Jest to cieplarnia, w której nie da się znaleźć niebezpiecznych roślin. Uczniowie zajmują się tu bardzo prostymi rzeczami, takimi jak sadzenie nieszkodliwych i całkowicie bezpiecznych "zarośli". Mimo tego, iż jest to miejsce zupełnie niegroźne, Septienne - nauczycielka zielarstwa, dba o to, by wejście było zamknięte na klucz, tak jak w innych cieplarniach.
Widziadła:C nie Scenariusz:- Nasiona:3. pokrzywa Rozsadnik:16 (+5) Modyfikatory: 0 + zioło rozpoznane, co wskazała profesorowi Wynik: 5?
Kiedy wybierała się na pierwsze po feriach zielarstwo to szczerze powiedziawszy liczyła na jakieś emocje i coś ciekawego - może nawet jakąś roślinę, którą mogli napotkać w Himalajach? Nic bardziej mylnego, profesor Walsh wpakował ich w coś co wydawało jej się najnudniejszą robotą pod słońcem, czyli wysiewanie nasion. Chcąc, nie chcąc Adela udała się po nasiona i rozsadniki i zabrała się do pracy. - Ja pieprzę - mruknęła ledwo słyszalnym głosem do stojącego nieopodal @Lockie I. Swansea, gdy zobaczyła, że im obojgu trafiły się brudne rozsadniki z robalami w środku. Samo szorowanie tego rozsadnika zajęło jej tyle czasu, że miała aż za wiele możliwości, by przyjrzeć się nasionom, które wybrała. Powiedzmy sobie szczerze, Adela nie znała książkowych ilustracji, gdzie z wielką pieczołowitością były wyrysowane jakiekolwiek nasiona. Ostatni raz do podręcznika od zielarstwa zajrzała, gdy szukała zagubionego przepisu na plumpki w sosie z alg - trudno byłoby ją zmotywować, by zrobiła to po prostu, z własnej woli. Czy to znaczyło, że nie miała pojęcia o roślinach? Bez przesady, choć nie należała do specjalistek w dziedzinie zielarstwa, to całkiem sporo roślin widziała na żywo, stykając się z nimi na żywo w kuchni lub podczas dziwnych eskapad - te bardziej pospolite, łatwiej było jej dopasować do obrazu i właściwości, gorzej z łączeniem nazw z obrazem. Mimo wszystko nasiono wydało jej się dziwnie znajome, czyżby... Wydało jej się to absurdalne, ale milion razy w życiu wpadła w pokrzywy i doskonale kojarzyła włochate grona składające się z drobnych nasionek. Bez rośliny, zdawały się wyglądać inaczej niż na pokrzywie, jednak podobieństwo było na tyle istotne, że głupio byłoby nie spróbować. - Panie profesorze - zwróciła się do nauczyciela, a gdy ten podszedł, powiedziała: - Wydaje mi się, że to pokrzywa. Te skupiska bardzo maleńkich nasionek, połączonych ze sobą, są bardzo podobne do tego, co widziałam na pokrzywach.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Widziadła:A tak Scenariusz:cesarzowa Nasiona: 5 Rozsadnik: 82 (+15) Modyfikatory: - Wynik: potem podliczę
Mogła nie przepadać za zajęciami w Hogwarcie, bo część z nich wydawała jej się być mało interesująca czy nawet wręcz nieprzydatna, ale nie było opcji, aby opuściła jakiekolwiek zajęcia z zielarstwa, które stanowiły jej największą pasję. Dlatego też znalazła się w jednej ze szkolnych cieplarni, gdy tylko Walsh ogłosił kolejne zajęcia. Przywitała się na wstępie z nauczycielem po czym zajęła jedno z wolnych miejsc, aby wysłuchać tego, czym mieli się zajmować. Tym razem obyło się bez jakoś szczególnie długich wykładów na temat roślin, a zamiast tego profesor przeszedł od razu do sedna. Hawthorne również nie zamierzała się ociągać. Dlatego sięgnęła po pierwsze z brzegu nasiona, z którymi skierowała się do obecnego gdzieś z boku rozsadnika. Robiła podobne rzeczy już wiele razy. W końcu od dawna pomagała rodzinie w zajmowaniu się zarówno mugolskimi jak i magicznymi roślinami. Miała tylko nadzieję, że tutaj nie napotka także na jakieś szczególne przeciwności. No, ale oczywiście musiała się mylić. Do jej uszu dobiegł czyiś śmiech. Miała wrażenie, że ma do czynienia z jakąś typową plotkarą, która omawiała jakieś nowinki w czasie lekcji. Odwróciła się, ale nie ujrzała za sobą nikogo. Pustka. Dosłownie. W pewnym momencie poczuła jak ogarnia ją nieprzenikniona ciemność, która rozlała się z jednego punktu na lini jej wzroku i ogarnia ją szczelnie. Istniał tylko mrok, w którym aż ciężko było jej oddychać. Nie miała nawet pojęcia jak długo trwała w tym stanie, całkowicie odrętwiała, ale miała nadzieję, że nikt nie wziął jej za jakąś pomyloną świruskę.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Widziadła:c nie Nasiona:2 Rozsadnik:98 Modyfikatory: nie Wynik: 15
Po feriach wszystko było skomplikowane. A zabranie się do pracy, to już w ogóle. Niemniej jednak nie mogła tak po prostu siedzieć i się nie ruszać, nawet jeśli wyznała bratu, że nie chciało wracać jej się na studia. Miała świadomość, że bez nich mogła utknąć z ręką w nocniku, a tego zwyczajnie nie chciała. Bo też niw zamierzała całe życie być tylko piekarzem. Jakieś ambicje miała, a w jej głowie zachodziły powolne zmiany, świadczące o tym, że nie wszystko miało być dalej takie, jak do tej pory. Ale to według niej nie miało znaczenia, kiedy wbiegała do cieplarni, mając nadzieję, że się nie spóźniła i przy okazji nie przykleił się do niej jakiś wściekły pył, z którym nie chciała się mierzyć. Przywitała się z profesorem i zebranymi, a kiedy trzeba było zaraz działać, wybrała nasiona na chybił trafił, bo tak to się na roślinach nie znała, żeby widzieć, po co sięga. Uznała, że najwyżej nastawi ucha, żeby dowiedzieć się czegoś więcej, a potem ślizgiem udała się do stołu, gdzie stały rozsadniki, by porwać jeden z tych najlepszych. W końcu nie zamierzała mierzyć się z jakimiś robakami! A ten tutaj wyglądał naprawdę dobrze, czysto i dokładnie tak, jakby zaraz mogła go wykorzystać. Jak podejrzewała, zaraz pewnie zaczną biegać po ziemię i inne bzdury, jakie potrzebne były do ukorzenienia nasion.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Jego zainteresowanie zielarstwem ostatnio rośnie, tak bardzo, że zjawia się na lekcji u Walsha, może to wpływ pogawędki z profesorem, albo ze Scarlett, kiedy tak ochoczo latali po polach czerwonego mchu, zastanawiając się jak przemycić towar składający się z roślinnych składników — wszystko legalne ma się rozumieć. Niepokój go nie opuszcza, wolał zostać w Himalajach, gdzie powietrze jest czyste od zmartwień, a na pewno wróżkowego pyłku, bo kiedy tylko na nowo znajdują się w Hogwarcie — jest coraz gorzej. Jego jeden z koszmarów się spełniał; utrata zmysłów. Powinien jednak się cieszyć, bo omamy go tak nie dotykają, jak pozostałych, ostatnio tylko na lekcji ONMS, zbierał kamienie, bo wydawało mu się, że to placki. Do głowy mu nie przyszło w tamtym momencie, że ciasta ustawione w równym rzędzie w zakazanym lesie to całkowicie absurdalny widok! Ma ochotę na jakiś czas zatrzymać powietrze w płucach i nie oddychać, ale mógłby pewnego dnia zdać sobie sprawę, że umarł, bo zabrakło mu powietrza. Christopher zaczyna lekcje, zamykając wpierw cieplarnie, a wtedy już wiadomo, że dla spóźnialskich nie ma tu miejsca. Gale podchodzi do pojemnika z nasionami, sięga po pierwsze z brzegu, nie za bardzo zastanawiając się nad czymkolwiek w tym momencie. Potem szybko leci po rozsadnik, nie chcąc trafić na jakieś rozpadające się gówno z robakami. - Kto pierwszy ten lepszy, hymm... - Wypowiada pod nosem, znajdując sobie miejsce obok @Scarlett Norwood, która zgarnęła równie dobry rozsadnik co Dear. Przygląda się swoim nasionom, podnosi rękę niczym prawdziwy kujon i od razu bez dwóch zdań mówi: - Mięta pieprzowa, profesorze. - Liczy na jakieś dodatkowe punkty, tak na zachętę.
