Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Punkt widokowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next
AutorWiadomość


Dahlia E. Slater
avatar

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : metamorfomagia
Galeony : -2
  Liczba postów : 524
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5106-dahlia-e-slater
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5108-sowka
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7187-dahlia-e-slater
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Maj 21 2013, 19:31;

First topic message reminder :


Punkt widokowy

Na dosyć sporym wzniesieniu, pod drzewami, umieszczone są ławki, z których można podziwiać niemalże całe Hogsmeade i część błoni Hogwartu.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4447
  Liczba postów : 2010
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Cze 30 2020, 13:58;

Mrugnął zaczepnie, gdy Chris jedynie parsknął pod nosem, uznając, że nic więcej nie trzeba mówić. Wiele razy nie wiedział jak powinien zachować się przy mężczyźnie, który tak bardzo różnił się od dotychczas podrywanych osób. Nie chodziło jedynie o życie jakby w oderwaniu od wszystkich wokół, co również o nieświadomość względem flirtu. Dawał sygnały, nie wiedząc o tym, prowokował, zachęcał, aby nagle wszystko zatrzymać, jasno pokazując, że Josh zrobił o jeden krok za szybko. Mimo to, nie zniechęcał się, a wręcz dostawał dodatkowej motywacji. Z początku miała to być tylko zabawa, sprawdzenie w jakich sytuacjach mężczyzna się rumieni, dlaczego przy nim, co jeszcze może się stać. Nawet nie wiedział, kiedy zaczęło mu bardziej zależeć, kiedy zaczął się martwić, interesować nim. Nie analizował tej znajomości, ale starał się pchać ją do przodu, aby sprawdzić co z tego będzie, czy karty się nie mylą, czy on się nie myli.
Dostrzegł spojrzenie posłane bransoletce i aż uśmiechnął się nieco szerzej. Czyżby ciekawość mogła wziąć górę? Sam również spojrzał na swój nadgarstek, na którym jedna bransoletka delikatnie błyszczała magicznymi kroplami rosy, a druga pozwalała mu słyszeć muzykę w wietrze. Pierwszy raz był z nich naprawdę zadowolony. Zaraz też zobaczył, jak Chris odkłada szkicownik i jednak wyciąga ku niemu rękę. Teraz mógłby odtańczyć taniec zwycięstwa, gdyby nie powaga sytuacji i magia deszczu. Póki jeszcze burza nie rozszalała się na dobre, chciał skorzystać z okazji. Póki szczęście zdawało mu się sprzyjać.
- Dziwne? Masz na myśli bransoletkę? Nie… Mi się podoba. Za każdym razem, gdy wieje wiatr, dzięki niej słyszę muzykę. Najczęściej są to znane mi utwory, które mógłbym próbować przełożyć na skrzypce… Gdy już skończę remont - odpowiedział mu, chwytając go za dłoń i delikatnie przyciągając do siebie. Zastanawiał się, czy opowiedzieć mu również jak wszedł w posiadanie tej ozdoby, ale uznał, że zrobi to dopiero, gdy mężczyzna wykaże zainteresowanie. W końcu zdecydowanie za dużo gadał, a teraz nie były potrzebne słowa. Opuścił nieznacznie spojrzenie, aby nie odrywać go od twarzy, pokrytej teraz szkarłatem, jakby swoim spojrzeniem mógł przytrzymać go przy sobie. Objął go lekko drugim ramieniem, kładąc dłoń na jego plecach, licząc na to, że nie wyrwie mu się i nie będzie chciał wracać do swojego domu, wymawiając się burzą. Zaczął nieznacznie bujać się do rytmu słyszanej przez nich muzyki, pociągając za sobą Chrisa. - A jeśli chodzi o taniec… Nie. Nie uważam tego za dziwne. Dlaczego miałoby takie być? - dopytał cicho, po czym uśmiechnął się szeroko, przygryzając nieznacznie wargę. Był, cóż, szczęśliwy, a bliskość gajowego doprowadzała go do dziwnego stanu. Serce nieco mu przyspieszyło, a oczy błyszczały radośnie, jednocześnie zaczął czuć gorąc, pomimo chłodu rozpoczynającej się burzy. Kolejny błysk rozjaśnił na moment okolice, a po nim grzmot przetoczył się nad nimi, ale Josh nie reagował na to. Walczył sam ze sobą, z własnymi pragnieniami, aby nie odbijały się w jego spojrzeniu, płosząc młodszego mężczyznę. Wystarczyło cieszyć się chwilą, być może niecodzienną, ale jakże satysfakcjonującą.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Christopher Walsh
Christopher Walsh

Nauczyciel
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Galeony : 4700
  Liczba postów : 2276
https://www.czarodzieje.org/t18076-christopher-o-connor#514253
https://www.czarodzieje.org/t18088-poczta-chrisa#514438
https://www.czarodzieje.org/t18079-christopher-o-connor#514252
https://www.czarodzieje.org/t18310-christopher-o-connor-dziennik
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Cze 30 2020, 21:06;

Christopher nie miał bladego pojęcia, jak powinno się flirtować i właściwie, gdyby się nad tym zastanowić, to chyba niekoniecznie chciał się dowiadywać, dobrze mu było tak, jak było teraz, czuł się komfortowo, gdy myślał o sobie samym, a to zdaje się, było naprawdę niesamowicie ważne, prawda? Tak czy inaczej, nie czuł zbytniej potrzeby, żeby się jakoś zmieniać, żeby postępować tak, jak inni by tego od niego chcieli. To jednak prowadziło również do dziwnych i niezbyt jasnych sytuacji, bo po prostu nie miał pojęcia, co się dzieje, nie umiał zrozumieć, czego Josh od niego oczekuje. Inną sprawą było to, że żyjąc całe życie w cieniu Charliego, który naprawdę był popularnym chłopakiem, nigdy nie myślał o sobie jako o kimś, kto może w ogóle innych interesować. Być może z uwagi na swoją skrajną nieśmiałość w czasach szkolnych, nie bardzo orientował się, co się dookoła niego dzieje, a może ci, którzy spoglądali na niego z zainteresowaniem po prostu obawiali się, że go połamią, kiedy tylko się z tym do niego zwrócą. Trudno powiedzieć, w każdym razie po prostu żył w cieniu, grając wiecznie drugie skrzypce i bawiąc się chyba w piąte koło u wozu. To nie było tak, że czuł się zakompleksiony, nieatrakcyjny, że uważał się za jakiegoś pokracznego stwora, nic z tych rzeczy, ale po prostu nie odbierał siebie jako człowieka ciekawego, a raczej dość zbzikowaną jednostkę, która koncentrowała się na faunie i florze, to jej poświęcała swój czas, uwagę i serce, zapominając o całym bożym świecie. To nie było tak naprawdę coś złego, ale w jakiś przedziwny sposób miał wrażenie, że po prostu należy do nieco innej bajki, niż otaczający go ludzie.
Nie miał pojęcia, skąd Josh wziął właściwie te bransoletki i czemu je nosił, ale chyba teraz zwrócił na nie większą uwagę, niż wcześniej. Pasowały mu. Tak po prostu, chociaż gdyby miał wyjaśnić czemu, nie byłby w stanie. Zerknął w stronę szkicownika, mając nadzieję, że naprawdę nic nie stanie się pracom, które ukrywały się w jego wnętrzu, a później odwrócił się znowu do Walsha, którego nie widział jakoś niesamowicie wyraźnie, ale też nie stanowił dla niego rozmazanej plamy, która by do niego przemawiała. Miał już mu powiedzieć, o co dokładnie mu chodziło, ale wtedy mężczyzna ujął go za dłoń i przyciągnął nieco bliżej, co Chris przyjął z takim szokiem, że nie zaprotestował. Nie, nie wpadł na to, że Josh mówi poważnie, że jest skłonny to zrobić, bardziej spodziewał się chyba jakiś kolejnych żartów i wygłupów, nic zatem dziwnego, że obecnie starał się pojąć, co się dzieje, a jego serce tłukło się jak zwariowane.
- Skrzypce? - spytał, bo tylko to zdołał wyłowić ostatecznie z jego wypowiedzi, zbyt skupiony na tym, że tak naprawdę faktycznie zgodził się z nim zatańczyć, że podszedł do tego całkiem poważnie i teraz po prostu czuł jego bliskość, ciepło, w ten chłodny deszcz i nie bardzo wiedział, co ma ze sobą zrobić. Jakaś jego część była przerażona, przypomniał sobie, co się stało, jak Josh wypił przypadkiem herbatę, jakiej na pewno pić nie powinien i nieznacznie pochylił głowę, wpatrując się nieco niepewnie we własne trampki, jakby w nich szukał jakiejś pomocy albo czegokolwiek takiego, co mogłoby go postawić na nogi albo powiedzieć, czy powinien już uciekać, czy może jeszcze nie. Trochę obawiał się tego, co Walsh mógłby chcieć zrobić, co jeszcze kryło się w jego głowie, a jeśli tak, to wolał trzymać się nieco na dystans, co oczywiście nie było łatwe z uwagi na bliskość, na jaką sam się zgodził.
- Bo nie jestem dziewczyną? Bo... jesteśmy pośrodku niczego? - wyrzucił cicho, unosząc na niego spojrzenie, ale nadal miał nieco pochyloną głowę i spoglądał na Josha spod rzęs, jakby uważał, że w ten sposób nieco się od niego odetnie, nieco się przed nim obroni i nie będzie miał tego poczucia, że za chwilę może się wydarzyć coś, czego właściwie nie chciał.

______________________

After all these years
you still don't know
The things
that make you
beautiful
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4447
  Liczba postów : 2010
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Cze 30 2020, 23:47;

Och, tu nie było co rozumieć, wystarczyło po prostu otworzyć się na nowe doświadczenia i czerpać z tego przyjemności. Josh zdecydowanie zamierzał być jego nauczycielem od flirtu oraz celem. Nie miał zamiaru dzielić się nim z nikim, nawet Charliem, choć chciał wiedzieć wszystko. Czy terazteraz gdy stali tak blisko siebie, kiedy tańczyli, czy Chris wolałby być z nim? Czy wyobrażał sobie, że to z przyjacielem spędza czas, zamiast z nim? Wiedział, że był właściwie natrętem, który utrudniał Chrisowi pracę, ale ostatecznie udało mu się nieznacznie przebić przez jego mur i dojść do etapu, że chociaż miał pewność, że mu się podoba. To było coś i teraz musiał tylko to pielęgnować, postarać się, żeby mężczyzna chciał go więcej. Jeszcze nie wiedział jak, ale chciał przesłonić obraz Charliego i coś mu mówiło, że ma szanse.
Dostrzegał, że gajowy raczej nie czuje się swobodnie z powodu ich tańca, ale nie zamierzał odpuszczać, skoro ten się zgodził. Cieszył się, że mężczyzna wyciągnął rękę, że nie uciekł, choć musiał przyznać, że widział, jak ten jest zestresowany. Nieznacznie bawiło go to, ale nie komentował. Cieszył się jedynie jego bliskością, ciepłem ciała, tym, że mógł go swobodnie obejmować. Najchętniej zrobiłby coś więcej, ale wiedział, że nie może przeholować. Szczególnie po tym, co działo się w chatce, gdy wypił herbatkę. Choć pamiętał reakcje Chrisa, pamiętał, że mimo wszystko mężczyzna nie był obojętny na jego bliskość, nie chciał zepsuć tego, co udało mu się teraz naprawić.
Zaśmiał się cicho, pochylając lekko głowę, przez co nieznacznie musnął czołem jego głowę. Poczuł dreszcze na ten przypadkowy dotyk, ale cofnął głowę odrobinę.
- Tak, gram na skrzypcach. Znaczy... Grałem przez Hogwartem, ale wracam do tego - odpowiedział spokojnie, mając świadomość, że nie wyglądał na skrzypka. Właściwie wcale nie wyglądał na kogoś, kto interesował się muzyką i nie mówił o tym głośno. Podejrzewał, że z równym zdziwieniem zareagowałby na wieść, że gotował i uwielbiał przyrządzać różnego rodzaju mięsa, a także zaczął uczyć sie piec. Chciał jednak zostawić coś na przyszłość, mieć czym go zaskoczyć, szczególnie gdy przyjdzie czas pomocy w ogrodzie. Czuł się szczęśliwie i nie chciał przerywać tej chwili, mając nadzieję, że Chris jednak nie spanikuje nagle, a jego dopytywanie nie pomagało. Mimo to Josh jedynie uśmiechał się ciepło.
- Jeśli nie chcesz ze mną tańczyć, to powiedz to - odpowiedział spokojnie, odchylając się tak, aby móc spojrzeć w twarz mężczyzny. - Po prostu tańczymy. Nikogo nie ma, jesteśmy sami, a to taniec - wymruczał cicho, prostując się. Lekki uśmiech drżał na jego ustach, gdy omiatał spojrzeniem okolicę. Randka. Mógł mówić co chcial, ale to była randka. Nieplanowana, niechciana być może, ale w jego odczuciu to była randka. Czy następnego dnia wszystko będzie w porządku? Czy może znowu nastąpi wycofanie przez ten wieczór? - Powiedz, jedziesz na wakacje ze szkołą, czy zostajesz tutaj? - spytał nagle, nieomal szeptem, nie chcąc zniszczyć magii chwili, ale było to ważne pytanie. Jeśli Chris zdecydowałby się zostać, cóż, zostałby także.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Christopher Walsh
Christopher Walsh

Nauczyciel
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Galeony : 4700
  Liczba postów : 2276
https://www.czarodzieje.org/t18076-christopher-o-connor#514253
https://www.czarodzieje.org/t18088-poczta-chrisa#514438
https://www.czarodzieje.org/t18079-christopher-o-connor#514252
https://www.czarodzieje.org/t18310-christopher-o-connor-dziennik
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptySro Lip 01 2020, 15:01;

Ależ oczywiście, że były rzeczy, które musiał zrozumieć, których musiał się nauczyć, chociaż wcale nie były takie proste, jak mogło się wydawać. Dla Josha były to zachowania naturalne, coś, co zawsze mu towarzyszyło, dla Chrisa była to całkowicie niezrozumiała zagadka, która nie miała ani początku, ani końca. Nie był w to najlepszy, na dokładkę nawet nie miał pojęcia, że może coś sugerować, czym już zdążył Walsha nawet rozbawić, ale im dalej w las, tym mniej z tego pojmował. Przede wszystkim nie umiał zrozumieć tego zainteresowania i uporu, bo nie wiedział, skąd właściwie Josh je brał i co to miało dla niego znaczyć, co to miało mu tak naprawdę dać. Początkowo traktował to jak małe złośliwości z jego strony, teraz zaś nie był przekonany, o co dokładnie chodzi, a Josh nauczył się chyba, żeby w pewnych sytuacjach trzymać język za zębami, bo z tego wszystkiego nie wynikało nic dobrego. Najzabawniejsze było to, że gajowy był zazdrosny, nie będąc nawet tego świadomym i jedynie jakaś jego część powtarzała sobie, że przecież wiedział doskonale, jaki Walsh jest, że sam powiedział mu w czasie ich wspólnej pracy w zamku, że przecież podrywa każdego, kto mu się napatoczy i nie chciał traktować jego zachowania, jako czegoś szczególnego. Skoro to samo robił w stosunku do innych osób, co stawało się o tyle skomplikowane, że jednocześnie Chris chciał chyba czegoś więcej. Nie próbował tego odczytywać, bo po prostu zamierzał postawić bariery, by nie wplątać się w coś, co znowu by go bolało, miał już dostatecznie dość życia w taki, a nie inny sposób, naprawdę nie uśmiechało mu się znowu mierzyć z kolejnymi problemami, z kolejnymi uczuciami, wystarczyło mu już właściwie te dwadzieścia lat, kiedy błąkał się od jednej do drugiej myśli, a obecnie żył jakimś cieniem wspomnienia, które ostatecznie nie miało znaczenia. Nie lubił jednak, kiedy Charlie próbował się z nim spoufalać, bo to dalej było nieco bolesne. Nie był jednak na tyle okrutny, czy to dla siebie, czy to dla Josha, by w tej chwili w ogóle o przyjacielu myśleć. Nie miało to najmniejszego nawet znaczenia i w życiu nie przyszłoby mu do głowy, żeby coś rozpamiętywać, żeby mieć nadzieję, że coś potoczy się tak, a nie inaczej, że może lepiej by było, gdyby działo się coś innego. To było jak szukanie bajki, a tego Chris na pewno nie robił, a przynajmniej nie tak, jak zakładał to Walsh.
To, że się denerwował, było dla niego dość oczywiste. Ostatecznie przecież nigdy nie znajdował się w takiej sytuacji, a do tego doskonale pamiętał to, jak Josh nieopatrznie wypił nie tę herbatę, co trzeba. Czasami Christopher obawiał się, co by się wydarzyło, gdyby znalazła się w niej dawka prawdziwej amortencji i naprawdę wolał tego nie próbować, bo widać emocje Walsha były zupełnie inne, niż jego własne. Większość z nich zdawała się być skuta lodem i jedynie w pewnych momentach wypływały na zewnątrz, by ujawnić się w sposób, jakiego sobie nie życzył. To, że czuł teraz raczej strach i niepewność, było tak wyraźne, że chyba tylko ślepiec by się w tym nie zorientował, nie zamierzał jednak pozwalać na to, by i inne sprawy, wątpliwości, czy luźne myśli opuściły bezpieczną przystań w jego głowie albo sercu.
- To... bardzo odległe od niebezpiecznego sportu - zauważył nieco niepewnie, nadal spoglądać na niego w górę spod rzęs, jakby obawiał się unieść głowę. Czuł, że wtedy znaleźliby się nieco za blisko, chociaż przecież teraz i tak dzieliła ich minimalna odległość, a ciepło ciała Josha biło w niego naprawdę mocno. W pewien sposób było to przyjemne, w pewien krępujące i Chris pomyślał, że musi zachowywać się naprawdę jak dzieciak, który boi się pocałunku, bo to może być tak oszałamiające doświadczenie. Cóż, po prawdzie to w tej akurat kwestii z tego nie wyrósł, bo nie miał jak, nic zatem dziwnego, że naprężał się niczym struna, starając się zachowywać w miarę normalnie, a nie tak, jakby dostał jakiegoś poplątania zmysłów. Potrząsnął lekko głową, na jego kolejne pytanie. To nie chodziło o to, że nie chciał, po prostu nie spodziewał się czegoś takiego, a na pewno nie spodziewał się tego tutaj, tak po prostu, w deszczu, co było całkowicie absurdalną sytuacją, a jednocześnie - dziwnie pociągającą. Było to, na swój sposób, przyjemne.
- Najpewniej tak, przydałby mi się w końcu wypoczynek, ale nie wiem, czy znajdzie się ktoś, kto zająłby się wszystkimi roślinami... - rzucił, zagryzając lekko wargę i ponieważ skoncentrował się na tej prostej myśli, nieznacznie się rozluźnił i nawet uniósł głowę, chociaż spoglądał gdzieś w bok, z namysłem. Istniała szansa, żeby wyjechał, ale wciąż nie wiedział, czy to się aby na pewno uda, więc nie zamierzał mówić czegoś z niesamowitą pewnością.

