Yorkshire Dales, czyli doliny Yorkshire to wyżynny obszar w północnej Anglii. Położony jest w północnej części historycznego hrabstwa Yorkshire. Teren ten obejmuje liczne doliny rzeczne oraz wzniesienia pomiędzy nimi, położone między doliną Vale of York na wschodzie a Górami Pennińskimi na zachodzie. Duża część Yorkshire Dales została objęta ochroną w ramach ustanowionego w 1954 roku parku narodowego o tej samej nazwie.
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Wespucci postanowił przeprowadzić zupełnie nietypową lekcję zielarstwa, bo poza murami Hogwartu, którymi serdecznie gardził. Ogłaszając swoje zamiary poinstruował uczniów, że zamiast w cieplarniach, zbiorą się na szkolnym dziedzińcu na kilka minut przed ósmą, by o równej ósmej przenieść się w bliżej nieznane uczniom miejsce. Może Londyn? Dolina Godryka? Edynburg? Być może nauczyciel chciał ich zabrać poza granice Zjednoczonego Królestwa, kto wie? Tego nikt nie wiedział. Do ostatniej chwili właściwie nawet sam Wespucci tego nie wiedział.
Osoby wchodzące na dziedziniec szkolny w celu udania się z profesorem na wyjazdową lekcję zielarstwa mogły zobaczyć podstarzałego profesora, podpierającego się o drewnianej lasce. Odziany był w elegancki czarny płaszcz, który idealnie pasował do coraz zimniejszej pogody. Na jego rękach zauważyć można było gustowne, czarne skurzane rękawiczki, całości dopełniała czapka spoczywająca na głowie emeryta w kolorze czarnym, lekko przypominająca trochę rosyjską uszatkę. Wydawać mogło się dziwne, że bardzo kolorowy zazwyczaj profesor o ekstrawaganckim wręcz stroju, dziś cały na czarno i ta laska. Od jakiegoś czasu Wespucci coraz bardziej uskarżał się na ból pleców, stawów. Miał problemy z kolanem.
Wreszcie. Punkt ósma Wespucci kazał wszystkim uczniom przybliżyć się do siebie. Ten też przeniósł wszystkich z pomocą świstochlika. No właśnie, tylko gdzie przeniósł? Piękne, dosyć sporych rozmiarów... pole cebuli. Czy ktoś jeszcze w tym momencie miał wątpliwości, że Wespucci zwariował? Może była to po prostu pomyłka i Wespucci źle obsłużył świstoklik. Nie wskazywała na to jego reakcja - lekko uśmiechnięty profesor nakazał uczniom podążać za nim, na pobliskie pastwisko, ogrodzone charakterystycznym małym murkiem. Tam też Wespucci zwrócił się do uczniów.
- Witam w Yorkshire! - zakrzyknął dosyć pozytywnie Wespucci. Kątem oka obserwował otaczający zebranych krajobraz. Charakterystyczne mury pozostałe po grodzeniu pastwisk, liczne pagórki. Po prostu piękno tej krainy. Doliny Yorkshire... Był tu w wakacje, zaintrygował się tą krainą. - Właściwie to witam w Yorkshire Dales. Prawda, że pięknie tutaj? - skierował swoje słowa do młodzieży go otaczającej. Właściwie było to pytanie czysto retoryczne, ale cóż. - Lekcja zacznie się za kilka minut. Muszę jeszcze przygotować kilka rzeczy, to chwila dla was. Później nie będziecie mieć już takiej okazji. Nie rozchodźcie się jednak jakoś bardzo - odpowiedział, otwierając swoją małą walizkę podróżną, z której zaczął wyjmować kolejne, coraz to dziwniejsze przedmioty...
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Mógł to olać. Oczywiście, że mógł, nikt nie kazał mu przychodzić, ale jednak wiedział, że zajęcia z zielarstwa mogą mu w przyszłości pomóc, nic zatem dziwnego, że ostatecznie jednak zebrał się, by pojawić się w szkole o właściwej porze. Nie wyglądał dobrze i nawet nie starał się tego ukrywać, sprawiał po prostu wrażenie zmęczonego i można było przyjąć, że tak się czuł, chociaż według niego to byłoby jedno wielkie, jebane niedopowiedzenie, bo czuł się co najmniej tak gównianie, że nie byłby nawet w stanie określić szamba, w jakim właśnie wylądował. Przymknął powieki, starając się na tym nie koncentrować, a później rozejrzał się, zastanawiając się, o co właściwie, do chuja pana, chodzi. Profesor wyglądał, jakby wybierali się na jakieś otwarcie teatru, czy chuj wie czego. Nic zatem dziwnego, że doszedł do wniosku, że profesorowi totalnie już odjebało, kiedy okazało się, że po krótkiej podróży wylądowali nagle na środku pola cebuli, co było właściwie, cóż, może nie do przewidzenia, ale mimo wszystko można było takie coś brać pod uwagę. Gorzej niż chujowo? Gorzej. Nie miał pojęcia, co będą tutaj odpierdalać, ale jakaś jego część miała wrażenie, że właściwie wszystko mu jedno i po prostu przyjmie wszystko, łącznie z koniecznością zakopania się w tej pieprzonej ziemi.
