Pod drugiej stronie mostu rośnie sobie grusza. Idzie się do niej kawałek, więc raczej nie ma tam takich tłumów jak nad jeziorem czy pod wielkim dębem. Dzięki temu jest to naprawdę spokojne miejsce, szczególnie jeśli chce się odpocząć do wszelkiego gwaru nieustających rozmów. W cieniu gęstych liści (kiedy one na gałęziach są, oczywiście, bo w zimę tak powiedzieć raczej nie można...) wisi sobie niepozorna huśtawka. Ot, dwa sznurki i deseczka i już można się fajnie pobujać. Jako, że to wszystko znajduje się na niewielkim wzgórzu, to rozciąga się stąd naprawdę niesamowity widok na znaczną część błoni.
Ostatnio zmieniony przez Twan Nguyen dnia Sob 16 Cze - 1:32, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
W jego naturze leżał podtekst i prowokacja, jednak rzadko czuł przy tym prawdziwą iskrę pożądania, zazwyczaj traktując to jako czystą zabawę, czy nawet manierę. Odkąd pojawił się w Hogwarcie poczuł przyjemny błysk w połączeniu spojrzeń kilkukrotnie, często z pełnymi pasji Gryfonkami, jednak do tej pory, poza zupełnie zwalającym go z nóg bibliotekarzem, nie udało mu się poczuć tej przyjemnej ekscytacji, którą czuł przy Eskilu. I nie obchodziło go wcale, czy faktycznie jest to jakikolwiek efekt willowatości chłopaka, czy jednak było w nich coś, co przyjemnie klikało przy interakcji, bo jedyne co go interesowało, to dobra zabawa, którą szczerząc się czuł całym sobą. - A kto powiedział, że nie jedno i drugie? - odpowiedział szybko, mrużąc oczy w z zadowoleniu, że Ślizgon nie zbywa jego zaczepek, a wręcz doprasza się o więcej, co zaraz udowodnił mu raz jeszcze. - Och, nie, nie za darmo. Rozważę dalszą wypowiedź, znacznie obszerniejszą, jak już zdecydujesz się z dziewczyną na otwarty związek - zaproponował rozbawiony, śmiejąc się mimowolnie co drugie słowo, mało subtelnie sugerując jaki typ związków uważa za jedyny słuszny, nieszczególnie wierząc w miłość monogamistyczną, która choć z początku może być porywająca, na pewno z czasem traci na emocjach. Rozsiadł się wygodniej, pozwalając stworzeniu buszować w jego włosach, bo i w końcu wychodząc z założenia, że ten nie zrobi tam nic, czego jego fryzjer nie będzie w stanie naprawić, teraz dużo bardziej przejęty będąc słuchaniem chłopaka, który przybliżał mu zbyt znaną mu naturę wili. - No, niby rozumiem, ale... Jakbyś chciał komuś zrobić na złość, komuś, kto Cię naprawdę nie lubi, to chyba nie ma lepszego sposobu, niż zmusić go, by przez chwilę był pewien, że Cię ubóstwia? - podsunął swój punkt widzenia, wcale nie zamierzając się przy nim upierać, bo i nie wiedząc na ile urok wili pozostawia ślad w oczarowanym, że faktycznie działała na nim jakaś siła wyższa. Nieszczególnie jednak potrafił ukryć zainteresowanie w ciemnych oczach, dając zafascynować się tą obcą mocą na tyle, że i naprawdę miał ochotę zobaczyć, jak daleko sięgają jej możliwości. Trudno było mu sobie wyobrazić siebie z zupełnie maślanym spojrzeniem, doskonale wiedząc, że to raczej potrafi goreć żywym ogniem pożądania, niż miękkim od ciepłych i rozlazłych uczuć światłem. - Mhm, to Twoje intymne mnie chyba przekonało - przytaknął, wtórując mu śmiechem, by tym rozbawieniem pozostawić sobie furtkę na żarty, gdyby jednak chłopak nie proponował mu tego wcale na poważnie, albo może i on sam rozmyślił się nagle, panikując przed podjęciem się takiego wyzwania. Nie byłby to przecież pierwszy raz, gdy w ostatniej chwili orientował się, że wcale nie chce tego, o co sam prosił. I otwierał już usta, by dopytać jeszcze, jak to jest, że urok wili działa i na samego wila, a jednak jęknął tylko, nagle pociągnięty za jeden z zaplecionych w jego włosach warkoczyków. Rozproszył się skutecznie, kurwiąc pod nosem na gonionego od nowa Romana, którego złapawszy, nie zamierzał już puszczać, gotów prowadzić go za rękę aż do jego schowka w dormitorium Gryfonów. I faktycznie tak właśnie zrobił, po drodze podpytując jeszcze Eskila o to, kiedy pierwszy raz udało mu się kogoś zawilować i czy po takiej zabawie czuje jakiekolwiek negatywne skutki uboczne, dopiero później plując sobie w brodę, że nie podpytał czy zbliżenia w tym stanie odurzenia też wydają się przyjemniejsze, bo i bardziej przepełnione emocjami, czy wręcz przeciwnie - otępienie magią odcina Cię częściowo od pełni przeżyć przyjemnych uniesień.
