Zimny kamienny tunel będącą główną arterią biegnący przez tą głęboko położoną część zamku. Po bokach znajdują się liczne składziki i opuszczone stare klasy, oraz laboratoria. Odbiegające w bok mniejsze korytarze ciągną się niby wąż pod zamkiem skrywając liczne mroczne sekrety ukryte w podziemiach szkoły. Chłód i brak światła prócz nielicznych widmowych pochodni rzucających słabe, blade światło, powoduje dreszcz u większości osób przemierzających te zakamarki.
Krążyłem jak wilk szukając ukrytych komnat kuzyna po lochach. Z moich informacji zajmował on właśnie tą część podziemi przemieniając ją na swoje prywatne komnaty i pracownie. Niezależnie jednak jak się starałem nie potrafiłem zbliżyć się do jego komnat. Silne zaklęcie ochronne blokowało drogę tak iż ilekroć podchodziłem już do jego drzwi traciłem na ułamek sekundy zmysły , odzyskując je kilka metrów od wejścia. Sfrustrowany usiadłem na przeciw zaczarowanych drzwi opierając się o ścianę naprzeciwko. Skoncentrowałem się walcząc z zaklęciem które powoli wgryzało się w mój umysł starałem się zobaczyć wreszcie wyraźnie ukryte drzwi. Mimo jednak moich wysiłków już po chwili gapiłem się dosłownie na kamienną ścianę obok miast na upatrzony świadomie punkt. Opanowałem złość i odetchnąłem głębiej. Nie pozostało nic innego jak poczekać i napisać wie około godziny wstałem i ruszyłem do wyjścia. list...
Czekałem długo lecz mimo moich pokojowych zamiarów ściana milczała uparcie . Po upływie godziny wstałem i ruszyłem na górę. Gdyby chciał otworzyć już by to zrobił. Ten stary głupiec sam na siebie ściąga zgubę , prawiąc o Honorze a sam nie rozumiejąc jego kanonów... Nic postanowiłem załatwić to po staremu ... Po chwili moje kroki niosły się już po korytarzu szkoły.
Wiedział, że jego pytanie mogło być zupełnie wyrwane z kontekstu, ale cieszył się, że profesor nie zbył go krótkim tak, lub nie. Widział jednak, że mężczyzna, pomimo tego, że starał się odpowiedzieć, nie potrafił ustać w spokoju. Norwood zdecydowanie znał te objawy i teraz wahał się, czy powinien mówić zielarzowi o tym, w jaki sposób można było sobie ulżyć, czy niekoniecznie. Jednak potrzebował odpowiedzi, większej ilości niż to, co przed momentem zostało powiedziane. - Bardziej interesowały mnie do tej pory eliksiry i perspektywa bycia aurorem, ale… Od jakiegoś czasu myślę nad tym, że tak naprawdę chciałbym hodować fogsy. Zawsze je uwielbiałem, a z raczej oczywistych powodów, te zwierzęta też czują się dobrze przy mnie - odpowiedział sztywno, niemal mechanicznie, starając się jakkolwiek wyjaśnić profesorowi, dlaczego interesował się czymś podobnym. Podszedł bliżej do nauczyciela, wyciągając w jego stronę rękę, przygryzając policzek od wewnątrz. - Jak złapie mnie pan za rękę, przestaną się panu trząść nogi, za to zaczną mi. Może to jednak pomóc w zebraniu myśli i chwili odpoczynku - wyjaśnił, unosząc w tym samym czasie do góry książkę, którą wypożyczył. - Nie wiem o nich wszystkiego, dlatego pożyczyłem przewodnik po magicznych rasach. Zastanawiałem się, czy mógłbym zmienić przedmioty i przygotować się na hodowcę magicznych stworzeń. Był świadom braków w swojej wiedzy i tego, jak lekkomyślnie mógł brzmieć jego plan. Samo to już go irytowało, ale niewiele mógł zmienić, poza wzmożoną nauką. Musiał jeszcze napisać do profesora Rosa, dopytać o wszystkie szczegóły hodowania magicznych psów, których nie mógł wyczytać z poradników.
