Na drugim piętrze, dla odmiany, okienka są dość małe. Każde z nich ozdobione jest dwoma małymi kolumienkami, które skutecznie powstrzymują próbujące się do środka Słońce. Sklepienie jest dość nisko, szczególnie w porównaniu z innymi. W równych odstępach wiszą na nim lampy oświetlające korytarz ciepłym światłem.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:48, w całości zmieniany 1 raz
No nie, jak to możliwe, że znała jego gesty na pamięć? Musiała wobec tego być wyjątkowa, bo Jay rzadko kiedy utrzymywał dłuższe kontakty z dziewczyną niż parę dni, dzięki czemu zazwyczaj ne zapamiętywały jego ruchów, dzięki którym wprawiał dziewczyny w stan lewitacji i uwielbienia do Jaya. - Jak zwykle? To słabo...- stwierdził Jaydon krzywiąc się lekko. W zasadzie u niego też zupełne nudy. A jeszcze w porównaniu do tego co się działo na Malediwach... ach, jakże tęsknił za wakacjami. A dopiero początek października. Rozejrzał się w jedną, a potem w drugą stronę. - No to... no nie wiem... Możemy gdzieś razem pójść- stwierdził drapiąc się po głowie i robiąc uroczą minkę, zastanawiając się gdzie.
- Słabo - westchnęła, przyznając mu rację. Ale był jeszcze czas, żeby cokolwiek się rozkręciło, wystarczyło czekać. Nie wiadomo ile, ale... może coś miało zacząć się dziać po rocznicy Hogwartu? Albo na Noc Duchów? Ha, mogła już sobie wymyślać przebranie! - Z... - miała powiedzieć, że z nim bardzo chętnie, ale urwała, uznając, że nie będzie go przecież niepotrzebnie komplementować. I tak coś jej się wyrwie przy najbliższej okazji. Szybko jednak wróciła do tego, co miała zawrzeć w odpowiedzi. Trochę to skracając. - Bardzo chętnie. Ale gdzie? - zapytała. - Na błoniach zimno, do Hogsmeade daleko i zimno, w zamku zimno i nie mam pojęcia gdzie - uśmiechnęła się lekko. Och, no tak, mogli iść do Lodowej Komnaty. Zawsze jakaś odmiana, tam było lodowato!
Jaydon nawet nie zastanawiał się jak chciała dokończyć zdanie Audrey. W końcu przyzwyczaił sie do tego, że dziewczęta przy nim wręcz tracą głos i nie wiedzą co powiedzieć! - Masz racje wszystkie miejsca są nieodpowiednie dla nas!- stwierdził kiwając z zastanowniem głową. Gdzie mogliby iść? Nagle na jego twarzy pojawił się szelmowski uśmiech, który z pewnością była znany Audrey, skoro już wiedziała jaki jest jego charakterystyczny gest. - Mój gabinet! Jak mogłem zapomnieć- powiedział teatralnie wzdychając. - Jest ciepło, przejmnie i żadnych wałęsających sie tu i tam pierwszaków, to co?- zaproponował Aud.
Zaśmiała się. Och, no tak, byli tak wyjątkowi, że nawet Pokój Życzeń nie był odpowiednim miejscem, zaiste. A uśmieszek rozbroił ją kompletnie. - Skoro jest ciepło, to jak najbardziej mi odpowiada - stwierdziła. - A więc prowadź, panie psorze - skłoniła się teatralnie. Zastanawiała się, jak się urządził. Sama na pewno coś by zmieniła, gdyby zajęła po kimś gabinet. A poprzednią nauczycielką latania była kobieta, więc tym bardziej coś tam się zmienić musiało. - Tak właściwie, to gdzie masz gabinet? - zapytała nieco zdezorientowana. Ha, okazuje się, że wcale nie tak trudno wyjść na idiotkę.
Zwiedzanie tej olbrzymiej szkoły stanie się chyba jego hobby, jeśli tylko będzie miał więcej czasu... Schody doprowadziły go tu, na drugie piętro, które co prawda wydawało mu się nieco mroczniejsze, szczególnie zważając na późną porę. Wyjrzał przez małe okno - śnieg sypał sie z nieba grubymi płatkami. To od razu przywodziło mu na myśl ojczystą, wiecznie zimną Rosję. I stał tak chwilę zamyślony, mimo wszystko uśmiechając się do siebie...
