Niektórzy zastanawiają się, czy stary John faktycznie istnieje, czy jest tylko postacią fikcyjną. Podobno mieszkał tu przed plagą akromantul i wrócił od razu po niej, ale nikt go jeszcze nie widział... Nie wiadomo nawet, dlaczego wszyscy nazywają go Johnem, skoro nikt go nie zna. W każdym razie obok brzydkiego, zamkniętego na cztery spusty domu znajduje się kawałek ogrodzonego płotem podwórza. Jest tu miejsce na ognisko, drewniane fotele i kilka kłód, a na drzewach wiszą magiczne lampki, które same zapalają się o zmroku i nie gasną aż do rana. Wielu śmiałków przeskakuje przez płot i urządza tutaj imprezy lub po prostu spędza przyjemnie czas, a odkąd ktoś wyłamał furtkę, miejsce to zyskuje na popularności, a ogniska rozpalane są coraz częściej. Co zabawne, wszystkie pozostawione tu śmieci znikają, gdy tylko wszystko opustoszeje... Czyżby stary John nie był tylko legendą?
Witamy cię serdecznie na najlepszym dancingu, który widział świat! To doskonała okazja do celebrowania końcówki wiosny, ale też zawarcia nowych znajomości i rozwinięcia swoich zdolności tanecznych!
Podwórko zostało dokładnie osuszone, by nikt z uczestników nie zgubił w błocie obcasa. Magiczne lampki rozjaśniają wieczór, a grzejące słoneczka sprawiają, że gruby płaszcz można odłożyć na bok - na leżące dookoła pieńki lub wyjątkowo wygodne hamaki, które rozwieszono na drzewach. Na specjalnym stoisku napić się można grzanego wina lub piwa, a przy ognisku - upiec pianki. Jeśli to dla ciebie za mało słodyczy - sprawdź, jakie cuda kryją się w czekoladowym fondue!
Taniec to nie twoja działka, ale lubisz śpiewać? Nie martw się, zostań z nami! Dla wokalistów wkrótce zorganizowany zostanie konkurs karaoke! Do wygrania - punkty kuferkowe!
Tego wieczoru najważniejsi są jednak tancerze! Na tych, którzy spędzą najwięcej czasu na parkiecie, czekają tytuły króla i królowej dancingu, a także wyjątkowe nagrody. Zapraszamy do zabawy!
UWAGA! - Pojawiając się na imprezie należy obowiązkowo rzucić kostkami-niespodziankami! Informacje znajdziesz w ramce „Kostiumy”!
Kostiumy
Bramka prowadząca na podwórko wygląda niepozornie, ale nic bardziej mylnego! Gdy przechodzisz przez nią, twoje ubrania i fryzura całkowicie się zmieniają! I po co było tak się stroić? Rzuć kostką w odpowiednim temacie, by dowiedzieć się, w jakim stroju pojawiasz się na dancingu! 1, 4 - Dopadły Cię swobodne lata 20'! Jeśli jesteś kobietą: na głowie zmaterializowała Ci się piękna satynowa opaska, przyozdobiona fantazyjnym piórem. Twoją sylwetkę otuliła luźna sukienka pełna frędzli i cekinów, a jakby tego było mało, na ramiona opadło Ci puszyste boa! Jeśli jesteś mężczyzną: właśnie wbiłeś się w nonszalancki wełniany garnitur z dwurzędową marynarką. Wciel się w prawdziwego gangstera ze złotym łańcuszkiem przy kamizelce i fedorą na głowie. 2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg. Jeśli jesteś mężczyzną: na biodrach osiadły Ci... biodrówki. Jesteś nie mniej kolorowy niż kobiety z twojej epoki - wzorzysta, dopasowana koszula, tworzy zaskakujący duet z równie wzorzystą marynarką. Pod szyją możesz poczuć zawiązany w luźny węzeł, wąski krawat. 3 - Lata 30' nie oszczędzały waszych idealnych sylwetek! Jeśli jesteś kobietą: w chmurze dymu twoja aktualna kreacja przekształciła się w wieczorową sukienkę o kroju syreny - bezczelnie podkreślającą twoją kobiecość i seksapil! Robi się gorąco, i to dosłownie - do pary dostajesz sznur pereł i futrzaną etolę. Jeśli jesteś mężczyzną: nawet nie myśl, że schowasz się za swoją ulubioną koszulą! Jednorzędowy garnitur typu drape (zwany też "londyńskim") idealnie definiuje twoją sylwetkę w linię V - możesz poczuć się jak hollywoodzki aktor i obiekt pożądania wszystkich kobiet (i nie tylko!). 5 - Połowa dwudziestego wieku, to dopiero były czasy! Jeśli jesteś kobietą: czas poczuć się jak prawdziwa pin-up girl! Prócz pięknych czerwonych ust, nabawiłaś się wyrazistej sukienki sweetheart line - z dekoltem w serce, gorsetem i rozkloszowaną, tiulową spódnicą, a twoje włosy ujarzmione zostały piękną owijką. Jeśli jesteś mężczyzną: koniec z garniakami, czas na odrobinę bad boysss! Wbiłeś się właśnie w klasyczne, niebieskie jeansy, luźną koszulę i skórzaną kurtkę. Jakby tego było mało, na nogach masz ciężkie, motocyklowe botki - uważaj na kroki w tańcu!
Tańce
Swing, boogie, tango, rock'n'roll? Co dziś zatańczysz? Nasz wyjątkowy zespół gwarantuje, że wszystkie twoje marzenia zostaną spełnione - dysponuje szerokim wyborem repertuaru i z pewnością znajdzie się w nim miejsce na muzykę do twojego ulubionego tańca. Zakochane pary doczekają się też ckliwych przytulańców. Dwoje uczestników - tancerka i tancerz - zostanie nagrodzonych tytułami króla i królowej dancingu i punktami kuferkowymi do działalności artystycznej! Wyróżnienia trafią do tych osób, które najwięcej czasu spędzą na parkiecie. Prosimy o oznaczanie postów, w których tańczycie! W tym celu na początku posta umieśćcie emotkę „moonwalk” - lub < zg>Taniec< /zg>
Jedzenie
Głodny? Spragniony? Zmarznięty? Na zbudowanym z palet stoisku możesz zaczerpnąć oddechu i skosztować naszych smakołyków! Upiecz nad ogniskiem pianki lub zamocz owoce w czekoladowym fondue. Niestety - starsza pani, która nalewa alkoholi, nie do końca słyszy, a w dodatku robi się zrzędliwa, gdy zaczyna się mówić do niej za dużo. Jeśli chcesz napić się czegoś z procentami, musisz zdać się na los. UWAGA! - Skorzystać z dobrodziejstw stoiska możesz nieskończoną ilość razy. Jedynie przy pierwszym trunku kostki są obowiązkowe. Za każdym kolejnym razem możesz uznać, że dostałeś to, na co miałeś ochotę lub, jeśli lubisz ryzyko - rzucić kostką jeszcze raz! Rzuć kostką w odpowiednim temacie, by dowiedzieć się, na jaki trunek trafiłeś! 1 - grzane wino. Całkiem normalne, smaczne i przyprawiające o przyjemne zawroty głowy. Pachnie obłędnie i przywołuje dobre wspomnienia. 2 - grzane piwo. Ma lekki posmak miodu i rozmarynu i uratuje cię przed przeziębieniem! Smacznego! 3 - gorący Miód Barseka. Czujesz znaczący przypływ odwagi... Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) robisz rzeczy śmielsze, niż byś się spodziewał! Pamiętaj, jeśli piłeś ten trunek - jego spożycie może wywołać interesujące konsekwencje później... 4 - grzane Dymiące Piwo Simisona. Dymi w kuflu, ale gdy tylko się go napijesz - para bucha ci z nosa. Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) dymisz jak lokomotywa! Maszyna do dymu na parkiecie jest niepotrzebna! 5 - grzany Różowy Druzgotek. Pewnie w życiu nie przyszłoby ci do głowy, że można to podgrzewać, co? Niestety! Przez najbliższe dwa posty (bieżący i kolejny) opowiadasz takie brednie, że w głowie się kręci! Nie wygadaj tylko swoich sekretów! 6 - grzana whisky. Pachnie goździkami i ciemnym cukrem. Dobrze smakuje, rozgrzewa i przyjemnie rozluźnia.
Kostka2 Strój krótka sukienka, białe podkolanówki, szpilki pod kolor sukienki
Spoiler:
2, 6 - Lata 60' dwudziestego wieku dopiero były kinky. Jeśli jesteś kobietą: możesz poczuć się jak dzieło sztuki pop-art. Wybrała Cię trapezowa sukienka w kształcie litery A w geometryczne wzory - która jest zadziwiająco... krótka. Nie kicaj za bardzo! Looku dopełniają urocze podkolanówki, stwarzające złudzenie mniej nagich nóg.
