W sklepie ze środkami magicznego transportu Brandonów można znaleźć właściwie wszystko. Zaczynając od proszku fiuu, a kończąc na najnowszych modelach samochodów, dostosowanych do potrzeb czarodziejskiej społeczności. Mówi się, że za stosowną opłatą Brandonowie są w stanie sprowadzić dosłownie wszystko, czy to smoka, czy latający dywan, choć trudno powiedzieć, czy kryje się w tym choćby ziarno prawdy.
Nie ulega jednak wątpliwości, że budynek, w którym mieści się sklep, jest na tyle duży, by można było znaleźć w nim powozy, miotły, czy motory. Każdy ze środków transportu ma własną salę wystawową, zaś na piętrze mieszczą się biura, w których dokonuje się ustaleń w przypadku składania zamówień na konkretne, spersonalizowane przedmioty. Poza tym w oddzielnym budynku usytuowanym za eleganckim ogrodem na wewnętrznym dziedzińcu, gdzie wystawiane są najdroższe modele różnych środków transportu, znajdują się warsztaty zajmowane przez mechaników oraz twórców mioteł.
W sklepie można zakupić wszystkie środki magicznego transportu, których lista znajduje się w tym temacie. Poza tym w Fantastycznych Podróżach Brandonów można zakupić również świstokliki oraz proszek fiuu.
UWAGA! Członkom rodziny Brandon przysługuje 50% zniżki na cały asortyment.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Autor
Wiadomość
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zaczynało brakować mu już nie tylko dni w miesiącu, ani w tygodniu, zaczynało mu teraz brakować nawet godzin w dobie. Odkąd szkoła zdecydowała się zaproponować mu stanowisko prefekta, dostał sie na upragnione praktyki do Ministerstwa, zaczął remontować dom i jeszcze nadganiał zaległe przedmioty, by zaliczyć końcówkę semestru, okazywało się, że musiał czasem zrezygnować ze snu albo przerwy obiadowej, by wspomóc się jakimś średniej-legalności eliksirem i ciągnąć dalej to, co miał zaplanowane. Mimo to, z jakiegoś chorego powodu i potrzeby ucieczki, decydował się, by ostatnie minuty wolnego czasu jeszcze zainwestować w proces tworzenia magicznych bransolet. W związku z podjętym wyzwaniem orientował się gdzie mógł w temacie wytwarzania magicznych przedmiotów. Podczas jednego z obchodów po szkole, od słowa do słowa poznając się bliżej z młodą Brandonówną, w związku z czym miał nadzieję, że dziewczyna nie uzna za dziwne takiego najścia w miejscu pracy. Zawitał w Dolinie Godryka późnym popołudniem w drodze do domu ze szkoły i zaszedł do lokalu Brandonów, z nadzieją, że ją zastanie. Ktoś mógłby pokusić się o twierdzenie, że twórca mioteł niewiele mógł doradzić przy produkcji biżuterii, ale to nie o biżuterię chciał Victorię pytać, tylko o magię jaką w przedmiocie się zamyka i jak to się odbywa w jej branży. - Dobry wieczór? - zagaił wnętrze pomieszczenia, służącego za sklep.
Victoria również nie miała zbyt wiele czasu, zajęta milionem własnych spraw, rozmyślając nad produkcją własnej miotły, nad stworzeniem czegoś od całkowitych podstaw. Gdzieś pomiędzy końcem semestru, dbaniem o własną rodzinę, a przede wszystkim wypełnianiem obowiązków prefekta, które ostatnio stały się znacząco większe, od kiedy cały Hogwart zdawał się szaleć pod wpływem zniszczonej i zdecydowanie rozproszonej magii. Było tam nieco niebezpiecznie, w niektórych miejscach bardziej, w niektórych miejscach mniej, ale mimo to wszystko to sprowadzało się do ciągłego lawirowania, do kroczenia nad przepaścią i Victoria doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Pożar, smoki, to wszystko było niebezpieczne i nie dziwiła się ani trochę, że jej tata zatrudnił ludzi, żeby otoczyli nie tylko rezydencje, ale również sklep, dodatkowymi zaklęciami ochronnymi, czynią z nich twierdze, do których przynajmniej teoretycznie nie dało się tak łatwo wejść. Odetchnęła, gdy znowu o tym pomyślała, poprawiając strój, w który się przebrała po zakończonej pracy. Pozostali zajmowali się już zamykaniem sklepu, koncentrując się na tym, żeby uprzątnąć go, nim wybije właściwa godzina, sprawdzali, czy ekspozycje nie zostały naruszone, a ostatni klienci kręcili się wciąż jeszcze niezdecydowani pomiędzy modelami mioteł, czy też grymasząc przy powozach albo samochodach, jakie tu oferowano. Główna sala sklepu była jednak pusta i właśnie tam znajdowała się w tej chwili Victoria, która zderzyła się z powitaniem Basila i uśmiechnęła się do niego lekko, wychodząc mu naprzeciw i nawet wyciągając do niego rękę na powitanie. Nie spodziewała się go tutaj, ale skoro zjawił się w sklepie, jej sklepie, to nie zamierzała traktować go jako nieproszonego gościa, a wręcz przeciwnie. - Co cię tu sprowadza, Basil? Być może będę w stanie ci w czymś doradzić? - zapytała stanowczo, aczkolwiek stosunkowo uprzejmie, nie zamierzając nadmiernie na niego naciskać, a jednocześnie oczekując, że wskaże jej to, czego potrzebował, czego szukał, by faktycznie mogła od razu zabrać go we właściwe miejsce.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zwrócił spojrzenie w stronę Victorii i uśmiechnął się niemrawo, bo i jego twarz do uśmiechów ani sie nie nadawała, ani nie była specjalnie przyzwyczajona. Chciał być uprzejmy, ale był głównie po prostu zmęczony. - Hej Vic, czy już zamykacie? - rozejrzał się zbity z tropu i spojrzał na zegarek. Nawet sobie nie zdawał sprawy z tego, jak było w rzeczywistości późno- Nie chcę zajmować Ci wolnego czasu, chciałem zapytać o parę rzeczy związanych z Twoim rzemiosłem. - skrzywił się lekko, bo ostatnie, na czym mu zależało to generować w sobie poczucie zobowiązania w związku z tym, że ktoś miałby spędzić swój wolny czas na pomaganiu jemu. Rozejrzał się po sprzętach oferowanych na sprzedaż w sklepie po czym podszedł do Brandonówny w końcu kiwając głową. - Chcę podjąć się... - zamyślił się, szukając odpowiedniego słowa - Pracy rękodzielniczej. Tak na własną rękę. Planuje stworzyć przedmiot magiczny. - wyznał, chociaż w głowie czuł, że to nie do końca dobrze oddaje jego zamiary- Bardziej w celu sprawdzenia, czy będę potrafił to zrobić. Zastanawiam się, czy mogłabyś chwilę opowiedzieć mi o swojej pracy. - zmarszczył brwi - A ja potem mógłbym zadać Ci parę pytań. Nurtuje mnie zaklinanie magii w przedmiotach. Co sprawia, że miotły, które tworzysz latają, a inne nie latają. Dlaczego jedne modele są szybsze od innych. Jak ma się do tego wszystkiego magia. - wymienił kilka z kwestii, które wciąż go zastanawiały w kontekście podjętego wyzwania.
