Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Szpitalne łóżka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next
AutorWiadomość


Calum O. L. Dear
Calum O. L. Dear

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 192cm
Galeony : 822
  Liczba postów : 1276
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14113-calum-isaac-dear#372995
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14192-calum-isaac-dear#374288
http://czarodzieje.forumpolish.com/t14139-calum-dear
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySob Sty 06 2018, 20:07;

First topic message reminder :




W tym miejscu leżą osoby, które wymagają dłuższej rekonwalescencji. Uwaga! Oporni pacjenci, którzy chcą się wymknąć stąd bez zgody pielęgniarki mają przeciwnika do pokonania, a jest nim... materac, na którym leży! Podobno, gdy zbieg chce czmychnąć, z materaca "wyrastają" niewidzialne ręce, które przyciągają pacjenta z powrotem do siebie i w takim uścisku czekają aż ten przestanie się wiercić i uspokoi.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Sty 03 2021, 18:24;

Sam do końca nie wiedział, co ostatecznie sprawiło, że się tu pojawił ale zdecydowanie łatwiej było zrobić to w ten sposób, na osobności niż odpierdalać kolejną szopkę przy świadkach. Chyba obydwoje mieli już tego powyżej uszu. Szkoda tylko, że coś takiego musiało się odwalić, żeby byli w stanie jako tako pogadać.
Avada brzmiała jak magiczne rozwiązanie na wszystko i Solberg prędzej podziękowałby teraz komuś, kto by nią go potraktował niż uciekał. Przyjąłby wszystko, co tylko wyrwałoby jego umysł s tego pierdolonego Lasu. Jak najdalej od pustnika, od tragedii i od nieprzyjemnych uczuć, które codziennie zalewały jego rozbite na kawałki serce.
- O dokładnie to! Ponoć pisała nawet do Starego Kurwiszona w naszej sprawie, ale ten ją olał ciepłym moczem. - Powiedział nieco luźniej, gdy Boydowi udało się ubrać w słowa to, czego on sam nie potrafił. Ręka ślizgona mimowolnie powędrowała do amuletu, który wciąż, nieprzerwanie wisiał na jego szyi a był prezentem właśnie od Beatrice. Poniekąd sama obecność wisiorka już sprawiała, że czuł się lepiej.
-Co za pierdolony chuj. - Wyrwało się z jego ust, gdy usłyszał jak Pan Misio bez problemu zlał tak poważną sprawę. Nie mieściło się to w jego głowie. Już Hampson wykazał ciut więcej inicjatywy, a to naprawdę zakrawało o cud boży. - Wiesz, jak chcesz Dear na pewno chętnie Cię przyjmie. Może i ma z nami trochę roboty, ale nie przejdzie obojętnie obok tego bagna. - Jeżeli czegokolwiek w życiu był pewien to tego, że Beatrice nie obchodził kolor mundurka. Przynajmniej Max uważał, że mógł bez wątpienia ręczyć za jej chęć pomocy, a pewnie znał ją lepiej niż większość uczniów tej pokurwionej placówki.
Gdyby Solberg i rozsądne myślenie chodzili w parze, to pewnie połowa rzeczy w jego życiu nie miałaby miejsca. Niestety jak zawsze wolał postawić na szali swoje życie i zdrowie, zamiast po prostu poprosić o pomoc. Zrobił wiele poważnych kalkulacji by być pewnym, że od takiej mieszanki przez najbliższy tydzień, czy dwa nie oszaleje, a tym co będzie dalej miał zamiar przejmować się, gdy to "dalej" nastąpi. - Weź przestań. Przecież nie ucierpiałem. Nie mają powodu mnie tu trzymać. - Och, jak szybko stało się to wyznanie ulubionym kłamstwem Solberga, który powtarzał je sobie po kilka razy dziennie. Gdyby tylko tak łatwo mógł ogarnąć swoje życie, jak łykał podobne frazesy to już dawno latałby po błoniach jak nowonarodzony. Pluł sobie w brodę, że zamiast uciec z zamku nie zabrał się za przygotowanie Eliksiru Pamięci, który by cały ten burdel na kółkach od razu posprzątał. Ale nie... Musiał jak zawsze spierdolić i się najebać, bo inaczej przecież nie potrafił.
Boyd nie miał podstaw by twierdzić, że ślizgon jest pod wpływem wywaru. W końcu nie znali się na tyle by gryfon wiedział, jak bardzo Max nie rozmawia o uczuciach. Praktycznie nie znali się wcale, choć Solberg dzięki Olivii kojarzył parę faktów na temat tego drugiego. Nic więc dziwnego, że w umyśle Boyda tworzyły się różne myśli, którym Max by teraz nawet nie zaprzeczył.
- Masz rację, muszę! - Jego oczy zaświeciły się jakąś niewinną radością, jakby właśnie Callahan pokazał niemowlakowi czym jest lustro. - Wiesz Boyd, Ty to naprawdę masz łeb na karku. - Wyznał, po czym od razu posmutniał, gdy przypomniało mu się, że nawet nie wie, gdzie Lowell się teraz znajduje, a sam nie może opuszczać terenu szkoły.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Boyd Callahan
Boyd Callahan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 192
C. szczególne :
Dodatkowo : bardzo kocha Fillina
Galeony : 857
  Liczba postów : 1730
https://www.czarodzieje.org/t17850-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t17855p26-sowa-boyda#top
https://www.czarodzieje.org/t17851-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18313-boyd-callahan-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Sty 03 2021, 22:59;

Mam ochotę jednocześnie wyrazić aprobatę faktem, że Beatrice próbowała negocjować ze Starym Kurwiszonem warunki naszej niedorzecznej kary za popełniony występek oraz wyrazić zdegustowanie faktem, że wyżej wspomniany S.K. nie raczył nawet na nie odpowiedzieć, więc ostatecznie nie decyduję się na żaden gest i tylko wzdycham. Czasem mam wrażenie, że ten dyrektor to jakaś mistyfikacja i w ogóle nie istnieje, tylko raz na jakiś czas jakiś skrzat domowy napisze list w jego imieniu i tyle. Pewnie fakt, że opiekun mojego domu, który teoretycznie powinien tu nade mną sprawować pieczę, nie przejął się moim wypadkiem, powinien mnie bardziej zbulwersować, ale tak nie jest i nie podzielam oburzenia Maxa i nie zamierzam obrzucać Leo epitetami. Wzruszam ramieniem. W sumie jego obojętność jest mi całkiem na rękę (ta...).- A co mi po nim? Powiedziałby, że mu przykro? Odjął punkty za łażenie po lesie? - pytam bezradnie i kręcę głową, gdy ten proponuje, że Becia może mnie zaadoptować. Uważam ją za kogoś naprawdę w porządku i pewnie godnego zaufania, ale ostatnie na co miałbym teraz ochotę, to zawracanie jej dupy. - Dokładnie, ma co robić. - stwierdzam, wyłapując z jego wypowiedzi najważniejszą, moim zdaniem, część, która sprawia, że nawet nie ma co na ten temat spekulować; zamiast tego przyglądam się chwilę fiolce, którą pokazuje mi Max, a potem jemu samemu i zdecydowanie trwa to najdłużej od początku tej wizyty. W głowie obijają mi się jego słowa: przecież nie ucierpiałem, w które może i bym uwierzył -  na ciele nie ma przecież żadnych blizn, ran, ubytków - gdyby mnie tam nie było. Jestem zdenerwowany cały czas, ale teraz mam wrażenie, że osiągam jakieś apogeum, kiedy zaczynam bić się z myślami na temat tego, co powinienem mu odpowiedzieć. Przytaknąć i odpuścić? Zdemaskować jego kłamstwo? Przytulić? Nie znam go aż tak dobrze, nie wiem jak zareaguje, nie chcę żeby znowu się wkurwił. - Ucierpiałeś tak jak ja poza... poza ręką. - mówię i zaczynam zdanie normalnym głosem, a po drodze dość szybko tracę rezon i kończę je prawie szeptem, a mój wzrok znowu ląduje na pościeli. Wydaje mi się, że wiem, jak się czuje, ale tak naprawdę to przecież niemożliwe, nie siedzę w jego głowie. Nie chcę mu wmawiać, że jest gorzej niż twierdzi, ale nie chcę też udawać, że się na to nabieram i mam w dupie stan faktyczny.
Kiedy zaczyna się rollercoaster maxowych emocji, chyba ostatecznie udaje mi się go jakoś uspokoić tą propozycją pójścia do Felka, chociaż rzucony przez niego na koniec komplement jest - przynajmniej w moim obecnym położeniu - tak niedorzeczny i daleki od prawdy, że przez chwilę zastanawiam się, czy nie ironizuje i czy cała ta rozmowa jest na poważnie. Mam nadzieję że tak, biorąc pod uwagę, jaki poważny wydźwięk miała zanim zaczęliśmy niechcący o Felinusie. - No. Dzięki. E... to ten... pozdrów go ode mnie jak go zobaczysz. - mówię, próbując jakoś zakończyć temat i na koniec nieśmiało klepię Maxa po ramieniu, bo nagle zaczął wyglądać na zasmuconego.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Sty 03 2021, 23:32;

Wzdechnięcie Boyda było na tyle wymowne, że Max mimowolnie lekko uniósł kącik ust do góry. Nie musieli nic więcej mówić, żeby wiedzieć, jakie mają obydwoje stanowisko w sprawie najwyższej  pustej głowy w tej placówce.
- Wiesz, że nie o to chodzi. Odejmowanie punktów za bycie pacjentem szpitalnego to jest żenada i jakby tak zrobił to bym osobiście mu ten pomysł wyjebał z głowy. - Pokręcił łepetyną, bo sama myśl wydała mu się tak niedorzeczna, że nawet SAM SOLBERG był zdegustowany podobnym zachowaniem. - Chodzi o to, że z tą szkołą jest coś bardzo nie tak i nikt zdaje się tego nie widzieć. - Dodał bo inaczej nie potrafił tego ubrać w słowa. Co z tego, że nazwali tamtą kupkę drzew ZAKAZANYM LASEM, jak nie zrobili kompletnie nic, by ludzie tam nie włazili. No oprócz postraszenia szlabanem oczywiście.
- Spoko teraz ma trochę luźniej ze mną to pewnie się nudzi. - Spróbował zażartować, bo przecież bardzo dobrze wiedział, że kobieta nie próżnuje. Szczerze współczuł jej jeżeli więcej osób odkurwiało tak jak on to miał w zwyczaju.
Sam nie wiedział, co dokładnie było powodem, czy zbyt długie przesiadywanie tu z Callahanem i patrzenie na jego kalectwo, czy to, że tak naprawdę rozumiał Maxa, bo byli w tym bagnie razem, ale w jednej chwili rollercoaster jeszcze bardziej się rozkręcił. Solberg poczuł, jak łzy zbierają się w jego oczach, a następnie kaskadą zaczynają spływać po policzku. No pięknie.
- Ale nie mam prawa... Boyd ja wiem, że to już nic nie zmieni, ale zrobiłbym wszystko, żeby tam wrócić i zajebać to gówno. Zamiast tego ciągle tam wracam i nic się nie zmienia. - Wydusił z siebie z zadziwiającą łatwością. Samo to, że nie musiał tłumaczyć o co mu chodzi i co siedzi w jego głowie sprawiło, że poczuł coś w rodzaju ulgi. Ulgi, że może to z siebie wyrzucić bez bycia ocenianym czy zbędnych pytań, bo Callahan znał wszystkie odpowiedzi. Max zacisnął mocniej szczękę próbując przyprowadzić się do porządku. Jakim kurwa prawem siedział tu w takim stanie?  Był na siebie wściekły a jednocześnie nie potrafił nic z tym zrobić co jeszcze bardziej pogłębiało opanowującą jego serce bezsilność. Jak to się w ogóle stało, że tu przyszedł i zaczął tę farsę, którą niektórzy nazywali rozmową?

