KTO ODWIEDZI TEN TEMAT NIECH WBIJA. ROBIMY SPONTANICZNĄ BIBĘ NA KRÓTKIE POSTY.

Jak trzeba było zakończyć wakacje? Logiczne, że z hukiem, bo przecież inaczej na pewno nie mogło mieć to miejsca. Trochę wódki. Trochę wina. Dziś rozjebie się kabina. Eiv prawdopodobnie z takim zamiarem spędzała potulnie dwa miesiące, by na końcu dać o sobie znać i przypomnieć, że nie jest zwykła gryffonką, a kimś więcej. W końcu co może spotkać tegorocznego zwycięzcę Złotego Sfinksa? A, no właśnie! Szła więc korytarzem (?), jak mniemam to także tutaj funkcjonuje, by w końcu znaleźć się w odpowiedniej kajucie, a zaraz potem rozwalić się wygodnie na jednym z łóżek, bo jak widać żadna z lokatorek nie miała zamiaru się zjawić. Zresztą, zdążyła dać znać komu trzeba, by wpadł, a to było najważniejsze. Nie ograniczała się w niczym, a już z pewnością nie w alkoholu, który wyciągnęła z niedużej walizeczki, która tkwiła pod miejscem sypialnym (hehe) Cocci. Dobrała się bezpardonowo do ognistej i już czuła ten klimat.
Przerwa była dobra, a teraz pora rozkręcić imprezę.
Za pomocą jednego machnięcia różdżki sprawiła, że w pomieszczeniu rozbrzmiała niesamowita piosenka Rozchichotanego Puffka.
Trzy.
Dwa.
Jeden.
Zaczynamy pożegnanie Wakacjone!

Prawie koniec wakacji a ona nawet się nie zabawiła. PRZECIEŻ TAK NIE MOŻE BYĆ ! Cóż najwyżej upije się sama w swojej kajucie i tyle, bo co innego jej pozostało ?. Westchnęła głośno i na swoich wrotkach jechała właśnie w stronę swojej kajuty. Już z dala dało się usłyszeć dudniącą muzykę z kajuty #23. Alyssa nie mogła przegapić takiej okazji. Możliwe że wrąbie się komuś nieproszona na imprezę. No cóż zdarza się ! Przecież nie będzie się tym przejmować. Podjechała tylko szybko do swojej kajuty złapała jakiś alkohol. Pewnie ognistą (która zabrała jeszcze przed wakacjami ), cóż z pustymi rękoma nie pójdzie.
Bez żadnych ceregieli otwarła szeroko drzwi od kajuty i wjechała do niej. -Słyszałam muzykę na korytarz. Więc jestem - Odparła z szerokim uśmiechem na twarz. -I przyniosłam to.-Pomachała butelką i rozejrzała się po kajucie. Cóż liczyła na więcej osób ale może się zjawią !

Właśnie dobiegał koniec rejsu. Podobno miało im ten wyjazd zapewnić trochę relaksu i nauki. Benj jednak trochę się zawiódł. Spodziewał się, że te wakację będą dużo bardziej efektowne i nauczy się więcej. Jednak nie każdy ma możliwość odwiedzenia Atlantydy.
Wielu uczniów chciało jeszcze przez jakiś czas skorzystać z ostatnich dni wakacji. Doszły do niego słuchy, że w jednej z kajut będzie urządzana mała impreza, więc postanowił, że po wszystkich przygodach ze statku przyda mu się odrobina relaksu i zapomnienia. Nie myśląc za wiele przebrał sięw swojej kajucie i udał do miejsca, w którym miała się odbyć jedna z pożegnalnych imprez.
- Cześć wszystkim. - powiedział na wejściu Benj. W jednej ręce trzymał butelkę rumu a w drugiej fajkę wodną.

Nawet nie wiecie jak Coccinella się cieszyła na koniec tych paskudnych wakacji. Normalnie jak dziecko. Nie mogła wybić z pamięci zdarzenia z pod bocianiego gniazda, a na dodatek musiała na poważnie zacząć rozglądać się za mieszkaniem. Awans też niósł za sobą obowiązki i jeśli miała pozostać na swoim stanowisku to musiała się szybciutko brać do pracy. Zanim ktoś oczywiście zauważy, że jej tam nie ma. Czym czasem jednak lekko zmęczona kolejnym nurzącym dniem postanowiła wrócić do kajuty. No wiecie, nie okłamywała się jakimkolwiek poczuciem prywatności. Nie zdziwiło jej więc gdy w kajucie siedziało już pare osób z butelkami. W końcu to Anglicy, im tylko jedno w głowach. - Rozumiem dzisiaj imprezujemy u mnie? - Zapytała retorycznie, w końcu już znała odpowiedź. Potwierdzeniem była również Eiv z butelką alkoholu wcześniej zakupionego przez krukonkę. A miał być do zamku... Trudno, kupi się drugą. Kto bogatemu zabroni? - Benj świetnie wyglądasz! Ta słona woda ci służy! - Powiedziała chcąc skupić rozmówców na czymś konkretniejszym niż zdawkowe powitania. Halo, mamy się bawić, nie? Szybko sięgnęła po szklanki z jednej z półek i postawiła na wierzku. - Częstujcie się, śmiało. - Zachęciła. W końcu pijany imprezowicz to dobry imprezowicz. Tego właśnie nauczyła się na tej uczelni!

