Męskie łazienki mają to do siebie, że bez względu ile by się je szorowało i jaką ilością środków zapachowych wypsikało nigdy nie mają jakiegoś w miarę normalnego zapachu. Tak jak u dziewczyn, znajduje się tu średniej wielkości wanna, gotowa przyjąć każdego brudasa.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:43, w całości zmieniany 2 razy
Autor
Wiadomość
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Jaka to była różnica, czyja to była wina? Maxa w sumie mało to obchodziło, a mówiąc nieco bardziej obrazowo, koło chuja mu to latało. Nie przejmował się takimi gównami, bo gdyby się na tym skupiał, to by mu życia zabrakło na cokolwiek innego, a to było już co najmniej wpierdalające. Może truskawki nie były w tym wypadku najlepsze, ale w końcu nie połknął tego koktajlu, był więc w stanie przeżyć ten zmasowany atak, tak samo jak wleczenie po korytarzu, które pewnie wyglądało z boku nieco zabawnie. Ostatecznie bowiem Brewer nie był aż takim niskim knypkiem, więc ciągnięty przez dziewczynę, musiał sprawiać bardzo dziwne wrażenie. - Widać ze mnie taki słodki lep - powiedział na to, a później przystąpił do prób wyczyszczenia swojego ubrania, co aż takie łatwe nie było. Wychowując się wśród mugoli, nie był przyzwyczajony do tego, że wszystko można załatwiać czarami i teraz znajdował się mniej więcej w pół dupy do wszystkiego i jakiegoś mądrego rozwiązania. Pozostawało mu zatem jedynie namoczenie koszuli, która potem przylepiła się od razu do jego ciała. Nie robił z tego żadnego wielkiego halo, bo nie miał z tym najmniejszego nawet problemu, bo do kurwy, tak naprawdę nie miał nawet czego ukrywać. - Co kto lubi - rzucił na to i wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym zaczepnie. To, że przesunął po niej spojrzeniem było oczywiste, w końcu Max należał do tych osób, które zaliczały wszystko, co się rusza i nie miało dla niego znaczenia, jakiej było to płci. Nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi do ludzi w kontekście jakiś głębszych, romantycznych uczuć, bo na chuj, wolał po prostu szaleć, kiedy miał na to jebaną ochotę. Mógł więc spokojnie stwierdzić, że była atrakcyjna, ale znowu z miejsca nie zamierzał się ani na nią rzucać, ani peszyć się jak pięciolatek. Widział już zdecydowanie zbyt wiele bielizny i nagich ciał w swoim krótkim życiu, żeby jakoś gwałtownie na to reagować. - Nie boisz się, że za chwilę ktoś wpierdoli ci szlaban, za siedzenie w męskiej łazience? - spytał jeszcze, nieco rozbawiony, a później spojrzał na swoją koszulę, która była nieco przemoczona i nieco kolorowa, po czym sięgnął po różdżkę i podrapał się nią po skroni. Wypadałoby to gówno najpierw jakoś wysuszyć? A potem wyczyścić? Nie znał się na tych wszystkich jebanych czarach, a do leczenia ubrania jeszcze, kurwa, nie zamierzał się brać, chociaż faktycznie był raczej zmęczony i półprzytomny, więc chuj wie, jakie jeszcze pomysły wpadną do jego zakutego łba.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Tori rzadko kiedy interesowała się tym, ja coś wygląda z boku. Dlatego takie sytuacje był dla niej codziennością - najpierw działała, potem dopiero myślała jak to wygląda i co ludzie sobie mogą o niej pomyśleć. Może dlatego kiedyś usłyszała (w żartach, ale jednak), że jest tu nadwornym pedofilem. Wszystko przez przyjaźnienie się z Adrianem i różnego rodzaju teksty puszczane w jego stronę w ramach żartu. No dobra, może akurat tą opinią trochę się martwiła, ale z zupełnie innych powodów niż mogło się wydawać. Właściwie to ten powód miał nawet imię, ale to materiał na zupełnie inną historię. Widząc, jak chłopak męczy się z koszulką pod umywalką, dokładnie tak samo jak i ona, uśmiechnęła się tylko sama do siebie. Sytuacja była na prawdę idiotyczna. Dwójka czarodziei zamiast rzucić choćby banalne "chłoszczyść" wolała męczyć się zapieraniem bez wody, które nie przynosiło żadnych skutków. Pewnie jeszcze bardziej pogorszyli tym sytuację. Odwzajemniła jego uśmiech opatrzony komentarzem o różnych upodobaniach różnych ludzi. W sumie, jeśli już mieli by urządzać konkurs trzeba by znaleźć uczciwą widownie składających się jedynie z osób otwartych na każdą płeć. Jedynie wtedy można by wybrać miss mokrego podkoszulka. Jak tu jednak zdecydwać, gdy ma się do wyboru chłopaka na pierwszy rzut oka wyglądającego na typowego bad boy'a, który powinien być raczej ślizgonem i blond anioła, jak zwykła siebie nazywać od czasu do czasu. I ona zerknęła sobie na niego, gdy wcześniej koszulka wylądowała w wodzie. Ona jednak nie oglądała jego ciała tylko po to by ocenić je jako atrakcyjne bądź nie, czy wystawić mu ocenę w skali (choć gdyby o to chodziło musiała przyznać, ze ta byłaby wysoka). Ta kobieta miała dość specyficzne upodobania, to też gdy ktokolwiek (z własnej woli lub też nie koniecznie - tak jak teraz) odsłaniał przy niej fragment swojego ciała, ona szukała blizn. Po oparzeniach, po nacięciach, nawet tych po ospie. Blizny to było coś, co z przystojnego faceta robiło w jej oczach młodego boga, w którym mogłaby się na kolejne dwa dni zakochać i starać się wyciągnąć go na randkę. Potem oczywiście by jej przeszło, jak zwykle zresztą. -To jest męska łazienka? - Zerknęła w stronę drzwi w poszukiwaniu oznaczenia, w ten sposób tylko potwierdzając, że nie miała zielonego pojęcia gdzie tak na prawdę weszli. Równi dobrze mogła być damska lub koedukacyjna, nie robiło jej to większej różnicy - łazienka to łazienka. Rozumiała jednak, że nauczyciele mogli by być z tego powodu niepocieszeni. -Nieszczególnie. Ileż razy mogę dostawać szlaban za włażenie tam, gdzie nie powinno mnie być? - Stwierdziła z rozbawieniem, wzruszając przy tym ramionami i opierając się tyłkiem o umywalkę. Obserwowała jak ten wyciąga różdżkę i wtedy i nad jej głową pojawiła się żaróweczka. No tak! Magia! To był dobry plan. To był bardzo dobry plan. Jego mina jednak sprawiła, że musiała najpierw zapytać. -Niemagiczni rodzice? - Oczywiście nie był to żaden przytyk i nie miał go za zadanie obrazić. Była to po prostu ciekawość. Jednak co do ratowania koszulki - na razie nie wykazała chęci pomocy. Z prostej przyczyny. Nie do końca była pewna swojego posługiwania się różdżką. Jeszcze by mu ją spaliła, albo coś. Bo kto powiedział, że nie da się podpalić czegoś mokrego?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Maxowi koło chuja latało to, że są teraz w męskiej łazience. Właściwie miał wysrane na wszystko, łącznie na to, jakie mogą pojawić się plotki, bo z uwagi na swój sposób prowadzenia się, nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Nie miał również nikogo, kto przylazłby do niego i zaczął mu suszyć głowę na temat tego, czemu tak uparcie skacze z kwiatka na kwiatek i inne pierdolenie, które było dla niego w chuj nudne i do niczego mu niepotrzebne. Będąc dokładnym, niewiele interesowało go również to, co inni o nim myślą, bo po prostu płynął ponad tym, zajmując się swoimi własnymi sprawami, ale zbyt był do tego przyzwyczajony, by nagle rozkładać się, płakać albo zwierzać. Jeśli chcieli go nazywać kurwą, albo kimś podobnym, to nie miał nic przeciwko temu. Jeśli chciała szukać u niego jakichś blizn, to proszę bardzo, pewnie znalazłabym jakieś dawne zacięcia, czy coś podobnego, w końcu Max nie stronił od okładania się po mordach i innych interesujących przygód. Łaził chuj wie gdzie, chuj wie po co, chuj wie z kim i kończył różnie, więc trochę się tego nazbierało. Tak samo jak tatuaży, które pokrywały jego ręce i pewnie wkrótce miały wpełznąć na pierś oraz plecy, by rozgościć się tam z prawdziwą przyjemnością. Tak czy inaczej, gdyby się przyjrzała, to na pewno znalazłaby ślady po dawnych bójkach, jakie przerobił i wcale się tym nie krępował, nie zamierzał się zatrzymywać, ani nic takiego. Niektóre były cienkie i długie, już prawie niewidoczne, miał również wyraźny ślad po szyciu, który wskazywał na to, że kiedyś zarobił zdecydowanie za mocno. Tak się jednak kończyło napierdalanie po barach, po których szlajał się od kiedy tylko mógł, by nie spędzać wieczorów w domu. - Podobno tak - powiedział na to i oparł się o umywalkę, a koszula przykleiła się do jego ramion i piersi. Przekrzywił lekko głowę i przymknął powieki, przyglądając się dziewczynie z uwagą i namysłem, a jego ciemne oczy błyszczały mocno. Och, taka byłaś w chuj odważna, dziecino? - W nieskończoność, jeśli podejmuje się pewne ryzyko - odparł na to i mrugnął do niej zaczepnie, chcąc chyba sprawdzić, jak daleko umie się posunąć, jeśli chce. Całą swoją postawą prezentował teraz zdecydowanie wyzwanie i zastanawiał się, jakiego właściwie mógłby użyć zaklęcia, po czym przyszło mu do głowy jedno, skoro już rozmawiali o miss mokrego podkoszulka. Po śmigusie miał całkiem spore doświadczenie w moczeniu uroczych niewiast, więc kurwa, powinna zdecydowanie uważać. - Powiedzmy - stwierdził wzruszając lekko ramionami, a później, skoro już się w to wpakowali, rzucił cicho aquamenti, by przekonać się, czy faktycznie taka z niej miss mokrego podkoszulka, czy to wszystko pic na wodę fotomontaż. Nie podchodził do niej, bo i po co? Mógł się z nią drażnić na odległość, jednocześnie doskonale bawiąc się tą sytuacją i zastanawiając się, co ona zamierza dalej zrobić. W końcu to ona go tu wciągnęła i to ona znajdowała się w złej łazience. Teraz na dokładkę zarobiła deszcz z nieba.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