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Boyd Callahan
Boyd Callahan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 192
C. szczególne :
Dodatkowo : bardzo kocha Fillina
Galeony : 857
  Liczba postów : 1730
https://www.czarodzieje.org/t17850-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t17855p26-sowa-boyda#top
https://www.czarodzieje.org/t17851-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18313-boyd-callahan-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPon Sty 04 2021, 00:42;

Osobiście uważam, że to nie ze szkołą, tylko ze mną jest coś nie tak, skoro wlazłem do lasu kompletnie bez przygotowania i ze świadomością, że to, co można w nim spotykać jest niebezpieczne, a w dodatku moją jedyną motywacją było to, że miałem ochotę na drakę z udziałem Solberga; zdaję sobie przy tym sprawę z tego, że dyrektor szkoły jest niekompetentnym frajerem, że większość nauczycieli ma wszystko w dupie, że kary bywają nakładane bez sensu, a teren z zakazanym wstępem nie jest odpowiednio (no... wcale) zabezpieczony, ale gdybym teraz zgodził się na głos z Maxem, poczułbym się tak, jakbym winił szkołę za cały ten syf. A że tak nie jest, to nie mówię już nic, nie chce mi się bulwersować czymś, na co i tak nie mam wpływu. Unoszę brew, słysząc kolejną wzmiankę o Beatrice i chociaż doceniam że Solberg próbuje silić się na dowcip, to go nie podłapuję. - Myślę, że wręcz przeciwnie. - odpowiadam i mam na myśli, że z całą pewnością teraz martwi się o niego bardziej, niż kiedy jest na widoku i odpierdalal te swoje głupoty i traci hurtowo punkty. Po tym, jak ośmielam się zasugerować Maxowi, że rozumiem co czuje, spuszczam głowę i jestem gotowy, że mnie opierdoli za to, że nie pozwalam mu stwarzać tej iluzji, w której wszystko u niego w porządku, bo niewidzialne rany nie mają znaczenia; kiedy tak się nie dzieje, kiedy zerkam na niego i widzę, że zaczyna się rozklejać jak ja wcześniej, czuję ulgę, ale dobitą ogromnym smutkiem. Wiem o czym mówi, wiem jakie to uczucie i nikt, kurwa, nikt na świecie nie zasługuje na to, żeby musieć się tak czuć. Ale każdy może. - Max. Masz prawo czuć się... jakkolwiek. - "jak tylko chcesz", ale ujmuję to inaczej, bo to przecież nie jest kwestia chcenia; gdyby była, obaj wybralibyśmy czucie się świetnie. Cały czas mi się wydaje, że już nie mogę czuć się bardziej sponiewierany i poskręcany w środku, i co chwilę się okazuje, że jednak mogę. Tak jak teraz. - Ja też. - mówię tylko, bo to co teraz usłyszałem jest chyba najtrafniejszym i zarazem najbardziej bolesnym opisem tego wszystkiego. - Wiem, że to żadne pocieszenie, ale ja też. - powtarzam; jestem tak samo bezradny i przerażony jak on, dlatego nie będę go teraz przekonywać że to minie, że będzie dobrze, że na pewno jest jakiś sposób, żeby się od tego uwolnić. Chciałbym, ale tyle już kłamiemy wszystkim dookoła, tyle z siebie wyrzucamy tych pustych frazesów ze moze chociaż teraz powinniśmy je sobie darować. Czuję się jak gówno. Zaczynam podejrzewać, że jak byłem nieprzytomny, to pustnik zeżarł mnie całego, przetrawił i wydalił i oto jestem.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4236
  Liczba postów : 11866
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPon Sty 04 2021, 01:19;

Max nie mówił tego tylko w kontekście ich wydarzenia. Wiedział, że tutaj głównie zawinili oni (a raczej ON). Co prawda Solberg wiedział gdzie i po co lezie, więc odpowiednio się przygotował, ale z Boydem było już inaczej. I zamiast cofnąć się do zamku spierdolili w głąb lasu bo bali się jebanego szlabanu. Sama myśl o tym sprawiała, że Maxowi chciało się poniekąd śmiać. Ale nie w ten przyjemny sposób. Odkryli nowy wymiar bezmyślności i odebrali za to swoją nagrodę. A nie była ona zbyt ciekawa. Bezsenne noce, ciągłe wspomnienia, gonitwy myśli i uczuć, których nie dało się opanować, a jednocześnie apatia, która okalała ich dusze. Ciężko było przy takim zestawie po prostu nie zwariować.
Temat Beatrice jak się zrodził tak umarł, a wraz z nim zapanowała wokół żałoba. I to prawdziwa bo Max po prostu wywalił z siebie to, co tak naprawdę męczyło go każdego dnia, a co starał się zatopić w eliksirach. Był świadom, że Boyd zrozumie przenośnię i przede wszystkim to uczucie i mimo, że cholernie był niepocieszony tym, że ten musi to przeżywać, to jednocześnie czuł się lepiej, że chociaż on go naprawdę rozumie.
Pokręcił głową na słowa Boyda poniekąd negując to co mówił, a poniekąd po prostu próbując tym samym przywołać się do porządku. To wszystko było zbyt pokurwione i nawet jeżeli minął już miesiąc, to Max nie zbliżył się ani kroku do zrozumienia całej sytuacji.
- Każdy szmer, każde spojrzenie w tamtą cholerną stronę, czy nawet głupie światło latarni... - Nie chciał kontynuować, a jednocześnie słowa same opuszczały jego usta. Chwycił się za głowę prawie tak jak Felek podczas spotkania z boginem, jakby chciał siłą wydrzeć z siebie to gówno i rzucić nim o ścianę, by przestało go nękać. - Nie pociesza, masz rację, bo nie ma chyba osoby, która na to zasługuje i najgorsze, że ni chuja nie wiem, jak z tym walczyć. - Powiedział nieco ciszej. Nie oczekiwał kolejnych pustych słówek, tych miał już wystarczająco i mimo że wiedział, jak ludzie wokół próbują stwarzać iluzję normalności to przecież nic nie było tak jak dawniej. Doceniał tamte wysiłki choć w duszy wiedział, że nie naprawią tego co się stało. Nie sprawią, że nagle o wszystkim zapomni, że przestanie się przejmować i zacznie funkcjonować jak człowiek. Był przekonany, że Callahan miał podobne odczucia.

+

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Boyd Callahan
Boyd Callahan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 192
C. szczególne :
Dodatkowo : bardzo kocha Fillina
Galeony : 857
  Liczba postów : 1730
https://www.czarodzieje.org/t17850-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t17855p26-sowa-boyda#top
https://www.czarodzieje.org/t17851-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18313-boyd-callahan-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyWto Sty 05 2021, 20:20;

Kiedy Max szczerze wyrzuca z siebie to co mu leży na sercu i zaczyna właściwie wypowiadać na głos te same myśli, które towarzyszą mnie, to moment, w którym czuję, że w tej rozmowie - którą z początku ciężko było nazwać rozmową - następuje jakiś przełom. I chociaż coś w środku podpowiada mi, że dobrze się dzieje, że nie ma żadnej innej osoby, która zrozumie jak to jest i że powinienem spróbować wykorzystać tę okazję, to jednocześnie z każdym kolejnym słowem mam ochotę zamknąć Maxowi usta, żeby przestał je wypowiadać, bo wcale nie jest łatwo tego słuchać. Wzdrygam się mimowolnie, kiedy wspomina o tamtej części szkolnych terenów, o  tamtym świetle latarni, o tym wszystkim, z czym sam na razie nie miałem bezpośrednio styczności, bo utknąłem w czterech ścianach Skrzydła Szpitalnego, ale o czym już wiem, że będzie we mnie budziło wszystko, co najgorsze. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak mam funkcjonować w ich otoczeniu, nie chcę nawet się nad tym zastanawiać; kiwam tylko głową. - I ciemność. - dodaję jeszcze cicho i jak zwykle brakuje mi słów, bo prawdę mówiąc, jedyne co mam ochotę powiedzieć to "ja też, ja też, ja też". Na szczęście wiem, że nie muszę nic mówić, wiem że Max wie, że go rozumiem i wystarczy, że go wysłucham; podejrzewam, że tak jak ja, wiele pustych słów już usłyszał, oczywiście od osób o dobrych intencjach, chcących pomóc. Nie zdających sobie sprawy, że nie ma dla nas żadnej pomocy. Mam ochotę schować twarz w dłoniach. Nienawidzę tej bezsilności. I osoby, która mi ją zafundowała. Chciałbym znać odpowiedź na to, jak z tym walczyć, chciałbym zdradzić mu ten sekret i chciałbym, żebyśmy oboje za pomocą magicznego sposobu wygrzebali się z tego gówna, niestety - znam odpowiedź na wiele pytań, ale na to jedno akurat nie. Biorę głębszy oddech i próbuję zmusić się do tego, żeby choć przez chwilę wyglądać, jakby nie było ze mną aź tak źle. - Nie wiem, czy lepiej próbować rozmawiać czy zapomnieć, ale wiesz, że kiedykolwiek jakbyś chciał... pogadać albo... albo cokolwiek, to ja jestem. - zapewniam go i zdaję sobie sprawę, że to bardzo niewiele, ale naprawdę nie mam nic więcej do zaoferowania w ramach wsparcia. Nie wiem, czy skorzysta. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek zdobędziemy się na taką szczerość, na takie gesty jak dziś, czy będziemy przyjaciółmi, wrogami, czy nie będziemy w stanie na siebie patrzeć jak już wrócimy do szkolnej rutyny. Nie wiem, czy w ogóle do niej wrócę. Ale teraz patrzę na Maxa, widzę w jego oczach odzwierciedlenie tego, co sam czuję i przemyka mi przez myśl mała, nieśmiała myśl, która dość szybko znika w odmętach innych, znacznie mniej krzepiących - że może jednak nie jestem z tym sam.