Ostatnio zmieniony przez Gale O. Dear dnia Czw Mar 14 2024, 13:48, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widziadła:E tak Scenariusz:kochankowie Nasiona:tojad Rozsadnik:63 Modyfikatory: mówię Chrisowi co mam Wynik: +10
Powroty z ferii nigdy nie były łatwe, a w momencie, gdy trzeba było rzucić się znów w wir nie tylko nauki, ale i ogromu pracy, to wszystko stawało się prawie niemożliwe do ogarnięcia. Przynajmniej dla Maxa, który mimo wszystko był wciąż świeży w tym całym prowadzeniu biznesu. Nic więc dziwnego, że z dnia na dzień marniał w oczach, próbując wszystko nadgonić. Mimo to nie odpuszczał sobie niczego, a tym bardziej lekcji organizowanych przez któregokolwiek z Walshów. Powłóczając nogami pojawił się w cieplarni, posyłając słaby, aczkolwiek dość radosny uśmiech wszystkim znajomym, z profesorem włącznie. Zadanie wyglądało się być dość proste. Max wziął pierwsze lepsze nasionko, od razu rozpoznając w nim tojad, z którym często pracował nad kociołkiem. -To będzie tojad. Nigdy za wiele w okolicy, prawda? - Prychnął lekko, bo choć nie znał za wielu wilkołaków, to lepiej było mieć wywar dla nich pod ręką. Ot, na wypadek, gdyby sami nie byli zbyt sumienni w konsumpcji tego eliksiru. Nie na samym macaniu ziaren jednak lekcja polegała i Max musiał wybrać rozsadnik. Nie był ogrodnikiem i Merlin mu świadkiem, że raczej ręki do istot żywych nie miał, ale podszedł do tego na spokojnie, wybierając ten, który wydawał mu się najbardziej solidny i niezawodny.
Widziadła:I tak; Scenariusz:wynik śmierć; 2 Nasiona:5, ślaz Rozsadnik:79 Modyfikatory: Wypisz wszystkie wykorzystane + rozpoznanie zioła i zgłoszenie tego Christopherowi Wynik: +15
Świat chyba uważał, że Kate Milburn w ostatnim czasie miała za bardzo poukładane w głowie, więc z dnia na dzień zrzucał jej coraz to nowe halucynacje. Nie minęło dużo czasu odkąd weszła do cieplarni, by jej umysł i oczy zostały zaatakowane kolejną wizją. Tym razem była na soczyście zielonej trawie, która swoim kolorem kusiła, by położyć się na niej. Majaczące w okolicy drzewo obwieszone wstążkami nadawało krajobrazowi sielskości. Zapragnęła, by powiesić na jednej z gałęzi swoją własną wstążkę, która nagle zmaterializowała się w jej dłoni. Gdy tylko zawiązała kokardkę, wszystko wróciło do normy. Dobrze, że zdążyła na wstępie zająć jeden z lepszych rozsadników, bo widziała, że niektórzy musieli nieco pomęczyć się ze swoimi, których stan nie należał do najczystszych. Gdyby były to dojrzałe rośliny, z pewnością odróżniłaby przecież pokrzywę od rumianku. Wybrała nasiona, które wydawało jej się, że rozpoznaje jako ślaz - były chyba największe i najbardziej charakterystyczne ze wszystkich innych dostępnych. Zajęła się doprowadzaniem swojego i tak dobrego rozsadnika do porządku, by móc niedługo zacząć w nim sadzić ziółka.
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Widziadła:G nie Scenariusz: [url=LINK]wynik rzutu kością tarota[/url] Nasiona:4. Szałwia Rozsadnik:2 Modyfikatory: rozpoznanie zioła i zgłoszenie tego Christopherowi Wynik: (+5)
Carmen wparowała do sali jak smok, który szukał ofiary. Gwałtownie i głośno. Szata jej unosiła się na wietrze, który stwarzała szybkim chodem. Spojrzała prosto w oczy profesorowi i zagryzła swoją wargę. — Dzień dobry. Tak bardzo przepraszam za spóźnienie... o, to chyba szałwia— dziewczyna wskazała palcem na roślinę uśmiechając się przy tym promiennie do @Christopher Walsh Nie miała pojęcia czy dobrze powiedziała, czy inni znają jakieś rośliny. Po prostu ot tak wymówiła jego nazwę, jak gdyby miała tym zwrócić zainteresowanie. Nie na swoje spóźnienie, zaś na temat lekcji. Wiedziała od dawna, że z nauczycielami lepiej nie zadzierać bo to się skończy szlabanem. Krukonka wzięła pierwszy z brzegu rozsadnik,chcąc zając sie tym co ma zrobić. A co! W końcu nie widziała tu nikogo znanego... przecież zielarstwo jest takie ciekawe, też coś! Mała Seaver była zafascynowana tym miejscem. Rozejrzała się z widocznymi iskrami w oczach. Jednak nic z tego nie będzie bo rozsadnik jest strasznie brudny i pełno w nim robali, tak więc Carmen szybko i w miarę go oczyściła chociaż wiedziała ze to zajmie dużo i sporo czasu ale liczą sie chęci prawda. Po czym, zajęła się rozsadnikiem to co w nim sadzić bedzie zielsko lub zioła.