To, że Max ma dość specyficzny sposób prowadzenia się zauważyła już na wstępie - mało który facet bez skrępowania przeklina przy kobiecie. Zdawało się przez to, że albo jest dość wulgarny, albo ma postawę roszczeniową wobec świata. A może jedno i drugie? Czy jej to przeszkadzało? Ciężko powiedzieć. Właściwie, to biorąc pod uwagę, że oblała go koktajlem miał pełne prawo być co najmniej wściekły i ewentualne słowa, które mu się wymsknęły były jak najbardziej uzasadnione. Szkoda, że dziewczyna nie czytała mu w myślach. Natychmiast zauważyła by, jak dalekie są jej opinie od prawdy. Udało jej się zatem w międzyczasie dostrzec kilka blizn, tatuaży również choć nie interesowały ją tak bardzo - i ona miała jak na razie jeden na szyi. Na razie jest tu słowem klucz, bo planowała kolejne. Tym razem jednak magiczne - zmieniające kolor czy przemieszczające się pod skórą. W tej chwili nawet mieszkała w domu tatuażysty, więc aż się o to prosiło! Na razie jednak musiała wybrać między wieloma wzorami, jakie pojawiały się w jej głowie. W każdym razie to właśnie na ślad po szybciu zwróciła największą uwagę. Musiało boleć, choć sądząc po ilości takich śladów pakowanie się w tarapaty było dla niego tak naturalne jak oddychanie - pewnie znieczulił się na tego typu ból. -Jest ryzyko jest zabawa. Choć do tego drugiego zapach waszych łazienek nie zachęca - Stwierdziła rozglądając się po pomieszczeniu przez chwilę i lekko krzywiąc nos, po czym wróciła ponownie wzrokiem na jego twarz. Uniosła lekko jedną brew zaciskając na chwilę ustaw cienką linię, by potem wolno przywrócić je do naturalnego kształtu - Wiesz... Zakładając, że jesteś w tym samym domu co ja, powinieneś mnie właśnie pouczyć o odpowiedzialności jaką mam względem Gryffonów, którzy przeze mnie mogą stracić puchar domów - Mówiąc to przyjęła sztuczny, wielce moralizatorski ton niczym najbardziej surowa prefekta lub opiekunka domu. Zaledwie sekundę później uśmiechnęła się jednak pokazując, że broń boże nie spodziewała się tego z jego strony, a jedynie zasugerowała co oboje powinni o tym myśleć. I tak czuła, że żadne z nich nie bardzo przejmuje się tego rodzaju konkursem. Rywalizacja - jasne. Ale tylko wtedy gdy w pełni sam odpowiadasz za powodzenie swoich działań. Zdecydowanie ostatnie czego się spodziewała, to zaklęcia związanego nie z suszeniem, a z samą wodą! Zamrugała zaskoczona czując, że teraz już nie tylko koszulkę ma mokrawą, ale do policzków przyklejają się jej włosy. -Dobra, nawet ja aż tak nie mylę zaklęć - Stwierdziła podchodząc bliżej niego, łapiąc za swoje włosy i bezczelnie wykręcając je tak, że całą woda poleciała na jego nogi, po czym odrzuciła je przez ramię do tyłu i spojrzała na niego zadziornie - Uczniowie są uroczy. Nie macie pojęcia jak powinno się moczyć kobietę - Dodała zaczepnie, przejmując rolę osoby prowokującej. Zdecydowanie nie była kimś, kogo można speszyć spojrzeniem spod półprzymkniętych oczu czy zabawą z wodą. Wręcz przeciwnie - rozmowy i akcje tego typu były jej żywiołem.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Cóż tu dużo mówić, Brewer nie należał do osób typowych. Był, jaki był i chuj innym do tego, zamierzał się po prostu trzymać tego, co mu się podobało i sprawiało przyjemność, a jakiekolwiek tłumaczenia, zachęty, czy co to tam jeszcze było, nie obchodziły go ani trochę. Robił co chciał i płynął spokojnie, chociaż chuj wie dokąd, po co i co chciał osiągnąć. To wszystko było jednak jego sprawą, tak samo jak tatuaże, czy okładanie się po mordach z innymi. Właściwie to zastanawiał się nawet, czy kiedy skończy szkołę, nie zacząć ćwiczyć nieco uważniej boksu albo jakichś sztuk walki, bo takie rozładowywanie sił i napięcia było całkiem pomocne. Być może pozwoliłoby mu również utrzymać dar jasnowidzenia w ryzach, ale to było już tylko i wyłącznie jego własne pierdolenie w tej kwestii, więc w ogóle z nikim nie dzielił się takimi przemyśleniami. - Och, jakby w waszych łazienkach pachniało fiołkami, naprawdę, dziecino - powiedział na to i parsknął z ubawienia, bo ten komentarz to sobie mogła darować. Łazienki były mało romantyczne, nie bardzo sprzyjały schadzkom, ale w gruncie rzeczy pieprzenie się w nich należało do całkiem normalnego procederu i Max w gruncie rzeczy nie narzekał. - Mówisz do człowieka, który wywołał bójkę na zaklęciach, serio myślisz, że przejmę się tym pieprzonym pucharem? - rzucił na to, śmiejąc się głośno, bo naprawdę chuj go to obchodziło i podchodzenie go takimi tekstami całkowicie mijało się z celem. Nie należał do przodowników pracy, nie należał do osób, które zabijałyby się o punkty, łaził na zajęcia i tyle, kurwa, a reszta jakoś nie bardzo go interesowała, czy coś, więc w gruncie rzeczy mogli się, mówiąc pięknie, jebać. Jak komuś chciało się zapierdalać na te wszystkie punkty, to już nie jego sprawa, każdy jakieś hobby miał, jakiegoś jebanego bzika i Max na pewno nie zamierzał im go zakazywać, czy coś podobnego. Uśmiechnął się pod nosem, kiedy spadł na nią chłodny prysznic i właściwie z zadowoleniem przyglądał się skutkom swojego działania, nie czując żadnej skruchy, czy czegoś takiego, bo to byłoby dla niego zwyczajne pierdolenie, nikomu niepotrzebne. Przekrzywił lekko głowę na jej słowa i uniósł brwi, w rzekomym geście zdziwienia. - Nigdy nie twierdziłem, że jestem orłem z zaklęć - zauważył na to i lekko wzruszył ramionami, patrząc spokojnie na to, jak się do niego zbliża. Jeśli chciała zrobić na nim prawdziwe wrażenie, musiała postarać się zdecydowanie bardziej, bo na razie postępowała właściwie całkowicie zgodnie z pewnymi, znanymi mu schematami. Wyzywająco, prowokująco. Parsknął z rozbawienia na jej kolejne słowa, bo naprawdę, tak chciała to prowadzić? Aż piasek między zębami zgrzytał! - Jesteś urocza w swojej rzekomej wszechwiedzy - stwierdził na to, odgarniając włosy z czoła i zatykając różdżkę za pasek. Miał się tym przejąć? Miał się popłakać, posikać z wrażenia, miał się na nią rzucić, żeby udowodnić, że wie, jak się kogoś pierdoli, czy czego sobie życzyła? Nie był pieprzonym samcem królika, czy kimś takim i chociaż od seksu nie stronił, to na pewno nie był tak napalony, żeby teraz rzucać nią po podłodze, ścianach, czy umywalkach.
______________________
Never love
a wild thing
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Spokojnie to chyba nie jest dobre słowo. Przypominał raczej wzburzone, potężne morze pełne śmiercionośnych fal, które jest w pełni świadome swojej potęgi i nie zamierza z niej rezygnować. Jakby roztrzaskiwanie się o skały było znacznie lepsze niż powolne zalewanie piasku. -Bywasz i sprawdzasz zapach w każdej damskiej łazience w Hogwarcie, żeś taki znawca? - Spytała unosząc brew i uśmiechając się przy tym zaczepnie. Ta łazienka zdecydowanie nie zachęciła do 'pieprzenia'. Od takich spraw była łazienka prefektów - dużo większa, czystsza, bardziej zadbana. Znaczy... Jej się to nie zdarzyło, ale tak słyszała z plotek. Tak czy siak schadzka to nie była, a tym bardziej coś romantycznego, więc nie musiała się przejmować tym, czy to miejsce odpowiednie do rozmawiania z Gryfonem. -No wiesz ty co. Zero solidarności z braćmi Gryfonami. Jak ty tak możesz - Stwierdziła z udawanym załamaniem, kręcąc przy tył głową i na chwilę zasłaniając twarz niby to w wielkim zażenowaniu. Potem jednak podniosła ponownie twarz i puściła w jego stronę oczko. Jeżeli wszyscy Gryfoni są tacy jak ona to nic dziwnego, że są prawie na szarym końcu z punktami. Jego bójki na zaklęciach, jej łażenie w piżamie po korytarzach dawno po ciszy nocnej - ujemne punkty nabijały się znacznie szybciej niż dodatnie. Ups. Nie zależało jej, żeby zrobić na nim wrażenie. Czemu by miało? Owszem mężczyzna był niczego sobie, ale miłość od pierwszego wejrzenia to to nie była, a i od drugiego nie. Robienie z siebie kogoś kim nie jest tylko po to by przypodobać się losowemu facetowi oblanego koktajlem na korytarzu nie pasowało do niej. Co innego gdyby się chciała z nim umówić, ale ten zdecydowanie nie wyglądał na kogoś kto randkuje. A ją sama intymność nie interesowała. -Czyli wszystko na mojej głowie? Woda, kwestia wysuszenia nas. Muszę następnym razem wpadać na dżentelmenów albo rycerzy na białym koniu, a nie na czarne charaktery - Skomentowała podnosząc nogę do góry i wyciągając z buta swoją różdżkę. No... Więc. Zaklęcie. No. Także tego. Kuźwa... Jej mina mówiła jasno, że nie ma zielonego pojęcia jak naprawić sytuację. -Ogólnie jestem urocza- Odpowiedziała mu wychodząc z postawy kokieteryjnej i starając się nadal przypomnieć sobie zaklęcie - W sumie. Tori - Przedstawiła się zorientowawszy się, że ich imiona chyba nie padły wcześniej.