[ztx2]
+
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Cze 27 2021, 20:21;

Przejście przez błonia nie było ani przyjemne, ani prawidłowe. Raz po raz złamana kość dawała o sobie znać, powodując nieprzyjemny ból, który momentami go paraliżował. Z czasem zapomniał, jak to jest czuć jakiekolwiek sygnały wysyłane przez nerwy, w związku z czym wrażenie było znacznie mocniej spotęgowane względem wcześniejszych zdolności tłumienia w sobie jakiegokolwiek cierpienia. Chodzenie zatem z taką nogą nie należało do niczego, co byłby w stanie miło wspominać, a, jak podejrzewał, adrenalina, gdy przestała funkcjonować w ciele Gryfonki, przyczyniła się do jej utraty przytomności, na co zareagował na szybko zaklęciem Mobilicorpus, byleby nie doszło do kolejnych, nieprzyjemnych urazów. Momentami musiał się zatrzymać i oprzeć o pobliskie drzewo, czując, jak ciało powoli odmawia posłuszeństwa. Nie miał obecnie czasu na prawidłowe uleczenie złamanej kości, choć starał się to w międzyczasie jakoś ogarnąć. I może było lepiej, ale też - będąc pod presją czasu i tego, że młoda dziewczyna zemdlała po kopnięciu, jej stan był obecnie poważniejszy. Starając się zatem zrównoważyć jakoś to wszystko, momentami doprowadzał kość do względnie odpowiedniego stanu, ale nie na tyle, by nadal nie odczuwać tego, co miało miejsce.
Widok kolejny raz zmęczonego studenta, który tym razem niósł za pomocą zaklęcia Mirandę, mógł być nieprzyjemny i momentami wręcz szokujący. Nie było zbyt wielu osób na korytarzu, ale wieści potrafiły rozejść się błyskawicznie, czego był doskonale świadom. Nie zwracał jednak na nich uwagi, raz po raz wchodząc z nieprzyjemnym ściskiem na żołądku po schodach, by tym samym z pełnym zmęczeniem dotrzeć do Skrzydła Szpitalnego, gdzie ktoś inny mógłby poskładać dziewczynę, jak również samemu mógłby siebie ogarnąć pod względem złamanej nogi. Kopyto, które go uderzyło, najwidoczniej było dość słodką zemstą za podniesienie różdżki i wyjątkowo słabą reakcję, gdy w ułamku sekundy Ana otrzymała niebezpieczny uraz, a samemu został zaatakowany, w związku z czym została mu odebrana mobilność. 
Wejście do tego miejsca nie powinno zatem stanowić niczego niezwykłego, kiedy otwierane drzwi zwróciły uwagę osób pracujących w tym miejscu. Obecnie Lowell miał nadzieję, że nie spotka nikogo znanego i będzie w stanie jedynie złożyć prawidłową relację z tego wszystkiego, nic więcej. Zduszone przez ból słowa i konieczność zajęcia miejsca, gdy bezpiecznie ułożył Gryfonkę na kozetce, pozwalając na to, by jedna z pielęgniarek ją przejęła i dokładnie przebadała, spowodowały, że również samemu otrzymał prawidłową pomoc. Maria dokładnie była opatrywana, a kolejne zaklęcia diagnostyczne pozwalały określić dokładniej jej stan - przy użyciu czarodziejskiego sprzętu. W międzyczasie student spoglądał na to, jak raz po raz padały kolejne zaklęcia w jego własną stronę, co miało uleczyć uraz. I czekoladowe oczy wylądowały na eliksirze, który to doskonale znał, a którego tak mocno nie lubił pod względem smaku.
Mimo to nie chciał się położyć, dokładnie obserwując wraz z mijającymi chwilami to, jak dziewczyna wygląda i czy przypadkiem nie doszło do czegoś gorszego. Otrzymana przez dziewczynę dawka przeciwbólowych, w połączeniu z odpowiednimi eliksirami, pozwalały jej powrócić do bardziej zdrowego stanu. Mimo to przez jakiś czas nie była wybudzana i dopiero po przeprowadzeniu wszystkiego w prawidłowy sposób, pielęgniarka zastosowała na nią Rennervate. Wokół głowy znajdował się bandaż, skąd sącząca się wcześniej krew - wszak kopyto mimo wszystko posiadało zdolność rozcięcia skóry - miała zamiar poplamić jej resztę ubrania. Ze spokojem i zrozumieniem dokładnie tłumacząc dziewczynie, trochę cicho i z prawidłową tonacją głosu, wytłumaczyła, co się stało i gdzie się znajduje, pomagając w spokojnym oparciu się o łóżko i przyjęciu eliksiru uśmierzającego ból.
Samemu siedział na razie cicho, uważniej przyglądając się procedurom, jakie to były konieczne, by przywrócić nie tylko jego, ale także dziewczynę, do prawidłowego stanu.

Powrót do góry Go down


Ana María Miranda
Ana María Miranda

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 163
Galeony : 167
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t20362-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20377-poczta-mariiiiii#644374
https://www.czarodzieje.org/t20375-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20831-ana-maria-miranda-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Cze 27 2021, 21:21;

Bolało? Zapewne to mało powiedziane, ale w pierwszej chwili naprawdę nie zdawała sobie z tego sprawy. Nie wiedziała dlaczego nie zemdlała od razu, ale podobno przez adrenalinę wściekłe kobiety podnoszą samochody osobowe więc... chyba to było coś w tym stylu. No i tak właśnie kończą się zabawy z magicznymi stworzeniami kiedy jest się mugolem... No cóż Ana miała naprawdę duży kompleks tego. Oczywiście nie pokazywała tego na zewnątrz, ale to chyba normalne. Zawsze zostaje jakaś tam pustka w człowieku, bo nie jest taki sam jak inni. Niby mówili jej od dziecka, że tylko wariaci są coś warci, ale aktualnie chciała być po prostu białą zwykłą dziewczyną... Albo czystokrwistą czarownicą. Zależnie od tego na który świat patrząc.
Teraz tak powoli zaczynała ogarniać co zrobiła i znowu miała dwie skrajne emocje. Z jednej strony było jej strasznie głupio, bo kątem oka widziała pewnego jegomościa, który najprawdopodobniej oberwał przez nią... Ale z drugiej beka w chuj. Koń ją walnął korytem i straciła przytomność... chwilkę przed wakacjami. Złośliwość rzeczy magicznych.
- Czyli... Może Pani powtórzyć? - spytała bo naprawdę nie ogarniała co ta Pani do niej mówi. Zazwyczaj przychodziła tutaj po coś na bolesny okres, a nie budziła się jak po grubym melanżu.
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Cze 27 2021, 21:35;

Czekał, spokojnie, raz po raz. Noga bolała nadal niemiłosiernie, choć tego nie okazywał. Mimo to wrażenia po tym, jak dawno nie odczuwał bólu, jak dawno się nie ranił, jak dawno specjalnie tego nie robił, a przede wszystkim po wyjściu na prostą, były znacznie spotęgowane. Czuł, jak tkanki odmawiają posłuszeństwa, choć nie zamierzał wziąć eliksiru kojącego ból. Zapewne po tym by zasnął, a tego nie chciał, w związku z czym z czasem grymas twarzy stał się widocznie niezadowolony. Męczył się momentami, aczkolwiek z czasem wszystko zaczynało się stabilizować.
Mimo to czuł się głupio, że nie zdołał w jakiś sposób zareagować na konia, który najwidoczniej zrozumiał sens słów, które wypowiedziała do niego Ana. Ciągle ludziom trafiały się same problemy w jego obecności, nie z jego winy; wkurzało go to, ale nie mógł z tym niczego zrobić, w związku z czym nie pozostawało nic innego, jak zwyczajnie pójście z duchem czasu i akceptacja tego, co miało miejsce. Choć sam fakt uderzenia kopytem w głowę nie był czymś, z czym chciał mieć osobiście do czynienia.
Jemu nie było z tego powodu do śmiechu. Owszem, pod względem samego siebie starał się podchodzić w jak najbardziej "luźny" sposób, ale sam fakt uderzenia, do cholery, tak twardą częścią ciała w równie wrażliwe miejsce mogło zakończyć się niezbyt szczęśliwie. Posiadanie na sumieniu kogoś znacznie młodszego nie należało do czegoś, z czym chciał mieć do czynienia.
Pielęgniarka powtórzyła pewne kwestie, wyjaśniając je w bardziej ludzki, widoczny sposób. Konieczność wzięcia paru eliksirów zdawała się być kolejnymi bolączkami, do których Gryfonka musiała się przyzwyczaić, jak również to, że puszczą ją do domu po paru godzinach, nie jest czymś możliwym. Dodatkowo o całym zdarzeniu będzie musiał zostać poinformowany opiekun, ale prędzej była do czysta formalność.
Lowell, gdy pracownik Skrzydła Szpitalnego odszedł na krótki moment, by przyszykować odpowiednie eliksiry, które następnie ta musiała wypić, otworzył na krótki moment usta, zastanawiając się nad tym, o co zapytać.
- Jak się czujesz? - postawił na klasykę, choć nie do końca był z tego dumny. Podejrzewał, że łeb ją napierdziela w nieskończoność i wcale nie jest to miłe uczucie - jakby coś wierciło i nie mogło przestać. Mimo to czuł się zobowiązany, choć oboje byli tak naprawdę poszkodowani. Poprzez idiotyzm, ale tyle dobrze, że skończyło się to tylko na takich obrażeniach. Bo uderzenie kopytem w głowę mogło skończyć się znacznie gorzej.

