C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu wielka i paskudna blizna, ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Jasne miejsce na plamie gęstego lasu przy Hogsmeade. Znajduje się stosunkowo głęboko i właściwie niewiele osób wie, że w ogóle tam jest. Okalają ją drzewa, a z jednej strony graniczy z jeziorem. Poza innymi gatunkami zwierząt, polanę licznie zamieszkują ogniki, które nocą rozświetlają ją swoim blaskiem.
Grupa A Czas indywidualny3 Wydarzenie15 (grupa może przerzucić bazową kość na czas i wybrać dla siebie odpowiednią - przerzucałam, ale zostaję przy pierwszym wyniku kości na czas) Utracone/zdobyte - Lokacja 1 Czas grupy lokacja 1 0+3 = 3
Teleportacja na miejsce przeprowadzania lekcji nie była czymś zwyczajnym, ale w pewnym sensie spodziewał się dziwnej lekcji. Mapa okolicy, jaką profesor Walsh pozostawił przy ogłoszeniu o lekcji była wystarczającą zapowiedzią czegoś innego, a czy ciekawego, tego jeszcze Norwood nie wiedział. Sprawdził działanie różdżki, tak jak Walsh nakazał, a gdy wręczył im zagadki dotyczące kolejnych lokacji i zniknął, przerwócił oczami. Nie było jednak czasu, żeby narzekać, więc jedynie podszedł do Andersona, który rozłożył mapę okolicy, aby wraz z nim i pozostałymi spojrzeć na rycinę. - Skoro mówisz, że to będzie polana, to lećmy, zamiast marnować czas na rozmowy - powiedział, uśmiechając się kącikiem ust i ruszył przed siebie, niespecjalnie się spiesząc. Trzy minuty lotu na polanę niby nie były niczym złym, choć, kiedy zobaczył Andersona na miejscu, aż zaśmiał się pod nosem. Albo dzieciak nie bał się roztrzaskać na drzewie, albo znał las jak własną kieszeń, albo zwyczajnie mapa była na tyle dobra. - No dobra, to jeśli to jest nasza pierwsza lokacja, to gdzieś tu powinna być chyba kolejna wskazówka, prawda? - powiedział, zataczając koło nad polaną, rozglądając się wokół w poszukiwaniu czegoś, co miałoby im powiedzieć, gdzie mają lecieć dalej.
Grupa A Czas indywidualny6 -> 3 Wydarzenie12 Utracone/zdobyte pluszowy dementor za tarota Lokacjalokacja 1 Czas grupy lokacja 13+3=6
Odwróciłam się do towarzystwa dopiero po przybyciu nauczyciela. Podeszłam bliżej, widząc jak stoi pomiędzy uczniami. Krąg, który zaczął powstawać, dał mi do zrozumienia, że będziemy się teleportować. Przyśpieszyłam kroku, co by nie zostawili mnie tu samej. Złapałam za ręce dwójkę uczniów, nieco się pomiędzy nich wpychając, starając się równocześnie utrzymać miotłę. Kilka chwil później świat zawirował przed moimi oczami, a następne, co mój umysł zdołał zakodować, to obecność na łące. Skoro mieliśmy pracować w grupie, podeszłam do swojej, aby opracować strategię tego, gdzie mieliśmy lecieć. Tercjusz, jak na Rzymskiego dowódcę przystało, zabrał się za oglądanie mapy i rozwiązywanie zagadki. Przytaknęłam na jego pomysł, który brzmiał całkiem sensownie. Po zakończeniu naszej małej "narady wojennej", wsiałam na miotłę i poleciałam we wskazane miejsce, co jakiś czas zerkając na kompas i mapę. W pewnym momencie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Pod sobą zauważyłam cień, zdecydowanie nie należący do mnie. Po chwili to coś rzuciło się na mnie, a ja nieco spanikowałam, próbując wykonać unik. Ten mi się nie udał, a cienista istota oplotła się wokół mnie. Następne co poczułam, to...ciepło? Odważyłam się zerknąć na swój tors, który okazał się być obtulany przez pluszowego dementora. Takiego czegoś to się w życiu bym nie spodziewała. Zatrzymałam się nad polaną razem z moim nowym towarzyszem. Musiałam wyglądać nieco śmiesznie - pluszak za nic nie chciał ze mnie zejść, a jak złapałam go i chciałam włożyć do plecaka, to się rozpłakał. Byłam zdecydowanie za młoda na etat dementorzej mamy. - Może coś jest na dole? - rzuciłam w odpowiedzi na słowa Jamiego. Następnie zniżyłam lot, obserwując teren pod sobą.
