Miejsce zacienione i całkiem przyjemne, bowiem wieczorami do przypiętej u sufitu lampy zlatują się świetliki i ich światło tworzy przyjemny półmrok. Uczniowie często zajadają tu lunch albo zwędzone z kuchni lody.
Naprawdę nie miał zamiaru dokładać jej kolejnej sprawy do przemyślenia; zrobił to przez przypadek. Nie był w jej skórze i nie wiedział jak czuła się przez ten ich eksperyment, który skończył się gorzej niż przypuszczali. Stres spowodowany całym tym wydarzeniem z pewnością uderzył w każdego z nich, ale wydawało się, że w Deara najmniej. Chociaż martwił się jak wyjdzie z tego Robin i czy dalej będzie wymyślać tak głupie sposoby na pomaganie wilowatemu, to i tak nie roztrząsał tego w myślach tak jak pozostawała dwójka. Oczywiście, ciężko było mu uwierzyć na drugi dzień, kiedy wstał cały obolały, że to wskutek stawienia czoła harpii, ale poza tym cieszył się, że tylko tak się to skończyło. Ale napić się i zapomnieć o złych przeżyciach, problemach zawsze było warto, choćby się później mieć kaca moralnego przez swoje pijacie zachowanie... Mimo iż z każdą minutą, spędzoną pod drewnianą konstrukcją na błoniach robiło się coraz chłodniej, dwójce Ślizgonów zdawało się to nie przeszkadzać. Dwie butelki wypitego przez nich wina wystarczyły, aby odsunęli od siebie całkowicie przykre wydarzenia dnia poprzedniego, a zastąpili je wyborną zabawą, śmiechami i oczywiście dogryzaniem (w niezbyt eleganckim stylu, jeśli chodziło o pijanego Huntera). Nie wiedział, że taka zwykła, niepozorna metoda jak uchlanie się z Robin, mogła sprawić, że obojgu poprawi się humor. Bo kto nie miał dobrego nastroju po alkoholu? Im z pewnością procenty uderzyły do głowy za mocno, bo jeden prawie leżał na stole, podparty o łokcie, a druga łapała językiem śnieżynki lecące z nieba. Pewnie jeszcze chwila, a wpadli by na genialny pomysł lepienia bałwana. Z pewnością pojawiłoby się takie zamierzenie, gdyby ich rozmowa nie zeszła na inne tory. Szczerze nie spodziewał się, że Robin podświadomie aż tak brakuje w tej chwili najnormalniejszej ludzkiej bliskości, ciepła - zwykłego przytulenia. Cieszyło go to, że chociaż tak mógł jej w tej chwili pomóc. A przecież nie było to nic wymagającego. Ba! Jemu samemu sprawiło to ogromną przyjemność. Jednak zamiast odczytać intencje dziewczyny, które buziakiem wyrażały jedynie wdzięczność, jego zaćmiony alkoholem umysł od razu przełożył to tak jak jemu pasowało. Nim się obejrzał, przywarł ustami do jej warg, jakby to było to, czego w tej chwili najbardziej potrzebował. W tej chwili nie liczył się chłodny wiatr, który dmuchał raz po raz w stronę pergoli, nie miała znaczenia pusta butelka, która niebezpiecznie kołysała się na blacie stolika, obok którego siedzieli, ani nawet to, że każdy prefekt czy nauczyciel, który zastałby ich w tej chwili z pewnością wlepiłby im tygodniowy szlaban. To co w tym momencie było najważniejsze to to cudowne uczucie trzymania jej w swoich objęciach. To, że oddawała mu pocałunki, z każdą chwilą coraz śmielsze i bardziej gorące. Ich języki splotły się we wspólnym tańcu, a ciała przylgnęły do siebie jeszcze bardziej, kiedy dziewczyna usiadła mu na kolanach. Przyciągnął ją bliżej - choć nie było to już konieczne - jednocześnie dłonią, która nadal była na jej szyi sunąc wyżej i zatapiając palce w jej luźno rozpuszczonych włosach. Druga ręka zacisnęła się na biodrze Robin, jakby powstrzymując ją przed ewentualną ucieczką. To prawda, tym razem to on to zainicjował i w żaden sposób tego nie żałował. Bynajmniej nie dlatego, że był w tej chwili w stanie względnej trzeźwości. Przeważnie robił to na co miał ochotę, a jego stan w tej chwili tylko przyspieszył te czynności. Z każdą chwilą zdawało się, że coraz to silniejsze fale gorąca atakując jego głowę i z jednej strony nie chciał wierzyć w to, że to Robin tak na niego działa, wmawiając sobie, że to wina sporej ilości wypitego wina. A więc dlaczego nie mógł w tej chwili oderwać się od niej, nawet jeśli brakowało mu powoli tchu, rozumu?