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Kiedy tylko chłopak ponownie się odezwał, zielarz skinął głową z zaciekawieniem, dostrzegając, że miał przed sobą najwyraźniej studenta, który właśnie zorientował się, że wybrana przez niego droga, nie jest do końca tą ścieżką, jaką chciałby podążać. Nie było w tym nic dziwnego, a przynajmniej nie dla Christophera, który sam również bardzo późno zmienił swoje plany i wciąż jeszcze mógł jedynie tytułować się tak naprawdę asystentem nauczyciela, nikim więcej. W wieku Jamiego planował zostać uzdrowicielem, podążając za swoim przyjacielem, chcąc być bliżej niego, co było oczywiście skończoną głupotą i bzdurą. Niemniej jednak Chris potrzebował czasu, żeby przejrzeć na oczy, żeby zrozumieć, że faktycznie powinien ruszyć własną ścieżką, a nie oglądać się za siebie, nie szukać podpory tam, gdzie tak naprawdę jej nie miał. Nim jednak cokolwiek powiedział, student wyciągnął w jego stronę rękę, tłumacząc mu, co się właściwie działo. - Dziękuję, ale poradzę sobie - powiedział, mimo wszystko nie uważając za zbyt stosowne przyjmowania takiej pomocy. Obawiał się, że jeśli ktoś by ich tutaj spotkał, mógłby zwyczajnie nabrać idiotycznych podejrzeń, a jemu wcale nie zależało na plotkach, nie zależało mu na tym, żeby inni opowiadali bzdury za jego plecami. Dlatego też ostatecznie po prostu usiadł na podłodze, opierając się plecami o ścianę, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie i wskazał miejsce obok siebie studentowi, zakładając, że tak będzie im najłatwiej rozmawiać. - Nigdy nie jest za późno na zmiany, panie Norwood. Kiedy kończyłem studia, zajmowałem się głównie uzdrawianiem, a jak widać, obecnie wykładam zielarstwo. To teoretycznie dziedziny pokrewne, ale jednak nie tożsame - zauważył spokojnie, nie uważając, żeby tak osobista wycieczka była zła, bo dość dobrze obrazowała to, o co chodziło, pokazując jednoznacznie, że ludzie się zmieniali, że wszystko w życiu się zmieniało, że mogły dziać się różne, czasami nie do końca przewidywalne rzeczy, które kształtowały każdego na nowo. - Posiadasz wiedzę na temat zielarstwa i eliksirów, pytanie brzmi, czy interesowałeś się również samymi zwierzętami albo chociaż częściowo uzdrawianiem. Wiadomo, że to ostatnie nie będzie ci aż tak potrzebne, jeśli postanowisz zmienić swoją przyszłość, ale to kwestia tego, czy są to dziedziny, jakie naprawdę chciałbyś zgłębiać. Wracając do twojego pytania, musiałbyś oczywiście pomówić z uzdrowicielami magicznych stworzeń, ale zgodnie z moją wiedzą mógłbyś spokojnie zajmować się i roślinami, i zwierzętami. Oczywiście część ziół należałoby zabezpieczyć - powiedział, zamykając na chwilę oczy, ale od razu poczuł kołysanie, od którego chciał uciec.