______________________

After all these years
you still don't know
The things
that make you
beautiful
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4447
  Liczba postów : 2010
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptySro Lip 01 2020, 22:09;

To było całkiem ciekawe, żeby nie powiedzieć zabawne. Josh nieznacznie gubił się w tym, nie wiedząc, jak powinien się zachowywać. Z jednej strony miał już świadomość, że podoba się drugiemu mężczyźnie, ale jednocześnie miał sygnały, że nie powinien przekraczacz granic. Jakby było dobrze tak, jak było. Zupełnie, jakby Chris mówił "tak, podobasz mi się, ale po prostu lubie na ciebie patrzeć, nie chciej ode mnie nic więcej". Oczywiście nie powstrzymywało to mężczyzny od ciągłych, choć spokojniejszych starań. Mimo to, w każdej innej sytuacji uznałby, że dana osoba nie oczekuje od niego atencji. Tu jednak pojawiała się druga strona medalu - ciche dni, gdy Josh był umówiony z Biancą i wyraźny powrót do tego, co było wcześniej, po zapewnieniu, że to nie była randka. Czyżby gajowy był o niego zazdrosny? Bo oczywiście on sam nie był zazdrosny o jego przyjaciela, przecież nie miał powodów, skoro nie kręcili ze sobą. Oczywiście, że nie był. Chris może odrobinę był, co schlebiało miotlarzowi, ale sam... No dobrze, był i nie było sensu się oszukiwać. Strach, jaki czuł w trakcie zabawy w Dolinie, również pokazywał, jak bardzo zapadł się w tej znajomości i jak wiele od niej oczekiwał. Teraz, stojąc z nim w deszczu, tańcząc, powoli docierało do niego jakie tematy powinien mimo wszystko omijać, a jakie poruszać, aby mężczyzna czuł się przy nim swobodniej. Jeśli chciał kiedykolwiek coś więcej osiągnąć, musiał się postarać i cóż, najwyraźniej musiał wpierw zasłużyć na miano przyjaciela. Pierwszy raz był w takiej sytuacji i odczuwał nieznaczną panikę, choć nie na tyle silną, aby kazała mu uciekać. Jednocześnie nie mógł powiedzieć, że nie jest ciekawy, co dalej. Jak będzie Chris reagował dalej na niego? A może pojawi się ktoś inny w pobliżu? Nie. Nie dopuści do tego.
W trakcie tańczenia przypadkiem rozluźnił uchwyt, więc przy kolejnym roku przysunął się odrobinę do Chrisa, poprawiając dłoń na jego plecach, obejmując go ciaśniej. Zaśmiał się cicho, gdy tylko padło porównanie muzyki do quidditcha. Pochylił nieznacznie głowę, nachylając się tak, aby mówić do jego ucha, ale nie dotykając go. Choć sam ten ruch mógł go spłoszyć, nie chciał przeginać. Jednak nie potrafił się powstrzymać.
- Jeszcze nie raz mogę cię zaskoczyć - powiedział cicho, konspiracyjnym szeptem, po czym odsunął się na tyle, żeby mieć pewność, że Chris go widzi dokładnie, aby mrugnąć do niego zaczepnie. - Rodzice chcieli, żebym grał i grałem, aż nie dostałem listu. To wiele zmieniło… Zamieszkałem z babcią, która wspierała mnie bardziej w sporcie, nie przejmując się, że przestałem grać, ale zaczęło mi czegoś brakować - wyjaśnił prosto, otwierając się niejako przed nim, ale nie czuł się z tym źle. Mówił dość lekko, choć temat gdzieś podświadomie wciąż go uwierał. Na grę na skrzypcach naciskali rodzice, nie pamiętał, które z nich. Jednakże, gdy dostał list z Hogwartu, nic nie było takie samo. Matka wyjechała do Egiptu i od tamtej pory jej nie widział, jedynie dostawał listy. Ojciec przeniósł się do Londynu, mając gdzieś syna oraz żonę, ale nie potrafiąc się z nią rozwieść. Został sam z babcią, z którą żył właściwie do dziś. Mieszkał w zamku, ale gdy tylko doprowadzi dom do porządku, zamierzał sprowadzić kobietę do siebie i mieszkać z nią, żeby na pewno mieć ją na oku nocami. Nie mógł ciągle polegać na równie wiekowej sąsiadce. Tych szczegółów nie musiał zdradzać… Przynajmniej nie od razu, choć jeśli Chris spyta, z pewnością odpowiedziałby.
- Mógłbyś jechać i podobnie do mnie, co jakiś czas świstoklikiem wracać do Hogsmeade… Albo powierzyć wszystko w ręce Vicario - zaproponował, przy drugiej części nieomal nie zaczynając się śmiać w głos. Deszcz przybrał na sile, a krople spadały coraz większe, mocząc ich nitka po nitce, jednak Josh nie zamierzał tak szybko puszczać Chrisa. Spojrzał kontrolnie na ławkę, ale szkicownik wciąż był bezpieczny. Dobrze, nie chciał przypadkiem uszkodzić pracy gajowego przez to, że wpadł na pomysł skradzenia paru chwil w bliskości.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Christopher Walsh
Christopher Walsh

Nauczyciel
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Galeony : 4700
  Liczba postów : 2276
https://www.czarodzieje.org/t18076-christopher-o-connor#514253
https://www.czarodzieje.org/t18088-poczta-chrisa#514438
https://www.czarodzieje.org/t18079-christopher-o-connor#514252
https://www.czarodzieje.org/t18310-christopher-o-connor-dziennik
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyCzw Lip 02 2020, 14:42;

Nie wyobrażał sobie zupełnie innej sytuacji. Nie umiał po prostu przeskoczyć we własnej głowie nad poziomem znajomości, w której określał kogoś mianem swojego przyjaciela i zdaje się, że na tym właśnie najbardziej mu zależało, na tym, żeby znać drugą osobę i móc być z nią blisko, żeby dzielić się z nią swoją pasją, jednocześnie godząc się na robienie różnych głupot. I chociaż przecież równie dobrze mógłby to wszystko robić z partnerem, to nie był w stanie zapanować nad tym, że nie szukał po prostu romantycznej relacji. Albo inaczej - nie umiał jej sobie wyobrazić, więc nawet nie wiedział, jak ją zbudować, siłą rzeczy dążył więc do spokoju, jaki dawała mu obecność drugiej, dobrze znanej osoby, z którą chciałby spędzać czas, która mogłaby mu towarzyszyć, która po prostu by go rozumiała. Nie umiał złapać flirtu, był mu całkowicie obcy, więc wszyscy dookoła mogli załamywać ręce, mogli mówić mu, że chyba jest całkowicie ślepy, a on z pewnością nadal nie wiedziałby zupełnie, o co im chodzi. To nie było tak, że źle czuł się w obecności Josha, w końcu mężczyzna był całkiem miły i jeśli tylko nie wpadał na jakieś wariackie pomysły, które Chrisa onieśmielały albo mierziły, to mógł z nim spokojnie przebywać, mógł nawet próbować z nim rozbawiać, ostatecznie bowiem mieli nieco wspólnych cech, nieco wspólnych zainteresowań, czy chociażby wspomnień z dzieciństwa, więc gajowy nie miałby nic przeciwko, żeby po prostu spokojnie z nim posiedzieć. Czy pomóc mu z ogrodem, co wydawało się całkowicie naturalną rzeczą, skoro sam się na tym znał i wiedział, co będzie najlepsze dla okolicy domu Walsha. To były rzeczy, które rozumiał, to było coś, co przychodziło mu niesamowicie łatwo, bez zbędnego zastanawiania się nad tym, co dalej, ale jednak, jak widać, był skory do różnego rodzaju dziwnych pomysłów, skoro zgodził się z nim zatańczyć, skoro nie przejmował się tym deszczem i może nawet ledwie dostrzegalnie uśmiechał się pod nosem. Dopóki Josh nie naciskał, nie wykonywał gestów, jakich Chris by sobie nie życzył, dopóki nie próbował pakować w to zdecydowanie elektryzujących podtekstów, dopóty było dobrze. Cóż, nie mówił o tym głośno, ale nie posiadając doświadczeń w tym kierunku, bał się ich i nie wiedział, jak powinien reagować; wydawało mu się dość oczywiste, że Josh powinien już to odczytać i pojąć, ale wszystko wskazywało na to, że nie docierała do niego całkowicie zwyczajna prawda, że po prostu Chris nigdy z nikim się nie związał, że nigdy nie przekroczył pewnych granic znajomości, że nawet nie wiedział, jak smakują pocałunki.
Błąd. Znowu wykonał niewłaściwy ruch i Chris szarpnął mu się mocno, cofając o krok. Nie chciał, żeby się tak do niego przysuwał, nie czuł się wtedy komfortowo, zdawał się mu nie ufać, ale również nie ufać sobie, bo nie wiedział, jak powinien się zachowywać i jak postępować. Cały był teraz spięty i nie przypominało to już na pewno tego, co działo się przed chwilą, nawet zatrzymał się i trwał tak, póki Josh nie wycofał się. Nie, zdecydowanie nie chciał, żeby się do niego zbliżał, nie tak mocno. Dał mu przyzwolenie na coś innego i tego zamierzał się trzymać, tymczasem Walsh wykonał ruch, jaki z całą pewnością zaliczał się obecnie do całkowicie zakazanych i wprawiających gajowego w przerażenie.
Pewnie dlatego nie był w stanie skomentować jego słów, aczkolwiek przyjął je do wiadomości, odnotowując w pamięci, jednocześnie ciekaw, jak mężczyzna radził sobie obecnie z grą. Nie chciał jednak na niego w żaden sposób naciskać, dopytywać, czy prosić go, żeby zagrał - w końcu sam przed większością ludzi ukrywał własne prace, uważając je za coś, czego świat nie powinien widzieć, nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ludzie wiedzą, bo zawsze wracały do niego słowa babki, która z uporem maniaka twierdziła, że artyści są całkowicie zniewieścieli, ze do niczego się nie nadają, ze nie może na niego patrzeć, kiedy coś rysuje. Bolało dostatecznie, by zakorzeniło się w nim dostatecznie głęboko i nie chciało puścić. Teraz zaś dopiero uwaga o profesor Vicario spowodowała, że prychnął niezadowolony, niemalże ubawiony taką możliwością i wrócił na właściwe tory.
- Prędzej poproszę skrzaty o uwagę i przysługę, niż pójdę prosić ją o pomoc. Ostatnim razem, kiedy do mnie przybiegła, zostawiła mi w podzięce amortencję. Jakbym naprawdę tego potzrebował - stwierdził i skrzywił się lekko, nie do końca umiejąc ukryć swoje zdanie o kobiecie, która mierziła go niskim poziomem wiedzy, ale również zachowaniem, którego zupełnie nie rozumiał.

______________________

After all these years
you still don't know
The things
that make you
beautiful
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4447
  Liczba postów : 2010
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyCzw Lip 02 2020, 21:15;

Przecież nie mogło być idealnie, choć, czy na pewno? Podejrzewał, że jego nachylenie się zostanie odebrane jako przekraczanie granicy, ale nie mógł się powstrzymać. Być może liczył odrobinę na to, że Chris mimo wszystko da się ponieść chwili, choć ta najwyraźniej nie była jeszcze odpowiednia. Nie zamierzał całować go, nawet w przelocie, teraz jednak był świadom kolejnej granicy, za którą nie mógł przechodzić. Dobrze.
- Przepraszam - szepnął, wracając do poprzedniej pozycji. Zdecydowanie ulżyło mu, kiedy Chris rozluźnił się, gdy on sam się wycofał. Mogli dalej tańczyć pośród kropel deszczu i basie grzmotów. Przymknął oczy, aby widok mężczyzny nie rozpraszał go i nie psuł założeń, jakie powoli powstawały w jego głowie. Można śmiało powiedzieć, że to był ostatni raz, gdy spróbował przekroczyć w ten sposób granicę. Wyczuwał, powoli zaczynał rozumieć, że naprawdę wpierw musi stać się przyjacielem. Pokazać, że jest obok, być pomocnym. Być Puchonem, tak zwyczajnie, a dopiero później spróbować coś więcej. Mógł zaczekać, ostatecznie nic nie stało mu na przeszkodzie. W końcu co złego mogło się stać, poza tym, że u Chrisa nic nie drgnęłoby po takim czasie? Myślał jednak, że warto spróbować. Wciąż jeszcze nie wiedział, w jaki sposób ma sobie poradzić z ciągłą chęcią flirtowania, co jedynie wpływało na lekkość rozmowy i jej przyjemność, ale nie zamierzał w tej chwili o tym myśleć. Teraz, choć świat wokół nich pogrążał się w ciemności przez ciężkie stalowoszare chmury, jego przepełniała nadzieja, że w końcu uda mu się spełnić obietnicę. Niezależnie ile czasu będzie na to potrzebował... Cóż, przynajmniej teraz był tego pewny.
Zaśmiał się, kiedy usłyszał jaki prezent Vicario zostawiła Chrisowi za pomoc. Poważnie? Amortencja? To miał być jakiś znak dla gajowego? Przecież po nim łatwo widać, kiedy nie jest zainteresowany... No dobrze, może nie widać, ale żeby od razu amortencję zostawiać? Pewnie chciała czegoś więcej, ale się nie udało. A może planowała dolać parę kropel do herbaty Chrisa?
- Nie, zdecydowanie nie potrzebujesz amortencji - odpowiedział miękko, nie opuszczając spojrzenia. Wciąż tkwił z przymkniętymi oczami, unosząc swobodnie głowę. -Byłem kiedyś na jej zajęciach i muszę powiedzieć... Że chyba pomyliła zawody... W każdym razie nie dziwię się, że wolałbyś poprosić skrzaty o pomoc. Ferie były przyjemne, jedź na wakacje na jakiś czas - spróbował jeszcze raz zachęcić, choć sam nie był pewny, czy pojedzie. Owszem, planował, chciał, ale wszystko rozbijało się o znalezienie kogoś, kto przyjdzie do babci i upewni się, że wszystko jest w porządku. Do tej pory wykorzystywał w tym celu sąsiadkę, ale przecież nie mógł jej zabronić gdziekolwiek pojechać. Pozostawała jeszcze kuzynka, z którą nieznacznie odnowił jej się kontakt, odkąd kobieta założyła rodzinę. Mały Noah był świetny, a teraz poznał także Bonnie. Chciał jechać, aby mieć dziewczynę na oku i móc upewnić się, że nie zaniedbuje swojego zdrowia. Był jeszcze Gard, który wydawał się dziwnie przejmować śmiercią, jak na kogoś w jego wieku i Josh chciał mieć okazję jeszcze raz z chłopakiem porozmawiać. Liczył na to, że jedzie Éléonore, z którą mógłby się lepiej poznać i obgadywać Alexa... Innymi słowy, było więcej "za" aby jechać na wakacje ze szkołą, ale przecież była babcia. Teraz gdy istniała szansa, że i Chris pojedzie, zamierzał przekonywać kuzynkę tak długo, aż w końcu się zgodzi. Nie mógł odpuścić sobie możliwości obserwowania gajowego w innych okolicznościach niż w pracy.
- Nie wiem, gdzie mają być wakacje, ale liczę na kolejną bransoletkę... - rzucił, spoglądając kontrolnie na ławkę, po czym nagle doznał olśnienia. - Chris...? Kiedy zbieraliśmy się na zabawę w Dolinie, a ja wspomniałem o twoich pracach... To, że tworzysz, jest tajemnicą? - ni to spytał, ni to stwierdził fakt, nie w pełni pewny odpowiedzi. Wtedy odniósł wrażenie, że nie powinien poruszać tematu, ale może chodziło tylko Alexa? W końcu znał się z Biancą, a ona była artystką. W takim razie może zajęcie mężczyzny nie było tak ukrywane przed światem, jak mogłoby się wydawać? Spojrzał uważnie na Chrisa, szukając wzroku gajowego.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Christopher Walsh
Christopher Walsh

Nauczyciel
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Galeony : 4700
  Liczba postów : 2276
https://www.czarodzieje.org/t18076-christopher-o-connor#514253
https://www.czarodzieje.org/t18088-poczta-chrisa#514438
https://www.czarodzieje.org/t18079-christopher-o-connor#514252
https://www.czarodzieje.org/t18310-christopher-o-connor-dziennik
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyPią Lip 03 2020, 10:22;

