Wyjątkowo klimatyczne miejsce, idealne na długie spacery z dala od hałaśliwych grup pierwszorocznych, którzy nie zapuszczają się w to miejsce, zapewne z powodu krążących plotek, według których po Alei włóczą się duchy.
Autor
Wiadomość
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Imię jackalope:REDD'S Pole początkowe: 19 Pole następne:23 Kość:2 Pozostałe przerzuty:1/3 Efekt pola:na 4 Zysk:
Wiktor robił co w jego mocy, aby jak najlepiej wypaść na wyścigu rudzielec chciał aby Redd's zwyciężył udowodniłaby tym samym wiele nie tylko sobie, ale też rodzeństwu. Do tej pory traktował zwierzaka jak by był jego na zawsze(po wyścigu można zwierzaka zatrzymać)więc popędził szybko Redd'sa aby dogonił pozostałych nawet przegonił przez przypadek, chciał jak najszybciej dogonić nie zostać na szarym końcu. Zwierzak był minimalnie za dziewczynami, ale Puchon miał jeszcze szanse, nie mógł tylko teraz popełnić żadnego błędu. Chociaż powoli Redd's zbliżał się do wzierzaka Ozzie który należał do @Felinus Faolán Lowell minimalnie dopingował, aby dać Redd's jak największe szanse na zwycięstwo. @Aleksandra Krawczyk
Ozzie -> pole 28 Biszkopt -> pole 23 Krokus -> pole 25 Slow -> pole 19 Redds -> pole 21 @Wiktor Krawczyk - do następnego rzutu masz -2 do liczby oczek, ale nie tracisz kolejki. Jules -> pole 17
@Felinus Faolán Lowell teraz Ty, jesteś najbliżej I miejsca!! Pamiętajcie, że są trzy miejsca na podium!
Kod:
<zg>Imię jackalope:</zg> <zg>Pole początkowe:</zg> wpisujesz na którym polu znajduje się Twój jackalope <zg>Pole następne:</zg> wpisz pole na które przechodzisz po rzucie kością <zg>Kość:</zg> podlinkuj rzut k6 oraz potencjalne przerzuty <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> <zg>Efekt pola:</zg> np. pominięcie kolejki, cofnięcie się, przeskok na kolejne pole etc <zg>Zysk:</zg> jeśli otrzymałeś jakiś zysk z pola to wpisz go tutaj. Nie rozliczaj go w temacie, umieszczę Ci go w kuferku po ukończeniu wyścigu. Dotyczy to też galeonów.
Pole 1 nic się nie dzieje Pole 2 Twój Jackalope wystraszył się donośnego kibicowania/głośnego zaklęcia dopingującego. Dostał magicznej czkawki, która przerzuciła go pięknym skokiem na pole z numerem 4! Pole 3 nic się nie dzieje Pole 4 nic się nie dzieje Pole 5 nic się nie dzieje Pole 6 nic się nie dzieje Pole 7 Jackalope obraził się na Ciebie. Musisz przekonać go do kontynuacji wyścigu, najlepiej zakupieniem wzmocnionej witaminami specjalnej karmy dla jackalope, które sprzedaje pewien czwartoklasista kręcący się wśród właścicieli jackalope. Musisz wybulić 30 galeonów inaczej jackalope zostaje na tym polu przez 2 kolejki. Pole 8 nic się nie dzieje Pole 9 jackalope wpadł w poślizg i zderzył się z Jackalope osoby biegnącej tuż po Tobie. Twój zawodnik na jednak słabe nerwy, spanikował i czmychnął na pole numer 6. Pole 10 nic się nie dzieje Pole 11 nic się nie dzieje Pole 12 Jackalope kichnął tak głośno i potężnie, aż odsunęło go na poprzednie pole. Na zdrowie? Pole 13 nic się nie dzieje Pole 14 nic się nie dzieje Pole 15 Jackalope zmotywował się Twoim dopingiem, zakręcił gwałtownie swoimi nóżkami i… w następnym rzucie masz +2 do liczby oczek na kości! Pole 16 nic się nie dzieje. Pole 17 Jackalope wpadł prosto w cierniste krzaki. Kto je tu postawił?! Tracisz 1 kolejkę, musisz przez ten czas podleczyć swojego Jackalope, głównie wyciągnąć ciernie z jego łapek. Przy okazji znajdujesz w krzakach pisankę-niespodziankę. Rzuć kością na Eliksir i 1 porcja jest Twoja. Pole 18 nic się nie dzieje Pole 19 nic się nie dzieje Pole 20 za Twoją namową Jackalope wykonał swój popisowy numer. Skoczył na innego Jackalope/odbił się od wystającego głazu/wyskoczył naprzód i znalazł się na polu nr 22. Pole 21 Twój Jackalope niechcący wskoczył prosto w kępki laqueushiems. Musisz go uwolnić. Nie tracisz kolejki, ale do następnego rzutu kością masz -2 (jeśli wynik będzie zerowy lub ujemny, zostajesz na tym polu, ale efekt się nie ponawia) Pole 22 nic się nie dzieje Pole 23 nic się nie dzieje Pole 24 to pułapka! Na tym polu materializuje się przed Twoim jackalope widmowy wilk. Jackalope panikuje i ucieka na pole nr 14. Pole 25 o, Twój Jackalope ląduje prosto na pisance-niespodziance. Jackalope porusza uszami, spogląda na Ciebie wymownie abyś przyszedł i to zabrał. O, w środku jest smocza zapalniczka. Jest Twoja! Pole 26 nic się nie dzieje Pole 27 nic się nie dzieje Pole 28 Jackalope się zmęczył. Potrzebuje nawodnienia. Tracisz kolejkę, aby orzeźwić swojego Jackalope. Pole 29 Jackalope chciał skoczyć jednak upadł bardzo niefortunnie bowiem najwyraźniej się czegoś przestraszył.. albo zmęczył? Piszczy z bólu, chyba nadwyrężył sobie łapkę. Musisz zachęcić swojego zawodnika, aby spróbował przejść przez metę, która jest dosłownie o krok! Twój Jackalope ruszy się jedynie wtedy kiedy masz na kości albo 1 albo 6. Przy okazji znajdujesz na tym polu pisankę-niespodziankę z 30 galeonami. Są Twoje.