|zt x2|
Irvette de Guise
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
W końcu nadszedł dzień przed wyścigiem. Ruda i Biszkopt ostatnie doby starali się zacieśniać więzi i trenować, by jak najlepiej wypaść w tym ważnym dniu. Irvette miała wrażenie, że zwierzakowi udało się nawet zgubić kilogram czy dwa, bo choć starała się ograniczyć wpychane mu do pyszczka przysmaki, to jednak były one najlepszą zachętą dla tego urwisa do jakiegokolwiek działania. Dziś postanowiła zabrać króliczka na błonia, by tam po raz ostatni przed Wielkim Dniem odbyć jakiś wspólny trening. Zawitali aż na pergolę, gdzie Ruda położyła zwierzaka na blacie stołu i przy pomocy magii zaczęła ustawiać kamyki tak, by stworzyły swojego rodzaju tor przeszkud. -No dobrze piękny, dziś musisz pokazać mi, czego nauczyłeś się przez ten czas i udowodnić, że dasz sobie jutro radę! - Powiedziała do zwierzaka radośnie, wskazując na stworzony przez siebie plac manewrowy. Przez ten czas, który spędzili razem jackalope widocznie zmieniło podejście do dziewczyny. Częściej słuchał się jej komend i jakoś chętnie brał udział we wspólnych aktywnościach, co napełniało serce ślizgonki nadzieją, że aż tak nie skompromitują się podczas wyścigu. -Dobrze, najpierw kilka skoków w górę i w dół ławki. Dasz radę! - Poinstruowała króliczka, jednocześnie pokazując mu ćwiczenie, o które jej chodziło. Biszkopt na krótkich, lecz skocznych łapkach zaczął pokonywać wysokość między ziemią i siedzeniem. Powtórzył kilka takich serii, aż w końcu usiadł i przechylił łebek patrząc na swoją opiekunkę. -No już, już. - Zaśmiała się wyciągając kawałek pora, którym poczęstowała zwierzę, po czym w ramach przerwy zrobiła mu lekki masaż. Zauważyła, że pupil naprawdę to lubił, więc nie szczędziła mu tych małych przyjemności. Gdy Biszkopt był już gotów na dalszy trening, posadziła go na ziemi i wskazała utworzony przez siebie tor przeszkód. -To nic wielkiego. Najpierw mały slalom, a potem kilka skoków przez przeszkody. Mama w Ciebie wierzy! Za każdy udany etap dostaniesz na deser dodatkowy przysmak! - Musiała go jakoś przekupić, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że przekarmienie jackalope przed wyścigiem może być fatalnym pomysłem. Biszkopt jednak nie myślał o tym widocznie, bo zabrał się ochoczo do pracy. Ruda widziała, że kicał zdecydowanie bardziej prosto niż wcześniej, choć wciąż miał tendencję do lekkiego skręcania na prawo, gdy się zbyt mocno rozpędził. Slalom przeszedł praktycznie bezbłędnie, lecz przy pierwszej przeszkodzie zbyt nisko skoczył, zahaczył jedną z łapek i upadł na pyszczek. Zmarniały spojrzał na Irvette,, która podeszła szybko do zwierzaka i postawiła go na nogi. -No już maluchu, nic Ci nie będzie. - Ucałowała jego pyszczek, a Biszkopt poruszył lekko wąsikami. -Jesteś gotów na dalszy trening? - Zapytała, a gdy ten jakoś specjalnie nie wyglądał, jakby chciał się zakopać w ziemi i zdechnąć, postawiła go ponownie przed przeszkodami. Tym razem udało mu się pokonać je bez większych problemów i zadowolony z siebie jackalope dotarł do mety toru przeszkód. Irvette od razu radośnie go pochwaliła. Była naprawdę dumna z postępu, jaki udało jej się z nim wypracować. Miała tylko nadzieję, że Biszkopt nie postanowi nagle jutro zapomnieć tych wszystkich wspólnych treningów i jakoś poradzi sobie podczas Wielkiego wyścigu.
Nie miał ochoty tego dnia w ogóle ruszać się z łóżka. Przerwę świąteczną spędzał w zamku, bo rodzice znów podróżowali w interesach, a więc nie było sensu by rodzeństwo Dear wracało do pustego domu. Hunter nie miał planów na ten dzień, aż do momentu, kiedy to nie otrzymał wiadomości na wizzie od Eskila, z propozycją spotkania. Najpierw oczywiście ponarzekał mu, że nie ma zamiaru wychodzić z pościeli przed jedenastą, kiedy nie ma zajęć ani innych obowiązków, a dopiero, kiedy ten przesunął tę ważną sprawę na trzynastą, starszy Ślizgon zgodził się pojawić w wyznaczonym miejscu. Dopiero kiedy opuścił błonia i ruszył przez zaśnieżoną łąkę w stronę nieco schowanej pergoli, odpalił papierosa (oczywiście feniksowego) i rozejrzał się wokoło, mając nadzieję, że żaden prefekt nie ma akurat patrolu po tym obszarze. Wszedł do altanki, nadal z fajką w ustach, opierając się o jeden z drewnianych filarów i czekając na Clearwatera. Co też ten nicpoń mógł od niego chcieć tak nagle? Znowu potrzebne było mu jakieś ziele? Albo tańsze eliksiry? - No nareszcie. Już myślałem, że sobie ze mną pogrywasz. Uwierz, miałbyś przerąbane, stary - rzucił do niego, kiedy tylko sylwetka młodego półwila pojawiła się na horyzoncie. - Chcesz? - podsunął mu paczkę z papierosami i uniósł różdżkę, aby w razie czego służyć mu ogniem. W końcu był dobrym kumplem. Przynajmniej teraz.