Był już dosyć późny wieczór, a Raisa jeszcze nie zdążyła odnaleźć się wśród tych Hogwarckich murów. Była już podenerwowana, miała dość snucia się po korytarzach. A wędrowała od rana, nie znalazłszy swego celu, którym była biblioteka (zapewne już zamknięta). Westchnęła zrezygnowana i zeszła po tych dziwnych schodach piętro w dół, gdzie dostrzegła znajomą postać. Podeszła do niej szybko. - Igor! Nie masz jakiejś mapki? - jęknęła, rozglądając się za jakimś świstkiem, który pomógłby jej odnaleźć drogę. Na nic, choć nawet na to nie liczyła. Skoro nie znalazła takiej rozpiski w ciągu dnia, to teraz tym bardziej jej się nie uda. A w sypialni zostawiła swoją szklaną kulę, którą teraz chciała zapytać o wiele spraw. Dobrze chociaż, że miała przy sobie swój szczęśliwy amulet.
- Oh, Raisa... - wyrwany ze świata własnych myśli, przez dłuższą chwilę analizował pytanie dziewczyny, starając się je ogarnąć... - Mapa? Niestety, Kochana, ale nie posiadam... ale może mimo to mogę Ci jakoś pomóc? - zaproponował, czując się do tego wręcz zobowiązany. Wyciągnął z kieszeni swój flakonik z Eliksirem, odkorkował go, i pociągnął nieduży łyk, zaraz chowając buteleczkę. Wrócił wzrokiem do brunetki, przyglądając się jej uważnie z uśmiechem na ustach... Tym razem znacznie szerszym, głównie dzięki swojemu małemu lekarstwu.
- Szkoda - wtrąciła rozczarowana, kiedy dowiedziała się, że na pewno nie ma mapy. No to teraz nigdzie nie trafi. - Ach, pomóż mi tylko dojść do skrzydła studenckiego, a dalej powinnam znaleźć drogę - powiedziała nieco niepewnie. Stamtąd na pewno będzie bliżej, ale wcale nie była pewna, czy uda jej się dotrzeć do sypialni. Architekt tej szkoły musiał mieć nieźle poprzestawiane w głowie. Raisa już czuła się, jakby nie tyle co schody zmieniały swoje miejsce. Tu nic nie miało swojego miejsca, zawsze było gdzie indziej. Jeszcze nigdy nie czuła się tak zagubiona, jak w tym zamku. Do tego był wielki. Ogromny wręcz. - Jak sobie radzisz? - zapytała ciepłym tonem. Jak zwykle odczuwała pewne zmartwienie jego stanem. Była co prawda przyzwyczajona do zawsze obecnego flakonika, ale mimo wszystko... Na pewno nie przeszkadzało jej to w tej przyjacielskiej trosce.
- Skrzydło studenckie... - powtórzył cicho, rozglądając się. Właściwie, to nie był pewny, którędy droga, ale w końcu wskazał w prawo - To tędy. Kiedy tak szli, zastanowił się nad pytaniem dziewczyny. Wlaściwie, to nie było doskonale... Liczył, że kiedy już spotkał Raphaela na żywo, to szybko załapią kontakt i może... coś z tego wyjdzie. - Dobrze. - powiedział, kiedy tylko stwierdził, że cisza trwa zbyt długo. - Grigori i Dimitri jeszcze nic mi nie zrobili tylko dlatego, że nie jestem chorym pijakiem tak, jak oni, a to już swoisty sukces. - stwierdził, z każdym kolejny słowem ściszając głos. To była czysta abstrakcja, że ze wszystkich osób z którymi się zna, właściwie tylko Raisa była mu bliska...
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Przyszła tytaj cała dygocząc. Czekała na Matiasa z jakieś 15 minut aż przyjdzie. Kręciła się w kołko, a później obchodziła korytarz po długości. Wyjęła wodę z plecaka i się jej napiła. Odetchnęła z ulgą jak poczuła, że zrobiła się spokojna. Przecież jej przyajciel jej lojalny i nie przeczyta nawet tytułu tego zeszytu.
