Na drugim piętrze znajduje się od wielu lat nieużywana, zakurzona klasa. Jest ona dość przestronna i znajdują się w niej jedynie porozstawianie stare stoły, oraz różne rupiecie składowanie w kącie. Obecnie jest to ulubione miejsce Irytka do bałaganienia. Czasem przychodzą tu jednak także i uczniowie chcący poćwiczyć w spokoju zaklęcia przed kolejną lekcją.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:46, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Nie przepadała za brudzeniem rąk czyimś śluzem, cieczą, sokiem czy jakimikolwiek wnętrznościami. Wzdrygnęła się widząc, że ręce mu się kleją po niewielkiej styczności z rogatymi ślimakami. Zdecydowanie wolała "suche" składniki, a najlepiej to same rośliny i coś co nie musi trzymać na skórze. Przyglądała się mu uważnie, gdy zmniejszał temperaturę płomienia i porównała to z wypisanymi w podręczniku poradami. Oboje chyba wiedzieli już, że nie należy dusić tego wywaru pod przykrywką bo inaczej podpaliliby chyba całą komnatę. - Ale tych liści mięty będzie potrzeba chyba tonę, żeby pozbyć się zapachu tego śluzu. Niby nie wpływają na resztę eliksiru, ale ja obawiałabym się wsypywać wielu garści. - przysunęła bliżej siebie zebrane składniki i rozważała za i przeciw. Nie chciała zemdleć przy tych nieprzyjemnych walorach zapachowych, a wątpiła, by samo otwarcie okna wystarczyło. Zerknęła jeszcze do swojego zeszytu łudząc się, że ma tam zapisaną jakąś wskazówkę. - Wszystko to przez ten róg garboroga. On nie lubi się łączyć z czymkolwiek, a już zwłaszcza z krwią. Tutaj, w opisie śluzu gumochłona napisane jest, że zazwyczaj jego zapach sam wygasza się przy gotowaniu, a eliksir czuwania powinien mieć delikatny aromat blekotu. - pokazała mu stronę i odpowiedni zapisek. Chodziło tutaj głównie o ich komfort podczas przygotowania reszty składników, wszak eliksir powinien sobie z tym poradzić. Zgarnęła z twarzy pojedyncze kosmyki włosów i poupychała je za uszami. - To ryzykujemy ze śluzem gumochłona, tak? Liście mięty nie poradzą sobie z tym, więc może zrobimy przeciąg...? - popatrzyła na chłopaka z ogromną nadzieją. Najwyżej narażą się na wścibskie cudze nosy albo też i je zamęczą nieprzyjemnym zapachem stabilizatora. - Najpierw należy dodać ten popiołek ze śluzem ślimaków i poczekać aż się dokładnie rozpuści, wtedy śluz gumochłona i od razu krew salamandry. Niech Merlin nas chroni, by nie wybuchło. - a gotowa była schować się za plecami chłopaka i przeczekać ten decydujący moment wszak oboje mogą się mylić i błędnie go dobrać. Pospiesznie przygotowała już dwanaście mililitrów krwi salamandry, a ręce jej zadrżały tak, że niemal zbiła fiolkę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dziewczyna miała rację. Gumochłon miał bardzo intensywny zapach. Na szczęście chłopak znał jeden trik pozwalająy pozbyć się tego problemu. -Spójrz na to. - Na chwilę przestał zajmować się eliksirem czuwania, chociaż kątem oka ciągle obserwował wywar, aby w razie czego wystarczająco szybko zareagować. Wziął z blatu mały nożyk oraz garść liści mięty. Zwinnie je posiekał, a następnie ułożył małą górkę i zgniótł płaską częścią ostrza. Pomimo niewielkiej ilości składników, ich nozdrza od razu uderzył intensywny zapach. Następnie włożył posiekaną miętę do jednej z pustych fiolek, dodał tam odrobinę wody i dodał szczyptę sproszkowanego ględatka niepospolitego.Woń mięty natychmiast zniknęła z powietrza. Następnie do tej mini mikstury włożył odrobinę śluzu z gumochłona. -Czujesz? Sproszkowany ględatek powstrzymuje miętę przed wydzielaniem zapachu, ale w połączeniu z jej liścmi skutecznie hamuje zapach gumochłona. - Faktycznie, po przykrym zapachu nie było już śladu. - A w dodatku takie przyrządzenie mięty pozwala na użycie dużo mniejszej ilości, aby zatuszować odór. - Był to jeden z niewielu trików, których zdążył się nauczyć podczas swoich eksperymentów. Dzięki temu ich eliksir nadal miał szansę wydzielać woń blekotu. -Jeżeli jednak nie chcesz ryzykować, można liczyć, że zapach mięty zostanie uznany przez Panią Profesor za dodatkowy walor eliksiru. - Wyszczerzył się w stronę stojącej obok dziewczyny. Zawsze, gdy eliksir nie pachniał ostatecznie tak, jak zostało to opisane w instrukcji, zależało to od nauczyciela, czy inna woń będzie uznana jako wkład własny ucznia, czy jako zepsutą miksturę. Szczerze mówiąc wolał przyjemny zapach mięty niż okropny odór gumochłona, ale chciał też poznać zdanie Bonnie. -Niestety rogu nie możemy zastąpić. Bo to jego połączenie z krwią salamandry i blekotem jest najważniejsze w tym eliksirze.... - Przerwał wypowiedź, bo kątem oka dostrzegł, że wywar zmienia barwę na ciemnofioletową. Szybko więc zareagował i dodał wymieszany uprzednio z przygotowanym przez Bonnie popiołem, śluz. Następnie wykonał różdżką opisany w instrukcji gest. Eliksir zmienił kolor na błękitny. Na tym etapie nie popełnili jeszcze błędu. - Mało brakowało. - Westchnął lekko. Nie miał nic przeciwko przypadkowym eksplozjom i był gotów wziąć na siebie ewentualny wybuch eliksiru, ale ważne było, by uwarzyli go poprawnie. Obydwoje chcieli przecież zaliczyć to zadanie.