Powinien wychodzić z siebie i stawać obok, stresować się, jąkać, pocić jak stara lokomotywa, ale nie. Był dziwnie spokojny, jakby pogodzony z tym, co się zapewne wydarzy na spotkaniu z Hunterem. Stresował się, to fakt bo jednak lubił chłopaka na tyle, że wolałby go zachować w gronie swoich przyjaciół. Przecież byli najlepszymi kumplami na świecie, zwłaszcza po dobrym alkoholu i przy dobrej muzyce. Pracowali na ten poziom przyjaźni dłuższy czas i dzisiaj najprawdopodobniej zostanie to wystawione na solidną próbę, a nawet i zniszczenie. Męczył go od rana o spotkanie, ale leń wolał ciepłe łóżeczko od bardzo mroźnego grudniowego powietrza. Nie mógł mu powiedzieć, że celowo wywabił go tak daleko od ciepełka i ludzi bo jednak spotkanie może przejść niezbyt spokojnie i wolał, aby odbyło się to bez świadków. Na widok Huntera serce podjechało mu do gardła. - No siema, śpiąca królewno. - zagaił, jakby za moment nic nie miało się zmienić. Sęk w tym, że Hunter go całkiem nieźle znał i dało się po nim rozpoznać, że szykuje się coś większego. - Na razie nie chcę. - chyba nigdy nie odmówił mu papierosa, ale teraz ten cudny zapach zwijał mu żołądek w ciasny supeł. Wychylił się do tyłu, aby sprawdzić czy nikt za nim nie szedł, a i też czy horyzont jest pusty. Ręce trzymał w kieszeni, zimne niczym dwa sople lodu. - Zerwałem z Dori. - zamiast od razu, prosto z mostu, powiedzieć w czym rzecz to najpierw zdradził to, co dzieje się od niedawna i co jeszcze go nie opuściło. Dzielnie przez ten czas trzymał się z daleka od Robin, bowiem obiecał sobie, że pogada najpierw z Hunterem. - No i muszę o tym z tobą poważnie pogadać, bo... sytuacja jest pokomplikowana. Chaos, i te sprawy, wiesz, jak to my. - tak, wywlekł go z łóżka aż tutaj po to, aby powiedzieć mu, że zerwał z własną dziewczyną. Oczywiście, że kryło się za tym coś więcej. Zacisnął mocniej palce w kieszeniach kurtki. Cholera, to nie będzie tak łatwe jak brzmiało w myślach.
Czy cokolwiek podejrzewał? W pierwszej chwili, nic w zachowaniu blondyna nie było dla niego dziwne. Normalne, standardowe przywitanie z żartobliwym przytykiem, na który Dear wywrócił lekko oczami, normalny wyraz twarzy... Ale jednak było coś co po chwili spowodowało, że Hunt delikatnie zmarszczył brwi, tuż przed tym jak zaproponował mu papierosa. Po prostu czuł, że coś wisiało w powietrzu - nie wiedział czego spodziewać się po tak nagle zwołanej rozmowie. - Oho, fajki nie chcesz. Wygląda na to, że przechodzisz jakąś drastyczną przemianę moralną. To zasługa Dori? Tak Cię pilnuje? - jak przystało na nadwornego kretyna, oczywiście musiał z głupkowatym uśmiechem zacząć mu dogadywać i dogryzać, ale dopiero pare sekund później miał zrozumieć dlaczego jest największym debilem jakiego widział świat. I jakby tego było mało, usłyszawszy o zerwaniu Eskila z Puchonką, po prostu parsknął śmiechem i stwierdził, patrząc mu prosto w oczy: - Dobra, dobra. Nie rób sobie jaj, bo mnie nie wkręcisz Jednak kiedy po chwili zauważył, że kumpel wcale nie żartuje, mina mu zrzedła. Zgasił papierosa i wyrzucił niedopałek do śniegu, po czym dotarły do niego kolejne słowa półwila. - Nic kurwa nie rozumiem. Ale co się skomplikowało? Co ja mam wspólnego z Twoim związkiem? - wypalił, odwracając się znowu ku niemu i podchodząc bliżej. Uważnie wyczekiwał odpowiedzi, bo naprawdę nie miał pojęcia dlaczego Eskil chciał właśnie z nim przeprowadzić poważną rozmowę. - Stary, słuchaj, myślałem, że my mamy wszystko wyjaśnione. Po tej naszej akcji z Robin... Nie chce znowu jej tego robić, więc po prostu... nie kombinuj, dobra?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Tak to wyglądają rozmowy z Hunterem. Muszą przejść przez zaczepne powitania, żartobliwe dokuczanie, a następnie zażenowanie przy błędnej ocenie tego, co się akurat dzieje. Zacisnął zęby na tyle mocno, aby linia jego żuchwy solidnie się wyostrzyła. Wspominanie o rozmowie z Dori wiązało się z fizycznym dyskomfortem, a i narastającym w skroniach ciśnieniem przepływu krwi. Wmusił w siebie ostrożny wdech, jakby bojąc się, że jeśli popełni błąd słowny to wszystko się rozpieprzy. Nie dać się zirytować, to najważniejsze! To nie jest miejsce na jego gniew. - Nie wpadłeś na to, że mógłbym chcieć po prostu pogadać z kumplem na trudny temat? Od razu, że ma to związek z tobą? - zapytał, siląc się na bardzo spokojny ton ale wychodziło to nader sztucznie. Kolejny wdech, zmuszał organizm do nabierania tchu i ułatwiania kontrolowania chaotycznych myśli. Kiedy podszedł to