Szczerze mówiąc bardzo czekała na tą imprezę. Ostatnio jej życie towarzystkie kwitło, a ona z ogromną przyjemnością oddawała się wszystkim jego urokom. I choć dziś znaczna część jej dobrych znajomych czy przyjaciół nie pojawi się na potańcówce, ze względu na wiek, to i tak nie miała zamiaru ograniczać się w dobrej zabawie - w końcu była jeszcze ta druga część jej ekipy. Nie umawiała się z nikim, liczyła, że spotka ich na miejscu. Przyszła tu w zupełnie normalnym dla siebie zestawie, nie będąc jakoś wyjątkowo oryginalna - po prostu mała czarna i czarne szpilki, nic nadzwyczajnego. Jakież było jej zdziwienie gdy tylko przeszła za bramkę i odkryła, że ma na sobie śliczną, biało-błękitną sukienkę w geometryczne wzory, białe podkolanówki i do tego idealnie dopasowane szpilki. Zamrugała zaskoczona widząc zmianę swojego stroju. Był prześliczny. Idealnie dopasowany do jej oczu koloru nieba, obecnie trochę rozszerzonych w zaciekawieniu. Jedyne, co jej w nowym image nie odpowiadało, to długość sukienki - miała wrażenie, że jak tylko podniesie ręce, to będzie jej widać cały tyłek. Czy to na prawdę jest coś nadającego się do tańca? Niepewnie dotknęła wciąż rozpuszczonych włosów chcąc zobaczyć, czy nie zmieniły czasem koloru jak ostatnio na Celtyckiej, ale nie. Jasne fale luźno opadały jej na ramiona nie zmieniając się ani odrobinę. Zero całuśnego różu. Z zaciekawieniem rozejrzała się po atrakcjach, jakie tu przygotowano poza oczywiście parkietem tanecznym. jak na razie dowiedziała się tylko, że planowane jest karaoke co zdecydowanie było w sferze jej zainteresowań, więc już nie mogła się doczekać! Tymczasem tańczenie samemu nie jest najlepszą opcją, to też jak na razie spacerowała sobie wyjątkowo spokojnie po tym miejscu, bujając się lekko w rytm muzyki i zerkając z zaciekawieniem w stronę Grzanego Wina. Nauczona doświadczeniem z Celtyckiej Nocy nie była do końca pewna, czy chce go próbować. Całowanie każdego kto się nawinie? O nie, ona zdecydowanie podziękuje! Choć może tym razem jest to po prostu wino? Na razie jednak pozostała biernym obserwatorem czekającym na towarzystwo.
//Można podchodzić! Tori przyjmie każdego //
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Sorrento dnia Sob 23 Maj - 19:12, w całości zmieniany 3 razy
Irène Ouvrard
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
1, 4 - Dopadły Cię swobodne lata 20'! Jeśli jesteś kobietą: na głowie zmaterializowała Ci się piękna satynowa opaska, przyozdobiona fantazyjnym piórem. Twoją sylwetkę otuliła luźna sukienka pełna frędzli i cekinów, a jakby tego było mało, na ramiona opadło Ci puszyste boa!
Lata 20' nie były tym w czym na co dzień gustowała ta swobodnie, jak na kogoś kto przyszedł tu sam, obracająca się w tłumie nieznajomych dziewczyna o nienagannych, przystrzyżonych włosach. A raczej ich braku. Wyglądała, jakby szykowała się nie na wieczorek taneczny, a wojnę ze wszystkimi próbującymi skomentować mieniącą się czarnymi frędzelkami zieloną sukienkę i boa, dopasowane do czarnych butów na niedużym obcasie. Palce wsunęła za satynową opaskę poprawiając ją przy tym, a później zaczęła swoim rozleniwionym spojrzeniem poszukiwać znajomej twarzy białowłosej koleżanki która obiecała jej, że też się tu pojawi ale znajdą się na miejscu, zupełnie spontanicznie. - Spontaniczność to moje drugie imię. - Mruknęła do siebie cicho, pod nosem, kiedy przekładała ciężar z jednej stopy, na drugą opierając rękę o biodro jakby miało jej to pomóc, w znalezieniu jakiegoś łatwego celu do zaczepienia – i przebiedowania przynajmniej do czasu, aż nie odważy się na wypicie czegoś mocniejszego, niż zwykłego soku porzeczkowego. Goście mieli na sobie niesamowite kreacje, jedna była lepsza od drugiej, w szczególności wystrojone od stóp do głów kobiety robiły na niej duże wrażenie, ale nie rwała się do tego, żeby im o tym wspomnieć. Planowała zrobić to w najbardziej dogodnym miejscu, to znaczy w kolejce do toalety bo to tam najczęściej komplementowało się wszystko, począwszy od ładnych, nie zbyt krzywych nóg na kształcie uszu kończąc. Boa niespiesznym ruchem oplotła wokół swojego nadgarstka, marszcząc zabawnie czoło na myśl o tym, że pewnie pojawi się tu wielu znakomitych tancerzy, kobiety będą wiedziały w którą stronę rzucić nóżką, rączką a przy tym uśmiechnąć się, nie łapiąc zadyszki. I między nimi miała znaleźć się ona, zosia-samosia Irène trzymająca aż do zbielenia kciuki za przygodę rodem z filmu romantyczno-komediowego. Sukienka @Vittoria Sorrento nie umknęła nie tylko jej uwadze, na oku miał ją co drugi młody mężczyzna nie mogący napatrzeć się, na króciutką kreację. Francuzka martwiła się tym, że to jej sukienka jest zbyt krótka, a przecież sięgała prawie do kolan, licząc frędzli. Odetchnęła z ulgą, przykładając rękę do piersi w myśl tego, że na nią na pewno nikt nie będzie patrzył tak jak na nieznajomą a więc będzie mogła robić głupoty, głupoty w postaci dyskretnego wkładania palca w fontannę z czekoladą na ten przykład. Chciałoby się aż krzyknąć, że "Mała! Schowaj ten tyłek!" ale na usta wkradł się tylko szeroki uśmiech, nie wredny, bardziej rozbawiony. Swoim małym bystrym oczkiem, a nawet dwoma zielonymi zaczęła szukać innych wzbudzających zainteresowanie ewenementów - zabawa była przednia, ale warta świeczki. Irène oparła się o bar oszczędzając siły na harce, które miały lada moment nadejść.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Nie wiedział, czemu przyszedł akurat tutaj. Nie czuł się komfortowo w dużych grupach nowych ludzi, tym bardziej, że na pewno przyjdzie mu zagadywać do nowych osób, ale musiał sobie znaleźć temat zastępczy, zamiast alkoholu. Ubrał się w stary, brązowy garnitur z podszewką, pod który założył zapinaną na guziki kamizelkę tego samego koloru oraz białą koszulę. Widział już kilka osób, które stały z boku, więc przynajmniej nie był jedyną osobą, na całe szczęście, która przyszła spędzać miło czas samemu. Samemu stanął na uboczu, zerkając co chwilę w stronę stojących napoi, zapewne alkoholowych. Kusiło go, żeby tam podejść i zacząć pić, ale wiedział, że to tak na prawdę jest jakiś test, który sprawdzał jego silną wolę. Na szczęście samozaparcie przed złamaniem postanowienia było tak samo silne jak to o nielataniu na miotle.
Wiadomo, że gdzie impreza, tam i Boyd z Fillinem, czy zatem kogokolwiek dziwiło, że zjawili się i na potańcówce w Dolinie Godryka, zupełnie nic sobie nie robiąc z tego, że przecież żaden z nich nie jest wybitnym tancerzem? Nie. Problemu nie stanowił również dość kluczowy, wydawałoby się, fakt braku posiadania partnerki w ogóle (Boyd) tudzież partnerki w wieku pełnoletnim (Fillin), z którymi mogliby się zjawić na wydarzeniu – po prostu przyszli razem, jako para, w ogóle nie przejmując się tym jak wiele osób śmieje się z nich, że niby naprawdę taką stanowią; jeśli chodziło o Bodzia, to on nie widział w tym ani trochę nic zabawnego, w końcu kochał Fillina całym sercem i sugestie jakoby łączyło ich coś więcej niż tylko braterska miłość nie były dla niego żadnymi obelgami i nie mógł zrozumieć, dlaczego niektórym wydaje się, że sugerując coś takiego, mogą im w jakiś sposób dokuczyć. No cóż. Oczywiście zjawili się na miejscu nieco spóźnieni, bo odkąd jeden z nich (podpowiedź: ten, co fryzurą nadrabiał za wzrost) wpadł w obsesję dbania o swoje włosy i układał na piance każdy jeden kędziorek z osobna, to czas przygotowań do jakiegokolwiek wyjścia wydłużył się prawie trzykrotnie; przeszli przez bramkę, rozmawiając z ekscytacją o tym, jak podbiją zaraz parkiet i wtem! Puf! Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie się stroili, bo ich ubrania przybrały zupełnie nowy wygląd. - No i po chuj ja prasowałem tamtą koszulę? – jęknął oburzony, że niepotrzebnie się fatygował, a potem zerknął na siebie: zamiast gustownych ciuchów W STONOWANYCH KOLORACH, które kazał założyć mu Fillin, miał na sobie teraz wściekle pomarańczowe spodnie z rozszerzanymi nogawkami, obcisłą koszulę w bogate, geometryczne wzory w najróżniejszych odcieniach zieleni i marynarkę w fioletowo-żółtą kratę, a jakby tego było mało, pod szyją dyndało mu coś pomiędzy krawatem a apaszką – No super, teraz wyglądam jakby ktoś się na mnie wyrzygał – skomentował i podniósł wzrok by ocenić wdzianko kolegi. Ruszyli wreszcie w głąb terenu imprezy, rozglądając się dookoła; parkiet na razie świecił pustkami, ludzi nie było jeszcze zbyt wiele, dopiero się schodzili, a każdy miał na sobie mniej lub bardziej dziwaczny strój z najróżniejszych epok. Całkiem spoko, przynajmniej nie byli jedynymi, którzy wyglądali jak pajace. - No dobra, to co, nakurwiamy nasze tango czy chcesz coś najpierw opierdolić? – zagaił, zerkając w stronę stołów uginających się od różnych smakowitych zakąsek i napojów; minęło ich wówczas stadko rozchichotanych dziewcząt w kusych sukienkach, za którymi nie sposób było się nie obejrzeć, więc ich głowy powędrowały synchronicznie w tamtym kierunku – Ej, ale to nasz wieczór, tak? Nie będziesz mi tu zaraz dup wyrywał? – upewnił się, zaborczym gestem klepiąc ziomka w ramię, bo ten ewidentnie zbyt długo zapatrzył się na odchodzące dziewczęta.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Kostka:3 Strój: Ciemnozłota, mieniąca się w światłach lamp kreacja oraz sznur pereł puszczonych w dekolt
Czy można lepiej zakończyć wiosnę, aniżeli potańcówką? Taką prawdziwą, z krwi i kości - z odpowiednim zespołem, wypastowanym na błysk parkietem, przekąskami i rozgrzewającym alkoholem! A czy mógł to zorganizować lepszy duet aniżeli Perpetua Whitehorn i @Wendy O. Pierce? Absolutnie nie! Z Wendy znały się od lat - i od lat wspólnie uczęszczały na dancingi, namiętnie potem wymieniając listy ze swoimi wrażeniami - bo cóż, o ile Whitehorn pozostawała zawsze tą trzeźwą i grzeczną, Pierce nigdy nie ograniczała się w zabawie. Zazwyczaj prędzej czy później się rozstawały w objęciach nocy. Tego złotowłosa mogła jej naprawdę pozazdrościć. I miała ochotę dzisiejszego wieczoru zabawić się właśnie tak jak przyjaciółka. Na całego. Oczywiście na miejscu pojawiła się już znacznie wcześniej - żeby nadzorować ostatnie szlify i przygotowania. Osobiście porozwieszała machnięciem różdżką lampiony, powitała kapelę i nałożyła specjalne zaklęcie na wejście do podwórka starego Johna - rzecz jasna i ta zabawa nie mogła jej ominąć! Kiedy tylko upewniła się, że wszystko jest na swoim miejscu - sama przespacerowała się przez bramkę, czując jak jej letnia, lniana sukienka przekształca się w ciężką, elegancką kreację. Złote włosy miała już dawno upięte w niski, luźny kok - a usta pociągnięte pomadką o głębokim odcieniu wina, idealnie kontrastującym z białą, mleczną cerą. Podekscytowanie pełzało po jej skórze, skrząc się niemal na równi z błyszczącym materiałem sukni. Uśmiechnięta - jak zawsze promiennie, od ucha do ucha, szczerząc swoje idealnie proste, białe zęby - witała wszystkich, którzy zjawiali się w bramie podwórka. Czuła się dumna, widząc zaskoczenie jakim reagowali goście na tę prostą transmutację kreacji - a jeszcze bardziej, kiedy zaczęli już delikatnie podrygiwać w rytm muzyki. Właśnie o to chodzi, dokładnie o to chodzi! Muzyka i klimat miała porwać wszystkich, bez wyjątku. Złotowłosa lawirowała między napływającymi gośćmi, obdarzając każdego uśmiechem - niektórych krótkim uściskiem, a nawet wymieniając kilka uprzejmości i pocałunków w policzek. Zdawała się być w swoim żywiole - roześmiana, promienna i... ciepła. Na starym podwórku Johna w Dolinie Godryka witała wszystkich jakby robiła to we własnym domu.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
TANIEC KOSTKA 2 STRÓJ Francuski szyk lat 60'tych z dopasowanymi welwetowymi zakolanówkami kończącymi się w połowie ud oraz długich rękawiczkach. Loki upięte w szykowny kok. Usta czerwone jak wiśnie.
Tam gdzie taniec, tam gdzie alkohol, tam gdzie impreza, tam i obowiązkowo musi się zjawić któryś Richerlieu. A w okolicy Fayette pełniła służbę lokalnej imprezowiczki, na którą w żadnym aspekcie nie narzekała. Zamiana klubów Londynu na bardziej dziki teren Doliny Godryka był wręcz dla niej idealną odskocznią od codzienności. Nie mogła się doczekać! Stroiła się i przebierała cały dzień, koniec końców i tak spóźniając się na początek imprezy samej w sobie, co jak szybko się okazało nie było wcale problemem. Jak zawsze. Ubrana dość nowocześnie jak na jej codzienny styl przeszła dziarsko parę kroków na podwórko starego Johnego byle tylko nagle zostać przeniesioną do lat sześćdziesiątych. Obcisła długa sukienka mocno się skróciła, zmieniła kolor na czarny, z ramion opadł na ciało tiul zakończony czarnymi piórami przykrywając jej piękną sylwetkę trapezowym kształtem pół-widoków. Szpilki oplotły jej nogi po samą połowę ud zmieniając się w aksamitne zakolanówki. Ten sam materiał objął jej ręce do ¾ długości. Zdziwiła się równocześnie wyszczerzając szeroko do samej siebie i wodząc palcami po materiale. Stroniła od tak niegodziwej krótkości sukni, ale dzisiaj - skoro już ją ubrano! W uszach zadźwięczały jej pierwsze nuty skocznego utworu swingowego, który ubóstwiała. Jej ciało samo zaczęło się poruszać zanim dotarła nawet na główny plac imprezy. Piruetami i skokami dotarła pod główną scenę zespołu pozwalając się porwać muzyce. Ludzi może jeszcze nie było wiele i mało kto tańczył, co kompletnie Fayette nie przeszkadzało. Tancerką była z urodzenia i pomimo, że utrata nogi zniszczyła jej marzenie i karierę, tak muzyka dalej dawała jej radość jak i ruchy ciała. Nogą wybijała rytm, biodrami kołysała z gracją, rękami wywijała jak zawodowiec. Dopiero po chwili i zimniejszym powiewie na tyle zrozumiała że w sumie ma o wiele za krótką kreację, aby poruszać się w pełni krasie. Szybko zatrzymała pióra na pośladkach prostując się i patrząc po innych imprezowiczach. Czy ktoś już widział jej koronkową bieliznę? Oby nie. Utwór się skończył, a Faya ruszyła się orzeźwić do baru i posocjalizować z innymi ludźmi. Nie zawracała sobie nawet głowy wyborem. Poprosiła babinkę o coś dobrego. DRINK grzane Dymiące Piwo Simisona Ledwo wzięła większy haust piwa z rozkoszą, a z nosa poleciał jej dym, a nawet nie zapaliła fajki! Uśmiechnęła się błogo do powietrza. - JAK JA KOCHAM IMPREZY! - Krzyknęła entuzjastycznie i rozglądnęła się po gościach. Nie udało jej się przyglądnąć się nikomu w poszukiwaniu znajomej twarzy, bo pewna krótko-ścięta intryga przykuła jej uwagę. Fayette pewnie przeszła do dwójki dziewczyn na swoich szpilkach, mając dobre 189 cm obecnie - była niczym Amazonka. - Czy to zaklęcie tak cię potraktowało, czy na co dzień masz taką piękną fryzurę? - Spytała patrząc zafascynowana na @Irène Ouvrard . Od razu pomachała ręką przed twarzą próbując rozgonić dym jaki ciągle wypływał z jej nosa i uszu. Na chłopców przyjdzie jeszcze pora tego wieczora. Richerlieu chciała póki co lepiej zaznajomić się z płcią piękną.