| zt x2
Huxley Williams
Wiek : 44
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Ledwo minął pierwszy tydzień, a już byłem kompletnie wymęczony tym rokiem. Musiałem napisać całe mnóstwo listów do rodziców niesfornych dziewczyn (a nigdy nie przepadałem pisać z magicznymi rodami wyższej krwi), porozmawiać kilka razy z Pattonem (jego uśmiech wyglądał za każdym razem przerażająco), a także przetrawić to, że Antosza sobie od tak wrócił i musimy od nowa budować zręczną relację. Kompletnie tym zmęczony, postanawiam posiedzieć nad magią bezróżdżkową. Zakładam krótkie spodenki w mantykory, fioletową marynarkę, bez koszuli pod spodem, uznając że wystarczą moje tatuaże, a był już piątek po godzinach, może wszyscy uczniowie poszli do domów. A przynajmniej miałem nadzieję, że nie postanowili migdalić się przy huśtawce do której szedłem. Usiadłem po turecku przed drzewem, poprawiłem dłuższe już brązowe loki i długie, świecące się kolczyki których ostatnio byłem fanem. Wyciągnąłem rękę przed siebie i najpierw z większym skupieniem musiałem mamrotać zaklęcia, by huśtawka zmieniła kolor i odrobinę bardziej się powiększyła. Jednak trenowałem już od dłuższego czasu, więc prędko zacząłem robić to mechanicznie. Jedynie dekoncentracja mogła mi w tym przeszkadzać. Popróbowałem jeszcze kilka podstawowych zaklęć i idzie mi całkiem nieźle. Dlatego postanawiam trochę, hm pomedytować i poćwiczyć stałość moich zaklęć. Przymykam oczy i z wyciągniętą ręką jedynie macham huśtawką w różne strony, a nawet okrążam gałęzi. Idzie mi bardzo dobrze, jak że są to raczej proste rzeczy po tylu miesiącach ćwiczeń, ale przynajmniej mnie to relaksuje. Czytałem już wiele książek i wiedziałem, że powinienem przejść do poważniejszych rzeczy, ale nie sądziłem że Alex będzie chciał mi jakkolwiek pomagać, a musiałem wziąć kogoś zaufanego do dalszych ćwiczeń. Raczej nie schorowanego ostatnio Atlasa, czy samotnego ojca Camaela.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antosha Avgust
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Antoszek też potrzebował kogoś zaufanego, choć do sprawy zdecydowanie mniej poważnej - pozostawionej mu w spadku przez nauczyciela, którego zastępował. Cholerny Limier zawsze działał mu na nerwy i nigdy nie potrafili się dogadać, ale nie spodziewałby się, że mężczyzna nawet nieobecny w zamku będzie potrafił napsuć mu krwi. A wszystko przez wymyślony przez niego jeszcze w wakacje i zaakceptowany bez odwrotu przez dyrekrotkę plan nauczania obfitujący w idiotyczne pomysły typu: wycieczki, niestety bez bardziej szczegółowych informacji, dlatego to właśnie Antek musiał teraz nie tylko namęczyć się z ich zaplanowaniem i zorganizowaniem, ale i w nich u c z e s t n i c z y ć. I niańczyć hogwarcką ferajnę poza murami szkoły, gdzie jak wiadomo wszyscy uczniowie dostawali podwójnie gumochłoniego rozumu, i tracili wszelkie resztki godności. Po prostu jeden wielki dramat i wolałby pełnić milion nocnych dyżurów - ubolewał więc i cierpiał okrutnie, ale zarazem był zbyt obowiązkowy i porządny, żeby na przykład zignorować plan, a potem tłumaczyć się gęsto przed Wang. Nie żeby się jej bał, po prostu honor nie pozwoliłby mu na nie wywiązanie się z czegoś, do czego chcąc nie chcąc się zobowiązał, przyjmując pracę. Nie lubił prosić się o pomoc, ale zdecydowanie jej potrzebował - dlatego udał się do najbliższej mu w Hogwarcie (i w ogóle) osoby, pokierowany przez woźnego na błonia, gdzie podobno profesor uzdrawiania był ostatnio widziany. Nic dziwnego, w taką przyjemną pogodę aż żal siedzieć w zamku; idąc, zaszalał aż i podgiął rękawy koszuli do samych łokci, bo przecież w życiu nie pozwoliłby sobie na zjawienie się w pracy w sportowym tiszercie. Ani w marynarce na gołą klatę, tak jak dostrzeżony właśnie w okolicy huśtawki Hux; przystanął w pobliżu i obserwował przez chwilkę kolorową postać skupioną na czarowaniu. Rzadko miał okazję widywać go w tak spokojnych i niezmąconych niczym okolicznościach, a teraz nawet huxowe tatuaże zdawały się zwolnić. Jeszcze rzadziej spotykał się z tym, że ktoś czarował bez różdżki, nic więc dziwnego że był pod wrażeniem nawet tak prostej magii. - Imponująci - odezwał się, niezbyt głośno by nie wyrywać go zbyt brutalnie ze skupienia. Powinien był odejść i nie mącić tego spokoju, ale cóż. Kiedy odszedł ostatnim razem, to potem długo żałował. - Privet, Huxley. Ja przeszkadzam tobie bardzo? - zapytał, robiąc parę kroków w jego stronę - Jeśli tak, ja pójdę, jeśli nie... mam propozycji nie do odrzucenia. No... albo prośbi - przyznał, bo trudno było nazwać to, na co chciał go namówić, jakkolwiek atrakcyjną ofertą. Raczej wielką przysługą.
