Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Narodowy stadion Quidditcha

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 4 z 13 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11, 12, 13  Next
AutorWiadomość


Effie Fontaine
Effie Fontaine

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : pół wila
Galeony : 4381
  Liczba postów : 2482
http://czarodzieje.forumpolish.com/t24-effie-fontaine
http://czarodzieje.forumpolish.com/t253-effie-fontaine
http://czarodzieje.forumpolish.com/t7168-effie-fontaine#204310
http://czarodzieje.forumpolish.com/forum
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Administrator




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySro Lip 09 2014, 13:08;

First topic message reminder :


Narodowy stadion Quidditcha

Miejsce, w którym rozgrywają się najważniejsze mecze Quidditcha. To tutaj narodowa reprezentacja Anglii walczy z przeciwnikami o tytuł mistrza, to tu kluby próbują pokonać przeciwników z najdalszych zakątków świata. Każdy gracz, który miał okazję stanąć do meczu na tym stadionie, cieszy się niezwykłym prestiżem. Nie dziwne więc, że młodzi czarodzieje tęsknie spoglądając z trybun, wyobrażają sobie, iż za parę lat będą tu występować. Niestety udaje się to tylko najlepszym.



Dzień Quidditcha:
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySob Mar 28 2020, 20:04;

  — Dwie minuty, Aiden. — Zawołała z przejścia na boisko kapitan drużyny, kiedy już wszyscy na dobrą sprawę byli gotowi do wyjścia, a nawet znajdowali się już na płycie. Aiden spojrzał na swój sprzęt, a potem na Lexę. Usłyszał jej polecenie. A raczej prośbę. Przyjacielską sugestię. Nie odpowiedział nic na nią, ale też nie zaczął zbierać swojego sprzętu. Potem wysłuchał jej kolejnych słów, gdzie mówiła, że w razie czego to może on tu zostać z tym całym jej przełożonym. Well. W zasadzie to w tym wszystkim chodziło głównie o to. Znaczy nie o to, że chciał sobie zostać sam na sam z tym typem, ale o to, że raczej nie chciał zostawać sam na sam z... nią. Przez krótką chwilę po prostu milczał, aż w końcu zsunął się z ławki. Ale nie wziął sprzętu, ani też nie patrzył na korytarz przeprowadzający z powrotem na boisko. Tylko w drugą stronę, tam gdzie było wyjście z szatni - gdzie wcześniej poszła jego matka a potem nieszczęsny Evans, który miał się nie doczekać swojego występu.
  — Zostanę. Ty też. — Czyli jednak nie chciał sam na sam z jej przełożonym? How sweet. — Muszę złapać Evansa. — Mruknął, po czym przyspieszonym krokiem ruszył w tamtą stronę, by zniknąć za drzwiami. A to by znaczyło jedno - że zdecydował się odpuścić. Że nie zamierzał grać dalej. Tak jak chciała. I najwyraźniej dość szybko zawrócił tamtego gracza, bo zaraz drzwi znów się otworzyły. Problem w tym, że to nie był Evans, tylko Ackermann, który przeszedł koło Lexy jak gdyby nigdy nic, nieco przyjebanym wzrokiem lustrując korytarz wyprowadzający na boisko. Sięgnął po sprzęt, po miotłę, i nie zwracając kompletnie uwagi na dziewczynę, na jej ewentualne słowa (bo był jakiś taki głuchy chyba), pokierował się z powrotem na boisko. Cóż, chyba była zastanawiająca ta nagła zmiana; bo nawet jeśli planował po prostu obiecać, że nie zagra, a potem sniki zakraść się na boisko to jednak zrobił to tak ostentacyjnie, że... no. A może po prostu zapomniał o tym co mówiła?
  Tak czy inaczej - wyszedł na murawę.
  — Wracamy po krótkiej przerwie do gry. Zaskakujące jest, że Anglia nie zdecydowała się na zmianę swojego zawodnika mimo jego ewidentnego zmęczenia. No nie wiem, Dariusz, co o tym myślisz?
  — Włodzimierzu, nie mam pojęcia co tam się dzieje, może kwestia tego, że Aiden Ackermann to nowy nabytek Anglików i trener chce go sprawdzić, a może tego, że to właśnie młody zawodnik będzie chciał udowodnić, że pomimo zmęczenia on wciąż jest zdolny do gry.
  — No nic, Dariuszu. Mam tylko nadzieję, że to nie odciśnie żadnego piętna na zawodniku, bo wszyscy wiemy jakim sportem jest Quidditch. Sędzia będzie wyrzucał kafla, zaczynamy!

  I faktycznie sędzia raz jeszcze wyrzucił kafel ku górze, by raz jeszcze rozpocząć spotkanie. Rozpętał się standardowy kocioł, w którym ścigający walczyli o przejęcie kafla, aż w końcu ten wylądował w rękach Ackermanna. A ten... drgnął. Jakby nagle wybudzony z jakiegoś transu. Rozejrzał się na boki, przez chwilę sprawiając wrażenie, jakby nie miał pojęcia gdzie się znajduje, ale jego umysł, gdy zdał sobie sprawę, że szarżują na niego ścigający z przeciwnej drużyny, odpalił się na nowo i mimo tego zmieszania, Ackermann zdołał celnie przerzucić kafel w ręce współgracza.
  Jak on się tu znalazł?
  — Aiden chyba sam nie może uwierzyć, że zdecydował się na dalszą grę. Widziałeś to, Dariuszu?
  — Owszem, widziałem, Włodku. Tu coś ewidentnie jest nie tak; ten zawodnik jest za bardzo zmęczony by grać!

  Aiden zaklął pod nosem, po czym skupił się ponownie na grze, spychając na bok wszystkie znaki, które poddawało mu jego ciało. Znaki alarmujące, że jest z nim źle, że potrzebuje odpocząć, bo jest wykończony. Dołączył do gry, przejął kafel od swoich i zaszarżował na bramkę, zwinnie umykając broniącemu ścigającemu, a potem zwodząc samego obrońcę.
  A punkty wynagrodziły okrzyki kibiców dochodzące z trybun.
  — Popatrz, Dariusz. Jakby Aiden cię słyszał! Właśnie udowadnia, że wcale nie jest taki zmęczony!
  Kolejny kwadrans zapowiadał się nawet obiecująco dla samego Aidena. Grał tak, jakby nie dokuczało mu zmęczenie, jakby faktycznie wystarczyło mu te dziesięć minut przerwy w szatni. Ale prawda była taka, że wymuszał na sobie grę, przełamywał własne bariery i limity, za wszelką cenę starając się nie zwracać uwagi na wycieńczenie. Skoro już się tu znalazł to... no musi zagrać. Tym bardziej, że nie przysługiwała im już żadna przerwa.
  W międzyczasie Jeon i jej przeciwnik krążyła wokół stadionu, cały czas ścigając złotą, skrzydlatą sferę. Ale skoro udało im się ją namierzyć to by znaczyło, że koniec meczu jest na pewno bliżej niż dalej, o ile znów nie stracą go z oczu. To byli profesjonaliści i wiedzieli, że jak raz uda im się dostrzec znicz to pod żadnym pozorem nie wolno było ich gubić. Anglicy prowadzili, mieli przewagę dziewięćdziesięciu punktów, ale wciąż - jeśli to Jeon złapie znicz to i tak przegrają (dlatego pozycja szukającego była zjebana, ale shh).
  Ulewa stawała się coraz bardziej intensywna. Utrzymywanie się na miotle w takich warunkach wymagało wiele skupienia i umiejętności, ale gra toczyła się dalej. Kolejne dziesięć minut gry, kolejne punkty. Aż w pewnym momencie to się stało. Ackermann i jeden z Koreańczyków walczyli o kafla. Ostatecznie Ackermann po prostu... runął w kierunku gleby, by gruchnąć na nią, a raczej dosłownie wbić się w nią z pędem i przeorać dobre kilka metrów. Aiden-rolnik. Nie była to duża wysokość dla upadku, ale prędkość? Cóż, ślad na boisku chyba dobrze dawał do zrozumienia, że tych dwóch zawodników naprawdę... zapieprzało.
  Czy to ptak? Czy to samolot? Nie, to Ackermann na glebie! Kompletnie nieprzytomny, przeciorany glebą, odrapany. Ale chyba żywy. Chociaż nie wiadomo, bo jakoś tak mu się nie oddychało.
Powrót do góry Go down


Lexa Shelby
Lexa Shelby

Absolwent Gryffindoru
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Podłużna na siedem centymetrów blizna na prawym biodrze, wypalony znak pewnego psychopaty znajdujący się na lewym nadgarstku; wiecznie przykryty jest on warstwą białego bandażu.
Galeony : 204
  Liczba postów : 111
https://www.czarodzieje.org/t18543-lexa-t-shelby#528530
https://www.czarodzieje.org/t18559-lexa#529146
https://www.czarodzieje.org/t18545-lexa-shelby#528551
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySob Mar 28 2020, 21:05;

Wlepiała w niego wyczekujące odpowiedzi, proszące spojrzenie, z zapartym tchem i sercem na dłoni wyczekując jego ostatecznej decyzji. Bo miał jeszcze czas, aby się wycofać. Nie musiał tam wychodzić. Nie musiał grać. Nie miał czego udowadniać, przecież wszyscy wiedzieli, że był dobry, a ten mecz... ten mecz nie był ważny. Zwykły, przyjacielski sparing, nie? Miała nadzieję, że dojdzie do niego, że zrozumie jak bardzo ważne jest jego własne zdrowie. Dlatego po tej prośbie po prostu milczała, bo już nie miała nic więcej do dodania. Jeżeli zdecyduje się pójść, nie będzie mogła już nic zrobić. Jeżeli zostanie, kamień spadnie jej z serca i resztę meczu nie będzie musiała się tak martwić. Bo, chcąc nie chcąc, najbardziej tu martwiła się o niego. No nie mogła nic na to poradzić, że mimo wszystko, mimo wielu słów, które padły, mimo tego, że nie mógł na nią patrzeć i nie chciał przebywać w jej obecności, dalej był dla niej cholernie ważny. I najprawdopodobniej nigdy nie przestanie być.
Zostanę. Ty też.
Wyraźnie odetchnęła. To była taka... przyjemna ulga, wiedzieć, że zastosuje się do poleceń medyka oczywiście, bo przecież nie mówiła tego aby zaszkodzić jego karierze, nie? Była profesjonalnym asystentem i po prostu mówiła to z dobroci serca. I dlatego, aby nie dokładał jej pracy. Prawda? Tak... nie. I chyba jakoś tak, dziwnie miło jej się zrobiło na sercu kiedy stwierdził, że ma zostać. Bo chciała tu być, ale jeśli on nie mógł znieść jej towarzystwa, to przecież nie będzie się wpierdalać, bo już i tak za bardzo namieszała mu w życiu.
Odprowadziła go wzrokiem do drzwi i jak za nimi zniknął, dopiero wtedy się rozluźniła i wypuściła ze świstem powietrze z płuc, które tak długo wstrzymywała. Zostanie. Nie pójdzie grać. Evans będzie miał swoją wspaniałą chwilę w meczu, a Aiden odpocznie, bo tego właśnie teraz potrzebował. Wszystko zapowiadało się być dobrze...
No właśnie.
Kiedy drzwi się ponownie otworzyły i dostrzegła Ackermanna, nieco się zdziwiła. Kontrolnie jeszcze spojrzała za niego, bo może spotkali się z tamtym zawodnikiem w połowie drogi, ale nie. Był sam.
- Coś się stało?- spytała, no bo wrócił bardzo szybko, a Evansa dalej za nim nie widziała. Dodatkowo nie odpowiadał na jej pytanie. Wiedziała, że raczej nie chce z nią rozmawiać, ale teraz zachowywał się inaczej, zupełnie jakby był nieobecny, a ona nie istniała. I gdy ją wyminął, aby złapać za rzeczy na mecz, Lexa wyraźnie się zmartwiła i nieco zmieszała, bo nie wiedziała właśnie co się dzieje. - Aiden?- zapytała, zatrzymując rękę w powietrzu, powstrzymując się przed tym, aby złapać go za ramię. - Aiden, czekaj... Stój.- wołała za nim wstając z ławki i postępując kilka kroków do przodu, ostatecznie się zatrzymując w drzwiach prowadzących na boisko. - Aiden!- zawołała raz jeszcze, ale nawet się na nią nie obejrzał. W ogóle nie zareagował na to co mówiła, a jeszcze przed chwilą powiedział, że zostanie w szatni. Że nie pójdzie grać. Gdyby chciał faktycznie wyjść na boisko, to zrobiłby to bez przymusu oszukiwania jej, bo i po co? Nic ich nie łączyło, aby musiał się kryć. W końcu to nie jej interes czy zagra, czy nie. Dodatkowo im dłużej go obserwowała, tym bardziej coś jej tu nie grało. Tylko nie wiedziała co.
Przeklęła pod nosem i wycofała się z szatni, aby przejść bliżej wlotu na pole do gry. Zmartwiona oparła się bokiem o jeden z kamiennych filarów budujących budynek i skrzyżowała ręce na piersi, obserwując to co się działo na boisku. Mecz się ponownie rozpoczynał. Kafel rzucony. A ona swoje ciemne tęczówki skupiała tylko i wyłącznie na jednym z zawodników. Przełknęła ślinę, a brewka jej delikatnie drgnęła w momencie kiedy Aiden ocknął się z tego swojego letargu. Przekrzywiła głowę w bok zastanawiając się co z nim nie tak, bo wydawał się być przez moment kompletnie zagubiony, jakby nie wiedział co się dzieje, ale szybko się odnalazł na powrót i gra toczyła się dalej. Sprawnie, szybko i to na tyle dobrze, że Ackermann był w stanie zdobyć punkty dla swojej drużyny. Nawet nie wiedziała, że zaciska coraz mocniej palce na swoim ramieniu, obserwując wszystko z zapartym tchem, modląc się w duchu, aby jej przeczucie się myliło. Aby ten mecz wcale nie skończył się dla niego tragicznie.
Ale była na to przygotowana. Musiała być.
I wtedy wydarzyło się to czego obawiała się najbardziej. Jak w zwolnionym tempie obserwowała jak Aiden spada z miotły i pędzi ku ziemi, aby zaryć ciałem o twardy grunt. Cała widownia wydała z siebie bolesny jęk.
- Kurwa.- warknęła, czym prędzej rzucając się na środek boiska biegiem. Miała odznaczenia medyka oraz odpowiednią przepustkę, więc w tej chwili miała absolutne pierwszeństwo do tego, aby się przy nim znaleźć. Zanim reszta uzdrowicieli zdążyła zareagować i się zebrać, Lexa już dobiegała do Aidena, aby paść przy nim na kolana i na szybko go obejrzeć. Był nieprzytomny. Wpierw sprawdziła czy oddycha. Oddychał. Niemiarowo i płytko, ale oddychał. O dziwo nie miał żadnych złamań, ale przy tej prędkości oraz wycieńczenia organizmu, miał o wiele więcej szczęścia niż rozumu. No, ale nie mogła mu zarzucać, że wyszedł na boisko, bo nie miała pojęcia, że coś, albo raczej ktoś mógł się za tym kryć. I była to osoba trzecia.
Niedługo później pojawiła się reszta medyków, którzy szybko zadecydowali o tym, że Ackermanna należy przenieść do Munga na obserwację oraz prawidłowe leczenie. W tej chwili nikt się z tym nie kłócił. I jeśli nie jej przełożony, to Lexa warczałaby na każdego, kto tylko miałby jakieś „ale”.

