Mugole, niegdyś zamieszkujący te okolice twierdzili, że pomieszkiwała w niej niezwykle złośliwa wiedźma, podtruwająca ich krowy i przeklinająca dzieci, które później zapadały na nieuleczalne choroby. Teraz jest to jedynie niewinnie wyglądająca chata leżąca gdzieś na uboczu rezerwatu. Większość czarodziejów nie kwapi się zbytnio, aby do niej zaglądać, ale zdarzają się śmiałkowie, którzy nie mają przed tym zahamowań. Co z niej wynoszą? Cóż, nigdy jakoś nie chcą tego zdradzać.
Uwaga! Wchodzisz tu na własną odpowiedzialność! Kostki, które tu wyrzucisz mogą ci dać bardzo duży potencjał magiczny, niesamowite przedmioty itp. Jednak możesz też zachorować na nieznaną chorobę, poważnie się poranić lub stracić dużo pieniędzy. Zanim rzucisz kostką, upewnij się, że znasz zasady wynikające z rzutu.
Jeśli przekroczysz próg chaty, nie możesz wydobyć z siebie nawet słowa o tym, co znalazłeś w środku, więc Twoje opowieści o tym miejscu mogą co najwyżej ograniczyć się do tego, że udało Ci się ją zwiedzić.
1 i 2 - Wchodzisz do środka bez większego trudu, wszak drzwi wcale nie są zamknięte, a wewnątrz zastajesz stół zastawiony po brzegi eliksirami. Nie potrafiąc się powstrzymać, wybierasz jeden z nich.
Spoiler:
Dorzuć dodatkową kostkę numeryczną oraz jedną kostkę na eliksir: Jeśli wynik kości numerycznej jest większy niż 3, wypijasz na miejscu swój eliksir i musisz zastosować się do wywoływanego przez niego efektu. W innym wypadku możesz go zabrać ze sobą i wykorzystać w dowolnym momencie.
3 i 4 - Coś jest nie tak jak być powinno. Wchodzisz do środka i rozglądasz się. Na drewnianym, nadgryzionym wyraźnie przez ząb czasu stole, zauważysz stertę papierzysk pokrytych dziwacznymi symbolami. Na pewno nie są to runy, ale kiedy tak im się przyglądasz...
Spoiler:
Dorzuć dodatkową kostkę: Parzysta – spływa na Ciebie jakieś przedziwne oświecenie. Z chatki wychodzisz bogatszy o 2 kuferkowe punkty do wpisania w dowolnej umiejętności. Nieparzysta – doświadczasz bardzo dziwnego uczucia pustki. Klątwa podobna do Obliviate wymazuje Ci na stałe z pamięci wydarzenia z ostatniego prowadzonego przez Ciebie wątku.
5 i 6 - Wewnątrz czeka Cię niespodzianka...
Spoiler:
Dorzuć dodatkową kostkę: 1, 2 - chatka jest zupełnie pusta! Jacyś szabrownicy musieli Cię uprzedzić. Chcąc nie chcąc wrócisz do domu z pustymi rękoma. 3, 4 - nerwowo przetrząsasz wszystkie szuflady i kąty, chcąc znaleźć coś ciekawego. Kiedy unosisz brzeg materaca, ranisz się boleśnie i głęboko o wystający drewniany element przez całe wnętrze dłoni. Lepiej zajmij się tym zanim wda się zakażenie czy stracisz zbyt wiele krwi. W każdym razie, chatę opuszczasz z niczym. 5, 6 - na niewielkim, chybotliwym stoliku znajdujesz najprawdziwszą, niezwykle piękną magiczną marionetkę. Zrobiona jest z delikatnej porcelany, przez co jest niezwykle krucha i nieco popękana w paru miejscach, ale za 40 galeonów każdy dobry rzemieślnik będzie w stanie przywrócić jej pełną sprawność. Czy warto? Na to pytanie musisz odpowiedzieć sobie sam, ale jeśli nie będziesz chciał jej zatrzymać, zawsze możesz ją sprzedać za 200 galeonów handlarzom w Londynie czy Hogsmeade.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czuł się nieco dziwnie idąc na spotkanie z dzieciakiem, którego nie znał, a który miał niedługo zacząć naukę w Hogwarcie. Fakt, że doceniał jego pracę nieco mu schlebiał, choć sam obecnie przeżywał kryzys poczucia własnej wartości i tego, jak jego umiejętności w tej chwili wyglądają. Idąc przez Dolinę Godryka co innego jednak zajmowało jego myśli i było to coś, czego bez komentarza zostawić nie mógł. Nie chciał jednak rozpoczynać spotkania od wykładu, więc postanowił zostawić to na później. Jak zwykle miał ze sobą wielką torbę, w której przy pomocy zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego, które to praktykował wcześniej podczas pracy nad bransoletką, umieścił kociołek i milion innych rzeczy, które mogły im się dzisiaj przydać. -Oliver? Miło mi Cię poznać. - Przywitał się z nim sympatycznie, po czym bezceremonialnie został prowadzony w głąb lasu, co zaczynało wyglądać naprawdę coraz to gorzej i gorzej. -Dzięki bardzo. Nie musiałeś, wiesz? - Odpowiedział, przyjmując bukiecik. Było to naprawdę miłe i urocze, ale coraz bardziej martwił się o ufność chłopca. Jakby nie było był dla niego zupełnie obcym mężczyzną, z którym spotkał się zupełnie sam wśród gęstych drzew. -Eee... - Pytanie o kwiaty nieco go zaskoczyło, więc potrzebował kilku sekund, by zebrać myśli. -Chyba zawilcami? Nie znam się za bardzo na kwiatach. Jeśli już muszę ogarniać rośliny, to wybieram te przydatne do eliksirów. - Przyznał szczerze, bo florystą nigdy nie był i szansa na to, że ten stan rzeczy się zmieni była naprawdę bliska zeru. -Żonie? - Roześmiał się na tę myśl. On i małżeństwo nie specjalnie trzymało się kupy, choć teraz, gdy był w stałym związku rozumiał poniekąd, dlaczego ktoś mógł chcieć spędzić z inną osobą resztę życia. Wciąż jednak instytucja małżeństwa była dla niego pewną abstrakcją i wierutnym kłamstwem. -Nie jestem żonaty. Mam chłopaka, ale uwierz mi, ślubu nikt nie planuje. Poza tym bukiet chętnie zostawię dla siebie. - Wyjaśnił, nie chcąc, by Oliver poczuł się wyśmiany przez jego poprzednią reakcję. Wciąż jednak ta myśl poniekąd go bawiła i nie mógł powstrzymać jawiącego się na jego twarzy uśmiechu. -Faktycznie wygląda jak miejsce, które mi opisywałeś. - Przyjrzał się leśnej chacie, po czym ostrożnie wszedł do środka, rozglądając się po wnętrzu. Było nawet przytulne i stwarzało atmosferę pasującą zarówno do Solberga jak i do potajemnej nauki. -Dobra. To zacznijmy od mniej przyjemnych rzeczy. Bez względu na to, jak miło mi było, gdy otrzymałem od Ciebie list, nie mogę pochwalić tego, że umawiasz się ze starym, nieznanym sobie dziadem w środku lasu w jakiejś opuszczonej chacie. Ktokolwiek wie, że tu jesteś? Pomyślałeś o tym, że mogłem nie okazać się wcale sympatycznym eliksirowarem, tylko jakimś starym zwyrolem, albo co gorsza, fanem czarnej magii, który szuka łatwych celów do tortur? Oli, nie możesz tak postępować. O ile mogę Ci przysiąc, że z mojej strony nie stanie Ci się krzywda, o tyle muszę opierdolić Cię za tak lekkomyślne działanie. Obiecaj mi tu i teraz, że był to ostatni raz. - Zaczął naprawdę poważnie, zielonymi tęczówkami lustrując chłopaka. Sam może nie był przykładem rozsądku i logiki, ale nie życzył dzieciakowi tych samych przygód, które on w życiu musiał doświadczyć szczególnie, że ten był jeszcze niewinny i prawdopodobnie nie przeszedł takiej szkoły życia, jak Max w jego wieku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Zgłupiał nieco, dostając zbyt dużo niezrozumiałych dla siebie informacji w jednej chwili. Sam planował poznać swoją przyszłą żonę jeszcze w Hogwarcie, więc po dorosłym (!) już Czarodzieju spodziewał się przynajmniej narzeczonej. Samo to, że Max nie planował ślubu wydało mu się może nieco dziwne, ale jednocześnie też odważne. Jednak to informacja o chłopaku zaskoczyła go najbardziej, przez co nie mógł powstrzymać ciekawskiego spojrzenia przez ramię, jakby w świetle nowych informacji mężczyzna miał wyglądać teraz dla niego zupełnie inaczej. Ze zdziwieniem jednak odkrył, że jego chód jest wciąż tak samo męski, jego wysoka sylwetka wcale się nie skurczyła, a co więcej - żaden element jego garderoby nie zrobił się wcale różowy. Wyszczerzył się więc do niego instynktownie, choć czuł jak głowa zaciążyła mu od zasadzonych pytań, z któryś kiedyś choć część będzie musiała wykiełkować. Przepuścił Maxa przodem, pozwalając mu jako pierwszemu przejść przez próg tajemniczej chaty, której skrzypienie drewnianych desek wyzwalało w Oliverze równie dużo ekscytacji, co i strachu. Na usta cisnęły mu się komentarze o wilgoci, ciemności czy gęstości mchu, który zdążył wkraść się nawet do środka chatki, a jednak milczał, zaciągając się zapachem krążącej we wnętrzu budynku magii, nie chcąc psuć tego pierwszego wrażenia, które łaskotało go gęsią skórką. - Mniej przyjemnych? - powtórzył mimowolnie, na granicy słyszalności, bo sam ton i pierwsze słowa sprawiły, że mimika zmieniła mu się diametralnie. Spoglądał teraz z przejęciem w górę, próbując dosięgnąć zielonych oczu Maxa i wyczytać z nich jak bardzo ma kłopoty, by niemal westchnąć pod ulgą jego przysięgi. - Ja- Myślę, że "stare dziady" są o wiele milsze od ludzi w moim wieku - przyznał się ostrożnie, na palcach jednej ręki mogąc wyliczyć miłe osoby wśród swoich rówieśników, doskonale też zdając sobie sprawę, że nawet Baby, która jest dla niego kochana, bywa okrutna dla innych. I to właśnie na wnętrzu dłoni rysował teraz kciukiem linię serca, by uspokoić się, że wcale niczego jeszcze nie zepsuł i zdobywany opierdol ma być jedynie słowny. - Niedawno nawet taki starszy Pan, mieszka całkiem niedaleko w takiej no... trochę lepszej od tej chatce w lesie i- Jak tak teraz o tym myślę, po tym co powiedziałeś, to chyba nie powinienem pić u niego herbaty... - urwał, gubiąc się nieco w swojej historii, więc i zerkając niepewnie w górę, by sprawdzić czy wyciągnął poprawną naukę z monologu Maxa i zostanie pochwalony za tę drobną autorefleksję, nawet jeśli tak spóźnioną. - Obiecuję, że będę bardziej uważał - dodał więc poważnie, naprawdę mając nadzieję, że gdy następnym razem się spotkają, będzie mógł powiedzieć, że trzyma się swojej obietnicy. - Ej, Max. Kim jest zwyrol? - dopytał mimochodem, gdy ciekawsko zakręcał się wkoło, rozglądając się po izbie, by kucnąć przy skrzynce z pustymi fiolkami. - Chyba nie tylko my stwierdziliśmy, że to dobre miejsce na eliksiry! - zauważył podekscytowany, przyciągając skrzynkę do siebie, a zaraz też zaalarmowany cichym brzdękiem pochylił się mocniej, by dostrzec skrytą pod szafką zagubioną sztukę - w odróżnieniu do innych, wypełnioną przezroczystym płynem. - Myślisz, że to księżycowa woda czy coś w tym stylu? - podpytał, otrzepując kolana z kurzu, gdy wstał już, by podać znaleziony fant Maxowi do wglądu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max nie do końca potrafił wczuć się w zdziwienie Olivera. Sam w jego wieku miał już zdecydowanie za dużo wiedzy, której taki dzieciak mieć nie powinien, a która wynikała z naprawdę nieprzyjemnych wzorców, jakie to miał wokół siebie do ósmego roku życia. Pierwsze lata spędził bez ojca z matką, która jawnie pokazywała ile znaczą dla niej jakiekolwiek uczucia, czy bliskość fizyczna. Nikogo więc chyba nie dziwiło, że aż do niedawna sam nastolatek miał problemy z tą sferą życia i dopiero teraz wydawać by się mogło, że zaczyna poznawać lepsze, bardziej prawidłowe schematy. Widział jego zdumione spojrzenie i krótkie zlustrowanie sylwetki, gdy