Dymię jak lokomotywa jeszcze 1/2
Irène Ouvrard
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Wcześniej nie zwróciła na @Fayette Richerlieu zbyt dużej uwagi, a przecież powinna zważywszy nie tylko na to, że miała do czynienia z osobą niezwykle wysoką, gigantyczną, OGROMNĄ aż człowiekowi słów brakowało żeby wyrazić to, że na kobiety z dołu patrzyło się źle lustrując ich drugie od zajadania się czekoladkami podbródki uważnym spojrzeniem. Im dłużej się jej przyglądała tym szybciej dochodziło do niej, że to tylko niefortunnie rzucony cień, a nieznajoma mimo swojego przytłaczającego wzrostu nie była żadnym trollem, który chciałby schrupać ją jednym kłapnięciem ostrymi zębami. Nie miała też przy sobie żadnej maczugi, a to był dobry znak! - Za to z ciebie zawsze jest taka zadymiara, czy to tylko na mój widok tak wrze ci krew? - Nie mogła powstrzymać się przed machnięciem ręką w gęste kłęby dymu, niefortunnie stykając się z nią swoją dłonią gdy ta pomyślała o zrobieniu dokładnie tego samego. Nigdy nie lubiła kiedy ktoś tak się motał na lewo i prawo. Niesłusznie podejrzewała nieznajomych o to, że tym zmyślnym sposobem strzelą jej w policzek – to nigdy nie miało miejsca ale wyobraźnia Irène często działała na wysokich obrotach wymyślając nawet takie nieprawdopodobne scenariusze. Uśmiechnęła się w końcu kącikiem ust, mrużąc swoje starannie umalowane ciemnobrązowym tuszem oczy nim nie przetarła dłonią po karku, dyskretnie zaglądając w jej kubek z napojem. - Liczyłam na to, że zaklęcie naprawdę zrobi coś wymyślnego z moją... no, powiedzmy, fryzurą. Ale nic z tego! Mogę cieszyć się, że przynajmniej nikt nie pociągnie mnie za włosy. - Gdy tylko skończyła wsparła podbródek o swoją dłoń, omiotła krótkim spojrzeniem najpierw nie zbyt kolorową kreację, następnie nos z którego wydobywały się strużki pary, jak z czajnika który nie gwizdał! Szminka w kolorze wiśni przyciągała uwagę, zdecydowanie Ouvrard lubiła takie kolory, sama jednak nie umalowała się zbyt mocno, a zaklęcie nie wyręczyło jej w tym, żeby musnąć czerwoną smugą jej wargi. - Gdyby nie moja sukienka, mogłybyśmy udawać, że jestem twoim partnerem do tańca. Z kim przyszłaś? Już nie raz mi się zdarzyło, że ktoś krzyknął do mnie „gościu” z subtelnym pytaniem, czy mam jakiś problem. - Niskim partnerem. Obrzuciła ją jak polnymi kwiatami swoim uśmiechem, tym razem nie zbyt szerokim. Jak się dostało taką wiązanką w oczy, to nic tylko płakać bo zaraz wylecą z niej pszczoły. Machnęła ręką w kierunku barmana, co mogło świadczyć o tym, że również chce się napić ale kiedy ten się nią zainteresował udała, że tylko do kogoś machała. Imprezowy nastrój nieznajomej szybko w nią wsiąkł jak nowe perfumy, nie miała jednak na tyle samozaparcia w sobie, żeby po prostu się napić. Nie robiła tego zbyt często, trudno było zrobić pierwszy krok nawet jeśli bardzo się tego chciało. - Nie obraź się na mnie, ale zapytam wprost. Sięgasz sufitu, kiedy unosisz ręce do góry? - Odchyliła głowę nieznacznie w bok tym samym sprawdzając, ile miała do siebie dystansu. Wydawało się, że wystarczająco dużo. Z Francuzką nie tak łatwo było jednak wygrać w potyczce słownej. Nieznajoma musiała mieć się na baczności. Ciekawiło ją to, czy ona też się pomyliła, ale nic na to nie wskazywało, tak więc Irène jak to Irène popisała się swoim językiem na daremno, a na dodatek zbyt wcześnie bo przecież nie wypadało, żeby dziewczyna już po pierwszych minutach rozmowy tak się rozbestwiała.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Długi czas opierał się o niski murek przed bramą wejściową na stare podwórko. Obserwował jak gościom zmieniały się kreacje pod wpływem podstępnej, niesatysfakcjonującej go, magicznej sztuczki. Splótł ręce na piersi, patrząc kątem oka na tarczę tytanowego zegarka. Wskazówki zbliżały się w punkt zaczęcia imprezy, a Caine rozważał, czy bardziej nie lubi się spóźniać, czy kiedy ktoś ingeruje w jego codzienny strój, poza murami Hogwartu, gdzie zmuszony był nosić nauczycielską togę. Chcąc nie chcąc, wzrok od kilku minut utkwiony miał na Perpetui. Śledził jej zachowanie z dystansu, zauważając, jak dobrze bawiła ją zmiana w mimice twarzy zaskoczonych gości. Nie chciał być jednym z tych frajerów, którzy dadzą się tak łatwo urobić prostym zaklęciem transmutacyjnym. Bardziej jednak, nie widziało mu się łamać własne idee. Dlatego ostatecznie odepchnął się dynamicznie rękoma od kamienia, na którym dotąd układał dłonie i ruszył pewnie przed siebie. Ściągnął nieznacznie brwi spodziewając się zmiany stroju, kiedy zrównał się poziomem z pozycją zajmowaną przez organizatorkę i... Nic się nie stało. Przekraczając linię bardzo blisko balansującą na krawędzi jego rozdrażnienia, poprawiając poły marynarki, poprawił ją taką, w jakiej tu przyszedł. Klasycznym kroju londyńskiego garnituru. Aż zatrzymał się w miejscu. Wolnym ruchem dłoni, sięgnął do włosów, zgarniając je w tył, chociaż grzywka jak zawsze opadła swobodną falą na czoło. — Postanowiłaś być dla mnie łaskawa? Stał krok za bramą, zaraz przy Whitehorn, patrząc na nią z pozycji dominującej, z wyższością, bo już przygotowywał się do krytyki. Spontanicznie zaś, bo do tego przymusiła go sytuacja, zamiast tego ujął smukłe palce Perpetuy we własne i skłonił się, chowając jedną z rąk za siebie. Pochylił się do wierzchu jej dłoni, drażniąc jej skórę ostrym, świeżo wyrównanym zarostem, kiedy ucałował ją w typowym, dżentelmeńskim odruchu. Spodziewając się jednak jakiegoś podstępu, prostując się, nie uwolnił jej z pod swojego dotyku. Przyciągnął ją lekko ku sobie, żeby móc pochylić się nad jej uchem i stwierdzić: — Próbujesz uśpić moją czujność. Z boku mogło to wyglądać jak próba flirtu. Wszystko na to wskazywało. Narzucona bliskość. Intymność, kiedy pochylał się nad kobietą. Nawet wolna dłoń, która przelotnym ruchem ułożyła się zaczepnie na jej biodrze. Mimo wszystko słowa wibrujące obok ucha kobiety w oczywisty sposób zdawały się raczej... ostrzeżeniem? Jakby doradzał jej, żeby jednak tego nie robiła.
KOSTKA:1 STRÓJ: szyk i elegancja niczym z Moulin Rouge; sukienka pełna złotych frędzli i cekinów, magicznie pojawił się także sznur pereł i szal boa
...Wahała się, czy aby na pewno powinna pójść na tę potańcówkę. Wahała się też, czy powinna była proponować to Alexandrowi. Po Celtyckiej Nocy nie odezwała się do niego, nie posłała żadnej sowy, nic... Trochę się... przestraszyła? Dla niej to tempo było wciąż za szybkie. A wątpliwości to odchodziły w zapomnienie, to znów nadpływały, niczym przypływy i odpływy morza sterowane przez fazy księżyca. I teraz nagle to. Nadarzyła się świetna okazja, żeby porozmawiać. Tylko czy tego chciała? W gruncie rzeczy liczyła jedynie na miły wieczór. I chciała godnie reprezentować swoją rodzicielkę. Swoją drogą, gdyby Elisabeth wiedziała, z kim jej córka wybiera się na dane wydarzenie... ...Przybyła na miejsce trochę przed czasem. Cóż, daleko nie miała i szczęśliwie nie musiała korzystać z teleportacji. Już z daleka słyszała dźwięki muzyki, przez które uśmiech sam wpełzł na jej usta. Uwielbiała to charakterystyczne mrowienie wewnątrz ciała, zawsze jej towarzyszyło, gdy szykowała się do tańca. Wszelkie wątpliwości związane z tym eventem wyparowały, a ona wprost nie mogła się doczekać, kiedy odda się swojej największej pasji. Miejsce prezentowało się nieziemsko. Znów największą robotę robiło subtelne oświetlenie, ale te urocze hamaki rozwieszone pomiędzy drzewami były wprost urocze! Zawsze bardzo chciała poznać Panią @Perpetua Whitehorn, ale teraz, gdy zobaczyła jak przepięknie ustrojone jest podwórko - ta chęć jeszcze się powiększyła. Poza tym musiała przekazać przeprosiny i pozdrowienia od matki. ...Gdy tylko przeszła przez bramkę, dostrzegła, że jej ubranie zaczyna się zmieniać. Przystanęła zdziwiona i obserwowała te całe czary-mary. Jej sukienka ewidentnie skróciła się, wzbogaciła o złote frędzle i cekiny, a dekolt... cóż. Na ramionach pojawił się pierzasty szal, a na głowie wyrosła jej atłasowa opaska. Brakowało tylko długich rękawiczek i cygara. Lata dwudzieste nie były jej ulubioną dekadą, ale lubiła się przebierać i wcielać w różne role (w końcu taki zawód), a ten strój skojarzył jej się z Musicalem Moulin Rouge, co tylko poszerzyło uśmiech na jej twarzy. Wręcz czuła, że przenosi się w czasie. ...Rozejrzała się dookoła, ale nigdzie nie zobaczyła Alexa, więc podeszła do jednego z drewnianych kołków i usiadła na nim, zakładając nogę na nogę. Miała z tego miejsca dobry widok na całe zbiorowisko ludzi. Zastanawiała się, czy rozpozna w tym tłumie kobietę, która odpowiedzialna była za całe to wydarzenie. Mama nakreśliła jej co nieco, ale przecież dawno się nie widziały... ...Pozostawało liczyć na łut szczęścia. Jak zawsze.