/zt x2
Powrót do góry Go down


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyWto Mar 31 2020, 20:57;

  — Dobra. To bez ociągania- na miotły i zróbcie rozgrzewkę indywidualnie. A co! Zaszalejemy sobie! Trzeba coś zmieniać. — Zawołał trener kadry, po czym stanął na środku boiska, obserwując jak każdy z graczy, w tym także Aiden, z wolna się wzbijają i zaczynają robić okrążenia wokół krawędzi boiska. Jedno, drugie, trzecie i tak do dziesiątego. Po dziesiątym każdy zaczął robić coś innego, bo przecież miało to być wykonane indywidualnie. Nie byli przedszkolakami, którym trzeba było mówić jak się poprawnie rozgrzać, tylko profesjonalnymi graczami. Rozgrzewka była podstawą podstaw dla treningu. Wiedzieli jak to zrobić, zresztą to było w ich interesie. Przecież nikt nie chciał skończyć z kontuzją.
  Ackermann po wykonaniu samych okrążeń w niespiesznym tempie, dodał do tego wszystkiego wszelkie możliwe krążenia stawów i wymachy, przygotowując jednocześnie ciało do ruchu i do wzmożonego wysiłku. W następnym kroku wprowadził kilka podstawowych zwrotów i manewrów, które mógł wykonać w pojedynkę, a gdy nadchodził już czas na zakończenie części rozgrzewkowej to akurat wykonywał słynny zwis leniwca. Bardzo przydatny manewr! Na przykład jak się zaspało przy nadciągającym tłuczku i trzeba było natychmiast ratować swoją facjatę. Do łapania kafla też się nadawało, zwiększało na pewno zasięg ruchów.
  Zbliżył się do murawy, obniżając swój pułap, po czym zawiesił się w powietrzu, skupiając swoje spojrzenie na trenerze, który czekał, aż reszta zawodników się przy nim zbierze, dzięki czemu będzie mógł przekazać, bez powtarzania, jakie ma instrukcje co do dzisiejszego treningu. Selekcjoner zapowiedział, że dnia dzisiejszego nie będą omawiać żadnej strategii ani zagrań, a skupią się na podstawie jaką są... faule? Oczywiście każdy wiedział, że to niedopuszczalne, ale koncepcją mężczyzny było to, by poprawili swój refleks unikając ich. Dlatego najpierw podzielił całą drużynę, włącznie z rezerwą, na dwie różne - jedni mieli grać w odblaskowych kamizelkach, a pozostali bez nich. A potem powiedział, że nie ma zasad i mają zrzucić siebie nawzajem z miotły. Zaznaczył na jaką wysokość maksymalnie mogą się wzbijać, po czym odgwizdał by zaczynali.
  Wygrywała drużyna, której zawodnik lub zawodnicy ostaną się na miotłach, podczas gdy przeciwnicy będą na glebie.
  Aiden spojrzał na swoich towarzyszy zakładając przez głowę bezrękawnik, po czym ruszył w kierunku pierwszego z przeciwników z zamiarem zrzucenia go w locie. Pomykali razem, ramię w ramię, przepychając się nawzajem, aż nagle wstrzymał swoją miotłę, tuż przed uderzeniem ze strony kolegi z drużyny (teraz przeciwnej) i chwycił jego miotłę za witki, by wyhamować. Przez to tamten wystrzelił jak pocisk w powietrze. Miotła została, a on poleciał dalej. Ackermann wyszczerzył się do koleżki, po czym poleciał szukać kolejnej ofiary. Wraz z kompanem z odblaskowej drużyny chwycił w kleszcze biednego, osamotnionego przeciwnika i pomykali razem przez boisko, przyciskając go do siebie nawzajem. Aż w końcu nie dotarli do trybun, by w ostatniej chwili odbić i sprawić by rozpędzony gracz władował się na jedną z ławek po prostu nie mając czasu już na wyratowanie się manewrem.
  Kolejne etapy polowania stawały się coraz bardziej intensywne, bo przesiew sprawiał, że nad boiskiem kursowały zwinne i przebiegłe osoby. W tym Ackermann. Przez cały czas trwania treningu starał się mieć oczy dookoła głowy i zachowywać czujność. Nie planował spadać z miotły i przenosić się na zwyczajny trening fizyczny, który czekał upadłych. Zaś wychwycił spojrzeniem jedną ze ścigających, która uśmiechnęła się do niego zawadiacko, a potem pomachała do niego, z wolna ruszając w jego stronę. Ackermann pokręcił tylko głową, przyjął chyba wyzwanie i już miał ruszać na szarżę w jej stronę, kiedy to ktoś z ogromną prędkością władował się w niego i to z takim impetem, że Ackermann poleciał i trzasnął o murawę.
  Obserwował tylko jak ścigająca i ów pocisk w postaci gracza, który go zrzucił przybijają piątkę. Wszystko ustawione. Nie można nikomu już tu ufać. Pokręcił tylko głową, z lekka rozbawiony, po czym dołączył do wszystkich interwałowych ćwiczeń na ziemi, które poprawiały wytrzymałość zawodnika.
  Po skończonym treningu po prostu porozmawiali z trenerem, a potem udali się do szatni. /zt
Powrót do góry Go down


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyWto Mar 31 2020, 21:17;

  Nowy dzień, nowy trening - bo co innego? Odkąd był profesjonalnym graczem to jego życie wyłącznie na tym się opierało. Nie, wróć. Od rozstania jego życie tylko na tym się opierało. Nawet jeśli mógł wychodzić ze znajomymi, mógł spotykać się z rodziną czy nową dziewczyną to on... wybierał boisko. Nie tylko mógł tutaj poprawić swoje umiejętności czy ćwiczyć nowe manewry i zagrania, ale to także tutaj mógł uwolnić się od wszelkich myśli, które go męczyły od dłuższego czasu. I które nie chciały odejść.
Wszedł na boisko wyposażony w sprzęt drużynowy (swojego szkoda, to nie tak, że go nie miał czy coś, heh). Rozejrzał się dookoła. Pusto, nawet nie było skrzatów ani innych pracowników z obsługi, którzy ogarniali to miejsce. Ale nie było czemu się dziwić. Wszak była prawie północ. Mógłby o tej godzinie właśnie siedzieć w klubie i pić kolejną szklaneczkę ognistej, albo rozgrywać którąś z kolei partię kanasty z Perp i jej znajomymi, ale on... był tutaj. Oczywista oczywistość.
  Postanowił popracować nad tym, co podpowiadała mu matka. Nad odzwyczajeniem swojego ciała od odruchowego asekurowania jego prawej strony od czasów kontuzji. Bo już dawno owej kontuzji nie było, bark miał w pełni sprawny, ale wciąż - tak jak zauważyła to Lisa - odciążał się na tej stronie ciała, pewnie w obawie przed bólem czy pogorszenia stanu. Dlatego po wykonaniu solidnej rozgrzewki, podczas której porządnie się zmachał, zaczął wykonywać slalom wokół obręczy bramkowych, pilnując aby nie pozostawiać zbędnego miejsca między jego prawym bokiem a przeszkodą, którą wymijał, więc ciasno starał się trzymać przy słupkach. I powtórzył to ćwiczenie kilka razy, na początku wolniej, potem nieco szybciej, aż uznał, że to by wystarczyło. Zaraz potem rozstawił przywleczone wcześniej z zaplecza słupki, w jednej linii, na całej długości boiska. Tym razem jednak zadbał by odstępy między przeszkodami były mniejsze, przez co on będzie miał mniej czasu i miejsca na wykonanie zwrotu. Po tym, jak się z tym uporał - wrócił na swoją miotłę i podjął pierwszą próbę pokonania toru. Chciał to zrobić wolno, aby i tak pilnować swojego ciała i tego, jak się układa przy zwrocie oraz jak daleko od przeszkody się znajduje, ale... to nie było dobre rozwiązanie, bo przy takim wąskim odstępie potrzebna była prędkość. Zatem zaczął jeszcze raz. I zahaczył chyba już o czwarty słupek w kolejności, bo zabrakło mu miejsca, bo zostawił niepotrzebny odstęp. Czyli Lisa miała rację. Wrócił na początek i podszedł do tego jeszcze raz, znów zaczepiając o jedną z tyczek. Zaklął pod nosem i wrócił na początek. Znów to samo. Potem znów to samo. Nie mógł pokonać bezbłędnie rozstawionego toru przez bite dwadzieścia minut, cały czas karząc się powrotem na start za zaczepianie tyczki swoim ciałem. I choć wkurzało go to, że nie wychodziło to jednak nie odpuszczał. Bo przecież do niczego nie dochodziło się od razu. Wszystko wymagało ćwiczeń i utrwalania. Kolejne próby. Ale z zadowoleniem, szczęście w nieszczęściu, uznał, że i tak jest postęp bo nie rozbijał się na początku, tylko gdzieś już daleko za połową. I to była dla niego motywacja. Bo był widoczny postęp. Powtarzał ćwiczenie do znudzenia, chyba od kolejnych czterdziestu minut, aż w końcu udało mu się śmignąć obok ostatniej tyczki tylko ledwo ją muskając. Czy uznał to za zadowalający wynik? Nie. Wrócił na start. I trenował przez kolejne dwadzieścia minut balans nad ciałem, nawroty, aż sam przelot nie był czysty. I tak trzy razy pod rząd, dla pewności.
  Dopiero wtedy postanowił iść do domu. Bo zgłodniał. /zt
Powrót do góry Go down


Aiden Ackermann
Aiden Ackermann

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 184
C. szczególne : Tatuaż z motywem smoka na szyi
Galeony : 363
  Liczba postów : 86
https://www.czarodzieje.org/t18515-aiden-ackermann#528364
https://www.czarodzieje.org/t18537-aiden#528393
https://www.czarodzieje.org/t18519-aiden-ackermann#528365
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyWto Mar 31 2020, 21:45;

  — Ackermann. Nie śpij.— Zawołała do niego koleżanka z drużyny, podlatując do niego, kiedy to on siedział sobie wygodnie na miotle i, zawieszony w powietrzu, obserwował sobie poczynania reszty zawodników. Trener zadał im jedno zadanie, a było to wykonanie bezbłędnie toru przeszkód, który ustawił. Były tam tyczki, obręcze, nawet jakieś magiczne wahadełka, które mordowały zawodnika za zawodnikiem. No, może mordowały to za dużo powiedziane, bo po prostu zrzucały ich z miotły, przez co musieli zaczynać swój przelot od nowa. Generalnie tor był wyczerpujący dla nich. Trener popisał się swoimi sadystycznymi zapędami i zaserwował im nie lada wyzwanie.
  A Aiden jeszcze do niego nie podszedł. Zwyczajnie trwał nad tym całym zamieszaniem, obserwując to wszystko i... w myślach wytykając błędy, które popełniali zawodnicy, przez co lądowali na murawie. Po prostu zapamiętywał to, co robili nie tak, żeby mógł na tej podstawie zapamiętać jak zadziałać, a raczej jak nie powinien działać na konkretnej przeszkodzie.
  — Nie śpię. — Odpowiedział, tylko na moment zerkając na towarzyszkę. — Nie lecisz jeszcze raz?
  — Zaraz. Na razie boli mnie dupa od upadku. A ty co? Strach cię obleciał? Nie widziałam, żebyś w ogóle podchodził do tego... wymysłu.
  Aiden jedynie uśmiechnął się lekko pod nosem.
  — Wolę popatrzeć jak wy się z tym męczycie. Jest całkiem zabawnie.
  — Zabawnie będzie jak te wahadła roztrzaskają ci tę buźkę, Ackermann. — Odpowiedziała dziewczyna, po czym podleciała na dół, do początku toru, by ustawić się w kolejce do kolejnego podejścia.
  A tymczasem Aiden patrzył. Zapamiętywał co nie przyniosło skutku na danej przeszkodzie, a co przyniosło. I kiedy uznał, że mógłby spróbować, bo już dokładnie wiedział, jak będzie chciał wykonać ten przelot, swoją pierwszą próbę, to też ustawił się w kolejce, oczekując swojej kolejki. I nie musiał na to zbyt długo czekać, bo poprzednikom szybko poszło. I równie szybko wrócili do kolejki by ponowić swoje podejście.
  Ruszył i mając na uwadze to, czego nauczył się z porażek i sukcesów innych graczy, podchodził do każdej przeszkody, a potem pokonywał ją bezbłędnie. Pierw tyczki na slalom, gdzie pilnował poziomu napięcia brzucha przy zwrotach, żeby zwyczajnie nie wypaść i nie stracić balansu. Potem były obręcze, do których podszedł szybciej niż pozostali, dzięki czemu zmieścił się między odstępami pomiędzy obręczami. Kolejne parę przeszkód również pokonał bezbłędnie, wykorzystując pomyłki swoich kolegów z drużyny, dzięki czemu wpadł na pomysł, jak się rozprawić z tamtą częścią toru. Aż przyszedł czas na rozhuśtane wahadełka, które chyba nabiły największą liczbę ofiar. Raz jeszcze rzucił spojrzeniem na trasę, wyłapał rytm magicznych wahadeł po czym, odliczył sobie odpowiednią ilość taktów, by zacząć wykonywać manewr. I liczył przy tym takty, czy raczej połówki sekund, dzięki czemu doskonale wiedział gdzie, w jakim momencie ma się znaleźć. I ostatnie wahadło szturchnęło go, owszem, nawet się zachwiał na miotle ale utrzymał równowagę i dotarł do trenera, który wydawał się być... zadowolony.
Dobra robota, Ackermann. Kto mi teraz powie co zrobił Ackermann czego nie zrobiło żadne z was?
Opierdalał się? — Zawołał jeden z zawodników.
Miał z nas bekę? — Zapytał drugi.
Nie, debile. Ackermann jako jedyny obserwował innych podczas ich przelotów. I na tej podstawie wyciągał co najważniejsze, opracowywał taktykę. Podczas gdy wy gapiliście się głupkowato na przeszkody, jak gdyby miały się przestraszyć i dać wam przejść. — Odpowiedział, kręcąc głową przy tym z wyraźną dezaprobatą. — Spadaj do szatni, Aiden. Na dzisiaj koniec.
  Szkoda. Bo chętnie by potrenował dalej, ale... no na pewno jeszcze tu wróci. Pewnie jeszcze tego samego dnia /zt.
Powrót do góry Go down


Hemah E. L. Peril
Hemah E. L. Peril

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 1140
  Liczba postów : 790
https://www.czarodzieje.org/t16565-help-budowa
https://www.czarodzieje.org/t16590-help-me-mr-postman#458344
https://www.czarodzieje.org/t16566-help-budowa
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyCzw Kwi 30 2020, 23:23;

Nie zmierzała poddać się zbyt łatwo, chociaż prawda jest taka, że wydłubać chwilę czasu na samodzielny trening było ciężko. Zatem fakt, że nie okupowała narodowego boiska do quidditcha świadczył tylko o tym, iż okupuje boisko szkolne lub pierwszą lepszą polanę w lesie. Ostatnio miała dużo ćwiczeń z innymi studentami bądź członkami drużyny, co nie było wcale takie złe. Każda forma treningu jest dobra, nawet, jeśli to tylko powtarzanie podstaw. Ich prawidłowe opanowanie jest punktem wyjściowym dla wszystkiego i nie osiągnie się mistrzostwa bez żmudnego powtarzania form wyjściowych.
Ale teraz zamierzała poszaleć. Nie w kwestii prędkości, a po prostu bardziej zaawansowanych manewrów na miotle. W tym celu przyszła znowu godzinę przed początkiem treningu, by mieć boisko dla siebie. Mogła ćwiczyć praktycznie gdziekolwiek, ale z lenistwa wolała stadion. Nie będzie musiała później biec na świstoklik, by zdążyć na trening.
Krótka rozgrzewka w formie paru skłonów, wymachów i pajacyków była wszystkim, co potrzebowała. Nie zamierza ćwiczyć nic siłowo, a na równowagę i akrobatykę. Byle tylko rozruszać mięśnie.
Znów zaczęła od miotły zawieszonej bardzo nisko nad ziemią. Mniej więcej 20 cm. Tak, że mogła spokojnie wejść na nią jak na schodek i spróbować się utrzymać. Musiała przyznać, że tym razem idzie jej to lepiej. Odpowiednie ułożenie stóp bardzo pomagało, a jak zdała sobie sprawę, że powinna zgiąć delikatnie nogi w kolanach, utrzymanie równowagi nie sprawiało już problemów. Trochę jak jazda na deskorolce, gdzie balansujesz całym ciałem. Z tą różnicą, że miotła była nieco węższa i nie uciekała do tyłu, równomiernie lecąc do przodu. Więc tę kwestię miała ułatwioną.
Kiedy już umiała dobrze utrzymać się na miotle wolno sunącej w przód... Spróbowała podskoczyć i wylądować na trzonku. Ale zamiast tego, zsunęły jej się nogi i stanęła po prostu na ziemi. Cmoknęła z dezaprobatą na własne... Co? Podeszwy butów czy dobre wypolerowanie trzonka? A może brak równowagi? Cokolwiek to było, wskoczyła raz jeszcze na miotłę, ponownie wprawiając ją w ruch. Kiedy poczuła się pewnie, znowu podskoczyła... Znowu spadając. Tyle tylko, że nogi zsunęły jej się na jedną stronę i poleciała na tyłek. Wydała z siebie krótkie "uh", odrobinę może zaskoczone, a odrobinę zmieszane, zanim podniosła się, otrzepując sobie siedzenie i trzeci raz wskoczyła na trzonek. Tym razem spadając już na samym wstępie, bo poczuła się zbyt pewnie. Ale nie zamierzała się poddawać ani rezygnować zbyt szybko.
Ćwiczyła zatem do skutku, a skutki te były różne. Raz poślizgnęła się tak, że upadła na kolana, innym razem prawie się udało, ale koniec końców miotła coś chybotnęła się na bok. Jednak po półgodzinie upartego powtarzania tego samego, była w stanie podskoczyć i wylądować na miotle... Czasem. Pierwszy raz, kiedy jej wyszło, poczuła taką dumę, że aż zachwiała się z tego powodu i spadła. Za drugim razem również bardzo się chwiała, nie będąc w stanie utrzymać równowagi i koniec końców po prostu schodząc z trzonka.
Na te godzinne ćwiczenia ledwie dwa razy udało jej się skoczyć tak, by nie zsunąć się z miotły, utrzymując na kiju. A i to uważała za dość spore osiągnięcie. Może to nie było chodzenie po linie, ale z pewnością trudnione o to, że lakier był dość śliski. Z kolei lina - choć cieńsza - jednak zachowuje się pod butem inaczej. Nie jest taka sztywna jak drewno.
Słońce wzeszło już dość wysoko, kiedy uznała, że koniec tej akrobatyki na miotle. Usiadła zatem w plamie słońca na miękkiej murawie i czekała na resztę zawodników oraz trenera, grzejąc sobie twarz. Trzeba korzystać, póki świat nie chce zabić każdego bladego człowieka.

