Założony przez słynnego twórcę eliksirów i aptekarza J. Pippina, sklep znajduje się przy ul. Pokątnej już od 1753 roku i po dziś dzień jest prowadzony przez spadkobierców założyciela. Prawie całą powierzchnię tego niedużego sklepiku zapełniają szafki z ciasno poustawianymi butelkami. Każda ma naklejoną karteczkę z nazwą eliksiru i ceną.
Można tu zakupić wszystkie eliksiry zwykłe oraz eliksiry lecznicze proste oraz wczesnoszkolne (bądź składniki do nich) ze spisu eliksirów, które mają przypisaną cenę i nie są zakazane.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Pon Lis 09 2015, 13:49, w całości zmieniany 2 razy
Wszedł i z powagą patrzył na wyposażenie, czekał na ekspedienta. poruszała się po pomieszczeniu aż podszedł, miły Pan, w fartuchu aptecznym, wymienili między sobą standardowe formułki grzecznościowe, po czym zaczęła się właściwa rozmowa. -Jak widzę mają Państwo Amortencje na składzie- wskazał fiolki- nie wiem czy będą państwo zainteresowani przejęciem ode mnie pewnej ilości tego specyfiku, ma niecałe 3 dni, ale chyba to nie miejsce na taką rozmowę- Zwrócił się patrząc na ekspedienta- Może omówimy to w innym miejscu na przykład w Pańskim gabinecie.
Pośród miliona zakurzonych buteleczek nad grubą lekturą garbił się starszy mężczyzna którą automatycznie i z trzaskiem zamknął i odrzucił na bok w chwili gdy do sklepu wparował mężczyzna. Podniósł się pospiesznie poprawiając biały fartuch i wymieniając potrzebne grzeczności z potencjalnym klientem. - Podać ? - Zapytał pospiesznie nie czekając na dalszą część zdania, która dotarła do niego nieco później. Głęboko zastanowił się jednocześnie czy ów fiolek nie mają pod dostatkiem, lecz na szybko w głowie ocenił, że potęga miłości jest nieopisana i z pewnością większość fiolek zniknie w najbliższym czasie z półek. - Ależ naturalnie, naturalnie. Mój gabinet jest za drzwiami. - Wymamrotał idąc w stronę pomieszczenia ukrytego między regałami tak sprytnie, że większość omijała go wzrokiem. Pchnął drewniane drzwi i oboje znaleźli się w ciasnym pomieszczeniu. - Proszę siadać. - Wskazał krzesło na przeciw biurka, kiedy już sam usadowił się na wygodnym fotelu.
--Dziękuję-- usiadłem- Sprawa wygląda następująco jestem w posiadaniu znacznej ilości Amortencji około 4 litrów według miary metrycznej, który nie jest mi potrzebny, a tym bardziej nie chciałbym pozostawiać go poza nadzorem, ale znając reputację tego Zacnego sklepu, byłbym zaszczycony mogąc go wam ofiarować niemal po kosztach- Spokojnie mówił, lustrując Staruszka,- w chwili obecnej znajduje się on w 40 flakonikach o równej ilości 100 ml każda czyli to jak dobrze pamiętam - pomyślał -jedna dawka to około 10 ml. Daje to około 400 dawek, a ja zadowolę po kosztach po 5 g za fiolkę, czyli i tak zarabiasz na tym 20 g- Czy odpowiada to Panu
Uważnie słuchał co ma mu do powiedzenia mężczyzna na znak, że rozumie co się do niego mówi. Skupiał się zresztą maksymalnie bo gdy w grę wchodził jego osobisty interes starał się działać tak by przede wszystkim sklep na tym skorzystał. Ów pomieszczenie zapełnione w całości pułkami z przeróżnymi substancjami miało dla niego niesamowitą wartość nie tylko materialną. Sklep był jego małą perełką i miał zamiar zapewnić mu jak najlepszy byt. - Na Merlina, po 5 g ? - Powtórzył drapiąc się z przejęciem w łysinę. Zgarbił się w fotelu patrząc na Aleksandra spode łba. Owszem, propozycja była niebywale opłacalna, lecz za tak niską ceną kryły się podejrzenia, których starszy mężczyzna nie mógł tak po prostu zignorować. - Ten eliksir. - Zaczął spokojnie zawieszając na chwilę głos by wziąć głęboki oddech. - Sam go pan zrobił ? Nie chciałbym mieć potem Ministerstwa lub kogoś innego na głowie. Nie szukam kłopotów. Tłumaczył się chaotycznie chcąc dać do zrozumienia mężczyźnie, że jeśli amortencja została komuś skradziona niech nie liczy, że tu ją odkupią.