Widziadła:B nie Nasiona:5 - ślaz Rozsadnik:89 Modyfikatory: nie Wynik: +15
Biegł przez korytarz, ignorując gniewne spojrzenia portretów czy młodszych uczniów, próbując dotrzeć jak najszybciej do cieplarni. Nie chciał spóźnić się na zajęcia z profesorem Walshem, wciąż rozmyślając o założeniu własnej małej cieplarni w przyszłym domu. Z tego powodu nie chciał omijać zajęć z zielarstwa, a prawie do tego miało dojść. Pędził przed siebie, nie przejmując się ewentualnym wdychaniem wróżkowego pyłu, czy czym ten cały smog ostatecznie był, ani faktem, że mógł przewrócić kogoś w swoim pędzie. Jedyne, co miało znaczenie, to zdążyć do cieplarni, zanim drzwi się zamkną, więc gdy dostrzegł, że jeszcze były otwarte, z szerokim uśmiechem na twarzy wpadł do środka, nie próbując nawet ukrywać, że właściwie biegł na zajęcia. Dostrzegł, gdzie stała @Mina Hawthorne, a widząc wolne miejsce obok przyjaciółki, przecisnął się między pozostałymi, aby stanąć obok. W skupieniu wysłuchał, co mają do zrobienia i ze spokojem rozejrzał się po pojemnikach z nasionami. W pierwszej chwili chciał powiedzieć, że nie ma zielonego pojęcia, na co patrzy. Jednak po chwili zmarszczył brwi, próbując skupić się na tym, co brał. Nie był pewien nasion, więc wolał się nie odzywać, ale widząc, że Mina sięgała po te same, poczuł się nieco pewniej. Kolejny do przechwycenia był rozsadnik i cóż, nie zamierzał bawić się w oczyszczanie go, więc bez skrupułów sięgnął, jako jeden z pierwszych po jeden z najlepiej zachowanych rozsadników. Upewnił się jeszcze, że ten nie rozpadnie się przy próbie sadzenia nasion, aby po chwili odejść na bok, czekając na dalszy ciąg zajęć. - Mina, w porządku? - zapytał szeptem przyjaciółkę, gdy zorientował się, że coś jest z nią nie w porządku, korzystając z ogólnego zamieszania, jakie powstawało przy rozsadnikach.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Wyścig z czasem, który właśnie uprawiała, niebezpiecznie przechylał szalę zwycięstwa na stronę przeciwnika. Walka była nierówna, bo DeeDee, choć dopiero co wróciła z Himalajów, w żaden sposób nie testowała tam swojej sprawności fizycznej. Kto wie, może gdyby zjechała parę razy ze stoku, nie miałaby tak dużego problemu z bieganiem? Na jej niekorzyść działała też odległość, którą musiała pokonać z wieży Ravenclawu. Wychodząc z zamku widziała plecy @Jamie Norwood, najwyraźniej też zaspanego i walczącego o każdą sekundę, która oddaliłaby go od spóźnienia. Sadziła sporymi susami przez zamek i błonia, nie mając żadnych szans w dogonieniu chłopaka. Wpadła do cieplarni na ostatni moment, dosłownie w minucie, w której drzwi do niej powinny się zamknąć. Stanęła w środku, dysząc wściekle jak lokomotywa, z różowymi plamami na policzkach świadczącymi o ogromnym zmęczeniu i paskudnej kondycji fizycznej. Powiodła spojrzeniem po obecnych w sali studentach, a gdy jej wzrok padł na Norwooda i @Mina Hawthorne, uśmiechnęła się nieśmiało, ale z właściwą sobie powściągliwością obrała zupełnie przeciwny kierunek od tego, w którym oboje stali. Nie do końca rejestrując, co faktycznie powinni zrobić, podążyła ślepo za tłumem, by wybrać jakieś nasiona z dostępnych im kupek. - To mięta pieprzowa, prawda? - rozpoznała nasionka, zwracając się do nauczyciela, po czym po krótkim potwierdzeniu, udała się po rozsadnik. Wszystkie dobre skrzynki rozeszły się w mgnieniu oka, więc jej przypadł w udziale taki wstrętny i zarobaczony, na którego widok śniadanie na moment chciało opuścić jej wrażliwy żołądek, i tak już poddany wielu wstrząsom. Zabrała się jednak szybko za jego oczyszczanie, walcząc z targającymi jej ciało dreszczami.
*Wpadam za zgodą Christophera
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Lekcja zielarstwa 11 marca 2024 - II etap Widziadła:E tak Scenariusz:4- Cesarz
Christopher uśmiechnął sie do wszystkich studentów, również tych, którzy zjawili się właściwie w ostatniej chwili, a później skoncentrował się na tym, co się dookoła niego działo, starając się nikogo nie pominąć i zwrócić się do każdej osoby, która zwracała się również do niego. Dlatego też zmrużył lekko oczy, kiedy zwrócił się do niego @Lockie I. Swansea po chwili stwierdzając, że nie mógł mu zbyt mocno podpowiadać, ale roślina, z którą miał pracować, zaczynała swoją nazwę na “r”, dodając, że z całą pewnością znajdą się koledzy, którzy mu podpowiedzą. Zaraz też zwrócił się ku @Adela Honeycott, uśmiechając się do niej lekko. - Bardzo dobrze, panno Honeycott, to dokładnie jest pokrzywa. Pięć punktów dla Gryffindoru - stwierdził, przygladając się pozostałym zebranym, gdy wtem doleciała do niego jakaś muzyka, a on odwrócił się, starając się zrozumieć, co się właściwie działo, by nieoczekiwanie zdać sobie sprawę z tego, że musi tańczyć. Tak po prostu, bez zastanowienia, bez zatrzymania, jakby coś postanowiło go porwać na bal, porwać w tan, jakiego nic nie było w stanie zatrzymać. I tak najpewniej właśnie było, chociaż gdy zdołał się z tego wyrwać, czy raczej kiedy go wyrzucono z tego widziadła, był pewien, że wystarczyło zrobić jeden krok, by nad tym zapanować. - Tak, cóż, zdaje się, że pomimo ostrożności tutaj również borykamy się z nadmiarem wróżkowego pyłu - stwierdził, odgarniając włosy z czoła. - Mam nadzieję, że tańczę nieco lepiej od połamanego gumochłona - dodał ciepło, by zaraz zamrugać, chyba oszołomiony wciąż tym, co się działo i spojrzał na @Gale O. Dear, a później @Maximilian Felix Solberg, by skinąć głową. - Bardzo dobrze, po pięć punktów dla panów. I dla pani, panno Carlton - powiedział, gdy tylko dziewczyna również się odezwała, a później klasnął w dłonie. - Przed wami dalsza część zadania. Musicie dobrać odpowiednią ziemię i nawóz dla waszych nasion, a później stosownie je podlać, by zaczęły rosnąć. Nadal nic nie podpowiadam - stwierdził, wskazując jedynie miejsce, gdzie mieli znaleźć wszystko, co było im potrzebne, choć mrugnął na znak, że gdyby jednak ktoś się pogubił, to był tutaj po to, żeby uratować sytuację.