Były rzeczy, których inni nie rozumieli i Chris zdawał sobie z tego sprawę, wiedząc również, że spokojnie można było uznać go za kogoś dziwnego, za kogoś, kto nie powinien właściwie brać się do pewnych spraw, bo nigdy nie wychodziło z nich nic dobrego. Nie był człowiekiem, który po prostu mówił o pewnych rzeczach, ale teraz miał wrażenie, że powinien coś zrobić, że powinien coś powiedzieć, jakoś zareagować. Nie chciał plątać Josha w swoje sprawy, miał wrażenie, że nie powinien tego robić, a jednocześnie czuł się całkiem przyjemnie, kiedy zachowywali się tak nieszablonowo, kiedy nie bali się deszczu, burzy i robili coś, co po prostu nie przystawało do tego świata, co nie przystawało do niczego. Trudno było powiedzieć, żeby czuł się naprawdę bezpieczny, ale mimo wszystko - nie chciał uciekać, odnosił wrażenie, że mógłby to przyjąć, gdyby tylko Walsh pojmował pewne zasady gry, gdyby zrozumiał, że on nie jest taki, jak każdy inny, że może jest ślepy, a może się boi, a może wszystko w nim po prostu zawiązało się w supeł i nie chciało za nic puścić, zostawiając go w miejscu, z którego sam nie potrafił się wyplątać. Wiele razy starał się pokazać mu, że są granice, jakich nie powinien przekraczać, ale nie umiał o nich mówić, nie umiał po prostu wyrazić własnych myśli, nie mówiąc zupełnie o uczuciach, ale istniały sposoby, żeby to wyjaśnić, a jak widać - milczenie w pewnych kwestiach było jednak złotem. Były jednak takie rzeczy, których nie dało się wyjaśnić bez słów, a Chris niespodziewanie poczuł dziwne ukłucie, przez co serce podskoczyło mu do gardła, a on nie mógł się powstrzymać, żeby nie wyrzucić z siebie.
- Nigdy wcześniej... nic...
Nie było to składne, nie niosło to ze sobą nic, ale pozwoliło mu złapać głębszy oddech. Prychnął znowu pod nosem, nad własną głupotą i tym wywracającym się żołądkiem, nad tym walącym jak oszalałe sercem, którego nie umiał powstrzymać. Miał poczucie, że nagle jakby wszystko się rozluźnia i odniósł, pewnie mylne, wrażenie, że z własnej winy kogoś się pozbywał. Nie miał zbyt wielu przyjaciół, czy bliskich mu tak naprawdę ludzi, więc miał wrażenie, że z powodu własnego niezrozumienia i zachowywania się, jakby jednak był zabetonowany, coś psuł. Był dorosły, od dawien dawna, ale jego serce zostało gdzieś w nastoletnich czasach. Może jego głowa również, nie umiał tego powiedzieć, ale właściwie pod pewnymi względami nie rozumiał samego siebie. Był w pewien sposób bardzo mocno zagubiony, nie potrafił powiedzieć, że uczucie do Charliego wygasło i stało się jedynie platoniczną miłością, nie umiał powiedzieć, że mu na nim zależało, ale wspomnienia i jego szczęście piekło, że po prostu był zazdrosny, ale nie o niego, a o to, że zdobył swoje własne i żyli długo i szczęśliwie, a on sam, przez własne przywiązanie i bycie dziecinnym, nie umiał złamać zaklęcia, jakie sam na siebie nałożył. Odetchnął głęboko, kiedy Josh nie oddalił się i po prostu tańczyli dalej, podejmując całkiem zwyczajną, jeśli tak można powiedzieć, rozmowę, a on czuł się z tego powodu lepiej, zaś fala emocji, jaka się przez niego przetoczyła, łagodniała. Spychał ją znowu na tył umysłu, odsuwał, zamykał się i uciekał, ale tak czuł się bezpieczniej.
- To i tak... łagodnie powiedziane. Nie umiała sobie poradzić z diabelskimi sidłami i dlatego do mnie przyszła - rzucił na to, nieco burkliwie, co w jego przypadku było wyjątkiem, ale jasno pokazywało, że nie przepadał za profesor Vicario i zgadzał się z Joshem, że ta na pewno nie nadawała się do pracy, jaką wykonywała i powinna zajmować się, cóż, czymś zupełnie innym. Drgnął lekko, gdy zachęcił go, żeby wyjechał i westchnął ciężko. Powinien traktować to całkiem zwyczajnie, przecież nie kryło się w tym nic, w żadną ze stron, było to całkowicie naturalne i proste stwierdzenie, uwaga, która nie miała szczególnego znaczenia, a może, cóż, przyjacielska zachęta. Nie bardzo jednak wiedział, co miałby na to powiedzieć, więc zerknął po prostu w stronę jego ręki, na której miał bransoletki i uśmiechnął się lekko.
- Jeśli zbierzesz ich więcej, będziesz miał ich tak dużo, że będziesz musiał zakładać je nad łokieć - stwierdził, a później pochylił głowę i wpatrywał się w ziemię, w ich buty, w deszcz, który padał do niewielkich kałuż, jakie już się dookoła nich tworzyły. Josh poruszył sprawę, która go bolała, która była naprawdę mocno pokręcona i z którą nie chciał mieć zbyt wiele do czynienia, ale za każdym razem przypominał sobie słowa babki, jej reakcje i nie umiał przejść nad tym do porządku dziennego, nie umiał zaakceptować tego kawałka siebie, jak i wielu innych, bo kobieta go blokowała. Dlatego nie chciał, żeby w książkach Wendy kiedykolwiek pojawiło się jego nazwisko. Nigdy.
- Tak. To tajemnica - powiedział w końcu, unosząc głowę i patrząc wprost w oczy Walsha. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że jego własne już się szkliły, że po prostu zrobiło mu się ciężko z tego powodu. Jakaś jego część twierdziła, że babka nie może narzucać mu swojej woli, inna jednak nadal chciała jej się podobać, jakoś, w jakimkolwiek stopniu, chciała, żeby go kochała. Przełknął ślinę, czując, że ściska mu się gardło i starał się nad sobą zapanować.

______________________

After all these years
you still don't know
The things
that make you
beautiful
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4447
  Liczba postów : 2010
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyPią Lip 03 2020, 16:09;

Nigdy wcześniej… Nic…
Rozbrzmiało w jego głowie z równym hukiem, co grzmot, który nagle przedarł się przez muzykę. Choć może mowa była złotem, tak czasem należało wyrzucić z siebie parę słów, jak w tej chwili, ale efekt, jaki wywołały, trudno opisać. Josh w jednej chwili poczuł się, jakby wszystko się zatrzymało, a on sam poruszał się zupełnie automatycznie. Nie odpowiedział nic, bo nawet nie wiedział, co mógłby powiedzieć. Nic? Nigdy wcześniej on nic…? To przechodziło wszelkie pojęcie mężczyzny, ale tłumaczyło cały wachlarz zachowań Chrisa. Wciąż tkwił zakochany w przyjacielu i skoro to uczucie było tak silne, skoro miał złamane serce, to “nigdy wcześniej” było tak bardzo prawdopodobne, że aż wstrzymał na moment oddech. Przyswajał powoli wagę słów, z pozoru jedynie spokojnie tańcząc, a w środku czując gwałtowną falę przeróżnych emocji. Od chęci wycofania się, po pragnienie przyciągnięcia go do siebie i zamknięcia w ramionach, jak w bezpiecznej klatce. Jedynie wtedy Chris nie czułby się bezpieczny, teraz już to rozumiał. Zaś wycofanie się, choć wiedział, że raczej nie jest wzorem idealnego partnera, biorąc pod uwagę wszystkie dotychczasowe jego związki, nie wchodziło w grę. Jak to możliwe, że mężczyzna… Zacisnął jedynie odrobinę mocniej palce na jego dłoni, na znak, że przyjął słowa do wiadomości. Nie zamierzał uciekać, ale teraz rozumiał, że naprawdę musi zwolnić. Chris nie był jak wszyscy znani mu mężczyźni, jak poznawane kobiety, ale w tej chwili dopiero dostrzegł, gdzie tkwiła różnica. Więc dlatego nagle się peszył? Dlatego uciekał? Stąd te wszystkie granice? Serce tłukło mu sie jak szalone w piersi z wrażenia, a on sam musiał nad sobą bardziej zapanować, żeby nie zacząć zadawać setki niewygodnych pytań. To nie był temat do dyskusji, musiał przyjąć wszystko takim, jakie było i zdecydować, czy warto pchać się w to dalej, chociaż… Czy naprawdę miał wciąż wybór? Uśmiechnął się delikatnie do własnych myśli, uświadamiając sobie, że nie było już odwrotu.
Zaśmiał się ponownie, gdy Chris burczał pod nosem na Vicario. Zgadzali się w jej temacie, ale Josh nie komentował na głos jej uwodzicielskich prób. Sam, gdy zaczynał pracę w zamku, doszedł do wniosku, że może do kobiety zaglądać, gdy będzie potrzebować przygody. Później uznał, że lepiej nie, podejrzewając, iż może być jak trujący bluszcz, który oblepiłby go na korytarzu, ilekroć miałby go w zasięgu wzroku. Wolał tego uniknąć. Wyczuł drgnięcie mężczyzny, przez co odruchowo poruszył kciukiem dłoni, którą trzymał na jego plecach, jakby chciał go uspokoić, kręcąc lekko głową. Nie, za tą zachętą nie kryło się słowo “randka”. Był zadowolony po feriach, po tym co tam się działo, jakie atrakcje były i podejrzewał, że w wakacje będzie podobnie. Dlatego zachęcał Chrisa, aby jechał, aby się zabawił, aby zobaczył nowe miejsca. Zaraz jednak zaśmiał się cicho, gdy jego bransoletki zostały skomentowane.
- Szczęśliwie mam dwie ręce! Choć podejrzewam, że do tego czasu niektóre mogą się zepsuć. Ta z fiołków zdaje się nieco krucha - odpowiedział, lekko również posyłając spojrzenie w stronę swoich “błyskotek”. Zastanawiał się, czy podobały się mężczyźnie, ale sądząc po jego słowach, raczej nie przeszkadzały. Zaraz jednak zmarszczył brwi, przyglądając mu się badawczo. Coś było nie tak. Owszem, domyślił się, że wspominając o jego rysunkach przy Alexie, popełnił gafę, ale żeby temat był aż tak trudny? Odnosił wrażenie, jakby Chris w tej chwili myślał o czymś zupełnie innym, bo przecież własne hobby nie powinno doprowadzać do tak dziwnego stanu. Zaraz jednak dostał potwierdzenie, że jest to tajemnicą. Spojrzenie gajowego wydało mu się szkliste, ale zrzucił to na karb pogody i wszędobylskiego deszczu. Zaklęcie sprawiające, że obaj mogli słyszeć muzykę możliwe, że przestało działać, choć Josh wciąż ją słyszał w kolejnych podmuchach wiatru.
- Rozumiem i w takim razie nie będę już o tym przy nikim mówić. Przepraszam za wtedy, ale Alex nie zwrócił na to nawet uwagi - odezwał się cicho, ściskając na moment mocniej jego dłoń. Coś było nie w porządku, ale jeszcze nie wiedział co. Gdyby poznał problem z babcią, już na tym etapie byłby gotów iść do kobiety i wygarnąć jej błędy, jakie popełniła w trakcie opieki nad Chrisem. Szczęśliwie nie zdawał sobie z tego sprawy. Znów zamilkł, mając w głowie tak wielki zamęt, że nie wiedział co ma ze sobą robić. Nie chciał teraz rozmyślać o tym, że dostał tak wiele informacji w ciągu jednego wieczora o nim… A jednak myśli same biegły tym torem. Tajemnicą było, że rysował. Zdecydowanie nie podobało mu się, gdy był umówiony z kimś innym. Nie miał doświadczenia w podobnych relacjach… A jednak czuł się dobrze w jego towarzystwie, bo nie chciał przerywać tańca. Tak wiele informacji… Może odrobinę za dużo. Czuł się także zobowiązany podzielić czymś z gajowym, ale sam nie miał tajemnic. Mógłby powiedzieć o babci, to jednakże był trudniejszy temat i nie na ten moment. Zwyczajnie więc zamilkł, uśmiechając się lekko do tego ciepła, które rozlewało się po jego wnętrzu. W końcu nie wytrzymał. - Ale skoro przypadkiem poznałem twoje zainteresowanie... Pokażesz mi swoje prace? - spytał cicho, spoglądając w dół, licząc, że ten podniesie wzrok.

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Christopher Walsh
Christopher Walsh

Nauczyciel
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Galeony : 4700
  Liczba postów : 2276
https://www.czarodzieje.org/t18076-christopher-o-connor#514253
https://www.czarodzieje.org/t18088-poczta-chrisa#514438
https://www.czarodzieje.org/t18079-christopher-o-connor#514252
https://www.czarodzieje.org/t18310-christopher-o-connor-dziennik
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyPią Lip 03 2020, 21:16;

Westchnął ciężko, bo naprawdę nie chciał tego mówić i czuł się z tym niesamowicie głupio, miał również wrażenie, że za chwilę po prostu spłonie ze wstydu, ale było już za późno, żeby się z tego w jakikolwiek sposób wycofać. Skoro już to wyznał, nie było odwrotu, ale miał przy tej okazji cichą nadzieję, że pewne rzeczy ostatecznie ułożą się w głowie Walsha i ten zrozumie, że naciskanie na niego to całkowita droga donikąd. Nie chciał robić sobie z niego wroga, czy coś podobnego, więc może lepiej było powiedzieć mu prawdę, żeby po prostu wiedział, że nie może się przy nim zachowywać jak głupi gumochłon, bo Chris czasami poważnie zastanawiał się, czy Josh nie rozumie pewnych spraw, czy uważa, że on się tylko zgrywa, że to element jakiejś ich układanki, której nie do końca rozumiał. Nie chciał tego jednak w żaden sposób komentować, ani ciągnąć, więc poczuł niesamowitą wręcz ulgę, kiedy Josh po prostu tę sprawę przemilczał, zachowując się wyjątkowo jak na siebie taktowanie. Nie wiedział, czy spodziewał się czegoś takiego, czy zakładał, że za chwilę naprawdę się pokłócą, nie miał pojęcia, co właściwie mogło się stać, ale ku jego zaskoczeniu, sprawy potoczyły się w dziwny sposób, sposób, który mimo wszystko mu się spodobał i spowodował, że nieco się rozchmurzył, na co pewnie również pomogła ta niemądra rozmowa o Vicario, czy uwagi o bransoletkach, które, mimo wszystko, były całkiem zwyczajne i do niczego nie zobowiązywały. Spiął się nieco na tę uwagę o wakacjach, ale mimo wszystko przyjął wyjaśnienie Walsha, postanowił nie szukać jakiegoś drugiego dna, chociaż i tak na pewno je tutaj miał, w końcu właśnie tańczyli w środku ulewy i właściwie wcale się tego nie bał, a traktował to jak całkiem zabawną, zupełnie niemądrą przygodę, która powodowała, że w pewien sposób czuł się szczęśliwy.
- Nie sądzę. Pewnie jest obłożona mnóstwem zaklęć, o których nawet nie wiesz - powiedział na to, kręcąc lekko głową i zastanawiając się, jak Josh właściwie wyglądałby, gdyby nosił więcej tych ozdób. To dziwne, ale pasowały mu w sposób, którego właściwie Chris nie rozumiał i nawet chyba nie chciał określać, bo nie wiedział, jakich miałby użyć słów, w końcu żadne mu w tym miejscu nie pasowały. Tak czy inaczej, uśmiechnął się lekko, domyślając się, że jeśli tylko Walsh znajdzie taką ozdobę w czasie wakacyjnego wyjazdu, to z całą pewnością przywiezie ją tutaj, do  zamku i pewnie zacznie nosić, razem z pozostałymi. Możne to było jakieś jego małe hobby? Trudno powiedzieć, w każdym razie jakoś to zapisało się w głowie Chrisa, w jego podświadomości, we wspomnieniu, gdziekolwiek. Taki niewielki szczegół, na który chciał zwracać uwagę. Skinął później lekko głową, uspokajając się dość znacznie i starając się przełknąć gorzkie łzy, jakie mimo wszystko się pojawiły, bo nie chciał płakać przy Walshu, nie z powodu którego ten nawet by nie zrozumiał, cieszył się więc, że pada i mimo wszystko nie da się rozpoznać tego, co się z nim dokładnie dzieje. Przymknął powieki, kiedy Josh zadał kolejne pytanie i nieznacznie się naprężył.
- Nie... Nie teraz - powiedział, kręcąc lekko głową. Zawsze ukrywał je przed światem, udawał, że nic nie rysuje, a w czasie zajęć koła nikt nie dopytywał, czy to jego rysunki zdobią słownik, Yuuko również nie zwróciła uwagi na jego szkice, a Perpetua w żaden sposób nie skomentowała ozdobnych kwiatów na podarowanej jej lasce, więc Chris czuł się w pewien sposób bezpieczny i na pewno nie był jeszcze gotowy na to, by w pełni świadomie pokazać komuś swoje prace. Oglądała je tak naprawdę tylko Wendy i całkiem spora rzesza czarodziejów, która nie miała bladego pojęcia, że to są jego małe dzieła. - Może kiedyś - dodał jeszcze cicho, ale widać było, że teraz nie chce poruszać tego tematu. Drgnął lekko, gdy grzmot przetoczył się tuż obok nich, gdy błyskawica rozcięła niebo i zatrzymał się, by spojrzeć na to, co działo się dookoła nich. Zamknął na moment oczy, właściwie nie bojąc się tej pogody, ale mimo wszystko uśmiechnął się lekko. - Chyba powinniśmy znaleźć jakieś bezpieczne miejsce.