wspomniał o swoim partnerze. Gdyby tylko Oli chciał, Max chętnie by mu na wszystkie pytania poodpowiadał. Czując się zresztą swobodnie w towarzystwie chłopca po prostu sam postanowił skomentować tę reakcję. -Co, pierwszy raz spotykasz osobę, która w moim wieku jest bez ślubu, czy kogoś nie heteroseksualnego? - Zapytał, ciekaw czy chłopiec w ogóle wie, co owy termin oznacza. W pewien sposób nawet chciał, by Oli przyznał się do niewiedzy, ciekaw, jak ten przyjąłby poszczególne fakty, choć biorąc pod uwagę, że nie uciekł z krzykiem ani nie zmieszał go z błotem świadczyło o tym, że albo dzieciak był wychowywany z otwartym umysłem, albo po prostu nie miał pojęcia, co właśnie usłyszał. Wilgoć, pajęczyny, lekki bród.. To wszystko mu nie przeszkadzało. Nie była to typowa ruina, a raczej przyjemne miejsce do warzenia eliksirów. Przynajmniej dla Maxa, który potrzebował spokoju i odosobnienia, gdy pracował nad czymś mniej konwencjonalnym niż polepszenie smaku wiggenowego, co swego czasu cieszyło się naprawdę dużym zainteresowaniem wśród jego znajomych. Potwierdził słowa Olivera, by następnie przejść do opierdalania go. Delikatnie, ale wciąż konkretnie. Nie chciał, by dzieciak przez nieuwagę i naiwność wjebał się w coś, co będzie się ciągnęło za nim przez lata, a skoro był tu, by zauważyć takie zagrożenie, czuł się w obowiązku, by go przed tym ostrzec. -Nie możesz oceniać ludzi po pozorach. Czasem najbardziej uśmiechnięta twarz skrywa najbardziej przerażające sekrety. - Upomniał go jeszcze, bo chociażby taki Bundy był przez wszystkich opisywany jako czarujący mężczyzna, a dopuścił się naprawdę przerażających czynów. -Dzieciaki są po prostu dużo bardziej szczere, dlatego tę niezgodę u nich widać. Dorośli potrafią perfekcyjnie manipulować, choć nie można wszystkich tak oceniać. Większość ludzi nie chce nikogo skrzywdzić. - Dodał jeszcze, nie chcąc by chłopiec nagle zraził się do całej społeczności. Chciał tylko, by ten był nieco bardziej uważny. Westchnął z niedowierzaniem słysząc o tym, że Oli był i jakiegoś staruszka w lesie na herbatce. Najchętniej pacnąłby go w czoło, ale zamiast tego pokiwał tylko głową i lekko się uśmiechnął. -Zdecydowanie nie powinieneś. Jak trochę się poduczysz magii, mogę pokazać Ci zaklęcie, które ustala skład tego, co pijesz. Będziesz bezpieczniejszy. - Zaproponował, bo przecież nie był tu tylko po to by go opierdalać. -No i tego się trzymajmy. A, jak już najdzie Cię ochota, by umawiać się z kimś nieznajomym to wyślij mi list gdzie i kiedy idziesz, żebym w razie czego mógł zareagować, jeśli nie masz innej zaufanej osoby. - Poczochrał go zabawnie po włosach, by następnie powoli przejść do tego, czemu faktycznie się tutaj spotkali. Niestety nie dane im to jeszcze było, bo Oli zaczął rozglądać się po chatce i zadawać następne pytania. Ciężko było Maxowi podchodzić do tego poważnie. Poniekąd urocza była ta dziecięca niewinność, a poniekąd nawet zazdrościł mu tej niewiedzy. -Zwyrol, to osoba, która ma złe zamiary względem Ciebie i Twojego ciała. Bardzo często są to osoby dużo starsze, które... - Tu przerwał, nie chcąc zbyt bezpośrednio rzucać dzieciakowi faktów na twarz. -Które, będą chciały sprawić sobie przyjemność robiąc Tobie krzywdę. - Bardziej delikatnie nie potrafił, więc miał nadzieję, że coś takiego chłopakowi wystarczy. Dziwnie się czuł poruszając te tematy z jedenastolatkiem. Zapomniał już, jak to jest gadać z takimi młodymi osóbkami. -Hmm.? - Zareagował, by następnie przenieść spojrzenie na znalezioną przez towarzysza fiolkę. Ujął ją w dłoń i przyłożył do nikłego światła, by dokładniej się jej przyjrzeć, a następnie odkorkował i powąchał. -Księżycowa woda, ma charakterystyczny perlisty błysk, gdy przyłożysz ją do światłą. Tutaj tego nie ma, widzisz? - Pokazał Oliverowi, co miał na myśli. -Powąchaj zawartość. Ciecz jest zupełnie bezwonna, co może oznaczać tylko dwie rzeczy - wodę, lub dużo bardziej interesującą opcję - Veritaserum. Słyszałeś może o tym eliksirze? - Zapytał, gotów wyjawić mu sekrety jednego z piękniejszych i bardziej złożonych wywarów jakie istniały według niego na świecie. Kątem oka sam dostrzegł kolejny błysk szkła i spomiędzy starych desek wyłonił jeszcze jedną fiolkę. Na widok płynu, który znajdował się w środku od razu się uśmiechnął widząc, że ich dzisiejsza lekcja będzie dużo bardziej pokazowa niż zamierzał. -Teraz spójrz na ten eliksir i opisz mi co widzisz. Przy identyfikacji zawsze pierwszym co jest analiza zmysłami. To trochę tak, jak piszesz opis jakiegoś przedmiotu na lekcjach angielskiego. Zaczynasz od tego, co wyłapują Twoje oczy, poprzez zapach, a gdy warunki są wystarczająco bezpieczne, dodajesz do tego smak. - Poinstruował go, gotów wysłuchać, co takiego w tej fiolce z eliksirem bujnego owłosienia, młody zobaczy i czy będą to trafne obserwacje, czy jednak będzie musiał nakierować go na nieco inne tory. -Liczy się wszystko. Od koloru, po gęstość, różne przebłyski, czy nawet pływające drobinki. - Dodał jeszcze, tym samym dając znak, by Oli zwracał uwagę na najmniejsze szczegóły.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Zamrugał zdezorientowany, próbując dopasować jakieś znaczenie dla nowo posłyszanego słowa, niby trochę domyślając się z kontekstu, a jednak nie mogąc być do końca pewnym - na wszelki więc wypadek zwyczajnie przytaknął z cichym "tak", ignorując fakt, że pytanie było typu "a czy b". - Twój chłopak też nie jest heretoseksualny? - dopytał więc ostrożnie, mając wrażenie, że nie wypada pytać mu wprost co to właściwie znaczy, bo i w jego głowie szybko przemieniło się to w jakąś tajemniczą chorobę związaną z niepłodnością. Z większą pewnością przytaknął dopiero na słowa, w które chciał wierzyć całym sercem: Większość ludzi nie chce nikogo skrzywdzić. Rozchylił już nawet usta, by dodać, że czasem dobrzy ludzie potrafią zrobić nam coś złego dla naszego dobra, a jednak wycofał się, przypominając sobie, że właśnie przed rozgadywaniem takich rzeczy przestrzegała go Baby. I choć odruchowo wzdrygnął się nieco przy lecącej w jego stronę dłoni mężczyzny, tak już zaraz wyszczerzał się radośnie, zdobywając tak uroczą formę wsparcia. - Dziękuję - mruknął cicho, zniekształcając to jedno słowo szerokim uśmiechem, gdy poprawiał już roztrzepane włosy, zastanawiając się czy tę gotowość do pomocy może interpretować jako zachętę do pisania również i w innych potrzebujących konsultacji sytuacjach. - Mojego ciała? - powtórzył tępo, właściwie czysto retorycznie, bo potrzebował raz jeszcze usłyszeć te słowa, by zaraz z cichym "och" dać znać, że zrozumiał ich sens, ledwo wstrzymując nerwowy śmiech, nic jednak nie mogąc poradzić na palący go gorąc zawstydzenia na policzkach. Czujnie przyglądał się każdemu gestu chłopaka, wodząc spojrzeniem za fiolką i przezroczystym płynem, który niemal magicznie roziskrzył się pod wpływem złapania kilku promieni słońca. Gaspnął cicho przy tak pewnym odkorkowaniu buteleczki, zaraz już nieco niepewnie stając na palcach, by nie zahaczyć nosem o szkiełko, gdy zgodnie z poleceniem niuchnął kilka razy nie czując zupełnie nic poza lasem i wilgocią przejmującą starą chatkę. - Nie słyszałem - przyznał się, kręcąc lekko głową, szybko jednak czując, że ich spotkanie ledwie się rozpoczęło, a on na każdym kroku pokazuje swoją niewiedzę. - Brzmi jak coś odmładzającego. Widziałem w Czarownicy reklamę. Serum młodości - dodał więc, próbując odgadnąć na ślepo, licząc na to, że będzie chociaż blisko, jednak w każdym jego słowie czaiła się niepewność, bo i w spojrzeniu zdradzał swoją niewiedzę czy błędna odpowiedź nie przyniesie za sobą negatywnych konsekwencji. Czuł na sobie ciężar zdobywanej wiedzy, bo i wyolbrzymiał to uczucie myślą o całym tym materiale do nauki, która czeka na niego w Hogwarcie. Wyraźnie przygasł, ściągając brwi w jeszcze większej niepewności, gdy ostrożnie przejmował od Maxa drugą z odnalezionych fiolek, by nagle zapalić się na nowo przy wyłapanym zapachu dobrze znanej mu rośliny. - Dyptam! - zawołał może nawet nieco zbyt entuzjastycznie, uśmiechając się szerzej, bo po douczeniu się nie przekręcał już nazwy tej magicznej byliny. - Pachnie jak cynamon i cytryna, ale nie do końca, więc to na pewno dyptam - powtórzył, tak dumny ze swojego odkrycia i tak jego pewny, że zupełnie zapomniał o dokładnej treści powierzonego mu zadania, rozpraszając się poznaną podczas wakacji rośliną. - W czasie bardzo gorących dni może na chwilę zacząć płonąć niebieskim płomieniem i to w ogóle mu nie szkodzi - dodał, śmiertelnie poważnie łącząc zielone spojrzenia, niemal czując jak jego własne płonie z ekscytacji. - Ale to nie pachnie tak ładnie jak dyptam... - dodał, unosząc fiolkę nieco wyżej, mając wrażenie, że eliksir śmierdzi tak jak publiczna toaleta na mugolskim dworcu, po tym jak ktoś spróbował przykryć nieprzyjemne zapachy cytrusowo-miętowym odświeżaczem. - Jeśli użyje się tego jako perfum, to wtedy to będzie eliksir antyzwyrolowy - zauważył, szczerząc się szeroko w pełnym zadowoleniu z własnego żartu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Niewiedza chłopaka była po części urocza. Max zdecydowanie nie spodziewał się, że wraz z rozmową o eliksirach, będzie prowadził tu pogadankę z zakresu WDŻ, ale nie widział też czemu miałby nie dopuszczać Olivera do czegoś, co i tak wcześniej czy później odkryje. Bez zbędnych szczegółów oczywiście. -Gdyby był to mielibyśmy poważny problem. - Zaśmiał się, po czym przeszedł do wyjaśniania tego, jak skomplikowane potrafi być życie. -Widzisz Oli, świat nie jest czarno-biały. W większości, za "normę" uznaje się, że chłopak spotyka się z kobietą i zakładają rodzinę, prawdą jest jednak, że nie każdy czuje taką potrzebę i nie każdego to interesuje. Osoby, które zainteresowane są ludźmi przeciwnej płci, to właśnie osoby heteroseksualne. Istnieją ludzie, którzy chcą wchodzić jednak w związki tylko i wyłącznie z osobami o tej samej płci i tylko do takich czują pociąg. Te osoby nazywamy homoseksualnymi. Są też takie przypadki, jak na przykład ja, które czują pociąg zarówno do mężczyzn jak i do kobiet. Wtedy takie osoby nazywa się biseksualnymi... - Starał się mówić zrozumiale, ale i bez zbędnego trywializowania sprawy. Oli był jeszcze młody i miał przed sobą cały koszmar dorastania, ale Max uważał, że wprowadzenie go choć trochę w to, jak działa spektrum miłości może mu pomóc, gdyby okazało się, że wcale nie spełnia założonych z góry "norm". -Są jeszcze ludzie aseksualni, którzy nie czują pociągu do nikogo, demiseksualni, którzy najpierw potrzebują silnej więzi, by następnie móc stwierdzić, czy ktoś ich pociąga i cała masa innych, których wymieniać nie będę, bo też