Dzisiejsze zadanie - II etap
Ziemia Skoro uporaliście się już z wyborem nasion i opanowaliście sytuację z rozsadnikami, trzeba przystąpić do dalszych działań i nie zasypiać gruszek w popiele. Dobór odpowiedniej ziemi jest podstawą waszego dalszego działania, więc przyjrzyjcie się jej uważnie, zanim postanowicie ruszać gdzieś dalej. Bez tego naprawdę nic wam nie wyjdzie.
Rzuć jedną kość literową, która określi, jak radzisz sobie z wyborem ziemi:
Ziemia:
A, H Ziemia to ziemia, prawda? Każda się nada, tym bardziej że przecież nie ma chyba znaczenia, czy sadzisz paprotkę, czy może raptuśnika. Ziemia, jaka jest, każdy widzi, czarna, z grudkami, więc z pewnością się nada. (+5) B, F Spędzasz całkiem sporo czasu na próbach rozróżnienia przygotowanej ziemi, starając się zrozumieć, co byłoby w twoim wypadku najbardziej właściwe. Oceniasz, co jesteś w stanie, odkrywając, że w niektórych próbkach dużo jest jakichś starych korzeni i innych zabrudzeń. Znajdujesz chyba nawet jakieś jaja. Niezbyt to przyjemne, ale twoja analiza pozwala ci wykluczyć najgorsze możliwości! (+10) C, J Trafiłeś idealnie, to dokładnie ta ziemia, jakiej powinieneś użyć, jej kwasowość, struktura, dosłownie wszystko odpowiada roślinie, jaką zamierzasz tutaj posadzić. Albo wiedziałeś, co robisz albo los ci sprzyjał! (+15) D, I Entliczek pentliczek czerwony stoliczek. Łatwiej pewnie byłoby, gdybyś dokładnie wiedział, jakie nasiona masz zasadzić, a jeśli to wiesz, to gdybyś przypomniał sobie, jakie ta roślina ma wymagania. Bo na razie spoglądasz na pojemniki z ziemią z całkowitym nierozumieniem, dochodząc do wniosku, że każda z nich jest dokładnie taka sama. (+5) E, G Ty to chyba nie uważałeś nigdy na zajęciach z zielarstwa, prawda? A może to halucynacje ci w czymś przeszkadzają? A może jest inny powód twojego gapiostwa, kiedy całkiem zwyczajnie chwytasz za pojemnik z piaskiem. I żwirem. Dlatego jego zawartość jest ciemniejsza, ale z tym na pewno nic nie zrobisz. Profesor goni cię po coś innego. (+0)
Nawóz Nietrudno domyślić się, co tak śmierdzi. W końcu nawozy mają to do siebie, że roztacza się dookoła nich co najmniej specyficzny zapach, z którym naprawdę trudno jest sobie poradzić. Skoro jednak już zdecydowaliście się wziąć udział w zajęciach z zielarstwa, musicie liczyć się również z takimi nieprzyjemnościami. Do dzieła!
Rzuć jedną kość k100, która określi, jak radzisz sobie do sypaniem nawozu:
Nawóz:
1 - 25 W ogóle nic tutaj nie ma, tych kilka grudek absolutnie w niczym nie pomoże. Równie dobrze mógłbyś w ogóle nie sięgać po ten nawóz, wyszłoby na to samo. Zmarnowałeś jedynie swój czas. (+0) 26 - 70 Udało ci się całkiem dobrze odmierzyć ilość nawozu potrzebnego do tego rozsadnika. Może nieco więcej, może nieco mniej, niż powinno go być tak naprawdę, ale wygląda na to, że roślina, jaką będziesz się zajmował, będzie odpowiednio odżywiona. (+10) 71 - 100 Za dużo, oj zdecydowanie za dużo. Już teraz wiadomo, że wyjdzie z tego coś szalonego, a tobie pozostaje jedynie przykryć jakoś tę zbrodnię przed oczami profesora. Jeśli poprosisz o pomoc kogoś, komu dobrze poszło odmierzenie ilości nawozu, możesz zrealizować poprzedni scenariusz, jeśli nie, to musisz zmierzyć się z konsekwencjami swoich działań. (+5)
Woda Skoro udało się wam dobrnąć tak daleko, pozostało już tylko podlać rośliny, które się przed wami znajdują. W końcu bez wody nie będą w stanie rosnąć, a nie o to tutaj chodzi, prawda? Tak więc pora na zaklęcie albo chwycenie konewki, żeby zasadzone przez was rośliny mogły dzielnie piąć się ku niebu.
Rzuć jedną kość literową, gdzie spółgłoska oznacza, że udaje ci się odpowiednio nawodnić rośliny, dokładnie w sam raz, żeby poradziły sobie z tym, co je czeka; a samogłoska oznacza, że je przelewasz i tworzysz wspaniałą powódź z błota, które jest ciężkie do opanowania - oznacz dwie osoby, które niestety również pływają w tej paskudnej mazi razem z tobą.