Jamie sam nie wiedział, czy czuł ulgę związaną z tym, że profesor nie zdecydował się skorzystać z jego pomocy, czy cień irytacji. Podejrzewał, że tym sposobem mężczyzna nie będzie w stanie prowadzić z nim normalnie konwersacji, ale ten nagle usiadł na posadzce, wskazując dodatkowo miejsce obok siebie. Starając się nie wyglądać na zaskoczonego, Norwood usiadł obok niego, podciągając od razu kolana bliżej siebie, opierając na nich ręce, w dłoniach trzymając wypożyczony przewodnik. Spojrzał z ukosa na profesora, kiedy ten zaczął mówić, nawiązując do samego siebie. Teoretycznie nie było niczego dziwnego w tym, że ludzie zmieniali w trakcie nauki swój kierunek, ale jednak dziwnie słuchało się tego od kogoś, kto wykłądał jeden z przedmiotów. W oczach Jamiego każdy profesor musiał od dawna wiedzieć, że chce właśnie to robić, bo kto normalny marzy o panowaniu nad bandą opakowań buzujących hormonów. On sam miał dość przebywania między młodszymi od siebie osobami, a przecież nie dzieliła ich tak wielka różnica wieku, jak w przypadku profesora i reszty. - Zwierzęta nie interesowały mnie bardziej, niż każdego miłośnika, który chciałby mieć kilka w domu. Po prostu… Myślałem o tym, jak chciałbym kiedyś mieszkać i pomyślałem, że hodowanie tej rasy mogłoby być odpowiednim zajęciem. Siostra zasugerowała wykorzystanie eliksirów do zajmowania się nimi, ale nie byłem pewien, na ile byłoby to możliwe. Na pewno nie chciałbym hodować niczego, co mogłoby im zaszkodzić. Wiem też, że musiałbym zmienić przedmioty, najlepiej po feriach, a także przyłożyć się do nauki, żeby nadrobić zmarnowany już czas… - mówił dalej, nagle milknąc, zaczynając mocniej zaciskać palce na trzymanym podręczniku. - Tylko że wcale nie jestem pewien, czy dobrze robię. Do bycia aurorem szykowałem się, odkąd pamiętam, a teraz, przez kaprys, miałbym wszystko zmarnować? Sam profesor powiedział, że nie wszystkie eliksiry, których używamy my, mogą stosować stworzenia. Większość tego, co wiem, okazałaby się nieprzydatna i byłaby efektem zmarnowanego czasu, albo przeciwnie. Porzucę starania na stanowisko aurora i okaże się, że nie nadaję się na hodowcę. Mówił cicho, czując zażenowanie samym sobą i irytację na to, że brzmiał tak słabo. Powinien trzymać się planu, robić to, co do niego należało i nie zastanawiać się przesadnie nad wszystkim innym. Podobne rozważania były podobne do Carly, nie do niego, a mimo to nie potrafił pozbyć się myśli o własnej hodowli z głowy. Jeśli jego siostra miała rację, profesor Walsh powinien potwierdzić jej słowa, a jeśli potwierdzi, że to tylko strata czasu, Jamie wiedział, że porzuci myśli o fogsach na dobre.
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris uśmiechnął się ledwie widocznie, domyślając się, że swoim zachowaniem nieco zdziwił studenta, ale nie zamierzał tego w żaden sposób tłumaczyć. Uważał również, że wyglądali mniej dziwacznie i mniej podejrzanie, siedząc po prostu na ziemi i rozmawiając, chociaż świat nadal lekko się chwiał i kołysał. Teraz jednak przynajmniej zielarz nie musiał przejmować się tym, czy zaraz nie upadnie, tylko jego żołądek zdawał się nadal buntować. Wiedział, że magia tak łatwo mu nie odpuści i zapewne będzie musiał wysłać patronusa do Josha, żeby zebrał go z podłogi, bo inaczej to się źle skończy, ale na razie miał ważniejsze sprawy na głowie. Wiedział, że Jamie liczył na to, że ta rozmowa coś mu da, pod tym względem zdawał się przypominać Maximiliana, a Christopher wiedział, że nie może go w żaden sposób porzucić, czy zbyć jego wątpliwości. - Myślę, ze