Terry Anderson
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, w trakcie mutacji
Grupa: A Czas indywidualny:1 - 2 = załóżmy, że 0 Wydarzenie:11 Utracone/zdobyte: - Lokacja: lokacja 1 Czas grupy lokacja 1: 0+3+3 = 6
Wsiadł na miotłę i odbił się mocno od ziemi, chcąc unieść się tak wysoko, jak pozwalały mu na to warunki atmosferyczne. Wynurzywszy się ponad korony drzew, które do tej pory osłaniały go przed kąsającym wichrem, chłopak boleśnie odczuł chłód jesiennego poranka. Im szybciej znajdzie się na miejscu, tym lepiej. Rozejrzał się dookoła, szukając polanki, która – jak sądził – stanowiła rozwiązanie pierwszej zagadki. Dojrzawszy ziejącą wśród gęstego lasu pustą przestrzeń, pochylił się i skierował w tamtym kierunku. Leciał szybko, na złamanie karku, chcąc jak najszybciej schować się przed lodowatymi porywami, które targały mu włosy i niebezpiecznie rzucały pożyczoną ze szkoły miotłą. Jako pierwszy wylądował na wilgotnej od rosy trawie, a niedługo potem dołączyła do niego reszta grupy. Nie pozostawało im nic innego, niż szukać kolejnej pozostawionej przez nauczyciela wskazówki.
Grupa A Czas indywidualny3 Wydarzenie7 (nie wracam się po przedmiot) Utracone/zdobyte Pióro Lokacja lokacja 1 Czas grupy lokacja 1 3+3+0+3= 9
Jin-woo nie spodziewał się, że na lekcjach z mioteł będą rozwiązywać zagadki, jednak był to według niego dobry sposób na naukę. W końcu w tamtej zagadce chodziło o swojego rodzaju interpretację a jako, iż brunet pisał wiersze to on sam interpretował różnie niektóre rzeczy i lubił się bawić w ten sposób.
Oprócz ciekawej zagadki trafił na równie ciekawą drużynę, kilku osób nie znał jednak z większością można by powiedzieć, że się przyjaźnił lub przynajmniej lubił. - Dobry pomysł z tą polaną, Terry - uśmiechnął się lekko do chłopaka przy okazji przedstawiając swoją aprobatę. Czym prędzej wzbił się w powietrze i choć zapomniał o zabraniu ze sobą mapy okolicy, to wiedział gdzie jest polana no i większość leciała w tym samym tempie, więc nie miałby szansy się zgubić.
W pewnym momencie zrobiło mu się minimalnie lżej w kieszeni, jednak stwierdził, że to przecież zwyczajny wiatr i leciał dalej. Wylądował w końcu na polanie i rozejrzał się po okolicy oraz swojej grupie. - Czyli co... Mamy teraz szukać tej wskazówki? Terry byłeś tutaj pierwszy, znalazłeś już coś może? - rzucił do młodszego puchona i w oczekiwaniu na odpowiedź już odszedł parę metrów dalej i łaził w poszukiwaniu jakiegoś znaku czy informacji.
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz dwa charakterystyczne pierścionki na lewej dłoni: z lisem i z czerwonym klejnotem. Zazwyczaj trzyma się z boku i nie angażuje, jeśli nie musi - nie, że jest nieśmiała, raczej ma wszystko w dupie.
Miotła od Brooks miała wiele plusów - przede wszystkim nieporównywalną ze szkolnymi miotłami prędkość. Powoli się do niej przyzwyczajała, do tego uczucia, że wystarczyło delikatne odbicie się stopami od powierzchni, a ta już przecinała przecinała powietrze, zostawiając wszystko w tyle. Miała jednak też jeden minus, o którym uświadomiła sobie dopiero lecąc w kierunku polany, tak jak zaproponował Terry, co - jak jej się wydawało, było rozsądnym pomysłem i rozwiązaniem zagadki. Minus ten, to fakt, że nie zbaczając na prędkość, nawet z poziomu koron drzew wyraźnie dostrzegała, co dzieje się w trawie. I, Merlin jej świadkiem, czy to stado lunaball? Nigdy nie była ogromną fanką opieki nad magicznymi stworzeniami, ale potrafiła docenić wyjątkowość tego widoku. Zatrzymała miotłę, ignorując szarpnięcie ciała, a dłonią odjęła od oczu szkolne, nieco zaparowane gogle. Wciąż tam były! A raczej... była. Z tej perspektywy dostrzec można było tylko jedno stworzenie i to niezbyt ruchliwe. Może było chore? Przez krótką chwilę wahała się, po czym przeklęła w myśli i skierowała trzonek miotły ku ziemi. Niemal już miała cały plan pomocy chorowitej lunaballi, nawet zamierzała poświęcić swoją bluzę, by owinąć ją w ten prowizoryczny transporter, ale gdy zbliżyła się do stworzenia, ten okazał się