Huxley Williams
Wiek : 44
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
W pewnym momencie nie musiałem nawet myśleć o tym co robię. Zamknąłem też usta i zamiast wypowiadać zaklęcia, proste zaklęcia wychodziły bez problemu. Huśtawka unosiła się do góry i dołu co raz uderzając w gałąź na której wisiała. Czasem okręcała się wokół niej, trochę też wokół drzewa. Wyglądała jakby trenowała jakiś swój własny taniec. Momentalnie zastyga w powietrzu kiedy słyszę cichy głos nad sobą, a moja ręka przestaje wykonywać delikatne ruchy. Otwieram oczy i podnoszę głowę, by zobaczyć obok siebie, górującego nade mną Antoszę. Unoszę do góry brwi zaskoczony jego pojawieniem się. Musiał mnie szukać skoro z taką pewnością tu przywędrował i uznał, że przerwie to co robię. Wyglądał dokładnie tak jak kilka lat temu. Nawet jego oschła maniera niespecjalnie się zmieniła. Robiłem wtedy wszystko by wykrzesać z niego odrobinę radości. Teraz już otwieranie Antka na nowe rzeczy nie były moim priorytetem. Jego ubrania widocznie nie przeszły żadnej szafowej przemiany. A co do mojej klaty - dla usprawiedliwienia i tak miałem tyle tatuaży, że wyglądały prawie jak bluzka. - Podobno w środkowej Afryce nadal są miejsca gdzie ludzie czarują kompletnie bez różdżek. Kiedyś to była tam norma. Różdżki są skuteczniejsze, bardziej precyzyjne... ale no trzeba mieć je w dłoni, nie? Podczas walki na śmierć i życie ze stadem akromantul, lepiej jej nie olewać - zarzucam niesamowitą ciekawostką w kierunku Antka i postanawiam kontynuować ćwiczenia na huśtawce. - Co jest? - dopytuję i kręcę głową kiedy pyta czy nie przeszkadza. Chyba nie. - To prośbę czy propozycję? Siadaj - mówię i wolną ręką klepię miejsce obok siebie na ziemi. Z ciekawością zerkam na Avgusta i wtedy przychodzi mi do głowy świetny pomysł. - Pomogę ci jeśli to nie jest nic... eeee... nie wiem okradanie anglików czy coś w tym stylu. A ty pomożesz mi? - proponuję i na chwilę przerywam powietrzne esy floresy huśtawki. Zakładałem, że to jakiś durny problem i nie miałem pojęcia, że przez Limiera właśnie zostanę władowany w jakąś wycieczkę.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antosha Avgust
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Wbrew pozorom, głównie dzięki Huxleyowi, trochę się w nim zmieniło, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie było tego widać; oschłego i oszczędnego w wyrazie sposobu bycia prawdopodobnie nie wyzbędzie się już nigdy, bo było on zbyt mocno wpisany w antkową naturę, ale jeśli chodzi o skracanie dystansu między sobą a resztą świata, zdecydowanie pojawił się postęp. Podobnie było z dostrzeganiem tu i ówdzie pozytywów, traktowaniem pewnych spraw odrobinę mniej poważnie i otwieraniem na współpracę, czego dowodem było to, że zdecydował się poprosić Huxa o pomoc. Może nie zachowywał się inaczej, ale z pewnością tak się czuł. Lepiej. - No tak, różdżka to jest tylko przekaźnik... Co ty jeszcze potrafisz? Jak zupełnie nauczysz się, będziesz uzdrowiciel niepokonani - odpowiedział i broń Merlinie nie chciał być wścibski z tym wypytywaniem, zwyczajnie zaintrygował go ten temat. Nieczęsto się zdarzało, żeby coś poza quidditchem i pieczeniem ciastek szczerze go zainteresowało; Huxley na szczęście nie protestował przeciwko towarzystwu i nawet gościnnie zaprosił Antoszka na trawę. Usiadł więc obok niego, oplatając rękami zgięte kolana i opierając na nich podbródek, a zanim sformułował w głowie elegancką wypowiedź przedstawiającą problem, Williams