W tej niezwykłej lodziarni możesz dostać lody o wielu smakach, zarówno tych tradycyjnych, jak i nietypowych. Po udanych zakupach na ulicy Pokątnej wiele osób przychodzi tu, aby spędzić nieco czasu w ogródku pod kolorowymi parasolkami, zajadając się pysznymi deserami.
Porcja dowolnego ciasta Ciastka do kawy Porcja lodów Gofr bez dodatków Bita śmietana, polewa, posypka, owoce do lodów/gofrów/ciasta
Sok dyniowy Lemoniada Mrożona herbata Woda goździkowa Świeżo wyciskane soki owocowe Koktajle na bazie mleka lub jogurtu Imbirowa mątwa Malinowy Chruśniak Wiśniowy Gryf Chochlikowe cappuccino Syrenie Latte
No ale Happy End w pornosie nie jest chyba taki, że facet zabija na koniec kobietę? W sumie, ja tam nie wiem, może kogoś śmierć po seksie kręci, nie wnikam. Ze szczęściem Hery, w końcu na kogoś takiego trafi, tylko wtedy naprawdę byłby happy-end. - No ej, cośtam mi jednak czasem wychodzi. - Chciała dodać jakiś przykład, ale po zastanowieniu postanowiła jednak tego nie robić. Yhh... Czy musi być typową sierotą z Hufflepuffu? Czemu nie mogła się urodzić wszechstronnie uzdolniona, z genialną pamięcią i w ogóle tym wszystkim czego w niej brakuje? - Chyba. - no tak, nie mogła już przeżyć i dodała te głupie i idiotyczne "Chyba". Obyłoby się bez niego. Zmarszczyła delikatnie brwi i wbiła wzrok w stoli, próbowała jak najlepiej się skupić, by znaleźć swoje zalety. Jakieś musi mieć! Tylko trzeba je znaleźć i wyeksponować, o! Problem w tym, że ich nie znajdzie.
No zależy co kto lubi, w sumie coś w tym jest. O gustach sięnie dyskutuje, chyba że jest inny niż mój, bo to skazuje go na beznadziejność. Jest w ogóle takie słowo? Coś mi to nie brzmi po polskiemu, ale dobra tam. Trudno. -Yhym, bokiem - Ojaaaa, ale sucharkiem zapuścił! No szczyt wszystkiego po prostu. Najlepsze było to, że miał słuszność. Wbrew pozorom Hera była puchonowata, a puchoni to przecież takie słodkie i niezdarne cioty. No nic się na to nie poradzi, tak było jest i będzie. Może dlatego Slone ma jeden ze swoich fun-clubów właśnie wśród puchonek? Z tą ich naiwnością, niewinnością i pociągiem do zła, którego nie doświadczą wśród swoich najbliższych kolegów. Cholera, coś w tym jest! -Nie użalaj się tak na sobą. Nie jest z tobą tak źle - Mruknął niezbyt zadowolony z jej miny oraz obecnego stanu ciała. Jeszcze zaczęłaby narzekać, matko kochana. Jak kobieta tak gadać zacznie, to końca nie ma. A on dzisiaj był miły, niefajnie byłoby wyjść w połowie zdanie z lodziarni -Chyba... - Tak, musiał.
Nie no! W czymś jest dobra! No ten... umie malować, cicho, że jej to się nie nada do życia, ale umie! No i jest kobietą! Kobiety zawsze znajdą pracę! Sprzątaczka, kucharka, prostytutka! Dla faceta taka robota tak szybko nie wpada w ręce! Rzadziej się słyszy o Sprzątaczach, kucharzach i ten... jaka jest męska forma od prostytutki? - Nie użalam się nad sobą. Przynajmniej nie na głos. - Wyprostowała się na krześle, pewna siebie postawa i w ogóle... Długo tak nie wytrzyma przy Gilbercie, ale próbować zawsze można. I żeby nie było, że post jest jakiś absurdalnie krótki, to teraz popieprzę o głupotach, takich jak dziura ozonowa i takie tam... No dobra, nie chcę mi się.
Wywrócił oczętami podnosząc się z miejsca i podchodząc bliżej zacnej puchonki. Nachylił się do niej, by móc spojrzeć w jej oczęta swoimi pięknymi patrzałkami i być na równi z jej mordką -To siedź prosto, cycki do przodu i uśmiechaj się jak na puchonkę przystało, bo się jeszcze stoczysz - Wręczył jej troszeczkę loda, bo tyle mu zostało. No pół wafelka z jego zawartością zdążył skonsumować, ale to zawsze coś no kurcze. Dostała nawet buziaka w ramach pożegnania i mogła oglądać seksowny tyłek Gilberta kiedy ten skierował się w stronę wyjścia z lodziarni, a potem w ogóle nie wiadomo gdzie.
