Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Wyciszony pokój

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 13 z 19 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19  Next
AutorWiadomość


Drake Bennett
Drake Bennett

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III
Wiek : 30
Czystość Krwi : 10%
Galeony : 301
  Liczba postów : 240
http://czarodzieje.org/t4899-drake-bennett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4902-drastyczna-poczta
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyWto 2 Kwi 2013 - 23:07;

First topic message reminder :




Na to pomieszczenie nałożone jest zaklęcie wyciszające. Nie słychać nic z zewnątrz i wewnątrz, bowiem czar jest bardzo skomplikowany i zmaksymalizowany. Świetne miejsce do nauki, ćwiczeń czy potajemnych schadzek.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4254
  Liczba postów : 11902
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyWto 29 Gru 2020 - 23:48;

Max lubił poniekąd tę świąteczną atmosferę, kiedy to mógł odpocząć od wielu zmartwień i po prostu się zresetować. W tym roku były one dość wyjątkowe i na pewno nie przypominały niczego, z czym miałby do czynienia wcześniej. Tegoroczne Boże Narodzenie naprawdę zapowiadało coś wyjątkowego, a Solberg czuł, jakby tchnięto w niego poniekąd nowe życie. Miał wrażenie, że wejdzie w Nowy Rok silniejszy i myśl ta wywoływała w nim ogromną radość.
Sam na szczęście był na tyle mało znaczącym człowiekiem, że nie obawiał się ataków politycznych. Do tego nie miał ani czystej, ani w pełni mugolskiej krwi, a ataki skierowane były głównie na przedstawicieli któregoś ze skrajnych obozów. Nie miał pojęcia, że Viola też padła ich ofiarą. Wiedział jedynie o innych przypadkach, które tak samo go martwiły, choć jednocześnie nie myślał o tym zbyt często. Był po prostu świadomy bałaganu, jaki obecnie odgrywa się w ich świecie.
Ciężko było mu zdać sobie sprawę, że ten malutki kawałek piernika mógł być na tyle silny, że teraz stał tutaj przed przyjacielem, jakby ten był spełnieniem wszystkich jego marzeń i snów. Życie pod wpływem Amortencji miało w sobie ten błogi pierwiastek nieświadomości, który znikał dopiero wtedy, gdy działanie eliksiru zaczynało słabnąć, a Max nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo inaczej podchodzi do Felka.
- Nie zaprzeczyłeś. - Powiedział z lekkim uśmiechem, jakby dostał właśnie niesamowity komplement, a w zielonych tęczówkach pojawił się tajemniczy błysk. Wzrok, który na krótko spoczął na umierającym pierniczku, ponownie powrócił na twarz puchona.
Kubek z kakao został nagle największym skarbem, jaki Max mógł kiedykolwiek posiąść, nie bez powodu z pewnym namaszczeniem zanurzył w nim swoje usta, rozkoszując się przyjemnym ciepłem i smakiem napoju. Zapach, który go otulał zdecydowanie budził w ślizgonie szczęście i przyjemne ciepło, które zdawało się osiadać na jego duszy.
Pytanie skierowane w jego stronę nieco go dziwiło, ale dla Lowella ślizgon był w tej chwili gotów przypomnieć sobie co jadł na śniadanie piętnaście lat temu. Ściągnął więc lekko brwi, jak intensywnie myśląc, aż w końcu przypomniał sobie, co wydarzyło się na korytarzu.
- Tylko maciupki kawałek piernika. - Powiedział wyciągając przed siebie rękę i delikatnie kładąc na ukrytym pod Felkową bluzą torsie stojącego jeszcze bliżej przyjaciela. Czuł, jak do jego nozdrzy zaczyna docierać przyjemny zapach lawendy i alkoholu, który mieszał się z wonią parującego w wolnej dłoni Maxa kakao. To, co czuł pod palcami widocznie mu się podobało, bo nie mógł zmusić się do przerwania kontaktu zarówno wzrokowego, z czekoladowymi tęczówkami jak i tego cielesnego swojej dłoni z klatą kumpla.
- Dobrze wyglądasz, wiesz? - Zapytał lustrując jego sylwetkę, która bez wątpienia była znacznie zdrowsza niż pół roku temu, gdy się poznali. Nie bez powodu jednak, słowa te padły w taki sposób i w tym momencie. Eliksir całkowicie kontrolował umysł Maxa, który zostawał kompletnie nieświadomy swojego położenia. Po raz kolejny los w ciągu zaledwie kilku dni, grał w pewien sposób na uczuciach przyjaciela i nie mógł nic z tym zrobić, a co gorsza, nie wiedział co tak naprawdę puchon czuje.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 0:28;

Felinus też lubił - świadomość posiadania bliskich osób, którymi to się otaczał, powodowała, iż wiedział, że ma się dla kogo starać. Dla niego samego Święta były czymś wyjątkowym, gdyż dopiero teraz, mając całkiem długą przerwę od tego wszystkiego, zauważał ich prawdziwy sens. Możliwość spotkania się z rodziną, chociaż swoją ma dość niewielką, przyprawiała go o pewnego rodzaju radość, mimo wydarzeń, które naznaczyły w nim dziwne uczucie pustki, niemożliwej do wyzbycia. Pozostawało liczyć tylko na to, że czas zaleczy rany, w związku z czym będzie mógł iść dalej, zamiast stać miejscu, kiedy to próbował tuszować samego siebie dodatkowym cukrem, a dziwna świadomość pewnych wydarzeń przyczyniała się do bardziej wycofanego podchodzenia, chociaż nie okazywał tego na pierwszy rzut oka. Był zmęczony wewnątrz, lecz na zewnątrz nadal zdawał się utrzymywać idealną maskę, dzięki której jakoś się trzymał. Zapewne podszedł do tego zbyt emocjonalnie; nie powinien robić sobie żadnych nadziei. Powinni go odstrzelić Ci z SLM lub KC, by miał tym samym święty spokój. Albo przyczynić się do jakiejś śpiączki, z której to obudziłby się za parę miesięcy. Nie bez powodu wziął głębszy wdech, czując, jak to wszystko go wyniszcza od środka, a spojrzenie, które chciał obarczyć nieświadomie cierpieniem skrywanym w sercu, skarcił. Nadal pozostawało tak samo radosne, tak samo pozbawione jakichkolwiek mankamentów. Przecież musi się nadal starać. Musi trzymać się tej jednej, dobrej rzeczy, wiedząc, że to nie jest wina żadnego z nich, chociaż się nią obarczał. Gdyby nie to, że Solberg zaczął dla niego być kimś więcej, niż tylko i wyłącznie przyjacielem, zapewne dalej byliby najlepszymi kumplami. Czuł, że to z jego winy to wszystko wychodzi, trując jego własne życie. I nie zamierzał w żaden sposób obarczać tym przyjaciela.
Nie zasłużył na to - to jest jego sprawa, z którą musi stawić czoła samemu.
Ale też, nie potwierdziłem. — powiedział, prychnął wręcz, kiedy to opierał się dłońmi o parapet, który posiadał przyjemną w dotyku strukturę. Pozostawał spokojny, z elementami charakterystycznymi tylko dla niego. I chociaż chujowo się czuł wewnątrz, nie zamierzał tego okazać. Nie zamierzał podzielić się tym, co drzemie w jego sercu, wiedząc, że mogłoby się to skończyć w niezbyt przyjemny sposób. Stał przed nim zatem w taki sam sposób, jak zazwyczaj stał; musiał się szybko zrehabilitować. Nie po to brnął do przodu, by się cofać o dwa kroki do tyłu z powodu własnej głupoty i cholernego zakochania; chociaż nie mógł przestać patrzeć na Maximiliana, który z widocznym zadowoleniem chwycił za kubek ze znajdującym się w środku kakao. Rozczulał go ten widok, mimo iż oficjalnie do tego by się nie przyznał.
Amortencja. — mruknął cicho pod nosem, kiedy to poczuł, jak dłoń przyjaciela powoli muska jego skórę na torsie. I chociaż było to przyjemne uczucie, musiał z całą dozą szacunku subtelnie za rękę chwycić i tym samym ją odsunąć; nie zamierzał dokładać sobie żadnego ciężaru, kiedy to czuł się gorzej niż zazwyczaj. Posłał mu tym samym spokojny uśmiech, jakoby w zapewnieniu, że wszystko jest w należytym porządku. Spoglądał ostrożnie w jego stronę, wiedząc, by nie opuszczać gardy; nauka oklumencji pozwalała mu naprawdę w tym wszystkim przetrwać. Kontrolował się, by nie uciec, by nie wyjść, jak również kontrolował się, by nie zrobić niczego głupiego. Zachowywał ten złoty środek, kiedy to z należytą dozą równowagi wiedział, z czym może mieć do czynienia. — Dobrze? — zapytał się, spoglądając na własne kończyny. Były mniej blade, mniej wychudzone, prawidłowo szczupłe. Wiedział, że to nie o to chodzi. — Jeszcze nad wieloma rzeczami muszę popracować, ale tak, jest lepiej. Przynajmniej nie widać już bioder. — wziął cięższy wdech, nie wiedząc, co ze sobą w tym wszystkim zrobić. Czuł się jak gówno, i o ile zewnętrznie wyglądał lepiej, o tyle w środku nadal pozostawał tym samym, rozbitym człowiekiem.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4254
  Liczba postów : 11902
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 3:48;

Wszystko to, co leżało na sercu puchona, pozostawało niestety poza zasięgiem wyciągniętych rąk Maxa. Nie widział. Zmiany, jakie zaszły w Felku napawały jego serce ciepłem i radością, choć nie miał pojęcia, że gdzieś w tym wszystkim odebrano mu plakietkę przyjaciela, a doczepiono zupełnie inną. Dużo bardziej znaczącą. Może gdyby bardziej się postarał, zrozumiałby co tak naprawdę się dzieje, ale nie potrafił. Do tego musiałby najpierw zrozumieć, że całe życie sam siebie okłamywał, a pewne mechanizmy, które jego umysł wypierał tak naprawdę istnieją i czekają na niego tuż za rogiem. Dla Maxa Felinus wciąż był przyjacielem i nie widział, dlaczego ten stan rzeczy miałby ulec pogorszeniu. Gdyby wiedział, co puchon myśli na ten temat, zapewne walnąłby mu w łeb za bycie hipokrytą. W końcu sam kazał mu się dzielić problemami i pamiętać, że mimo wszystko nie jest sam. Solberg może nigdy nie wypowiedział dokładnie na głos podobnych słów, ale był przy boku kumpla i nie miał zamiaru zostawiać go z niczym, z czym ten akurat musiał się zmierzyć. Nawet jeżeli chodziło o niego samego.
Uśmiech nieco mu zbladł, gdy Lowell uświadomił mu, że nie potwierdził przypuszczenia, co do nowego sposobu powitania. Widać było, że eliksir, który dziś zażył wpływał na Maxa nieco inaczej niż ostatnio. Może była to kwestia dawki, a może podania, ale w sercu ślizgona pojawiły się nieco inne odczucia niż podczas świątecznej partii w Durnia. Niemniej były one tak samo przyjemne.
- Amortencja... - Powtórzył rozmarzonym głosem, kompletnie nie zdając sobie sprawy ze znaczenia tego słowa. Dla niego brzmiało ono po prostu mistycznie i pięknie, wypowiadane przez obiekt jego obecnego pożądania. Nadzieja, którą wypełniło się jego serce, gdy poczuł dłoń Felka na swojej szybko uległa destrukcji, gdy okazało się, że ten po prostu powstrzymuje ślizgona przed dalszym dotykiem. Stawiając barierę między nimi, którą Max za wszelką cenę chciał ponownie przekroczyć. Spojrzał pytająco w oczy Felka, jakby szukając powodu takiego zachowania.
- Yhym. Nawet bardzo. - Odpowiedział na jego pytanie, po czym mimowolnie przeniósł wzrok na jego sylwetkę. Zachowywał się gorzej niż trzeźwy i naćpany Max razem wzięci, co na pewno miało odbić się na nim, gdy już efekt Amortencji zniknie. -Niczego Ci nie brakuje. - Odpowiedział, gdy puchon wyznał, że jednak jeszcze trochę pracy przed nim. Miał ochotę ponownie położyć dłoń na jego klatce piersiowej, zbliżyć się, cokolwiek, ale wyczuwał ten dystans, stworzony przez jeden drobny gest Felka i nie chciał psuć tej chwili. Ściskając w dłoniach kubek z gorącym, mlecznym napojem, raczył się szczęściem, które w tej chwili przybierało postać stojącego przed nim puchona.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 13:53;

Sam sobie nie wyobrażał tym wszystkim się podzielić. Owszem, może byłoby wtedy łatwiej, ale czy byłby w tym jakikolwiek sens? No właśnie. Nie chciał tego spuść, skazić własnymi myślami, dlatego nie bez powodu dystansował się pod tym względem, udając, że wszystko jest w porządku. Zresztą, czego on się spodziewał? Że nagle się wszystko zmieni? Nie pozwolił na cokolwiek, co mogłoby go zdradzić; patrzył na Maximiliana tak samo. Nie zamierzał, poprzez swój własny idiotyzm, kiedy to wiedział, że wszystko może zepsuć, jakkolwiek pozwalać sobie na coś takiego. Byłby ostatnim durniem, gdyby zdecydował mu powiedzieć. Nie bez powodu zatem emocjonalnie się dystansował, i o ile wewnątrz czuł jakąś pustkę, o tyle z zewnątrz nie było tego widać. Umiejętność wycofywania się od własnych uczuć, na rzecz logiki i czystego racjonalizmu, zdawała się płynąć w Lowellu od dawna.
Mechanizm, który pozwoli uniknąć obrażeń przede wszystkim u Solberga, mimo że wiedział, iż prędzej czy później to wszystko wyjdzie na jaw. I chociaż ukrywał w spojrzeniu własnych tęczówek pewnego rodzaju ból, sam nie wiedział, ile zdoła w tym wszystkim wytrwać. Nie bez powodu zatem pozostawał dość bierny pod tym względem - jak również, aby się nie zdziwić, kierował spojrzenie czekoladowych oczu na przyjaciela, w którego to aparycji zauważył pewnego rodzaju zapytanie, gdy serdecznie zabrał jego dłoń z własnego torsu. Bolało go to dość cholernie, ale nie mógł z tym niczego zrobić; jedynie teatralnie westchnął, posyłając mu uśmiech pełny politowania, by następnie popatać po głowie, rozczochrać te kosmyki włosów.
No już, już, nie patrz tak na mnie. — i chociaż pałał do przyjaciela większymi uczuciami, nie potrafił patrzeć, nawet jak ten pozostawał pod wpływem przyjemnie działającego wywaru, na jego dość widoczną reakcję. Nie chciał wywoływać w nim niczego negatywnego, dlatego nie bez powodu usiadł na parapecie, delektując się posiadanym w swoich dłoniach kakao, kiedy to tylko i wyłącznie głowa pozostała w napoju, wyrażającą szczęście z takiego przebiegu zdarzeń. Pozostawał swobodny, trochę bardziej radosny, aczkolwiek nadal delikatnie odsunięty od tego wszystkiego pod względem emocjonalnym. — Dziękuję. Tobie również, chociaż co ja tam mogę wiedzieć. — wzruszył ramionami, kiedy to zanurzył usta w ciepłym kakao, które pozwoliło mu choć na krótki moment zapomnieć o tym, gdzie się znajduje. Od czasu do czasu uderzał twardą powierzchnią podeszwy buta o ścianę, to wydawało dość dziwny dźwięk. Wiele pytań rodziło się w jego głowie, a na wiele z nich nie potrafił jednoznacznie odpowiedzieć. Kiedy efekt amortencji zniknie? Kiedy stanie się dla Maxa po prostu przyjacielem? Los starał się go dobitnie zakopać pięć metrów pod ziemią, wprawiając ich w coraz to dziwniejsze sytuacje.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4254
  Liczba postów : 11902
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 16:47;