Pole 30 - META ZWYCIĘSTWO!
______________________
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Imię jackalope: Ozzie Pole początkowe: 28 Pole następne: 31 Kość:3 Pozostałe przerzuty: 3/3 Efekt pola: META Zysk:
Musiał przez krótki moment napoić Ozziego, który to się zmęczył po wykonaniu dość długich, charakterystycznych susów. Zwierzaki magiczne gnały równie porządnie do przodu, nienagannie i z widocznym zaangażowaniem, ale zdrowie zająca było ważniejsze od wygranej, w związku z czym zaakceptował los, opiekując się istotą. Dopiero po chwili, gdy ten odpoczął i powoli zdobywał kolejne siły, pod wpływem głaskania miękkiego futra, był w stanie ruszyć do przodu. Student dał mu czas. Nie popędzał, nie nalegał, ażeby wszystko działo się zgodnie z naturą i tym, co ta ma do zaoferowania. Lowell uznawał, że w każdym człowieku jest zarówno dobro, jak i zło. Kolidują ze sobą te dwa, charakterystyczne wilki i od osoby dzierżącej je na umyśle zależy tak naprawdę, z czym to będzie się wiązało; z przegraną jednego lub przegraną drugiego. Życie pokazało chłopakowi, że nie ma osób o jednorakiej barwie i zawsze gdzieś tkwi to ziarenko do czynienia czynów haniebnych. Komu będzie należał się kawałek mięsa, ażeby stał się silniejszym... to już wybierał właściciel wedle własnych preferencji. Psowate od zawsze żyły w niezgodzie ze sobą, co mogło stanowić wiele tematów do dyskusji, aczkolwiek koniec końców... najważniejsze było znalezienie tego złotego środka. Opanowanie każdego z nich w taki sposób, by wydobyć również pełen potencjał, dzięki któremu uda się zażegnać pewnego rodzaju konflikty i problemy. Chociaż w świecie, gdzie umysł i świadomość stanowią najważniejsze wartości, ciężko jest je zażegnać. Człowiek brnie w błędne koło własnych poczynań, nawet nieświadomie. - Też, hodowanie ich w centrum stolicy nie jest zbyt rozsądną opcją... zresztą, wszelkie hodowle z moich własnych obserwacji znajdują się poza miastami. Tam, gdzie panuje cisza i spokój. - co nieco na ten temat wiedział. Mieszkał przecież na wsi i to tam odsetek zwierząt był największy. Spore tereny, mniej skażone powietrze, a do tego charakterystyczny spokój były główną przyczyną. Też, pewne aspekty nie umożliwiały swobodnej hodowli na terenach miasta. Brak terenów zielonych, które można byłoby odpowiednio pod te cele zagospodarować, jak również niższa czystość wody w rzekach bądź stawach skutecznie skreślały wykorzystanie miejsca z piętrzącymi się ku niebu budowlami w tychże celach. Zresztą... każdy z nich wiedział o tym doskonale. Tym bardziej dziwne wydawałoby się, gdyby nie dałoby się zdobyć jakoś tychże jackalope. Nie od dzisiaj wiadomo, iż człowiek potrafi przywiązać się do futrzaka bardziej niż do ludzkiego bytu, co wynika głównie z prostoliniowości działań. Prawdopodobieństwo tego, iż taki królik czy cokolwiek innego wbije nóż w plecy... no, nie oszukując się, jest znacznie mniejsze. Wręcz zerowe, a tak przynajmniej mogło się z początku wydawać. - Szczerze? Brakowało mi odpoczynku. - nie zamierzał mówić, że jest mu z tego powodu jakoś przykro, bo może przyczynił się do zsunięcia Hufflepuffu w dół z rankingiem o Puchar Domów, ale były rzeczy ważne i ważniejsze. Zresztą, dopiero teraz zauważał, że naciskanie na samego siebie wraz z początkiem nowego miesiąca przyczyniało się do problemów ze spaniem. Od razu chciał mieć wszystko gotowe - koncepcję działania Laboratorium Medycznego, wykonane zadania z kółek w celu wypełnienia własnych obowiązków, a do tego każdą pracę domową odsyłał od razu i bez żadnych opóźnień. Przez pierwszy tydzień kolejnego miesiąca zawsze jechał na sporej ilości kofeiny - wlanej poprzez energetyki bądź duże ilości kawy. - Na własną rękę też można ogarnąć materiał. Przynajmniej nie ma tej presji, uczysz się we własnym tempie i zakresie. - dopowiedział jeszcze. Może dom stracił wiele, ale wszystko wskazywało na to, że wraz z tą akcją zapał do czegokolwiek upadł. Nie u niego, ale na razie wszystko wskazywało, że do własnych obowiązków prawidłowo podchodziła również tylko Yuuko. Albo nie dostrzegał wysiłku innych; jakby podburzył wiarę. No cóż. Może podchodził trochę zbyt personalnie do zwierząt, aczkolwiek z czasem zauważał więcej. Zareagował prostym podniesieniem kącików ust do góry i kiwnięciem głowy na słowa Alise. Trudno było nie odnieść takiego wrażenia. Felinus zaczął dostrzegać znacznie więcej rzeczy, które, o dziwo, wyciągały z niego różnorakie emocje. Wstyd mu było za to, że wcześniej traktował je jako coś, co służy tylko i wyłącznie do wypełnienia jednego celu. I może ta nadwrażliwość nie była aż duża, do tego zdołał zdobyć całkiem niezłe umiejętności patroszenia, ale zaczynał się poważnie wahać nad wcześniejszymi czynami. Nadal czuł się niepewnie, trochę zlękniony. Zresztą, zawsze tak jest, gdy człowiek odkrywa w sobie coś nowego. Albo ukrytego znacznie wcześniej, byleby nikt się o tym nie dowiedział. Lucas przypominał poniekąd jego własną osobę z początkiem każdego miesiąca, ale działającą tak przez całe cztery tygodnie, trzysta sześćdziesiąt pięć dni w roku. To mogło zamartwiać, ale nic nie poradziliby na pracoholizm Sinclaira. Do tego funkcja prefekta wcale nie pomagała mu w znalezieniu czasu dla siebie, co mogło być przygnębiające, ale samemu nie utrzymywał z nim specjalnie bliskiego kontaktu. Znał go głównie przez Maxa, dlatego na