Nie wiedziała zupełnie, co ich czeka, a obserwowanie profesora, który wyglądał, jakby wybierali się w jakieś bardzo eleganckie miejsce, nie bardzo jej pomagało. Nie sądziła, by mieli iść na jakąś wystawę, choć kto wiedział? Być może zamierzał zabrać ich do jakiegoś egzotarium, szklarni, czy czegoś podobnego, nie znała się na tym za bardzo, ale była tego bardzo ciekawa, od chwili, kiedy zjawiła się na miejscu spotkania i oczekiwała na to, co dalej. Przyszła wczas, jak to ona, by po prostu nie zmarnować szansy na to, żeby wypaść jak należy, ostatecznie jako prefekt naczelny musiała zdecydowanie świecić przykładem i nic nie było tego w stanie zmienić. Czuła jednak pewną dozę niepokoju, bo ostatecznie faktycznie nie miała pojęcia, dokąd się wybierają i co ich czeka, a przecież doskonale wiedziała, że jej zdolności w zakresie zielarstwa, były co najmniej marne. By nie powiedzieć, że były po prostu wręcz tragiczne. Kiedy znaleźli się już na miejscu, otworzyła szeroko oczy. Pole cebuli? Co oni tutaj mieli, na Merlina, robić? Nie miała najmniejszego pojęcia, czuła się co najmniej dziwnie i zdecydowanie nie na miejscu, ale nie zamierzała protestować, aczkolwiek rozejrzała się uważnie po okolicy i pozostałych zebranych, starając się w pełni zrozumieć, co dalej i na co mają czekać. Pomijając już zupełnie, że nie wiedziała po prostu, co ze sobą zrobić i jak zachować się w tej, cóż, nad wyraz absurdalnej sytuacji.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Kolejna lekcja zielarstwa zapowiadała się dosyć ciekawie. Tym bardziej, że mieli się udać na wycieczkę. Jakoś nigdy nie miała większej sposobności do tego, by dokładniej zbadać brytyjskie tereny poza stolicą i czarodziejskimi miasteczkami także z pewnością podobne wyjście w ramach zajęć przypadło jej do gustu. Tego dnia wstała wyjątkowo wcześniej, aby móc przygotować się do wyjścia i zjawić się w punkcie zbiórki przed czasem, a następnie wraz z nauczycielem przenieść się na docelowe miejsce. Spokój i dosyć osobliwa uroda Yorkshire z pewnością przypadły jej do gustu. Nie wiedziała jednak czy byłą to zasługa dosyć zimnej pory roku czy może taki już był urok dolin, że jej flora raczej nie była zbyt okazała i szczególnie wyrazista. Jej spojrzenie dosyć szybko spoczęło na samym Wespuccim, który przywitał wszystkich zgromadzonych i dał im jeszcze chwilę czasu przed rozpoczęciem zajęć.
Po długiej nieobecności nadszedł czas, żeby w końcu pojawić się w szkole, a czy była jakaś lepsza lekcja na rozpoczęcie swojego roku szkolnego niż zielarstwo z Wespuccim? Raczej nie. Dlatego już po przybyciu na dziedziniec zaczął rozglądać się za znajomą twarzą, licząc, że będzie miał do kogo zagadać. Dostrzegł Victorię, lecz jego wybór padł pomimo wszystkiego na nową dla niego osobę, w końcu była to dobra okazja do zawarcia kolejnej znajomości. -Hej, Julius- postanowił przedstawić się rudowłosej dziewczynie zaraz po użyciu świstoklika, który przeniósł wszystkich obecnych na miejsce, gdzie miała odbyć się lekcja.
Sam nie wiedział, dlaczego się zmuszał tak naprawdę do brania udziału we wszystkich możliwych lekcjach, aktywnościach, działalności kółek i innych tego typu, kiedy to organizm powoli krzyczał "dość" i zmuszał go na chwilę do przystanięcia. Starał się jakoś zrekompensować własne, wcześniejsze straty? A może chciał się dowiedzieć ciut więcej na temat otaczającego go, magicznego świata? Niezależnie od powodów, począł zapominać o posiłkach. Szedł rano w zastraszającym tempie, byleby się ogarnąć i tym samym nie spóźnić na umówione spotkanie z profesorem Wespuccim, jako że odbywała się dość długo oczekiwana lekcja zielarstwa. Sam jakoś za przedmiotem nie przepadał, ale, koniec końców, liczyły się w tym wszystkim punkty. Nawet jeżeli spał zawrotne cztery godziny, ogarniając po nocach listy i inne tego typu. Przyszedł trochę niewyspany na zajęcia, niemniej jednak, nawet jeżeli nie czuł się trochę na siłach, był w stanie egzystować chociaż na dłuższy moment. Pomimo podkrążonych oczu, pomimo bladej skóry, pomimo ogólnego zmęczenia, bijącego z jego oczu - trzymał się dość zwarto, nie zamierzając jednak na razie z nikim podejmować dłuższej rozmowy. Przywitał się naprędce z @Julius Rauch i @Irvette de Guise, przysłuchując się mowie wygłoszonej przez ubranego na dość nietypowy sposób profesora. Pozostawało tylko skorzystać z przysługującej im chwili odpoczynku, na co przymknął oczy i począł rzeczywiście regenerować jakoś własne siły. Chciał mieć jej więcej, ale nie potrafił; organizmu pod tym względem, o dziwo, nie mógł oszukać. Nawet jeżeli wcześniej wyrobił sobie odporność, to jednak przyzwyczajenie przeszło w odmęty zapomnienia i tym samym stało się jedynie wspomnieniem. Nie bez powodu zaczął zatem źle przyjmować mniejszą dawkę snu i jedzenia.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie mogła opuścić zajęć organizowanych przez Wespucciego. Ogromnie zależało jej na zielarstwie i nie chciała tracić chociaż najmniejszej szansy, by się w tym temacie rozwijać. Jak zwykle ubrała się ciepło i ruszyła na miejsce zbiórki. Fakt, że dzisiaj opuszczali zamek sprawił, że Irvette jeszcze bardziej zaciekawiły zajęcia. W grudniu nie było zbyt wiele interesujących miejsc, w które można było wybrać się na lekcję terenową. Przywitała się grzecznie z Wespuccim, a następnie wraz z całą resztą przetransportowała się na miejsce właściwe. -Irvette. - Przedstawiła się chłopakowi, który szybko do niej podszedł. Wyciągnęła rękę w jego stronę w tak typowym dla dziewczyny geście. Nie kojarzyła go i była przekonana, że wygląda na nieco młodszego od jej samej. Uśmiechnęła się na powitanie do @Felinus Faolán Lowell, po czym wysłuchała słów profesora. -Jak myślisz, co dla nas szykuje? - Zapytała @"Julius Rauch. Była szansa, że chłopak dużo lepiej znał intencje i metody starszego nauczyciela. Ona mogła jedynie domyślać się przez wzgląd na to gdzie się znajdowali.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Taka forma zajęć z zielarstwa byłą dość niespodziewana nie ważne, ile razy Wespucci na pierwszych zajęciach wspomniał o tym, że będzie chciał zorganizować jakaś wycieczkę. Niemniej na rozważania o tym, gdzie zamierzali trafić było jeszcze trochę za wcześnie. Niemniej jednak liczył, że uda mu się wynieść z tych zajęć najwięcej jak się da, a dodatkowo... Nie skompromituje się w oczach nauczyciel, bo tego by nie chciał.