Jack nie należała do super towarzyskich osób, owszem - była najzajebistszym człowiekiem na imprezie, bez którego ta pewnie by nie wypaliła, ale wysypka pojawiała się od razu na jej wątłych rączkach, kiedy tylko miała styczność z głupimi ludźmi. Nie oszukujmy się, tutaj czy nawet gdziekolwiek indziej były ich setki. Miliony idiotów czaiły się na biedą Laurent żeby tylko wyprowadzić ją z równowagi. Na szczęście nie trzeba się o nią było martwić, bo raz dwa posyłała swoje mrożące spojrzenie i komentowała coś co jej się nie podobało w sposób niezbyt wylewny, ale konkretny. Może to dlatego rzadko kiedy ktoś niepytany do niej podchodzi. CO PORADZIĆ #jackterrorysta.
Coś ją dzisiaj tknęło, że jej przyjaciółka nie będzie siedziała spokojnie na dupie tylko sięgnie po ostatnie zapasy ognistej żeby z godnością pożegnać te wakacje. Albo je rozpocząć. Kogo to obchodzi.
Dżek z kolei lubila pić. I to bardzo. Dlatego wybrała się w poszukiwania Eiv-Dziecka-Szatana-Henley.
To chyba była ta kajuta. Otworzyła więc drzwi potężnym kopniakiem i wparowała do środka, totalnie nie zwracając uwagi na nikogo poza zdzirą do której przyszła.
- Siema suko, słyszałam że robimy dzisiaj rozpierdol - powiedziała spokojnie, z promiennie złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Nie zabrała ze sobą niczego, bo wiedziała że ludzie zrobią to za nią hehe.

Benj w sumie nie znał połowy osób, z którymi przyszło mu właśnie przebywać w kajucie. Ale cieszyło go to, że jest póki co jednym z nielicznych, jak nie jedynym mężczyzną w towarzystwie. Chociaż będzie mógł sobie na spokojnie odreagować to, co ostatnio go spotkało. Nie, żeby się nad sobą użalał. Po prostu wolał przejść do kolejnego etapu w życiu i skupić się na nowych celach. Jak to mówią. Coś się kończy, coś się zaczyna.
- Cześć Cocci - powiedział słodkim głosem słysząc jak dziewczyna go komplementuje. - Musze powiedzieć, że Ty z każdym dniem jesteś coraz piękniejsza. - powiedział i odstawił butelkę na stolik. Rozejrzał się po kajucie i nie widząc nic innego do roboty pokazał jej fajkę wodną i ostentacyjnie poklepał się po kieszeni. Nie, żeby trzymał w niej właśnie Peruwiańskie Zioło.

Wiadomka. #KrólowaJestTylkoJedna. Niemniej jednak, Eiv nie potrzebowała szukać poklasku u mężczyzn, by czuć się zajebista. Ba, była typem osoby, który wchodził, robił bum i znikał nim zdążył ktokolwiek zapytać ją o imię. Proste działanie, prawda? Była tajemnicza, niejednoznaczna i jedyne co najmocniej ukochała w swoim życiu, to pogoń za adrenaliną, a przecież nielegalna impreza, choć ja bym tego tak nie nazwała, właśnie taka była.
Gdy zobaczyła uroczą blondyneczkę, uśmiechnęła się szerzej. Przy Benjim uśmiech stał się jeszcze szerszy, ale dopiero poderwała się w momencie, gdy do kajuty wpadła Cocci razem z Jackie (pewnie nie weszły razem i wiem to na pewno, ale…).
-Cóż za miłe powitanie. Cieszę się, że tęskniłaś. – Mruknęła pod nosem i puściła jej oczko. -Teraz przynajmniej twoja twarzyczka nabrała na urodzie, gdy w końcu znalazłaś się przy mnie. – Eiv nie była zarozumiała, ale dogryzanie z Dżek miała opanowane do perfekcji. -Wow. Zadbaliście o wszystko, więc chyba… – Zawiesiła głos i utkwiła go w puchonce i krukonie, jakby zapraszając go tym bezczelnym spojrzeniem do tego, by nie czuli się skrępowani, ani tym bardziej, by ograniczenia nie brały w górę. -Cudnie… – Dodała jeszcze rozbawieniem, gdy szklaneczki zapełniły się jednym z trunków i każdy mógł się poczęstować, ofkors. -Niech Atlantyda o nas pamięta! – No i wypiła do dna, bo taka z niej żartownisia była.

