To w istocie nazwa, którą operują mieszkańcy okolicznych terenów dopiero od niedawna. Kiedyś była to zwykła skalna grań, do której prowadzą bardzo prowizoryczne schody, wyżłobione prosto w głazie. Mało kto wybiera się na wycieczki w te tereny. Krąży plotka, że ten obszar upodobały sobie od niedawna trolle górskie, stad ta duma nazwa. Mówi się, że przesiaduje tutaj ich rodzina, licząca sobie trzy osoby, siadające po dwóch stronach niewielkiego kanionu, wpisując się w skalne tło. Śmiałkowie, twierdzący, ze to tylko legenda doliny, aby odstraszyć turystów, mogą zauważyć, że głazy ustawione na grani obserwowane we wschodzie słońca zabójczo przypominają w istocie trzy głowy trolli. Kiedy przyjrzą się dokładniej, widać, że głazy te się ruszają, a kiedy podejdą ciekawi bliżej, okazuje się, że w istocie - to są najprawdziwsze trolle! A cichy głosik w głowie powinien Ci podpowiadać: Uciekaj!
Uwaga! Najlepiej w tym temacie zjawić się w grupie 3-4 osób. Sam wchodzisz tu na własną odpowiedzialność i możesz doznać wielu poważnych obrażeń. W grupie masz większe szanse zdobyć niespotykany artefakt i unikatowe substytuty. Nieważne od efektów Twoich działań otrzymujesz 1-3pkt do ONMS. Po punkty, bądź ewentualne przedmioty zgłoś się w odpowiednim temacie.
Rzuć kostką na ucieczkę:
parzyste:
Trolle nawet Cię nie widzą, możesz odejść, chyba, że skusisz się na okradniecie trzech tępych osiłków, bo widzisz, że bawią się czymś co dla nich jest totalną abstrakcją, a ty dostrzegasz w przedmiocie Zamek Theomerasa Pirifaniasa!
Rzuć kostką jeszcze raz:
1, 2 - udaje Ci się ich przechytrzyć, zmuszając ich do opuszczenia ich legowiska, ale zabrały ze sobą zamek, whoops! Możesz spróbować na własne ryzyko rzucić jeszcze raz. ale jeśli wylosujesz 1 lub 2, okazuje się, że trolle zaszły Cie od tyłu i walnęły maczugą. Przeczytaj kostki: przegrana z trollem.
3, 4 - udaje Ci się zajść ich od tyłu, któryś z nich nawet odłożył przedmiot na ziemię, masz szansę go zabrać. Rzuć kostką: parzysta, zyskujesz przedmiot, zwiewaj! nieparzysta, niestety Cię zauważyły, teraz musisz się z nimi skonfrontować (przejdź do kostek: nieparzyste).
5, 6 - zanim zastanawiasz się co zrobić, trolle Cie zauważają i atakują. Pierwszym instynktem jest ucieczka. Rzuć kostką. Nieparzyste - udaje Ci się uciec. Parzyste - potykasz się i łamiesz sobie różdżkę (przejdź do kostek: nieparzyste)
nieparzyste:
Widzą Cię, niestety musisz skonfrontować się z trollami. Nie musisz tego robić sam, możesz w grupie do 4 osób. Wtedy wszyscy rzucacie po 1 kostce, ostatnia osoba pisząca post wpisuje w nim sumę waszych rzutów.
UWAGA! +1 za każde 10pkt z Zaklęć lub ONMS (możesz użyć punkty tylko z jednej dziedziny). Można je dodać tylko w I kolejce!
Z każdą kolejną kolejką postów możecie rzucać jeszcze raz, sumując kostki z sumą z poprzedniej kolejki, ale cały czas bierzecie pod uwagę obrażenia z osiągniętego wspólnie progu kostek. Możecie też zrezygnować w każdym momencie. Wtedy przeczytaj: przegrana z trollem.
Obrażenia z progów:
1-10 - nie udaje wam się pokonać trolla. Doznajecie obrażeń. Każdy rzuca kostką:
A - oberwałeś maczugą w głowę, miałeś głupie szczęście, niemocno, doznajesz lekkiego wstrząsu mozgu B - troll kopnął cię potężną stopą i złamał Ci piszczel C - oberwałeś kamieniem w potylicę, tracisz przytomność (przeczytaj: przegrana z trollem) D - jeden z trolli złapał Cię za nogę i dynda Tobą w powietrzu. Jeśli nie jesteś sam, ktoś może Ci pomóc: 1, 2 - udaje mu się uwolnić Cię z łapsk trolla, 3, 4 - uwolnił Ciebie, ale za to troll złapał jego, możesz również próbować go ratować, 5, 6 - niestety nie udało się Ciebie uratować, troll sam zrzucił Cię z dużej wysokości, łamiesz sobie nogę E - troll chciał Cię złapać, zamiast tego zmiażdżył Ci przedramię, zanim zdążyłeś się wyrwać F - walcząc z trollem zsunąłeś się ze skrani w dół kanionu, poobijałeś się i złamałeś kilka żeber G, H, I, J - udało Ci się uciec, ale twoi koledzy mogli nie mieć tyle samo szczęścia, wrócisz po nich, czy ich zostawiasz? Twoja decyzja. Nie musisz już rzucać kostką w tej turze.
11-15 - w trakcie potyczki z trollem jeden z nich zwalił na was konar drzewa. Rzucacie kostką, aby dowiedzieć się czy pień drzewa na was spadł.
Parzysta - udało Ci się wyjść z tego cało.
Nieparzysta: jeśli 1 - przygniotło Ci jedynie nogi od kolan łamiąc kości, 3 - sparaliżowało Ci pół ciała, wymagasz natychmiastowej interwencji uzdrowicieli, 5 - oberwałeś gałęziami, zostaną Ci zadrapania na całym ciele na długie tygodnie, ale zaleczone eliksirami powinno nie zostać żadnych blizn (eliksiry kosztują Cię 100g).
Ci z was, którzy wylosowali kość parzystą bądź 5 mogą walczyć dalej. Pozostali czytają: przegrana z trollami.
16-20 - zgodnie stwierdziliście, ze potrzebujecie odpoczynku w walce. Decydujecie się schować w zagłębieniu skał. Rzuć kością, czy udaje Ci się tam dobiec:
1, 2, 3 - niestety, zostałeś przechwycony przez trolla, który trzyma Cię za nogę w powietrzu. Troll zamachnął się na Ciebie maczugą. Rzuć kością: parzysta - unikasz uderzenia, a rozchwiany troll puszcza Cię na ziemię, możesz dobiec do skałek (rzuć kością jeszcze raz. jeśli znów trafisz kości 1-3, załóż, że wylosowałeś tym razem kość nieparzystą); nieparzysta - oberwałeś i straciłeś przytomność. Poczytaj: przegrana z trollem.
4, 5 - udaje się Ci schować między skałkami, niestety Twoim kolegom mogło się tak nie poszczęścić.
6 - udaje Ci się przedostać między skałki, ukryty między nimi znalazłeś 4szt trollich łusek (80g*). Zachowaj je dla siebie albo podziel się z kolegami. Twoja decyzja.
Ci, którzy wylosowali 4, 5, 6 walczyć dalej bądź uciec. Jeśli chcecie pomóc chwytanym kolegom, rzućcie po jednej kości. jeśli ich suma przekroczy 7, udaje wam się ich uratować, jeśli nie, podzielacie ich los. Przeczytajcie: przegrana z trollem.
*możesz sprzedać przedmioty za sumę w nawiasie bądź zachować
21-24 - walczycie zażarcie z trollami używając bardzo silnych zaklęć, które jednak nie chcą przebić się przez grubą skórę trolla. Jesteście już trochę wycieńczeni, ale nie poddajecie się. Niech jedna osoba rzuci kostką aby dowiedzieć się, czy wasza współpraca w końcu przynosi odpowiednie efekty.
1-2 - niestety, padacie z sił. Jesteście tak wycieńczeni, ze rzucacie zaklęciami na oślep. Każdy z was rzuca kością aby dowiedzieć się, jakim zaklęciem oberwał od kolegi bądź rykoszetem od siebie samego.
A - Depulso, odpycha Cię do tyłu prosto na skały B - Reducto oszołomiło Cię, padasz z omdlenia na ziemię C - Poena inflicta powoduje u Ciebie silny ból głowy D - Oppungo zadziałało na Twoją niekorzyść, atakuje Cię drapieżny sokół E - Lapido Pluvia zostaje rozproszone przez czar kolegi, sypie Ci się na głowę gruz F - Petrificus Totalus zamiast uderzyć w trolla, trafia w Ciebie, unieruchamia Cię G - Homenum Illuminati kolegi oślepia Cię na pół minuty! H - Forp fleoge odrzuciło Cię w górę, spadając na ziemię skręciłeś kostkę, ale możesz dalej walczyć I - w skutek zaklęcia kolegi: Timor Sol, doznajesz poważnych oparzeń na ciele. Rzuć kostką, aby dowiedziec się czy zostanie z tego blizna: parzysta - tak, nieparzysta - nie. J - Wybuchło obok Ciebie Bombarda, wybuch Cię oszołomił, mdlejesz
Jeśli połowa z was jest jeszcze dysponowana (z trzech osób: dwie), udaje wam się jeszcze uciec. Jeśli nie, przejdźcie do kostek: przegrana z trollem.
4-6 - w końcu sukces, trolle padają przed wami z wycieńczenia, a wy możecie podzielić się znalezionym Zamkiem Theomerasa Pirifaniasa, dwoma rogami Garboróga (240g*), 10szt. łusek trolla (200g*).