I faktycznie, o ile miał jeszcze szanse do zaoszczędzenia sobie dyskredytacji z powodu wiedzy, tak o swojej paskudnej chorobie lokomocyjnej przypomniał sobie w momencie, w którym brakowało parunastu sekund do aktywacji magicznego ustrojstwa. Zacisnął mocniej zęby zamykając przy tym oczy. To było tylko kilka sekund, ale... Sam lot, podróż wpakowywała go w przerażenie i osłupienie, a te z kolei powodowały silny ścisk w żołądku. Po chwili był już koniec, ale Beaumont chybocąc się ze strony na stronę odszedł kilkanaście kroków na bok definitywnie pobladłszy nań i rozejrzał się dookoła siebie. Musiał się doprowadzić do siebie w iście malediwskim tempie. To właśnie wtedy, wędrując po potencjalnie bezludnej wyspie odkryliśmy, że zawsze trzeba oszczędzać wodę...
Po chwili było już po wszystkim, ale... niesmak pozostał. Tak w oczach gryfona jak i nauczyciela. Skrycie w duchu życzył sobie by zostało to przemilczane, a oni wszyscy mogli kontynuować zajęcia Profesor zielarstwa nie słynął ze współczucia, a to było niezbędne w obecnym momencie po prostu przejść obok tego obojętnie.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Uczęszczanie na lekcje starego Wespucciego zakrawało o masochizm, ale w tym samym tonie mona było się wypowiedzieć o połowie nauczycieli Hogwartu. Przy takim Patolu, Enrico i tak był aniołkiem. Szorstkim i nieprzystępnym, ale wciąż aniołkiem. Do udziału w lekcji zachęciła ją również informacja, że te odbędą się poza murami szkoły, a każda okazja, aby wyrwać się z zimnych zamkowych murów, była godną rozważenia. Ubrała się więc bardzo ciepło, na cebulkę, zamieniła trampki na zimowe buty, nasunęła na głowę kaptur, dotknęła świstoklika i wylądowała w łysym polu na jakimś totalnym odludziu. Pozostali uczestnicy zaczęli już gromadzić się w grupki. Krukonka nie miała jednak nastroju na jakiejś rozmowy. Stanęła nieco na uboczu, wyciągnęła termos, nalała kawy do kubeczka i chuchając w parującą cieć, słuchała słów nauczyciela.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Zajęć z zielarstwa nie mogłaby sobie odpuścić, a kiedy rozniosła się informacja o tym, że lekcja odbędzie się gdzieś poza szkołą, to wręcz nie mogła się jej doczekać. Wespucci był wbrew pozorom bardzo nieprzewidywalnym profesorem i mimo jego różnych dziwactw Nancy darzyła go sympatią. Totalnie nie wiedziała czego się po nim spodziewać, raz potrafił prowadzić zajęcia z użyciem niebezpiecznej brzytwotrawy, by na następnej lekcji kazać zbierać gałęzie drzew na błoniach. Oczywiście wolała coś pokroju tego pierwszego przykładu, doceniała wszystkie roślinki, ale bez przesady, gałęzie nie wzbudzały w niej jakichś szczególnych emocji. Ubrana stosownie do pogody, uzbrojona w ciepłą czapkę, wielki szalik i rękawiczki bez palców, stawiła się na dziedzińcu w ostatniej chwili przed chwyceniem świstoklika. Świat na moment zawirował, a chwilę później pojawili się na... Polu cebuli? Aż parsknęła z rozbawieniem na ten widok. - Ahoj przygodo! - stwierdziła zdecydowanie zbyt entuzjastycznie w stosunku do zaistniałej sytuacji, podchodząc do @Maximilian Brewer, by posłać mu wesoły uśmiech. Jej uwadze nie umknął jednak fakt, że przyjaciel miał jakaś markotną minę i ogólnie nie wyglądał zbyt dobrze. I może lekcja zielarstwa nie była najlepszym momentem na rozmowy, to nie mogła przejść obok tego obojętnie. - Hej, wszystko w porządku? - zapytała z pewną troską w głosie. - Nie martw się, raczej nie każe nam jej jeść. - rzuciła jeszcze słabym żartem, próbując jakoś go rozbawić.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Odkąd przeniosła się do Hogwartu strała się chodzić na wszystkie lekcje i odrabiać wszystkie prace domowe. Dobrze wiedziała, że część nauczycieli i większość uczniów sądzi, że w Beauxbatons uczą tylko jak malować. Po prostu nie mają o niej dobrego zdania. Oczywiste jest, że mieli trochę racji, przecież właśnie z rozwijania umiejętności atystycznych słynęła ta szkoła. Niemniej jednak Marie bardzo chciała udowodnić wszystkim dookoła, że jest z nimi na tym samym poziomie.
Kiedy wyszła na dziedziniec szkoły, pierwsze co zauważyła to to jak przeraźliwie zimno jest o wczesnej porze w Wielkiej Brytanii. Mimo, że na wieść o wycieczce ubrała się w swoje najcieplejsze ubrania, przygotowywując się na zimne warunki pracy, gdzieś głęboko miała nadzieję, że chociaż słońce będzie świecić, żeby w jakiś, nikły bo nikły, sposób ocieplić pogodę. Co prawda mieszkała tutaj od kilku lat, ale za każdym razem była tak samo zdziwina. Drugie co przykuło uwagę dziewczyny, to niecodzienny strój profesora. Zazwyczaj kolorowy ubiór dzisiaj zamienił na czarny płaszcz, czarną czapkę. Innymi słowy był cały ubrany w czarne eleganckie ciuchy. Przestraszyła się, bo może nie zwróciła uwagi na jakiś szczegół podczas ostatniej lekcji dotyczący dzisiejszej wycieczki. Może będą zwiedzali jakąś galerię, czy wystwę, gdzie powinno się być elegancko ubranym? Na szczęście kiedy podeszła bliżej zauważyła, że nie tylko ona jest tym zdziwiona. Stanęła z boku i czekała na rozwój wydarzeń.
Kiedy wylądowali pośrodku jakiegoś pola. Marie była conajmniej zdziwiona. Jednak mogła się tego sodziewać po ekscentrycznym profesorze. Stanęła z boku i czekała, aż profesor zacznie lekcję. Z zazdrością patrzyła na innych uczniów, wyciągających termosy, czy tych rozmawiających ze swoimi znajomymi. Ona nie pomyślała o termosie. A znajomi? Ich po prostu nie miała. Za bardzo skupiała się na nauce w pierwszych tygodniach swojego pobytu w Hogwarcie, kiedy jeszcze budziła czyjeś zainteresowanie. Teraz wyrobiła sobie opinię zimnej i oschłej samotniczki. No cóż, ważne, żeby dobrze dać rok, prawda?