O nie, Matias na pewno nic nie przeczyta! Ale musiał przecież wiedzieć czyj to zeszyt, co nie? Z drugiego na ostatnie, z ostatniego na drugie piętro. Kondycja Matiasa była chyba coraz lepsza, nie powinien narzekać. - O, jestem, jestem. - pomachał do niej ręką i prawie podbiegł. - Czy to twój? Pokazał jej ten zeszyt, formatu A5. Tak, to znalazł, kiedy zwiedzał sobie salę.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Jaka była szczęśliwa, że go zobaczyła. Popatrzyła na zieloną okładkę. Tak to jej zeszyt! - Tak mój! Dziękuję jesteś kochany - podbiegła do niego i się przytuliła. Nie mogła lepiej trafić na osobę która to znalazła. - Co zrobić w podzience? - uśmiechnęła się dość zabawnie. Uwiesiła się na jego szyji. Chyba poniosło ją przez radość.
Oj, jestem w zoo!, pomyślał Matias widząc jak Morgane się wiesza na nim. Jeszcze chyba nikt się nie przytulał w ten sposób. - Twoje 'hagsy' wystarczą na zapas. - powiedział zakłopotany. ,,Hagsowanie" Matiasa to tak jak powiedzieć, że mleko jest czarne. Kompletne kontrasty. Matias w ogóle nie wyglądał na takiego, co się go przytula i mizia po policzku gaworząc ,,mój ty słodziasi cukieraseczku, chodź do matuli".
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wyszczerzyła się przez słowa kolegi. - Na zapas? No wiesz... - udała smutną, ale w rzeczywistości było inaczej. Lubiła się przytulać do Matiasa. Gdyby wiedziała, że jako pierwsza przytuliła się do niego w taki sposób to, by pewnie skakała z radość.. Aczkolwiek chyba Matias, by nie zauważył, że ona skacze, bo nadal, byłaby niższa od niego. Ale dzisiaj miała buty na obcasie.. Morgane jak kogoś lubiła mogłaby mieć miano "szczęśliwego chochlika". Jednak chyba, by komuś dokopała za takie słowa. Puściła się szyji Matiasa. Troszkę się jej głupio zrobiło. Ukryła wyraz swojej twarzy za rozpuszczonymi włosami.
Ona naprawdę wyglądała i zachowywała się jak chochlik. Brakowało jeszcze tego złowieszczego chichotu. Ale... lepszy chochlik niż troll, prawda? A Matias wiedział, że niektórzy zostają trollami przez niski wzrost. Jakoś nie rozumiał jej powodów do smutku. Bo on w ogóle nie rozumiał kobiet, ale gdyby nawet coś z tego kapował... To na pewno musiałby zwariować! - Ten zeszyt to... Od OPCM? - zapytał zerkając na to, co trzymała w rękach... Trochę za dużo serduszek. Czyżby aż tak lubiła Sparkle?
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Wybuchnęła śmiechem. - Od OPCM? Nie, nie... - Zachichotała szyderczo. Nie wiedziała czy mu się przyznać, że to pamiętnik czy lepiej skłamać... ale w końcu chodziła z nim na lekcje.. Skąd miała wiedzieć, że nie pamięta jej szeszytów.. - To pamiętnik - Powiedziała dość nie pewnie. Morgane na miano trola nie zasługuje.. Jest mądra, ale nie głupia..! Świrniętą wróżką już była.. W zakazanym lesie. Tak.. Dziewczyna jest innej rasy i jest chochlikiem.. A przynajmniej tak w sercu miała nadzieję. Trzymała troszkę kurczowo pamiętnik. Denerwowało ją już, że narysowała tyle serduszek. Próbowała sobie przypomnieć na której stronie napisała co myślała o Matiasie. Zadrżała. Chyba na drugiej! Prowadzi głupi ten notatnik od roku.. Od czasu gdy go spotkała i sie poznali. Musi spalić to coś, bo zaczyna robić problemy.. - Wiem to dziecinne.. - złamał jej się głos. Chciała coś jeszcze powiedzieć, a po prostu schowała pamiętnik to plecaka.