- Proszę się nie przejmować zbywam jedynie produkt rąk własnych- spokojnie zareagował- Nie należę do osób sprzedających towar trefny, a tym bardziej nie sprawdzony. I proszę się nie bać nie czuje się urażony, a jeśli ma Pan wątpliwości proszę- wyjął fiolkę z płaszcza- Tutaj ma Pan próbkę i zaręczam że nie jest to jedyna dobra porcja w partii, Wszystkie są z tego samego kociołka, a ja po prostu nie mam dla nich zastosowania, a nie należę do tych Co marnują eliksiry, więc wolałem je ofiarować Panu po tak niskiej cenie.- Spokojnie położył flakonik przed sobą na biurku.
Potwierdził skinieniem głowy na znak, że jest spokojniejszy choć nadal przyglądał się Aleksandrowi podejrzanie. Nigdy nie wierzył w szczere intencje innych toteż utrzymywał odpowiedni dystans do osoby Brendana. Początkowo miał odrzucić jego propozycję, lecz eliksiry mają coraz mniejsze wzięcie, a on nie zarabiał już tyle co kiedyś. Uspokoił swoje sumienie kilkom argumentami typu jakoś trzeba zarabiać. - Dziękuje. - Wymamrotał pospiesznie odbierając od niego fiolkę. Odkorkował ją jednym ruchem i wciągnął przyjemny dla niego zapach. Co do prawidłowości wykonania substancji nie miał żadnych wątpliwości, obawiał się jedynie tego, że wcześniej fiolki z eliksirem były w gorszych rękach. - W takim razie, myślę, że się dogadamy. - Oznajmił mu w końcu siląc się na słaby uśmiech.
- Dziękuję- uśmiechnął się-Cała przyjemność po mojej stronie, jeśli, ma Pan jakieś pytania, proszę je zadać- Spokojnie czekał na Jego pytania. Nawet nie czuł się urażony sam postępowałbym podobnie na taką sytuacje w końcu nie często zdarza się aby ktoś wpadał do sklepu proponując odsprzedania takiej ilości amortencji, zwykle zachowuje się dla siebie, a nie sprzedaje po kosztach.- W razie czego mogę dostarczyć Panu całośc w przeciągu godziny przez moją Skrzatkę domową.
- Nie mam pytań. - Oznajmił mu wzdychając ciężko i siląc się na jakikolwiek, przyjazny uśmiech. Dobicie korzystnego interesu powinno go wprawić w dobry humor i po części tak się właśnie stało. Nadal próbował się wyzbyć wszelkich uprzedzeń co do osoby Aleksandra i z dumną oznajmić musiał, że w jakimś stopniu mu się to udawało. - Oczywiście, będę jej oczekiwał. - Oznajmił chrząkając cicho i spoglądając na Aleksandra kątem oka.