Wlazł do lodziarni nawet nie wiedział po co. Ah no tak po loda. Wszedł ubrany w szerokie dresowe spodnie. Buty zielone z żółtymi sznurówkami. Koszulka fioletowa. -Dzieńdobry. Kupił jakiegoś loda czekoladowego. -Cześć Hera. Przywitał się z dziewczyną. //Normalność?//
Czy Gilbert nie jest cudowny? Uśmiechnęła się idiotycznie do siebie i zajęła się kończeniem loda, a raczej wafelka. Akurat gdy kończyła usłyszała koło siebie znajomy głos. Podniosła głowę, a tu... To ten chłopak, którego całowała Angie w barze. - Hej. - Odpowiedziała niepewnie patrząc na.... Davida? Mniejsza, coś jej w nim nie pasowało. A konkretniej to, że Angie za nim szaleje. On był taki... Nieczuły? Chamski? Bezczelny? Miał coś, co dla Hery kazało trzymać go z daleka od przyjaciółki. Na pewno ją zdradza, czy coś... ALbo jest seryjnym mordercą! Gwałcicielem! Coś jest nie tak! // nawet mnie nie denerwuj! >.< //
David miał na rękach krew. Poszedł do łazienki czekając nadal na swojego loda. Umył ręce i krwi nie było wziął loda i szybko go zjadł. -Co tam u was? Spytał zaciekawiony. Podrapał się po głowie.
- U nas? - Zrobiła dziwną minę. Jest teraz sama, więc może chodzi mu o nią i o Angie? Mniejsza o większość. - U mnie całkiem, całkiem. Znaczy się, jestem w lodziarni, czego chcieć więcej? - Zawsze mało było potrzeba, by ją uszczęśliwić. A lody to pełnie szczęścia! Nie ma nic lepszego, o! Zwłaszcza w upalne lato. Przeczesała palcami włosy, nie spuszczając Davida z oka. Nie ma zamiaru mu ufać, coś jest z nim nie tak i ona to udowodni! - A co tam u ciebie? I u Angie. Jesteście parą? - No tak, ona zawsze waliła prosto z mostu, po co się czaić?
-To super.... Usiadł na krześle nie lubi stać. Przemyślał co powiedzieć. Rozejrzał się po lodziarni. -Co dobrze ale wiesz czuje że jakaś żmija coś knuje. Uśmiechnął się. Wybrałbym się na ryby pomyślał.
- Że... Że co, proszę? - Nie no, Hera jest czasami niekumata i w ogóle przymula, ale naprawdę nic nie zrozumiała z wypowiedzi chłopaka. Że to niby miała być odpowiedź na jej pytanie o Angie? No i jaka znowu żmija. Hera tu wali prosto z mostu, a ten jakieś wywody o żmii. - Że jaka znowu żmija? - Naprawdę trudno odpowiedzieć tak, by biedna, lekko niekumata Puchonka to zrozumiała?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Lazurowe niebo, a raczej jego ostatki przykryły gwałtownie chmury.. Rozpętała się z piekła rodu burza jakiej dawno tutaj tak intensywnej nie było. Ludzie nosili płaszcze, parasole. Zapomniałam że tak było, a raczej.. Człeki odzwyczaiły się od takiej pogody. W tym i Morgane. Szła z muzyką w uszach. Właśnie puściła Camero Cat - Rainy. Idealna piosenka do deszczowej pogody opisująca jedynie miłość do muzyki. Ach! Wybitnie. Huk, trzask! Bum! Nagle jak światła fleszów na czerwonym dywanie rozpętała się błyskawica. Młoda czarodziejka wystraszywszy się jakże niezapowiedzianej burzy wpakowała się na teren tutejszej lodziarni. Pamiętała od dziecka, że serwują tutaj dobrą gorącą czekoladę. Gdy jako pierwszoklasistka miała wybrać się do szkoły dla ogrzania wstąpiła tutaj na ten magiczny napój. Działał lepiej na jej serce niż eliksir poprawiający humor czy zaklęcie rozweselające. Skierowała głowę ku niebu żeby krople deszczu zmyły z niej myśli.. Rozmazała się. W uchu grała jakaś ballada, a następnie jakiś utwór mugolskiej Adele. Stała tak z pięć minut po czym ruszyła jak zahipnotyzowana przed siebie. Stanęła przed starym ogródkiem.. Kiepsko po tylu latach wyglądał. Tyle, że.. Sentyment pozwala człowiekowi wszystko idealizować. Mózg ma to do siebie, że wymazuje złe wspomnienia. Jesteśmy oszustami z natury. Taki wniosek. Na bladej twarzyczce pojawił się lekki uśmiech. Napis czekolada wywołał u niej przemiłe wspomnienia za czasów gdy była dumną krukonką uczącą się po kątach szkoły. Dzisiaj zaś ubrana w morelowy płaszcz z brązowym szalikiem przekazywała ludziom przechodzącym iż nie jest już taką szarą myszką jaką była rok temu. Nie chowała już włosów pod kaptur, bo wiedziała iż jest całkiem-całkiem.. Popchnęła stare wiekowe drzwi. Pięknie wyrzeźbione.. Antyk, no normalnie! Zamykając je okrągłą klamką delikatnie przejechała palcami długimi jak świeczki framugę drzwi. Jakby wspomnienia były namacalne przez takie zachowanie. Jakby ktoś miał jej odebrać tę chwilę. Rozejrzała się delikatnie. Jak zwykle.. Nikogo nie było. Wtem pojawił się zły obraz w młodocianej głwoie. Zdjęła więc płaszczy i powiesiła go na sosnowym wieszaku. Jej wzrok skupił uwagę na pięknych malowniczych wazach nad jej głową. Byli na nim ludzie.. Całe to miasto. Jakiś wiek, stary. W tle latały smoki. W dalekim tle. Tak samo oddaleni byli czarodzieje. Łatwo ich rozpoznała. Mugole byli spokojni. Nic nie widzieli co ich otaczało. Czyż to nie jest piękne Merlinie, że tak cały czas pozostało? Zasadniczo jak jakiś człek wpadnie na smoka, a to sporadyczne przypadki to mu się pamięć czyści na ten moment bliskiego spotkania ze smokiem czy innym gadem. Trzeba było być wybrankiem, wtajemniczonym aby wiedzieć, że są ludzie tacy jak Morg. Młoda kobieta zamówiła czekoladę i wpatrywała się na okno jak pięknie po nim jeżdżą krople. Zahipnotyzowana patrzyła na to zjawisko jakby miało swój większy sens. Po ostatnich myślach spowodowanych jakąś książką utkwiło jej zdanie.. - Vanitas vanitatium et omnia vanitas - Wyszeptała je trzymając już oburącz kubek. Pozostała jej tylko marna samotność w marnym lokalu z najmarniejszą przeszłością jaką właśnie w chwili obecnej sobie przypominała.