wzmiankę o nim, jaką to zastosowała Argent, uśmiechnął się szerzej i cieplej, dość charakterystycznie. Po chwili powrócił do swojego naturalnego wyrazu twarzy, wszak skapnął się, że to nie jest obecnie odpowiednią rzeczą, ale samemu też tak uważał jak Krukonka i gdyby nie fakt, że obecnie stał, oparłby się zapewne łokciem o barierkę bądź cokolwiek innego. Mimo to trochę posmutniał, wszak był bezpośrednią przyczyną, dzięki której Solberg znalazł się w takim stanie. Starał się od tego odciągnąć, wszak obecnie liczyło się to, że żyje, funkcjonuje i jest w miarę w porządku, ale nadal. Czuł jakiś dziwny kamień zalegający na jego własnej duszy. Uczucie nie było przyjemne, dlatego wziął głębszy wdech, wypuszczając powoli powietrze. Papierosa nie mógł zapalić, choć bardzo go kusiło. - Ja w sumie... w tamtym roku? - zastanowił się nad tym, przykładając palce do własnego podbródka, jakoby to miało przypomnieć mu konkretną datę spotkania. No tak, pierwszy raz miał z nim do czynienia, jak ten wziął sobie super kąpiel w jeziorze hogwarckim, w związku z czym przywrócił go do względnego stanu. - Akurat wiem, że jest jego kuzynem. Dość specyficznym, ale posiadającym swój urok. - taaa, urok. Miał okazję zaznać hipnozy na własnej skórze, by potem powiedzieć, że nie ma jąder. No cóż, za głupotę się płaci, ale wszystko wyglądało na to, że ten o tym zapomniał. Ozzie z dziecięcą łatwością przedostał się przez linę mety, tym samym będąc pierwszym. Było to dziwne uczucie, bo Lowell na to wcale nie liczył, a jednak... uśmiechnął się tym samym do jackalope, które to pokicało sobie radośnie jeszcze trochę po wolnej przestrzeni, by tym samym podejść ostrożnie i go pogłaskać, dając trzymane w torbie przekąski jako nagrodę. Dłoń raz po raz głaskała magiczną istotę, która to jeszcze miała w sobie trochę energii i wykonywała parę radosnych susów. - No kto jest dobrym jackalope, no kto? - szepnął prędzej do królika, choć zapewne te słowa były słyszalne również dla Alise, niemniej jednak obecnie skupiał swoją uwagę głównie na zwierzęciu. Dopiero po krótszej chwili wyprostował się, spoglądając na Krukonkę z nieśmiałym podniesieniem kącików ust do góry.
Imię jackalope: Biszkopt Pole początkowe: 23 Pole następne: 29 Kość:6 Pozostałe przerzuty: 0/2 Efekt pola: znajduję pisankę z 30g Zysk: 30g
Ostatnia prosta. Meta była w zasięgu ich łapek, choć Biszkopt wyraźnie zwolnił kroku. Był już dosłownie skok od mety, gdy potknął się i zwichnął łapkę. Ruda gorąco zachęcała gi by wykrzesał z siebie resztki sił i chociaż ukończył wyścig. Widziała, jak jackalope Felinusa przekracza metę tuż przed pyszczkiem jej pupila. W tej chwili jednak zwierzak był dla niej najważniejszy. Dorwała jakaś pisankę niespodziankę i gdy tylko była już możliwość podeszła do Biszkopta, by spróbować go opatrzyć.
Imię jackalope: Krokus! Pole początkowe: 25 Pole następne: 26 Kość:3--> 1 Pozostałe przerzuty: 0/4 Efekt pola: - Zysk:
Krokus chyba przejął się wygraną Ozziego, który popędził pewnie do mety i po wykonaniu jednego susła, przystanął w miejscu zdezorientowany. Śledził Feliniusa oraz jego gryzonia wzrokiem, kręcąc głową z zaciekawieniem. Ali uśmiechnęła się pod nosem, zachęcając go chwilę kolejną obietnicą marchewki. Zaraz jednak wyprostowała się i szeroko uśmiechnęła do studenta, widocznie ciesząc się z jego zwycięstwa. Miała wrażenie, że temu duetowi było to najbardziej potrzebne. - Gratuluję! Świetnie wam poszło! W pełni zasłużone! Jeśli masz chęć, mam przysmaki dla nich w plecaku. Rzuciła w jego stronę z entuzjazmem, sięgając z kieszonki ukradkiem zawiniątko i podając mu tak, aby Krokus nie widział. Brakowało jeszcze tego, aby się obraził. Dla Argent najważniejsza była dobra zabawa i możliwość poznania kogoś nowego, bo miała szczerą nadzieję, że będzie miała okazję ze studentem pójść jeszcze na piwo lub dłużej porozmawiać.
Imię jackalope: Slow Pole początkowe: 19 Pole następne: 23 Kość: 4 Pozostałe przerzuty: 2/2 Efekt pola: - Zysk: -
Dostrzegła jak pierwszy jackalope przekracza metę, a kolejne są coraz bliżej, jednak Olivia zdawała się tym nie przejmować, swoją uwagę skupiając na Slow. Ta widocznie obudziła w sobie chęć zwycięstwa, ponieważ zaczęła nadrabiać stracone sekundy, zbliżając się coraz szybciej do mety. Było to zaskoczeniem dla Gryfonki, ale cały czas starała się dopingować zwierzaka, nie kryjąc przy tym uśmiechu. Widoczniej wspólne treningi okazały się przydatne, nawet jeśli początkowo im nie szło.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Imię jackalope:REDD'S Pole początkowe: 21 Pole następne:zostaje nie Kość:2 Pozostałe przerzuty:1/3 Efekt pola:-2 czyli 0 Zysk:
Wiktor chwilę się zastanowił co dalej. No tak Rywalizacja? Peeewnie! Zawsze i wszędzie o każdej porze dnia i nocy. Redd's zobacz jeszcze nie wszystko stracone, damy rade wiem to, przecież zwycięstw by nie było gdyby nie wyzwania i wyścigi stawiane przed nami. O nie Puchon nie mógł sobie odpuścić takiej przyjemności. Do końca była dość spora odległość, że oboje mieli szanse, a warunki atmosferyczne sprzyjające. Oczywiście Krawczyk wyłączył się na rzeczywistość, a otworzył się na wszystko co Wiktora i zwierzaka otaczało, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, był szczęśliwy, ale nadal nie zapomina, że to są wyścigi. Chyba miał więcej doświadczenia, niż pozostali jeszcze można dogonić pozostałych.