być... maskotką. Serio? Pluszak? Przez porzuconą zabawkę pewnie dotrze na miejsce ostatnia. W pierwszym odruchu chciała kopnąć tego wypchanego pluszem podrabiańca, ale nawet w tej formie miał w sobie coś uroczego i niewinnego, że ostatecznie wylądował zgnieciony pod pachą krukonki, gdy ta ponownie wzbijała się w powietrze, kontynuując trasę. I jak myślała, dokładnie tak się wydarzyło. Na polanie wylądowała jako ostatnia. Reszta zdawała się poświęcać swoje myśli poszukiwaniom, więc i ona dołączyła, rozglądając się za czymś, co mogłoby być podpowiedzią. I nawet nie była świadoma, że przytula do siebie lunaballe, nieprzerwanie ją głaszcząc.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Kiedy rozglądacie się po okolicy w poszukiwaniu dalszych wskazówek, dostrzegacie w końcu patyk wbity w ziemię z doczepioną do niego kartką. Na niej niezbyt eleganckim pismem profesora Walsha zapisana jest treść kolejnej zagadki, prowadzącej do kolejnej lokacji. Pokryte pęknięciami, jak skóra zmarszczkami runy, opowiadają historię zmienianą przez wszystkich jak dziecięce baśnie, choć nikt tak naprawdę nie znał jej bohatera. Wyścig do mety jeszcze się nie skończył, więc trzeba się pospieszyć. Z pewnością nie ułatwia tego konieczność pracy zespołowej i faktu, że wszyscy muszą być na czas w jednej lokacji. Tik tak, czas ucieka, czy wiecie już, gdzie macie lecieć? Nie traćcie ani chwili dłużej!
termin pisania w lokacji 2: 23 listopad, godz. 22:00
Modyfikatory Tak naprawdę obowiązuje jeden modyfikator - mapa. Jeśli posiadasz mapę okolic, którą Josh zostawił przy ogłoszeniu o lekcję, masz możliwość przerzucić albo wydarzenie albo kość czasu i wybrać dogodniejszy wynik.
Po wylosowaniu wskazówki z wydarzeń poniżej, można napisać do mnie PW z lokacją, jaka waszym zdaniem jest odpowiedzią na zagadkę, a ja odpiszę czy ciepło czy zimno.
W dalszym ciągu rzucacie na czas i na wydarzenia w trakcie lotu ku kolejnej lokacji.
Wydarzenia - rzuć kość tarota:
0 - rzuć jeszcze raz na wydarzenie
1 - mgła sprawia, że tracisz orientację w terenie i choć lecieliście grupą, tracisz ich z oczu i potrzebujesz dłuższej chwili, aby odnaleźć właściwą drogę - rzuć dodatkową k6 i zsumuj z wynikiem bazowej kości
2 - niezależnie czy korzystasz z mapy, czy wzlatujesz nieco ponad konary drzew, orientujesz się w miejscu, w jakim się znajdujecie i wiesz, w którą stronę powinniście lecieć jako grupa - dzięki tobie wszyscy w twojej grupie, którzy nie odpadli, mogą przerzucić bazową kość k6 i wybrać niższy wynik, ty również.
3 - między drzewami dostrzegasz stado saren, które przygląda ci się w równym zaskoczeniu, ale nie reagują w większy sposób na twoją obecność, w przeciwieństwie do bzyczka, który nagle przyczepia się do twojego policzka - szybko odkrywasz, że jest to pluszak z doczepioną karteczką informującą, że jesteście na dobrej drodze, o ile się nie zgubicie - zdobywasz pluszowego bzyczka
4 - choć niejeden trening odbywaliście w trudnych warunkach, latanie w środku lasu we mgle nie jest najłatwiejsze, próbujesz unikać przeszkód, ale nie dostrzegasz jednej z gałęzi, na której niemal zawisasz, a miotła wylatuje spod ciebie - wzywaj pomoc czerwonymi iskrami, profesor pojawi się obok ciebie i zabierze cię ze sobą na metę - dla ciebie jest to koniec wyścigu
5 - lecąc, dostrzegasz niewielkie poletko przepięktnych kwiatów, które kwitną pomimo późnej jesieni, zaciekawiony zbaczasz z kursu, aby po chwili spotkać się z duchem dziewczynki, który przygląda ci się i niemo zaprasza do zabawy, prowadząc cię między drzewami skrótem do miejsca, ku któremu zmierzałeś - rzuć k6 i wynik odejmij od czasu grupy dla lokacji do której zmierzacie
6 - rozglądasz się uważnie wokół siebie w trakcie lotu, aż nagle dostrzegasz akromantulę na jednym z drzew - czy z ciekawości, czy strachu, zwalniasz, aby zorientować się, że jest to jedynie pluszak, a przy nim kilka czekoladowych zniczy, a także wskazówka dotycząca lokacji, ku której zmierzacie - zdobywasz pluszową akromantulę