Sens w tym był chociaż Felek tego nie mógł dostrzec, a Max wiedzieć. Gdyby tylko ślizgon był świadom sytuacji na pewno nie chciałby ranić puchona i starałby się zrobić co w jego mocy, by jakoś znaleźć złoty środek. Wiedział z autopsji, że z uczuciami nie da się walczyć, choć osobiście nie sądził, że kiedykolwiek był zakochany. Sama myśl o tym sprawiała, że przewracał oczami. Miłość była dla niego bajeczką, którą karmi się dzieciaki, by te miały jakikolwiek cel w życiu, że jeżeli nie wyjdzie im kariera, to chociaż będą liczyły na To wielkie coś, które nagle spadnie na nich, gdy tylko spojrzą w oczy odpowiedniej osoby. Przez to, co w życiu przeszedł i jakie przykłady widział od dziecka, po prostu w to nie wierzył. Małżeństwo uważał za konieczność wynikającą z przywiązania i zdecydowanie nie wyobrażał sobie siebie w roli partnera na dobre i na złe.
Amortencja skutecznie zakrzywiała rzeczywistość, nie pozwalając ślizgonowie dostrzec, jak wiele bólu sprawia Lowellowi. Jego serce było w stanie błogiej nieświadomości, idealizując wszystko, co działo się wokół. Każdy gest, każde słowo czy spojrzenie, było teraz dla Maxa jak najpiękniejszy dar zesłany z samych niebios. Dlatego też, gdy nagle zostało mu to odebrane, nie był w stanie ukryć poniekąd smutku, który zagościł w jego tęczówkach. Był jak szczeniaczek, który szukał czułości od swojego właściciela.
- Nie potrafię inaczej. - Wyznał, a wraz z położeniem dłoni puchona na jego włosach, uśmiech ponownie zawitał na ustach Maxa. Nie odrzucał go. Może faktycznie po prostu dotyk Solberga nie był mu wtedy na rękę.
Max upił łyk mlecznego napoju, obserwując jak jego przyjaciel siada na parapecie. Nawet ten prosty, zwyczajny ruch wydawał się ślizgonowi być przesiąknięty gracją. Pragnął usadowić się obok niego, ale fala niepewności, która na niego spłynęła, gdy Felek odsunął jego rękę, wciąż blokowała jego ruchy. Mógł jedynie stać tam i cieszyć oczy marząc, by kiedyś ponownie poczuć dłoń puchona na własnej.
- Tak myślisz? - Zapytał, a lekki rumieniec okrył jego policzki. Gdyby mógł spojrzeć na siebie z boku zapewne pokiwałby z niesmakiem głową i jebną z liścia, by doprowadzić tego szczeniackiego Maxia do porządku. Nie miał jednak takiej mocy sprawczej, a eliksir zdawał się nie słabnąć na sile.
Usadowił się pod parapetem, na którym siedział Felek, by móc być bliżej niego. Nie potrafił nic poradzić na to, że wciąż szukał tej bliskości, w jakiejkolwiek, nawet najmniejszej formie.
- Feli... - Wypowiedział, rozkoszując się brzmieniem tego słowa, jakby słyszał je po raz pierwszy w życiu. - Chciałbym tu zostać, wiesz? Tu jest tak spokojnie, bez żadnych problemów... - No najwidoczniej ślizgon zapomniał, że dokładnie w tej sali odbyli dwie bardzo ciężkie rozmowy. W tym jednak momencie, jego umysł potrafił przetrawić jedynie fakt, że są tutaj sami i może zebrać dla siebie całą uwagę puchona. Potrzebował tego. Tej ciszy i bezpieczeństwa, które obecna chwila mu dawała. Tego ciepła, rozlewającego się po jego sercu, które nie było wynikiem wlewanego sobie do gardła płynu. Niestety w większości było jednak wynikiem oszustwa, sprowadzonego na jego umysł przez zwykły eliksir.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 18:49;

Przestał się sobą interesować, ignorując kompletnie to, jak się obecnie czuje - nie bez powodu, kiedy to wiedział, iż jest to najlepsza opcja względem tego, co się w nim działo. Sam nie wierzył jakoś szczególnie w miłość uderzająca niczym grom z jasnego nieba poszczególne osoby, jakoby sobie odpowiednio przeznaczone. Prędzej widział, poprzez swoje czekoladowe oczy, związek zbudowany na zaufaniu i wsparciu. Nie potrzebował historyjek za czasów własnej młodości, zauważając, jak to z tym jest przynajmniej u niego. Będąc zrobić naprawdę wiele, poprzez utworzoną więź, może nie byłby kimś idealnym, komu zależy na szybkości względem relacji, aczkolwiek był kimś, kto jest w stanie się poświęcić w imię wyższej idei. Jak się okazywało - kompletnie bezużytecznie, chociaż cieszył się, że Solberg brnie do przodu. Wolał widzieć jego plecy, niż zastanawiać się, gdzie go tam z tyłu wywiało; koniec końców zależało mu na szczęściu bliskich osób. Niekoniecznie swoim kosztem, ale niektórych rzeczy nie mógł od tak powstrzymać, w związku z czym część z nich pozostawała kompletnie poza zasięgiem jego własnych dłoni. Zamiast zatem brnąć do przodu, wykonywał sukcesywnie parę kroków do tyłu, przymykając tym samym oczy. Przynajmniej parę, a nie wszystkie. To go w tym wszystkim cieszyło - nawet jeżeli czuł się w środku gdzieś złamany, to mógł to w jakiś sposób podreperować i czuć się z tym w miarę porządku.
Szczerze? Nie chciał mówić, by jakiekolwiek sytuacje nie przyczyniały się do przymusowego zaprzestania wykonywania danej czynności. Nie chciał widzieć, jak sobie dogryzają, a akurat, poprzez brak wyczucia w przekraczaniu pewnych granic, albo za wcześnie coś jeden z nich ukróci, albo zrobi to wyjątkowo za późno. Nie chciał, żeby Solberg musiał się tym wszystkim zamartwiać - chciał, by pozostawił to jemu. Zresztą, tylko on wie, co się dzieje pod kopułą jego własnej czaszki, a nie ktoś z zewnątrz. I tylko on wie, jak temu zaradzić, choć kroki mogą być radykalne, jakoby przepełnione determinacją, ale i też melancholią. Nie chciał wyznaczać odpowiedniej linii, która powodowałaby powstawanie nieprzyjemnych sytuacji między nimi. Wolał udawać, że wszystko jest w porządku, mimo że obiecał mówić, jeżeli coś będzie nie tak. I najwidoczniej znowu zawiódł, bojąc się nie tylko odtrącenia, ale także i krzywdy, która mogła z tego wyniknąć. Czuł się tak, jakby to Ślizgon posiadał w swojej ręce nóż, który mógłby go w konkretnej chwili ugodzić.
Ciężko złapać tlen, kiedy wszystko jest rozjebane, stoi w płomieniach, a języki ognia przeżerają okropnie kolejne struktury, przyczyniając się do powstawania gęstego, czarnego dymu.
Taaa, wiem. — oznajmiwszy, Lowell zabrał własną rękę z jego włosów, pozostawiając dość śmieszną czuprynę, która mu jednak nie przeszkadzała. Uroczy, nie ma co. Szkoda tylko, że gdzieś podświadomie czekał, jak amortencja skończy swoje działanie, a wszystko przypomni wybuch, po którym opadnie kurz i tym samym większość rzeczy się wyjaśni. Trudno było nie zauważyć tego, jak Max zachowuje się dosc specyficznie, co wynikało z tego, jaki efekt wywołuje ten wywar. Wkurzało go to niemiłosiernie, wszak nie wiedział znowu, jak ma się zachowywać w jego obecności, by ani nie podsycić potencjalnej atmosfery narastającej u kumpla miłości, ale też, nie chciał go odtrącać. — A czemu nie? — wzruszył ramionami. Na facetach się nie znał, jego gust nadal pozostawał nastawiony głównie na emocjonalność, aczkolwiek nie bez powodu uczeń miał po prostu niezłe branie. A przynajmniej tak podejrzewał, kiedy to wiedział, że koniec końców pewne rzeczy zdają się być zbyt trudne do wytłumaczenia. Sam nie uważał się za jakiegoś lidera w tej kwestii, stojąc gdzieś na uboczu, dlatego nie bez powodu posłał pytające spojrzenie. Zauważał jego reakcje, czerwieniejące policzki, dość typowe. Obecnie dla niego był jedynym, wyjątkowym - po jakimś czasie przejdzie do typowej normalności, a wszystko wróci do względnego porządku.
Usadowienie własnych czterech liter było naznaczone ruchami normalnymi dla Lowella. Mimo, że zazwyczaj tego nie okazywał, gdzieś pod kopułą czaszki nie bez powodu wilk poruszał się z pewną gracją, tudzież równowagą. U niego to drugie dominowało, wyznaczając się na przodzie przed poprzednim, tym pierwszym. Jednocześnie odruchowo założył nogę na nogę, jako że to w jego przypadku nie było obarczone żadnym bólem. Nie musiał się nad tym zbytnio zastanawiać - przynajmniej do czasu, kiedy to usłyszał kolejne słowa, wypowiedziane wyjątkowo miękko, a przede wszystkim - z tak charakterystyczną nutką, której nie mógł istnienia odmówić.
Też chciałbym, ale wiem, że nie jest to jakoś specjalnie możliwe. — doskonale pamiętam kłótnie, które zostały tutaj rozpoczęte i zażegnane. Chciałby przejść przez ten drugi proces; rozpłynąć się w powietrzu, stając się jedynie wspomnieniem. Albo zagrzebać tutaj resztki swojej wiary, kiedy to mógł jedynie stosować własne umiejętności wyciszania umysłu i tym samym jakoś w tym wszystkim trwać. Chociaż wiedział, że jest to dla niego pewna nauka, by już nigdy więcej do nikogo się nie zbliżać, by nie czuć tym samym żadnego zrezygnowania, trzymając w odpowiedniej odległości własne problemy, teraz nie mógł z niej wyciągnąć niczego szczególnego. Czuł, że wraz z podzieleniem się własną przyszłością, popełnił ogromny błąd. Dał mu narzędzie, z którego może skorzystać. Gdyby nie zaczął odczuwać do niego sympatii, może by do tego wszystkiego nie doszło. Felinus nadal siedziałby w cieniu swoich rozważań, a on zajmował się własnymi charakterystycznymi dla niego rzeczami. — Ciesz się chwilą, Solberg, bo za jakiś czas ci zbrzydnę i nie będę ci się podobać. — powiedział, poniekąd rozbawiony i znowu go poczochrał po łepetynie.
W środku nadal rozbity.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 4254
  Liczba postów : 11902
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 20:54;

Jego ostatni, a zarazem jeden z naprawdę nielicznych związków skończył się kompletną porażką poniekąd pokazując ślizgonowi, że nie nadaje się do podobnych relacji. Przez myśl nie przeszło mu, że powodów mogło być tak naprawdę milion innych, a Mia nie była po prostu odpowiednią osobą. Tym bardziej, że podczas relacji z nią był w naprawdę krytycznym punkcie własnego życia nie tylko coraz mocniej tonąc w używkach, ale i dopuszczając się kilkukrotnie względem niej zdrady. Darzył dziewczynę sympatią, ale najwidoczniej to nie wystarczało. Serce ślizgona obierało przy niej podobny rytm, jak przy innych. Z małymi wyjątkami. O tych jednak nie chciał myśleć, śmiejąc się w głowie na samą sugestię, że ta zmiana nie była tylko zrządzeniem losu. Eliksir, który nieświadomie wpłynął dziś do jego organizmu tak naprawdę przyniósł chwilę oddechu. Ślizgon może i podjął jedną decyzję, prowadzącą go ku lepszej przyszłości, ale musiał mierzyć się też z innymi wydarzeniami, które nie miały zamiaru czekać, aż ten będzie gotowy. Wyznanie Olivii, która nazwała go "kimś więcej" niż tylko przyjacielem, nie poprawiło bałaganu w umyśle Solberga, a wręcz jeszcze bardziej go rozjebało. Nie potrafił zrozumieć tego wszystkiego. Gdyby puchon zdecydował się w tym momencie powiedzieć, co leży na jego sercu zapewne Max już kompletnie chwyciłby się za głowę, ale nie zmieniało to faktu, że nie chciałby się od niego odsunąć. Zapewne przybrałby tę samą maskę, która przez lata tkwiła na jego twarzy i odsuwając na bok własny rozpierdol, starał się zrobić wszystko, by nie komplikować kolejnego życia. Mimo, że na to było już za późno.
Max nie bez powodu rzadko oglądał się za siebie. Nie chciał oglądać zgliszczy, które zostawiał po sobie praktycznie na każdym kroku. Świadomość tego, jak wiele rzeczy najzwyczajniej w świecie spierdolił sprawiała, że obawiał się zarówno zwrócenia oczu ku przeszłości jak i ku temu, co może zdarzyć się w przyszłości. Wolał skupić się na chwili obecnej, w której zawsze odnajdywał ucieczkę i zapomnienie. Choć od Wigilii miało to nie być takie proste. O ile wcześniej już deklarował się, że chce rozpocząć nowy rozdział o tyle w tegoroczne święta z własnej woli odciął sobie największą drogę ucieczki. Spalił most, po którym tak chętnie wracał do swojej kryjówki, w której to zawsze odnajdywał bezpieczeństwo i zrozumienie. Wybór miał praktycznie zerowy. Mógł brnąć do przodu lub spaść w przepaść, która w tym momencie jeszcze dyszała mu w kark. Była zbyt blisko, a zanurzenie się w nią zdawało się być tak prostym i kuszącym rozwiązaniem.
Teraz jednak wszelkie negatywne myśli zostały rozwiane przez przypadkowego piernika, który napełnił jego serce czymś innym. Potrzebą, która wydawała się przenikać przez każdą komórkę jego ciała, a która została zdefiniowana dopiero w momencie, gdy zobaczył w tym pomieszczeniu swojego przyjaciela. Mogli stać tu nawet w ciszy, a Solberg byłby najszczęśliwszą osobą na świecie tylko dlatego, że puchon przy nim jest, że poświęca mu czas i nie odrzuca. Nie chciał sprawiać bólu ani robić złudnych nadziei. Świadomość, jak jego stan wpływa na Felinusa na pewno mocno ugodziłaby w jego rozsypaną duszę, która wciąż była zbyt krucha i zbyt niepewna, by nie obciążać się winą za każdy gest i każde słowo. Mimo lekkiej poprawy, Solberg czuł, jak jego wnętrze rozpada się, gdy tylko staje on przed sytuacją, w której musi podjąć decyzję. Omdlenie Lucasa, rozmowa z Olivią i przede wszystkim sprawa jej brata, to wszystko wydawało się ciążyć na jego sumieniu, raz za razem wbijając szpilki w umysł młodego ślizgona. Mimo to trzymał postawę, pokazując chęć poprawy i wolę walki. Miał dla kogo się starać i nic nie mogło tego teraz zmienić. Nawet wyznanie przyjaciela.
Ciche westchnięcie opuściło jego wargi, gdy ręka Lowella ponownie oddaliła się od niego. Mimo to, ten gest nie wywołał tego samego niemego pytania, jak jeszcze przed chwilą zabranie przez puchona ręki kumpla z własnego torsu. Błysk w zielonych tęczówkach zdawał się nie gasnąć, jakby był wieczny. Jakby wszystko było na swoim miejscu właśnie tu, właśnie teraz. Nie było wątpliwości, że Solberg zacznie zachodzić w głowę, dlaczego Amortencja działa na niego tak różnie, ale na ten moment musieli jeszcze poczekać. I to dłużej, niż ktokolwiek z nich mógł podejrzewać.
-Nie sądziłem, że możesz tak o mnie myśleć. - Powiedział, a w jego szczeniaczkowych oczach rozbłysła nowa fala radości i nadziei. Obniżona wiara w siebie, która była wynikiem wydarzeń w Zakazanym Lesie zdawała się mieć odzwierciedlenie nawet w działaniu eliksiru miłości, kiedy to Solberg chyba po raz pierwszy w życiu tak zareagował na podobne słowa. Zazwyczaj raczej był w tej kwestii aż arogancki czując, że nie istnieje dla niego niemożliwe. Choć słowa, które sam wypowiedział nie były do końca tylko wytworem Amortencji. W końcu kilka razy temat upodobań poruszali i zdawać by się mogło, że Felek nie przywiązuje do tego zbytniej uwagi.
-Nie jest.. - Pokręcił z nostalgią głową, gdy zdał sobie sprawę, że mimo obecnej bliskości, puchon w końcu zacznie stawiać kroki tam, gdzie Maxa nie będzie, a ten zostanie sam pozbawiony uczucia, które w tej chwili było jedynym celem jego marnego życia. Ile by dał, by ta przyjemna chwila nie musiała się nigdy kończyć. Oparł głowę o ścianę, która tworzyła obecne siedzisko Felka i zadarł ją lekko ku górze, by móc wyłapać znajomą sylwetkę. Znajdowała się tak blisko, a zarazem tak bardzo poza jego zasięgiem, jakby była tylko marną iluzją, marzeniem, którego ucieleśnienie pojawiło się w tej sali, by napełniać serce ślizgona złudną nadzieją.
-Niemożliwe. Jak mógłbyś mi zbrzydnąć. Jesteś Felczim. - Nie potrafił zrozumieć, co puchon miał na myśli. Jego imię zdawało się w umyśle naćpanego Amortencją Solberga tłumaczyć naprawdę wszystko. Brzmienie tego słowa emanowało tym, czego ślizgon potrzebował i już samo to wystarczyło, by poczuł się lepiej. Po raz kolejny jego fryzura została zepsuta przez tak znajomą mu dłoń, której dotyku na swoim ciele ogromnie pragnął. Niby niewielki, przyjacielski gest, a napawał jego serce radością, jakiej ten nie czuł zbyt często.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 30 Gru 2020 - 23:54;