Nadstawiła uszu i zamilkła gotowa zapamiętać dokładnie pomysł Maximiliana. Każdy był na wagę złota, a skoro ona nie mogła popisać się tego pomysłowością to planowała uszanować każdy. Nie miała bladego pojęcia, że dodanie sproszkowanego ględatka ma taki wpływ na walory zapachowe eliksiru. Zamrugała nieco zbita z tropu i nachyliła się odrobinę w kierunku trzymanej przezeń fiolki, jakby nie potrafiła uwierzyć w to, co czuje - a raczej w to, że nie czuje ani odoru śluzu gumochłona ani aromatu mięty. - Uooou... mięta powstrzymała odór, a ględatek miętę... nie wiedziałam, że tak można! - niemal klasnęła w ręce zachwycona nową sztuczką. Powinna ją dokładnie zapamiętać... albo właśnie może nie? Może Max nie życzył sobie, aby ktokolwiek korzystał z jego triku? Ta niepewność była wymalowana na jej twarzy, a zwłaszcza w szarych oczach. Mimo wszystko wypełniał ją autentyczny zachwyt. Max zyskał sobie tym podziw pewnej małej szarej myszki. - To było gdzieś zapisane czy sam to odkryłeś? - wypaliła zanim powstrzymała swoją ciekawość. Uzmysłowiwszy sobie, że stoi zdecydowanie za blisko chłopaka taktownie cofnęła się. - Musimy wykorzystać ten wynalazek, Max. Nie chcę tracić punktów za odór, skoro w podręczniku napisane jest o delikatnym aromacie blekotu. - skubała rękaw swojego czarnego swetra i spoglądała na pracującego Maxa, a jej sumienie zostało dźgnięte informacją, że to on tutaj póki co wykazuje się błyskotliwością i pomysłowością, a ona chyba jest jedynie dekoracją. To skłaniało do wysilenia komórek mózgowych, aby nie uznał, że nic tu nie robi tylko stoi, patrzy i zachwyca się. - Hmm.. hmm... tu jest krew salamandry, już odmierzona. - ustawiła fiolkę w przyborniku, aby zabezpieczyć ją przed wylaniem. Nie chciała zatykać jej korkiem, bowiem według Sposoby prawidłowego przechowywania składników krew salamandry nie lubiła się zbyt długo dusić w fiolce. Nachyliła się do podręcznika i wróciła do poprzednich stron. - Przed końcowym gotowaniem eliksiru czuwania i po dodaniu już krwi salamandry musimy jeszcze sporządzić z oleju rycynowego i piołunu nalewkę, bo to ogólnie wspomaga zachowanie przytomności. - sięgnęła po butelkę z żółtawym płynem i odmierzyła czterdzieści mililitrów. Drobnym zaklęciem przymroziła nieco substancję i zawiesiła fiolkę w powietrzu, by za chwilę połączyć ją z piołunem. Rzuciła okiem do kociołka i przygryzła kącik ust. - To ja dodam już tę krew. - nie zabrzmiała zbyt pewnie, ale nie chciała by Max musiał robić wszystko sam. Trochę bała się potencjalnego wybuchu, ale przecież dodali tam stabilizator. Przechyliła fiolkę z krwią salamandry i wylała do kociołka całą jej zawartość. Gdy mieszanka w kociołku zaczęła bulgotać Bonnie szybko pomknęła w tył i ukryła się za ramieniem Maxa. - Wybuchnie czy nie? - zapytała cicho wszak bulgotanie było głośne i mogło zwiastować dosłownie wszystko.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Lubił dzielić się swoimi odkryciami z innymi. Chociaż trzymał w rękawie parę sztuczek, których raczej tak prędko nikomu nie zdradzi. Jednak trik z maskowaniem zapachu nie należał do tej kategorii. Plus tego zabiegu był taki, że ani mięta, ani ględatek nie reagowały z pozostałymi składnikami eliksiru. Trzeba było jednak stosować to z głową, bo zawsze można było trafić na inny skład wywaru i wtedy już skutki mogły być nieprzewidywalne. Teraz jednak trzymali się przepisu i chłopak był pewny siebie. -Szukałem kiedyś metody na powstrzymanie odoru pewnego autorskiego eliksiru mojego kumpla. Po kilku eksplozjach w końcu dopracowaliśmy tę metodę. Korzystaj z niej do woli. - Ostatnie zdanie dodał widząc niepewność kryjącą się w oczach puchonki. Jeżeli miało to ułatwić jej życie, nie widział, czemu miałby kazać jej zachować tę sztuczkę w sekrecie. - To ja przygotuję mieszaninę tłumiącą zapach, a Ty mogłabyś w tym czasie wymówić zaklęcie. Chyba już czas. - Dawka, którą przygotował żeby zademonstrować Bonnie swój pomysł była zbyt mała i musiał teraz dopasować proporcje do eliksiru, który warzyli. Ślizgon podziwiał, jak sprawnie dziewczyna operuje zaklęciami. Sam nie raz miał z tym drobne problemy, a przy warzeniu eliksirów niestety należało na to także uważać. Gdy puchonka wymówiła zaklęcie i wykonała odpowiedni gest, Max dodał stabilizator wraz z niwelatorem zapachu. Przez sekundę patrzył w napięciu, czy może nie zajdzie jakaś niespodziewana reakcja, ale wszystko wyglądało tak, jak powinno. Gdy dziewczyna zaproponowała, że doda krew salamandry, Solberg wziął się za przygotowywanie nalewki z rycyny i piołunu. Dopiero, gdy dziewczyna skryła się za jego ramieniem i wyraziła swoje obawy, podniósł wzrok i spojrzał na bulgoczący kociołek. Eliksir faktycznie wyglądał groźnie. Ślizgon jednak zerknął szybko w instrukcję i uśmiechnął się do towarzyszki. -Patrz, tu jest napisane, że przy poprawnym wymieszaniu składników może nastąpić głośne wrzenie, które powinno ustąpić po dziesięciu minutach gotowania w 140 stopniach. - Spojrzał niepewnie na płomień pod kociołkiem. - Mamy odpowiednią temperaturę? - Był prawie przekonany, że tak, ale w tym momencie wolał się upewnić. Nie chciał żeby cała ich dotychczasowa praca poszła na marne. Jako, że mieli jeszcze około ośmiu minut do potencjalnego wybuchu, wrócił do przygotowywania nalewki.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Zaimponował jej swoją wiedzą, a gdy pozwolił korzystać z jego sztuczki niwelowania niepożądanego zapachu sprawił, że po prostu uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Dziękuję. - bąknęła i odchrząknęła słysząc, że od intensywnej rozmowy i oparów dobiegających z kociołka jej głos znów zmienił się w charczenie. Pokiwała energicznie głową, gdy wspomniał o inkantacji. Sięgnęła po podręcznik i oparła jego brzeg o swój brzuch. Objęła palcami różdżkę i nadstawiła ją w kierunku kociołka. Zapoznała się z inkantacją i po wymówieniu jej nad eliksirem wykonała dodatkowo gest nadgarstka, który sobie ćwiczyła zanim przyszła na umówione spotkanie. Fiolet wywaru powoli bladł i zapewne po dodaniu wszystkich składników zacznie zmieniać swoją barwę na błękit, oczywiście o ile nie popełnią jakiegoś błędu. - Jestem w szoku, że eliksir nam nie wyparuje przy tak długim wrzeniu i w wysokiej temperaturze. A może to właśnie zaklęcie przed tym powstrzymuje? Nigdy się nie zastanawiałam. - podrapała się po skroni i przyglądała z ciekawością temu, co właśnie tworzyli. Na palniku temperatura wskazywała niestety zbyt niską temperaturę, a więc bez siania paniki zaczęła ją regulować do odpowiedniej ilości stopni. Obawiała się stać tak blisko kociołka, kiedy jego zawartość groźnie bulgotała, ale skoro Max nie zdradzał niepokoju to i ona nie powinna dramatyzować. Usiadła na krześle obok ławki bowiem przygotowanie nalewki było już ostatnim składnikiem, więc oprócz późniejszego posprzątania stanowiska nie miała póki co żadnego zadania. Wyciągnęła z kieszonki plecaka dwie przezroczyste fiolki oraz długopis. - Jeśli nie wybuchnie to powinien warzyć się jakieś dwadzieścia osiem minut, prawda? Moja koleżanka raz przegotowała eliksir i ze środka wyskoczyła jej galaretowata breja. Dostała okrutnego Trolla. - streściła historyjkę, ale i również przedstawiła nieplanowane efekty niepoprawnego warzenia eliksiru czuwania. Eleganckim pismem podpisała puste fiolki datą warzenia oraz nazewnictwem. Powinni mieć dwie porcje.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Jeżeli chodzi o ten konkretny eliksir, Max też jeszcze nie miał okazji rozkładać go na czynniki pierwsze i zastanawiać się, jak konkretnie działają jego poszczególne elementy. -Bardzo możliwe, że tak właśnie jest. Czasami zależy to też od reakcji poszczególnych składników. Nie jestem pewien, jak jest w tym przypadku. - Bonnie miała rację, przegotowanie wywaru był bardzo często niebezpieczne w skutkach i często lepiej było trzymać eliksir zbyt krótko nad ogniem niż doprowadzić do przegotowania. Chłopak z ulgą zauważył, że ich wywar przybiera właściwą dla tego etapu barwę. Spojrzał na stojącą obok klepsydrę i z ulgą zauważył, że czas bulgotania upłynął i nie byli świadkiem żadnej eksplozji. -Cholera! - Syknął pod nosem. Sprawdzając zawartość kociołka odwrócił swoją uwagę od przygotowywanej nalewki i dodał zbyt dużo oleju. -Wybacz, szybko przygotuję nową porcję. - Zależało mu bardzo na idealnym dobraniu składników i proporcji. Nie mógł sobie pozwolić na otrzymanie złej oceny i wiedział, że dziewczynie też bardzo zależy na tym, aby eliksir wyszedł perfekcyjnie. Zabrał się więc ponownie do odmierzania składników i tworzenia nalewki. -Dwadzieścia osiem co do minuty. - Potwierdził jej słowa. Na historyjkę o jej koleżance zaśmiał się lekko. - No tego błędu popełniać raczej nie chcemy. - Miał na myśli obydwie konsekwencje. I wyskakującą z kociołka galaretę, i najgorszą z możliwych do otrzymania ocen.