______________________

After all these years
you still don't know
The things
that make you
beautiful
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4447
  Liczba postów : 2010
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptySro Lip 08 2020, 20:35;

Trudno powiedzieć, co w tej chwili działo się w głowie Josha, ale z całą pewnością była to jedna bitwa. Walka z samym sobą, o to, czy naprawdę powinien się starać. Był pewny, a przynajmniej do tej pory tkwił w przekonaniu, że jest pewien, iż chce zdobyć gajowego. Nie wiedział kiedy wkradło się w to nieco więcej emocji, niż powinno, ale cel niewiele się zmienił. Teraz jednak zamiast "zdobyć go" można byłoby śmiało wstawić "być z nim", spróbować. Nie było to jednak proste, a teraz wiedział, dlaczego i jakiś cichy głos, będący wytworem wyobraźni, ale także adwokatem diabła, przypominał mu, ile już razy zdołał powiedzieć, albo zrobić coś głupiego, a także jak kiepskim był partnerem do tej pory. Potrzebował czegoś więcej, jakiegoś znaku, że jego starania są mile widziane i nie musi z tego rezygnować, a jedynie zmienić ich formę. Czy wystarczyły podejrzenia zazdrości o towarzyski flirt z kimś innym? To zdecydowanie mówiło, że Chris nie patrzy na niego obojętnie, jak mogłoby się zdawać. Jednak, czy to wystarczy? Wciągnął powietrze, mimowolnie wyłapując zapach znajdującego się blisko niego mężczyzny i na nim się skupiając. Jeśli obaj pojadą na wakacje, będzie musiał mieć się w garści. Alexowi powiedzieć, że koniec starań, aby nie próbował pomóc kolejną wstążką. Nie mógł sobie teraz pozwolić na błędy, a już tym bardziej wspominać o tym, że próbuje go poderwać? Och, dlaczego nagle brzmiało to tak źle i dziecinnie. Teraz musiał zwyczajnie czekać i być obok. Już teraz wiedział, że będzie to trudne, cholernie trudne. Wiedział już, że nie powinien ani pytać o Charliego, którego samo wspomnienie sprawiało, że prawie zgrzytał zębami, ani nie powinien wspominać o żadnej randce. Musiał także pilnować się przy zwykłych rozmowach z innymi osobami, a nawet gdyby kusiło o niewinny flirt, nie może. To brzmiało jak coś niemożliwego do spełnienia i w momencie poczuł, jak serce opada mu do żołądka. Odetchnął spokojniej. Tak, będzie trudno, ale poradzi sobie. Skoro takie były warunki, należało je przyjąć. Już teraz widział rezultaty, gdy mogli spokojnie ze sobą rozmawiać, robiąc coś nad wyraz niespotykanego. W końcu kto normalny tańczy bez muzyki, gdyż zaklęcie przestało działać jakąś chwilę temu, w środku szalejącej burzy?
- Mam nadzieję, bo byłoby szkoda tracić pamiątki. Fiołkowa jest po prostu pamiątką z Mount Blanc, ta z aleksandrytem jest od wieszcza… Chyba żadnej nie chciałbym stracić - odpowiedział cicho, nawet bardziej do siebie, niż do niego. Zdecydowanie, jeśli tylko będzie mógł na następnym wyjeździe kupić sobie bransoletkę, zrobi to. Wolał takie pamiątki, a do tego sam uważał, że mu pasują. Jakkolwiek to nie brzmiało, uważał, że idealnie oddają jego osobowość. Szkoda, że nie odkrył tego wcześniej, gdy jeszcze uczył się na studiach, bo z pewnością miałby bransoletki przyczepione do miotły. A w kuferku trzymał jeszcze wahadełko z kryształu górskiego, którego może i nie zamierzał używać do wróżenia, ale za to mógł zacząć je nosić. Jednakże, gdy dłużej nad tym myślał, dochodził do wniosku, że to byłaby przesada. Bransoletki są lepsze. Jednak nie myślał o nich dłużej, gdy wyczuł spięcie u Chrisa. Nie wiedział, co się dzieje, ani o co chodzi dokładnie, ale najwyraźniej tajemnica rysowania wiązała się z czymś jeszcze. Choć nieznacznie zabodło go, że nie może niczego więcej się dowiedzieć, rozumiał.
- W takim razie zaczekam - odpowiedział łagodnie, znów czując pragnienie bycia jeszcze bliżej. Choćby tylko przyłożyć czoło do czoła. Nie możesz, uspokoił sam siebie, uśmiechając się lekko. Jeśli ma czekać, poczeka. Wszystko w spokojnym tempie, jak ten taniec, który nagle został przerwany, gdy burza dotarła już nad ich głowy. Biorąc pod uwagę ich położenie, zdecydowanie nie byli bezpieczni. Również zatrzymał się, ale zamiast zamknąć oczy, przyglądał się Chrisowi, gdy ten chłonął wrażenia z burzy. - Zdecydowanie powinniśmy - odpowiedział z cichym śmiechem. Chciał zaprosić go do siebie, ale to byłoby zbyt wcześnie. Nie ufał jeszcze samemu sobie i podejrzewał, że Chris również. Pożegnał się spokojnie, upewniwszy się wpierw, że szkicownik nie ucierpiał, po czym wrócił do siebie, mając wrażenie, że zamknął jakiś rozdział swojego życia i otwarł nowy. Ekscytujący, nieprzewidywalny, obiecujący. Wakacje miały być nowym początkiem i pragnął, aby dobrze się zaczęły, choć znając jego, zdąży jeszcze coś zepsuć.

/zt x2

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 20 2020, 17:20;

Dawno nie przeżył tak wyczerpującego dnia. Jedyne, na co miał ochotę to wrócić do domu, osłodzić sobie wieczór butelką whisky i zagrzebać się gdzieś w papierkowej robocie. Usiadł na ławce, stawiając obok siebie dwa kubki z gorącą kawą. I oczywiście, że w jednej z nich znajdował się trunek Bogów, dzięki któremu napój (oraz reszta dnia) nabiera sensu. Zerknął na zegarek i rozsiadł się wygodniej, bo została mu jeszcze chwila do spotkania z Silvią. Z racji rzucenia szkoły w cholerę, jego obecność na terenach szkoły nie była już konieczna, ani chyba nawet możliwa. Dlatego wysłał jej wcześniej wiadomość, że będzie w wiosce, a przecież tutaj miała łatwiejszy i szybszy dostęp. W sumie nie wiedział, jakie miała plany na dzisiaj... Możliwości spędzenia tego wieczoru stały przed nimi otworem, dlatego nie zamykał się na żadną opcję.
Chwycił kubek i podsunął go do ust, aby upić spory łyk swojej własnej mikstury. Postukał palcami w naczynie i przymknął oczy. Przez cały dzień nie miał nawet czasu na odsapnięcie i zastanowienie się, co dalej. Gdzie powinien ruszyć dalej? W końcu w dzisiejszej jakże udanej kłótni udało mu się przedstawić kilka całkiem dobrych argumentów, których nawet nie zdążył przemyśleć. A to przecież nie koniec. Nie zastanawiał się, tylko rzucał ostrzami, jak tylko znalazły się w zasięgu jego języka. W końcu nic innego mu nie zostało. Umiejętność uderzenia tam, gdzie zaboli, naprawdę się przydawała. Szczególnie kiedy do czynienia miał z własną rodziną.
Przechylił się do przodu, próbując wygładzić zmarszczkę, która pojawiła się między jego brwiami. Nieznośne przyzwyczajenie, którego nabawił się podczas swojego wyjazdu. Jak wielu innych rzeczy, które zniknęły, chociaż przysiągłby, że czuł je pod skórą za każdym razem, kiedy przejeżdżał po niej palcami. Merlinie, gdzie jest Silvia? Nie mógł zostać sam ze swoimi myślami na długo, bo zwyczajnie oszaleje... Upił kolejny, większy łyk, rozkoszując się połączeniem kawy i whisky.

@Silvia Valenti
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 20 2020, 21:04;

Musiała to powiedzieć otwarcie, dziwnie jej było bez Thomena w szkole. Przyzwyczaiła się do jego obecności obok niej, pomimo tego, że przecież w ostatnim czasie więcej byli z dala od siebie, niż obok. Rozumiała jednak, że taki kolej rzeczy. Nie wnikała w to, co połączyło chłopaka z jej wujem, choć bardzo chciała wiedzieć więcej. Z doświadczenia jednak pamiętała, że wiedza potrafiła być zabójczą i należało dokładnie określać, jak wiele pragnęło się jej posiadać. Niemniej, kiedy chłopak zaproponował spotkanie w Hogsmade, bardzo ucieszyła się z tego faktu. W końcu i tak chciała z nim dosyć poważnie porozmawiać, więc prędzej czy później musiało to nastąpić. Dzisiaj zamierzała zbadać teren i dowiedzieć się, co działo się obecnie w jego życiu. Zapewne w międzyczasie podejmie decyzję, czy to odpowiedni moment na tego typu rozmowy.
Dotarcie do punktu widokowego nie zajęło jej zbyt wiele czasu. Spacer w taką pogodę był naprawdę przyjemnym, więc z wdzięcznością poddała się mu, bo wciąż nienawidziła teleportacji. Bez względu na to, czy sama miała się teleportować, czy ktoś miał ją gdzieś przenieść, unikała tego jak ognia. Tak to spacerowała sobie powoli, z delikatnym uśmiechem na ustach, bo dzisiejszego dnia pogoda wyjątkowo rozpieszczała okolicę. W końcu można było zauważyć te cudowne, jesienne kolory i nie było tak cholernie zimno, jak zazwyczaj. Czyżby natura postanowiła im w tym momencie sprzyjać?
Widząc z daleka znajomą sylwetkę, od razu uśmiechnęła się szerzej i poczuła, jak po jej wnętrzu rozchodzi się przyjemne ciepło, którego źródło znajdowało się przed nią. Nieświadomie przyspieszyła kroku, by znaleźć się jeszcze bliżej chłopaka w szybszym czasie. Pod koniec prawie że biegła, szczęśliwa, że znów go widziała. Zdecydowanie zbyt często się rozstawali na zbyt długi czas. Może niedługo się to zmieni... Nie wiedziała jeszcze, jak to wszystko się potoczy.
Przytuliła się do niego, gdy tylko znalazł się w zasięgu jej rąk. Zarzuciła mu ręce na szyję, od razu wtulając twarz w jego ciało. Znajomy zapach uderzył w jej nozdrza a ona poczuła, że gdziekolwiek jest Thomen, tam też będzie jej dom. Nie potrzebowała niczego innego do szczęścia, byle by był blisko.
- Zabiję cię w końcu za te ciągłe ucieczki ode mnie - powiedziała, a jego ubranie dosyć mocno stłumiło jej słowa. Dopiero po dłuższej chwili, odsunęła się od niego na tyle, by móc unieść podbródek i spojrzeć w te cholernie jasne oczy... I to był błąd, bo o ile wcześniej miała w sobie odwagę, aby mu powiedzieć, tak teraz kompletnie ją straciła.
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 20 2020, 21:26;

Był tak zajęty nowym zajęciem, że nie orientował się nawet, który dokładnie mieli dzień. Całymi dniami załatwiał sprawy między potencjalnymi kontrahentami a Włochami. Jego powrót najwidoczniej bardzo szedł na rękę jego poprzednim szefom, a dokładnie, jej wujowi. Thomen na to przystał, wiedząc, że nie odnajdzie się już w niczym innym. Był w tym dobry, dlaczego miałby od tak z tego rezygnować? A dzięki temu, otwierały się przed nimi nowe możliwości... Teraz przynajmniej miał większą swobodę działania, więcej posłuchu, skoro wszystko załatwić na razie musiał sam. Gonitwa, którą prowadził całe dotychczasowe życie zamieniła się w prawdziwy cel.
Nigdy nie był za dobry w rozmowach. Wiedziała to lepiej niż ktokolwiek inny... Nigdy nie sugerował się wcześniej przygotowanymi argumentami, bo zwyczajnie ich nie posiadał. Nie zastanawiał się nad tym, co powie i w jaki sposób. Zawsze szedł za ciosem, który wielokrotnie prowadził jedynie do czystej destrukcji. Jak miał powiedzieć jej o czymś, co zdecydowanie nie będzie wesołą nowiną? Zobaczył ją dokładnie w momencie, w którym przyspieszyła kroku. Wstał z ławki i otworzył lekko ramiona, zostawiając na siedzeniu swój kubek. Odchylił się lekko, kiedy jej ciało zderzyło się z jego. Objął jej drobne ciało mocno, na moment opierając usta na czubku jej głowy.-W końcu.-Mruknął w jej włosy, lekko się odchylając, aby móc się jej przyjrzeć. Po chwili pociągnął ją na ławkę, uprzednio podnosząc dwa kubki z napojami.
-Ucieczki?-Spytał, lekko unosząc brew.-Załatwiałem sprawy...-Powiedział, uśmiechając się pod nosem i podając jej do rąk ciepłą kawę. I chociaż nie miał żadnego powodu, aby się uśmiechać, mówiąc o swoich sprawach, robił to. Robił to, bo widok jej zmartwionej twarzy doprowadziłby go do szału. I tak do tego dojdzie, jednak nie było miło tak odwlekać to w czasie? Niepodobne do Thomena, prawda? Kiedy chodziło o jego rodzinę, zdzierał plaster najszybciej, jak tylko mógł, bez wcześniejszego przygotowania. Jednak kiedy w grę przychodziło zmierzyć się z Silvią, wolał uniknąć potencjalnego zawodu... -W przyszłym tygodniu przyjdzie Twój wuj. Musimy omówić kilka rzeczy. Chociaż wiem, że bardziej od nawrzucania mi i dopilnowania interesu, chce sprawdzić, jak zajmuje się Tobą.-Mruknął. Obydwoje wiedzieli, że nie potrzebowała jego opieki. Jednak polityka, jaką kierowała się jej rodzina, kiedy w grę wchodziła Silvią, była kompletnie różna od tego, co sam znał. Odwiedziny jej wuja były najmniejszym jego problemem, chociaż jeszcze nie znalazł odpowiedniego miejsca... Musiał się pospieszyć, bo jak na spotkaniu przyjdzie z niczym, wtedy faktycznie oberwie za tę swoją ucieczkę do Anglii. Westchnął cicho, przyciągając ją do siebie i upijając łyk kawy, jakby tego w tym momencie potrzebował.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 20 2020, 21:53;

Ona niestety dosyć dobrze orientowała się w tym, jaki aktualnie był dzień i jakie były z tego powodu konsekwencje. Od ich ostatniego spotkania minęło kilka tygodni... Dłużących się w nieskończoność. Powoli zaczynało do niej docierać, jak dokładnie będą wyglądać kolejne tygodnie, bo zdołała już się uporać z wiadomością, którą za niedługo zamierzała mu sprezentować. Odwlekała to w czasie bardzo długo i pragnęła jeszcze dłużej. Wiedziała jednak, że nie powinna tego robić.
Tylko co jednak miała poradzić na to, że teraz, kiedy znów znalazła się w jego ramionach, poczuła się niemalże tak, jakby zupełnie nic nigdy nie uległo zmianie? Miała śmiałość wierzyć, że wszystko było wciąż takim samym, choć w zasadzie zmieniło się bezpowrotnie i już nigdy nie miało wrócić do poprzedniego stanu. Kiedy przytulał ją, tak, jak miał to w zwyczaju robić. Bez wypowiadania zbędnych słów, bo w rozmowach oboje byli... kiepscy. Tutaj zawsze najważniejszymi były gesty, a tych okazywali sobie nazbyt wiele. Gesty nienawiści, pożądania, miłości, wściekłości. Wszelkie krzyki i wszelkie wielkie pocałunki zawsze miały większe znaczenie w ich przypadku. Byli kompletnie niedopasowani i kompletnie dysfunkcyjni. I Silvia kompletnie to właśnie kochała.
Usiadła obok niego, wciąż nie pozwalając sobie i jemu, na zwiększenie dystansu. Ujęła w swoje delikatne dłonie jego własną, poznaczoną cholernym czasem i przygodami o których jeszcze nie chciał mówić, bądź nigdy nie zamierzał wspomnieć. Automatycznie gładziła ją palcami, wpatrując się w jego profil i wyłapując wszelkie zmiany, które w nim nastąpiły. A widziała ich wiele od ich ostatniego spotkania. Kilka kolejnych zmarszczek, które nie powinny mieć miejsca na jego twarzy. Sama zmarszczyła przez to brwi.
- Oczywiście, że ucieczki! Miałeś mnie dosyć i stwierdziłeś, że musisz zniknąć na chwilę - wiedziała, że po takim czasie nie będzie w stanie nabrać się na raczej sztuczne oburzenie, które brzmiało w jej głosie, więc tym bardziej nie mogła go sobie odmówić. Była cholernie ciekawa, co w zasadzie zaprzątało teraz jego głowę, ale bała się zapytać.
Miała ochotę głośno prychnąć, kiedy wspomniał o jej wuju i o powodzie jego przyjazdu do Wielkiej Brytanii. Nienawidziła, kiedy traktowali ją jak dziecko, zresztą oboje. Zarówno Thomen jak i Giovanni wykazywali się nadzwyczajną nadopiekuńczością, co cholernie ją irytowało. Od udania się jej matki do domu opieki, samodzielnie mieszkała i funkcjonowała. Zawsze wszystko było w jak najlepszym porządku a oni dalej uparcie twierdzili, oczywiście nie wprost, bo za to mogliby srogo oberwać, że potrzebna jej niańka na pełen etat.
- Możesz mu przekazać, że potrafię zadbać sama o siebie - burknęła pod nosem, biorąc do ręki jedną kawę. Upiła jej niewielki łyk czując jak gorący napój drażni jej język. - A jeśli boisz się to zrobić, to sama do niego zadzwonię i mu to powiem - dodała po chwili, hardo podnosząc podbródek. Nie marzyła o niczym innym jak o włoskiej, bardzo mocnej wymianie zdań pomiędzy nią a Giovannim. Może w końcu coś by to zmieniło i zyskałaby większą swobodę? Nie, na to raczej się nie zapowiadało...
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 20 2020, 22:23;