Nie chciał dokładać żadnych problemów, a jego potencjalne uczucia mogłyby stanowić pewnego rodzaju kłopot. I tu wcale nie chodziło o to, że kumpel ma wyryty pod kopułą czaszki mechanizm ucieczki, który to nakazywał mu, w trudnych sytuacjach, stosować najprostsze metody w celu zaznania należytego spokoju. Ostatnie wydarzenia zdawały się zakreślać wokół nich okręgi, jakoby spartaczone zaklęciem, których przekroczenie byłoby równoznaczne z otrzymaniem jakimś czarnomagicznym zaklęciem. Jego powody w tym przypadku były uzasadnione, choć Max mógł o nich w ogóle nie wiedzieć. I wolał, żeby na razie nie dowiedział się czegoś więcej; ewidentnie ukrycie wszystkiego zdawało się działać na jego korzyść w dość prawidłowy sposób. Pytanie tylko, na jak długo zdoła w tym wszystkim wytrwać, kiedy to spojrzenie czekoladowych oczu, poprzez ćwiczoną kontrolę nad własnym umysłem, nie zdawało się niczego pokazywać. Choć w głębi gdzieś cierpiał i wiedział, że jest z góry skazany na porażkę - chcąc być obrońcą, sam stał się poniekąd własnym katem, gdy wiedział, że pewnych rzeczy nie da się zmienić. A, żeby niczego nie psuć, uciekał się do tego, co doskonale znał - braku okazywania. I chociaż poprzednimi razy miał z tym ogromny kłopot, kiedy to został zaatakowany przez legilimentę, o tyle teraz wiedział, że na szali jest postawione nie martwienie się, a prędzej jego cała relacja z kumplem, który to obecnie pozostawał pod wpływem zbawiennego eliksiru. Mogąc jeszcze raz obrócić to wszystko w żart, nie pozostawało mu nic innego, jak grać pod dyktando własnego, śmiejącego się losu.
Co on sobie myślał - negatywne odczucia zaciskały się na jego szyi coraz bardziej, doprowadzając go do niewidocznego poczucia beznadziejności w tym wszystkim. Zastanawiał się, czy może nie ma okazji nawet do tego, by wypić jakikolwiek eliksir pamięci i tym samym rozpocząć to wszystko na nowo. Niestety - musiałby raczej poprosić kogoś o rzucenie zaklęcia usuwającego wspomnienia, a sam nie wiedział, czy dałby rady temu wszystkiemu podołać.
Życie go pierdoliło obecnie bardziej, niż mógłby się tego spodziewać. Nie zamierzając jednak pozwalać na to, by cokolwiek przedostało się do świadomości przyjaciela, pozostawał stosunkowo bierny do tego, co się obecnie wydarzyło. Starał się go nie odtrącać, pozwalając sobie na drobne gesty, ale te nie były zbyt intensywne, prędzej przyjacielskie, pozbawione jakichkolwiek innych intencji. Z zachowaną równowagą z zewnątrz, wewnątrz nadal czuł się jak gówno i nie mógł z tym nic zrobić. I chociaż coś nakazywało mu krzyczeć, on się doskonale kontrolował, ukrywając szczelnie smutek w tym normalnym, codziennym dla Maximiliana uśmiechu. Tyle przynajmniej mógł zrobić, by ten się nie martwił. Przynajmniej tamten miał z tego radochę, co mógł wywnioskować po reakcjach - radochę fałszywą, aczkolwiek przynajmniej radochę. On będzie musiał się zmagać z cholerną beznadziejnością w tej nierównej walce, wiedząc doskonale, że do niczego nie doprowadzi. Nie chciał się od niego całkowicie odcinać, wiedząc, że pewne rzeczy nie powinny na to wpływać, a jako że mu na nim zależało, nie zamierzał się przyznawać do tych drobnych fal bólu. Drobnych, aczkolwiek możliwych do zdzierżenia. Jakoby przechodzące przez palce, jakoby możliwe do zażegnania prostym zaklęciem, aczkolwiek... to nie był w żaden sposób ból fizyczny.
Na kolejne słowa przyjaciela wzruszył ramionami, wiedząc, że jednak pewne rzeczy się nie zmienią. Ten komplement rzucił jednak nie dlatego, bo tak sądził i zachciało mu się nastrojów do flirtów, a prędzej z powodu chęci odwdzięczenia. Było to miłe, ale i tak cyniczne i przesiąknięte pewnego rodzaju problemem znajdującym się wewnątrz jego ciała. Czasami nienawidził samego siebie za to, na jaką drogę się naprowadził, nienawidził pierdolonego nieszczęścia, w którym się znalazł. Wszystko potrafiło znajdować się w idealnym stanie, aczkolwiek sam na to wszystko wpływał. Niczym zagubiony we mgle, szukał rozwiązania, ale bezskutecznie; życie najwidoczniej miało go pod tym względem w dupie, a sam nie potrafił odciąć się w pełni od wszystkiego. I chociaż robił to instynktownie, to nie mógł oderwać wzroku od wrażenia, że jednak każda czynność popędza go w taką, a nie inną stronę. Cicho, bezceremonialnie, westchnął, starając się nie zwracać na tę czynność żadnej większej uwagi, gdy spoglądał na tego radosnego, uroczego Maximiliana. Siedzenie w jednym i tym samym miejscu pozwalało mu chwilę pomyśleć, aczkolwiek nadal zdawał się niespecjalnie czuć na siłach - nie chciał brnąć w cokolwiek, chociaż zanurzenie własnych, szczupłych palców, było dla niego czymś powodującym ciepło na własnym sercu, bijącym pod sklepieniem żeber. Wiedział, że dla przyjaciela musi być kimś wyjątkowym, zdającym się podchodzić pod te najwyższe uczucia, ale i tak czy siak wynikało to z działania wywaru. Gdyby postanowił go jakkolwiek wykorzystać, czułby się z tym jeszcze gorzej.
Felczi jeszcze zbrzydnie, spokojnie. — siedząc na parapecie, prostym odruchem dłoni przybliżył jego głowę do siebie i złożył na czubku głowy prosty, nieskomplikowany pocałunek. W stylu tego, kiedy pierwszy raz grali razem w Durnia, a karty postanowiły sobie z nich nieźle pożartować. Doskonale o tym pamiętał, a jako że ten gest nie naznaczał niczym więcej, czuł się z tym w części w porządku. Ostatni raz, skoro zamierzał go tym samym odprowadzić; chuj wie, co się jeszcze wydarzy, gdy będą tutaj siedzieć, a obecnym marzeniem było wyrwać się od tego wszystkiego. I chociaż miał na myśli pod względem długości działania eliksiru, o tyle jednak miał też inne rzeczy pod kopułą czaszki, którymi nie zamierzał się jakoś specjalnie chwalić. Może nie był na to skazany, ale też, prawdopodobieństwo istniało spore. — Chodź, zakochany Maxiu, odprowadzimy cię do dormitorium. — wziął głębszy wdech, prostym ruchem głowy proponując mu przejście się i tym samym częściowe odebranie radości życia przyjaciela. Robił to spokojnie, choć sam ruszył do przodu, wiedząc, że Solberg będzie jak ten pimpuś uganiający się za ukochaną, turlaną piłeczką. Kiedy upewnił się, że nikogo nie ma, wraz z rozkochanym kumplem ruszył w stronę podziemi, mając nadzieję na to, iż działanie eliksiru przeminie dość szybko.
Oby.

[ zt x2 ]
Powrót do góry Go down


Hunter O. L. Dear
Hunter O. L. Dear

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
Galeony : 2009
  Liczba postów : 788
https://www.czarodzieje.org/t19794-hunter-ossian-lewis-dear#599888
https://www.czarodzieje.org/t19804-sowa-huntera#600487
https://www.czarodzieje.org/t19795-hunter-o-l-dear#599914
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 6 Sty 2021 - 18:05;

Wszyscy lamentowali nad tym jak zakończył się ich eksperyment z harpią, a prawda była taka, że mogło być dużo gorzej. Powinni wręcz być wdzięczni losowi, że skończyło się tylko na tych kilku ranach i w tym momencie cała trójka może swobodnie oddychać. Były momenty, kiedy Hunter obawiał się, że już stamtąd nie wyjdzie, chociażby wtedy, kiedy wściekły wilowaty zacisnął dłoń na jego szyi. Gdyby nie szybka reakcja Robin, prawdopodobnie nie stałby teraz z nimi żywy. Powinni też wziąć pod uwagę, to że mimo wszystko są cholernymi szczęściarzami, że tylko tak się to skończyło.
Eskil próbował grać twardego i widać to było dokładnie już kiedy podnosił się z podłogi. Zajęło mu to dosyć sporo czasu, aż wreszcie Robin się nim zajęła. Miała z nim bliższy kontakt i mogła zjechać go z góry na dół - co zresztą zrobiła. Dear widząc to, postanowił zostawić użeranie się z upartym Ślizgonem dziewczynie a sam zgodnie z jej prośbą, zgarnął rzeczy Eskila, aby po chwili wyjść z pomieszczenia z kamiennym kominkiem na korytarz, aby zejść do lochów, gdzie ponoć może być kuzyn wilowatego, który może się nimi dyskretnie zająć. Robin pomysłowo skorzystała z zaklęcia lewitującego, aby przetransportować Clearwatera, którego rozległe rany na plecach powodowały niemały ból. Jednak chłopak nie był z tego zadowolony...
- Przymknij się, dobra? - mruknął w końcu, słysząc jak Eskil domaga się zakończenia Mobilicorpusa, który de facto oszczędza mu i sił i cierpienia. - Zaraz zleci się tu pół szkoły. Więc, jeśli nie chcesz sensacji - s t u l   g ę b e - dodał po chwili, kiedy znaleźli się już na piątym piętrze.
Miał dość już na dziś, w głowie mu szumiało i lekko mu się w niej kręciło, kiedy schodził po schodach. Przez lewe przedramie miał przewieszone ubrania Eskila, a druga ręka wisiała bezwładnie wzdłuż ciała; na szczęście już mniej krwawiła. Sam też zastanawiał się później czemu nie zawinął nadgarstka w bandaż, tak jak to zrobił na przedramieniu Robin, ale to chyba dlatego, że zbyt wiele tam się później działo. Eskil nagle zaczął się przemieniać z powrotem w pełni w siebie i trzeba było szybko wymyć z pokoju, w którym się znajdowali. Nie było czasu.
- Robin - odezwał się cicho, kiedy przechodzili obok znajomych drzwi, za którymi znajdował się wyciszony pokój, gdzie można było w spokoju czymś się zająć, bo nie dochodziły tam żadne dźwięki z zewnątrz ani nie wychodziły na zewnątrz. - Zamienić Cię? - spytał, skinąwszy w stronę rannego Eskila. Już słyszał jego protesty, ale na pewno się nimi nie przejmie. Jak narobił dziadostwa to teraz nie ma prawa głosu. A jednak, utrzymanie zaklęcia przez dobrych kilka minut eskortowania chłopaka po schodach wymagało trochę wysiłku od Ślizgonki.

@Eskil Clearwater & @Robin Doppler & @Felinus Faolán Lowell
Powrót do góry Go down


Eskil Clearwater
Eskil Clearwater

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dodatkowo : Półwil
Galeony : 343
  Liczba postów : 1685
https://www.czarodzieje.org/t19775-edward-eskil-clearwater#597052
https://www.czarodzieje.org/t19779-pokrecona-skrzynka-na-listy#597322
https://www.czarodzieje.org/t19776-eskil-clearwater#597057
https://www.czarodzieje.org/t20151-eskil-clearwater-dziennik#624
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 6 Sty 2021 - 18:25;

Trzeba pamiętać, że w organizmie Eskila dalej znajdowała się glicynia, teraz wyciszana księżycową rosą. Nie można jednak zapomnieć, że jest też nastolatkiem w najsilniejszym okresie dojrzewania, a więc hormony mogą dać popalić. Był zbyt dumny, aby poprosić o pomoc i pozwolić na dotknięcie jego szponiastej ręki - jako jedyne nie chciały się przeistoczyć w ludzkie dłonie, co go bardzo, ale to bardzo bolało - a tym bardziej nie mieściła mu się w głowie złość Robin. Dlaczego na niego naskakiwała? Przecież wszyscy byli tak samo winni tego, co się stało. Zaraziła go swoim gniewem. Wściekał się jak nigdy kiedy bezczelnie potraktowała go zaklęciem lewitującym. Poczerwieniał ze złości i przez jakiś czas próbował ją w sobie stłumić, ale im usilniej to robił (i im bardziej zbliżali się do piątego piętra) tym jeszcze bardziej chciał ją z siebie wyrzucić. - PUŚĆ MNIE! - zawołał dobitnie, bo nie obchodziło go oszczędzanie mu bólu przy chodzeniu. Nie tylko czuł się upokorzony lewitując z tymi popieprzonym rękoma na widoku (!!!!), ale też lewitowany przez dziewczynę (!!!!) która mu się podobała. Nie, Eskil nie był spokojny, zaciskał pazury na swojej skórze i wpatrywał się wściekle w Robin, pierwszy raz niezrażony jej gniewem. Puściły mu nerwy, przemawiał przez niego też strach, teraz zakamuflowany złością. Dziewczyna miała rację, harpia przez jakiś czas będzie uśpiona bo inaczej byłby nieprzyjemny nawrót. - Nie jestem workiem ziemniaków, żebyś mogła mnie tak lewitować! Postaw mnie na ziemi! Będę sam szedł! I NIE ZAMKNĘ SIĘ dopóki mnie nie odstawi! - aż się trząsł ze złości. Czuł się okropnie wisząc poziomo w powietrzu jak przedmiot, którego nikomu nie chce się dotykać. Nie miał jak schować swoich rąk, chciał zakryć się szatą, ale nawet nie zdążył wyciągnąć po nią ręki. - Nie traktuj mnie jak dzieciaka, będę szedł SAM! - tylko jeden raz próbował się wyrwać spod działania zaklęcia jednak gdy tylko poruszył ramionami to na plecach wybuchła fala bólu. Nie komentował w żaden sposób faktu, że to Robin mu je tak poharatała. Nie miał ochoty teraz się nad tym rozprawiać. Nade wszystko chciał znaleźć się na ziemi i przede wszystkim zakryć, byleby nikt teraz się na niego nie gapił. Wyciągnął rękę i o dziwo, udało mu się sięgnąć do ramienia Robin. Nie zaciskał na niej palców, ale musiał ją jakoś zatrzymać. Jeśli ktoś go teraz zobaczy to równie dobrze może się wyprowadzać już z Hogwartu. Ten stan zbyt mocno ingerował w jego poczucie komfortu. Wolał męczyć się na schodach niż pozwolić dalej w ten sposób eskortować. - Postaw mnie. - wbił w nią wściekłe spojrzenie, a na policzkach miał ciemne wypieki wstydu, zapewne gorączki i przede wszystkim złości.
Powrót do góry Go down