Powrót do góry Go down


Ana María Miranda
Ana María Miranda

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 163
Galeony : 167
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t20362-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20377-poczta-mariiiiii#644374
https://www.czarodzieje.org/t20375-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20831-ana-maria-miranda-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySro Cze 30 2021, 12:17;

Podobno życie bez przygód byłoby strasznie głupie. Coś w tym jest, Ana wiedziała o tym doskonale, ale ta ,,przygoda" sprawiła, że jej egzystencja na następne godziny wydawała się niesamowicie monotona. Napojona tyloma eliksirami i zaklęciami chwilowo czuła, że coś jej przeszkadza, ale nie do końca ją to bolało. Była słaba, bardzo słaba, ale głowa która jeszcze chwilę temu wydawała się zmiarzdzona, teraz nagle jakby odłączyła się od reszty ciała. Wiedziała, że to tylko chwilowe, bo tak właśnie działa magia, ale... to było dziwne uczucie.
- A ty? - spytała z nieudawaną troską, patrząc na puchona. Jeszcze tego brakowało, żeby facet wchodził w dorosłość i przez nią prawie stracił kończynę. Było jej strasznie głopio, ale z drugiej storny, przecież to ona jest ta najbardziej poszkodowana tak? Jje głupota, jej sprawa, miała nadzieję, że chłopak nie będzie jej robił wywodów, bo nie była w stanie poskładać sensownego zdania przez mikser, który ugniatał nieustannie jej mózg, a co dopiero wymyślić jakieś dobre pociski.
- Nie wygląda to dobrze - powiedziała zerkając na jego nogę, a przynajmniej starając się. No to wkopala nie tylko siebie, ale też nowopoznanego. Dziękowała Merlinowi, że akurat ten znajomy właśnie kończył szkołę i nie rozpowie tego wszystkim. W końcu Ana wolała, żeby cały zamek znał raczej jej perspektywę owego zdarzenia.
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySro Cze 30 2021, 13:01;

Przygody nie uważał za złe i w odpowiednim tego słowa znaczeniu stanowiły naprawdę dobre umilenie upływających chwil, tudzież życia. Wymagały jednak rozsądku, o czym dowiedział się dopiero parę miesięcy temu, aczkolwiek wskazywało to na to, iż zaczynał wchodzić w dorosłość poprzez przyjęcie pod kopułą czaszki pojęcia odpowiedzialności i przyjmowania kary za własne uczynki. Teraz, jeżeli chciał się bawić i korzystać z tego, co ma mu otoczenie do zaoferowania, chciał to robić rozsądnie. Niestety - incydent ze skrzydlatym koniem, który w amoku postanowił zaatakować Anę pod wpływem obelgi, która wyszła spomiędzy jej ust, odebrał mu zdolność sprawnego przemieszczania się, a przynajmniej do momentu, gdy wreszcie ktoś się nim nie zajął. Noga nie była zbyt przyjemna w obyciu, ale całkowicie mu to nie przeszkadzało, gdy usiadł na kozetce. Wcześniej zapewne by się wzbraniał przed pomocą z tym urazem, ale rozsądek mówił mu, że nie ma sensu walczyć.
Na odbicie piłeczki lekko, trochę blado, aczkolwiek prawie niewidocznie się uśmiechnął, wszak nie otrzymał jednoznacznej odpowiedzi. Wyminięcie jej udzielenia wiązało się zapewne albo z wewnętrznym, ludzkim wstydem, wszak podejrzewał, iż dziewczyna może się obwiniać za zaistniały incydent, ale nie zamierzał jej tego w żaden sposób wypominać. Zamiast tego po prostu szedł z duchem tego, co miało miejsce. I tak mogło być gorzej, i tak ta złamana kość udowa była praktycznie niczym w porównaniu do porażenia czarnomagicznym zaklęciem, czy też i atakiem syren błotnych.
- Ja zapytałem... - pokręcił oczami. - W porządku. Magiczna medycyna ma na to swoje sposoby. - przytaknął, spoglądając na to, jak dziewczyna wyglądała - a nie wyglądała najlepiej. Widać było, iż mnogość podanych eliksirów - oczywiście w odpowiednich dawkach - miała na nią wpływ i trudno było to tak naprawdę ukryć. Słabość przedzierała się przez jej aparycję, choć mógł się pod tym względem mylić. Intuicja zazwyczaj go nie zawodziła, a pierścień, który znajdował się na palcu, nie wskazywał na nic, co mogłoby podsycić jego niepewność. Nie zamierzał jednak robić żadnych wywodów, wszak wiedział i był świadom tego, że po takim incydencie - gdzie głowa ma ochotę zapewne wybuchnąć - człowiek nie ma sił na słuchanie czegoś, co i tak zbyt wiele nie zmieni w jego zachowaniu. Cicho westchnąwszy, raz po raz odczuwał ulgę w związku ze zastosowanymi czarami, choć ból nadal mu doskwierał i nie dawał spokoju.
- Hmm? - spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedziała. Lekko się uśmiechnął. - To tylko złamanie, wystarczy eliksir i będzie po kłopocie. - przytaknąwszy, akurat przypomniał sobie o tym nieprzyjemnym smaku, który wcale nie zachęca do wypicia go duszkiem. Na szczęście miał ten proces za sobą, a kość raz po raz ulegała zespawaniu po prześwietleniu i sprawdzeniu, czy aby na pewno nie doszło do innego typu złamania. - Akurat tego, że nam koń nakopie, w ogóle się nie spodziewałem. - starał się zażartować, choć i tak czy siak miał na dzisiaj dość wrażeń. Chciał trochę odpoczynku, choć i tak czy siak nie wiedział, czy będzie to do końca możliwe. Nie wiedział też o niczym, co kłębiło się w umyśle Mirandy - jak również, ona nie pozostawała świadoma tego, iż to nie jest ostatni raz, kiedy bywa w tym zamku. Skoro zamierzał pozostać asystentem nauczyciela, zapewne prędzej czy później ponownie się spotkają.

Powrót do góry Go down


Ana María Miranda
Ana María Miranda

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 163
Galeony : 167
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t20362-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20377-poczta-mariiiiii#644374
https://www.czarodzieje.org/t20375-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20831-ana-maria-miranda-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPią Lip 09 2021, 12:28;

Co za człowiek. Ona chciała być miła, A ten wyjeżdża z jakimś ja zapytałem. Co to w ogóle znaczy ja zapytałem. To co? Nie widzi jak się czuje? Ma mu to teraz rozkładać na czynniki pierwsze ? A może jest to informacja największej wagi. Zdecydowanie przestała lubić tego ,,wyrafinowanego studenciaka" i zdecydowanie nie obchodziło jej już to jak tamten się czuje. Nawet jeśli został uszkodzony przez nią. Dodatkowo jej frustracja osiągała zenitu, bo nawet nie miała jak wyrazić swojego zdenerwowania odpowiedzią chłopaka. Zawsze, Ale to zawsze mówi ludzią w prostu co o nich myśli, szczególnie kiedy jej się coś przestaje podobać. Teraz jednak każde jej słowo brzmiało tak nieporadnie, że... chyba musiała tym razem pozostawić tą sprawę niewyjaśnioną. Jeszcze sobie pokręcił oczami i zaczął coś mówić o magicznej medycynie... normalnie zachowuje się jak dorosły. Co prawda student był o wiele starszy od Any, Ale czy to ważne ? Oczywiście, że nie przecież to była obraza majestatu. Może to przez ból, może przez niezwykle irytujące otępienie i słabość, na którą Gryfonka nie miała wpływu, każde słowa chłopaka były w jej głowie traktowane jako niezbyt miłe. A może w normalnych okolicznościach też tak by uważała?
Nie miała siły ani ochoty odpowiadać na fragment o medycynie. Z resztą Ana często pomijała niepotrzebne, według niej, wątki. Dużo bardziej skupiła się natomiast co chłopak mówił później. Tyle lat już minęło A magiczny świat ciągle ją zaskakuje.
- No tak - chciała jeszcze dodać, że dobrze, że nie musi siedzieć z nogą w gipsie całe wakacje, jak mugolskie dzieci, Ale chyba zabrakło jej siły. Zamiast tego uśmiechnęła się trochę pasywnoagresywnie, na następne słowa chłopaka. Chociaż można też uznać, że starała uśmiechnąć się normalnie Ale coś nagle ją zabolało.
- Tak to właśnie jest w tym magicznym disneylandzie - zaśmiała się, A przynajmniej próbowała. Lubiła ten świat, był to jej świat, Ale był naprawdę przerażający gdyby przełożyć go na mugolskie warunki. Na szczęście Ana niczego się nie bała, A przynajmniej tak uważała.
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPią Lip 09 2021, 12:49;

Wbrew pozorom nie chciał być niemiły. Fakt zignorowania pytania, jakie zadał, zdawał się okazywać, iż to własnie ze strony Any wszelkie maniery i próba odsunięcia tematu zdawały się nieść ze sobą ziarenko uszczypliwości. Pokręcenie oczami nie było do końca wymowne, prędzej polegające na tym, iż jego pole do manewru zostało znacząco rozszerzone i nie wiedział, czego się chwycić.
I chociaż tego nie widział, nawet prosta odpowiedź zdawałaby się mieć sens. Nie musiała rozkładać tego na czynniki pierwsze, ale czy znajdował się w jej skórze, by oceniać, jaki jest stan jej zdrowia? Z oczu nie potrafił przecież wszystkiego odczytać. Owszem, starał się, ale przecież nie posiadał zdolności wglądu w umysł, by jednoznacznie stwierdzić, jak Gryfonka czuje się wewnętrznie, co ją dokładnie boli, czy może jednak pod wpływem ewentualnego wstrząsu mózgu ma mdłości i powinien jednak uważać. Wbrew pozorom, gdyby otrzymał szczątek informacji, byłby w stanie podejść lepiej. Mówić bardziej szeptem, uważać na podejmowane kroki, nie denerwować jej lub po prostu odsunąć się, gdyby ta tego oczywiście wymagała. Tak to działał omacku - jakby Miranda zabrała źródło światła, a on musiał błądzić po labiryncie, udowadniając doskonale, że czasami lepiej jest powiedzieć, aniżeli unikać danego tematu. Nawet jeżeli wydaje się on być nieistotny, pozbawiony większego sensu.
Owszem, działał dorośle. Wynikało to głównie z tego, że wiekowo już przekroczył próg dwudziestu lat, jeden rok zdołał pozostać dodatkowo, a na domiar złego miał być przecież asystentem nauczyciela. A takie miał przynajmniej nadzieje, iż tak będzie. Nie mógł przewidzieć przyszłości, ale mógł przyczynić się do tego, że będzie to wszystko szło w jakimś lepszym kierunku. Był dorosły. Musiał pracować jednak na to, by wszyscy brali go na poważnie. Brak bardziej rozbudowanej wypowiedzi zaczął go zatem zastanawiać, ale nie zamierzał tego ciągnąć, czując doskonale, jak atmosfera zaczyna ciążyć - a to przez jeden, prosty gest. Nie lubił tego uczucia i najchętniej by z niego uciekł, no ba - chwyciłby za nóż, by ją rozciąć i by ta przestała przeszkadzać. Niestety nie wszystko było takie proste. Uśmiech go zaniepokoił - nie był tym naturalnym.
- Że jednego dnia atakuje cię hipogryf, drugiego diabelskie sidła starają wciągnąć, a trzeciego koń ze skrzydłami wali kopytem prosto w łeb. Nie pierwszy i nie ostatni raz. - lekko podniósł kąciki ust do góry, starając się rozruszać trochę tę niefortunną nogę. Ta mimo wszystko i wbrew wszystkiemu bolała, więc na razie jeszcze pozostawał w jednej i tej samej pozycji. - Ale w sumie się to poniekąd trochę zgadza. Wyżywienie jest, miejsce do spania jest, atrakcje są. A to, że niebezpieczne, to już kompletnie inny temat. - podniósł spojrzenie czekoladowych tęczówek w jej stronę, kiedy to palcami starał się wykryć, w którym miejscu dokładnie doszło do złamania i jak to wygląda pod względem bodźców wysyłanych przez tkanki. - I tak czy siak, inaczej by było nudno. A tak to będzie co powspominać. - w sumie miał rację. Nudne dni gdzieś odpływały i pozostawały poza zdolnością wychwycenia ich z odmętów wspomnień, a tak? Będzie w stanie sobie przypomnieć to, co miało miejsce.
Ona ze stłuczoną głową, on ze złamanym udem. Normalnie marzenie; pielęgniarka jeszcze trochę pochodziła, posprawdzała, ale nic poza tym.