sam wyskoczył z propozycją. Doskonale. - No dobrzi, to do napadu na Gringortti ja poproszę Aleksieja, a ty pomożesz w czym inni - zgodził się, samemu nie stawiając żadnych warunków, bo był gotowy na wszystko. Mógłby nawet na prośbę Huxa obalić rosyjskiego ministra magii. Albo chociaż spróbować. - W takim razie ty pojedziesz ze mną na wycieczki, a ja... co ja robić mam? - zapowiedział, brzmiąc wyjątkowo pozytywnie jak na siebie, bo ucieszył go zarówno brak kategorycznej odmowy jak i to, że sam będzie mógł od razu się odwdzięczyć. W końcu lubił czuć się potrzebny, nawet jeśli niekoniecznie miałby ochotę przyznać to głośno.
Huxley Williams
Wiek : 44
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Faktycznie, możliwe że gdybym zaczął bardziej skrupulatnie porównywać zachowanie Antoszy kiedyś i dziś, od razu wychwyciłbym pewne różnice. Jednak pewnie też póki co nawet nie chciałem specjalnie zwracać na to uwagi. Chociaż częstsze żarty trudno było nie zauważyć. - Tak. Moim celem jest zostać zbawcą narodów, leczyć wszystkich przytulaniem. Umiem wszystko, czytać w myślach i takie tam - gadam trochę głupoty bardziej skupiony na przemienianiu huśtawki w wielką, gigantyczną huśtawkę, na której obecnie zmieścilibyśmy się na niej całą kadrą nauczycielską. Coraz lżej poruszałem palcem, a ona i tak powiększała się w takim samym tempie. - O, nawet ufam że moglibyście temu podołać - stwierdzam, całkiem ufając, że team AA, miałby szanse z ucieczką po napadzie. Jednak całą myśl przerywa mnie niespodziewana prośba, bo zakładałem że chodziło o coś pracowniczego, a nie wspólne wyjazdy rekreacyjne. - Co chwila... jakie wycieczki? - pytam szczerze zdziwiony, a ławeczka zmniejszyła się do rozmiarów szczuroszczeta. - Chyba najbardziej by pomogło jakbyś wbił sobie gwóźdź w nogę czy coś - zastanawiam się na głos co byłoby najlepszym pomysłem i najmniej zagrażającym życiu
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antosha Avgust
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Taki zdolny, a listu napisać nie potrafił, pomyślał Antoszek, a całe śmieszkowanie Huxleya skwitował drgnięciem kącika ust i milczeniem, podłapując żart poprzez założenie, że skoro wielki uzdrowiciel potrafił czytać w myślach, to nie ma sensu komunikować się z nim werbalnie. A przynajmniej do momentu, w którym musiał przekazać mu swoją nietypową prośbę; prędko wyrzucił z mózgu cisnący mu się w wyobraźnię bardzo interesujący obraz siebie i Aleksandra z workami galeonów na plecach i w dzikim galopie ulicą Pokątną, a potem nie miał innego wyjścia niż zacząć wyjaśnianie całej sytuacji z wycieczką, bo Hux był tak zaskoczony jakby pierwszy raz w życiu usłyszał to słowo. Może Antek się przejęzyczył? Nie byłoby to wcale dziwne. - No... Wycieczki. Wycieczku? - powtórzył bezradnie, machając dłonią w powietrzu jakby to miało jakkolwiek pomóc rozmówcy w zrozumieniu go. Za nic nie mógł sobie przypomnieć innego określenia i był prawie pewny, że nic nie pomylił; wyjątkowo go to tym razem sfrustrowało i szczerze pożałował że towarzysz nie ma przy sobie tłumaczek nastawionych na rosyjski. - No tak żeby włożył uczni w autokar i pojechał oglądać... nie wiem... jakieś rzeczi ciekawi - zerknął na Huxa z nadzieją że w końcu udało mu się wystarczająco obrazowo opisać, co ma na myśli, a potem westchnął ciężko i kontynuował, domyślając się że zaraz padnie pytanie o to skąd taki idiotyczny pomysł. - Limier zapisał w plan, a ja muszę spełnić go i potrzebni mi drugi opiekun. No