/zt
Powrót do góry Go down


Boyd Callahan
Boyd Callahan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 192
C. szczególne :
Dodatkowo : bardzo kocha Fillina
Galeony : 857
  Liczba postów : 1730
https://www.czarodzieje.org/t17850-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t17855p26-sowa-boyda#top
https://www.czarodzieje.org/t17851-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18313-boyd-callahan-dziennik
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySro Cze 17 2020, 15:58;

Po tym, jak dowiedział się, że może dołączyć do drużyny Pustułek, ba, że przyjmą go w swoje szeregi z otwartymi ramionami i miotłami, natychmiast podzielił się tą szczęśliwą informacją - najlepszą chyba w życiu, jak mu się wydawało - z Fillinem, z którym to pozwolili sobie najpierw na krótką chwilę radości i pełne ekscytacji podskakiwanie w miejscu z bardzo entuzjastycznymi okrzykami godnymi trzpiotliwych nastolatek, a potem beztroskie świętowanie sukcesu z piwkiem aż do bladego świtu. I to by było na tyle, jeśli chodzi o celebrację czy chwalenie się nową pracą: z nikim innym się nie dzielił, sam nie wiedział dlaczego, trochę chyba nie dowierzał, że to prawda a trochę nie chciał zapeszać w razie gdyby coś poszło nie tak. Całkiem mu odpowiadało to, że nie musi o nowej drużynie rozmawiać z nikim poza Fillinem (i trochę Walshem, któremu jego wierna, dumna żona zdążyła się pochwalić), bo prawdę powiedziawszy... po chwilowej euforii zżerał go stres. Z jednej strony był pewny swoich umiejętności, powtarzał sobie jak mantrę, że gdyby nie był wystarczająco dobry, to przecież by go nie przyjęli, z drugiej zaś gdy tylko kładł się spać, nawiedzały go wspomnienia wszystkich nieudanych akcji i porażek na meczach, jako uporczywe przypomnienie tego, że nie jest wcale doskonały. A że nikt tak naprawdę nie był, to już inna sprawa, o tym nie myślał. Na pierwszy trening szedł z żołądkiem zawiązanym w supeł i z sercem gdzieś w okolicach przełyku, przekonany, że prędzej padnie trupem niż wsiądzie na miotłę; może wpływ na to miał fakt, że udało mu się dostać do ukochanej, irlandzkiej drużyny, której kibicował wiernie odkąd tylko zainteresował się quidditchem i której członków traktował jak jakieś bóstwa? Całe szczęście, grupa jego nowych współpracowników była bardzo ludzka, swojska, i prawie nie dała mu odczuć, że jest nowy i niedoświadczony, no, może z wyjątkiem jednego ze ścigających, który łypał na niego mało przyjemnie z tylko sobie wiadomego powodu, może coś mu się nie spodobało, a może po prostu taki już był z natury. Trening niewiele różnił się od tych szkolnych jeśli chodziło o rozgrzewkę czy podstawowe manewry, ale zdecydowanie był bardziej intensywny i wymagał znacznie większego skupienia, bo trener się nie patyczkował i wytykał każdy błąd, zarówno jemu jak i reszcie graczy - była to jednak konstruktywna krytyka, a nie przypierdalanie o byle co jak u niektórych hogwarckich profesorów, dlatego działała ona motywująco i była naprawdę pomocna. Dawał z siebie wszystko i napałował się chyba więcej niż do tej pory w całym życiu, aż nie był pewny, czy następnego dnia będzie w stanie ruszyć łokciem; podczas latania, nawet nie zauważył kiedy, zniknął cały paraliżujący stres i została tylko przyjemna adrenalina, zachęcająca do tego, by lecieć szybciej i uderzać w tłuczek mocniej. Mnóstwo rzeczy jeszcze musiał poprawić, przede wszystkim dotrzeć z drugim pałkarzem, ale naprawdę nie było źle. Było wspaniale. Z boiska schodził półżywy i stłuczonym przez tłuczek nosem, ale ze znacznie lżejszym sercem. I spełniającym się marzeniem.

zt
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyPon Cze 29 2020, 14:30;

Latanie w szeregach Os z Wimbourne było kompletnie innym doświadczeniem, niż wcześniejsza gra w drużynie Młotów z Hailebury. Chwilę czasu minęło, nim Valenti miała okazję przystosować się do nowych metod, które praktykowała ta konkretnie drużyna quidditcha. Będąc w USA nauczyła się wielu ciekawych taktyk i zagrywek, które teraz nie miały większego sensu, bo i spojrzenie trenera było kompletnie inne. Nie narzekała jednak. Czuła, że każdego dnia jej forma staje się jeszcze lepsza i lepsza, a przecież o to właśnie chodziło, prawda? By stawać się coraz lepszym, by oferowano jej coraz lepsze i bardziej intratne kontrakty. Może w kolejnym sezonie znów miałaby zmienić barwy drużyny, jednak na ten moment musiała skupić się na tym, aby razem z Osami osiągnąć sukces i zwyciężyć puchar. Dlatego trenowali bardzo ostro. Każdy kolejny trening był jeszcze mocniejszy, wymagano od nich jeszcze więcej tak, aby nawet nie mieli czasu rozważyć tego, by usiąść na laurach i odpocząć choć przez chwilę. Silvia czuła się bardzo dobrze w takim pędzie. To było to, do czego była wręcz stworzona! Często sama również motywowała innych graczy do dania z siebie jeszcze trochę więcej! Czuła się wręcz do tego w pewien sposób zmuszona. Nie dość, że była najmłodszym zawodnikiem w drużynie, to jeszcze najświeższym. Musiała pokazać, że nikt nie popełnił błędu proponując jej gry w Osach.
W końcu przyszedł pierwszy oficjalny mecz, gdzie to Silvia Valenti miała pokazać się na pozycji szukającej drużyny. Stres i ekscytacja sięgała zenitu. Od samego rana w dziewczęcym ciele panowały ogromne emocje, których nawet obecność Thomena obok ni jak nie mogła ukoić. Im bliżej było do meczu, tym bardziej się stresowała. Wiedziała, na co ją strać. Umiała wszystkie zagrywki i taktyki. Doskonale orientowała się w tym, co w konkretnym momencie powinna robić na boisku, aby doprowadzić swoją drużynę do zwycięstwa. Jednak nie wszyscy byli zadowoleni tym, że Valenti miała wylecieć na boisko w pierwszym składzie. Kilku „znajomych” z drużyny raczej otwarcie mówiło o tym, że nie uważają jej za dobrą szukającą. Tym bardziej chciała pokazać, w jak wielkim są błędzie. Nie pamiętała, jak się przebierała w drużynową szatę, jak wychodziła na boisko. Dopiero dźwięk gwizdka sędziego wyrwał ją z dziwnego rodzaju zadumy, w której tkwiła. Odbiła się mocno od ziemi i ruszyła w powietrze! Pęd wiatru rozwiał wszystkie jej wątpliwości i zwątpienia. Przecież była w swoim żywiole! Jedyne co, to musiała złapać ten pieprzony znicz! Latając czuła się sobą, więc bez problemu wykonywała wszystkie zwody, tym samym skutecznie unikając wymierzonych w nią kilkukrotnie tłuczków. Kompletnie skupiona na swoim zadaniu, była nie do pokonania. Osy miały rozpocząć sezon z mocnym kopnięciem. Ścigający latali, zawzięcie próbując zdobyć bramki. 20:0… 30:0… 30:10… W końcu pojawił się wynik, który był sygnałem dla Valenti, że to czas na złapanie znicza! Ruszyła przed siebie, wcześniej dokładnie lokalizując jego miejsce. Widziała go od dawna, a zdążyła zauważyć, że szukający drużyny przeciwnej odstawał od jej umiejętności bardzo mocno. Nim się obejrzała, złota kulka spoczywała w jej dłoni, a paznokcie wkurwionego szukającego drużyny przeciwnej, na jej dłoni. Rozorał jej skórę, co bardzo mocno zagotowało włoską krew w jej żyłach. Ryknęła na niego po Włosku, ale to już nie miało większego znaczenia. Znicz był w jej dłoni i mecz był wygrany. Pokazała, że wcale nie była złym wyborem w Osach.

/Zt.
Powrót do góry Go down


Violetta Strauss
Violetta Strauss

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Galeony : 2397
  Liczba postów : 3699
https://www.czarodzieje.org/t17878-violetta-strauss#504731
https://www.czarodzieje.org/t17893-viola#505013
https://www.czarodzieje.org/t17884-violetta-strauss#504822
https://www.czarodzieje.org/t18567-violetta-strauss-dziennik#529
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySob Lip 11 2020, 01:21;

To był jej pierwszy trening ze Srokami. Oczywiście, że się denerwowała. Cały czas powtarzała sobie, że przecież nie może być tak źle, ale oczywiście uczucie niepokoju, które zagnieździło się gdzieś głęboko w jej ciele sprawiało, że coś mówiło jej o tym, że trening ten będzie zdecydowanie porażką. Razem z resztą drużyny udała się do szatni, by tam przebrać się w odpowiedni strój, który utrzymany był w barwach Srok z Montrose. Czuła się nieco dziwnie przez to, że znajdowała się w otoczeniu osób, które znała jedynie z nazwisk. Tyle dobrego, że chociaż miała ze sobą Thaddeusa i Williama, bo dzięki temu mogła czuć się mniej wyobcowana.
Po wyjściu na boisko musiała zamienić jeszcze kilka słów z trenerem, który pokrótce wytłumaczył na czym polega ich zwykła rutyna i dopiero wtedy mogła przerzucić nogę przez swojego Nimbusa i wzbić się w powietrze. Dopiero tam nerwy zelżały. Musiała w końcu skupić się na swoim nowym zadaniu i odnalezieniu wspólnego rytmu z drużyną. Tym bardziej, że z jedynymi osobami, z którymi dane było jej już wcześniej grać jedynie rywalizowała.
Na sam początek krótka rozgrzewka składająca się z okrążenia wokół boiska. Tyle wystarczyło, by wygodnie umościć się na miotle, by złapać odpowiedni pęd i wyczuć to w jaki sposób warunki pogodowe mogły wpływać na sterowność oraz tor lotu miotły. Zwłaszcza przy skrętach, bo silny wiatr i stalowoszare chmury będące zwiastunem deszczu nie były wymarzonymi okolicznościami do lotów na miotle. Choć i w nie takie dni zdarzało jej się siadać na miotle.
Dopiero później przeszli do bardziej zaawansowanych ćwiczeń, w których Strauss mogła ćwiczyć z innymi ścigającymi podania i przejęcia kafla. Nie obyło się przy tym bez przećwiczenia kilku dosyć podstawowych manewrów takich jak nieśmiertelna Porskowa, którą ćwiczyli parami czy Woollongong Shimmy mający zmylić przeciwnika, chcącego odebrać kafla tej osobie, która aktualnie znajdowała się w jego posiadaniu.
I kiedy już faktycznie mogła latać między innymi srokami poczuła się jakby była faktycznie na swoim miejscu. Przykładała się do swoich zadań, by wykonywać celne podania do innych ścigających oraz starała się mieć w pamięci to, by pewnie i zdecydowanie podlatywać do nich, gdy tylko chciała dokonać przejęcia. Z pewnością nie mogła się ograniczać w takiej sytuacji, bo to nic jej nie da. W końcu czasem będzie zmuszona do tego, by zagrać na boisku nieco agresywniej. Jej koledzy z drużyny też powinni być gotowi na to, że zostaną tak potraktowani przez przeciwników. Dlatego mimo że nie chciała sprawić im krzywdy i uważała na to to jednak zdarzyło jej się zagrać nie tyle brutalnie, co niezwykle fizycznie. Nie unikała kontaktu z innymi, bo w końcu nikt nie poda jej ot tak kafla tylko dlatego, że podleciała blisko i ładnie poprosiła. Nie. Tutaj musiała walczyć, aby się pokazać i uzyskać okazję do tego, by przechylić szalę zwycięstwa na stronę swojej drużyny. I miała naprawdę mocne postanowienie, by tak się właśnie było w przyszłości.
Pęd wiatru dudnił w uszach, kafel był przekazywany z ręki do ręki, ale w pewnym momencie do ich uszu przebił się ostry głos trenera, który wzmocnił swój komunikat przy pomocy Sonorusa. Wyglądało na to, że odbębnili swoją zwyczajową rutynę i nadszedł czas na zejście z boiska nim ktoś się przeforsuje do tego stopnia, że nie będzie w stanie wystąpić w czasie meczu.
Strauss obniżyła dosyć gwałtownie pułap lotu swojej miotły, by jeszcze znajdując się w powietrzu zeskoczyć z niej skierować się do szatni po pochwyceniu swojego wiernego Nimbusa. Pierwszy trening za nią i wcale nie było tak źle. Oby tylko sroki były dla niej idealnym miejscem do dalszego samorozwoju.

z|t
Powrót do góry Go down


William S. Fitzgerald
William S. Fitzgerald

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Galeony : 4937
  Liczba postów : 1972
https://www.czarodzieje.org/t17623-william-s-fitzgerald#494556
https://www.czarodzieje.org/t17645-ulisses#495903
https://www.czarodzieje.org/t17635-william-s-fitzgerald#495526
https://www.czarodzieje.org/t19423-william-s-fitzgerald-dziennik
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyNie Lip 12 2020, 23:40;