Mechanika 1. Termin pisania: do 25 marca włącznie; 26 marca nastąpi rozliczenie lekcji. 2. Na lekcję nie można się spóźnić, drzwi cieplarni zostają zamknięte z chwilą, w której zajęcia się rozpoczynają. 3. Za specjalizację z zielarstwa przysługuje wam jeden przerzut, możecie się nim posłużyć na pierwszym albo drugim etapie zajęć. 4. Za każde 15 punktów z zielarstwa przysługuje wam jeden przerzut. 5. Wasz post musi zostać opatrzony poniższym kodem:
Widziadła: nie Scenariusz: - Ziemia:B (+10) Nawóz:1 - 76 (+5) Woda:E Modyfikatory: Za 15 pkt z zielarstwa Wynik: 15 + 10 + 5 = 30
Carly zerknęła na Gale'a, by zaraz się do niego uśmiechnąć i zapewnić go, że owszem, zdecydowanie kto pierwszy ten lepszy, dokładnie tak to działało, a oni mieli rozsadniki, na których mucha nie siadała i to się bardzo liczyło. Bo zadanie, jakie potem przed nimi postawiono, było zdecydowanie skomplikowane, a przynajmniej dla niej, bo zwyczajnie nigdy nie interesowała się aż tak bardzo roślinami. Ale zwyczajnie musiała to zmienić, bo bez tego wszystkie jej plany pewnie wzięły bardzo mocno w łeb, więc przeszła w stronę możliwych próbek ziemi, spędzając nad nimi naprawdę sporo czasu, wystawiając czubek języka, kiedy myślała, co tutaj wybrać i znajdowała to jakieś korzonki, to jakieś... jaja, na które aż się cała wstrząsnęła z obrzydzenia. Ostatecznie jednak wybrała coś, co jej zdaniem było odpowiednie, a następnie podeszła do stołu, by zostawić swoje zdobycze i ruszyć na poszukiwanie nawozu. Ostatecznie nasypała do rozsadnika odpowiednio wiele ziemi, umieściła tam nasionka, które przykryła ziemią i posypała nawozem, chociaż trzeba przyznać, że go nie żałowała, jakby zakładała, że to pomoże i jej roślina zwyczajnie wystrzeli w stronę nieba, jak szalona i przyszła pora na podlewanie. I tu zdecydowanie przesadziła... A może zwyczajnie woda wymknęła się jej spod kontroli? Tak czy inaczej, pisnęła głośno, zaklęła dość szpetnie i zrobiła fantastyczną błotną powódź, która dosięgnęła @Gale O. Dear oraz @Maximilian Felix Solberg, którzy mieli tę wspaniałą przyjemność, że akurat znajdowali się najbliżej niej. - Zaraz to naprawimy! - stwierdziła, śmiejąc się, bo na razie wszystko wyglądało tragicznie.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Podziękował skinieniem głowy za to uznanie, choć nie było to dla niego nic wielkiego. Jeśli chodziło o rozpoznawanie roślin, był całkiem niezły, właśnie dzięki eliksirom. Druga część lekcji miała sprawić mu jednak o wiele większy kłopot, gdyż dotyczyła stricte zajmowania się, a raczej hodowania roślin, a w tym Max prawie się nie orientował. Ziemię wybrał taką, jaka wydawała mu się zdrowa i dość uniwersalna. Miał wrażenie, że nie jest ani za sucha, ani zbyt wilgotna, a jak coś było średnie, to często pasowało do wielu rzeczy. Ślizgon miał nadzieję, że i tutaj nie chybi. Dużo lepiej poszło mu za to z odmierzaniem nawozu. Potrafił określać proporcje i skorzystał z tego talentu w tej chwili. Nawet jeśli popełnił błąd przy ziemi, to z odpowiednią pożywką może udałoby mu się to jakoś zbalansować. Nie wiedział, jak bardzo zielarstwo jest podatne na takie zmiany i eksperymenty, a nie było lepszej okazji do przekonania się niż praca na składnikach, na które nie musiał bulić hajsu. Już miał się brać za zabawy z konewką, gdy poczuł, jak coś mokrego mizia jego kostki. Spojrzał w dół i zobaczył pod nogami wielką kałużę z błota, a zaraz obok niej @Scarlett Norwood, która wyglądała na bardzo winną całego zamieszania. -My? - Spojrzał na nią znacząco, bo on się za żadne osuszanie terenu nie miał zamiaru brać. -Ty, młoda damo, to patrz i się ucz, jak się posługiwać konewką. Choć byłem pewien, że akurat to masz już opanowane. - Skomentował zdecydowanie dwuznacznie, nie mając nawet zamiaru się z tym ukrywać, po czym bezbłędnie podlał swoje roślinki, kończąc to wszystko spojrzeniem na puchonkę wzrokiem, mówiącym ni mniej, ni więcej jak "tak pracują profesjonaliści". Jakkolwiek daleko od tytułu zielarza roku nie był.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Widziadła: tak Scenariusz: śmierć Ziemia:A (+5) Nawóz:18 Woda:E Modyfikatory: - Wynik: 15 + 5 = 20
Najwyraźniej nie tylko ona ulegała halucynacjom w związku ze zbyt dużym stężeniem wróżkowego pyłu. Pocieszające było, że nawet nauczyciel dzielił się z nimi podobnymi przeżyciami. Później poinstruował ich w tym, co mieli robić dalej i ogólnie szkoda, że Kate nie była zbyt dobra w zielarstwie tak ogółem. Nie umiała zmusić się, by wynosić więcej z lekcji, nawet jeśli były prowadzone przez tak miłego i dobrego nauczyciela, jakim był Walsh. Dobór ziemi nie sprawił jej większych problemów - bo w gruncie rzeczy nie wiedziała, nad czym powinna się w tym wyborze zastanawiać. Jaka ziemia była, każdy widział, ciemna, brunatna, trochę grudkowata, powinna się przecież nadać do sadzenia, czyż nie? Pokryła odpowiednie miejsca w swoim rozsadniku warstewką ziemi, a następnie sięgnęła po nawóz, który okazał się być zupełnie beznadziejny. Straciła czas, bo tych kilka grudek, które znalazła w worze zdało się na nic. Ostatecznie powtykała ziarna tam, gdzie miały się znaleźć, by móc później wzrastać. To podlewanie ją zgubiło, a może raczej druga część wizji, która nawiedziła ją po raz kolejny, zamykając jej umysł w swoich kajdanach, podczas gry ręka z konewką wciąż przechylała się nad rozsadnikiem. Gdy się ocknęła z tego dziwnego transu, zorientowała się, że zrobiła błotną powódź wokół siebie. - O rany, przepraszam! - wybąkała, czerwieniąc się ze wstydu za cały ten bajzel, który narobiła. Błotna kałuża poszerzyła się, obejmując również stanowiska @Adela Honeycott i @Lockie I. Swansea. - Już to ogarniam - wymamrotała, zbierając się sama w sobie, bo coś czuła, że dzisiejszego dnia zwykłe chłoszczyść mogło ją przerosnąć.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Wpatrywał się w Walsha jak ciele w malowane wrota, bo nasiona na "r" to mogło być wszystko. Jedne bardziej żółte inne mniej, jedne większe inne mniejsze. Rabarbar? Gapił się na te nasionka, trwoniąc cenny czas, po czym poszedł po rozum do głowy i wyciągnął z torby podręcznik, jak na dzbana z połową mózgu przystało, choć podręcznik nie wyglądał na taki, do którego Swansea zaglądał szczególnie często. Porównywał swoje nasionka zawzięcie z obrazkami na stronach, aż dotarło do niego, że to jest najzwyklejszy rumianek, na co niemal parsknął pod nosem. Zabrał się do pracy, przygotował rozsadniki i poszedł macać ziemię. Dzielnie pocierał różne jej grudki między palcami, wąchał, jakby był specjalistą, ostatecznie wybierając tę, którą uznał za cuchnącą w stopniu znośnym i napełnił nią pojemniczki. Kiedy przyszła pora na wybór nawozu już nie poświęcił mu tyle uwagi. Cóż, gówno to gówno, nie? Wziął może odrobinę za mało, jednak wymieszał dobrze z glebą to, co było do wymieszania. Potem, z wielką pieczołowitością zaczął umieszczać w rozsadnikach swoje nasionka, skupiony, jakby robił operację na otwartym sercu. Nie zdążył nawet dojść do podlewania, kiedy bagno @Kate Milburn zalało mu blat, aż odskoczył, delikates, krzywiąc się. - Eww, brother eww. - skrzywił się, podnosząc swój cenny rozsadnik i taksując wzrokiem jej pracę. Ewidentnie nie miała do tego ręki! Odstawiwszy swoje nasionka w bezpiecznej odległości, wziął się za podlewanie, zadzierając nosa i patrząc z wyższością na to jak Milburn sprząta błoto, by pokazać jej, jak to należy zrobić prawidłowo. Taki nagle zielarz wielki podlewacz się z niego zrobił...