Wstał podał rękę i delikatnie się kłaniając: Dziękuje za zrozumienie, oczekuje przelewu w najbliższym czasie za te eliksiry, nie mogłem trafić z nimi lepiej. Proszę to moja wizytówka.: podał mu elegancką wizytówkę z czerpanego papieru: - zaraz napiszę numer skrytki na tyle by mógł pan dokonać operacji po otrzymaniu towaru, zaraz wydam instrukcje: odwrócił się w kierunku niewidzialnej Berth- byłabyś tak miła, i dostarczyła te fiolki jak najszybciej: odwrócił się do Staruszka- A teraz spiszmy umowę aby wszystko było legalne. Spisali ją według omówionych zasad obaj się podpisali, sporządzili w dwóch egzemplarzach jednobrzmiących, w tym czasie eliksiry dostały przez Berth dostarczone do Biura, Pożegnali się i Aleksander opuścił sklep odrobinę zasobniejszy na koncie.
Em oczywiście kompletnie nie wiedziała, gdzie takowy sklep mógłby się znajdować, wiec jak zwykle - poszły przed siebie, W tym przypadku teoria zadziałała, i rzeczywiście wkrótce tabliczka, której szukały pojawiła się nieopodal. Nie tracąc czasu dziewczyny weszły do sklepu, mijając po drodze jakiegoś faceta o dość podejrzanym wyglądzie... Chociaż, w nocy wszystko dla Em wygląda podejrzanie. - Dzień dooobrryyy. - przywitała się grzecznie, jak w końcu na prefekta przystało. - Chciałyśmy się dowiedzieć, czy ma Pan w sprzedaży Eliksir wielosokowy? - przeszła od razu do rzeczy. Aczkolwiek szanse, że sprzeda im eliksir ot tak były raczej znikome. W końcu - kto przy zdrowych zmysłach sprzedałby eliksir dwóm, nieco wstawionym nastolatkom, które właściwie mogły mieć ochotę podszyć się pod kogoś i narobić rabanu? Hej, zaraz. Przecież one właśnie tego chcą. Dlatego też, kiedy tylko padło pytanie w jakim celu jest im on potrzebny, gryfonka automatycznie zwróciła się w stronę Bell, licząc na jej jak miała nadzieję jeszcze nienadwyrężoną inwencję twórczą.
Więc weszły i Bell również ładnie się przywitała, a nawet jeszcze ładniej, a do tego dolączyła przeuroczy uśmiech, to może sprzedawca już na wstępie ją polubi, o. Wtedy będzie łatwiej coś od niego wyprosić jakby nie chciał dać. Kiedy Emm wymieniała z mężczyzną pierwsze słowa, Bell krzątała się wśród poustawianych wszędzie buteleczek, wypatrując tego upragnionego napisu "eliksir wielokosowy", ale jak na złość nigdzie go nie było. Słuchała tak jednym uchem całej wymiany zdań i dowiedziała się, że od tak im tego eliksiru nie da, więc powróciła do gryfonki i stała obok niej, co chwila potakując, ale ogólnie, starając się słuchać uważnie. Spojrzała na Em wielkimi oczami kiedy ta zaczęła oczekiwać, że wymyśli jakiś świetny plan dlaczego niby tego eliksiry potrzebują. A Bell wpadła na taki pomysł, że by powiedzieć prawdę! Czyż nie cudownie? - Bo wie pan... u nas w szkole ktoś ukradł puchary. Z prawdziwego złota! No i staramy się wytropić złodzieja... tylko nie bardzo wiemy jak, całe szczęście zostawił włos, więc jak któraś z nas wypije odpowiednio przygotowany eliksir wielosokowy, to od razu go poznamy i będziemy mogły znaleźć - zakończyła, zadowolona, z wielkim uśmiechem na ustach.