Ostatnio zmieniony przez Marie R. Moreau dnia Sro Gru 16 2020, 08:44, w całości zmieniany 2 razy
Zakotłowało się, mlasnęło, trzasnęło, kaszlnęło i wypluło ją prosto w wielką, błotną kałużę. Zaklęła siarczyście po szkocku i obiecała sobie już nigdy nie pojawić się tak blisko Leeds. Rozejrzała się szybko i dostrzegła zbierającą się w polu grupkę. Osuszyła buty zaklęciem i jak gdyby nigdy nic ruszyła w ich stronę, przeskakując raz na czas nad jakimś kamieniem czy zagłębieniem w terenie. Była w celującym nastroju, którego nie zmąciła nawet błotna aportacja. Z daleka wypatrzyła kilka znajomych twarzy, ale na swoją ofiarę wybrała naturalnie ją. @Julia Brooks powinna się już była przyzwyczaić do spontanicznych przywitań, ale Armstrong mogłaby przysiąc, że za każdym razem wyglądała na tak samo zdziwioną. A może tak samo poirytowaną? - Hej plumko! - Pisnęła jej nagle nad uchem, zaskakując ją od strony pleców i przytulając ją mocno na dzień dobry. - Myślałam, że będziesz męczyć tłuczking cały dzień, a ty tutaj? - Wzięła jej z ręki termos i wysiorbała kilka łyków, milknąc, kiedy stary profesor pojawił się i rozpoczął zajęcia. Zerkała niepewnie w stronę wyciąganego przezeń oprzyrządowania, ale całość swojej uwagi poświęcała, jak zwykle, Julce.
Zajęcia z zielarstwa były tymi, których nigdy nie opuszczał. Jednak ta niemiłosierna godzina... Ściągnąć go z łóżka nawet przed tą dziewiątą to był sadyzm! Wiedział już poprzedniego dnia wieczorem, że się nie wyśpi. Będzie przemęczony, marudny i złośliwy. Sami tego chcieliście! I tak zwlekł się z łóżka, ogarnął i ruszył na ten przeklęty dziedziniec, skąd mieli mieć jakiś świstoklik na docelowe miejsce zajęć. To nic, że przez większość czasu kiedy czekali na wybicie ósmej był dosłownie nieprzytomny i nie zwracał uwagi na to co się wokół niego działo. Za to sama podróż za pomocą świstoklika skutecznie go rozbudziła. Nie był to przyjemny środek transportu magicznego, zdecydowanie. Dotarli na miejsce, a kiedy ubrany jak eskimos profesor oznajmił, że mają kilka chwil dla siebie, Hunt oparł się o pień jakiegoś drzewa i przymknął powieki, aby choć jeszcze na moment poczuć się jak w swoim własnym łóżku. Chociaż nie było tak cieplutko...
Teleportował się pod bramy Hogwartu wczesną porą, aby zdążyć przed ósmą pojawić się na dziedzińcu. Lekcja zielarstwa w terenie zapowiadała się całkiem ciekawie, dlatego nie mogło go tam zabraknąć. Czekał wraz ze wszystkimi na wybicie pełnej godziny, aby niepozorny, magiczny przedmiot w mgnieniu oka przeniósł ich do jakiejś doliny. Nie miał pojęcia czy nawet dalej są w kraju, czy może poczciwy Rico załatwił im wycieczkę gdzieś na daleki kontynent (chociaż wątpił, aby wolno mu było tak postąpić). Słuchając nauczyciela, uznał, że jest głupim cymbałem. No tak, Yorksire! Co prawda tylko słyszał o tym hrabstwie i znajdowało się ono całkiem na południe od jego rodzinnego Wiltshire, ale kojarzył ten rejon (chociaż nie aż tak, żeby poznać go po samym krajobrazie, roztaczającym się teraz przed nimi). Koniec końców profesor dał im jeszcze kilka minut swobody, przez co mogli jeszcze chwilę pogadać. Lucas stanął gdzieś z boku i nie mając całkiem ochoty na rozmowę o tak wczesnej porze, jedynie machnął do @Felinus Faolán Lowell, kiedy napotkał jego spojrzenie, a także przywitał się krótkim "cześć" ze stojącym nieopodal @Cassian H. Beaumont. Po czym włożył ręce do kieszeni i spokojnie czekał na rozpoczęcie zajęć przez Wespucciego.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Podnosiła właśnie kubek z kawą do ust, kiedy usłyszała dobrze znany pisk. Był nie tylko głośny, ale i nieoczekiwany, przez co znaczna część zawartości kubka wylądowała na butach Brooks. - Arli, co ci mówiłam o zakradaniu się do mnie od tyłu? – zapytała, osuszając się różdżką. – A poza tym, to są plumpki, nie plumki. Typowy Efekt Mandeli. – Schowała różdżkę do rękawa kurtki i przywitała przyjaciółkę, przytulając się do niej. –
Kiedy przyjaciółka wyraziła swe zdziwienie z jej obecności na zajęciach, uśmiechnęła się delikatnie.
- Właściwie, to już dziś biegałam, choć niezbyt długo – przyznała i aż się wzdrygnęła na wspomnienie o przeszywającym zimnie, towarzyszącym jej podczas tej półgodzinnej przebieżki po błoniach. - A ty co robisz tak wcześnie na nogach? Zazwyczaj o tej porze to jeszcze słyszę twoje chrapanie.
Uśmiechnęła się półgębkiem, kiedy ciepły napój rozgrzał jej usta. Przymknęła nawet lekko oczy, zakołysała się na piętach, odetchnęła głęboko. Gdyby tylko było jeszcze odrobinę cieplej i padałby deszcz, wtedy byłoby dla niej idealnie. - Efekt kogo? - Zapytała tylko, bo coś jej świtało, ale nie była pewna, czemu Brooks wspomina pośrednie prawa transmutacyjne przy okazji mówienia o rybach. - A poza tym język jest żywy, nie przesadzaj. Od dzisiaj mówię plumka i chuj. - Tak czy siak nie miała zamiaru pojawiać się na żadnych zajęciach z OPMS, więc równie dobrze mogła podchodzić do kwestii nazewnictwa po swojemu, bez obawy o utratę punktów. Demonstracyjnie przewróciła oczami, kiedy Brooks skomentowała jej zegar biologiczny. - No przepraszam bardzo, że robię coś dla punktów. Gdybyś raz na czas przyszła do wielkiej sali jak człowiek, zamiast jeść w piwnicy, to zobaczyłabyś, że puchoni są na przedzie. - Wydęła wargi. Nie wspomniała, że o przeszło dwieście punktów na przedzie. - I chociaż, jak doskonale wiesz, uważam, że musimy się łączyć, nie dzielić i w ogóle załamana jestem postawą niektórych, którzy za swój jedyny cel obierają popsucie planów przedstawicielom innych domów, to jednak zależy mi na tym, żebyśmy ich dogonili. - Z jednej strony mówiła szczerze, z drugiej, trudno było zwalczyć wpajany od lat żywioł konkurowania ze sobą o każde ziarenko w magicznych klepsydrach.