Dzień jak każdy inny. Skończyła zajęcia, a później miała korepetycję jedną ze swoich uczennic, która bardzo chciała opanować zaawansowaną grę na skrzypcach. A wiadomo, lepszego nauczyciela muzyki, niż twórca instrumentów z rodu Lanceley trudno było szukać. Przyszedł jednak czas na obowiązki. Rudzielec leniwie przemierzał szkolne korytarze w nienagannym mundurku, do którego marynarki przypięta była odznaka prefekta naczelnego. Plisowana spódnica sięgała przed kolano, kołysała się przy każdym jej ruchu, pasując do zakolanówek na nogach. Śnieżnobiała koszula zapinana była na rząd perłowych guzików, pod szyją tkwił krawat w dumnych odcieniach zieleni oraz srebra. Pukle rudych, wijących się włosów leniwie opadały na plecy i ramiona, kilka kosmyków otaczało bladą buzię, na której pojawiały się pierwsze piegi od wiosennego słońca. Stukot obcasów nikł w harmidrze panującym na korytarzu. Studenci oraz uczniowie coraz chętniej spędzali czas na błoniach, rozmyślając o wakacjach. Każdy pędził w swoją stronę. Egzaminy były coraz bliżej, jednak nikt się nimi nie przejmował i wydawało się jej, że wizja dobrych ocen została zmyta przez tą niesioną wyobraźnią. Ciche westchnięcie uciekło spomiędzy karminowych warg i wtedy właśnie do uszu dobiegł donośny, damski głos dobiegający z... Z łazienki męskiej? Przystanęła, unosząc brew i odwracając się w stronę jednych z drzwi w wysokim korytarzu. Pewnym krokiem weszła do środka, stając w centralnej części pomieszczenia i rozglądając się dookoła, aż karmelowe ślepia napotkały dwie sylwetki. Chłopak z dziewczyną, dwoje gryfonów — ona mokra i z różdżką w ręku, on z plamą na równie mokrej koszuli. Po kamiennej twarzy Lanceley trudno było cokolwiek dostrzec, jednak dziewczyna na wszelki wypadek złapała za różdżkę przy spódnicy, krzyżując ręce na pod biustem. Wbiła spojrzenie w dziewczynę.- Panno Sorrento, o ile mnie wzrok nie myli — to męska toaleta. Potrzebuje Pani okularów czy może jest Pani w trakcie zmiany płci? Nie wspomnę, o niestosowności Pani stroju, zabawy w oblewanie wodą były w zeszłym tygodniu. A Pan, Panie Brewer — wybrał Pan toaletę na spędzanie czasu z koleżanką? - zaczęła ze spokojem, chociaż jej ton głosu był dość chłodny. Uniosła dłoń, niewerbalnie rzucając czar i kierując jednocześnie różdżkę w jej kierunku, osuszając ubranie i chowając pod nim przebijający wcześniej biustonosz. Mało mrugała, wyczekująco patrząc w ich kierunku. Westchnęła, opuszczając drewniany kijek w dłoni, chociaż wciąż zachowywała ostrożność i czujność. Była dobrą czarownicą, miała doświadczenie w pojedynkach i szybki czas reakcji, zapewne kosztem płaszczyzny emocjonalnej. - Pana również powinnam przebrać czy umie Pan sam doprowadzić stój do ładu? Zapytała jeszcze, unosząc delikatnie kąciki ust w odrobinę zadziornym, jak i sarkastycznym uśmiechu. Ah ta młodzież. Nie dość, że Solberg sprawiał kłopoty w Slytherinie, to jeszcze cała reszta mieszkańców zamku zdawała się zapominać, że w szkole wciąż obowiązywał ich regulamin.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max uśmiechnął się lekko, kącikiem ust, w sposób dość prowokacyjny, czego nie dało się zupełnie ukryć. Jego ciemne oczy błysnęły, choć trudno było powiedzieć, co dokładnie kryje się w tym spojrzeniu. Nie należał do grzecznych chłopców, nic z tych rzeczy, chociaż też nie robił innym specjalnej krzywdy, ot, po prostu radośnie sobie lawirował, bawiąc się w chuj dobrze i osiągając właściwie dokładnie to, czego, kurwa, chciał. Trudno było go również podejść takimi zagrywkami i uwagami, bo naprawdę potrafił na nie odparować, nie był w końcu nieporadnym kilkulatkiem, do kurwy nędzy. Miał zdecydowanie zbyt wiele lat, by nie wiedzieć, jak gra się w takie gry. - Skoro już otrzymuję zaproszenia - rzucił więc jedynie i nieznacznie wzruszył ramionami, bo nie zamierzał tego w żaden sposób rozwijać. Chwalenie się, opowiadanie o swoich podbojach, pierdolenie o tym chuj wie, po co i ględzenie, jakim to się nie jest Casanovą, było tak żenujące, że aż się pruł ze śmiechu, kiedy tylko podobne teksty leciały ze strony chłopaków w szkole. To samo tyczyło się dziewczyn, które uważały się za chuj wie jakie zajebiste, a tak po prawdzie to były żenująco beznadziejne w swoich staraniach. - Nie mam poczucia przynależności stadnej - stwierdził na to jedynie, bo i taka była prawda. Domy, grupy, chuj wie co, to nie miało zbyt wielkiego znaczenia. Były, to były, no i chuj. Wystarczyło jednak, że skończy szkołę i to wszystko po prostu pójdzie na jebany śmietnik historii, nie miał więc za bardzo czym się przejmować. Nie uważał również tych ludzi, którzy byli Gryfonami, za jakieś swoje siostry i braci, czy chuj wie co jeszcze, więc po prostu miał to właściwie głęboko w dupie. - Wyzwolenie kończy się tam, kiedy trzeba coś zrobić, co? - rzucił na to zaczepnie, a później zdołał jeszcze tylko zerknąć w stronę drzwi, które właśnie się otworzyły i unieść brwi. A kogo tutaj, kurwa, przywiało? Lanceley była ostatnią osobą, jakiej spodziewał się w męskiej łazience, no bo kurwa, pani prefekt była tak idealna, że aż szło się od tego po prostu posrać! Z drugiej strony, miała pewnie jakiś pierdolony radar na takie afery, jak ta tutaj, nic zatem dziwnego, że właśnie doprowadzała do stanu używalności Gryfonkę, która pewnie nie będzie z tego powodu zachwycona. Max skinął głową Nessie, w geście dość pokornym, jakby chciał jej podziękować za przybycie, a jednocześnie przeprosić za kłopot, a później spojrzał na swoją mokrą koszulę. - Biorąc pod uwagę, że nie wpadłem na to, żeby użyć jakiegokolwiek zaklęcia, a zacząłem bawić się w praczkę, to zdaje się, że nie umiem się przebrać, panno Lanceley - powiedział na to i spojrzał ponownie na Ślizgonkę. Bawił się, oczywiście, że tak, ale nadal poruszał się w granicach dobrego smaku, to trzeba było mu mimo wszystko oddać. Przynajmniej w tej chwili, bo nie było wiadomo, na co dokładnie, kurwa, wpadnie za kolejne pięć minut.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Jeśli człowiek chciał dokładnie opisać co to znaczy być "bad boy'em" nie trzeba było wcale pisać długich epopei - wystarczyło wskazać na Maxa. Idealnie wpasował się w jakąkolwiek definicję tego określenia. Kobiety ciągną do takich facetów jak głupie. Z tym, że zazwyczaj chodzi o to, by mężczyzna był dupkiem dla wszystkich z wyjątkiem tej jedynej. Czy i ona lubiła takie klimaty? Ciężko powiedzieć. Ostatnim dupkiem w jej życiu był Lucas. "Był" mówi jasno jak takie sprawy się dla niej kończyły. Może dlatego ich rozmowa wciąż pozostawała tylko rozmową. Zauroczenie od trzeciego wejrzenia również to nie było. Pas. Brewer ostatecznie był całkowicie bezpieczny. -Ale samotnikiem nie jesteś? Czy wręcz przeciwnie? - Spytała z zaciekawieniem, zagajając w ten sposób rozmowę. Ludzie lubią mówić o sobie. Wychodziła więc z założenia, że najsympatyczniej jest gdy daje im się taką możliwość. Chciała mu jeszcze odpowiedzieć na zaczepkę, ale nie zdążyła. Zerknęła w stronę drzwi by zobaczyć w niej nie faceta, który miał ochotę skorzystać z wanny czy kabiny, ale oczywiście - prefekta. -To są już kurwa jakieś jaja - Wymsknęło jej się pod nosem. Ja przepraszam bardzo, ale czy ona ma gdzieś chip?! Nauczyciele i prefekci trzymają w biurze magiczny GPS i non stop sprawdzają gdzie ona jest i co akurat robi?! Ile razy w przeciągu kilku tygodni można być skontrolowanym przez nauczycieli czy ich najbliższych podwładnych?! -Jak widać Panno Lanceley wciąż szukam swojej tożsamości płciowej i sprawdzam różne opcje. Liczę na tolerancyjność i nie ograniczaniu mnie w tym - Odpowiedziała uśmiechając się do niej jak gdyby nigdy nic. Chciała też coś powiedzieć na temat jej strony, gdy ta nagle postanowiła doprowadzić ją do ładu. Zamrugała zaskoczona niemalże nie ogarniając w pierwszej chwili co się tak na prawdę wydarzyło. Potem spojrzała na siebie i znów podniosła wzrok. O. Spoko. To w sumie sporo ułatwiało, bo łażenie po szkole w takim stanie to nie jest coś, co planowała dzisiaj czynić. -Dziękuję - Powiedziała będąc przy aż do bólu kulturalna. O nie. Tym razem nie da się wrobić w pyskowanie komuś stojącego w hierarchii wyżej niż ona. Niedoczekanie wasze - Przy okazji, Nie wiesz może gdzie mogę odzyskać moje króliki? - Spytała spodziewając się, że ze względu na pełnioną funkcję ta może wiedzieć o czym jest mowa. Zerknęła też kątem oka na Maxa, a słysząc jego słowa zacisnęła usta w wąską linię, żeby opanować uśmiech z tym związany. Ładna prowokacja. Należały mu się za to co najmniej oklaski.