Imię jackalope: Jules Pole początkowe: 17 Pole następne: 22 Kość:5 Pozostałe przerzuty: 2/3 Efekt pola: - Zysk: z wcześniejszych porcja Felixa
Wyciągnięcie wszystkich kolców z łapek Jules'a trwało zdecydowanie dłużej niż powinno. Procesu tego nie przyspieszyły nawet użyte zaklęcia, a zresztą tak czy siak zapewne sprawdziłaby jeszcze co najmniej dwa razy, czy na pewno nie pozostało nic, co mogłoby sprawiać ból stworzeniu. Za żadne skarby nie chciałaby dopuścić do takiej sytuacji, już wystarczy, że wpadł w te cierniste krzaki, które ktoś niemądrze tu zostawił. Kiedy więc tylko uporała się z tym nagłym zadaniem, jackalope wrócił do gry i chociaż znajdował się daleko w tyle, to jednak nic nie było stracone i tym goręcej mu kibicowała. Mógł jeszcze odrobić straty i dogonić innych swoich braci, a jeśli nie... Miał do wszamania sporo karmy, której nie będzie mu odmawiać!
Ozzie -> 1 miejsce GRATULACJE! Biszkopt -> pole 29 Krokus -> pole 26 Slow -> pole 23 Redd's -> pole 21 (tak, nie ruszasz się dalej ale w następnej kolejce już możesz mknąć dalej) Jules -> pole 22
Gramy o II oraz III miejsce!!
@Irvette de Guise - teraz Ty! Nawet jak nie wyrzucisz 1 albo 6 to napisz krótkiego posta na ten temat, że nie jesteś w stanie namówić swojej kulki do przeskoczenia do mety.
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Imię jackalope: Biszkopt Pole początkowe:29 Pole następne: 35 Kość:6 Pozostałe przerzuty: 0/2 Efekt pola: Finish! Zysk: 30g z poprzedniego rzutu a tak to nic
Byli już na wyciągnięcie łapki od mety, gdy zdarzył się tamten wypadek. Ruda przestała patrzeć na konkurencję, choć szczerze nienawidziła poddawać się przed samym końcem. Teraz jednak chodziło o dobro jej pupila, dlatego skupiła się na opatrzeniu jego łapki. Gdy wszystko wydawało się być dobrze, zaczęła namawiać go do ukończenia wyścigu. Nie liczyła, że cokolwiek to pomoże. Wiedziała jak uparty i leniwy potrafi być Biszkopt, dlatego też niezmiernie się zdziwiła, ale i uradowała, gdy jackalope po krótkiej chwili zaczął ponownie skakać do przodu. Jeden sus, drugi i... Udało mu się przekroczyć metę! I to zajmują drugie miejsce. Ruda nie wierzyła temu, co tu się dokonało. Porwała zwierzaka w ramiona, ucałowując jego łebek, a następnie wyjęła z torby paczuszkę z przysmakami, które podarowała mu w nagrodę. -Dzielny Biszkopt! - Pochwaliła go jeszcze, drapiąc pod brodą. Jedyne co jej teraz pozostało to obserwować, jak poradzi sobie reszta uczestników.
Imię jackalope: Slow Pole początkowe: 23 Pole następne: 29 Kość: 6 Pozostałe przerzuty: 2/2 Efekt pola: - Zysk: 30 g
Przez chwilę Oliv nie miała pojęcia co się wydarzyło - Slow przyspieszyła widząc już metę, jednak tuż przed nią zaczęła niemiłosiernie piszczeć, co wywołało natychmiastową reakcja dziewczyny. Z niepokojem malującym się na twarzy dobiegła do jackalope, a w oczy od razu rzuciła jej się łapka, którą wciąż unosiła do góry i opuszczała, jednak kiedy wykonywała tę drugą czynność zaczynała zaraz piszczeć. - Och, biedna Slow - jęknęła widząc, jak zwierzak cierpi, a najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogła mu pomóc dopóki wyścig nie dobiegnie końca. Przez chwilę Gryfonka podskakiwała próbując znaleźć rozwiązanie, ściągnęła ze ścieżki również jajo, które sądziła, że było odpowiedzialne za obecny stan - okazało się jednak, że były tam jedynie galeony. I choć było to naprawdę niewielkie pocieszenie, wzięła je ze sobą z myślą, by przeznaczyć je na magiizoologa dla Slow. - Dobra, Slow - oznajmiła hardo, przybierając zacięty wyraz twarzy - Zostało tak niewiele, dasz radę. Wierzę w ciebie, zrób tylko krok - przy końcu zdania głos się jej lekko załamał, ale mimo to wymusiła delikatny uśmiech na ustach, by oddać Slow otuchy.