wyprostował kark, jakby podświadomie obawiał się ciosu. - Nie, nie chodzi o to, co było przez chwilę między nami. - jakby próbując załagodzić napięcie lekko poklepał go palcami po mostku. Może lepiej powinien zrobić trzy kroki w tył...? - Grzecznie wszystko mi minęło, nie rzucę się na ciebie wygłodniały. - wywrócił oczami, ale czuł pod skórą, że tylko gra na zwłokę. Odwleka nieuniknione. Rozmasował palcami swoje powieki i zbierał się w sobie na odwagę i większą bezpośredniość. - Obiecałem sobie, że zanim cokolwiek innego zrobię to najpierw pogadam z tobą. - mówiąc to zrobił kilka kroków na bok, spacerując sobie po bardzo krótkim odcinku, jakby próbując rozchodzić narastające nerwy. Skrzywdził Dori. Skrzywdzi Huntera. Być może Robin. Zostanie znienawidzony. Drake, Liv. Kto jeszcze? Hawk. Czując, że się nakręca ze strachu zamrugał gwałtownie i sprowadził myśli na ziemię. Panika tu nie pomoże. Wszystkie zdania i scenariusze, które układał w głowie brzmiały teraz bez sensu. - Słuchaj mnie uważnie, Hunter. To nie jest byle co. - zacisnął zęby na kąciku swoich ust. - Dopiero przed świętami zrozumiałem, że nie mogę być z Dori skoro najsilniejsze szczęście dać mi potrafi tylko... - serce przestało na moment bić kiedy popatrzył prosto w zielono-niebieskawe oczy Huntera. Wstrzymywał oddech i nie słyszał tonu z jakim wypowiedział imię Robin. To ciepło w tych pięciu literkach mogłoby ogrzać całe błonia.
Ich rozmowy i ogólnie ich relacja od samego początku była mocno pokręcona, przez co wcale go nie dziwiło, że podczas ich spotkania cały wachlarz odczuć można było między nimi zaobserwować. U tej dwójki bardzo łatwo na co dzień można było dostrzec skrajne emocje, choć przeważnie nie przykładali do tego jakiejś większej uwagi. Raz żart, raz kpina, a moment znowu kumpelstwo. Tak to wyglądało. A więc, naprawdę wszystko się mogło zdarzyć, jednak nikt na pewno nie przewidziałby, że Dear popełni taką gafę i palnie przy przyjacielowi o jego dziewczynie, która już nią nie jest. Ale to miał być początek zdecydowanie czegoś gorszego... - No przykro mi, ale jak mówisz "chaos" to ja się jak najbardziej z nim utożsamiam - mruknął jeszcze przez chwilę zdolny do ironicznego uśmieszku kątek ust, za to kiedy Eskil poklepał go po torsie i stwierdził, że nie chodzi o to co ich kiedyś łączyło, kompletnie zgłupiał. To w takim razie o chuj chodzi? Zdecydowanie nie należał do ludzi cierpliwych i naprawdę dolałby usłyszeć od razu to co Ślizgonowi leżało na wątrobie. - Kurwa, Eskil, no mów wreszcie. Zrobisz co takiego? Jak odpowiesz chaos to Cie strzele - rzucił do niego, patrząc na jego plecy, kiedy tak się przechodził przy pergoli. Sam za to stał jakby przymarzł do lodowej ścieżki, którą miał pod swoimi stopami, główkując co do cholery jest takiego... Aż w końcu półwil odwrócił się i patrząc mu prosto w twarz, powiedział to. Wyznał, że Robin jest dla niego dużo ważniejszą osobą niż sądził. Że daje mu szczęście. Że nie miał tego z Doireann. Że to dlatego zerwał z Puchonką. Przez Robin i to co do niej czuje. Słychać było w jego głosie, że zdecydowanie darzy ją uczuciem i właśnie przez to intensywne ciepło, które biło od Eskila, kiedy o tym mówił, Hunter w pierwszym momencie zastygł przez dłuższą chwilę w miejscu, wstrzymując powietrze i wpatrując się w przyjaciela jakby nieobecnym wzrokiem. Dokładnie tak, jakby analizował słowo po słowie kilka razy, by upewnić się, że dobrze słyszał. A potem ruszył ku niemu, by po chwili chwycić w pięści jego kurtkę i lekko unieść ją do góry. - Powiedz to jeszcze raz, bo nie wiem czy dobrze zrozumiałem - wymruczał powoli i wyraźnie, uważnie wbijając wzrok w jego oczy. Dawał mu szansę na to, żeby to odwołał. Serio. Wystarczy jedno jego słowo i zapomną o tej rozmowie. Dalej będą przyjaciółmi i nie będzie żywił do niego żalu. - Clearwater, nie chcesz tego. Nie chcesz tego wszystkiego spieprzyć. Powiedz, że... to tylko chwila słabości. Już raz tak było, pamiętasz? - miał nadzieję i było ją słychać wyraźnie w jego głosie. Nie chciał tracić ani dziewczyny, którą kochał, ani przyjaciela, który mimo wszystko był mu bardzo bliski. Jednak, jeżeli to prawda... Jeśli Eskil jest zakochany w Robin... Nie wiedział, co to będzie dla nich wszystkich znaczyć.