*możesz sprzedać przedmioty za sumę w nawiasie bądź zachować
25+ - po wstępnej walce udaje Ci się porozumieć z trollami i załagodzić sytuację, okazuje się, że to bardzo unikatowe, niegroźne osobniki, które po prostu przetraszyliscie. W ramach przeprosin wręczają każdemu z Was Zamek Theomerasa Pirifaniasa
przegrana z trollem:
Uwzględniasz wszystkie swoje obrażenia z kostek. Nie wiesz jakim cudem udało Ci się wyjść z tego cało, ale lądujesz na tydzień fabularnej gry w Mungu! Przez okres realnych trzech dni nie możesz zacząć nowych wątków w innym miejscu niż Mung.
Targnęły nią gwałtowne emocje. To nie była nuta rywalizacji, czy stopniowo rosnąca chęć, do bycia pierwszą. Było to coś o wiele mocniejszego. Czuła jakby obudził ją, do gwałtownych działań. Nie myślała o tym, czy wyścig po jednorożca jest potrzebny, czy ta konkurencja w ogóle miała prawo zostać zrealizowaną - jednorożce były szybkie. Ślepo wstała na nogi, momentalnie przyjmując wyzwanie i wiedząc, że musi go pokonać, będąc pierwszą przy tych mistycznych istotach. To nie była chwila, w której metodycznie i zachowawczo polowała, wykonując wszystkie niezbędne kroki, uważnie stąpając, cicho się przemieszczając. Tym razem po prostu biegła, oddając się tej dzikiej rywalizacji. Unikała wszystkich gałęzi, powalonych konarów, czy niesfornie rosnących krzaków, nie tracąc chęci bycia pierwsza. Co chwila nerwowo rzucała wzrokiem w stronę swojego konkurenta, starając się nie tylko wyrównać ten bieg, ale i go wyprzedzić. Byli jak dzikie zwierzęta nocą polujące w lesie, ogarnięte nieokiełznanym pragnieniem zdobycia ofiary, co nie tylko zapewnić miało posiadanie trofeum, ale i pewnego rodzaju, podbicie terenu. Jej konkurent był szybki, widziała, że nie był kimś, kogo należałoby lekceważyć. I podobało się jej to. Logika zeszła na drugi plan, gdy widziała gdzieś ślady jednorożców, biegła bez zastanowienia. Może gdyby przemyślała, gdyby na moment przystanęła, gdyby nie myślała tyle o Fairwynie, łapiącym jednorożce, być może wiedziałaby, że na ten teren nie powinni wchodzić. Trolle nie były lekkim przeciwnikiem, nie były niewinnymi istotami, były tym, co mogło ich realnie uszkodzić. Jednorożce zamieniły się w odległy sen. Gwałtownie zatrzymała się u brzegu skały, ostatkiem sił łapiąc zachłannie oddech. Zabrakło jej tchu by wydusić z siebie okrzyk ostrzeżenia, gdy kamienie nagle zaczęły się ruszać. Tak, wciąż jednak chciała uprzedzić swojego konkurenta, tego, który zabrać miał jej cenne składniki, teren, wszystkie włosy i ostatnią kroplę jednorożców. Trolle były wielkie, silne i potwornie niebezpieczne. Skała - w istocie ciało jednego z trolli, gwałtownie ją popchnęło, by z bólem upadła na twardą ziemię. Kurczowo złapała różdżkę, na próżno rzucają zaklęciami, te choć nieco osłabiały trolle to jednak zupełnie nie działały na nie tak, jak działają na mniejsze istoty. Szybko, wciąż jeszcze będąc na czworaka, zaczęła się cofać, czym prędzej próbując zniknąć z pola widzenia swojego prawdziwego przeciwnika. - Orbis - Machnęła różdżką, próbując złapać trolla w magiczne lasso, zaburzenia magii jednak odwróciły jego działanie, sprawiając, że zamiast lassa z magicznej liny, trolla ogarnął zwykły strumień wody. Dało jej to wyłącznie czas na to, by wstać i odsunąć się za jedno z drzew. Zwierze jednak niszczyło wszystko co widziało na swej drodze, rozwścieczone tym, że dwójka nierozsądnych łowców, chciała wejść na jego teren. Fyorodova gorączkowo rozglądała się za nie tylko drogą ucieczki, ale i tym, z kim uciec miała.
Kostki: 5, 6 Zaklęcie: 1
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
I'm the fox you've been waiting for
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Myślenie zupełnie przestało mieć znaczenie. Liczyły się tylko rytmiczne kroki za moimi plecami i brzęk kopyt, gdy któreś ze zwierząt trzasnęło nim o konar. Trzask kruszonej gałązki, odległe rżenie połykane przez wszechogarniającą ciszę. Drzewa zamykające się ponad naszymi głowami. Biegłem przed siebie, zapominając dlaczego tak naprawdę tak pędzę. Zabicie jednorożca jest niewyobrażalną zbrodnią. Nie wiem czy byłbym w stanie naprawdę upuścić mu krwi, a jednak sama myśl o tym, że to Fyodorova mogłaby zacisnąć palce na ich włosach, doprowadzała mnie do najprawdziwszego szału, a ja przecież złościłem się rzadko. Nie potrafiłem pogodzić się z kolejną porażką, gdy przed oczyma majaczyła mi perspektywa pokonania jej. Tej aroganckiej, cwanej dziewczyny, tak dzikiej i szorstkiej. W jej obecności odzywało się we mnie coś, czego istnienia nie chciałem zaakceptować, ani przyznać się do tego nawet przed samym sobą za pomocą jednej, nieostrożnej myśli. Mój oddech stawał się coraz głośniejszy, a rytmiczne kłucie w boku sprawiało, że twarz zaczęła mi czerwienieć z wysiłku. Chciałem, aby w końcu się zatrzymały, potknęły i złamały nogę, aby dały mi okazję do rozprawienia się z nimi, czego najpewniej żałowałbym do końca swych dni. Nie było mi dane obejrzeć ich końca. Wybiegliśmy w nieznanym mi miejscu, co już samo w sobie mnie zaskoczyło. Urodziłem się w Dolinie Godryka i sądziłem, że znam tutejsze lasy jak własną kieszeń. Słyszałem różne legendy o potworach żyjących niemalże za moim „płotem”, ale nie dawałem im wiary. Ludzie od wieków obawiali się własnych cieni i tłumaczyli swoją bojaźliwość naprawdę przeróżnie. Trolle w Dolinie Godryka? Co za brednie. Zatrzymałem się raptownie, na moment tracąc równowagę. Nogi zaplątały mi się o siebie, musiałem wesprzeć się na skale. Była dziwnie ciepła, ale z początku nie zwróciłem na to uwagi. Rozejrzałem się tylko rozpaczliwie za srebrzystą grzywą, ale po jednorożcach nie było już śladu. - Kurwa! - Krzyknąłem, zaskakując tym nawet samego siebie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak silnie zawsze godziła we mnie każda porażka związana z polowaniami. To było dla mnie tak osobiste, a zarazem tak kruche, że każde nowe pęknięcie na mojej tafli spokojnej analizy wywoływało we mnie prawdziwy szał. Melody nigdy nie widziała mnie w takim stanie, a Zilya… Zilye znałem zaledwie od kilku tygodni. Nie mogła tego oglądać, po prostu nie należało jej się to. Odwróciłem twarz, nie chcąc na nią patrzeć, nie pozwalając jej widzieć. Jednocześnie sam nie spoglądałem we właściwą stronę. Moja skała poruszyła się dziwnie. Przez moment wydawało mi się, że tracę równowagę. Przytrzymałem się jej mocniej, wczepiając palce w twardą powierzchnię, a potem rozległ się najprawdziwszy ryk. Skała zafalowała pod moimi palcami. Wciągnąłem gwałtownie powietrze, odpychając się od niej, a sekundę później, w miejscu, w którym przed momentem stałem, była już solidna wyrwa w ziemi. Ta maczuga zrobiłaby ze mnie krwawą miazgę, gdybym tylko się nie cofnął. Swoją drogą, zrobiłem to zaskakująco niezdarnie. Potknąłem się o coś, sam już nawet nie wiedziałem co, lądując na twardej powierzchni przy skalnej grani. Natychmiast dźwignąłem się na nogi, szukając wzrokiem Fyodorovej chociaż moje zmysły wręcz wrzeszczały „uciekaj!”. Powinienem posłuchać się tego ostrzeżenia, ale zamiast tego, rzuciłem się szaleńczo w jej stronę akurat w chwili, w której woda trysnęła z jej różdżki wprost w śmierdzącą gębę trolla. Coś za moimi plecami trzasnęło. Drugi z trolli dołączył do pobratymca, taranując wszystko na swej drodze z dzikim rykiem. Pewnie właśnie szarpał się z maczugą wbitą w skały, nie miałem czasu tego sprawdzać. - Chodź - syknąłem zbędnie, gdy już dopadłem dziewczynę pod drzewem. Pociągnąłem ją za wolne od różdżki ramię. - Chyba wiem co zrobić. - W istocie, w mojej głowie klarowała się już droga ucieczki, ale już nigdy nie mieliśmy przekonać się, dokąd miałaby nas ona zaprowadzić. Drzewo obok nas zatrzęsło się, gałęzie niebezpiecznie zatrzeszczały. Nim zdążyłem chociaż pomyśleć o rzuceniu się w bok, coś z niewyobrażalną siłą zwaliło się na moje nogi poniżej kolan. W moim gardle natychmiast narósł przerażający ryk bólu. Byłem pewien, że zdarłem je sobie doszczętnie, gdy upadłem, rzucając się plecami na skały w niekontrolowanym odruchu. Przygiąłem się natychmiast, chcąc osłonić resztę ciała, ale nie miałem na to szans. Czułem jak robi mi się ciemno przed oczami. Merlinie, smok przypalał mnie żywcem i pozostałem przytomny. Ten ból połamanych kości to było nic w porównaniu z tamtymi katuszami. Zamrugałem kilka razy, a krzyk zamarł na moich wargach. Ciało mi wiotczało. Ostatnim co zapamiętałem był szalony wrzask triumfu jednej z bestii. Straciłem przytomność. W tej samej sekundzie z mojej twarzy zniknęła maska metamorfomagii. Moją twarz ponownie przysłoniły obrzydliwe pamiątki po incydencie sprzed roku, ale nie miałem już nad tym kontroli. Miałem się o tym przekonać dopiero kilka godzin później, gdy wybudzę się w szpitalu.