Powrót do góry Go down


Ana María Miranda
Ana María Miranda

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 163
Galeony : 167
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t20362-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20377-poczta-mariiiiii#644374
https://www.czarodzieje.org/t20375-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20831-ana-maria-miranda-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPią Sie 06 2021, 09:16;

Ana na słowa studenta delikatnie pokręciła głową i uśmiechnęła się. No dobra, może i był wkurzający Ale przynajmniej umiał ją rozbawić. Teraz zaciekawiła się jednak jego statusem krwi, bo w końcu czarodzieje chyba nie kojarzą Disneya? A może kojarzą... W końcu te wszystkie magiczne bajeczki mogły się ziścić w ich świecie. Odstawiłam więc na chwilę fochy na bok, bo kuchni w sumie był dosyć słodki w dodawaniu jej otuchy. Chociaż to normalne, bo przecież to wszystko co się stało to powinna być jego wina.
- Oj będzie, to oczywiste - powiedziała i nagle tak jakby ktoś na górze chciał jej przypomnieć, że wcale nie jest tak spoko delikatnie syknęła z bólu.
- Sorry, że - przerwa na oddech i zastanowienie się, czy na prawdę ma za co przepraszać. - Tak mało mówię, Ale... No nie jest to najłatwiejsze - zdecydowała się jednak nie przepraszać za konia, bo w końcu to nie była jej wina.
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPią Sie 06 2021, 11:16;

Nie znał zdania Any na jego temat. Wbrew pozorom nie potrafił przedrzeć się przez ludzki umysł, by selekcjonować informacje znajdujące się pod kopułą czaszki, w związku z czym nie wiedział, że został zakwalifikowany jako wkurzający. Mimo to właśnie ten schemat prób adaptacji środowiskowej pozwalał mu na to, by jakoś znaleźć sobie sojuszników w każdym. Czy to w mniej lub bardziej prawidłowych jednostkach, czy to jednak w tych staczających się na samo dno. Wbrew pozorom najróżniejsze znajomości są przydatne, ale też, nie podchodził do innych pod względem takim, że widział w nich korzyści. Po prostu każdy zasługuje na odrobinę zrozumienia. Załapał zatem porównanie, pochodząc z tej niemagicznej społeczności, która stanowiła znaczną część jego życia i przeszłości. Nie przejmował się tym, że oszukiwał koncepcję czystej krwi, skoro i tak sam nie miał jej zbyt wiele. Mało kto o tym wiedział; koniec końców nie miał wypisane na czole, w jakim stopniu reprezentował błękitną posokę.
- Jakoś trzeba odnaleźć pozytywne strony. - starał się dodać jej otuchy, choć nie mówił głośno, wiedząc, że prawdopodobnie dziewczyna ma do czynienia z bólem głowy. Nie dziwił jej się - bliskie spotkanie z kopytem wiązało się z pewnymi niedogodnościami. A jednym z nich było to, że dziewczyna miała do czynienia z czymś, co mogłoby ją naprawdę zabić. Pielęgniarka spojrzała na nich badawczo, zadając ponownie parę pytań; Lowell kręcił głową raz po raz, nie chcąc przeciwbólowych. Ich działanie niezbyt dobrze na niego wpływało. Na kolejne słowa spojrzał na Mirandę, zastanawiając się nad sensem tych zdań. Nie wymagał od niej mówienia. - Spokojnie, wiem, że musisz odpoczywać. Potrzebujesz czegoś? - zaproponował własną pomoc.
Bo co jak co, ale może dziewczynie chciało się pić? Albo po prostu potrzebowała ofiarować się ramionom Morfeusza? Po poskładaniu uda był w stanie ruszyć dalej, ale wolał się upewnić, że wszystko jest na swoim miejscu.

Powrót do góry Go down


Ana María Miranda
Ana María Miranda

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 163
Galeony : 167
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t20362-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20377-poczta-mariiiiii#644374
https://www.czarodzieje.org/t20375-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20831-ana-maria-miranda-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySob Sie 07 2021, 11:42;

Czy to było normalne, że zamiast myśleć o tym, że mogła już być wśród Aniołków, albo o tym, że spędzi najcieplejsze dni czerwca w skrzydle, Ana myślała o tym czy lubiła tego studenciaka czy nie ? W jej przypadku normalne. Jego towarzystwo ją już denerwowało, Ale z drugiej strony bardzo bała się zostać sama w takim stanie. Dodatkowo był taki na prawdę opiekuńczy, jak każdy puchon. No cóż im dłużej o tym myślała tym bardziej przypominała sobie, że robi się niesamowicie senna po tych wszystkich magicznych specyfikach.
Puchon coś mówił, pielęgniarka też, Ale Ana jak to miała w zwyczaju totalnie ich zbywała. Nie potrzebowała ich teraz, A przynajmniej tak uważała bo w praktyce uratowali jej życie. Ana I tak i tak zawsze będzie myślała, że przeżyła dzięki swojemu wielkiemu szczęściu.
- Eee - potrzebuje czegoś? Usłyszała to pytanie, które wyrwało ją totalnie z zadumy o swoim życiu i aktualnej sytuacji.
- Jakbyś mógł już iść... - nie było to zbyt miłe przekazanie jej myśli, jednak jakoś specjalnie się tym nie przejmowała. Jak narazie student nie był jej do niczego potrzebny, w końcu i tak to już pewnie nigdy nie spotka.
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySob Sie 07 2021, 12:33;

Najwidoczniej przebywanie na Skrzydle Szpitalnym - wśród szpitalnych łóżek, które nie były obecnie zajęte przez nikogo poza nimi - nie było mu dzisiaj dane. Jakoś dziwnie wyczuwał po zachowaniu dziewczyny, że ta potrzebuje spokoju. Swoistej możliwości regeneracji własnego organizmu i odpoczęciu po wydarzeniach dnia, które miały miejsce. Lowell postanowił to uszanować; czekoladowe tęczówki spojrzały raz badawczo na dziewczynę, raz badawczo na własną nogę. To wszystko było jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności, choć ewidentnie nie powinien dopuścić do sytuacji, gdzie koń po prostu ich atakował. I tak miał spore szczęście - tylko kulał, utykał, a nie leżał dłużej, w związku z czym był w stanie w takiej formie opuścić na własną rękę placówkę pierwszej pomocy medycznej Hogwartu, skupiwszy się na własnych celach.
Dzień jeszcze się nie skończył - on dopiero się rozkręcał, pozwalając na to, by promienie słońca uderzały w szybę i udowadniały, jak wiele godzin jeszcze zostało, zanim gwiazdy pojawią się na niebie i pokażą to, jak łatwo jest zabić czas, ale nijak nie można go wskrzesić.
- Jasne. Jakbyś czegoś potrzebowała... to list na pewno dotrze z moim imieniem. - odpowiedział na jej słowa, by tym samym wstać, zobaczyć ponownie pielęgniarkę i udowodnić, że źle nie jest. - Do zobaczenia. - mruknąwszy do Any, zaczął zanikać. Dopiero po tym, jak otrzymał zielony sygnał, był w stanie opuścić łóżka; być może nikt go nie zauważył z kadry. Tym samym przeniknął w maź odmętów wspomnień, przeistaczając się jedynie w jeden z nielicznych elementów układanki. Jedyne, co otrzymał, to zgłoszenie się pod koniec dnia na obowiązkowe sprawdzenie, czy nic na pewno nie jest; zresztą, podpisał stosowne papiery. Przecież jest dorosły, prawda?

+
Powrót do góry Go down


Ana María Miranda
Ana María Miranda

Uczeń Gryffindor
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 163
Galeony : 167
  Liczba postów : 69
https://www.czarodzieje.org/t20362-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20377-poczta-mariiiiii#644374
https://www.czarodzieje.org/t20375-ana-maria-miranda
https://www.czarodzieje.org/t20831-ana-maria-miranda-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySob Sie 07 2021, 12:49;

Dlaczego ten człowiek jest taki spokojny, taki miły. Przecież właśnie kazała mu wypierdzielać, A on nic, nawet nie pokręcił głową. Nigdy niezrozumiała puchonów i chyba oni najbardziej ją denerwowali. A może to nie przez to, że był puchonem? Może to dlatego, że już dorósł do tego, żeby ustępować głupszym. Czy w takim wypadku uznał ją za głupią. Bez sensu.
Gryfonka zawsze uważała, że zbyt mili ludzie są niezwykle nieszczerzy. Nie potrafiła takim zaufać, bo skąd miała wiedzieć co na prawdę myślą? Być może aktualnie jej myśli były totalnie zaburzone, przez to co się działo, Ale naprawdę bardzo ją już męczyły. Chciała już spać w swoim pokoju jedynaczki w Londynie, albo chociaż palić mugolskie fajki na dworcu kolejowym i mieć cały ten magiczny świat w głębokim poważaniu.
- Mhm - mruknęła tylko na jego pożegnanie, jak jakaś dama z wysokich sfer na słowa skrzata domowego. Nie wiedziała nawet kiedy zasnęła. Wydawało jej się, że nie śniło jej się nic, Ale kto to może wiedzieć.

