Niektórzy twierdzą, że właśnie w tym dębie czarodziejka Nimue uwięziła Merlina - najpotężniejszego czarodzieja w historii magii. Zdania są podzielone, jednak jedno jest pewne - dzieją się tu dziwne rzeczy, a miejsce ma niezwykłą moc.
Błyskotliwą uwagą było co najwyżej pomachanie puszystą kitą. Frederick nie lubił bezsensownych przepychanek słownych, chyba że mógł dzięki temu zdobyć przewagę, która najbardziej mu się podobała. Tutaj jednak nie mieli się o co sprzeczać, a przynajmniej z takiego założenia wychodził Shercliffe, który doskonale wiedział, jaka była jego towarzyszka. Oboje to wiedzieli, że z radością pchała się w ogień i często z tego powodu kończyła nie tak, jak powinna. Teraz zaś kiedy łączyła ich szczególna więź, Frederick zdawał sobie z tego sprawę jeszcze lepiej niż wcześniej, odnosząc dziwne wrażenie, że Mulan pchała się specjalnie tam, gdzie nie powinna, żeby przekonać się, co na tym zyska i do czego to tak naprawdę doprowadzi. Bo można było oczywiście mieć jakieś wątpliwości w tym względzie. Potrząsnął łbem, pozbywając się tych wszystkich myśli i już po chwili był przy młodych, którymi zaczął się zajmować. Starał się bardzo uważnie podejść do osłabionego osobnika, dostrzegając wyraźnie, że jego tylne nogi nie były w stanie odpowiednio się wyprostować. Tkwiły w przykurczu, który uniemożliwiał mu dalszy ruch i było to coś, na co musieli zwrócić uwagę. Trzeba było natychmiast zająć się jego rehabilitacją, co oczywiście nie było proste, tym bardziej że stworzenie było zwyczajnie zafascynowane pyłem i matką, której mu brakowało. W tej chwili stroszyło pióra, próbując uciec, łapiąc pył w dziób i próbując skakać, przed czym Frederick powstrzymywał je niemalże siłą. Spodziewał się, że za chwilę zrobi się tutaj gorąco, ale mimo to robił wszystko, by uspokoić młode i ściągnąć z niego pył, który wyraźnie go drażnił. Aż za bardzo. Shercliffe zarejestrował gwałtowny ruch i chociaż uchylił się, został ugodzony dziobem w przedramię, co skwitował cichym parsknięciem pełnym bólu. W następnej chwili krzyknął jedynie do Mulan, żeby się wycofała, a młode zaczęło krzyczeć, wzbudzając tym samym niepokój stada, na co Frederick musiał się wycofać, przybierając jak najszybciej postać lisa, by umknąć przed tym, co nadchodziło, choć musiał przyznać, że miejsce, w które został ugodzony i tak go bolało.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Mulan Huang
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Akurat wspomniana puszysta kitka z pewnością mogła przykuwać wzrok. Pod tym względem Shercliffe na pewno przewyższał sporo dzikich lisów, które nie zawsze mogły się poszczycić tak pokaźnym i pokrytym gęstym grubym futrem ogonem. Czasami miała wrażenie, że potrafiłaby bez większego trudu odnaleźć tego konkretnego animaga w stadzie lisów. Po prostu było w nim coś znajomego. Jej ciągłe pchanie się w kłopoty zwykle miało jakiś sens. Chodziło często o osiągnięcie jakiegoś celu albo zbadanie czegoś. Chęć przygody, głód wiedzy z zakresu tej empirycznej... Zawsze mogła się w jakiś sposób z tego tłumaczyć. Teraz w zasadzie też chciała coś osiągnąć poprzez igranie z agresywnymi hipogryfami. Nie miała kompletnie pojęcia na tema tego, co działo się z młodym osobnikiem, którego doglądał Shercliffe. Sama zajmowała się tymi silniejszymi przedstawicielami stada. Domyśliła się, że coś jest nie tak dopiero w momencie, gdy usłyszała niepokojący dźwięk. Poczuła też jakieś drobne ukłucie bólu i mrowienie w przedramieniu. Frederick. Wiedziała, że coś mu się stało i był w niebezpieczeństwie. Rzuciła wiadro z mięsem gdzieś na bok i teleportowała się kawałek od miejsca, w którym pozostawiła mężczyznę, zaczynając rozglądać się za nim lub też dobrze znanym jej lisem.