Kto normalny odwiedza w taką pogodę Londyn? Carmen. Musiała coś utopić w kieliszku, i jako że nie ciągnęło jej do Hogwartu przespała się w Londynie. Pewnie spałaby dłuuuuuużej dużo dłuuuuużej ale jakaś uporczywa sowa postanowiła ją obudzić. A raczej nie sowa tylko Morgan. W sumie to daaaawno jej nie widziała, a przydało by się z kimś bliskim pogadać. A szczególnie po tym jak bardzo dziewczyna się pomyliła w stosunku do Naomi. No i chyba bycie heterowcem to było to! No ale mniejsza o większość. Carmen na lekkim kacyku przywołała bladoróżową sukienkę z swojej sypialni i wysokie żurawinowe szpilki. Umalowała się, zakrywając ciemne cienie pod oczami. Po tym wszystkim wyglądała całkiem całkiem, a nie jak dziewczyna która przeżyła rozczarowanie 8 stopnia. Niestety nie potrafiła się teleportować i ten kawałek od dziurawego kotła musiała przejść w tą ohydną pogodę. Z granatowym płaszczem i żurawinowym szalikiem podążała przed siebie a jedyna rzeczą którą w całości było widać spod grubego szalika był jej luźno spięte rude włosy. Miała nadzieje że w tej całej lodziarni dostanie mocne ekspreso. Mimo tego że nie chciała, i bardzo sie przed tym broniła cały czas myślała o tej blondynce którą spotkała. Zanim się obejrzała już dotarła do miejsca spotkania które na pewno nie wyglądało jak klasyczna lodziarnia. Pędzona przez lodowaty wiatr i burzę nie rozmyślając nad wyglądem tego miejsca weszła do środka budząc dzwonki nad drzwiami. Złożyła parasolkę rozglądając się za swoją najlepszą i właściwie jedyną przyjaciółką. Gdy dostrzegła ją gdzieś w głębi uśmiechając się mimo woli podeszłą do niej najenergiczniej jak potrafią to zrobić o ósmej rano, stukając obcasami o panele w lodziarni: -Heeeeeej kochanie- pocałowała ją w policzek siadając na przeciwko. raz dwa zdjęła płaszczyk, patrząc na równie ruda jak ona osóbkę.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Nagle na szybie pojawiły się wszelakie kolory. Jedno było pewne.. Albo fajerwerki, albo kochana Carmen. Kobieta wolała nie szaleć z ów powodu i zatopiła się ostatni raz w gorącej czekoladzie, która z biegiem czasu stała się całkiem-całkiem zimna. -Jak się nazywało to zaklęcie? - W głowie kołowało się ciągle takie pytanko.. Miała katar, a chciała oczyścić zatoki. Wtem odgłos obcasów rozmył myśli. Odłożyła pośpiesznie kubasek. Patrzyła na przyjaciółkę już wielkimi oczami pełnymi szczęścia. Karmelek dla Morg była jak jakieś antidotum na zły nastrój. Była młodsza o rok, ale kochała ją jak nikogo na świecie. Taka przyszywana siostra. W sumie cholera z nimi wie.. Może są faktycznie siostrami? Hah. Los nikomu w pełni nie znany. - Witaj skarbeńku! - Wstała z krzesła i przytuliła przyjaciółkę - Co tam słychać maleńka? - Zachichotała na swoje własne słowo maleńka. Przecież przyjaciółka była wyższa od niej na tych pięknych butach. Ułożyła palce w jakby obiektyw. Przeszła kwadracikiem od główkę po stopy przyjaciółkę. Syknęła lekko marszcząc się. - Jak zwykle moja droga.. - Powiedziała ze zniesmaczeniem - Wyglądasz bosko! - Roześmiała się na swoją własną grę aktorską - Tylko uważaj.. Nie chce aby ktoś Ciebie porwał - Puściła jej perskie oczko. Wróćmy do tematu losu. Czy to nie komiczne?. Los.. Samo słowo w słowie. Trzy litery, które napędzają świat. Niczym magia. Nie umiemy nim rządzić. Magia umie zaś go przewidzieć, ale przecież.. Nie w pełni. Wiele lat zajmuje pojęcie słowa los, a co dopiero jasnowidzenie. Tak czy siak.. Mając możliwość chcielibyśmy przewidzieć przyszłość? Przecież.. Można dowiedzieć się takich tragedii. Nie lepiej poczekać na nie w swoim czasie? To jest istotnie męczący mnie temat. Jest godzina trzynasta siedemnaście, a ja nie wiem co będzie za pięć minut. Ciągle mnie fascynuje mój los i jego komiczne zwroty akcji.. Mogłabym napisać jakiś pamiętnik o sobie, ale.. Mam Morg. Nie umiem jej opuścić co i rusz jak chce to zrobić, bo za dużo nauki.. to i tak wracam. To ten sentyment.. Do magii. Jaka jest na tym forum. Jaka zaistniała dzięki nam, autorom tych postów. Dedykuje ten post wszystkim Czarodziejom na tym forum <3