nie jestem w tej dziedzinie ekspertem. - Prychnął lekko. Kto by pomyślał, że kiedykolwiek będzie dawał dzieciakowi wykład na ten temat. -Tak naprawdę to, kogo kochasz i z kim chcesz być blisko jest najważniejsze dla Ciebie i drugiej osoby. Reszta nie powinna mieć tu nic do powiedzenia, choć świat nie jest idealny i z jakiegoś powodu ludzie uwielbiają oceniać innych po czymś tak osobistym, co nie ma kompletnie wpływu na ich życie. Najważniejsze, to nie dać im sobie wmówić, że to kogo kochasz definiuje to, jakim człowiekiem jesteś i ile jesteś wart. Miłość to miłość i jest piękna bez względu na to, czy zdarza się kobiecie i mężczyźnie, czy dwóm osobom tej samej płci. - Solberg romantyk, którego o istnienie nikt nie podejrzewał, nagle się obudził i poczuł jakiś ścisk w gardle zdając sobie sprawę, jak wielkie ma szczęście, mając u swojego boku Felka. Poczuł ogromną ochotę powiedzenia mu tego, ale obecnie nie miał nawet jak. Skupił się zamiast tego na Oliverze, by w razie czego być gotowym odpowiedzieć mu na kolejne pytania. Szkoda, że chłopiec nie wypowiedział tych myśli na głos. Max niewątpliwie by się z nim zgodził i jeszcze pochwalił za tak mądre słowa w tak młodym wieku. Nie miał jednak zdolności czytania w myślach, więc mógł tylko puścić młodemu oczko, na znak, że to nie jest wielka przysługa i ma się tym nie przejmować. Oczywiście, że był gotów pomóc mu także w innych sprawach, gdyby tylko ten czuł taką potrzebę, by się do niego wtedy zwrócić. -No właśnie, Och... Dlatego naprawdę lepiej uważać. - Zauważył ten rumieniec, ale nie miał zamiaru udawać, że uważa ten temat za wstydliwy. Wolał przestrzec chłopaka, niż usłyszeć za jakiś czas, że ten stał się ofiarą pedofila. Obserwował, jak oczy młodego z zaciekawieniem obserwują fiolkę, a jego nos próbuje wyłapać jakikolwiek zapach. Wiedział, że jest to bezskuteczne, ale Oli na pewno lepiej przekona się o tym, samemu podejmując się tej próby niż tylko słysząc teorię o tym, jak to Veritka jest bezwonna. -Faktycznie brzmi jak coś takiego, ale niestety to nie żaden magiczny kosmetyk. - Położył fiolkę na stole, by zająć się opowieścią o eliksirze. -Veritaserum, to najsilniejszy eliksir prawdy, jaki został stworzony. Jak mogłeś się przekonać jest zupełnie bezbarwny, bezwonny i do tego nie posiada smaku, przez co bardzo łatwo pomylić go z wodą i bardzo trudno zidentyfikować, jeżeli ktoś doleje Ci go do soku. Jest tak silny, że kilka jego kropel wystarczy, by ludzie zaczęli bez zastanowienia wygadywać swoje najgłębsze sekrety. Musisz jednak uważać. Pod wpływem tego eliksiru ludzie mówią prawdę, ale nie tę uniwersalną. Mówią to, co sami za prawdę uważają, więc zawsze istnieje ryzyko, że mogą się pomylić co do obiektywnego przebiegu wydarzeń. - Nie chciał wchodzić w większe szczegóły, bo tyle na początek powinno Oliverowi wystarczyć, ale nie potrafił pominąć niektórych kwestii, które uważał za naprawdę ważne i podstawowe. Wbrew pozorom, jeżeli jakiś przedmiot naprawdę człowieka zainteresował, ogrom wiedzy, jaką musiał przysporzyć, wcale nie był taki straszny. Większość rzeczy Solberg sam starał się rozwinąć i doczytać, byle tyko zaspokoić swój niekończący się głód wiedzy i cholernie wielkie ambicje. Miał nadzieję, że dzieciak też znajdzie pasję, którą uzna za wartą rozwijania podczas swojej szkolnej kariery. -Świetnie! Widzę już co nieco wiesz i oczywiście masz rację, to jest dyptam. Potrafisz mi coś więcej o nim powiedzieć oprócz tego, że pięknie pachnie? - Zapytał ciekaw, jak daleko wiedza Olivera już sięga i po tom, by w razie czego móc dostosować poziom wiedzy, jaką mu przekazywał. -Zdecydowanie nie mogę się z Tobą kłócić, choć po zażyciu zadziała tak samo, zobacz. - Skręcało go ze śmiechu na tekst o eliksirze antyzwyrolowym. Młody naprawdę był świetnym kompanem. Gdy tylko płyn przelał się do gardła Maxa, ten od razu pokrył się bujnym owłosieniem niczym jakieś Yeti, albo Janusz, który zapomniał poprosić Grażynę o ogolenie mu pleców. - I jak Ci się podobam? - Zażartował, po czym podrapał się po ręce i przeszedł do konkretów. - W fiolce znajdował się eliksir bujnego owłosienia, a ten nieprzyjemny zapach, których czułeś to sok z czyrakobulwy. Jeden z głównych składników tego wywaru. - Wytłumaczył na spokojnie, wyjmując swój notes i pokazując młodemu przepis na ten konkretny eliksir, który został zapisany lata temu, jego jeszcze bardziej wtedy krzywym charakterem pisma. Na kolejnych stronach znajdowały się oczywiście różne wariacje i obserwacje na temat tego eliksiru.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Początkowo kiwnął głową na znak, że słucha, później przytaknął nawet w zrozumieniu, może i pierwszy raz słysząc niektóre słowa, ale zdecydowanie wiedząc, że to się zdarza, dopiero przy kontynuacji tej x-seksualnej wyliczanki pozwalając sobie na większą dezorientację, głupiejąc zupełnie przy usłyszeniu, że może być więcej od tych trzech opcji. W głowie zakotłowało mu się z nagłej paniki, że może nie wpisuje się wcale w przyjęte normy i że cały jego plan miłosny - by znaleźć odpowiednią dziewczynę na pierwszym roku, poprosić ją o zostanie parą na drugim, o samą rękę już na koniec szkoły, by kończąc studia móc bez problemu wziąć przepięknie zaplanowany ślub - nie są wcale poprawne. Nie czuł przecież tego mistycznego pociągu, ani nawet nigdy serce nie zabiło mu szybciej przy kimkolwiek przez coś innego od strachu czy ekscytacji. - Reszta nie powinna mieć tu nic do gadania. Miłość to miłość - powtórzył za Maxem, uparcie uczepiając się tych dwóch myśli, bo choć teraz wizja, że jego skrupulatnie opisany na najbliższe piętnaście lat plan miałby okazać się błędny, to był pewien, że nawet jeśli okaże się aseksualny, to sobie z tą zmianą poradzi, o ile odpowiednio wcześniej zacznie się na taką opcję przygotowywać. Mimowolnie rozdziawił się nieco, zasłuchując się w słowach chłopaka, gdy ten przeszedł już do opisu odnalezionego eliksiru, który do tej pory wydawał mu się dość niepozorny przez skojarzenia z niemal pozbawioną właściwości wodą. Trudno było mu zrozumieć jakim cudem taki wszechpotężny eliksir leżał sobie na zakurzonej, podgniłej podłodze, zupełnie zapomniany przez byłego właściciela. Ciarki grozy przebiegły mu po plecach na myśl, że chatka mogła nie zostać porzucona przez właściciela, a raczej go pozbawiona przez jego nagłą śmierć. - Mogę go zatrzymać? Proszę, proszę, proszę. Będę ostrożny i nie użyję go w żaden głupi sposób. I nie dam go nawet siostrze, bo ona na pewno by go komuś podała… Może poczekam aż sam będę musiał go wypić, by udowodnić, że mówię prawdę. Proooszę - rozbudził się gwałtownie, wspinając się na palce nie tyle z ekscytacji przed użyciem, co przed zwykłym posiadaniem tak wyjątkowego eliksiru. - Em - mruknął głupio, ledwo dając się połechtać zagarniętej pochwale, a już wewnętrznie nieco panikując, że podana przez niego ciekawostka o dyptamie nie była wcale wystarczająca. Mruknął raz jeszcze w skupieniu, próbując przypomnieć sobie informacje, które przepisywał z podręcznika do tworzonego przez siebie atlasu roślin. - Źle reaguje na przesadzanie, dlatego zazwyczaj zbiera się go w naturalnych środowiskach lub hoduje od ziaren - wyrzucił z siebie, pozerkując na Maxa kontrolnie czy ten nie skrzywi się w odrucho zdradzającym niezadowolenie, kontynuując dopiero, gdy wcale nie dostał żadnej ukrucającej jego zapał reakcji. - I wiem, że wyciąg z dyptamu można polać na ranę, żeby się wyleczyła, ale zostawia bardzo brzydkie blizny. Jakby się wypalało skórę - pociągnął dalej, nie będąc do końca pewien tej informacji - słysząc ją od jednego z dzieciaków w domu, gdy zapytany został o ogromną bliznę na szyi. Był to pierwszy i ostatni raz gdy usłyszał o eliksirze zasklepującym rany, bardzo mocno zapamiętując to wrażenie niezrozumienia, dlaczego ktoś użył go na dziecku, zamiast podać mu niwelujący wszelkie ślady wiggenowy. Gaspnął cicho w mieszance podziwu dla odwagi i szczerego przejęcia, gdy Max tak pewnie wlał w siebie zawartość znalezionego na ziemi eliksiru, z miejsca przysięgając sobie, że sam też kiedyś stanie się tak dobry w rozpoznawaniu poszczególnych wywarów. - Wyglądasz jak Pan Barman z gospody pod Świńskim Łbem - zauważył, szczerząc się wesoło, bo i bujne owłosienie wcale nie wywołało w nim niepokoju, a przyjemne skojarzenie z mężczyzną, który za drobną pomoc zawsze podawał mu kremowe piwo. - Ojaaa, wydaje się prosty! - podekscytował się, wyciągając ciekawsko szyję, by jak najlepiej przyjrzeć się pokazywanym mu notatkom. - Ma tak samo długi przepis jak eliksir wzrostu - zauważył, przy okazji zdradzając, który z eliksirów zdążył go zainteresować na tyle, by zapamiętać go ze spisu wywarów, których nauczyć się ma w nadchodzącym roku szkolnym.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Domyślał się, że to wszystko może być nieco pogmatwane dla tak młodej osoby, ale Max nie był kimś, kto przejmował się tematami tabu. Nie wchodził w niepotrzebne szczegóły, ale też uważał, że Oliver ma prawo wiedzieć, że związek to nie tylko stereotypowy obrazek kobiety i mężczyzny z dzieckiem i pięknym domem z ogrodem. Nie wchodził już w temat tego, że wcale nie tak łatwo spotkać osobę, z którą będzie się do końca życia. To już młody musiał odkryć na własnej skórze, choć życzył mu szczerze jak najlepiej. -Zobaczysz z czasem. Po prostu nie wstydź się tego, kogo kochasz, jak już zacznie się ten etap w Twoim życiu. - Ponownie poczochrał go po włosach, jak to miał zwyczaj czynić z Hugo, choć ten był już zdecydowanie za stary i zbyt pyskaty, by przyjąć to tak spokojnie jak Oliver. W końcu jednak mieli do wzięcia na tapetę coś jeszcze bardziej interesującego. Nawet Max musiał przyznać, że Veritaserum mogło przyćmić każdy inny temat, bo był to naprawdę zaawansowany i interesujący eliksir. Sam pewnie straciłby zainteresowanie czymkolwiek innym, gdyby usłyszał o tak fascynującym wywarze, choć akurat Solberg był tu naprawdę jebnięty na tym punkcie. -Śmiało bierz! W końcu to Twoje znalezisko. Mogę tylko powiedzieć byś uważał, bo Veritaserum jest równie niebezpieczne co fascynujące. Prawda nie zawsze jest tym, czym się wydaje. - Ostrzegł go, po czym oddał buteleczkę. Nie miał zamiaru pozbywać go tego znaleziska. Sam jeżeli by potrzebował mógł sobie uwarzyć, choć jeśli go pamięć nie myliła, miał jeszcze porcję w prywatnych zapasach, która pewnie miała posłużyć mu bardziej do pracy niż do wyciągnięcia z kogoś prawdy. Słuchał tego, jak lekko niepewnie Oliver wymienia cechy dyptamu i musiał przyznać, że był pod wrażeniem. Młody wydawał się naprawdę przygotowywać do pierwszego roku w hogwarckich murach. -Bardzo dobrze. Może i zostawia blizny i piecze, ale warto mieć go pod ręką. Ogólnie radzę Ci zawsze mieć przy sobie jakieś eliksiry uzdrawiające. Jeszcze się zaskoczysz, jak bardzo potrzebne mogą się okazać. - Zaśmiał się, bo nawet tym najgrzeczniejszym i najbardziej uważnym uczniom nie raz zdarzały się wypadki, które nie byłyby tak poważne, gdyby tylko od razu jakoś zareagowano na ranę. Niestety, mało kto był przygotowany na takie ewentualności, bo wszyscy spodziewali się, że Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. -To chyba nie jest komplement. - Pokręcił rozbawiony głową i choć nie widział swojego odbicia, domyślał się jak przystojnie mógł teraz wyglądać. -Jak widzisz nie jest to zbytnio przydatny eliksir. Częściej stosuje się go bardziej dla żartu niż by osiągnąć konkretny efekt. - Skoro już był tu w roli eksperta wypadało coś powiedzieć o tym wywarze. -Bo jest prosty. Widzę zrobiłeś dobry research. Eliksir zrostu faktycznie ma przepis podobnej długości, ale nie znaczy to, że są takie same do uwarzenia. Potrafisz wymienić podstawowe składniki potrzebne do zwiększenia lub zmniejszenia czyjegoś wzrostu? - Zapytał, zakrywając ręką notatnik, by młody nie miał szansy ściągać. Nie spodziewał się, że spotkanie z młodym może aż tak bezproblemowo i luźno przebiegnąć.