Eh tam, nie od razu musiała robić show przed mężczyznami żeby ich zainteresować, bo interesująca była i bez tego, jednak żyła w przekonaniu, że większą część idiotów na ziemi stanowią kobiety. Stąd też taka nieprzychylność wobec nich z jej strony. Cóż. Jej matka nie dała jej nazbyt dobrego przykładu, a kochanka ojca, która odcięła ją totalnie od funduszy była nie do zniesienia toteż jej uraz wobec płci pięknej tego lata wyjątkowo się pogłębił.
- Tak wiem, Ty zawsze przebywasz w nadmiernym oświetleniu, dlatego nie sposób przy Tobie nie promienieć - odpowiedziała jej równie złośliwie, bo ceniła sobie ich znajomość, a najlepszym jej lejem były ich wieczne docinki. No bo kto nie lubi dramy?
- Cześć wam - dopiero teraz dostrzegła resztę i z niezbyt wielkim zapałem się przywitała, przywdziewając na twarz nieco sztuczny uśmiech. Nie każdy potrafi być miły na zawołanie hej! Chociaż na widok Cocci jej kąciki ust drgnęły, bo wymyśliłam nam w relacjach że się chyba lubimy, ale wiadomka, change musi być aprooved.
- To co pijemy? Eiv nie może stracić dzisiaj godności sama - wyszczerzyła się do wszystkich spod przymrużonych powiek, tym samym obiecując im przygodę życia. No bo jak, jak nie tak?

Cinny nie chciała wiedzieć kogo tutaj jeszcze diabli przywieją. Kogoś tam kojarzyła, kogoś tam znała... No, ale w sumie kiedy miała ich ogarnąć? Podczas wakacji? Raczej nie. Cieszyła się oczywiście, że nikt nie traktuje jej w tej szkole jak nowej, choć tak właśnie się czuła. Złoty Sfinks był tak dawno... A ona absolutnie nie wiedziała jak ma rozpoczać kolejny rok. Udawać, że jej tu wcześniej nie było? Chyba się nie da. Zwłaszcza, gdy kojarzy się poszczególne osoby. Choć przecież nie było jej rok. To dłużej niż w Hogwarcie zabawiła. Fuck logi!
Wpierw przywitała się z Jack (jeszcze chyba nie ogarnełam tematu relacji xd) ,a póżniej przysiadła się do Benja, rozsypując swoje złote włosy z wcześniej zawiązanego kucyka. Złote niteczki delikatnie opadły wraz z nią. - Już tak się nie popisuj tym swoim kotem w worku. Wiem co masz na myśli. - Uśmiechnęła się, czując swego rodzaju ulgę. Może to właśnie pomoże jej dziś zasnąć. Przecież kiedyś musi zapomnieć o wszystkich przykrych zajściach. Przynajmniej na chwilę.
- Eiv idziecie do nas? Picie najlepiej smakuje w duecie. - Zawołała przez muzykę swoim jedwabistym głosem. Nie wiele potrzebowała, by dźwięk z jej ust roznosił się niczym muzyka. Ma się ten dar.

Niektórzy kochali robić show przed facetami, a w szczególności rozkładać nogi. Nie moja wina, że w większości przypadków laski w Hogu miały drzwi obrotowe zamiast zgrabnych ud, ale każdy chyba o tym wie, right? Nie ma problemu. Niemniej jednak Eiv miała dokładnie tak samo jak Chucky Dżek. Nie tolerowała kobiet, właściwie żadnych i niewiele było takich, które znosiła i akceptowała. To wąskie grono zaliczyło ich aż… Pięć. Na tak długą karierę, to niby dużo, ale wbrew pozorom wcale nie.
-Już się tak nie bulwersuj, ślicznotko, bo ci kolejna zmarszczka wyskoczy na czole. – Mruknęła rozbawiona i puściła dziewczęciu oczko, ale przecież to był dopiero początek. Nie mogła się powstrzymać od chęci zatopienia ust w kolejnej dawce trunku, bo alkohol to było to, czego potrzebował jej organizm. Teraz. Już. Natychmiast.
-Godność stracę razem z tobą; jak zawsze… – Prychnęła pod nosem, bo dobrze wiem do czego ta zacna dziewuszka mogła pić, ale spokojnie. Wymazałam to wspomnienie z pamięci. Poof. -Jasne, Cinny. – I po tych słowach chwyciła za nadgarstek nieznajomą puchonkę i Jackie, bo przecież impreza dopiero się zaczynała i jedyne co nie mogło się wydarzyć, to by kajuta poszła z dymem. Zresztą. Jebać to. -Co dobrego macie?