Julka nie obraziłaby się, gdyby było odrobinę cieplej. Może w końcu nprzestałyby jej tak marznąć dłonie. Za to deszcz? Tego miała dość i to przez niego marzyła o ucieczce z Wysp. Może niedługo coś z tego wyjdzie, ale na razie musiała sobie radzić za pomocą kurtek przeciwdeszczowych i zaklęć rozgrzewających. No i kawy. - Mandeli. To taki mugolski polityk. Chodzi w tym o to, że wszystkim ludziom wydaje się, że coś jest prawdą, choć prawdą nie jest. Tak jak z Mandelą. Wszyscy myśleli, że umarł w więzieniu dwadzieścia lat wstecz, a on sobie spokojnie żył na wolności.
Dolała sobie kawy do kubka, zanurzyła usta i wykrzywiła się lekko. Gorzka jak cholera. Tak jak lubiła najbardziej.
- W Wielkiej Sali nie ma Gwizdka, jest chłodniej i jest mnóstwo ludzi, a nie lubię gadać o niczym z ustami pełnymi owsianki – skontrowała argumenty przyjaciółki. – A poza tym na zielarstwie to cię w tym roku jeszcze nie widziałam, Armstrong, więc zluzuj sobie pasek w spodniach. – Sprzedała jej delikatnego kuksańca, wlepiając spojrzenie w sędziwego nauczyciela, który poza murami szkoły wydawał się jakoś mniej zgorzkniały. I nawet uroczo wyglądał w tych swoich fikuśnych ciuchach. Ah Ci Włosi, czy kim tam sobie Wespucci był.
- Jeżeli przyszłaś tu zdobyć punkty dla domu, to wybrałaś sobie złą lekcję. A wiedziałabyś o tym, gdybyś chodziła na zielarstwo, Plumpko.
Nie kłamała, bo u Enrico punkty łatwiej się traciło, niż zdobywało. Na takich lekcjach trzeba było po prostu zawinąć gębę na supeł, nie wychylać się i robić swoje. I właściwie odpowiadało jej to, sama nie była wielką zwolenniczką strzępienia języka na darmo.
Enrico Wespucci
Wiek : 74
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Twarz pełna zmarszczek, oraz stare blizny po ranach ciętych jakimś ostrym narzędziem na prawej ręce
Wespucci z walizki zakończył wyjmowanie dziwnych przedmiotów. Wtedy też nagle w jego dłoni znalazł się termos (który wcześniej wyjął z walizki). Z jego pomocą każdego, kto tylko chciał poczęstował ciepłym napojem. Sam oczywiście, nie byłby sobą, gdyby wcześniej nie przygotował sobie yerby, gotowej do wypicia w ten chłodny poranek. W końcu profesor skończył i rozpoczął tradycyjnie już, swój monolog.
- Szanowni państwo, oficjalnie rozpoczynam naszą wyjazdową lekcję zielarstwa. Jak wiecie z wcześniejszych lekcji, zielarstwo jest jak muzyka, jest niczym orkiestra symfoniczna, wszystko pięknie siebie przenika. Dzisiaj wyciągnąłem was z tego ponurego zamczyska tutaj, do dolin Yorkshire. Przyznam, że miałem zrobić to wcześniej, ale mój stan zdrowia w listopadzie nie za bardzo pozwalał na taki wyjazd. Za chwilę zostaniecie podzieleni na zespoły zadaniowe i wyruszycie w poszukiwaniu roślin magicznych i tych mniej magicznych, ale mających porządane cechy. Dzisiaj nie liczy się zupełnie teoria, liczy się wyłącznie praktyka. Tym samym uzupełnicie szkolne zbiory, którym trochę się ubyło po ostatnim pójściu z dymem jednej z cieplarni. Pogrzebiecie sobie w ziemi no i będzie fajnie, nie? - zaczął monolog Wespucci.
Gdy przerwał, podszedł do swojej listy, gdzie wszystkich miał już pozapisywanych na zespoły zadaniowe. - Każdej grupie przoduje kapitan, on rozstrzyga kwestie sporne, to kapitan właśnie wylosuje wam zadania i będzie czuwał nad prawidłową ich realizacją, oczywiście pracują wszyscy. Pracami zespołu pierwszego pokieruje Irvette de Guise. W skład grupy wejdą ponadto panicz Cassian H. Beumont, panicz Maximilian Brewer oraz panny Brandon i Williams - kontynuował Wespucci, wyczytując kolejne nazwiska. W międzyczasie prosił, żeby uczniowie zaczęli ustawiać się zgodnie z grupami. - Grupa druga, której przodować będzie Julia Brooks. W jej skład wejdą ponadto panna Armstrong, panicz Lowell i Lucas Sinclar - czytał dalej stary profesor. - Ostatnia grupa to grupa Yuuko Kanoe. Wejdą w jej skład: Julius Rauch, Hunter O. L. Dear i panna Moreau na czym zakończył wyczytywanie nazwisk. Po chwili poprosił kapitanów drużyn o podejście i wylosowania zadania z woreczka, który trzymał Wespucci. Każda z trzech osób dostała jeden zwinięty pergamin.
- Na pergaminie zawarty jest schematyczny rysunek okolicy z zaznaczonymi rzekami, lasami, polami i tak dalej. Znajduje się ponadto nazwa rośliny której szukacie. Do wylosowanego pergaminu dołączony jest ponadto drugi zwój, podobnie jak ten pierwszy - zaplombowany. Ten drugi otwieracie dopiero w momencie znalezienia wspomnianej rośliny. Na miejsce, czyli tutaj, wracacie dopiero w momencie wykonania obu zadań - uśmiechnął się Wespucci, po czym dodał - Aby was zmotywować trochę bardziej, zespół który dotrze do mnie pierwszy otrzyma kilka punktów więcej. Teraz tak. To nie są żadne wiejskie czarodziejskie czary, to jest zielarstwo. Nic wam nie pomoże, jeśli nie znacie chociaż podstawy teorii i nie macie pewnych umiejętności. Mam nadzieję, że wspólnie dacie radę i miło spędzicie czas. Obok mnie znajdują się drewniane skrzynki w których proszę przynieść mi rośliny, znajdują się tam też różne pierdoły, które mogą się wam przydać, jakieś rękawiczki, łopatki. No, sami wiecie - dalej mówił dosyć pozytywnie Wespucci, widać było że sam cieszył się na ten wyjazd bardziej, niż uczniowie. - Pierwszy pergamin możecie rozpocząć. Niech każda z drużyn uda się w swoją stronę, powodzenia!