bardzo skupiasz się na tym, co się stanie, jeśli ci się nie uda - powiedział spokojnie, dodając, że on sam spędził rok na wędrówce po Europie, po prostu szukając odpowiedzi na to, kim jest i co chce w życiu robić i nie widział w tym niczego dziwnego. Każdy człowiek musiał znaleźć drogę dla samego siebie, nie dało się po prostu po nią sięgnąć, nie dało się powiedzieć, że ta, czy inna, będzie najwłaściwsza, nie próbując się o tym przekonać. Dlatego też pokręcił teraz głową, przyglądając się uważnie chłopakowi, czy raczej młodemu mężczyźnie, rozumiejąc jego obawy, a jednocześnie wiedząc, że nie mógł ich nieustannie karmić, że w końcu musiało się coś zmienić, że w końcu ten musiał podjąć jakieś ryzyko, jakąś decyzję. - Masz tak naprawdę jeszcze mnóstwo czasu. Co najmniej rok, zanim będziesz kończył studia, a w tym czasie masz możliwość poznać innych specjalistów, porozmawiać z nimi, dowiedzieć się, jak dokładnie wygląda taka opieka czy hodowla. Jeśli chcesz, mogę opowiedzieć ci o tym, w jaki sposób zakłada się i prowadzi cieplarnie, szklarnie, sady i ogrody, zależnie od tego, na co ostatecznie byś się zdecydował. Może być tak, że kiedy się tego wszystkiego dowiesz, uznasz, że to jednak nie dla ciebie, ale gorzej będzie, jeśli nigdy tego nie spróbujesz - zauważył spokojnie, spoglądając na chłopaka, a potem wsparł się na chwilę o podłogę, czując doskonale, jak cały się kołysze, jakby znowu znajdowali się w epicentrum jednego z trzęsień ziemi. Odetchnął głęboko, zauważając, że skoro szkolił się na aurora, to nie musiał aż tak bardzo zmieniać profilu swoich zajęć.
- Ponieważ to, czy mi się uda, jest w tej chwili najważniejsze - odpowiedział prosto, kręcąc jednak po chwili głową, nie chcąc przerywać profesorowi. Miał świadomość, że nie był w sytuacji, gdzie mógł sobie pozwolić na czekanie, aż natchnie go, co powinien robić w życiu. Pokiwał po chwili krótko głową, kiedy uzyskał propozycję dowiedzenia się, jak wygląda praca zielarza, o czym należało pamiętać. Zdecydowanie potrzebował czegoś podobnego, żeby podejść krytycznie do samego siebie i tego, czy podobne zajęcie było dla niego. Inna rzecz, że w miarę, jak rozmawiali, czuł się pewniej, czuł, że to jest to, czego naprawdę chciał i nie potrafił, choć na chwilę przestać o tym myśleć. - Jeśli mógłbym, po feriach chciałbym w takim razie przychodzić do pana na… Korepetycje? - zapytał, unosząc poważne spojrzenie na Walsha, zaciskając jednocześnie zęby. Musiał porozmawiać wpierw jeszcze z ojcem. Wiedział, że od czasu, gdy wrócił na studia, nie musiał martwić się o to, czy mieli wystarczająco galeonów, żeby przeżyć. Ojciec wrócił do pracy, odbili się od chwilowych problemów i znów było tak, jak dawniej. Jednak zmieniając swoje plany na przyszłość, wiele ryzykował, a pamiętając, że miał opiekować się siostrą, choć nie była już dzieckiem i sama pracowała, miał wrażenie, że nie powinien sobie na to pozwalać. Czuł, że dawna obietnice trzymały go w miejscu, sprawiając, że zaczynał szamotać się między tym, czego sam chciał, a tym, czego teoretycznie od niego oczekiwano. - Postarałbym się przez ferie jeszcze to przemyśleć na spokojnie, poczytać. Taki ogólny zarys to była hodowla fogsów oraz cieplarnia z roślinami do eliksirów i kuchennymi ziołami, gdzie custosy mogłyby pilnować, żeby pasożyty się nie rozprzestrzeniały. Musiałbym jednak poczytać wpierw odpowiednio o tych rasach… Jednak, co najważniejsze, mówi profesor, że większość roślin mogłaby być równie przydatna - dodał, marszcząc brwi, po czym pokiwał lekko głową do własnych myśli.