Pamiętnik? Matias nie miał pamiętnika, tylko coś na wzór złotych myśli. I nie, nikt mu się tam też nie wpisywał, ani on nie opisywał co się danego dnia zdarzyło. Wiedział, że w przyszłości i tak to będzie wyglądało śmiesznie. - Czy ja wiem... - wzruszył ramionami. - Jeśli ci się to podoba, to nie ma powodów dla których miałabyś zaprzestać swojej działalności. Z resztą... ciekawe co tam pisała. Znaczy Matias mógł się doczytać swojego imienia, ale Morgane też była u niego napisana, z tyłu zeszytu do Astronomii. Dlatego, bo trenował sobie podpis i próbował ją skopiować. Tak z ciekawości, bo nie wiedział czy potrafi.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Pismo Morgane było idealnie nieskazitelne. Miała swoje ulubione pióro i pisała wyjątkowo ładnie. Tak jakby wziąć czcionkę ze starych zżółkniałych listów.. Dziewczyna dbała o swoje staranne pismo. - Dla niektórych takie coś jest śmieszne.. - Popatrzyła na jakiś zegar. Czas ich odrobinkę gonił. Zapadła taka cisza, że można było usłyszeć sekundy wystukiwane przez wnętrze tego wiekowego zegaru. Miał on tyle wzkazówek.. Nie dało sie połapać o którą chodzi godzinę, ale przecież Morgane ma już go opanowanego. Każdy uczeń który się pilnie uczył.. - Masz już jakieś plany na przyszłość? Co będziesz robił po tym ostatnim roku w tej szkole? - zapytała, by skończyć ciszę.
Oboje wyszli na korytarz, gdzie było dość sporo uczniów. Constantine'owi zrobiło się bardzo zimno, więc objął się ramionami, czując jak może oddychać normalnym powietrzem, które dziwnie na niego nie oddziaływało. - Nie wydaje ci się, że oni wszyscy się tak na nas gapią ? - zapytał Kostek, łapiąc się za kark. Na szczęście każdy z uczniaków był zajęty czymś innym, dlatego nie było większych problemów z odwracaniem od siebie uwagi. Ach, Brown i jego przywidzenia. - Ja chcę do Francji - jęknął niezadowolony, faktycznie stęskniony za owym krajem. Za dużo przesiedział w Anglii, a jakoś specjalnie za nią nie przepadał - Joel, nie wiem jak ty, ale mam ochotę rzucić się w śnieg - dodał chłopak, mierzwiąc swoje włosy dość niespokojnie. Tak, tak, znowu go roznosiło ! ADHD... Bardzo możliwe.
O, faktycznie, trochę tu ludu było, ale ale! Co oni tu wszyscy robili? O kurde! Na pewno się wydało, że Kostek i Dżoel stchórzyli i zostawili trupa tamtej dziewczyny z Krukonką. O taaak, tamta dziewczyna musiała podkablować i teraz oni na nich czyhają, złapią, wrzucą do lochów, albo co gorsza - wyrzucą ze szkoły! Ah, i nawet supermoce Constantine'a (których zapewne nie posiadał) na nic się nie zdadzą. Są straceni, powiadam, straceniiiiiiii! Ale chwila, żaden z uczniów nie miał wideł, ani lin, ani ognia, różdżki w pogotowiu też nie miał. - Ufff, chyba o niczym nie wiedzą, a gapią się, bo jesteśmy przystojni, co nie? - upewnił się, trochę nachylając do Kostka. Dzoelek, całkowicie już wyluzowany, przeciągnął się i wyłamywał sobie palce. - Ja też! - odpowiedział, na obydwa pytania Kostka. No, chciał wracać do cudownej Francji i rzucić w śnieg też się chciał. - To kto ostatni na błoniach ten debil! - krzyknął jak dzieciak, po czym puścił się biegiem korytarzem, na błonia.