Carmen uśmiechnaeła sie . Morgan jak nikt inny poprawiała jej humor. Była jka chodzace zaklecie rozweselajace. Dziewczyna przytuliłą ją mooocno i od razu poczułą się bezpieczniejsza. Oczywiście miała innych znajomych do których mogłaby sie poprzytulać, ale Morgan była kimś wiecej. Łączyło je tak wiele że właściwie rozumiały sie bez słów. Za Morg Karmelek mogła skoczyc w ogień. Były rodzina, cudownym przyszywanym rodzeństwem. Dziewczyan odgarnęła zbłakany kosmyk gdzieś za ucho, przygłądział sukienkę. Zdecydowanie za dowano sie nie widziały, a miała htyle przyjaciółce do powiedzenia że własciwie nie wiedziałą od czego zacząć. Mysli pomógł uporządkowac kelner który zjawił sie dosłownie z nikad: To tak. Dla mnie duze podwójne eksperso, malinową late i moze placek z gruszkami? Tegho placka to najlepiej dwa kawłałki-usmiehcnęła sie do mężczyzny i wróciła wzrokiem do przyjaciółki: -U mnie po stremu. Chociaż.... może nie. Namalowałam chyab z 50 obrazó, no i kogoś poznałam, ale okazło się to wszystko totlana pomyłką. Troszke sie załamałm i poszłąm utpic smutki w kieliszku. Gdyby nie Twoja sówka, pewnei leżałbym na twardym łóżku w dizurawym kotle, a ból głowy rozsadząłby mi czaszkę- wypiłą na raz całe eksperso które własnei dostałą i podsunęła przyajciólce jeden z placków: - Chyba nie powinnam przesadzac z alkocholem. Myśle ze pan kelener by mnie obronił-zaśmiaął sie melodyjnie: -A teraz opowiadaj kochana co tma u Ciebie. No i u matiasa Dawno go nie widziałam...- uśmiechneła sie na myśl o sowim zbyt poprawynm przyjacielu. Karmelek jak kazdy musiała się podporzadkowac bezwzglednemu panu losowi. Mimo ze bardzo czesto nie podobało jej sie to jakie decyzje podejmuje. Chciał sie buntować, opierać, ale niedawno zdała sobie sprawę ze to nic nie da. Bo przecież nic nie dzieje sie przez przypadke, prawda?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Nadal patrzyła na to jak Karmelek rozkwita. Wyglądała tak olśniewająco, epicko.. Zrobić zdjęcie i dać do gazety! Oj tak. Modelka rośnie. Słuchała towarzyszki uważnie dogłębnie analizując każde słowo. Być może nawet przesadnie. Co było wynikiem kolejnych zdarzeń. Zwinęła usta w podkówkę chcąc coś powiedzieć. Była bezczynna. Nie umiała wydusić z siebie jakiegokolwiek odgłosu. Wychodził jej tylko szmer.. - C..co-co s..się sta-ło? - Wyjąkała. W myślach pojawiło się zdanie: dupek,co za dupek.. Pobladła na myśl jak kolorowo przyjaciółka mówi o piciu. Dopiero co młoda kobieta przeszła lekką walkę z alkoholem, a teraz jej przyjaciółka jest na tym samym etapie. - Mała, gadaj. - Uśmiechnęła się z oczami pełnymi troski.. Po czym wypiła cappuccino jakie zamówiła w międzyczasie. Jedno siupcięcie i zniknęło. Chluśniem,bo uśniem Wszamała placuszek. Aż jej uszy się trzęsły. Skinęła głową na koniec w podzięce. Przeszły ją chyba z milion dreszczy. Ponieważ.. Słowo Matias w jej pobliżu było bardzo ryzykowne. - Nie pytaj o niego. Stało się co się stało, nie da się tego cofnąć. Nie mam z nim kontaktu. Ponoć choruje. Psychicznie. Zapomnijmy.. - Pogrzebała w torebce i wyjęła mały flakonik. Był to jakiś eliksir. Wzięła łyka i od razu się uśmiechnęła,jak zwykle.. Wyszczerzyła. Zapłaciła rachunek za nie.
Faktycznie Karmelek wyglądała zacnie. Sama mogłaby się w sobie zakochać. Tak wszyscy jesteśmy zdania że skromność jest przereklamowana. Dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę, i gdyby mogła jej czytać automatycznie by poprawiła. To nie był dupek, to była dupka: -Obie dobrze wiemy że nigdy nie miałam szczęścia w miłości. Tym razem trafiłam na kogoś kompletnie odmóżdżonego. A jako że dałam się porwać uczuciom, i potem te uczucia musiałam gdzieś utopić, a bar w centrum mugolskeigo Londynu był najbliżej. Więc właściwie nic się nie stało- przemieszał swojej late łyżeczką i upiła malutki łyczek- Ale to chyba nie dla mnie. No wiesz ta cała miłość. Od dwóch lat nie mogę trafić na nikogo kto by mnie zaakceptował. Nawet mój mózg nie może sobie tego wyobrazić, i mimo że jest tylu facetów w Hogwarcie, żadne mnie nie zauważa. A szukanie gdzieś gdzie prawie nie przebywam jest bez sensu. Tak miłość to zdecydowanie rzecz nie dla mnie- dziewczyna wzięła do ust trochę ciasta, tym gestem kończąc temat. Nie chciała o tym więcej rozmawiać. Dla niej było jasne że to bez sensu. Gdy Morgan mówiła o Matiasie zobaczyła w jej oczach ból. Zawsze wiedziała że ten poprawny krukon bardzo się jej rudej przyjaciółce podoba. Więc oczywiste było ze choroba, a szczególnie psychiczna musiała być dla niej ciosem. Karmelek chciała ją przytulić, ale na sam koniec zrezygnowała. Jednak gdy zobaczyła eliksir, nie miała wątpliwości że tego właśnie Morg trzeba. Wstała i przytuliła ją mocno powtarzając szeptem: -Zobaczysz wszystko się ułoży, wszystko się ułoży…- nie była do końca pewne kogo uspokaja siebie czy Morgan
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Dupka, dupek. Ciekawe.. Piękne określenia na haniebnych i wkurzających ludzi. Nienawidzę takich typków. Morgane zresztą też. - To dobrze, że wiesz jaka ta dziewczyna była.. Lepiej się ocknąć niż w czymś tkwić.. Hyh.. - Już zapomniała jak dawno temu walnęła swoje pytanie z końcówką "hę" czy "hyhyh". Przecież to były kiedyś tak ważne cechy Morgane.. Człowiek z czasem się zmienia. To co było rok temu, jest tylko cieniem, punktem od tego punktu jaki teraz tworzymy.. Dobrze, że własnie jestem tu, a z tym "miejscem" mogę porwać się do umysłu mojej postaci oraz akcji jaka tutaj się dzieje. Jej usta zwinęły się. Ni to z bólu ni to z braku większych emocji. Popatrzyła w martwy punkt jaki znalazła na wazach, którym to na początku tak się przyglądała. Nagle tyle lat jej się przedstawiło. Lata dzieciństwa, nauki.. Simona i Matiasa. Dwóch przyjaciół. Dostała jakiego dreszczyku. Dobrze, że Carmen ją przytuliła. Zrobiło jej się lepiej na sercu. - Mała.. Może wyjdziemy gdzieś porobić coś? - Zaproponowała po czym użyła - Chce się chyba napić - Pogłaskała rękę dziewczyny, którą ją przytulała.
Od razu po wyjściu z Banku Gringotta, Holly ruszyła w stronę Lodziarni Floriana Fortescue, gdzie była umówiona z Tomem. Nie widziała go zaledwie od zakończenia roku szkolnego i już zdążyła się za nim stęsknić. Nawet dokładnie nie pamiętała od kiedy się przyjaźnili... Właściwie to od samego początku, gdy się poznali. Ich relacja była kompletnym zaprzeczeniem dla stwierdzenia, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Dziewczyna łapiąc klamkę potknęła się o próg. Zaśmiała się pod nosem sama z siebie i stanowczym ruchem otworzyła drzwi do Lodziarni. Toma jak na razie nigdzie nie było widać. Holly zamknęła za sobą drzwi, rozejrzała się wokół i zajęła miejsce przy jednym z wolnych stolików. Od zeszłych wakacji, kiedy ostatni raz tutaj była właściwie nic się nie zmieniło. Jedynie to, że wtedy były tutaj tłumy, a teraz - co prawda też sporo , ale jednak mimo wszystko trochę mniej ludzi. Stone westchnęła cicho, położyła łokieć na stoliku i oparła głowę na ręce, gapiąc się na wejście do Lodziarni. Po chwili sięgnęła do torby po tom Gry o Ministerstwo i czekając na przyjaciela pogrążyła się w lekturze.
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Dzień zapowiadał się miło. Mimo, że Tom nigdzie nie zamierzał w wakacje się wybierać to fajnie by było z przyjaciółką wyjść. Tak właśnie dostał list od niej. Fajnie, że pamiętała o nim. Może tródno go zapomnieć, albo brakowało jej takiego przygłupa? Nie mógł tak myśleć! Ona go naprawdę musiała lubić jeśli chciała spotkania! Nie miał pojęcia jak ona z nim wytrzymuje. Kto by polubił takiego wrednego i opryskliwego faceta? Połączyła go jakaś tajemnicza więź z dziewczyną, którą nie chciał i nie umiał zerwać. Tak więc nadal się wylegując w łóżku i rozmyślając o niebieskich migdałach w końcu zwlókł się z łóżka pod prysznic. Nie chciał ludzi straszyć no i powinien jakoś wyglądać. W końcu nie idzie sobie z kolegami na kremowe piwo tylko na spotkanie z przyjaciółką. Szybko się przeprał i wyleciał z domu. Dosłownie! Nie chciał się spóźnić, a nie miał innego transportu więc pobiegł. Zobaczył przyjaciółkę przy stoliku. Nie było to tak, że powiedział, że przyjdzie, a tak naprawdę spóźniał się jak jakaś niezdecydowana babka. Zdyszany ruszył w jej stronę szybkim krokiem. Dał jej przyjacielskiego całusa w policzek na przywitanie. Rozejrzał się wokół i zauważył tylko małą grupkę osób. Gdzie reszta? Czyżby lody się znudziły? No przynajmniej te zimne! - Dzięki, że napisałaś. Sam miałem ochotę na spotkanie z tobą od dłuższego czasu. Kurde, chyba coś tu jest nie tak! Jesteś pewna na pewno, że tutaj nie podają żadnych trucizn? Wygląda to naprawdę podejrzliwie.- na jego ustach nie pojawił się żadny uśmiech, był bardzo poważny. Skąd coś takiego u niego? Tak, wrednota biła mu z ust. Podszedł do jakiegoś chłopaka, który wyglądał na góra dziesięć lat i spytał - jesteś pewnie, że tutaj nie trują? Zastanów się nad tym zanim coś kupisz!- i nie czekając na odpowiedź powrócił do dziewczyny z zadziornym uśmiechem. Przy niej inaczej nie potrafił. Ile czasu już się znali? Ona znała go już na wylot!
Holly lekko uniosła brwi i obserwowała Toma z promiennym uśmiechem na ustach. Zrozumiała jak bardzo za nim tęskniła. Słysząc słowa przyjaciela i patrząc na zszokowaną minę dzieciaka roześmiała się głośno. No tak. Cały Tom. Czasami żałowała, że zamiast siostry nie ma brata. Na przykład takiego Toma Falka. Z nim byłoby całkowicie inaczej niż z Ruby. W sumie bez różnicy. I tak są dla siebie jak rodzeństwo. - Napisałam, bo się za Tobą stęskniłam wariacie. - nachyliła się w kierunku chłopaka i poczochrała jego ładne, brązowe włosy. - Masz jakieś plany na weekend? Może skoczymy razem do Lunaparku? Albo do Centrum Handlowego. - popatrzyła w dół na swoje zakurzone trampki. - A teraz może byśmy w końcu coś zamówili? Mam nadzieję, że desery jednak nie są zatrute. - Holly znowu uśmiechnęła się do Toma. Nagle z jej torby wydobył się stłumiony świergot. Wywróciła oczami i odsunęła zamek. Z wnętrza wyskoczył mały niebieski, puchaty stworek. Widząc zdziwioną minę swojego przyjaciela Stone zaśmiała się wesoło. - Tom, to jest Barney, mój puszek pigmejski. - popatrzyła w kierunku stworka. - Barney, to jest właśnie Tom, mój najlepszy kumpel!
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Zauważył, że przyjaciółki uśmiech się powiększa. Czyżby jej trochę humor polepszył swoją osobą czy po prostu się z niego śmiała. Musiała się na prawdę cieszyć na jego widok. Niewiele znał takich osób, ale była jego najlepszą przyjaciółką, prawda? Przyjaciele mieli już takie cechy! Była jedyna w swoim rodzaju. Aż teraz taką rozpromienioną miło się patrzyło. Chyba nikt by nie chciał patrzeć na przyjaciółkę, która jest smutna i przybita. On by się już postarał by to zmienić. Zaśmiał się delikatnie kiedy poczochrała mu włosy. Chyba chciała się z nim podroczyć albo uświadomić, że jest ładniejsza od niego. I bez tego był świadomy, że tak jest. Lubił jak ktoś grzebał mu w włosach. Jako, że był chłopakiem to było naprawdę dziwne! Rzadko kto to robił. Ale tak czy siak stały mu włosy. Dobrze, że chociaż nie we wszystkich kierunkach. Tego by nie przeżył. - Ty chyba nie jesteś świadoma jak ja za tobą tęskniłem!- lubił z nią przebywać. Chociaż ta nie była od niego wyższa jak większość dziewczyn. Ale jakby nawet była to i tak by nic nie zmieniało. Chyba nikomu to za bardzo nie przeszkadzało tylko dramatyzował. Mógł przecież sam napisać! Tylko, że obawiał się, że czas spędza z rodziną lub znajomymi innymi niż on. Ona chociaż miała odwagę! I jak takiej nie kochać? - Na weekend?- udał, że się zastanawia, chociaż odpowiedź od razu znał. -ja nie mam pojęcia jak przeżyję całe wakacje bez ciebie, a ty tu mi wyjeżdżasz z weekendem! No wiesz dla ciebie mogę się nawet iść na te zakupy. Wiesz jak faceci tego nienawidzą, prawda?- miałby się nudzić w domu samotny a potem żałować? W życiu. Tu nie chodzi o zwykłe pójście tylko o to jak świetnie będą się razem bawić. Zresztą jak zawsze! Już miał się spytać jaki chce deser kiedy zauważył, że z torebki wydobył się dźwięk. Zauważył w końcu to. Aż się uśmiechnął z zachwytu. - byłaś pewna, że w środku by się nie udusił?- uniósł brwi. Teraz zwrócił się do Barney. - miło mi Cię poznać.