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób - w ten gdy za wszelką cenę próbujesz stonować uśmiech, by nie szczerzyć się głupio od ucha do ucha, a jednak ten i tak bezczelnie pcha się na usta, zdradzając nadmiar ekscytacji. Ostrożnie ujął znalezioną fiolkę w dłonie, przyglądając jej się ciekawsko z myślą, że jeśli coś tak niepozornie wyglądającego może mieć taką moc, to i on, niewyrośnięty jeszcze(!) Czarodziej, może być w stanie dokonać wielkich rzeczy. - Nie zmarnuję jej - przysiągł sam sobie cicho, faktycznie przejęty słowami Maxa, nawet nieco obawiając się drzemiącej w bezbarwnym płynie mocy. Ostrożnie zapakował eliksir do swojej torby, wsuwając fiolkę w jedną z ciasnych przegródek i powrócił uwagą do swojego nowego (pierwszego?) mentora, wpatrując się w niego ciekawsko szczerością zielonych oczu. Miodowa obwódka wokół źrenicy rozbłyska mu radością, gdy jego wiedza została pochwalona, a jednak nie zdążył w pełni się uśmiechnąć, szybko skupiając się na podawanej mu radzie, gorączkowo myśląc o tym ile razy żałował, że nie ma przy sobie plastra - bo przecież o większych szkodach nie myślał zupełnie, bezgranicznie wierząc w bezpieczeństwo Hogwartu. - Ale one kosztują jakieś… mnóstwo galeonów - wypalił niezwykle precyzyjnie, nie orientując się zupełnie w cenach eliksirów ani nawet potrzebnych do nich składników, wiedząc tylko jedno były poza jego budżetem, który niezmiennie był bliski zeru. - Patrzyłem trochę na rozdział o eliksirach leczniczych, ale nie ma ich za wiele w naszym podręczniku, więc pewnie jakieś ciekawsze będą później. Są bardzo trudne? Takie leczące rany - dopytał, z podręcznika zapamiętując jedynie jeden z eliksirów - menstruacyjny - o którego dopytanie starszego "rodzeństwa" zapewniło mu wielu żartów i docinków, więc chodź na to wspomnienie policzki lekko zagrzały mu się wstydem, szybko próbował skierować rozmowę na odpowiedniejsze dla siebie tory. Pokiwał głową na znak, że rozumie, od razu też próbując wymyślić jakieś zastosowanie dla eliksiru bujnego owłosienia poza zwykłymi żartami, jednak na razie wpadł jedynie na to, że może to ułatwić charakteryzację teatralnym aktorom. - Potrafię - przytaknął, ożywiając się znów, bo i nie tylko z faktu, że zna odpowiedź na zadane pytanie, ale też przez to, że mimochodem udało mu się nakierować Maxa na rozmowę o akurat tym eliksirze, o którym zdążył naprawdę dużo się naczytać. - Bardzo chciałem go zrobić jak najszybciej. Najlepiej jeszcze na rozpoczęcie roku, żeby nie zginąć w tłumie, ale potem zrozumiałem, że przecież i tak nie mogę korzystać z niego codziennie, że to byłoby jak oszukiwanie wszystkich dookoła… - wtrącił, nie potrafiąc tak po prostu odpowiedzieć na pytanie, skoro czuł potrzebę podzielenia się swoimi przemyśleniami, pragnąc otrzymać potwierdzenie, że nie tylko on tak myśli. - Wystarczyłaby mi jedna- No, może dwie krople dziennie - dodał, powoli przechodząc już do faktycznej wiedzy. - Potrzebowałbym liści pokrzywy lekarskiej, ale jakby ktoś chciał swój wzrost zmniejszyć, to musiałby znaleźć figę abisyńską i… Ja chyba nie do końca wiem czym ona właściwie jest, bo bardziej mnie interesował efekt powiększający - pociągnął dalej, namyślając się z cichym pomrukiem, by dodać pozostałe składniki potrzebne do stworzenia omawianego eliksiru, chętnie pomijając opowieść o swojej przygodzie z miodem Trzminorków, domyślając się, że Max nie doceni zaufania, jakim obdarzył w tamtej przygodzie obcego sobie mężczyznę. - Korzystałeś kiedyś z eliksiru wzrotu? To boli jak Ci się tak kości wydłużają albo skracają? Bo tak sobie myślę, że to pewnie nie jest przyjemne… Tym bardziej się cieszę, że jednak się rozmyśliłem - rozproszył się, na chwilę zapominając o tym, że spotkali się w celach naukowych, w tej konkretnej chwili bardziej patrząc na Maxa jak na starszego przyjaciela, niż jakiegokolwiek dorosłego. - I to chyba nie jest zbyt zdrowe tak pić eliksiry codziennie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ze szczerą radością patrzył na wyszczerz młodego. Dobrze rozumiał, co musiał w tej chwili czuć. Sam podczas pierwszych przygód z eliksirami nie był w stanie opanować emocji, a do tego wciąż każdemu nawijał na lewo i prawo, jakie to cudowne są magiczne wywary. Nie wątpił, że Oli podejdzie rozsądnie do powierzonego mu Veritaserum, choć nawet gdyby wykorzystał go dla jakiegoś głupiego żartu, nie miał zamiaru prawić mu kazań. Ten wiek rządził się swoimi prawami i wychodził z założenia, że młodość ma swoje przywileje i trzeba swoje nakombinować, póki jeszcze można. -I dlatego warto szybko nauczyć się zaopatrywać samemu. - Puścił mu oczko, bo to naprawdę się opłacało. Jeżeli człowiek wiedział, gdzie szukać składników i jak przygotować dany eliksir, mógł żyć beztrosko nie wydając milionów na wizytach w aptece. -Zawsze też możesz zgłosić się do mnie. Na pewno doliczę Ci adekwatną zniżkę. - Po raz kolejny zaśmiał się na myśl, że więcej rozda niż naprawdę zarobi na swojej pasji, ale nie miał nic przeciwko. Nie lubił ciągnąć hajsu od znajomych, a tym bardziej od dzieciaka, który pewnie zbyt wielu galeonów przy sobie nie miał. -Jeżeli zrozumiesz eliksiry, żaden nie będzie trudny. Przy leczniczych trzeba jednak naprawdę uważać, bo najmniejszy błąd może sporo kosztować. - Przyznał, nie chcąc chłopaka okłamywać. Przy eliksirach zwykłych, rozrywkowych, nie było aż takiego ryzyka. Gdy się jednak chciało uratować komuś życie, czy zdrowie, warto było mieć pewność, że robi się to poprawnie, a nie przypadkiem pogarsza jeszcze kondycję pacjenta. -O to się nie martw. Jeszcze wystrzelisz. Sam byłem mały i drobny, a teraz patrz. Nie przejmuj się tak bardzo wzrostem. - Uśmiechnął się do niego ciepło, doskonale rozumiejąc ten problem, choć sam nigdy się tym nie przejmował, ale w mugolskiej podstawówce faktycznie był raczej niski. Charakterem jednak dodawał sobie nieco wielkości i nie znikał tak łatwo w tłumie. -Bardzo dobrze! Kurczę, konkurencja mi tu rośnie. - Ponownie go pochwalił, by zaraz przejść do wyjaśnień. -Figa abisyńska to owoc z... No z Abisynii. Jego nasiona i sok są składnikiem chociażby eliksiru wzrostu, ale dodając trochę miąższu do migrenowego, można uzyskać naprawdę ciekawą teksturę, która dużo łatwiej przechodzi przez gardło. - Nie mógł powstrzymać się od kolejnej ciekawostki na temat tego, co sam odkrył przez lata pracy z kociołkiem szczególnie, że Oli wydawał się chłonąć jego słowa z czystą fascynacją. -Korzystałem, ale z wersji zmniejszającej. Uczucie nieprzyjemne w cholerę, ale nie nazwałbym tego bólem. Bardziej dużym dyskomfortem. - Przyznał, przypominając sobie dwa karzełki, za które wraz z Brooks przebrali się na Halloween, by udawać dzieci Antoshy. To były czasy. Aż łezka w oku się zakręciła.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Pokiwał głową w szczerym zrozumieniu, bo przecież sam z Baby miał zasadę, by nie wydawać ciężko uzbieranych sykli (a czasem nawet galeonów!) na coś, co mogli zdobyć za darmo. Co prawda definicja darmowości sięgała u dziewczyny znacznie dalej niż u niego, ale przecież niejednokrotnie zdarzyło im się wykonywać jakieś drobne prace u sąsiadów, niezależnie od tego czy chodziło o syzyfową pracę, jaką było odgnamianie posesji, czy o jednorazowe zlecenie zrobienia zakupów lub zebrania dojrzałych już plonów z ogródka. - Gdy pójdę do Hogwartu będę otrzymywał kieszonkowe z Ministerstwa. W każdy miesiąc! - pochwalił się, nieszczególnie potrafiąc ukryć podekscytowany błysk w oku i pchający się na usta uśmiech, bo zawrotna suma, jaką oferowało sierotom Ministerstwo Magii potrafiło zakręcić mu w głowie. - Więc jeśli czegoś nie będę mógł zdobyć za darmo na terenie Hogwartu, to na pewno będę szukać u Ciebie - dokończył, całkiem pewny tego, że wszystkie jego pieniądze na składniki czy eliksiry powędrują do Maxa. Brwi powędrowały mu w górę, gdy zaskoczone spojrzenie mierzyło mężczyznę od samych stóp aż do czubka głowy, musząc zadzierać przy tym własną dość znacząco - co przy jego wzroście nie było aż tak rzadkie, jakby tego chciał. Nie mógł być pewien czy Max, tak samo jak on, brany był czasem za nawet o kilka lat młodszego, niż był w rzeczywistości, jednak bardzo chciał wierzyć, że tak właśnie było i jego samego też czeka jeszcze nagły wzrost... kto wie, może nawet na pierwszym roku w Hogwarcie. - To ja to może zapiszę... - zaproponował zdezorientowany, grzebiąc już w swojej torbie, by odnaleźć ciasno zapisywany notes i przełożyć tam słowa Solberga na własne. - Nie znam eliksiru migrenowego... - przyznał nieco ciszej, bo ze słów mężczyzny wyciągnął wniosek, że jest to wiedza dość oczywista, którą powinien posiadać ktoś, kto został właśnie za swoją wiedzę pochwalony. - I nie wiem też czym jest tekstura - dodał po namyśle, przyglądając się na dziwnie wyglądające na papierze słowu, nie będąc pewnym czy próba powiązania go z "tekstem" ma jakikolwiek sens. - Dużo już różnych eliksirów próbowałeś? - podpytał ciekawsko, unosząc spojrzenie do zielonych oczu, na moment nawet zapominając zaczerpnąć powietrza pod myślą, że mężczyzna mógł wypić więcej eliksirów, niż on w ogóle jest w stanie wymienić. - Na lekcjach też się czasem jakieś pije?