Cóż pomysł o powiedzeniu prawdy, która (jak zwykle w książkach) była wprost niewiarygodnie nieprawdopodobna najwyrażniej się nie sprawdził. A przynajmniej to właśnie sugerował powątpiewający wzrok mężczyzny. Emerson westchnęła więc ciężko, jak na zmęczoną trudami losu kobietę przystało. - Och Beeel, nie żartuj już. Wybaczy Pan to jej oryginalne poczucie humoru. Nauczyciel eliksirów poprosił nas o uzupełnienie jego zapasów, bowiem potrzebuje eliksiru na swoich zajęciach. A w związku z tym, że jesteśmy prefektami, z powodu swojego braku czasu to właśnie nam powierzył owe zadanie. - zakończyła, posyłając mu - jak mniemała - szczery uśmiech. Do tego dochodzi, żeby ONA (!) kłamała. Niby to przypadkiem, udając poszukiwania portfela odsłoniła swoją szkolną szatę, na której wyraźnie było widać odznakę (nie, Bell, nie - Emerson nie zapłaci za ten zakup, więc możesz już wyciągać portfel i pamiętać o uregulowaniu wszystkiego w skrytce!) Sprzedawca spojrzał na nie uważniej. Najwyraźniej wciąż miał wątpliwości...
Spojrzała wymownie na Em. No dobra, jej wersja była dość nieprawdopodobna, ale przynajmniej prawdziwa, no nie? Widać, nie warto było mówić prawdę i Bell po raz setny się o tym przekonała. Pff, następnym razem będzie zmyślać jak leci, bo widać takie stare dziadki nie rozumiały powagi prawdziwej sytuacji. Bell spuściła wzrok, gapiąc się z wielkim zainteresowaniem a swoje buty, niby to będą taak baaaaardzo zawstydzona głupim żartem. Miała nadzieję, że facet to przyjmie, bo jak nie, to byłoby słabo. Odnosiła wrażenie, że ten jej wcześniejszy pomysł z niuchaczem raczej nie wypali. - Tak, proszę pana, tak właśnie było. Chciałam tylko sprawdzić czy sprzedałby pan eliksir byle komu, w dodatku gadającemu tak od rzeczy - przyznała, znacznie ciszej niż wcześniej i unikający wzroku mężczyzny. - To może ja za to zapłacę, nauczycielka eliksirów przecież opiekunką mojego domu (ty naciągaczu, wredny) - wyjęła błękitno-biały portfel ze swojej torby, w której mieściły się też wszystkie przybory detektywistyczne, i wybrała pięćdziesiąt galeonów. Swoją drogą tyyyyle kasy, może jednak łatwiej byłoby ukraść składniki z klasy i samemu uwarzyć, ale z drugiej strony dawno niczego nie kupowała, więc skrytkę miała pewnie pełną. Podała pieniądze sprzedawcy, nie dając mu czasu do namysłu czy w końcu dać im ten eliksir czy nie, więc biedaczek poczłapał do szafeczki po odpowiednią buteleczkę.
Uśmiechnęła się szeroko do staruszka, który poszedł po buteleczkę. Wtem ciemności panujące w sklepie, niczym grom z jasnego nieba rozstąpił błękitno - biały portfel wyciągnięty z kieszeni Bell. Staruszek wrócił już z buteleczką, zawiniętą w mały, brązowy papier. Emerson wzięła od niego pakunek i schowała do wewnętrznej kieszeni płaszcza. Wszak kosztował dużo, a wiec i trzeba go było trzymać w bezpiecznym miejscu. Pięćdziesiąt galeonów to przecież ich niecała trzymiesięczna uczniowska "pensja". Ale czy rzeczywiście opłacało się go uwarzyć samodzielnie? Jak już było wcześniej wiele razy powiedziane, Em tego nienawidzi. Poza tym, czy naprawdę we dwie uwarzyłyby jeden z najbardziej skomplikowanych eliksirów na świecie? Nie wspominając już o czasie potrzebnych na jego przygotowanie. Tak więc nawet gdyby poprosiły siostrę Bell o jego uwarzenie - nie miałoby to żadnego sensu. Owy złoczyńca z pewnością nawet nie pamiętałby już o sowim haniebnym czynie. Bell zapłaciła i razem z gryfonką pospiesznie opuściła sklep, by udać się w dalszą część podróży.
