Potężna magia ochronna wokół tego miejsca to podstawa. Chronią ją takie czary jak Fidelius czy zaklęcie nienanoszalne, by nikt niepożądany nie miał tu wstępu. Obecność tak różnorodnych gatunków smoków stwarza zagrożenie, które zażegnać mogą inni treserzy.
W tym wielkim pustkowiu znajduje się budynek, gdzie prowadzone są zajęcia, a wszyscy inni mogą bezpiecznie odpocząć. Na wzgórzach wydzielono odpowiednie sekcje, by każda przebywająca tu bestia miała chociaż namiastkę warunków potrzebnych do życia oraz nie doszło do niebezpiecznych starć między danymi gatunkami. Niewykwalifikowani w opiece nad smokami czarodzieje, choć mogą, nie zapuszczają się zwykle w te tereny w obawie przed przypłaceniem to życiem.
Jeśli nie pracujesz w Dep. Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami bądź w Dep. Wyszukiwania i Oswajania Smoków, musisz rzucić koscią w pierwszym poście w temacie:
2, 4, 5, 6 — niestety Twoja wizyta na Wzgórzu skończyła się onfrontacją ze smokiem, zostajesz mocno raniony, wymagasz natychmiastowej wizycie w św. Mungu. Płacisz 15 galeonów za prywatną wizytę u lekarza. Rozliczeń dokonujesz w tym temacie. Obowiązkowo musisz opuścić temat po pierwszym poście. 3 — udaje Ci się spędzić czas na wzgórzu bez nieprzyjemnych doświadczeń, nie napotykasz żadnego smoka, 1 — masz niebywale szczęście, nie dość, że nie spotkało Cię tu nic bolesnego, w oddali dostrzegasz stado (najedzonych) smoków, mijają cię obojętnie
Ostatnio zmieniony przez Gabriel I. Chaismore dnia Sob Sie 30 2014, 09:48, w całości zmieniany 1 raz
To, co działo się dokładnie ze smokiem u poprzedniego już właściciela było zagadką, której do końca nigdy miało nie udać się rozwiązać mimo usilnych starań. Ale nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość, skoro trzeba skupić się na dotarciu do istoty w chwili, w której wymagała ona natychmiastowej interwencji i aklimatyzacji w nowym miejscu zamieszkania. Gadzina początkowo przyjęła skruszoną pozycję obronną, a raczej przestraszoną, by następnie powoli otworzyć ślepia i odwrócić głowę w stronę Huanga, który choć zbliżał się coraz bardziej, to jednak wciąż nie wymierzył żadnego ciosu czy innej kary, jakiej zwierzę mogło się spodziewać. Początkowo smok wzdrygnął się i odsunął pod wpływem dotyku Longweia, ale jeśli ten spróbował jeszcze raz, istota pozwoliła się dotknąć, choć ponownie odwróciła łeb, nie do końca czując się z tym komfortowo. Huang mógł za to dostrzec rany, które z daleka były niewidoczne. Oprócz przerażającej ilości zgniłych łusek i mięsa, które prześwitywało przez niezagojone rany, widać było także ślady po niewątpliwie czarnomagicznych zaklęciach i ciężkie do zidentyfikowania blizny, prawdopodobnie powstałe na skutek jakiegoś rzadkiego artefaktu.