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
Postukała palcami o drewnianą ławkę i przyglądała się jak Max szybko przygotowuje nową porcję oleju z liśćmi piołunu. Przyglądała się pociętym listkom i obserwowała proces rozkładania się w żółtawym płynie. - Podziwiam eliksirowarów. - szepnęła, choć wcale nie musiała zaniżać głosu. - Trzeba mieć perfekcyjną pamięć i chyba jakiś szósty zmysł i dobrze rozwiniętą intuicję. - gdy dodał wszystko do kociołka pozostało im czekać aż eliksir czuwania nabierze odpowiedniej konsystencji. Nie było żadnej mini eksplozji i to był bardzo dobry znak. Przeniosła wzrok na swój rękaw, na którym znalazła plamę od soku blekotu i chyba krwi salamandry. - W przepisie zapisane, by po osiemnastu minutach gotowania zamieszać trzy razy zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Potem zmniejszyć płomień i dokładnie siedem minut później eliksir powinien być gotowy. - posilała się podręcznikiem i czytała też na głos, aby mieli pewność, co w następnej kolejności należy wykonać. Według Bonnie nie popełnili żadnego błędu, wszak stabilizator "przyjął się" i w powietrzu nie unosił się żaden odór. - Myślę, że jak zaniesiemy profesor Sanford te eliksiry to poprawi nam ocenę. O ile nie będzie nas podejrzewać, że ktoś nam pomógł. - dopisała na swojej fiolce imię, nazwisko, rok nauki i dom, a zrobiła to bardzo malutkimi literkami, aby wszystko się zmieściło. Podniosła się na moment, aby nachylić się nad kociołkiem i sprawdzić zapach, jednak póki co było jeszcze za wcześnie. - Ciekawe czy eliksir będzie działać. - westchnęła i przyglądała się kociołkowi. Przedwcześnie czuła już dumę, że udało się im tak sprawnie wszystko przygotować i uwarzyć eliksir. To udane popołudnie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czekanie, gdy eliksir się już tylko gotował było zdecydowanie najnudniejszą częścią całego procesu. Wszystko znajdowało się już w kociołku i musieli jedynie pilnować, aby zamieszać wywar w odpowiednim momencie. -Przyznaję, że to nie jest łatwa sztuka.Oczywiście jeżeli chce się warzyć gotowe eliksiry. - Na jego twarzy zagościł sprytny uśmieszek. -Zupełnie inaczej wygląda to, gdy chcesz sama coś stworzyć. Wtedy praktycznie tylko zostaje Ci wiedza i intuicja. - Znajomość podstawowych zastosowań wszelakich roślin i składników była bardzo ważna, dlatego nie jeden amator eliksirów był również skupiony na poszerzaniu wiedzy z zielarstwa, czy nawet OPCM. Liczyła się jednak także wyobraźnia i po części odwaga. W końcu, aby opracować idealny przepis, często trzeba było przejść najpierw przez serię porażek i podejmować ryzyko w mieszaniu niektórych elementów. -Mam nadzieję, że nie będzie widziała w tym problemu. Chętnie bym sam sprawdził, czy działa, ale muszę się wysypiać żeby być w formie do meczu z krukonami. - Max był na tyle pewny ich tworu, że nie wahałby się sprawdzić na sobie, czy eliksir działa. Jednak nie mógł pozwolić sobie teraz na nieprzespane noce, czy ewentualne efekty uboczne. Nadchodzący mecz był dla ślizgonów dość ważny i chciał się do niego przygotować jak najlepiej. Pomimo, że nawet nie wiedział, czy zagra. -Oho, już czas na ostatni etap! - Wskazał na klepsydrę, która właśnie odmierzyła osiemnaście minut. Zamieszał eliksir zgodnie z instrukcją, a dziewczyna zmniejszyła płomień. W czasie, gdy mikstura gotowała się nad małym płomieniem, Max zaczął powoli sprzątać stanowisko pracy.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Bonnie Webber
Rok Nauki : II
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : chrypka, lekki amerykański akcent, szare oczy, długie włosy sięgające do bioder często związywane
- Tworzenie nieznanych wywarów to chyba już wyszła szkoła magiczna i dobrze rozwinięty szósty zmysł. - mruknęła ledwie otwierając usta, bowiem zajęła się przez moment próbą wyczyszczenia plamy z rękawa. Pomagała sobie różdżką i drobnym zaklęciem, ale niestety wypaliła sobie dziurę w swetrze. Zawstydzona szybko naciągnęła go na dłoń i przeciągnęła do wewnętrznej strony, by zacisnąć na tym palce. Podniosła głowę na Maxa, który też chyba nie był zwolennikiem czekania na uwarzenie się eliksiru. Lubiła widzieć efekty już i natychmiast, a to zdradzało, że czasami jej cierpliwość potrafiła się wyczerpać. - Och, byłoby źle, gdybyś stracił zdolność snu. Bo ten eliksir to jest jak takie potrójne espresso. Bardzo łatwo się uzależnić. Jestem ciekawa ile można ich kupić za jednym razem w aptece. - myślała na głos i dzięki temu czas minął nieco szybciej. Raz po raz doglądali kociołka i w końcu uciekająca stamtąd para nabrała odpowiedniego aromatu. Odetchnęła z ogromną ulgą i nawet wstała, nie mogąc się doczekać upływu następnych siedmiu minut. - Mhm, zaraz będzie gotowe. Dasz mi znać jaką ocenę dostałeś? - zapytała, wszak nauczycielka nie będzie wiedziała, że eliksir pochodzi z tego samego kociołka i okresu warzenia. Gdy Max zaczął już sprzątać to zreflektowała się i zaczęła robić to samo. Wyczyściła deskę do krojenia, nożyk i go od razu zabezpieczyła. Odebrała od chłopaka swój moździerz i wpakowała go do przegródki w plecaku. Znaleźli się oboje przy kociołku, gdy po upływie czasu mogli zgasić płomień. - Och, chyba się udało. Czujesz zapach blekotu? Twoja sztuczka sprawdziła się. - pochwaliła go i poczerwieniała, gdy zdała sobie sprawę, że go niejako skomplementowała. Przysunęła w jego kierunku obie fiolki, by uczynił ostatnią powinność. Warzenie eliksiru można uznać za zakończony. Nie pomyślała tylko, aby poczekać jeszcze chwilę aż wywar ostygnie. Pozostaje mieć nadzieję, że Max zwróci na to uwagę nim fiolki pękną pod wpływem temperatury, jeśli faktycznie od razu wleją do środka gotowy eliksir.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Solberg marzył o tym, aby kiedyś osiągnąć ten poziom zaawansowania w eliksirach i stworzyć coś swojego. Na to jednak był jeszcze zbyt mało doświadczony. Jednak nie siedział bezczynnie i do każdego warzonego wywaru próbował dodać coś od siebie. A, że raz wychodziło, a innym razem kończyło się to tragicznie, to już inna historia.Zaśmiał się na jej porównanie. -Myślę, że aptekarze są uważni z tym, ile dają tego eliksiru i komu. Chociaż nie zaprzeczysz, taki strzał energii się czasem przydaje. - Również zauważył unoszącą się z kociołka parę i poczuł delikatną woń blekotu. Czyli jednak wszystko poszło gładko. -No pewnie. Jak tylko Sanford wyda wyrok, dam Ci znać. I liczę na to samo z Twojej strony. - Puścił dziewczynie zalotnie oczko. -Uffff, czyli jednak się udało. - Teatralnie udał ulgę. Nie podejrzewał co prawda, że sztuczka może nie zadziałać, ale zawsze był przygotowany na każdą ewentualność. Po bałaganie na blacie nie było już śladu. Wszystkie składniki i przyrządy leżały bezpiecznie w torbie. Zgasili płomień pod kociołkiem i odczekali aż eliksir wystygnie. Następnie delikatnie przelali miksturę do przygotowanych wcześniej przez Bonnie fiolek uważając, aby nie rozlać eliksiru. Gdy wszystko było już zrobione, Max szybkim ruchem różdżki wyczyścił kociołek i wziął go z blatu. -Dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że Sanford doceni nasze wysiłki. - Ruszyli do wyjścia sali. Max przepuścił puchonkę w drzwiach i oglądając się ostatni raz przez ramię, aby sprawdzić, czy na pewno niczego nie zostawił, zamknął za sobą klasę. -No, to do zobaczenia. - Pożegnali się i każde udało się w swoją stronę.
/zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Auredio - syknął Darren, machając różdżką. Powietrze wokół niego świsnęło i momentalnie ucichło. Zamierzony cel zaklęcia - czyli bariera ze zdolnego do pocięcia przeciwników wiatru mogącego odbić nawet zaklęcia - oczywiście nie został osiągnięty, chyba że za sukces uznamy hałas spowodowany przewróceniem kilku krzeseł, co dla Shawa oczywiście w grę nie wchodziło. Chłopak syknął pod nosem i podszedł do porozrzucanych mebli, po czym postawił je na z powrotem i podsunął dalej pod ścianę, robiąc sobie nieco więcej miejsca pośrodku sali i powodując kolejny zgrzyt, gdy ławki przesuwały się po podłodze. Fatalnie - pomyślał, jeszcze raz machając różdżką i wypowiadając inkantację. Tym razem wiatr przypominał bardziej wiosenny zefirek, zdolny raczej do odbicia spadających kwiatów jabłoni, a nie Drętwoty. Gorzej niż poprzednio. Darren wrócił do ustawionego w najdalszym kąciku stolika, gdzie rozłożony był podręcznik z nieco bardziej zaawansowanymi zaklęciami - w tym Auredio, które poznać chciał właśnie Darren. Zaczął studiować - jeszcze raz - cały proces, poczynając oczywiście od poprawnej wymowy i odpowiednich ruchów różdżką.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Naprawdę dłużyły jej się teraz dni, gdy nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca w zamku. Postanowiła zatem zajrzeć do jednej ze swoich ulubionych pustych klas, aby móc przećwiczyć kilka z dobrze znanych jej zaklęć. Chociaż niewykluczone, że ostatnimi czasy nieco bardziej kusiło ją sięganie po coraz to bardziej zaawansowane techniki. Jednak tuż pod drzwiami usłyszała już czyjś głos, wypowiadający inkantację. Tknięta ciekawością, uchyliła drzwi i oparła się o ich framugę, obserwując starania młodego czarodzieja z domu Kruka. W tej chwili prawdopodobnie zachowywała się nieco jak Voralberg. Creep od zaklęć, stojący w wejściu do sali i patrzący na to, co tam się w środku odwala. Brakowało jej tylko wymownego papieroska i kubka z kawą. Tak jak się tego spodziewała efekty były raczej mierne. Westchnęła ciężko, czym zapewne zdradziła swoją obecność studentowi i weszła do głębi pomieszczenia, nie przejmując się zbytnio takimi szczegółami jak najprostsze w świecie przywitanie. Musiała od razu przejść do konkretów bez zbędnego owijania w bawełnę. - Źle wymawiasz inkantację - stwierdziła od razu. - To Aerudio. AE potem RU. Pewnie brzmiała teraz jak wywyższający się snob, ale kto by na to zwracał uwagę? Bardziej skupiała się na tym, żeby dać ósmorocznemu jak najlepsze wskazówki odnośnie zaklęcia, którego naukę próbował właśnie uskuteczniać. Sięgnęła przy tym po własną różdżkę, która już po upływie ułamka sekundy zaczęła się wygodnie układać w jej dłoni. - Wyraźna wymowa, dokładny ruch nadgarstkiem... - instruowała dalej po czym samej wykonała wymienione przez siebie czynności. - Aerudio! Tyle dobrego, że klasa była dosyć przestronna, bo powietrze wokół Strauss zawyło przeraźliwie wprawione w ruch jej zaklęciem po czym zaczęło wirować wokół niej z ogromną prędkością, która byłaby w stanie odbić rzucane w jej kierunku zaklęcia. Zakończyła jednak efekt czaru dosyć szybko po czym spojrzała na Darrena. - Spróbuj teraz, zobaczymy jak ci pójdzie - rzuciła w jego kierunku, czekając na jego reakcję.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Do zajętej przez Darrena klasy weszła Violetta Straus - chodząca do klasy niżej Krukonka, znana głównie z powodu jej raczej niecodziennych zachowań. Shaw zamieniał z nią okazjonalnie kilka słów, głównie na temat zaklęć czy obrony przed czarną magią - nie mógł ukryć, że znała się na rzeczy - jednak nigdy nie zawiązali bliższej znajomości. Nie zmieniało to faktu, że była barwną postacią - a kilka punktów mniej czy więcej w klasyfikacji domów niewiele go obchodziło, w Hogwarcie był po to by szlifować własne zdolności, nie pakować kryształki do jednej z czterech klepsydr. Gdy dziewczyna poinformowała go o błędnej wymowie, Krukon pacnął się w czoło - a że trzymał w tej dłoni różdżkę, to prawie skończył z kawałkiem drewna w nosie. - Jasne, dzięki - powiedział, pocierając nozdrza dłonią i stając z powrotem pośrodku klasy, w bezpiecznej odległości od Violi, która przed chwilą pokazała idealne użycie zaklęcia, a sam Shaw nie wiedział czy nie było jeszcze może trochę aktywne - a nie chciał skończyć jeszcze z poharatanymi szatami. - Aerudio - powiedział, machając różdżką. Efekt był widocznie praktycznie od ręki - powietrze wokół niego zaświstało głośniej i zawirowało szybciej. Zaklęcie wciąż nie działało idealnie, jednakże postęp był i tak znaczący. Powtórzył całą sekwencję jeszcze kilka razy, po czym osunął się na jedno z krzeseł i uśmiechnął do Violi. - Dzięki - rzekł, kładąc ostrożnie różdżkę na jeden ze stolików. Mimo wszystko wolał żyć w zgodzie z narzędziem mającym w sobie włos centaura - I serwus, tak w ogóle - dodał jeszcze, sięgając po podręcznik i szukając innych wskazówek co do Aerudio lub kolejnego zaklęcia, którego podstawy mógłby opanować.