Sklep z eliksirami kojarzył jej się tylko z lekcjami eliksirów, które notabene szły jej koszmarnie, ale mimo wszystko tutaj przyszła. Po co? Na co? Właściwie sama tego nie wie, więc lepiej się nie pytać, ani nie zgadywać. Po tych wszystkich nieudanych i dołujących scenach miłosnych, powoli zaczynała dochodzić do wniosku, że miłość nie jest jej pisana! Skończy jako stara panna, założy hodowle żółwi i będzie mieszkała na farmie, gdzie samotnie będzie uprawiała kukurydzę. W sumie to może nie być aż tak złe... Chyba można się przyzwyczaić, nie? Gdy już weszła do owego zacnego sklepu, rozejrzała się po półkach i przeczytała klika karteczek z nazwą i ceną eliksiru. Eliksir Euforii, Eliksir Rozśmieszający, Eliksir Zapomnienia... Toż to jak narkotyki! Jedyna różnica jest taka, że na legalu, nooo pięknie! To ona tak się starała, by załatwiać sobie dilerów, a tu można to sobie legalnie kupić... Dopiero teraz resztki szczęścia z niej wyleciały. Nie dość, że będzie do końca życia samotna, to jeszcze praktycznie cały sens życia poszedł się bujać.
A on biedny się bardzo stresował, sam nie wiedział co ma robić. Czy jechać gdzieś czy nie czy do Munga czy zostać w...poza domem czy co jeszzcze i w ogóle dlaczego on się tak martwi i o matko kochana, kiedyś Kurcika jasny szlag trafi. On był zdecydowanie zbyt podatny na działanie sił dookoła niego i na takie tam inne emocje. Czyli ogólnie przerąbane. Musiał się po prostu uspokoić, a właśnie był niedaleko Dziurawego Kotła, a z niego to juz tylko na Pokątną, a tam jest sklep z eliskirami, może będą tam jakieś śmieci na uspokojenie albo niewrażliwośc... -Haerowen - Zauważył jakże miłą koleżankę kiedy stanął tuż obok niej. Posłał jej dość niepewny uśmiech jakby nie wiedząc czy nie przeszkadza jej swoją obecnością i w ogóle -Spędzasz wakacje w miejscu takim jak to? Dziwny wybór.
Akurat obracała eliksir spokoju w dłoni, kiedy nagle Kurt się pojawił. Oczywiście jak to ją, biedną, siorotowata Puchonka, trochę ją to zaskoczyło i flakonik wyślizgnął jej się z ręki, ale tym razem udało jej się go uratować przed rozbiciem. BRAWO HERA, robisz postępy. Teraz już nie wprowadzasz destrukcji w około, tylko prawie wszystko rozwalasz. - Kurt. Przypominam ci, że ty też tu jesteś. - Uśmiechnęła się do niego jak najradośniej mogła w tej chwili, ale i tak był to nikły przebłysk tego, jak uśmiecha się normalnie. Aktualnie złapała małego doła, więc proszę się nie dziwić. - Jak myślisz... jak działa eliksir Bujnego Owłosienia? Włosy wyrosłyby mi równomiernie na całym ciele? - Chwyciła inny flakonik, jednocześnie odstawiając poprzedni, co z jej talentem było lekko nieroztropne, ale i tym razem udało się jej nic nie rozbić.
Szafirowe spojrzenie Kurta powędrowało na flakonik, który Hera ledwo w łapkach utrzymała. Przyjrzał mu się uważnie, sięgnął nawet po niego łapką chcąc widocznie przyjrzeć sie mu bliżej. Miło, że zainteresowała się innym specyfikiem, przynajmniej mógł wysunąć jej buteleczkę z dłoni nie obawiając się, że zaraz go opierdzieli że kradnie jego własność i w ogole weź idź. -Jestem tylko zwykłym Niemcem, gdzie miałbym być? - Wzruszył ramionami uśmiechając się pod nosem. No tak, przecież ta narodowość jest taka nudna, sztywna, niefajna i w ogóle nic tylko ich w piwnicy pozamykać. Wszystkich oprócz Kurta, bo on jest przecież miły. -Myślę, że będziesz wyglądać bardziej męsko ode mnie - Co pewnie nie było wielkim wyzwaniem, bo daleko mu było do ludzi pokroju Pudzianowskiego czy Deppa czy kogokolwiek takiego, ale ćśśś.