Nie pamiętam co miałam, ale trolle łamią nam nogi ♥
Pokonując kolejne metry w ciemnym lesie tego wieczora, jak i jakiegokolwiek wcześniejszego, nie myślała o polowaniu w kategoriach zbrodni większej bądź mniejszej. Polowanie bez względu na to, o jakim zwierzęciu była mowa, było pewnego rodzaju walką o przetrwanie. Być może odkąd mieszkała w Anglii zakłamywała to usprawiedliwienie do zabijania, być może mogła żyć bez ich ciepłych futer, a jednak nieustannie wydawało się jej to nadal jedyną drogą do utrzymania się przy życiu w tym miejscu, tylko tym razem chodziło o wymianę finansową. Na dobrą sprawę, nie potrafiła nic innego. Słyszała jego zawołanie przepełnione utratą cierpliwości, znała to uczucie, gdy zdobycz tak cenna, tak boleśnie porządna, uciekała wprost sprzed nosa. Nie musiała widzieć wyrazu jego starannie ukrytej twarzy, by domyśleć się, że czują teraz coś rozczarowująco, podobnego. Marzenie o schwytaniu mistycznej istoty dostarczającej nie tylko satysfakcji ze samej zdobyczy, ale i wysokie stawki galeonów, oddalało się wraz ze znikającym błyskiem srebrzystych włosów. Szybko jednak myśli wirujące wobec palącego poczucia porażki zastąpiło coś znacznie istotniejszego - namacalna obawa o życie. Starała się ze wszystkich sił zachować racjonalne myślenie i nie poddawać się panice, próbującej zachłannie ją ogarnąć. Dudniło jej w uszach, z każdym ociężałym, zapadającym się w miękkiej ziemi, krokiem trolli. Ich ryk, świadomość tego, że się zbliżają, czy paskudny smród, zdawało się, że odbierał jej zdolność do zaczerpnięcia oddechu pełną piersią. Acz biorąc pod uwagę walory zapachowe, może wcale nie chciała tego robić. Gwałtowne uderzenie maczugi, sprawiło, że ugięły się pod nią kolana. Rzadko kiedy czuła się tak mała przy dzikich stworzeniach jak w tej chwili - i nie chodziło wyłącznie o rozmiar jej przeciwnika, a o to, że magia w tak krytycznym momencie nie działała tak, jak powinna. Miała wrażenie, jakby nie na swoje umiejętności, a na łaskę losu, była obecnie zdana. A to napełniało ją frustracją. Być może powinno przebiec jej przez głowę pytanie, dlaczego miałaby w ogóle zaufać komuś, kto miał jej odebrać zdobycz, komuś z kim chciała konkurować, a jednak w tym momencie tego typu myśli nie zmąciły jej umysłu ani przez chwilę. Automatycznie poddała się jego idei, w sprawie ucieczki - nie miała lepszego pomysłu. Gotowa była pobiec gdzie wskaże, by ewentualnie później rozważyć, czy była to dobra droga. - Kurwa, nie pokonamy ich - rzuciła, nerwowym spojrzeniem przebiegając po twarzy Rileya. Jej głos nie miał w sobie zwykłej charakterystycznej butności, zdawał się łamać, z każdym miarowym rykiem ogromnego trolla. Wciąż jednak pośpiesznie szła, prowadzona za ramię przez chłopaka, jedynie nerwowo, co chwila obracając się, by rzucić kolejnym, niezupełnie użytecznym zaklęciem, głucho odbijającym się od silnej skóry górskiego potwora. A później był już tylko trzask przed nimi i ból wyciągający z jej oczu ciężkie łzy. Czuła jak gigantyczna gałąź doszczętnie miażdży jej nogi. Niczym porcelanowy imbryk jej matki, który przypadkiem stłukła na miliony kawałków, tak dziś zdawało się, że odpłaca za to tym samym uczuciem w swych nogach. Przewaliła się na zimną ziemię z głośnym krzykiem, który wydobył się z jej ust. Mocny konar przyciskał ją do gruntu, pozbawiając nawet najmniejszej możliwości na ruch. Miała wrażenie, że jej nogi po prostu przestaną działać, o ile w ogóle przeżyje to spotkanie. Jej oczy w pełni były załzawione, a jednak widziała, że chłopak jest wciąż obok niej, że jest w tym samym stanie. Ciężko poruszający się troll nieopodal przypominał jej o tym, że każda sekunda w tym miejscu będzie kosztować ich znacznie więcej i choć gdzieś wewnętrznie tliła się w niej ochota by bezradnie poddać się temu wszystkiemu, wiedziała, że ma ostatnie sekundy, by tego nie zrobić. Zaczęła szarpać Rileya, nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Ból przedzierający się przez jej całe ciało, tak niemożliwy do opisania, odbierał jej zdolność mowy. Fairwyn był nieprzytomny. Widziała jego twarz, widziała, że jest z nią coś nie tak, a jednak była w tej chwili, w tak ogromnym szoku, że nie była w stanie niczego zrozumieć. Docierała do niej jedynie zapowiedź zbliżającej się tragedii. Wyciągnęła się w stronę chłopaka, zacierając dzielące ich centymetry po tym, jak przewaliło się na nich drzewo. Zagryzła usta z bólu, czując na nich krew, gdy sięgała swoją ręką, do jego dłoni. Chwyciła go, najmocniej jak tylko w tej chwili potrafiła i zamknęła oczy szukając sekundy ciszy w tym polu bitwy. Jej rytm serca zsynchronizował się z miarowym uderzeniem coraz bliższych kroków trolla. Mung. zt
______________________
Can't stay at home, can't stay at school. Old folks say, you a poor little fool. Down the street I'm the girl next door.
@Mefistofeles E. A. Nox powinien dostać dożywotnią banicję na wychodzenie poza mury Hogwartu. Gdziekolwiek się nie pojawił, sprowadzał na siebie, bądź innych, nieszczęście. Ostatnim razem niczego się nie nauczył. Ledwo żywy zdołał doczołgać się na skraj zakazanego lasu. Pluł resztkami zębów, w dłoniach niosąc swój własny wilczy ogon. Powinien raz na zawsze zapamiętać, że nie jest nieśmiertelny i zdrowie się szanuje, lecz widocznie nie potrafił. Udał się do Doliny Godryka, sam najlepiej wie w jakim celu, ale zagnało go zdecydowanie dalej, niż z początku planował. Znalazł się w okolicach skalnej grani, tak dobrze znanej okolicznym mieszkańcom. Mieszkał w Hogsmeade, więc pewnie nie wiedział skąd wzięła się nazwa Trzy Głowy Trolli. Za chwilę miał się o tym przekonać. Wpatrywał się właśnie w dziwne kształty, podobne do trollowych głów, kiedy dopadł go @Neirin Vaughn. Śledził go? Bardzo możliwe, gdyż nie od dziś wiadomo, że uczniowie pod żadnym pozorem nie mogą opuszczać zamku. Konsekwencje miały go spotkać później… o ile miał doczekać tej chwili.