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Życie nie składa się z samych sukcesów. Nie składa się również z porażek, ale z wielu różnych potknięć, konieczności naprawiania własnych błędów i szukania rozwiązania, kiedy okazuje się, że wcześniejsze wybory nie były trafione - powiedział spokojnie Christopher, domyślając się, że może zostać za chwilę obdarzony nieco ironicznym, nieco pogardliwym spojrzeniem, ale uważał, że musiał powiedzieć to chłopakowi. Zaraz też oparł się mocniej plecami o ścianę, mając wrażenie, że podłoga ponownie zaczęła falować, jakby chciała mimo wszystko wyrzucić go w powietrze i przymknął powieki, wpatrując się w ścianę przed sobą. Był pewien, że nie zdoła stąd wyjść o własnych siłach, więc już teraz sięgnął po różdżkę, by wysłać patronusa do Josha. - Oczywiście, że możesz do mnie przyjść. Jeśli tylko chcesz dowiedzieć się czegoś więcej na temat zielarstwa, zapraszam, mogę pomóc ci z nauką - powiedział, odwracając głowę w stronę chłopaka, zaraz przymykając jedno oko, żeby zniwelować uczucie falowania. Uśmiechnął się przy tej okazji, zapewniając w ten sposób Jamiego, że nie kłamał. Ostatecznie Norwood nie byłby pierwszą, ani zapewne ostatnią osobą, z którą Christopher pracował, której pomagał, z którą dzielił się posiadaną wiedzą. Był pewien, że znajdzie takich uczniów i studentów, których mimo wszystko interesowały zagadnienia związane z roślinnością, a skoro tak, to prędzej czy później zapukają do drzwi jego gabinetu, żeby poprosić o dodatkowe książki, zadania, albo wyjaśnienia. - Myślę, że o zwierzętach lepiej byłoby rozmawiać z profesorem Rosa. Co prawda znam się również na magicznych stworzeniach, ale moja wiedza jest z całą pewnością bardziej ograniczona, niż ta, jaką posiada Atlas. Wydaje mi się jednak, że twój zamysł jest całkiem dobry, tym bardziej że posiadanie dobrze zaopatrzonej szklarni i cieplarni daje ci możliwość zaopatrywania w potrzebne składniki aptek albo prywatnych odbiorców. Jeśli martwisz się o finanse, rzecz jasna - powiedział całkiem poważnie, patrząc uważnie na Ślizgona, wiedząc, że nie mógł na niego w żaden sposób naciskać, ale uważał, że mógł spróbować pokazać mu różne możliwości. Chciał go zachęcić, żeby faktycznie to przemyślał, żeby rozważył różne opcje, a jeśli nadal chciałby się dowiedzieć czegoś więcej na temat uprawy ziół, Christopher nie miał nic przeciwko.