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Kostka:3 Strój: Ciemnozłota, mieniąca się w światłach lamp kreacja oraz sznur pereł puszczonych w dekolt
Rozpromieniona, błyszczała wręcz jak jedna z kilkunastu lewitujących na podwórku lamp - opowiadając liczne, lotne anegdotki na dobry początek potańcówki. Śmiała się przy tym wdzięcznie, kierując przyszłych tancerzy dalej - na parkiet i do stoiska z grzańcami, zachęcając do częstowania się i zaczęcia zabawy. Puszczające iskry niebieskozielone oczy przesuwały się po kolejnych przybyłych - rozpoznając nawet kilku studentów z Hogwartu. Miło ją to zaskoczyło - nie sądziła, że ktoś ze zdecydowanie młodszego pokolenia pokusi się o tak staroświecki dancing, który przecież nawet nie leżał obok współczesnych dyskotek. Nie sądziła też, że taki Caine Shercliffe pokusi się o uczestnictwo w organizowanej przez nią potańcówce. Nie ubliżając swojemu doskonałemu (jeszcze) wzrokowi, nie mogła powstrzymać się od przetarcia - na szczęście nieumalowanych, jak zawsze - oczu w wyrazie niedowierzania. Zaraz jednak za tym niewybrednym gestem poszedł jeden z najszczerszych uśmiechów, jakie Perpetua była w stanie przyjąć na swoich ustach - na sam tylko widok byłego prawnika. Zastygła w cichym oczekiwaniu, gdy przekraczał magiczną bramkę, by... Nie stało się kompletnie nic. Perlisty śmiech wyrwał się z jej ust nad tak niespodziewanym obrotem spraw - stłamsiła go jednak drobną dłonią. No tak, czego mogła się spodziewać po Caine? Zawsze elegancko ubrany, na tyle, że nawet jej własne zaklęcie nic nie zmieniło - magia bywała kapryśna. — Przecież zawsze... — przerwała nagle, kiedy ujął jej dłoń w zupełnie inny sposób niż miał to w zwyczaju. Prędzej spodziewałaby się, że chwyci ją za przegub i pociągnie gdzieś dalej, mrucząc jak bardzo idiotycznym pomysłem jest jej zaklęcie transmutacyjne na wejściu. To byłoby w jego stylu - w jego ramach, w które chcąc nie chcąc i ją ujmował. A w te nakreślone wyraźnie przez ostatnie trzy dekady ramy - nie wchodziły żadne dżentelmeńskie pocałunki w wierzch dłoni. Nawet jeśli czysto grzecznościowe i na pokaz. Była delikatnie zaskoczona - zarówno jego obecnością jak i podejściem do niej i wyraźnie rysowało się to w jej dalej roześmianych oczach. Przeszła jednak ciężki szok - a raczej jej drobne ciało, owinięte w złotą tkaninę - kiedy Shercliffe przyciągnął ją do siebie, owijając jej odsłoniętą szyję swoim oddechem, który - miała wrażenie - dosłownie ją parzył. Gwoździem do trumny okazała się druga dłoń mężczyzny - lądująca na jej biodrze. Czy Perpetua jeszcze przed momentem nie postanowiła sobie, że... Jak to było? Zabawi się na całego? W jedną chwilę jednak straciła cały rezon i urokliwą pewność siebie, którą teraz w panice wciskała w najgłębszy zakamarek pod mostkiem. A może to był jej oddech? Była pewna, że nie używa uroku - i to od lat. — Oh... T-Tak, jasne... — Nie wiedziała co plotła i na co w ogóle odpowiadała, śmiejąc się nerwowo. Idealnie symetryczny rumieniec wypłynął na szczyty jej kości policzkowych, a ona zawiesiła pytające, jasne spojrzenie na tych ciemnych tęczówkach - tylko po to, żeby zaraz uciec nim w bok. Wolną od uścisku Shercliffe'a dłoń przycisnęła do swojej piersi, bezwiednie bawiąc się sznurem pereł w nerwowym geście. — Napijesz się czegoś? — zaproponowała, siląc się na beztroski, lekki ton, który został jednak złamany lekkim, niepewnym wibrato. Była gotowa na wszystko, ale nie na to.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Jej milczenie było dość wymowne, żeby odpowiedział jej w podobnym charakterze – spojrzeniem. Pełnym przenikliwości i zrozumienia tej ciszy. Jakby czytał jej w myślach. Prostował się powoli, chwytając jej wzrok burzowymi tęczówkami. Odnalazł go jednak ledwie na chwilę. Następnie, kiedy zmienił pozycję, linie ich patrzenia jeszcze bardziej się ze sobą rozmijały. Jako apodyktyczny typ, który lubił mieć rzeczy poukładane po swojemu, powinien skierować jej twarz w swoją stronę. Zamiast tego zanotował ciekawą zmianę w jej wyglądzie. Zdawałoby się, oprócz szykownej kreacji, mocniejszy makijaż, szczególnie róż. Wypieki na jej twarzy odbierały jej lat. Dodawały świeżej, młodzieńczej aury. Tylko jej elegancki strój przypominał mu, że miał do czynienia z dojrzałą kobietą, a nie urokliwą nastolatką. Skoro już o nim mowa… Będąc pod wpływem chwili i kilkusekundowej nieuwagi przejechał dłonią po materiale jej sukni. Rysował palcami ścieżkę po tkaninie, co było jednoznaczne z wyznaczaniem kursu od jej biodra w górę. Trwało to ledwie moment zanim przywrócił się do porządku i cofnął całkowicie rękę, odnajdując w sobie dość przyzwoitości, żeby nie łamać pewnych sfer ze zwykłej ciekawości. Zainteresowania o jakość opływającego jej ciało materiału. Na pewno o niego tylko. Po cóż innego miałby obrysowywać łuk jej wcięcia w talii z takim skupieniem? Miał już żonę. Byłą żonę. O czym powoli uczył sobie przypominać. Nie odjął dłoni od jej pasa. Skupiła jego uwagę. Miał zdementować pewne plotki. Nie chciał o nie pytać wprost, więc nawiązał do nich głęboko podszytym sarkazmem pytaniem. — Zatańczmy. Chyba, że gustujesz w dzieciach? “Tak. Jasne”. Nie sądził, żeby to była naprawdę odpowiedź na jego pytanie… Potraktował go dlatego jako zgodę na jego zaproszenie, więc w konsekwencji nacisnął sugestywnie dłonią na jej talię, puszczając przodem przed sobą w kierunku prowizorycznego parkietu. Stanęli na ogródkowych deskach. Miał wrażenie wyłącznie z jego intencji. Kobieta podążyła z nim raczej mimowolnie. Szukała ucieczki następnym pytaniem? Utrudnił jej ją, otaczając ją ręką w pasie. Dłoń ułożył u dołu jej krzyża. W drugą chwycił jej palce. Jego odpowiedź była szybka. — Nie. Zdecydowana. Uczepiając się jednak pytania, stwierdził bardziej niż spytał: — Nie możesz ze mną tańczyć na trzeźwo?
Ostatnio zmieniony przez Caine Shercliffe dnia Nie 24 Maj - 21:53, w całości zmieniany 1 raz
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Teoretycznie moja partnerka jest pełnoletnia! Dlatego byłem lekko zniesmaczony kiedy usłyszałem, że mogą się pojawić jedynie studenci, a pełnoletni uczniowie nie mają już tego przywileju. Jednak zostałem szybko pocieszony przez mojego partnera na każdą okazję i nagle byłem całkiem podjarany wizją przetańczenia wieczoru z Boydem. Szczególnie, że doskonale wiem, że jesteśmy parą naprawdę kiepskich tancerzy, aż miło pomyśleć jak świetnie może nam pójść na typowej potańcówce. To prawda, może odrobinę więcej czasu ostatnio spędzałem przed lustrem kiedy popadłem w lekką obsesję moich loków, ale co mogę zrobić? Zwyczajnie odkryłem w tym niesamowitą frajdę i nawet docinki Boyda nie mogły mi popsuć zabawy, kiedy zaczynałem układać sobie loki. Udało mi się nawet wyszukać jakieś eleganckie ubranie dla mojego partnera i ubrać go jak człowiek. Sam również jak zwykle prezentowałem się świetnie w czarnych spodniach i koszuli. Jednak kiedy tylko energicznie przestąpiliśmy wrota potańcówki, całe nasze stroje zniknęły, zastępując coś kompletnie innego. Zerkam ze zdumieniem na swój strój, który wygląda elegancko jakkolwiek nie staroświecki nie jest mój nowy garnitur. Wyjmuję zegarek z kieszeni kamizelki, zdumiony dbałością o szczegóły. Prędko zdejmuję z głowy fedorą, którą obecnie bawię się obracając ją w rękach (w końcu jeszcze mi przygładzi loki i co będzie). Zerkam na to jak wygląda mój przyjaciel i parskam śmiechem, widząc jego strój. - Może to odzwierciedla nasz prawdziwy gust - zastanawiam się nie do końca na żarty dotykając okropnej marynarki Boyda i przyglądając się temu strasznemu strojowi. Wzruszam jednak ramionami, nieprzejęty, że moja lepsza połówka już nie wygląda tak wyjściowo jak wcześniej. - Chodź, królu stylu - mówię dziarsko podchodząc gdzieś w okolice alkoholi, żeby wziąć sobie jakiś nieszczególnie inwazyjny alkohol i napić się odrobinę czegoś co nie wyrządzi mi na pewno krzywdy. Ostatnio mam ogromny uraz do wszelkich dziwacznych napojów. W międzyczasie zagapiam się jeszcze na tancerkę, która jeszcze niedawno miała występ w moim barze, ale kiedy tylko Boyd sprawdza czy aby na pewno jestem z nim dziś całym sercem, powstrzymuję się przed machaniem, czy zagadaniem do francuski i kiwam energicznie głową. - Pewnie, przez myśl mi to nie przeszło - oznajmiam od razu prawie prawdziwie. - Poza tym jestem zajęty. Chyba... - dodaję jeszcze nie do końca przekonany, ale szybko kończę swoje rozważania, bo przecież mieliśmy zająć się poważniejszymi rzeczami. - Nie wiem, w zasadzie czy jest tu coś do wygrania? - pytam mając cichą nadzieję na jakieś grubsze galeony, albo inny czekający nas może splendor. Czas jednak ruszyć w tango czy jak tam nazwać to co razem z Boydem robimy; ma w sobie sporo deptania się po nogach, śmiechów i biegania po całym parkiecie jak prawdziwi królowie.