Holly pogłaskała puszka po jego okrąglutkim, puchatym brzuszku. - Spokojnie. - chwyciła torbę i położyła ją na stoliku. - Zaczarowałam ją tak, żeby przepuszczała powietrze, bo Barney bardzo lubi w niej spać. - popatrzyła na puszka, który właśnie rozpaczliwie usiłował wepchnąć się do kieszeni w spodniach Toma. - Barney! - zaśmiała się. - Bądź grzeczny! Zwierzak w odpowiedzi zamruczał przyjaźnie. - Chyba Cię polubił. - Dziewczyna spojrzała na swojego przyjaciela. Kilka lat wcześniej tak na niego nie patrzyła, ale teraz wydawał jej się bardzo przystojny. Przecież... Dosyć. Był dla niej jak brat. Nie miała nawet prawa myśleć o nim w takich kategoriach. Zamrugała kilkakrotnie. Widząc jego zdziwioną minę wyjaśniła ze sztucznym uśmiechem: - Chyba coś mi wpadło do oka. - Po kilku sekundach ciszy dodała: - Co do tego weekendu to nie mam zamiaru cię męczyć i ciągać po centrach handlowych. Lunapark to zdecydowanie lepszy pomysł. Lecę coś nam zamówić. - Holly zerwała się z krzesła i przechodząc obok Toma znowu z zadziornym uśmiechem poczochrała jego włosy. Podeszła do kasy, mrugnęła do przyjaciela i uśmiechnęła się do sprzedawcy. - Poproszę dwie porcje lodów śmietankowych z polewą i posypką. Już po chwili szła w kierunku stolika niosąc dwa wielkie puchary wypełnione po brzegi pysznymi, puszystymi lodami w smakowitej polewie. Z uśmiechem podała jeden Tomowi i usiadła naprzeciwko niego. - Nie mogłam się zdecydować, więc wzięłam polewę zmieniającą smak w zależności od tego co się lubi. Jestem ciekawa czym będzie smakowała.
Ostatnio zmieniony przez Holly Stone dnia Sro 9 Lip 2014 - 9:04, w całości zmieniany 1 raz
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
No tak czary. Są takie czary, że nie widać, że są rzucone, a niektóre tak. Może te i było widać, ale był zbyt zapatrzony w przyjaciółkę. Przecież tyle jej nie widział! No dobrze, parę dni, ale w Hogwarcie widział ją codziennie więc spora jest różnica. Uśmiechnął się do tego stworka i nie wiedział jak zareagować. Kiedy próbował mu wejść do kieszeni aż parsknął śmiechem. Takie to małe, a tyle przynosi radochy! Gdyby on miał możliwość coś takiego mieć w domu to pewnie cały czas by się śmiał. Spał w torbie. Nie no prawie identyczne cechy jak on sam. Lubił spać. Przespałby swoje całe życie. No gdyby nie ci fajni przyjaciele. To oni chyba go wyciągnęli z tej śpiączki. Teraz nie mógł zasnąć. Nie przeszkadzało mu. Trochę promieni ich zajebistości mu się przyda! - Nie krzycz tak. Przecież nic złego nie robi. Jest naprawdę miły. Naprawdę mnie polubił?- był tym zdziwiony. Nawet taki stworek był w stanie go polubić, a niektórzy nie. To naprawdę robiło się smutne. Usłyszał przyjazne mruczenie. Musiał się powstrzymać by nie odwzajemnić tego. Dziewczyna by śmiała się z niego przez resztę życia. No oczywiście o ile by o nim pamiętała. Zauważył, że mruga oczami. Co się stało. Zazwyczaj tak robiły osoby które nie chciały się rozpłakać, ale to nie mogło być to! Nie miała powodu by płakać. Może coś przykrego powiedział albo zrobił i nie był nawet tego świadomy? Miał już wstać i sprawdzić czy nic nie ma, ale przestała. Miał nadzieję, że to nic groźnego. Zrobiło mu się szczerze smutno kiedy powiedziała, że w ten weekend nie będzie go ganiać. Lubił to. W końcu jaki facet nie lubi patrzeć jak dziewczyna szuka sobie czegoś seksownego dla siebie. pfuu. Dla siebie raczej tego nie robią. Dziewczyny lubią się stroić dla chłopaków. No chyba. Nie był w tym żadnym ekspertem. Czy Holly kogoś miała? Oby nie, chociaż nie wiedział czemu tak myślał. Chciał by była szczęśliwa. Nie ważne z kim. Była radosna, to było ważne. - Więc dobrze, niech będzie Lunapark- wzruszył ramionami i zgodził się na to, że pójdzie złożyć zamówienie. Mógł ją wyręczyć, ale nie zdążył. Zaśmiał się kiedy znowu czepiła się jego włosów. Naprawdę musiała go lubić. Przy niej nie był wredny. Jak to robiła? czary! Poprawiając włosy zerknął na dziewczynę. Wiedział, że nie ładnie robi patrząc na ten zgrabny tyłeczek. Była jego przyjaciółką i nic tego nie mogło zmienić. Wiedział, że zmieniła się od początku jak przyszła do szkoły magii. On chyba też. Nie zwracał na to nigdy uwagi. Uśmiechnął się kiedy wróciła i przyjął lody. - Dzięki. Jesteś wielka- automatycznie spróbował ich. Ciekawiło go jakie to będą. Spojrzał na nią. -No i jaki smak masz?