Zwykle Peruwiańskie Zioło nie było ogólnodostępne. Przynajmniej nie w przypadku imprez na których każdy chciałby go spróbować. Dlatego Benj się zdziwił jak Cinny tak chętnie zaprosiła wszystkich do poczęstunku. Ale w sumie co mu szkodziło? On zrobi swoje, a reszta też może z tego skorzystać. Może jednak będzie trzeba rzucić zaklęcie, które uszczelni pokój?
- Najpierw zróbmy może jakąś bańkę, z której nie ucieknie dym? - zapytał z uśmiechem na ustach Benj. Machnął od razu różdżką i wsadził w bańkę fajkę wodną. Po chwili napełnił ją narkotykiem i zabrał się do kosztowania.
Uwielbiał zapach, który wydzielało Peruwiańskie Zioło, można od niego było zwariować. Po chwili zaprosił Cinny, żeby wzięła od niego fajkę i wysunął głowę z bańki.
- Nooo! I to mi się podoba! - powiedział Benj w wyraźnie poprawionym nastroju. - Co tam Eiv? - zagadnął dziewczynę widząc, że też czeka w kolejce.

On po prostu nie rozumiał punkt widzenia Cinny. Jeśli tylko oni dwoje będą upaleni w gronie, to nie skończy się to dobrze. Wiadomo jacy są ludzie. Wykorzystują słabości. Dziewczyna wolała nie sprawdać jakich ma ziomeczków wokół siebie. Zasada ograniczonego zaufania obowiązywała zawsze. Z resztą... Po buchu to nie grzech, nie?
Wzięła bańkę od chłopaka, by po chwili rozpłynąć się w zapachu i smaku dymu. Nie pamiętała kiedy ostatnio tak przy wszystkich kosztowała palenia. Zdecydowanie zbyt dawno, by mogła powiedzieć, że jest koneserem. Jej wieczną kochanką były papierosy. - Ok Benj. Spisałeś się, jest niezłe. - Pochwaliła ziomka, bo w końcu trzeba mu przyznać klasę. Zioło przednie.
Podała dalej bańkę, a sama postanowiła zająć się rozmową. W końcu głowę zajmowało jej już teraz troche mniej problemów. - Jack tak ostatnio myślałam gdzie cię wywiało. Z kim się teraz szlajasz? - Spytała pół żartem, pół serio. W końcu nie mogła ogarnąć jak to się stało, że przez całe wakacje zwyczajnie na siebie nie wpadły. Może wszystkie imprezy Cinny ominęły? Wątpiła, ale lepiej było to usłyszeć.

Nowy woźny w Hogwarcie właśnie podskakiwał sobie radośnie, przemierzając hol, a raczej tułając się bezcelowo po tej łajbie, na gwałt szukając czegoś do roboty. Głowa kiwała mu się to na lewo, to na prawo, a z ust ułożonych w dzióbek wydobywały się wesołe pogwizdywania. Świat wydawał się być wspaniały i pełen kolorów, kiedy nagle wszystko zakłócił hałas dochodzący z kajuty numer 23. Ten hałas przeszkodził mu w jego bardzo ważnej czynności! Woźny zatrzymał się, ucichł i westchnął zrezygnowany. Następnie zaciekawiony skarbił się nieco i przyciągnął ręce do siebie, po czym zaczął skradać się na paluszkach w stronę źródła dźwięku, aby ostatecznie znaleźć się przy drzwiach i przyłożyć do nich ucho. Jeden głos, kolejny, parę następnych. Te kajuty nie były przypadkiem 3-osobowe? - zadał sobie pytanie, gdy bez większego zastanowienia po prostu pociągnął za klamkę i wpadł do środka, omal nie wypieprzając się w progu.
- Przepraszam bardzo. - rzekł oficjalnym tonem, mogącym początkowo zbić z tropu uczniów. Jednak niemalże od razu dodał - Ale co tu się odpierdala? - uśmiechnął się tajemniczo, bardzo powoooli zamykając drzwi za sobą.

Palenie w towarzystwie jest najlepsze, o ile ktoś nie zdobył jakiegoś shitu. Eiv o tym wiedziała doskonale, bo przecież swoich kompanów dobierała bardzo selektywnie. Najpierw trzeba trochę poznać, potem gadka szmatka, a na końcu… Palimy? Wiadomym było, że Henley nie jest wylewna. Nie operuje słowami, a jedynie się gapi i sprawia, że człowiek nie wie, czego może oczekiwać ta drobna istota. Rozmawiała w inny sposób i trzeba było się tego nauczyć, a jak widać jej słabość do krukonów chyba nigdy nie minie, wszak – tylko jeden ślizgon miał honorowe miejsce w jej zgorzkniałym sercu, którego bądź co bądź nie miała. Resztą wycierała podłogi; Dżek się nie liczy, bo ona to jak sama-swoja z Gryffindoru; tylko nie w tej barwie co trzeba, c’nie?
-Nic tam, Benj. – Odpowiedziała z uśmiechem, który zdawał się być nieco wredny, ale to był właśnie ten uśmiech. Dokładnie ten, który mógł ci Potocky spędzać sen z powiek. -Wiedziałam, że się tu zjawisz, więc nawet nie wystosowałam specjalnego zaproszenia. – Puściła mu jeszcze oczko, a napuszczała się ich już dzisiejszego wieczora całkiem sporo. Pewnie niebawem będzie to tik nerwowy, toteż musiała zaspokoić pragnienie i przerwać tę czynność tuż po tym, jak dostrzegła, że butla stoi otworem. Dla niej. Teraz już tylko dla niej. Zaciągnęła się więc przyjemnym dymem, który wypełnił jej płuca, a by dodać temu smaczku przepiła jeszcze odrobiną alkoholu posmak, co sprawiało, że zakręciło jej się w główce. Nie była jednak tchórzem i pociągnęła drugi raz. Zauważyliście jaka to absorbująca czynność? #wow
-Zbiorowy dupcing się odpierdala. – Odpowiedziała na słowa Deva, którego przecież bądź co bądź już znała i zgadnijcie co zrobiła… Puściła mu też oczko! -Dołączysz, czy będziesz stał jak kij od miotły w zapomnianym wiadrze?

Benj powoli zaczął czuć wpływ peruwiańskiego zioła na organizm. Nogi zaczęły mu lekko drętwieć, a w uszach szumieć. Lubił ten stan. Czuł się błogo. Był bardzo zrelaksowany. Taki był też jego zamiar, odprężyć się na tyle, ile mógł. Należało mu się.
Patrząc po kajucie dostrzegł, że było tu całkiem przyjemnie. Ludzi też nie brakowało. Właściwie to kobiet. Nagle jednak otworzyły się drzwi i do kajuty ktoś wszedł. Nie patrzył jednak kto to, bo czuł, że już mu się nie chcę. Poczekał chwilę, aż fajka do niego wróci i zapalił ponownie. - Dajcie mu coś na rozluźnienie! - wydarł się w nie wiadomo jaką stronę. Zapalił po raz kolejny i podał fajkę wodną do Cocci, tak jak to miało miejsce poprzednim razem.
- Powiedz mi Cocci, co tak naprawdę jest w życiu ważne? Oczywiście poza cyckami, one są najważniejsze. - zapytał nagle Benj patrząc na Cocci zamglonym wzrokiem.

Pojawiłem się.
Ustalmy jedno - choćby miała ją okraszać najgorsza z możliwych melodii, huczna impreza zawsze była miejscem, w którym czułem się, jakbym do niego należał. Moje środowisko naturalne. Przekraczając próg kajuty #23 prawie dostałem ataku spazmów, ale w dłoni na szczęście dzierżyłem butelkę rumu, która szybko pozwoliła mi zapomnieć o chujowej oprawie muzycznej. Nie omieszkałem zaprezentować stylówy typowego hipstera, jak to zwykle miałem w zwyczaju. Widząc znajomą burzę jasnych włosów mimowolnie podszedłem przywitać się z Cinny, łapiąc ją w pół i całując w policzek na powitanie. Z Benjim przybiłem piątkę, a na koniec moje spojrzenie zatrzymało się nieco dłużej na Eiv, którą po chwili również musnąłem ustami, może nieco za blisko ucha.
- Kto jest tak alternatywnym didżejem, że nawet nie wiem, co to za kawałek?
W tej samej chwili pojawił się woźny, którego zdążyłem już poznać.
- Salut, Dev - upiłem łyk swojego rumu i wyciągnąłem butelkę w jego stronę. Żywiłem jakąś niewyjaśnioną sympatię do tego człowieka, mimo, iż w zasadzie zupełnie go nie znałem.

Na imprezach z ludzmi jest jak z królikami. Ciągle się mnożą i to nie o sam fakt kompulacji chodzi, choć pewnie do niego też niektórzy niedługo dojdą. Tak jest zawsze. Przychodzą ludzie, jakby byli gdzieś zaproszeni i śmieją się jak głupi do sera. Gdyby nie to, że wśród nich znalazł się Arsene, pewnie Coccinelli niespecjalnie by się to spodobało. Dalej nie poznała dziwnej blondyny, którą zastała już na miescju. Do tego jakiś koleżka, który diametranie zawyżył ich średnią wiekową. Jak dobrze, że Cinny już nie musiała czuć się w tym gronie najważniejsza. Pozostało jej więc być tylko najpiękniejszą. Jaka niewiarygodna szkoda...
- No cześć złociutki! - Przywitala Arsa, odwzajemniając się buziakiem w policzek. Gdyby jeszcze potrafił się ubrać mógłby być jej narzeczonym, a tak musiała akceptować, że świat jest okrótny, a katalogów mody za mało.
Gdy grono zajęło się swoimi problemami rozmawiając o dupie maryny, ona postanowiła skorzystać z odrobiny wolności i sięgnąć po jedną ze szklaneczek. Kurcze... Chyba ktoś przydzielając ich do tego pokoju nie pomyślał, że może być w nim impreza. Nie zamierzała jednak ubolewać nad brakiem szkła. Się wyczaruje jak będzie trzeba czy coś w tym stylu.
Upiła łyk trunku, który oczywiście był dla niej odrobinę za mocny. Jej "francuskie" podniebienie szybko zaczęło palić, a jej twarzy wygieła się w paskudnym grymasie. - Naprawdę ja coś takiego kupiłam? - Powiedziała do siebie z lekkim niedowieżaniem. Może i lepiej, że będzie miec kompanów do opróżnienia tej butelki?
- Najważniejsze w życiu? - Oczywiście już wróciła do grona.- Zdecydowanie to na co możesz sobie pozwolić. Ile masz i co za to możesz mieć. To już kwestia gustu na co polujesz. - Odpowiedziała wyraźnie zadowolona wieloznacznością swojej wypowiedzi. Och, ona taka mądra!

Świat stawał się coraz piękniejszy. Wszystkie przedmioty coraz bardziej ostre. Mimo tego, że zmysły mu się chyba wyostrzały, to słuch stawał się coraz gorszy. Już nie docierało do niego to, co się działo pięć metrów dalej. Teraz mógł usłyszeć tylko Cocci i Eiv. O ile cokolwiek by powiedziały.
Rozejrzał się po kajucie i zobaczył, że był tu ktoś, kogo by się nie spodziewał. Czy to nie był jakiś gościu, który ewidentnie z nimi nie studiował? Cóż. Może mu się po prostu wydawało.
Popatrzył na Cocci i się uśmiechnął. O tak, najważniejsze w życiu były cycki. Przecież się nie przyzna wprost, że to one pozwalają jej robić co tylko chce. - A widzisz, moim zdaniem najważniejsze jest to, żeby być. Po prostu! - powiedział zupełnie bez składu Benj. Zaśmiał się ze swojego żartu i szturchnął dziewczynę, żeby zapaliła. nie wyszło mu to za pierwszy razem, dlatego musiał się poprawić. - Cocci, co byś najbardziej w życiu chciała poza leżeniem ze mną w łóżku?

W niewielkim pomieszczeniu szybko zgromadziła się sporawa gromadka ludzi i już dało się odczuć ciepłotę ciał połączoną z wakacyjną temperaturą. Uczniowie, wszędzie uczniowie. Zdaje się, że woźny trafił na ich imprezkę! Pierwszą osobą, która przykuła jego uwagę była Eiv - tą już zdążył poznać... W dość ciekawych okolicznościach.
- Dupcing powiadasz? Wchodzę w to! - odpowiedział bez namysłu, również puszczając jej oczko - Tylko nie rozmawiajmy proszę o kijach od mioteł. Chyba, że chcesz porozmawiać o moim. - rzekł zdawałoby się żartobliwie, chociaż może wcale nie żartował? Jedynie jego kąciki ust uniosły się nieznacznie ku górze. Tak, czy inaczej został zaproszony na imprezę, więc zostaje. Chyba nawet sam się wprosił, ale to już nie jest ważne.
Dev przeczesał swoje czarne włosy do tyłu, po czym rozgościł się, stawiając parę kroków wgłąb kajuty. Wydawał się zachowywać zupełnie naturalnie, jakby właśnie znalazł się sam w swoim własnym pokoju. Z kieszeni marynarki wyciągnął coś na wzór papierosa, po czym przytknął do ust i zaczął rozpalać. Teraz odezwał się do niego chłopak poznany wcześniej na prawej burcie. Za cholerę nie mógł sobie przypomnieć jego imienia, a fakt, że teraz Dev miał płuca pełne cudownego dymu uniemożliwiał odpowiedzenie na przywitanie. Dlatego też francuz tylko skinął głową i szybko chwycił butelkę, łapiąc z niej parę łyków. Dopiero kiedy odsunął ją od ust, kłęby dumy wydostały się z jego otworu gębowego. - No i to się kurwa nazywa orzeźwienie! Niech Ci ktoś tam coś tam wynagrodzi. Czy jakoś tak... - wymamrotał rozglądając się po sali. Jednak nie dał tamtemu czasu na jakąkolwiek odpowiedź, ponieważ pewnie postawił krok do przodu, zmniejszając dystans między nimi, a potem z gracją ukazał skręta przed twarzą chłopaka, jakby pokazywał jakieś dzieło sztuki - Spróbujesz? Mówię Ci najlepszy towar w świecie magicznym.

Weszła do kajuty dziwnie jak na siebie zmęczona, ale to był jeden z tych kapryśnych, nielicznych dni, w których po prostu towarzystwo wyjątkowo było jej nie na rękę. Dlatego wbijając do kabiny pełnej ludzi, przecisnęła się między nimi (bo trzeba pamiętać, że było tu naprawdę niewiele miejsca) i zaraz potem, zatrzymała się gdzieś na poziomie Deva, patrząc na niego z boku. Nic się nie odezwała, tylko, żeby utrzymać tradycję, podkradła mężczyźnie skręta, którego wystawiał w kierunku kogoś innego. Tak lepiej nastawiona do tego tłumu, oddała własność Levittowi, tylko przelotnie przeciągając dłonią po jego policzku, klepiąc go po nim krótko, bez ironii, a może bardziej w podzięce, zanim bez słowa, ignorując wszystkich wokół, ułożyła się na wolnej przestrzeni jednego z łózek, przysłaniając twarz przedramieniem. Wyraźnie nie przeszkadzało jej, jak arogancko wygląda to wobec NIEZAPROSZONYCH tu gości. Z tej swojej niechęci nawet nie zauważyła Eiv, którą normalnie należycie by przywitała.

Jak dobrze, że grała muzyka, bo gdyby nie ona to pewnie Cinny naprawdę by uwierzyła, że wszyscy ucichli. Tak samo jak dałaby sobie rękę uciąć, że połowa grona jeszcze nie jest tak pijana jak powinna, a całe grono jeszcze tak nietrzeźwe jakby chciało. Eh... Te problemu. Człowiek już chciałby być pijany, a jeszcze nie jest. Za to gdy już jest to nagle sobie zdaje sprawę z tego jak to cudownie jest być trzeźwym. A może i nie? Benjowi jakoś niespecjalnie chyba przeszkadzał jego błogi stan. Sama Cinny czuła się luż lekko pod wpływem, a całość przypieczętował kolejny buch z bańki. Dym rozlał się po jej płucach, a z nosa wyleciały dwie smużki dymu. Pewnie wyglądała idiotycznie, ale czy naprawdę ktoś poza nią by się tym przejął? Pewnie nie. Ludzie właśnie tacy są - o nic nie dbają. Anglia. Jaki kraj, tacy ludzie.
- Hm... - To pytanie które zadał Benj było za trudne jak na rozum ujaranej Cinny. Przynajmniej zbyt obciążające by na nie odpowiedzieć dobrze. - Pewnie jest to wyprzedaż inteligencji. Kupiła bym jej troche dla przyjaciół. - Stwierdziła, nie do końca zdając sobie sprawę, że chodziło jej w rzeczywistości o wrogów i w sumie to nie jest odpowiedź na to pytanie. Kto by się tym przejmował? Zwłaszcza, gdy do pokoju weszła Mirka, a Cinny postanowiła nie pozostawić tego faktu bez echa. - Siema picka, co tam słychać? - Powiedziała zdecydowanie za głośno niż zamierzała. Gdyby nie jej wrodzony urok pewnie zabrzmiałoby to dość wulgarnie, a tak to można było w tym dostrzec jakiś żartobliwy urok.
Troche zniechęcona fakt, że dziewczyna się położyła, postanowiła kontynuować 'intelektualną' konwersację. - Z resztą wiesz jak to jest. Dziwki drożeją, ale ludzie tanieją. Świat wywraca się do góry dupą, czekając na jakiegoś wielkiego kopniaka, który nigdy nie nastąpi. - Stwierdziła, podając bańkę Arsowi, który akurat znalazł się jej pod ręką. - Ars spóźniasz się. Wiesz jak tego nie lubie. - Zaczęła grymasić jak to kobiety mają w zwyczają gdy coś idzie nie po ich myśli.

W kajucie zaczęło się robić coraz ciaśniej. Nie przeszkadzało to w sumie Benjowi. Co prawda nie przepadał za przesadnym tłumem, ale teraz było mu wszystko jedno. Mógłby nawet polatać na miotle gdyby tylko chciało mu się podnieść. Oczywiście to w ogóle nie wchodziło w grę. Jedyne co mógł teraz zrobić to albo napić się rumu, albo zapalić fajkę. Tylko te dwie myśli pozwalały mu myśleć długofalowo.
W międzyczasie do kajuty weszła kolejna osoba. Nie znał tej dziewczyny, ale po zachowaniu wydawało mu się, że widział ją już kiedyś. Nie wiedział o co mu właściwie chodzi, więc w końcu odpuścił. XDDD
- Cocci.. A jeżeli chciałbym zostać nagle hipogryfem, to mógłbym się teleportować? - zapytał w ogóle bez sensu Benj. Przysunął się do niej i chwycił ją za rękę. - Tylko proszę, nie okłamuj mnie, nie przeżyję tego, jak mnie zranisz. Wiesz, że hipogryfy są bardzo honorowe. A ja jestem hipogryfem, mówiłem Ci?