i ja pomyślałem o tobi, bo ciebie uczni lubią, to posłuszne będą... I ja będę miał miłi towarzystwo - powiedział, chociaż ostatniego zdania wcale nie zamierzał wypowiadać na głos, więc uzasadnił szybko, przyjmując rzeczowy ton i marszcząc brwi: - Bo jakbym ja miał z jakimś marudą użerać się, to wolałby zmienić praci. Teoretycznie był gotowy na wszystko w zamian za pomoc w tym straszliwym zadaniu, ale absolutnie nie spodziewał się tego, co zaproponuje mu Huxley. Gapił się chwilę bezmyślnie na spektakularnie pomniejszoną huśtawkę, usiłując rozszyfrować polecenie. Oczywiście domyślił się, że ma być żywym manekinem do ćwiczeń bezróżdżkowej magii leczniczej, ale za nic nie mógł pojąć jak dokładnie według Williamsa miało to przebiegać. -Szto? Czyj paznokieć? - spytał Antek głupio i rozprostował palce, żeby przekazać rozmówcy oczywistą oczywistość, że jego własne są za krótkie żeby cokolwiek zranić. Wtedy go olśniło i aż klepnął się tą dłonią w czoło - A, gwoździ. No, to dawaju - przytaknął, nie widząc problemu w potencjalnym uszkodzeniu się; w końcu był w rękach profesjonalisty - Czyli jednak chowasz urazi, przy pierwszej okazji chciał poranić mnie - zauważył mimochodem poważnie jak zwykle i podał Huxleyowi transmutowany z jakiegoś kamyczka gwoźdź, taki nie za mały, nie za duży, ale czy wystarczający? - Taki dobri? Wbijaj gdzie pasuje tobie.
Huxley Williams
Wiek : 44
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Szkoda, że nie powiedział na glos o tym liście, moglibyśmy o tym dłużej porozmawiać, ja bym wyraził swoje wątpliwości co do tego czy wyjazd Antoszy i niepisanie do niego było jakkolwiek moją winą, skoro to on mnie zostawił. Oczywiście rozumiem czym jest wycieczka, ale jestem przekonany że proponuje nam jakiś wspólny wypad i nie jestem przekonany, że jest to jakiś szczególnie dobry pomysł. Nie wiem czy odbudowanie naszej relacji powinno zacząć się od takich dwuznacznych propozycji. Dlatego mrugam pośpiesznie, nadal wpatrując się w Antka kiedy ten nieudolnie próbuje znaleźć odpowiednie słowo wytworzone od wycieczki. - Ale że gdzie? - pytam głupio jak się okazuje, bo w końcu ten tłumaczy mi o co chodzi o szkolną przygodę. Aż oddycham z lekką ulgą, mówię głośne AAAA jak coś gada o autokarze i pokazuję mu kciuk do góry. - Okej, rozumiem, myślałem że... - Nie chcę dalej tłumaczyć i tylko macham palcem to na siebie do na niego, by bardzo mgliście wyjaśnić o co mi chodzi. Przez to że oderwałem się od huśtawki i zapomniałem dłonią kontrolować odpowiedniego zaklęcia, teraz kołnierzyk i włosy Avgusta zaczęły machać się w tą i z powrotem, psując idealny szyk jego stylówki. - Sorka - mówię i pośpiesznie poprawiam mu koszulę. Dość rozbawiony słucham co takiego wymyślił Limier i parskam na wyobrażenie sobie Antka jako opiekuna zabawnej wycieczki uczniowskiej. - Jasne. Pomogę ci. Wiesz gdzie macie jechać? - odpowiadam tylko, nie komentując nic o miłym towarzystwie. W końcu tak jak powiedział, chciałby po prostu jechać z kimś kogo zna i kto nie jest Patolem, nie muszę się doszukiwać przecież żadnych innych podtekstów do tego zaproszenia. Moja prośba jest jeszcze dziwniejsza niż Antkowa, to trzeba przyznać. Na szczęście ten orientuję się o co mi chodzi znacznie szybciej i na dodatek jest gotów już oddać mi swoją rękę byśmy mogli trenować. Uśmiecham się wesoło i odwracam się w jego kierunku. Biorę pewnie jego dłoń i kładę sobie na kolanie. - Duritio - mówię wyraźnie machając dłonią po czym bardzo delikatnie naciskam na niby znieczulone miejsce. - Czujesz coś? - pytam zerkając na Antoszkę, sprawdzając czy działa pierwsze moje zaklęcie. - Ja nie czuję urazy - dodaję jeszcze na prędce, chociaż mówię to z czystej grzeczności i nie wiem czy to jest prawda.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antosha Avgust