Póki co, spotykacie się w lokacji. Rzućcie kostkami. Zabójczy troll już poleruje maczugę.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Tap, tap, tap... Kroki odbijały się echem wzdłuż pustego korytarza. Był wczesny poranek, łagodne światło rzucało żółtawe poblaski na wszystko. Chłopak szedł zamkiem, podążając za płonącymi na ścianach strzałkami. Przypominało to dawną grę w podchody, gdzie szukało się wskazówek, kierunków i podpowiedzi po całej wsi. Teraz bawił się podobnie, tylko z własnym umysłem. Acz bardziej poprawnie byłoby "własnym umysł bawił się nim". Strzałka pokierowała go do dormu, zatem bezmyślnie tam się. Napis na kartce w sypialni głosił "zbierz ekwipunek!". Hej, halucynacje mądrze prawią, zawsze w grach zaczyna się od skompletowania najbardziej potrzebnych rzeczy, a żaden bohater nie rusza na epicki quest z gołymi rękoma. Co się rudzielcowi przyda? Byłoby prościej, gdyby wiedział, gdzie idzie. Ale dla pewności zabrał parę bandaży, gazę, wodę. Chłopak uznał, że podejrzanie często trafia na rannego Mefisto, dodatkowo wziął sobie do serca słowa Nory, że bandaż nie waży wiele i warto go mieć. Może skompletuje sobie apteczkę? Co jeszcze się przyda w takiej apteczce? Pomyśli potem. Na razie wrzucił w szmacianą torbę jakiś prowiant. Trochę galeonów. Różdżka. Chustka. I chyba wszystko? Biorąc torbę na ramię, rozejrzał się za kolejnymi podpowiedziami. Systematycznie idąc zgodnie ze strzałeczkami, trafił na błonia, a potem Hogsmeade. Zatrzymał się dopiero na wyjściu z miasteczka. Złapało go zawahanie związane z faktem, iż uczniowie nie mogą opuszczać terenu szkoły. Niemniej świadomie wybrał złamanie zasad celem poznania, co znajduje się na końcu ścieżki z lśniących strzałeczek. Jakie na drodze do Doliny zmieniły się w odciski butów niczym wskazanie kroków dla tancerza. Stawiał stopy w błyszczących zarysach, aż te urwały się nagle. Dopiero wówczas rozejrzał się, dokąd to zawędrował. Całkiem całkiem okolica. O, czy to nie Mefisto? O nie, czy on znowu jest ranny? Po bliższych oględzinach (dosłownie bliższych, chłopak podszedł parę kroków do Ślizgona) wyglądało na to, że student żyje. Tylko sobie stoi. I patrzy się na coś. Nei uniósł głowę, kierując ją w tę samą stronę, co blondyn, stojąc pół metra za nim. - Ale wielkie skały - skomentował. Za moment się poprawił. - Ale brzydkie trolle.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Może faktycznie powinien grzecznie siedzieć w Hogwarcie... Z drugiej strony, ostatnia tragedia wydarzyła się w Zakazanym Lesie, czyli teoretycznie tuż obok. Styl życia Mefistofelesa nie pozwalał na wieczne zamknięcie w zamku, wśród ludzi. Wszystko wskazywało na to, że skazany był na liczne tragedie i jedynym pocieszeniem mogły być starania dotyczące utrzymania innych poza piekielną czarą okropieństw. To częściowo też dlatego na swoją małą wyprawę udał się bez żadnego towarzystwa. Do Doliny Godryka zawędrował dla znajomej, która dopiero od niedawna zapoznawała się z rzeczywistością zabarwioną likantropią. Przyszedłby nawet wcześniej, bliżej pełni, ale sam miał ją na tyle nieprzyjemną, że potrzebował chwili. Nie był tym typem, co wpada na herbatę i ciasteczko, ale wypadało zajrzeć do młodego wilkołaka choćby na chwilę - tak też zrobił, starając się znajomej nie przeszkadzać zbyt długo. Potem był już wolny i mógł wałęsać się po mieście. Nawet planował powrót do Hogsmeade (albo Hogwartu? Ale niee, chyba nie miał żadnych ciekawych zajęć...), gdy przypomniał sobie o ciekawym miejscu, o którym ktoś mu kiedyś opowiadał. Mefistofeles szybko podjął decyzję o drobnym spacerku prosto w stronę skalnej grani. Chyba nawet sam nie wiedział, w jakim celu poszedł pogapić się na głazy... Wyczuł towarzystwo drugiego człowieka - nie był nawet pewien czy raczej usłyszał, czy dostrzegł. Stał dalej, wpatrzony w tajemnicze kształty, pozwalając aby tajemniczy ktoś podszedł do niego i... Nox drgnął, bez problemu rozpoznając głos. Specyfika komentarza również nie zaszkodziła, oczywiście. - Neirin - zaczął miękko, bo choć znany był z zamiłowania do używania nazwisk, tak imię tego Puchona wyjątkowo lepiej układało mu się w ustach. - Co ty, do cholery, tutaj robisz? - A potem zorientował się, jak idiotycznie brzmiało to pytanie w obliczu sterczenia stanowczo zbyt blisko podejrzanie trollopodobnych skał. Ślizgon odwrócił się i złapał siódmoklasistę za ramię, żeby ściągnąć go zaraz bardziej w bok, tak aby zieleń roślin posłużyła im za kryjówkę. Wtedy mógł już przyjrzeć się chłopakowi i z przerażeniem dostrzec, że tak - to właśnie on, uczeń siódmego roku. - Zdajesz sobie sprawę, jaki opierdol dostaniesz za opuszczenie Hogwartu? I co ty wyprawiasz, śledzisz mnie, czy jak? - Mało przyjemny ton ściszonego głosu nie był zbyt adekwatny. Mefistofeles nie był szczególnie skory do postępowania zgodnie z zasadami, ale w jakiś chory sposób obawiał się, że jeszcze sam zostanie pociągnięty do odpowiedzialności za ucieczkę młodszego kolegi. Nie posądzał też Vaughna o nic złego (a już z pewnością nie widział sensu w chodzeniu za sobą), bo akurat po zdarzeniach z ostatniej pełni księżyca, to miał o nim zdanie raczej dobre. Potrząsnął zatem tylko lekko głową i odwrócił się w stronę trolli, które teraz już wcale głazów nie przypominały. Cenny drobiazg przenoszony był z łap do łap, a Nox wpatrywał się w niego z zafascynowaniem. - Na co ci to wygląda? - Znajdowali się w położeniu o tyle bezpiecznym, że stworzenia dalej ich nie dostrzegły. Mefisto nie czekał na odpowiedź, bo zaraz sam kontynuował. - Merlinie, to przypomina ten taki zamek... uch, nie pamiętam nazwy, ale wiesz o co chodzi? Miałem o nim niedawno na Obronie Przed Czarną Magią i - urwał gwałtownie, wlepiając spojrzenie w przedmiot, który został odłożony na ziemię. To było stanowczo zbyt kuszące. - Bierzemy? - Palnął, uśmiechając się szeroko do rudzielca, który miał o tyle duże nieszczęście, że wpadł na wilkołaka w wyśmienitym humorze. I to, oczywiście, miało poskutkować kolejnymi tragediami, bo właśnie takie zjawiska Ślizgon do siebie brawurowo przyciągał.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Ściągnięty w krzaki, miał czas przemyśleć pytanie. A potem podrapał się w policzek. - Stopień opierdolu zależy od stanu, w jakim wrócę do zamku. Oraz prędkości, z jaką to zrobię - stwierdził, racjonalnie oceniając wszystkie za i przeciw. Dyrektorka dowie się tylko, jeśli nie znajdzie go do wieczora... A i to jest wątpliwe, o ile nie zostanie ranny i nie będzie musiał zahaczać o skrzydło szpitalne. Ciężko będzie powiedzieć, że zmiażdżona przez trolla kość ogonowa czy urwana ręka to efekt upadku ze schodów. "A bo wie pani, potknąłem się i tak jakoś wyszło, że ujebało mi nogę przy samej dupie". Ehe. Jest chory psychicznie, ale nie na tyle, aby próbować wciskać takie kity. Z tego wniosek, że muszą wyjść z tej przygody bez żadnych poważnych uszczerbków na zdrowiu. Spojrzał pomiędzy gałęziami na trolle, przerzucające sobie między łapami tajemniczy przedmiot. Połyskiwał srebrzyście w jasnym słońcu, kusząc poszukiwaczy bardzo bolesnych przygód. Chłopak nie odpowiedział wilkołakowi, zamiast tego schylił się, dostając kamień wielkości pięści. Zważył go w dłoni, zanim cofnął się parę kroków, biorąc lekki rozbieg i potem zamach. Skała poleciała ponad głowami trolli, spadając po drugiej ich stronie. Echo jej upadku odbiło się od kamiennych ścian, ściągając uwagę potworów. Odwróciły się, wstając i ruszając w tamtą stronę. Neirin za to ruszył przodem, aby podejść bliżej do miejsca, gdzie się bawiły zamkiem, licząc, że został tam.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Sam Mefistofeles zbytnio dokładnie nie rozważał jaki opierdol w rzeczywistości Neirin otrzyma. Oczywiście, można było kombinować i próbować się jakoś wymigać od większej kary, a jednak wycieczka aż do Doliny Godryka brzmiała dość podpadowo. Ślizgon chwilę wpatrywał się bez zrozumienia w swojego nowego towarzysza, rozważając co o tym wszystkim w ogóle myśli. Z jednej strony trochę głupota, z drugiej miał ochotę uśmiechnąć się na ten brak jakiejkolwiek krępacji popełnianym wykroczeniem. Kimże był, żeby dzieciaka oceniać? - A masz jakieś plany? - Zainteresował się, chociaż zabrzmiało to bardziej jak pytanie retoryczne. W końcu czysto teoretycznie Puchon mógłby się teraz zawinąć i wrócić, a wtedy niewiele kto zauważyłby jego tajemnicze zaginięcie. Skoro jednak sterczał w zaroślach obok Noxa, to zapewne nie miał żadnych konkretnych rzeczy do zrobienia, ale do Hogwartu go nie ciągnęło. Zresztą, Mefisto okazał się być wyjątkowo kiepskim opiekunem, bo zaraz zaczął proponować zbliżanie się do trolli i wykradanie ich zabawki, podejrzanie podobnej do rzadkiego przedmiotu omawianego na zajęciach starszych roczników. Ślizgon mruknął z aprobatą, obserwując jak siódmoklasista bez zastanowienia zabiera się za robotę. Chwilę obserwował co się działo, a potem zmarszczył lekko brwi. Za blisko. - Nei - syknął, ale rudzielec ruszył już w stronę porzuconego na ziemi przedmiotu, nie dbając wcale o to, że odrobina dyskrecji była mile widziana. Mefisto na szczęście zorientował się, że kolejna próba zatrzymania go musiałaby skutkować podniesieniem głosu, a to wkopałoby ich znacznie bardziej. Wyskoczył zatem pospiesznie za Vaughnem, mimo wszystko nie mogąc pozwolić mu na samotne (i to za jego zachętą) pchanie się w pobliże przerośniętych, niebezpiecznych stworzeń. O wiele łatwiej byłoby zgarnąć taki drobiazg w pojedynkę, ale Nox nie był w stanie siedzieć w bezpiecznej odległości, kiedy uczniak narażał się na jego oczach. Co gorsze, miał dziwne przeczucie, że trolle i tak zaraz wrócą na swoje miejsce i ich zauważą...
Mefistofeles powinien chyba wziąć udział w jakiejś magicznej loterii, gdyż doskonale przewidział moment, w którym trolle dodały dwa do dwóch. Istotnie, ruszyły za kamieniem rzuconym przez Neirina. Odwróciły się w stronę hałasu i podreptały w jego stronę. Ryczały wściekle na kamień, aż wreszcie pojęły, że jest to… no, kamień i nikt im tutaj nie pyskuje. Zrozumiawszy, że ów kamień uznaje ich przewagę, porzuciły go w miejscu, w które spadł, a następnie zaczęły powracać do zamku, jaki wcześniej tak je interesował. Dostrzegłszy zmianę w postaci nachylonego nastolatka, dwa trolle uderzyły się nawzajem maczugami (co przypominało jakąś przerażającą formę zagrzewania się do walki), a dźwięk jaki temu towarzyszył, przywodził na myśl zderzenie się ze sobą dwóch głazów. Maczugi niebezpiecznie zatrzeszczały, a po sekundzie czy dwóch ziemia wokół Neirina zaczęła wręcz podskakiwać. W jego stronę właśnie pędziły trzy wielkie, rozwścieczone trolle. Trudno powiedzieć co kierowało ostatnim, który najpierw wsadził sobie na łeb, niby to koronę, zamek Theomerasa Pirifaniasa. Mechanizm natychmiast zaplątał się w trollowe kłaki, podrygując dziko przy każdym kroku przygłupiej bestii.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie miał tyle szczęścia. Gdyby tylko troll zostawił zamek, mieliby go już w rękach... A tak? Tak mają co innego - poważny problem. Trzęsąca się ziemia szybko zwróciła uwagę chłopaka. Uniósł wzrok, dostając różdżkę z ekwipunku w tym samym momencie, co zauważył przeciwników. Jakkolwiek chciałby zrobić to po mugolsku, siłowanie się z trollem nie brzmi jak mądry pomysł. Przynajmniej nie w tym momencie, trzy na jednego nie wygląda fair. - A masz jakieś plany? - Na ten moment? Spierdalać - odpowiedział Mefisto, zanim uniósł drewienko, chcąc rzucić jeszcze zaklęciem, zanim się wycofa. - Conjunctivitis! - Krzyknął, celując w pierwszego, biegnącego trolla. Zaraz po tym odwrócił się, aby odbiec. Nie prosto przed siebie, zamiast tego gdzieś jak najdalej i lekko pod bok. Był niestety wystawiony najmocniej na atak, a to nie kończy się nigdy dobrze. Nie patrzył nawet, czy mu się udało, prawdopodobnie nie ma tyle czasu. Minął Mefisto, szukając na szybko rozwiązania tej sytuacji. Co mają do wyboru? Wdrapanie się na skały? Brzmi słabo, trolle prawdopodobnie nieźle się wspinają. Mogą próbować oślepić jednego po drugim, ale to wymaga czasu. Celności. I schronienia. Zatem póki co rudy skupił się na znalezieniu miejsca, które pozwoliłoby mu rzucić drugie zaklęcie. W miarę bezpiecznego. Albo chociaż nie prosto na drodze szarżującego trolla. Nigdy nie był mistrzem skradania się... Ale człowiek uczy się na błędach. Na drugi raz pomyśli dwa razy zanim polezie wesoło do legowiska kamiennych potworów niczym na grzybobranie do zagajniczka. Zakładając, że przeżyje.
Wiedział, no po prostu wiedział, że improwizowanie w tej sytuacji nie wyjdzie im na dobre. Mefisto wbił czujne spojrzenie w rozpędzone bestie - znajdował się odrobinę dalej, więc teoretycznie miał więcej czasu, niż Neirin... Sięgnął gwałtownie po różdżkę, jeszcze przy okazji próbując omieść spojrzeniem jak najwięcej terenu. Zahaczył przypadkiem palcami o broszkę przyczepioną do kurtki, ale nie zwrócił na to uwagi; bardziej zainteresowany był tym, czy Neirin usunął się bardziej w bok, czy może nie potrzebował z tym jakiejś pomocy... - Expulso - wyrzucił z siebie, celując w grupę biegnących trolli. Jeden oberwał zaklęciem Neirina, ale to było stanowczo zbyt mało, aby uznać stworzenia za unieszkodliwione. Mefisto nie czekał, cofając się pospiesznie i jednocześnie usiłując znaleźć jak najbliżej siódmoklasisty, bo zdecydowanie bardziej podobała mu się opcja trzymania w grupie. W ten sposób mogliby chociażby pokusić się na teleportację łączną... Zaklęcie nie zadziałało zgodnie ze swoim przeznaczeniem, mimo wszystko spowodowało, że trolle powpadały na siebie mało zgrabnie. Ślizgon machnął różdżką, próbując tym razem niewerbalnego Incendio; nie zadziałało w ogóle. Ciche przekleństwo towarzyszyło kolejnej nieudanej próbie. Czas uciekał. - Incendio! - I tym razem, w końcu, z jego różdżki wystrzelił strumień energii. Nie przybrał co prawda formy buchającego żarem płomienia, ale zamiast tego pokrył stworzenia niezbyt grubą warstwą lodu. Nie był pewien, czy to wystarczy, aby udało im się uciec...
Uderzanie w rozpędzonego trolla zaklęciem oślepiającym to pomysł co najmniej kontrowersyjny. Zamiast zatrzymać się i skontrolować swój wzrok, stworzenie dalej gnało przed siebie, lecz tym razem na oślep. Waliło pokaźnym cielskiem w mniejsze drzewa, a także tratowało krzaki. Zaklęcie Mefisto tylko dolało oliwy do ognia. Biegnący troll, odepchnięty od pozostałych, potknął się o własne, niezdarne nogi i wyrżnął piekielnie brzydką gębą wprost w leśne poszycie. O kilka centymetrów od biegnącego wilkołaka.
Mefisto:
1, 2, 3 - Masz ogromnego pecha. Jaka była szansa na to, że ogromna trollowa maczuga nie poleci gdzieś w las, a upadnie tuż obok łapy właściciela? Cóż, jak widać wystarczająca, bo nie minęły dwie sekundy, a owa maczuga rąbnęła Cię prosto w jedną z nóg. Naturalnie, twoja kość nie wytrzymała i rozdzieliła się na kilka kawałków. Jeden z nich przebił skórę, a krew zaczęła szybko barwić mech szkarłatem. Uwaga, oferta ograniczona czasowo. Tylko teraz możesz (nie musisz) rzucić RAZ na zaklęcie uzdrawiające (pomimo braku punktów z uzdrawiania) i sprawdzić co Ci wyszło. Jeżeli pokonasz zakłócenia, jakimś cudem zaklęcie się udaje i kości nie bez ogromnego bólu zaczynają wskakiwać w odpowiednie miejsca. Za kilkanaście sekund możesz znowu chodzić. Jeżeli zaklęcie da odwrotny efekt… cóż, lepiej módl się o dobrego uzdrowiciela. Kość zrasta się, ale zupełnie nie tak jak powinna. Kolano masz wykręcone w prawą stronę i tak też teraz wygląda Twoja noga - jakby ktoś trzymał ją odwróconą o dziewięćdziesiąt stopni. W dodatku jest lekko podkurczona i kulejesz, gdy na niej stajesz. Na pewno nie potrafisz w tym stanie chodzić, co najwyżej kuśtykać, zwłaszcza, że z nogi wciąż sterczą Ci odłamki kości i każdy krok sprawia Ci tak ogromny ból, iż za kilkadziesiąt zacznie wydawać Ci się, że za moment zemdlejesz. 4, 5 - Nie mogłeś uwierzyć we własne szczęście. Fakt, że troll nie zrobił z Ciebie placka, wydał Ci się nieoczekiwanym uśmiechem losu. Szkoda tylko, że zupełnie straciłeś Puchona z oczu. Wielkie cielsko trolla nie tylko Cię od niego odgradzało, ale także zaczynało znów się poruszać. Dodatkowo, wciąż biegły w Twoim kierunku dwa inne. Oblodzone i wściekłe jak nigdy. 6 - Ależ to był skok! Rzuciłeś się w stronę Neirina dokładnie w tej samej chwili, w której troll zaczął walczyć z grawitacją. Ziemia się zatrzęsła, ale Ty byłeś już po jego drugiej stronie. Tej, po której znalazł się również Neirin.
Neirin:
1, 2 - Mkniesz przed siebie ile sił w nogach. Sam nie wiesz jak to się dzieje, ale nagle wokół Ciebie robi się naprawdę bardzo cicho. Dostrzegasz to dopiero wówczas, gdy zatrzymujesz się z powodu napadu niezwykle bolesnej kolki. Ledwo możesz złapać oddech, ale spokojnie, nie zapowiada się, aby zza krzaków miały wyskoczyć na Ciebie jakieś trolle. Czy aby na pewno? Zgubiłeś się i musisz szukać drogi ucieczki, prowadzącej do wyjścia z Doliny, albo miejsca, w którym pozostał Mefisto oraz trolle. Wybierz mądrze. 3 - Jak to się dzieję, że w tych czasach dzieciaki nie potrafią nawet biegać? Stawiasz krok za krokiem zdecydowanie zbyt szybko. W pewnym momencie plączą Ci się nogi. Potykasz się o pierwszy lepszy korzeń i uderzasz głową o coś twardego. Kamień, bliźniaczo podobny do tego, który wcześniej cisnąłeś w stronę trolli. Przed oczami eksplodują Ci tysiące kolorów, ale zanim zdążysz pomyśleć co to dla Ciebie oznacza, pogrążasz się w ciemności. 4, 5, 6 - Kluczysz pomiędzy drzewami, starając się znaleźć odpowiednie miejsce do kontrataku. Kiedy troll upada, natychmiast dostrzegasz okazję do rzucenia zaklęcia. Jeżeli się nie udaje, jeden z trolli natychmiast Cię zauważa i wyrzuca w Twoją stronę maczugę. Drewniana pałka nie jest co prawda oszczepem, ale okazuje się wystarczająco celna, aby musnąć Cię o włos. Dorzuć dodatkową kostkę: jeżeli wynik jest parzysty - uderza w Twoją różdżkę, robiąc z niej miazgę. Jeżeli wynik jest nieparzysty - robi miazgę z Twojej dłoni. Maczuga miażdży Ci w niej wszystkie kości, włącznie z nadgarstkiem.