Holly chwyciła łyżeczkę i spróbowała lodów. -Hmm... Nugat - oblizała się - Pychota. A ty? Dziewczyna zamyśliła się. Ponownie chciała się zastanowić, jakby to było, gdyby stali się dla siebie z Tomem kimś więcej niż tylko przyjaciółmi. Czy nie zniszczyłoby to ich relacji, budowanej przez wiele lat? Wywalczyli sobie swoją przyjaźń i przynajmniej ona nie miała najmniejszego zamiaru tego tracić. Od kilku miesięcy zaczynała coś czuć do swojego przyjaciela... Coś więcej niż kiedyś. Nie miała ochoty tego przed nim ukrywać, ale nie miała też ochoty mu tego mówić. Kompletnie nie wiedziała co ma robić. Mimo wszystko zdecydowała się podjąć ryzyko. Właśnie teraz nastąpił dobry moment. Uśmiechnęła się do Toma. - Szybko zleciało to sześć lat w Hogwarcie, co? Wiesz już co zamierzasz robić po szkole? - Czuła, że zaczyna się trochę denerwować. Wzięła głęboki oddech - Tom, muszę z tobą porozmawiać. Tak poważnie. - Poważnie. Jej przyjaciele i ona sama prawdopodobnie dawno zapomnieli o istnieniu takiego słowa. No cóż. Najwyższa pora sobie przypomnieć.
Ostatnio zmieniony przez Holly Stone dnia Sro 9 Lip 2014 - 9:05, w całości zmieniany 2 razy
Tom Falk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 164
C. szczególne : Czy to, że jest niskim kurduplem nie wystarsza?! Na nadgarstku ma bliznę po oparzeniu!
Rozsmakował się w lodzie. Musiał kilka razy spróbować by być naprawdę pewnym chociaż dokładnie nie wiedział. Takie to było mylące. Czy coś z nim było nie tak jeśli nie wiedział jakie je lody? Uśmiechnął się z przygłupią miną. Wzruszył ramionami. - Zdaje mi się, że imbirowe, ale nie jestem pewien. Chyba coś jest ze mną nie tak!- wyżalił się zły na siebie. Chyba nie każdy powinien wiedzieć, że stracił smak w ustach. No, ale Holly zdecydowanie nie była "każdym"! Zdecydowanie powinien jej mówić wszystko co leży mu na sercu! Tak się rozmarzył na jej temat, że trudno było mu spojrzeć na nią. Musiał, bo wszystko by było jasne. Nie chciał psuć przyjaźni. Zrobiłby to w niecałą sekundę. Dostałby w twarz i tyle mu wyszło z tego, a tak mógł żyć z nią w przyjaźni, kochać, dusić to w sobie, ale być obok niej! To co on czuje nie było aż tak ważne przecież. Nie zastanawiał się co chciałby robić potem. Za szybko to wszystko się działo. Po prostu na razie wiedział, że powinien kontynuować naukę, a co potem? Czy to było ważne? Znając go to decyzję podejmie bardzo pochopnie i w pięć minut. Lisa nie skinie nawet palcem by mu pomóc podjąć słuszną decyzję. Już miał coś powiedzieć kiedy zaproponowała coś. Czy to była na pewno propozycja? W każdym razie chciała z nim poważnie porozmawiać. Zabrzmiało to tajemniczo i tak jakby posmutniała. Przybliżył się bliżej i przytulił ją. Czyżby była jakoś poważnie chora? Czy się coś stało? Przez przypadek musiał zbudzić stworka, który usnął mu na nodze. Delikatnie uniósł go i wsadził do torby. Odgarnął dziewczynie włosy. - Co jest? Mi możesz wszystko powiedzieć, przecież wiesz!- zachęcił ją.
Holly ponownie zaczerpnęła powietrza i gwałtownie zerwała się z krzesła. - No bo... Jest taka sprawa, że jakoś tak w ostatnim czasie... Nie mam zielonego pojęcia jak ci to wytłumaczyć, więc powiem wprost... Tom, zakochałam się w Tobie. Mam gdzieś jak to przyjmiesz. Chciałam ci tylko to powiedzieć i być z Tobą fair... Mam nadzieję, że mnie przez to nie znienawidzisz. - Łzy napłynęły jej do oczu. Poprawiła włosy, chwyciła torbę, wepchnęła do niej Barney'a i szybko pobiegła w stronę wyjścia z lodziarni. Histerycznie otarła łzy spływające po jej policzkach. Czuła, że właśnie zniszczyła raz na zawsze ich przyjaźń, ale nie byłaby w stanie udawać. Po prostu nie umiałaby dłużej okłamywać Toma. Nie jego. Nie wiedziała gdzie pójdzie, gdy stąd wyjdzie. Byle jak najdalej od tego wszystkiego. Musiała sobie na spokojnie przemyśleć kilka spraw. Już przekraczała próg, gdy poczuła, że ktoś złapał ją za rękę.
Ostatnio zmieniony przez Holly Stone dnia Sro 9 Lip 2014 - 9:07, w całości zmieniany 2 razy