Odstawiła flakonik i splotła ręce za plecami, a potem wpatrując się w Kurta, zaczęła zastanawiać się nad inteligentną odpowiedzią, ale po chwili sobie odpuściła. Nie dla psa kiełbasa, nie dla Hery inteligentne odpowiedzi. - No... Gdziekolwiek. W pubie z kolegami... Z dziewczyną na randce... Na imprezie... - Ile ona by teraz dała za jakąś genialną imprezę! Przynajmniej przez chwilę przestałaby się wewnętrznie użalać nad tym, że zostanie starą panną. - Założyłabym się o to, że nie, ale pierwszy raz w życiu oszczędzam pieniądze, więc nie kupię eliksiru. - Ale z drugiej strony to byłoby ciekawe doświadczenie! Nawet już wysunęła łapkę, by znów przyjrzeć się eliksirowi, ale jednak cofnęła ją znów za plecy. Wiem, jestem wrakiem i nie mam siły nawet odpisać na posta, więc wybacz, ale prawdopodobnie jeszcze kilka dni taka będę. Może będzie nawet gorzej...
Uśmiechnął się pod nosem co miało być pochwaleniem dla dobrego żartu ze strony puchonki. Mina mu jednak szybko zrzedła kiedy z jej miny wywnioskował, że niezbyt wie o co mu chodzi i mówiła poważnie. Pokręcił blond łepetyną z niedowierzaniem, bo przecież to taki szok -Wole inne alkohole. I to tylko przy jakiejś okazji. Nie mam nastroju na imprezy. Poza tym, Hera, litości. Ja i randka? Wyobrażasz sobie coś takiego? - Daleko mu było do odważnego lovelasa, który ciągnąłby dupy na randkę żeby potem iść do niej albo do niego, zdecydowanie. -Poza tym, to samo dotyczy się ciebie. No na randkę możesz iść z facetem, o ile wolisz - On tam był bardzo tolerancyjny. Sam miał wahania co do swojej orientacji gdy przyglądał się niektórym bardzo zacnym przedstawicielom obu płci -Kobieta i oszczędzanie? Oszczędzanie i wakacje? Po co ci pieniądze ? Znaczy no, ja tak tylko pytam... - Przecież nie wolno być wścibskim ani nic! A poza tym, oszczędzanie jest takie NIEMIECKIE. o!
Hmm... Przecież Kurt jest tak nieśmiały jak Ian, oboje są przystojni, a Ian ma pełno wielbicielek. Więc co takiego dziwnego jest w tym, że Kurt miałby być na randce? - No oczywiście, że tak. Musisz się tylko spiąć i uwierzyć w siebie. - Wywróciła oczami, bo braki pewności toleruje tylko... u siebie. No a poza tym, to randka nie koniecznie musi mieć swój finał "u niej" lub "u niego". Może się kulturalnie skończyć np. w lodziarni niewinnym uściskiem, o! Ta... - Da spokój. Jestem chodzącą, destrukcyjną bombą, czego się tknę, od razu rozwalam. Jaki facet, bądź kobieta, by się na to pisał? - W sumie jeszcze chwila, a się całkowicie pogodzi z tą samotną starością, hodowlą żółwi i farmą kukurydzy. - Rodzice odcięli mi dopływ kasy, a ja jej potrzebuje, by... no mam swoje potrzeby. - Dobra, obiecała, że skończy z narkotykami, ale jej nie wyszło, więc ustaliła, że będzie udawać, że zerwała z nałogiem. W sumie też coś...