Robin Doppler
Robin Doppler

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Galeony : 1400
  Liczba postów : 1202
https://www.czarodzieje.org/t19800-robin-doppler#600127
https://www.czarodzieje.org/t19810-robin-i-jej-sowa#600759
https://www.czarodzieje.org/t19808-robin-doppler#600671
https://www.czarodzieje.org/t20573-robin-doppler-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 6 Sty 2021 - 20:32;

Jakie to wszystko było dziwne i nieprawdopodobne… Zamiast cieszyć się, że wyszli cało (w miarę…) z zabawy jaką zafundował im Eskil, to każdy był naburmuszony by wręcz nie powiedzieć, że wkurwiony. Przynajmniej o sobie Robin mogła powiedzieć, że wkurwienie powoli odbierało jej zdolność racjonalnego myślenia. Była cholernie zła na samą siebie przede wszystkim. Nie obwiniała chłopaków. Gdyby nie ona, to nic nikomu by się nie stało i tyle w temacie. A teraz, zamiast działać, jak należy, to po prostu wszyscy mieli pretensje do wszystkich i zachowywali się jak idioci, z nią na czele. Przecież wystarczyło by, gdyby Eskil wsparł się na jej oraz Huntera ramieniu. Ale uznała, że lewitowanie go do dormitorium będzie lepszym pomysłem. Cholerna, głupia idiotka…
Miała dosyć narzekania młodego ślizgona i dziękowała w duchu wszelakim bóstwom za to, że Hunter zachowywał się w jak najbardziej adekwatny sposób. Całą drogę jęczał i jęczał, a ona zawzięcie milczała, wciąż celując w niego różdżką. Bała się, że jeśli w końcu otworzy usta, to wydobędzie się z nich cholernie wielki krzyk i nie zamilknie przez naprawdę długi czas. Więc wciąż nie odzywała się ani słowem. Przymknęła powieki, kiedy znów usłyszała cudowny głos Eskila, modląc się w duchu by obdarowano ją cierpliwością. Gdyby ktoś dał jej teraz siłę, to mogłaby rozpierdolić na kawałki. Ból w przedramieniu był ledwie do zniesienia a do tego promieniował ten z obojczyka. Nie wiedziała, czy jest złamany, czy nie, ale jeszcze nigdy aż tak ją nie bolało. Zresztą, nigdy nie miała nic złamanego, więc może nadszedł ten pierwszy raz?
– Nie ma konieczności – odpowiedziała Hunterowi, kiedy ten zapytał, czy ją zmienić. Widziała, że on również nie był w najlepszym stanie i nie uważała, że powinien się w tym momencie nadwyrężać. Jakby nie patrzeć, oberwała najmniej, więc teraz mogła lekko odpokutować to.
Czara goryczy przelała się jednak, kiedy chłopak postanowił w bardziej dosadny sposób dać jej znać, że nie ma zamiaru dłużej znosić takiego środka transportu, jaki mu zafundowali. Pech chciał, że ramię, które postanowił dotknąć, było jednocześnie tym samym, które wcześniej zaatakował swoim łokciem. Jęknęła głośno z bólu zamykając oczy. Czar przestał działać i z wysokości około metra Eskil pierdolnął srogo na kamienną posadzkę. Robin jednak o tym nie myślała. Ból promieniujący od obitego (miejmy nadzieję) obojczyka promieniował tak bardzo, że aż z pod jej powiek ponownie popłynęły łzy. Nie była pewna, czy raczej świadczyły o jej złości, bezsilności, czy może jednak bólu. Kucnęła, niczym zranione zwierzę próbując osłonić swoje ramię przed ewentualnym kolejnym atakiem. Dopiero po kilku sekundach ból zelżał na tyle, że była w stanie otworzyć powieki. Od razu utkwiła spojrzenie w młodszym ze ślizgonów. Słała nieme gromy w jego stronę, jednak wiedziała, że długo już nie będą one niemymi.
Trzy, dwa, jeden…
– JAK NIE JESTEŚ DZIECIAKIEM, TO SIĘ KURWA NIE ZACHOWUJ JAK ROZWYDRZONY BAHOR! – ryknęła w stronę Eskila, sama zaskoczona tym, jak wiele gniewu się w tym momencie z niej wylało. Jednak nie obchodziło ją to, czy ten postanowi się na nią obrazić, czy nie. Nie interesował ją fakt, że pewnie właśnie teraz Hunter dochodził do wniosku, że jednak jest wariatką. Miała głęboko w dupie, że ktoś może ich usłyszeć w tym momencie i sprowadzić jakiegoś profesora. – Kurwa, tak źle, że próbujemy ci pomóc?! – jej ton delikatnie zelżał, jednak wciąż kipiała z ledwo pohamowanej złości. A właściwie, to już niekoniecznie hamowanej…
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 6 Sty 2021 - 20:39;

Akurat był w Wyciszonym Pokoju.
Wcześniej, poprzedzając naukę oklumencji, wypił kakao, które niósł ze sobą w torbie. Zazwyczaj nikt lub nic mu nie przeszkadzało - jak również nie wiedział, co to za armagedon się dzieje poza szczelnymi ścianami, na które zostało zastosowane zaklęcie. Siedział wygodnie na poduszkach, starając się odgrodzić od tego wszystkiego, co go obecnie spotykało, a za każdym razem, gdy przecinał nożyczkami wszystkie połączenia, starał się wybierać te, które były negatywne. Z czasem zaczął zauważać więcej pod tym względem - w szczególności wtedy, gdy starał się rozluźnić, chociaż obok niego radośnie skakał puszek pigmejski, którego jeszcze w ogóle nie nazwał. Oddychając spokojnie, zauważał, którą z nici może zerwać, ażeby poczuć się chociaż trochę lepiej, żeby oszukać samego siebie. Czuł ten pośpiech we własnych żyłach, jakoby krążąca po jego organizmie krew była również zepsuta, a sam nie potrafił przejąć kontroli nad kryzysem dziejącym się pod kopułą jego czaszki. Wkurzało go to, ale właśnie umiejętność odcinania się od tego pozwalała mu tym samym nie tylko doszlifować własne zdolności, lecz także wyzbyć się pewnych rzeczy, nad którymi po prostu nie panował. I mógł być teraz cholernie wdzięczny samemu sobie, że postanowił podjąć się nauczania tego przed wakacjami, jakie to się odbyły. I jakie to pozostawiły na nim pierwsze piętno.
Niemniej jednak, kiedy to otworzył drzwi, zauważył właśnie ich - trójkę. Czekoladowe oczy, gdy wykonał pierwszy krok na zewnątrz, wbił pierwsze w twarze, jakoby starając się je rozpoznać, no i udało mu się. Spokojnie, bez pośpiechu, choć mrużąc przy tym własne oczy. Robin Doppler, stara dobra przyjaciółka, Eskil, pływająca mrożonka z bezkresu jeziora hogwarckiego i... ktoś z rodziny Dearów? Najwidoczniej tak, skoro chłopaka kojarzył, ale nigdy nie miał z nim jakoś bezpośrednio do czynienia. — Co do... co wy...? — wymsknęło mu się, choć zachowywał ten sam, stoicki spokój, jakoby jeszcze znajdował się w Wyciszonym Pokoju, ćwicząc oklumencję. Stukot podeszwy przedostawał się do ich uszu, kiedy to starał się określić, dlaczego oni krwawią. Dlaczego są we krwi. I co ma z tym wszystkim Ślizgonka, która przecież mówiła mu, żeby się nie martwić? Kolejny zawód. Kolejny dowód na to, że jego starania idą na marne, bo coś musi się dziać; westchnąwszy ciężko, położył ręce na minimalnie zarysowanych biodrach, choć bluza skutecznie uniemożliwiała doglądnięcie tego, jak bardzo są one widoczne. Czuł nie tylko złość, którą skutecznie tłumił, lecz także bezsilność wobec losu, który jeszcze raz postanowił napluć mu prosto w twarz i przekonać go do tego, że niezależnie od poczynań, nie wszystkich zdoła uchronić. — Robin, co się, do kurwy, stało? Czemu jesteście w krwi? — pokręcił głową, mając ochotę się załamać, choć skutecznie się przed tym powstrzymywał. Jego głos był spokojny, choć pod kopułą czaszki znajdowało się wiele emocji, które to powstrzymywał na wodzy. Pierwsze sytuacja w Skrzydle Szpitalnym, a teraz trójka uciekinierów, którzy byli oblepieni szkarłatną posoką. Nie mógł uwierzyć, choć, po bardzo krótkiej analizie, podejrzewał, że nie mają oni raczej zamiaru udać się do Skrzydła Szpitalnego - gdyby zależało im od razu na pomocy, zapewne wołaliby o pomoc. A najwidoczniej mieli szczególne powody, by tego nie robić. By uciszać siebie wzajemnie, choć widać było, że niektórym porządnie puściły nerwy.
On nie zamierzał do nich dołączyć.
Ja pierdolę. — pokręcił głową, nie mogąc dowierzyć. Był już kompletnie zrezygnowany, choć postawa ciała, kiedy to oparł się o ścianę i na nich spoglądał, zdawała się pokazywać prędzej podejście na kompletnym wyjebaniu. Jeżeli chciał przez to przejść i im pomóc, musiał się uspokoić - okiełznać własne demony, by nie rozpętać tym samym kolejnego piekła. Bo się martwi - martwi się cholernie, ale za swoje podejście do innych już raz dostał karę. I nie zamierzał tego powtarzać, kiedy to grzebał we własnej torbie, starając się znaleźć odpowiednie eliksiry. Pośród kolejnych dawek lekarstwa wygrzebał dwa wiggenowe, pozostawione w razie potrzeby, by tym samym umieścić je pomiędzy własnymi szczupłymi palcami. Wziął ciężki wdech, nie chwytając jeszcze za różdżkę. Bo to przecież nie jest jego sprawa - nic nie jest jego sprawą, jakby popatrzeć na to w kompletnie odmienny sposób. I jeżeli Doppler nie chciałaby pomocy - poszanowałby to. — Więc... potrzebujecie pomocy czy mam się łaskawie odpierdolić? — zapytał. Nie chciał się narzucać, choć kłóciło się to mocno z jego podejściem wobec opieki nad każdym, kogo miał przy sobie bliżej. I chociaż jego reakcja mogła być kompletnie nieodpowiednia, wynikała ona głównie z własnego doświadczenia, spokoju i pierdolących się struktur otaczającej go rzeczywistości. Tym bardziej, że cyrk, jaki słyszał przez parę sekund, gdy otwierał ostrożnie drzwi, zdawał się pogłębiać. Siedzący na posadzce Eskil, łzy wydobywające się w wyniku doznanego bólu, a także tragizm. Czysty, kurwa, tragizm. I chociaż współczuł im każdemu, nie zamierzał opuszczać swojej postawy.
Porozmawia z nią na osobności.

@Hunter O. L. Dear, @Eskil Clearwater, @Robin Doppler
Powrót do góry Go down


Hunter O. L. Dear
Hunter O. L. Dear

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
Galeony : 2009
  Liczba postów : 788
https://www.czarodzieje.org/t19794-hunter-ossian-lewis-dear#599888
https://www.czarodzieje.org/t19804-sowa-huntera#600487
https://www.czarodzieje.org/t19795-hunter-o-l-dear#599914
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 6 Sty 2021 - 21:18;

Miał już dość.
Czuł, że pulsujący ból opasający jego głowę i pieczenie nad dłonią prawej ręki gwałtownie narastają, wraz z każdym słowem, które wypowiada Eskil, a potem nagłym wybuchem złości Robin, po tym jak chłopak runął na ziemię. To był jakiś burdel, wszystko się popierdoliło, a kiedy chcieli to ogarnąć, jakoś pomóc sobie nawzajem to wilowaty znowu zaczął zachowywać się jak rozpieszczony gówniarz, który nie dość, że był głównym punktem programu to jeszcze teraz wydziera się na nich, że chcą zaoszczędzić mu poruszania się z rozległą raną. Wiadomo, że każdy po tej akcji z pokoju z kominkiem mam zszargane nerwy, ale na Merlina - czemu on się po prostu nie zamknie tylko kłapie tą gębą, dodatkowo wnerwiając wszystkich dookoła?
Widząc jak Ślizgon dotyka ramienia Robin, a ta automatycznie jakby broni się przed ewentulanym atakiem z jego strony, przystanął,  w pierwszej chwili wbijając w Eskila nieco zdezorientowany wzrok. Runął jak kłoda na zimną podłogę, po tym jak różdżka Doppler przerwała magię zaklęcia, ale to nie on było osobą, o którą martwił się w pierwszej kolejności. Automatycznie znalazł się przy Robin, aby kucnąć przy niej i sprawdzić czy coś jej się stało. Już miał pytać czy wszystko z nią porządku, kiedy zwróciła się z krzykiem do Eskila. Deara jeszcze bardziej poirytowało zachowanie Clearwatera, więc posyłając mu spojrzenie pełne gniewu, w duchu przyznał dziewczynie rację. Bo ileż można?! Czy on chciał ich tym razem wyprowadzić z równowagi? Robił to specjalnie, czy jak?
- Dobra, ej, spokojnie. - zwrócił się do Ślizgonki, oferując jej pomoc przy wstaniu z podłogi, choć nie sądził, że ją przyjmie, zważywszy na to w jakim była stanie. - Mamy Cię więc tutaj zostawić? CHCESZ TEGO? COO? - spytał, patrząc na Eskila, a w jego głosie słychać było, że Hunter ma już serdecznie dość wyrzutów i fochów dzieciaka, bo jakby nie patrzeć chcieli mu pomóc, a teraz traktuje ich, jakby wyrządzali mu największą krzywdę (a przecież to oni byli pokiereszowani przez pazury, które nadal zdobiły jego palce).
I wtedy usłyszał głos ciemnowłosego Puchona, którego kojarzył z widzenia, pewnie gdzieś z którychś zajęć. Obserwował, jak ten sunie wzrokiem po całej trójce i widział wyraźną zmianę na jego twarzy, gdy rejestrował kolejne szczegóły z tego obrazka. Potem padło pytanie, którego chyba wszyscy się spodziewali, ale było ono bezpośrednio skierowane do Doppler. Hunt zmarszczył lekko brwi i automatycznie przeniósł na nią wzrok. Najwidoczniej się znali. Kiedy dostrzegł jak chłopak wyjmuje z torby fiolki z eliksirami, zrobił krok do przodu i w tym samym momencie usłyszał pytanie.
- Em, tak... potrzebujemy pomocy. Mógłbyś...? - odezwał się niepewnie, wiedząc, że los po raz kolejny im sprzyja, bo obecność studenta, który prawdopodobnie jest w stanie ich ogarnąć jest kolejnym prezentem od losu tego dnia. I jako, że najbardziej zależało mu na uzdrowieniu Robin, to właśnie na nią przeniósł wzrok, jakby wskazując chłopakowi kim ma się najpierw zająć. Dodatkowo chyba ją znał, więc najlepiej byłoby gdyby zaczął od niej.
Powrót do góry Go down