Longwei dostrzegł postawę smoka, tego, jak wyraźnie się go bał, ale na to nie mógł zaradzić. Przynajmniej nie w tej chwili. Pozostawała jeszcze sprawa, że czasem taki strach był dobry i pozwalał treserowi dłużej pożyć, choć akurat Huang był zdania, że powinno się wypracować wzajemny szacunek i jakimś sposobem znaleźć się na pozycji przywódcy w stadzie smoków, zamiast potęgować ich strach wobec czarodziei. Ostatecznie nawet zaszczuty psidwak mógł kiedyś zaatakować, a nikt nie chciał być obiektem ataku smoka. Mężczyzna nie poddawał się, gdy smok odwrócił łeb i ponownie spróbował dotknąć jego skóry. W końcu zwierze pozwoliło się dotknąć i Longwei mógł powoli przesunąć dłonią po jego łuskach, mimowolnie myśląc o smoku, jak o dużym psie. Wręcz ogromnym. - Hej przyjacielu, to się nazywa pieszczota… Głaskanie… Podobno też uspokaja, a chciałbym, żebyś czuł się tu właśnie spokojniej - mówił łagodnie do smoka, obserwując jego ciało, dostrzegając rany, o których nie mówił Freddie. - Ktoś próbował cię spętać? Traktowano cię jak worek treningowy? Biedactwo… - mówił dalej łagodnie, rozglądając się odruchowo za współpracownikami. - Wygląda na to, że nie tylko maści mogą się przydać. Będzie trzeba sprawdzić, gdy zaśnie, czy nie obłożono go jakimiś… Klątwami? Ma ślady po zaklęciach i czymś… Nie wiem, czym to mogło być, ale nie jestem pewien czy widziałem kiedykolwiek takie blizny - odezwał się odrobinę głośniej, mając nadzieję, że Tyron go usłyszy, nie przestając głaskać smoka. Wydawało mu się, że zdołał uspokoić zwierzę na tyle, żeby uzdrowiciel mógł zacząć swoją pracę, choć mógł się mylić.
Porównanie smoka do psidwaka było wymagało raczej sporej wyobraźni, ale chyba działało. Choć początkowo istota podchodziła do Ciebie nieprzychylnie, tak Twoja delikatna postawa i spokojny głos sprawiały, że nieco mniej się wycofywała. Zranione zwierzę raz po raz drżało pod Twoim dotykiem, a gdy przypadkiem zahaczyłeś dłonią o jedną z ran, ponownie machnęło skrzydłem cofając się o krok. Widać, że czekało was z nią wiele pracy i cierpliwości. -Już, już, już jestem.... - Usłyszałeś zdyszany głos Tyrona, który wyglądał, jakby przeszedł niemałe tornado. -Awaria pod Bristolem. Ja pierdolę, co tam się odjebało. W życiu nie widziałem tylu flaków i porozrzucanych koś.... - Przerwał, gdy tylko znalazł się bliżej smoka i zobaczył w jak złym stanie jest. -O żesz ja Cię pierdolę.... - Zamarł, słuchając uważnie Twoich słów i jednocześnie wodząc wzrokiem po miejscach, o których opowiadałeś. -Skąd wyście go zabrali? Wygląda jakby sam Voldemort trzymał go jako zabawkę. - Wyraził w końcu swoją opinię, powoli zbliżając się do smoka, który wyraźnie przychylniej podchodził do smoczego uzdrowiciela niż do Ciebie. -Chyba będziecie musieli przenieść go do ambulatorium. To wymaga więcej roboty niż kilka maści i zaklęć. - Powiedział w końcu wskazując gestem, byś podał mu leżący nieopodal bezdenny plecak, z którego wyjął fiolkę dymiącego eliksiru. -Stary, musisz go jakoś uspokoić, będzie nieprzyjemnie. - Spojrzał na Ciebie nieco zmartwiony, jakby dokładnie wiedział, że możesz nie wyjść z tego w najlepszym stanie.
Kostki:
Rzuć k100 na to, jak sobie radzisz.
1-30 Równie dobrze mogłoby Cię tu nie być. Ba, nawet lepiej by wyszło, bo pod wpływem bólu smok kuli się w sobie i dostajesz z łapy tak mocno, że łamie Ci bark. Jeśli posiadasz odpowiednią ilość punktów z uzdrawiania w kuferku, możesz się naprawić, jeśli nie, czeka Cię obowiązkowa jednopostówka u jakiegoś uzdrowiciela.
31-70 Jest w miarę w porządku, ale Twoje wysiłki nie są idealne. Raz po raz smok wierci się i próbuje uciec mimo wszystko czując jakiś ból w wyniku działań Tyrona, przez co kolega ma problem z załagodzeniem ran istoty.
71-100 Widząc, co się odpierdziela koledzy, którzy wcześniej Cię opuścili przybiegają z posiłkami i wspólnymi siłami udaje wam się opanować sytuację. Brawo!