WAŻNE!
1. Czas na odpis to 7 dni (z możliwością wydłużenia), bo zakładam że podczas etapu możecie napisać więcej niż jeden post. Pracujecie w grupach - dosłownie. Możliwe, że będzie trzeba się konsultować poza forum, wiadomościami prywatnymi i innymi kanałami komunikacji.
2. Pokażcie wzajemne relacje grupy - zgranie/brak zgrania z grupą. To będzie jeden z czynników, który może wam pomóc lub zaszkodzić podczas tego etapu, ale na pewno będzie ciekawie (tak myślę).
3. Enrico będzie wyjątkowo chojny punktami, jeśli dacie mu do tego pretekst. Wyjątkowo ocena waszych zmagań będzie wyłącznie w poście podsumowującym lekcje.
4. Nie komunikujecie się z innymi grupami, Enrico kazał rozejść się grupom w różne strony. Szansa, że w międzyczasie spotkacie inną grupę jest znikoma. W związku z powyższym nie macie możliwości wymiany informacji. Nie wiecie zatem jak idzie innym grupom i możecie wyłącznie subiektywnie ocenić wasze postępy, bez porównania z innymi grupami.
5. Punkty kuferkowe. Są ważne, uznajemy że w tym momencie stanowią one nie tylko wiedzę teoretyczną, ale także umiejętnosci praktyczne. Dokładną interpretację pozostawiam wam.
6. Kostki. Każda z osób rzuca kostką sześcienną. Ilość oczek oznacza liczbę w skali od 1 do 6, jak duże prawdopodobieństwo jest, że znajdziemy roślinę. Jeśli wylosujemy jednak 6, to wcale nie znaczy, że znajdziemy roślinę. Jest to większe prawdopodobieństwo po prostu. Osoba, która nie ma kuferkowych punkciorów z zielarstwa nie może znaleźc takiej rośliny.
7. Nie liczy się wynik jednostkowy, a zespołowy. Stąd będziecie właściwie zmuszeni współpracować. Przyznam, że to testowy system i jeśli nie sprawdzi się, do niego nie wrócę po prostu, jeśli będziecie bardziej chętni na bardziej luźniejszą formę interpretacyjną, to z góry dziękuję.
8. Jestem dostępny na discordzie, na pw na forum, czy czasami na chatboxie. W razie pytań molestujcie moje privy.
9. Post po pierwszym etapie będzie miał postać raczej opisowego podsumowanie przez MG, bo z Enrico nie spotykacie się do momentu zakończenia zajęć. To ważne! Druga część zadania zostanie opublikowana wraz z końcem tego etapu. Uznaję, że w przypadkach spornych kapitanowie mogą decydować.
10. Kapitanowie dodatkowo rzucą "nieszczęśliwą kostką" k6, żeby sprawdzić czy coś złego (i jak bardzo) stało się z drużyną. I teraz uwaga jeśli któryś z kapitanów wylosował już którąś z tych kostek, dodajecie oczko więcej.
GRUPA 1: szukacie salionixa, pobliski las to chyba miejsce idealnie, gdzie może rosnąć mchopodobne coś? GRUPA 2: szukacie jemioły, pasożyt, ale czasami przydaje się nawet staremu Wespucciemu. Niestety jedyne jemioły jakie znajdujecie rosną na dużych i wysokich drzewach. Jak można tam się dostać? GRUPA 3: szukacie dymnicy, jest grudzień... Okazuje się, że właściwie poddając się znajdujecie pole żyta, a właściwie coś co to przypominało kiedyś. Ostatnie znajdujecie dzikorosnącą dymnicę przy jakieś łące.
KOSTKI NIESZCZĘŚLIWE: 1. - tracicie orientacje, gubiąc się, odnajdujecie się dopiero po długim czasie, czyżbyście stracili dużo czasu? 2. - gubicie jednego z członków zespołu (osoba, którą wskaże w poście kapitan), kurde. Czy odnajdziecie się? 3. - mieliście już te rośliny na chwilę stajecie, odchodząc od drewnianych skrzynek, ale zaraz... gdzie one są? Przy którym drzewie je położyliście... 4. - uznajecie, że mapa Wespucciego jest niezbyt dokładna. Jeden z was (osoba wyznaczona przez kapitana, lub on sam) wchodzi na drzewo, żeby sprawdzić jak wygląda teren przed wami. Niestety przy schodzeniu nieszczęśliwie spada na ziemię pokrytą śniegiem. Wszystko boli, ale nic poważniejszego nie jest. 5. - słyszycie jakieś dzikie stworzenie, podąża za wami. Czai się niedaleko, by po chwili zaatakować kogoś (osobowa wyznaczona przez kapitana, bądź on sam). Następuje drugi rzut kostką: parzysta - nic się większego nie stało, to nic poważnego. Nieparzysta - to nie wygląda dobrze... 6. - kapitan wybiera nieszczęście od 1 do 5, lub przy konsultacji drogami prywatnymi ze mną proponuje własne nieszczęście :)
EDIT: Proszę oczywiście zapisać w poście ilość punktów kuferkowych z zielarstwa i wyrzuconą kostkę wraz z linkiem do wyrzutu. Kapitanowie zamieszczają dodatkową kosteczkę.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Był cholernie zmęczony, a kiedy profesor zaczął mówić jakiś monolog, no cóż, musiał się skupić bardziej i tym samym, nie bez powodu, wyciągnął własną różdżkę. Rzucenie Rennervate wyszło tak naturalnie w jego przypadku; jakoby muśnięcie drewnianego patyczka kciukiem i odpowiedni ruch nadgarstkiem wystarczyły, koniec końców, do przywrócenia poniekąd jego pełnej, widocznej świadomości. Czuł się trochę bardziej na siłach, ale nadal, pod kopułą czaszki znajdowało się wszechogarniające go zmęczenie, którego nie mógł się wyzbyć w taki sposób. Próba oszukania organizmu zawsze niesie ze sobą więcej strat, aniżeli rzeczywistych, widocznych korzyści - nie bez powodu Lowell, wsłuchując się w słowa wypowiadane przez profesora Wespucciego, skupiał się w pełni na tym, co będą robić. Jak się okazało, gry terenowe były ostatnio bardzo mocno rozchwytywane, dlatego, nie bez powodu, gdy