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wcześniej w sumie nie mieli jakiejś wielkiej przyjemności do tego, by zamienić z sobą więcej niż kilka słów. Po prostu mogli się obracać w nieco innych kręgach pomimo przynależności do jednego domu. Szczerze powiedziawszy była raczej świadoma tego, że spora część uczniów mimo wszystko może ją kojarzyć z tego czy owego: a to mecze Quidditcha, a to ploty o tym, co się ostatnio w zamku odpierdoliło i jaki to kto dostał szlaban. Mimo wszystko jednak nie nazwałaby się jakąś barwną postacią. Obserwowała poczynania Darrena, gdy ten tylko przyjął jej radę do siebie i postanowił jeszcze raz wykonać odpowiednie zaklęcie, które tym razem przyniosło o wiele lepszy efekt. Może i nie jakiś przesadnie udany, ale na pewno o wiele lepszy. Najwyraźniej Shaw musiał popracować nad czymś jeszcze niż jedynie samą wymową. - Nie ma za co - odpowiedziała po czym rozejrzała się po sali. Niby mieli dosyć sporo przestrzeni, ale nie pogardziłaby, gdyby jednak mieli dla siebie nieco więcej miejsca, bo właśnie do głowy przyszedł jej całkiem dobry pomysł. Wykonała jeszcze jeden ruch różdżką, posyłając pod ściany pomieszczenia wszelkie zbędne ławki i krzesła przy pomocy niewerbalnego Depulso w którymś momencie wspomogła się także Locomotorem, by poustawiać wszystko tak jak to planowała. - Wymowa to nie wszystko. Musisz się bardziej skupić na tym, co robisz i jaki efekt chcesz osiągnąć - stwierdziła po czym stanęła naprzeciw chłopaka, obracając swoją różdżkę w palcach. - Spróbuj jeszcze raz. Potem możemy to przetestować w praktyce. Rzucę w twoim kierunku jakąś Drętwotę, żeby sprawdzić czy uda ci się ją odbić. Może być? Jak dla niej była to całkiem rozsądna propozycja, ale zrozumiałaby jeśli Darren nie chciałby jej pomocy... albo przynajmniej odmówiłby zostania celem jej zaklęć, bo chyba to właśnie z tym mógłby mieć największy problem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw wzruszył ramionami. Drętwota nie należała do najprzyjemniejszych zaklęć, jednak jeśli chciał choć w części pójść w ślady tradycyjnych zawodów jego rodziny, to nie mógł obawiać się oberwania takim urokiem, szczególnie jeśli miał obcować na co dzień z różnymi klątwami. - Nie ma sprawy - powiedział, wyciągając różdżkę i stając na środku. Skupił się krótką chwilę - było to w końcu zaklęcie defensywne, nie mógł pozwalać sobie na długie medytacje nad wyżami, niżami i zmianami ciśnienia w środku walki - po czym podniósł różdżkę i powiedział - Aerudio. Powietrze dookoła niego zaświszczało o wiele żywiej - i groźniej - niż wcześniej. Dla bezpieczeństwa nie wyciągał ręki przed siebie, ostatnie czego mu teraz brakowało to pocięta łapa i wizyta w skrzydle szpitalnym. - No dobra. Czekam - powiedział spokojnym tonem, strzepując nieco rękawy i rozluźniając mięśnie. Chociaż być może było to niepotrzebne. W końcu jeśli czar mu nie wyjdzie, dzięki Drętwocie będzie i tak "spięty" ponownie. Uśmiechnął się pod nosem z własnego żartu, nie wierząc że mógł wymyślić coś tak nieśmiesznego, po czym podniósł różdżkę i wypowiedział inkantację ponownie, oczekując trafienia Drętwoty w jego klatkę piersiową.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jeśli spytałoby się Strauss o zdanie to zapewne odpowiedziałaby, że Drętwota była w jej mniemaniu jednym z najmniej nieprzyjemnych zaklęć, którymi mogłaby potraktować chłopaka. Jednocześnie jednak była na tyle skuteczna, by zachęcać do jak największego zaangażowania w naukę, by przypadkiem nie oberwać w czasie owej nauki. Musiała przyznać, że teraz szło mu o wiele lepiej. Jak widać był bardzo pojętnym uczniem i potrzebował jedynie kilku drobnych wskazówek, by poprawić swój magiczny występ. Przyglądała się temu jak wokół Darrena wytwarza się coraz bardziej porywisty wiatr, który przynajmniej w teorii miałby go osłonić przed gradem wrogich zaklęć. I może nawet uda mu się tego dokonać przy pierwszej próbie jeśli tylko się nie da rozproszyć. Skinęła głową, gdy tylko Shaw dał jej znak, że jest gotowym by przystąpić do ich małej próby sił. Przyjrzała mu się uważnie i powoli, dając mu chwilę na reakcję, uniosła różdżkę, by rzucić w werbalny sposób wybrane zaklęcie. - Drętwota! - wypowiedziała, atakując tym samym Krukona i mając nadzieję na to, że zdąży on w porę rzucić odpowiednie zaklęcie. W zasadzie dla niej to również był odpowiedni trening, w którym mogła przećwiczyć dostosowanie włożonej w zaklęcia mocy wedle własnej woli, bo w końcu nie chciała uderzyć w studenta zbyt silnym czarem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Aerudio! - głośniejszym tonem powiedział Krukon, machając różdżką przywołując wichry mające chronić go przed nadchodzącą Dretwotą. Darren przygotował się na uderzenie zaklęcia... które jednak nie nadeszło. Promień czerwonego światła uderzył w powietrzną barierę, po czym wygiął się, lecąc łukiem dookoła Shawa i przy okazji się rozpraszając, zanikając mniej więcej w połowie drogi dookoła chłopaka. Co prawda młody mężczyzna widział, iż nie należało ono do zaklęć najsilniejszych - za co mógł być Violetcie jedynie wdzięczny, mogła przecież użyć pełnej mocy, potencjalnie przebić barierę i go trafić - jednak tak czy siak, Aerudio, zaklęcie w końcu nienajłatwiejsze, zadziałało bez zarzutu. Krukon westchnął z ulgą i usiadł na jednym z odstawionych dalej krzeseł. Sięgnął do swojej torby i wyciągnął z niej dwie czekoladowe żaby z limitowanej edycji - mianowicie w środku gwarantowana była karta z zawodnikiem quidditcha. - Może tym razem trafię Plumptona - powiedział, rzucając jedną z żab Violi i otwierając drugą, po czym westchnął rozczarowany gdy zauważył, że w środku nie czekała na niego karta starego szukającego Tajfunów z Tutshill, tylko trzeci w jego kolekcji Wronsky. Zrezygnowany, odgryzł żabie lewą, tylną łapę i, przełykając słodką masę, rzekł do Krukonki: - Nie wiedziałem, że jesteś taka dobra z zaklęć. Zadziwiła go łatwość z jaką dziewczynie przychodziła nauka innych. Na pewno wymagało to nie tylko dobrego opanowania materiału, ale też tego czegoś, co powinien posiadać każdy pedagog, a mianowicie umiejętność przekazywania wiedzy. Shaw wepchnął resztę żaby do ust, po czym chrząknął i stanął z powrotem na środku klasy, wywijając różdżką kilka młyńców. Niezadowolony rdzeń z włosa centaura wypuścił kilka różnokolorowych iskier, ale ustał gdy Darren zamarł w bezruchu, celując kawałkiem jesionu w bliżej nieokreślony punkt. - Jeszcze raz, proszę - powiedział do Violi. W jego zwykle nieodzwierciedlających emocji oczach błysnął płomyczek, pojawiający się tam tylko wtedy gdy chłopak miał zamiar zrobić coś, co niosło ze sobą konsekwencję oberwania klątwą - I nie krępuj się tym razem - dodał, wiedząc że zarówno siła włożona przez pannę Strauss, jak i sama Drętwota, nie należały do najsilniejszych z jakimi może przyjść mu się zetknąć.