7 - dostrzegasz coś pomarańczowego kątem oka i odruchowo uznajesz, że to jedna z piłek, choć przecież miało ich nie być, gwałtownie zawracasz i gubisz jeden przedmiot z twojego ekwipunku - jeśli orientujesz się i wracasz po przedmiot dorzuć 2xk6 i wynik zsumuj z bazową kością czasu
8 - wiadomo, że o poranku w lesie można spotkać wiele stworzeń, ale langustnik ladaco? Kierujesz się za nim, aby odkryć, że to jedynie pluszak, który zaraz po tym, gdy bierzesz go do ręki, szczypie cię swoimi szczypcami, dodając szczęścia - wszyscy (łącznie z tobą) w twojej grupie mogą przerzucić bazową kość k6 do czasu i wybrać niższy wynik, a ty zdobywasz dodatkowo pluszaka langustnika
9 - czy to prawdziwa lunaballa? Podlatujesz bliżej tańczącego stworzenia, które okazuje się pluszakiem, do tego usypiającym cię swoimi podskokami, ale szczęśliwie opamiętujesz się i zawracasz, zgarniając po drodze pluszaka - zdobywasz pluszową lunaballę
10 - profesor Walsh mówił, żeby uważać na ptaki, ale nie spodziewałeś się, że o tej porze możesz wpaść na niewielkie stado wróblowatych, które spłoszone grupą czarodziejów wpadło w popłoch - dodaj 2 do bazowej k6
11 - czujesz się wręcz jak ryba w wodzie, kiedy wymijasz kolejne drzewa, zupełnie, jakbyś robił to zawsze - rzuć k6 i wynik odejmij od wyniku kości bazowej na czas
12 - widzisz cień sunący po leśnym poszyciu idealnie pod tobą, przypomina twój cień, ale nim nie jest, kiedy próbujesz unikać gałęzi i pni drzew, cień “rzuca” się na ciebie, otaczając się nagle przyjemnym ciepłem - zdobywasz pluszową śmierciotulę
13 - masz wrażenie, że lecicie w kółko, choć podążasz za grupą, ta nagle znika między drzewami pośród mgły, a ty musisz na nowo odnaleźć drogę - jeśli posiadasz kompas albo mapę okolicy, lecisz dalej bez wpływu na czas - szybko odnajdujesz właściwą trasę; jeśli nie posiadasz wymienionych przedmiotów dorzuć k6 i wynik dodaj do bazowej kości czasu
14 - czy dopadły cię ponure myśli w trakcie lotu pośród mgły i drzew, czy może bardzo skupiałes się na tym, żeby nie stracić z oczu pozostałych z grupy, nie wiadomo skąd dopada cię pluszowy dementor, składając pocałunek na twoim policzku, przywołując od razu miłe wspomnieniek, dzięki któremu raźniej lecieć - zdobywasz pluszowego dementora
15 - widać, że miotlarstwo to coś, co lubisz, ponieważ idzie ci doprawdy świetnie, a niewielka widoczność w niczym nie przeszkadza - jeśli posiadasz mapę okolicy, albo kompas, cała grupa może przerzucić bazową kość na czas i wybrać niższy wynik; jeśli nie posiadasz wymienionych przedmiotów tylko ty możesz przerzucić bazową kość na czas
16 - lecisz sobie spokojnie, aż nagle dostrzegasz ruch po swojej lewej stronie i nagle przed tobą wyskakuje rozpędzony jeleń, który bez zwracania na ciebie uwagi, wielkimi susami kieruje się dalej - hamując gwałtownie, tracisz jeden dowolny przedmiot ze swojego ekwipunku - możesz po niego wrócić ale wówczas musisz rzucić dodatkową k6 do czasu
17 - masz niebywałe szczęście! Obok ciebie zaczynają biec młode centaury, z którymi zaczynasz się ścigać, nie tracąc jednak orientacji, co do obranego kursu - rzuć dwa razy k6 na bazowy czas i wybierz niższy wynik
18 - mgła potrafi wilgocią przeniknąć przez najgrubsze warstwy ubrań, sprawiając, że zaczynasz zamarzać i kiedy myślisz już, że ten lot jest bardziej nieprzyjemny, niż można było zakładać, na twoje ramiona spada wąż - pluszowy popiełek, który od razu roztacza swoje ciepło, a przy nim doczepiona jest karteczka informująca, że jesteście już blisko - zdobywasz pluszaka popiełka
19 - wszystkie drzewa wyglądają tak samo, więc próbujesz wzlecieć ponad konary drzew, co nie podoba się grupie elfów zamieszkujących drzewo, obok którego przelatywałeś - atakują cię, strącając z miotły - upadasz boleśnie na ziemię, obijając się kolejno o gałęzie - wyślij czerwone iskry, dla ciebie to koniec wyścigu, trafiasz z profesorem na metę
20 - dostrzegasz przyczepioną do drzewa wskazówkę, która pozwala ci dolecieć szybciej na miejsce - rzuć k6 i wynik odejmij od wyniku kości bazowej na czas