Eskil Clearwater
Eskil Clearwater

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dodatkowo : Półwil
Galeony : 343
  Liczba postów : 1685
https://www.czarodzieje.org/t19775-edward-eskil-clearwater#597052
https://www.czarodzieje.org/t19779-pokrecona-skrzynka-na-listy#597322
https://www.czarodzieje.org/t19776-eskil-clearwater#597057
https://www.czarodzieje.org/t20151-eskil-clearwater-dziennik#624
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptySro 6 Sty 2021 - 21:51;

Nerwy. Jak on dawno nie czuł tak silnej złości... to przewyższało nawet gniew na Skylera. Gdyby nie działanie księżycowej rosy to miotałby się tutaj jak dziki zwierz, nie dałby rady tego w sobie utrzymać. Krew w jego żyłach wrzała. Oni nie rozumieli prostej rzeczy - chciał jedynie iść o własnych nogach, a jego zdanie zostało całkowicie zlekceważone. W ogóle nie brano pod uwagę jego stanowiska, po prostu podjęli za niego decyzję i postanowili go lewitować. Nie tak to miało wyglądać. On tylko dotknął Robin. Jak Merlina kocha, tylko dotknął jej ramienia. Nie miał absolutnie żadnego pojęcia, że gdy jego dłonie są zdeformowane to są znacznie silniejsze - wszak u harpii najsolidniejszym atutem są szpony. To był wypadek, naprawdę nie wiedział, że to tak się skończy. Czy jednak niewiedza miała go znowu w czymkolwiek usprawiedliwić? Stracił z twarzy kolory kiedy Robin jęknęła, ale więcej nie widział. Jak rąbnął na ziemię... prosto na te poranione plecy... stracił dech w piersiach i chyba wybałuszył komicznie oczy. Poprzedni ból w porównaniu do obecnego był lekkim ukłuciem, bo teraz wiedział już, że się tak łatwo nie podniesie. Pulsowanie przy potylicy podpowiadało, że rąbnął też głową. Och, jakby nie było mu mało. Słyszał wyraźnie wrzask Robin, ale nie było opcji aby miał zatrzymać na niej spojrzenie. Świat mu się rozmazywał przed oczami i nie był pewien czy to przez uciekające z kącika oczu łzy bólu. Stęknął i niemal zamarł kiedy to z jego gardła zamiast grzecznego jęknięcia wydobył się dobrze im już znany cichy charkot.  Szlag go jasny trafił słysząc jeszcze wyrzuty Huntera. O, teraz w jego organizmie pojawiło się trochę adrenaliny dyktowanej delikatnym muśnięciem czerni w kącikach oczu. - CHCIAŁEM IŚĆ NA NOGACH A NIE W POWIETRZU! Przestańcie mi rozkazywać! NIC MNIE NIE SŁUCHACIE! - wyrzucił z siebie wrzask, wkurwiony jak nigdy dotąd. Oddychał świszcząco, ból go rozsadzał i jedynie wzniecał jego wściekłość. - Wystarczyło poczekać aż odpowiem. - popatrzył na Robin i starał się mówić nieco ciszej. Nie wychodziło mu to. Czuł jednak, że w tej walce jest już osamotniony. Nie zrozumieją jego niechęci do traktowania jak worek ziemniaków. Uparli się, że będą go lewitować i nie chcieli go słuchać, bo przecież co szesnastolatek miałby mądrego do powiedzenia? Miał dosyć tego dnia. Miał tego po dziurki w nosie. W tym samym momencie drzwi się otwarły i w zasięgu wzroku pojawił się inny chłopak. Oglądał go z pozycji leżącej i zmarnowanej, rozpoznając w nim Felinusa. Aż się cały spiął - o kuźwa, to kosztowało go kolejny jęk - i drgnął jakby chciał zabrać Hunterowi swoją szatę. Bardzo szybko cofnął swoje dłoni pod plecy (aukurwajaktoboliświętymerlinieratuj), byleby Felinus ich nie zobaczył. Wszystko, wszystko byleby tego nie widział. Zaczął się trząść z powodu utraty kontroli nad sytuacją. Zaciskał mocno zęby. Robin płakała - kolejny raz przez niego, brawo Eskil, zniszcz jeszcze więcej, oby tak dalej. Nie umiał stawić czoła tej sytuacji, w której był tym przegranym. Tłumiąc w sobie jęk podparł się łokciami o podłogę. Usiadł. Udało mu się usiąść, ale za to poczuł na skórze pleców wesoło cieknącą strużkę świeżej krwi i rozrywającą się tą zakrzepłą. Nie chciał wiedzieć jak to naprawdę wygląda. Świat rozmazywał się przed jego oczami, ale wbił zamglony wzrok w Huntera. - Daj mi szatę. - wydusił z siebie i nie obchodziło go co sobie Ślizgon pomyślał. Zarzucił ją na siebie po to, aby móc ukryć w rękawach szponiaste łapska. To był zwykły ludzki wstyd, a posiadał on swoją moc zwłaszcza po dzisiejszym dniu. Słyszał pytanie Felinusa, ale nie patrzył na niego, nie odpowiadał mu, bo Hunter postanowił przejąć pałeczkę. Przynajmniej w jednym się zgadzali - aby pomógł najpierw Robin, a reszta jakoś się sama ułoży. Nie, Eskil nie wstał ani nie drgnął już w żadną stronę. Wcisnął łapska między swoje kolana i oddychał głęboko, byleby nie wydarzyła się już żadna inna tragedia. Był wściekły na Robin, że mu rozkazywała posłuszeństwo i nie przyjmowała odmowy, a na Huntera za to, że jest tak blisko niej. Czuł się beznadziejnie pod wieloma względami. Stał się przyczyną tych obrażeń, tej kłótni, całej tej sytuacji. Zerknął na Puchona tylko raz, po to aby odebrać wrażenie, że ten wygląda jakby coś go bolało. On też? KUŹWA.
Powrót do góry Go down


Robin Doppler
Robin Doppler

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Galeony : 1400
  Liczba postów : 1202
https://www.czarodzieje.org/t19800-robin-doppler#600127
https://www.czarodzieje.org/t19810-robin-i-jej-sowa#600759
https://www.czarodzieje.org/t19808-robin-doppler#600671
https://www.czarodzieje.org/t20573-robin-doppler-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 9:59;

Nie przejmowała się tym, że właśnie prawdopodobnie sprawiła chłopakowi ogromny ból fizyczny poprzez nagłe zaprzestanie działania zaklęcia. Zbyt skupiona na własnych, bardzo mocnych odczuciach, nawet nie rejestrowała za bardzo tego, co działo się wokół. Nie wiedziała, czy chłopak użył względem niej dużo siły, czy nie. Pewne było to, że nawet najmniejszy dotyk po takim urazie był cholernie bolesny. Kurwa, dlaczego to wszystko musiało się tak epicko spierdolić?! Nie znajdowała odpowiedzi na to pytanie. To znaczy, znajdowała, ale nie dopuszczała jej do swojej myśli. Od samego początku robili wszystko nie tak, a teraz po prostu to wszystko się na nich mściło. Ot, prosta logika, której nie chciała dopuścić do swojej głowy. A byłoby znacznie łatwiej pogodzić się ze sromotną porażką, gdyby jednak to zrobiła…
Zarejestrowała fakt, że Hunter znalazł się obok niej, gotowy pomóc się jej podnieść, czy zrobić cokolwiek. Nie powiedziała tego głośno, ale była cholernie wdzięczna za to wszystko, co dzisiaj robił. Może powinna to powiedzieć? Nie, jednak nie… A z pewnością nie teraz.
Drzwi po jej prawej stronie otworzyły się, a ona automatycznie odwróciła w ich stronę głowę, w myślach przeklinając na czym świat stoi. Kurwa. To na pewno był jakiś nauczyciel. Przez załzawione oczy było jej ciężko dopatrzeć się kto to dokładnie był. Im dłużej się przyglądała nogą, klatce piersiowej, dłoniom, twarzy, tym bardziej serce podchodziło jej do gardła. Kiedy w końcu zobaczyła tak charakterystyczną czuprynę dla jej przyjaciela jęknęła w duchu. Wiedziała, że będzie miała przejebane. Przecież dopiero co obiecywała Felinusowi, że będzie na siebie uważać. Że nie będzie robić niczego głupiego. A tymczasem znajdował ją na środku korytarza, w towarzystwie dwóch umorusanych od stóp do głowy we krwi chłopaków. Nie zamierzała tłumaczyć, że ta krew to w zasadzie mieszanka całej trójki. Przynajmniej nie teraz.
Róż rozpalił jej policzki, jednak nie miał kompletnie nic wspólnego ze złością, która jeszcze nie tak dawno gorzała w jej żyłach. Był to zwyczajny, ludzki wstyd. Wstyd spowodowany tym, w jaki sposób Lowell na nią patrzył. Był to tylko żal i rozczarowanie, czy wyczuwała tam delikatną nutkę pogardy? Nie była w stanie w tym momencie rozszyfrować. Kiedy ryknął na nią, skuliła się jeszcze bardziej w sobie, pragnąc zapaść się pod ziemię. Nawet wszechobecny ból nie doskwierał jej już aż tak bardzo, jak dotychczas.
– Feli, później – powiedziała cicho, z pomocą Huntera w końcu podnosząc się do pozycji pionowej. Miała nadzieję, że puchon faktycznie poczeka kilka chwil z zadawaniem wszelakich dodatkowych pytań. Nie zamierzała pozwolić na to, aby Eskil stal się winowajcą wszystkiego, co ich spotkało. Brudnym bandażem, otarła policzki ze śladów łez i jęknęła ponownie, kompletnie zapominając o ranach, które skrywał.
Weszli do pomieszczenia, które dopiero co zostało opuszczone przez Felinusa. Robin poczuła się nieco zobowiązana do tego, aby choć pobieżnie wyjaśnić, co się tutaj działo, skoro pragnęli uzyskać od niego pomoc. Nim jednak to zrobiła, to ponownie oparła się o twardą ściankę. Przymknęła powieki i osunęła się na posadzkę, z ulgą witając twardy grunt pod pośladkami. Wiedziała, że jej stan fizyczny to pikuś w porównaniu do tego psychicznego. Musiała dać sobie kilka sekund czasu, czy to im się podobało, czy nie. Kiedy w końcu rozchyliła powieki, w czekoladowych tęczówkach doskonale widoczne było zmęczenie, które teraz praktycznie że przygniatało ją do posadzki.
– Eskil ma paskudną ranę na plecach zadaną zaklęciem – czuła jak żółć zbiera się w jej gardle, kiedy ponownie dotarł do niej fakt, że to ona trzymała różdżkę, przy pomocy której zostało rzucone to zaklęcie. Odetchnęła głęboko by po chwili kontynuować przykrą wyliczankę. – Hunter ma paskudne rany w nadgarstku, które cały czas krwawią, nie wiem, czy stało mu się coś więcej. Ja mam tego samego typu rany na przedramieniu i coś z prawym obojczykiem, nie wiem co – wydała wszystko jak na spowiedzi, bo wiedziała, że Felinusowi można ufać. Wiedziała, że nie wyda ich i te sekrety będą bezpieczne w jego opiece. – Jesteś w stanie coś z tym zrobić? Skrzydło szpitalne nie wchodzi w grę – była zaskoczona, że stać ją było na użycie jeszcze takiej siły do wypowiedzenia ostatnich kilku słów.
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 10:27;

Naprawdę nie wierzył we własne szczęście? Nieszczęście? Co to ma być, do cholery? Punkt specjalnej opieki, bo o ile chciał pomagać, o tyle jednak nie rozumiał tego, skąd to wszystko się wzięło. Mógł tylko zmrużyć oczy, jakoby zastanawiając się nad tym, czy na pewno dobrze zrobił. Mógł mieć przez to problemy, ale to był najmniejszy - większym było to, że sam siebie ostatnio zaniedbywał i sam posiadał własne problemy. Była w tym jednak Doppler, a eksperyment wymknął się spod kontroli. Palce mocniej zacisnął na własnych eliksirach, przymykając na krótki moment oczy, jakoby chcąc tym samym przetrawić wszystko w sobie, zanim to ponownie źrenice nie biły tym samym, charakterystycznym spokojem. Na szczęście chłopacy nie stawiali oporu, w związku z czym mógł zająć się tym wszystkim na własną rękę - a przynajmniej żaden z nich nie pchał się na miejsce Ślizgonki, która najbardziej go w tym wszystkim obchodziła. Nie tylko ze względu na to, że jest jego przyjaciółką, a głównie ze względu na to, iż kobiety, z natury delikatniejsze, są w stanie mniej zdzierżyć. I mają mniej krwi w organizmie. To wszystko zdawało się psuć, a dziwne poczucie winy, jakoby powiedział własne słowa nazbyt oskarżycielsko, przejęło struktury jego ciała. Cholerne zepsucie - przynajmniej weszli do sali. A jeżeli Eskil miał z tym problem, to nie widział problemu w użyciu Mobilicorpus, jakoby znowu miał stać się tym samym workiem ziemniaków.
Później. Jak zawsze, jak zwykle. Nie zareagował na to słowami, wykonując charakterystyczny ruch do góry i na dół, jakoby w zgodzie.
Sup. — kiwnął głową, gdy z powrotem skierował kroki do odpowiedniego pomieszczenia. Powietrze w sali było chłodniejsze - nie bez powodu. Sam starał się oddychać podczas nauki świeżym powietrzem, niemniej jednak teraz przyda się ono jeszcze bardziej. Wysłuchał tym samym jej słów, na szybko analizując sytuację, a kiedy okazało się, że jest jeszcze coś, co może przyczynić się do większego urazu, nie bez powodu stwierdził, żeby od razu się tym wszystkim zająć. Podejrzewał uszkodzenie kości, choć wcale nie mógł być tego takim pewnym.
Robin, pozwól, że cię jako pierwszą uleczę. — powiedział, poniekąd nakazując jej bycie pierwszą osobą obarczoną noszonym wsparciem. Za pomocą zaklęcia przyjął odpowiednią dawkę do różdżki, by tym samym podać do obiegu przygotowany wcześniej wiggenowy; musiał tym samym podwinąć rękawy jednej ręki, a wybrał tę, która W jednej z fiolek została niewielka ilość substancji, aczkolwiek wystarczająca do tego, by tamci mogli ją przyjąć. Jednocześnie na szybko rzucił zaklęcie tamujące krwotok w stronę posiadanej przez niego rany.— Podzielcie się. Proszę, po równi i bez żadnych kłótni. — mruknąwszy, podał tym samym dwa flakoniki Hunterowi, by ten przyjął pozostałą ilość w połowie i tym samym podał Clearwaterowi. Wszystko działo się w miarę szybko; nawet sam nie zauważył, kiedy użył Durito, by ulżyć jej w bólu i tym samym móc dokładniej zbadać, aniżeli bawić się w jakieś podchody. A wyglądało na to, że Haermorrhagia Iturus i proste zaklęcia leczące nie wystarczą; musiał się skupić, nawet jeżeli większość z nich rzucał w ciszy i spokoju, nie chcąc tym samym w jakikolwiek sposób zawinić powstania znacznie gorszej sytuacji. Nie wiedział, co dokładnie się stało, z czym mieli do czynienia, ale ślady były wyjątkowo charakterystyczne, jakoby przedstawiająca się w jednym z podręczników do uzdrawiania, który przeglądał od czasu do czasu. Wila. I od razu połączył fakty, wiedząc doskonale o tym, że Eskil przedstawia ten gatunek, w związku z czym jedynie westchnął. Tyle problemów, o których wspominał Lucas. I, co najgorsze, został wplątany w to bagno. W ile jeszcze wpadnie - tego nie wiedział. Nie miał czasu ani na kolejne kłótnie, ani na nic szczególnego, skoro zajmował się na razie Doppler.
Dear, jest jeszcze coś poza tym prawym nadgarstkiem? Co z Eskilem? Czemu chowa ręce? — zapytawszy się,  Vulnera Arcuatum, użyta również w niewerbalny sposób, podbita własnymi umiejętnościami, w miarę sprawny sposób zaleczyła ślad po pazurach na lewym przedramieniu. Nieźle sobie z tym radził - głównie dlatego, bo nie czerpał wiedzy z zeszytów i notatek, a zamiast tego dużo trenował. A to, że sam siebie leczył, było już inną kwestią. Surexposition wykazało złamanie obojczyka, którym się ostrożnie zajął, ponawiając zaklęcie znieczulające, lecz tym razem w obrębie przerwania ciągłości kości. By tym samym użyć Locusa, a następnie, poprzez powtarzany schemat w postaci rzucania czaru leczącego przywrócić kość do pełnej sprawności. Surrexposition, Locus, Surrexposition, Episkey. Powtarzane jak mantra, gdy dłoń mocniej zaciskała się na posiadanej przez niego różdżce, muskając palcami drewno, z której została ona wykonana.
Powrót do góry Go down