Victoria przyglądała się przez chwilę swojemu gościowi, nie dostrzegając w nim niczego dziwnego, czy niecodziennego, ale miała wyraźny problem z rozpoznawaniem cudzych emocji, z rozumieniem tego, co się dzieje z innymi ludźmi. Dla niej Basil zachowywał się całkowicie normalnie i jego przelotny uśmiech był czymś zwyczajnym, czymś, co i sama robiła, dlatego też skupiła się na jego słowach. Pokręciła przecząco głową, zapewniając go, że szykowano się dopiero do zamknięcia, nie zamierzając przeciągać tego w nieskończoność, skoro czasy nie były zbyt pewne i nikt nie wiedział, czy za chwilę na ich głowę nie spadnie sufit wraz z rozwścieczonym smokiem. Było to jednak coś, do czego w dziwny sposób się przyzwyczaiła, więc nie traktowała tego ostatecznie jako czegoś niesamowicie nietypowego. - To całkiem wiele do opowiedzenia, ale możemy spróbować zacząć od podstaw. Chodź, przejdziemy do mojego warsztatu, bo tam będę mogła pokazać ci drewno i wyjaśnić, jak działają niektóre zaklęcia. Poproszę, żeby przyniesiono nam herbaty - powiedziała, gdy już go wysłuchała i uprzejmie się zdziwiła, bo naprawdę nie spodziewała się tego, że Basil nagle postanowi zostać rzemieślnikiem. Nie znała go zbyt dobrze, teraz może nieco lepiej, z uwagi na wspólne prefekckie dyżury i inne zajęcia, ale mimo to nie wydawał jej się kimś, kto koncentrowałby się na podobnych zajęciach. Widać jednak myliła się, za co nie zamierzała przepraszać, ani robić niczego podobnego. Kiedy przeszli do jej warsztatu, wskazała mu miejsce, gdzie mógł usiąść, a następnie rozejrzała się po wnętrzu pracowni. Była pełna kawałków drewna, witek, metalowych elementów, których przeznaczenie znała zapewne tylko Victoria i drobnych przedmiotów, jak dłuta, czy po prostu trocin, jakie zostawały jej po ciężkiej, całodziennej pracy. Nie sprzątała ich jednak na bieżąco, pozwalając, by zostawały na miejscu, tak samo, jak i kawałki drewna, nad którymi pracowała każdego dnia. - Może zaczniemy od tego, że różne materiały mimo wszystko zdają się nieco różnie absorbować zaklęcia i na to też trzeba uważać. Chodzi choćby o to, że niektóre gatunki drzew są bardziej łamliwe i delikatne, więc zastosowanie na nich zaklęć powiększających może doprowadzić do tego, że po prostu przemienią się w drzazgi. Inaczej zareaguje kamień, a inaczej metal, kiedy będziesz próbował tchnąć w niego nieco transmutacji, czy zaklęć użytkowych. Myślę, że tutaj punktem wyjścia jest to, co chcesz stworzyć. Do czego to ma być potrzebne? Jakich zaklęć chciałbyś użyć? Wtedy można szukać odpowiedniego materiału - powiedziała z namysłem, ostatecznie siadając na blacie, w pobliżu miotły, nad którą obecnie pracowała.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Przysłuchiwał się jej z uwagą, pomimo kalekiej palety mimicznej starając się wykazywać zainteresowanie wszystkim co mówiła przynajmniej oczami. Naprawdę chciał przynajmniej częściowo poznać sztuki jej rzemiosła, kto wie, może nawet w końcu zdecydować się na zakup jakiegoś pojazdu. Powstrzymywał się jeszcze przed wyciągnięciem notesu, bo w zasadzie nie przeszli do konkretów, ale skinął głową, nawet uśmiechając się słabo na wspomnienie herbaty. Wszedłszy do warsztatu rozejrzał się po nim, ciekaw tego, jak wygląda pracownia twórcy mioteł i innych magicznych cudowności transportowych. Przysiadł we wskazanym miejscu i założył lekko nogę na nogę, obserwując Brandonównę w jej królestwie. Kiwał głową, z lekko zmarszczonymi brwiami, skupiony na jej słowach, z pewną zazdrością wyczuwając lekkość z jaką o tym opowiadała. Znała się na swoim rzemiośle, co Bazyla zachwycało, ale równie bardzo mierziło, bo on się na tym nie znał i zawsze bolała go dupa, kiedy ktoś wiedział więcej o czymś, co mu obecnie było potrzebne. Pokładał wiele wiary w wiedzę zaczerpniętą z książek, okazywało się jednak, że rzemieślnicy poznają materię pracy nad magicznymi przedmiotami dużo bardziej namacalnie, niż suche formułki zapisane w podręcznikach instruktażowych. - Będę wprawdzie pracować z metalem - zaczął z namysłem - ...chyba. Może i kamieniami. Chcę stworzyć zależność między dwoma przedmiotami, coś jak w lusterkach dwukierunkowych, tylko kompletnie inaczej. - zmarszczył brwi, zdając sobie sprawę z tego jak idiotycznie to brzmi- Próbuję zrozumieć jak sprawić, by przedmiot niemagiczny, stał się magiczny. By, dajmy na to właśnie miotła, ze zwykłej zamiataczki stała się miotłą latającą. - wyjaśnił swój tok rozumowania.
Wiele wskazywało na to, że byli do siebie podobni w wielu kwestiach i być może, gdyby naprawdę lepiej się poznali, byliby w stanie nawet się zaprzyjaźnić. Być może, bo rzecz jasna ludzie, którzy byli do siebie zbliżeni, bardzo często nie byli w stanie tak naprawdę znaleźć wspólnego języka, gubili się w rozmach, spoglądali na siebie z niezadowoleniem, dostrzegając własne błędy, które nie były czymś, co chcieli widzieć, o czym chcieli wiedzieć, na co chcieli w jakikolwiek sposób zwracać uwagę. Niemniej jednak na razie Victoria nie zwracała na to zbyt wielkiej uwagi, skupiając się na innych kwestiach, na sprawach o wiele istotniejszych, jak pytania stawiane przez Basila, jak jego wątpliwości i plany, jakie przed sobą miał. Nic zatem dziwnego, że uniosła uprzejmie brwi, w geście prawdziwego zdziwienia, a następnie przesunęła palcami po wargach, zastanawiając się nad tym, jak miała ująć w słowa to, co zamierzała opisać. - Cóż, to wszystko jest po prostu splotem zaklęć i dobrze dobranego materiału, który w odpowiedni sposób znosi zmiany, jakie próbujemy na niego nanosić. Jeśli chodzi o dobór metalu, to zapewne więcej byłby w stanie powiedzieć ci Larkin, wie doskonale, jak zachowują się materiały, kiedy próbujemy je kształtować na swoją modłę. Kamienie są nieco prostsze, o ile oczywiście nie będziesz próbował stworzyć czegoś z piaskowca, już samo utrzymanie go w całości jest trudne, więc wracamy właściwie do punktu wyjścia - powiedziała łagodnie, uśmiechając się przy okazji, jakby właśnie opowiedziała najzabawniejszy dowcip świata, a następnie westchnęła i spojrzała w stronę wejścia do pracowni, gdy zjawił się jeden z pracowników sklepu z herbatą, o którą prosiła. Podziękowała za nią, sięgając po jedną z filiżanek i zamyśliła się wyraźnie, zastanawiając się nad tym, co wcześniej powiedział Basil, by w końcu przywołać do siebie całkiem pokaźny kawałek drewna. - Mogłabym zaczarować ten kawał dębu, nie obrabiając go i on również będzie wznosił się i opadał, jak miotła, ale jego zdolności będą inne, zniekształcone i zapewne osłabione. I jestem pewna, że musiałabym związać go większą ilością zaklęć, by zachowywał się dokładnie tak, jakbym tego chciała. W przypadku miotły zwracamy uwagę na jej masę, długość i małe detale, które mogą zmienić jej ciężar. Jeśli chcesz stworzyć coś, jak lusterka dwukierunkowe, z całą pewnością będziesz potrzebował silnych zaklęć, ale być może o mniejszej sile - powiedziała z namysłem, znowu przesuwając palcami po wargach. - Wiele zależy również od tego, czy będziesz chciał zmienić samą, pierwotną, strukturę danego przedmiotu, czy będzie on miał dodatkowo powiększać się albo pomniejszać, czy te kwestie cię nie interesują.