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max akurat do rozrzutnych należał, choć wolał sam zdobywać składniki, by mieć pewność, jakiej jakości one są. Nie licząc sklepu Dear`ów nie zawsze ufał aptekom, czy innym przybytkom w tej akurat kwestii. -A to akurat dużo pomaga. Sam ciągnąłem to kieszonkowe przez siedem lat i udało mi się niezłą sumkę uzbierać. No i do tego zawsze możesz starać się o szkolne stypendia, to też jest dość pomocna sprawa. - Przyznał, przy okazji informując Olivera, że nie tylko Ministerstwo rozdaje galeony praktycznie za darmo. Uwielbiał ten niezobowiązujący przypływ gotówki. Stypendium dostawał za to, co i tak uwielbiał, więc nigdy nie było dla niego problemem osiągnąć odpowiedni próg. -Zapraszam i nieskromnie polecam. Na pewno dam Ci najlepszą jakość, na jaką mnie stać. - Zapewnił go i choć mogło to zabrzmieć nieco średnio, to jednak eliksiry od Maxa były naprawdę godne zaufania. Ciężko było nie uśmiechnąć się, gdy Oli tak go mierzył wzrokiem. Sam pewnie na jego miejscu by pomyślał, że urodził się już takim wielkoludem, ale nic podobnego. Była to iście zasługa dorastania i hormonów, które widać mimo wszystko postanowiły, że Max przewyższy większość swoich rówieśników. Max wciąż jednak miał młodą twarz i mimo swojego wzrostu nie raz był brany za kogoś znacznie młodszego niż był w rzeczywistości. Od czego jednak były eliksiry postarzające. -Zapisz, zapisz. Na pewno Ci się przyda. - Zachęcił go, opierając się nonszalancko o zniszczony i usyfiony blat. -Eliksir migrenowy też jest niezwykle przydatny. Odejmuje ból głowy dużo lepiej niż zaklęcie lecznicze. - Wyraził swoją opinię, a akurat w tym temacie miał naprawdę wiele do powiedzenia. -Tekstura to... Hm... - Tu zaciął się na chwilę, nie wiedząc dokładnie jak wyrazić to w słowach. -Jeśli coś jest gładkie, lub chropowate to wtedy mówimy, że ma właśnie taką teksturę. Jest to określenie odczucia danej powierzchni. Chyba tak można to określić. - Powiedział średnio składnie mając nadzieję, że Oliver cokolwiek z tego zrozumie. Sam pewnie miałby z tym problemy, bo jak zawsze łatwiej było mu takie rzeczy ogarnąć w praktyce niż w słowach. -Oprócz tych, które zabijają to chyba wszystkie dostępne na rynku. I kilka nie do końca dostępnych. - Wyszczerzył się, bo był pewien, że jeśli chodziło o asortymenty apteczne i sklepowe, to nie było już przed nim żadnych tajemnic. Oczywiście nie chwalił się tym, że narkotyczne eliksiry żłopał jak pojebany, tak samo jak wywar spokoju, przez cały zeszły rok. -Zdecydowanie! Uwarzenie eliksiru to tylko połowa drogi. Zrozumienie, jak działa na organizm to kolejna ważna rzecz i profesor Dear dobrze o tym wie. Choć nie martw się, nie da wam nic niebezpiecznego do wypicia. Zresztą, jakbyście próbowali, to ona stanie się najbardziej niebezpieczną rzeczą, jaką w życiu widziałeś. - Zaśmiał się, bo choć wiedział, jak nieprzyjemna potrafi być Beatrice, sam wciąż pałał do kobiety ogromną sympatią i nie miał zamiaru nigdy tego ukrywać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Dzisiaj nie był sam; do ekipy poszukiwawczej dołączył Vonnegut, któremu był niezwykle wdzięczny. Ostatnia rozmowa z Rylanem nieco mu nakreśliła o tym, że mężczyzna pozostawał w strukturach zainteresowań studenta, aczkolwiek nie zamierzał w tym kierunku nic działać. Była to rzecz, którą przyjaciel postanowił mu powiedzieć nie bez powodu, raczej z widocznym zaufaniem, w związku z czym nadszarpywanie tego nie wchodziło w ogóle w grę. Też, nie posiadał w sobie struktur takiego człowieka; zamierzał obserwować. I poniekąd kibicować, by wszystko potoczyło się w odpowiednim kierunku. - Dzięki, że zdecydowałeś się mi towarzyszyć. - mruknąwszy, czekoladowe tęczówki zerknęły z widocznym zaciekawieniem, gdy o mało co się nie potknął, na ułamek sekundy tracąc równowagę. Lekki, skołowany uśmiech wydostał się na jego twarz, bo o ile cieszył się z tego, iż Vinzent zgodził się na wspólną wędrówkę po Dolinie - mieli zahaczyć także o strumień - o tyle świadomość tego, ile dni minęło od utracenia pupila, nie dawała mu normalnie spać. Pierwsze tygodnie są zawsze decydujące, a tu jednak wybił miesiąc. Szlag by to. - Jak w ogóle ostatnie dni? Coś ciekawego na lekcjach się przytrafiło? Niesforni uczniowie? - postanowił nieco w tym kierunku potoczyć dalszą rozmowę. Im szybciej kolejne dni mijały, tym Lowell coraz to bardziej tracił wiarę w znalezienie Hinto. Starał się poświęcać naprawdę wiele czasu tej czynności, wszak psiak pozostawał jednak jego ulubieńcem, a przede wszystkim przyjacielem, którego nie da się zastąpić, niemniej jednak dorosłe życie, jak i praca wzywały go zza drzwi, by nacisnął mosiężną klamkę i powrócił do wypełniania własnych obowiązków. Coraz bardziej go głowa od tego wszystkiego bolała, gdy przechadzał się przez kolejne konary, kolejne liście, a przede wszystkim kolejne ścieżki, które nijak pomagały w znalezieniu stworzenia. - Stary, ja pierdzielę, nigdy go nie znajdę. To moja wina. - przegryzł wargę, choć nie warknął, by nieco szybszym krokiem pójść do przodu, widocznie zdenerwowany. Na twarzy malował się zawód w stosunku do własnej osoby i choć starał się te nieprzyjemne myśli jakoś odgarniać, tak jednak dzisiaj uderzały z większą siłą. Westchnąwszy ciężej, oparł dłoń o jedno z pobliskich drzew, gdy lekka mgła utrudniała wgląd w otoczenie. Wcale mu się to nie podobało i wiele by dał, by psiak się znalazł cały, bez jakichkolwiek urazów. - Leśna chata? - spojrzał w kierunku dość poniszczonej budowli, zerkając na kolegę z pracy z widocznym pytaniem w obrączkach źrenic.
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Pokiwał gorliwie głową, notując w pamięci dane mu porady, choć faktycznie to właśnie kwestia "uzbierania niezłej sumki" zainteresowała go najbardziej. Przywykł do tego, że zarabiał zawsze na coś, a nawet jeśli trafiały do niego dodatkowe pieniądze, zawsze magicznie znajdowało się coś, na co potrzebował wydać uzbierane drobniaki. Miesięczne kieszonkowe z Ministerstwa stanowiło już jednak znacznie większą sumę, niż zdarzało mu się kiedykolwiek przez taki czas zarobić i dopiero teraz naszła go myśl, że przecież nie wyda tego wszystkiego na potrzebne przybory szkolne, więc rozsądnym byłoby odkładać zaoszczędzone pieniądze, a nie wydawać je na nagle możliwe do wykupienia słodycze. - Stypendium to już poważna sprawa... Nie za bardzo lubię rywalizować z innymi - przyznał, bo choć miał w sobie cały ogrom ambicji, to wiedział przecież jak łatwo jest zaangażować się zbyt mocno i przenieść te uczucia na swoich kolegów. Nawet jeśli nie posądzał się o zawiść, to nie chciał być tym, który mógłby wzbudzać zazdrość u innych. Uniósł spojrzenie w górę, przyglądając się opartemu o blat chłopakowi, jakby odpowiednio czujne podążanie za nim wzrokiem naprawdę miało pomóc zrozumieć mu nowe pojęcie. I faktycznie zapisał sobie drukowanymi literami hasło "tekstura" od której od razu pociągnął kilka kresek wypisując takie przykłady jak gładki, chropowaty czy nawet gęsty i ostry, choć nie miał wcale pewności czy dobrze pociągnął tę myśl dalej. - Nie do końca dostępnych? - powtórzył ciekawsko, spoglądając na Maxa z nieskrywanym podziwem w oczach, wiedząc przecież, że ten tworzył własne eliksiry, więc i pomyślał o jego własnych eksperymentach, nie nielegalnych wywarach i narkotykach. - Profesor Dear? Najbardziej niebezpieczną rzeczą? - podłapał od razu, niemal przystając na palcach z gwałtownie rozbudzonej ekscytacji zmieszanej z powolniej nasilającym się strachem. - Jest animagiem? Potrafi zamieniać się w jakąś bestię? I może to robić tak na lekcji? - wyrzucił z siebie, nieświadomie z każdym kolejnym słowem wpadając w dramatyczny szept plotkarski. - Czytałem w Transmutacji Współczesnej o nauczycielu z Red Rock, który na szlabanach pilnuje uczniów jako taki napakowany kangur - rozgadał się, z ekscytacji nie panując już zupełnie nad swoją mimiką, więc i musząc poprawić przyduże okulary zsuwające mu się z nosa.
Vinzent M. Vonnegut
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : stara blizna przecinająca lewą brew, nieułożone kręcone ciemnobrązowe włosy
Vinzenta nie trzeba było długo namawiać na wypad poza Hogwart i jego okolice. Po tym, jak przez niecały miesiąc klątwa skutecznie utrudniała mu na praktycznie każdym kroku życie, był bardziej niż chętny do tego, aby wybrać się gdzieś poza znajome tereny. Na wieść o tym, że wyprawa ma na celu poszukiwania psa Felinusa na terenie Doliny Godryka, niemalże od razu zaczął się przygotowywać do wyjścia. — Nie ma problemu. Wiszę ci przysługę za pomoc w Camelocie — stwierdził z lekkim uśmiechem, trzymając się parę kroków za Lowellem. — Poza tym mam miękkie serce w stosunku do zwierząt. Może akurat nam się poszczęści. Rozejrzał się dookoła. Zanim wyruszyli, poczytał trochę informacji o tych okolicach. Podobno na terenie Doliny Godryka umiejscowiony był rezerwat jednej z czarodziejskich rodzin. Nawet jeśli pracownicy nie przygarnęli w ostatnim czasie żadnego psiaka, to nie wykluczało to tego, że mógł się zagubić gdzieś na terenie rezerwatu. Kto wie, może mógł być nawet na swój sposób przygarnięty przez któryś z udomowionych gatunków? — Raczej norma. Chyba zaliczają zjazd energetyczny, po całym miesiącu nauki i walce z klątwami. Ślizgoni za to są w świetnym humorze po wygranym meczu — skomentował, przeskakując nad wystającym korzeniem. Wprawdzie nie wybrał się nawet na widownię, aby obserwować rozgrywki, ale trudno było nie zauważyć zadowolenia, które malowało się na twarzy uczniów z domu węża oraz członków ich reprezentacji. Gorzej z puchonami, pomyślał. Szczęście na początku roku raczej niezbyt im sprzyjało, ale kto wie, może ten stan rzeczy jeszcze ulegnie zmianie? Przyspieszył nieco kroku, gdy Felinus ruszył nagle do przodu. Zagryzł lekką dolną wargę i po chwili wahania podszedł bliżej, aby poklepać lekko kolegę po ramieniu. — Nie powinieneś zrzucać całej winy na siebie. Nie wiesz, czemu uciekł. Mógł wyczuć jakiegoś królika w okolicy i za nim pobiec. — wyrzucił z siebie na jednym wdechu. — Zależy ci, szukasz go i to też się liczy. Poza tym, niektóre zwierzaki potrafią się znaleźć po naprawdę długim czasie. Tego też warto się trzymać. Nie chciał rzucać pustymi obietnicami i mydlić oczu, że na pewno go znajdą. Miał jednak cichą nadzieję, że może to był właśnie ten dzień, gdy szczęście się do nich uśmiechnie i faktycznie wpadną na jakiś trop. Na pytanie o chatkę pokiwał głową i ruszył w stronę drzwi jako pierwszy. Z początku sądził, że drzwi będą zamknięte, jednak po mocniejszym szarpnięciu klamka puściła. Vinzent wszedł do środka i od razu zaczął kaszleć od wszechobecnego w środku kurzu. Po chwili jednak jego wzrok padł na stół praktycznie po brzegi zastawiony eliksirami i aż zamrugał zaskoczony. — Tego to się akurat nie spodziewałem — przyznał z rozbrajającą szczerością w głosie.