Nie wiedział co to za wiadomość, ale był spragniony nowinek... Mogły dotyczyć wszystkiego, nawet kwestii, na których kompletnie się nie znał. Wszystko, tylko po to, aby zająć myśli czymś innym. Bo pomiędzy pracą a Silvią... Nie miał już nic innego. I chociaż ta myśl nie była przerażająca, potrzebował adrenaliny do życia... Na razie to tylko papiery, a biurokratą raczej nigdy nie będzie.
To naprawdę było kilka tygodni temu? Pamięta, jakby to było wczoraj, kiedy żegnali się przed drzwiami jej domu. W sumie to od przyjazdu starał się być tam tak często, jak tylko pozwalały na to jej własne wizyty. Gdyby mógł, nie opuszczałby tego miejsca, bo w tym momencie najbliższe mu były do domu. Chociaż i tego nie mógłby tak nazwać. Nigdy nie utożsamiał tego słowa z miejscem, raczej z własnymi upodobaniami. Przez moment patrzał tylko na to, co robiła... Na jej powolne ruchy, na badanie struktury jego skóry. Jakby był to pierwszy i zarazem setny raz, kiedy czuła pod palcami te wszystkie zgrubienia. Lewy kącik ust uniósł się nieznacznie. Pozwoliła mu rozluźnić się w tym miejscu, na tej ławce, na kompletnym widoku. Podniósł kubek i wymieszał jego zawartość, aby po chwili opróżnić jego zawartość jednym pociągnięciem. Alkohol nie był mu potrzebny do pogodzenia się z dniem następnym, nawet nie ogrzewał jego ciała, po prostu dobrze smakowało z lurą, jaką podają w wiosce, w dowolnym miejscu.
-Uwielbiam Cię, ale jesteś strasznie upierdliwą kobietą.-Powiedział, wydychając głośno powietrze, jakby pozbył się wielkiego ciężaru. Spojrzał na nią, jakby jego słowa naprawdę były tym, o czym cały czas myślał. Zaśmiał się jednak po chwili, krótko jednak jakże szczerze.
Niech nigdy nie wrzuca ich do jednego wora! Przecież jasno zaznaczył, że wcale nie potrzebowała jego opieki, prawda? Poza tym, jak po takim czasie w ogóle mogło go o coś takiego posądzić. Eh, a myślałby, że znała go lepiej. Jednak z drugiej strony, chyba nie powinna dziwić się swojemu wujowi, że wykazuje duże zainteresowanie tym, co się z nią dzieje. Czyżby przypadkiem nie była mu jak córka? Jedyna? Jego rozmowy z tym mężczyzną raczej dotyczą sfery zawodowej, niżeli rodzinnej, dlatego nawet nie wiedział, czy sam nie posiadał jakieś rodziny. Wydawać się mogło, że faktycznie nie posiadał dzieci, czy żony. Nigdy nie widział, aby ktoś podobny znajdował się w jego otoczeniu. Albo tak dobrze oddzielał te dwie strefy... Czy on również będzie musiał lawirować między dwoma światami? A czy już tego nie robił? Jeszcze zanim w ogóle pojawił się we Włoszech i przyjął ofertę pracy.
Wywrócił oczyma.-Jesteś dorosłą kobietą i to ja mam mu o tym mówić? To raczej nie przejaw dojrzałości.-Powiedział spokojnie i skrzywił się od razu, jak tylko usłyszał własne słowa. Kurwa, brzmiał jak jej wuj... -Jak następnym razem coś podobnego wyjdzie z moich ust, przywal mi.-Mruknął.-Przyjdzie, nawet kiedy do niego zadzwonisz i mu nawrzucasz.-Powiedział, przeczesując włosy palcami. Również nie miał ochoty na to, aby tutaj zawitał... Jednak musiał osobiście dopilnować spraw dotyczących rozpoczęcia współpracy tutaj, w Anglii. Przecież nie pozwoliłby zająć się tym wyłącznie Thomenowi. Nieważne ile już dla niego zrobił, to wciąż nie było wystarczające.-Byłem dzisiaj w domu...-Skrzywił się i przeniósł na nią swoje spojrzenie.-Od dziś jestem oficjalnie wyrzutkiem.-Prychnął lekko, co miało być krótkim śmiechem w jego wykonaniu. Dobra, co się będą z tym pieprzyć, czas zacząć lawinę nowinek.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 20 2020, 23:14;

Miała dziwne przeświadczenie, że nawet jeśli pragnął nowinek, to z pewnością nie takiego typu. Bo ta zapewne miała go za chwilę zwalić z nóg. I nagle prócz pracy i jej samej miało pojawić się jeszcze przynajmniej jedno coś, które miało zajmować znaczącą część jego myśli. Ta adrenalina mogła go wręcz zabić i wiedziała to doskonale, dlatego jeszcze nie powiedziała tego, co zamierzała. Znała Thomena od dawna. Była przekonana, że w większości przypadków jest w stanie przewidzieć jego zachowanie. Musiała najpierw wyczuć, w jakim nastroju jest dzisiaj, aby dokładnie wiedzieć, jakich słów najlepiej użyć. Poza tym, żadna decyzja nie była jeszcze podjęta. Mieli czas na zastanowienie się nad wszystkim i przepracowanie szczegółów. Tylko... no właśnie, najpierw należało je wyjawić. Te drobne szczególiki, które niedługo miały urosnąć do dosyć pokaźnych rozmiarów.
Widziała, jak powoli rozluźniał się, tylko poprzez jej obecność obok. Uznała to za objaw dobrego samopoczucia. Czyżby wynikało ono tylko z faktu, że znów się widzieli? A może z tego, czego jeszcze jej nie przekazał, a co najwyraźniej zajmowało jego myśli na tyle skutecznie, że nie mógł się od nich oderwać.
- Jestem - przyznała, wzruszając przy tym ramionami. - Uczę się od najlepszych - dodała po sekundzie, pokazując mu język. Bo czy na początku ich znajomości to nie on był przypadkiem tym, który nie ustępował choćby o milimetr? Głupi upór doprowadził ich do tego dnia i tej rozmowy, nic innego. W międzyczasie pojawiły się uczucia, które początkowo były zagłuszone przez upór właśnie.
Nie wiedziała, w jaki sposób Thomen postrzegał jej relację z Giovannim, ale pewne było to, że gdyby wiedziała o tym, to prawdopodobnie przyznała by mu rację. Od dawna wiedziała, że otaczał on ją szczególną opieką. Raz słyszała od ojca, co się stało z jego własną rodziną i nigdy więcej nie poruszyła tego tematu. Silvia stała się dla niego kimś w rodzaju utraconej córki. W dodatku, nieżyjącego najlepszego przyjaciela. Automatycznie przejął na siebie obowiązek zapewnienia jej jak i jej matce całkowitego bezpieczeństwa, czy tego chciały, czy nie.
Prychnęła, słysząc kolejne słowa z jego ust. Przekonywała się coraz bardziej, że spędzał za dużo czasu w towarzystwie pewnego Włocha. Nie śmiała jednak kwestionować jego decyzji, więc tylko wymownie uniosła brwi do góry i upiła znów kawy. - Dobrze, że ty jesteś tym super dojrzałym - mruknęła pod nosem, by po chwili uśmiechnąć się. Ucałowała go w policzek, kiedy wspomniał o uderzeniu, bo na pewno nie zamierzała zrobić czegoś podobnego. - Prędzej w inny sposób odwrócę twoją uwagę - powiedziała kokieteryjnym tonem. - Nie stresuj się nim, naprawdę cię lubi. Inaczej nie pozwoliłby ci po pierwsze, być tak blisko mnie, a po drugie załatwiać dla niego interesów - dodała jeszcze, posyłając mu pokrzepiający uśmiech. Wiedziała mniej więcej o tym, co robił Thomen dla jej wujka, ale nie wnikała w te szczegóły uznając je za niekoniecznie potrzebne do życia. I wiedziała również, choć on mógł podejrzewać, że jest inaczej, że zyskał sobie szacunek włochów. Był cennym nabytkiem, którego nikt się nie spodziewał.
Znów chciała napić się kawy, akurat w momencie, kiedy zaczął mówić. Zakrztusiła się płynem i wypluła go na grunt obok ławki. Otarła usta wierzchem dłoni, czując jak zbiera jej się na mdłości. Zaczęła oddychać głęboko, aby spróbować uspokoić buntujący się żołądek. Na szczęście po dłuższej chwili to pomogło.
- Na Merlina, Thomen! - wyprostowała się i spojrzała mu głęboko w oczy. Brzydka zmarszczka pojawiła się pomiędzy jej brwiami. - Masz dla mnie takie wiadomości i pozwalasz mi użalać się na nadopiekuńczego wujka? Co się stało? - teraz nie było odwrotu. Musiała skupić się na tym i rozmawiać z nim na ten temat. Chociaż oboje nie potrafili tego robić...
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptySro Paź 21 2020, 18:15;

-Silvio, któreś z nas musi być. Jakby to wyglądało, gdybyśmy obydwoje zachowywali się jak rozkapryszone bachory?-Uniósł lekko brew, uśmiechając się szeroko.
I czy wobec takiej więzi, łatwo było się tam wcisnąć? Nie. Nigdy też na siłę nie wpychał tam swoich czterech liter, chociaż jego upór i wręcz obsesja sprawiły, że zwyczajnie znalazło się miejsce... Czyli innymi słowy, tak, wcisnął się i to cholernie dobrze się zadomowił. Wypuszczał korzenie, co sugerować mogły jego żywe kontakty z jej wujem. Faktycznie przebywali ze sobą za długo, a to jedynie za sprawą jego pobytu w Palermo. Powrót tutaj opisuje jako ulgę, a przecież nie było tam źle. Ba! Nie zająknąłby się, mówiąc, że czuł swojego rodzaju przynależność do tego miejsca... Nie pełną, jednak większą część. Uśmiechnął się szeroko, kiedy mówiła o odwracaniu uwagi... Zdecydowanie za łatwo jej to przychodziła, trzeba przyznać.-Wiedział, że się mnie nie pozbędzie. Po prostu stwierdził, że lepiej trzymać mnie blisko.-Powiedział, patrząc na nią. To akurat bardzo trafne stwierdzenie. Thomen nie odpuszczał, szczególnie kiedy na coś bardzo się uparł. W szczególności, kiedy coś sprawiało, że czuł się bardziej niż żywy. Wiedział, że gdyby mu nie ufano, chociaż w drobnej mierze, nie powierzyliby mu czegoś tak istotnego. Nie łatwo jest odciągnąć myśli od czegoś, na czym zależy wielu ludziom... Przekonał się o tym dopiero niedawno, kiedy wspólny cel, był również jego celem. Pierwszy raz doświadczył czegoś podobnego i musiał przyznać, podobało mu się to uczucie.
Najwidoczniej przejmowała się tym bardziej od niego. Odsunął się lekko, aby móc spojrzeć na nią w pełnej okazałości. A może nabrać odrobiny dystans, zanim wszystko ujrzy światło dzienne. Cóż, wiedział, że jest to nieuniknione, ale taki rodzaj zainteresowania dosłownie go odstraszał.-Wiesz, jak całe życie skakali nade mną, tylko po to, abym nie zrobił sobie krzywdy? Nawet z Munga w końcu mnie zabrali, mówiąc, jak te barbarzyńskie metody wysysają jedynie ze mnie życie.-Uniósł nieznacznie brwi.-Nie jestem swoim ojcem, a jednak robię dokładnie to, co on. I wiedziałem o tym i im wywoływałem większą panikę, tym cudowniejsze było to uczucie. Nie powiedziałem Ci, ale mój wyjazd... Z Tobą, doprowadził moją matkę do stanu niemal katatonicznego.-Kiedy to mówił, jego twarz nie wyrażała zmartwienia, smutku czy nawet złości.-Wszystko z nią w porządku, powiedziałbym, że jak w najlepszym. Tak właśnie próbuje zwrócić na siebie uwagę. Kiedy nie reagowałem przez miesiące na jej listy, nawet na listy Earl... Przestały.-Westchnął, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów i odpalając pospiesznie jednego.-W lipcu skończyliśmy z Earleen dwudzieste urodziny, a według testamentu naszego ojca, w tym dniu mieliśmy dostać to, co według niego nam się należało. Ona dostała sporą sumę pieniędzy, a ja... Nasz dom.-Spojrzał na Silvię, mrużąc lekko oczy i zaciągając się dymem.-Byłem tam dzisiaj. I wiesz, co zastałem? Dom pozostawiony sam sobie. Przez rok nikt w nim nie był, chyba że liczyć tych, którzy próbowali go ograbić.-Pochylił się do przodu, opierając łokcie na kolanach. Zaciągnął się drugi raz, a tylko lekkie drżenie rąk sugerowało, jak bardzo wzburzony był. Kurwa, to w końcu była jego wina. Wszystko to, co zostało mu po ojcu, cała jego praca włożona w każdy najdrobniejszy element tego miejsca... To tylko rzeczy Thomen, tylko pierdolone rzeczy. Nic dziwnego, że zrobił to, co zrobił... Też spieprzałby z tego miejsca, najszybciej jak się da. Tajemnica, jedna wielka tajemnica, którą nosił od tamtego dnia. Czy nie łatwiej byłoby wykrzyczeć ją do ludzi? Rzucić tym gównem w twarz jedynej winnej za to osoby i zobaczyć, jak powoli wije się pod ciężarem słów i nagłej odpowiedzialności.-Jak się okazało, moja siostra wyjechała za granicę, a matka urządziła się w swoich rodzinnych stronach. Kiedy się tam pojawiłem, rzucała we mnie tylko tym, jak bardzo mnie nienawidzi za zniszczenie jej życia.-Uśmiechnął się szeroko, trochę dziwacznie.-I mogłem się z nią kłócić... Mogłem jej wyrzygać, jak bardzo nienawidzę jej za to, co robiła ze mną. Jak dusiła mnie w kokonie, który wokół powoli tworzyła. Jak jebała mi w głowie każdym swoim płaczem, histerią i wyrywaniem włosów z głowy na pokaz... Jak bardzo chciałem uciec i żyć, a ona mi na to nie pozwalała. Jednak po co?-Wzruszył ramionami, dopiero teraz przenosząc na nią swoje spojrzenie. Przez ramię, uważne, ostre i wzburzone.-Nie mogę powiedzieć, że jest mi przykro, że jej nie ma. Ani, że nigdy nie przekona się, jak wiele dla mnie zmieniłaś. Kurewsko mocno cieszy mnie fakt, że nie dosięgnie Cię swoimi szponami.-Powiedział spokojnie, lekko prostując plecy, jednak wciąż pochylając się do przodu, na zgiętych rękach. Tak. Ich rodziny się różniły, a troska i nadopiekuńczość, którą Silvia uznawała za nieznośną, Thomen zwyczajnie nie umiał pojąć. Znał zupełnie inny smak, z pozoru podobnych rodzinnych zachowań. Ich wywodziły się z miłości, a jego z psychozy i posiadania. Nie usprawiedliwiał swojego spierdolenia, ale chyba coś musi być w tym, jak zaczynał odnosić się do niej. Na samym początku i teraz, chociaż jego umysł zawsze był bardziej otwarty od tych, którymi się otaczał.
W sumie ta opowieść jeszcze zanim postawił swoją nogę w rodzinnym domu, brzmiała kompletnie inaczej. Był zachwycony nowiną, że ojciec zostawił mu to miejsce. Chciał ją tam zabrać, chciał jej pokazać, co pragnął zmienić i gdzie chciałby, aby ona sama coś zmieniła. Chciał dać jej dodatkowy klucz, powiedzieć, że jest to miejsce, które w przyszłości chciałby z nią dzielić. Nie teraz. Może nie za pięć lat. Po prostu dać im kolejną możliwość, perspektywę. Miał być to gest, który powiedziałby, że zostanie tu, o ile tego właśnie będzie chciała. A przecież Wessberg myśli o tym, co jest tu i teraz. Przyszłość nigdy go nie interesowała.
Rzucił papierosa na ziemię i zgniótł go.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptySro Paź 21 2020, 22:20;