Od teraz, jeżeli nie macie przerzutów, na każde zaklęcie rzucacie tylko jeden raz.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Jakie to szczęście, że czasem zdarza mu się poćwiczyć. Że jednak trochę o tę kondycję dba. Dzięki temu mógł teraz dość sprawnie uciekać, klucząc pomiędzy pniami, uciekając przed trollami. Zatrzymał się w pewnym momencie, słysząc donośny huk. Odwrócił się, aby dostrzec, jak jeden z trolli leży wyciągnięty na ziemi, a pozostałe skupiły uwagę na sprowadzonym do parteru koleżce. To właśnie ten moment chłopak postanowił wykorzystać. - Firehutchcath! - Krzyknął, zamykając jednego z wciąż sprawnych fizycznie trolli w płonącej klatce. Co jak co, ale to jedno zaklęcie wyjątkowo lubi oraz ma wyćwiczone. Mefisto zapewne także pała do owego uroku sympatią, ale blondyn ma teraz inne problemy. Co prawda Neirin niezbyt z tej odległości widział, jaki dokładnie los spotkał chłopaka, acz podejrzanie długo się nie podnosi. A co gorsza, drugi troll w każdej chwili mógł zaszarżować albo na Puchona, albo na Ślizgona. - Immobilus! - Nic. Różdżka zacięła się jakby, a ostały jeszcze na nogach troll nie oberwał nawet samotną iskiereczką z końca różdżki. Z resztą, jakby jakaś uleciała, rudzielec był zbyt daleko i zapewne ognik by się wypalił, nim by doleciał do potwora. Coś jednak chłopak zrobić musiał. I to szybko, póki wciąż ma okazję. - Ex Animo! - Może to zadziała? O dziwo - tak. Dźwięk poraził trolla, sprowadzając na jego i tak niezbyt bystry umysł oszołomienie. Nie potrwa to jednak długo. Uczeń zerwał się zatem do sprintu, chcąc wrócić się do Mefisto. W biegu wydostając z torby jeden z bandaży. Jeśli nic nie stanęło mu na drodze i dostał się do blondyna, padł przy nim na kolana. Zamierzał na szybko zrobić opatrunek. Usztywnić kość oraz zawiązać bandaż ciasno, aby ograniczyć krwawienie. Nie musi być pięknie. Ma głównie zatamować wypływ krwi. Resztą będą się martwić magomedycy. Pal licho kości, te odrastają. Krwi mu nie wyczaruje na już. Jeszcze musi trochę Nox poczekać, zanim Nei osiągnie ten poziom wprawy w zaklęciach uzdrawiających. Ale spokojnie, parę jeszcze razy będzie sklejał Mefisto i wyćwiczy się porządnie.
Wydarzenie:6 Firehutchcath:4 Immobilus: 5 Ex Animo:6
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chyba faktycznie powinni z większą rozwagą dobierać zaklęcia. Rzecz w tym, że zupełnie nie mieli czasu na zastanawianie się i kombinowanie - a jednak Mefisto znalazł chwilę na przeklęcie w duchu takiego spontanicznego działania. W końcu kiedy proponował Neirinowi wykradnięcie zabawki magicznych stworzeń, to wcale nie brał pod uwagę pochopnych działań, narażających ich na niezłe obrażenia. Przez chwilę chłopakowi wydawało się, że wywrócenie trolla to doskonały pomysł, bo nikt nie czuł się zbyt dobrze i walecznie po uderzeniu w twarde podłoże... Szkoda tylko, że Noxowi przez głowę nie przeszło zadbanie o tę durną maczugę. Zanim zdołał jakkolwiek odskoczyć w bok, stwór zaczął się podnosić i machnął swoją bronią, bez większego problemu dosięgając zwiewającego wilkołaka i... Słodka Morgano. Zduszony okrzyk zaskoczenia i bólu wyrwał się Mefistofelesowi, zanim zadbał o ukrycie go. Poleciał na ziemię niemal jak szmaciana lalka, obijając się mocno i na ułamek sekundy zapominając o samej w sobie ugodzonej maczugą nodze; zabolało go chyba wszystko, poważnie. Złapał oddech, odbił się rękoma od mchu i przekręcił do pozycji siedzącej; zacisnął mocniej szczęki, czując, że z jego nogą nie jest dobrze. Niemal automatycznie wycelował różdżką w oślepionego trolla, leżącego i dalej dzierżącego gigantyczną pałkę. - Formidul somium - szepnął, czekając aż czarnomagiczny urok dotrze do trolla i wpędzi go do krainy własnych koszmarów. Dopiero kiedy miał pewność, że zaklęcie zadziałało, to pozwolił sobie na zerknięcie na własną, zranioną kończynę. Nox nie był tą osobą, która zadowalała się bólem towarzyszącym mu w bezruchu - zaraz spróbował jakoś trochę się podnieść, co upewniło go w przekonaniu, że coś mu się tam solidnie połamało. Aż przypomniały mu się ostatnie zajęcia z magii leczniczej... Zanim zaczął kombinować coś z prowizorycznym opatrunkiem, to u jego boku pojawił się Neirin - o dziwo, w fenomenalnym stanie. I jeszcze z jakimiś bandażami. Co do cholery. - Co ty... Zawsze nosisz przy sobie apteczkę, czy tylko jak spodziewasz się mnie spotkać? - Dopytał, chyba jednak trochę zamroczony, skoro wdawał się w konwersację w takiej sytuacji. Chociaż miał ogromną ochotę poinformować Puchona, że radzi sobie, to po prostu pozwolił mu na założenie jakiegoś opatrunku na tę zranioną nogę i tyle. Nie było co się wykłócać; swoje wiedział, bo jednak trochę lat już przeżył, a należał do tych osób, które narażone były na uszkodzenia wyjątkowo często. Zerknął ponad ramieniem siódmoklasisty, żeby sprawdzić co z pozostałymi trollami. Płonąca klatka przywołała wyjątkowo nieprzyjemne wspomnienia i Mefisto poczuł, jak przebiega go dreszcz - teraz nie był pewny, czy trollowi nie współczuł. Takiej bezsilności nie życzył nawet własnym wrogom. - Już? Pomóż mi wstać... - Cokolwiek nie działoby się dalej, leżenie nie sprawdzało się zbyt dobrze. Lepsze było już wiszenie na Puchonie, czy tam kuśtykanie... Tak właściwie, to Nox miał już sytuację, w której musiał się kawałek ze złamaną nogą przemieścić - wspieranie się na drobnej Fire zbyt wiele nie dawało, ale czymże była odrobina bólu dla tego Ślizgona? Rozkoszą.