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Tym razem z pewnością poszło mu o wiele lepiej o czym świadczył chociażby fakt, że użyta przez nią Drętwota faktycznie odbiła się od powierzchni Aerudio i cofnęła się w jej kierunku. Już nawet chciała użyć Excluditur, ale nim zdołała to zrobić zaklęcie po prostu rozpadło się na jej oczach. Wyglądało na to, że faktycznie nie włożyła aż takiej mocy i dzięki temu Darrenowi mogło być o wiele łatwiej odparować ten atak. Złapała rzuconą jej czekoladową żabę i przyjrzała się przez chwilę opakowaniu po czym z satysfakcją dostrzegła, że pochodziła ona z quidditchowej wersji. Nieźle. Przynajmniej tym razem będzie miała faktycznie pewność co do tego, że faktycznie wypadnie jej osoba związana z tym sportem. - Nigdy nie masz tego na co masz nadzieję - odparła, bo to była prawda. Zawsze trafiało się na coś mało interesującego, gdy modliło się do Merlina, by tym razem na karcie pojawił się ulubiony czarodziej. Sama rozpakowała słodycz i chwyciła żabę nim ta zdołała uciec tylko po to, by odgryźć jej głowę. Z niewiadomych przyczyn zwykle zaczynała od tego. Trochę jak mugole odgryzający głowy żelowym miśkom. Dopiero wtedy spojrzała na to, co jej się trafiło. - O, zajebiście. Wadcock! Co prawda nie polowała na kartę z ową ścigającą, ale nie było tak źle. Dopiero później poświęciła się konsumowaniu w dalszym ciągu czekolady, która rozkosznie rozpływała się na języku. - Jestem człowiekiem wielu talentów, Shaw - rzuciła nieco żartobliwie, dokańczając swoją żabę. Nie sądziła, by nadawała się na stanowisko nauczycielskie. Może i potrafiła opanować bez problemu kolejne tematy i zagadnienia, ale raczej nie nadawałaby się do wykładania ich innym. Tym bardziej jeśli byliby dosyć mało pojętnymi uczniami. Zapewne nie miałaby do nich wystarczającej cierpliwości lub nie potrafiłaby prościej wytłumaczyć rzeczy, które dla niej były oczywistością. - To może następnym razem uderzę czymś innym niż Drętwotą? - zaproponowała zanim stanęła w końcu przed Darrenem z wyciągniętą różdżką. Nie zamierzała się powstrzymywać, ale nie chciała też wkładać w to całej swojej mocy. Po prostu wycelowała w Krukona swoim magicznym kijkiem i posłała w jego kierunku całkiem solidną, ale nieprzekozaczoną Drętwotę. Zobaczymy jak pójdzie mu tym razem.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Mając usta wypełnione czekoladą, Darren już miał wyburkać pytanie w stylu "Hej, nie wiedziałem też że lubisz quidditch!", ale ostatecznie ugryzł się w pokryty kakaową masą język, gdyż było to zapytanie fundamentalnie głupie. Mógł się przecież domyślić że zawodniczka drużyny Ravenclawu zapewne miała jakieś preferencje co do ulubionej drużyny. Nawet jeśli to nie Tajfuny. Na wspomnienie o wielu talentach, Shaw uśmiechnął się pod nosem. Sam był raczej monotematycznym czarodziejem - same zaklęcia i transmutacja nie stanowiły szerokiego pola specjalizacji, nawet jeśli teoretycznie, same w sobie, były jednymi z najobszerniejszych części nauk magicznych. Co prawda znał się na lataniu na miotle, jednak jedynie amatorsko, na tyle by móc pośmigać po lesie przy Exham Priory starym Zmiataczem jego ojca. Oczywiście w Hogwarcie uczył się wszystkiego - od eliksirów po historię magii - jednak nie przywiązywał do tych dziedzin takiej wagi, jak do dwóch wymienionych wyżej. Violetta zaoferowała się strzelić w Krukona nieco silniejszym zaklęciem. Chłopak był na to oczywiście przygotowany, nawet jeśli nieco zbity z tropu . - O to... mi chodziło - powiedział, wyciągając różdżkę i przygotowując się do wypowiedzenia - Aerudio! - gdy tylko Strauss postanowi go zaatakować.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
To raczej było oczywiste, że interesowała się Quidditchem. Inaczej w ogóle by nie grała. Chociaż szczerze powiedziawszy pomimo tego nie miała jednej, ulubionej drużyny. Ciężko było jej się na to zdecydować, bo każda miała naprawdę wyjątkowych zawodników. Poza tym... lubiła oglądać mecze dla samego sportu, a nie po to, by kibicować jednemu konkretnemu zespołowi. Może i przesadzała nieco z tym człowiek wielu talentów, ale z pewnością była kimś więcej niż tylko tą szurniętą laską, która wiecznie lata za kaflem. Oprócz tego mogła się odnajdywać też w innych rzeczach, mieć inne pasje, a szczerze powiedziawszy lubiła też po prostu próbować nowych rzeczy. Dlatego też często można było ją spotkać na wszelkich możliwych zajęciach jakie tylko się odbywały w Hogwarcie. To wcale nie tak, że planowała jakoś dziko sponiewierać Darrena! Po prostu pomyślała, że skoro już sobie i tak razem ćwiczą to równie dobrze może również spróbować opanować jakieś zaklęcie. Tym bardziej, że jakiś czas temu czytała o nim, ale jakoś nie miała zbytnio okazji do tego, by je gdzieś lub na kimś przećwiczyć. A skoro teraz nadawała się ku temu okazja? I tym bardziej jeśli Shaw nie miał nic przeciwko. Dlatego też przygotowała się do tego, by rzucić nowe zaklęcie w kierunku Krukona. Skupiła się na jego postaci i uważnie, dbając o to, by niczego nie pomylić wypowiedziała nową inkantację, wycelowując różdżkę w postać swojego przeciwnika. - Atrapoplectus! - wypowiedziała i choć się starała to oczywiście pierwsza próba rzucenia nowego zaklęcia nie była zbyt spektakularna i Darren zapewne nie miał większych problemów, by je zablokować. No, ale chociaż świetlista wiązka światła pognała w jego kierunku, a to już był sukces.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Atrapo... co?! - pomyślał Darren zanim wręcz odruchowo podniósł różdżkę i krzyknął nieco głośniej niż by chciał: - Aerudio! Wiatr był o wiele bardziej porywistszy niż przy poprzednich próbach, a i zaklęcie Violetty - choć wysokopoziomowe - nie zostało rzucone z wprawą weterana. Shaw nie oszukiwał się jednak, gdyby promień światła dotarł do niego, zapewne czekałby go porządny szok. He, szok. Na szczęście trening defensywnego czaru nie poszedł zupełnie na marne - kolejne zaklęcie odbiło się od bariery i rozproszyło z cichym trzaskiem i świstem. Tym razem jednak wicher wiał jeszcze przez chwilę a gdy ustał, to na podłodze dookoła Shawa zauważyć można było parę rys spowodowanych wiejącym dookoła, zdolnym pociąć skórę powietrzem. - Atrapoplectus? - zapytał, opuszczając różdżkę i przypominając sobie wszystko co czytał o tym zaklęciu. Zaawansowany czar ofensywny, powodujący porażenie przeciwnika elektrycznością - klątwa na pewno znajdująca się obecnie poza zasięgiem Krukona - Nie wiedziałem, że... hmm... - zawahał się. Od początku spotkania z Violettą praktycznie cały czas jej nie doceniał. Zaczerwienił się nieco - ...cóż, mogłem się tego spodziewać - dodał, poprawiając zmierzwioną przez wiatr fryzurę. Podszedł do torby i wyciągnął stamtąd kanapkę z makrelą po walijsku, zwędzoną ze śniadaniowego stołu. Specjalny dzień, biorąc pod uwagę że zwykle ta potrawa nie pojawiała się na stole przez jej niewielką popularność wsród uczniów Hogwartu. - Emm... - zaczął powoli Darren, żując kawałek ryby w ustach - ...nie miałabyś nic przeciwko jeszcze paru takim sesjom? - spytał, rzucając w międzyczasie na podłogę Reparo, usuwając rysy spowodowane jego zaklęciem.