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Zdobywszy kilka punktów dla domu, stanęła przy rozsadniku z nieco większą pewnością siebie niż na starcie. Ukradkiem rzucała spojrzenia w kierunku Ślizgonów, których na starcie obdarzyła uśmiechem, lecz musiała zająć się faktyczną pracą. Na czyszczeniu rozsadnika straciła jeszcze kilka cennych minut i dopiero gdy ostatni robak zniknął z drewnianej skrzynki, mogła zabrać się za dalsze próby sadzenia roślin. Wybrała ziemię trochę na oko, mając więcej szczęścia niż rozumu w tej kwestii. Nie znała się na ziemi, nie lubiła się w niej babrać. Jeśli miała być szczera, uczucie ziemi pod paznokciami było jednym z najgorszych sensorycznych doznań, jakie istniały w jej głowie. Z pomocą przychodziły rękawice, ale w nich z kolei czuła się strasznie niezgrabnie i nieporadnie. Miała zwinne palce, na co dzień sporo szkicowała - wykonywanie precyzyjnych rysunków map nieba przychodziło jej z łatwością. Gruby materiał rękawic ograniczał jej ruchy, ale cóż miała począć. Zaczęła coś tam grzebać i sadzić, zasypywać ziarno warstwą grudkowatej, ciemnej ziemi. Przy nawozie trochę zaszalała, nie do końca świadoma, że ilość, którą wsypała w rozsadnik, nie była odpowiednia. A raczej, że było jej zdecydowanie za dużo. Później natomiast zaczęły dziać się jakieś dantejskie sceny. Najpierw jedna Puchonka zalała swój rozsadnik, a także dwa okoliczne stanowiska, później Gryfonka zrobiła dokładnie to samo. Klątwa powodzi spoczęła również na DeeDee, która bardzo starała się być oszczędna, dopóki los nie spłatał jej figla. Końcówka konewki po prostu odpadła, przez co jej ciężar zmienił się, a ręka dziewczyny zadrżała, chlustając wodą aż ta rozprysnęła się na boki, wraz z rozmoczoną ziemią płynąc niczym błotna rzeka ku rozsadnikom należącym do @Gale O. Dear i @Carmen Seaver. Nim zdążyła przeprosić, wzięła się za sprzątanie, macając poły szaty w poszukiwaniu różdżki, którą zamierzała rzucić chłoszczyść, by zatuszować swoją zbrodnię.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Cenny rozsadnik, sranie w banie. Doskonale podejrzewała, jak się miały sprawy z Lockiem i zielarstwem - podobnie jak u niej, marnie. Pamiętała, jak poprosił ją o pomoc w warzeniu eliksiru i nie potrafił dokładnie przeliczyć liści pokrywy, które miały być użyte w przepisie... I będzie jej się tu teraz wymądrzał, jaki to z niego nie jest wspaniały zielarz rozsadnik! Spojrzała na niego, gdy zrobił obrzydzoną minę i odsunął się z wyraźną pretensją w spojrzeniu i całej swojej postawie i nie mogła się nie zaśmiać. Parsknęła pod nosem, bo choć ostatnio nie rozmawiali ze sobą za dużo, wciąż darzyła go niezwykłą sympatią i w jej oczach był jednym z zabawniejszych ludzi, z jakimi miała do czynienia w życiu. - No już, już, sprzątam, sorry - powiedziała, wywracając lekko oczami i dobywając różdżki, by kilkoma machnięciami i paroma udanymi chłoszczyśćcami pozbyć się błotnej powodzi, którą spowodowała. - Już możesz wrócić na miejsce, nie zaleję Cię drugi raz, obiecuję - dodała, przenosząc wzrok na swój biedny, przemoczony rozsadnik. Coś czuła, że prędzej zgnije, niż cokolwiek na nim wyrośnie, ale jednocześnie wzbraniała się przed użyciem fovere, by odparować nieco wody. Już raz widziała, co niepozorne zaklęcie ocieplające potrafiło zrobić w cieplarni...
Obserwował z wyższością, jak zasuwała z tym swoim błotem. Oczywiście, że sranie w banie, Lockie nawet bez obrazków nie umiał rozpoznać, że pracuje z nasionkami rumianka, a co dopiero skumać, czy ma cenny rozsadnik czy bezcenny. Mimo to wciąż o coś się dąsał, więc każdy powód do przypierdolki był dobrym powodem. Mimo to wyrażając ogromne obrzydzenie w charakterystyczny, memiczny sposób kąciki ust drgnęły mu lekko, nieco mocniej, kiedy dostrzegł, że parsknęła pod nosem. Gibał swoją konewką z miną konesera i znawcy roślin, którym nie był, więc ni chuja nie wiedział ile ma tej wody lać, samemu tworząc niemałe bagno na skrawku blatu na którym trzymał "swoje cenne rozsadniki" zalewając stanowisko @DeeDee Carlton i @Scarlett Norwood. - Chyba muszę tu zostać. - uznał, widząc swoje dzieło i to, w jakim stanie był jego tak skrupulatnie pucowany rozsadnik- Moje nasionka nie umieją pływać... - wyznał, kładąc dłoń na piersi, z boleścią malującą się na twarzy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
W czasie, gdy bajoro rozlazło się już wszędzie, Max był zadowolony ze swojej pracy. Do tego mógł sobie pożartować z Carly, więc wszystko zdawało się być w jak najlepszym porządku. Do czasu. W pewnej chwili doszło do niego, że słyszy jakieś szepty, co nigdy nie było dobrym znakiem w jego przypadku. Zdecydowanie zbyt często się to działo w tym semestrze, a nie wiedział jeszcze dobrze o nowych doniesieniach w sprawie magicznego pyłu, więc i tę sytuację zwalił na swój słaby stan. Początkowo starał się ten głos ignorować, ale był on coraz bardziej natarczywy. W końcu złapał się za głowę, mamrocząc pod nosem, by ta przeklęta kurwa w końcu zostawiła go w spokoju. Wyglądał pewnie nie najlepiej, rozdzierając sobie skórę paznokciami, ale nie o tym teraz myślał. Początkowo pewien, że znów słyszy matkę, chciał wywalić ją ze swojego umysłu. Dosłownie, skoro inne metody nie działały. Zaraz jednak wsłuchał się w szepty i zrozumiał, że to coś innego. Strach i furia zmieniły się w jakąś swoistą ekscytację, a on nagle zapragnął iść na bal. Tylko jaki kurwa bal?