starszy mężczyzna podzielił się własnym planem co do lekcji, posłusznie zebrał się w grupkę z Julką, Arli i Luckiem. Dwie Krukonki, jeden Puchon i jeden Ślizgon. Co złego może się stać? Nie wiedział, bo przecież i tak czy siak dobrze się dogadywał z nimi, więc w sumie powinni uniknąć jakiegokolwiek nieszczęścia... No chyba że los postanowi się z niego pośmiać ponownie, spalając wszelki wysiłek w stronę brzydkiej, ohydnej czerni. W popiół przeistaczając nadzieje ludzkie, przyczyniając się do poczucia beznadziejności, a przede wszystkim dodatkowego pecha, który ostatnio się go trzymał. Miał na razie dość wrażeń, w szczególności po Nokturnie, gdzie został zaatakowany przez legilimentę. — Hej, Lucuś, hej, Arliś, hej Juliś. — mimo zmęczenia, miał okazję nazwać pieszczotliwie członków drużyny, do których należał, końcówkami na "ś". Uprzejmie, bez uszczypliwości, z maską nieustannego spokoju. Poprawiwszy kurtkę nie wiedział dokładnie, co musiało dolegać profesorowi Enrico, aczkolwiek, jako że respektował prywatność, nie chciał tego dokładnie rozpatrywać, w związku z czym oddał się w pełni temu, co mieli robić. Wyruszenie w poszukiwaniu magicznych roślin, bez opieki dorosłego, wydawało się być absurdalne, lecz, koniec końców, nie martwił się zbytnio o możliwość otrzymania obrażeń. Posiadanie wiedzy i umiejętności z zakresu uzdrowicielskiego zdawało się potęgować wrażenie, iż każdą ranę może prędzej czy później wyleczyć. Czy to zaklęciem, czy to eliksirem. Chociaż jego wiedza z zakresu zielarstwa ubolewała, na co dobitnym dowodem była poprawka w tamtym roku szkolnym; nawet jeżeli się podszkolił, to nie uważał siebie za znawcę tematu. — No to chyba bierzemy graty i idziemy bawić się w małych poszukiwaczy przygód... — wziął głębszy wdech, spoglądając na członków drużyny i tym samym chwytając za swój zestaw drewnianej skrzyneczki. Skoro pan Wespucci proponował im taką pomoc, to sam nie zamierzał z niej rezygnować. — Jaki jest plan działania, pani kapitan? — zasalutował w stronę Julki, zastanawiając się nad tym, jak ta będzie sprawować się właśnie jako przywódca drużyny, gdy znaleźli się już na terenach zielonych.
Brwi wędrowały na jej czole coraz wyżej, kiedy poznawała kolejne elementy scenariusza dzisiejszych zajęć. Czy kiedy spała, ktoś przemianował Hogwart na kwaterę harcerską? Albo na jakiś ogrodniczy odpowiednik Hitlerjugend? Co to ma kurwa być, gra terenowa? Przewróciła oczami, ale przynajmniej jej drużyna wydawała się solidna, a przynajmniej nie zupełnie spierdolona. Uśmiechnęła się lekko do podchodzących w ich stronę Lucasa i Felinusa, a kiedy puchon przywitał się w dość specyficzny sposób, odpowiedziała mu podobnie. - Hej Feluś. Hej Lucuś. - Zwróciła się też do ślizgona, którego kojarzyła z zajęć, ale na tym kończyła się jej wiedza o nim. Przynajmniej poznała już imię. - Nie wiem, jak wy, ale ja znam się tylko na jednym rodzaju zielska. Podobnie, jak ta tutaj. - Przekrzywiła głowę w stronę Brooks i poprawiła kołnierz płaszcza, skuteczniej osłaniając się od wiatru. Skinęła głową na propozycję Lowella i ruszyła niepewnie w stronę sprzętu wyłożonego przez starego profesora. Wpakowała do torby prostą saperkę i sekator, wszak te narzędzia kojarzyły jej się z obsługą roślin. Podniosła się i wlepiła spojrzenie w Brooks, która zajmowała się swoim liderskim pergaminem. Wyglądała absolutnie słodko, kiedy się nad czymś skupiała. Nie była pewna, czego spodziewać się po sytuacji, ale przynajmniej będzie sobie mogła na nią popatrzeć. A to już coś.
Rozmowę z Arlą przerwał nauczyciel, który postanowił wytłumaczyć im, na czy polega ich dzisiejsze zadanie. Kiedy sędziwy zielarz wyznaczył ją na kapitana jednej z drużyn, parsknęła z rozbawienia. Ona kapitanem na lekcji zielarstwa? To zakrawało na złośliwy żart ze strony Wespucciego, zwłaszcza że wśród zebranych było co najmniej kilka osób, które znacznie lepiej sprawdziłyby się w tej roli. Mimo to podeszła do nauczyciela, wysłuchała instrukcji i wzięła mapę i wróciła do swojej drużyny. Przynajmniej pod tym względem jej się poszczęściło, bo trafiło jej się doborowe towarzystwo.
- Hej – przywitała się z Felkiem i pozostałą dwójką. I kiedy oni wykorzystywali ostatnie chwile spokoju przed wymarszem, ona intensywnie myślała. Położyła mapę na ziemi, wyciągnęła różdżkę i rzuciła zaklęcie czterech stron świata, a magiczny patyczek wskazał jej północ. Teraz, wiedząc, w którym kierunku mają ruszyć, mogła się zastanowić, co dalej. - Spocznij, żołnierzu – uśmiechnęła się do salutującego Felka. – A więc tak. – zwróciła się, tym razem do wszystkich. – Mamy odnaleźć jemiołę. Jak jemioła wygląda, każdy wie. Według mapy musimy iść w tamtym kierunku. – Wskazała palcem na niewielkie pagórki gdzieś w oddali. – Raczej nie powinniśmy mieć problemów z dostrzeżeniem jej na drzewach, zwłaszcza że te już dawno zrzuciły liście. Miejcie więc oczy dookoła głowy. Trzymamy się razem, ale jeżeli ktoś już się przypadkiem zgubi, to proszę, niech wystrzeli w niebo perriculum. I chłopaki, mam nadzieję, że nie będzie to potrzebne, ale cieszę się, że mam w drużynie dwóch magimedyków. Czy macie jakieś pytania, pomysły, wątpliwości?