21 - próbując uniknąć zderzenia z kolejną gałęzią, nurkujesz w powietrzu i nagle czujesz lekkie ugryzienie w łydkę, nim jesteś w stanie cokolwiek zrobić, pięć nóg spaceruje w górę twojego ciała, po chwili ugniatając twoje spięte ramiona, machając kartką z potwierdzeniem, że jesteś na dobrej drodze - pluszowy kwintoped jest twój
Kod:
<zgss>Grupa</zgss> A <zgss>Czas indywidualny</zgss> [url=link]wynik k6 będący twoim bazowym czasem lotu[/url] + ewentualne modyfikatory wynikające z wydarzeń <zgss>Wydarzenie</zgss> [url=link]tutaj podlinkuj kość tarota zapisując numer[/url] <zgss>Utracone/zdobyte</zgss> zapisz co tracisz, co zyskujesz będzie potrzebne do kuferka, który będę wam rozliczać po lekcji wraz z punktami (muszę zapłacić za maskotki xD ) <zgss>Lokacja</zgss> lokacja 1/lokacja 2/meta - wpiszcie w której myślicie, że jesteście <zgss>Czas grupy lokacja 1</zgss> czas osoby 1 + czas osoby 2 + czas osoby 3 itd uzupełniacie kolejno resztę <zgss>Czas grupy lokacja 2</zgss> liczycie jak wyżej <zgss>Czas grupy na mecie</zgss> liczycie jak wyżej + dodajecie sumy poprzednich etapów
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz dwa charakterystyczne pierścionki na lewej dłoni: z lisem i z czerwonym klejnotem. Zazwyczaj trzyma się z boku i nie angażuje, jeśli nie musi - nie, że jest nieśmiała, raczej ma wszystko w dupie.
Rozglądała się po okolicy, by dostrzec cokolwiek, podejrzanego, świadczącego, że profesor Walsh mógł akurat tam schować wskazówkę. Sprawdzała pod większymi głazami, zerkała nawet w zagłębienia konarów drzewa, aż już niemal z oznajmieniem poddania na ustach, dostrzegła w trawie kawałek papieru. Wbity na patyk wyglądał niemal jak flaga, chociaż wystawał niewiele ponad wilgotną roślinność. — Ej, tutaj! — zawołała na tyle, na ile pozwalał jej regenerujący głos, a dodatkowo zaczęła machać rękoma, by Ci, którzy jej nie usłyszeli, mogli przynajmniej zauważyć. Schylając się pod kartkę, widziała już tam drobne pismo - niezbyt wyraźne do tego, którym zapisana była wskazówka. Zanim wszyscy się zebrali, przeczytała ją dwukrotnie, podając kartkę kolejnym dłoniom. I chociaż zagadka brzmiała skomplikowanie na pierwszy rzut oka, to nie dla kogoś, kto szwendał się po tym okolicach regularnie. Tym bardziej będąc zaznajomionym z lokalnymi opowiastkami o upadłych czarodziejach i tajemniczych grobach w środku lasu. W wersji, którą ona znała, należał on do mężczyzny, który otumaniony eliksirem miłości zabił z zazdrości swojego brata, wierząc, że ten ma nieczyste zamiary wobec jego żony. Poprosiła, by ktoś jej podał mapę, omiotła ją spojrzeniem, poszukując odpowiedniego miejsca, aż w końcu popukała je palcem w odpowiednim miejscu: — Grób nie... nieznanego czarodzieja — uniosła spojrzenie, akurat zauważając, jak @Hyung Jin-woo entuzjastycznie kiwa głową. Czyżby się z nią zgadzał? — Są tam ru... r-runy. I różne op-powieści zn... — znam o tym miejscu. Niestety, im więcej mówiła, tym głos cichł jej coraz bardziej, ostatecznie zamieniając się w bezgłośny ruch warg. Zerknęła na resztę. O ile nikt nie miał lepszego pomysłu, to wyglądało na to, że mogli ruszać w dalszą trasę. W końcu deszcz tylko czekał, by zmoczyć ich jeszcze bardziej.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Doceniał to, że mimo niechęci do sportu, Paco zawsze był gotów go wspierać. Nawet nie tyko jego bo i z Brooks się dogadywał, a to już wiele biorąc pod uwagę, że reszta znajomych Solberga najchętniej by Moralesa wsadziła nie na miotłę a do rakiety i wyjebała gdzieś daleko w kosmos. -Poza mną? - Zapytał, unosząc wymownie brew. -Chyba chciałeś powiedzieć łącznie ze mną. - Roześmiał się, dając Moralesowi kuksańca. Stary dziadyga dobrze wiedział, że Max zazwyczaj słuchał tylko tego, co chciał usłyszeć, albo co akurat pasowało do jego nastroju. Na szczęście humor miał dziś naprawdę dobry, więc nie musieli obawiać się kolejnej kłótni z tego powodu. Raczej. -W sumie dziwne, że Hogwart jeszcze tego nie praktykuje. - Potrafił podejść do tematu humorystycznie teraz, gdy czuł się dość dobrze, a abstynencja wychodziła