Imię jackalope: Jules Pole początkowe: 22 Pole następne: 28 Kość:1 -> 6 Pozostałe przerzuty: 1/3 Efekt pola: tracę kolejkę time to say goodbye Zysk: z wcześniejszych porcja Felixa
Wyścig zdecydowanie nabierał tempa im bliżej mety były uczestniczące w nim jackalope. Musiała tu przyznać sama przed sobą, że nie spodziewała się, że taka forma rozrywki może przynieść aż tyle emocji. Czuła się jakby to był jakiś super ważny event, kiedy w rzeczywistości... no, nie było to nic takiego. Jules po bliskim spotkaniu z ciernistym krzykiem wypruł do przodu i wcale nie zwalniał, zupełnie jakby to zdarzenie dodało mu jeszcze więcej sił. Albo może po prostu chciał znaleźć się najdalej od tamtego feralnego miejsca? Jakikolwiek był powód, sprawnie przegonił dwóch swoich rywali, a do mety zostały mu dosłownie ze dwa, może trzy skoki... Nie, uznał, że najlepiej się zatrzymać. Popatrzył na nią wyczekująco, na co podsunęła mu karmę, ale tylko się od niej odwrócił. I weź tu człowieku domyśl się, o co chodzi. Wiedziała już, że chwilę, bardzo cenną chwilę, tutaj straci, ale nic nie mogła na to poradzić. Dopiero po kilku nieudanych próbach wpadła na pomysł podsunięcia Jules'owi pojemniczka, który wyjęła z torby i napełniła go wodą.
Imię jackalope: Krokus! Pole początkowe: 26 Pole następne: 31 Kość:5 Pozostałe przerzuty: 0/4 Efekt pola: - Zysk: meta
Wyścig dobiegało końca, chociaż Krokus nie wydawał się nim zbyt zainteresowany w ostatnich minutach. Początkowo szukał Ozziegi, chociaż ten był już dawno ze swoim właścicielem, a potem łypał wzrokiem na pozostałe stworzenia, dbając o własną higienę. Dopiero kolejne zachęty i obietnice Kurkonki sprawiły, że nerwowo poruszył uszami, rozglądając się na boki i zaraz ruszył do przodu, potężnymi susłami gnając na linie mety. Nie był pierwszy, ale wcale nie o to w tym chodziło. Wyglądał na zdziwionego, gdy Alise wzięła go w ramiona, głaszcząc po łbie i drapiąc na przemian pod szyją, gdzie najbardziej lubił. Była z niego naprawdę duma! Dla młodego samca z jego energicznym charakterem, skupienie się na celu i dotarcie do niego było naprawdę czymś wielkim. Trzymając go mono jedną ręką przy klatce piersiowej, drugą sięgnęła po obiecaną łakoć, dając mu w nagrodę. Uwielbiam te małe kąski z suszonych owoców i warzyw.
Imię jackalope: Slow Pole początkowe: 29 Pole następne: meta Kość: 4 - > 6 Pozostałe przerzuty: 1/2 Efekt pola: - Zysk:
Miejsca na podium zostały zajęte chwilę przed tym, jak Slow przekroczyła linię mety, a mimo to uradowana Olivia wzięła swojego zwierzaka w ramiona, dziękując mu za wyzwanie jakiego się podjął. Zaraz oczywiście zajęła się również jego łapką, która pod koniec wyścigu zaczęła doskwierać wywołując początkową niechęć do ukończenia rywalizacji. - Gratulacje - zwróciła się do osób które wgrały, zaraz skupiając swoją uwagę na Slow - Ty też byłaś świetna - oznajmiła z dumą i szerokim uśmiechem na ustach. Oczywiście nie obyło się bez przysmaków, które dla puchatej kulki były największą nagrodą, a w dodatku w pełni zasłużoną i to nie ulegało dyskusji.
Musiała się jakoś odprężyć i chociaż muzyka stanowiła dla niej pracę i źródło utrzymania to jednak mimo wszystko również była jej ogromną pasją i sprawiała, że mogła się zrelaksować i spędzać czas na czymś, co kochała. Miała przy sobie właśnie futerał ze skrzypcami, które niedawno przechodziły konserwację pod uważnym okiem Tanaki. Skrzat domowy niemal od samego początku dobrze wiedział jak obchodzić się z instrumentami zarówno magicznymi jak i mugolskimi. Kanoe jak zwykle przed rozpoczęciem gry skontrolowała stan w jakim znajdowały się skrzypce. Było to coś, czego nie potrafiła się oduczyć. I choć zdawała sobie sprawę, że były one samostrojące się, co znajdowało się już w ich nazwie to i tak przed każdą grą przystawiała instrument do ramienia i powoli sprawdzała każdą ze strun, aby upewnić się czy na pewno emitowały taki dźwięk jaki powinny w czasie gry. Dopiero wtedy mogła na dobre zabrać się za odgrywanie wybranych utworów. Po raz kolejny skupiała się na dobrze znanych sobie utworach, które pochodziły od czarodziejskich japońskich kompozytorów. Niektóre z nich znała od lat i o ile kiedyś stanowiły dla niej spore wyzwanie tak pewne z nich aktualnie byłaby w stanie zagrać z zawiązanymi oczami z pamięci po licznych próbach i powtórzeniach. Smyczek po raz kolejny powędrował w stronę strun, przesuwając się po nich w długim i przeciągłym ruchu wyprowadzonym z poprowadzonego pod odpowiednim kątem nadgarstka. W tym samym czasie palce drugiej dłoni wywierały odpowiednią presję na struny na wysokości szyjki skrzypiec, odpowiadając za odpowiednie brzmienie dźwięku. Kolejne nuty spływały spod jej palców, poruszając się niemalże automatycznie w rytm dobrze znanej piosenki, którą grała chyba już setki razy na przestrzeni lat. Nabrała w tym wprawy i wiedziała dokładnie, w którym momencie powinna uważać i wykonać szybkie przejście z jednego dźwięku do drugiego, który powinna przedłużyć i wygrywać ze szczególną ostrożnością oraz w jaki sposób powinna to robić. Miała już w tym doświadczenie, które pozwalało jej na szybkie podejmowanie akcji i wykonywanie odpowiednich ruchów w wyznaczonym w utworze tempie z dokładnością i precyzją, która świadczyć jedynie mogła o wprawie i dbałości o detale, które wypracowała w czasie licznych prób opanowania tego utworu w przeszłości. Z wyczuciem wygrywała kolejne dźwięki, chwytając odpowiednio szyjkę skrzypiec i nacierając jedną z dłoni na struny, po których wciąż wędrował w miarowych ruchach smyczek. Dokładnie tego w tym momencie potrzebowała, zatracając się coraz bardziej w wykreowanym przez muzykę w świecie. Musiała się jednak pilnować, aby jej gra nie stała się zbyt mechaniczna. W końcu przede wszystkim liczyły się także emocje, które powinna przekazywać swoją grą, a które nie zawsze dało się zawrzeć w nawet najlepszym wykonaniu jeśli tylko było ono bezmyślnym odtwarzaniem dźwięków. W końcu jednak utwór powoli dobiegał końca, a ona mogła rozluźnić nadgarstki i palce, odkładając instrument do futerału. Zdecydowanie były to udane ćwiczenia.