______________________
Longwei Huang
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, łagodny uśmiech, blizny na łydce i na plecach
Longwei słuchał słów Tyrona z uwagą, zastanawiając się mimowolnie, co rzeczywiście musiało się stać pod Bristolem, aż w końcu drugi mężczyzna także dostrzegł obrażenia smoka. Zdecydowanie nie było to coś, co stanowiłoby przyjemny widok, ale Huang zmarszczył brwi, słysząc, że nie wystarczą na to maści. W takim razie rzeczywiście było z nim o wiele gorzej, niż początkowo się zdawało. Podał mężczyźnie plecak, nie przestając delikatnie głaskać smoka, mając wrażenie, że mimo wszystko to pomaga się stworzeniu rozluźnić, ale zaraz sam spiął się, słysząc słowa uzdrowiciela. Czym był dymiący eliksir? - Postaram się, ale w razie czego, lepiej się pospiesz - odezwał się Longwei, odwracając się znów twarzą do smoka. - Nie wiem, co ona ma w dłoni, ale wszystko jest po to, żeby ci pomóc. Może być nieprzyjemnie, ale musisz to wytrzymać. Damy radę, prawda przyjacielu? - mówił cicho do bestii, uśmiechając się lekko, starając się być wciąż równie spokojny, co wcześniej. Trudno jednak powiedzieć, czy powodem był brawura, poczuł się zbyt pewny swego, a może zwyczajnie stanął zbyt blisko łapy smoka. Jakikolwiek nie był tego powód, Longwei w jednej chwili głaskał szyję zębacza, a w następnej leżał na ziemi, czując potworny ból od lewego barku, który przyprawiał go o mroczki przed oczami. Smok kulił się z bólu, co wcale nie poprawiało samopoczucia jego opiekuna. - Potrzebna tu pomoc! - krzyknął, mając nadzieję, że ktoś przyjdzie, aby pomóc uspokoić smoka, żeby za moment uzdrowiciel nie był ranny. Sam spróbował podnieść się z ziemi, zaciskając zęby z bólu, od którego miał ochotę wrzeszczeć, chcąc mimo wszystko podejść znów do smoka, spoglądając w stronę uzdrowiciela, aby sprawdzić, ile ten potrzebował jeszcze czasu.
Na opowieść o Bristolu miał jeszcze przyjść czas, ale teraz trzeba było zająć się pacjentem, który widocznie miał za sobą zbyt wiele krzywd. Tyron nawet nie dziwił się widząc zachowanie smoka. Musiał być naprawdę mocno zastraszany i torturowany patrząc po tym, co mówiło jego poranione cielsko i spodziewał się, że proces rekonwalescencji będzie dłuższy niż ktokolwiek by tego chciał. -Uwierz mi, nie chcę tego rozwlekać. - Powiedział wyraźnie zamyślony i zniesmaczony tym, co widział. Oczywiście miał żal do byłego właściciela gada i nie potrafił wyobrazić sobie, jak można być tak cholernie okrutnym. Skinął więc Huangowi, gdy ten podał mu eliksir, a następnie odkorkował fiolkę i zajął się leczeniem mając nadzieję, że kumpel da radę jakoś opanować sytuację. Niestety, smok zareagował naprawdę mocno, powalając Longweia na ziemię i przy okazji łamiąc mu bark. Będąc w trakcie opatrywania smoka, Tyron nie mógł jednak teraz zaprzestać i pomóc współpracownikowi. Skierował więc szybko różdżkę ku górze, wypuszczając z niej chmarę czerwonych iskier, na co powoli zaczęli zbiegać się inni pracownicy rezerwatu. -Potrzebuję jeszcze kilku minut. - Powiedział, ponownie wracając do obrażeń z jakimi miał do czynienia. Jeden ze smokologów zajął się jednak zabezpieczaniem Huanga i jego uszkodzonego barku. -Tyron! Biorę Weia do Munga. Dacie sobie radę? - Zapytał, a gdy tylko dostał machnięcie ręką, zrozumiał, że ma wypierdalać i nie przeszkadzać, więc chwycił kolegę pod ramię i razem zniknęli z charakterystycznym trzaskiem.