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Kiwał z uwagą głową, przysłuchując się jej odpowiedziom. Zastanawiał się, czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu mógłby przełożyć tę wiedzę na swoje potrzeby. Bez wątpienia umiejętności twórczyni mioteł były czymś, czego mu brakowało. łatwo było szukać książek i czytać w nich zapiski magicznych rzemieślników, trudniej było to potem przełożyć na działanie. Zmarszczył lekko brwi i uśmiechnął się: - Rozmawiałem z nim, był nieoceniony, to prawda. - przyznał, bo jednak Swansea operował w dziedzinie, której najbardziej dotyczy jego projekt. To jednak nie do końca to, czego poszukiwał. Tworzenie biżuterii za pomocą magii to jedno, biżuteria nad którą chciał pracować Bazyl, miała odpowiadać noszącemu ją czarodziejowi, reagować bezpośrednio na jego emocje i wolę. Tak, jak reagowały na wolę użytkownika, wykorzystywane przez sportowców miotły. Wziął jedną z filiżanek i napił się ciepłego naparu, zdążył oczywiście zmarznąć, bo pogoda niby wcale nie tragiczna, a temperatury nie najgorsze, a jednak wilgoć przeszywała gdzieś do wnętrza ciała, wgryzając się pod ubrania i wyziębiając na jakimś innym poziomie, niż oczywisty. Zaraz jednak zaintrygował się zaprezentowanym przez krukonkę kawałkiem drewna, nawet podniósł się, by być nieco bliżej jej stanowiska pracy. Kiwał głową, bo to, co mówiła, miało oczywisty sens, a było perspektywą, na którą sam nie zwróciłby uwagi. - Na pewno chciałbym, by zmieniał formę. Oczywiście w granicach swojej wytrzymałości. - przyznał - Czy... - zamyślił się, próbując wykoncypować jak zadać to pytanie z sensem- Czy dałoby się stworzyć miotłę, która, dajmy na to, zmieniałaby trochę swój kształt, a jednak wciąż zachowywała swoje latające właściwości? - spojrzał na Vic- [b ]Czysto teoretycznie, nie wiem w co miałaby się zmieniać.[/b]
Victoria uśmiechnęła się lekko, dość słabo, kiedy Basil wspomniał o Larkinie, dochodząc do wniosku, że faktycznie musiała dawniej źle oceniać starszego mężczyznę, że traktowała go w sposób, w jaki nie powinna, ale to nie były rozważania na tę chwilę. Zastanawiała się jeszcze przez moment, czy miałaby do kogo odesłać stojącego przed nią chłopaka, ostatecznie pytając go, czy miał okazję dyskutować także z twórcami różdżek, bo w tym także, a jakże, krył się potencjał. Każdy rzemieślnik zajmował się zaklinaniem przedmiotów, każdy coś do nich przelewał, coś w nie wkładał, coś im dawał, do czegoś je zmuszał, ale każdy z nich miał inne zadania, inny zakres działania i miał odpowiadać zgoła innym potrzebom, o czym nie można było zapominać. - Jak bardzo miałby zmieniać formę? Bo to jest dość istotne pytanie. Czy miałby zmieniać się materiał, z jakiego jest wykonane, czy miałoby się powiększać albo zmniejszać? - zapytała, kiedy Basil znalazł się obok niej, a ona pozwoliła, by przywołany kawał drewna opadł na blat sporego stołu roboczego, przy którym właściwie zawsze stała, kręcąc się dookoła tworzonej miotły. - Pytasz o zmiany wywołane magią, jak rozumiem. Każda miotła nieco się zmienia pod naporem ciężaru ciała zawodnika, czy oporem powietrza, drewno również się rozpręża i musimy stosować sztuczki do tego, żeby nie pękło. Tym bardziej że staramy się uzyskać miotłę z jednego kawałka drewna, żeby zapobiegać problemom związanym ze sklejaniem materiału. Odpowiadając jednak na twoje pytanie, tak, dałoby się. Być może nieco traciłaby na właściwościach, być może byłyby słabsze, ale przy niewielkich zmianach nie powinno to być aż tak odczuwalne - stwierdziła ostatecznie z namysłem, analizując całą sprawę dogłębnie, starając się znaleźć jak najlepsze wyjaśnienie całej tej sprawy. Dodała zaraz, że należało również brać pod uwagę wielkość przedmiotu, który miał podlegać zmianom, bo to również mogło pewne kwestie zmieniać. Napiła się zaraz herbaty, przyglądając się cały czas kawałkowi drewna, jakby w nim znajdowały się odpowiedzi na wszystkie wątpliwości, na wszystkie problemy, z jakimi przyszedł do niej Basil. Westchnęła cicho, bo niestety nic nie było takie proste, a osiągnięcie sukcesu, jak sama się przekonała, było zależne od wielu małych elementów, na jakie normalnie nie zwracało się zbyt wielkiej uwagi.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zamyślił się ponownie, rejestrując w pamięci, by spróbować swoich sił w dyskusji z jakimś twórcą różdżek. Na myśl odrazu przyszła mu Marla O'Donnel, ale wydawała mu się niesamowicie zarobiona ostatnimi czasy. Chociaż kto wie, może uda mu się jakoś złapać ją na wspólny dyżur prefekciarski? - No nie wiem, powiedzmy, że miałaby się zwinąć w koło. - zaproponował pierwszy z brzegu pomysł, jako echo tego, że sam przecież pracuje nad bransoletami- Czy dalej byłaby w stanie latać? A jeśli tak, to czy udźwignęłaby człowieka? - zasadniczo główną rolą każdej miotły było unoszenie siedzącego na niej czarodzieja, idąc więc tym tokiem rozumowania, chdział wykoncypować, czy wraz ze zmianą jej formy jej docelowe właściwości byłyby zaburzone. Pokiwał głową twierdząco, marszcząc lekko brwi i przyglądając się dziewczynie, kiedy ta mówiła o swojej branży. - Jakie sztuczki? - podłapał- Jakieś obręcze? Co pilnuje, by nie pękły podczas rozprężeń? - dopytał. Obrócił kawałek dębu, który chwilę temu służył za obiekt nauczania, popijając swoją herbatę po czym westchnął cicho. - Pracuje nad elementem biżuteryjnym. - przyznał- Nie wiem, czy w związku z tym, że będzie to rzecz mała, będzie mi łatwiej, czy wprost przeciwnie - trudniej. - zmarszczył brwi- Pierwszy raz się za coś takiego biorę, ale... - wzruszył ramionami - No cóż, najwyżej nie wyjdzie. - powiedział takim tonem, jakby te słowa ledwie przecisnęły się przez jego zdławione chorymi ambicjami gardło. - Mogłabyś mi może... pokazać coś? Jakiś element Twojej pracy, coś nad czym teraz pracujesz. - zapytał, zerkając na nią ostrożnie. Każdy rzemieślnik miał swoje tajemnice, ale może akurat zechce mu zaprezentować jakies prostowanie witek czy montowanie siodełka. Wszystko się przyda.