z|t
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Mimo dość przyjemnej temperatury, od pewnych faktów niestety nie było ucieczki - lato dobiegało końca. Nie tylko okazyjne powiewy wiatru niosły ze sobą nieco więcej chłodu niż w lipcu, nie tylko na niebie bywało więcej i więcej chmur, nie tylko słońce grzało jakby słabiej (choć to ostatnie było raczej zasługą przyzwyczajenia się do arabskiego skwaru), ale też cała menażeria w Exham Priory wygrzewała się na potęgę na dziedzińcu, przed szklarnią i na murach. Będąc w sytuacji, gdzie Darren praktycznie nie mógł postawić nigdzie stopy, by nie nadepnąć na ogon widłowęża albo psidwaczą zabawkę, Krukon postanowił zebrać część zwierząt i zabrać je do nieco spokojniejszej alejki w miejscu, gdzie magiczne stworzenia nie powinny dziwić nikogo. Tak więc, kiedy Shaw siedział na ławce z twarzą wystawioną w kierunku słońca i z oczami zasłoniętymi czarnymi, okrągłymi okularami - prawdę mówiąc, oszalałby bez nich na pustyni - za jego plecami puszek pigmejski Klaudiusz rozprawiał na jakieś bardzo-ważne-oraz-bardzo-pufkowe tematy ze swoim kuzynostwem, sam w końcu z owego parku pochodził, różecznik Zdzich wygrzewał płatki swojego rosnącego na grzbiecie kwiatu gdzieś obok ławeczki, przy okazji cichutko pochrapując, a lelek wróżebnik, dopiero niedawno ochrzczony jako Napoleon, sam siedział na drewnianym oparciu ławki i bujał się powoli w lewo i prawo, co chwilę skubiąc się gdzieś pod skrzydłami i ani myśląc o przewidywaniu deszczowego załamania pogody. Otoczony takim zwierzyńcem - choć zaledwie cząstką tego, co zostało w Archenfield - Darren miał jedynie wielką nadzieję, że zaraz nie pojawi się przed nim domowa skrzatka, informując bardzo poważnym głosem, że hipogryf Kruczopiór znowu śpi w wannie i jego pióra zatkały rury. Jeśli pobyt w Norwegii nauczył Krukona praktycznego zastosowania zaklęć ogrzewających (i tego, że na buty warto rzucić ich podwójną warstwę), a w Arabii podszlifował uroki ochładzające, to posiadanie hipogryfa na pewno dało Shawowi nową perspektywę na posiadanie gdzieś w domowej biblioteczce wydania Zaklęć gospodarskich dla pań domu i nie tylko. Co prawda nie musiał wiedzieć jak zakląć biszkopt, by ten nie opadł - ale przetkanie rur czy wyczyszczenie fug z błota naniesionego przez, nomen omen, błotoryja, bez odpowiednich inkantacji byłoby udręką.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Była zdecydowanie zbyt blisko szkoły jak na zbliżający się koniec wakacji. Ale Ryan koniecznie musiał coś załatwić w Hogsmeade, a Ruby – choć wcale się nie przyznawała – cholernie za nim tęskniła, więc uparła się, że będzie mu towarzyszyć, choć ten miał do załatwiania ważnych spraw na kilka godzin. Szybko jednak stwierdziła, że zorganizuje sobie czas. Jechali magicznym autem Ryana, razem z Duchem, którego koniecznie chciała zabrać ze sobą, mając na uwadze fakt, że znowu za kilka dni będzie musiała zostawić swojego ukochanego fogsa na długie miesiące, przez co pękało jej serce i po powrocie z Arabii nie chciała go opuszczać ani na chwilę. Kiedy znaleźli się w czarodziejskiej wiosce, zdążyła jedynie pójść z Ryanem po kawę do Hogs Cafe i jej brata już nie było, a ona wraz z Duchem kierowała się do parku, by ten mógł się wybiegać. Gryfonka naprawdę nie chciała wracać do szkoły, czekały ją w tym roku owutemy, a ona była kiepska z większości przedmiotów! Nie chciała znowu się uczyć, choć należała do grona osób, które na słowo biblioteka dostawały nieprzyjemnych dreszczy. Cała ta presja wywoływana przez ojca wcale jej nie pomagała, a i fakt, że Ryan znowu wyjeżdżał w nieznane, załatwiać bardzo poważne ministerialne sprawy w delegacji ze swojego departamentu, sprawiał, że kopała smutna i zirytowana kamień, a Duch cały szczęśliwy go gonił. Niewiele się zastanawiając odpięła smycz z jego obroży i pozwoliła mu biegać, będąc kompletnie zagubioną we własnych myślach. Dopiero po kilku chwilach się zorientowała, że straciła Ducha z oczu, a jej serce mimowolnie przyspieszyło, kiedy przerażona zaczęła się rozglądać i wołać imię swojego psa. Minęło parę sekund, zanim zielone spojrzenie natrafiło na białą kitę, biegnącą w stronę bardzo konkretnej ławki. — DUCH, NIE! — wydarła się, biegnąc za psem ile sił w nogach i dopiero gdy znalazła się bliżej, dostrzegła, że owa ławka była okupowana przez kilka zwierząt – toteż od razu zrozumiała zachowanie swojego fogsa – i chłopaka, którego chyba kojarzyła ze szkoły. Posłała mu przepraszające spojrzenie, kiedy chwytała obrożę Ducha i odciągała go od znajdującego się przy ławce różecznika. — Przepraszam, nie widziałam was, jakbym widziała, to bym go spuściła gdzieś indziej. — powiedziała i wzruszyła ramionami. Duch był absolutnie niegroźny, ale nadal był tylko zwierzęciem, nie mogła mieć stuprocentowej pewności, że nagle mu coś nie strzeli do głowy i nie postanowi zjeść pufka należącego do Krukona na obiad, albo właściwie jako smaczek.