mu nie najgorzej. Co prawda były momenty, kiedy ciężko było mu nie sięgnąć po jakiś znieczulacz, ale mniej więcej wiedział, jak sobie z nimi poradzić i dawał radę oprzeć się pokusie. -Niby racja, ale nie wiem, czy wtedy nie skończyłoby się to czyjąś śmiercią. Co jak co, ale i niewkurwiony potrafię nieźle przyjebać tłuczkiem. - Pozwalał sobie na ten moment braku skromności, bo naprawdę był w dobrym nastroju. Mecz, mimo że nie do końca perfekcyjny w jego oczach, okazał się być naprawdę udany, a dawno nie miał okazji tego powiedzieć. -Spokojnie, zdecydowanie wolę dosłowny worek treningowy. - Powiedział szczerze, choć w jego oczach widać było pewnego rodzaju skruchę. Nie raz przecież przypierdolił Paco, gdy był pod wpływem silnych emocji i choć żałował każdego z tych ciosów wiedział, że nie cofnie swoich czynów. -Chętnie. - Zgodził się na zapoznanie Moralesa z Remką. Obydwoje byli dla niego niezwykle ważni i miał nadzieję, że akurat tej dwójce uda się jakoś ze sobą dogadać. -Pewnie tak. W końcu robota Swanseago to było przewidzenie naszych ruchów, a Brooks sama mnie niejednej sztuczki nauczyła. - Przyznał niechętnie, obiecując sobie w duchu, że wyrobi sobie nową, nieznaną tamtemu duetowi taktykę. Poza tym, tamta dwójka była zawodowcami, a Max grał z pasji i miłości do adrenaliny. -Uwierz mi, mam zamiar. - Wyszczerzył się jeszcze bardziej, uradowany taką wizją. Nie chciał go może na siłę do niczego zmuszać, ale były rzeczy, które bardzo chętnie by zobaczył. Choćby przez sekundę, jeśli była taka opcja. Szczególnie, że nie było to nic szkodliwego dla żadnego z nich. Raczej. Przewrócił oczami na komentarz o słodkim chłopcu, zaraz jednak kompletnie zamykając powieki pod wpływem pocałunku. Jakby mógł, nie wsiadałby do tego pieprzonego autokaru, a został w ramionach Paco, by z nim dzielić się swoim dzisiejszym szczęściem. Niestety nie miał takiej możliwości, gdy czujny wzrok Avgusta i Williamsa na pewno zauważyłby brak jego obecności. Patrzył, jak Paco ciągnie kolejny los i aż zaśmiał się na widok kasku do quidditcha. -Widzisz. To Twoje przeznaczenie. - Nie widział innego wytłumaczenia takiego stanu rzeczy. Chciał czy nie, Morales musiał w końcu posadzić dupsko na miotle.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Umówiłem się ze Swansea'em na trening miotlarski. Znałem go z drużyny, był w głównym składzie. Pomyślałem, że mógłby mnie trochę podszkolić. No bo czemu nie? Znał się na tym, a z pewnością wyglądał na takiego, co się zna, jako wielki olbrzym na miotle. Napisałem mu na wizzie, ogarnąłem sobie miotłę od kolegi, który pożyczył mi, z chęcią widząc, jak grałem ostatnio na meczu. Miałem dopytać, czy tak dobrze, czy może tak źle, że daje mi tę miotłę na trening, ale w sumie nie interesowało mnie to. Udałem się w okolice Hogsmeade, wakacje już się rozpoczęły, tak więc nie było powodu, aby oglądać z własnej nieprzymuszonej woli szkolne mury. Nie, żebym planował swoją karierę quidditchową, ale skoro nasza drużyna trochę niedomagała, a ja jako rezerwowy mogłem może i dostać się do głównego składu, postanowiłem jak na prawdziwego wychowanka Salazara Slytherina mieć w tej kwestii jakieś ambicje. W końcu ostatni mecz mimo naszej przegranej podobał mi się, a to dlatego, że coś czułem, pewnie głównie adrenalinę i być może przez moje zaangażowanie w quidditcha zmienię się w przyszłości w adrenalinowego ćpuna, ale to była taka daleka przyszłość, że postanowiłem nie wybiegać aż tak w fantazje. Przybyłem na miejsce punktualnie, czekając na starszego kolegę. Postanowiłem, że jak już jestem, to się trochę rozciągnę. Zacząłem wymachiwać rękoma, po czym zrobiłem kilka przysiadów. Rozgrzałem nadgarstki w kończynach. Poruszałem biodrami niczym brazylijska tancerka i zrobiłem nawet kilka pompek, chociaż to był wyczyn. Żaden ze mnie sportowiec, może nie sapałem jeszcze jak koń, ale zaczynałem odczuwać szybsze bicie serca. Powtórzyłem jeszcze serie ćwiczeń, a wtedy zobaczyłem w oddali Lokiego. Ciężko byłoby go nie dostrzec, musiałbym być ślepy, a nie byłem.