Zlustrowała gryfona wzrokiem, unosząc nieco brew. Znała go, chociaż kamienny wyraz i spokój na twarzy drobnej Pani prefekt nie wskazywał jasno na jej stosunek względem chłopaka. Obiło się jej o uszy, że jest temperamenty i ma cięty język, jednak Nessa nie była człowiekiem strachliwym czy ulegającym presji społeczeństwa. Była doskonale zrównoważona, potrafiła zachować zimną krew w każdej sytuacji. Mieli po prostu pecha, że dzisiejszego popołudnia wybrała ten korytarz na początkową trasę swojego patrolu. Ruchem głowy zgarnęła rude pasma na bok oraz na plecy, dając się im swobodnie kołysać. Nieco zaskoczył ją gest z jego strony, jednak ukradkiem i ona kiwnęła głową w jego kierunku, bez słowa unosząc różdżkę. - W takim razie pozwoli Pan, że doprowadzę Pana do porządku. Co w ogóle stało się z Pańską koszulą? Zapytała, zmniejszając dystans pomiędzy nimi i niewerbalnie rzuciła kolejne zaklęcia, perfekcyjnie rysując kształty w powietrzu. Najpierw pozbyła się plamy, potem ją wysuszyła, a na samym końcu materiał oplótł jego sylwetkę, zaciskając się i zapinając guziki. Udawała, że komentarza pod nosem Vittori nie słyszała, bo była w stanie zrozumieć jej zbulwersowanie. Nie było miło, gdy nauczyciele Cię przyłapywali. Uśmiechnęła się krótko, wzruszając delikatnie ramionami.- Rozumiem niezdecydowanie Panno Sorrento, jednak dopóki Pani faktycznie będzie miała męskiego przyrodzenia, proszę korzystać z damskiej toalety, jak nakazuje regulamin. Nie jest Pani w szkole sama, niektórzy chłopcy mogą czuć się mało komfortowo z dziewczyną w ich ubikacji. Odpowiedziała ze spokojem, chowając magiczny patyk w kieszeń i krzyżując ręce pod biustem, oplotła rękoma ramiona. Czerwone paznokcie zatopiły się w materiale czarnej marynarki od mundurka. - Obawiam się, że Profesor Walsh ma je w posiadaniu, powinnaś iść z nim porozmawiać i spróbować je odzyskać, jeśli jesteś gotowa na konsekwencję, Panno Sorrento. Coś jeszcze macie tu załatwienia czy może jednak każde z was powinno wrócić do swoich zajęć? Oparła się plecami o ścianę, widocznie nie zamierzając zostawić ich samych w tej łazience. Sugestia wypływająca spomiędzy warg maźniętych karminową szminką jasno to zaznaczała. Przesunęła wzrokiem po pomieszczeniu, a gdy chwilę tak milczeli, wywróciła oczyma. - Odlatujcie stąd ptaszyny, zanim odejmę wam punkty. - dodała jeszcze, unosząc dłonie i ich ruchem wyganiając ich z łazienki. Miała dziś dobry dzień, nie musiała od razu karać jej za poszukiwanie wewnętrznego chłopca. Każdy miał prawo żyć tak, jak chciał. Gdy wyszli, odprowadziła ich wzrokiem, wywracając oczyma na komentarz dziewczyny i odczekała chwilę, zanim wyszła z łazienki i poszła na dalszy patrol.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Nessa M. Lanceley dnia Sro 20 Maj 2020 - 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Naiwne były te wszystkie wariatki, które myślały, że miłością zmienią chłopaka, który chłopakiem być nie chciał. O nie, Max zdecydowanie wolał sobie popierdalać, gdzie mu się podobało, nie trzymał się zasad, robił, co chciał i świetnie się z tym czuł. Nie znał również właściwie pojęcia zakochania, więc chuj go to obchodziło i nawet jeśli jakaś laska po prostu sikała sobie po nogach wyobrażając, jak to robi z niego przykładnego męża, nie zamierzał się w to pchać. Zaangażowanie emocjonalne miał na poziomie niższym, niż u ameby. - A kim jest samotnik? Samotnym łowcą, czy stroniącym od życia kretynem, który zamyka się w piwnicy, żeby tam spędzić całe swoje pierdolone życie? - zapytał jeszcze, niesamowicie wręcz filozoficznie, czyż nie, nim do łazienki weszła Nessa, a on poczuł, że to popołudnie robi się coraz, kurwa, ciekawsze. Właściwie to mógł się jej tutaj spodziewać, była w końcu prefektem, miała swoje obowiązki i doskonale wiedziała, jak je wypełniać. Dobrze jej nie znał, nie miał okazji z nią rozmawiać, więc nie wiedział, jak do końca do nie podchodzić, ale jakoś nie czuł się na siłach, żeby robić z siebie usłużny stolik do kawy, nic więc dziwnego, że nadal, mimo wszystko, postępował po swojemu. - Och, została całkowitym przypadkiem potraktowana koktajlem owocowym, panno Lanceley - powiedział swobodnie, a później wsunął palec pomiędzy kołnierzyk a szyję, mając wrażenie, że nigdy nie miał tak mocno zapiętej koszuli. Czuł się teraz, jak jakiś jebnięty ważniak, ale nie zamierzał dyskutować z Nessą, w końcu wiedział, że z nią nie ma żartów, chociaż w innych okolicznościach pewnie z wielką przyjemnością nieco mocniej by się z nią przekomarzał. Korciło go jednak zagrać z nią w grę, którą tak lubił, nic zatem dziwnego, że patrząc właściwie wprost w jej oczy, odpiął ten pierwszy guzik, pod samą szyją. Zastanawiał się, jakim typem kobiety jest tak naprawdę Ślizgonka, czy to opanowanie, jakie prezentowała, sięgało gdzieś dalej, czy jednak nie, czy miała w sobie iskrę, której znalezienie byłoby tak fascynujące. Uśmiechnął się do niej zaczepnie, gdy przeszła do upominania jego towarzyszki, a później zerknął na Vittorię i mrugnął do niej zaczepnie, jakby chciał powiedzieć, że nikomu nie opowie o tym, co się stało i jakie ma wątpliwości, co oczywiście było, kurwa, jedną wielką bzdurą. Zakładanie, że Max czegoś nie wygada, to było jak planowanie z nim skoku stulecia. Jeśli coś uważał za zabawne, za dostatecznie kompromitujące albo rzucające na kogoś inne światło, to lubił z tego, kurwa, korzystać. I zamierzał to robić, tak długo, jak tylko to będzie możliwe. - Polecę znaleźć dla panny gałązkę oliwną - obiecał jeszcze, patrząc na Nessę, a jego ciemne oczy śmiały się wyraźnie, kiedy zgodnie z jej prośbą, kierował się do wyjścia z łazienki, przy okazji wyciągając rękę do Gryfonki, proponując jej tym samym, by razem opuścili to pomieszczenie. Ot, szarmancki gest! Kto by się, kurwa, spodziewał, tym bardziej że Max spoglądał z zadowoleniem na obie dziewczyny. I jeśli wcześniej był jeszcze śpiący czy zmęczony, tak teraz po prostu energia w nim buzowała i pchała go do niemądrych myśli, które na pewno zamierzał zrealizować. Może nie teraz, może nie dzisiaj, ale dlaczego nie?
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Tori też z roku na rok znieczulała się coraz bardziej. U niej to jednak wciąż był problem zbyt dużych oczekiwań względem relacji - szukała nie wiedząc tak na prawdę czego szuka. Chciała ideału nie wiedząc jak miałby on wyglądać czy się zachowywać. Niestety świadomość tego, że jest ładna nie pomagała wyzbyć się przekonania, że zasługuje na wszystko co najlepsze. I kiedyś zamierzała to zdobyć, ale im więcej czasu mijało, a ona dłużej była sama... Wizja ta stawała się coraz mniej prawdopodobna. Zaśmiała się krótko słysząc jego filozoficzne pytanie rodem z Szekspira czy innego twórcy. Pewnie by mu jeszcze coś odpowiedziała, no ale jej zaklęcie tropiące (no nie wmówi mi nikt, że go nie ma!) zadziałało perfekcyjnie i nie byli już sami, zatem swoboda rozmowy we dwójkę przemieniła się... W o dziwo dość swobodną rozmowę te trójkę. Nie tak wyobrażała sobie reakcję pani prefekt Slytherinu. Albo miała dobry dzień, albo po prostu dziewczyna była w porządku. Nie dość, że nie rzuciła od razu "- 100000 punktów!", to jeszcze nie zareagowała złością na droczenie się z nią Gryfona. Tak samo jak i po jej hasłach nie zaczęła ciskać w nimi piorunami z oczu. No nic, nie ma co jej robić pod górkę skoro postanowiła być normalna i wyrozumiała. -Zupełnym przypadkiem, który nie miał nic wspólnego z próbą rozebrania pana Brewera - Wciągnęła się w nienaturalny dla siebie sposób nazywania ludzi "pan" czy "pani", to też komentując słowa Maxa również wykazała się aż przesadną kulturą. Mógł polecieć do każdej osoby w Hogwarcie mówić, że ma problemy z określeniem swojej orientacji. Było już na jej temat tak wiele plotek, że właściwie w tej chwili już prawie przestało ją to ruszać. Jedna w te czy we wte - nie ma problemu. Tym bardziej, ze ta akurat byłaby na prawdę zabawna i chętnie zobaczyła by miny niektórych osób. -Obiecuję, że to się do końca dnia już nie powtórzy - Bo co będzie jutro przy jej sposobie bycia i roztrzepaniu? No nic nie mogła obiecać. Nawet ta obietnica dotycząca dnia dzisiejszego była mocno na wyrost, ale pozostało jej wierzyć, że dwa razy nie wejdzie do męskiej łazienki w celach umycia faceta, którego oblała owocowym koktajlem. No jakie są na to szanse? Znając ją w sumie spore, także... -W takim razie pójdę poszukać moich królików u profesora Walsha - Zapowiedziała zerkając na wyciągniętą w jej stronę rękę tegoż o tutaj prawdziwego dżentelmena oczywiście pozwalając mu być względem niej szarmanckim i ruszając w stronę wyjścia. -Trzeba ją było zaprosić do tego trójkąta - Powiedziała tak, jakby chciała żeby tylko on to usłyszała, a jednocześnie mając świadomość, że jej szept mógł spokojnie dotrzeć do uszu ślizgonki. Taki tam malutki akcencik na zakończenie, idealnie ukazujący charakter dziewczyny, która powie, zrobi, a dopiero na końcu pomyśli, czy właściwie to był dobry pomysł.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Sorrento dnia Nie 24 Maj 2020 - 12:39, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie znał zbyt dobrze Nessy, ale musiał przyznać, że teraz go fascynowała. Była tak idealna pod pewnymi względami, że to się aż, kurwa, w pale nie mieściło, ale jednocześnie - nie reagowała jakoś źle na jego zaczepki, a nawet można było odnieść wrażenie, że w jakimś stopniu te jej się podobają. Chuj wie, co siedziało w jej łbie, ale było to dość mocno fascynujące, nic zatem dziwnego, że Max postanowił tak tego nie zostawiać. Skoro coś go już wciągnęło i zafascynowało, to nie mógł tego zupełnie odpuścić, nie mógł tego nie ruszyć, chociaż czasami to było bardziej niczym tykanie patykiem gówna niż coś naprawdę ważnego, poważnego, czy chuj wie, jakiego jeszcze. Uniósł lekko brwi, kiedy usłyszał słowa Gryfonki i doszedł do wniosku, że najwyraźniej należy do tych, które zdecydowanie nie umieją usiedzieć na dupie, co w pewien sposób rozumiał. Chociaż właściwie można było powiedzieć, że jemu po prostu niektóre przypały się, kurwa, zdarzały, a nie szukał ich na własną rękę. - Pomyślę o tym - stwierdził jeszcze, przy okazji uśmiechając się pod nosem. Nie miałby z tym najmniejszy problemów. Z tym albo tym, żeby trzecią osobą był jakiś chłopak. W gruncie rzeczy to byłoby równie ciekawe i nawet mógłby się nad tym zacząć poważnie zastanawiać, ale teraz zdecydowanie nie miał ochoty na podobne pierdolenie. Musiał wrócić do wieży, żeby przebrać się w coś mniej sztywnego, niż ta niemalże wykrochmalona przez Nessę koszula, a później... Cóż, zobaczymy? Powiedzmy, że cos już kręciło się po tym jego niespokojnym łbie, próbując wyrwać się na świat, więc mogli spodziewać się po nim dosłownie wszystkiego i niczego, co tylko im się, kurwa, zamarzy. Odprowadził kawałek Vittorię, a później puścił ją i mrugnął do niej lekko rzucając, że pewnie jeszcze się dzisiaj zobaczą, ale na razie to on spierdala, bo chuj wie, czy za chwilę jeszcze przypadkiem znowu go czymś nie wysmaruje, a naprawdę wolałby spotkać Nessę w nieco innych okolicznościach. - Chociaż, kto wie, może taka władcza byłaby jeszcze seksowniejsza - stwierdził rozbawiony, a potem skinął jeszcze głową dziewczynie i skierował się na schody, by wrócić faktycznie do dormitorium. Nie żeby teraz był jakiś, kurwa, żywszy, ale przynajmniej coś się w jego życiu znowu działo i mógł się za coś zabrać, a nie tylko siedzieć na dupie, czy coś podobnego.