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie mógł powiedzieć ot tak, wprost bo te słowa niosłyby za sobą dużo niedopowiedzenia. Wolał uniknąć tego momentu kiedy Hunter pomyśli, że uwiódł mu celowo dziewczynę. Niczego takiego nie zrobił, nie ośmieliłby się aż tak nieść chaos w ich związek, ale... ale nie chciał być w tych uczuciach sam. Odnosił wrażenie, że właśnie wsiedli na największą i najszybszą karuzelę. Zaczynają się coraz bardziej kręcić i ich jedynym oparciem są własne dłonie, mocno przyczepione do barierki. Muszą się trzymać, bo inaczej spadną. Niech go szlag, naprawdę udało mu się szczerze polubić Huntera. Mógł nazwać go przyjacielem (ale nigdy mu tego nie powie bo jeszcze obrośnie w piórka etc, etc), świetnie czuł się w jego towarzystwie nawet pomimo tego, że rozkochał w sobie Robin zanim Eskil otrząsnął się do końca z tego epizodu, z romansu w jaki równocześnie wpadli. Naprawdę go lubił, ale teraz musiał to spieprzyć bowiem najzwyczajniej w świecie nie chciał tkwić w tych uczuciach sam. Stał nieruchomo i patrzył na Huntera. Ta mina kiedy zaczynało do niego docierać to, co właśnie zostało powiedziane... Czuł się z jednej strony źle - musiał zerwać z dziewczyną, tylko i wyłącznie dlatego, że nie ma czystych uczuć względem Robin. Próbował być uczciwy, bo co innego mógł zrobić w takiej sytuacji? Gdyby podejrzewał, że to nie minęło... to nie wiadomo jakby potoczyły się ich ścieżki. Nawet nie protestował kiedy Hunter do niego dopadł, chwycił za kurtkę i dawał szansę na odwołanie tego, co z takim trudem wyznał. Ta nadzieja w jego głosie bolała straszliwie, a to dopiero początek. - To rozwaliło mi związek, Hunter. - trzymał ręce na wysokości jego przedramion, tuż przy łokciu. Może niekoniecznie ktokolwiek miał się zainteresować uczuciami Eskila, ale zerwanie też i jego bolało. Łamiąc serce Dori, łamał je też po części sobie. - Słabość to ja miałem do ciebie, idioto. Ona... ona to co innego. - głos mu drżał, ale zaciskał mocno zęby. - Kiedy się przy mnie zanosi ze śmiechu to chcę, żeby to trwało wiecznie. Kiedy na mnie wrzeszczy to nie mogę oderwać od niej oczu. To nie jest, kurwa, moje widzimisię. - odepchnął jego ręce od swojej kurtki. Głos mu się łamał. Nie był wściekły, był bezradny. Znów zaczął krążyć po tym małym odcinku, osłonięty drewnianą i ośnieżoną pergolą. Mróz siekał po policzkach, ale nie odczuwał tego tak dotkliwie jak spojrzenie Huntera. - Rok zajęło mi zrozumienie tego. ROK, Hunter. Pierdolone dwanaście miesięcy i jedno dotkliwie złamane serce Dori. Myślisz, że jestem z tego dumny? - nie, nie będzie mieć zaszklonych oczu, nie będzie pokazywać po sobie słabości. Zaciskał palce w pięść i mówił co leżało na sercu, a było tego sporo. Nic przyjemnego.
Domyślał się, że to nie było takie proste, aby móc zawrzeć to w jednym zdaniu i tak szybko i sprawnie załatwić. Pewnie, gdyby choć przez chwilę postawił się na miejscu Eskila, byłby wręcz pewien, że sam podobnie próbowałby wyjaśnić całą tą sytuację jak najbardziej realni, aby wzbudzić w tej drugiej stronie choćby namiastkę zrozumienia. Ale w tamtym momencie Hunter zwyczajnie nie potrafił myśleć o tym jak czuje się aktualnie Eskil. Spadły na niego takie informacje, które miały zmienić bardzo wiele. Nie byłby sobą, gdyby nie zareagował gwałtownie. Zacisnął palce jeszcze mocniej na materiale kurtki Eskila, kiedy ten znowu się odezwał. Tak, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego uczucia, do których doszedł niedawno zniszczyły mu związek z Dori. Ale co to niby miało być za wytłumaczenie? - To ma być Twoje usprawiedliwienie? Zwodziłeś tę biedną dziewczynę, a teraz próbujesz jeszcze rozpieprzyć i nasz związek? - to się nie dzieje naprawde, to jebany sen... Nie wierzył w to co słyszał, nie wierzył też, że takie słowa wydobywały się z jego ust. Nie kontrolował się, bo zwyczajnie przerosły go emocje związane z tą sytuacją. Robin była kimś więcej - szkoda, że nie tylko dla niego. I czego on się spodziewał? Przecież ją kochał i wiedział, że jest warta każdej ceny. Nawet poświęcenia przyjaciela. Kurwa. Kurwa. Kurwa. Słysząc kolejne słowa Eskila nie był w stanie poruszyć się nawet na milimetr, po tym jak ten od niego odszedł. Bardzo dobrze znał to wszystko, co półwil opisywał. Hunter też widział tylko ją i z nią wszystko było lepsze. Jednak dopiero kiedy zdusił w sobie złość, jaka wzbierała w nim, kiedy zaciskał pięści, opadające wzdłuż tułowia, mógł wsłuchać się w to co jeszcze młodszy Ślizgon miał mu do powiedzenia. Wtedy zrozumiał jak trudna jest to sytuacja dla półwila, któremu świat tak samo zwalił się na głowe, jak jemu. Ale nie zmieniało to faktu, że dalej mają kurewsko wielki problem. I najgorsze było to, że nie obejdzie się, aby ktoś nie ucierpiał. - Ja pierdole, dobra. Czego Ty w takim razie ode mnie oczekujesz? - odezwał się w końcu, zrezygnowany siadając na mokrej ławce, po czym przeklął siarczyście jeszcze raz, czując, że ma mokry tyłek. By to jebany hipogryf kopnął! - Mam Ci współczuć i zaproponować jakiś kurwa pojedynek o serce Robin? Bo na pewno Ci jej nie oddam. A właściwie to jeszcze chyba ona ma coś do powiedzenia, prawda? Ona wie? - nakręcał się jeszcze bardziej, próbując w między czasie osuszyć sobie spodnie, co wychodziło mu z marnym skutkiem, bo nie dość, że był słabym zaklęciarzem, to jeszcze działanie w emocjach nie pomagało. Wszystko przemierzyło się przeciwko niemu tego dnia.