Ulokowany mniej więcej w samym środku imprezy Levitt nagle zaczął czuć się źle. Oczy zamgliły mu się momentalnie, a dłonie splotły na brzuchu. Dokładnie tam odczuł największy dyskomfort. Starał się nie okazywać słabości przy uczniach, ale to było silniejsze od niego. Wziął kilka głębszych oddechów, czując jak wszystko przewala się w jego wnętrznościach. Tylko spokojnie, to przejdzie, jeszcze chwila i...
- BWRLEEEEEEEEEEEEEEEEEEEK! - wydał z siebie potworny, gardłowy dźwięk. Beknął tak donośnie, że grająca w tle muzyka to przy tym pikuś. Lecz on sam potraktował to, jakby nic specjalnego się nie stało. Zaśmiał się tylko i skomentował to głośno - Słodki jezu. Dobrze, że nie wyszło drugą stroną. Tego to byście już nie przeżyli. - roześmiał się jeszcze bardziej.
Najważniejsza była ulga. To chyba wszystko przez to, że zbyt łapczywie wlewał w siebie wysokoprocentowe płyny. Trochę ich już zdążył wypić w ciągu ostatnich paru godzin. Chwilę wcześniej Mira mignęła mu przed oczami. Ta, która przychodzi, bierze czego chce i odchodzi. Przynajmniej wiedziała, czego w życiu chce. Buchnęła mu bucha, ale zaraz grzecznie oddała, jakby zawsze wiedziała, w jaki sposób ma się zachować. Tymczasem sam wyssał ze skręta kilka kolejnych machów, po czym wypuszczał dym pod siebie, tworząc krótkotrwałą zasłonę dymną wokół swojej osoby. Jak tak dalej pójdzie, to niektórzy upalą się dzięki samym oparom.

Odciągnęła ramię od twarzy tylko dlatego, że usłyszała ten miękki ton. Jakiejkolwiek by nie był treści, swojej współlokatorce mogła wybaczyć bardzo wiele, nawet jeśli była w nienajlepszym nastroju. Tymczasem zainteresowała się jej obecnością. Zwyczajnie, nie wiadomo dlaczego wcześniej zakładając, że miałaby tutaj jej nie napotkać. Chyba po prostu dość niedawno mijała ją gdzieś na pokładzie statku. Dlatego teraz uniosła się na jednej ręce, przyglądając się blondynce chwilę.
— Hej — należało jej wybaczyć jej ograniczone ogarnięcie przestrzeni i ludzi, skoro było przynajmniej kilku wysokich i co najmniej jeden barczysty mężczyzna w tym pomieszczeniu, niedostosowanym do takich wyjątkowych sytuacji. Dlatego teraz wychyliła się zza sylwetki jednego z krukonów, mrucząc pod nosem:
— Ciekawszym jest co słychać tutaj.
Ale nie musiała długo czekać na odpowiedź. Przechyliła głowę trochę w bok, przyglądając się z zainteresowaniem nieznajomemu chłopakowi, słodzącemu jakimiś pierdołami w kierunku Coccinelle. Co prawda nic Mirabelle z tego nie zrozumiała, oprócz oczywistego faktu, ze właśnie podbijał do najatrakcyjniejszej kobitki w pomieszczeniu (a skoro przyznawała, że Cinny była ładniejsza od niej, musiało być coś na rzeczy), ale tyle jej starczyło. Z zawiści, chociaż tak samo ją rozbawił jak zeźlił tą śmiałością, cisnęła w niego poduszką. Szarpnęła się na łokciach do góry tylko dlatego, że uznała za niestosowne, gdyby miała w całym tym rozgardiaszu być najtrzeźwiejszą najnudniejszą osobistością. Zrzuciła z siebie kurtkę, zostawiając ją na łóżku, na razie bacznie obserwując sytuację, zanim się wdroży odpowiednio w klimat.

Wiatr wiejący w uszach, łzawiące oczy i dotyk szponami powierzchni jeziora, którą przecinał. Wszystko wyglądało tak pięknie. Zachodzące słońce rozświetlało dolinę w której się znajdował.
Nagle ocknął się. Zdążył rozejrzeć się po kajucie i zdać sprawę, że po prostu na kilka sekund odleciał. Znów był hipogryfem. Ale tylko na krótką chwilę. Szkoda, że nie mógł nim być na stałe. To by oznaczało wolność i swobodę.
Siedząc w zadumie nagle wydawało mu się, że coś trzasnęło go w twarz. Może nie zrobiłby sobie nic z tego, ale na jego kolanach wylądowała poduszka, której jeszcze przed chwilą nie było. Odwrócił się ospale w kierunku z którego nadleciała i dostrzegł dziewczynę, która jeszcze przed chwilą była w innym miejscu.
- E, e, jak chcesz się umówić to się zapisz, kolejka jest. - powiedział przeciągając każdą sylabę Benj. O co tej dziewczynie chodziło? Czemu ona właściwie..
- Cocci, dlaczego ona mnie bije? Jest zazdrosna? - zapytał i oparł jej głowę na ramieniu. - To jest przerąbane. Tacy ludzie nie mają z kim popatrzeć na księżyc. W sumie może to i dobrze..