Hunter O. L. Dear
Hunter O. L. Dear

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
Galeony : 2009
  Liczba postów : 788
https://www.czarodzieje.org/t19794-hunter-ossian-lewis-dear#599888
https://www.czarodzieje.org/t19804-sowa-huntera#600487
https://www.czarodzieje.org/t19795-hunter-o-l-dear#599914
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 11:45;

Tego dnia tak wiele już przeszli, że nie dziwota, że każdy był rozdrażniony i dawał ponosić się emocjom. Krzyki i pretensje, które rzucali w siebie miały więc jakieś usprawiedliwienie, ale za to w niczym nie pomagały. Rzeczywiście obydwie strony miały racje, ale w tym momencie dochodził do tego jeszcze stres spowodowany wydarzeniami w pokoju z kominkiem oraz mocne charaktery całej trójki, którzy nie potrafili odpuścić, jednocześnie nie umiejąc postawić się na miejscu tej drugiej strony.
Frustracja i złość Eskila, który wkurzył się jeszcze bardziej z kolejnymi jego słowami, spowodowały, że ręce mu opadły. Jak gadać z takim gówniarzem, który tupie nogą w takiej sytuacji? Najchętniej teraz zostawiłby tak jak runął na podłogę i zwyczajnie sobie poszedł (oczywiście zwijając Robin; tyle tylko, że ona idiotka by wilowatego nie chciała zostawić mimo wszystko...). Dear był tak na niego wściekły w tej chwili, że bliski był już tego, aby to zrobić. Ale wtedy na korytarzu pojawił się Felinus.
Widział wyraz twarzy Robin, kiedy na nią spojrzał, a ona wreszcie rozpoznała nowoprzybyłego. Kiedy się odezwała, nie miał już wątpliwości, że się znają. Wtedy usłyszał głos Clearwatera, który chciał odzyskać swoje ubranie. Hunter spojrzał na niego najpierw ze zdziwieniem, lekko marszcząc brwi, ale ostatecznie podał mu szatę, a następnie obserwował po co była mu potrzebna. Wstydził się szponów, które mu zostały po przemianie i jeszcze nie wróciły do ludzkiej formy... Ale przecież Lowell i tak je zobaczy, kiedy będzie go uzdrawiał, prawda?
Obydwoje z Robin wstali, aby po chwili całą czwórką weszli do pomieszczenia, przed którego drzwiami stali, aby załatwić sprawę w ustronnym miejscu. Doppler opowiedziała pokrótce jakie mają obrażenia, aby Puchonowi było łatwiej to ogarnąć. Najpierw zajął się Robin, więc Dear odsunął się na bok, aby nie przeszkadzać Puchonowi w pracy. Podziwiał ludzi, którzy potrafili uzdrawiać, bo dla niego była to naprawdę wielka sztuka. Trzeba było ogromnej wiedzy i umiejętności, aby doprowadzić do porządku niektóre pokiereszowane ofiary wypadków.
- Jasne - odparł na słowa Felinusa, kiedy ten podał mu fiolki z eliksirem. Przelał substancję ze szklanego naczynia, w którym było go więcej do tego drugiego, aby we flakonikach było po tyle samo specyfiku, po czym podał jeden Eskilowi. Wypił zawartość, a na kolejne słowa Puchona wzruszył ramionami. - Chyba po prostu wstydzi się sztyletów- mruknął w jego stronę, a następnie sięgnął karku, aby pomacać potylice, w poszukiwaniu urazu, którego nie był pewien. Ale sądząc po skrzepniętej krwi, która zdążyła już zaschnąć na jego szyi, był tam.  - Najprawdopodobniej uderzyłem jeszcze głową, ale chyba już się zasklepiło. - odezwał się do studenta, dalej obserwując jego pracę przy Robin. Naprawdę poczuł ulgę, kiedy zobaczył, że Lowell ma potrzebne eliksiry i przede wszystkim nie zostawi ich w takim stanie. Jego pomoc naprawdę spadła im z nieba.
Powrót do góry Go down


Eskil Clearwater
Eskil Clearwater

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dodatkowo : Półwil
Galeony : 343
  Liczba postów : 1685
https://www.czarodzieje.org/t19775-edward-eskil-clearwater#597052
https://www.czarodzieje.org/t19779-pokrecona-skrzynka-na-listy#597322
https://www.czarodzieje.org/t19776-eskil-clearwater#597057
https://www.czarodzieje.org/t20151-eskil-clearwater-dziennik#624
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 15:53;

Nie zgodził się na kolejne uwłaczające przenoszenie za pomocą lewitacji. Miał ochotę rozszarpać cokolwiek byleby w końcu zrozumieli, że sobie tego nie życzy bo są inne formy udzielenia pomocy - choćby zwyczajne przytrzymanie ramienia. Odsunął się od wiązki czaru Felinusa, wolał wstać przy pomocy ściany i jako ostatni dowlec się do pokoju. Lepka wilgoć na plecach podpowiadała, że to w końcu źle się skończy jeśli dalej będzie upadać, wstawać, schylać się i obciążać mięśnie. Teraz miał to już w poważaniu. Nie pamiętał jak dostał się wgłąb pokoju, ale ocknął się dopiero gdy usiadł na krześle. Słysząc recytowane obrażenia zrobiło mu się niedobrze. Po tym się już wyłączył. Nie dawał rady psychicznie tego znosić. Jak oni w ogóle chcą go tu trzymać? Po tym jak ich podrapał? W dodatku nic z tego nie pamięta! Nie wiedział dlaczego stracił nad sobą panowanie, czyżby glicynia podziałała na niego tak mocno? Nie mógł oprzeć się o krzesło, ale też wiedział, że nie wysiedzi bez wsparcia więc po raz kolejny narażając się na ból, pochylił się do przodu aby oprzeć łokcie o kolana i brzegami dłoni owiniętych w rękawy oprzeć czoło. Poblask światła zdradzał, że Felinus przystąpił do działania. Chciałby być w tym wsparciem ale już wystarczająco naszkodził. Eskil po prostu zamilkł i zamknął oczy. Jego uwagę odwracało pulsowanie pleców, które próbował przekierować na siłę by jakimś cudem naprawić swoje dłonie. Za nic w świecie nie chciał, aby Felinus to zobaczył. Zaklęcia padały, rozmowy trwały a on ocknął się dopiero kiedy Hunter podał mu coś do ręki (wciąż ukrytej w rękawie, może to dziecinne ale nie mógł inaczej). Nie potrafił przeczytać etykiety bo litery się rozmazywały przed jego oczami. Próbował zogniskować wzrok na Robin, już wyglądającej odrobinę lepiej (odzyskała trochę koloru), ale aby go na tym nie przyłapała to szybko odwrócił oczy. Czekał aż Felinus na nowo zajmie się zaklęciami i dopiero kiedy chłopak był skoncentrowany na leczeniu to odkorkował fiolkę i wypił wszystko do dna. Nie obchodziło go co to jest, już nie miał sił się przejmować bo cokolwiek nie zrobi to nic się nie polepszy. Ta sprawa jest przegrana. Powieki miał zbyt ciężkie, opadły na jego oczy, a on sam zapadł w półsen. Eliksir złagodził ból i chyba uniemożliwił dalsze krwawienie, ale i tak miał w krwiobiegu trochę chemii, więc to robili swoje. Na szczęście pochylanie się nie było już takie bolesne. Im dłużej Felinus się nimi zajmował tym bardziej pojmował jak bardzo ich poturbował. Czekał, choć nie wiedział już na co.
Powrót do góry Go down


Robin Doppler
Robin Doppler

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Galeony : 1400
  Liczba postów : 1202
https://www.czarodzieje.org/t19800-robin-doppler#600127
https://www.czarodzieje.org/t19810-robin-i-jej-sowa#600759
https://www.czarodzieje.org/t19808-robin-doppler#600671
https://www.czarodzieje.org/t20573-robin-doppler-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 16:38;

Nawet nie zamierzała mówić, że to przede wszystkim chłopakami Felinus powinien zająć się w pierwszej kolejności, bo jej zdanie i tak nie było kompletnie pod tym względem brane pod uwagę. Chciała wzruszyć ramionami, kiedy oznajmił, że to ona jako pierwsza pójdzie pod jego różdżkę, jednak gdy tylko poruszyła barkiem, to skrzywiła się zauważalnie. Dlatego ograniczyła się więc tylko do skinięcia głową. Nie miała sił ani ochoty na to, by mówić czy robić cokolwiek więcej. Zamknęła oczy, nawet nie poświęcając większej uwagi na to, co robił Felek. Po prostu egzystowała, gotowa na to, że za chwilę po prostu odpłynie w lekką drzemkę. Wyciągnęła jeszcze tylko nogi przed siebie i oparła potylicę o kamienną ścianę.
Uchyliła jedną powiekę, kiedy sięgnął w stronę jej przedramienia. Pomogła zdjąć bandaż, przy pomocy którego Hunter wcześniej prowizorycznie opatrzył jej rękę. Musiała przyznać, że te rany naprawdę wyglądały paskudnie. Co prawda krew nie sączyła się już z nich, choć to wcale nie poprawiało sytuacji. Wciąż pozostawały otwarte, skóra wokół nich była niezdrowo czerwona i napuchnięta. Poczuła ulgę, kiedy Felinus, oczywiście bez konieczności wypowiadania inkarnacji na głos, rzucił jakieś zaklęcie, które zniwelowało w znacznym stopniu odczuwany w tym miejscu ból. Ponownie zamknęła powieki, całkowicie oddając mu kontrolę nad tym, co aktualnie robił. Nie miała sił, by pytać o to, jakie zaklęcia stosuje, czy przykładać do tego jakiekolwiek znaczenie. Była zmęczona psychicznie i fizycznie. Wiedziała, że jutro zapewne będzie jeszcze gorzej, bo przecież żadne rzucone przez niego zaklęcie nie mogło trwać wiecznie, jednak uparcie ignorowała ten fakt. Będzie się tym martwić jutro.
Nie była pewna, czy ponownie otworzyła oczy po minucie, czy po dwudziestu, jednak kiedy spojrzała na swój nadgarstek to zauważyła, że wyglądał znacznie lepiej. Dopiero teraz zaczynała doceniać fakt, jak niebywałe posiadali szczęście, że trafili właśnie na Lowella pod koniec tego popierdolonego dnia. Chwilę później ból zelżał w okolicach jej obojczyka i usłyszała nieprzyjemne chrupnięcie, kiedy ten celował w nie różdżką. Czyli jednak był złamany… Powiodła wzrokiem w stronę najpierw jednego, potem drugiego ze współwinnych całego zamieszania. Na koniec znów skupiła spojrzenie na przyjacielu.
– Feli, przeżyję. Pomóż proszę chłopakom, bo z nimi jest naprawdę gorzej – powiedziała w końcu, przerywając uparte milczenie z jej strony. Nic innego nie przychodziło jej do głowy. Nie miała sił aby dziękować mu za to, co dla nich zrobił. Nie miała sił również na to, aby zrobić cokolwiek. Chciała po prostu iść spać. I obudzić się poza tym koszmarem.


Ostatnio zmieniony przez Robin Doppler dnia Czw 7 Sty 2021 - 19:51, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 17:29;

Burdel na kółkach, nie ma co.
Przynajmniej Lowell nie pierdolił się w tańcu i od razu przechodził do konkretów. Proste wstąpienie do Wyciszonego Pokoju, kiedy starał się spoglądać, czy przypadkiem ktoś nie nadchodzi, przyczyniło się do narodzenia w nim ziarenka ostrożności, które to zaczęło powoli kiełkować. Przebijać własne struktury poprze ziemię, by tym samym dostać się ku słońcu, ku jego promieniom; zamknął drzwi za pomocą zaklęcia, by nikt niepowołany nie mógł tutaj wejść bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, a sam zaczął powoli działać. Subtelnie, należycie, kiedy to podwinął rękawy własnej bluzy, chcąc mieć tym samym większą sprawność kończyn górnych. Od zawsze nie lubił momentów, w którym coś niepotrzebnie go uwiera bądź przeszkadza - nie bez powodu zatem również nienawidził marnować czasu, w związku z czym, zajmował się początkowo Doppler, słysząc tym samym słowa, które padły z ust Deara. Szpony. Cierniste, charakterystyczne, mogące przebić z łatwością tkankę, by tym samym przyczynić się do rozlewu szkarłatnej posoki. Klejącej, pozostawiającej charakterystyczne ślady, jeszcze ciepłej - jego myśli zostały tym samym potwierdzone. Eskil rzeczywiście zdawał się stracić w jakiś sposób kontrolę, ale, poprzez odcięcie się od własnych, burzliwych emocji, które to subtelnie uspokajał, mógł tym samym nie tracić własnych nerwów, kiedy to zajmował się na początku Ślizgonką. Nie chciał. Wiedział, że to by skazało go z góry na przegraną, w związku z czym, jak to powiedział mu kiedyś Clearwater, przypominał trochę ex aurora. I wcale mu to nie przeszkadzało, gdyż wiedział, że z możliwością zachowania trzeźwości umysłu wiąże się ogromna odpowiedzialność.
Głowę? — mruknął, jakoby sam do siebie, by tym samym wziąć cięższy wdech, kiedy raz po raz rzucał zaklęcia mające na celu uleczyć chociaż częściowo złamanie. Czekoladowe tęczówki przeniosły się początkowo w jego stronę, kiedy wypowiedział te słowa, spoglądając tym samym na krzesło, które znajdowało się nieopodal nich. — Usiądź i się na razie nie ruszaj. Jakbyś poczuł nudności, zawroty, powiedz mi o tym od razu. — cały ten dzień to jakaś szkoła przetrwania chyba. — Eskil, proszę cię, nie odpływaj. — kiwnąwszy głową w stronę potencjalnego siedziska, miał nadzieję, że tylko i wyłącznie na niewielkim urazie głowy się skończy, choć, do cholery, nie miał dwóch różdżek, by móc rzucać zaklęciami na lewo i prawo. Na chwilę przerwał leczenie Robin, by rzucić w jego stronę Rennervate, ażeby nie mieli przy okazji nieprzytomnego na pokładzie. Wszystko go niemiłosiernie denerwowało, bo względem zaklęć uzdrowicielskich nie ma żadnego, które mogłoby uleczyć parę osób jednocześnie. Czuł, że jako jedna jednostka, która ma na celu poniekąd podreparować trzy pozostałe, mógł tym samym nieodpowiednio dobrać kolejność leczonych osób. Na szczęście, kiedy to już zakończył swoją pracę, otrzymał sygnał od Robin, na który kiwnął głową. Nie widział sensu słów i dyskusji w tym całym pierdolniku, który miał okazję się narodzić. Poniekąd z ludzkiej głupoty, na co, gdyby wiedział, pokręciłby jeszcze bardziej głową, a i każdego z nich trzasnął parę razy po głowie, w ramach wybicia pomysłu z głów. Może zabawa w pałkarza dałaby jakoś rady?
Dear, sprawdzę, czy nie doszło do krwotoku, dobrze? — powiedziawszy, podchodząc do niego na spokojnie, przygotował zaklęcie, by tym samym mieć pełny wgląd w jego układ krwionośny. Nie chciał, by przypadkiem ten miał krwiaka, gdyż mogłoby się to zakończyć z czasem niezbyt ciekawie. Nie znał jego imienia, dlatego nie bez powodu posługiwał się nazwiskiem, kiedy to Flumine Sanguinis nie wskazało na nic groźnego - nie zauważył żadnego urazu wewnątrz, a do tego, mimo dość bliskich obrażeń względem tętnicy, nie doszło do jej uszkodzenia. Jeszcze jedynie przyłożył odpowiednio dłoń, by tym samym na krańcu różdżki wyczarować odpowiednie, przedostające się w poszczególny punkt światło. Sprawdził jedną źrenicę, było wszystko w porządku. Druga również nie wykazała żadnych powikłań - wszystkie z nich mieściły się w normach i nie były zniekształcone, kiedy to, dla pewności, na parę sekund przyłożył różdżkę, by przetoczyć krew. — Powinno być trochę lepiej. — mruknął w stronę Huntera. Jeszcze tego by im brakowało - wstrząsu krwotocznego, wynikającego z utraty szkarłatnej posoki.
Dopiero potem zwrócił swoją pełną uwagę na Eskilu, odwróciwszy się na pięcie - ten nie wyglądał najlepiej, ale nie wiedział, z czego dokładnie to wynika. Utrata krwi?
Powrót do góry Go down