Walsh nie mylił się co do tego, jak Jamie zareaguje na jego słowa. Student w jednej chwili zacisnął szczęki, krzywiąc się, gdy tylko zestawił jego słowa z tym, co działo się w jego życiu do tej pory. Owszem, nie mógł powiedzieć, żeby mieli niesamowicie trudno, ale jednak kierował się tym, co mogło przynieść więcej zysku, nie tym, co chciał robić. Nie myślał też nigdy wcześniej o tym, w czym czułby się dobrze. - Życie to po prostu konsekwencje podejmowanych wyborów i wolałbym, żeby nie były trudne do zniesienia. Już raz przerwałem naukę, żeby pomóc utrzymać nas wszystkich, kiedy ojciec dochodził do siebie w Mungu. Wolałbym nie musieć po roku pracy nagle jej zmieniać, bo odkryłem, że to nie jest to - mruknął w końcu cicho, nieco zirytowany swoim niezdecydowaniem i nagłym wahaniem w stosunku do własnej przyszłości. Jednak po chwili i on odwzajemnił nieznacznie uśmiech, kiedy otrzymał potwierdzenie, że może przychodzić do profesora po dodatkowe lekcje. To było dla niego ważne, świadomość, że mógłby, niestety z czyjąś pomocą, nadrobić wiedzę potrzebną do stworzenia tego, co chciał, choć jeszcze nie wiedział, czym dokładnie miało to być. - Z profesorem Rosa wolałbym nie rozmawiać osobiście, choć wiem, że to właśnie z nim powinienem. Zamierzam napisać do niego list, gdy tylko skończę lekturę przewodnika. Pomysł z cieplarnią i zaopatrywaniem aptek jest z pewnością ciekawszy niż walka ze sobą jako auror, żeby nie zostać uznanym za zagrożenie - dodał jeszcze, ponownie unosząc wypożyczoną książkę tak, aby spojrzeć na okładkę. Musiał wpierw przebrnąć przez to, żeby wiedzieć, jakie pytania zadawać. Odetchnął głębiej, po czym spojrzał znów na zielarza. - Będę kierował się do biblioteki. Poradzi pan sobie? - zapytał, uznając, że powinien w jakiś sposób pomóc mężczyźnie, skoro ten oferował pomoc jemu.
+
Christopher Walsh
Wiek : 34
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie pomylił się, ale nie skomentował tego w żaden sposób, bo też nie uważał, żeby zarzucanie młodego mężczyzny uwagami na temat tego, że wkrótce zweryfikuje swoje poglądy, było słuszne. Każdy miał swoje doświadczenia, każdy z czymś się mierzył, na coś czekał, na coś liczył, ale im byliśmy starsi, tym lepiej zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że życie nie było ani czarne, ani białe. Teraz zaś, jakby na to nie patrzeć, Jamie właśnie tak prezentował swoją przyszłość, co wcale nie było takie dobre. Christopher uważał jednak, że mógł dać chłopakowi czas na to, żeby zastanowił się nad tym, co robił, żeby pomyślał o tym, co się z nim działo i żeby dostrzegł półcienie w decyzjach, jakie miał podjąć. To jednak musiał zrobić sam, z lekką pomocą, nie zaś jakimś wielkim naciskiem, który na pewno w niczym by mu nie pomógł, a raczej doprowadził do większych problemów. Chris za dobrze wiedział, jakie rzeczy działy się z Maximilianem, żeby teraz móc zachowywać się jak głupiec w obliczu kolejnego młodego mężczyzny. - Masz jeszcze czas, więc spokojnie. Jeśli będziesz miał pytania, zawsze możesz do mnie przyjść albo napisać, nie widzę problemu - powiedział, kiwając lekko głową, ale nie próbował namówić Jamiego do tego, żeby jednak poszedł do Atlasa, żeby z nim pomówił i wyjaśnił, czego dokładnie oczekuje, co próbuje osiągnąć. Zaraz potem uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową, przez co znowu stracił poczucie otoczenia i zachwiał się, wspierając się na dłoni. - Spokojnie, zaraz wezwę kawalerię. Na pewno sobie poradzę - zapewnił, nie czując potrzeby wspierania się na studencie. Wystarczyło posłać świetlistego borzoja do Josha, żeby zjawił się tutaj w kilka chwil i po prostu wyciągnął stąd Chrisa, pewnie nie szczędząc mu przy tej okazji kilku uwag i pouczeń, które może mu się należały. A może zupełnie nie, biorąc pod uwagę to, co działo się w zamku i to, że dosłownie wszyscy borykali się z problemami, jakich nigdy by się nie spodziewali. Dlatego też pożegnał się ze studentem, a potem rozsiadł się wygodnie, wysyłając patronusa z wiadomością, domyślając się, że jeśli ktoś się tu na niego natknie, to wzbudzi sensację.