//zt, dzięki
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Żwawo przemieszczał kolejne piętra Hogwartu, psiocząc pod nosem, że to niesprawiedliwe, że musi przejść cały zamek, aby dostać się z kruczej wieży do wielkiej sali. Miał kilka godzin przerwy między zajęciami, więc postanowił wypić (już nie taką poranną) kawę, a następnie udać do biblioteki, aby trochę nadgonić to zasrane zielarstwo, żeby papa Enrico już nigdy więcej nie miał powodów do wywoływania jego nazwiska na głos, i to niekoniecznie z pozytywnym wydźwiękiem. Z rozmyślań wyrwał go tabun ludzi na korytarzu – młodsi uczniowie uciekali szpagatami, z niętegimi minami, a od ścian odbijały się okrzyki przerażenia i paniki. Nieco zaciekawiony, podszedł w kierunku całego zamieszania, widząc na miejscu Nancy. – Co tu si.. – nie zdążył jednak dokończyć, bo dorwał ich profesor Kersey, chaotycznie prosząc o pomoc i znikając tak szybko jak się pojawił. Aslan przeniósł zaskoczone spojrzenie na Puchonkę, wzruszając ramionami. – Wygląda na to, że dostaliśmy fuchę ochroniarza – parsknął, kompletnie nie widząc siebie w roli osiłka, pilnującego przejścia. Williams również nie bardzo pasowała do tego obrazka, ale na szczęście większość uczniów nie potrzebowała specjalnej motywacji i sami postanowili ulotnić się z tej okolicy. - To kolejny żartowniś, jak z tymi pucharami, czy tym razem Irytek wkroczył na scenę, zaczynając rok szkolny na pełnej kurwie? – spytał, podwijając rękawy koszuli, jednocześnie odprawiając z kwitkiem pierwszorocznego Ślizgona, który ochoczo założył się z kolegami, że bez problemów zajrzy do łazienki i dowie się co się odjebało. Nie na mojej warcie, gówniarzu, burknął w jego stronę Colton, ponownie spoglądając na Nancy z szerokim uśmiechem.
Na drugim piętrze znalazła się w zasadzie kompletnym przypadkiem. Ktoś z młodszych uczniów poprosił ją o pomoc w odnalezieniu pewnej klasy, a ona oczywiście odprowadziła małego Puchona na miejsce. Właśnie miała wracać do domu, bo generalnie skończyła już swoje zajęcia, ale w drodze powrotnej była świadkiem dziwnych wydarzeń. Grupka uczniów wybiegła zza zakrętu, niemal ją taranując, a kiedy podeszła bliżej okazało się, że z męskiej łazienki wylewa się woda. Gdyby nie podeszła, żeby sprawdzić, co się stało i zaoferować pomoc, to nie mogłaby nazwać się Puchonką, dlatego chwilę później już starała się jakoś ogarnąć sytuację, wysyłając dzieciaki do dormitoriów. Odwróciła się gwałtownie, na dźwięk znajomego głosu i uśmiechnęła się szeroko na widok Aslana. Nawet nie zdążyła się przywitać, bo profesor Kersey, korzystając z okazji, oznajmił, że to na nich spocznie odpowiedzialność za pilnowanie łazienki i ulotnił się tak szybko, jak się pojawił. Cóż, teraz już chyba nie mieli wyboru. Chociaż i bez tego chętnie by pomogła. - Mhm, szkoda tylko, że nie wzięłam swojej pałki do quiddictcha, przydałaby się w tej branży. - parsknęła z rozbawieniem, wyobrażając sobie podobną sytuację. Williams i Colton, usługi ochroniarskie, twoja łazienka pozostanie bezpieczna. Sytuacja, choć dla większości byłaby pewnie nieprzyjemnym obowiązkiem, dla niej wydawała się dość zabawna i nie miała nic przeciwko pomoczeniu butów w towarzystwie Krukona. - Słyszałam, że to wina wybuchowego połączenia Irytka z gumą do żucia. - odpowiedziała, zaglądając do pomieszczenia, w celu namierzenia winowajcy. Wyglądało jednak na to, że poltergeist już zdążył zbiec z miejsca zdarzenia, pozostawiając po sobie jedynie niebotyczny bałagan i wodę lecącą ze wszystkich możliwych kranów. - Chyba trzeba to pozakręcać... - Chwila konsternacji nad własnymi butami i tym czy lepiej je zdjąć, czy zostawić, a chwilę później już beztrosko chlupotała trampkami w wodzie, zmierzając do cieknących umywalek. - Mam nadzieję, że lubisz wodę. - rzuciła przez ramię, uśmiechając się wesoło. Pewne było, że nie wyjdą stąd susi...
- No ja zawsze noszę przy sobie, ale dzisiaj wyjątkowo zapomniałem – zaśmiał się, bo chociaż widniał w spisie drużyny jako rezerwowy pałkarz i to na tej pozycji czuł się najlepiej, już od dłuższego czasu traktował Quidditcha trochę po macoszemu. – Ale od czego są mięśnie? – prześmiewczo napiął muskuły, a raczej miejsce, w których powinny być. Z dystansem podchodził do swojej sylwetki, która z pewnością nie należała do tych atletycznych, bowiem był idealnym przedstawicielem gatunku suchoklates pospolity. Gdy tłum na korytarzu się rozbiegł i nie było przed kim pilnować wejścia, nie pozostało im nic innego jak po prostu zaspokoić swoją ciekawość i zajrzeć do środka. – Ten to nikomu nie pozwoli się nudzić – podsumował duet Irytek&guma do żucia, rozglądając się po łazience. To, co w niej zobaczył, idealnie opisywało określenie „obraz nędzy i rozpaczy”. Każdy jebany kran był odkręcony, a woda tworzyła na podłodze okazałe bajoro, co jednocześnie zarejestrowały jego oczy, jak i stopy. Zerknął na swoje buty, które nie były przystosowane do takich warunków – w przeciwieństwie do Nancy nawet mu nie przeszło przez myśl, aby je wcześniej zdjąć. Teraz jednak i tak było już za późno, bo woda wesoło chlupotała przy każdym jego kroku. – Najszybciej będzie jak ty zaczniesz od lewej, a ja prawej strony – zgodził się z Puchonką, że zakręcenie kranów to najlepsza opcja. I tak musieli tu zostać do przybycia wsparcia, więc mogli spożytkować ten czas na niwelowanie strat i ogarnięcie tego syfu. – Po co być prefektem i za milion dodatkowych obowiązków mieć dostęp do fancy łazienki, skoro całkowicie za darmo ma się pod nosem taki luksusowy basen? – parsknął. Podszedł do pierwszego kranu z brzegu i go zakręcił. – Podejrzane jest to, że Irytek tak szybko.. – nie zdążył dokończyć, bo dotykając kolejny kurek, z rury obok prosto w ryj wystrzelił mu strumień piany. - ..się stąd ulotnił. Już wszystko jasne.
Roześmiała się wesoło, widząc tę prezentację mięśni, godną doświadczonych zawodów kulturystyki. Sama również wykonała podobny gest i choć od intensywnych treningów coś nawet tam przybrała, to jej ręce wciąż pozostawały cieńsze od pałki, którą trzymała na boisku. - No jakby ktoś nas spotkał nocą w ciemnej uliczce... Strach się bać... - prychnęła z rozbawieniem, wyobrażając sobie jak sieją popłoch na Nokturnie samą swoją obecnością. Wczuwając się w rolę superbohaterki, odważnie wkroczyła do siedziby wroga, by tam stoczyć konfrontację z siłami zła. Grunt to pozytywne podejście do pracy, prawda? Irytek niemal idealnie wpisywał się w postać złoczyńcy, dlatego nietrudno było wczuć się w klimat, nawet jeśli ich zadanie polegało tylko na pozakręcaniu kranów w łazience. Zgodnie z sugestią Aslana, zaczęła od prawej strony. Pierwszy kurek dał się zakręcić bez większych problemów, ale z drugim już musiała się nieco namocować, żeby ograniczyć wypływ wody. - Najlepszy basen w zamku! I to prywatny! - przyznała, ciągle szarpiąc się ze starym kurkiem, który mimo jej wysiłku ani drgnął. - Co za uparte dziadostwo... - Jęknęła ze zrezygnowaniem, opierając ręce na biodrach i spojrzała w kierunku Krukona, by poprosić go o pomoc. Nie zdążyła się jednak odezwać, bo na widok piany, która strzeliła w kierunku chłopaka, najpierw osłupiała, a chwilę później parsknęła donośnym śmiechem. - Ej, nie mówiłeś, że robimy piana party! - powiedziała, hamując kolejne salwy śmiechu. Oparła się dłonią o umywalkę, starając się opanować wesołość, kiedy z kranu, z którym przed chwilą się męczyła, trysnęła kolejna porcja piany. Pisnęła, odskakując na bok, ale miała niewystarczający refleks i tak oto stała, cała na biało, ociekająca pianą. Cóż, teraz już przynajmniej nie musieli się przejmować wodą w butach, i tak byli cali mokrzy... - Kreatywność Irytka nie zna granic... - stwierdziła, ścierając pianę z czoła, a w kąciku jej ust czaił się podejrzany uśmieszek. Zdecydowanie nie byłaby sobą gdyby przeszła nad tym wydarzeniem obojętnie i wróciła do pracy, dlatego wyjęła różdżkę z kieszeni, udając, że ma zamiar się osuszyć, ale szybko rzuciła inne zaklęcie i posłała porcję piany prosto w Aslana. - PIANA PARTY! - ryknęła wesoło i w obawie przed kontratakiem schowała się za umywalką.