Hunter O. L. Dear
Hunter O. L. Dear

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
Galeony : 2009
  Liczba postów : 788
https://www.czarodzieje.org/t19794-hunter-ossian-lewis-dear#599888
https://www.czarodzieje.org/t19804-sowa-huntera#600487
https://www.czarodzieje.org/t19795-hunter-o-l-dear#599914
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 19:30;

Jemu naprawdę zbyt wiele się nie działo, dlatego nie widział problemu, aby Felinus najpierw ogarnął Robin, później Eskila a na końcu jego. No może nieco irytowała go ta ręka, dolepiona jego własną krwią i doskwierał mu upierdliwy ból głowy, ale było to do przeżycia. Widział, że Ślizgonka jest wycieńczona i osłabiona zarówno samą walką z harpią, jak i całym tym nieszczęsnym dniem, dodatkowo też nieźle oberwała, więc z ulgą obserwował, jak Puchon stosuje na niej kolejno zaklęcia uzdrawiające. Kiedy przymknęła oczy i oparła się głową o ścianę, wyglądała już na spokojną. Jakby odcięła się od tego po wydarzyło się wcześniej i powoli dochodziła do siebie wraz z magią, którą wtłaczał w nią Felinus.
Hunter zaś już kilka minut po wypiciu leczniczego eliksiru poczuł wyraźną zmianę, która dotyczyła przede wszystkim pieczenia w prawym nadgarstku. Miał wrażanie, że ślady po wbitych szponach nieco się przygoiły i mniej mu już dokuczały. Wiggenowy to jednak był wiggenowy. Wywrócił oczami na słowa, które w pewnym momencie usłyszał z ust Robin. Jak zwykle, nawet teraz myślała o nich, zamiast o sobie, kiedy wyglądała jak duch, który tułał się miliony lat po ziemi...
- Ale spoko, już nie krwawi... - dopowiedział jeszcze, kiedy Lowell zainteresował się jego urazem głowy - Jestem Hunter, jak coś - powiedział z bladym uśmiechem, jakby czytając mu w myślach, kiedy zdał sobie sprawę, że Puchon ciągle zwraca się do niego po nazwisku. Nie rozumiał za bardzo tych wszystkich procedur diagnostycznych, więc nawet nie wiedział co dokładnie robi chłopak, celując końcówką różdżki w jego głowę, ale jeśli Robin mu ufała, to i on bez wahania to robił. Nawet nie skrzywił się, kiedy ten zaczął mu świecić ostrym promieniem z różdżki najpierw po jednym oku, a później po drugim. Trochę go na to światło mdliło, ale ostatecznie nabrał powietrza do płuc i powoli wypuścił i już mu było lepiej.
- Dzięki - rzucił do chłopaka, po tym jak z nim skończył, chociaż nie był pewny czy nie zapomniał o jego ranie na ręce, ale nie chciał na ten moment się wychylać, kiedy zauważył, że Lowell zerka kątem oka na coraz bledszego Eskila. Dzieciakowi chyba prędzej potrzebna była pomoc. Stracił naprawdę dużo krwi, więc też nie dziwota, że powoli tracił również kolory na twarzy. Hunter jednak miał nadzieję, że Felinus doprowadzi go do ładu-składu i będą mogli jak najszybciej wrócić do lochów i wreszcie odpocząć.
To pomyślawszy przeniósł wzrok na Robin i zmarszczył brwi, kiedy w polu jego widzenia pojawiły się pojedyncze okręgi, zasłaniające mu obraz. Zamrugał kilkukrotnie, po czym kilka z nich zniknęło, a jego oczom w końcu ukazał się widok siedzącej nieopodal Robin.
- Jak się czujesz? - spytał, próbując jakoś jednocześnie wyczytać odpowiedź z jej wyrazu twarzy. Zdecydowanie wyglądała już lepiej, ale czy też tak się czuła? Pochylił się do przodu, aby spróbować przysunąć krzesło na którym siedział bliżej dziewczyny, ale w tym samym momencie zakręciło mu się w głowie i prztyknął oczy, jakby automatycznie, próbując odciąć zmysł przez który robiło mu się niedobrze. Podniósł powieki i wyprostował się, biorąc kolejny głębszy wdech,  rezygnując ostatecznie ze swojego planu zbliżenia się do Robin. To pewnie przez to uderzenie w głowę... Powinien powiedzieć o tym Puchonowi? Kazał mu takie rzeczy zgłaszać... Ale zajmował się teraz Eskilem. Nie warto było mu przeszkadzać z takimi szczegółami. Przecież nic wielkiego się nie działo.


Ostatnio zmieniony przez Hunter O. L. Dear dnia Czw 7 Sty 2021 - 21:17, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down


Eskil Clearwater
Eskil Clearwater

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dodatkowo : Półwil
Galeony : 343
  Liczba postów : 1685
https://www.czarodzieje.org/t19775-edward-eskil-clearwater#597052
https://www.czarodzieje.org/t19779-pokrecona-skrzynka-na-listy#597322
https://www.czarodzieje.org/t19776-eskil-clearwater#597057
https://www.czarodzieje.org/t20151-eskil-clearwater-dziennik#624
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 21:06;

Nie zauważył kiedy wpadł w tę granicę między snem a jawą. Przecież regularne naruszanie krwawiącej rany w końcu się na nim zemści. Czemu o tym nie pomyślał? Docierały do niego ich rozmowy, chciał się jednak odezwać, ale język miał już odrętwiały, a otwarcie oczu graniczyło z cudem. To nie tak, że nie był wdzięczny za pomoc, on po prostu nie miał sił tego okazać. Wymuszona przemiana w harpię wykończyła go, a brak panowania nad sobą pożarł całą jego energię, spokój ducha i rozsądne zachowanie. Naprawdę był zmordowany, a żal z powodu wyrządzonej im krzywdy nie poprawiał jego nastroju. Tak jak Robin i on chciał spać, spać i obudzić się dopiero wtedy kiedy ktoś cofnie czas i zapewni, że nic się nie wydarzyło i nie ma krwi na ręko-pazurach. Nie słyszał, że Hunter już go wydał. To dobrze, bo mógłby się zdenerwować. Okay, może każdy mógł domyślić się, że jest półwilem, ale żeby od razu zaznaczać, że ma problem ze schowaniem pazurów? Ta niewiedza oszczędziła niepotrzebnych nerwów. Poderwał się do pionu kiedy trafiło go zaklęcie orzeźwiające. Jęknął z bólu i zamrugał, rozglądając się ze zdziwieniem, bowiem przez chwilę nie wiedział co się dzieje. - Coo? - jego barki opadły kiedy się przygarbił. Zmusił się do podniesienia powiek i zlokalizowania Robin. Widział ją podwójnie, czy powinien o tym wspomnieć? - Jak... co z wami? - zapytał schrypniętym głosem i przeniósł wzrok na Huntera, ale ten to nie miał nawet konturów, a jego twarzy nie widział przez łzawą zasłonę. Stał, a więc żył. Po chwili powieki znowu opadły, tak samo jak głowa. Wszystko go bolało, każdy mięsień i chyba tylko oddech przynosił mu ulgę. Chciałby przejść to mniej inwazyjnie, ale to było takie trudne kiedy ciało nie chciało słuchać. - Co ja wam zrobiłem... - jęknął z żalem i byłby stracił przytomność gdyby nie pojawił się przed nim Felinus i nie przywołał go do rzeczywistości swoim głosem. Podniósł powieki odsłaniając przekrwione gałki oczne z powiększonymi źrenicami i drobnymi maźnięciami czerni na białkach. Nie były to oczy zdrowego człowieka. - Wiggenowy naprawi mi plecy? - zapytał, a mówił już z trudem. Starał się jak najwięcej zrozumieć z jego odpowiedzi. Przełknął ślinę. - Czemu wszystko się kręci? - kolejne wyrwane pytanie. Chciał wiedzieć jeszcze parę rzeczy ale nie dawał rady ułożyć ich w słowa. - Co chcesz zrobić? - ale odpowiedzi już nie usłyszał. Stracił przytomność, a siła grawitacji popchnęła go prosto na kucającego przed nim Felinusa.
Powrót do góry Go down


Robin Doppler
Robin Doppler

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Galeony : 1400
  Liczba postów : 1202
https://www.czarodzieje.org/t19800-robin-doppler#600127
https://www.czarodzieje.org/t19810-robin-i-jej-sowa#600759
https://www.czarodzieje.org/t19808-robin-doppler#600671
https://www.czarodzieje.org/t20573-robin-doppler-dziennik
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 21:47;

Fizycznie czuła się znacznie lepiej. Jednak ni jak miało się to względem jej psychicznego odczucia. Pod tym względem czuła się jak kompletne gówno, nie zdolne do niczego. Nie chciała wstawać z tej brudnej posadzki. Chciała tam siedzieć do usranej śmierci. Naprawdę pragnęła tylko tego. Po co ją leczyć? Po to, żeby sprawiała kolejnym ludziom więcej bólu? Na Merlina, przecież w takim wypadku to się mijało z celem! Niemniej dalej nie mówiła nawet słowa. Zadowolona, że Felinus jednak jej posłuchał, znów zamknęła powieki, by w ciszy kontemplować to wszystko. Nie powinna tego robić, bo przecież i tak nie mogła zmienić czasu. A jednak wolała jeszcze raz karać się w myślach za swoją głupotę i za to, co zrobiła. Wszystko zjebała. Komisyjnie i ostentacyjnie. Choćby nie wiem jak próbowali jej wmówić, że jest inaczej, nie zamierzała przyjąć tego do wiadomości.
W końcu uchyliła powieki jednak tylko po to, aby obserwować rozwój wydarzeń. Lowell pracował niemal całkowicie w ciszy i skupieniu, jedynie co jakiś czas pozwalając sobie na drobne uwagi. Bezwiednie powiodła spojrzeniem po posadzce, która była paskudnie upaćkana ich krwią. Kurwa… Wcześniej Robin nawet nie pomyślała, jak wielki burdel musieli zrobić. Zastanawiała się tylko nad tym, jak wyjść z tego cało, niekoniecznie nad tym, że wypadało by po sobie posprzątać.
Usłyszawszy głos Huntera, przeniosła na niego spojrzenie. Pozwoliła sobie na uśmiech, któremu było cholernie daleko do tego, jaki mogła zaprezentować na swoich wargach w normalnych warunkach. Coś jej jednak podpowiadało, że akurat o to nikt nie zamierzał jej obwiniać.
– Będę żyć – odpowiedziała krótko, nie wdając się w szczegóły. Kiedy spróbował się podnieść, zmarszczyła brwi. Powoli i w dosyć niezdarny sposób w końcu dźwignęła się z podłogi. – Nie ruszaj się Hunter, bo Felinus jeszcze nie skończył – upomniała go, powoli podchodząc do ślizgona. Sięgnęła w stronę jego nieuszkodzonej dłoni i ścisnęła jego palce. – Dziękuję – powiedziała tylko cicho, czując, że nie musi precyzować, o co właściwie jej w tym momencie chodziło. Powinna całować go po stopach i nosić na rękach, jednak na tak ekscentryczne zachowania nie miała siły.
– Wyjdę na korytarz i po nas posprzątam – oznajmiła, odwracając się w stronę wciąż dzielnie walczącego puchona. Widziała, że Eskil na chwilę skupił na niej swoje spojrzenie, więc i w jego kierunku posłała coś na kształt uśmiechu. Chciała, aby wiedział, że za nic go nie obwiniała. Że nie uważała, aby to on był wszystkiemu winny, nawet jeśli sam uważał inaczej. – Daj spokój, przestań się tym przejmować – powiedziała próbując użyć tej samej pewności siebie, która zazwyczaj jej towarzyszyła, jednak chyba na dziś wyczerpała jej zapasy. Dlatego powoli wyszła na korytarz. Kiedy znalazła się za zamkniętymi drzwiami, oparła się o nie i ponownie przymknęła powieki. Wzięła bardzo głęboki wdech czując, jak jej dolna warga zaczyna niebezpiecznie mocno drżeć. Ten prosty zabieg pozwolił jej zapanować nad tym odruchem. Nie chciała ponownie płakać. Nie mogła tego zrobić. Nie nawykła do tego, aby okazywać bezsilność w taki sposób. Oderwała w końcu plecy od ściany i wyciągnęła różdżkę. Wycelowała w kamienną posadzkę i zaczęła kolejno rzucać chłoczyść w miejscach, gdzie widziała plamki jeszcze niezaschniętej krwi. Największe jej stężenie było oczywiście tam, gdzie Eskil rąbnął na plecy. Warga ponownie jej zadrżała, kiedy przypomniała sobie jak wiele bólu mu zadała. Nie tu, nie teraz… upomniała się w myślach i ponownie rzuciła zaklęcie. Kiedy była pewna, że przynajmniej w tym korytarzu już nic nie będzie wskazywać na nich, jako na winowajców cholera wie czego, wróciła do pomieszczenia. Weszła akurat w momencie, by zobaczyć, jak Eskil praktycznie że zwalił się na kucającego przy nim Felinusa. Jęknęła w duchu i czym prędzej podeszła w stronę puchona. Nie powinna poruszać się tak szybko. Świeżo naprawione rany ukuły paskudnym bólem, ale zlała ten temat.
– Kurwa, co mu jest? Mówiłam, że chłopaki mieli gorsze rany ode mnie – jęknęła głośno, rzucając jeszcze spojrzenie w stronę Huntera, aby upewnić się, że chociaż on jest przytomnym. Miała już dość tego dnia…
Powrót do góry Go down


Felinus Faolán Lowell
Felinus Faolán Lowell

Nauczyciel
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dodatkowo : Oklumencja
Galeony : 1973
  Liczba postów : 7412
https://www.czarodzieje.org/t18786-felinus-faolan-lowell#539099
https://www.czarodzieje.org/t18807-felinus-faolan-lowell#539739
https://www.czarodzieje.org/t18796-felinus-faolan-lowell
https://www.czarodzieje.org/t18814-felinus-faolan-lowell-dzienni
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 22:31;