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Naprawdę starał się być wyrozumiały względem tego spotkania. Hunter jest wściekły, miał do tego prawo, nawet i do zranienia, ale nie aż tak dotkliwego. Dotknął bardzo czułej struny, tej którą starał się chronić w tej rozmowie. Z tego powodu próbował najpierw łagodnie wyjaśnić jak to wygląda z jego strony, zapewnić, że to nie perfidne działania, a po prostu... no jak ma wyjaśnić swoje uczucia? Tak się da? Hunter zranił go na tyle mocno, że zareagował odruchowo. Momentalnie wrócił do niego w dwóch susach, złapał go za fraki z całej siły, a czarne ślepia i połowicznie skrzywiona deformacją twarz spozierała z gniewem w jego zielone oczy. - NIE ZWODZIŁEM JEJ. - warknął z bólem, bo jednak ten zryw nie był trwały, a raptem paro sekundowy. W kilka mrugnięć powieką twarz wróciła do normalnej faktury, a oczy do błękitu pełnego bólu. Puścił go, ale stał blisko, wściekły. Próbował trzymać się w ryzach, co nie było proste. - Chciałem, żeby nam wyszło, ale... ale R-robin... nie potrafię przestać o niej myśleć. - niemal jęknął i odwrócił się, bo jednak to energiczne spacerowanie pomagało ostudzić emocje. Cholera, ta rozmowa bolała bardziej niż przypuszczał. Grunt palił się im pod stopami, a o ironio, marzli okropnie w grudniowym chłodzie. Łapczywie wentylował swoje płuca. Zatrzymał się znów nieopodal niego, patrząc jak pośpiesznie próbuje wysuszyć sobie spodnie. W innej sytuacji podrzuciłby tyle zaczepek, komentarzy na ten temat... - Nie wiem czego od ciebie chcę. - rozmasował palcami swoje skronie, wierząc, że to poskromi trochę pulsowania w żyłach. Po chwili ostrożnie do niego podszedł, ale zatrzymał się jakieś pół metra przed nim. - Wiem, że mi nie uwierzysz teraz, ale gdyby było inne rozwiązanie sytuacji to nie wahałbym się. Nie chcę stawiać ani ciebie ani Robin w takiej sytuacji ale cholera... ja też chcę być szczęśliwy. Nie chcę udawać, że jest dla mnie tylko przyjaciółką. - każde słowo wypowiadał ostrożnie, silił się na spokój jednak cały czas ten głos drżał w którejś ze zgubionych po drodze nut. - Nie zrobię niczego czego ona nie będzie chciała. Nie mówiłem jej nic bo zależy mi też na tobie i najpierw chciałem z tobą o tym pogadać niż mówić jej za twoimi plecami. - przeczesał palcami włosy, przypominając sobie, że zapomniał wziąć z dormitorium czapki. To tłumaczy czemu uszy ma czerwone z zimna. Przekichana sprawa. Nie znał innego rozwiązania niż obarczenie Robin przymusem zranienia któregoś z nich, a dużo podpowiadało temu, że to Eskil miał ponownie znaleźć się w tej roli odrzuconego. - Nawet jeśli ma mi drugi raz złamać serce... - wydusił z siebie te słowa na wydechu i odwrócił się od Huntera, by ukryć swój wzrok. @Hunter O. L. Dear
Trudno, żeby nie był wściekły, kiedy przed momentem dowiedział się, że ktoś inny jeszcze coś czuje do jego dziewczyny. Jego wybuchowy charakter w tamtej chwili nie pomagał, przez co tylko nakręcił się jeszcze bardziej i powiedział kilka słów za dużo. Zawsze tak było. Kiedy się wkurzał, to nie panował nad soba i istniało ryzyko, że tak jak teraz powie coś czego będzie żałował. Oczy Eskila, które zobaczył przed sobą przypomniały mu z kim tak naprawdę ma do czynienia, kiedy przez dosłownie ułamek sekundy pojawił się w nim harpii zalążek. W dodatku ten ton, przywodzący na myśl prawdziwe wewnętrzne cierpienie. To wszystko sprawiło, że zrozumiał jak bardzo bezlitosnych słów użył przed momentem, a w dodatku jak bardzo zraniły one Eskila. Hunter jego, a on - prawdopodobnie nie bardzo świadomie - Huntera, w momencie, kiedy mówił o tym, że ciągle myśli o Robin. Każda wzmianka o tym jak przejawia się uczucie Clearwatera do dziewczyny, powodowała kolejne bolesne ukłucia w klatce piersiowej bruneta, a jego gardło zaciskało się coraz bardziej. Wierzył mu. Wierzył we wszystko co mówił i chyba to było najgorsze. Wiedział, że ze strony Eskila to jest autentyczne - inaczej ten nie przyszedł by do niego. Zaryzykował, odważył się. I teraz został tak przez niego potraktowany. To nie było fair. - Nie wiesz ile dałbym za to, żeby istniało jakieś dobre rozwiązanie...