Kiedy się okazało, że narybek ze składu rezerwowego nie jest kolejnym leniwym bęcwałem, preferującym grzanie ławek na widowni, tylko jak na wychowanka domu Salazara ma jakiekolwiek ambicje, typu zdobycie przyszłorocznego pucharu, Swansea nie miał wyboru. Generalnie korepetycje miał w głębokiej dupie, głównie dlatego, że sam nie pretendował do miana geniusza w żadnej dziedzinie, ale jeśli chodziło o sport, wiedział, że należy kuć żelazo, póki gorące, a przynajmniej korzystać z fizycznej sprawności, póki się ją posiada. Z niedowładem mięśni może się okazać, że w przyszłym roku już nie polata. Przytruchtał na polanę swobodną przebieżką, bo taki jogging do Hogsmeade to akurat dobra rozgrzewka i już z daleka widział, jak młody czyni wygibasy w ramach przygotowania się do treningu. Kolejny plus, posiadał on rozsądek, po chuj trenować jak dopadnie cię kontuzja. - Elo. - przywitał się, kiedy już dotarł na tyle blisko, żeby być w zasięgu słyszenia. Ściągnął z pleców bezdenny plecak, z którym tak sobie biegł- Widzę, że już porozgrzewany. Dobrze. Co chcesz poćwiczyć? - rozejrzał się po polanie, oceniając jej wymiary, a także możliwości przestrzeni jak na to, co miał w zamyśle. Jakiś pomysł w głowie miał, ale skoro Rise zaproponował ćwiczenia, może miał jakieś oczekiwania czy preferencje. Najważniejsze było dobranie puli ćwiczeń do możliwości zawodnika, by pomóc mu podszlifować braki i utrwalić mocne strony.
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : V
Wiek : 15
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Aoife wcale nie miała ochoty na siedzenie w domu. Te wakacje to była śliska sprawa, bo relacje rodzinne jej się skomplikowały. Na matkę wciąż była śmiertelnie obrażona za przeniesienie do Hogwartu, z kolei u Dearów od powrotu wujka Juliusa była specyficzna atmosfera. Z tego powodu gdy usłyszała o planowanym wakacyjnym treningu, zakomunikowała, że chce się dostać do Hogsmeade i tam też ją odesłano z jednym ze skrzatów domowych. - Chyba nie zamierzacie trenować beze mnie? - rzuciła na wstępie, po czym z zaskoczeniem zauważyła Laurenta i trochę się zjeżyła. Ale dobrze. Jak trenować, to trzeba mieć na kim. - Czekam na wytyczne, kapitanie Lockie. Oczywiście było to ironiczne, ale Aoife naprawdę się postarała, żeby nie powiedzieć przydupasie.W końcu jaką on właściwie pełnił funkcję? Aoife nieskrępowana żadnym regulaminem ubrała bezczelnie wyzywający, choć całkowicie praktyczny i wygodny strój. Wciąż pamiętała jak runęła z drzewa na Lockiego i nawet jeśli niczego między nimi nie było (w końcu był tfu, za stary), miała kaprys, żeby umilić mu dzień ładnymi widokami. - Mamy jakiś materiał na szukającego w przyszłym roku? - spytała Swansea, zaczynając rozgrzewkę i prezentując chłopakom swój doskonale płaski brzuch. Wiedziała jak to robić. Zadbała o systematyczne rozruszanie całego ciała, w końcu przestając się przekornie prężyć i skupiła się na wykonywaniu jak najlepszej roboty. - Tegoroczni odwalili taki szajs, że nie powinno się ich dopuszczać do mioteł. Przeszła do truchciku w miejscu, a potem rzuciła okiem na chłopaków. - To co? Kółka wokół polany i kto pierwszy wymięknie stawia w trzech miotłach ognistą? Oczywiście że oczekiwała, że Lockie się zgodzi kupić procenty małolatom. Nie bylo w szkole. Byli pod opieką rodziców. A jej ojca chyba średnio interesowało, czy jego córka pije z kolegami, o ile nie doprowadzi się do pożałowania godnego stanu.