- Tutaj dotykamy tak naprawdę problemu materiału i sposobu wykonania danego przedmiotu, a nie zaklęć. Jeśli zmienisz kształt miotły, to zmienisz również jej środek ciężkości, przeniesiesz go i spowodujesz, że wszystko zostanie zachwiane. Wydaje mi się, że zdołałaby się wznosić, ale utraciłaby przy tej okazji wszystkie inne właściwości, jak choćby sterowność - powiedziała z namysłem, rysując koło w powietrzu, spoglądając na kawałek drewna, który wcześniej tutaj sprowadziła, próbując sobie jednocześnie wyobrazić to, o czym rozmawiali. Wiele zależało od pierwotnych założeń i decyzji podjętych przez czarodzieja, który zamierzał coś stworzyć, który zamierzał coś zmienić, pokazać na nowo i udowodnić, że nie wszystko zostało do tej pory wynalezione. I Victoria ogólnie się z tym zgadzała, ale uważała, że nad pewnymi pomysłami należało pracować nieco dłużej, by nie doprowadzić do absurdów. - Tego jest dużo. Obręcze, stopki, zaciski na witkach, niektóre służą do redukcji przeciążeń w czasie wykonywania gwałtownych manewrów, niektóre zakłada się, żeby spowolnić proces rozprężania, a czasami w ten sposób próbuje się miotły naprawiać, ale nie uważam tego za właściwe. Powiedziałabym jednak, że część z tych elementów stanowi coś jak żelazny skarbiec, który chroni to, co najważniejsze - powiedziała w końcu, dopijając swoją herbatę, a potem otrzepała dłonie i odesłała filiżankę na boczny stolik, nie chcąc, żeby im przeszkadzała. Spojrzała jeszcze na Basila i uśmiechnęła się lekko, nieco zdziwiona jego prośbą. - To zależy, co chcesz zobaczyć. Aktualnie zajmuje się samym rzeźbieniem i próbą wydobycia odpowiedniego kształtu z kawałka drewna. Jeśli chcesz przekonać się na czym polega zaklinanie miotły, mogę pokazać ci to nawet na tym kawałku drewna, ale jak mówię, osiągnięte właściwości będą inne - dodała, sięgając po różdżkę, którą miała przypiętą przy pasku od spodni i na próbę poruszyła kilka razy ręką.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Zagryzł wargi, żując je chwilę w zamyśleniu. No oczywiście, logiczne, że miotła w innej formie nie działałaby dokładnie tak jak miotła. Ale przecież działałaby na innych zasadach, być może wciąż będąc sprawnym instrumentem podróży w przestrzeni. W głowie powoli formował mu się odpowiedni proces opracowywania posiadanych materiałów. Rejestrował skrupulatnie wszystkie sugestie, chcąc pamiętać, by czymś zabezpieczyć tworzone przez siebie przedmioty tak, jak zabezpieczano przed naprężeniami i rozprężeniami miotłę. Wszystko mógł tak naprawdę przełożyć na swoje potrzeby - musiał jednak zachowywać umiar i nastawić się na to, że niekoniecznie wyjdzie mu to za pierwszym razem. - Od jak dawna się tym zajmujesz? - zapytał znienacka, kiedy dziewczyna wzięła w rękę różdżkę i odsunął się lekko, by dać jej miejsce do zaprezentowania metod zaklinania miotły. - Jeśli to nie jest jakaś zawodowa tajemnica, chętnie zobaczę. - przyznał, marszcząc lekko brwi. Chciał nie tyle inspiracji, co doświadczyć na własne oczy jak wygląda praca z materiałem magicznym, jak ogarniać jego potencjał. Dziedzina magii w jakiej sam się specjalizował nie mogła mu się przydać w ramach wyzwań transmutacyjnych. Właściwie nie mogła mu się przydać do praktycznie niczego. Oparł się zadkiem o jeden z blatów w pracowni i z zainteresowaniem obserwował poczynania Brandonówny w jej królestwie.
Teoretyzowanie było ciekawe i Victoria naprawdę to lubiła, ale wiedziała jednocześnie, że w procesie twórczym nie było zbyt wiele miejsca na szaleństwa, kiedy wiedziało się już, co chciało się osiągnąć, kiedy wiedziało się, gdzie można się potknąć i co dokładnie może sprawić człowiekowi problem. Rozumiała rzecz jasna, dlaczego Basil pytał o taką zmianę w przypadku miotły i co chciał w ten sposób osiągnąć, ale jednocześnie miała świadomość, że nie tędy wiodła droga, jakkolwiek by na to nie patrzeć. Nie zamierzała się jednak na tym zbyt długo skupiać, bo nie prowadziłoby to tak naprawdę do niczego dobrego, jak również nie dałoby chłopakowi odpowiedzi na pytania, jakie w tej chwili go dręczyły, nic by to nie zmieniło i nie spowodowałoby, żeby jego życie w jakiś sposób się poprawiło. Nie dałoby mu również odpowiedzi na to, jak miał zaklinać przedmioty. - Mniej więcej od roku, ale tak naprawdę od urodzenia. Kwestie związane z wpływem magii na przedmioty będące środkami transportu jest czymś, co omawia się u nas przy obiedzie - przyznała zupełnie szczerze, bo nie uważała, żeby istniała konieczność ukrywania czegoś podobnego. Było to dla niej naturalne, tak samo, jak i oddychanie, więc nie uważała, że powinna to ukrywać. Wiedziała, że mogło to zniechęcać, ale jednocześnie pokazywało, że niezależnie od wszystkiego należało próbować, ćwiczyć i wciąż się doskonalić. Kiedy Basil się odsunął, przystąpiła do dzieła, pokazując mu, w jaki sposób należało zaklinać kawałek drewna, by cokolwiek z tego wyszło. Wskazała mu na niektóre czary transmutacyjne, wyjaśniła, że należy nakładać je w odpowiedniej kolejności, że nie można żadnego z nich pominąć. Starała się przedstawić mu cały proces jak najdokładniej, pokazując mu ostatecznie, że faktycznie kawałek drewna reagował podobnie do miotły, ale chwiał się i nie był w stanie zachować należytego poziomu, co podkreśliła, przypominając Basilowi o tym, że w pierwszej kolejności przedmiot musiał być odpowiednio przygotowany do tego, żeby spełniał swoje zadanie. Nie dało się po prostu rzucić czaru na pierwszy lepszy kamień i oczekiwać, że ten będzie zachowywał się tak, jak się oczekiwało. Gdy skończyła go instruować, okazało się, że zrobiło się już naprawdę późno, więc ostatecznie pożegnała się ze szkolnym kolegą, mając nadzieję, że ten zdobył potrzebną wiedzę, a później sama również wybrała się w drogę powrotną. Ciekawa była, czy Basilowi uda się osiągnąć to, co zamierzał i uznała, że za jakiś czas zapyta go, czy może czystym przypadkiem nie potrzebował jednak pomocy. Bo akurat to, co zamierzał zrobić, było jej całkiem bliskie.
z.t x2
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pilnie poprosiła o pozwolenie na wyjście, tak szybko, jak tylko dowiedziała się, że jej wujek przyjechał i miał problem z wejściem do posiadłości, ze względu na brak Seaverowej krwi (nawet jeżeli wszyscy traktowali go jak jednego z Seaverów, dla zaklęć sprawa była trochę bardziej jednoznaczna). Z tego też powodu niemal od razu zebrała się do niego, przypominając sobie w ostatnim momencie, by poprosić o przepustkę. Czy profesor Huxley by się na to zgodził? Pozostawało mieć nadzieję, że tak, bo już pędziła na błędnego rycerza. Szybką wiadomością zapytała Victorię, czy pasuje jej spotkanie się teraz na rozmowę i może kolejne przymiarki butów. Przeprosiła oczywiście za to, jak nagłe było to spotkanie i wytłumaczyła, skąd się wzięło i że zaraz po nim musiała uciekać do rodzinnej rezydencji. Nawet jeżeli spieszyło jej się do wpuszczenia wujka w mury domu, sprawa butów była równie pilna. Jej wejście w sezon było… Nie najprostsze. Zawody otwierające skończyła na trzecim miejscu, co, biorąc pod uwagę wszystkie przeciwności, nie było wcale złym wynikiem, ale ani trochę jej nie satysfakcjonowało. Za to musiała przyznać Victorii, że przy butach odwaliła niesamowitą robotę. Była w stanie na nich nie tylko przejechać program, ale i wyskakać wszystkie skoki… No, wszystkie poza dwoma pierwszymi, przy których zaliczyła paskudny upadek, przez który z resztą nawet po dobrym przejechaniu następnego dnia programu dowolnego, nie była w stanie wskoczyć na pierwsze miejsce. Z czego to wyniknęło? Kontuzja i fakt, że przed samym przejazdem nie testowała butów, zachowując je tylko i wyłącznie na zawody, by mieć pewność, że wytrzymają na nich. Oczywiście po nich oddała je od razu w ręce Victorii i odbierała tylko na następne występy. Kolejny już powoli się zbliżał. Weszła do sklepu z entuzjazmem, wołając głośno: - Dzień dobry?! – nikogo w tym momencie przy ladzie nie widziała, może musiał gdzieś pójść, więc zawołała trochę głośniej. – Czy jest tu może @Victoria Brandon?