- jęknął, rezygnując ostatecznie ze swoich starań osuszenia spodni, pochylił się tułowiem i oparł łokcie na kolanach, siedząc głową w dół. - Ja po prostu... Muszę się z tym przespać. Wiem, że chciałeś być fair i doceniam, że mi powiedziałeś. Ale mam cholerny mętlik w głowie i... czuje, że zaraz mi głowe rozjebie. - dorzucił po chwili, wstając i patrząc na niego. Za dużo było tego wszystkiego i sytuacja była zbyt trudna by podejmować jakiekolwiek pochopne decyzje. Sprawa wymagała przeanalizowania i z pewnością, gdyby Hunter miał w tej chwili podjąć decyzję o tym, co dalej - wybrałby najgorzej. Działanie pod wpływem intensywnych emocji było najgorszą z możliwych opcji. A w dodatku Eskil ciągle gadał o tym co czuje, jak bardzo mu zależy na Robin... To powodowało, że serce Huntera sprawiało wrażenie krojonego na kawałki. - Pogadaj z nią. Powiedz jej... to co mnie. Niech ona zdecyduje - zarządził spokojnie, choć w środku nadal czuł jak drżą mu wnętrzności. Wszystko mówiło mu, żeby nie pozostawiać decyzji Robin, bo istnieje prawdopodobieństwo, że Eskil się myli i tym razem wybierze jego. I chociaż był pewien jej uczuć do siebie, nie wiedział co zmieniło się jej względem półwila. Naprawdę głowa mu pękała. - Mam dość. Mam kurwa serdecznie dość - jęknął, sięgając do kieszeni kurtki i odpalając kolejnego papierosa. Jebana mać!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Jakby tak policzyć ile osób będzie niezadowolonych, niepocieszonych i przede wszystkim zranionych tylko po to, aby Eskil mógł mieć nadzieję na jakieś pozytywne dla siebie rozwiązanie… to okazałoby się to zdecydowanie nieopłacalne. Tworzyć chaos wśród kilku osób po to, aby wykrzyczeć swoje uczucia? Cokolwiek się wydarzy to ktoś będzie na tym stratny. Wszytko przez Eskila i jego czelność czucia coś do Robin. Czy miał na to jakikolwiek wpływ? Czy ta jego uczciwość choć trochę załagodzi ten nieporządek w ich relacjach? Gdyby trzymał się z daleka od samego początku to może nie musiałby stawiać Robin w konieczności podjęcia decyzji, a Hunter nie patrzyłby na niego tak wściekle. Czuć się źle to w chwili obecnej niedopowiedzenie. Dużo bolesnych słów trafiło w ich serca, a on odnosił wrażenie, że wracają do punktu wyjścia sprzed niespełna roku. Najbardziej ze wszystkich największy żal było mu Doireann. Faktycznie wyglądało to tak, jakby ją zwodził, a przecież… chciał krzyczeć, że to nie było kłamstwo. Sęk w tym, że teraz jego słowa były niczym szept i mało kto i w nie wsłuchiwał. Podszedł znów do Huntera, zgarnął śnieg z ławki skostniałą z zimną ręką i usiadł obok niego. Przez chwilę milczał i te sekundy pomagały mu odzyskać rezon. Powiedziałby mu jaka to przekichana sprawa być tym, którzy niszczy cudzy spokój bo zapragnął identycznego. Tylko co to zmieni? Popatrzył na jego profil i widział tam zalążki przerażenia sytuacją. - Łatwiej byłoby gdybym cię nienawidził, a ty mnie. - przyznał ze smutkiem w głosie. Założył kaptur na głowę i rozcierał swoje lodowate dłonie. Czuł w kościach, że tym razem ich przyjaźń może mieć spory problem aby przetrwać. Jedynym pocieszeniem był fakt, że Hunter starał się choć minimalnie rozumieć problem. - Hunt… cokolwiek teraz się stanie to ona i tak będzie w jakiś sposób cierpieć. Nawet gdybym miał milczeć, czego nie chcę, to ona i tak coś wyniucha. Dowie się i będzie jej źle, że znów musi łamać serce. - dotknął plecami ośnieżonego oparcia ławki i starał się nie utonąć w goryczy. Nie chcę z ciebie wyrastać, Eskil. Obiecał, że nie będzie musiała. Potem widział w myślach łzy spływające po policzkach Dori. Zaciskał zęby kiedy za mocno zabolało. Musiał brać pod uwagę, że zostanie znów odrzucony, a wtedy nic nie będzie już takie samo. - Umówmy się, że cokolwiek się zadzieje to drugi z nas nie zostawi jej wtedy nawet na chwilę samej. - zamknął oczy kiedy ciężkość w żołądku stawała się trudna do zniesienia. - Ona będzie chciała naprawić to, co nie będzie zdatne do naprawienia. Nic nie będzie już takie samo. Będzie rozłam. - jęknął, bo to było przerażające. Może Nell miała rację i brak tych wszystkich uczuć byłby łatwiejszy niż narażanie się na nienawiść i ból. - Nie wiem co zrobić żeby temu zapobiec.- bo nawet udawanie nie zda testu. Nie ma już odwrotu.
