinien mieć obowiązek wpisu w odpowiednim rejestrze w Ministerstwie Magii, a niedopełnienie tego obowiązku winno być obarczone naprawdę surową karą, by odstraszyć likantropów od matactwa na temat swojej choroby. Dobrym pomysłem byłoby również powołanie odpowiednich służb, które podczas pełni sprawowałyby opiekę i kontrolę nad osobami wpisanymi do rejestru lub tymi, co do których powzięto uzasadnione podejrzenie, że mogą być obarczone wilkołactwem. Wówczas wskazywane byłyby również miejsca, w których likantropi mieliby przebywać w tę newralgiczną noc. Takie metody działania zminimalizowałyby potencjalne negatywne konsekwencje i pozwoliłyby spojrzeć zupełnie inaczej na problem wilkołactwa. W końcu niechęć do nich wynika najczęściej z niezrozumienia tematu i obaw o własne bezpieczeństwo. Jeżeli zostałoby ono czarodziejskiej społeczności zapewnione, myślę że z czasem coraz więcej osób zaczęłoby tolerować swoich bliźnich – wszak nadal pozostają oni czarodziejami, nawet mimo swego futerkowego problemu. Podsumowując, jestem przeciwnikiem izolacji likantropów, jednak ich jestestwo w społeczeństwie powinno być moim zdaniem prawnie uregulowane, co mogłoby pozytywnie wpłynąć na pogodzenie obu stron konfliktu.
z wyrazami szacunku, Matthew Gallagher - Slytherin, rocznik IX
Zgodnie z wytycznymi pana zadania przygotowałam analizę mojego magicznego ja. Jak panu zapewne wiadomo, moje imię, którym się niestety nie szczycę, w pełni jest formą "Claudine". Na szczęście Futhark starszy nie posiada w sobie litery "C" dzięki czemu mogę prowadzić analizę według imienia z którym utożsamiam się znacznie bardziej, mianowicie Dina. Literami, których run szukałam były więc "D" oraz "H". Litera "D" odpowiada runie dagaz. Jest to dwudziesta trzecia runa w alfabecie starego futharku, symbolizuje dzień, światło słoneczne, które może być interpretowane jako przebudzenie i oświecenie jak i nową, wschodzącą nadzieję. Dagaz cechuje się energią bardzo pozytywną, odblokowuje pokłady serdeczności i miłości w człowieku tak, jak pojawia się wschodzące zza horyzontu słońce. Runa ta pozwala pokonywać przeciwności oraz zakończyć wlokące się za nami sprawy. Dagaz znajduje się w trzecim Aett'cie, który podlega bogowi Tyr, a jak wiemy z zajęć trzeci Aett prowadzi zazwyczaj do zmian i transformacji. W rozkładzie oznacza, że ideały i ambicje wysuwają się na pierwszy plan, co rozumiem bardzo personalnie jako osoba dążąca do sukcesu bez zbędnego oglądania się na innych. Pozwala koncentrować się na sobie i swoim życiu, trzeźwo oceniać możliwości, ale nie na łeb na szyję jak jakiś w gorącej wodzie kąpany Gryfon lecz z zachowaniem rozsądku, jak na wychowanka domu Slytherina przystało. Litera "H" odpowiada runie hagalaz. Jako runa znajduje się w drugim Aett'cie, który jest ósemką wypełnioną przez wielkie siły, zarówno te stworzenia jak i chaosu. Hagalaz symbolizuje lód, grad i kompletny chaos dążący do przewartościowania życia. Jest to również runa nordyckiej bogini Hagal zwanej wiedźmą. Wbrew pierwszemu wrażeniu, runa choć ma symbolizować zniszczenie w domyśle niszczyć ma to, co nam nie służy. Odpowiada ona zaufaniu samemu sobie, odpowiada by podążać za swoją intuicją i słuchać głosu rozsądku nawet wtedy, gdy wydaje się to początkowo niedorzeczne. Runa Hagalaz uważana jest za naczelną runę czarownic, sprawia, że cele i marzenia stają się realne, umożliwia koncentracje na obranych ścieżkach i pomaga się rozwijać. W rozkładzie okazuje się potężną runą związaną z przemianą i odrodzeniem. Pomaga pamiętać by nie trzymać się kurczowo tego co udało się już osiągnąć a zawsze starać się stawiać krok dalej. Wydaje mi się, że jako młoda czarownica charakteryzuję się wysokim apetytem sukcesu i patronat tak wielkiej mocy runicznej jest dla mnie niezwykle ważny. Mam nadzieję, że moja rozprawa przypadnie panu do gustu.