Nie podobało mu się to, co się stało, ale wiedział, że nie może dalej drażnić stada, tym bardziej że teraz doskonale widział, jak bardzo było podenerwowane. Wszędzie pełno było pyłu wróżek i chociaż wyraźnie młode były pozostawiane w tyle, same sobie, to jednak starsze osobniki reagowały dość agresywnie, by nie powiedzieć, że zdecydowanie niewłaściwie, kiedy zaczynało się coś dziać. Chciał tego uniknąć, ale jak łatwo było się domyślić, nic nie było takie proste w życiu i dlatego musiał uciec jak najszybciej. Z uwagi na ranę, nie był na pewno taki szybki, jak być powinien, ale i tak zdołał zbiec z miejsca zdarzenia, nim stado postanowiło zrobić z niego gustowny szalik albo przekąskę przed kolejnym posiłkiem. Frederick miał wrażenie, że wyczuwał irytację poszczególnych osobników, że działo się tutaj coś złego i chciał temu jakoś zapobiec, ale obawiał się, że podejście do nich ponownie, będzie niesamowicie utrudnione. Niestety. Młode zaś potrzebowało fachowej pomocy, a to oznaczało nie tylko zwierzęcego uzdrowiciela, ale również cierpliwości opiekunów, którzy będą go doglądać. Dotarł do Mulan, by tam ponownie przyjąć swą właściwą, ludzką formę, orientując się, że hipogryfy skierowały się ku młodym, które otoczyły i zachowywały się teraz agresywnie. Miał nadzieję, że nie wydarzy się nic gorszego, tym bardziej że ostatnio z Mulan nie bardzo popisywali się rozumem. Pulsowanie rany było nieprzyjemne, ciepło, jakie się od niej rozchodziło, przypominało mu, że będzie musiał się tym zdecydowanie szybko zająć. Teraz jednak musieli pospiesznie usunąć się z terenów stada, co zamierzał uczynić, gdy tylko przekaże najważniejsze wiadomości. - Będzie wymagało wiele opieki, ale jeśli agresja starszych osobników się nasili, będziemy musieli zabrać młode i je odchować. Widzisz, co się dzieje – mruknął, uciskając dłonią miejsce, w które został zraniony, czując, że podsumowanie dzisiejszego dnia nie będzie przyjemne i faktycznie dołoży im pracy. Wyglądało bowiem na to, że zwierzęta faktycznie nie były w stanie zajmować się swoimi młodymi i wkrótce mogli spodziewać się porzuceń, o których trudno było myśleć, wiedząc, ile wiązało się z tym pracy.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Mulan Huang
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Żadnemu z nich się to nie podobało, ale niestety byli w pozycji, gdzie nie mogli kompletnie nic poradzić na zaistniałą sytuację. Rozwiązanie jej leżało kompletnie poza ich możliwościami. Mogli jedynie czekać na to, aż pył w jakiś sposób zniknie sam albo zadzieje się coś, co spowodowałoby, że jednak odczuwane skutki jego obecności nie będą aż tak tragiczne. Naprawdę cieszyła się z tego, że udało jej się opanować teleportację w takim stopniu, że pozwalała jej ona na błyskawiczne przemieszczanie się z miejsca w miejsce. Przynajmniej, gdy chodziło o te niewielkie odległości, bo przy większych zawsze potrzebowała pewnego skupienia, które jednak przychodziło jej nieco gorzej niż zwyczajne wycofanie się w jakiś pobliski punkt. Takie drobne skoki wydawały się niemal instynktowne. Korzystały z jej pamięci, poczucia kierunku, a także wzroku przez co to wszystko było dużo prostsze. W końcu jednak znalazła się tuż przy nim. Z początku przypominał zwyczajnego lisa, ale zaraz przemienił się w swoją ludzką formę. Wyglądało na to, że w pobliżu nie znajdowało się więcej agresywnych hipogryfów. Te zawróciły i zainteresowały się na nowo pozostawionymi wcześniej młodymi. Przynajmniej chwilowo mieli spokój i mogli porozmawiać jak ludzie. - Z pewnością. Zastanawiam się czy im szybciej tego nie zrobimy nie będzie lepiej. Nie wiadomo do czego będą zdolne, a młodymi trzeba byłoby się zająć jak najszybciej, aby nie doszło do jakiegokolwiek permanentnego zwyrodnienia - powiedziała jeszcze, bo w tym przypadku nie chciała marnować zanadto czasu. Przez moment przyglądała się jeszcze Frederickowi musiała upewnić się w jakim stanie się znajduje. Zaproponowała mu opatrzenie rany i udanie się w kierunku leśniczówki, gdzie mogliby złapać oddech po tym szalonym wyczynie.