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Przecież ustalili, że to nie była niczyja wina, a tak przynajmniej Antoszek wywnioskował z tych wszystkich uprzejmych zdań wymienionych podczas rozstania się dwójki dorosłych, cywilizowanych osób. I bardzo mu to ustalenie odpowiadało, bo doskonale wiedział, że gdyby zaczęli to roztrząsać i rozkładać na czynniki pierwsze, to odpowiedzialnym za wielkie fiasko jakim okazała się być ich znajomość byłby on. Dlatego postanowił taktownie przemilczeć... no, wszystko właściwie. Oprócz kwestii tej nieszczęsnej wycieczki, która lada moment przerodziłaby się w niezręczne nieporozumienie, na przykład gdyby Hux nie zaczął drążyć o co dokładnie chodzi tylko od razu zrugałby go za dwuznaczne propozycje. Albo jeszcze lepiej, uznałby że to wspaniały pomysł i zjawił się na zbiórce z szampanem i truskawkami w czekoladzie, a potem rozczarował widokiem zgrai nieokrzesanych nastolatków. - Że my razem sami na sami? Nie, nie - zaprzeczył wyjątkowo, jak na siebie, żywo, przejęty samą myślą że Huxley w ogóle pomyślał, że Antek byłby zdolny do tak zuchwałej i nietaktownej sugestii - Przecież tak ja bym nie proponował... - był bardzo bliski speszenia się; nie była to zbyt komfortowa dla niego dyskusja, bo teraz nie dość, że irytował go fakt przymusowego wyjazdu, to jeszcze przypomniał sobie jak planował kiedyś, że na całe wakacje zabierze Huxa na wojaże po swoim rodzinnym kraju i pokaże mu wszystkie najpiękniejsze miejsca, o których niekoniecznie są wzmianki w turystycznych przewodnikach. Jak widać - nie wyszło. Nie zdążył, bo prędzej spartaczył sprawę. Kiedy Hux stracił skupienie i kontrolę nad czarem, Antek zerknął z zainteresowaniem na szalejący kołnierzyk, cały czas pod takim samym wrażeniem widoku magii bez użycia różdżki, a potem tylko mruknął coś że nie szkodzi i nawet nie zaprzątnął sobie głowy, by poprawić jego poprawienie nienagannej stylówki, choć po kimś innym na pewno by to zrobił. Cierpliwie poczekał, aż rozmówca skończy się z niego podśmiewać, bo doskonale wiedział że połączenie jego osoby i jakiejkolwiek rozrywki to niezły dowcip. Tragikomedia po prostu. Całe szczęście, że nie będzie musiał w niej grać sam. - Dziękuję. Ja wiedziałem, że na ciebie liczyć można - tak się ucieszył na wieść, że nie zostanie porzucony na pastwę losu i wycieczki, że aż w jego monotonnym głosie wybrzmiała wyraźne wdzięczność - Ja jeszcze nie wiem gdzie, no... tak Limier napisał w wytyczni: żeby zapewnił walor edukacyjni, nauki przez zabawi i... eee... coś o duchu sportowi. Jak duch, to może na cmentarz - mruknął, błyszcząc genialnym pomysłem i miał cichą nadzieję, że Huxley będzie miał jakiś lepszy. W końcu bezsprzecznie to on był w ich duecie bardziej kreatywną połową pod każdym względem. Na razie wymyślił jednak tylko przebijanie antkowej dłoni gwoździem, a ten oddał się w jego ręce bez chwili wahania, ślepo wierząc w umiejętności uzdrowiciela. Jak się okazało, trochę go przecenił, bo znieczulenie nie zadziałało. - Ja czuji - odparł na pytanie zgodnie z prawdą, bardziej niż formułowaniem bardziej precyzyjnej wypowiedzi zajęty próbą rozszyfrowania, na ile szczerze brzmią zapewnienia Huxa.