/zt
Powrót do góry Go down


Taffy Strange
Taffy Strange

Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 1,88m
Galeony : -97
  Liczba postów : 78
https://www.czarodzieje.org/t20636-dafydd-taffy-strange#653666
https://www.czarodzieje.org/t20643-poczta-taffiego#653826
https://www.czarodzieje.org/t20637-dafydd-taffy-strange#653679
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyWto Wrz 28 2021, 10:03;


Samodzielny Post Szpitalny - Ingerencja [3]

Jedynym problemem po powrocie do Hogwartu było to, że faktycznie nie wiedział kogo w tym roku spotka. Na uczcie w ogóle praktycznie nie był, nie wiedział za bardzo nic o tym co się w tej budzie działo, a dodatkowo “widok” nowej dyrektorki, której nawet nie widział sprawiał, że czuł się dość… nieswojo. Nikt mu zresztą nie powiedział co się stało ze starym Hampsonem dopóki sam nie wypytał jakiegoś trzeciorocznego przy zupce kremowej z rana, którą zresztą pił z bambusowej rurki. Bo niby eko, bo niby coś. A tam, przynajmniej nie trąciło plastikiem i mógł sobie spokojnie siedzieć w łóżeczku i kminić co dalej. A tak, próbował znowu tyknąć się za rysowanie, ale kiedy Blancówna walnęła mu przysłowiowo po łapach to dał sobie z tym spokój. Wychodzić jeszcze nie mógł, a umówione wizyty na rehabilitację będzie miał dopiero po… piętnastym? No chyba coś w ten deseń. Wypadało po prostu zrobić wszystko, aby nie nadwyrężać swoich kosteczek i ścięgien i wszystkiego co się miało w tych rękach. Swastyki tylko brakowało, żeby można było z niej robić. Ale ostatecznie - co ma być co będzie. Przynajmniej czasem miał fajne widoki na lewo i prawo, kiedy przychodziły jakieś dziewczyny po tabletki na ból brzucha czy zgłaszały, że boli je głowa. Albo inni śmieszni pierwszoroczni, którzy narzekali, że coś zjedli nie tak, a jedyne co to chcieli lewe zwolnienie do końca dnia. Tak, tak. Znał te wszystkie zagrywki i każdemu mówił, że już lepiej przystawić sobie coś gorącego do czoła, żeby przy sprawdzaniu temperatury była wyższa. Albo nie wiem… Faktycznie zjedli surowego ziemniaka z kuchni skrzatów. Ej, właśnie. Gdzie były te skrzaty? Przecież za niedługo miała być pora obiadowa. A on tutaj to by też coś zjadł. Znaczy to i tak będzie wszystko przerobione w formie szejka proteinowego czy innego wyrobu. Ale papkę zawsze można jakoś przyrządzić lepiej. Albo może dogadać się ze skrzatem co by mu lepiej przyrządzał je? Zawsze coś. Od tego też skrzaty były - umiały dogodzić ludziom w potrawach. I temu je lubił. Dawały jedzenie za free i się z tego jeszcze cieszyły. Pożyteczne stworzenia. Może kiedyś sobie takiego zakupi jak sam zamieszka. Już na stałe w magicznym świecie. Takie myśli go czasem prześladowały… A potem przypomniał sobie co tu tak naprawdę robił. Leczył się. Przypomniała mu o tym zwłaszcza Blancówna, która szła z opatrunkami na zmianę. I eliksirami. Standard. Na sam koniec pobytu jej jakoś podziękuje, może kupi bombonierkę? Sam nie wiedział. Postanowił za to ponownie ruszyć rysowanie.
Jasne, eliksiry i opatrunki pomagały, ale nie tak jak powinny. Nie czuł się tak, że porządnie już umiał rysować, ale na pewno szło mu to lepiej. Obecnie jednak ani trochę nie widział postępu w poprawie. Nadal rysował jak czterolatek z ADHD, któremu brakuje pomysłu co rysować, więc jego rysunki są kompletnym gównem. I samemu też się tak czuł teraz, bo ani trochę nie miał krztyny talentu obecnie. Pozostawało tylko leżeć i czekać na kolejne postępy. Miał chociaż nadzieję, że nie zostanie tutaj na zawsze i na zawsze nie będzie umiał już rysować. Kurwa, to byłoby dziwne.
Powrót do góry Go down


Hariel Whitelight
Hariel Whitelight

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Galeony : 426
  Liczba postów : 1027
https://www.czarodzieje.org/t20706-hariel-whitelight#657554
https://www.czarodzieje.org/t20730-poczta-harry-ego#657951
https://www.czarodzieje.org/t20707-hariel-whitelight#657557
https://www.czarodzieje.org/t20986-hariel-whitelight-dziennik#67
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Administrator




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyCzw Lis 11 2021, 16:22;

Po evencie...

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć... Tracę rachubę. Krzyczę i upadam na ziemię. Kiedyś, dawno temu, w innym życiu, tłuczek złamał mi kość. Nawet nie chciało mi się powstrzymywać łez, kiedy piętnastoletni ja byłem wynoszony z boiska do Skrzydła Szpitalnego. Jak tak leżałem wtedy z naprawioną nogą byłem bardzo zły, że coś takiego mi się przydarzyło. Wściekły na sytuację, nie na krótkotrwały ból. Jednak ten ból nie był krótkotrwały. Kiedy zamglony eliksirami umysł wybudza się co jakiś czas z odmętów jedyne co czuję to dławiący mnie strach, że zaraz znowu nastąpi to samo. Dlatego ponownie krzyczę i chcę uciec jak najdalej, mimo że jestem już w ciepłym łóżku, nie wilgotnych podziemiach. Dopiero ciche zaklęcie pielęgniarki sprawia, ze przestaję się bać czegokolwiek. A nawet czuć cokolwiek. Poddaję się jej melodyjnemu głosowi i nieświadomie pozwalam leczyć każdą złamaną kość. Jesteś aniołem? Szepczę w malignie kiedy patrzę na kobietę, przekonany że właśnie znalazłem prawdziwego zesłańca z niebios - nie takiego podrabianego Wihtelighta. Nawet uśmiecham się lekko na tę myśl, zanim nie pogrążam się w słodkim śnie... brutalnie przerwanym, bo w moim umyśle ponownie padam na ziemię wydając z siebie nienaturalny krzyk, kiedy czuję jak kość za kością pękają w moim ciele. Czy je widać? Czy właśnie wystają z mojego ciała w pokraczny sposób, zwiastując moją nieuchronną śmierć? Czy ktoś zauważy, że niestety umieram? Wolałbym tego nie robić, ale kiedy tracę przytomność, wiem że nie ma dla mnie ratunku. Nie wiem czy dziwniejsze jest samo uczucie, czy może pogodzenie się z losem - nieuchronnym końcem.
W tym momencie otwieram natychmiast oczy. Oddycham płytko, pośpiesznie, staram się przypomnieć, że już nic mi nie jest. Zostałem poskładany, nafaszerowany eliksirami, mam okres rekonwalescencji w troskliwych dłoniach Whitehorn, która tłumaczyła mi wszystko kiedy się przebudzałem.
Woda.
Patrzę na szafeczkę w poszukiwaniu pełnej szklanki, stojącej obok mnie. Muszę podnieść rękę. Wziąć ją. Wlać płyn do ust. Ale boję się, że jeśli ją uniosę nawet na kilka centymetrów - połamie się. Lekko zaciskam palce na pościeli, by przetestować jakikolwiek ruch. Wtedy orientuję się, że chyba nie jestem tu sam. Ile czasu minęło? Czy moje czoło jest mokre od potu, czy coś na nim jest? Czy muszę być w tej brzydkiej szpitalnej koszuli? Czy wszystko będzie ze mną w porządku? Tyle pytań muszę zadań i się upewnić, ale póki co mrugam zaciekle, unosząc w górę i w dół długie rzęsy. Bo najpierw muszę uwierzyć sam sobie, że nie połamię się niczym trzcina na wietrze. Zerkam na swoją dłoń i bardzo powoli unoszę ją z wysiłkiem.
Powrót do góry Go down


Hope U. Griffin
Hope U. Griffin

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 544
  Liczba postów : 1331
https://www.czarodzieje.org/t20055-hope-ursula-griffin#617982
https://www.czarodzieje.org/t20074-gobaith#618955
https://www.czarodzieje.org/t20059-hope-u-griffin#618372
https://www.czarodzieje.org/t20191-hope-u-griffin-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyCzw Lis 18 2021, 21:58;

Czyjaś obecność w jej głowie, przeglądane wbrew jej woli wspomnienia, głos wyśmiewający każdą   żenującą sytuację, ba, każdą myśl. Kpiący i plujący jej prosto w twarz, depczący ledwo kiełkującą pewność siebie wyhodowaną na odznace i romansie w podobnym stadium rozwoju. Była pewna, że to, co ją spotkało to prawdziwy koszmar. Przyłożyła dłonie do uszu, chcąc odgrodzić się od szyderczych szeptów i śmiechów, a im dłużej to trwało, tym bardziej była przekonana, że jeśli jeszcze nie zwariowała, to po czymś takim na pewno nie uda jej się wrócić do normalności. Z szaleństwa wyrwał ją wrzask wcale niepochodzący z wnętrza jej czaszki. Wrzask znajomy, choć nigdy niesłyszany, zatrważający i tak głośny, że bez problemu przebijał się przez barierę z piegowatych dłoni. Sprowadził ją na ziemię, rozproszył ją, i bezpośrednio sprawił, że zaczęła ignorować zgryźliwe uwagi – a w każdym razie podjęła taką próbę. Jeden koszmar dobiegł końca – drugi zdawał ciągnąć się w nieskończoność. Widok cierpienia jakie spadło na Harry'ego wycisnął z niej całe morze łez i wprowadził w histerię, z której powodu trzeba ją było wyprowadzić z obślizgłych lochów, gdyż sama tkwiłaby tam pewnie w nieskończoność, jak wrośnięta w ziemię. Strach o, bądź co bądź, bliską jej osobę wymieszany z kolosalnym poczuciem winy sprawiły, że snuła się po zamku z ponurą miną, niechętna do rozmowy z kimkolwiek – nawet z przyjaciółmi. Zdążyła posprzeczać się z Wihtehorn i Merlin jej świadkiem, że nie miała pojęcia jakim cudem kobieta ostatecznie przekonała ją do opuszczenia skrzydła na noc i powrotu dopiero po zajęciach.
Teraz również tu była. Czytając książkę, dotrzymywała mu milczącego towarzystwa, podrywając się za każdym razem, gdy tylko się przebudzał. Nie zwracała uwagi na nikogo, kto jeszcze tutaj przychodził, bez względu na to, czy była to Franka, Percy czy ta ruda wywłoka. Zauważywszy, że po raz kolejny odzyskał przytomność, zerwała się na równe nogi, przez przypadek upuszczając książkę na podłogę. Narobiła rabanu, wywołując pomruk niezadowolenia innych pacjentów. Miała to w głębokim poważaniu.
Harry — w jej głos wdała się chrypka. Usiadła na skraju jego łóżka, starając się uśmiechnąć. — Jak się czujesz?
Sama z siebie pewnie nie domyśliłaby się, że dobrze byłoby podać mu wodę, ale pielęgniarka wykorzystała fakt, że nie da się jej pozbyć i poinstruowała ją co zrobić, kiedy w końcu się obudzi. Złapała więc za szklankę rozchlapując nieco wody dookoła, przybliżyła ją do niego.
Pewnie jesteś zmęczony, takie eliksiry zużywają mnóstwo energii... — nie miała pojęcia co powiedzieć, wszystko wydawało jej się tak cholernie głupie, zważywszy na to, że sama wyszła stamtąd bez najmniejszego fizycznego uszczerbku na zdrowiu.
Powrót do góry Go down