Z poważaniem Dina Harlow
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
uniżenie informuję, iż zgodnie z zaleceniem - poddaję się pańskiej karze za moje czyny haniebne, o których na głos wspominać nie należy i w związku z powyższy wyznaję, iż moim ulubionym rodzajem magicznych przedstawień są musicale. I choć zapewne sądzi Pan w tej chwili, że okrutnie się zgrywam i ponownie stroję sobie nieprzystojne żarty, śpieszę z wyjaśnieniem, iż tym razem akurat wcale nie zmyślam, a już na pewno nie oszukuję. Przyznaję, choć zabrzmi to zabawnie, że nie ma dla mnie nic ciekawszego i bardziej pociągającego, niż historia opowiedziana śpiewem i muzyką. Przydługie dialogi dramatyczne, czy ciągnące się jak flaki z olejem wielkie monologi, wprawiają mnie w stan nudy największej na świecie. Zapewne, gdyby spotkał mnie Pan na sali w czasie grania jakiegoś dramatu, prędzej usłyszałby Pan moje chrapanie, niż rozpaczliwe darcie szat kolejnych aktorów, którzy spoglądaliby na mnie z odrazą i wzdrygali się ze wstrętem na widok takiego ignoranta. Cóż jednak robić? Nie przemawia do mnie wielka sztuka, wolę czuć dreszcze, gdy ktoś śpiewem porusza gwiazdy - może Pan wstawić tutaj cokolwiek innego brzmiącego równie patetycznie, ale może mi Pan Profesor wierzyć, nie raz miałem od tego gęsią skórkę. Pomijam jednak milczeniem Hogwarts Musical, prędzej wolałbym spędzić miesiąc mąk z dramatami, niż musieć spoglądać na te górnolotne opowieści znikąd. Zaraz zapewne odkryje Pan, że tak naprawdę ze mnie straszny romantyk i pewnie w głębi duszy jestem dobrym chłopcem, ale trudno się mówi. Skoro kazał Pan wspomnieć, jaki magiczny rekwizyt został według mnie najlepiej użyty w przedstawieniu, jakie miałem okazję widzieć - swoją drogą, powiedzmy sobie szczerze, że tych z czarodziejskiego świata zaliczyłem całe dwa, więc wiedzę pewnie mam równą kałuży na podwórku - byl lampion wspomnień w Merlin Wizard Superstar i podejrzewam, że doskonale wie Pan Profesor, o jakiej scenie mówię. Mam nadzieję, że Pan Profesor uzna ten list pełen zwierzeń i wynurzeń za dostateczną karę, bo muszę przyznać, ze nie jestem najlepszym na świecie aktorem i gdyby kazał mi Pan Profesor występować przed publicznością, to zapewne lepiej byłoby zawezwać stado baranów, spisałoby się lepiej.
Z wyrazami szacunku Maximilian (oficjalnie Orzechowski) Brewer VII rok Dom Gryfa
A jakie są z kolei moje ulubione rodzaje przedstawień? Jestem gryfonem i nie cierpię nudy. Dla mnie musi coś się dziać. Muszą być zwroty akcji, wybuchy, trochę dreszczyku i strachu. Nie znoszę nudy i smętnych historii, którym możemy ostatnio pełno zaobserwować. Po prostu lubię przedstawienia z akcją z wątkami kryminalistycznymi. I niekoniecznie takie gdzie wszystko dobrze się kończy! Lubię, jak w przedstawieniu jest zachowany realizm. Główny bohater pokonuje tego złego i wszyscy żyją długo i szczęśliwie? To nie dla mnie. Nie bawmy się w jakichś superbohaterów! Nikt z nas nie ma super mocy. Jest tylko magia, magiczne przedmioty i… śmierć. Dlatego najbardziej w pamięć zapadają mi krwawe wątki. Lubię, jak główny bohater cierpi, jest rozlew krwi i nikt nie może mu pomóc, zostaje sam jak palec. Nikt nie przybiega na ratunek, bo to jest naprawdę mało realistyczne. Mam nadzieję, że profesor rozumie. Jeśli zaś chodzi o rekwizyt magiczny, to niestety nie mam swoich ulubionych. No, chyba że krew i rany wliczają się. Wtedy to zdecydowanie to.