Huxley Williams
Wiek : 44
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Domyślałem, że skoro źle zrozumiałem Avgusta i to co mówił, może być lekko zaszokowany tym jak odebrałem jego słowa. Jednak nie spodziewałem się aż tak gwałtownej reakcji. Może wyglądała całkiem normalnie, ale jak na Rosjanina - niemalże płuca wypluł tak gwałtownie zaprzeczał jakiejkolwiek możliwości, że zaproponowałby mi jakieś wyjście we dwójkę. I o ile wcześniej podchodziłem bardzo uprzejmie i neutralnie do spędzania czasu w towarzystwie Antoszy, to muszę przyznać - tym razem trochę mnie to ubodło. Chyba nawet troll górski zauważyłby, że tym razem jestem po prostu lekko oburzony tymi krzykami, że nigdy nigdzie by mnie nie zaprosił - Aha. Dobrze, zapamiętam. Nie musisz już tak się zapierać - mówię nadal poirytowany i krzywię się, bo już nawet nie mam sił tutaj udawać, że to odrobinę nie ubodło! Nawet kiedy poprawiam mu ten durny kołnierzyk, robię to z kwaśną miną. Jakoś przed wyjazdem do Rosji nie miał nic przeciwko naszym możliwym wyjazdom, ale teraz postanowił stanowczo postawić granicę. Co do pewnego stopnia rozumiałem, jednak nie sprawiło to, że nie poczułem się dotknięty. - To prawda. Na mnie można - odpowiadam nadal nie mogąc powstrzymać wypływającej ze mnie goryczy. Stwierdzam jednak, że nie ma co nad tym dłużej dywagować, skoro teraz mogę wbić gwóźdź w rękę byłego. Nie wszyscy mają taki przywilej od razu po tym jak ten cię zdenerwuje. - Poszukaj miejsca gdzie może mogliby coś naprawić czy posprzątać, wtedy będą myśleć że to miła wycieczka, a tak naprawdę to ciężka praca - proponuję uprzejmie, by mimo wszystko Antek się nie zamęczył na wycieczce, nawet jeśli trochę mu tego życzyłem obecnie. - Niedobrze - mamrocze i po raz kolejny rzucam Duritio, tym razem starając się skupić odrobinę bardziej na obszarze działania czaru. - A teraz? - pytam naciskam mocniej na dłoń mężczyzny.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antosha Avgust
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Tyle serca włożył w to zapewnianie, że nie proponował żadnego prywatnego wypadu, bo nie chciał Huxleya urazić i szczerze myślał, że ten odetchnie z ulgą, gdy usłyszy gorliwe zaprzeczenie. Tymczasem on postanowił się zdenerwować i nawet ktoś tak kiepsko wyczulony na cudze emocje jak Antoszek nie był w stanie tego nie dostrzec. Naprawdę, nikt jeszcze nigdy nie poprawiał mu kołnierza z taką kwaśną miną. Nawet jego była żona, której ulubionym zajęciem oprócz wydawania pieniędzy było obrażanie się o byle co. I właśnie uświadomienie sobie tego pozwoliło mu dojść do konkluzji, że nie należy tego oburzenia zignorować, chociaż ani trochę nie czuł się na siłach by teraz wplątywać się w kolejną dyskusję na temat tego, o co mu chodziło, a o co nie. Nie miał jednak wyjścia, jeśli nie chciał żeby po tej rozmowie pozostał im tylko niesmak. I wycieczka. Niesmak na wycieczce. - Ja nie proponowałbym, bo to nie wypadałoby żebi tak... no. - miał wrażenie, że po tym czasie spędzonym w Rosji znowu brakowało mu jeszcze więcej słów niż wcześniej, a może po prostu się zestresował tą miną rozmówcy - Nie wydaje się tobie, że ja stracił prawo do zaproszeń ciebie wtedy jak wyjechał? - spytał w końcu, bo taka właśnie była prawda; nie, że nie chciałby, tylko uznał że nie mógł. Bo Hux by nie chciał przecież. Westchnął ciężko, słysząc zupełnie zasłużony przytyk i tym razem nawet go nie kusiło, żeby udawać, że nie zrozumiał ukrytego przekazu. A może całkiem jawnego, bo ciężko było chyba cokolwiek schować w tym rozgoryczonym tonie. - Huxley. Jak ty chcesz pretensje wygarnąć mi, to wygarnij - powiedział spokojnie, może nawet poprosił, uznając że najlepiej byłoby oznajmić wszystko wprost zamiast uciekać się do pokątnych komentarzy i domysłów. Byle szczerze; bo właśnie utwierdzał się w przekonaniu, że wcześniejsze zapewnienie Williamsa o urazie wcale takie nie było. Pokiwał głową na sugestię znalezienia miejsca do ciężkiej pracy dla uczniów, uznając to za doskonały pomysł i nawet już kilka opcji przyszło mu do głowy, ale nie dzielił się nimi teraz z rozmówcą, bo po pierwsze atmosfera chyba zbytnio zgęstniała na gadkę-szmatkę o wycieczkach, a po drugie był on skupiony na wydobywaniu z siebie magii. - Teraz niet. To zadziałało - przyznał, bo przy kolejnej próbie już nie odczuł żadnego nacisku.