Victoria, kiedy tylko otrzymała wiadomość od Harmony, przekazała, by skierować dziewczynę do jej warsztatu, kiedy się zjawi. Domyślała się, że ta chciała dowiedzieć się czegoś więcej o swoich nieszczęsnych butach, które potrzebowały jeszcze czasu do nabrania świetności i powrotu do pełni zdrowia. Nie zamierzała jej tego odmawiać, bo byłoby to z jej strony co najmniej głupie, choć zastanawiała się jednocześnie, jak to w ogóle było możliwe, że Gryfonka otrzymała możliwość opuszczenia Hogwartu. Z drugiej strony, jej praca, zawody i treningi niewątpliwie na to zezwalały, czy może raczej, tego właśnie wymagały, więc nawet szczególnie mocno się temu nie dziwiła. Tak samo, jak nie zdziwiła się, kiedy do warsztatu zajrzał niedawno zatrudniony chłopak i oznajmił jej, że właśnie przyprowadził Harmony. Zgarnął dziewczynę w głównym lobby sklepu, przepraszając ją, że musiała czekać, jednak na jego barki spadła odpowiedzialność za jedną z wystaw magicznych motocykli. Wiedział doskonale, że Victoria nie będzie chciała zbyt długo czekać, słyszał, że ceniła swój czas, więc starał się zabrać Harmony do dziewczyny jak najszybciej. Zapytał później, czy chciałyby się czegoś napić i oddalił się, żeby przygotować dla nich herbaty. Brandon otrzepała wtedy ubranie z wiórów i trocin, uśmiechając się łagodnie do swojego gościa, a następnie wskazała Harmony na jedyne miejsce do siedzenia, jakie znajdowało się w warsztacie. - Nie jestem pewna, czy uda mi się je naprawić w najbliższym czasie - powiedziała spokojnie, stanowczo, nie zamierzając oszukiwać dziewczyny, bo to po prostu do niczego by nie prowadziło. Harmony powinna mieć zdecydowanie świadomość, co się tutaj właściwie działo i jak trudno było złożyć w całość zniszczone buty. Teraz jednak wiedziała już więcej na ich temat i mogła szukać ich słabych stron.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie miała żadnych pretensji do pracownika, z uśmiechem go powitała, od razu przechodząc do rzeczy – spotkania z Victorią. Nie chciała marnować ani jej ani swojego czasu. Chociaż lubiła niezobowiązujące rozmowy, przerzucanie się żartami i spokojną atmosferę towarzyszącą pogawędkom, to była zbyt ważna kwestia. To była praca ich obu, jej zawody i profesja Krukonki. Nie było tu miejsca na nieścisłości, półsłówka czy wygłupy. Uśmiechnęła się na powitanie do koleżanki, mając nadzieję, że mogła ją tak już w swojej głowie nazywać. Oczywiście nie spytała o to teraz, wiedząc po co się spotkały i nie chcąc mieszać w grafiku dziewczyny za bardzo. - Nie muszą być w pełni naprawione, wystarczy, że będą sprawne, jak wtedy na zawodach – pokiwała szybko głową, zapewniając, że naprawdę nie liczyła na żadne cuda i była gotowa na wszystkie ryzyka. – Już wiemy, że mogę startować na nich jak tylko je ustabilizujesz! Wiem, wiem – pokręciła głową z niezadowoleniem dla samej siebie. – Koncertowo wtedy wyrżnęłam na pierwszym skoku, ale widziałaś drugiego dnia! Już wszystko było dobrze! Całkiem je wyczułam. Nie są łatwe do balansowania na nich, ale rozłożyłaś ich magię równomierniej więęęc… – przeciągnęła szczerząc się jak głupia, nie kryjąc nadziei i w głosie i oczach. Pragnęła startować dalej, we wszystkich zawodach, była pewna, że mogła sięgnąć i po złoto, jeżeli bardzo by się postarała i jeżeli tylko Victoria nie zrezygnowałaby z tego wyzwania. – Masz jakieś nowe, potrzebne pytania? Coś ci opowiedzieć o odczuciach po przejeździe?
Victoria strzeliła z niezadowoleniem językiem, a jej jasne oczy przybrały nieco twardszy wyraz, który jasno świadczył o tym, że ona oczekiwała cudów. Nie mogła sobie pozwolić na brak profesjonalizmu, na potknięcia, niedociągnięcia i inne problemy, które pokazałyby jej słabość. Nic zatem dziwnego, że zgłębiała wiedzę dotyczącą tworzenia najróżniejszych przedmiotów, że czerpała wiedzę od dawnych mistrzów rzemieślniczych, ucząc się ich fachu, szukając rozwiązań, jakich potrzebowała, starając się dostosować je do tego, z czym dokładnie miała problem. Rzecz jasna, było to niesamowite wyzwanie, coś, co w dużej mierze ją przerastało, ale nie byłaby Brandonem, gdyby nie zakasała rękawów i nie zabrała się do wytężonej pracy. - Muszą. I z pewnością kiedyś mi się to uda, ale to nie nastąpi dzisiaj, czy jutro - powiedziała, kręcąc lekko głową, dając Harmony wyraźnie do zrozumienia, że nie zamierzała się poddawać, że nie zamierzała tak po prostu rzucać całej tej sprawy w kąt. To byłoby dla niej coś całkowicie niewybaczalnego, tak więc wsparła się o blat roboczy, zakładając ręce na piersi i przyglądając się uważnie młodszej dziewczynie, po czym skinęła lekko głową. - Chcę, żebyś opowiedziała mi wszystko. Inaczej coś obserwuje się z boku, a inaczej mierzy się na własnej skórze. Co było lepsze? Co było gorsze? - odparła, rozkładając ręce na znak, że faktycznie chciała usłyszeć dosłownie wszystko. To było trudne do sprecyzowania i chociaż miała przemyślenia na ten temat, chociaż wiedziała, co mogło pójść nie tak, musiała również poznać zdanie Harmony. To ona wiedziała, w którym momencie buty odmawiały jej posłuszeństwa, jak duży nacisk na nie kładła i czy czuła zmiany w ich magicznej strukturze, czy tym razem udało się tego uniknąć. Victoria miała świadomość, że wiele było tutaj do zrobienia, ale przede wszystkim - do zrozumienia.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Uśmiechnęła się do niej, sama nie wiedziała czy bardziej radością, wdzięcznością czy na nowo odnajdowanym zapałem. Może wszystkim na raz, podszytym z każdej strony nadzieją. Gdy stał się wypadek, naprawdę nie sądziła, że jakkolwiek uda się odratować te buty, ich magiczną strukturę, wystartować na nich, w ogóle wejść na nich na wodę. Zdawało się do odległym życzeniem ściętej głowy, ale uparła się znaleźć rozwiązanie, a Victoria była jeszcze wytrwalsza. Jeżeli Krukonka chciała od siebie, tych butów i całego wielkiego przedsięwzięcia ich naprawy oczekiwać cudów, Remy nie mogła znaleźć się w lepszych rękach. - W to nie wątpię – pokiwała szybko i z przekonaniem głową, przyglądając się wadliwej parze uważnie. – Po prostu do tego weekendu starczy, żeby były tak stabilne jak poprzednio, poradzę sobie na nich. Chyba że będziesz miała pomysł na nowe poprawki, przetestuję wszystko, nawet jeżeli dopiero na zawodach – spojrzała na nią z determinacją, ona także nie bała się wyzwań. Na poprzednim konkursie też musiała uczyć się zmian w locie i mogła to zrobić raz jeszcze, raz za razem, byle tylko startować. Podeszła do butów i chwyciła je w ręce, wskazując na podeszwę w punkcie zaraz pod śródstopiem. - Zanim się za nie zabrałaś, miałam wrażenie, że muszę balansować na bardzo niezbalansowanej piłeczce w tym punkcie, która chciała się turlać przy każdym dotyku i nacisku – wytłumaczyła, po czym złożyła dłoń w szeroki łuk i położyła na niej buta, kołysząc go wzdłuż łuku. – Teraz jest to nie piłeczka, a bardziej uczucie łuku na którym balansuję. Już nie ucieka spode mnie, ale wciąż czuję się, jakbym walczyła o równowagę przy każdym skoku i wylądowaniu. Nie zrozum mnie źle, bez ciebie w życiu bym nie pojechała i to, że w ogóle mogę na nich jeździć jest czymś niesamowitym – szybko wytłumaczyła, raz jeszcze uśmiechem pokazując swoją wdzięczność. – Po prostu chcę opisać w czym brzmi problem. Mam wrażenie, jakbyś dała radę to… Zakrzywienie? Anomalię? Ten problem z magią rozłożyć na szerszą powierzchnię, na całą długość podeszwy, ale jeszcze nie równomiernie. Wciąż przeciąża się w tym jednym punkcie – skończyła, ponownie wskazując na to najbardziej problematyczne miejsce pod śródstopiem, to tam właśnie czuła najwyższy punkt łuku.