Hariel Whitelight
Hariel Whitelight

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Galeony : 426
  Liczba postów : 1027
https://www.czarodzieje.org/t20706-hariel-whitelight#657554
https://www.czarodzieje.org/t20730-poczta-harry-ego#657951
https://www.czarodzieje.org/t20707-hariel-whitelight#657557
https://www.czarodzieje.org/t20986-hariel-whitelight-dziennik#67
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Administrator




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySob Lis 20 2021, 02:01;

Pewnie fakt, że byłem zbyt nafaszerowany eliksirami sprawiał, że nie czułem praktycznie nic. Żadnego bólu fizycznego, a tylko tępe uderzanie w skroniach. Nawet odgłos upadającej książki sprawił, że krzywię się nieznacznie. Przywołał mnie jednak do porządku. Nie mogę się połamać po raz kolejny. Bardzo delikatnie próbuję podnieść się tak, że nawet kiedy już sięgnę po wodę, uda mi się jej napić, a nie jedynie nieporadnie oblać po twarzy. Czuję jak moje łóżko przekrzywia się odrobinę pod ciężarem i mój zmęczony wzrok napotyka Hope. Przez chwilę znowu czuję nieokreśloną trwogę pomieszaną z lekkim poczuciem winy. Tak bardzo przejmowałem się sobą, że nawet nie przeszło mi przez myśl czy Griffin nie wyszła z tego w jeszcze gorszym stanie.
- Hope? Nic ci nie jest? - pytam ignorując jej słowa i staram się skupić na dziewczynie. Wyglądała na przejętą, zestresowaną mimo niewyraźnego uśmiechu, ale ważniejsze było to, że była cała i zdrowa. Oddycham z lekką ulgą i opieram się oparcie łóżka, bo udaje mi się podnieść do jakiejś pół-siedzącej pozycji. Z lekkim drżeniem wyciągam dłoń w kierunku szklanki i sam wiedziałem, że nie uda mi się nie rozlać na siebie połowę, więc oplatam pajęczymi, bladymi palcami nadgarstek Hope by przysunęła do mnie szklankę na tyle, bym przechylił sobie odpowiednio i napił się kilka łyków wody. Z trudem rozglądam się dookoła, ale nie napotykam żadnych wskazówek.
- Co tam się stało? - pytam i ponownie świdruję ją spojrzeniem; moje skupienie z każdą chwilą się wyostrzało i czułem się bardziej sobą. Czy Hope nie połamali w taki sposób? Czy tylko część osób dostała taką klątwę? Nie miałem pojęcia co się działo z innymi, więc zakładałem, że po prostu każdemu połamano kości w inny sposób. Może mi boleśniej, a może po prostu Griffin był bardziej wytrzymała niż ja. - Czy tobie... coś... połamało? - próbuję jakoś sklasyfikować owe coś, ale bezskutecznie, bo nie miałem zielonego pojęcia co w zasadzie mnie zaatakowało. Została mi jedynie pamięć okrutnego bólu. Przymykam oczy, by to odgonić, ale prędko otwieram je ponownie. Pod powiekami widziałem jedynie wirujące wokół podziemia, nie chciałem się tam ponownie znaleźć.
Powrót do góry Go down


Hope U. Griffin
Hope U. Griffin

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 544
  Liczba postów : 1331
https://www.czarodzieje.org/t20055-hope-ursula-griffin#617982
https://www.czarodzieje.org/t20074-gobaith#618955
https://www.czarodzieje.org/t20059-hope-u-griffin#618372
https://www.czarodzieje.org/t20191-hope-u-griffin-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptySro Lis 24 2021, 21:13;

Ręka zatrzęsła jej się niemiłosiernie, nie ze względu na ciężar szklanki, a nadmiar emocji, które dodatkowo poruszył w niej swoim słabym głosem. Może dramatyzowała, może przejmowała się bardziej, niż powinna, zważywszy na charakter ich relacji. Może zdała sobie sprawę, że jednak jej zależy. Może bała się, że przynosi śmiertelnego pecha już nie tylko sobie.
Może...
Tak koszmarnie się bała. Bańka strachu pękła i choć ten jeszcze jej nie opuścił, wypuściła z płuc powietrze, a wraz z nim, jak jej się wydawało, cały ogrom negatywnych uczuć. Łzy niekontrolowanie stanęły jej w oczach i poczuła się tak okropnie, tragicznie zmęczona.
Och, Harry, tak się bałam, że Whitehorn Cię nie poskłada, że... że stanie Ci się coś nieodwracalnego i... i... przepraszam — pociągnęła nosem, dzielnie próbując nie wybuchnąć płaczem, chociaż ostatecznie wcale jej to nie wyszło. Miała ochotę rzucić mu się na szyję, ale doskonale pamiętała w jakim stanie był jeszcze kilkanaście godzin temu i nie sądziła, by kiedykolwiek miała móc o tym zapomnieć. Nawet ona nie była tak bezmyślna, by próbować go teraz przytulić. Urwała i uświadomiła sobie, że i ona nie odpowiedziała na jego pytanie. Oboje byli dziś niekwestionowanymi mistrzami dyskusji. Zacisnęła wargi i pokręciła głową, odpowiadając zarówno na pierwsze, jak i drugie z pytań.
Nie wiem, nic z tego nie rozumiem. Chyba... chyba po prostu nie byliśmy ich godni. Tych mieczy — choć policzki dalej miała mokre od łez i absolutnie nie było jej do śmiechu, zaśmiała się, porażona tym, jak idiotycznie to brzmi. Dlaczego w ogóle ich dotykali, tych mieczy? Po co w ogóle tam wchodzili? — Wszyscy powariowali... Mulan gdzieś teleportowało i chyba do tej pory jej nie znaleźli, nie wiem bo... — bo wcale nie interesowała ją Mulan, nie kiedy w skrzydle szpitalnym leżał Harry. Choć lubiła Gryfonkę, jak dla niej mogłaby siedzieć nawet i na Saharze, jeśli miałoby to w czymś pomóc Ślizgonowi. Szkoda tylko, że to tak nie działało, że nie było czegoś za coś... że wszyscy odnieśli straty, po prostu każdy nieco inne. Każdy był przegranym.
Ale klątwy zniknęły, więc żadna niepożądana łapa już nie będzie ci zatruwać dnia — próbowała znaleźć pozytyw w tej sytuacji, przyglądając mu się z... czułością? Na Merlina, co za beznadziejny moment na tego typu uczucia. Nie była gotowa na taką emocjonalną karuzelę. Od nadmiaru stresu chyba całkiem jej już odbijało.
Ja... nic mi nie połamało. Nic mi się nie stało, ktoś... coś... — zmarszczyła brwi, nie potrafiąc ująć w słowa niezwykłej świadomości cudzej obecności we własnym umyśle, jakiej doświadczyła w tamtym momencie. — Cokolwiek to było, grzebało w mojej głowie. Podsuwało okropne myśli, przypominało o wszystkim, o czym chciałabym zapomnieć.
Opuściła wzrok, wbijając go w pogniecioną pościel. Brzmiało to żałośnie, jakby nie przydarzyło jej się nic takiego. Jednocześnie nie potrafiła tego traktować jak nic takiego, bo cokolwiek to było, odcisnęło na niej piętno i czuła, że prawdopodobnie będzie się po tym zbierać dłużej niż osoby, które wylądowały w skrzydle szpitalnym. Czy istniał magiczny eliksir na strzaskane w drobny mak myśli?
Powrót do góry Go down


Hariel Whitelight
Hariel Whitelight

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Galeony : 426
  Liczba postów : 1027
https://www.czarodzieje.org/t20706-hariel-whitelight#657554
https://www.czarodzieje.org/t20730-poczta-harry-ego#657951
https://www.czarodzieje.org/t20707-hariel-whitelight#657557
https://www.czarodzieje.org/t20986-hariel-whitelight-dziennik#67
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Administrator




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyPią Lis 26 2021, 00:49;

Gdybym miał więcej siły próbowałbym ją bardziej pocieszyć. A tak jedynie podnoszę niemrawo do góry dłoń, w nadziei że dzięki temu nie będzie szlochać. Bo zdecydowanie wyglądała, jakby ledwo to powstrzymywała. Szczególnie kiedy zaczęła siąpić nosem. Kiwam też bardzo powoli i lekko głową, żeby nie mówiła mu żadnych przeprosin, bo przecież one nie były tutaj konieczne w tym momencie. Ważne, że nikomu z nas nic się nie stało, oprócz sponiewieranej psychiki. Moje gesty nie powstrzymują ją jednak od łez. Dziewczyna śmiała i płakała, próbując wytłumaczyć mi na czym polegał nasz błąd.
Szczerze mówiąc - przy tym wszystkim byłem wręcz odrobinę oburzony. Ktokolwiek uznał, że jestem niegodny jakiegoś starego miecza? Niby z jakiego powodu miałem być aż tak niegodny, by połamać mi z hukiem wszystkie kości. Aż krzywię się z niezadowoleniem. - Co za głupoty - mówię z jakimś wyrzutem w głosie, odrobinę bardziej będąc sobą w tej minucie; w tym wypadku tą cząstką siebie zadufanej w sobie osoby, której zazwyczaj się wydaje, że należy się odrobinę więcej. Co przecież zazwyczaj było po mnie widać.
- Nie znaleźli? - wykazuję nawet lekkie zainteresowaniem faktem, że kogoś wywiało może gdzieś na drugi koniec świata. Chyba jednak wolałbym przymusową wycieczkę niż połamane kości. Chciałem to powiedzieć, ale wtedy Hope pociesza mnie brakiem łapy na mojej twarzy. Nie mogę się powstrzymać od parsknięcia jakimś zachrypniętym, lekko zrozpaczonym, nieszczególnie wesołym śmiechem. - To dopiero szczęście... - stwierdzam, bo chyba wolałabym codziennie budzić się z nieatrakcyjną łapą, niż przeżywać to co tego okropnego dnia w lochach. Przynajmniej zaczynam się odrobinę bardziej poruszać po łóżku. Na tyle, że teraz przemieszczam się na jeden bok i wyciągam lekko dłoń, by poklepać (albo raczej delikatnie dotknąć) miejsce obok mnie. - Chodź na chwilę - proszę, licząc na to, że jej obecność przyniesie mi jakieś pocieszenie. Wlepiam wzrok gdzieś w przestrzeń i sam zaczynam bawić się jej włosami, kiedy w końcu poczułem bliskość Griffin. Nie przesadną, żeby jednak nie spanikować nad swoimi kruchymi kośćmi. - Wyglądałaś przerażająco - mówię cicho, bo powoli wracają do mnie okropne wspomnienia. A kiedy padałem na ziemię, wbijałem wzrok w Gryfonkę. W pewnym momencie byłem przekonany, że to je krzyk słyszałem, nie swój własny. Wzdrygam się na samo wspomnienie.