Garcon z adhd ?! Tego jeszcze nie było ! Kostek uśmiechnął się szeroko, gdy zrozumiał, że póki co plotka o trupie nie rozniosła się po szkole. Wtedy byliby całkowicie odrzuceni przez społeczeństwo. O nie! - C-co ? - zapytał całkowicie zielony, zastanawiając się nad sensem rzucania się w śnieg. Ostatecznie zaczął biegnąć wzdłuż korytarzu, nagle prześcigając Joela. - De...- chciał dokończyć bil, ale przywalił w ścianę, której nie zauważył i upadł na ziemię. Ale on ma supermoce i dzięki temu powstał z martwych, dalej udając się po schodach w dół. Szczegół, że co jakiś czas uczniowie wywalali się przez niego na ziemię, on musiał wygrać te zawody. Inaczej zostanie pohańbiony na wieki.
Jane szybkim krokiem weszła na korytarz. Umówiła się tu z Kath, ale Ślizgonki jeszcze nie było. No cóż.. zaczeka. Krukonka usiadła na parapecie okna, wyglądając przez nie. Jak wiele rzeczy się zmieniło, odkąd przybyła do Hogwartu. Tych złych.. ale dobrych też sie kilka wydarzyło. Po pierwsze, ma przyjaciół; po drugie, dobrze się czuje we własnej skórze. No i po trzecie – zakochała się! Jane powoli wyjęła z torebki swój szkicownik i zaczęła malować. Serca i serduszka i wszystko inne co jej przyszło do głowy.
Biegła ile sił w nogach. Jak zawsze, musiała się spóźnić i tym samym udowodnić wszystkim jaka była niedokładna i niesłowna. Gdy znalazła się na drugim piętrze, w oddali, na końcu korytarza dostrzegła siedzącą na parapecie Jane. Jej buciki stukotały pod kamiennym podłożem. Uwielbiała ten dźwięk. Poza tym, uwielbiała biegać w butach na obcasach. Tak, było to dziwne, ale niestety nawet na zwykły wuef dziewczyna nie założyłaby trampków. Co najwyżej małe szpilki. Jak zawsze wyglądała ładnie. Jej włosy były ładnie poczesane, a w ruchu jej loczki kołysały się na boki. Grzywka jak zawsze stała na wszystkie strony, jakby poraził ją prąd. Ubioru tez nie mogła się doczepić. Miała dzisiaj na sobie swój ulubiony strój: kolorową sukienkę w kwiaty, pod nią czarne potargane rajstopy, a na ramionach zarzucona krótka dżinsowa kurteczka, na którą opadały jej długie brązowe włosy. Po dotarciu na miejsce, czyli tam, gdzie siedziała Jane, przywitała się. Z resztą nie musiała, bo machała jej już zaraz po tym, jak ją pierwszy raz zobaczyła w oddali. - Cześć. - Powiedziała, na powitanie ją przytulając.
Jane usłyszała stukanie obcasów w oddali. Zamknęła szkicownik i odmachała Kath. Och, jak ona pięknie wyglądała! W tej sukience! I tych szpilkach! Ah, ile Jane by dała, by tak wyglądać ! Ona miała na sobie T-shirt i dżinsy, a jej rude włosy beztrosko opadały na ramiona. Ostatnio strasznie jej się kręciły. Może to z wilgotności ? Tak, czy siak, nia zamierzała nad tym teraz rozmyślać. - Hej –powiedziała, przytulając Kath. Następnie poklepała miejsce obok siebie, zachęcając koleżankę, by usiadła. Uśmiechnęła się do niej. - Wiesz co, pożyczysz mi te szpilki na Bal Walentynkowy. Muszę sobie dodać kilka centymetrów, bo inaczej chyba mnie nie wpuszczą – powiedziała, śmiejąc się. Tak, Jane była niemiłosiernie niska. Ale na szczęście Bóg jej to jakoś zrekompensował, wynagradzając ją wspaniałym charakterem.
Po wyślizgnięciu się z uścisku Jane, przypatrzyła jej się dokładniej. Wyglądała ładnie. Zawsze wyglądała. Naturalnie i podkreślając jej charakter. Pasowało to do niej jak ulał. No bo na przykład na niej, Kath, nigdy by to dobrze nie wyglądało. - Oczywiście. Mam ich całą szafę. - Zaśmiała się serdecznie, patrząc swoimi brązowymi oczami na towarzyszkę. - A teraz opowiadaj, co słychać. - Powiedziała po chwili przerwy. Ach, jak ona dawno nie widziała tego rudzielca! A jeszcze bardziej się za nim stęskniła.