Victoria uśmiechnęła się lekko, przelotnie, a później westchnęła cicho, mając świadomość, że to, co satysfakcjonowało Harmony, nie odpowiadało jej. To było nadal zbyt mało, to było coś, czego jej brakowało, ten sukces, który jej uciekał, a chwilowa stabilizacja nigdy nie była tym, czego pragnął rzemieślnik. Zapewne dlatego jedynie skinęła głową na znak, że może się tak stać, że może uzyska tę stabilizację, ale wiedziała, że każde kolejne słowo Harmony może prowadzić do zmian w postrzeganiu tych butów, że może prowadzić do zastanawiania się, czy aby na pewno powinna sięgać po takie, a nie inne rozwiązania. W końcu coś mogło się zmienić, a tego nie powinna ignorować. Jej testy nie były tak dokładne, jak te, których mogła dokonać Gryfonka po prostu jeżdżąc, kładąc na nie nacisk i testując to, jak się zachowają w danym momencie. To był jeden z tych problemów, które akurat Victorię irytowały, ale nie mogła tego zmienić. Musiała opierać się na jej słowach. - Jak łuk – mruknęła, marszcząc przy tej okazji brwi. – Być może rozłożyłam za bardzo rdzeń. Och, chodzi mi o to, że mogłam błędnie ocenić miejsca, w których należałoby użyć właściwych zaklęć, nie do końca biorąc pod uwagę środek nacisku. Jest nieco inny, niż w przypadku mioteł. Mogłam też wykorzystać złe wiązanie, jeśli mówimy o zaklęciu. Zaobserwowałaś coś jeszcze? Jakieś… Skutki uboczne, iskrzenia, cokolwiek podobnego? – zapytała, przesuwając palcami po brzegu blatu, przy którym stała, przyglądając się jednocześnie butom, o których mówiły. Stanowiły dla niej niemałe wyzwanie i zdawała sobie z tego sprawę. Były czymś, czego nie dało się tak łatwo przeskoczyć, czymś, co dawało jej pole do popisu i zmuszało do myślenia, w sposób, jakiego nigdy nie stosowała. To powodowało, że jej wiedza, jako rzemieślnika, rozwijała się coraz bardziej. Popchnęła ją do kolejnych książek, zapisów, spotkań, rozmów, notatek i całej masy rzeczy, jakich nie chciała zostawiać. Budowała na tym swoją potęgę i nie zamierzała się nawet na chwilę zatrzymać.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Zastanowiła się, jak mogła lepiej wytłumaczyć Victorii to, co czuła, stojąc na tych butach, jeżdżąc na nich, lądując. Wiedziała, że dziewczyna nie mogła po prostu włożyć ich i użyć, szczególnie gdy były popsute, było to proszenie się o tragedię. Rozejrzała się po pracowni i znalazła kilka pozostałości po drewnie, kawałki ściętych i poprzycinanych mioteł, dopasowywanych kijów od nich i ich ścinków. - Mogę ich użyć? – zapytała się, wyciągając różdżkę. – Zaraz ci to pokażę! – uśmiechnęła się szeroko, promiennie, wpadając na pomysł, który wydawał jej się w sumie nienajgorszy. Może nie była najlepsza w transmutację, żeby nie powiedzieć, że była z niej nogą stołową, ale znała podstawowe zaklęcia i mogła je wykorzystać. Użyła najprostszego do zmieniania kształtu przedmiotu i powoli, dokładnymi ruchami różdżki zmieniła jeden fragment kija w elipsoidę – bardzo ostrą elipsoidę. - To – uniosła kształt, pokazując jej go dokładnie. Był niższy niż dziesięć centymetrów i szeroki na nie więcej niż trzy a najgrubszy punkcie. – Tak było przed zmianami. Jakby jeden ostry koniec był na wodzie, drugi na stopie, o tutaj – podniosła nogę i przyłożyła elipsoidę ostrym czubkiem tuż pod śródstopiem. – Nie było szans na balansowanie, po prostu się przewracało – wyjaśniła, łapiąc kolejny fragment z kija i zmieniła go w małą piłeczkę o średnicy dziesięciu centymetrów. – Zaraz po twoich poprawkach z kolei było jak na piłeczce – położyła kulkę na ziemi. – Spróbuj na niej staną i balansować, zobacz jakie to było uczucie, dużo stabilniejsze, ale wciąż się wysmykało – wzięła kolejny ścięty fragment, jego z kolei zmieniając w dość mocno wybrzuszony, ale i długi na piętnaście centymetrów łuk. – Ale wraz z rozgrzewką piłeczka ta ułożyła się pod naciskiem w taki kształt i już w nim została – położyła i wyczarowany kształt pagórka. – Teraz balansuję na czymś takim. Magia wciąż jest wybrzuszona w łuku, ale daje też dużo podparcia na bokach, już nie jest zawinięta sama w sobie, rozłożyła się, tylko jeszcze nie równomiernie – spojrzała na Victorię z uśmiechem i szczerym zaciekawieniem, czy taka próba na samej sobie lepiej by wytłumaczyła cały problem. – [b]Nie wiem co wpływa na to, żeby magię jeszcze bardziej zmusić do równomiernego rozłożenia, wiem za to, że dokładnie tak ją czuję.