To wszystko prosiło się o pomstę do nieba, a każda jego tkanka zdawała się krzyczeć wniebogłosy, przeklinając każdego z bogów, jaki mógł istnieć. Nie zamierzał kierować do nich własnych modłów, doskonale pozostając świadomym tego, że to i tak nic nie da - musi wziąć sprawy w swoje ręce, dlatego działał spokojnie, w ciszy, bez wydawania większej ilości dźwięków. Musiał uważać też na swój własny poziom stresu, nie chcąc tym samym odczuć nieprzyjemnych konsekwencji powiązanych bezpośrednio z utratą, jakiej to doświadczył w Luizjanie. Cicho westchnął, kiedy to od Robin przelawirował do Huntera, którym postanowił się tym samym zająć naprędce. Wszystkie zaklęcia rzucał wręcz odruchowo, ale w jego przypadku postanowił coś więcej mówić, bo ten go nie znał. I pewne przekraczanie barier, kiedy to starał się go zbadać, mogło wywołać tym samym strach przed nieznanym; jedynie mruknął na jego kolejne słowa, kiwając głową tym samym, gdy z kieszeni postanowił wydostać się puszek pigmejski. Który przeskoczył od razu w stronę przedstawiciela rodu Dearów, jakoby spoglądając na niego swoimi charakterystycznymi, czarnymi węglikami.
Nie zrobi krzywdy. — mruknął pod nosem, jakoby robił to codziennie, dzień w dzień, przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Może prywatnie nie chciał, by tak to brzmiało, niemniej jednak nie zastanawiał się jakoś specjalnie nad tonem własnej wypowiedzi, kiedy to zachowywał spokój w tej dość trudnej sytuacji; trzech to było za dużo. Trzech pokiereszowanych w taki sposób, iż nie wiedział, kim się zająć, więc wziął pod uwagę po prostu predyspozycje wynikające z budowy, by tym samym zająć się początkowo Robin; trudno było przejść obok kogokolwiek z nich obojętnie, ale to właśnie Eskil potrzebował teraz jego pomocy. A on chciał ją tym samym zapewnić, w związku z czym kucnął przed nim, zastanawiając się nad tym, co może się dalej wydarzyć. — Nie do końca. — odpowiedział szczerze, starając się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy, ale te oczy, które posiadał, nie należały do oczu normalnego człowieka. Powiększone źrenice wskazywały na działanie nie adrenaliny, do której należałby przyśpieszony oddech. Przekrwione, wskazywały na coś kompletnie innego. — Eskil, mów do mnie, nie odpływaj... — powstrzymał charakterystyczny pomruk, przypominający poniekąd warknięcie, kiedy ten przewalił się wprost na niego, a on sam musiał odstawić go w wyjątkowo bezpieczny sposób na bok. — Kurwa mać. — wziął cięższy wdech, starając się tym samym to wszystko ogarnąć, aczkolwiek dziwny zapach dostał się do jego nozdrzy, jakoby odmienny. Zaskoczyło go to jeszcze bardziej, dlatego, nie bez powodu, kiedy to odsłonił plecy, chcąc sprawdzić, w jakim te są stanie, przybliżył własną twarz do grdyki, a następnie bardziej bliżej policzka, co mogło wyglądać co najmniej dziwnie. Nie, nie przypominało to jego amortencji, kompletnie odmienna struktura feromonów, mimo że podobna pod względem budowy, by mógł je jakkolwiek powiązać; nie rąbało feniksowymi, jak również tymi charakterystycznymi perfumami, mimo dobrze wyczulonego węchu pod tym względem. — Coś palił? Nie przypomina mi to papierosy... — zwrócił się w kierunku przytomnej dwójki, nie zamierzając ukrywać tego, że zdołał zauważyć, iż ten zapach nie jest papierosami, a czymś kompletnie innym, chociaż nie był do końca pewien. Coś jednak było na rzeczy, skoro dziwna woń była w stanie zwrócić jego uwagę znacznie mocniej; nie przerywał żadnej z czynności diagnostycznych, zauważając bladość, jak również szybko bijące serce; brakowało krwi i powoli dochodziło do wstrząsu, na co od razu zaczął działać, przetaczając początkowo niewielką ilość krwi za pomocą Transfusion.
Pochylając się tym samym nad półwilem, z którym mógł być problem pod względem współpracy, nie cieszył się specjalnie na duchu. Możliwe, że w jego przypadku oczy by coś więcej zdradziły, ale też, nie chciał narażać się na cokolwiek, co mogłoby przyczynić się do tego, iż ratownik stałby się tym samym ofiarą, nawet jeżeli ten był nieprzytomny. Jednocześnie spoglądał tym samym na Deara, który wcześniej doznał urazu głowy, jakoby chcąc odczytać z tęczówek, że coś jest nie tak. Z tej odległości jednak, no i w tym świetle, nie był w stanie tego zrobić. Nawet jeżeli teoretycznie zielone tęczówki chłopaka mogłyby mu w tym wszystkim pomóc. Kiedy przekonał się, że nie ma na razie zagrożenia, postanowił dopełnić swoich słów, kiedy to, po rzuceniu wcześniejszych zaklęć i określeniu tętna, wiedział, że przyczyną jest zapewne nadmierna utrata krwi. A nic nie da Transfusion, jak ten będzie co chwilę krwawił. — Vulnera Sanentur... — niczym melodyjna pieśń, zacisnął mocniej palce na własnej różdżce, nie chcąc tym samym popełnić żadnego błędu; być może dlatego nie zwracał zbytnio uwagi na tym, co się dookoła niego dzieje. Na razie liczył się dla niego Clearwater, którego potraktował najmocniejszym zaklęciem uzdrawiającym. Powtarzane w mantrę, raz po raz, trzy razy łącznie, początkowo tamowało krwawienie z pleców, gdzie rana była potencjalnie głęboka, dlatego najprawdopodobniej blondwłosy chłopak zaczął tym samym odpływać, by przewalić się wprost na niego. Drugie pozwoliło częściowo zaleczyć rany, a kolejne - odpowiednio je zasklepić. Oczy miał przymrużone, jakoby zaklęcie pochłaniało całą jego uwagę, ale też, nie mógł do końca się temu poddawać - wiedział o tym doskonale.
A puszek pigmejski spoglądał jakoby pytająco w stronę Huntera, zastanawiając się nad tym głębszym wdechem, kiedy to otarł się - o zgrozo - futrem w barwie krwi o niezranioną część ciała Ślizgona. Wtedy, gdy Lowell zajmował się Eskilem, po udanym leczeniu rany i przetoczeniu kolejnych jednostek krwi w bezpieczny sposób, rzucił ponownie Rennervate. Zanim do tego doszło, jeszcze te dwie szramy na czole potraktował nie tylko diagnostycznymi, lecz także odpowiednio zaleczył; to też mogło być przyczyną utraty przytomności.
Powrót do góry Go down


Hunter O. L. Dear
Hunter O. L. Dear

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
Galeony : 2009
  Liczba postów : 788
https://www.czarodzieje.org/t19794-hunter-ossian-lewis-dear#599888
https://www.czarodzieje.org/t19804-sowa-huntera#600487
https://www.czarodzieje.org/t19795-hunter-o-l-dear#599914
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyCzw 7 Sty 2021 - 23:02;

Jak z czasem dolegliwości ze strony podziurawionego nadgarstka powoli go opuszczały, tak te cholerne zawroty głowy, cięgle nie dawały mu żyć. Puszek, który opuścił kieszeń Felka był milusi, ale niestety Hunterowi nie w głowie były puchate stworzonka. Najpierw pojawiły się jakieś mroczki, a później poczuł się jak na karuzeli, którą ktoś za szybko wprowadził nagle w ruch. Nie wiedział, że takie objawy mogą być oznaką czegoś poważniejszego, dlatego zupełnie je zignorował, uznając, że po prostu był wycieńczony tym dniem. Lecz nie tylko on.
Wilowaty potraktowany Rennervate nagle poderwał się, jakby wyrwany ze snu, więc wszystko wskazywało na to, że jeszcze przed chwilą był ledwie przytomny. I jak Hunter nie przepadał za tym dzieciakiem (bo halo prawie ich pozabijał i jeszcze do tego zgrywał bohatera, zamiast dać sobie pomóc), to w tej chwili naprawdę modlił się w duchu, żeby tylko Lowellowi udało się doprowadzić go do porządku. Przecież Robin by się załamała, gdyby coś stało się Clearwaterowi. Nie wybaczyłaby sobie tego, że to ona namówiła go do tych ćwiczeń, ale prawda była oczywiście taka, że każdy z tej trójki był kompletnym debilem, pozwalając, aby to co zdarzyło się na szóstym piętrze miało w ogóle miejsce.
Zawahał się przez moment, kiedy Doppler oznajmiła, że idzie posprzątać. Omiótł wzrokiem jej sylwetkę, oraz dosyć uważnie jej twarz, oceniając czy aby jest na siłach to zrobić. Chciał jej pomóc i nawet zabrał się znowu wstawać, ale w porę napotkał jej karcące spojrzenie i odpuścił. Odprowadzając ją wzrokiem do samych drzwi, usłyszał serie pytań Eskila. A ten znowu zaczyna -  przeszło mu przez myśl, po czym westchnął i oparł głowę z tyłu o ścianę, posłusznie zgodnie z tym co powiedziała Robin, czekając aż Felinus skończy z młodszym Ślizgonem. Dopiero kiedy usłyszał niepokojący odgłos, poderwał głowę w kierunku chłopaków i zobaczył Clearwatera, który prawie przygniótł swoim ciałem Puchona.
Jakby automatycznie wstał, żeby ewentualnie pomóc Lowellowi, jednak zrobił to chyba zbyt gwałtownie. W jednej sekundzie stracił równowagę i ledwo zdążył podeprzeć się dłonią o ścianę, ale niestety ta znajdująca się najbliżej była tą zranioną. Jęknął mimowolnie, spierając się na łokciu o kamienną konstrukcję, aby nie osunąć się koniec końców na posadzkę. Nie zrejestrował nawet faktu, że Felinus zaczął dziwnie obwąchiwać Eskila, dopóki nie zapytał o to co młody palił. Wzrok Huntera napotkał spojrzenie Robin, która kilka chwil wcześniej wróciła do pokoju, aby po dłuższym milczeniu wreszcie się odezwać. W końcu to on nafaszerował Clearwatera zielskiem...
- Glicynia... błyskawiczna - oznajmił, ciężko opadając na krzesło, z którego przed momentem się poderwał. Zdecydowanie lepiej było pozostać w jednej pozycji, przynajmniej wtedy nie czuje się jakby ktoś potrząsał jego głową jak grzechotką... Ponownie oparł głowę o ścianę, nie mając siły już na jakąkolwiek aktywność, nawet jeśli znowu pojawiłaby się harpia. Pewnie wtedy po prostu dałby się rozszarpać. Naprawdę, czuł się jak z krzyża zdjęty, a w dodatku łeb pękała mu od skutków uderzenia w potylicę. W pewnym momencie jednak poczuł, że coś dotyka go w nieuszkodzoną dłoń i spuścił wzrok na swoją rękę. Zerknął na krwisto-czerwonego puszka, a ten w następnej chwili wskoczył mu na bark, jakby chciał dotrzymać mu towarzystwa w niedoli. Marzył o łóżku...
Powrót do góry Go down


Eskil Clearwater
Eskil Clearwater

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VI
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Dodatkowo : Półwil
Galeony : 343
  Liczba postów : 1685
https://www.czarodzieje.org/t19775-edward-eskil-clearwater#597052
https://www.czarodzieje.org/t19779-pokrecona-skrzynka-na-listy#597322
https://www.czarodzieje.org/t19776-eskil-clearwater#597057
https://www.czarodzieje.org/t20151-eskil-clearwater-dziennik#624
Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 EmptyPią 8 Sty 2021 - 7:16;

Patrząc z perspektywy czasu to i tak długo wytrzymał z zachowaniem przytomności. Dwukrotne uderzenie głową (oraz rannymi plecami) w ścianę/podłogę musiało przynieść jakieś konsekwencje. Dwa silne i przeciwne sobie zioła otumaniły go i osłabiły, przemiana wymęczyła organizm… doprawdy, cała trójka była w opłakanym stanie. Na szczęście Robin mogła się samodzielnie przemieszczać i nawet na nowo rzucać zaklęcia. Hunter niedługo zacznie przypominać kolorem papier ścierny jeśli tak dalej pójdzie. Eskil jednak tego już nie widział, bo stracił przytomność. Poprzez wzrost nie mógł uchodzić za lekkie piórko. Pod kątem mięśni i budowy ciała był chucherkiem jednak zrzucenie na kogoś ciężaru nastolatka o stu osiemdziesięciu centeumetrach wzrostu mogło być przytłaczające. Na szczęście Felinus nie należał do szkieletów bez masy mięśniowej to mógł wyjść z sytuacji bez szwanku. W trakcie zabiegu leczniczego na policzkach Eskila znowu pojawiły się kolory, a oddech pogłębił i wyrównał. Raz na jakiś czas jego "dłonie" drżały lecz pozostało to niezauważone z racji połowicznego zakrycia ich rękawami. Nie miał pojęcia ile minęło czasu lecz dla niego było to mgnienie oka zanim na nowo został wybudzony. Stęknął, co było znakiem, że żyje. Bardzo powoli podnosił powieki choć Merlin mu świadkiem, chciał spać. Oczy wciąż były takie… chore, przekrwione, a źrenice rozszerzone ale trzeba przyznać, że zawroty głowy minęły i widział już o wiele wyraźniej. - Uhh. - o, plecy nie bolały! Znaczy się, mięśnie dalej napieprzały jednak był przekonany, że ta otwarta rana zniknęła! Kiedy już zogniskował wzrok to odkrył, że Felek się nad nim nachyla. Przeoczył zmianę pozycji z siedzącej opadającej na leżącą. - O? - zobaczył nad jego ramieniem stroskaną Robin. Przecież Hunter jest w drugim krańcu pokoju, czemu więc ma taki wzrok? Nie chciał wierzyć, że się o niego martwi. Nie po tym co jej zrobił. Podniósł rękę i chciał wspomóc się ramieniem Felinusa by chociaż usiąść ale w porę przypomniał sobie o szponach. Cofnął je, choć chłopak i tak mógł zobaczyć ich część. - Dzięki. Nie widzę już podwójnie. - wychrypiał i usiadł - albo sam albo z czyjąś pomocą. Co za ulga, ból był o połowę mniejszy i mógł odetchnąć z ulgą. Rozmasował swój kark, znowu zapominając (!!) o szponach przez co się nimi niegroźnie podrapał. Westchnął i wykrzywił usta. - Chyba już jest okej… - w tym samym momencie jego wzrok przypadkowo padł na Huntera. Przełknął ślinę gdy po jego ciele przebiegł zimny dreszcz. - Ale on wygląda jak duch. - szturchnął lekko Felinusa, aby zerknął na Ślizgona, który stracił kolory w ciągu jednej sekundy. Nie zwrócił uwagi na siedzącego na nim puffka, był za bardzo rozkojarzony. Cała nadzieja w Puchonie, który był ich wybawicielem z opresji. Mają wobec niego ogromny dług wdzięczności. Gdyby nie on to nie wiadomo czy doszliby do lochów. Prawdopodobnie wylądowaliby w skrzydle szpitalnym a potem w dożywotnim szlabanie. Przy pomocy krzesła (bądź kogoś) Eskil wstał i o dziwo nie chwiał się ani nie przerwacał. Pozycja pionowa nie należała do przyjemnych ale nie narzekał - świat już się nie kręcił! Nie miał pojęcia co Felinus mu zrobił, ale chłopak odwalił kawał dobrej roboty. Dzięki temu mógł w końcu popatrzeć na Robin nieco przytomniej. - Jak twoja ręka? - zapytał cicho i jednocześnie rozmasowywał wewnętrzną stroną ręki drugą dłoń. Palce miał wyprostowane aby niczego nie pociachać. Lada moment zacznie się nimi niepokoić.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Wyciszony pokój - Page 13 QzgSDG8








Wyciszony pokój - Page 13 Empty


PisanieWyciszony pokój - Page 13 Empty Re: Wyciszony pokój  Wyciszony pokój - Page 13 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Wyciszony pokój

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 13 z 19Strona 13 z 19 Previous  1 ... 8 ... 12, 13, 14 ... 19  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Wyciszony pokój - Page 13 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Wielkie schody
 :: 
piate pietro
-