Miała ochotę pokazać mu język, kiedy usłyszała jego słowa. Bo miał bardzo dużo racji, której ona nie chciała przyjąć do głowy. W ostatnim czasie niewątpliwie zaszło w nim wiele zmian, których jeszcze chyba nie w pełni ogarniała. Czasami, kiedy sądziła, że już jest bliżej tego celu, niż dalej, nagle znów zaskakiwał ją czymś tak kompletnie niethomenowym, jak choćby to proste stwierdzenie.
- Jak dla mnie bardzo dobrze. Dotychczas całkiem nieźle to wychodziło - burknęła delikatnie pod nosem, lecz nie mogła nic poradzić na to, że widząc tak szeroki uśmiech na jego twarzy, sama też się uśmiechnęła. Lubiła go w takim wydaniu, gdzie wydawał być się tak zwyczajnie, po ludzku szczęśliwym. Miała ochotę wmawiać sobie wtedy, że to jej zasługa i dzięki niej był w stanie czuć się właśnie w taki sposób. Nie wiedziała, jak blisko prawdy była ze swoimi myślami, ale wciąż było to dla niej bardzo pocieszające. Poza tym, szczęśliwy Thomen to taki, który nie rzuca obelgami na prawo i lewo i przede wszystkim, zachowuje się w miarę racjonalnie. A czuła, że będzie im to bardzo potrzebne w najbliższym czasie... - Ja tam mu się nie dziwię, że chce ciebie blisko - mruknęła, wciąż używając tego samego, kokieteryjnego tonu. I choć zapewne Giovanni miał zupełnie innego rodzaju bliskość na myśli, jej raczej jeden typ był w głowie.
Zaczął opowiadać, a ona automatycznie zamieniła się w słuch. Tak rzadko mówił cokolwiek więcej, że każdy taki moment traktowała niemalże z nabożną czcią. Doskonale wiedziała, że nie miał łatwo. Przez jego chorobę, wszystko było trudniejsze i cholernie ciężkie do zrobienia. Wiedziała, że przez lata sobie z tym nie radził i stanowiło to dla niego kolosalny wręcz problem. Nie spodziewała się jednak, że zrzuci na nią aż taką bombę. Fakt, matka Thomena nigdy za nią nie przepadała i Silvia mogła mieć tylko podejrzenia, z jakiego powodu miał miejsce taki właśnie stan rzeczy. Nie wiedziała jednak, że miało miejsce coś takiego po ich wspólnym wyjeździe. Poczuła, jakby właśnie sprzedał jej siarczystego policzka. Bo z pewnością jego matka była przekonana że to ta paskudna włoszka zabrała jej ukochanego syna z dala od niej. Ją samą informacja przez niego po prostu przeraziła. Nie wiedziała co powiedzieć czy jak zareagować, więc po prostu milczała, pozwalając mu dalej mówić. I zrzucał na nią kolejne bomby, kiedy dowiedziała się o spadku, jaki odziedziczył oraz o tym, w jaką ruinę popadł jego rodzinny dom. Miała ochotę powiedzieć, aby nie palił przy niej z oczywistych względów, jednak głos w jej krtani ugrzązł na dobre i nic nie zapowiadało się na to, aby miał powrócić. Nie wiedziała o wyjeździe Earleen. Mogła tylko podejrzewać, że i ta obwiniała Silvię o zniszczenie ich cudownie idealnego życia. Cóż, bliźniacza siostra jej partnera miała bardzo podobne odczucia względem niej do swojej matki. Przysunęła się do niego bliżej, nie wiedząc czy ona bardziej potrzebowała teraz tej bliskości, czy on. Położyła dłoń na jego kolanie, pragnąc w ten sposób jakoś dodać mu otuchy i przede wszystkim pokazać, że jest obok i że nigdzie się nie wybiera. Nie miała pojęcia, co jeszcze mogłaby w tym momencie zrobić. jak inaczej mu pomóc. A naprawdę tego pragnęła.
- Ja dla ciebie zmieniłam? - zapytała po chwili ciszy, jaka pomiędzy nimi zapadła. Pewna była, że całe jej życie uległo nie małej zmianie, od kiedy Thomen pojawił się w jej życiu. Przewróciło się o 180 stopni i nigdy nie miało powrócić na normalne tory. Wiele poświęciła, ale wiedziała, że on sam poświęcił jeszcze więcej. Relacje z jego rodziną, wszystko, co niegdyś było dla niego ważnym. -Dlaczego ona mnie tak nienawidzi? - nie mogła pominąć tego pytania, które od tak dawna nurtowało ją i nie dawała spokoju. Czy chodziło tylko o fakt, że zbliżyła się do niego, a może jeszcze o jej krew bardzo wątpliwego pochodzenia? Może uważała ją za niegodną jej syna? No cóż, jeśli chce uczestniczyć w jego życiu, to musi zmienić to nastawienie. Westchnęła głęboko, czując, że powoli zbliża się ten nieunikniony moment, a ją ogarniała coraz większa panika. Teraz, kiedy rozumiała więcej, jeszcze bardziej obawiała się jego reakcji. Zaczynała mieć coraz bardziej nikłą nadzieję na to, że ucieszy się z wiadomości, które dla niego przygotowała. A nie wiedziała, w jaki sposób by to zniosła...
- Thomen, musimy porozmawiać - powiedziała w końcu, ponownie ujmując jego dłoń w swoją własną. Drugą położyła na jego policzku, mając w ten sposób nadzieję, że skupi na sobie jego uwagę. Przymknęła oczy i wzięła jeden, bardzo głęboki wdech, który w tym momencie cholernie wiele ją kosztował. Serce biło jej jak oszalałe. - Nie wiem, co o tym myślisz, ale jestem bardziej, niż pewna, że jestem w ciąży - powiedziała w końcu, otwierając oczy, aby od razu zobaczyć jego reakcję na te słowa. Nie zrobiła jeszcze ostatecznych badań, ale te wstępne już tak. Spróbowała eliksiru i wiedziała, jaki wynik jej pokazał. Chciała iść jeszcze do Munga, aby wszystko dokładnie potwierdzić. Tylko najpierw musiała znaleźć potwierdzenie w jego oczach, że wszystko będzie dobrze.
Twój ruch, Wessberg przemknęło przez jej myśli, kiedy sekundy zamieniały się w godziny, a ona wciąż oczekiwała na to, co zamierza powiedzieć.
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyCzw Paź 22 2020, 00:24;

Surrealistyczne. To wszystko właśnie takie się wydawało. To, że siedzieli na ławce przy całkiem ładnym widoku, popijając kawę i śmiejąc się do siebie. Z siebie. Z sytuacji, które ich otaczały, a które oni przeinaczali na własny pokrętny sposób. W końcu kto śmieje się z podejrzanego zainteresowania wujka swoim młodym, może przyszłym niemal zięciem. To było takie normalne, naturalne dla ludzi w ich wieku. Gdyby ktokolwiek im się teraz przyglądał z ukosa, stwierdziłby, że to nadzwyczaj normalny obrazek. Nudne, wtorkowe popołudnie. Chociaż, jaki był dzień tygodnia? Gubił rachubę.
Dlatego nie mogło być to prawdziwe. Nie byli młodymi, beztroskimi ludźmi, którzy rozpoczynali własne życia. W dorosłość weszli już dawno temu, z własnego bądź nieświadomego wyboru. Błędy popełniali cały czas, mieli więc wiele upadków za sobą. Teraz? Obydwoje byli tak naznaczeni bliznami, że nie sposób było ich zliczyć. Nie wiedział, czy na swoim ciele znajdzie miejsce na nowe, które z pewnością nadejdą. Czy nigdy nie będą beztroscy? Czy te chwile, które udało im się wykraść z godzinnych seansów kłótni i wyzwisk, mogły dać przyszłość... Czemuś nowemu? Otwartość nie była jego mocną stroną, chociaż ze szczerością nie miał problemu. Jeszcze nigdy nie czuł się tak otwarty, chociaż dosłownie... Otwierali go na wiele sposób i to na jego oczach, bez znieczulenia. Musiał być świadomy, każdego cięcia, każdego chłodnego przesunięcia po miękkiej i mokre tkance. Tak, to idealny czas na to, aby wracać do tych wszystkich chwil nieudolnego leczenia, które nieistotne, w jakim zakątku świata, nie przynosiły żadnego skutku.
Dlatego przestał szukać, a raczej gonić za czymś, czego nigdy nie zobaczy, nie poczuje. I wtedy otworzył oczy. Jak szukać czegoś, co nie posiadało żadnego dowodu istnienia. Jak mógł tęsknić za czymś, czego nie posiadał. A przynajmniej nie w sposób, w który chciał to otrzymać. Zatrzymanie się było najtrudniejszą rzeczą, jaką dane mu było zrobić. I gdyby nie Silvia, już dawno zrobiłby to, czego od niego oczekiwali... Co czuł na swoim ramieniu za każdym razem, kiedy przekraczał ten milimetr dalej, od poprzednio wyznaczonej linii.
Nie wiedział, że potrzebował jej wsparcia do momentu, w którym nie ujęła jego dłoni. Nigdy nikogo nie potrzebował, co uświadomił sobie, kiedy wzrokiem powiódł od jej dłoni do twarzy. Do oczu, które tak intensywnie wbijały się w jego oblicze, gotowe wypalić w niej dziurę. Jak mógł wytłumaczyć nienawiść, która była uderzana w jej osobę? Jak wprost powiedzieć jej, że był jebanym świętym Graalem, który sam karał, ilekroć widział te spojrzenia rzucane w jego stronę. Jak miał jej powiedzieć, że straci go w ten sam sposób, w którym stracił swojego ojca? Czekała go ta sama ścieżka, ten sam cholerny koniec. Wybrał go. Z premedytacją. A przecież jak raz coś rzekł, zawsze dotrzymywał słowa. Skazał ją na ten los w momencie, w którym uczepił się jej na wakacjach. Wiedział o tym doskonale, kiedy kroczył za nią, tymi samymi krokami, chociaż w bezpiecznej odległości. Odczuwał nieopisaną przyjemność z tego powodu. Śmiał się sam do siebie za każdym razem, kiedy tylko ta myśl gościła w jego podświadomości.
-Widzisz...-Mruknął cicho, bawiąc się jej drobnymi palcami, nieznacznie się uśmiechnął.-Wessbergowie mają to do siebie, że nienawidzimy najbardziej tego, co kochamy. Ona doskonale wie, że uderzając we mnie... Niczego nie zdziała. Za to nie bezpośrednio, wbija jedną szpilę po kolei... Tobie. Bo tylko to, może zaboleć mnie.-Prychnął, śmiejąc, chociaż bardziej brzmiało to, jak dławienie się. Jego rodzina była przebrzydła i podła. Nic dziwnego, że się w niej odnajdywał, chociaż tak usilnie się od niej odwracał. Mogła urodzić się w rynsztoku, a nie robiłoby to na nich żadnego wrażenia. Dosięgnęła Thomena. To najbardziej bolało. -Kiedyś wszystko, co robiłem, nieważne jak bardzo podłe... Usprawiedliwiała. Nigdy nie widziała w tym mojej winy, mojej złośliwości, czy nienawiści. Nawet nie słyszała tego, co wykrzywiłam wprost w jej twarz. Teraz? -Uniósł nieznacznie brew.-Jak bardzo obrzydliwie to zabrzmi, widzi w Tobie rywalkę. I to tę, która wygrała już na samym wejściu.-Kończył swojego papierosa.
Już chciał jej przerwać, sądząc, że chciała kontynuować ten temat. Miał ją uspokoić. Zapewnić, że nie musiała się o nic martwić. Miał nawet wspomnieć o zapasowym kluczu, które miał w tylnej kieszeni specjalnie dla niej. Jednak zamknęła jego usta, jeszcze zanim otworzyła swoje. To przez to, w jaki sposób przesunęła dłoń na jego policzek. Ten wyraz twarzy nie mógł mówić nic dobrego. Cóż, gra pod tytułem twój ruch była kurewsko ekscytująca, jeżeli chodziło o wzajemnie wchodzenie pod swoje skóry. Teraz? Zaniemówił. Gdyby miał papierosa, zapewne wysunąłby się spomiędzy jego palców. Patrzył na nią, nawet nie mrugając, bo jak można pamiętać o czymś tak cholernie nieistotnym w tym momencie?
Nienawidził myśli, że mógłby przekazać chorobę, która dosłownie wyżerała go od środka. Przeważnie się słyszy, że życie przechodzi nam przez oczy, kiedy człowiek staje w obliczu wypadku, może niespodziewanej śmierci. Czuł się niemal identycznie, przypominając sobie swoje własne dzieciństwo. Pierwszy raz, kiedy omal nie wykrwawił się na śmierć, na oczach swojej siostry, kiedy obydwoje wpadli do tej cholernej dziury. Lekarzy i ich niekończące się teorie. Ojca. Niekończące się bójki. Spierdolenie komuś życia już nie wydawał się taką zabawną perspektywą, prawda?
Zamrugał, chcąc pozbyć się wszystkiego, co przed chwilą zobaczył. Odwrócił głowę, przerywając kontakt, który stworzyła. Musiał wstać, szybko i teraz. Musiał zaczerpnąć powietrza, chociaż wokół było go od cholery! Przecież jeszcze sytuacja z nowym interesem się nie rozwinęła. Dwa kroki w lewo. Musi wyremontować dosłownie cały dom. Dwa kroki w prawo. Kurwa, przecież jego wypłaty nie były stałe. Dwa kroki w lewo. Mieli dwadzieścia lat! Dwa kroki w prawo. Przecież... Zatrzymał się, kiedy zobaczył kubek kawy, który leżał obok niej. Piła z niego jeszcze chwilę temu. I wtedy do niego doszło, a raczej uderzyło z prędkością światła.
Kucnął przy niej, opierając jedną dłoń na jej kolanie, a drugą dosłownie przewracając naczynie. Chaos wciąż nie opuszczał jego głowy, jednak z jakiegoś dziwnego powodu nagle wszystko się rozjaśniło.-I TY PIJESZ KAWĘ?-Warknął, kręcąc głową. Jakby mówił przez to co z Ciebie będzie za matka? Nie wiedział czy to szkodzi. Kompletnie się na tym nie znał. Powiedział pierwsze co przyszło mu na myśl, kiedy pojawiła się możliwość... Możliwość, że coś stanie się dziecku.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyCzw Paź 22 2020, 11:41;

Ich relacja nigdy nie mogła być określona mianem poprawnej czy choćby normalnej. Nie grali ze sobą. Byli tak kompletnie różni a zarazem podobni do siebie w niektórych sytuacjach, że było to aż nieprawdopodobnym. Ona sama nigdy nie potrafiła tego pojąć, a co dopiero przechodzień, który nie znał ich historii, zarówno tych osobnych jak i tej wspólnej, którą tworzyli już od kilku lat. Mieli kompletnie różne spojrzenie na tak wiele wszelakich aspektów, że nawet ciężko było zliczyć. Ale wiedziała jedno i temu nigdy nie zamierzała przeczyć; od momentu, kiedy Thomen pojawił się w jej życiu, wszystko stało się inne, być może lepsze. Ileż to razy miała ochotę go zabić i nie pozwolić na to, by wciąż zaprzątał jej głowę? Zbyt wiele… Wiedziała, że w druga stronę działało to dokładnie w ten sam sposób. Doprowadzała go do szewskiej pasji swoim zachowaniem i sposobem myślenia. Ale mimo to, wciąż ciągnęli do siebie i nic nie zanosiło się na to, aby potrafili bez siebie funkcjonować. To, co dla innych wydawało się być czymś kompletnie normalnym, dla nich było tak popierdolonym, jak to tylko możliwe. A mimo to wciąż funkcjonowali w tym zaskakująco dobrze. I darzyli się uczuciami tak cholernie wielkimi, że ją samą czasami aż to przerażało. Nie wyobrażała sobie teraz własnej egzystencji bez niego u swojego boku. Pomimo wszystko. Pomimo zadanych ran i ciosów, które pozostawiły ślady zarówno na jej ciele jak i jej duszy. Wiedziała, że sama nie była bez winy, niejednokrotnie raniąc go najmocniej, jak tylko było w stanie. A mimo to, wciąż i wciąż zakochiwała się w nim każdego dnia jeszcze mocniej, niż poprzedniego. Nie, nie byli wciąż beztroskimi nastolatkami, którzy mogli zrobić dosłownie wszystko, co tylko pragnęli. I wiedziała doskonale, że wiele rzeczy nigdy się nie zmieni. Jak choćby fakt, że któregoś dnia usiądą i na spokojnie porozmawiają o wszystkim. Nie liczyła na to, bo zarówno on jak i ona tego nie pragnęli. Dawali sobie niezbędną przestrzeń do istnienia w tej relacji tak długo, jak tylko tego zapragną. A ona wiedziała, że nie pozwoli mu na to, by wrócił do beztroski, do życia w którym jej nie było. Była gotowa zrobić wszystko, byle tylko Thomen wciąż chciał stać u jej boku.
Może właśnie dlatego tak uparcie pragnęła zrozumieć, dlaczego jego matka jej nienawidzi? Chciała działać, pozwolić sobie na to, aby ją polubiła. Chciała stać się częścią tej popapranej rodziny i zaprosić go do własnego świata, gdzie nawet nie powinien zaglądać, dla własnego dobra. Chciała, aby pewnego dnia, jego matka uznała ją za odpowiednią. Nie liczyła na cuda. Wiedziała, że prawdopodobnie nienawiść, nie jest bezpośrednio wymierzona w nią samą, ale chciała w ten sposób zniszczyć jego. I nie godziła się na to. Tak samo, jak nie godziła się na to, aby Thomen uparcie podążał tą samą ścieżką, jaką wyznaczył dla niego jego ojciec. Nie rozumiała potrzeby zaznajomienia się ze wszelkimi aspektami życia oraz jego choroby, tylko po to, by ostatecznie zakończyć swój los, na własnych zasadach. Chciała, by istniał przy niej jak najdłużej, bez zbędnego pierdolenia o tym, że to nieuniknione i nie może nic na to poradzić. Jak długo była przy nim, tak długo uważała, że każdego dnia uparcie odsuwała go od śmierci. I nie zamierzała kiedykolwiek poprzestać.
Zaskakujące, jak czas potrafił płatać figle. Miał dziwną manie postępowania według własnych zasad, bez ówczesnej konsultacji na ten temat z kimkolwiek. Teraz, kiedy potrzebowała, aby przyspieszył, sekundy zamieniały się w godziny. Odsunął się od niej, a ona próbowała nie okazać, jak wiele ją to kosztowało. Bezwiednie zacisnęła rozedrganą dłoń na materiale swoich spodni. Obserwowała, jak wstawał i chodził w tę i z powrotem. Mogła tylko podejrzewać, jak wiele wątpliwości dopadało go w tym momencie. Sama już się z tym zmierzyła niedawno, kiedy upewniła się co do tego, że faktycznie kiełkuje w niej nowe życie. Miała już czas, aby się z tym wszystkim pogodzić. Jednak teraz, niepewność kiełkowała w niej na nowo. Nie chciała znów spotkać histerii, która uparcie czaiła się w niedalekiej odległości. Musiała usłyszeć z jego ust zapewnienie, że wszystko będzie dobrze. Próbowała uspokoić oddech i rozkołatane serce, którego rytm był dla niej tak kompletnie obcym. Zacisnęła mocno powieki, modląc się w duchu do wszelakich bóstw, by to był tylko paskudny koszmar z którego za moment się ocknie. Pomagało jej to się skupić i odegnać łzy, które czaiły się za rogiem, gotowe w każdym momencie zaatakować. Bała się, że jeśli pokaże swoją słabość, to wszystko zostanie wykorzystane przeciwko niej, a tego by nie zniosła. Zaskoczona otworzyła oczy, kiedy kubek po kawie upadł na ziemię, a jego dłoń znalazła się na jej nodze. Wlepiła w niego gniewne spojrzenie, próbując wciąż walczyć ze łzami, aby nie wydostały się na policzki. – Wiesz, wolałabym coś znacznie mocniejszego – zakpiła, lecz z oczywistych powodów nie mogła sobie na ten rarytas pozwolić. Kiedy widziała jego spojrzenie poczuła się osaczona. Musiała wstać, wiec to uczyniła. Odeszła kilka kroków, by zatrzymać się po chwili w miejscu. Owinęła się ciasno ramionami, nie wiedząc, co zrobić dalej. To nie powinno wyglądać w ten sposób. Wiedziała, że powinno być inaczej i naprawdę pragnęła naprawić tę sytuację, ale nie była w stanie.
Thomen, nie wiem, co robić – powiedziała w końcu, odwracając się do niego przodem z nad wyraz spokojnym głosem. Histeria wciąż czyhała na moment jej słabości a ona wiedziała, że prędzej, czy później ten nadejdzie podczas tego spotkania. – Wszystko jest kurwa nie tak. I nie mam pojęcia, co będzie dalej. Nie mogę być teraz w ciąży. Nie mogę zniszczyć kariery, zmusić ciebie do powrotu do mnie, bo wiem, że nie tego pragniesz. Nie wiem, co będzie dalej, ale nie chcę tego zabijać. – głos łamał się jej z każdym kolejnym słowem, jaki wypowiadała. A ostatnie było już praktycznie niezrozumiałym. Łzy w końcu uwolniły się a ona zaczęła chaotycznie oddychać, nie zdolna do uspokojenia oddechu. Wpatrywała się w niego, jakby za chwilę miał rozwiązać wszelkie problemy, bo przecież ten jego też dotyczył. Jak ostatnio wszystkie, które pojawiały się w jej życiu. – Powiedz kurwa coś! – zażądała na skraju załamania. Chciała, aby powiedział, że wszystko będzie dobrze, lecz nie liczyła na tak wspaniałomyślny gest z jego strony.
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Paź 27 2020, 22:00;