Pewnie będąc na miejscu Eskila, postąpił by jeszcze bardziej egoistycznie. Choć zważając na ich przyjaźń, pewnie zastanowiłby się dwa razy, zanim sięgnąłby po to co uważał za swoją własność. Bo prawo do szczęścia każdy miał takie samo. I w tej chwili powinni być w tym wyścigu o serce Robin na równi. Ale oczywiście nie mogło obyć się bez komplikacji. Kiedy obok niego usiadł, Hunter miał ochotę wstać. Ta rozmowa była cholernie wyczerpująca i nie wiedział co za moment przyniesie. Tak jak nie spodziewał się takiego wyznania, tak teraz nie miał pojęcia co jeszcze zafunduje mu Eskil i jak widzi to co będzie dalej. - Nie musisz mi tego mówić. Wiem to. Wiem, że nie może być między nami znowu tajemnic - oznajmił podsumowująco, niestety przyznając mu rację, bo było to pewne, że Doppler od razu zorientuje się po nich, że wiedzą coś, czego ona nie wie. Zerknął na niego z ukosa, lekko marszcząc czoło kiedy znowu się odezwał. - Nie ma sensu nic zakładać. Nawet tego, że wybierze któregokolwiek z nas. Wiesz co? Bardziej nawet obstawiam, że każe nam obu wypieprzać - mruknął, wyraźnie poirytowany faktem, że znowu to ona będzie cierpieć w tym całym gównie, które jakby nie patrzeć oni obaj jej zafundowali. Bo on nie chciał się poddawać. Nie, kiedy wiedział, że po raz pierwszy w życiu poczuł do kogoś coś autentycznego i wyjątkowego. I wiedział, że Robin też darzy go uczuciem, więc tym bardziej było to dla niego cenne. Ale ta rozmowa zmieniła całkowicie to co tą dwójkę łączy. - Teraz nic nie zrobisz. Jest za późno. Nie da się tego uniknąć. Kurwa... - zaciągnął się papierosem, opierając znowu łokcie na kolanach i nie patrząc na Eskila. Jak tu go nie obwiniać? To było silniejsze od niego, bo wiedział, że do tej pory byli z Robin szczęśliwi, a teraz zwyczajnie wszystko się zjebie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Jedno jest pewne, nie mogą kłamać ani ukrywać tego, co się dzieje. To toksyczne. Zależało mu na nich, ale musiał wszystko spieprzyć i pokazać, że nie da siebie ponownie "odstawić". Wewnątrz niego non stop drżały emocje. Nie ochłonął jeszcze po zerwaniu z Dori, bo jej spojrzenie i piskliwy głos nawiedzały go w snach, ale z drugiej strony wiedział, że nie wytrzyma i w końcu pęknie - Hunter musi wiedzieć bo jeśli nie dowie się od razu to nie ręczył za siebie, mógł wydać swoje uczucia Robin w pierwszej kolejności. To wszystko było zagmatwane. Było tego w nim za dużo, a to znowuż składało się na to ciśnienie krwi w skroniach i napieranie pod skórą cech harpii. To ten niepewny czas gdzie musiał zachować czujność. - To nie moja wina. - odparł ostrzej niż zamierzał, a marszczył przy tym mocno brwi. - Nie będę siebie znowu poświęcać i milczeć po to, aby wszyscy wokół, oprócz mnie, byli zadowoleni. - czuł w sobie potrzebę głośnego wypowiedzenia swoich odczuć. Denerwował się, a przez to nie kontrolował języka. Oparł czoło o swoje ręce i próbował oswoić się z tym uczuciem ciężkości na myśl tego, co zrobił Doireann. Miał ochotę krzyczeć, ale wiedział, że nikt tego nie usłyszy. - Ta, to bardzo możliwe, że każe nam spierdalać. Ale ja wiem, że nie na zawsze. Już próbowałem trzymać się od niej z daleka i nie wytrzymywaliśmy zbyt długo w złoszczeniu się na siebie. Wybaczyła nam to z amortencją to wybaczy i to. - musiał w to wierzyć. Zdawał sobie sprawę, że jeden z nich będzie mieć solidnie złamane serce i przy tym pojawi się jeszcze większy żal między chłopakami. Wyraźnie pamiętał jak zapewniała go, że zależy jej, że potrzebuje ich obecności. Chciał uzbroić się w cierpliwość, zmusić do czekania z tą informacją, nie mówić jej od razu ale nie wiedział jak długo wytrzyma w milczeniu. Przecież ona czyta z niego jak z otwartej księgi... niech to szlag.