Bardzo możliwe, że Darren medytował, pogrążony w rozmyślaniach nad istotą wszechrzeczy, sensem istnienia, wielkością wszechświata i ogromem godzin, które przyjdzie mu jeszcze spędzić na wysłuchiwaniu fandzolenia Pattona Craine'a. Był w końcu czarodziejem w dość poważnym już wieku, który na pewno nie pozwoliłby sobie na nieodpowiedzialne zachowanie. Bardziej możliwe był jednak scenariusz, w którym Darren Shaw zasnął na parkowej ławce, a obudziło go dopiero kwilenie różecznika ciągnącego go za nogawkę przy pomocy pyszczka oraz słowa jakiejś dziewczyny, którą może kojarzyłby ze szkoły, gdyby przed oczami nie miał jeszcze płaszcza swojego stryjka z Francji, gdyż we śnie aktualnie chował się w szafie przed grasującym po pokoju zombie Razielem Whitelightem, który - mimo rozpadającej się skóry - oświetlał sobie drogę za pomocą świecących jak przenośne Lumosy zębów. W sumie... czy wszystkie Lumosy nie są przenośne? - Tso, co duchnie? - jęknął Krukon, pochylając się nad różecznikiem i stękając ciężko podczas podnoszenia go i sadzania go gdzieś obok siebie na ławce. Zdzich - choć tak zwierzak przedstawiał się zapewne przed kolegami, bo teraz zachowywał się jak jakiś Zdzisio - przytulił się do uda chłopaka, powarkując nieśmiało i zbierając dookoła swojej główki ofensywny pułk złożony z dwóch szeregowych much i majora trzmiela. - O, serwus - powiedział Shaw, kiedy zorientował się już co się stało. Ściągnął okulary i uśmiechnął się - choć uśmiech przebijał się jeszcze przez lekką zasłonę zaspania - Nic się nie stało, ten kasztan nawet nic nie zauważył - dodał, wskazując ruchem głowy na wciąż bujającego się na oparciu ławki lelka wróżebnika... choć równie dobrze mogłoby mu chodzić o samego siebie. - Em... - Shaw wytężył pamięć. Ravenclaw odpadał od razu. Miał też tyle patroli w lochach, że część szlajających się po korytarzach buziek ze Slytherinu też kojarzył. Zostały mu dwie opcje - Huffle... nie, Gryffindor? - spytał, mrużąc oczy. Był prefektem Krukonów - na szczęście nikt nie kazał mu jeszcze zapamiętywać całej szkoły.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie spodziewała się spotkać nikogo znajomego. Co jak co, ale kto normalny ostatnie dni wakacji spędzał tak blisko szkoły? Była zdania, że sama miała dosyć dobra wymówkę, chociaż psa mogła wyprowadzać gdziekolwiek, a z bratem i tak czasu właściwie – oprócz jazdy samochodem – nie spędzała. Mimo to była uparta jak osioł we własnym postanowieniu, że się właśnie do Hogsmeade z Ryanem wybierze i tak oto wyglądała co najmniej jak debil, kiedy mury Hogwartu były tak blisko, a ona za każdym razem zarzekała się, że w wakacje tutaj nogi nie postawi. Cóż, była raczej średnia w tego typu prawdomówności, skoro jak ostatnia hipokrytka właśnie przechadzała się po parku. Nie spodziewała się też, że spotka takie zwierzęta i chociaż nie dawała tego po sobie poznać, to jej oczy w ułamku sekundy zabłysnęły, gdy wzrok trafił na te niesamowite stworzenia i już uznała, że Krukon nie był jej specjalnie do rozmowy potrzebny, kiedy całe swoje skupienie przeniosła na magiczne stworzenia. Nawet nie zwróciła uwagi na Ducha, który już opierał się przednimi łapami o ławkę, na której Shaw siedział i lizał go po twarzy – jeśli rzecz jasna chłopak na to pozwolił, choć jego całkiem zaspana postawa mogła nieco utrudniać zrzucenie z siebie czterdziestu kilogramów mięcha. — Cześć, jak masz na imię, co? — powiedziała, choć bynajmniej nie do chłopaka, co do lelka wróżebnika, który swoim kiwaniem przyciągnął jej uwagę całkowicie, gdy już go smyrała po głowie palcami, by dopiero potem sobie przypomnieć, że jej pies prawie, że siedział już na chłopaku — O sory, już go zabieram. — rzuciła i doprawdy komicznie mogłoby to wyglądać, z racji tego, że pies był z rodzaju tych dużych, co nieszczególnie można było powiedzieć o Maguire. Wystarczyła jednak jedna komenda, żeby fogs już był na dole, bowiem Ruby spędziła długie i żmudne godziny na wychowywaniu swojego psa. Przecież to było niezwykle ważne! — Gryffindor, tak, Ruby jestem! — odparła i wyszczerzyła żeby w uśmiechu, jednocześnie wyciągając do Krukona dłoń w geście przywitania, a potem wyjęła ze swojej torby piłkę, by rzucić ją daleko, a Duch bez chwili zwłoki za nią pobiegł. Wciąż zapominała, że mogła to zrobić dużo efektowniej za pomocą zaklęcia, będąc kompletnie nieprzyzwyczajoną do rzucania czarów poza szkołą. Skończyła siedemnaście lat zbyt niedawno, żeby przychodziło jej to z łatwością, nadal czuła się tak, jakby miała na sobie namiar.