Ulga go ogrania, kiedy widziadła postanawiają go dzisiaj nie nękać, zwłaszcza na lekcji u Chrisa, chociaż z pewnością roiło się w szklarni od wróżkowego pyłku, który wiruje subtelnie między roślinami, wystarczy tylko spojrzeć, poczekać, najlepiej wstrzymać powietrze i nie oddychać. Pełen podziwu dla opanowania Walsha, który to zaraz po kilku dziwnych pląsach, oddaje się w ręce rzeczywistości z uśmiechem na twarzy. Dzisiaj to razem z Solbergiem zbierają punkty dla Slytherinu, myślałby, że na zielarstwie; ale przecież na eliksirach nie zawsze się da, zwłaszcza pod okiem Casey'a O' Malley'a, nauczyciela, który wolał odejmować niż rozdawać punkty, kto co lubi... U Christophera to co innego, amen dobry Slytherinie. Nasiona i rozsadniki, tak mu świetnie poszły na początku, że już dalej nie może być tak świetnie. Ziemie wybiera, niemal bawiąc się w wyliczankę, z nawozem oczywiście, sypnęło mu się za dużo i nie wiedząc co zrobić, postanawia zalać to wodą — powódź, co z tego, że @Scarlett Norwood zalewa jego stanowisko, tak więc on zalewa i jej, aby następnie chlusnąć też po stanowisku @DeeDee Carlton, która chlusnęła po jego stanowisku... Jakieś takie wyrównanie rachunków się tu zadziało. I tak wszyscy zalani (nie tym, co trzeba), w bagnie, toną. - Max, czepiasz się. - Gale w obronie Carly, zwraca się do @Maximilian Felix Solberg. - To, że tobie się nie ulewa, to nie znaczy, że inni mają w tym wprawę. - Mówi, widocznie pijąc do czegoś, sam w tę konewkę nie lepszy. Chyba mu po butach poszło i czuje, że ma mokre skarpety.
Widziadła:B nie Ziemia:G > C (+15) Nawóz:56 (+10) Woda:B Modyfikatory: za 15pkt z zielarstwa Wynik: 15 + 15 + 10 = 40
Kiedy Walsh zaczął znów mówić i… tańczyć… Jamie miał ochotę się zaśmiać. Nie zrobił tego tylko z szacunku do mężczyzny i świadomość, że jednak pył wróżkowy mieszał w głowach wszystkim. Nie było również sposobu na uniknięcie go, więc trzeba było męczyć się z halucynacjami, których dotychczas Ślizgon unikał. Tyle dobrego, bo dość już miał na swojej głowie problemów większych i mniejszych. Upewnił się, że z Miną wszystko było w porządku i zabrał się za dalszą część zajęć. Był pewien, że nasiona, które miał to był ślaz, a skoro tak, wiedział, po jaką ziemię należało sięgnąć. Przynajmniej miał taką nadzieję, kiedy wybierał jedną z gotowych mieszanek, aby podejść z nią do stanowiska, po chwili spoglądając na pobojowisko, jakie robiły @Scarlett Norwood@DeeDee Carlton wraz z @Gale O. Dear i @Maximilian Felix Solberg. Spoglądał na nich z uniesionymi nieco brwiami, aby zaraz prychnąć pod nosem, wypełniając odpowiednią ziemią rozsadniki. Następnie włożył do ziemi wybrane nasiona, aby podejść do podlewania. Wystarczyło rzucić właściwe zaklęcie, aby nasiona dostały tyle wody, ile potrzebowały, a Jamie mógł wbić spojrzenie w DeeDee, jakby chciał jej przypomnieć, że mówił jej o tym prostym triku. - Rycerzem Dear to ty nie będziesz. Carly zdecydowanie wie co zrobić, żeby się nie ulało - powiedział, spoglądając po chwili na siostrę, jakby chciał ją zapytać, czy naprawdę musiała udawać, że nie wie co robi. Nie wierzył w to, że jakimś sposobem nie była w stanie odpowiednio podlać nasion. Jednak jego uwagę zwrócił też Solberg, któremu przyglądał się chwilę w milczeniu. - Solberg? Załamałeś się tym błotem? - zapytał, ale jego spojrzenie jasno wskazywało, że nie sądził, aby to było właściwym powodem zachowania chłopaka, jakby miał sobie nagle włosy z głowy zerwać. Pył? Czy chwilowa słabość?
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Maximilianie – powtórzył spokojnie Christopher, kiedy znalazł się już dostatecznie studenta, jednocześnie przeganiając pozostałych zebranych do tego, żeby posprzątali cudowne bajoro, jakie udało im się w tej chwili stworzyć. Nie miał pojęcia, czy zebrani doskonale się bawili, czy po prostu faktycznie nie mieli pojęcia, jakiej ilości wody użyć, żeby wszystko było w porządku, ale zaczynał mieć obawy, co do tego, że za moment najnormalniej w świecie wypłyną ze szklarni. Przegonił ich również do pracy, bo nie chciał, żeby zwracali nadmierną uwagę na to, co działo się z Solbergiem. Nie chciał, żeby później mówiono na korytarzach rzeczy, jakich zdecydowanie nie powinien słyszeć. - Wiedziałem, że jest tutaj za dużo tego pyłu wróżek. Trudno sobie z nim poradzić i człowiek później zmuszony jest do jakichś dzikich pląsów albo innych dziwnych rzeczy. Już lepiej? Najczęściej te halucynacje mijają szybko, ale podobno można nawet nieźle w nich oberwać – powiedział, przyglądając się uważnie studentowi, choć zachowywał całkowity spokój. Nie wiedział, co się z nim dokładnie działo, ale podejrzewał, że z różnych względów ten pył mógł działać na niego mocniej, niż na innych. To nie było jednak coś, o czym zamierzał mówić głośno, bo zwyczajnie nie miało to sensu i ponownie sprowadziłoby na Maximiliana niepotrzebną uwagę. Dlatego też zwyczajnie stał z nim z boku, pozwalając na to, żeby pozostali uczniowie robili prawdziwy bałagan w cieplarni. Trudno, tak to już w życiu bywało i nie mógł nic na to poradzić, a Solberg był teraz ważniejszy, niż nasiona ziół.