Taniec
Beatrice L. O. O. Dear
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Czarne oczy, przenikliwe spojrzenie, blizny na dłoniach, ukryte po metamorfomagią, tatuaż na łopatkach (kuferek)
Nie do końca wierzyła w to, że postanowiła to zrobić. To było czymś tak nieprawdopodobnym, że ciężko wciąż było jej przyswoić tę myśl. Bo kiedy dostała list od Camaela, potraktowała go raczej, jako dobry żart, z którego na pewno będą się wszyscy śmiać, kiedy tylko dotrze do nich, jak głupi był to pomysł. Jednak im bliżej było do dancingu, tym bardziej upewniała się w przekonaniu odnośnie tego, jak mało rozsądnie podeszła do tematu. Miała kilka głównych zastrzeżeń do tego pomysłu. Po pierwsze: Camael to jednak jej były chłopak. Co prawda ich przeszłość była naprawdę bardzo odległa, bo byli ze sobą jeszcze za czasów Hogwartu, to jednak wciąż była to jakaś historia. Owszem, utrzymywali bardzo dobre, przyjacielskie stosunki. Po drugie: miała przecież chłopaka. Z Dominikiem układało im się naprawdę świetnie i wszystko wskazywało na to, że będzie tylko lepiej. Trochę zastanawiała się nad tym, co ludzie powiedzą, kiedy zobaczą ją w towarzystwie profesora transmutacji. I to był właśnie fragment trzeciego powodu: Bearice wciąż jeszcze dosyć często martwiła się powszechną opinią społeczeństwa. Nie chciała, aby na początku jej nauczycielskiej kariery, pojawiły się plotki odnośnie rzekomego romansu w szkole pomiędzy dwojgiem nauczycieli. Było to naprawdę ostatnia rzecz, której pragnęła. Niemniej chęć rozerwania się, pokazania młodzieży, jak się tańczy, była silna. Beatrice umiała doskonale tańczyć. W końcu wiele różnorakich bali w rodzinnej posiadłości, wymagały posiadania tego typu umiejętności. Nabyte w dzieciństwie wciąż siedziały w głowie, nieubłaganie nie zamierzały nigdy jej opuścić. Dobrze było posiadać takie zdolności, ale jeszcze lepiej, móc pokazać je światu. I chyba właśnie ten argument ostatecznie zadecydował o tym, że w umówiony dzień Beatrice stawiła się przed wielką salą, gotowa na to, aby udać się do Doliny Godryka w towarzystwie pana Whitelight. -To co, idziemy? – powiedziała, zamiast standardowego cześć, czując delikatną tremę na myśl, w co właściwie się wpakowała. Jednak jego uśmiech upewnił ją w przekonaniu, że chyba tak źle być nie może. Bo nie mogło być, prawda? Teleportowali się do Doliny w odpowiednie miejsce i od razu Beatrice uznała, że jednak mogło być gorzej, niż przypuszczała. Suknia, którą wcześniej naprawdę starannie wybierała, w odniesieniu do jej charakteru i aktualnego nastroju oraz upodobań, została kompletnie zmieniona, kiedy panna Dear przekroczyła tylko bramkę wejściową. Czarne włosy samodzielnie uczesały się w delikatne fale, których przecież nie planowała kompletnie! Suknia... Na Merlina, jaka ona była wydekoltowana!. W kolorze złota, całkowicie przylegała do jej figury, odsłaniała plecy i wszystko to, czego Dear zazwyczaj nie chciała pokazywać otwarcie... Z przerażeniem spojrzała na Camaela, nie pewna, co powinna w tej sytuacji zrobić, czy powiedzieć. -Na Merlina... Jak ten wieczór będzie miał dalej tyle zaskakujących zwrotów akcji, to ja chyba zwariuję. – powiedziała, z całej siły robiąc wszystko, aby przy użyciu metamorfomagii skutecznie ukryć rumieńce, które chciały pokazać się na jej twarzy. Nie dała im jednak na to szans.
STRÓJ Francuski szyk lat 60'tych z dopasowanymi welwetowymi zakolanówkami kończącymi się w połowie ud oraz długich rękawiczkach. Loki upięte w szykowny kok. Usta czerwone jak wiśnie.
Roześmiała się perliście słysząc jej odzywkę, za którą już wysoko zapunktowała w nieistniejącym rankingu lubianych ludzi Richerlieu. - Mmm, co mam powiedzieć. Jeśli jeszcze między nami coś zaiskrzy to i pewnie spłonę. - Zażartowała biorąc kolejny łyk piwa prawie, że je kończąc. Ten trunek dla niej to był ledwo przystaweczką, a nie miała zamiaru stronić od stacji z alkoholem. Szczególnie nie teraz, będąc wśród ludzi, mając się bawić, a nie myśleć o głupotach i kompleksach. Kompleksach, które teraz zmusiły ją, aby dyskretnie sprawdzić wolną ręką, czy zakolanówka jest wystarczająco wysoko, a sukienka wystarczająco nisko, aby tyle o ile ukrywać jej sztuczną nogę. Uśmiechnęła się niezmiernie serdecznie do dziewczyny. - Oh moja droga z taką buźką to widać od razu, że z ciebie zarówno uroczy chłopiec jak i dziewczynka. - Łyknęła po raz kolejny piwa ginąc w chmurze dymu, który zaraz rozdmuchała, aby nie stracić za szybko z widoku towarzyszki. - Na szczęście ja nie mam żadnego duetu, który mógłby przyjść i pytać się czy za dobrze się nie bawię. - Oznajmiła wystawiając język i leniwie odwracając się do reszty zgromadzenia, aby zlustrować nowych gości wzrokiem. Dostrzegła zawadiackiego Gryfona, który grał w drużynie oraz uroczego Ślizgona, który miał szczęście widzieć jej nieszczęsny występ w Pubie ostatnimi czasy. Szybko przeskoczyła wzrokiem na innych, nie chcą się narażać na gapiowe faux pas. W międzyczasie usłyszała pytanie i uśmiechnęła się chytro jak lis patrząc na nią z ukosa. Aż się dumnie wyprostowała jeszcze bardziej. - A co? Potrzebujesz zdjąć parę świeczek z Wielkiej Sali? - Zapytała rozbawiona i wróciła do obserwacji gości bo wydawało jej się, że mignął jej przed oczami. - O! BORIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIS! - Wrzasnęła machając wysoko ręką w szerokim uśmiechu do Rosjanina i gestykulując, aby podszedł. Wychyliła kubeł kończąc resztkę trunku, a wraz z nim i dymiącą chmurę i objęła dziewczynę ramieniem. - Wybacz, za ten krzyk, ale jak słyszysz, Boris jest na tej imprezie, a to baaaardzo specyficzny człowiek, że aż zabawny. Nie chcę zdradzać szczegółów, ale… takich jak on zawsze chcesz mieć po swojej stronie… - Zawahała się na chwilę dopiero teraz zauważając, że nawet się nie przedstawiły sobie. Stuknęła się dłonią w czoło. Odstawiła kufel na ziemię i wyciągnęła rękę. - Gdzie moje maniery. Fayette Richerlieu, Krukonka ostatniego roku, a ty?