Jednopostówka pracowa

  Pierwszy trening ze Srokami.
  Ogarniała go dziwna mieszanka ekscytacji oraz zdenerwowania, kiedy wraz z resztą zawodników – osób, które do tej pory znał w zasadzie jedynie z nazwisk przewijających się w śledzonych przezeń informacjach z ligowych rozgrywek – udał się w kierunku stadionowej szatni, żeby przebrać się w strój adekwatny do treningu; oczywiście utrzymany w czerni i bieli charakterystycznej dla teamu z Montrose. Z jednej strony był naprawdę podekscytowany tym wszystkim, w końcu spełniało się jego marzenie o zawodowej grze, ale z drugiej – mimo całej swej wrodzonej pewności siebie oraz posiadanych umiejętności – odczuwał odrobinę stresu, bo co, jeśli… zawiedzie? Nie okaże się jednak wystarczająco dobry? To w końcu nie były zwyczajne szkolne rozgrywki, to była profesjonalna gra i tu liczyli się najlepsi z najlepszych. William starał się za wszelką cenę zdusić podobne myśli w zarodku, nie pozwolić im na siebie jakkolwiek wpłynąć. Będzie na pewno dobrze, musi być, innej opcji nie miał zamiaru do siebie dopuszczać.
  Po wyjściu na murawę boiska czekała go jeszcze krótka i zwięzła pogadanka z trenerem, który zapoznał go z wszystkimi najbardziej niezbędnymi sprawami, w tym oczywiście – ich zwyczajową treningową rutyną, po czym nie zostało już nic innego jak wskoczyć na miotły i wzniósłszy się w powietrze zabrać do dzieła, poczynając oczywiście od wstępnej rozgrzewki. Wszelki stres zniknął niemal jak ręką odjął, gdy tylko usadowił się wygodnie na swojej Błyskawicy i znalazł w górze, czując jakże znajomy wiatr mierzwiący mu nieco przydługie, rude kosmyki; był wszak w swoim żywiole i na tym miał zamiar się skupić. Wszak warunki może i były inne, ale zadanie miał praktycznie to samo.
  Rudzielec nigdy nie miał problemów z adaptacją, więc nad wyraz szybko zdołał odnaleźć się w tej nowej rzeczywistości, w czym bez dwóch zdań pomogła mu obecność Strauss oraz Egdecumbe’a, których dobrze znał, choć do tej pory głównie ze sobą rywalizowali. Ledwie krótka rozgrzewka polegająca na okrążeniach wokół boiska dobiegła końca, a on już miał wrażenie jakby od dawna był częścią tej drużyny, a nie od zaledwie paru dni. Szczególnie, że starsi wyjadacze nie dawali mu specjalnie odczuć, że jest nowy – z większością bardzo prędko udało mu się złapać kontakt i wkrótce już wymieniał się z nimi żartami oraz docinkami, czując, że znajduje się dokładnie tam, gdzie powinien być.
  To odczucie stało się jeszcze silniejsze, gdy po rozgrzewce płynnie przeszli do właściwej części treningu, w której skupiali się przede wszystkim na manewrach odpowiednich dla poszczególnych pozycji. Oprócz zwyczajnego przerzucania między sobą piłki nie zabrakło więc takich klasyków z repertuaru ścigających, jak Porskowa czy kleszcze Parkina, a także bardziej ogólnych, jak chociażby transylwanka czy Woollongong Shimmy, które mogły pomóc w przejęciu kafla. W gruncie rzeczy trening nie odbiegał jakoś mocno od tych szkolnych, poza tym rzecz jasna, że był zdecydowanie bardziej intensywny i miał znacznie szybsze tempo wymagające większego skupienia – trener bezwzględnie wytykał każdy, nawet najdrobniejszy błąd i to bez względu na staż w drużynie. Żadnej taryfy ulgowej.
  William dawał z siebie wszystko i jeszcze trochę, przykładając się mocno do każdego z zaserwowanych im dziś ćwiczeń z kaflem w roli głównej, więc kiedy wzmocniony zaklęciem głos trenera przebił się przez świst wiatru, oznajmiając, że na dziś wystarczy, był naprawdę solidnie wymęczony. Ale i jednocześnie zadowolony, kiedy jego stopy z powrotem znalazły się na murawie. Wiadomo, nie było idealnie i nad niektórymi rzeczami będzie musiał bardziej popracować, w tym rzecz jasna nad zgraniem z resztą ścigających, ale generalnie było naprawdę świetnie. Ślizgon jeszcze bardziej czuł, że znalazł wreszcie odpowiednie dla siebie miejsce.
  W każdym razie pierwsze kuguchary za płoty, dalej już może być jedynie lepiej, a przynajmniej z taką myślą Fitzgerald opuścił dziś boisko ze swoją wierną Błyskawicą przerzuconą przez ramię. Miał również nadzieję, że w Srokach uzyska odpowiednią szansę na samorozwój, a gra w ich składzie będzie swoistym preludium do jego świetlanej kariery jako zawodowego gracza quidditcha.

   | z/t
Powrót do góry Go down


Thomas Choi
Thomas Choi

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 463
  Liczba postów : 68
https://www.czarodzieje.org/t8414-thomas-arthur-choi#238094
https://www.czarodzieje.org/t8416-lisciki-do-choi-a#238110
https://www.czarodzieje.org/t15752-thomas-choi#424810
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyCzw Lip 30 2020, 13:44;

2 lipca 2020r (przed wyjazdem do Luizjany)

Odkąd pamiętał, uwielbiał rywalizować. Już w mugolskiej szkole, jako dzieciak czerpał niebywałą radość  z grania z innymi dziećmi w piłkę czy ścigania się z kolegami po korytarzach. Uwidoczniło się to jeszcze bardziej, kiedy poszedł do Hogwartu i poznał Quidditch. Szybko przekonał się, że to gra stworzona wręcz dla niego. Pokochał latanie, które w połączeniu z rozgrywkami zespołowymi i adrenaliną, dawały mu mieszankę idealną. I właśnie dlatego przez ostatnie lata nauki, nie myślał juz o niczym innym, tylko o tym jak doskonalić swoje umiejętności związane z Quidditchem, aby móc wiązać z nim przyszłość. Inni skupiali się na egzaminach, aby jak najlepiej je zdać i potem kontynuować edukacje na studiach, ale Choi wiedział, że to nie jest dla niego. I tak zaczął trenować w drużynie Zjednoczonych. Najpierw jako zawodnik rezerwowy, szkolił się pod okiem trenera, którego od zawsze cenił, nawet jako fan, przychodząc z ojcem na mecze. Bardzo doceniał szansę, jaką dostał od mężczyzny, dlatego starał się najmocniej jak potrafił, aby w jak najkrótszym czasie zrobic jak największe postępy, co przyniosło mu wreszcie awans do głównego składu.
Treningi, które odbywały się niezwykle często i bywały nie raz wyczerpujące, nie wystarczały takiemu zapaleńcowi, jakim był Tom. Chłopak musiał jeszcze pomiędzy nimi, rozładować troche energii, wsiadając na miotłę i ćwicząc refleks, który u obrońcy musiał być wręcz doskonały. Tego dnia umówił się z kolegą z drużyny, Jacobem, aby po raz kolejny w tym tygodniu dać sobie wycisk na stadionie. Jake nie miał nic przeciwko.
- Tylko nie wyżywaj się na mnie tak jak ostatnio. Barb to mądra dziewczyna, przemyśli sobie to i wróci. - oznajmił entuzjastycznie, do kumpla, który ostatnio o niczym innym z nim nie gadał, jak tylko o rozstaniu z swoja dziewczyną.
- I właśnie dlatego, że ona tak długo myśli, to Ty oberwiesz dzisiaj tłuczkiem trzy razy mocniej! - odparł mu w żartach chłopak, kiedy już wzbili się w powietrze. Thomas odruchowo chciał polecieć ku pętlom, ale w porę się opamiętał, nachylając się nad trzonkiem miotły, gdzieś w połowie boiska, aby móc obserwować cały stadion i to skąd nadleci tłuczek, wybity przez Jaka. Zwykle starał się jak mógł, żeby ich skutecznie unikać, jednak nie bardzo mu to wychodziło, a przecież musiał być sprawny na boisku, aby dobrze bronić obręczy.
Kiedy nadleciał pierwszy tłuczek, spodziewał się, że jasnowłosy chłopak postara się, aby Thomas nie miał zbyt lekko. Specjalnie tak skierował szalona piłkę, aby ta obrała drogę, którą trudno było dostrzec. Przynajmniej z perspektywy, w której znajdował się brunet. Na szczęście usłyszał kiedy kumpel uderza pałką w tłuczka i był przygotowany, co pozwoliło mu określić mniej więcej (po sile uderzenia i dystansie) kiedy może spodziewać się jej w swoim zasięgu.
- Obyś z taką siłą uderzał w sobote! - krzyknął Choi, odlatując kawałek dalej, aby po uniku z powrotem byc dobrym celem dla Jacoba. Jego przyłożenie było silne i celne, jednak brunet nie dał się tak łatwo, usuwając się w porę. Usłyszał tylko gromki śmiech w oddali, a następnie charakterystyczny świst powietrza niedaleko i w ostatniej chwili poderwał miotłę, nurkując w dół i unikając kolejnego, bez wątpienia bolesnego spotkania z tłuczkiem. Z tą piłką trzeba było mieć oczy i uszy dookoła głowy i to dosłownie...
Kolejne dwie godziny minęły im jak z bicza strzelił, a zwykle to właśnie tak było kiedy dwóch, uzależnionych od wysiłku fizycznego graczy, zaczynało swój "rytuał". Opuszczczając stadion Thomas był padnięty, poobijany, ale szczęśliwy.

//zt
Powrót do góry Go down


Thaddeus H. Edgcumbe
Thaddeus H. Edgcumbe

Absolwent Hufflepuffu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Dodatkowo : Kapitan Drużyny Puchonów
Galeony : 182
  Liczba postów : 825
https://www.czarodzieje.org/t18881-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18884-thaddeus-h-edgcumbe
https://www.czarodzieje.org/t18882-thaddeus-h-edgcumbe#543402
https://www.czarodzieje.org/t20662-thaddeus-h-edgcumbe-dziennik#
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySob Sie 29 2020, 06:36;

Praca - jednopostówka

Kompletnie nie czuł się na siłach. Ostatnimi czasy wszystko w życiu zaczęło mu się sypać, bez wyjątku - i zupełnie nagle, nie pozostawiając mu właściwie czasu na jakąkolwiek reakcję. Plus pozostawał jedynie taki, że udało mu się zaliczyć rok na studiach - i na tym wykaz pozytywów właściwie się kończył. Miał wybrać się razem z resztą rówieśników z Hogwartu na tegoroczny wyjazd wakacyjny do Luizjany. Ba! Wybrał się! Niestety, właściwie to nawet nie zdążył zakwaterować się razem z Elio i Aslanem w domku - kiedy otrzymał wiadomość o pogorszeniu się stanu zdrowia Archibalda. Jego dziadek wylądował w Mungu. Jakim byłby wnukiem (a właściwie to synem), jeśli pozostałby w Nowym Orleanie, ze świadomością, że jego ostatni członek rodziny leży w szpitalu? Okropnym. Niewdzięcznym. Nieczułym. Dlatego też wrócił do Hamilton - a potem do Londynu.
Między jedną wizytą w szpitalu a drugą - śpiąc w londyńskim motelach albo nocując na krzywy ryj u kolegów z drużyny, nie wiedział nawet kiedy jego związek z Theresą rozbił się już tylko o słodko-gorzkie wspomnienie. Tym gorzej się czuł - nie dając jednak Archiemu jakichkolwiek powodów do obaw. Dalej siedział przy jego łóżku, z krótkimi przerwami i dalej snuł opowieści o życiu, które kruszyło mu się w wielkich dłoniach. W opowiadanych historiach miało się jednak całkiem dobrze - co dodatkowo go dobijało. Świadomość okłamywania najbliższej mu osoby.
Mało brakowało, a i jego tak bardzo wymarzona i wychuchana kariera poszłaby w niepamięć. Szczęśliwie koledzy z drużyny go kryli - a i trener spojrzał nań łagodniejszym okiem (dając Thaddeusowi kolejny powód do gorszego samopoczucia, nie znosił być traktowany ulgowo). Właściwie to nie chciał odchodzić od szpitalnego łóżka swojego staruszka - Edgcumbe Senior jednak, zachowawszy trzeźwość umysłu, zrozumiał, że jego wnuk zaniedbuje swoją pracę. Wygonił go więc na jeden z treningów - zapobiegawczo prosząc jeszcze medyków, żeby nikogo do niego nie wpuszczali. Cholerny, szczwany charłak.
Tak oto znalazł się tutaj, na Stadionie Narodowym, rozgrzewając się razem z resztą drużyny. Zaczęli od kilkunastu okrążeń na boisku, wykonując przy tym ćwiczenia rozciągające. Thaddeus próbował wyłączyć myślenie - odnaleźć w wysiłku fizycznym swego rodzaju spokój i wytchnienie... Nie był jednak w stanie. Biegał, nie pozostając w tyle - właściwie to nawet wysuwając się na czołówkę, chcąc dołożyć sobie zmęczenia tyle, ile tylko się da. Myśli jednak, zamiast się rozpłynąć - jedynie wzmagały większymi falami, do pary z niepokojem, który buzował w jego żyłach. Nie powinno go tutaj być - powinien być przy Archiem.
Nie wyszedł jednak po rozgrzewce - dalej uparcie uczestnicząc w treningu. Mieli dzisiaj w planach przećwiczenie manewrów - w tym głowę jastrzębia. Edgcumbe nigdy nie czuł się tak niepewnie wsiadając na drużynową miotłę. Milion razy poprawiał ochraniacze i rękawice - ale nie mógł wygasić uczucia niepokoju, które drążyło mu dziurę w czaszce.
Zgodnie z poleceniami trenera, wzbij się w powietrze - od razu, jedną ręką chwytając wyrzucony w górę kafel. Reszta ścigających zajęła miejsca po jego bokach, od razu stosując formację jaką mieli przybrać - i choć zazwyczaj nie miał problemu, żeby być trzonem tego manewru, zwłaszcza odkąd zaczął grać dla Srok z Montrose, to dzisiaj... Nie mógł. Ręce mu się trzęsły - a kurczowe zaciskanie ich na trzonku miotły nie pomagało.
Przerzucił więc kafla do Richardsona, na nim domykając głowę jastrzębia i osłaniając mu prawy bok. I właśnie tak minął mu cały trening - był zupełnie nieobecny, choć machinalnie zajmował odpowiednie pozycje i wykonywał wszystkie manewry. Nie było w nim jednak inicjatywy - nie było serca do gry. Nie było ambicji, by choć raz cisnąć kafla na pętle przeciwników. Były za to współczujące spojrzenia jego współpracowników i milczący trener. Sam nie wiedział, co mogło być dla niego gorsze.
Następnym razem będzie lepiej! — próbował pocieszyć go Ben, kiedy zapikowali w dół, w końcu schodząc na ziemię. Thaddeus mu nawet nie odpowiedział - rzucając koledze jedynie beznamiętne spojrzenie zielonych oczu. Jego twarz nie była przyzwyczajona do takiej neutralności - która źle leżała na jego zazwyczaj roześmianych rysach.
Pomogę ogarniać boisko po treningu — rzucił jeszcze, odbierając od każdego z drużyny miotły, żeby zanieść je do szatni. Włóczył się po narodowym jak cień - wychodząc z treningu ostatni. Mając przemożną ochotę na papierosa - skierował swoje kroki na powrót do szpitala św. Munga.