Russell Alvarez VII rok, Gryffindor
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Nie zdarza mi się często oglądać magicznych przedstawień, ale zdecydowanie wolę musicale. Ostatecznie, gdybym chciała oglądać zwykłe spektakle, to wyjdę na korytarz. Tam dramatów tyle, że nawet Merlin tego nie ogarnie. Do tego romanse, komedie, wszystko. Jedyne czego brak, a czego chętnie szukam w przedstawieniach to śpiew, muzyka. Z tego powodu kocham musicale. Warto jednak zaznaczyć, że nie wszystkie. Z całym szacunkiem do Hogwartu, ale musical o szkolnym chórze... Ładnie mówiąc, nie przepadam za nim. Zaś historia Merlina była już na tyle sposobów opowiedziana, że wydaje się być zwyczajnie oklepana. Gdybym miała wskazać na swój ulubiony musical, wybrałabym Frank-n-stein Horror Show. Jak dla mnie, ten spektakl przełamuje dwa tematy tabu - seksualność, jak i paranie się czarną magią. W asyście rekwizytów, strojów, całość tworzy oszałamiający efekt. Trudno mi zdecydować się na jeden, najlepiej użyty przedmiot. Nigdy tak naprawdę nie zastanawiałam się nad tym, bardziej interesując się samą historią. Stworzeniem doskonałego inferiusa, który miał być dla wampira partnerem idealnym. Choć musical ma już swoje lata, moim zdaniem wciąż wzbudza wiele emocji, a jego tematyka jest w dalszym ciągu aktualna, choć wydaje mi się, że nie zapadałby tak bardzo w pamięć, gdyby nie fakt, że jest to historia opowiedziana śpiewem. Wydaje mi się, że odpowiednia muzyka oraz wokal potrafią wywołać więcej emocji pośród widzów, niż jakikolwiek aktor dramatyczny.
Loulou Moreau Vi rok, Gryffindor
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
zgodnie z umowa w ramach zadoscuczynienia za nieeleganckie slownictwo na szkolnym korytarzu wysylam wykonane zadanie domowe. Moje ulubione przedstawienie to "Wsciekle psidwaki".
Dziekuje za uwage i pozdrawiam,
Boyd Callahan Gryffindor, VIII
Prudencia Rosario
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.78 m
C. szczególne : Egzotyczna uroda, grube czarne brwi, piegi na policzkach, nosie, a także subtelnie rozsypane po całym ciele, kolczyki w uszach, hiszpański akcent mieszający się z portugalskim
Lubie przedstawienia dla młodszej widowni, które czasami więcej mówią nam o życiu niż nie jedno przedstawienie dla starszych widzów. Tematyka, która głównie mnie interesuje, dotyczy zwierząt, animagów, przyrody, zawsze zastanawiam się, jak aktorzy odwzorują naturalne piękno, które moim zdaniem ciężko odwzorować. Przedstawienie, które zapadło mi w pamięci to "Mój brat Gryf". Animag, który przemienia się w gryfa. Często to przedstawienie oglądałam w dzieciństwie, ale nadal je uwielbiam. Naprawdę jestem pod wrażeniem, charakteryzacji aktorów, którzy musieli grać gryfów. Rekwizyt, który zapadł w moją pamięć to lśniące pióra — bardzo realistyczne, bez nich przedstawienie za pewne straciłoby na swoim blasku sztuki o wysokiej wartości artystycznej.
Muszę przyznać, że moja rodzina bardzo często ogląda najróżniejsze przedstawienia i naprawdę trudno jest wybrać jedno, które byłoby w pełni tym, co mnie fascynuje. Z każdego byłabym w stanie wydobyć jakiś fragment, który nadawałby się do zaprezentowania, jako coś, co lubię. Dlatego też zwlekałam z napisaniem tego listu, by w spokoju zdecydować, które ze znanych mi przedstawień odebrałam najlepiej, które zapadło mi najbardziej w pamięć, i do którego wracam z przyjemnością. House of wands. Historia pełna mrocznych sekretów i intryg jest czymś, co w pełni do mnie przemawia i fascynuje, wciągając w ten nieco brutalny świat blichtru i władzy, której daleko do bycia idealną. Intrygi, które ociekają hipokryzją. Maski zakładane przez wszystkich bohaterów, pozorna uprzejmość, oddanie sprawie, elegancja, to wszystko podszyte jest niemałym dreszczykiem emocji. I to właśnie na uczuciach, jakie wiążą się z oglądaniem tego spektaklu skupiłam się w pełni, trudno mi powiedzieć, czy istnieje jakiś magiczny rekwizyt, którego użycie w tym przedstawieniu, jakoś szczególnie zapadło mi w pamięć. Ważna jest sama historia, a opowieść jest tak mocna, że wciąga od początku, aż do końca.