- Myślę, że z taką muskulaturą to możemy śmiało podbijać nawet Nokturn – pokiwał z uznaniem głową, widząc napięte mięśnie Nancy. Oboje byli siebie pod tym względem warci, a profesor, robiąc z nich firmę ochroniarską, ewidentnie miał problemy ze wzrokiem. Ale skoro został wyznaczony do tak szlachetnej służby, to nie zamierzał protestować. Chichotał pod nosem, obserwując zmagania Nancy z kranem, a kiedy wystrzeliła z niego piana, zarówno w jego, jak i jej twarz, obrócił się do kurka plecami. Po głowie chodził mu pomysł, aby przekształcić oficjalną nazwę Hogwartu na Szkoła Żartu i Farsy i już w wyobraźni układał list z petycją do dyrektora, ale przemyślenia te przerwał okrzyk Williams. PIANA PARTY! No gdyby ktoś mu rano powiedział, że tego dnia będzie hasał wśród bąbelków, zafundowanych przez bezlitosnego Irytka, popukałby się w czoło i powiedział dość dobitnie – chyba cię pojebało. Los był jednak przewrotny. Skorzystał z pomysłu Puchonki i odsunął się od kranu, ale na niewiele się to zdało. Piana tryskała z każdej strony i w zasadzie nie pozostało mu nic innego, jak po prostu poddać się zabawie. Ociekał wodą od czubka głowy po same stopy i było mu już wszystko jedno. – To taka niespodzianka, mam nadzieję, że ci się podoba – parsknął, ocierając pianę z oczu, umożliwiając sobie dobrą widoczność. Refleks godny szachisty był błędem, za który słono zapłacił, albowiem dziewczyna nie miała litości i zaserwowała mu bąbelkowy deser. A że gębę miał szeroko otwartą, bo chciał podzielić się z nią swoimi przemyśleniami, piana dostała się również do ust. Niekulturalnie splunął na ziemię, krztusząc się wodą. – No wiesz?! – krzyknął oburzony, ale w jego głosie nie było ani krztyny złości czy obrazy. Bawił się przednio. Jednak prawo ulicy jasno mówi, że każda zniewaga krwi wymaga. I właśnie dlatego, namierzając Nancy, posłał w jej stronę artylerię. – To za te wszystkie tłuczki na boisku, posłane w moją stronę! – huknął radośnie i w podskokach zaczął oddalać się od Williams, w obawie, że ta mu zrobi z dupy jesień średniowiecza.
Kiedy życie daje ci cytryny, zrób z nich lemoniadę, a kiedy daje pianę tryskającą z kranu, zrób z niej piana party. Mniej więcej tak brzmiało stare, mugolskie przysłowie, które kiedyś gdzieś słyszała. Skoro mądrzy ludzie tak właśnie mówili, trzeba było się dostosować. W jednej chwili zapomniała, że mieli tutaj pilnować porządku i trochę ogarnąć, a punkty dla domu, które miały być nagrodą, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie przy perspektywie tak świetnej zabawy. Parsknęła śmiechem, widząc jak zaserwowana przez nią piana rozbiła się na twarzy Aslana. Jego mina, nawet pod przykryciem białej, puszystej substancji, była tak komiczna, że aż musiała złapać się brzuch, który rozbolał ją od tego nagłego napadu wesołości. - Co? Nie smakowało? - wydusiła między kolejnymi salwami śmiechu, nie mogąc się w ogóle ruszyć, co było niestety błędem taktycznym. Unieruchomiona przez siebie samą była łatwym celem, nawet chowając się za umywalką, a przeciwnik szybko to wykorzystał. Chichot w jednej chwili przerodził się w pisk, kiedy fala piany dosięgnęła jej twarzy i dostała się do oczu. - Dopiero zobaczysz co to tłuczek! - odkrzyknęła, przecierając twarz mokrym rękawem. W tym momencie nie miała już na sobie ani kawałka suchego materiału. Czy w czymkolwiek jej to przeszkadzało? Nie. Czy pozwalało już zupełnie poddać się szałowi walki? A owszem. Nie czekając na nic więcej ruszyła w pogoń za Coltonem. Nie przewidziała jednak jednego. Mokre kafelki były śliskie, zanim jeszcze pojawiła się irytkowa piana, a w tym momencie podłoga była już cała zalana białą substancją. Zrobiła raptem kilka kroków, a na zakręcie straciła grunt pod nogami i padła jak długa na ziemię, by ślizgiem pokonać kilka metrów na plecach. Nie mogła nie wykorzystać tej snajperskiej pozycji i nie potraktować przyjaciela piankowym tłuczkiem, prosto w jego uciekający zadek. - Ucieczka na nic ci się nie zda! - groźny ton brzmiał dość komicznie w jej wykonaniu, a udawana powaga nie utrzymała się długo, bo zaraz dopadł ją kolejny atak śmiechu.
Bardzo nierozsądnie zapomniał jaki był cel ich tutejszej wizyty. Całkowicie wyleciało mu z głowy polecenie profesora czy to, że spieszył się do biblioteki. Teraz liczyła się dla niego dobra zabawa, a to, co tutaj wyprawiał z Nancy, zdecydowanie tym było. Skrzywił się i wystawił język, próbując pozbyć się bąbelków z okolic ust. Zaśmiał się głośno, kręcąc głową. – Pożałujesz tego, Nans – pogroził z rozbawieniem, teatralnie machając pięścią w jej kierunku. Niczym przyczajony tygrys oczekiwał na atak ze strony Nancy, kiedy jego uszu dobiegł plask. Wyjrzał ostrożnie, aby zerknąć co dzieje się w łazience i widząc Puchonkę, ślizgającą się na plecach po posadzce, podniósł się szybko, żeby jej uciec. Próba ta była jednak daremna. Jak obiecała tak zrobiła. Oberwał kolejnym strumieniem piany, tym razem prosto w zadek. – O ty franco! – krzyknął, śmiejąc się głośno. Nie zamierzał tego zostawiać w ten sposób. I postanowił pójść na łatwiznę. Wyciągnął z kieszeni różdżkę i wycelował ją w dziewczynę. – Ludere – powiedział, a strumień piany wystrzelił z patyka wprost do jej ust. – Deser, który mi zafundowałaś, był tak dobry, że szkoda, żebyś sama nie spróbowała – wyszczerzył się szeroko, uciekając w podskokach z miejsca, w którym leżała. Musiał znaleźć przestrzeń, w której byłby osłonięty, ale równocześnie z możliwością atakowania pani kapitan, możliwie jak najczęściej. Korzystając również z okazji, iż Nans wciąż leżała, rzucił na nią niewerbalne Immobilus. Im była wolniejsza, tym większe miał szanse, aby wygrać te zacięty pojedynek na pianę. – Ha! – zatriumfował i czmychnął w stronę kranów. Odkręcił kilka z nich, zalewając łazienkę dodatkową porcją piany. I tak to pomieszczenie wyglądało jak obraz nędzy i rozpaczy, więc w zasadzie nie miało to znaczenia czy będą sprzątali to pobojowisko troszeczkę dłużej. Poza tym, miał nadzieję, iż czarną robotą zajmie się woźny. A zawsze można było zwalić wszystko na Irytka.
Mieliście plany? A może jakieś gry w Durnia? Gargułki? Spędzenie wieczoru przy piwie kremowym lub mocniejszym trunku? Niezależnie od tego, czy chcieliście, czy też i nie, musieliście zrezygnować z tych aktywności na rzecz odbębnienia prowizorycznego szlabanu. Z mniejszym lub większym entuzjazmem, Wasza trójka, @Violetta Strauss, @Julia Brooks i @Keyira Shercliffe dostaje się do męskiej łazieneczki. Tak. Do męskiej, ładnie pachnącej, prześlicznej łazieneczki. Przed nią stoi już sama Nora Blanc, która, poprzez pokręcenie głową i prosty komunikat w postaci gestu dłoni, nakazuje Wam oddać różdżki. Bez większego wytłumaczenia dostaliście mopy, szczoty do kibla i odpowiednie środki w celu przywrócenia należytego porządku. No, może po romansie z deską klozetową odechce Wam się kradnięcia eliksirów - kto wie!
Rzućcie kostką k6, by przekonać się, co Was spotkało!
1 oczko - okej, dobra, fajny szlaban, nie ma co, ewidentnie brakowało Ci tego, by zajmować się męskim kiblem. No cóż, niezależnie do zapachu smrodu, z jakim to masz do czynienia, musisz jednak wziąć się w garść, jeżeli chcesz szybciej iść. Bierzesz zatem za (miejmy nadzieję...) czystą szczotę do kibla, by tym samym ogarnąć muszlę klozetową. Nie jest to ani przyjemne, ani za ciekawe, niemniej jednak, wchodząc do kolejnej kabiny, znajdujesz coś... coś.
Rzuć dodatkową literką, by się przekonać, z czym masz do czynienia.
Spółgłoska - jak się okazuje, ktoś postanowił przemycić jakiś eliksir, którego jeszcze nie jesteś w stanie zidentyfikować. Fiolka mieni się, aczkolwiek nadal, ciemność, w jakich to się znajdujesz, no i brak różdżki umożliwiają prawidłowe rozpoznanie. Pośpiesznie chowasz eliksir do kieszeni. Rzuć kostką "Eliksir" - zachowujesz, mimo utraty honoru i godności, jedną porcję wyrzuconego eliksiru dla siebie. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Samogłoska - tuż przed Twoją twarzą wybucha łajnobomba. Nie dość, że oblepia całym smrodem kabinę, wydając cichy pobłysk, to jeszcze przy okazji oblepiła Twoje ubranie tym - łajnem właśnie. I, co najgorsze, profesor Blanc wcześniej poszła, komunikując Ci, że jak skończysz, to masz się do niej zgłosić. Spędzasz dodatkowe dwie godziny na posprzątanie tego smrodu.
2 oczka - męska łazienka przecież nie może być aż tak zła, jak ją malują - a jednak. Przekraczając próg, nie zauważasz kałuży, w którą to wdepnąłeś, a która to, jak na złość, przesiąkła w strukturę założonego buta, powodując nieprzyjemne zmoczenie skarpetek. Nie wiesz, co to jest; oby to nie była pozostałość po jakimś uczniu. W sumie to nawet nie chcesz wiedzieć - wykonujesz swoją pracę z wyjątkowym obrzydzeniem, zauważając przy okazji śmigające po podłodze rybiki cukrowe. Co lepsze - jeszcze, poprzez nieuwagę, udaje Ci się rozwalić spłuczkę, z której to wydostało się dużo wody. Sporo wody. Otrzymujesz dodatkowe -10 pkt za niszczenie mienia szkolnego.
3 oczka - o dziwo szlaban mija jakoś spokojnie, a Ty nie masz problemów z czyszczeniem podłogi za pomocą mopa. Szuru buru, tu wyciskasz wodę do wiadra, nalewasz nową, wszystko jest w porządku. No ba, nawet udaje Ci się coś ciekawego zyskać. Najwidoczniej szczęście w nieszczęściu, bo nudna, monotonna robota zostaje przerwana na dość krótki, zadowalający moment. Zauważając błysk monet przy jednej z umywalek, kiedy to nikt na Ciebie nie patrzy, decydujesz się po nie sięgnąć.