@Hope U. Griffin
Powrót do góry Go down


Hope U. Griffin
Hope U. Griffin

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Dodatkowo : Prefektka
Galeony : 544
  Liczba postów : 1331
https://www.czarodzieje.org/t20055-hope-ursula-griffin#617982
https://www.czarodzieje.org/t20074-gobaith#618955
https://www.czarodzieje.org/t20059-hope-u-griffin#618372
https://www.czarodzieje.org/t20191-hope-u-griffin-dziennik
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyNie Gru 26 2021, 21:57;

Dopiero kiedy to za nią powtórzył, dotarło do niej, że rzeczywiście nie znaleźli i może powinna, chociaż odrobinę bardziej przejąć się losem koleżanki.
Ojej. Nie znaleźli. Jakoś... po prostu założyłam, że ją teleportowało i wszystko jest okej, ale co jeśli wcale nie jest okej i nigdzie jej nie przeniosło tylko, no... — odchrząknęła nerwowo, wplatając w to ciche „zabiło”, zbyt przerażona ciężarem tego słowa, by pozwolić mu wybrzmieć w pełni. Wzdrygnęła się, czując, jak wzdłuż kręgosłupa przebiega jej nieprzyjemny, spinający mięśnie chłód. Wszyscy mogli tam zginąć, docierało to do niej bardzo powoli i z solidnym opóźnieniem i najwyraźniej w końcu dotarło w pełni. Już nie płakała, była przerażona swoim niemądrym odkryciem, spięta i zmartwiona, ale przynajmniej przestała się przed nim ośmieszać. W takiej sytuacji wyjątkowo chętnie przystała na jego propozycję, którą było oferowane miejsce. Zanim ruszyła się z miejsca, wychyliła się na krześle, żeby sprawdzić, czy pielęgniarka nie kręci się zbyt blisko, a kiedy upewniła się, że jest bezpiecznie, poderwała się gwałtownie, po czym z zupełnym kontrastem delikatnie usiadła na łóżku Harry'ego, co najmniej kilka razy upewniając się przy tym, czy jest bezpiecznie. Z początku zachowała spory dystans, z chwili na chwilę przysuwała się jednak bliżej, jakby testując to, czy z każdym kolejnym centymetrem nie zacznie się znów łamać, pękać, popadać w ruinę. W końcu odważyła się odnaleźć bladą dłoń, przykryć swoją piegowatą i spleść ze sobą ich palce. Odwróciła przy tym wzrok, bo choć spontaniczne, przyjemne i potrzebne im obojgu, było to dla niej ze wszech miar zawstydzające. Na usta wpłynął jej zaś delikatny uśmiech.
Czyżbyś się o mnie martwił? — zapytała choć odpowiedź zdawała się być oczywista. Kim musiałby być, żeby przejść obojętnie obok całej tej krzywdy, która wszystkich ich spotkała w przeklętych lochach. W pewnym sensie chciała usłyszeć to od niego, w pewnym –  rozluznic atmosferę rozbawionym tonem. Poniekąd wracał jej humor, stres opuszczał dotąd napięte mięśnie; widok wracającego do zdrowia Harry'ego podniósł ją na duchu.
Ja... Ja się martwilam jak cholera. – przyznała po krótkiej chwili zawahania, tym razem nadając temu o wiele więcej znaczenia niż wypowiedzianym na wstępie spontanicznym słowom, które przecież każdy zwykle wypowiada w takiej sytuacji. Teraz mówiąc to, naprawdę miała to na myśli. — I jestem wściekła na siebie, nic mnie nie obchodzi czy uważasz, że słusznie. Zawsze się muszę wpakować w jakieś... Gówno. To norma, przywykłam i wszyscy dookoła też przywykli, że przynoszę pecha. Ale nie powinnam Cię namawiać żebyś wdepnął je razem ze mną. Williams mnie zabije przeciez, pisałam mu w liście, że chcę pilnować swoich przyjaciół i oto jestem, pilnuję Cię przy szpitalnym łóżku. – Skrzywiła się od paskudnego smaku wypływającej z niej goryczy nagromadzonej przez te straszne godziny. Jednocześnie odetchnęła z ulgą, bo poczuła się o wiele lepiej kiedy w końcu to z siebie wyrzuciła.
Powinnam się była domyśleć, żeochy to jest naprawdę beznadziejny pomysł, z lochami zawsze jest coś nie tak. W Camelocie mieszkają tam unferiusy, a w Hogwarcie Ślizgoni i Merlin jeden wie co gorsze. – w końcu na niego spojrzała, pierwszy raz odkąd odważyła się usiąść na łóżku i postarała się uśmiechnąć. Przede wszystkim jednak ostrożnie oparła głowę o jego ramię, nieustannie zwalczając w sobie chęć i potrzebę zamknięcia go w ciasnym uścisku.

@Hariel Whitelight
Powrót do góry Go down


Artie Gadd
Artie Gadd

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 178
C. szczególne : pierścienie i sygnet + blizny na palcach; bandaż na lewej ręce; sińce pod oczami; częste krwotoki z nosa; pieprzyki na twarzy; blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem
Galeony : 39
  Liczba postów : 413
https://www.czarodzieje.org/t22039-arthur-gadd#721478
https://www.czarodzieje.org/t22041-listy-artiego#721652
https://www.czarodzieje.org/t22022-arthur-gadd#720896
https://www.czarodzieje.org/t22042-arthur-gadd#721654
wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8




Gracz




wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 EmptyCzw Kwi 13 2023, 00:39;

Normalnie przecież by jej odpowiedział. Potwierdził, że owszem, wszystko w porządku, że da znać szybciej, a przede wszystkim – nic się nie stało, bo przecież funkcjonował z tym zmęczeniem od niemal początku swojego istnienia i, nawet jeżeli sumiennie przyjmował leki, nigdy nie uda mu się przeskoczyć problemu, jaki miał z kondycją, a już na pewno nie na tyle, żeby móc dorównywać Harmony. Normalnie przecież by jej odpowiedział – tylko to, czego właśnie doświadczył, nie było normalne nawet w świecie pełnym magii. Magię przynajmniej mógł wyjaśnić, mniej czy bardziej sensownie, ale…

Już nic nie miało znaczenia. To, że gorzej mu się oddychało; że czuł się kilkukrotnie cięższy; że krew powoli uderzała w jego twarz, dając mu wrażenie, że zaraz zacznie krwawić z nosa. To nie miało już żadnego znaczenia. Skamieniał, może i nawet zbyt dosłownie, po raz pierwszy doświadczając niemal całkowitej pustki we własnym umyśle. Żadnych myśli. Głowa pusta. A krew szumi, powoli znajdując ujście w miejscu, w którym nigdy nie powinno tego ujścia szukać, a znajdywała zaskakująco często. Ignorował. Pustka w spojrzeniu wydawała się bardziej uwydatnić. Zupełnie jakby zapomniał, że żyje. Jak się oddycha. Jak wyglądają funkcje życiowe.

Zaczęła prowadzić go przez korytarz, kiedy dotarło do niego, co się tak naprawdę wydarzyło. Dotknęła go. Dotknęła jego policzka. W sposób tak delikatny i niespodziewany, że aż nie wiedział, jak zareagować. Dotknęła mnie, a ten dotyk, mimo jego krótkości; nadal go czuł, jakby wypalił się na jego skórze, ale to był przyjemny ogień. Ciepły. Dotkęła go z troski; nie, żeby zrobić mu krzywdę; nie, żeby uśpić jego czujność; nie, żeby wprowadzić go w dyskomfort.

Dotknęła go… Merlinie, ona go dotknęła! Nawet nie wiedział, skąd u niego tak paniczna reakcja. Skąd u niego tyle emocji na raz. Jakby jego żołądek wywinął fikołka, a mózg odmówił myślenia. Jakby jego nogi stały się zdecydowanie cięższe – bo się stały, ale nie dopuszczał tego nawet do siebie. Uśmiechał się, blado, sam do siebie. Nie rozumiał. Wiedział, że nie rozumiał, ale… nawet nie wiedział, czego. Nie wiedział nic. Co za dziwne uczucie…

Skrzydło szpitalne. Doskonale znał to miejsce; zmarszczył nos na ledwo dwie sekundy po wejściu na teren, zanim jego twarz wróciła do swojej normalności. Co oni tu robili? Jak w ogóle się tu znaleźli? Nie zbili przecież jego fiolek, miał przy sobie lecznicze eliksiry…

Dopiero to niego dotarło, co się stało. Kamieniał. To był dopiero poważny problem; to, że go dotknęła, było całkiem normalne. Przez wstążkę byli ze sobą dostatecznie blisko, ale… to było coś całkiem innego.

Pewnie pokierowany przez Moony, usiadł na wolnym łóżku. Milczał. Patrzył na swoje kamieniejące kończyny. Prychnął tylko, pokręcił głową i ją opuścił; już nie podniósł. Po prostu… patrzył w dół. Co tu się w ogóle wydarzyło?...

@Harmony Seaver
Powrót do góry Go down


Sponsored content

wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 QzgSDG8








wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty


Pisaniewielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty Re: Szpitalne łóżka  wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Szpitalne łóżka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 5Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: wielkibratpatrzy - Szpitalne łóżka - Page 4 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Wielkie schody
 :: 
pierwsze pietro
 :: 
skrzydło szpitalne
-