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Stał sobie z boku, patrząc się lekko nieobecnym wzrokiem na zbierających się ludzi. Jednak mógł poważnie pomyśleć nad zaproszeniem kogoś, na dzisiejszy wieczór, by jednak nie stać jak skończony frajer, no ale cóż. Wyszło jak wyszło, może gdyby tylko ten alkohol nie był tak kuszący... może... nikt się nie zorientuje jak weźmie jednego czy drugiego drinka... Nie! Silna wola i takie tam. Miał na tyle szczęścia, że z jego zamyśleń wyrwała go nikt inny jak Fayette. Tak, ta sama Fayette, z którą pił sobie jakiś czas temu w Lunie. Nie spodziewał się jej tutaj, chociaż powinien skoro była to też potańcówka dla studentów. Gdy tylko usłyszał wykrzykiwane jego imię przez dziewczynę, lekko się wzdrygnął, po czym szybko odwrócił, by zobaczyć jak szeroko uśmiechnięta dziewczyna, ubrana w skąpy strój, machała do niego. Podszedł żwawym krokiem do niej i jej koleżanki stojącej obok.-Hej Fayette- przywitał się z Francuzką, po czym skierował się w stronę drugiej osoby- Boris- wyciągnął rękę przed siebie, przedstawiając się jednocześnie. Skoro miał już tutaj być i nie pić, to chociaż mógł spędzić ten czas w miłym towarzystwie.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Strój: Ciemnozłota, mieniąca się w światłach lamp kreacja oraz sznur pereł puszczonych w dekolt
Jeśli to Celtycką Noc złotowłosa uważała za wytrąconą z rzeczywistości, gdzie działy się przeróżne rzeczy, które dziać się nie powinny - to jak miała określić to, co właśnie miało miejsce na jej potańcówce w Dolinie Godryka? Na Merlina, tutaj łapy druidów nie sięgały - a tym bardziej ich beztroska magia. Bo co innego mogło w ogóle skłonić Shercliffe'a do takich a nie innych zachowań? Na pewno nie był pijany, wyczułaby od razu. Chciał z niej zażartować? Nie, on tak nie żartował. On bawił się ironią, nie bliskością. To nie były też typowe dla niego dżentelmeńskie chwyty - poczuła doskonale jak przesuwa wolną dłonią po jej talii, pozostawiając wrażenie podobne do oparzenia. Fringere jednak by tutaj nie pomogło. Rennervate też nie, bo Perpetua ewidentnie zgłupiała. Mimowolnie dała się poprowadzić mężczyźnie, starając się uparcie ignorować poparzenia powstające w okolicach jej talii i równie uparcie unikając przenikliwych, granatowych tęczówek Shercliffe'a. W co on pogrywał, na słodką Helgę... Kompletnie wytrącił ją z równowagi - choć... Bardziej zastanawiająca była jej własna reakcja. Skąd nagle te rumieńce i rozbiegany wzrok? Caine chciał być zwyczajnie miły. Prawda? Przed oczyma mignął jej moment, kiedy "sprezentował" jej nową laskę z niewybrednym komentarzem na temat jej kalectwa. Nie. Miły Caine to niedorzeczny oksymoron. Ale ona chciała być miła - zadając swoje pytanie - które mężczyzna zinterpretował dość... opacznie. Uniosła na niego wzrok - odrobina jej zwyczajnej pewności wróciła: w końcu odzywał się jak on. Parsknęła cicho, zaciskając drobną dłoń na jego palcach - drugą, może nieco się tylko ociągając, ułożyła na jego ramieniu. Mimowolnie przygładzając materiał marynarki, by go nie zagnieść. — Caine, znamy się trzydzieści lat — stwierdziła, przekrzywiając głowę — I nigdy razem nie tańczyliśmy. N i g d y — podkreśliła, a na jej usta powoli wracał rozbawiony uśmiech. — Ale ja mogę tańczyć z każdym. To powiedziawszy, pchnęła go delikatnie w głąb parkietu, chcąc wbić ich w taneczny ruch, narzucając Shercliffe'owi objęcie prowadzenia - póki co do jakiejś lekkiej, spokojnej melodii, przygrywanej przez muzyków. Nic zobowiązującego - coś na rozruszanie jeszcze stawów i zbyt trzeźwych umysłów. Nie mogła jednak zniwelować sztywności ramienia, którym odgradzała się niejako od mężczyzny - zachowując chociaż te pół kroku odległości między nimi. Róż na jej policzkach uparcie tkwił w jednej barwie i tonacji - Perpetua zazwyczaj tańczyła lekko i płynnie, za nic mając przestrzeń osobistą. W tym wypadku jednak, nie potrafiła hołdować swoim zasadom - chyba jednak nie potrafiła tańczyć z każdym.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Caine bywał szarmancki. Miły. Po prostu. Druga sprawa, że rzadko pokazywał tę stronę Perpetui. Prawie nigdy. Nie mógł być zdziwiony, że doszukiwała się w jego zachowaniu podstępu. Poniekąd robił podchody. Zwodził ją, ale nie specjalnie. Robił to naturalnie, drążąc kwestie, która go interesowała. Czy plotki były prawdziwe? Odkąd przestał koncentrować się na swoim życiu i zaczął otwierać się na pewne nieprzyjemności w przyjmowaniu rzeczywistości, jaką była, potrzebował skupić myśli na losie kogoś innego. Whitehorn, paradoksalnie, najbliżej było do osoby, której decyzje w jakikolwiek sposób mogły by go interesować. Słusznie zauważyła. Znali się trzydzieści lat, a jednak nie wiedzieli o sobie prawie nic. W szkole wykazywała zainteresowanie ogólnie pojmowaną płcią przeciwną, chyba bez znaczenia do jakiej grupy wiekowej, wyznaniowej, kulturowej, charakterowej czy domowej ich przedstawiciele należeli. Teraz natomiast... przerzuciła się na młodszych? Czy uparła się przez całe życie trzymać się dziwnych fetyszy? — I to był błąd — uśpił jej czujność insynuując, jakby to była pewna strata, że nigdy w ciągu tak długiego okresu czasu ze sobą nie tańczyli. Wiedział jednak dlaczego. Zawsze chodziła swoimi ścieżkami. Zawsze kusiła i manipulowała otoczeniem. Wykorzystywała skutecznie swój urok przeciwko jego biednym rówieśnikom, którzy sami się jednak o to prosili, podziwiając jej wdzięk, urodę i intelekt. Zaraz jednak sprostował, że nie poczuwał się do tego, utraconego czasu. — Kaleczysz... W szkole być może tańczyła lepiej, ale Shercliffe już się tego nie dowie. Jako zaskakująco dobry tancerz, przyciągnął ją do siebie, zdecydowanym, dynamicznym ruchem pozbawiając jej ostatniej wolnej przestrzeni, przez którą tak naprawdę traciła dobry balans. Musiała rozluźnić ramię, a on... cóż, przypisał sobie zasługi za poprawioną jakość kroków sobie. Nie jedynie przymuszeniem do rozluźnienia sztywnej ręki Perpetuy. — Nie chcesz niczego zdementować? Pytał. Tym razem wprost o jej prywatne życie. Wchodził w nie z butami, odnajdując w tym ulgę dla własnych problemów i dylematów.
Irène Ouvrard
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
1, 4 - Dopadły Cię swobodne lata 20'! Jeśli jesteś kobietą: na głowie zmaterializowała Ci się piękna satynowa opaska, przyozdobiona fantazyjnym piórem. Twoją sylwetkę otuliła luźna sukienka pełna frędzli i cekinów, a jakby tego było mało, na ramiona opadło Ci puszyste boa!
Francuzka starała się nie mieć przysłowiowego kija w miejscu, w którym plecy traciły swoją szlachetną nazwę, ale nie umknęło jej uwadze to, że niewybredny komplement uleciał spomiędzy warg nieznajomej z irytującą lekkością a ona, Ouvrard spięła na przeklęte słowo dziewczynka. Fuknięcie wyrwało się zupełnie przypadkowo, niekontrolowanie, a spojrzenie na moment zmieniło się w gniewne co świadczyło tylko o tym, że precyzyjnie ukłuła jej dumę. W końcu była kobietą! Ko bie tą! Dorosłą! Odpowiedzialną! Co wieczór ścierała jednak gorące mleko spod nosa, na nogi jak się ogólnie przyjęło wciągała wełniane skarpetki i nawet w łóżku, mimo obecności współlokatorek dzielących z nią pokój trzymała pod poduszką małą maskotkę którą wyciągała, gdy wszyscy już spali. Wywróciła oczami widząc jak wpatruje się we wszystkich wokół ale nie mogła mieć jej tego za złe, gdy ona miała czas na przyglądanie się jej Fayette po prostu się rwała, szukając atrakcji. - Chodziło mi bardziej o zmiatanie wysoko usianych pajęczyn, na przykład w moim dormitorium, ale wymiana świec na pewno nie umknęłaby uwadze profesorów. - Nie goniła za punktami dla domu ale to mógł być dobry sposób do tego, aby jakoś skutecznie przypudrować wszystkie swoje maleńkie nic nie znaczące grzeszki. Uniosła brwi w górę, słysząc okrzyk – na szczęście nie godowy – w kierunku jakiegoś mężczyzny. Liczyła na to, że zostanie przedstawiona komuś w ich wieku, nieokrzesanemu młodzieńcowi z fiksacją na punkcie na ten przykład eliksirów, a tu na horyzoncie pojawił się... Boris, prawie zrównujący się z nią głową podstarzały czarodziej. - Irène Ouvrard, z domu Ravenclaw. Dziewiąty rok? Drugi? Studentka. - Zamotała się nie mogąc sobie przypomnieć jak to tu się w Hogwarcie mówiło, w końcu była tu tak naprawdę bardzo krótko, bo dopiero od pierwszej klasy studenckiej. Zamachała rękami, kreśląc w powietrzu jakieś niezrozumiałe esy floresy, nim nie podała @Boris Zagumov ręki w ramach przywitania, szybko spoglądając na @Fayette Richerlieu która nabrała jeszcze większej odwagi przyciskając ją do siebie. - Długo się znacie? Jak do tego doszło? - Nic innego nie przyszło jej na myśl. Nie warto było pytać o to skąd dowiedzieli się o wieczorku, ani o to, czy zamierzają tego wieczoru tańczyć bo to było bardziej, niż oczywiste. Odsunęła się od niej odrobinę, nie chcąc czuć na sobie jej żarliwego oddechu. Nawet jeśli przestała już dymić Irène musiała dawkować swoje towarzystwo rozważnie, w trakcie gdy próbowali się wytłumaczyć jakąś pasjonującą historią omiotła z jej ramienia niewidzialny paproch, a nawet szybkim ruchem poprawiła niesfornie odstający kosmyk włosów z koka. Krucze Panny powinny trzymać się razem, przynajmniej czysto teoretycznie. - Panie Boris, jak się czujemy otoczeni samymi kobietami? Przylecieliście tu na miotłach, czy możemy liczyć na jakąś szczodrość nim zaproszą na parkiet? - Ośmieliła się wziąć go trochę pod włos zważywszy na poprzednie słowa Fayette o tym, że potrafił być zabawny. Skinęła na niego, w pewien sposób popędzając gdy już wypowiedziała starannie ułożone w myślach słowa sugerujące, że mogliby się napić ale nie z jej propozycji, a właśnie z Borysowej.