Z tematu
Powrót do góry Go down


Violetta Strauss
Violetta Strauss

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Galeony : 2397
  Liczba postów : 3699
https://www.czarodzieje.org/t17878-violetta-strauss#504731
https://www.czarodzieje.org/t17893-viola#505013
https://www.czarodzieje.org/t17884-violetta-strauss#504822
https://www.czarodzieje.org/t18567-violetta-strauss-dziennik#529
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyNie Sie 30 2020, 01:43;

Wyjazd do Luizjany naprawdę ją wykończył pod względem psychicznym. Miała nadzieję, że chociaż tam będzie w stanie odpocząć od wszystkiego, co działo się w jej życiu i po prostu nacieszyć się trwającymi wakacjami. Nie było tak jednak. Zamiast tego mogła jedynie zafundować sobie kolejne traumy, które zdecydowanie wpłynęły na jej samopoczucie.
Mimo wszystko pojawiła się na treningu tak jak powinna. Nawet, jeśli Quidditch nie sprawiał jej przyjemności, a był w tej chwili po prostu jednym z kolejnych obowiązków to nie zamierzała tego wszystkiego zaprzepaszczać. Wciąż musiała się wykazać i udoskonalać swoje umiejętności, by nie zostać usuniętą z drużyny. Musiała trzymać poziom, bo inaczej… załamałaby się jeszcze bardziej, jeśli straciłaby jeszcze pozycję wśród Srok.
Pojawiła się w szatni jak zwykle. Tym razem jednak nie przywitała się z nikim z drużyny. Niektórzy skwitowali to nieco krzywym spojrzeniem. Nie wszyscy zdawali sobie jeszcze sprawę z tego, w jakim stanie się znajdowała. Strauss informacje o swojej sytuacji przekazała jedynie kilku wybranym osobom. Nie zwracając na nikogo większej uwagi, przebrała się w strój, po czym wysłuchała słów trenera, objaśniającego im na czym będzie polegał przeprowadzany tego dnia trening. Przy okazji objaśnił im on również nowe strategie, które mieli powoli wprowadzać na boisko w najbliższych meczach. Dopiero wtedy mogli wyjść na stadion, by przetestować swoje miotły i się wykazać. Krukonka wychodząc na murawę poczuła jeszcze na swoim ramieniu dłoń mężczyzny, który spytał ją czy jakoś trzyma się po tym feralnym wypadku i czy przypadkiem nie chciałaby umówić się na sesję ze współpracującym z drużyną magipsychologiem czy innym psychiatrą. Strauss jedynie pokręciła głową, odrzucając tę propozycję. Nie chciała na to poświęcać czasu, który mogłaby spędzić na boisku. Lub na innych aktywnościach, które wydawały jej się ważniejsze od siedzenia na czyimś dywaniku.
Tak jak zwykle rozpoczęli od krótkiej rozgrzewki na poziomie murawy, rozciągając się i przygotowując do lotu. Dopiero wtedy każdy z zawodników sięgnął po swoją miotłę, by dosiąść jej i wzbić się w powietrze. Nimbus należący do Strauss wystrzelił jak strzała i już po chwili znajdowała się na znacznej wysokości.
Tym razem mieli przećwiczyć różne konfiguracje podań i rzuty na pętle. Wraz z innym ścigającym u boku brunetka wykonywała wszelkie zaplanowane manewry przelatując raz pod nim, raz nad nim, gdy tylko zmieniali kurs swojego lotu i przecinali swoje trasy, przerzucając sobie kafla w odpowiedni sposób. Było coś kojącego w tej rutynie i zadaniu, na którym mogła się skupić. Odnalazła w tym jakiś rytm i dosyć łatwo było jej współpracować z innymi.
Spędzili jeszcze dosyć sporo czasu na ćwiczeniu wszelkich kombinacji i technik z chociażby niezapomnianą Proskową oraz lekką modyfikacją tego manewru, która miałaby sprawić, że wykonywany rzut byłby nieco mniej oczywisty, co wymagało niesamowitego zgrania od zawodników, ale koniec końców było jednak wykonalne.
O wiele bardziej skomplikowane było wykonywanie poprawnych i skutecznych ataków na pętle. Głównie ze względu na to, że obrońca Srok był niezwykle dobry w swojej profesji. Niejednokrotnie Strauss zbliżając się do niego musiała naprawdę dobrze kombinować, by móc w końcu o przerzucić kafla przez bramkę i przechytrzyć tym samym swojego kolegę z drużyny.
Wiele manewrów później trening nareszcie dobiegł końca, a Strauss mogła po przebraniu się w swoje zwyczajne ubranie nareszcie wrócić do domu… albo raczej znowu wprosić się na czyjeś mieszkanie, bo miała naprawdę dosyć atmosfery w rodzinnym domu i starała się go unikać jak tylko mogła.

z|t
Powrót do góry Go down


Boyd Callahan
Boyd Callahan

Student Gryffindor
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 192
C. szczególne :
Dodatkowo : bardzo kocha Fillina
Galeony : 857
  Liczba postów : 1730
https://www.czarodzieje.org/t17850-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t17855p26-sowa-boyda#top
https://www.czarodzieje.org/t17851-boyd-callahan
https://www.czarodzieje.org/t18313-boyd-callahan-dziennik
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyNie Sie 30 2020, 13:43;

Ale mu się nie chciało. Do tej pory śmigał na każdy trening z wielkim entuzjazmem, jak na skrzydłach; nawet na wakacjach w Luizjanie starał się nie rozleniwić za bardzo, zabrał oczywiście ze sobą miotłę, starał się poświęcić regularnie czas na ćwiczenia i każdy dzień zaczynał od biegu dookoła terenu ośrodka. Czasem to było z rana, czasem o szesnastej, w zależności od tego jak dobrze się bawili z Fillinem poprzedniego wieczora, ale nie odpuszczał. A tego dnia miał ochotę to właśnie zrobić. Końcówka sierpnia była w większości ciepłe i słoneczne, ale tego dnia powitały go ponure chmury za oknem i rytmiczne bębnienie deszczu, co zdecydowanie nie nastrajało zbyt motywująco do wyjścia z łóżka; leżał przydługą chwilę pod kołdrą, cierpiąc na samą myśl o wstaniu. Zwlókł się wreszcie z tapczanu i podrepetał od razu do pokoju Fillina, by odkryć, że ten gdzieś wybył, a ghul spał jak zabity na jego niepościelonym łóżku, więc nie było nawet do kogo się odezwać żeby poprawić sobie humor. Eh. W kuchni odkrył, że skończyła się kawa, a do jedzenia mają w lodówce tylko zwiędnięty kawałek sałaty i piętkę chleba, co nie stanowiło zbyt wartościowego posiłku, ale prawdopodobnie nawet najwspanialsze angielskie śniadanie nie mogłoby teraz sprawić, że zachciałoby mu się bardziej, dlatego skubnął trochę tego liścia, co dogorywał na lodówkowej półce, i z ciężkim westchnięciem przetransportował się na stadion. Pogoda w Londynie była równie gówniana co w Hogsmeade, co wszyscy zawodnicy kwitowali skrzywionymi minami - mało kto lubił latać w deszczu - ale trener wyglądał na bardzo zadowolonego, gdyż stwierdził, że bardzo przyda im się trening w trudniejszych warunkach atmosferycznych. Cóż, kłamstwem to nie było, bo prognozy przewidywały, że właśnie takie ulewy będą im towarzyszyć podczas pierwszego, zbliżającego się nieuchronnie meczu. Po krótkiej pogadance motywacyjnej i przedstawieniu drużynie zarysu tegorocznej taktyki przez trenera, ruszył razem z innymi na rozgrzewkę i wcale, ani trochę nie miał ochoty biegać dookoła boiska na mokrej, śliskiej trawie, ale robił to niemalże mechanicznie, myślami błądząc gdzieś daleko. Gdy już wskoczył na miotłę, musiał skupić się bardziej, bo już w pierwszej minucie treningu oberwał w głowę tłuczkiem - przy takiej widoczności, nawet w goglach, bardzo trudno było go unikać. Trener jednak nie próżnował i kazał im ćwiczyć duble, wymagające idealnej synchronizacji obu pałkarzy, a potem odbicia do tyłu, będące doskonałym patentem na zmylenie przeciwnika. Oba manewry były mu znane, ale nie szło mu zbyt dobrze: uderzał w tłuczek z mniejszą siłą, niż by chciał, miał problem z precyzyjnymi odbiciami i czuł, że pałka jakoś mało stabilnie leży mu w ręku, co oczywiście nie uszło uwadze trenera, który zaraz dostrzegł, że jego nowy pałkarz wygląda jakby miał gorszy dzień i był na boisku za karę. Porządna bura o dziwo trochę go ocuciła i dodała energii, tak że pod koniec treningu, gdy rozgrywali krótki mecz między sobą, przykładał się już zdecydowanie bardziej i udało mu się nawet brawurowo rozbić nos obrońcy. Mimo to treningu wracał do domu dość zrezygnowany, nadal nie w humorze, z poczuciem, że stać go na więcej i postanowieniem, że następnym razem da z siebie dwieście procent.

/zt
Powrót do góry Go down


William S. Fitzgerald
William S. Fitzgerald

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Galeony : 4937
  Liczba postów : 1972
https://www.czarodzieje.org/t17623-william-s-fitzgerald#494556
https://www.czarodzieje.org/t17645-ulisses#495903
https://www.czarodzieje.org/t17635-william-s-fitzgerald#495526
https://www.czarodzieje.org/t19423-william-s-fitzgerald-dziennik
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyNie Sie 30 2020, 15:52;

Praca – jednopostówka

  Wakacje były świetne, dużo się działo i w ogóle, ale w końcu musiał nadejść moment, gdy trzeba było powrócić do tej szarej, brytyjskiej rzeczywistości i zmierzyć się z powrotem ze swoimi obowiązkami.
  Chociaż w jego przypadku ta rzeczywistość może wcale nie była aż tak szara, a obowiązki wcale nie stanowiły wcale jakiejś przykrej konieczności. Jasne, były rzeczy, za którymi nie tęsknił ani trochę, jak chociażby atmosfera w rodzinnym domu i notoryczne starcia z rodzicami, szczególnie, że miał wrażenie, iż teraz było jeszcze gorzej niż przed jego wyjazdem do Luizjany, więc starał się tam spędzać możliwie jak najmniej czasu i od powrotu do Wielkiej Brytanii pokątnie nocował u różnych znajomych, byle tylko tam nie wracać, rozglądając się w tym czasie za jakimś własnym lokum. Galeony w końcu miał i nie musiał się prosić rodziców (czego w życiu i tak by nie zrobił, jeszcze czego), to była jedynie kwestia znalezienia czegoś odpowiedniego.
  Z boiskiem i treningami było jednak całkowicie odwrotnie – można wręcz powiedzieć, że mu tego zwyczajnie brakowało podczas pobytu w Nowym Orleanie i aż nie mógł się doczekać, kiedy znów będzie mógł wznieść się w powietrze w barwach Srok. Nie odpuszczał wprawdzie zupełnie latania, nie mógł sobie w końcu pozwolić na jakąkolwiek utratę formy, ale wiadomo – to nie było to samo. I z tego względu w pełnym zwarciu, gotowości i całkiem szampańskim nastroju stawił się na pierwszym treningu po swoim powrocie z Ameryki, czując prawie taką samą ekscytację jak w dniu, gdy znalazł się tutaj całkowicie po raz pierwszy.
  I dokładnie jak wtedy nie spotkał się z żadną taryfą ulgową, rzucony od razu na głęboką wodę.
  Dobra rozgrzewka to oczywiście podstawa, więc od tego rozpoczęli – gdy tylko wyszli na murawę trener od razu oznajmił, że mają równo piętnaście minut i ani chwili dłużej, żeby się należycie rozciągnąć przed właściwą częścią treningu, z góry zapowiadając przy tym, że będzie bardzo intensywnie, więc lepiej, żeby się naprawdę do tego przyłożyli, każdy we własnym zakresie tak dla małej odmiany. Will rozpoczął więc od krótkiej, ale solidnej rozgrzewki na poziomie gruntu, by zaraz potem wskoczyć na swoją Błyskawicę i kontynuować ją w powietrzu; skupiał się przede wszystkim na należytym rozgrzaniu górnych partii ciała i rozruszaniu stawów tamże, żeby nie narazić się na żadną paskudną kontuzję na własne życzenie.
  Nawet przy tej blisko dwumiesięcznej przerwie bez żadnego trudu wpadł w swój boiskowy rytm i jeszcze przed upływem wyznaczonego czasu czuł, że jest całkowicie gotów stawić czoła temu, co trener miał zamiar im dziś zgotować. Zawisł jakiś metr nad ziemią wraz z resztą drużyny, gdy selekcjoner wezwał ich z powrotem do siebie, żeby przedstawić im ich dzisiejsze zadania – niby nic ponad przetestowanie kilku nowych strategii obejmujących nieco zmodyfikowane wersje podstawowych manewrów, żeby zaskoczyć przeciwników na nadchodzących meczach, ale gość zdecydowanie nie rzucał słów na wiatr. Zafundował im naprawdę solidny wycisk, nie dając nawet chwili na wytchnienie – wszystko powtarzali aż do skutku, kiedy trener uznawał, że jest w końcu znośnie.
  Mimo naprawdę solidnej rozgrzewki Fitzgerald pod koniec miał wrażenie, że po tym wszystkim chyba nie będzie się w stanie ruszyć się jutro z łóżka, a to mu się praktycznie nie zdarzało, więc naprawdę było grubo (możliwe, że miał na to też pewien wpływ fakt, że jednak odrobinę odwykł od takiej intensywności podczas wakacji, ale tej myśli do siebie rudzielec nie dopuszczał).
  Niemal odetchnął z ulgą, gdy trener uznał, że wystarczy i zarządził koniec na dziś; dawno już nie był tak wykończony. Po wylądowaniu na murawie zatrzymał ich jeszcze na kilka chwil, żeby zwięźle podsumować dzisiejszy trening i dopiero po tym odprawił do szatni.
  Pomimo ogromnego zmęczenia stadion opuścił jednak z uśmiechem na ustach.
  Naprawdę mu tego brakowało.

   | z/t
Powrót do góry Go down


Graziana Abbracciavento
Graziana Abbracciavento

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Mówi pięknym, literackim angielskim, czym wyraźnie zdradza to, że tego języka się nauczyła. Kiedy jest rozemocjonowana, wplata włoskie słowa. Lekko sepleni, nie potrafi poprawnie wymówić "s". Kiedy się uśmiecha, pokazuje się dołek w jej lewym policzku. Uwielbia się stroić i bardzo dba o swój wygląd. Ma ruchy modelki.
Galeony : 69
  Liczba postów : 21
https://www.czarodzieje.org/t19454-gracjana-m-abbracciavento?nid=2#581542
https://www.czarodzieje.org/t19577-ponentino#581564
https://www.czarodzieje.org/t19552-gracjana-m-abbracciavento#579928
https://www.czarodzieje.org/t19595-graziana-abbracciavento-dzien
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyPon Sie 31 2020, 21:09;