Nie chciał normalności. Nie chciał niczego, co mieli inni. Nigdy nawet nie zwracał uwagi na to, co posiadają. Nie porównywał doświadczeń, przeżyć, czy opinii. Każdy miał prawo do prowadzenia swojego własnego, gównianego życia. Do momentu, w którym ktoś nie wchodził mu w paradę, unikał ich. Niepotrzebnych interakcji... Może nie zatrzymywał się dlatego, że wiedział, jacy mogli być inni. Oczywiście patrząc przez pryzmat samego siebie.
Odkąd pamiętał, dążył do tego jednego uczucia. Uczucia, że żyje... Adrenalina płynąca we krwi, powoli opuszczająca jego ciało. Nie wiedział, kiedy to nadejdzie, nie wiedział, kiedy straci kontrolę, kiedy opadnie z sił, czy zwyczajnie odpuści. To sprawiało, ta niewiedza, że czuł szybsze bicie własnego serca. I szedł tym kierunkiem. Im szybciej, mocniej biło w jego piersi, tym czuł się pełniejszy. Wolniejszy. Jakby nic nie mogło go już powstrzymać. Żadna choroba, żadna ułomność, która nie pozwala mu w pełni skosztować życia. Robił, co mógł, aby spróbować je chwycić, dotknąć... Poczuć. I tak jak szaleństwo opętało jego matkę, tak sam zatracał się w swoim własnym szaleństwie. Inne postawy, inny cel, jednak ostatecznie kończyło się na tym samym. Poddawał się torturom, oddawał szarlatanom... Nigdy nie mając tej pewności, że otworzy oczy przy kolejnym zabiciu serca. Uczucie, które towarzyszy mu za każdym razem, kiedy z nią był.
Dziwne, co? Nigdy nie uważał się za kogoś, dla kogo życiem mogła stać się druga osoba. Gardził słabościami, dlatego swojej tak usilnie starał się przeciwstawić. A to wcale nie była ta słabość, jakaś luka w jego ciele, w którą można uderzać i uderzać. W końcu tyle razy już w nią obrywał, a wciąż tu stał. Nie potrzebował niczego więcej. Wystarczyło jedno spojrzenie, a wiedział, gdzie powinien się znaleźć. Zarażał ją szaleństwem tak samo, jak ona zarażała go przyciąganiem do siebie. Czy gdyby było mu tak dobrze we Włoszech, jak w rzeczywistości było, wróciłby? Nie. Zostałby w miejscu, tak dobrze przez niego przyjętym. Jednak jej przyciąganie było silniejsze. Potrzeba bycia z nią była silniejsza. Silniejsza od jego woli. Stawała się czymś dla niego niepojętym, a jednocześnie tak znajomym i bezpiecznym.
Nie widział sensu w doszukiwaniu się sensu w tym, co wyczyniła jego matka. Już dawno zapomniał jaka była kiedyś... Jeszcze zanim zamartwianie się, medyczna opieka, kolejne zawody wyżarły jej duszę. Doskonale pamięta moment, w którym zaczynała zanikać w oczach reszty domowników. Było to jeszcze przed śmiercią Jonathana. Zostawił ich z nią na długo przed tym całym piekłem. Każdy powtarzał, że to Thomen i Earl przytrzymują ją przy życiu. Chłopak był raczej odmiennego zdania. Upartość... Nie miłość, czy silne matczyne uczucie. Upór, który przerodził się w szaleństwo. Właśnie tym się karmiła, aby później powoli wyssysać życie z bliźniaków. Dlatego nie widział powodu, dla których Silvia miałaby ją zrozumieć. Doszłoby do tego tylko w momencie, w którym sama oszalałaby do tego samego stopnia. Tego raczej będzie się starał uniknąć. Nie był Jonathanem. A ona nie była jego matką.
Co da wywołanie kolejnej kłótni? Krzyk nie odwróci tego, co się wydarzyło. Przecież kurewsko dobrze się przy tym bawili, wielokrotnie powielając ten schemacik. Nie powie jej teraz, że tego żałuje... Nie pomagało to, że wiedziała jak ma się do przedłużenia rodu Wessbergów. Sama zapewne nie chciała chodzącej bomby, małego potworka, który przy każdej okazji... Nie skazałby swojego wroga, a co dopiero własnej krwi na coś podobnego. Obiecał to sobie... Jak wiele innych rzeczy, których nie dotrzymał. Złamał na rzecz czegoś ważniejszego, istotniejszego od jego samego. Kiedyś stawiał siebie na piedestale, zrzucał każdego, kto tylko chciał dostać się bliżej niego... W przepaść przez dna, nasłuchując ich cichnących krzyków, lecz nigdy nie zanikających. Wiele się zmieniło od tamtego czasu, a chociaż wciąż był tym samym Thomenem, zrobił miejsce dla jeszcze jednego istnienia. Czemu nie miałby zrobić tego ponownie? Nikt nie powiedział, że będzie to chłopiec. Równie dobrze mógł zostać ojcem samych ciemnowłosych i temperamentnych dziewczynek, które nigdy nie będą musiały przeżywać tego, co tak doskonale znał. To cicha myśl, której chwycił się jak kotwicy.
Nie mógł na nią patrzeć, a jednocześnie nie mógł odwrócić wzroku. Wzroku od łez, które zaczęły płynąć po jej policzkach... Nie, nigdy nie obiecywał, że nie sprawi, że będą płynąć. Nie bronił jej przed światem, przed złem, przed samym sobą. Pragnął tych łez najbardziej na świecie, jakby one dały mu przeświadczenie, że było to prawdziwe. On był prawdziwy. To było prawdziwe. I nie mogąc odwrócić wzroku, kucał przy ławce... Niemal załamując ręce, nie mając sił, aby się podnieść. Jak to się stało, że nie wstał i jej nie objął? Czy mógł to zrobić? Powiedzieć, że wszystko będzie w kurewskim porządku? Nie. Nie mógł jej niczego dać, niczego zapewnić. Był tylko on. Czy to wystarczy? Musi. To go przerażało, paraliżując kończyny... Jak mogła nie być tego świadoma? Jak mogła sądzić, że on miał pojęcia, co z tym zrobić? Usiadł na ziemi, wyciągając z tylnej kieszeni klucze. Jej klucze, te, które miał jej przekazać z entuzjazmem jeszcze kilka godzin wcześniej. Zawisły między nimi, jakby miały być odpowiedzią na wszystkie nurtujące ich pytania, na niewiadome. -Czy wiesz, czego pragnę?-Uniósł nieznacznie brwi, spoglądając na nią z dołu. Jego wzrok sugerował, że nie miała o tym kompletnego pojęcia. Nie siedziała w jego pieprzonej głowie. Powiedziała mu, że nie chciała usunąć tego dziecka... Jednak, czy je chciała?-Do niczego mnie nie zmusiłaś. Powróciłem już kilka miesięcy temu, a jestem tu dlatego, że tam, gdzie pójdziesz Ty... Tam i ja.-Powiedział, powoli wstając, chociaż chwiejnie... Wciąż to do niego nie dochodziło, jednak przemierzył tych kilka kroków. Chwycił jej dłoń, podniósł ją na wysokość swojej piersi i odwrócił wewnętrzną stroną. Rzucił na drobną dłoń klucze, podnosząc wzrok. Uniósł wysoko brwi, uważnie i poważnie przyglądając się jej twarzy.-Będziesz chciała... Wrócisz do kariery zaraz po przecięciu pępowiny.-Thomen w roli ojca? Thomen z dzieckiem na rękach, w fartuszku związanym ciasno przy szyi, czekający na jej powrót z zimnym obiadem? Pragnął tego? Jeszcze nie wiedział. Jednak nie wzdrygał się na tę myśl, nie odrzucał jej całkowicie. Bardziej wkurwiająca była myśl, że mówiła tak, jakby doskonale znała jego pragnienia... A raczej decydowała o tym, które nimi nie są. -Myśl przed utratą go i Ciebie jest gorsza od obawy przed tym, co może stać się kiedy faktycznie przyjdzie nam się z tym zmierzyć.-Powiedział, a chociaż jego spojrzenie nie złagodniało, druga dłoń otarła jej policzku z łez. Przecież to będzie cholernie trudne i pokręcone, co miał jej powiedzieć... Stworzyć piękną ułudę, budowaną na niczym innym jak kłamstwach? Neeh.
Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyPon Lis 02 2020, 15:35;

Zawsze zaskakiwał ją fakt, jak jednocześnie skrajnie różni i podobni potrafili być w swoich działaniach. Dążyli do podobnych celów życiowych, jednak, aby je osiągnąć, obierali kompletnie różne ścieżki. Dla niej najważniejszym było, aby czuć, że żyje pełnią życia, rozkoszując się jego dobrodziejstwami i całym inwentarzem, jaki los mógł jej zagwarantować. Nie interesowała ją ciągła podnieta powodowana zbyt dużą dawką adrenaliny krążącej w żyłach. Choć, gdyby tak naprawdę było, czy nie wolałaby wybrać sobie w życiu czegoś prostszego, niż quidditch? Wmawiała sobie, że nie potrzebowała adrenaliny, ale prawda była taka, że chyba jednak stanowiła ona dosyć istotny element w życiu Włoszki. Ponadto niemalże każde spotkanie z Thomenem owocowało dużą dostawą adrenaliny do jej organizmu, a ona wciąż i wciąż lgnęła do niego, nie mogąc odmówić sobie tej przyjemności. Od dawna wiedziała, że stanowił on nierozerwalny element jej życia i codzienności. Stał się kimś, o kim myślała od razu po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem. Niekiedy egzystowała tylko po to, aby móc go jeszcze raz spotkać, przytulić, pocałować. Uzależniła się od niego kompletnie i niepodważalnie. Nagle teraz okazywało się, że nie tylko on stał się epicentrum jej prywatnego świata. Nagle okazywało się, że prócz Thoemna, pojawiło się w nim miejsce jeszcze dla jednego istnienia. Tego, które niezaprzeczalnie kiełkowało w jej ciele.
Nagle wszystkie problemy schodziły na bok, bo rodziły się nowe, tak kompletnie inne, że aż miała ochotę śmiać się na myśl, jak mogła wcześniej przejmować się takimi pierdołami! Jak mogła zastanawiać się nad tym, dlaczego jego matka tak ją nienawidzi, skoro aktualnie wolała skupić się nad tym, czy równie mocno będzie nienawidziła ich dziecko. Wszystko zupełnie zmieniało sens, jakby nigdy wcześniej w ogóle go nie miało. Co tam quidditch, co tam szkoła, co tam Thomen skoro cokolwiek mogłoby stać się dziecku. Temu, którego kompletnie się nie spodziewała i które już teraz tak bardzo pokochała z głębi swojego serca. Doskonale wiedziała, jak bardzo nie chciał on, aby jakikolwiek jego potomek pojawił się na świecie. Przecież miała świadomość tego, jaką chorobą jest obarczony. Równie dobrze wiedziała, że paraliżował go wręcz strach na myśl, że przekaże swoją chorobę jakiemuś niewinnemu istnieniu. Przecież rozmawiali o tym wielokrotnie. I w pełni podzielała jego zdanie na ten temat. Tylko, że teraz nie było odwrotu. Stało się i nie chciała, aby cokolwiek się pod tym względem zmieniło. Nawet jeśli on nie zamierzał podjąć się tego wyzwania, trudno, zrobi to samodzielnie. Wielokrotnie podejmowała się wyzwań znacznie bardziej karkołomnych. Nie podejrzewała, że wychowywanie dziecka będzie procesem lekkim, ale nie zamierzała się poddać. I postąpić jak zwykły tchórz, nie przyjmując na swoje barki konsekwencji za swoje zachowanie.
Obserwowała, jak upadł na ziemi, przygnieciony ciężarem wiadomości, jaką na niego sprowadziła. Słysząc to ciche pytanie, tylko pokręciła głową. Była gotowa udawać, że jest w pełni świadoma podjętej decyzji i bronić jej, dopóki tylko starczy jej sił. Niestety, łzy, które popłynęły po jej policzkach, nie dodawały jej wizerunkowi pewności siebie, czy w ogóle jakiegokolwiek autorytetu. Bała się. Tak cholernie się bała, kompletnie nieświadoma tego, na co się porywa. Kiedy wspomniał o tym, że jest w tym miejscu tylko dla niej, niemalże ugięły się pod nią nogi. Ile razy wcześniej pragnęła usłyszeć te słowa, a nigdy nie było jej to dane? Naprawdę musiała zajść w ciążę, aby w końcu usłyszeć tak ważne zapewnienia z jego strony? Pociągała nosem, kiedy zmierzał w jej stronę. Pozwoliła, aby chwycił jej dłoń i upuścił na jej wnętrze klucze. Początkowo kompletnie nie rozumiała, o co mu chodzi, jednak dopiero po chwili skojarzyła fakty z prowadzoną przez nich wcześniej rozmową. Wiedziała, że jest to klucz do posiadłości Wessbergów. Uniosła na niego załzawione oczy, próbując zrozumieć, co tu się właśnie działo. Jednak zdolność logicznego myślenia chyba postanowiła zrobić sobie w tym momencie wolne, bo żadna poprawna odpowiedź nie przychodziła jej do głowy. Czuła, jak ciężka gula w jej gardle powoli ustępuje. Oddech zaczął się wyrównywać im dłużej spoglądała w te jasne tęczówki. Przyglądała się jego dłoni, kiedy sięgał nią do jej twarzy aby otrzeć kilka błądzących na niej łez. I próbowała przyswoić słowa, które właśnie wypowiadał. Mętlik w jej głowie zwiększył się. Dotychczas była gotowa przysiąc, że będzie zmuszona bronić nienarodzonego życia przed jakąkolwiek przykrą decyzją. Tymczasem przekonywał ją, że on go chce? Nie, to nie mogło być to, o czym myślała. Jej umysł zaczął pracować na znacznie wyższych obrotach, kiedy zmarszczyła brwi. – Czyli ty… ty nie chcesz się tego pozbyć? – zapytała cichym głosem. Słowo „dziecko” nie mogło jeszcze przejść przez jej usta. Przynajmniej dopóki nie otrzyma potwierdzenia ze strony uzdrowiciela.
Powoli zaczęła kojarzyć coraz bardziej to, co właśnie jej przekazał. Palce w końcu zacisnęły się na ofiarowanych przezeń kluczach. Myśli zebrały się do kupy, stając znacznie bardziej optymistycznymi, niż były dotychczas. O słodki Merlinie! Kompletne zaskoczenie powoli ustępowało miejsca radości, która zaczęła ogarniać całe jej ciało. Pociągnęła nosem, pozbywając się ostatnich oznak łez, które niedawno się czaiły na jej twarzy. Oczy wciąż pozostawały zaczerwienione, ale na ustach powoli pojawiał się delikatny uśmiech. – Thomen, będziesz tatą – powiedziała w końcu, przysuwając się do niego. Wspięła się na palce i otoczyła jedną ręką jego kark. Ucałowała te ukochane przez nią usta, pozwalając sobie na przekazanie mu w tym pocałunku, wszystkich kumulowanych w niej dotychczas emocji. – Merlinie, ty naprawdę zostaniesz ojcem – wyszeptała prosto w jego usta, po czym przypomniała sobie o jednym, dosyć znaczącym fakcie, który spowodował, że odsunęła się na odległość kilkunastu centymetrów od jego twarzy. – Ale ty to przekażesz Giovanniemu – zawyrokowała, przypominając sobie o niedługiej wizycie jej wuja w Wielkiej Brytanii. Teraz mężczyzna nie będzie miał wyjścia i po prostu będzie musiał polubić Thomena.
Powrót do góry Go down