Victoria nie miała pojęcia, co chciała zrobić Harmony, ale obserwowanie jej było co najmniej ciekawe. Poza tym, jak powoli transmutowała kolejne przedmioty, jak wszystko opisywała, pomagało Victorii nieco lepiej zrozumieć, o czym rozmawiały. Przez chwilę wahała się, a później wycofała się, przyglądając się temu, co stworzyła młodsza dziewczyna, milcząc cały czas. Marszczyła brwi, obserwując przedstawione przez nią kształty, wyraźnie coś obliczała, aż w końcu przy pomocy zaklęć przyprawiła swoim butom odpowiednie ostrza, tworząc z nich idealne łyżwy. To jednak nie był jej główny cel, bo już chwilę później zmieniła te ostre płozy w kształt, który pokazała jej Harmony, robiąc coś, czego zapewne robić nie powinna, ale co pozwoliło jej wyczuć, gdzie dokładnie jest problem. Widać było, że mimo wszystko się chwiała, że równowaga nie była tym, z czym się teraz przyjaźniła. Cofnęła zaklęcie, kiwając do siebie znowu głową i westchnęła cicho. - Kiedy witki w miotle nieco się psują, wykorzystuje się czasami klamry, do ich właściwego utrzymania, na pewno to widziałaś. Myślę, że możemy tutaj mieć podobny problem i podobną możliwość. Coś nie utrzymuje zaklęć w jednym miejscu i mam pewne podejrzenia, czym to może być, musiałabym jednak przyjrzeć się temu jeszcze uważniej. Myślę jednak, żeby zastosować coś, jak klamra właśnie – powiedziała, biorąc do ręki jeden z butów, przesuwając po nim palcem, jakby szukała w ten sposób miejsca, w które powinna wstawić blokadę. Domyślała się, że potrzeba będzie tutaj nieco brutalniejsza stabilizacja, jeśli chciała osiągnąć sukces, chociaż jednocześnie miała nadzieję, że nie będzie musiała za bardzo naruszyć samych butów. Obawiała się, że nie wszystko mogłoby wtedy pójść, jak należało. - Wyczuwasz jakąś różnicę po skoku? Jakieś przeniesienie nacisku, ciężaru, równowagi? – zapytała jeszcze, bo to również mogło jej wiele powiedzieć, wskazując na to, gdzie dokładnie traciła się równowaga.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Nie była zbyt dobra z transmutacji, ale miała nadzieję, że drewniane kształty ze ścinków pomogą lepiej im się zrozumieć. Wytłumaczenie co czuje się w mięśniach, jak ciało musi zapracować, kiedy przywodziciele najbardziej są wysilane i jaki to ma związek z dziwaczną anomalią w butach było tak poza zasięgiem zarówno jej wiedzy z kilku tematów jak i zasobów profesjonalnego słownictwa, że to była chyba jedyna droga. No przynajmniej jedyna, na której nie czuła się, jakby gadała jak potłuczona. - Myślisz, że da się na nie założyć klamrę? – nie negowała i nie była sceptyczna, a raczej najzwyczajniej w świecie zainteresowana tematem i trochę zbita z tropu. Grała w quidditcha i nie raz, nie dwa widziała, jak trzeba było naprawiać co bardziej pozużywane szkolne miotły. Buty były jednak czymś zdecydowanie mniejszym, delikatniejszym i o innej sterowności. Temat był równie ciekawy co zupełnie jej dotąd nieznany, w końcu nigdy tych butów nie musiała naprawiać. Ale była gotowa podjąć się wszystkiego, żeby tylko finalnie je naprawić. – Będzie wymagała jakiś specjalnych do tego przeróbek? Zastanowiła się nad kolejnym pytaniem Victorii, nim po prostu wystrzeliła z najbardziej ogólnikowym „tak”. Dziewczyna potrzebowała konkretów, więc znów Remy zacięła się chwilę nad jak najdokładniejszym najpierw zrozumieniem samych swoich przejazdów, dopiero później zrozumiałym opisem. Albo czymś chociaż do niego zbliżonym. - Nie jest ona aż taka duża – odezwała się w końcu. – Przy kopanych jej nie czuję, za to przy skokach krawędziowych jest przesunięta. Jakby krawędź nie była tam, gdzie brzeg podeszwy, a trochę głębiej. Po jeździe na łyżwach da się w sumie całkiem łatwo do tego przyzwyczaić – zaśmiała się głupkowato, bo ze wszystkich problemów, jakie spotkały ją pierwszego kwietnia ze sprzętem, ten był nawet wygodny. – Lądowanie za to jest bardzo odczuwalne. Jakby magia nie chciała do końca ustąpić i się rozejść… Jakby amortyzowała za bardzo? – uniosła brwi, próbując znaleźć właściwe słowa. – One mają amortyzować lądowanie, muszą się unosić nad wodą. Ale rdzeń aktualnie zdaje się nie tylko przyjmować siłę lądowania, ale oddawać ją z powrotem w nogę. Trudniej utrzymać lądowanie, jakby się to robiła na trampolinie! – podsumowała prawie że podekscytowana, gdy tylko to porównanie wpadło jej do głowy. – Myślisz, że to klamra też by ustabilizowała?
Victoria spokojnie pokręciła głową, nie spiesząc się w wyrażaniu swojego zdania, wyraźnie zastanawiając się nad tym, co miała zrobić i co usłyszała od Harmony. Była pewna, że będzie musiała nad tym wszystkim popracować i przetestować różne możliwości, co wcale takie proste nie było. Niestety. Chociaż jednocześnie odnosiła wrażenie, że wiedziała, co zrobić. Miotły stabilizowało się klamrami, różnego rodzaju obręczami, które pozwalały na lepsze rozłożenie ciężaru całego przedmiotu, o czym wspomniała, a później dodała również, że stabilizację magicznych przedmiotów osiągało się na różne sposoby. - Być może będę musiała założyć na podeszwę płytkę albo innego rodzaju obciążnik, który spowoduje, że magia, która teraz tak nieznośnie pływa, ostatecznie skumuluje się we właściwym miejscu. To jest wykonalne, ale będę musiała przeprowadzić przynajmniej kilka testów. Jeśli założę na próbę, nazwijmy je, klamry, będziesz mogła przetestować buty od razu? – odpowiedziała, spoglądając uważnie na Harmony, by drgnąć, gdy przyniesiono im herbatę. Tak bardzo skupiła się na tym, o czym rozmawiały, że zapomniała właściwie zupełnie o reszcie świata. Nic zatem dziwnego, że uśmiechnęła się nieco nieprzytomnie do chłopaka i zaraz się napiła, mrucząc coś do siebie, dokonując jakichś obliczeń, które wyraźnie były jasne tylko i wyłącznie dla niej. - Na razie wygląda na to, że magia po nich pływa. Zupełnie, jakbyś nalała wody do balonika i próbowała go nieco zgnieść albo nacisnąć. Siłą rzeczy woda przeleje się na drugi kraniec zbiornika, jednocześnie jednak stawiając coraz większy opór, prawda? Więc tutaj wygląda to podobnie, najwyraźniej nacisk powoduje, że zaklęcia są odpychane, próbują wymknąć się spod kontroli. Dlatego klamra mogłaby okazać się właściwym stabilizatorem – przyznała, wzdychając, by dodać, że potrzebowała kilku kolejnych dni na stworzenie czegoś odpowiedniego, na znalezienie czegoś, co pozwoliłoby jej zachować integralność butów, jednocześnie dodając im to, czego potrzebowały. – Wtedy spotkamy się nad jakimś stawem, dobrze?
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Słuchała z zainteresowaniem słów Victorii. Zabawnym było dla niej jak długo korzystała z różnego rodzaju magicznego transportu, ile trenowała na miotłach i przede wszystkim na tych butach, a tak mało wiedziała o sposobach ich naprawy. Klamra? No jasne, wiedziała co to, ale na jakiej zasadzie dokładnie działała, w jaki sposób kumulowała bądź rozpraszała magię układając ją pod wolę mechanika? Ani trochę. To wszystko było dla niej niesamowicie ciekawe i pewnie czerpałaby z tego dużo więcej przyjemności, gdyby przypadkiem testowym była anomalia inna, niż jej własne buty. Cóż, było jak było i najważniejsze, że Victoria chciała w tym uczestniczyć. Bez niej ten sprzęt chyba już dawno rozpadłby się pod naciskiem zaburzonej magii. Więc nie próbowała nawet narzekać, że uczyły się w locie o tym zupełnie nowym przypadku, czerpiąc jak najwięcej wiedzy, zrozumienia i długu wdzięczności, bo ten rósł najszybciej ze wszystkich innych rzeczy. Jeżeli Victoria znalazłaby na nie sposób, naprawdę należała jej się cała kwiatowa pielgrzymka. - Tak! – aż podskoczyła entuzjastycznie. – O każdej porze dnia i nocy mogę na nie wejść! Jak tylko będą gotowe, pisz od razu! Przyjdę nawet w piżamie! – pokiwała głową bardzo szybko, bo prawdą było, że nie marzyła o niczym w tamtym momencie bardziej, niż naprawie tych butów. Porównanie z balonikiem z wodą była bardzo trafne, o czym od razu powiedziała dziewczynie, by zapewnić jej jeszcze więcej informacji. Nie mogła sama ich przetestować, więc jak najbarwniejsza opisowość była ich jedynym rozwiązaniem. - Czyli chcesz zrównoważyć mój nacisk na but poprzez obciążnik w przeciwnym miejscu i domknąć go klamrą, żeby kumulował tam część zaklęcia? – podsumowała, nie będąc pewną, czy dobrze rozumie. Nie negowała, ba, uważała to za genialny pomysł, po prostu sama chciała wiedzieć w stu procentach, na jakie odczucie pod stopą miała się nastawić, żeby później dać jak najdokładniejszy feedback. W między czasie miły chłopak przyniósł im herbaty, za którą podziękowała wesoło. - Jaką najbardziej lubisz? – zapytała pomiędzy rozważaniem na temat tego nieszczęsnego sprzętu. – Może bym ci na następne spotkanie przyniosła jakąś z domu? Będę jeszcze dzisiaj odwiedzać rezydencję, więc mogę wyciągnąć dla ciebie jakiś ciekawy egzemplarz! – zaproponowała, nie mając póki co pomysłu, jak bardziej mogłaby jej podziękować za poświęcony czas.