Sam dawniej podróżował do malowniczej wioski niemal codziennie, szukając każdego dnia czegoś nowego. I dowiadywał się całkiem intrygujących rzeczy na temat poszczególnych miejsc, które posiadały w sobie ziarenko magii, jakie to mógł określić jako niesamowite. To, jak czarodziejska dusza przesiąknęła te miejsca - zatoczki, liczne, niewielkie strumyki, jak również te większe, gdzie szum płynącej wody był w stanie ukoić jego nerwy, pozostawało w pewien sposób hipnotyzujące. - Dajże spokój, nie robiłem tego dla przysługi, co nie? - uśmiechnął się lekko, bo nie potrafił podawać pomocnej dłoni po to, by trzymać przy sobie możliwość wykorzystania czyjegoś czasu na własną korzyść. Nie myślał pod takim względem i nie zamierzał się temu ani ukłonić, choć był wdzięczny Vonnegutowi, że postanowił udać się na tę małą wycieczkę i potowarzyszyć. Co dwie głowy, to nie jedna, a jakby coś się stało, to zawsze mogą sobie wzajemnie pomóc. Rezerwat pozostawał dość specyficzny w swej strukturze. Felinus miał wcześniej okazję poznać przedstawicieli słynnego rodu, niemniej kontakt nieco się urwał. Jakby nieco uległ uszkodzeniu, tudzież nieprawidłowemu przekierowaniu, gdzie nici przeznaczenia się nieco odplątały, czekając obecnie na kolejną możliwość połączenia. Sytuacja ze ślubem i rozwodem Perpetuy, Keyira jako ta osoba, która preferowała jego drugie imię... to wszystko miało jakiś swój wewnętrzny sens. - Wcale im się nie dziwię, a o meczu słyszałem! Podobno Ślizgoni nieźle skosili Puszki, ale nie miałem okazji go obserwować. - przyznawszy szczerze, nie było go w ogóle na Wyspach, no ba - nie pojawił się w pracy w piątek, co może dotarło do uszu innych. Mimo to nie rozwodził się na ten temat, skupiając przede wszystkim własny umysł na znalezieniu zagubionego pupila. Może nie było tego widać po jego twarzy, co nie zmienia faktu, że tęczówki stały się nieco chłodniejsze, a atmosfera wokół niego - nieco napięta. Bardziej zdystansowane, jakoby odbicie duszy w źrenicach zostało przerwane poprzez przecięcie nożyczkami. Oklumencja pozwalała mu zachować spokój i nic dziwnego, iż obecnie wiodła swój prym, stawiając w umyśle stosowne bariery. Z czasem się uspokoił, gdy szybsze kroki umożliwiły mu stłumienie pewnych myśli, a dotyk na ramieniu nieco pokrzepiał, choć słowa, które opuściły usta Vinzenta, bardziej to jeszcze przytłoczyły. - Całkiem możliwe. - odpowiedział, patrząc prędzej dookoła, aniżeli na znajomego. Ten nie znał prawdy i nie wiedział, że to była jego wina, aczkolwiek nie zamierzał go uświadamiać w tym, iż sytuacja wygląda trochę inaczej. Dzień po zaginięciu Hinto do kadry nauczycielskiej dotarła informacja o pobycie w szpitalu i następującym po nim zwolnieniu lekarskim. To wszystko było ze sobą połączone, na ogłoszeniach widniała data zniknięcia zwierzęcia. Bez powodu, acz on go znał doskonale. - To jest leprehau, one by smoka po łuskowatej gębie polizały. Ten "naprawdę długi czas" jest w tym przypadku nierealny. - wytłumaczył, zachowując powagę na twarzy, a harmonijne spojrzenie tęczówek różniło się od tego poprzedniego, nieco bardziej pogodnego. Musiał się skupić na maksymalizacji efektów własnych działań, a nie na zamartwianiu się; nic dziwnego, że poszedł do przodu. Chatka miała nieco bardziej pozwolić na uwolnienie się od jakichkolwiek myśli pod kopułą czaszek. Już raz tutaj był i nie żałował - względnie pozytywnie. Mimo to doświadczenie w tego typu rzeczach dawało o sobie znać, kiedy gładkim ruchem chwycił za różdżkę, nakładając na swoje ubrania odpowiednie zaklęcia ochronne. Poruszające się po ramionach bluzy - na razie wystarczała, wraz z użytym wcześniej Calefieri na własne ciało - kojot i wilk nieco zmieniły pozycję. Tatuaż na boku przeniósł się na ramię, jakoby chcąc opatulić tym samym dalszymi ruchami różdżkę, a jedyne, co do niego docierało, to dźwięki z otoczenia i fakt tego, że zza rogu zawsze coś lub ktoś może wyskoczyć. Homenum Revelio. Użyte zaklęcie nie ujawniło żadnej obecności ludzkiej, na co mogli nieco odetchnąć z ulgą, choć musieli być przygotowani na scenariusz, gdy w chatce znajdzie się coś innego, coś mniej podlegającego człowieczeństwu. - Kto zostawiłby tyle eliksirów na widoku? - zmarszczył nieco brwi, spoglądając na pierwsze fiolki, które, poprzez czas nieco stały się zakurzone, choć kryły w sobie odpowiednie mikstury. Kwestia tego, czy jednak były one świeże - a większość wskazywała na to, że jednak niespecjalnie. W oczy rzucił się jeden, który odstawał od reszty bardziej "świeżym" wyglądem. - Hej, ten to chyba jest jakiś podejrzany, co nie? - wskazał na niego różdżką, choć go wcale nie tykał; całkiem możliwe, że rzucił się Vinzentowi pierwsze w oczy, więc chciał mu dać chwilę na zorientowanie się w temacie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Taki finansowy plan wydawał się być rozsądny, ale też nikt nie wymagał niczego podobnego od jedenastolatka. Max wiedział, że taka suma galeonów potrafi nieźle zakręcić w głowie tak młodej osobie. Sam zresztą do dziś był raczej kimś kto wydawał, a nie oszczędzał, choć w jego przypadku to wszystko szło i tak na materiały do pracy. Przynajmniej zazwyczaj. -Nie musisz. Wystarczy, że będziesz się starał sam dla siebie i osiągniesz odpowiednie oceny. Nie musisz od razu być najlepszy w klasie. - Powiedział nieco spokojnie, bo rzeczywiście nakładanie takiej presji na kogoś, kto nawet nie zaczął jeszcze szkoły wydawało się być Maxowi zupełnie zbędne i raczej szkodliwe. Sam na miejscu kogoś takiego pewnie by się zaparł i uznał, że chuj im do tego, czy ma stypendium i nie ma zamiaru nikomu udowadniać, że jest czegoś wart, co w obecnej sytuacji brzmiało śmiesznie, gdy naprawdę potrzebował dowodu na własną wartość. Nie miał pojęcia, czy odpowiednio to tłumaczy i czy Ollie w ogóle zrozumie to, co tekstura ma do zaoferowania. Patrzył więc z góry na to, co pierwszak notował i już miał nieco poddać wątpliwości słowo "gęstość", gdy doszedł do wniosku, że w pewnym sensie i to może mieć wpływ na teksturę, czy też jakoś ją określać. Nie wtrącał się więc i mogli przejść do dalszej części konwersacji. -No tak, jest wiele mikstur, których nie znajdziesz w aptekach, czy podręcznikach. Do tego próbowałem nie jeden nieudany eksperyment własnego autorstwa. Mój organizm mnie nienawidzi, tak samo jak szkolne pielęgniarki. - Zaśmiał się dobrze wiedząc, że przynajmniej ta druga część była daleka od prawdy. Z pielęgniarkami miał naprawdę dobry kontakt i był pewien, że po części zawdzięczał to temu, że zawsze starał się je lekko zbajerować. -Nic mi o tym nie wiadomo, choć gdyby była animagiem, to pewnie czymś dużo bardziej krwiożerczym niż kangur. Po prostu obiecaj mi, że nie będzie próbował jej specjalnie zaleźć za skórę, okej? - Spojrzał na niego wyczekująco, a jednocześnie z uśmiechem na twarzy. Beatrice bywała straszna, ale nie zmieniało to faktu, że to do niej zawsze mógł się zgłosić, gdy miał jakikolwiek problem. -O cholera! Nie widziałem, że już tak późno, chyba będziemy się zbierać, co? Gdybyś miał jakiekolwiek pytania, czy był w potrzebie śmiało do mnie pisz, zawsze chętnie pomogę. - Zapewnił Olivera, po raz kolejny czochrając jego fryzurę, a następnie upewniając się, że niczego nie zostawili, opuścili leśną chatkę.
//zt x2 +
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vinzent M. Vonnegut
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : stara blizna przecinająca lewą brew, nieułożone kręcone ciemnobrązowe włosy
Pokiwał głowo, niejako potwierdzając słowa Felinusa. Ciekawe, czy entuzjazm po wygranej przełoży się w jakiś sposób na wyniki Slytherinu w nauce. Wygrany mecz gwarantował im całkiem spory bonus do punktów w Pucharze Domów, więc może będzie to dla nich impuls, aby bardziej się starać? — Może jego przyjazne usposobienie zadziałało tym razem na jego korzyść — dodał. Nawet gdyby wykluczyć opcję z rezerwatem, to terytorium Doliny Godryka wciąż było rozległe. Możliwe, że zwierzak zawędrował gdzieś w okolice dzielnic mieszkalnych i przemykał co jakiś czas z miejsca na miejsce. Kto wie, może nawet był dokarmiany przez lokalnych mieszkańców? Nie wszyscy zwracają uwagę na ogłoszenie. Mogli nie połączyć faktów, pomyślał. Różni ludzie chodzili po ziemi, a zamieszanie w związku z klątwami mogło sprawić, że wiele czarodziejów i czarownic było bardziej roztargnionych niż zazwyczaj. Zawsze warto było mieć nadzieję, prawda? — Pozostałości po poprzednich właścicielach? Przemyt? Domowa produkcja? — podrzucił, przecierając drobne flaszeczki z kurzu, starając się odczytać coś z pożółkłych ze starości etykiet. — Może jakieś dzieciaki w trakcie wakacji próbowały ważyć tu jakieś mikstury, a to są jakieś odrzuty? Trudno stwierdzić. Starał się nie wykluczać już na początku żadnej z tych opcji, jednak zastanawiała go pewna rzecz. To, jak łatwo udało im się dostać do środka. Ktokolwiek zostawił po sobie tę małą kolekcję, raczej nie zaprzątał sobie głowy tym, że ktoś może tutaj przyjść i zabrać kilka buteleczek. Gdyby twórcy tych eliksirów zależało na zabezpieczeniu ich, zapewne napotkaliby już jakieś magiczne zabezpieczenia. Palce Vinzenta tańczyły po kolejnych fiolkach, aż w końcu zacisnęły się na tej, o której wspomniał Felinus. Przyklękł przy stole, przyglądając się badawczo naczyniu. Jego wiedza z eliksirów nie była na wystarczająco wysokim poziomie, aby rozpoznać substancję po samym wyglądzie. Mimo wszystko trudno było nie zauważyć, że różnił się on nieco od innych mikstur na stoliku. Może był robiony jako ostatni i przez jest nieco świeższy?, pomyślał, decydując się zabrać eliksir ze stołu. Gdy spód fiolki oderwał się od blatu stołu, Vonnegut wyprostował się i rozejrzał dookoła, jakby spodziewał się, że ten ruch aktywuje jakąś pułapkę albo inny czarodziejski system zabezpieczeń. — Myślisz, że to bezpieczne, żeby zabrać to ze sobą? — spytał, przyglądając się w dalszym ciągu cieczy. Wprawdzie wątpił, aby następnego dnia dostał wyjca z żądaniem oddania magicznej mikstury, ale mimo wszystko nie był przyzwyczajony do tego, aby zabierać ze sobą przedmioty z miejsc, które przypadkowo odwiedzał. Chatka nie wyglądała na zamieszkałą, jednak po wydarzeniach minionego miesiąca, ostatnie czego chciał Vinzent to dostać się we władanie kolejnej klątwy lub czarnomagicznego zaklęcia. Dzierżąc w dalszym ciągu buteleczkę w dłoni, odsunął się od stołu i wszedł w głąb chatki, rozglądając się po jej wnętrzu. Homenum Revelio nie wykazało wprawdzie, że w środku krył się ktoś jeszcze, ale ludzie nie byli jedynym zagrożeniem, prawda? Skoro trafili na stół pełny bliżej niezidentyfikowanych mikstur, to co mogło się czuć w kufrze albo w jednej z szuflad? Vinzent otworzył powoli starą, skrzypiącą szafę. Ze środka nie wyskoczył ani żaden duch, ani tym bardziej dziki stwór. — Znalazłeś coś godnego uwagi? — rzucił, wyglądając na zewnątrz przez brudne okno.