Ostatnie dni wakacji,
przedpołudnie


outfit

Koniec wakacji w tym roku nadchodził nadspodziewanie szybko. Czas miał to do siebie, że w momencie, w którym chcielibyśmy, żeby płynął jak najwolniej, on - jak na złość - przyśpiesza i zasuwa w potwornie szybkim tempie. A tegoroczne wakacje Graziana chciała przedłużyć tak bardzo, jak żadne inne wcześniej. Gdyby tylko sytuacja była normalna, zapewne przygotowywałaby się do powrotu w szkolne mury, nawet by się cieszyła mogąc z powrotem wrócić do normalnego trybu funkcjonowania, ale teraz...
Dziewczyna była tak zagubiona, że kompletnie nie wiedziała co ma właściwie myśleć. Z dnia na dzień jej życie miało zmienić się o sto osiemdziesiąt stopni - została zmuszona do przyjazdu do obcego kraju, którego zupełnie nie znała. Nie miała zielonego pojęcia o panujących tu zwyczajach, nie znała ani jednej mieszkającej tu osoby. Nie chciała tu przyjeżdżać, robiła, co mogła, żeby tylko móc zostać we Włoszech, ale niestety było to niemożliwe. Była całkowicie uwiązana do swojego ojca, przynajmniej dopóki nie ukończyła siedemnastu lat, czyli, jakby nie patrzeć, jeszcze tylko trochę ponad dwa miesiące! Nie jest tak źle - myślała sobie. - Jeśli będzie tragicznie, za dwa miesiące przeniosę się z powrotem do Calpiatto, zamieszkam z dziadkiem i nic mnie przed tym nie powstrzyma!
W tej chwili jednak nie miała zbyt dużego wyboru i, aby nie zniszczyć sobie do końca przyszłości, musiała pójść do Hogwartu. Zapewne tego pożałuje, ale zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że gdyby nie stawiła się pierwszego września w szkole, później pożałowałaby tego jeszcze bardziej. Jakoś to wytrzymam! Przyzwyczaję się w końcu, może nawet będzie tu całkiem przyjemnie, może jak tylko pójdę do szkoły, przestanę się czuć taka samotna i zagubiona...
Poprzedniego dnia zrobiła zakupy szkolne przy ulicy Pokątnej. Miała trochę problemów, żeby się tam dostać, ale ostatecznie pomógł jej barman z Dziurawego Kotła. Kiedy Graziana po raz pierwszy weszła do tego miejsca, aż się przeraziła. Miała ochotę tylko usiąść w kącie i zacząć płakać, że trafiła do tak barbarzyńskiego kraju. Jak ci ludzie w ogóle się zachowywali? Jak jacyś kompletni... wariaci! I co oni jedli! Jakieś stęchłe ryby w mięcie, niedosmażone steki, ziemniaki tak słone, że przełknąć się ich nie dało bez skrzywienia się, do tego to przeklęte piwo... Tu chyba pił je każdy, a przecież ono było tak okropne! Niczym nie przypominało tradycyjnego wina, którym do kolacji raczyła się ich rodzina. Do tego było tu potwornie brudno i brzydko, stoły było ponakrywane byle jak, o ile w ogóle, o jakichś prymitywnych dekoracjach już nie wspominając. Owszem, może i Graziana pochodziła z nieco wyższych sfer, do tego ze światem kulinarnym była dość dobrze zaznajomiona, ale poważnie - gdyby coś takiego miało miejsce we Włoszech...
Tak czy inaczej, barman okazał się bardzo uprzejmym człowiekiem. Wskazał dziewczynie ścianę oraz cegły, w które należy uderzyć różdżką w odpowiedniej kolejności, aby dostać się na ulicę Pokątną. Tam z kolei znajdowały się wszystkie sklepy, gdzie mogła kupić swoje szkolne przybory. Ojciec nigdy jej nie żałował pieniędzy, zawsze dostawała tyle, o ile poprosiła - to był jego sposób na pozbycie się jej, a Graziana nawet nie miała mu tego za złe - już od dawna niczego od niego nie oczekiwała, a prawdziwym ojcem był dla niej dziadek Giancarlo. Korzystając więc z danych jej przez ojca pieniędzy kupiła sobie wszystkie przybory szkolne, zjadła bardzo dobre (jak na angielskie standardy przynajmniej...) lody, spędziła też trochę czasu w sklepie z markowym sprzętem do Quidditcha. Kusiło ją, żeby kupić własną miotłę, na której mogłaby latać tak, jak na swojej domowej, ale uznała, że skoro w Hogwarcie odbywają się rozgrywki Quidditcha, szkoła na pewno własne miotły posiada.
No właśnie, Quidditch... We Włoszech sport ten nie był popularny, a tutaj... wszyscy nim żyli! Ileż to razy dziewczyna spotykała na ulicach magicznego Londynu młodych (i nie tylko) mężczyzn dyskutujących o lokalnej lidze czy szansach Anglii na najbliższych mistrzostwach świata. Początkowo podeszła do tego z raczej umiarkowanym zainteresowaniem, ale jak tylko zobaczyła zdjęcie jakiegoś meczu w gazecie, zainteresowała się tym nieco bardziej. Kupiła sobie nawet książkę z wystawy w Esach i Floresach na temat tej gry, którą zamierzała czytać sobie dla zabicia nudy, ale niestety autor nie przewidział, że weźmie się za nią kompletny laik, więc nie wytłumaczył zasad tej gry zbyt dokładnie, do tego posługiwał się pojęciami, których Graziana w ogóle nie rozumiała, szybko więc odłożyła książkę na półkę z nadzieją, że sięgnie po nią kiedy indziej.
Dowiedziała się jednak z ogłoszenia (zaprenumerowała bowiem lokalną gazetę - Proroka Codziennego, dla nieco lepszego wgłębienia się w zwyczaje kraju, w którym się znalazła), że na stadionie w Londynie swój otwarty trening będzie miał jeden z klubów angielskiej ligii - Osy z Whimbourne. Znalazła więc sobie zajęcie na ten dzień - przynajmniej nie będzie się znowu nudzić! Po śniadaniu udała się więc na stadion, aby obserwować jak latają na miotłach profesjonaliści, no i jak się gra w tego całego Quidditcha...

@Silvia Valenti
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySro Wrz 02 2020, 11:02;

Z pewnością te wakacje pozostaną dla włoszki niezapomnianym wspomnieniem. Choć nie udała się z całą resztą szkoły do Luizjany, miała sposobność na ciekawsze spędzenie bez mała dwumiesięcznego okresu czasu, kiedy to nauka odchodzi w zapomnienie, a wszystko co ważne, zostaje skutecznie zastąpione wszystkim tym, co błogie i leniwe. Delikatny uśmiech wciąż błąkał się po pełnych ustach Silvii, kiedy tylko sięgała pamięcią w kierunku wspaniałych chwil, jakie udało jej się spędzić w towarzystwie Thomena oraz swojego wujka na Sycylii. Potrzebowała tego cholernie mocno. Powrót do korzeni był tym, co było dla niej niezbędne, by znów poczuć, że żyje. Chwile relaksu przeplatane pływaniem w lazurowej wodzie i... cielesnymi zbliżeniami. Czy mogła pragnąć czegoś więcej? No, jednak myśl obijała się o jej wyluzowany umysł w tamtym momencie. Wakacje wiązały się z tym, co nieuniknione; zaniechaniem rozgrywek quidditcha. W tym czasie wszystkie drużyny zawieszały swoją działalność, pozwalając na to, aby gracze również złapali chwilę oddechu od codziennych, ciężkich treningów oraz niekiedy morderczego wręcz wysiłku. Jednak teraz, posiadając zbyt wiele wolnego czasu, zaczynała tęsknić za podniebnymi lotami, ściganiem znicza, rozgrywkami. Brakowało jej adrenaliny związanej ze zbliżającym się meczem czy tej nutki podniecenia, która skutecznie napędzała do działania. Zdecydowanie, w tym momencie Włoszka nie potrafiła sobie wyobrazić swojego dalszego funkcjonowania, bez możliwości grania w quidditcha. Zakochała się w tym sporcie i jej miłość wciąż tylko zyskiwała na sile. Dlatego, kiedy Osy ogłosiły otwarty trening, dla graczy oraz dla zainteresowanych fanów, była praktycznie pierwszą osobą, która zgłosiła chęć uczestnictwa w tym wydarzeniu. Do rozpoczęcia roku szkolnego była jeszcze chwila czasu, a dzięki temu miała mieć możliwość potrenować, nim wrócą zawodowe rozgrywki. Wspaniała okazja.
W wyznaczony dzień stawiła się na stadionie. Czując murawę pod stopami i twardą strukturę drewnianej miotły w dłoni, czuła, że zaczyna na nowo żyć. Czym szybciej rozgrzała się, wykonując standardowe ćwiczenia by niedługo później przerzucić nogę nad trzonkiem miotły i odbić się mocno od ziemi. Wiatr rozwiał jej włosy, a ona aż chciała piszczeć z radości. Tak bardzo jej brakowało tego uczucia przez ostatni czas! Obecnie czuła się znów jak mała dziewczynka, która miała sposobność doświadczyć uczucia kompletnego oderwania od codzienności, problemów. Wszystko to zostało daleko za nią, na opuszczonej murawie. Wykonała kilka okrążeń wokół boiska, aby znów dobrze poczuć miotłę i to, w jaki sposób się na niej poruszać. Jej zadanie jako szukającej, było trochę inne, niż całej reszty drużyny. Nie musiała aż tak skupiać się na cholernie trudnych manewrach. Ważniejsze było dla niej szybkość i skuteczność w dotarciu do celu przed przeciwnikiem. Dlatego przede wszystkim to trenowała. Jednak nie mogła zapomnieć, że to trening otwarty. I trener też nie pozwalał im o tym zapomnieć. W pewnym momencie, kiedy właśnie idealnie wykonała podwójną beczkę, usłyszała charakterystyczny gwizdek. Szybko skierowała się w jego stronę, gdzie trener obwieścił im, że powinni zaprosić ludzi z pośród publiczności do wspólnego latania. Włoszka nie miała nic przeciwko temu pomysłowi. Zawsze to jakieś nowe, ciekawe doświadczenie. A może pośród tych ludzi znajdzie się jakaś nowa, przyszła quidditchowa gwiazda? Nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie.
Upatrzyła sobie na trybunach młodą dziewczynę, w stronę której od razu się skierowała. Przywdziała na usta swój wyjściowy uśmiech, by po chwili zatrzymać się przed dziewczyną. Z bliska wydawała się jeszcze młodsza niż jak początkowo oceniła ją Valenti.
- Cześć! - od razu wyciągnęła w jej stronę odzianą w rękawicę rękę. Dopiero kiedy to zauważyła, zaśmiała się dźwięcznie i zdjęła ją, by ponownie podać dłoń dziewczynie. - Jestem Silvia Valenti. A jak wiem, ty dzisiaj z nami trenujesz – żadnego pytania, czy chce, czy ma ochotę. Po prostu miała ochotę zaciągnąć ją na boisko. Świadoma faktu, że nawet największym graczom należy pomóc na początek dostać się do tego świata. Ona sama kilka lat temu miała szczęście, ale nie każdy mógł na nie liczyć. Czasami należało mu pomóc. – Na pewno nie pożałujesz, a może ci się spodoba – dodała jeszcze na zachętę, wciąż uśmiechając się szeroko.

@Graziana Abbracciavento
Powrót do góry Go down


Graziana Abbracciavento
Graziana Abbracciavento

Uczeń Hufflepuff
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 172
C. szczególne : Mówi pięknym, literackim angielskim, czym wyraźnie zdradza to, że tego języka się nauczyła. Kiedy jest rozemocjonowana, wplata włoskie słowa. Lekko sepleni, nie potrafi poprawnie wymówić "s". Kiedy się uśmiecha, pokazuje się dołek w jej lewym policzku. Uwielbia się stroić i bardzo dba o swój wygląd. Ma ruchy modelki.
Galeony : 69
  Liczba postów : 21
https://www.czarodzieje.org/t19454-gracjana-m-abbracciavento?nid=2#581542
https://www.czarodzieje.org/t19577-ponentino#581564
https://www.czarodzieje.org/t19552-gracjana-m-abbracciavento#579928
https://www.czarodzieje.org/t19595-graziana-abbracciavento-dzien
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyCzw Wrz 03 2020, 13:37;

Włoszka ucieszyła się, widząc drużynę wchodzącą na boisko. Zamierzała obserwować ich dokładnie, aby może coś wreszcie z tej gry zrozumieć! Wolne treningi miały jednak to do siebie, że niewiele dało się z nich wyłapać. Po pierwsze, gracze na ogół nie dostawali od trenerów żadnych poleceń, co najwyżej korekty czy uwagi do tego, co robią. Po drugie, zawsze istniało ryzyko, że na trybunach pojawią się obserwatorzy z innych ekip, którzy zrobią wszystko, aby podpatrzeć coś w ich treningu i ulepszyć swój. W pierwszym momencie obserwowania grupki ludzi latających na miotłach i wykonujących różne ćwiczenia, manewry z piłkami czy inne czynności, Graziana aż żałowała, że nie może teraz być jedną z nich.
Po kilkudziesięciu minutach jednak i to mogło się znudzić, zwłaszcza, że zaczynało coraz mocniej wiać, zrobiło się chłodniej, a do tego dziewczyna już nieco zgłodniała - zbliżała się pora obiadowa. Kiedy już miała wychodzić, zwróciła uwagę na to, że na boisku zaczęło się coś dziać. Mianowicie, kiedy trener wezwał ekipę do siebie, jej zdaniem po to, aby poinformować o rezultatach treningu bądź dać jakieś wskazówki, drużyna zaczęła rozchodzić się po trybunach i wyłapywać ludzi. Czego oni od nich chcieli? Z ciekawości, postanowiła jednak zostać.
Podeszła do niej jedna z dziewczyn. Miała dość południową urodę, co całkiem zaciekawiło Włoszkę. Najlepsze ekipy we wszystkich dyscyplinach zawsze ściągają zagranicznych graczy, więc i to musiał być taki przypadek. Ta dziewczyna zapewne była bardzo dobra w tym, co robiła!
- Cześć... - odpowiedziała jej, dość nieśmiało wyciągając ku niej swoją rękę. - Ja jestem Graziana! - przedstawiła się i wysłuchała tego, co graczka do niej powiedziała z wyrazem niemałego zdziwienia na twarzy. Jej imię i nazwisko niewiele jej mówiło, zdała sobie jednak sprawę z tego, że rozmawia ze swoją krajanką. Aby się upewnić, odpowiedziała jej po włosku.
- Ma... - już się zastanawiała nad wymówką, bo ta sytuacja była dla niej dość stresująca, w końcu... no dobra, latała na miotle, ale nikt nigdy nie obserwował jej, kiedy ona tego robiła. Było jednak w minie tej dziewczyny coś - ...non posso volare vestendo così! Non avete nessun costume di riserva? - trudno. Zamierzała się sprawdzić. A poza tym, nie latała już tak dawno, że takiej okazji przepuszczać nie chciała...

Graziana powiedziała::
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySob Wrz 05 2020, 18:59;

Nie ma co ukrywać, że z pewnością Osy trenowały w trochę inny sposób, niż większość drużyn quidditcha. Chociażby tego typu otwarty trening nie był normalnym zachowaniem dla innych drużyn. Dla Os była to ewentualna okazja do wyłapania nowych, potencjalnie świetnych zawodników. Jednocześnie było to z pewnością bardzo ekstremalne przedsięwzięcie, bo razem z potencjalnymi graczami, mogły trafić się jakiś chory człowiek, który zwyczajnie mógł zrobić innym krzywdę. Silvia miała szczerą nadzieję, że tym razem coś podobnego się nie przydarzy, jednak władze drużyny widocznie miały trochę inne nastawienie, bo mimo wszystko, ochrona podczas tego treningu była szczególnie wzmocniona.
Silvia, jak na zawodowca przystało, pomimo zmiennych warunków, które dziś wyjątkowo panowały na stadionie, radziła sobie bardzo dobrze. Wyzbycie się tego dnia standardowej rutyny związanej z meczami oraz treningami, ewidentnie wszystkim robiło na dobre. Choć na chwilę mogli się rozluźnić i pozwolić na delikatną zabawę. Bo przecież nauczanie innych ludzi, choć było sporym wyzwaniem, to dla Włoszki z pewnością przede wszystkim objawiało się jako całkiem nowe, zabawne doświadczenie. W szczególności, jeśli się weźmie pod uwagę, że dziewczyna, na którą dzisiaj trafiła, zdawała się nie odbiegać tak bardzo od tego, kim Silvia sama w istocie była.
Mimowolnie uniosła jedną brew delikatnie ku górze, kiedy z jej ust usłyszała tak charakterystyczny, południowy akcent. A gdy padło imię dziewczyny, Valenti uśmiechnęła się jedynie szerzej, niż dotychczas. Czy to możliwe, że faktycznie trafiła na drugą Włoszkę w tym momencie? Prawdopodobieństwo takiego zdarzenia było bardzo nikłe, ale...
Wszystkie przyzwyczajenia z Wielkiej Brytanii poszły w niepamięć, kiedy usłyszała swój ukochany, ojczysty język w ustach kogoś obcego. Z odpowiednio akcentowanymi słowami, z idealnie wypowiadanymi frazami. Po tym, w jaki sposób mówiła dziewczyna, Silvia mogła prawie że określić nawet region, z którego pochodziła! Teraz jednak miała tylko ogromną ochotę rzucić się jej na szyję i wyściskać, wycałować! Tak wspaniale było usłyszeć, jak ktoś mówi i prawdopodobnie będzie się zachowywał w podobny sposób!
-O nic się nie martw! - automatycznie przeszła na rozmowę w języku Włoskim, przypominając sobie wszystkie odpowiednie akcentacje słów i nie tylko. Machnęła lekceważąco ręką, jakby na potwierdzenie tego, co miała na myśli w tym momencie. Wyciągnęła różdżkę z kieszeni swojego treningowego stroju i rzuciła proste zaklęcie, które transmutowało ubranie dziewczyny w znacznie bardziej wygodne i nadające się do grania w quidditcha. –Tak jest o wiele lepiej – oceniła swoje dzieło przyglądając się ze znacznie poważniejszym wyrazem twarzy temu, co wyczarowała. Po chwili znów jednak na jej ustach gościł szeroki uśmiech.
No chodź, zaraz zajdziemy Ci jakąś miotłę – stwierdziła lekkim tonem, zapraszając dziewczynę, aby razem z nią wsiadła na jej miotłę. W takim towarzystwie Valenti latała bardzo rzadko, ale bez żadnego problemu dotarła na środek boiska, gdzie gromadziła się już cała reszta drużyny z przeróżnymi osobami chętnymi do gry.
- Znajdzie się dla tej ragazza jakaś fajna miotła? – rzuciła w kierunku reszty drużyny oraz trenera. Po chwili już ktoś wręczał Grazianie miotłę. Valenti wróciła do niej wzrokiem czując, że raczej powinna być w tym momencie za nią odpowiedzialna. – Latałaś już kiedyś, czy to twój pierwszy raz? – spytała dziewczynę, wracając do Włoskiego języka, czym wprawiła w konsternację kilka osób, które akurat się jej przysłuchiwały i które, jak można było łatwo wywnioskować, niewiele z tego języka rozumiały.