- Da... Darren - zająknął się Krukon. Szczerze mówiąc, ostatni raz ktoś w tak bezpośredni sposób spytał go o jego imię jakoś w drugiej klasie - oczywiście podstawowej, hogwarckiej edukacji. W stylu bycia Gryfonki - Ruby, jak się okazało - nie można było nie znaleźć podobieństw do Zoe Brandon, Shaw struchlał więc tym bardziej, obawiając się ataku rozwścieczonej wróżbiarki oskarżającej go o kłamstwa i ignorancję praktycznie w każdym momencie. - Nie szkodzi - powiedział już nieco otrzeźwiony Darren, zerkając na wszystkie strony, by upewnić się, że jego pupile nie rozbiegły się we wszystkich kierunkach podczas jego drzemki. Jednak lelek nadal smacznie drzemał, bujając się we wszystkie strony - co w sumie mogło oznaczać dość chłodny październik, Klaudiusz dalej prykał gdzieś ze swoimi kuzynami, i tylko Zdzich nadal wystawiał łepek zza łydki Krukona, otwierając swój żółwi pyszczek i w każdej chwili będąc gotowym, by w kierunku intruza posłać bojową eskadrę złożoną z muszek i jednej osy. - Psss, przestań - mruknął Shaw, stukając różecznika w kwiat - ten zasyczał tylko, urażony nieco odrzuceniem jego oferty obrony i odmaszerował za ławkę, by tam zjeść po prostu niedoszłych lotników-wojowników. Nic się w końcu nie mogło zmarnować. - Wygląda na dobrze wytrenowanego - powiedział uprzejmym tonem Darren, wskazując na biegnącego za piłką Ducha - Często zabierasz go do Hogsmeade? A-albo ją, nie wiem - dodał szybko, wcześniej w sumie nigdy nie widząc tego zwierzęcia w okolicy - choć nie bywał tu aż tak często.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie podejrzewała nawet, że jej pytanie zostanie uznane przez chopaka jako skierowane do niego, toteż nawet nie mrugnęła, kiedy ten się przedstawił, całkowicie poświęcając swoją uwagę magicznym stworzeniom, które ze sobą przytargał i zaczęła się tez zastanawiać jakim cudem tutaj z nimi wszystkimi się znalazł. Nie wiedziała dokładnie jak działa teleportacja z tego względu, że jej n i e n a w i d z i ł a i dosłownie wymiotowała za każdym razem, to samo zresztą tyczyło się świstoklików. Może tak jak ona przyjechał tutaj magicznym samochodem. To zdecydowanie bezpieczniejsza opcja i nie powodująca mdłości. Pogłaskała Ducha, uśmiechając się do Krukona wciąż przepraszająco i dziękując Merlinowi, że jej pies ją słuchał w znacznie większym stopniu niż kiedykolwiek podejrzewała, że będzie to możliwe. Odprowadziła swojego zwierzaka wzrokiem, kiedy Darren sprawdzał czy jego pupile nie pouciekały, a potem wróciła zielonym spojrzeniem do chłopaka, akurat kiedy ten upominał swojego różecznika. — Absolutnie fantastycznie, że masz takie zwierzaki, przy nich mój fogs wypada blado, ale tata nie chce się zgodzić na więcej zwierząt i jestem pewna, że to dlatego, że moich braci też poniekąd uznaje za zwierzęta, ale nie ma co się dziwić tak właściwie… — zaczęła wesoło trajkotać, zupełnie zapominając, że niedługo miał się rozpocząć rok szkolny, bowiem obecność zwierzaków skutecznie odciągała jej uwagę od wszystkiego innego — Nie mieszkasz pewnie w Hogwarcie, nie widziałam nigdy, żeby dyrek się zgodził na inne zwierzaki, chociaż uważam, że węże to już trochę przesada, to znaczy wszystko ok, ale czemu w takim razie ja nie mogę mieć tam Ducha? — nigdy tego nie rozumiała, jej fogs był wychowany, na co nawet sam Krukon zwrócił uwagę, więc w czym tkwił problem — Dzięki! Staram się — opadła na ławkę obok chłopaka i wzięła w dłoń obślinioną piłkę, którą Duch akurat położył jej na kolanach i patrzył na nią wyczekująco — Nie, teraz się tylko uparłam, że pojadę z bratem, mieszkam na obrzeżach Dublina, więc średnio Hogsmeade mi po drodze. — wzruszyła ramionami i ponownie rzuciła piłkę.
______________________
without fear there cannot be courage
Samantha Carter
Wiek : 36
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 172
C. szczególne : Zapach anyżu i słodkich migdałów, wysokie obcasy, chłodny odcień oczu, czarny pierścionek zaręczynowy na palcu serdecznym;
dementora brak Nie chciała kolejnego spotkania w kawiarni ani pubie. Miała tego po dziurki w nosie. Potrzebowała się poruszać wierząc, że rozchodzi wszelkie ukrywane niepokoje i zmartwienia. Przyznawała sama przed sobą, że wyglądała powrotu Salazara. Obiecał jej spotkanie i rozmowy, a potrzebowała tego jak diabli. Akurat nie mogła o tym porozmawiać z Alexem, jeszcze nie teraz. Najpierw musiała skonsultować swoje troski z inną stroną barykady, z kimś kogo nie darzyła tak bezgraniczną miłością. Kto lepszy jest niż przyjaciel? Od piętnastu minut spacerowali alejką, a ona miętosiła torebkę w dłoniach i spoglądała na uroczą alejkę miło oświetloną popołudniowym słońcem. Rozmawiali chwilę o wspomnieniach, skomentowała poprawę jego wyglądu (stricte pod kątem zdrowia bo nie wyglądał już jak cień samego siebie), zapytała o pobyt w Grecji a także o zgubioną opaleniznę... wszystkie te małe aspekty, które wprowadzały atmosferę swobody. Nie widzieli się tak długo, chcieli to nadrobić. - Z tego wszystkiego zapomniałam cię zapytać czy kogoś już sobie znalazłeś. Nie widzę obrączki na twoim palcu, ty sam się nie chwalisz... - zerknęła na niego z ukosa z błyskiem w oku. Być może oddalała temat rozmowy, na który się dzisiaj umówili a być może dopiero przygotowywała na to grunt. Nie miała oporów przed zapytaniem go o tak prywatne sprawy. Zajmował posadę jej przyjaciela, a więc siłą rzeczy musiał zaakceptować niekiedy pojawiającą się jej bezpośredniość. Zerkała na jego profil i wypatrywała szczegółów mimiki. Mimo upływu lat wciąż czuła, że mogą rozmawiać godzinami.