Felinus wiedział jedno - podbite morale to są te morale, które dają nadzieję na lepsze jutro. Zwycięstwo Ślizgonom poniekąd się należało po tylu nieudanych meczach, więc nie dziwił im się, gdyby postanowili nieco uczcić to wszystko, by z większym entuzjazmem oddać się nie tyle nauce, co kolejnym ćwiczeniom. Co prawda nieco żałował, że Puszki pozostały gdzieś w tyle, ale nie miał wyjścia - kości zostały rzucone i czasu nie cofnie. Mimo to dobrze było wiedzieć o dobrej, zdrowej rywalizacji między uczniami, choć nadal nie popierał pomysłu domów i dawania do nich osób podobnych do siebie. To dzięki znajomościom z różnymi rówieśnikami, nie tylko z tego samego ugrupowania, człowiek potrafi chłonąć znacznie więcej. - Kto wie. - wziął głębszy wdech, nie wiedząc, czy powinien sobie robić jakiekolwiek nadzieje. Im bardziej o tym myślał, tym bardziej humor postanawiał go opuścić, w związku z czym wydawał się być chłodniejszy. Trudniejszy do zrozumienia, nieuchwytny, zamknięty gdzieś we własnej, złotej klatce myśli. Rzadko kiedy był widoczny w takim wydaniu, a jednak życie zaskakiwało każdego dnia. Może rzeczywiście był dokarmiany, a może sam stał się pokarmem? Nie wiedział, choć wewnątrz serce mu się ściskało z każdym kolejnym uderzeniem. - Po poprzednich chyba niespecjalnie, już wcześniej ktoś by je zabrał, stawiam na przemyt lub domową produkcję. Fiolki... - tym razem uniósł różdżką jedną z nich, by nieco bardziej się przyglądnąć. Parę sekund czujnego oka pozwoliły mu na określenie paru istotnych faktów. - ...nie są ze sklepu, a prędzej jakieś domowe, ewentualnie kupione właśnie do celów warzenia na własną korzyść. - mruknąwszy, nie wiedzieli tak naprawdę, z czym mają do czynienia, aczkolwiek kolejne słowa nieco go roześmiały - w niewielkim jednak stopniu. - Jeżeli to są odrzuty, to są to prawdopodobnie śmiertelne trucizny. Możesz pewnie wziąć, jakby ktoś ci zalazł za skórę, ale nie polecam. - doskonale pamiętał, jak otwierał szczury po nieudolnie uwarzonej amortencji i afrodisi, w związku z czym raczej wolałby uniknąć oglądania tego typu rzeczy. Tym bardziej na człowieku. W sumie może to, że był to stary dom, pozwoliło na brak zabezpieczeń? Kto normalny by w sumie tu wszedł? Na pewno magiczne stworzenia szukające schronienia, jak również parę wyrzutków, którzy chcieliby jednak uzyskać nieco spokoju i odpoczynku. Tylko jedno ze szkiełek wydawało się być nieco inne, więc nic dziwnego, że Niemiec chwycił właśnie akurat za nie. Lowell sam by tak zrobił na pierwszym miejscu. Trzymana w dłoni różdżka pozwalała mu na natychmiastową reakcję, choć na razie nic złego się nie działo. - Wygląda mi to na... felix felicis. - mruknął jakby do siebie, nieco przymrużając oczy, by następnie jeszcze raz spojrzeć na magiczny twór nieznanych rąk, który rzeczywiście mienił się drobinkami złota, jakby ktoś postanowił rozpuścić w fiolce właśnie ten metal. - Stary, ej, to jest felix felicis! - nieco się ożywił, choć nie było to współmierne do tego, co Vinzent mógł zaobserwować parę dni temu. Mimo to skarb, jaki znaleźli, ewidentnie należał do rzadkich, więc nic dziwnego, że entuzjazm zdawał się być ewidentnie większy. - To jest pozostawiony samemu sobie, opuszczony dom, do którego nikt nie wchodzi. Równie dobrze możesz przelać ten eliksir do innego flakonika, jeżeli się zastanawiasz nad wzięciem go, ale nie marnowałbym okazji. Takie cudeńko to rzadkość. - podniósł delikatnie kąciki ust do góry. Owszem, ktoś mógłby się doczepić, ale ta posiadłość nie była własnością nikogo, więc równie dobrze ktoś inny by mógł tutaj wejść i zabrać naczynko. - Wiesz, jeżeli ty nie weźmiesz, to pewnie ktoś inny się znajdzie, kto to zrobi. - dodał jeszcze. Chatka nie posiadała w sobie niczego ciekawego poza właśnie tym eliksirem. Zero ludzkiej duszy, jakieś pająki po kątach, liczne pajęczyny i problemy z oddychaniem poprzez kurz unoszący się w atmosferze, by drapać gardło i utrudniać pracę płuc. Otworzywszy jeden z kufrów, w środku nic nie było - pomijając małą, pajęczą rodzinkę, która raczej nie była zadowolona z przybycia nowego gościa. - Niespecjalnie. Ta szufladka chyba jako jedyna coś w sobie skrywała... - mruknąwszy niezadowolony, liczył na coś więcej, ale nie mógł się za to winić - może ktoś wcześniej tutaj wszedł? Może byli drudzy? Może to, co znaleźli, to tylko ochłapy? Mimo to mógł pogratulować Vinzentowi szczęścia - sam raczej niespecjalnie je ostatnio posiadał. W kolejnej szufladzie niczego nie znalazł, oprócz pożółkłych, niemożliwych do odczytania pergaminów. - To co, zmywamy się? Czeka nas jeszcze odwiedzenie strumienia, może tam się skubaniec ukrył. - wspomnienie o psie nie było najlepsze, ale nie widział sensu rozglądania się dookoła, gdy ani leprehau w środku nie było, ani nic innego, ciekawszego na nich tutaj nie czekało.
Co prawda, to prawda. Relacje z rówieśnikami stanowiły w całkiem sporym stopniu trzon doświadczenia, jakim było dorastania. Tym bardziej w szkole magii. Chociaż Hogwart nie był jedyną placówką, do jakiej dostęp mieli młodzi czarodzieje, tak wiele dzieciaków nie miało większego wyboru, jeśli nie mogli przenieść się za granicę. Mogli albo przystąpić do nauki w tej konkretnej akademii lub uczyć się w domu przy asyście rodziców i prywatnych nauczycieli. Przez taki obrót spraw, zawarte w szkole przyjaźnie zdawały się mieć tym większy wpływ na młodych ludzi. Niektóre znajomości przeradzały się w długoletnie przyjaźnie wykraczające poza szkolne mury, a inne przeradzały się w niekończące się konflikty. — O ile nie dostaniemy polecenia, aby truć uczniów, którzy sprawiają problemy, to raczej niezbyt mi się to przyda — stwierdził na wzmiankę o truciznach, kręcąc głową z niezadowoleniem. W sumie był nawet ciekawy, czego nikt do tej pory nie pozbył się tego składu eliksirów. Jeśli ktoś faktycznie wyrabiał te mikstury na handel, to czy logiczniej nie byłoby się pozbyć tych, które się nie nadawały do sprzedania? Wydawało się to tym bardziej tajemnicze, zakładając, że twórca mógł być zamieszany w jakieś nielegalne interesy. Większość ludzi od razu pozbyłaby się potencjalnych dowodów, aby uniknąć konsekwencji w wypadku wykrycia. A może ten ktoś już został wykryty i dlatego eliksiry są w takim stanie?, pomyślał, przyglądając się zabranej ze stołu buteleczce. Zamrugał zdziwiony, słysząc, że dzierży w dłoniach nienapoczętą porcję felix felicis. Zerknął raz jeszcze na ciecz, jakby nie mogąc uwierzyć w to, że to prawda. — Dobra uwaga. Poza tym może się przydać — mruknął, chowając ostrożnie flakonik do kieszeni. Vinzent zajrzał jeszcze do kilku szuflad, jednak żadna z nich nie skrywała tajemnic, które sprawiłyby, że serce zabiłoby mu mocniej. Zamiast tego, tylko zaczęło go drapać w gardle i zaczął chrapliwie kaszleć, gdy w powietrze wokół wzbił się tuman kurzu i pajęczyn. Chcąc doprowadzić się do porządku, zbliżył się w stronę wyjścia na zewnątrz, obserwując poczynania Felinusa. — Jeśli jesteś gotowy, to możemy ruszać — odparł, starając się powstrzymać kaszel. — W ogóle, to prawda, że w tym strumieniu można znaleźć jakieś kamienie szlachetne? Przysięgam na Merlina, że słyszę o tym za każdym razem, gdy wychodzę do baru w Hogmeade i nigdy na nic nie trafiłem! Zaczynam myśleć, że to jakaś ściema... Po opuszczeniu chatki para asystentów z Hogwartu zdecydowała się powędrować w stronę strumienia zlokalizowanego w pobliskim lesie.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To, że był bezrobotny nie oznaczało wcale, że całymi dniami siedział na dupie. Miał kilka rzeczy, które chciał osiągnąć i wiedzę, jaką czuł, że potrzebuje uzupełnić. Tym razem postanowił zgłosić się o pomoc do Nessy, którą znał jeszcze ze wspólnych szkolnych lat. Wiedział, że dziewczyna uczy teraz w Hogwarcie, bo na jedne zajęcia miał okazję przyjść, a poza tym miała ogromną wiedzę i liczył na to, że będzie chętna się tą wiedzą podzielić. Krótka wymiana listowna udowodniła mu, że się nie pomylił. Lanceley zgodziła się pomóc Maxowi i umówili się w miejscu, które Solberg znał przez ostatnie spotkanie z Oliverem. Miło wspominał dzieciaka i często zastanawiał się, jak ten radzi sobie w szkolnych murach. -Dzięki, że zgodziłaś się przyjść. Nie chciałem ryzykować indywidualnej nauki bo z moim szczęściem nabawiłbym się amnezji, która tym razem byłaby trwała. - Odezwał się, gdy Ness również zjawiła się na miejscu. Zaklęcie modyfikujące pamięć należało do tych naprawdę skomplikowanych, a on z różdżką nigdy nie radził sobie najlepiej jeżeli nie była to transmutacja czy (niestety) czarna magia. -Poczytałem co nieco o teorii i tym, jak się to zaklęcie wyprowadza, ale prawdę mówiąc wątpię, by wystarczyło mi to do bezbłędnej praktyki, a kto może mi lepiej pomóc, jak nie sama nauczycielka OPCM. - Uśmiechnął się do niej. Faktycznie przed przyjściem przetrząsnął regały magicznej biblioteki, by poznać esencję Obliviate i miał wrażenie, że sens rozumie, ale wciąż było parę rzeczy, które wymagały wyjaśnienia.