Jednym było bowiem zajmować się sprzętem, a drugim było go użytkować. To, że ktoś był znakomitym graczem, nie oznaczało jeszcze, że musiał wiedzieć, jak dokładnie była budowana miotła, jakie szczegółowe zaklęcia były zaszyte w drewnie, czy jak ciężkie były klamry zatrzaskiwane na witkach wyginanych we właściwe strony. To samo dotyczyło chociażby różdżek, które przecież wszyscy użytkowali, ale nie oznaczało to ani trochę, że każdy czarodziej miał pełną świadomość tego, jak umieszczano w niej rdzeń, jak dokładnie ją składano, co z nią robiono. Nie dziwiła się więc, że Harmony faktycznie nie wiedziała zbyt wiele na temat szczegółowej budowy butów, które służyły jej do jazdy. Była artystą, a nie rzemieślnikiem i chociaż z pewnością nie była tak wielką ignorantką, by w ogóle nie wiedzieć, jak zostały stworzone, nie ulegało wątpliwości, że nie znała aż tak szczegółowo ich budowy, by móc bez problemu o niej opowiadać. - Dobrze, w takim razie możemy przetestować je nawet późnym wieczorem - powiedziała, uśmiechając się do niej lekko, przy okazji marszcząc brwi, bo jej zapał był na swój sposób fascynujący. Później zaś pokiwała głową na znak, że owszem, dokładnie to miała na myśli, starając się jak najlepiej opisać to, co zamierzała zrobić z butami. Nic innego nie przychodziło jej do głowy i odnosiła wrażenie, że w tej chwili takie rozwiązanie może okazać się najbardziej właściwe. Musiała znaleźć przeciwwagę dla magii, która zdawała się roznosić po butach w taki sposób, jaki jej się podobał, powodując, że wszystko, co do tej pory na nich osiągnięto, szło właściwie całkowicie w zapomnienie. Zerknęła na dziewczynę, gdy ta zapytała ją o herbatę i wzruszyła lekko ramionami, przyznając, że wolała mimo wszystko delikatniejsze mieszanki, jednocześnie dziękując jej za propozycję. Skoro miała zatem obiecaną herbatę i miała w perspektywie możliwość miłego spędzenia czasu, gdy znowu przyjdzie im testować buty Harmony, nie miała właściwie powodów do tego, żeby narzekać. I to właśnie jej się podobało. Między innymi.
Stworzenie odpowiedniej miotły nie było dla niej aż takim wyzwaniem, chociaż jednocześnie Victoria wiedziała, że będzie to wymagające, że będzie musiała nie tylko dowiedzieć się więcej o tym typie, ale również będzie musiała sprawdzić, czy wszystko było w porządku z wykonanym przez nią modelem. Z przyjemnością wybrała się na kursy, przysłuchując się uwagom dotyczącym zaklęć, wykorzystywanego drewna oraz pozostałych materiałów, na które musiała zwrócić szczególną uwagę, jeśli nie miały rozpaść się od razu, przy pierwszej możliwej próbie ognia. Dlatego też zwróciła na to szczególną uwagę, kiedy zabrała się za przygotowanie właściwej miotły, kiedy postanowiła przystąpić do tego działania, najpierw wykonując szkic odpowiedniej wielkości. Przeniosła go następnie na kawałek niesamowicie wytrzymałego drewna, który wybierała uważnie przez cały miniony dzień. Szukała czegoś, czego nie będzie musiała specjalnie spajać, żeby nie musiała również obkładać go dodatkowymi zaklęciami, jakie nic by nie przyniosły, które mogłyby jedynie osłabić ostatecznie miotłę, a co za tym idzie, dać efekt odwrotny do zamierzonego. Stopniowo, krok za krokiem, ruch za ruchem, wydobywała z tego kawałka drewna kształt, którego potrzebowała. Nie spieszyła się, nie robiła niczego, co okazywałoby się nadmierne, nie zatrzymywała się jednak, żeby jakoś szczególnie długo wypoczywać. Pracowała wytrwale, dbając o to, żeby powstająca miotła nabrała właściwych kształtów i zachowała równowagę, jaką musiała później wyważyć, przez dodani okuć i witek, które tym razem powinny być jak najbardziej zwarte. Nie potrzebowała elementów, które mogły gwałtownie i łatwo zająć się ogniem, które mogły zamienić ten środek transportu w pochodnię. Owszem, później zamierzała obłożyć ją odpowiednimi zaklęciami, również tymi odbijającymi, ale w każdej pracy zdarzały się po prostu wypadki. Kiedy udało jej się już uzyskać podstawowe kształty miotły i znalazła środek ciężkości, zostawiła wszystko, by w ten sposób czekało na nią do kolejnego dnia. Drewno musiało również pracować w swojej nowej postaci, musiało ułożyć się, rozprężyć, a ona nie chciała go zepsuć. Dlatego też dopiero z nastaniem kolejnego dnia zaczęła dopasowywać okucia, odmierzając je starannie i przystosowując metal do tego, by spoił się z drewnem. Wybierała osobno każdą kolejną witkę, przesuwając ją w palcach i sprawdzając jej giętkość. Musiała upewnić się, czy wszystko było z nimi w porządku. Krok po kroku łączyła kolejne elementy, spajając drobne niedociągnięcia w trzonie miotły, pilnując, by nie pozostała w żaden sposób nierówna. Upewniła się w tym, nim pociągnęła drewno właściwymi lakierami, nim je zabezpieczyła, po czym zaczęła nakładać na nią okucia, dbając o ich równomierne obłożenie, żeby przypadkiem miotła nie przechylała się na żadną ze stron. Mając ją w takim stanie, rzuciła na nią podstawowe zaklęcia, które pozwoliły się jej wznosić. To zaś pozwoliło jej na ocenienie, jak miotła zachowywała się w locie i poprawienie części niedoróbek, które sprawnie i spokojnie poprawiała w kolejnych dniach. Krok za krokiem, tworząc coś, co nadawało się do szybkich zwrotów. To było potrzebne, gdy działało się w pośpiechu i nie było nawet chwili wytchnienia w pewnych działaniach. Na sam koniec Victoria zaczęła nakładać na miotłę zaklęcia chroniące przed żywiołami. Po tym, jak przy pomocy transmutacji dostosowała najmniejsze elementy, by do siebie pasowały, by się dopełniały i nie pozwalały na niekontrolowane przechyły. Postarała się, żeby tworzony przez nią przedmiot był odporny na jak więcej zniszczeń i niedogodności, wkładając w tę pracę niemalże całe swoje serce oraz doświadczenie, dbając o każdy, najmniejszy nawet krok, czy ruch. Przetestowała ją, sprawdziła, czy jej czary zadziałały, a gdy miała tę pewność, pokiwała do siebie głową i zapakowała miotłę w odpowiednie pudło, opatrzone symbolem rodowym i odetchnęła głęboko, nim odesłała je we wskazane przez Ministerstwo miejsce, dumna z tego, co zrobiła.
z.t +
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Nicholas był na karnawale w Venetii. Był na wykładzie w Dniu Fali i dostał tam bucentaur w butelce, ale tak go zaaferowało spotkanie z Timem, że wsadził gdzieś świstoklik i nie miał pojęcia gdzie. Obecna seaverowa przygoda byłaby idealną okazją, żeby wykorzystać pamiątkę, ale tak się gdzieś ukryła, że Nicholas nie mógł nic na to poradzić. A kto nie ma w głowie, ten musi mieć w nogach, albo jak w tym przypadku - w portfelu. Powrotny i tak musiałby kupić, ale zaoszczędziłby na podróży w jedną stronę. Plując sobie w brodę za własną nieuwagę poszedł do Fantastycznych Podróży Brandonów i poczynił zakup dwukierunkowego świstoklika prosto do Venetii. Zapłacił, podziękował, a potem nie zwlekając dłużej wrócił do rezydencji Seaverów, by dokończyć przygotowania do podróży. ZT