Thomen J. Wessberg
Thomen J. Wessberg

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 265
  Liczba postów : 343
https://www.czarodzieje.org/t16460-thomen-j-wessberg
https://www.czarodzieje.org/t16485-grozny#452917
https://www.czarodzieje.org/t16467-thomen-j-wessberg
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyPon Lis 09 2020, 18:14;

Kiedyś niewiedza była czymś ekscytującym, niebezpiecznym. Teraz? Była po prostu przerażająca, a to, że siedzieli w tym we dwoje... Powinno jakoś pomóc, prawda? Przebyte rozmowy na temat potomstwa, którego nie chciał, wcale nie pomagały w pogodzeniu się z tą sytuacją. Pamiętał, o czym jej opowiadał, przez co musiał przechodzić, chociaż nie był z nią całkowicie szczery. I wiedział, że ona również o tym wiedziała. O tym, jak zataił historię, zataił fakty, które sam starał się wyprzeć z podświadomości. Do tej sfery swojego życia nie dopuszczał heh w pełni, sam w sumie nie wiedział już dlaczego, skoro chciał dzielić z nią wszystko. W końcu po to wrócił... Bo nie mógł znieść kolejnych miesięcy bez jej obecności. Nie wyobrażał sobie...
Odkąd pamięta, podążał za bólem. Szukał go na każdym zakręcie, popychał się ku jawnej zagładzie... Tak funkcjonował, nieważne kogo zostawił za sobą. To pewnie z tego powodu uczepił się właśnie jej. Była różami, dziko rosnącymi, takimi z kolcami, które wdzierały się w jego ciało na centymetry. Walka z nią, kolejne próby ujarzmienia jej sprawiały mu jedynie czystą, destrukcyjną przyjemność.
Teraz widział ją, widział siebie... I całą tę dziwnie idealistyczną scenerię, w której występują w roli rodziców. Z dzieckiem, za którym biegnie, aż ostatecznie opada z sił. I z nią, śmiejąca się na tle. O dziwo, nie chciał uciec z krzykiem. Prawdopodobnie spieprzą komuś przyszłość i psychikę, bo w końcu połączenie tych genów to mieszanka wybuchowa. Każdy musi mieć jakieś życiowe osiągnięcie.
Westchnął przeciągle. Czy mówienie takich oczywistości będzie teraz normą? Czy okazywanie swojego stanowiska za pomocą czynów już nie wystarczało? Thomen będzie musiał nieźle się wysilić, skoro tak miały wyglądać najbliższe miesiące. Miesiące. Dni. Nawet nie chciał liczyć minut. Pokręcił lekko głową, jakby słowa nie mogły przejść przez jego gardło. Jakby podświadomość nie zgrała się z językiem.-Chcę Ciebie. Chcę wszystkiego co się z Tobą łączy. -Chciał dziecka, chociaż podświadomość jeszcze niedawno temu odrzucała tę możliwość. Przez cały czas, kiedy byli razem, utwierdzał się w tym oszustwie. Powoli zaczynał to dostrzegać... Nie mógł pozbyć się tego supła ściskającego mu wnętrzności, który nie był oznaką ogromnego stresu, ale powolnego zrozumienia. To były najintensywniejsze minuty w jego życiu, a on nie mógł skupić się na żadnym konkrecie. Dlatego ściskał jej drobną buzię, jak kotwicy, którą w rzeczywistości dla niego była.
Rodzina była dla niego zobowiązaniem, którego chyba w głębi potrzebował. Czy do spierdolenia kolejnego życia? Przewartościowanie wszystkiego nie było dla niego czymś obcym, w końcu dla niej zrobił ten wyjątek. Wpuścił ją do siebie, wręcz zaciągnął do tej niewielkiej przestrzeni. Rozszerzyła ją, dzięki niej oddychał pełną piersią, nadając sens tak wielu rzeczom.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, widząc jak, dochodziło do niej to, co właśnie jej powiedział. Działali w cholernie przyspieszonym tempie, a chociaż jazda była ekstremalna, właśnie taką preferował. Objął ją w pasie, przyciągając do siebie najmocniej, jak tylko się dało. Być może radość, która czaiła się w jej zaczerwienionych oczach, sprawiała, że i jemu się ona udzieliła? Te słowa brzmiały koślawo w jej ustach, jeszcze dziwniej brzmiały tuż przed pocałunkiem, którym go obdarzyła.-Myślałem, że najpierw zaczniemy od zwierzątka.-Uśmiechnął się szerzej, chcąc rozładować jeszcze widoczne napięcie na własnej twarzy. Wiele minie zanim dojdzie to do niego w pełni, nie chciał jednak aby była tego świadkiem. Jakby sam w głębi obawiał się tego, w jakiś sposób to nastanie... I co wówczas się stanie.
Skrzywił się, kiedy usłyszał o jej wujku, jakby z automatu wyobraził sobie jego postać tuż przed sobą. Nie da się zapomnieć tonu jego głosu ani postawy, a przede wszystkim spojrzenia, którym obdarzał wszystkich. Nawet najbardziej zaufanym ludziom. No tak, czyżby przed chwilą nie mówili o tym, jakim to dojrzałym partnerem był? Wykorzystywanie tego w tym momencie było poniżej pasa. Pięknie zagrane Valentii, trzeba Ci to przyznać.-Powiemy to razem, jak na szczęśliwych rodziców przystało.-Mruknął i przesunął dłonią po jej ramieniu, aby na sam koniec spleść ich palce. Uśmiechnął się lekko, dosyć blado jak na okoliczności, które przecież naprawdę go cieszyły... Zaskakująco, jednak faktycznie, w tym momencie nad szokiem wygrywała radość. Nie rozumiał tego uczucia, trudno mu więc odnieść się do tego, co w rzeczywistości się działo. Dlatego całą swoją uwagę poświęcał jej osobie. Była prawdziwa.-Byłaś już u lekarza? Co w sumie znaczy prawie pewna?-Spytał, lekko marszcząc brwi.-Nie chcę znać płci.-Słowa same wypłynęły z jego ust, pospiesznie, jakby zaraz sama miała mu zdradzić wszystkie informacje, a to przecież dopiero początek... Czy już mogli dowiedzieć się o płci dziecka? Kurwa, odnajdywanie się w takich nowych rzeczach przyjdzie mu z trudem.

Powrót do góry Go down


Silvia Valenti
Silvia Valenti

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : Silny włoski akcent, szeroki uśmiech na twarzy, kilka mniejszych blizn na dłoniach, leworęczna
Galeony : 1179
  Liczba postów : 853
https://www.czarodzieje.org/t16300-silvia-valenti#446874
https://www.czarodzieje.org/t16304-romo#446901
https://www.czarodzieje.org/t16302-silvia-valenti
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptyWto Lis 17 2020, 13:22;

Nigdy nie podejrzewała, że jej życie potoczy się w taki sposób. Nawet w najczarniejszych koszmarach i najwspanialszych marzeniach sennych, nie byłaby w stanie sobie tego wszystkiego wyobrazić. Teraz okazywało się, że to nie było tylko marzenie, ale rzeczywistość. Tak pokrzywiona i nieprawdopodobna. A jednak, kompletnie prawdziwa. Jak to, że on w tym życiu uczestniczył. Ktoś, kogo pierwotnie tak szczerze i bezkreśnie nienawidziła teraz stał się dla niej kimś, bez kogo nie wyobrażała sobie życia. I jednocześnie kimś, kto ofiarował jej coś tak wspaniałego, czego nawet nie wiedziała, że pragnie. Mogła dalej udawać, że ma wszystko poukładane i tylko ten ład i porządek się dla niej liczyły. Gówno prawda. Uwielbiała to, że nigdy nie wiedziała, czy zaśnie w tym samym miejscu, w którym się obudziła. Że nie wie, co przyniesie jej kolejny dzień a nawet godzina. Że jeździła emocjonalnym rollercosterem z niesamowitą prędkością. I w większości przypadków to właśnie on decydował o tym, co ją spotka. Zawładnął jej życiem, bezpardonowo wcisnął się w każdą wolną przestrzeń jej umysłu. Niestety jednak będzie musiał zrobić miejsca dla kogoś jeszcze. Kogoś, kogo sam stworzył.
Delikatny uśmiech pojawił się na jej wargach, kiedy wypowiedział te słowa. Przymknęła oczy, pociągając jeszcze raz czy dwa nosem. Miała ogromny mętlik w głowie. Nie wiedziała co zrobić, czy powiedzieć. Niepewność ją przerażała i uziemiała skutecznie. Jednak wiedziała jedno; póki on miał uczestniczyć w tym wszystkim, nie powinna się bać. Wszystko mogło zakończyć się fatalnie, bądź szczęśliwie. Może to dziecko nie będzie obciążone klątwą, z którą on się od zawsze zmagał. Tak wiele zmartwień i strachu narodziło się w niej w przeciągu zaledwie kilku dni. Wiedziała, że tak wiele pozostało jeszcze do zrobienia. Tak, prawdopodobnie spierdolą temu dziecku życie. Taka mieszanka genów nie mogła być tą dobrą i sprawić komukolwiek przyjemności. Nigdy nie mogła stwierdzić, czyj temperament był większy. Nie wiedziała, czyja agresja była donośniejsza. I jednocześnie, kto posiadał większą zdolność do kochania. Tak, z tego nie mogło wyjść nic dobrego, ale nie mogła się doczekać, aby sprawdzić to wszystko osobiście. Uchyliła powieki po dłuższej chwili, by znów spojrzeć w jego własne oczy. – Kocham cię, Thomen – powiedziała w końcu, z dalszym uśmiechem na ustach, który był w tym momencie jedynie zalążkiem tego, jaka radość miała zacząć ją rozpierać już za niedługo.
Prasnęła cicho śmiechem, który ostatecznie rozładował napięcie, które między nimi powstało. Tak, każdy normalny zacząłby zdecydowanie spokojniej, nawet po takim stażu, jaki ich łączył. Tylko że zarówno on jak i ona do normalnych osób nie należeli. Było im od tego stereotypu tak daleko, jak to tylko możliwe. – W naszym przypadku byłby to zapewne rogogon – mruknęła pod nosem, by znów parsknąć śmiechem. Mały smok zdecydowanie bardziej by pasował do ich charakterów niż przykładowo psidwak.
Szkoda, że w najmniej odpowiednim momencie postanowił wykazać się zdrową i rozsądną postawą. Bezwiednie zmarszczyła brwi, słysząc o tym, że chce, aby oboje przekazali tę informację jej wujkowi. Ona wolała zdecydowanie prostsze rozwiązanie, które zakładało, że to właśnie Thomen zmierzy się z Włochem i poinformuje go o tym, co miało się wydarzyć. Znaczy, prostsze dla niej. Miała jeszcze kilka argumentów pod ręką, których nie zawahała się w tym momencie użyć. – Nie ma mowy. To ja będę musiała męczyć się z porodem i będę latać do łazienki co dziesięć minut. Skazałeś mnie na kilka miesięcy cierpienia, więc teraz ty pocierpisz przez kilka minut… albo godzin – znów wróciła Valenti, która w najlepsze negowała to, co do niej mówił i nie zapomniała o tym, by po tych słowach pokazać chłopakowi język. Szczęście coraz mocniej kiełkowało na granicy jej świadomości, delikatnie zawłaszczając sobie przestrzeń w jej umyśle. Teraz, kiedy znała już jego opinię na ten temat, czuła, że nic nie może popsuć jej nastroju. Powoli zaczynała wierzyć, że faktycznie może być dobrze.
– Prawie pewna, to znaczy, że sprawdzałam za pomocą eliksiru i test wyszedł pozytywny. Poza tym wszystkie inne objawy na to wskazują. Jutro zamierzam iść do lekarza i już z jednym rozmawiałam. Ale nie chcę, aby dowiedziała się o tym zaraz cała szkoła czy wszyscy zawodnicy w klubie, więc robię to dyskretnie – wyjaśniła mu wszystko mając jednocześnie nadzieje, że rozwieje jego wątpliwości. Sama w tym momencie nie miała niemalże żadnych. Była wręcz pewna, że ta ciąża to nie jest tylko jej wymysł, ale fakt. Miała ochotę unieść brew kiedy wspomniał o płci. Szybko jednak zrozumiała, o co mogło mu chodzić. – Jeśli nie chcesz, to nie poznasz. Poza tym, na to jeszcze jest za wcześnie – powiedziała po chwili, przyznając mu rację. Ona sama nie zamierzała przez kolejne kilka miesięcy cały czas zastanawiać się nad tym, czy aby na pewno jej dziecko będzie obarczone jego wadą genetyczną. Wolała to wiedzieć od razu, choć nie powiedziała tego w tym momencie na głos.
Powrót do góry Go down


Christopher Walsh
Christopher Walsh

Nauczyciel
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Galeony : 4700
  Liczba postów : 2276
https://www.czarodzieje.org/t18076-christopher-o-connor#514253
https://www.czarodzieje.org/t18088-poczta-chrisa#514438
https://www.czarodzieje.org/t18079-christopher-o-connor#514252
https://www.czarodzieje.org/t18310-christopher-o-connor-dziennik
Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 EmptySob Mar 13 2021, 16:29;

Było mu ciężko. Nie miał ostatnio zbyt wielu sił, ani zbyt wiele czasu, co powodowało, iż czuł się nieco jak złapany w pułapkę, czego po prostu nie znosił. Zawsze miał wrażenie, że się dusi, kiedy na jego barki spadało zbyt wiele spraw naraz, a teraz wszystko to kręciło się wokół problemów wszystkich jego bliskich, zapewne w dużej mierze powiązanych z zawirowaniami politycznymi, które do tej pory znajdowały się daleko poza jego polem zainteresowania. Wszystko zaczęło się od Paula, który został zaatakowany, a potem jakimś cudem jego matka znalazła się w ogniu krytyki, bo kto to widział, żeby czarownica pochodząca właściwie z zupełnie mugolskiej rodziny wiązała się z kimś, kto chełpił się czystą krwią od pokoleń. Takich bzdur Christopher nie słyszał już od dawna i naprawdę nie chciał brać w tym wszystkim udziału, ale nie miał wyjścia. Spraw z całą pewnością nie ułatwiał Charlie, który był zadziwiająco słaby i przerażony, gdy siedział w Mungu przy łóżku swojego partnera; ani babka, która z niekłamaną radością przyjęła do wiadomości, iż jej synowa została znieważona i uznawano ją za jakąś zdrajczynię rodu, czy kogoś podobnego, czego O'Connor nie był w stanie pojąć. Jego nerwy były naprężone do granic możliwości, cierpliwość ostatecznie się skończyła, a teraz siedział tutaj, nie zważając na to, że nie było zbyt ciepło, zastanawiając się jednocześnie nad tym, dlaczego tak naprawdę wciąż był tak mocno przykuty do osób, które w jakiś sposób go skrzywdziły. Sam sobie to robił, nic zatem dziwnego, że odmówił przyjacielowi kolejnego pójścia razem z nim do szpitala, bo i tak doskonale wiedział, że Paul wcale nie życzył sobie jego obecności, odmówił również ojcu powrotu do domu uznając, że powiedział babce dostatecznie wiele, by nikt nie chciał go tam oglądać. Ponadto w obu tych sytuacjach nie mógł w niczym tak naprawdę pomóc, a jego milcząca obecność na nic się nie zdawała, doprowadzając jedynie do tego, że miał coraz większą ochotę zabrać wszystkie swoje rzeczy i znowu wyruszyć nie wiadomo gdzie. Merlin by go zapewne prowadził, ale to było ostatnie, czego teraz potrzebował. Nie mógł całe życie uciekać, nie mógł również tkwić jak kołek w płocie, patrząc na tych, którzy byli dla niego ważni, jak na jakieś słodycze na wystawie, do których i tak nie mógł się dostać.
Parsknął pod nosem, wyraźnie zirytowany tym wszystkim, a potem odsunął okulary na czoło i potarł zmęczone oczy mając wrażenie, że to odpowiednia pora, żeby nie tylko wziął się w garść, ale zaczął zmieniać swoje życie tak, jak sam tego chciał. Do tej pory ukrywał się tak po prawdzie w Hogwarcie, ale to nie powinno dalej tak wyglądać. Nie mógł jedynie kryć się za drzewami, udając, że nie ma na świecie czegoś, czego by chciał. Nie zamierzał również dłużej być tak bardzo związany z rodzicami, z babką, która jedyne, co potrafiła robić, to go obrażać, nie zamierzał również być przylepiony niczym rzep do Charliego, bo było to z jego strony co najmniej żałosne i nie dziwił się wcale, że Paul zdecydowanie miał go dość. Odetchnął głęboko, podciągnął jedną z nóg na ławkę i przez chwilę wpatrywał się przed siebie, nie przejmując się zupełnie tym, że bez okularów właściwie nic nie widzi. To w tej chwili nie miało najmniejszego nawet znaczenia.

@Joshua Walsh

______________________

After all these years
you still don't know
The things
that make you
beautiful
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Punkt widokowy - Page 10 QzgSDG8








Punkt widokowy - Page 10 Empty


PisaniePunkt widokowy - Page 10 Empty Re: Punkt widokowy  Punkt widokowy - Page 10 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Punkt widokowy

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 10 z 14Strona 10 z 14 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11, 12, 13, 14  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Punkt widokowy - Page 10 JHTDsR7 :: 
hogsmeade
 :: 
Park
-