_____

Zdania pisane pogrubieniem i kursywą - Silvia mówi po Włosku
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyWto Wrz 15 2020, 22:08;

Sezon quidditchowy rozpoczął się pełną parą i Silvia miała tego kompletną świadomość. Treningi stały się codziennością i niekiedy cholernie trudno było pogodzić ich ilość wraz z zajęciami w szkole. Bo przecież wciąż pozostawała uczniem, który przede wszystkim powinien skupiać się na nauce. Nic jednak nie mogła poradzić na to, że latanie wciąż pozostawało dla niej znacznie atrakcyjniejszą opcją, niż głupie ślęczenie nad książkami. Poza tym, czuła, że jest w tym dobra, a każdy kolejny lot na miotle, utwierdzał ją niejako w tym przekonaniu. Niejednokrotnie sądziła, że tego dnia radzi sobie gorzej niż źle i nie zasługuje na to, aby w nadchodzącym meczu, zagrać w pierwszym składnie. Potem jednak przychodził bardziej zaawansowany trening niż poprzedni i okazywało się, że Silvia wciąż pozostawała w czołówce najlepszych szukających w Brytyjskiej lidze quidditchowej. Było to dla niej niepojętym. Pomimo tego, co do tej pory osiągnęła w tym sporcie, wciąż bardzo skromnie wypowiadała się na temat swoich umiejętności miotlarskich. Wciąż uważała, że ma jeszcze naprawdę wiele do zrobienia w tej dziedzinie, aby faktycznie stać się niedoścignioną. Co prawda znajdowała się na dobrej drodze, ale to jeszcze nie był ten poziom, który by ją ostatecznie satysfakcjonował. Była ambitna i potrzebowała więcej. Latała coraz więcej i więcej, nie oszczędzając się nawet na chwilę.
Tego dnia szło jej wyjątkowo dobrze. Wiatr wiał idealnie pod miotłę, każdy, nawet najmniejszy jej ruch, powodował idealną reakcję. Silvia z zadowoleniem na twarzy latała, odbywając cały swój trening. Sądziła, że nic, ale to nic nie może jej dzisiaj wyprowadzić z równowagi, bądź sprawić, że zacznie gorzej latać. Nawet kilku członków jej drużyny zatrzymało się w powietrzu, aby przez sekundę czy dwie, obserwować jej podniebne poczynania. Gdyby tylko znalazła się na miejscu potencjalnego obserwatora, zapewne i na niej zrobiło by to nie małe wrażenie. Znicz raz po raz praktycznie samodzielnie wpadał w jej wyciągniętą, lewą dłoń. A ona za każdym kolejnym razem ponownie uśmiechała się szeroko, ukazując urocze dołeczki w policzkach. Po prostu czuła, że dziś jest niezwyciężona i nic nie może stanąć jej na przeszkodzie! Każde kolejne zadanie, które stawiał przed nią trener, mogła praktycznie wykonać z zamkniętymi oczami, nie martwiąc się o to, że jednak coś pójdzie nie po jej myśli. Czuła się niemalże tak, jakby wypiła felix felicis, ale przecież nie zażywała podobnych substancji w takich sytuacjach! Dziś po prostu to był jej dzień. A przynajmniej tak sądziła przez większość czasu…
Nie miała pojęcia, co sprawiło, że tak bardzo się zdekoncentrowała. Czy może po prostu latała zbyt długi czas i po prostu coś musiało się spierdolić, czy jednak nie była tak dobra, jak jej się wydawało, a to było tylko nieuniknionym następstwem. A może po prostu podpadła jednemu z członków drużyny i nawet o tym nie wiedziała? Nie ważne, co było tego przyczyną, ale dosyć istotnym jest, jaki był tego skutek. Fala bólu zalała ciało Włoszki, na sekundę czy dwie zabierając zdolność widzenia. Cholernie wielki ból promieniował wprost z jej dłoni i rozchodził się po całym ciele. Krzyk wyrwał się z krtani, a potem spadała. Na szczęście wysokość nie była jakaś zawrotna, ale wystarczająca, aby upadek zabolał. Jednak to nie upadkiem się przejmowała, a tym, w jaki sposób jej ręka... była wykrzywiona. Dziwny kąt. I jeszcze ten ból... Pewne było jedno. Silvia nie wiedziała, w jaki sposób znalazła się w Mungu, ale tam właśnie zakończyła swój trening.

/Zt.
Powrót do góry Go down


Violetta Strauss
Violetta Strauss

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Galeony : 2397
  Liczba postów : 3699
https://www.czarodzieje.org/t17878-violetta-strauss#504731
https://www.czarodzieje.org/t17893-viola#505013
https://www.czarodzieje.org/t17884-violetta-strauss#504822
https://www.czarodzieje.org/t18567-violetta-strauss-dziennik#529
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySro Wrz 16 2020, 00:18;

Treningi Srok z Montrose potrafiły być naprawdę intensywne. Tym bardziej jeśli chodziło o przygotowanie do nadchodzących meczy. Tym bardziej, że mieli się spotkać z Nietoperzami z Bellycastle. W poprzednim sezonie zajęli bardzo wysoką pozycję. Mogło być naprawdę ciężko jeśli nie wezmą ich na poważnie i nie przyłożą się do gry.
Strauss wsłuchiwała się uważnie w słowa trenera, który tłumaczył im styl gry Nietoperzy oraz to jaką taktykę najlepiej zastosować przeciwko nim. Tłumaczył im dokładnie słabe strony przeciwników i to jak mogą je wykorzystać. Krukonka starała się zapamiętać jak najwięcej z całego spotkania, które było jedynie teorią. Na praktykę nadszedł czas, gdy w końcu mogli wziąć miotły w dłoń i wyjść na boisko, by przetestować niektóre z ruchów i manewrów, które musieli dopracować do perfekcji.
Wpierw czekała ich typowa rozgrzewka. Jedna z wielu, gdy mieli przygotować się do bardziej skomplikowanych akcji i przywyknąć do swoich mioteł i panujących warunków pogodowych. Proste ćwiczenia, zakrawające w zasadzie o zabawę w przypadku zawodowców, którzy z pewnością potrafili pochwalić się czymś więcej niż prostymi slalomami czy przerzucaniem wzajemnie między sobą kafla. Jednak to był dopiero wstęp do prawdziwego treningu.
Violetta obserwowała w powietrzu ruchy swoich kolegów i koleżanek z drużyny, starając się odczytać z ich postawy oraz lotu wszystkie potrzebne jej informacje do tego, by mogła poprawnie zareagować. Potrzebowali zgrania jeśli mieli pokonać kogokolwiek. I miała nadzieję, że akurat z tym nie będą mieli większego problemu. Większość zagrań, którą wykonywali była instynktowna, kierowana szybkim osądem i rozeznaniem w sytuacji na boisku. Wiedziała, że w prawdziwym meczu będzie o wiele trudniej: więcej miejsca na błędy, oponenci, którzy będą chcieli się wbić między nich w nieprzewidzianym manewrze, ale była dobrej myśli. Sroki były mocną drużyną.
Wykonywała każde ze zleconych przez trenera zagrań, starając się za każdym razem podać kafla idealnie do drugiego zawodnika, z którym miała współpracować. Starała się przy tym nie wywierać zbytniego nacisku na lewą dłoń, zaciskaną na miotle. Wciąż bolała jak skurwysyn, ale miała nadzieję, że nie będzie ona jej zbytnio dokuczała w czasie meczu. Coraz bardziej zaczynała się przyzwyczajać do tego, że coś jej dolegało i starała się ignorować ból najlepiej jak mogła.
Zacisnęła jedynie mocniej zęby, gdy szarpnęła mocniej miotłą, by wykonać ostry skręt i obniżyć swój lot tylko po to, by następnie wyrzucić kafel do znajdującego się nad nią zawodnika. Było to nieco bolesne, ale na pewno udało się i mogła przejść do kolejnego manewru, który mieli w planach.
Przez najbliższe dwie godziny krążyła wciąż po boisku w otoczeniu innych członków drużyny, wykonując różne akrobacje z kaflem i bez niego, starając się wyrobić w sobie pewne nawyki i dopracować pewne zagrania. Dopiero po upłynięciu wyznaczonego czasu wszyscy mogli skierować swoje miotły ku murawie i zejść do szatni, by tam przebrać się w swoje codzienne stroje. Trening wydawał się być sukcesem. Teraz tylko trzeba było zaczekać na jego efekty.

z|t
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1560
  Liczba postów : 4791
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySro Wrz 23 2020, 11:26;

Pierwszy trening Julii w drużynie Harpii z Holyhead był… no właśnie, jaki? Ciężki? Ekscytujący? Stresujący? Na pewno wyobrażała go sobie inaczej. Na zajęciach pojawiła się dobrą godzinę przed, bo chorobliwie bała się spóźnienia i zaszufladkowania już pierwszego dnia. Był to błąd, bo kiedy siedziała tak sama w szatni, sam na sam z własnymi myślami, niemal nie dostała ataku paniki. Ona, koścista smarkula, ma dziś trenować i grać z drużyną Harpii z Holyhead? Tych Harpii, w których szeregach grały największe zawodniczki w historii quidditcha, z Gwenog Jones na czele? Kiedy te myśli kłębiły się w jej głowie, czuła jak nerwowo drży jej stopa, wybijająca sygnał S.O. S o podłogę. Czuła suchość w ustach, pot na rękach i ciężki tłuczek na dnie żołądka. Kiedy przyszła reszta zawodniczek i musiała się wszystkim przedstawiać, mówiąc, że jest tą nową pałkarką z Hogwartu, zrobiło się nie tylko stresująco, ale również niezręcznie. Wszystkie te emocje zniknęły, gdy wyszła na boisko. Zupełnie jakby w głowie młodej Brooks znajdował się jakiś przełącznik, który kazał jej zostawić wszystko za sobą i skupić się na pracy, do której miała zresztą talent.
Trening zaczął się od krótkiego anonsu wykonanego przez trenerkę na środku boiska. Kiedy każdy już się dowiedział, kim Brooks jest i co tu w ogóle robi, menadżerka podzieliła zespół na cztery grup, odpowiadające czterem pozycjom na boisku. Krukonka udała się z resztą pałkarek na siłownię, gdzie już czekała na nich specjalistka od fitnessu, mająca się zająć ich przygotowaniem fizycznym.

– Na Merlina! Aleś ty sucha! Skąd ty w ogóle masz siłę na machanie pałką? – zapytała trenerka z walijskim akcentem, niepocieszona warunkami fizycznymi nowego gracza.

Już po pół godziny Julia zobaczyła pierwszą różnicę, między graniem szkolnym i zawodowym – intensywność. Choć treningi u Walsha bywały ciężkie, a i sama Krukonka nie oszczędzała się podczas wakacji, to dzisiejsze przeżycia z siłowni były czymś zupełnie czym innym. Były czymś surrealistycznym. Trenerka fitness nie dawała im ani chwili wytchnienia, zupełnie jakby chciała wycisnąć z ich ciał ostatnią kroplę potu. Po czterdziestu pięciu minutach w końcu zarządzona przerwę na wodę, a wszystkie zawodniczki z wysiłkiem doturlały się do wodopoju. Nie oznaczało to jednak końca ćwiczeń, nic z tych rzeczy. Trenerka poleciła im przebiegnięcie dziesięciu kółek wokół boiska, żeby się „rozgrzać”, a potem kazała im sięgnąć za kije i wrócić do menadżerki. Dopiero teraz zaczęła się właściwa część treningu. Dziś mieli się skupić na zagrywkach. Na pierwszy ogień poszła „dubeltówka”, czyi zagranie polegające na uderzeniu tłuczka przez dwóch pałkarzy. Trenerka kazała im się dobrać w pary i unieść kilka metrów nad ziemię. Ich celem był wysłużony manekin treningowy, który był tak poobijany, że niemal nie przypominał swojego pierwotnego kształtu, jakim obdarzył go stwórca. Choć Brooks ćwiczyła to zagranie po raz pierwszy, szło jej zaskakująco dobrze, co trenerka skwitowała bladym uśmieszkiem.
Ostatnią częścią treningu był wewnętrzny mecz, z tym że każdy z zawodników grał na innej pozycji, niż powinien. Julce trafiła się (a jak!), pozycja ścigającej. Jak widać, kafel nie potrafił o niej zapomnieć, chętnie przypominając o sobie przy byle okazji – czy to meczu z nauczycielami, czy podczas treningu. I tym razem poradziła sobie dobrze. Wiedziała, że stać ją na więcej, ale najważniejszą rzeczą podczas pierwszych zajęć było niezbłaźnienie się. I z tego zadania wywiązała się śpiewająco!

/zt
Powrót do góry Go down


William S. Fitzgerald
William S. Fitzgerald

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Galeony : 4937
  Liczba postów : 1972
https://www.czarodzieje.org/t17623-william-s-fitzgerald#494556
https://www.czarodzieje.org/t17645-ulisses#495903
https://www.czarodzieje.org/t17635-william-s-fitzgerald#495526
https://www.czarodzieje.org/t19423-william-s-fitzgerald-dziennik
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyPon Wrz 28 2020, 19:41;

Praca – jednopostówka

  Start rozgrywek ligowych quidditcha oczywiście równał się ze wzmożoną liczbą oraz częstotliwością treningów, szczególnie w okresach bezpośrednio poprzedzających mecze, które w dodatku musiał jakoś połączyć ze studiami i nauką, a jeszcze gdzieś pomiędzy upchnąć życie osobiste – z którego za nic nie miał zamiaru rezygnować – i nieco czasu na sen. Pogodzenie tego wszystkiego momentami zakrawało wręcz o niemożliwie i z początku William faktycznie miewał z tym spory problem, ale w miarę upływu czasu zaczął odnajdować właściwy balans i radził sobie coraz lepiej, nie musząc przy tym robić zbyt dużych poświęceń.
  Oczywiście najłatwiej było mu rezygnować ze ślęczenia nad książkami na rzecz poprawiania swoich umiejętności miotlarskich czy to na treningach Srok, czy na zajęciach w Hogwarcie, czy też w ramach indywidualnej pracy – wprawdzie był świadom, że już jest dobry, ale to przecież wcale nie oznaczało, że nie może być jeszcze lepszy, prawda?
  W końcu tylko ciągłe doskonalenie się dawało gwarancję na osiągnięcie sukcesu.
  Tego miesiąca czekały ich mecze z Nietoperzami z Ballycastle i Jastrzębiami z Falmouth, więc to wokół taktyk mogących zagwarantować sukces w starciach z tymi drużynami głównie oscylowały ich spotkania. Nie obywało się bez omówienia wszystkiego najpierw na sucho, by zaraz potem przejść do przetestowania poszczególnych zagrywek w praktyce i wprowadzania na bieżąco poprawek, gdy zachodziła taka konieczność, by uczynić je jeszcze skuteczniejszymi.
  Dzisiejszy trening skupiał się przede wszystkim na przetrenowaniu kilku manewrów, które miały być szczególnie pomocne przy brutalnych technikach i zagrywkach, jakie stosowały Jastrzębie podczas meczów, więc oprócz typowych ćwiczeń z kaflem między sobą ścigających czekało dzisiaj dużo pracy z pałkarzami oraz tłuczkami. Głównie w postaci skutecznego ich unikania, by w czasie spotkania nie dać się niczemu zaskoczyć. Zwiększało to ryzyko kontuzji i trener już na samym wstępie zaznaczył, że mają być dziś wyjątkowo skupieni – nie mógł sobie w końcu pozwalać na utratę zawodników w zasadzie tuż przed samym meczem. Szczególnie tych z pierwszego składu.
  William nie pozwalał więc nigdzie zbaczać swoim myślom, pozostając w pełni skupionym na dokładnym i precyzyjnym wykonywaniu poleceń, bo ostatnie czego chciał to jakaś kontuzja, która miałaby go wyeliminować z gry. W pewnym momencie – mimo niemal stuprocentowego skupienia – było dość blisko, ale na szczęście udało mu się wykonać dość karkołomny unik, którym nawet trochę zaskoczył samego siebie, dzięki czemu tłuczek jedynie go musnął, nie wyrządzając przy tym żadnej większej szkody; aż sam trener był pod wrażeniem tego ‘popisu’ z jego strony, choć – jak zwykle zresztą – nie okazał tego specjalnie wylewnie. Ogólnie trening był nad wyraz morderczy i brutalny, ale wszystkim udało się wyjść z niego jedynie z sińcami oraz góra stłuczeniami. Oczywiście to zapewne było i tak nic w porównaniu z tym, co może ich czekać podczas faktycznego meczu, bo mimo wszystko nie da się przewidzieć i zasymulować wszystkiego.
  Po dzisiejszym osobiście był jednak dobrej myśli, jeśli chodzi o najbliższe mecze.
  Na sam koniec treningu pozostało jedynie tradycyjne omówienie jego przebiegu, po którym mogli się odmeldować do szatni, żeby się odświeżyć po intensywnym wysiłku, a potem udać na zasłużony odpoczynek i kolejnego dnia móc stawić się tu w pełni sił.