Kurt jest po prostu Kurtowski. Jak sam twierdzi, żaden z niego Dżony Dep ani inny Dżared Leto żeby mdleć na jego widok. Nie ukrywa jednak że byłoby całkiem miło. Na pewno czułby się totalnie przytłoczony, ale cicho. -Takie tam... gadanie - Spuścił łepek wzruszając ramionami. Pewnie, że w siebie nie wierzył, to nie w jego stylu. Poza tym, dziwnie czułby się na randce skoro jego serduszko już do kogoś należy. A jeszcze jakby sie komuś tam spodobał na tej randce to w ogóle miałby takie poczucie winy... Lepiej nie ryzykować! -Taka sama bomba, bo wtedy to się tak wyrówna albo jakiś rycerz w lśniącej zbroi, który broniłby cie przed złem tego świata. No wiesz. Dałby radę - Miło mieć przy sobie kogoś podobnego do siebie, ale podobno to przeciwieństwa się przyciągają. I weź tu człowieku traf z kim ty się spotykać powinieneś -Brakuje ci na coś szczególnego? - Podniósł wreszcie łepek żeby spojrzeć na jej jakże niewinną twarzyczkę
Przejechała ponownie wzrokiem po eliksirach, po czym znów skupiła się na Puchonie. - No wiem... Ale gdyby powiedziałby ci to ktoś inny, pewnie byś uwierzył. Nie mam siły przebicia. - Co prawda, to prawda, ale pracuje nad tym. No i zauważyła, że na prochach idzie jej to łatwiej... A może ma to coś wspólnego z pewnością siebie? Niee... To prochy. - Rycerz by się przydał, ale tak się składa, że już wyrosłam z marzeń o nim. - I nie znaczy to, że teraz marzy o księżniczce. Po prostu powinna chyba się poddać, oddać się po kolei dla każdego niewyżytego seksualnie, a potem jak mówiłam zostać starą panną. - Powiedzmy. Bez tego nie czuje się sobą. - Na pewno wtedy zbyt dużo rozmyśla o niepotrzebnych rzeczach, jak te staropanieństwo. - Dzięki temu czuje się pewniej.
Pokręcił łepkiem przecząco chcąc dodać wiarygodności swoim słowom. Tak, jakby to coś faktycznie zmieniało, nie? -Nie uwierzyłbym, tak już mam. I widzę, że nie ja jeden mam z tym problemy - skrzyżował łapki na piersi odkładając wcześniej buteleczkę z eliksirem i przyjrzał się jej badawczo. Z tymi puchonami to jednak było coś nie tak -Nie taki jak w dzieciństwie. Taki realistyczny. Są tacy. Właściwie to... kazdy jest takim rycerzem, wiesz? - No to teraz nakurwił ciekawą filozofię, nie ma co. I weź tu zrozum niemiecki pogląd na sprawę. O ile w ogóle bezpieczna jest próba pojęcia tego wszystkiego. -Czyli co konkretnie? - On tam nie był zbyt rozeznany w tym co ona i kiedy ona. domyślał się, że święta nie jest, ale skąd mu to wiedzieć, że akurat wszelkiego rodzaju zueee rzeczy dodają jej tych plusików.
- Tak się składa, że ja nie mam z tym problemu. - Jak się dobrze rozegra rozmowę, to można jej wcisnąć największy kit. Nawet to, że jest atrakcyjna, inteligentna i popularna. No i wcale nie przesadzam, jak ktoś jest w tym dobry, to mógłby jej wmówić, że jak będzie smarowała włosy majonezem, to będą bardziej błyszczeć. - Aaa... I pewnie wierzysz też w to, że każdy w sobie ma odrobinę dobra i na każdego gdzieś czeka jego druga połówka? - Czyż to nie urocze? Taka wiara w społeczeństwo. Hera już dawno wybiła to sobie takie głupoty z głowy. - Czy to ważne? - No ej... stara się, by nie gadać o narkotykach, więc nie ma takiej opcji, by wygadała się teraz dla Kurta! W zasadzie... wszystko jest możliwe. Ptaszki śpiewają, słońce świeci, a Hera jest naiwna, więc też nieobliczalna.