Huxley Williams
Wiek : 44
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Wzdycham kiedy orientuję się, że moje oburzenie było na tyle widoczne, nawet Antek postanowił się zrehabilitować i próbował użyć innych, odpowiednich słów, by wytłumaczyć dlaczego nagle tak gwałtownie zaprzeczał. Jego słowa brzmiały logicznie, w końcu to Antosza, przestałem się też tak krzywić kiedy usłyszałem że tu chodzi tylko o to że raczej nie wypadałoby mnie znienacka zapraszać na wspólne wycieczki we dwójkę. Co oczywiście było prawdą, mogłoby być niesamowicie niezręcznie. - Mogłeś od tego zacząć - komentuję tylko fakt, że inne wyrażenie tej myśli niż gwałtowne zaprzeczanie możliwości wspólnego wyjścia, ułatwiłoby nam znacznie całą rozmowę. Mimo to nie udało mi się zachować pozorów i normalnie kontynuować naszą gadkę o wycieczce, bo znowu zaczynam jakieś słowa rozgoryczenia rzucać na prawo i lewo. Wzdycham kiedy słyszę od niego tym razem pytanie wprost czy przypadkiem nie chcę mu nic wygarnąć. Podnoszę spojrzenie na Rosjanina i patrzę się na niego z zastanowieniem. Czy chcę? Rozważam za i przeciw, z jednej strony mam ochotę nawrzucać mu. O nietraktowaniu poważnie innych, udawaniu że nic się nie stało, zostawieniu mnie od tak, oznajmieniu po prostu, bez głębszych przemyśleń czy konsultacji ze mną. - Nie, nie chcę. Co się stało to się nie odstanie, nie ma co wywlekać wszystkiego. Już nie będę robił min i robił przytyków. Stwierdzam w końcu po dłuższej chwili. Czy sam się ze sobą zgadzam? Nie wiem patrzę na dłoń Antka i biorę do ręki ten gwóźdź, ale uznaję że to durny pomysł. Przykładam po prostu palce do jego skóry, rzucając jakieś pierwsze lepsze gorące zaklęcie. Na jego dłoni jest teraz niewielką ranę. Zerkam przelotnie na twarz Antka czy aby na pewno nic nie czuje. Wywołuję ponownie magię, by Vulnusem Alere stopniowo usuwać wszystko, aż ponownie nie jest całkowicie uzdrowiona. - Następnym razem będę musiał ci złamać nogę - dodaję trochę pół-żartem, bo nie wiem jak mam ćwiczyć cięższe zaklęcia uzdrowicielskie. Tylko manekiny będą już chyba opcją.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Antosha Avgust
Wiek : 45
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
C. szczególne : mocny rosyjski akcent, niski głos; poważny, nieprzystępny i mało ekspresyjny
Mogłem w ogóle tu nie przychodzić, pomyślał tylko, bo nagle cały pomysł poproszenia Huxa o pomoc i w ogóle powrotu do Wielkiej Brytanii wydał mu się skrajnie głupi. Generalnie wydawało mu się, że to wszystko będzie wyglądało jakoś lepiej, że ponowne spotkanie z nim nie przysporzy mu tylu stresów i że nie zaczną pierwszej rozmowy od dziwnego spięcia. Kiwnął tylko głową, gestem potwierdzając że faktycznie, nie zabrzmiało to najlepiej i powinien był jakoś lepiej formułować swoje myśli. I to nie tylko teraz, a tak ogólnie, zawsze, bo doskonale wiedział, że nie wychodzi mu to najlepiej. Dlatego też dużo łatwiej było pewne rzeczy zwyczajnie zachować dla siebie albo zamknąć w jednym lakonicznym zdaniu. Czekał cierpliwie aż Hux przemyśli, czy miał mu coś jeszcze do powiedzenia, bo widocznie musiał się nad tym intensywnie zastanowić i wyglądał jakby się wahał, czy w ogóle warto się odzywać. Padło na nie i z jednej strony trochę mu ulżyło, a z drugiej rozczarowało, bo mimo tego że z pewnością nie byłoby to miłe i przyjemne, to chciałby się dowiedzieć co Huxley myśli tak naprawdę. No, ale może innym razem. A może wcale. - Jak uważasz - odparł tylko zupełnie neutralnie, nie nalegając ani nie ustosunkowując się w żaden sposób do jego słów. Przeniósł wzrok z twarzy Williamsa na swoją własną dłoń, która zostawała właśnie poparzona, czego kompletnie nie poczuł dzięki zaklęciu znieczulającemu i tylko pojawiająca się na skórze rana pokazywała, że to faktycznie się działo. Nic nie mówił, nie chcąc rozpraszać drugiego czarodzieja i odezwał się dopiero w odpowiedzi. - Lepij. Ja połamię uczni na lekcji, a ty poskładasz ich - stwierdził również nie całkiem poważnie i z rosnącą fascynacją obserwował jak pod wpływem kolejnych czarów ręka elegancko się goi. Pięknie. Szkoda że z ł a m a n e g o s e r c a nie można tak sprawnie wyleczyć.