Victoria Brandon VI rok Ravenclaw
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
to, że jestem aktorem musicalowym w dużym stopniu mówi już samo za siebie. Mam ogromną słabość do przedstawień muzycznych; nieważne ile kiczu zostanie w nie wepchnięte, nieważne, jak banalne będą piosenki, nawet kiedy siedzę na widowni, nogi same podrygują mi do tańca. Bo gdybym nie był aktorem, pewnie byłbym tancerzem. Takie role zazwyczaj przyciągają moją największą uwagę - nie wszyscy wiedzą, jak wiele panowania nad ciałem potrzeba, aby wyłącznie gestem i mową ciała przekazać odpowiednie emocje i przy okazji nie wyjść z granej postaci. Lubię też kontrowersję - może dlatego wymyślne kostiumy uznałbym za mój ulubiony rekwizyt i dlatego też marzy mi się odegranie roli w "Frank-n-stein horror show", w końcu nie każdy ma szansę być transwestytą... Lub po prostu kobietą - chętnie pobiegałbym na szpilkach lub w sukience, bo to prawdziwy sprawdzian dla aktora. Również dystansu do siebie. W tym miejscu odsyłam do kultowej komedii "Nikt nie jest idealny!". Generalnie wolę dokopywać się w teatrze do głębi siebie, dlatego emocjonalne sceny są przeze mnie jak najbardziej pożądane, trochę mniej przemawia do mnie tematyka błaha. Wszystko zależy jednak od kontekstu, od dnia, od ustawienia gwiazd na niebie... Może jedyne, czego wolałbym już na scenie nie robić, to pić eliksirów. Jako Romeo całkiem nieźle się już w to wczułem...
Ezra T. Clarke, X klasa, Ravenclaw
Do scenki chcę @Mefistofeles E. A. Nox jeżeli zdecyduje się napisać prackę. A jak nie, to obojętnie
Ceinwedd Eurgain Cadogan
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 171
C. szczególne : Ma na twarzy dwie gojące się blizny, resztę ukrywa pod ubraniami.
Długo się zastanawiałam nad swoim ulubionym spektaklem lub przedstawieniem, miałam to szczęście, że jako dziecko rodzice chętnie wysyłali mnie wraz z moim opiekunem Madogiem na wiele wydarzeń gdzie mogłam oglądać wyśmienite występy na żywo. Zawsze zazdrościłam aktorom i aktorkom ich umiejętności wcielania się w postacie, elokwencji i gracji w zachowaniu - wielokrotnie próbowałam naśladować teatralne ruchy jakimi operowali na scenie, niestety, nie jestem do tego stworzona. Może wstydzę się trochę przyznać, ale bardzo lubię sztuki tragiczne oraz romantyczne, choć trudno mi sprecyzować jedną ulubioną. Oczywiście w moim sercu na zawsze miejsce mają Romulus i Julia oraz Zakochana bez pamięci, mam słabość do takich przedstawień - tylko proszę nikomu nie mówić! Przedstawieniem, które zapadło mi w pamięć najbardziej było ostatnie przedstawienie na jakim byłam, był to Cudotwórca, bardzo inspirująca sztuka która wiąże się z tym kim pragnę zostać jak dorosnę. Wierzę, że wszelkie formy artystyczne mogą pomóc nam odnaleźć swoje miejsce we wszechświecie, zrozumieć kim jesteśmy i pomóc nam dążyć do raz obranych celów. Choć nie mam wiele talentu to bardzo lubię oglądać i doświadczać tego, co potrafią przedstawić i pokazać inni ludzie.
Ceinwedd Eurgain Cadogan
Wiera R. Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 176 cm
C. szczególne : rude włosy, piegi, wyzywające stroje
Praca domowa, którą Pan zadał, nie jest taka prosta, jakby się wydawało. Dlaczego? Trudno wybrać jedną tematykę spektakli, jeśli uwielbia się oglądać niemalże wszystko. Od małego dziecka uwielbiam oglądać różnego rodzaju spektakle. Kiedy tylko jest jakaś okazja, to z chęcią je oglądam z wielkim zapałem. Jednakże przechodząc do rzeczy, zawsze fascynowały mnie te ckliwe, romantyczne przedstawienia typu Amortentia West. Jest miłość, jest muzyka i są piękni ludzie, na których aż miło się patrzy. Kiedy tylko to oglądam, to nie mogę oderwać wzroku. Czasami nawet mam gęsią skórkę! Czy profesorowi też to się czasami zdarza? Jeśli chodzi o rekwizyt, najlepiej użyty to zdecydowanie jest eliksir miłosny. Ponoć główna postać często go używa na swoich wybrankach, ale wiem, że to jest tylko gra aktorska. Łatwo jednak się wczuć i widz ma wrażenie jakby to była prawda.