Rzuć dodatkową kostką k6 - wynik oczek, pomnożony przez 5, to liczba galeonów, które udało Ci się zyskać. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
4 oczka - nucisz fragment jakiejś piosenki, nie chcąc myśleć o tym, że zaraz czeka Cię swoiste spotkanie z deską klozetową. Uważnie postanawiasz przeczytać instrukcję jakiegoś płynu do czyszczenia, niemniej jednak nie wiesz, czy w ogóle wszystko pójdzie po Twojej myśli. Decydujesz się zatem w odpowiednich krokach wlać go do środka, by tym samym, po chwili odczekania, po prostu go spłukać. Na wszelki wypadek zamykasz deskę, żeby nic Cię nie pożarło.
Rzuć dodatkową literką, by się przekonać, z czym masz do czynienia.
Spółgłoska - jak się okazuje, nic złego Cię nie spotka. Woda coś tam śmiesznie bulgocze, wydaje jakieś śmieszne dźwięki, a smród chloru dostaje się do Twoich nozdrzy. Możesz spać spokojnie - chyba, bo jeszcze zostały Ci inne rzeczy do wyszorowania.
Samogłoska - kibel bucha ogniem. Dosłownie. Chyba ten płyn był jakiś przeterminowany, bo, o ile udaje Ci się uniknąć bezpośredniego spotkania z językami płomieni, o tyle jednak wprawiasz w pożar całą kabinę. Jeżeli wylosowałeś A, E - udaje Ci się wytłumaczyć przed profesor Blanc, co tutaj miało miejsce. Jeżeli wylosowałeś I - niestety, ale całokształt wydarzeń wiąże się z ponownym listem do opiekuna. I dodatkowymi, ujemnymi punktami w ilości dwudziestu sztuk. Oopsie.
5 oczek - ciemno już, zgasły wszystkie światła... Nie, to nie jest ewidentnie coś, co powinieneś śpiewać, niemniej jednak wszystkie światła gasną, wprawiając Cię w niemałe zakłopotanie. Jak się okazuje, jest to sprawka Irytka, który postanawia się z Tobą zabawić, mając wręcz idealnie wypisane na twarzy, na czym mu obecnie zależy. Chce ewidentnie Ci dobić za to, co miało miejsce, wszak jego krnąbrna natura ostatnio zahacza wręcz o czarny humor. Czy to wypuszczając boginy profesor Cortez na wolność, czy zamykając ludzi w schowku na miotły.
Rzuć dodatkową kostką k6, by przekonać się, jak Irytek postanawia się z Tobą zabawić.
Parzysta - no, dzisiaj to nie jest jego dzień, bo nawet jeżeli nie masz przy sobie różdżki, to udaje Ci się go odpowiednio odgonić. Poprzez kompletne ignorowanie jego duchowej formy, ten postanawia sobie pójść, pozostawiając na jednej z umywalek charakterystyczny, tajemniczy przedmiot. Gdy postanawiasz do niego podejść, jak się okazuje, była to magiczna sakiewka z ogromem piachu, który trafił Cię prosto w oczy. Te Ci łzawią, szczypią, bolą wręcz; nie obędzie się bez wizyty w Skrzydle Szpitalnym. O ile Nora zalicza Ci ten szlaban, o tyle jednak musisz napisać posta w wymienionej wcześniej lokacji.
Nieparzysta - wraz z profesor Blanc, która użyczyła Ci na chwilę różdżki, udaje Ci się odpędzić duszka z łazienki. Nie było to prawda zbyt łatwe, niemniej jednak ten, zdenerwowany, po rzuceniu paru siarczystych przekleństw, odpuszcza sobie dokuczanie w tym miejscu, a Ty... zdobywasz dodatkowe doświadczenie. Zgłoś się po jeden punkt do kuferka z Zaklęć i OPCM w odpowiednim temacie.
6 oczek - sprawnie odbębniasz szlaban, czyszcząc nieprzyjemne toalety, kabiny i inne tego typu. Momentami jest Ci niedobrze, wszak nie każdy jest przystosowany do obcowania w takich warunkach na dłuższą metę, ale udaje Ci się, koniec końców, przejść przez to w dość sprawny sposób. Jak się okazuje, to nie jest jedyna dobra nowina - czekająca przed wejściem do łazienki Nora Blanc przekazuje Ci tym samym eliksir, który wcześniej próbowałeś ukraść. Jednocześnie oznajmia, że jeżeli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy, lepiej jest postawić kawę na ławę, aniżeli kombinować. Gratulacje! Otrzymujesz uwarzony wcześniej eliksir do własnego kuferka. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ze wszystkich możliwości szlabanu, Brooks dostał się… najprzyjemniejszy? Nie, przyjemny z pewnością nie był, ale mogła trafić gorzej, np. pomagać gajowemu przy jakichś wkurwionych magicznych zwierzętach. Wszyscy doskonale wiedzieli, co robią chłopcy w toaletach. Jedną z tych rzeczy było załatwianie własnych potrzeb wszędzie, tylko nie do klozetu. Do tego piach, niedopałki po papierosach i… krew. Zaskakująco sporo krwi. Brooks, gdyby miała wybór, wolałaby teraz grać na konsoli czy oglądać Netflixa, ale musiała jednak odpokutować swoje złe uczynki. Jako pedantka, do zadania czyszczenia łazienki podeszła z niespodziewanym entuzjazmem. Wiadomość, że musi robić to na mugolską modłę, bez różdżki? Jeszcze lepiej, chłoszczyść nawet nie miało podjazdu do domestosa i mleczka. Wzięła więc sprzęt i ochoczo wzięła się do pracy. Na starcie zarezerwowała sobie mycie podłóg. Wiele osób od razu przechodziła do machania mopem, pomijając zamiatanie. Kardynalny błąd, który sprawiał, że płytki były jeszcze brudniejsze, niż wszystkie. Gdy już skończyła z podłogami, wzięła się za zlewy. Pożółkłe od kamienia, zatkane włosami i łajnobombami. Żołądek podjechał jej kilka razy do góry jak jojo, ale i z tym zadaniem poradziła sobie szybko i sprawnie. Nagle jednak pociemniało jej w oczach, i to dosłownie, bo wszystkie światła momentalnie zgasły. Kiedy rozległ się znajomy chichot, już wiedziała, czyja to sprawka. Chwyciła mokrą gąbkę i cisnęła nią w kierunku Irytka, ale speszyła go tylko na chwilę. Z odsieczą przybyła jej Blanc, która oddała jej na chwilę różdżkę. Wyposażona w swój niesforny patyczek, musiała się nieco nagimnastykować, ale w końcu kilka zaklęć dosięgnęło jego magicznego tyłka. Może i nie odczuł tego zbyt mocno, jednak teraz wiedział, że męczenie ofiary, która się broni, nie jest zbyt ciekawe i mądre, więc wycofał się szukać następnej.
/zt
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż chyba jednak Blanc wiedziała dobrze jak mogłaby zniechęcić uczniów do dalszych prób podjebywania elikisrów, które chociaż uwarzone były przez nich to stanowiły własność szkolną. Tym razem skutecznym straszakiem dla tych, co bali się lub nie lubili zbytnio szlabanów miało być szorowanie szkolnych kibli. Całkiem nieciekawe zajęcie, które miało oduczyć studentki kradziejstwa. Czy to zadziała? Szanse mimo wszystko były dosyć marne, bo każdy szlaban się w końcu odbębni i można odwalać dalej. Nora oczywiście na samym wstępie nakazała oddać jej różdżki, żeby oczywiście kara była dla nich niezwykle dotkliwa. Jak zawsze, gdy tylko dostawała podobną komendę Strauss z trudem powstrzymała się od skrzywienia i z ociąganiem sięgnęła po ukrytą pod szatą różdżkę, aby podać ją kobiecie. Przy okazji jednak pozostawiła drugą przy swoim boku, schowana przed wzrokiem Blanc. Violetta była nieco przewrażliwiona. Zawsze musiała mieć przy sobie różdżkę. Nawet jeśli nie zamierzała jej używać. Po prostu czuła się z nią bezpieczniej. Poza tym skoro pielęgniarka nie zamierzała patrzeć im na ręce to tym bardziej nie było nic prostszego jak czyszczenie kibli przy pomocy zaklęć o odpowiednim działaniu i mocy. I wszystko szło całkiem przyzwoicie do momentu, w którym nagle w łazience nie zapanowała kompletna ciemność. Co do kurwy? Skierowawszy w myślach owy wektor pytania w kierunku panny lekkich obyczajów, zwróciła wzrok w kierunku śmiechu rozlegającego się w pobliżu. Wszystko po to, by jej spojrzenie napotkało roześmianego Irytka, który chyba chciał się zabawić kosztem uczniów. I wszystko mogłoby się skończyć naprawdę kiepsko gdyby nie fakt, że całe szczęście mogła się obronić przed atakami niesfornego poltergeista. Właśnie dlatego nie oddawała różdżek i unikała tego jak ognia. Wystarczyło jednak posłanie kilku prostych zaklęć, by odeprzeć ofensywę uciążliwego ducha i przegonić go skutecznie. Może przynajmniej dzięki temu przez jakiś czas w zamku zapanuje względny spokój, którego nie zakłócą wygłupy tego konkretnego osobnika. Dopiero uporawszy się z tym problemem doczyściła resztę łazienki przy pomocy odpowiednich zaklęć i odczekawszy chwilę, by Nora nie nabrała podejrzeć, wyszła z pomieszczenia, by zameldować wykonanie szlabanu.
z|t
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Mogła żałować wielu rzeczy. Przegranego meczu, do którego za mało się przygotowywała, przegapionej imprezy, na którą nie poszła, bo nie miała siły, mogła żałować, że wybrała się na lekcję historii magii, ale dobrej zabawy nie mogła przecież żałować. Mokre ubrania i gorzki posmak piany w ustach absolutnie jej nie zniechęcał, a póki Aslan nie był równie mokry co ona, to było co walczyć! - Ani myślę! - Odkrzyknęła wesoło na jego groźby, jeszcze zanim się poślizgnęła i przewróciła. Snajperski strzał w tyłek Coltona przypłaciła siniakiem na lewym pośladku, ale zdecydowanie było warto. Zaniosła się kolejną falą śmiechu, przez co kompletnie przegapiła moment, w którym jej przeciwnik sięgnął po różdżkę i wysłał precyzyjny strumień fali prosto na nią. Chichot szybko przeobraził się w kaszel, spowodowany tym, że piana dostała jej się tam, gdzie nie powinna. - Bleee! Nie mój smak, ale skoro tobie smakowało, to chętnie odstąpię swoją porcję! - Zaproponowała, mlaskając z niezadowoleniem i już wyciągała różdżkę w stronę Krukona, aby poczęstować go kolejnym strumieniem piany, kiedy trafiło w nią następne zaklęcie. Przez immobilusa nie mogła odpowiedzieć z refleksem godnym pałkarza i żadne treningi nie mogły jej pomóc. - Luuuuudeeeeereeeee. - Zniekształcone zaklęcie nie miało szans trafić w cel, który miał obie nogi i umiejętność poruszania się, a dodatkowo psiknęło tak nędznym strumieniem piany, że nie było o czym mówić. Nie mogła tak walczyć, musiała więc improwizować. - Baaaareeeerraaaa - Zwolnione tempo nie sprzyjało rzucaniu zaklęć, ale jakimś cudem udało jej się podbić w górę pianę z podłogi. Liczyła na to, że taka improwizowana zasłona da jej chociaż chwilę czasu, żeby przynajmniej wstać z ziemi i spróbować doprowadzić się do normalnego stanu za pomocą finite. Musiała przyznać, że Aslan dobrze to rozegrał, bo była teraz na przegranej pozycji. Oby jednak nie na długo.