Solberg był chłopakiem ambitnym. Cecha ta chyba nawet równoważyła się z jego przyciąganiem kłopotów i potrzebą utrzymania wysokiego poziomu adrenaliny. Nessa jednak zawsze ceniła jego pracowitość oraz systematyczność. Nie odmawiała też ludziom pomocy z nauką, głównie dla samej siebie. Pożyczyła więc z pracy odpowiedniego manekina, uprzednio informując o tym swojego przełożonego i chwilę przed czasem znalazła się przed drzwiami do starej chatki, gdzie Max wyznaczył miejsce ich spotkania. Najpierw zapukała, chcąc go jednak uprzedzić jedynie przed wejściem do środka i zamknięciem za sobą drzwi. Omiotła spojrzeniem izbę, napotykając twarz swojego ucznia, na którym karmelowe ślepia przystały. - Nie ma problemu. - wzruszyła ramionami z cieniem uśmiechu, zsuwając torbę z ramienia. Ułożyła ją na podłodze nieopodal, kucając przed tobołkiem. Dłonie asystentki zniknęły w zaczarowanym przedmiocie, szukając widocznie pomocy naukowych. - Dlaczego właściwie Obliviate? Chcesz sobie coś zmodyfikować w głowie, czy to kwestia ciekawości Max? Jeszcze trochę, zanim zostanę nauczycielką, ale dziękuje. Odparła ze spokojem, ruchem głowy zgarniając rude pasma do tyłu. Manekin położyła na podłodze, chociaż teraz przypominał bardziej malutką laleczkę lub nawet kasztanowego ludzika. - A więc opowiedz mi wszystko, co wiesz na temat tego zaklęcia. -poprosiła jeszcze, gromadząc w międzyczasie energię w dłoni i rzucając proste zaklęcie sprzątające, zanim nieco innym ruchem, przywróciła przedmiot do normalnego rozmiaru. Miała w torbie podręcznik, ale skoro się przygotował to wierzyła, że nie będzie potrzebny.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście nie pomyślał o tym, że będą używać manekinów. Pracując z zaklęciami często łapał się na tym, że chciał podchodzić do nich tak samo jak do eliksirów, a niestety nie była to zawsze najmądrzejsza i najbezpieczniejsza opcja. Na szczęście Nessa miała więcej rozumu niż on i pomyślała o odpowiednich narzędziach do nauki, by żaden z ich nie musiał być królikiem doświadczalnym. Mógł się spodziewać, że to pytanie zawiśnie w powietrzu. W końcu zaklęcie było dość specyficzne i nie każdy bez powodu chciał posiąść tę wiedzę. Dlaczego więc on się na to zdecydował? Powodów było wiele i choć kiedyś z otwartymi ramionami przyjąłby możliwość zmodyfikowania sobie pamięci, tak obecnie nie było to jego celem. -Ciekawość przede wszystkim. Uwierz mi nie mam zamiaru grzebać sobie w głowie. To nic przyjemnego. - Uśmiechnął się w jej stronę będąc całkowicie szczerym. Ostatnie dwa lata miał wystarczająco utrat pamięci, by chcieć nabawić się kolejnej. -Kwestia czasu. Asystent a nauczyciel nigdy nie robili mi różnicy. - Kolejne szczere wyznanie opuściło jego usta. Sam widział Ness jako kogoś kto przekazuje wiedzę młodszym pokoleniom, a to jak oficjalnie się jej stanowisko nazywało nie robiło mu różnicy. -No więc jest to przede wszystkim zaklęcie usuwające wspomnienia. W przeciwieństwie do eliksiru zapomnienia można je wystosować w dowolnym momencie na dowolne wspomnienie. Odpowiednio opanowane pozwala też modyfikować wspomnienia i oczywiście wprawni czarodzieje potrafią tak samo wywołać te efekty jak i później cofnąć. - Ręka automatycznie powędrowała na kark, gdy próbował przypomnieć sobie esencję tego zaklęcia. Brzmiało to wszystko dla niego naprawdę kusząco, ale nie miał zamiaru na sobie próbować tego rzucać. Praktyka czarnej magii pokazała mu, jak wiele satysfakcji daje sama świadomość posiadania odpowiedniej wiedzy i kontrola nad tym, by jednak jej nie używać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nawet jeśli czuła się pewnie w magii praktycznej, niezależnie czy była transmutacją, czy zaklęciami, nie pozwoliłaby grzebać w swojej głowie nikomu. Skrywała zbyt wiele czarnych myśli. Była też przekonana, że Max podzielał jej zdanie, nie chcąc ryzykować wyjścia na światło dzienne wydarzeń, wspomnień, słów czy chwil, które mogłyby zaburzyć jego uzyskaną niedawno stabilizację. Wydała z siebie westchnięcie, kiwając głową. - Nic przyjemnego, ale masz większą kontrolę nad tym, co modyfikujesz lub czego się pozbywasz niż w przypadku spożycia eliksiru. Wydaje mi się, że dobrze jest mieć to wypracowane. Sam doskonale wiesz Max, jak różne pisze życie scenariusze. Odpowiedziała ze spokojem, nie dopytując już o nic więcej. Każdy miał swoje sprawy i powody, a prawda była taka, że i jej przyda się trening nad tym zaklęciem. Nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie czas jego użycia. I chociaż z magią bez transmutatora radziła sobie już przyzwoicie, nie odważyłaby się w ten sposób z Obliviate korzystać. - Jakie mogą być konsekwencję nieprawidłowego rzucenia czaru? Dlaczego Obliviate nie jest zaklęciem, którego możemy — jako kadra — nauczać was w szkole? - kontynuowała pytania po uzyskaniu podstawowych odpowiedzi. Chyba wciąż było w nich zbyt mało szczegółów. Ruda przesunęła więc wzrokiem po jego twarzy, wciąż zajmując się manekinem na wyczyszczonej zaklęciem podłodze.- Jak brzmi prawidłowa inkantacja, na co zwracać uwagę, jeśli ma — to jaki kolor jest wiązki działania udanego czaru? Jaki stosujesz chwyt oraz ruch różdżki? Zademonstruj. Decydując się na korepetycję z Nessą, trzeba było być w gotowości na przerobienie zaklęcia we wszystkich możliwych kierunkach, zaznajamiając się z jego wszystkimi szczegółami. Czar zadziałał, odpowiednie ułożenie palców oraz uwolnienie magicznej energii sprawiły, że odzyskał on swój naturalny rozmiar. Ułożyła go w pozycji siedzącej, opierając o najbliższy mebel.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Grzebanie w głowie chyba nie było niczyim marzeniem szczególnie, gdy skrywało się naprawdę wiele sekretów, a Max był wręcz ich skarbnicą. Magia praktyczna zawsze była bardziej ekscytująca od suchej teorii, ale nie zawsze była rozsądnym rozwiązaniem, a nie można było całe życie iść drogą największej adrenaliny. -No tak, kontrola jest tutaj ważna i domyślam się, że najtrudniejsza do osiągnięcia. - Przytaknął na jej słowa. Szczerze mówiąc tej części obawiał się najbardziej wiedząc, że zaklęcia nie są jego mocną stroną i choć nie miał w planach korzystania z Obliviate to mimo wszystko wolał być pewien, że opanuje je perfekcyjnie. Nie był kimś, kto podchodził do nauki "po łebkach". Nessa nie patyczkowała się i zbombardowała go kolejnymi pytaniami, na które nie był już tak dobrze przygotowany. Nie miał jednak zamiaru poddać się bez walki, więc próbował cokolwiek wygrzebać ze swojej pamięci. -Jeśli dobrze kojarzę, źle użyte może doprowadzić do obłędu? - Niby stwierdził, niby zapytał. -Myślę, że nie można tego uczyć, bo jest to raczej wątpliwe moralnie zaklęcie i gdyby każdy biegał i mieszał innym w pamięci to nic dobrego by z tego nie wyszło. - Uśmiechnął się szerzej, bo wyobraził sobie właśnie taką rzeczywistość. Zdecydowanie był to chaos, którego nikt na świecie nie potrzebował. Dobrze, że Max nie musiał się już o to martwić. Przynajmniej w tej chwili. -Wymowa akcentowana na drugą sylabę od końca, wiązka światła bladobłękitna. Dalej nie będę Ci zmyślał bo jeszcze zabiję tego biednego manekina. - Musiał w końcu przyznać, że jego wiedza gdzieś się kończy. Nie miał nawet pewności, czy ostatnie dwie rzeczy podał poprawnie. Był gotów na sprostowanie faktów przez rudowłosą. Te wszystkie chwyty zawsze były dla niego czarną magią w teorii i rozjaśniały mu się dopiero, gdy miał szansę je praktykować.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nie był uczniem, nie ćwiczyli w szkole i oczywiście nie podjęłaby żadnych kroków w związku z tym, co mogłaby w jego głowie zobaczyć. Były to sprawy prywatne, do których wtrącać się nikt nie powinien. Pamiętała, że miał prawdziwy talent do pakowania się w kłopoty oraz podejmowania pochopnych decyzji, których późniejsze konsekwencje nie były z pewnością przyjemne. Beatrice jej opowiadała. Manekin więc był konieczny. - Zdecydowanie. Umysł jest kruchy, splączesz lub powiążesz źle jedną niteczkę wspomnień, a możesz pozbyć się całego kłębu. Nieodwracalnie nawet, takie przypadki również były w przypadku skrajnie źle użytego Obliviate. Zresztą, nie jest ono lekarstwem na wszystko z kwestią pamięci. Pamiętasz sprawę z lat osiemdziesiątych bodajże, państwa Longbottom? Wzruszyła delikatnie ramionami, sięgając pamięcią do wstawek z gazet, które miała okazję widywać w bibliotecznym archiwum lub przypisów do praktykowanego przez nich zaklęcia. Na pewno opanowanie tego osobie bez zdolności do magii praktycznej zajmie dłużej niż komuś o wrodzonym talencie. Nessa wierzyła jednak w ciężką oraz systematyczną pracę, a w związku z tym wcale Solberga nie skreślała. Słuchała go, robiąc swoje, przygotowując najpierw ich treningowego przyjaciela, a potem grzebała chwilę w swoim tobołku w poszukiwaniu odpowiedniej księgi zaklęć oraz notatnika. Odkąd tylko zaczęła studia, każde zajęcia przerabiała raz jeszcze w domu i tworzyła swoje notatki, dając tam szczegółowe informacje. Oczywiście nie praktykowała tego z zielarstwem, skupiając się głównie na zaklęciach, obronie przed czarną magią, transmutacji czy okazjonalnie, ciekawszych wykładach z historii magii, którą bardzo lubiła. Siedzący manekin zerkał na nich pustymi oczyma, a rudowłosa siedząc na ziemi, ułożyła na kolanach podręcznik, otwierając na odpowiedniej stronie, a potem przewertowała zapiski, szukając niewielkiego, błękitnego znaczka w środku. Na starannie prowadzonych stronach miał dokładne rysunki, opisy, pochodzenie oraz specyfikacje. Wypisała też po myślnikach możliwe skutki uboczne. Omiotła go spojrzeniem karmelowych oczu, podsuwając materiały w jego kierunku. - Zgadza się. Moralność, którą sami sobie narzucamy — pamiętaj, że nie jest to zaklęcie zakazane i nie poniesiesz żadnych konsekwencji po użyciu go, co moim zdaniem też do końca nie jest właściwie. W tych czasach bardzo lekkomyślnie podchodzi się do zaklęć, nawet pośród uczniów obił mi się o uszy wzrost zainteresowaniem czarną magią. - zaczęła ze spokojem, stukając paznokciami w kolano. Miedziane pasmo opadło na blady policzek, usilnie próbując przykleić się do ust, chociaż zaraz się go pozbyło. - Światło jest bladobłękitne lub białe, chociaż istnieją plotki, że osoby, które osiągnęły poziom mistrzowski, umieją to zrobić niewidocznie. Co też jest niebezpieczne, ale przydatne podczas używania w świecie mugoli. Przeczytaj, proszę te notatki, przećwicz na sucho ruch, chwyt oraz inkantację. Kontynuowała ze spokojem, a ton głosu sugerował, że gdyby miał jeszcze jakieś pytania, nie musiał się krępować z zadaniem ich.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nawet nie chciał wiedzieć, co Beatrice mogła mówić Nessie. Cokolwiek by to jednak nie było rudowłosa zdawała się nie mieć o nim gorszego zdania niż podczas ich nauki w Hogwarcie a to był zawsze duży plus dla Maxa, który miał naprawdę dosyć bycia ocenianym i moralizowanym. -Longbottomowie? - Musiał chwilę pomyśleć żeby przypomnieć sobie o co mogło chodzić i choć historia magii nie była jego słabą stroną, to jednak czasem nazwiska mu się plątały. -Ale czy...popraw jeżeli się mylę, ale... Czy oni nie stracili pamięci w wyniku dość brutalnie użytej klątwy Cruciatus? - Zapytał nie wiedząc dokładnie, czy teraz ma mieć to związek z samym zaklęciem czy pamięcią i tym, jak krucha ona potrafi być. W pewien sposób nawet ciekawiło go to, jak trzeba tej klątwy użyć, by doprowadzić kogoś aż do takiego stanu, ale nie miał zamiaru nigdy się posuwać do próbowania podobnych rzeczy. Przykucnął obok niej i ciekawie spojrzał na notatki, które zostały mu podsunięte. Oczywiście było tam zdecydowanie więcej informacji niż on był w stanie kiedykolwiek podać, więc starał się to wszystko jak najbardziej zapamiętać, bo choć sam był fanem notatek jeżeli chodziło o eliksiry, tak przy zaklęciach nie działały już one na niego aż tak dobrze. -Nawet najprostsze zaklęcia mogą zrobić krzywdę, jeżeli moralność leży po złej stronie. Nie martw się, nie mam zamiaru używać Obliviate przeciwko komukolwiek. Jest to po prostu ludzka ciekawość i chęć sprawdzenia się. - Zapewnił ją jeszcze raz. -Tak, też mam takie wrażenie. Mnie na szczęście ciągnie w zupełnie inną, bardziej transmutacyjną i zwierzęcą stronę magii. - Uśmiechnął się, bo choć praktykowanie czarnej magii nie było mu obce, tak nie było to coś, czemu poświęcał się z pasji. Wręcz przeciwnie, fakt na ile było go stać przerażał go i starał się nie chwytać różdżki w celu ćwiczenia zakazanych zaklęć. -Dobra, czas zobaczyć czy to faktycznie takie trudne. - Prychnął lekko, rozbawiony po czym wyprostował się, przeczesał dłonią włosy i zabrał się do działania. Najpierw upewnił się, że chwyt jest odpowiedni, by następnie spróbować powtórzyć wskazany w notatkach ruch. Jeden, drugi, trzeci raz... Magiczny kijek latał jak pojebany w jego ręce, a Max za każdym razem oglądał się na Lanceley, by zobaczyć jej opinię na temat jego poczynań.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees