Ogromne błonia przecina wydeptana ścieżka wyłożona gdzieniegdzie żwirem, prowadząca między pagórkami i niejednokrotnie pod górkę. Po drodze napotkać można kilka kamiennych ławek, na których można przysiąść i odciąć się od tłoku. Jedynym minusem tego miejsca jest fakt, że w lecie ławki nagrzewają się słońcem do takiego stopnia, że nie da się na nich usiąść.
Jin raczej nie potrzebował pomocy, może jedynie wsparcia mentalnego przed meczem, aczkolwiek branie wsparcia od swojego przeciwnika nie było zbyt... Dobrym pomysłem. Ani dobrym ani mądrym żeby w ogóle jakkolwiek o to prosić. Mimo to normalna rozmowa była w porządku, prawda? Brunet niby nie lubił rozmawiać z ludźmi, zresztą nawet nie przepadał za nimi ale w tym przypadku nie odezwanie się nawet zwyczajnym "cześć" było dla niego niemiłe, no a dalsza rozmowa poszła u niego jakoś tak... Sama z siebie.
Nie wiedział zbytnio jak odpowiedzieć na pytanie o zainteresowanie rozgrywkami, niby norma jakby powiedział, że tak ale... Miał cichą ochotę przyznać się, że gra w drużynie. - W sumie racja, raz jedni mają szczęście a raz drudzy - przytaknął lekko głową zgadzając się z nią jednocześnie. - Interesują, owszem. Nawet bardzo, zwłaszcza jak się gra. - odważył się o tym powiedzieć, ale pod koniec nerwowo zaśmiał się obawiając się jeszcze nieco jej reakcji.
Głównie stresował się dlatego, że był przed nim mecz quidditch'a i to przeciwko Victorii, która grała w przeciwnej drużynie. Teraz już i tak nie było tak źle jak wcześniej, w końcu ta nie poznała go od razu jako pałkarza, a jako zwykłego ucznia więc jej reakcja na spowiedź nie mogła być taka zła... Przynajmniej tak brunet sobie wmawiał.
Victoria nie była potworem, nie była również tak przerażająca, jak mogło się wydawać. Owszem, była dość chłodna, dość wyniosła, daleko jej było z całą pewnością do roześmianych i otwartych ludzi, którzy nie bali się zawierać przyjaźni, jednak daleko było jej do kogoś, kto nienawidziłby innych jedynie z powodu ich istnienia. Poza tym była tym człowiekiem, który kochał dzielić się swoją pasją, który lubił o niej mówić, a jeśli znajdował kogoś, kto to rozumiał, cieszył się z tego faktu dodatkowo. Dlatego też uśmiechnęła się do niego lekko, ledwie widocznie, jak to ona, a następnie skinęła głową na znak, że się z nim zgadzała. - Wtedy rozmowa wchodzi na zupełnie inny poziom. Nie wydaje mi się, żebyś grał w którejś z drużyn krajowych, ale mogę się mylić, nie interesuję się aż tak sportem. Raczej samymi miotłami i ich osiągami - odpowiedziała prosto, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego wydawało jej się, że chłopak się aż tak bardzo denerwował. Nie miała pojęcia, co takiego zrobiła źle, bo w końcu nie patrzyła na niego krzywo, nie próbowała na niego naskakiwać ani atakować. Victoria miała oczywiście świadomość, że nie należała do najłagodniejszych, najspokojniejszych na świecie ludzi, ale mimo wszystko nie odnosiła wrażenia, żeby była aż takim potworem. Rzecz jasna, jako prefekt budziła niepewność, lęk, budziła u innych niechęć, kiedy uczyła ich przestrzegania zasad, ale to nadal nie oznaczało, że należało widzieć w niej zło wcielone. Liczyła więc na to, że chłopak jakoś się uspokoi, a co za tym idzie, przestanie trząść się jak liść na wietrze.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Dyżur prefekta - listopad 2023 - scenariusz Cesarz
Aneczka uwielbiała spędzać czas na świeżym powietrzu, dlatego kiedy przypadł jej dyżur na błoniach, była zachwycona z wielu powodów. Po pierwsze była to okazja, żeby się odprężyć i uspokoić, a tego właśnie było trzeba chorej na Pressurę prefektce, a po drugie na błoniach znacząco wzrastało prawdopodobieństwo natknięcia się na Atlasa, który jako Ten Jedyny wciąż dominował w serduszku i myślach Aneczki. Puchonka musiała obejść się jednak bez tej rozkoszy dla oczu, bo obowiązki szybko ściągnęły jej wzlatującą w porywach namiętności duszę. Gdzieś niedaleko rozgrywała się istna kłótnia między młodziakami, którzy najwyraźniej nie potrafili dojść do porozumienia w jakiejś kwestii. Aneczka czujnie rozejrzała się wokoło i dostrzegła sprawców całego zamieszania. Oni ją również, a ponieważ z odznaką prefektka wcale się nie kryła, dzieciaczki szybko do niej podbiegły, by zasięgnąć rady. Aneczka była wniebowzięta. Wreszcie mogła z pełnym przyzwoleniem stron zainteresowanych wyrazić swoją opinię, udzielić wskazówek młodszym i wnieść w ich życie trochę światła mądrości. Tłumaczyła im wartość pieniądza w zestawieniu z wartością przyjaźni. Roztaczała przed nimi barwne opowieści o tym, co się w życiu liczy najbardziej i to, że nie można być małostkowym. Tłumaczyła długo, cierpliwie i rzetelnie, pragnąc otworzyć im oczy na to, że pieniądze nie były aż tak ważne, i że porozumienie z druhem było o wiele cenniejsze niż ten jeden smutny galeon, o którego tak zawzięcie kruszyli kopie. Niestety im więcej Aneczka tłumaczyła, tym bardziej miny dzieciaków stężały, wyraźnie świadcząc o gwałtownie słabnącym zainteresowaniu rozwiązaniem sporu, z którym do niej przyszli. Musiała zatem szybko coś wymyślić, żeby przywrócić znów ich wiarę w mądrość prefektów. Przyszło jej do głowy kilka rozwiązań, którymi też zaczęła się dzielić z dzieciakami. Mogli kupić za znalezione galeony słodycze za nieparzystą kwotę i zjeść je wspólnie. Mogli przekazać ten galeon na cele charytatywne bądź klubowe. Mogli z jego udziałem zrobić wiele rzeczy, ale żadna nie znalazła pełnej aprobaty dla pełnoletniej już puchonki. Wreszcie Aneczka poczuła, że daje za wygraną. Chciała jak najszybciej po prostu rozwiązać ten problem w sposób szybki i klarowny, bez zbędnych opowieści naokoło. Panienka Anna Luna Brandon zaczerpnęła oddech, a potem przejęła monetę i podrzuciła ją w górę. - Jak wypadnie smok, ty bierzesz nieparzystą monetę. - zadecydowała, wybierając jednego z chłopaków. - A jeśli czarodziej, to ty. Powiedziała to tak stanowczo, że nie było sposobu, aby się z nią kłócić. Po prostu zadecydowała i tyle, doprowadzona do ostateczności. Chłopcy chyba nie byli do końca zadowoleni z tego rozwiązania, ale to nic nie szkodziło. Już jak odchodzili, Aneczka dosłyszała od nich rozmowę, że jednak mogłoby kupić te słodycze i wspólnie zadecydowali, że zgoda. Panienka Brandon odetchnęła z ulgą, kiedy już zniknęli. Nagadała się za wszystkie czasy, ale grunt, że odniosła zamierzony skutek. Ostatecznie chłopcy się dogadali, a o to przecież chodziło!
Informację o lokalizacji pojedynku otrzymaliście pocztą wieczorem poprzedniego dnia. Gdy przychodzicie na miejsce, czeka już na was przedstawiciel grona nauczycielskiego - sekundant. Żwirowana droga jest opustoszała, w końcu jest tak wcześnie rano. Nikt nie będzie świadkiem waszego starcia, ale jesteście pewni, że wieść o tym, kto wygra, magicznym sposobem w mgnieniu oka rozniesie się po szkole.
1. Przypominamy, że obowiązują nas zasady pojedynków i ligi szkolnej. Używanie czarnej magii dyskwalifikuje uczestnika i niesie za sobą konsekwencje fabularne. 2. Rzucamy w przeznaczonym do tego temacie. Inne rzuty nie będą uwzględnione. 3. Pojedynkujący rzucają literę, kto ma bliżej "A", zaczyna. 4. Obowiązują modyfikatory wynikające z cech eventowych i przerzuty wynikające z zasad podstawowych. 5. Obowiązuje zasada "Jesteś za silny". 6. Pojedynek na tym etapie rozgrywa się do jednego celnego trafienia i wymaga jednego posta opisującego przebieg spotkania. 7. Obowiązują rzuty na widziadła. Rozgrywacie je w poście poniżej przed rozpoczęciem pojedynku. Mechanicznie nie wpływają na jego przebieg, choć mile widziane jest opisanie strat moralnych. 8. Liczy się stan kuferka w chwili rozpoczęcia się pojedynku.
Termin na napisanie posta to 25.05.2024, godz. 20:00. Postać która do tego czasu nic nie napisze (choćby o tym, że czeka na przeciwnika) przegrywa walkowerem.
<zg>Kuferek:</zg> # Zaklęcia, # Transmutacja <zg>Magia dominująca:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Magia poboczna:</zg> Zaklęcia/Transmutacja <zg>Litera:</zg> [url=link]#[/url] - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. <zg>Potencjał magiczny:</zg> wpisz <zg>Średnia potencjału:</zg> wpisz (średnia potencjału twojej postaci i przeciwnika), można usunąć tę linijkę po pierwszym poście i ustaleniu progów. <zg>Progi:</zg> #pkt/#pkt/#pkt <zg>K100:</zg> [url=link]#[/url] <zg>Skuteczność magiczna:</zg> <zgss>Obrona:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zgss>Atak:</zgss> potencjał magiczny+k100 <zg>Pozostałe przerzuty:</zg> Y/Z <zg>Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji:</zg> wpisz
______________________
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Kuferek: 11 Zaklęcia, 2 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:E - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. Potencjał magiczny: 12 Średnia potencjału: 12 Progi: 32/62/102 Przebieg walki: Runda 1, atak Jenny:52 + 12 = 64 (atak dobry) Runda 1, obrona Christiana:53+11=64 (obrona dobra) Runda 2, atak Christiana:46+11=57 (atak umiarkowany) Runda 2, obrona Jenny:85 + 12 = 97 (obrona dobra, bonus do ataku +10) Runda 3, atak Jenny:18 +12 +10 = 40 (atak umiarkowany) Runda 3, obrona Christiana:2 +11 = 13 (obrona nieudana) Pozostałe przerzuty: - Widziadła:Brak
Jenna była podekscytowana pojedynkiem, w którym przyszło jej brać udział. Oczywiście to, że trafiła w walce na swojego kuzyna ułatwiało sprawę. Nie chodziło bynajmniej o to, że Christian był gorszy od niej. Wręcz przeciwnie. Byli na zbliżonym poziomie, w przeciwieństwie do pozostałych uczestników szkolnej ligi. Przeważali w niej studenci z dużym doświadczeniem i umiejętnościami, tacy jak Drake, Victoria i Maxim, z którymi walka była z góry skazana na porażkę, bo byli zwyczajnie za silni. Z Christianem przynajmniej mogła się chwilę nacieszyć walką. Była szybsza, dlatego w pierwszej kolejności wyprowadziła atak Everte Statum licząc na to, że pośle Christiana na matę, ale nic z tego! Kuzyn się zasłonił, a potem poosłał w jej stronę zaklęcie, przed którym ledwo się obroniła. Dopiero w kolejnej wymianie zaklęć rzuciła Orbis, tym razem skutecznie wiążąc krukona świetlistymi pętami. Kiedy jej zwycięstwo zostało oficjalnie odtrąbione, zdjęła czar z chłopaka, a potem uścisnęła mu rękę. - To było nieprzeciętnie ekscytujące! - powiedziała, a jej oczęta faktycznie świeciły z zachwytu. - Może powtórzymy to poza ligą?! Wiesz, tak na spokojnie, dla treningu!
Ostatnio zmieniony przez Jenna Hastings dnia Nie 26 Maj - 7:47, w całości zmieniany 1 raz
widziadła:nie Kuferek: 9 Zaklęcia, 3 Transmutacja Magia dominująca: Zaklęcia Magia poboczna: Transmutacja Litera:H - potrzebne tylko do pierwszego posta, potem można usunąć tą linijkę. Potencjał magiczny: 11 Średnia potencjału: 12 Progi: 32/62/102 Przebieg walki: Runda 1, atak Jenny:52 + 12 = 64 (atak dobry) Runda 1, obrona Christiana:53+11=64 (obrona dobra) Runda 2, atak Christiana:46+11=57 (atak umiarkowany) Runda 2, obrona Jenny:85 + 12 = 97 (obrona dobra, bonus do ataku +10) Runda 3, atak Jenny:18 +12 +10 = 40 (atak umiarkowany) Runda 3, obrona Christiana:2 +11 = 13 (obrona nieudana) Pozostałe przerzuty: - Wykorzystane modyfikatory z cech i specjalizacji: -
Nie był zachwycony tym, że trafił akurat na Jenn. Ćwiczył z nią zaklęcia ofensywne, ale nie miał ochoty używać ich bezpośrednio na niej. Za nic w świecie nie chciałby jej zrobić krzywdy, ale pojedynek to pojedynek, nie zamierzał dawać jej forów, bo za dobrze go znała i wyczułaby to, i pewnie długo by mu wypominała. Jej pierwsze zaklęcie zablokował przy pomocy Accenture i odpowiedział drugim z zaawansowanych zaklęć, jakie znał, czyli Drętwotą. Jenn jednak była bardzo szybka i poradziła sobie z nim. Widać treningi quidditcha wyostrzyły jej refleks. Gwizdnąłby z uznaniem, gdyby miał na to czas, ale kuzynka mu go nie dała. Jej ostatni atak pokazał, że jednak była lepsza w zaklęciach, bo użyła orbis, którego on jeszcze nie znał i nie wiedział, jak się przed nim obronić. Pomimo tego, że przegrał, na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy sekundant ogłosił zwycięzcę. Jenna wygrała z nim w uczciwej i dobrej walce, był z niej bardzo dumny. - Byłaś niesamowita, myślałem, że dłużej powalczymy, a tu pyk i po sprawie. Bardzo chętnie z tobą posparuję, przyda mi się trening pojedynkowy, może w następnym turnieju z tobą wygram. Młody krukon nie miał problemów z przyjmowaniem porażek, nawet z dziewczynami, nauka mugolskich sztuk walki nauczyła go, że raz się wygrywa, a raz przegrywa, i z obu należy wciągnąć naukę.
Zwierzę: szczuroszczet Łapanie:5 Modyfikatory: nie Sukces
Ostatnim stworzeniem, jakie udało mu się wyśledzić, był szczuroszczet. I musiał przyznać, że istota ta ani się nie próbowała ukryć, ani nie wyglądała na dziką, wręcz przeciwnie. Można było odnieść wrażenie, że żyjąc w pobliżu zamku oswoiła się z widokiem ludzi, być może karmiła się dosłownie wszystkim, co wpadało jej w łapy i traktowała czarodziei, jak dostarczycieli czegoś dobrego. Trudno było powiedzieć, ale na pewno nie była uważna, nie bała się i pozwoliła mu podejść tak blisko, że właściwie natychmiast pochwycił ją i umieścił w transporterze. Szczuroszczet nie zaprotestował, nie kwiknął, nie zachował się, jakby stało się coś złego, wręcz przeciwnie, pokornie przyjął swój los, trafiając do zamkniętej klatki i w ten właśnie sposób wyruszył w podróż, jaka miała zakończyć się na dębowej polanie. Frederick zaś nabrał pewności, że okoliczne okazy zwierząt naprawdę przywykły do tego, że tuż obok nich żyli czarodzieje i po prostu się ich nie bały. To zaś powodowało, że cała sprawa robiła się, cóż, niebezpieczna dla obu stron.
z.t
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Zwierzę:szczuroszczet Łapanie:4, dorzut 6 Modyfikatory: nie Sukces / Porażka
Aneczka wyszła z oranżerii dumając nad tym, co właściwie było przysmakiem szczuroszczetów. Oczywiście uczyła się o tym przed OWTMami, ale jakoś obowiązki prefektowe no i kwitnący związek skutecznie odciągnęły jej uwagę od takich informacji. Spacerując z @Thomas Seaver - znów za rękę, jak na zakochaną parę przystało - starała się wyszperać z czeluści umysłu potrzebne informacje i... Znalazła! - Ślimaki! - wypaliła, zachwycona tym, że pamięta. Jak na zawołanie zza krzaka wylazł szczuroszczet, a puchonka z przynęt przygotowanych przez profesora Rosę wygrzebała dorodnego ślimaczka bez skorupy. Nie było to może najprzyjemniejsze zajęcie, ale tak zwabiony szczuroszczet łatwo dał się schwytać, a kiedy już bezpiecznie wylądował w transporterku, Aneczka zerknęła kontrolnie na Tima, by później razem z nim odnieść gryzonia pod opiekę nauczyciela.
ZT
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Zwierzę:wozak Łapanie:1 i nieparzysta + 3 (Pani Hudson!) = 4, przeklinam i mam dwa wozaki! Modyfikatory:Pani Hudson Sukces
Pani Hudosn chyba ich śledziła, bo gdy Fern złapała kolejne dwa wozaki tym razem przy pomocy przyszłej nauczycielki i ruszyły w dalszą drogę razem z Aiyaną, bo Aoife wymiękła już po pierwszym zwierzaku, widocznie niektórzy są tylko mocni w gębie. Fern mogła się już pochwalić pokaźną kolekcją wulgarnych fretek, bo miała ich właściwie cztery plus zająca z porożem. No, mam teraz cztery. Chyba faktycznie jestem w tym dobra, obie jesteśmy. Wskazała na transportery Ayiany z jackalope i szpiczakiem, a nawet z wozakiem, bo właśnie @Bridget Hudson znowu pojawiła się na horyzoncie i gdy pomogła puchonce to Young postanowiła wykorzystać okazje, również korzystając ze wpierającej dłoni pani Hudson. Fern nic sobie nie robiła z przeklinania wozaków, bo ich nie słyszała, za to Mitchelson musiała się nasłuchać takich epitetów... Czego ta szkoła uczyła? Sama ślizgonka miała nadzieje, że jej przeklinanie na dzisiejszej lekcji będzie na Wybitny, w końcu to dzięki wulgaryzmom zaskakiwała wozaki. - Wojebaki! - Wykrzyknęła ponownie, nie zwracając nawet uwagi, że nauczycielka jest w pobliżu, znowu łapiąc dwa. Nie miała pojęcia, jak to jest, że gdy przed nią pojawiała się jedna fretka, klnąc siarczyście, to zaraz do niej przyłączała się druga. Miała już sześć wozaków, ale zaczynało się robić to nudne, bo wystarczyło użyć niezbyt ładnych słow, a one zawsze dawały się na to nabrać. Poczekała, aż Mitchelson upora się ze swoim zwierzakiem i jakby mogła również liczyć na pomoc Fern, a następnie ruszyły dalej. Na poszukiwania kolejnych zwierząt, bo wcale nie miały dość!
Zwierzę:Wozak! Łapanie:5+3 Modyfikatory: Tak (Pani Hudson) Sukces
Mimo tego, że Fern łapała Wozaki zawodowo, tych wulgarnych fretek wciąż nie ubywało. Choć jedenastolatka nie była tak doświadczona jak starsza ślizgonka, nie tylko pod względem znajomości zwierząt, ale także kreatywności w bluzgach, też chciała dołożyć małą cegiełkę w wyłapywaniu tych brzydko mówiących stworzeń. Pomachała wesoło @Bridget Hudson, która do tej pory była niezastąpioną pomocą, a następnie podbiegła do nauczycielki, prosząc o dodatkowe rady. Nie chciała łapać Wozaka sposobem Fern, niezależnie od tego, jak skuteczny by on nie był. Zamierzała podejść do tego bardziej... po swojemu. Bez obrażania niewinnego stworzonka, które najprawdopodobniej nawet nie wiedziało, jakie okropności wypływały z jego pyszczka. Jeżeli ktoś miałby być za to krytykowany, niewątpliwie powinna być to osoba, która ich tego nauczyła. Wszak to ona dała bardzo niewłaściwy przykład. I tym razem podeszła do sprawy w bardziej cywilizowany sposób, jeżeli można było tak określić zakradnie się do przeklinającej fretki. Dzięki pomocy nauczycielki, ponownie obrała najodpowiedniejszą drogę, nie wywołując przy tym niepotrzebnego hałasu. Nie potrzebowała wiele, aby pochwycić kolejne zwierzątko, a następnie zamknąć je w transporterze. Nie był to jednak koniec ich przygód.
/zt x2
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 15
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Zwierzę:wozak Łapanie:2, mundurek 2 Modyfikatory: nie Sukces
Tak samo jak koleżanki, Ifka również ruszyła żwirowaną drogą, jednak w dokładnie odwrotną stronę. One zamierzały szukać więcej zwierząt, ona chciała już rzucić te zajęcia w diabły i zająć się czymś ciekawszym. Nie planowała łowów, a jednak kiedy na jej drodze stanął wozak, nie mogła przegapić okazji. O dziwo, nie zbluzgał jej, respektując szkolny mundurek, nawet pomimo rozchełstanej koszuli zawiązanej pod biustem. No, pod miejscem, w którym powinien być biust, bo kobiece kształty Norweżki jeszcze nie rozwinęły się w pełni. - Hej, skubańcu - powiedziała bardziej do siebie, niż do kuny, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Sięgnęła po siatkę, wciąż "hipnotyzując" gryzonia spojrzeniem niczym kobra, a potem jednym, sprawnym ruchem capnęła zwierzaka. No proszę. Trzeci okaz wylądował w transporterku, a ona sama nie niepokojona już przez nikogo, wróciła na dębową polanę.
ZT
Nicholas Seaver
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Zawsze ubrany na czarno w strój zakrywający wszystko prócz dłoni i głowy. Prawie nigdy się nie uśmiecha, za to wiele emocji można wyczytać z jego spojrzenia.
Zwierzę:szpiczak Łapanie:3, ale za kuferek rozpatruje 4 Modyfikatory: nie Sukces
Szedł żwirowym traktem, troskliwie niosąc transporterek, kiedy dosłownie tuż przed nim pojawił się kolejny szpiczak. To chyba był znak, tym bardziej, że ten, którego Nico już odłowił, zdawał się szczególnie poruszony. Czyżby rodzina? Wiedział, że nie należy uczłowieczać zwierząt, ale mimo wszystko serce mu ścisnął żal. Położył miseczkę z mlekiem na drodze, a potem zaczekał, aż zwierzę zdecyduje się podejść bliżej, a potem równie łagodnie ci poprzednie zapakował je do transporterka. Zdaje się, że stworzenia się znały i lubiły, bo momentalnie siupnęły obok siebie, nie wdając się w żadne bójki czy inne niesnaski. Seaver poczuł ulgę. Strach pomyśleć co by czuły te maluchy, gdyby niechcący rozdzielił je tak całkiem na zawsze!
ZT
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiedy wybił czas na zajęcia z Zaklęć i Uroków, zebrał się z dormitorium i przeszedł przez Salon Wspólny, łapiąc po drodze @Maximilian Felix Solberg. Nie miał pojęcia, na co się nastawiać po wakacjach u Bazorego, ale wiedział, że jak nic pójdzie zobaczyć, co ten też takiego przygotował. O ile to nie jakieś pojebane bieganie za pieńkami jak u Voralberga, to czuł, że będzie spoko. - Zrobiłeś domową do patola? - zapytał, kiedy wychodzili z zamku - Kurwa dał mi te jebaną quasi-dominację. Do północy szukałem o tym książek. - stęknął- Marzyła mi się kariera w transfiguracji, ale jak ma to się opierać o takie jebane gówna to nie wiem, czy chce jakąkolwiek karierę, a co dopiero w tym. - potarł dłońmi twarz, po czym zapiął suwak bluzy. Pogoda średnia, jak to jesień w Anglii, gdzieś w oddali przy linii brzegowej jeziora jacyś pierwszoroczni mieli rozgrzewkę przy swoich małych miotełkach, Swansea westchnął, czując jakąś nutę nostalgii. Od jakiegoś czasu coraz częściej myślał o Trausnitz, o tym, by odwiedzić dalekie strony, swoje strony, by znów odwiedzić dom. - Jest coś, co chce z Tobą przegadać po lekcji. - mruknął do Solberga, kiedy wyszli na żwirowaną drogę.
Clara Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162
C. szczególne : tatuaż przy prawym cycku (podgląd w kp - bez cycka, zboczuszki)
Jeżeli istniały jakieś zajęcia, za którymi tak naprawdę tęskniła, to były to zaklęcia. Wprawdzie nie wiedziała, czego się spodziewać, bo nauczyciel był nowy, ale za bardzo się tym nie przejmowała. W jej szkolnej karierze przewinęło się kilku nauczycieli zaklęć i choć bywało lepiej i gorzej, to żaden jeszcze nie zdołał jej zrazić do ulubionego przedmiotu. We wskazane miejsce dotrała jako jedna z pierwszych, co już samo w sobie było nietypowe, a jeszcze do tego nie zapomniała podręcznika. - Siema, Mnichu! - powitała ducha swojego domu, zaskoczona jego widokiem, aczkowiek bardzo pozytywnie. Raczej nie chodził z nimi na zajęcia, a szkoda, bo Clara podejrzewała, że byłby z niego świetny kolega z ławki. Chwilę pogadali o sprawach bieżących, po czym duch oznajmił jej, że nie będzie potrzebować podręcznika. Akurat, jak to raz, kurdę, wzięła! - To nie mogłeś tego w pokoju wspólnym ogłosić? - rzuciła z wyrzutem, ale zaraz machnęła na to ręką, bo nie chciała zasmucać go swoim narzekaniem, kiedy był ewidentnie tak podjarany. Rozejrzała się po żywych, szukając jeszcze jakiegoś towarzystwa.
Tym razem nie biegła na lekcję bo w porę dowiedziała się, że nie będzie ona przeprowadzana w czterech ścianach klasy a na zewnątrz. Chłód skłonił ją do naciągnięcia na ręce szkolnego sweterka. Widok błyszczącego na niebie słońca oszukał ją i myśląc, że jest cieplej, nie wzięła ze sobą szkolnej szaty. Nie miała już czasu aby się wrócić więc została zmuszona do chowania rąk w rękawach i wciśnięta ich też pod pachy. Wnioskowała, że zajęcia organizowane na błoniach będą wymagać nieco ruchu. Z pewnością szybko się rozgrzeje, jeśli tylko lekcja zacznie się za kilka minut. Zbliżając się dostrzegła @Lockie I. Swansea, który kolejny raz gawędził z tym drugim Ślizgonem, jakby byli nierozłączni. Uśmiechnęła się na powitanie lecz nie starczyłoby jej odwagi aby do nich podejść. Położyła swoją torbę na trawie, usiadła na niej i objęła swoje kolana, aby w tej pozycji zredukować ilość traconego ciepła.
/ można zagadywać
Trevor Collins
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : czuć od niego zapach akonitu i mięty;
Złapał Bena gdy ten schodził z wieży Ravenclawu więc uznał, że to będzie dobry moment aby doczepić się do jego towarzystwa. Przez jedno ramię przewiesił swój plecak, włosy miał rozwichrzone co mogłoby zdradzać, że od rana jest w ciągłym ruchu, a mundurek lekko pognieciony co znowuż mogło wskazywać na przebytą drzemkę. - Są ploty, że ten nowy psor to jakiś twój wuj. - zagaił i ręce trzymał przy sobie, jedną na pasku plecaka, a drugą w kieszeni. Zerkał na profil chłopaka gdy pokonywali stopnie wieży i ruchomych schodów. Przeskoczył zgrabnie fałszywy schodek bez zastanowienia. - Czy mi się wydaje czy jesteś tym zaskoczony? - zapytał niegłośno gdy wychodzili przez wielkie skrzydłowe drzwi i dreptali po wijącej się ścieżce w kierunku wskazanego przez nauczyciela miejsca. Sposób w jaki maszerował mówił jasno, że kipiał energią i gdyby mógł to przebiegłby parę razy błonia dla rozruszania kości. Gdy znaleźli się już na miejscu, powiódł jedynie wzrokiem po okolicy lecz nie spotkawszy nikogo z bliższych znajomych, pozostał wiernie w towarzystwie Benjamina.
Ucieszył się na wiadomość o zajęciach zaklęć odbywających się na zewnątrz. Lubił przebywać na łonie natury, a gdy szły w tym parze zajęcia praktyczne, bo raczej nie będą siedzieć na kamieniach i pisać, to jego oczy rozszerzały się w sposób, który mógł być uznany za ekscytację. Z uwagi na co raz niższą temperaturę, wzbogacił mundurek szkolny o dodatkowe ciepłe dodatki. Torba zawieszona na lewym ramieniu skrywała w sobie podręcznik i notes, gdyby trzeba było coś sprawdzić, albo sobie zapisać. Widok ducha opiekuna Hufflepuff pilnującego skrzynie, skomentował niewielkim uniesieniem brwi. Wiedział, ze Gruby Mnich słynie z pomagania, o czym zresztą sam się wielokrotnie przekonał, ale chyba jeszcze nie widział, aby czegoś dla kogoś pilnował, a przynajmniej nic sobie takiego nie przypominał. Podchodząc bliżej, ilustrował spojrzeniem teren, rozmyślając co mogliby tu robić, oraz zgromadzonych już uczniów. Kiwnął głową na przywitanie tym, którzy na niego spojrzeli, po czym przystanął gdzieś na uboczu, łącząc przed sobą ręce na wysokości pasa. Czekał w milczeniu na rozpoczęcie się zajęć, myślami odbiegając w inne miejsce.
Wiedziała, że miała braki w zaklęciach, co dobitnie jej pokazały egzaminy na koniec ubiegłego roku szkolnego. Jej wiedza pozostawiała nieco do życzenia, dlatego Imogen za cel wzięła sobie uzupełnić ją na tyle szybko, na ile było to możliwe. Dlatego chętnie wybrała się na lekcję profesora, który miał takie samo nazwisko jak Benjamin. Musiałaby skłamać, gdyby powiedziała, że nie zastanawiała się nad tym, czy tych dwoje jest aby w jakikolwiek sposób ze sobą powiązanych. Niemniej, nie zamierzała żadnego o ten fakt pytać. Przybyła na miejsce zbiórki wcześniej, co nieszczególnie często się jej zdarzało. Zbliżało się już południe, a Imogen, po porannych zajęciach, była nieco głodna. W brzuchu już jej burczało, choć wzięła sobie za cel honoru, że przecież jest w stanie normalnie przetrwać zajęcia. Co prawda po nich prawdopodobnie rzuci się wygłodniała na wszystko, co akurat wpadnie w jej dłonie w Wielkiej Sali, ale to inna sprawa. Pomachała do kilku znajomych osób, które już się pojawiły na miejscu, ale stanęła z boku, nieco odseparowana od innych. Lepiej aby nikt nie słyszał, jak jej burczało.
/Można zagadywać.
DeeDee Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 17
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Zaklęcie zazwyczaj były przedmiotem, na którym coś jej wychodziło, a z racji tego, że kadra Hogwartu wzbogaciła się o wiele nowych twarzy wraz z początkiem roku szkolnego, na lekcję z profesorem Bazorym pchnęła ją również ciekawość, poza wiadomym, typowo krukońskim głodem wiedzy. Zastanawiała się, czy nazwisko było wyłącznie zbiegiem okoliczności, czy pan Barnaby rzeczywiście był spokrewniony z Benjaminem, po cichu obstawiając drugą opcję, bo jednak Bazorych na Wyspach nie mogło być aż tak wielu, by bez ani jednej wspólnej kropli krwi w żyłach spotykali się w tej samej szkole. Odziana w cieplejsze szaty i z odznaką prefekta na piersi zmierzała przez błonia do wyznaczonego dla nich miejsca spotkania. Korzystając z faktu, że miała pod wierzchnim odzieniem nieco więcej miejsca, pozwoliła swojemu cydrążowi na udanie się wraz z nią na tę wycieczkę. I tak miał nikomu nie przeszkadzać, a jej samej służył jako emocjonalne wsparcie. - Cześć - zagaiła @Iris Skylight, przykucając nieopodal. - Nie boisz się, że złapiesz wilka? - zapytała jeszcze, w razie potrzeby oferując jej zaklęcia ogrzewające, bo co jak co, ale siedzenie na chłodnej, żwirowej drodze mogło skończyć się dla niej nieprzyjemnie.
Na zaklęcia i uroki poleciała praktycznie w ostatniej chwili, bo oczywiście zatonęła w rozmarzaniach, jak zwykle zapominając o istnieniu czasu. Gdyby jeszcze zajęcia odbywały się w klasie, nie miałaby problemu ze zdążeniem, jednak żwirowana droga wymagała od niej sprintu, w którym, po ośmiu latach spóźniania się, była bardziej niż biegła. Dobiegając na miejsce, pomachała do wszystkich znajomych osób, jednak początkowo zdecydowała się do nikogo nie zagadywać, bo jej uwagę przykuła pilnowana przez ducha skrzynia. Ciekawe co było w środku? Adela lubiła zagadki, jednak nie miała w sobie za grosz cierpliwości, więc stąpała z nogi na nogę, nerwowo oczekując rozwiązania tej tajemnicy.
Clementine Bardot
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 173
C. szczególne : Ubrania umorusane farbą olejną; włosy w artystycznym nieładzie i uśmiech - naprawdę zachwycający
Była niezwykle ciekawska kolejnego profesora, nie zdając sobie do końca sprawy o nieznacznych powiązaniach rodzinnych. Może i nie były zupełnie czyste, ale dostatecznie istotne dla odnalezienia samej siebie, by nauczyciel zaklęć zaintrygował ją całym sobą. Liczyła wszak nie tylko na naukę, ale też na możliwość rozmowy z nim, bo nazwisko Bazory nie było przypadkowe. Przez moment zastanawiała się nawet, kim był dla Benjamina. Odgarnęła gęste pukle z czoła, wolnym krokiem ruszając w odpowiednim kierunku. U niej oznaczało to pójście za tłumem, szczególnie gdy nie posiadała mapy. Dzisiejszego dnia zapomniała zgarnąć ją z biurka, co wywołało w zeń nieznaczną frustrację i dyskomfort. Nie lubiła być zdana na częściowo obcych studentów, tak jak i na zajęcia, których nie miała w swoim planie. Gry miotlarskie nie należały do jej ulubionych. Gdy wreszcie przedarła się przez gąszcz korytarzy, zakrętów i krzaków, odetchnęła z ulgą. Dostrzegła znajomą twarz z tego samego roku, przez co nie musiała dłużej martwić się o ewentualne latanie na miotle. Szybki oddech ulgi i bez zastanowienia podeszła do @Clara Hudson - mając nadzieję, że nie zgubi się po raz kolejny. Wiązało się to z dozą problematyczności i tego, że szlaban odbijał się wielkim echem na horyzoncie, a zostanie niewpuszczoną na zajęcia było wręcz wstydem dla rodziny Bardot. - Cześć, co mnie ominęło? - spytała z uśmiechem ciemnowłosej koleżanki, starając się uspokoić oddech. - Miałam problemy z dotarciem... Nie umiem połapać się jeszcze w Hogwarcie i zamiast na zaklęcia, to prawie trafiłam na quidditcha z pierwszorocznymi...
Maurice Howells
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : niezdrowo blada cera; nieprzyjemne spojrzenie; zapach wody kolońskiej i papierosów
Było mu zimno. Chłód wżerał się pod bibułę naskórka, przenikał w postronki mięśni i tańczył na jego kościach. Powinien się lepiej ubrać jednak na zmianę było już stanowczo za późno, nie chciał również eksperymentować z żadnymi zaklęciami, oddając się w ręce losu i stopniowego przyzwyczajenia się do surowej, szkockiej temperatury. Na lekcję przyszedł z potrzeby czystej codzienności, licząc że nauczy się nowych przydatnych czarów, które będzie mógł zastosować, ułatwiając tym samym sobie życie. Do tej pory miał w zwyczaju zaniedbywać Zaklęcia i Uroki, skupiając się zuchwale na całkiem innych przedmiotach, teraz jednak dostrzegał popełniony błąd i dążył, by go naprawić korzystając z dogodności jaką dawały mu rozpoczęte studia. Przychodząc na zapowiedziane miejsce zauważył dryfującego w pobliżu Grubego Mnicha. Duch wydawał się być wyraźnie zadowolony, zupełnie jakby na coś ze zniecierpliwieniem oczekiwał. Jego entuzjazm mógł się udzielać zbierającym się uczestnikom lekcji, on sam, mimo że był daleki od promiennych uśmiechów wywijających czerwień jego warg, oczekiwał na rozpoczęcie lekcji ze szczerą ciekawością. Nie pozostało mu nic więcej, jak przekonać się o tym, czym będą się wkrótce zajmowali.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm
I kolejna lekcja, która równie dobrze mogłaby się odbyć w klasie, ale zgodnie z hogwarcką modą należało umówić ją na zewnątrz. Powinna przywyknąć, a jednak z każdą kolejną podobną eskapadą dziwiła się równie mocno, co przy poprzednich. Pozostawało jednak ufać, że dzisiejsza pogoda utrzyma fason i nie będzie płatała im figli. I tak niezależnie od tego, co się działo na błoniach, zmierzała na zajęcia stroju nie do końca odpowiadającemu temperaturze. Mogła rzucać na siebie co piętnaście minut fovere, ale nie zrezygnuje z cienkich, czarnych rajstop, choćby jej szlaban wlepili! Pomału zaczęli się zbierać wszyscy zainteresowani nie tylko zaklęciami, ale też i nowym profesorem, który miał ich uczyć. Skrzynia pilnowana przez ducha była dla Kate mniej interesująca, niż jej przyjaciółka, @Adela Honeycott. - Niesamowite, że jesteś tu przede mną - stwierdziła, podchodząc do próbującej złapać oddech koleżanki, która najwyraźniej biegła całą drogę. A skoro i tak udało jej się dotrzeć tu szybciej niż samej Milburn, oznaczało to tylko, że miała wspaniałą kondycję. - Myślisz, że będziemy musieli wydostać się ze skrzyni? - zapytała luźno, w myślach już widząc, jak każą im zamykać się w wielkim kufrze i szukać drogi ucieczki jak jakiś Houdini.
Starał się znaleźć w sobie więcej zapału do nauki niż zazwyczaj, co skończyło się decyzją o pójściu na zajęcia z zaklęć. Zdążyły mu się już obić o uszy plotki jakoby jakiś nowy Bazory pojawił się w szkole, nie zagłębiał się jednak w temat, sądząc, że nie jednemu psu "Burek". Akurat wychodził z wierzy Ravenclaw, gdzie był na kilka minut po podręczniki, gdy Trevor zaczepił go. - Plotkary z pokoju wspólnego? - zapytał, zastanawiając się czy one naprawdę nie mają nic lepszego do robienia niż śledzenie jego życia. Nie wydawało mu się ono szczególnie ciekawe, więc nagłaśnianie go czy jakiś powiązań rodzinnych, było zdecydowanie przesadzone. Wiedział o przyjeździe wuja do miasta, ale nie spodziewał się, że postanowi on zmienić miejsce pracy. Może przyjechał do Londynu na stałe? Jeśli tak to w życiu Benjamina wniesie to kilka zmian. Na pewno widywanie wuja na szkolnych korytarzach nie będzie złe, ale te jego dzieci? Koszmar. Nie krył przez Trevorem, że nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw, nawet jeśli nie wylewał na niego rodzinnych zawiłości. Jak na razie wystarczyło, że miał okazje poznać Beverly, która tamtego wieczoru urokiem doskonale reprezentowała całą rodzinę. - Tylko niezadowolony. - odparł, choć tak naprawdę zaskoczenie również przez chwilę mogło zamajaczyć na jego twarzy. Zwyczajnie nie zamierzał się nad tym ćwierć sekundy rozdrabniać. Wyszli na zewnątrz, zajęcia miały odbyć się w okolicach zamku zamiast w poczciwej, starej sali do tego przeznaczonej. Przyszli jako jedni z pierwszych, więc Benjamin miał doskonały widok na to, kto nadchodzi w ich stronę. Widząc rude włosy, zaczerwienione szaty i znajome rysy twarzy, postanowił zaczepić ją zanim ktoś inny odbierze mu tę przyjemność. Zwłaszcza, że dziewczyna stanęła na uboczu, jak nie ona. - Gdzie zgubiłaś adoratorów? - zapytał ironicznie, nawiązując do już kilku lekcji na których wspólnie uczestniczyli, a podczas których nie udało im się zamienić ani słowa. Był pogodny, ale nie na tyle by uśmiechać się jak głupi do sera. Zwłaszcza w perspektywie tego, że dziewczyna mogła znać te same plotki co Collins i nie być tak oszczędna w pytaniach jak on.
Żywi zdawali się być zajęci sobą, wiec Clara wrócił do zagadywania ducha, próbując wyciagnąć z niego cokolwiek na temat tajemniczej zawartości skrzyni. Bez powodzenia. Tymczasem obok niej wyhamowała @Clementine Bardot. - Cześć - odpowiedziała. Francuzka dopiero zaczynała przygodę z Hogwartem, a ponieważ Clara też była "nowa" w roczniku, od razu zaczęły trzymać sztamę. Sytuacja Puchonki była wprawdzie nieporównywalnie prostsza, ale dzięki temu mogła robić za przewodniczkę. - Niewiele - poinformowała. - Mnichu coś wie, ale milczy jak grób. - Żart wyszedł jej niechcący i dotarł do niej samej dopiero po chwili. Rozwarła usta w najszerszym uśmiechu, jaki mieścił jej się na twarzy i spojrzała na ducha, by upewnić się, że też zrozumiał ten, jakże wysokich lotów, dowcip. - Nie wiem, czy się już znacie? - Przypomniała sobie po chwili o przewodniczych powinnościach. - Clementine - Gruby Mnich, Gruby Mnich - Clementine.