Miałeś plany? A może jakieś gry w Durnia? Gargułki? Spędzenie wieczoru przy piwie kremowym? Niezależnie od tego, czy chcieliście, czy też i nie, musiałeś zrezygnować z tych aktywności na rzecz odbębnienia prowizorycznego szlabanu. Z mniejszym lub większym entuzjazmem, @Wiktor Krawczyk dostaje się do męskiej łazieneczki. Tak. Do męskiej, ładnie pachnącej, prześlicznej łazieneczki. Przed nią stoi już sam Ajax Swann, która, poprzez pokręcenie głową i prosty komunikat w postaci gestu dłoni, nakazuje oddać różdżkę. Bez większego wytłumaczenia dostałeś mopy, szczoty do kibla i odpowiednie środki w celu przywrócenia należytego porządku. No, może po romansie z deską klozetową odechce Ci się kradnięcia składników odzwierzęcych - kto wie!
Rzuć kostką k6, by przekonać się, co Cię spotkało!
1 oczko - okej, dobra, fajny szlaban, nie ma co, ewidentnie brakowało Ci tego, by zajmować się męskim kiblem. No cóż, niezależnie do zapachu smrodu, z jakim to masz do czynienia, musisz jednak wziąć się w garść, jeżeli chcesz szybciej iść. Bierzesz zatem za (miejmy nadzieję...) czystą szczotę do kibla, by tym samym ogarnąć muszlę klozetową. Nie jest to ani przyjemne, ani za ciekawe, niemniej jednak, wchodząc do kolejnej kabiny, znajdujesz coś... coś.
Rzuć dodatkową literką, by się przekonać, z czym masz do czynienia.
Spółgłoska - jak się okazuje, ktoś postanowił przemycić jakiś eliksir, którego jeszcze nie jesteś w stanie zidentyfikować. Fiolka mieni się, aczkolwiek nadal, ciemność, w jakich to się znajdujesz, no i brak różdżki umożliwiają prawidłowe rozpoznanie. Pośpiesznie chowasz eliksir do kieszeni. Rzuć kostką "Eliksir" - zachowujesz, mimo utraty honoru i godności, jedną porcję wyrzuconego eliksiru dla siebie. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
Samogłoska - tuż przed Twoją twarzą wybucha łajnobomba. Nie dość, że oblepia całym smrodem kabinę, wydając cichy pobłysk, to jeszcze przy okazji oblepiła Twoje ubranie tym - łajnem właśnie. I, co najgorsze, profesor Swann wcześniej poszedł, komunikując Ci, że jak skończysz, to masz się do niego zgłosić. Spędzasz dodatkowe dwie godziny na posprzątanie tego smrodu.
2 oczka - męska łazienka przecież nie może być aż tak zła, jak ją malują - a jednak. Przekraczając próg, nie zauważasz kałuży, w którą to wdepnąłeś, a która to, jak na złość, przesiąkła w strukturę założonego buta, powodując nieprzyjemne zmoczenie skarpetek. Nie wiesz, co to jest; oby to nie była pozostałość po jakimś uczniu. W sumie to nawet nie chcesz wiedzieć - wykonujesz swoją pracę z wyjątkowym obrzydzeniem, zauważając przy okazji śmigające po podłodze rybiki cukrowe. Co lepsze - jeszcze, poprzez nieuwagę, udaje Ci się rozwalić spłuczkę, z której to wydostało się dużo wody. Sporo wody. Otrzymujesz dodatkowe -20 pkt za niszczenie mienia szkolnego.
3 oczka - o dziwo szlaban mija jakoś spokojnie, a Ty nie masz problemów z czyszczeniem podłogi za pomocą mopa. Szuru buru, tu wyciskasz wodę do wiadra, nalewasz nową, wszystko jest w porządku. No ba, nawet udaje Ci się coś ciekawego zyskać. Najwidoczniej szczęście w nieszczęściu, bo nudna, monotonna robota zostaje przerwana na dość krótki, zadowalający moment. Zauważając błysk monet przy jednej z umywalek, kiedy to nikt na Ciebie nie patrzy, decydujesz się po nie sięgnąć.
Rzuć dodatkową kostką k6 - wynik oczek, pomnożony przez 5, to liczba galeonów, które udało Ci się zyskać. Odnotuj zysk w odpowiednim temacie.
4 oczka - nucisz fragment jakiejś piosenki, nie chcąc myśleć o tym, że zaraz czeka Cię swoiste spotkanie z deską klozetową. Uważnie postanawiasz przeczytać instrukcję jakiegoś płynu do czyszczenia, niemniej jednak nie wiesz, czy w ogóle wszystko pójdzie po Twojej myśli. Decydujesz się zatem w odpowiednich krokach wlać go do środka, by tym samym, po chwili odczekania, po prostu go spłukać. Na wszelki wypadek zamykasz deskę, żeby nic Cię nie pożarło.
Rzuć dodatkową literką, by się przekonać, z czym masz do czynienia.
Spółgłoska - jak się okazuje, nic złego Cię nie spotka. Woda coś tam śmiesznie bulgocze, wydaje jakieś śmieszne dźwięki, a smród chloru dostaje się do Twoich nozdrzy. Możesz spać spokojnie - chyba, bo jeszcze zostały Ci inne rzeczy do wyszorowania.
Samogłoska - kibel bucha ogniem. Dosłownie. Chyba ten płyn był jakiś przeterminowany, bo, o ile udaje Ci się uniknąć bezpośredniego spotkania z językami płomieni, o tyle jednak wprawiasz w pożar całą kabinę. Jeżeli wylosowałeś A, E - udaje Ci się wytłumaczyć przed profesorem Swannem, co tutaj miało miejsce. Jeżeli wylosowałeś I - niestety, ale całokształt wydarzeń wiąże się listem do opiekuna. I dodatkowymi, ujemnymi punktami w ilości trzydziestu sztuk. Oopsie.
5 oczek - ciemno już, zgasły wszystkie światła... Nie, to nie jest ewidentnie coś, co powinieneś śpiewać, niemniej jednak wszystkie światła gasną, wprawiając Cię w niemałe zakłopotanie. Jak się okazuje, jest to sprawka Irytka, który postanawia się z Tobą zabawić, mając wręcz idealnie wypisane na twarzy, na czym mu obecnie zależy. Chce ewidentnie Ci dobić za to, co miało miejsce, wszak jego krnąbrna natura ostatnio zahacza wręcz o czarny humor. Czy to wypuszczając boginy profesor Cortez na wolność, czy zamykając ludzi w schowku na miotły.
Rzuć dodatkową kostką k6, by przekonać się, jak Irytek postanawia się z Tobą zabawić.
Parzysta - no, dzisiaj to nie jest jego dzień, bo nawet jeżeli nie masz przy sobie różdżki, to udaje Ci się go odpowiednio odgonić. Poprzez kompletne ignorowanie jego duchowej formy, ten postanawia sobie pójść, pozostawiając na jednej z umywalek charakterystyczny, tajemniczy przedmiot. Gdy postanawiasz do niego podejść, jak się okazuje, była to magiczna sakiewka z ogromem piachu, który trafił Cię prosto w oczy. Te Ci łzawią, szczypią, bolą wręcz; nie obędzie się bez wizyty w Skrzydle Szpitalnym. O ile Ajax zalicza Ci ten szlaban, o tyle jednak musisz napisać posta w wymienionej wcześniej lokacji.
Nieparzysta - wraz z profesorem Swannem, który użyczył Ci na chwilę różdżki, udaje Ci się odpędzić duszka z łazienki. Nie było to prawda zbyt łatwe, niemniej jednak ten, zdenerwowany, po rzuceniu paru siarczystych przekleństw, odpuszcza sobie dokuczanie w tym miejscu, a Ty... zdobywasz dodatkowe doświadczenie. Zgłoś się po jeden punkt do kuferka z Zaklęć i OPCM w odpowiednim temacie.
6 oczek - sprawnie odbębniasz szlaban, czyszcząc nieprzyjemne toalety, kabiny i inne tego typu. Momentami jest Ci niedobrze, wszak nie każdy jest przystosowany do obcowania w takich warunkach na dłuższą metę, ale udaje Ci się, koniec końców, przejść przez to w dość sprawny sposób. Twoja kara trwa znacznie krócej, a do tego, jak się okazuje, dostrzegasz w kącie zapomnianą niezapominajkę. Zgłoś się po nią w odpowiednim temacie.
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Puchon wlazł za nauczycielem i byłym puchonem. Z początku nie wiedział gdzie są łazienki , ale szybko ogarnął miejsce. Na szczęście Rudzelca włosy nie dały się ułożyć Przyjrzał się w lusterku i poprawił fryzurę. Odwrócił się tyłem do wc przyglądając sie lekko z kwaśną miną. Przecież nie miał pojęcia ile to może potrwać. Skinął głową na dorosłych. - A więc czas zabrac się do szorowania czego kolwiek Wiktor nucił fragment jakiejś dziecięcej piosenki, nie myśląc że zaraz czeka chłopaka nie typowe spotkanie z deską klozetową. Jednak młody Krawczyk postanowił przeczytać instrukcję jakiegoś płynu do czyszczenia, czy w ogóle wszystko pójdzie po chłopaka myśli. No tak trzeba tu odpowiednie kroki za stosować, po czym wlał całą zawartość do środka muszli i po prostu go spłukał. Ot co i już. Chyba na wszelki wypadek zamknę deskę, żeby nie pożarło mnie nic. Po kilku szorowaniach szczotą kibel bucha ogniem i to dosłownie. Coś jednak jest bo udało się jakoś chłopakowi uniknąć bezpośredniego spotkania z językami płomieni, ale za to pali sie cała. Nie dość że, cała kabina płonie za to jeszcze rudzielec wszystko wytumaczył profesorowi Swann co się stało i jak do tego młody Krawczyk doprowadził. Po skończonym szlabanie udał się do dormitorium aby przebrać się i coś zjeść.