W końcu pojawił się z powrotem Enrico, tłumacząc im na czym będą polegały zajęcia, na które wywlekł ich aż do Yorkshire. Cóż, mieli błąkać się po okolicy w poszukiwaniu jemioły - świetna zabawa. Z pewnością wiele się nauczą, bo będą musieli przy okazji przeczesać całą dolinę, znajdując po drodze mnóstwo innej roślinności (która co prawda jest znikoma o tej porze roku, ale jednak może spotkają okazy, których nie mieliby okazji zobaczyć latem). Profesor podzielił ich na małe grupki, w których mieli pracować i tak się włożyło, że wylądował z Felkiem i dwoma Krukonkami. Ciekawy był jak pozostali radzą sobie z zielarstwem, bo powiedzmy sobie szczerze za dobry nie był. - Hej Felek, cześć dziewczyny - przywitał się z nimi, z uśmiechem rzucając jeszcze do Lowella nieco ciszej: - A Ty co, znowu nawąchałeś się amo? - zaśmiał się, posyłając mu wymowne spojrzenie, oczywiście nawiązując do ich ostatniej rozgrywki durnia w jego londyńskim domu. Chwilę później Ślizgon już był poważny i gotowy do przygody, o której wspomniał Felinus. - Też mam nadzieję, że Wespicci nie przygotował nam niespodzianek na drodze w postaci diabelskich sideł i że jemioła nas nie zaatakuje - zażartował po wskazówkach danych im przez kapitan - Pytanie jest jedno: czemu tu jeszcze stoimy? - dorzucił po chwili, aby zaraz po zabraniu sprzętu wszyscy ruszyli we wskazanym przez różdżkę kierunku. Jednak przy takiej wyprawie w poszukiwaniu rośliny nie dało się nie rozdzielać. I tak za moment każdy przeczesywał wybrany skrawek tereny, a koniec końców sprawdzane było przez nich praktycznie każde drzewo. Niektóre z nich były naprawdę masywne i wysokie, przez co Lucas zaczął poważnie zastanawiać się nad tym jak dostaną się na taką wysokość, kiedy już spostrzegą na górze interesującą ich roślinę.
Po przywitaniu się z Feliniusem, wysilił się lekko, by nie zapomnieć za szybko imienia nowo poznanej Ślizgonki, po czym postarał się cofnąć myślami do poprzedniego roku i ostatniej lekcji, w której uczestniczył, z tym właśnie nauczycielem i na nieszczęście Irvette, nie był w stanie przypomnieć sobie formatu zajęć, oprócz jednego oczywistego szczegółu. -Pewnie pójdziemy czegoś szukać, jakiegoś zioła, czy innej rośliny- nie było to bystre spostrzeżenie, zważając na przedmiot zajęć, ale na lepszą odpowiedź nie było go teraz stać. Gdy Wespucci zaczął opisywać ich zadanie, Julius pochmurniał lekko, gdy dowiedział się, że nie będzie w grupie ani z ulubionym Puchonem, ani z nową koleżanką, ale nie chciał zawieść swojej drużyny, więc ruszył czym prędzej do osób, które znał głównie z chwil, gdy mijali się na korytarzach. -Powodzenia- dodał na odchodne do dziewczyny, uśmiechając się przy tym lekko, gdy odchodził, by rozpocząć wraz z innymi poszukiwania dymnicy.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Praca drużynowa nie brzmiała aż tak źle. Nie była jednak do końca pewna tego jak sprawdzi się w roli kapitana, bo raczej nie miała jakoś zaskakująco władczej natury, która czyniłaby z niej urodzonego lidera. Bardziej można było ją nazwać dobrą organizatorką z wiedzą zielarską. To tyle. Niemniej jednak stwierdziła, że da z siebie wszystko, by ich zadanie okazało się miłe łatwe i przyjemne. Tym bardziej, że z niezbyt wyróżniającą się rośliną mogliby mieć pewne trudności z odróżnieniem jej od innych gatunków lub poprawnym wypatrzeniem. Uśmiechnęła się jedynie do zebranej przy niej grupki i wskazała jeden z punktów na mapie, który miał być celem ich pieszej wędrówki i miejscem, w którym mieliby poszukiwać dymnicy. Miała tylko nadzieję, że jakoś sobie z tym wszystkim poradzą. - Pola byłyby najlepszym miejscem do poszukiwania. Musimy znaleźć dymnicę. Wygląda prawie tak samo jak żyto. Mamy szczęście, że pora roku jest dosyć późna i dymnica będzie miała dosyć ciemne ziarna, które pomogą rozróżnić ją od zwykłego zboża... Czy ktoś ma jakieś pytania? Wolała się upewnić przed wyruszeniem w drogę czy każdy wie na czym polega ich zadanie i czego mieliby szukać. W razie jakichkolwiek problemów zawsze mogła służyć pomocą i chociażby wytłumaczyć nieco bardziej szczegółowo jak dokładnie wygląda dymnica, bo jednak prawda była taka, że nie każdy musiał się znać na akurat tej konkretnej roślinie.
Marie R. Moreau
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : znamię w kształcie półksiężyca na prawym nadgarstku, słyszalny francuski akcent
Pierwsze co poczuła kiedy dowiedziała się jaki jest podział na grupy to ulgę, że nie została jednak wybrana kapitanem drużyny. Drugie uczucie to strach. I nie taki jak czuje się przed pójściem do dentysty, tylko prawdziwy, paraliżujący strach. Przed czym? Przed pracą w grupie i konieczności rozmowy z ludźmi, których w ogóle nie znała. Od kilku tygodni nie wychodziła niemal z biblioteki i swojego dormitorium nie licząc lekcji i posiłków. A ostatnią rozmowę prowadziła.... nawet nie pamiętała kiedy. Oprócz odpowiadania na lekcjach i rozmów z Nathalie nie odzywała się wcale. "To lekcja. Macie zaleźć tę roślinę i tyle." Jednak nawet to nie pomogło. Marie wiedziała, że zielarstwo to nie jej mocna strona, z resztą ostatnio niewiele się jej udawało. Ale nie o tym ma teraz myśleć. Na pytanie Yuuko, czy ktoś ma jakieś wątpliwości, tylko pokiwała przecząco głową. "Proszę ruszajmy już. Im szybciej znajdziemy tą dymnicę, tym szybciej będzie mogła ponownie zaszyć się w swoim dormitorium z książkami."
Ostatnio zmieniony przez Marie R. Moreau dnia Sro Gru 16 2020, 08:45, w całości zmieniany 1 raz