Trolle nie przewidziały takiego obrotu spraw co nie było dziwne przy ich znikomej inteligencji i dały się zrobić niczym jedenastoletnie dzieciaki, wierzące, że tiara przydziału rozdaje jakieś zadania, zanim rozdzieli uczniów do domów. Jeden z trolli jęczał i stękał, mierząc się z własnymi koszmarami. Jego maczuga wciąż leżała na ziemi, niepokojąco blisko dwóch mężczyzn. Drugi troll szarpał się z klatką, rycząc tak przeraźliwie, że aż dziw brał, iż ten pierwszy jest w ogóle w stanie spać przy takim jazgocie. Tymczasem trzeci chwilowo okazał się niezdolny do walki. Cenne sekundy pozwoliły Neirinowi na wstępne zatamowanie krwawienia, jednak nie było mowy o porządnym założeniu opatrunku. Nie zdążył usztywnić nogi Mefisto, a jedynie opatulił złamanie cienkim bandażem, dzięki czemu Ślizgon przestał tracić krew. Jednak ból nie ustępował. Jak długo Nox wytrzyma takie obciążenie? Będzie musiał się postarać, gdyż w chwili, w której Puchon zabawiał się w medyka polowego, rozległ się dźwięk przypominający wrzask człowieka obdzieranego ze skóry. To jeden z trolli, ten zamknięty w klatce, pozwalał przypiekać się żywcem tylko po to, aby się wydostać. Z początku bał się rozgrzanych prętów, ale zrozumiawszy, że jego kolacja czeka na niego tuż obok, starał się rozewrzeć magiczne pręty. Pomógł mu w tym jego przyjaciel, troll numer trzy, który oszołomiony zaklęciem ex animo po prostu na niego wpadł. Z jakiegoś powodu to wystarczyło. Masa stworzeń w połączeniu z chwiejnością magii rozbiła czar w pył, a chociaż troll pierwszy wciąż leżał dręczony koszmarami, jaką mieliście pewność, że za chwilę nie wstanie i nie zrobi z was dwóch naleśników? Ziemia pod waszymi stopami znowu drżała, kiedy w waszym kierunku zaczęły na nowo podążać dwa wściekłe trolle. Ryczały tak przeraźliwie, że byliście pewni, iż za kilka chwil pękną wam bębenki w uszach. Spodziewaliście się najgorszego. Ranny Mefisto nie mógł zbyt daleko uciekać, Neirin też nie był w stanie ciągnąć go za sobą przez pół lasu. Jednak troll, zamiast wpasować was w ziemię, zbliżył się do was niemalże na wyciągnięcie ręki i zamarł. Drugi niespodziewanie dla siebie przystanął, najwyraźniej kompletnie rozbrojony zachowaniem towarzysza. Gapił się na niego, trącając go maczugą i rycząc coś ze zmieszaniem. Nie wiedział co ma uczynić. W istocie troll, jaki wam się przypatrywał, tak naprawdę był… samicą. Gapił się na Mefisto, najwidoczniej dopatrując się w nim czegoś więcej, niż jedynie obiadu. Wyciągnął ogromną łapę, ale że Neirin stał mu na drodze, odrzucił go na bok niedbałym machnięciem (rzuć kostką, jeżeli wylosujesz 1 lub 2 - spadasz na śpiącego trolla, co przywraca go do świadomości, w innym wypadku lądujesz na ziemi). Niezależnie od tego gdzie wylądowałeś, odnosisz obrażenia: 1 - podczas lądowania skręcasz kostkę; 2 - troll przygniata Ci żebra, ale jedynie je nadwyręża; 3 - troll przygniata Ci żebra i łamie trzy z nich; 4 - pęka Ci obojczyk oraz kości w lewej stopie; 5 i 6 - uderza Cię w rękę, łamiąc Ci przedramię. Upuszczasz różdżkę, troll przypadkowo na niej staje, co skutkuje całkowitym jej zniszczeniem. Kiedy stworzenie uporało się z Puchonem, zacisnęło silne paluchy na studencie, unosząc go wysoko w powietrze. Rzuć kostką - jeśli wynik będzie mniejszy lub równy 3, łamie Ci się kilka żeber. W innym wypadku albo je nadwyręża, albo pękają, pozwolę Ci wybrać. Potem odwraca się i jak gdyby nigdy nic, odchodzi z wyrywającym się Mefem, patrząc na niego jakoś dziwnie ckliwie. Mefisto - Decydujesz czy próbujesz się uwolnić czy pozwalasz zaciągnąć się do legowiska. Jeśli podejmujesz próbę, nie opisuj skutków swoich działań. Tymczasem, odrobinę zdezorientowany troll numer dwa, pocierając nerwowo ślady po poparzeniach, przypomina sobie o Neirinie. Na jego brzydkiej twarzy pojawia się wściekły grymas. Podchodzi do Ciebie z zamiarem wbicia Cię pięścią w ziemię. Podejmij dowolną akcję w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdziesz. Jeżeli spadłeś na śpiącego trolla, możesz od razu założyć, że pięść napastnika trafiła właśnie w niego.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
- Co ty... Zawsze nosisz przy sobie apteczkę, czy tylko jak spodziewasz się mnie spotkać? - To się nie równoważy? - Ostatnio często na siebie wpadali. Spojrzał przelotnie po twarzy Ślizgona, okręcając na szybko miejsce ponad raną i zaciskając w formie opaski uciskowej. Niestety, poza prowizorycznym owinięciem kości nie starczyło mu czasu na więcej. Ziemia ponownie się zatrzęsła, a on poderwał głowę, odwracając się i patrząc za siebie. Na pędzące w jego stronę cielsko ogromnego trolla. Nie zdążył zareagować; stworzenie machnęło łapskiem, odpychając chłopaka. Wybijając go w powietrze i odrzucając kawałek dalej. Nie był to jednak długi lot. Nie było żadnego majestatycznego sunięcia przez powietrze, dramatycznego zwolnienia czasu, powiewających ubrań i grającego w tle "I belive, I can fly". Zamiast tego chłopak dostał zagubienie, oszołomienie i stracenie orientacji przestrzennej. Oraz ból. Ciężko ocenić, czy uszkodzony został podczas upadku, ciosu czy może w dziwny sposób w tych ułamkach sekund pośrodku. Pewny był tylko tego, że zapulsowało ostro, tako bark, jaki stopa, ta na dodatek wykręcona pod dziwnym kątem. Jest stuprocentowo pewny, że nigdy nie miał dodatkowego stawu na środku śródstopia. Cóż, teraz ma. Yey dla trolli za ich wkład w ewolucję ludzkiego ciała. Gdyby tylko nie bolało, może nawet znalazłby zastosowanie dla tego nadprogramowego zgięcia. Zdecydowanie gorzej było z obojczykiem. Ta kość jest potrzebna. Bardzo potrzebna. W momencie, w którym pękła, chłopak został skazany na ograniczoną ruchomość w jednej ręce. Każde poważniejsze machnięcie wiązało się z bólem przesuwanej kości. Teraz jednak mocniej niż ułożeniem własnego obojczyka przejmował się tym, że troll, na którym wylądował, charknął i wybudził się. Tyle dobrego, że wciąż był oślepiony. Rudzielec mógł szybko sturlać się z niego, zaciskając zęby i ignorując własne obrażenia. Lepiej już mieć poprzestawiane kości niż rozmaślony mózg na trollowej piersi. Odepchnął się zdrową stopą i zeskoczył z Gerwazego w momencie, w którym Brajanek wbił mu pięść w brzuch. Cudownie. Ten niegdyś oszołomiony pustak na coś się przydał. Kupił rudemu parę cennych sekund, w czasie których mógł się odsunąć poza pole rażenia rąk Gerwazego. Puchon ujął mocniej różdżkę i wycelowawszy w stronę Brajanka, krzyknął: - Firersneak! - Ognista bestia pomknęła ku trollowi, owijając się wokół jego piersi i wyżej, na twarz. Spowijając całą głowę płomieniami. Neirin nie miał litości dla przeciwnika, nie bawiąc się już w oszołomienia. Chciał wypalić mu twarz do kości, spopielić oczy i drogi oddechowe. A najlepiej zabić. Wciąż jednak problemem pozostawał Gerwazy. Niby dalej bez wzroku, ale już pokazał, że nie potrzebuje go, aby narobić szkód. Puchon spróbował go zatem przetransportować, rzucić gdzieś dalej, aby nie był w stanie ich odnaleźć. Niestety, zaklęcie nie zadziałało. Różdżka się całkowicie zacięła. Z braku pomysłów, rzucił Everte Statum. Nie zadziałało tak, jak miało, ale przynajmniej coś zrobiło. Wgniatając trolla w ziemię i przyduszając.
Powinien pierwszy dostrzec zagrożenie... wszystko jednak wydarzyło się tak szybko, że nawet Mefisto - usadowiony jakby przodem do trolli - nie miał szans zareagować. Dodatkowo pozwolił sobie odciąć się na kilka sekund od przerażającej rzeczywistości, całą koncentrację przelewając na ból, przypominający nieustannie o odniesionych obrażeniach. Neirin musiał lubić uzdrawianie... Albo musiał przestać lubić Noxa. Ani tego, ani drugiego nie okazywał. Wyrwało mu się tylko ciche "Nei", a potem rudzielec został zmieciony jednym gestem przerośniętego stworzenia. Nie miał nawet możliwości na sprawdzenie co się z nim stało... Poczuł za to jak wokół jego tułowia owijają się palce trollicy; jakimś cudem rękę z różdżką udało mu się wyszarpnąć do góry. To byłoby na tyle ze ślizgońskiego szczęścia, bo wystawił się przez to na siłę swojej napastniczki i aż sapnął, czując ściskane i łamane żebra. Noga bolała go jeszcze bardziej, kiedy tak zwisał z trollowej pięści, niezbyt zgrabnie próbując się wyrwać. Szybko temu zaniechał, starając się rozważyć wszelkie możliwości - usłyszał ogniste zaklęcie, które uświadomiło go, że Vaughn jeszcze żył. Zaatakowanie samicy zdawało się nie mieć sensu, bo w każdej chwili mogła zmiażdżyć Mefistofelesa, albo upuścić na skały... I wtedy dostrzegł, że jej spojrzenie jest istnie rozanielone. Pozbawione tego przerażającego połysku "witaj, mój pyszny posiłku". Broszka. - Ale ty jesteś wielka - palnął, w akcie desperacji czepiając się pierwszej lepszej myśli. Odchrząknął, starając się wydobyć ze swojego głosu jak najbardziej dźwięczne brzmienie. W międzyczasie spoglądał ponad ramieniem trollicy na zagrożenie czyhające na Neirina. Wystarczyło tylko przesunąć różdżkę odrobinę w bok, przywołać w myślach formułkę Strappatto... Zaklęcie złapało w idealną pułapkę płonącego trolla. - Wielka i silna... Ale może odstawisz mnie na ziemię, co? Jest mi niesamowicie miło, niestety chyba wolałbym trochę... wolności? Bo wszystko super, ale - cholera, jak to powiedzieć - niezbyt jesteś w moim typie, o - nawijał, słowa dobierając pierwsze lepsze, za to starając się panować nad drżeniem głosu i wymuszać spokój. Liczył na to, że broszka posłucha, że uda mu się jakoś przekierować ten urok, którym go otaczała. Trolle bywały średnio komunikatywne, nie? Istniała szansa, że desperacka sztuczka Mefisto zadziała...