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Szepty strasznie mieszały mu w głowie, powodując multum przeróżnych emocji, z którymi nie potrafił sobie poradzić. -Muszę iść na bal! - Zakomunikował @Jamie Norwood , który zainteresował się jego dziwnym zachowaniem. Zaraz jednak ślizgon zniknął z pola widzenia Maxa, a w jego miejsce pojawił się @Christopher Walsh. -Na bal! - Powtórzył, zrywając się na równe nogi, z dziwnym i zdecydowanie mocno nieobecnym uśmiechem na twarzy. Zaraz jednak został zatrzymany, a słowa zielarza powoli zaczęły do niego docierać, jakby cokolwiek opanowało jego umysł, stopniowo zaczęło odpuszczać. -Pył? - Powtórzył średnio przytomnie, choć na szczęście już się na żadną imprezę nie wybierał. Szepty też powoli słabły, choć nadal dźwięczały mu w uszach upiornym echem. -Ja... Nie wiem. Coś, jakieś głosy... Potrzebuję eliksiru spokoju. - Podsumował w końcu dość przytomnie, zerkając na swoją torbę, którą pozostawił przy stanowisku. Nie miał najmniejszego zamiaru wybierać się do pielęgniarki, czy jeszcze gorzej, do Munga.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Widziadła:A tak Scenariusz:cesarzowa Nasiona: 5 Ziemia:C Nawóz:61 Woda: F Modyfikatory: przerzut za kuferek Wynik: 15 + 15 +10 = 40
Hawthorne doskonale zdawała się mieć świadomość tego na czym polegało jej zadanie i poruszała się po cieplarni z niesamowitym wyczuciem. Przygotowawszy wcześniej już zarówno nasiona jak i rozsadniki przeszła spokojnie do kolejnego etapu, którym było wybranie odpowiedniej ziemi oraz nawozu. Z tym pierwszym nie miała żadnego problemu. Zdawała sobie sprawę z tego jaką glebę preferował ślaz. Nieco gorzej jednak poszło jej z odmierzeniem nawozu. To jednak pewnie była bardziej kwestia tego, że niestety nie była tak dokładna w swoich działaniach i mogła gdzieniegdzie sypnąć go nieco hojniej. Najważniejsze jednak, że skutecznie umieściła ziarenka we wgłębieniach tak jak należało, a następnie podlała je z wyczuciem. Nie mogła przesadzić, bo inaczej mogłoby jej tam wszystko zgnić. Za mało też nie dobrze. Musiała po prostu obserwować ziemię i wybrać odpowiedni moment, by odstawić konewkę na bok.
Carmen Seaver
Rok Nauki : IV
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 167
C. szczególne : Na ramieniu ma znamię w kształcie kompasu. Wiecznie uśmiechnięta. Duża szrama na całe plecy.Często można ją zobaczyć z fioletową torbą przewieszoną przez ramię..
Widziadła: tak E konsekwencją jest pech w kolejnym wątku. Scenariusz:Śmierć6 Ziemia:i Nawóz:2 Woda:g Modyfikatory: Wynik: 5+5+0
Dla Carmen rośliny były dla niej hobby i odpoczynkiem po całym dniu pełnym bieganiny od lekcji do lekcji. Dużo czytała jak na krukonkę otworzył nawet jakąś książkę z domu. Dobrze było sobie odświeżyć pamięć, nieco inaczej niż reszta obejrzała się jedynie jak reszta uczniów radzi sobie z roślinkami. Taka mugolska wyliczanka entliczek pentliczek czerwony stoliczek. Na chwilę zdołała przypomnieć, można by łatwiej to jakoś zrobić gdyby Krukonka dokładnie wiedziała, jakie nasiona ma zasadzić, ale najmłodsza z rodziny oczywiście że to wie, bo przypomniała sobie, jakie ma roślina wymagania i co trzeba zrobić. Jednak dziewczynka tylko spogląda na pojemniki z ziemią z całkowitym brakiem nierozumienia chociaż metodą prób i błędów gdzieś w końcu, dojdzie do wniosku, że każda z nich jest dokładnie taka sama wielkości i pojemność. Po kilku minutach całej zabawy nic nie ma, tych kilka grudek co w niczym nie pomoże. Chociaż Carmen dobrze mogła wcale nie sięgać po ten nawóz, wyszło by jednak prawie na to samo. Tak tylko po prostu Krukonka zmarnowała swój czas. Coś sie dzisiaj może dziewczynce udać i wyjdzie to na plus a może nie to się okaże. Chyba ma dziś farta nawet udało jej się odpowiednio nawodnić rośliny, i wiedziała dokładnie w sam raz, żeby poradziły sobie z tym, co je czeka; Przez ten pył i całe to wydarzenie Carmen chyba najchętniej sie ochotę się położyła ,na soczyście zielonej trawie. Jednak jakiś kawałek przed sobą widzi niewielkie drzewo obwieszone kolorowymi wstążkami i otoczone kręgiem z kamieni. Sama krukonka ma ochotę zawiesić na nim swoją wstążkę, a nawet kilka ale lepiej być uważnym, aby nie uszkodzić drzewa! Jednak przez Carmen nie uwage nadepnęła cos i złamała jedną z gałęzi, czego konsekwencją jest pech. -Czy można zabrać potem roślinke do zamku?zapytała nauczyciel.
5 punktów na lekcji zielarstwa to był sukces na miarę rekordu w utracie punktów w ciągu jednej nocy, więc Adela odrobinę się rozchmurzyła, choć myślami była zdecydowanie gdzie indziej. Niemniej, nie było czasu na refleksje i bujanie w obłokach, bo trzeba było brać się do pracy. Najpierw zabrała się za wybór ziemi, ale z roztrzepania sięgnęła po worek z piaskiem i żwirem. Musiało się to skończyć źle - już po chwili profesor pogonił ją po normalną ziemię. Na całe szczęście - potem szło trochę lepiej - idealnie dobrała ilość nawozu, a nawet nie rozlała wody, w przeciwieństwie do drugiej Gryfonki. - Luzik kochana - odparła do @Kate Milburn, od razu rwąc się do pomocy w sprzątaniu, by nie zostawić koleżanki z tym samej. Po chwili wróciła do swojej roboty, choć czuła się lekko zagubiona.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie był pewien, czy Maximilian sobie z tym wszystkim poradzi, ale nie mógł na niego naciskać ani robić innego bałaganu, wiedząc, że ten by sobie tego nie życzył. Nie chciał zwracać na siebie uwagi, więc dał mu spokój, potem zajmując się błotnistą powodzią, w jakiej się właśnie znaleźli. To było dość oszałamiające, nie ma co, ale też nie było sensu udawać, że było czymś niesamowicie tragicznym. - Myślę, że wszyscy nauczyliście się na tych zajęciach, że rośliny niekoniecznie muszą się kąpać, żeby czuć się dobrze. Macie jednak wiele czasu na to, żeby zorientować się, jak właściwie się nimi zajmować. Za miesiąc chcę zobaczyć efekty waszej pracy przy wysianych przez was właśnie nasionach. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy albo chce o czymś porozmawiać, to oczywiście zapraszam. A teraz zmykajcie, bo inaczej nie zdążycie wyczyścić się przed kolejnymi zajęciami - powiedział, uśmiechając się lekko, kręcąc przy okazji głową, kiedy machnął różdżką, by otworzyć drzwi prowadzące do cieplarni, tym samym dając młodzieży swobodę, jakiej ta potrzebowała.
Zadanie domowe Wszystkie informacje znajdują się tutaj: powiadomienie o pracy domowej i życzę wam z nią dużo zabawy.