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Czyżby go nieco zaskoczyła? No cóż jakoś nie planowała zbytnio wyżywania się na nim nowymi zaklęciami, ale skoro nadarzyła się ku temu okazja? Chociaż w zasadzie było to raczej przećwiczenie nowych i niezwykle przydatnych rzeczy. Z zadowoleniem zauważyła również, że Darren radził sobie teraz o wiele lepiej i nawet po jego zaklęciu pozostał ślad na klasowych deskach. Wyglądało na to, że całkiem nieźle im poszło to przećwiczonko zaklęć. Może faktycznie jakaś większa współpraca nie była aż takim kiepskim pomysłem? No, ale to już są przemyślenia na nieco późniejszą porę. Skinęła jedynie głową, gdy chłopak chciał się niejako upewnić jakiego zaklęcia właśnie użyła. Owszem nie należało do najłatwiejszych, ale przecież po coś czytywała nocami podręczniki zaklęć dla coraz to bardziej zaawansowanych. Po tym dokładnie mogła stwierdzić jaki dokładnie zrobiła progres od samego początku roku szkolnego. - Uznam to za komplement - stwierdziła jeszcze, uśmiechając się na komentarz chłopaka i widząc, że ten zrezygnował już z dalszych prób wyciągnęła różdżkę w kierunku porozstawianych stolików i krzeseł, aby ponownie przy użyciu niewerbalnego Locomotor rozstawić je w odpowiednim miejscu, dbając o to, by pomimo dosyć szybkich ruchów różdżką zachować również ich precyzję. Nawet przy tak prostym zaklęciu mogła zawsze coś poćwiczyć. - Jasne, nie ma sprawy. Możemy się potem znów spotkać w którejś sal i coś przećwiczyć. Może następnym razem pomożesz mi w opanowaniu nowego zaklęcia - powiedziała, przyjmując niejako jego propozycję. Ich dzisiejsza sesja może i dobiegła końca, ale nim finalnie się rozeszli to udało im się również ustalić termin ewentualnych przyszłych ćwiczeń, które z pewnością mogą się okazać równie pomocne jak minione.
z|t x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy usłyszał, że Dom Staruszków w Dolinie Godryka potrzebuje eliksirów dla swoich rezydentów wątpliwej młodości, od razu uznał, że to zadanie dla niego. W końcu jego miłość do warzenia mogła się na coś przydać. Uznał też, że weselej będzie podjąć się tego zadania z kimś, a przy okazji druga osoba będzie mogła pilnować Felixa, żeby nie przekombinował za bardzo. Dlatego też, odezwał się do pierwszego staruszka, jaki przyszedł mu na myśl. Tym razem nie był to jednak Wespucci, a jego gryfoński imiennik, @Maximilian Brewer. Udało im się znaleźć jakąś pustą, spokojną klasę, aby w spokoju mogli się zabrać do pracy. Solberg przyszedł na miejsce chwilę wcześniej, jak to miał w zwyczaju, gdy w grę wchodziły eliksiry. Czekając na Brewera zaczął przygotowywać im stanowisko do pracy. Mieli w planach przygotować eliksir Wiggenowy. Jest to wywar, który niewątpliwie przydaje się podczas leczenia w takich miejscach. Solberg przyniósł kociołek i potrzebne im składniki, które właśnie zaczął wykładać, gdy do sali wszedł Max.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Tegoroczne obchody Wiosennych Dni Seniora nie mogły zostać przeze mnie przegapione. W końcu widywałem wszystkich tych podopiecznych praktycznie z okna. Spacerowali żwawo uliczkami Doliny, mówili zawsze „dzień dobry”. Żal byłoby nie przysłużyć im się w jakiś sposób. Co prawda, sterta rupieci, którą dostarczono nam do pracowni klubowej, wyglądała dość nieobiecująco, ale cóż to było dla grupy zdolnych, młodych ludzi, nieprawdaż? Zakasałem rękawy i wybrałem się na ochotnika chyba do najbardziej żmudnej części całego tego przedsięwzięcia, a mianowicie do całej sterty sztućców, które przeszły przez dłonie jakiegoś transmutacyjnego żartownisia. Uznałem tak od razu, gdyż nie sądziłem, aby ktokolwiek był zdolny do takiego powyginania ich (jakby to był makaron do spaghetti), dorobienia dodatkowego ząbka, bądź sprawienia, że łyżka tak naprawdę jest widelcem i cała zupa przez nią przelatuje. Z tym ostatnim poradziłem sobie dość łatwo, bo wystarczyło zwyczajne „finite”. Niestety nad prostowaniem spędziłem naprawdę sporo czasu, nic już nie mówiąc o pozbywaniu się niektórych… zaraz czy to było prawdziwe futro? Nie chciało opuścić tego jednego posrebrzanego noża, ewidentnie niepasującego do całej tej kolekcji. Może to element prywatnej kolekcji pani Alexopoulas? To bardzo możliwe, bo pewien byłem, że Dina raz czy dwa wspomniała na spotkaniu prefektów o tym, iż kobieta ta pracuje w aptece „Pod tymiankiem” i jest fanką jakichś szalonych eksperymentów z kociołkami, eliksirami i przedmiotami nadającymi się do domowego użytku. Miałem szczerą nadzieję, że te potransmutowane przedmioty tak naprawdę nie są jedynie serią nieudanych eksperymentów, które pani Alexopoulas przeprowadzała w zaciszu własnego domu. Okej, zdaje się, że zaczęła mnie ponosić fantazja. Co jednak powinienem sobie myśleć, gdy znajdowałem wśród noży i widelców jakieś miniaturowe widły (tak, takie z czerwonym ostrzem, niby diabelskie!), zamienione w gumę, a nawet takie, które przy lżejszym dotyku były nawet stabilne, ale ostatecznie kruszyły się w palcach jak wosk. Podjąwszy się nawet niewielkiego eksperymentu, stopiłem kawałek takiej łyżki nie bez pewnego ognistego lęku, aby przekonać się, że wokół nas rozszedł się miły zapach magnolii. Dziwne. Kiedy niosłem skompletowany i całkowicie odczarowany zestaw na wyznaczone do tego miejsce, prawie potknąłem się o odczarowywane przez mojego kolegę z klasy wrzeszczące krzesło. Na rany Merlina, nie macie nawet pojęcia jak trudno było się skupić przy czymś takim. Byłem pełen podziwu jak sobie z nim radzi, chociaż zdecydowanie bardziej doceniałem jego cierpliwość, aniżeli skuteczność. Kiedy przechodziłem obok, krzesło niespodziewanie ugryzło mnie w udo. Zaskoczony upuściłem pojemnik ze sztućcami, który pękł na dnie i jak najszybciej usunąłem się od atakującego ludzi mebla. Po krótkiej rozmowie z kolegą postanowiłem mu pomóc. Zanim się zorientowaliśmy, wszyscy wyszli już z sali, uporawszy się ze swoimi przydziałami. Na szczęście, nam ostatecznie także udało się ukończyć zadanie i dzięki nam Wiosenne Dni Seniora z pewnością będą mogły korzystać z pełnego kompletu krzeseł dla gości na prywatce!