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw i jakiś elegancki golfik, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Obejrzał się na jasnowłosą ślizgonkę z miną, wskazującą na to, że jest, delikatnie mówiąc, co najmniej zaskoczony jej obecnością. - Ani Cię tu nikt nie zapraszał, ani nie jestem Twoim kapitanem, więc jak masz mnie wkurwiać, to wiesz gdzie jest wyjście. - mruknął, wracając uwagą do swojego plecaka. To prawda, nie byli w szkole, a to nie był szkolny trening, tylko zajęcie, które sobie zorganizowali w czasie wolnym, więc Swansea nie był zobligowany do tego, by nadskakiwać każdemu ślizgonowi, który się napatoczy i znosić irytujące odzywki smarkatych dzieci. - Nie zapowiada się. - przyznał, bo szukający to była zawsze kula u nogi ślizgońskiej drużyny. A niestety, dwóch pałkarzy nie było w stanie wygrać meczu. Przydałby się dobry szukający. Wyprostował się z kilkoma obręczami w rękach, patrząc na Dear z góry. Jakie to dziwne, Gale był mniej więcej w tym samym wieku, a uwielbiał go pasjami. A taka Aoife? Aż się wzdrygnął, kiedy piętnastolatka zaczęła się wyginać i wypinać, odwracając z dreszczem wzrok, bo czuł się aż niezręcznie na widok pół-gołego dziecka. - Sumptuariae Leges. - machnął różdżką, transmutując jej ten bezczelnie wyzywający strój w normalne dresy i koszulkę z krótkim rękawem, na której było napisane "Lockie Mistrzem Slytherinu". Oceniwszy swoje dzieło, skinął głową sam do siebie za dobrą robotę i odwrócił się w stronę polany. - Zaczniemy od celności. - zakomunikował, posyłając obręcze w powietrze i zaklęciem sprawiając, że w różnym tempie unosiły się i opadały - Będziemy próbowali przerzucić kafle przez te obręcze. Ćwiczenie na mięśnie pleców, siłę rzutu i celność. Poradzimy sobie bez mioteł. - wyciągnął dwie kopie kafla i podał ślizgońskiej braci.
Mechanicznie: Obręczy jest 5 więc trzeba 5 razy rzucić k100. Każda obręcz porusza się innym tempem, więc każda obręcz ma inny zakres. Na podstawie tych kości zakresy to:
- Jeśli ci zależy na naszej wygranej w przyszłym roku, to zaproszenie jest w domyśle - rzuciła niezrażona oschłością Lockiego Ifka, kontynuując rozgrzewkę. Dopiero transmutowanie ciuchów wytrąciło ją z rytmu. - EJ! Co to miało być?! Wstyd przyznać, ale sama nie umiała odczarować stroju, więc musiała radzić sobie inaczej. Było jej nieznośnie gorąco, jak zawsze latem, więc nie pasował jej taki obrót zdarzeń. Podwinęła dół koszulki i zawiązała supeł pod biustem (tak! Już nawet było widać jakąś wypukłość odróżniającą ją od deski!), a potem wróciła do ćwiczeń, nie mogąc się powstrzymać od komentarza. - Nie sądziłam, że tak cię gorszy kawałek odsłoniętego ciała. A może tak bardzo chciał zobaczyć swoje imię na jej cyckach? Nie, tego nie powiedziała na głos, bo niemal słyszała w głowie jak wybrzmiewa jego odpowiedź "jakich cyckach?". - Ale brzuch musisz zaakceptować, inaczej padnę z gorąca. Miałam nadzieję na trochę bardziej deszczowe lato... - westchnęła ciężko, uznając, że jak pałkarz będzie miał z tym problem, to sama z chęcią zrezygnuje z treningu. A potem zaczęło się rzucanie przez obręcze, w którym Aoife radziła sobie doskonale. Dopiero przy ostatniej coś jej strzeliło do głowy i zamiast w obręcz rzuciła kaflem z całej siły w Lockiego. - Orientuj się! - krzyknęła, kiedy piłka była już w powietrzu. W końcu Lock był pałkarzem, powinien ćwiczyć refleks równie pilnie co ona celność!
Rzuć k100 - poniżej 30 oberwałeś kaflem, a powyżej 70 poza tym, że uniknąłeś ciosu, możesz zrobić coś cool!