Perpetua Whitehorn
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Strój: Ciemnozłota, mieniąca się w światłach lamp kreacja oraz sznur pereł puszczonych w dekolt
I to był błąd. Rozbudził jej czujność i podejrzenia tymi słowami - wlepiła w niego jasne spojrzenie z wysoko uniesionymi brwiami. Choć w pierwszej reakcji, jej serce wykonało gwałtowny fikoł, to o mało znów nie parsknęła na jego słowa - co za okrutny łgarz. Może i wiedzieli o sobie prawie nic, ale Perpetua doskonale potrafiła wyczuć, kiedy Shercliffe grał - nie wiedziała w tej chwili jedynie po co grał. Częstował ją zazwyczaj bezpośrednimi, szorstkimi słowami - nie bawiąc się w złotoustego erudytę. Zawsze taki był, odkąd sięgała pamięcią - jeszcze za czasów szkolnych, lekceważył wszystko i wszystkich: a zwłaszcza ją i jej urok (którego notabene akurat na nim nie użyła nigdy). Paradoksalnie jego szorstki język uważała za wyraz sympatii: tym bardziej niepokoiły ją te tak bardzo nie-Caine'owe słowa, które do niej kierował. A jeszcze bardziej niepokoiły ją własne reakcje. Takie jak te, kiedy Shercliffe ją do siebie gwałtownie przyciągnął. Fala gorąca oblała jej twarz i dekolt, jedynie pogłębiając - wcześniej subtelny - rumieniec. Co mogła zrobić? Nie spodziewała się tego po nim - i to zaczynało robić się przerażające. Bo Caine w lwiej większości był przewidywalny. Widocznie jednak ta lwia większość brała górę - skrytym gdzieś w głębi charakterem. — Zdementować? — jej twarz wyrażała teraz absolutne zdziwienie. Gdzieś tam, pod mostkiem, zatliła się iskra irytacji, na to pytanie. Bynajmniej, nie ze względu na prywatny charakter - a brak konkretów. — Od kiedy przesłuchujesz mnie jak na sali sądowej zamiast zapytać wprost? Pełne usta ściągnęła w wąską - niemal gniewną - linię. Irytacja i niezrozumienie rozlewały się po jej żyłach - kompletnie zagłuszając tlący się na jej skórze żar.
Caine Shercliffe
Wiek : 47
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : drogie garnitury, burzowe spojrzenie
Teraz, kiedy jej rumieniec od lekkiego przeszedł w wyraźne zaczerwienienie na jej twarzy, nie mógł tego zignorować i przypisać za zasługi dobrego różu do policzków. Na jej nieszczęście Caine przykładał do prezencji znacznie więcej uwagi niż przeciętny mężczyzna, a mając ją przed sobą, nie odrywając od pewnego czasu od niej w ogóle spojrzenia, z łatwością zauważał tak subtelne zmiany w jej mimice. Tak, na jego dotyk reagowała jego żona w pierwszych, zdecydowanie bliższych kontaktach. Spróbował zepchnąć to skojarzenie na bok, podobnie, jak wtedy lekceważył zainteresowanie późniejszej miłości swojego życia. Przerzucił uwagę na słowa, a te zdawały się znacząco kontrastować z reakcjami ciała Perpetuy. Nie był tak bezczelny, żeby pytać, kiedy ostatnio z kimś spała, bo zaczyna niebezpiecznie rezonansować z jego osobą. Publicznie w dodatku. Chrząknął przyciszając myśli i zamiast tego odpowiedział na jej pytanie. — Pytam cię wprost. Tylko nie słuchasz. Pozwól, że sparafrazuję. Co ty wyprawiasz ze studentami, Perpetuo? Przez chwilę jej usta drgnęły niebezpiecznie i zwęziły się znacząco, dlatego na ten czas, poprowadził ją do piruetu, żeby wykręcić z niej jakąkolwiek złość na niego, bo przecież nie dał jej do podobnej jeszcze żadnego powodu. — To mógłby być mój syn. W istocie. chociaż Shercliffe cały czas uznawał Caia, jako niesamodzielnego nastolatka, zdecydowanie był już on w tym wieku, w którym powinien zacząć interesować się kobietami, o ile poszedł w kroki Caine. Jeśli nie, być może ten etap dawno już miał za sobą, a teraz badał znacznie odważniejsze tereny. Jak większość uczniów Hogwartu. Szczególnie schowki. Co też ta Perpetua wyprawiała? Wtedy uderzyło go istotne, w przeciwieństwie do każdego wcześniejszego, pytanie. Poprawił uścisk w jej talii, jakby upewniając się, czy mu nie ucieknie, kiedy ułoży tą myśl w słowa: — To nie jest Caiden?
Koniec z garniakami, czas na odrobinę bad boysss! Wbiłeś się właśnie w klasyczne, niebieskie jeansy, luźną koszulę i skórzaną kurtkę. Jakby tego było mało, na nogach masz ciężkie, motocyklowe botki - uważaj na kroki w tańcu!
Przyszedł na umówione miejsce sam, ubrany prawie jak na co dzień. Wyjątkiem były buty, które dzisiaj założył jakieś masywne. Miał nadzieję, że taki outfit sprawi, że będzie wyglądał jeszcze starzej i nikt się nie pozna, że nie spełnia progu wiekowego wymaganego do wkroczenia na tę potańcówkę. Postanowił stanąć lekko na uboczu, by nie rzucać się w oczy i czekać aż przyjdzie @Maxime LaVey. Nie chciał przedwcześnie zostać złapany przez jakiegoś nauczyciela czy organizatora. Raczej punktów by nie stracił, bo był grzecznym chłopcem. Na jego szczęście nie miał aż takiej potrzeby picia, więc jedno małe piwko i do domu...
Varian Ironwing
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 187cm
C. szczególne : Naczyjnik ze srebrnym skrzydłem, blizny na kolanie i ramieniu
Kostka na strój : 5 Ubranie na dancing: Czarna skórzana kurtka, niebieskie jeansy, biała koszulka i ciężkie czarne botki
Varian z początku nie chciał iść na potańcówkę, ale przegrał zakład ze swoim przyjacielem, co zobligowało go do pójścia. Głośnie imprezy nie były w jego stylu, a już zwłaszcza kiedy szło się na zabawę z tańcami. Nigdy nie potrafił dobrze tańczyć, choć bardzo dobrze czuł rytm muzyki, ale poruszanie się razem z nią sprawiało mu trudność. Nie zamierzał się jakoś specjalnie stroić na zabawę, założył to, co zwykle nosi na co dzień. Gdy przeszedł przez bramkę jego strój zmienił się na ubranie rodem z lat 60, Czarna skórzana kurtka, przyległa do ciała biała koszulka, klasyczne dla tamtego okresu jeansy i masywne czarne botki. Dobrze, że postanowiłem dzisiaj sobie ułożyć włosy na Presley'a.- pomyślał sobie I rzeczywiście był to strzał w dziesiątkę, ponieważ jego fryzura idealnie współgrała ze strojem na dancing. Gdy już przeszedł dalej za bramkę ustawił się lekko na uboczu, by poobserwować ludzi (jak to miał w zwyczaju robić). Do jego głowy wpadła myśl, żeby poszukać w tłumie swojej nowej znajomej, którą poznał w księgarni Bagshot. Tak też zrobił, znalazł sobie lepszy punkt orientacyjny i rozglądał się za Tori. - Taki wulkan energii jak ona na pewno nie przegapiła możliwości do zabawy. - rzucił do siebie w myślach. Wreszcie udało mu się wypatrzeć blondwłosą dziewczynę, od razu rzuciło mu się w oczy jak zjawiskowo wygląda w swoim stroju. Nie czekał ani chwili, spokojnym, ale zdecydowanym krokiem zaczął iść w kierunku Tori. Raz jeszcze przybrał ten swój uśmiech uwodziciela. - O przepraszam, pomyliłem cię z niezbyt skromną dziewczyną z księgarni- rzucił ironicznie - Bardzo dobrze cię widzieć Tori, ta potańcówka byłaby niezwykle nudna bez twojej energii- powiedział szczerze, cały czas utrzymując swój uśmieszek
Maxime postanowiła tym razem postawić na mocniejszy makijaż, wysokie buty i oczywiście czarną, dziś nieco krótszą sukienkę. Taki bezpieczny klasyk, jednak z pewną dozą szaleństwa, na które można sobie pozwolić jeśli idzie się na imprezę. Było już dość ciemno, kiedy dotarła na miejsce i zlokalizowała Juliusa. Uśmiechnęła się do niego delikatnie i podeszła bliżej. Był wyraźnie wyższy od niej, co było nawet miłe. Nigdy nie zwracała większej uwagi na wzrost, jednak to chyba dobrze pokazać się na tańcach z wyższym facetem? Z resztą komu było to oceniać, i tak nie miała byt wielu znajomych których opinią miałaby się przejmować - Hej! - Rzuciła krótko - Idziemy? - Spytała wskazując na wejście, po czym przeszła przez bramkę. Coś się ewidentnie zmieniło. Na jej głowie pojawiła się czarna opaska z piórem, natomiast sama sukienka dużo się nie zmieniła. Czarne, długie rękawiczki wyglądały majestatycznie, jednak Max uniosła brew i rzuciła spojrzenie Juliusowi - Wyglądam dziwnie, co? - Dotknęła dłonią pióra, zastanawiając się czy aby nie ściągnąć tego dziwactwa ze swojej głowy
Zobaczył, że dziewczyna się już zbliża, więc na szybko poprawił swój strój... w zasadzie nie wiedział czemu to zrobił, skoro nie było to nic oficjalnego, no ale zrobił tylko mały ruch ręką, to nic strasznego. -Hej- przywitał się z Maxime. Wyglądała bardzo ładnie, zdecydowanie lepiej od niego, no ale cóż. Gdyby miał swój strój z Puchoparty to byłoby co innego... przynajmniej by do siebie pasowali, a tak to niestety wyglądał przy niej trochę śmiesznie. Wszedł za nią, starając się nie wyglądać podejrzanie. -Nie, wyglądasz ładnie- pióra co prawda wyglądały trochę śmiesznie, ale cały strój prezentował się bardzo dobrze.-Idziemy się napić?- zapytał wskazując na upatrzone stoisko z napojami alkoholowymi. Po to chyba tutaj byli, tak?