Nie była orłem z transmutacji, to nie był żaden sekret. Zasadniczo należałoby zauważyć, że z żadnego przedmiotu poza eliksirami orłem nie była, bo Dina harlow niestety nie urodziła się najmądrzejszą gąską w stadzie, jednakowoż nadrabiała urokliwym jak rozwolnienie z rana charakterem. Nad wszystkim jednakże można pracować, prawda? Nawet najgorszy i najmniej sympatyczny ślizgom, kiedy przykłada się do charytatywnej sprawy, może choć przez chwilę pogrzać się w światłach blichtru opisanych metką “Dobry Samarytanin”. Przeszła się do składziku, w którym leżały przywiezione z domu spokojnej starości sprzęty, niektóre w niezwykle kuriozalnych formach i najdziwniejszych kształtach, ujadające podnóżki transmutowane w niedorobione piski, krzywe szafki, które wypluwały wszystko co się do nich włożyło, poduszki kąsające w pupę każdego, kto próbował na nich usiąść (aż tak straumatyzowało je służenie starszym ludziom?!), nie umiała się nadziwić, bo ten zestaw cudowności był jak najbardziej dziwaczna wystawa magicznych niewypałów jaką można by oglądać w jakimś muzeum panoptikum rzeczy dziwnych i kuriozów magicznych. Nawet na tym zarabiać! No ale do tego trzeba by mieć smykałkę do interesów, a opiekunka seniorów, pani Alexopulos, chyba bardziej była samarytanką dobrą niż bizneswoman - choć z drugiej strony uczniowie jako darmowa siła robocza to konkretna idea biznesowa z której strony by na to nie spojrzeć… Wyjęła swoją paskudną różdżkę i odchrząknęła znacząco, biorąc się wpierw za rzeczy drobne, ustawiła obrażalskie szklanki, które tłukły się kiedy ktoś próbował napełnić je płynem, a zbiegały w całość gdy ciecz całkiem się już rozlała i zaczęła powoli pracować nad transmutowaniem ich w prawidłowy sposób. Myślała wciąż o tym jaki był tytuł balu seniorów, chcąc nadać przedmiotom i naczyniom jakiegoś klimatu związanego z trytonami. Musiała podjąć się wielu prób by naprawić naczynia, a potem jeszcze większej ilości gorzkich, gorzkich porażek by nadać im ładnych, mieniących się holograficznie łusek, przypominających te na syrenich ogonach. Po szklankach przyszła kolej na kilka krzeseł rzuconych niedbale w kąt - część z nich była połamana i wymagała zwykłego reparo, inne symulowały uginanie się nóg, albo gubienie ich zupełnie na sam widok zbliżających się do nich pośladków. Prędko zdjęła psikusy-zaklęcia z tych przedmiotów i kolejną serią trudnych, ale potrzebnych zaklęć transmutacyjnych zaczęła pracować nad przywracaniem ich do stanu świetności. Nie miała odpowiedniej wiedzy, w połowie zajęcia musiała sięgnąć do przyniesionego w torbie podręcznika do transmutacji dla trzeciej klasy studenckiej, jednak finalnie z pewnym zadowoleniem zauważyła, że stylizowane na podwodne skarby meble zaczynają wyglądać bardzo pięknie. Ustawiła wszystkie przygotowane przez siebie meble w miejscu przeznaczonym na przeniesienie, zastanawiając się, czy będzie je nosił woźny Fawley czy może zamkowe skrzaty, zamknęła szklaneczki w bezpiecznych gablotkach i ogarnęła nieco pokój, by móc w nim znaleźć miejsce do dostania się do drzwi. Następni śmiałkowie mający zajmować się naprawami też przecież potrzebowali trochę miejsca, by móc rzucać zaklęcia!
zt
Virgil H. Turner
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : dysharmonia znamion; cienie zmęczenia osiadłe pod linią oczu; niesforne, kręcone włosy
Dlaczego? pytanie co rusz uderzało o czaszkę, z łoskotem, z powtarzalną wręcz desperacją niosło się niczym mantra. Dlaczego - najgorsze z pytań, pytanie osamotnione, pytanie - niezdolne do uzyskania racjonalności wyjaśnień. Dlaczego - pytał sam siebie po stokroć i zawsze odpowiadała mu pustka, przeraźliwa, drążąca, w swym fantomowym istnieniu kreślona od dawna klątwą. Czuł się fatalnie. Wszystko, zdołało zainicjować muśnięcie kamienia w kręgu; dłoń nieostrożnie przylgnęła targnięta nagłym przeczuciem. Wizje, ponownie zaczęły go prześladować - wracały, im głębiej starał się je pogrzebać im silniej skrywał je w zakamarkach umysłu, tym coraz częściej wracały. Ktoś umrze. Wiedział. Ktoś umrze. Ktoś bliski, ktoś z kim łączyły go więzy krwi. Myśl że urywek przyszłości może dotyczyć kogoś z jego rodzeństwa, natychmiast napełniała go zimnym i przenikliwym strachem; pod jego ciężarem omal się nie trząsł i nie zanosił od łez spływających słonymi szlakami po stromej powierzchni twarzy. Z czasem, musiał nauczyć się kontrolować uczucia, wypracować ogarniającą go obojętność aby nie ulec od przytłoczenia przez troski. To było trudne - to było cholernie trudne - lecz uciekając do samotności był w stanie wreszcie odetchnąć. Zaszył się w jednej nieużywanej klasie, czując woń kurzu który osiadał szarą posępną warstwą na poszczególnych przedmiotach. Otworzył okno; wieczór zaczął pogrążać w czerwieni niebo a obrzęknięta twarz słońca powoli zaczynała się skrywać za horyzontem. Odczuł pokusę aby nareszcie zapalić, zobojętniały, znużony miał absolutnie gdzieś istniejące ryzyko szlabanu, gdyby jedynie profesor, woźny czy inny pracownik szkoły zdołał zawitać w klasie. Drżącą nieznacznie dłonią zanurkował w kieszeni oraz z uśmiechem, plączącym się po obliczu wydobył paczkę magicznych papierosów. Wysuwał właśnie jednego, powoli, delektując się chwilą - nagle jednak zatrzymał się, słysząc, że najwyraźniej przestał być już samotny. Szlag.