    | z/t
Powrót do góry Go down


Arthemis D. Verey
Arthemis D. Verey

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : Długa blizna po złamaniu prawego obojczyka, której nie chciał usuwać, ciekawy kolor oczu podchodzący pod opal.
Galeony : 492
  Liczba postów : 236
https://www.czarodzieje.org/t19505-arthemis-d-verey#577700
https://www.czarodzieje.org/t19519-endeavour#578320
https://www.czarodzieje.org/t19515-arthemis-d-verey#578175
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyWto Wrz 29 2020, 22:49;

Praca, jednopostówka

  Nie zakładał dziś gogli ochronnych, mimo że wiatr doprowadzał jego oczy do łez. Nie. To nie był dzień na dawanie sobie taryfy ulgowej, a ćwiczenie w różnych okolicznościach – w tym utraty okularów – należało do jego obowiązków. Szczególnie, że rozpoczęła się Brytyjska Liga Quidditcha i jeśli ktoś sądził, że on nie weźmie w niej udziału, to głęboko się mylił. Nawet nie sądził, że z takim entuzjazmem przyjmie powrót do rozrywek klubowych, bo w końcu nikt nie powiedział że będąc w drużynie narodowej nie mógł brać udziału w tych pomniejszych, krajowych. A komu miałby być wierny, jak nie swoim ukochanym Armatom z Chudley, dzięki to którym w głównej mierze wybił się tak wysoko?
  Mknął więc z półprzymkniętymi powiekami na swojej miotle, manewrując pomiędzy niewidzialnymi przeciwnikami i doszukując się wśród opadów migającego znicza. Warunki były nadzwyczaj trudne – tak naprawdę brakowało jedynie, aby rozpoczęło grzmieć i trafił go piorun, niemniej można rzec, że pogoda w tej kwestii była dla niego nad wyraz łaskawa. I tylko tej, bo w innym wypadku nie dawała mu żadnej taryfy ulgowej.
  Ćwiczył teraz praktycznie codziennie, odkładając na bok swoje inne obowiązki. Armaty zresztą nie dawały mu też ani chwili wytchnienia chcąc utrzymać go w jak najlepszej formie, choć zdecydowanie nie musiały go namawiać do wzmożonych treningów – w końcu jakby nie patrzeć przyda mu się to również jeśli chodziło o drużynę narodową. Miał wrażenie, że mimo swojego ogólnego, bardzo dobrego stanu fizycznego, paliły go wszystkie mięśnie nie mówiąc już o zakwasach. Manewry nad którymi pracował, wołały o pomstę do uzdrowicielskiego nieba, ale nie poddawał się w ich wymyślaniu i implementowaniu w grę. W najgorszym razie zginie.
  Dostrzegł go. Zanurkował czym prędzej za złotą kuleczką, nie dając sekundom nawet przemknąć zanim nie rozpoczął manewru. Nie miał pojęcia z jaką prędkością leciał, wiedział natomiast że świat wokół był rozmazany jak za mgłą. Pomijając fakt, że krople deszczu drażniły mu dodatkowo oczy. Pochylił się bardziej nad trzonkiem miotły tworząc z siebie jak najbardziej obły kształt, aby przyspieszyć jeszcze bardziej, a gdy zbliżył się do ziemi, to choć nie nurkował stricte pionowo to jednak miał dość spory problem z naprostowaniem wektora swojego ruchu. W końcu jednak się udało i nie powtórzył swojego wyczynu, rozbijając się o podłoże i najadając się trawą.
  Jak z marszu pomknął za Zniczem, wykonując szeroki slalom jego wzorem. W zasadzie gdyby kosił trawnik to w tym momencie powstałoby coś na kształt ludzkiego dna. Już prawie leżał na drewnie, próbując przyspieszyć jeszcze bardziej, aby już wkrótce wystrzelić jak z procy w górę za wyjątkowo upartą dziś kulką. Wyciągnął rękę przed siebie starając się złapać swoistego świętego Graala jego własnej rozgrywki i obszedł się smakiem za pierwszym razem, gdy jego palce minęły się z nim o milimetry. Zaczęło grzmieć. Fantastycznie. No nurkuj Zniczu, nurkuj. Zanurkował. A on za nim. Nawet nie wiedział jak szybko leci, ale czy było to ważne? Istotne było to, że zbliżał się do swojego celu, a choć ten co jakiś czas zmieniał swój tor lotu, to jednak wydobyta prędkość bardzo szybko okazała się skuteczna, gdy skrzydełka kulki omiotły mu palce. Wyciągnął go przed siebie i przyjrzał się mu uważnie, choć jego wzrok wyfokusował się na tle, na którym pojawiły się pierwsze błyskawice. Odchylił się do tyłu i zbliżył ku wyjściu ze stadionu gdzie zeskoczył z miotly i wszedł do środka. Znajac jego szczęście wkrótce oberwałby kawałem wyładowania elektrycznego. [eot]
Powrót do góry Go down


Hemah E. L. Peril
Hemah E. L. Peril

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 1140
  Liczba postów : 790
https://www.czarodzieje.org/t16565-help-budowa
https://www.czarodzieje.org/t16590-help-me-mr-postman#458344
https://www.czarodzieje.org/t16566-help-budowa
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptySro Wrz 30 2020, 16:46;

Dzień ten zapowiadał się być dniem spokojnym, oczywiście w pełnym tego słowa znaczeniu. Pochmurne obłoki zbierające się nad Wielką Brytanią może nie były jedną ze najbardziej satysfakcjonujących rzeczy, aczkolwiek całkowicie normalnych - powoli, do celu, aż do momentu, w którym wszyscy zapomną, że tak naprawdę lato przeminęło na dobre, wakacje minęły bezpowrotnie, mimo ilości pracy, z jaką miała do czynienia, a szara rzeczywistość… no cóż. Stała się chlebem powszednim. Ludzie chodzący po ulicach z pewną dozą niepewności, jak również, ci sami ludzie, posiadający swój zakres obowiązków. Liczne przesłanki nad Londynem nie pozwalały spać spokojnie, a przynajmniej nie większości, gdyż rody czystokrwiste zaczęły obawiać się ataków ze strony partii politycznej, która właśnie obrała ich sobie za cele. Przelanie posoki wydawało się być teraz głównym, jak nie najważniejszym, umiejscowionym w samej puszce Pandory, celem. Wyciągającym za dowolną kończynę na światło dzienne, pozbawionym jakichkolwiek zasad moralnych przy załatwianiu spraw. Prawo ulicy najwidoczniej nie przewidziało stosowania czynności dyplomatycznych, a zamiast tego skupiło się głównie na rozdawaniu darmowego wpierdolu - może nie do końca darmowego, gdyż pewne kryteria należało spełnić, co nie zmienia faktu, iż ostatecznie nie można było wszędzie czuć się aż tak bezpiecznym.
Należenie do narodowej drużyny Quidditcha oznaczało jednak konieczność porzucenia myśli na temat obecnie działających partii politycznych. Wymagało, zamiast analitycznego myślenia, przynajmniej podczas treningu, ujarzmienia miotły i tym samym nakierowania jej w taki sposób, by spełniała polecenia. Wiadomo, że niektóre egzemplarze mogą przejawiać własną wolę, ale podczas meczy Hemah nie mogła sobie pozwolić na to, aby jakikolwiek błąd jej się wymsknął i przechylił szalę zwycięstwa na stronę drużyny przeciwnej. Chyba, że naprawdę chce sabotować własną drużynę. Nie bez powodu zatem, kiedy odpowiednio zasznurowała własne buty, na tors nałożyła koszulę, a na głowę hełm wraz z goglami, przystąpiła do treningu. Początkowo siłowego, by rozciągnąć wszelkie mięśnie, choć to, ze względu na wcześniejszą kontuzję, zdawało się być trochę utrudnione. Mimo że była ona w czerwcu, mimo że miała z nią do czynienia trzy miesiące temu, nadal odzywała się i dawała o sobie znać. Nie bez powodu momentami Peril zwalniała, tudzież zmniejszała wysiłek, starając się tym samym nie odbiegać specjalnie od drużyny.
Dopiero potem zapoznając się raz jeszcze ze strukturą własnej miotły, która miała wznieść ją w powietrze, ponad obręcze, postanowiła oddać się akrobatyce. Jako ścigająca, główną uwagę musiała skupić na szybkości oraz precyzji własnych ruchów, a także różnych technikach, które pozwalałyby jej uniknąć tłuczka, także całość treningu opierała się właśnie na tym - na wzbijaniu się w powietrze i wykorzystywaniu odpowiednio warunków atmosferycznych. A na górze, gdzie panowało inne ciśnienie, było znacznie chłodniej. Do tego stopnia, że musiała zacisnąć mocniej dłoń na trzonie miotły, byleby nie przyczynić się do własnego upadku, choć i w to wątpiła, kiedy wykonywała kolejne pętle mające na celu zwiększenie jej sprawności w powietrzu - obserwowanie terenu z góry zawsze zdawało się być pewnego rodzaju plusem obrania takiej, a nie inne drogi.
Kiedy zakończyła, dość późnym wieczorem, z resztą ekipy trening, pożegnała się z tym miejscem, wiedząc doskonale, że to nie jest koniec jej poczynań. Narodowy Stadion Quidditcha kryje w sobie jeszcze więcej możliwości niż tylko prosty trening, choć i ten był całkiem wymagający.

/zt
Powrót do góry Go down


Julia Brooks
Julia Brooks

Absolwent Ravenclawu
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pachnie lawendą
Dodatkowo : (ex)Kapitanka Krukonów
Galeony : 1560
  Liczba postów : 4791
https://www.czarodzieje.org/t19470-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19475-julia-brooks
https://www.czarodzieje.org/t19471-julia-brooks#576533
https://www.czarodzieje.org/t19697-julia-brooks-dziennik#589978
narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8




Gracz




narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 EmptyPon Paź 05 2020, 16:16;

praca - jednopostówka

Po dwóch pierwszych kolejkach, zakończonych miażdżącymi zwycięstwami nad Wędrowcami z Wigtown i Strzałami z Appleby, w drużynie Harpii panowała ostrożna radość. Zawodniczki były pełne wiary we własne umiejętności, ale trenerka nie pozwalała, aby ktokolwiek popadał w huraoptymizm. Sezon był długi, ciężki, a dobra passa w każdej chwili mogła się skończyć. Wystarczył jeden gorszy mecz, żeby spaść z pierwszego miejsca.

Julia z każdym dniem czuła się coraz lepiej w Walijskiej drużynie. Zaczęła się dogadywać i coraz lepiej rozumieć z koleżankami, a swoją postawą w ostatnich meczach udowodniła im, z jakiej gliny jest ulepiona. Wiedziała jednak, że jest się tak dobrym, jak ostatni mecz i opinia na jej temat bardzo szybko mogła się zmienić. Dziś była obiecującą i utalentowaną pałkarką, jutro mogła się stać kościstym beztalenciem. Jednak to nie opinia prasy czy kibiców ją interesowała. Nie grała w quidditcha, żeby zadowalać innych. Grała w quidditcha, bo kochała ten sport i kochała wygrywać. A żeby wygrywać, musiała pracować jeszcze więcej i jeszcze ciężej.

Dzisiejszy trening, dla odmiany, rozpoczął się nie na boisku, a w szatni. Menadżerka kazała im się zabrać wokół tablicy. Pierwsze kilkanaście minut poświęciła na krótkie podsumowanie poprzednich spotkań – przeanalizowała kluczowe sytuacje, powiedziała, co zagrało, a gdzie wciąż miały braki. Co więcej, każda z zawodniczek otrzymała krótki raport ze swoimi statystykami – procentową skutecznością podań, oddanych strzałów, czasem spędzonym na boisku i nie tylko.Kiedy skończyli, t renerka przeszła do analizy taktycznej najbliższych rywali, Armat z Chudley, a następnie nakreśliła im plan treningowy na najbliższe tygodnie, który miał perfekcyjnie przygotować je do tego spotkania.

W końcu, po niemal 45 minutach, opuściły szatnię i wyszły na boisko. Zadaniem na dzisiaj było przygotowanie się na taktyczne niespodzianki, jakie mógł przygotować przeciwnik. Po krótkiej, ale intensywnej rozgrzewce, po której każda z zawodniczek z trudem łapała oddech, wzbiły się w powietrze. Po chwili dołączyła do nich drużyna rezerw, która w zamyśle menadżerki, stosowała dziś taktykę Armat. Trenerka co jakiś czas gwizdała, poprawiała ustawienie Harpii na boisku i krzyczała wniebogłosy, kiedy zrobiły coś źle. Nie wybaczała błędów, a kiedy ktoś jej wyjątkowo podpadł swoją postawą, potrafiła rzucić w kierunku nieskupionej zawodniczki karcącym acusdolor.

– jak ty machasz tym kijem, do cholery! – krzyknęła w kierunku Brooks. Twarz miała czerwoną jak cegła, a oczy wybałuszone. – Tak to sobie możesz machać w szkole, nie tutaj! Czemu celowałaś w ściągającego z kaflem, skoro w jego kierunku już leciał nasz zawodnik? Twoim zadaniem jest zmniejszanie przeciwnikowi liczby opcji. Powinnaś zaatakować wolnego ścigającego, żeby uniemożliwić podanie.

Julia poczuła, jak ze wstydu palą ją końcówki uszu. Była zawstydzona i wściekła, ale przełknęła przekleństwo, które zakwitło w jej ustach i skinęła tylko głową.

Kiedy sparing się skończył, była wyczerpana. Ręce bolały ją i drżały od odbijania tłuczka, a  do tego jej piękne nowe ochraniacze pokrywała cienka strużka wymiotów po tym, jak wycelowany przez przeciwniczkę kamulec trafił ją brzuch. Szybko wyczyściła się zaklęciem, ale nie wróciła do szatni jak reszta zawodniczek. Zamiast tego postanowiła podejść do drużynowego fizjoterapeuty, który za pomocą kilku zaklęć oraz eliksiru regenerującego sprawił, że błyskawicznie poczuła się znacznie lepiej.

/ZT


Ostatnio zmieniony przez Julia Brooks dnia Pon Paź 12 2020, 10:17, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry Go down


Sponsored content

narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 QzgSDG8








narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty


Pisanienarodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty Re: Narodowy stadion Quidditcha   narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Narodowy stadion Quidditcha

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 13Strona 4 z 13 Previous  1, 2, 3, 4, 5 ... 11, 12, 13  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: narodowy - Narodowy stadion Quidditcha  - Page 4 JHTDsR7 :: 
londyn
-