To, że przychodził do niego z prośbą, że atakował go pytaniami, mimo wszystko zdaniem Maxa nie dawał profesorowi prawa do tego, żeby próbował go pocieszać, czy coś mu tłumaczyć. Chłopak należał do tych osób, które potrafiły bronić się w mało zrozumiały sposób, które uciekały, gdy coś nie szło po ich myśli i dokładnie tak było w tej chwili, gdy po prostu bronił się i przy okazji strzelał oczami dookoła nich. Chcąc się na czymś skupić, żeby przypadkiem czegoś nie rozpierdolić, Max sięgnął po jedną z bombek, niezbyt okazałą, o zdecydowanie głębokiej, czerwonej barwie, która nieodzownie kojarzyła się z ogniem. Było w niej coś przyciągającego, coś dziwne kuszącego, a jednocześnie irytującego, ale to pomagało mu nie koncentrować się na konieczności tłumaczenia swoich zachowań, na konieczności wyjaśnienia, dlaczego nie zwykł rozmawiać o swoim darze i z jakiego powodu nie znosił, kiedy inni próbowali przekonać go, że to było coś na swój sposób dobrego, pięknego albo stanowiło jego niezniszczalny element. Przez chwilę wpatrywał się w swoje zniekształcone odbicie, mając wrażenie, że w tym, co powiedział profesor, było coś bardzo ważnego. Wykorzystywane do wojen. Może to nie do końca było to, a może właśnie to był problem, jakiego Max próbował dotknąć, a jednocześnie nie był w stanie tego zrobić, nie do końca wiedząc, o co dokładnie chodziło. Zaraz jednak parsknął, gdy usłyszał kolejne słowa Atlasa, spoglądając na niego uważnie, a w jego ciemnych oczach czaiło się zrozumienie i jednocześnie zaciekawienie, jakiego nie zamierzał ukrywać, przed którym nie zamierzał się chronić. Wiedział, że żadna syrena nie będzie znajdowała się długo poza zbiornikiem wodnym, czekając na atak i właśnie z tego powodu cała ta sprawa była dla niego niesamowicie dziwna. - Rezerwat. I wiem, że to może być efekt tego, co się wydarzyło, ale sam pan zauważył, profesorze, że żadna syrena nie będzie leżała sobie na brzegu i czekała na atak. Ale gdyby to było to, co już się stało, to ta syrena byłaby martwa - zauważył, uśmiechając się gorzko do starszego mężczyzny, jakby miał ochotę wytknąć mu, że teraz to on zachowywał się nieco protekcjonalnie i niejako zarzucał mu kłamstwo dotyczące tego, że to, co widział, spełniało się tak, jak widział. Nie każdy jasnowidz odczytywał bzdurne wierszyki, nie każdy również musiał czytać ze wstęg, fusów i temu podobnych rzeczy. Max oglądał nieme filmy, piękne obrazy, które przeradzały się w coś strasznego i tylko raz, kiedy sam sprowokował jasnowidzenie, doświadczył prawdziwego chaosu i szału. Zastanawiając się nad pytaniami Atlasa, starając się przypomnieć sobie dokładnie obraz, jaki widział, ten ogon, który był zniszczony, Max ostatecznie zapisał swoje życzenie, pozwalając, by bombka uleciała gdzieś w górę, a następnie odetchnął, przyznając, że to, co widział, przypomina mocno wyblakły delikatny ogon. Najpewniej dawniej połyskliwie niebieski albo fioletowy, o żywej barwie, teraz wyglądający, jakby został zadrapany w wielu miejscach, otarty i spalony. Pokręcił zaraz lekko głową i westchnął cicho. - Może się na tym nie znam, ale to na pewno nie był tryton, to bym rozpoznał. Syreny się aż tak od siebie różnią? W sensie, w zależności od tego, gdzie żyją? Te w rezerwacie też mogą być różne? - zapytał jeszcze, mając świadomość, że obaj byli już znużeni tą rozmową, ale jednocześnie wiedział, że wie więcej, niż wcześniej, a jego obawy jedynie się pogłębiły. |