Zasadniczy problem polegał na tym, że troll to jednak troll. Ogromna masa nie szła jedynie w parze z przeraźliwym smrodem, który teraz tak dogłębnie napastował Mefisto (przeżywającego najbliższy kontakt z jednym z osobników). Gruba skóra, otulająca nie tylko ich nieprzepuszczające wiedzy czaszki, umożliwiała im wytrzymanie o wiele cięższych obrażeń. Poparzenia były bolesne i drażniące, ale z pewnością nie śmiertelne. Niemniej jednak, wyobraźcie sobie jak śmierdział przypiekany troll! Brajanek ryczał i skwierczał, a tymczasem…
Neirin - na początek dwie kostki: Jeśli pierwsza z nich jest parzysta, opisz w poście skutki słabości na żołądku, jakie wywołał u Ciebie zapach grillowanego Brajanka. Everte statum wbiło Gerwazego w ziemię, ale cóż z tego, skoro efekt był chwilowy? Troll, trochę oszołomiony, zaczął machać na ślepo wielkimi łapskami. Jeśli wynik drugiej kości jest większy lub równy 4, znowu obrywasz. Ledwo Cię pacnął, ale i tak siła uderzenia wręcz wgniata Ci ramię w bok. Masz na tyle dużo szczęścia, że kość wytrzymuje i jedynie obijasz sobie śledzionę. Miejmy nadzieję, że nie pękła. Ból, jaki rozsadza Ci brzuch niemalże Cię oślepia. Jeżeli wyrzuciłeś 6, troll dodatkowo łamie Ci szczękę. Od tej pory jesteś zdany na zaklęcia niewerbalne. Spróbuj nie odgryźć sobie języka. Jeśli wynik rzutu jest mniejszy niż 4, udaje Ci się uniknąć konfrontacji z Gerwazym. Odtaczasz się na bok, aby mieć lepszy widok na porwanego przez trollicę Mefa.
Niezależnie od tego co się z Tobą stało, decydujesz czy pozwalasz trollicy na zabranie Mefisto i wzywasz pomoc, czy dalej atakujesz.
______________________
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Dopiero, kiedy jego sytuacja była w miarę stabilna, mógł zerknąć na Dżesikę, niosącą Mefisto. Pomógł też fakt, że nagle nogi Brajanka coś wgniotło w ziemię i zmiażdżyło z donośnym, obrzydliwym mlaśnięciem. Aż lekko go wzdrygnęło na to. Albo to efekt nakładającego się bólu i smrodu palonego trolla. Na szczęście miał żołądek na tyle mocny, aby nie zwymiotować tam. Jedynie zaczął oddychać ustami, mniej czując ten aromat. Może to kwestia tygodni sprzątania chlewiku i obory... Spoglądając na rozwijający się romans Dżesiki i Mefisto, nie zauważył łapy Gerwazego. Źle ocenił odległość. Sądził, że jest krótsza. Dostał olbrzymią dłonią, a ostry ból rozszedł się po jego wnętrznościach. Zatoczył się, odsuwając kolejne kroki i czując się prawie równie wspaniale, co podczas doświadczania zaklęcia Citus Visceris. Aż przymknął oczy, rozwierając usta. Kilka kropelek gęstej śliny spłynęło mu po brodzie, kiedy schylony zdrową ręką obejmował się za brzuch. Rozchylił powieki jednego oka, spoglądając po sytuacji. Gerwazy nic nie widzi, Brajanek nie ma nóg i płonie, Dżesika odchodzi do leża Merlin tylko wie po co, Mefisto jest miażdżony w jej uścisku. Każda, logicznie myśląca osoba by darowała sobie, uznała, że nie da rady i uciekła, aby zyskać pomoc kogoś doświadczonego. Nei może i myślał logicznie oraz zdawał sobie sprawę, że to znacznie lepsze rozwiązanie aniżeli pchanie się z takimi obrażeniami do legowiska trollicy... Nie znaczy to jednak, że gotów był to zrobić. Jakby nie patrzeć, ma złamaną stopę. Zanim stąd dotrze do kogokolwiek zdolnego powalić trolla górskiego, z Mefisto zostaną strzępy. Nie mają tyle czasu, aby sobie rudy kusztykał do miasteczka i pukał od drzwi do drzwi w poszukiwaniu dobroczyńcy gotowego pędzić na złamane karku, by ryzykować własnym życiem i wyratować resztki, które do tego momentu zostaną ze Ślizgona. Równie dobrze mógłby Nei wrócić za dwa dni i zebrać kupę trollego gówna, wyjdzie na to samo. Uniósł drżącą dłoń i otarł ślinę z brody, zanim wycelował różdżką w Gerwazego. Zaklęcia poleciały dwa, wypowiedziane zaskakująco pewnym tonem. Wpierw zamknięcie go w klatce, potem oszołomienie, aby nie próbował uciec za szybko. Niech bierze przykład z Brajanka i spokojnie płonie. Następnie Puchon odszedł pod bok, szukając bezpiecznego miejsca. I tak wątpił, aby którykolwiek troll go dojrzał, skoro oba były oślepione. Ale bezpieczeństwa nigdy dość. Kiedy już zainstalował się we w miarę spokojniejszej okolicy, ostatnim zaklęciem przezeń rzuconym było Aviatores. Dzięki temu chłopak nie czuł bólu. Mógł opuścić własne ciało, rozwinąć skrzydła i odlecieć. Zamierzał rozproszyć Dżesikę, odwrócić sobą uwagę na tyle, aby Mefisto mógł rzucić w nią parę zaklęć i uśpić. A podejrzewał, że w tym stanie nie utrzyma zaklęcia zbyt długo.
Wydarzenie:5, 4 Firehutchcath:6 Ex Animo:4 Aviatores:6 Aviatores - czas:1 :(
Dżesika wydawała się być wyjątkowo zaabsorbowana Twoją osobą. Wesoło podążała sobie w stronę legowiska, starając się Tobą nie podrzucać, za co może być jej wdzięczny. Niestety, potem zacząłeś za dużo gadać, więc zapobiegawczo pomachała Tobą na boki, aby trochę odechciało Ci się zbędnego prawienia jej komplementów czy cokolwiek miały znaczyć Twoje słowa. Była za głupia by wiedzieć o czym nawijasz, ale Dżesika była trollicą, która ceniła sobie ciszę, a przede wszystkim spokój na jej własnej skalnej grani. Dlatego też zupełnie nie spodobał jej się natrętny ptak, który zaczął kręcić się wokół niej i jej miłości. Zamiast pomóc, Neirin tylko pogorszył sytuację. Rozpaczliwe machanie rękoma na pewno nie pomogło Mefisto w ograniczeniu uszkodzeń. Jego głowa latała dziko od lewej do prawej, noga zaczynała już sinieć z powodu upływu krwi. Odłamki kości poprzebijały tkankę, wbijając się w takie miejsca, że lekarz mugol męczyłby się z nimi całymi tygodniami. Jeżeli uda Ci się dotrzeć do uzdrowiciela, spędzisz tam trochę czasu, ale zachowasz obie kończyny. Problem w tym, że musieliście się streszczać. Zaczynało Ci się robić ciemno przed oczami. Dżesika nawet nie zauważyła, kiedy rozwarła palce. Mefisto spadł na ziemię, cudem unikając zdeptania, gdy wtulił się w pobliski krzak. Trollica jakimś dziwnym trafem straciła zainteresowanie. Najwyraźniej broszka nie działała na nią tak silnie jak na ludzi. Może to i dobrze? Szkoda byłoby, gdyby za kilka miesięcy urodziła jakieś liche szczeniaki. Zgubiłeś różdżkę podczas nauki latania z trollicą.
Prawdopodobnie ostatnie kostki na przyjemności - upadłeś, ale czy coś Ci się stało? 1, 2 - Niefortunnie spadłeś wprost na ułamaną gałąź. Zaostrzony fragment wbija Ci się głęboko w udo. Wybieraj czy wolisz pozostać na miejscu, ograniczając tym samym upływ krwi, której i tak nie pozostało Ci wiele, czy ruszasz na poszukiwania Puchońskiego wybawcy. 3 - Miałeś ogromnego pecha, skoro wycelowałeś głową w jedyny kamień w okolicy. Polało się więcej krwi, a Ty straciłeś przytomność. Teraz musisz liczyć na Neirina. 4, 5, 6 - Kilka otarć i palący ból w uszkodzonych żebrach, więc w zasadzie nic wielkiego.
Pozostałe dwa trolle były niezdolne do walki, więc nimi nie musieliście się już przejmować. Jeżeli nie straciłeś przytomności i wyruszyłeś w las, dorzuć jeszcze jedną kość. Parzysta - znajdujesz nieprzytomnego Neirina. Nieparzysta - błąkasz się po lesie. Jeżeli znajdziesz Neia, możesz podjąć próbę teleportacji. Na to też dam kostki, żeby nie było za miło. Nieparzysta oznacza rozszczepienie was obojga tuż po wylądowaniu w pożądanej lokacji.
______________________
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Och, był idiotą. Próbował uwieść barwą swojego poddenerwowanego głosu zauroczoną broszką trollicę; skutki były o tyle opłakane, że Ślizgonowi wszelkie nadzieje się pogubiły. To jest, nie zakładał od razu, że zaraz zginie albo zostanie wybitnie beznadziejnym ojcem małych potworków (kochałby jak swoje - zwłaszcza, kiedy faktycznie takie by były). Po prostu zaniechał prób uwolnienia się podczas tego jakże romantycznego spaceru, postanawiając zaczekać aż zostanie ulokowany przed jakimś ołtarzem albo łożem. Szkoda tylko, że nie udało mu się tego jakimś telepatycznym sposobem przekazać Neirinowi; szybko domyślił się, o co chodziło z dziwnym hologramem ptaka. Po tym jak szarpnęło nim kilkakrotnie, nagle runął w dół... I chyba śmiało można powiedzieć, że całe życie przemknęło mu przed oczami. Co zobaczył jako jedno z ostatnich? Płonące pręty klatki, w której zamknięty został jeden z trolli - odebrał to jednak niemal niczym powrót do pułapki kłusowników. Wpadnięcie w krzaki teraz przypominało wylądowanie w pachnącej pierzynie. Pomimo licznych otarć i nieprzyjemnego palenia w klatce piersiowej, Mefistofeles podniósł się zaskakująco szybko. Roślinność całkiem nieźle go maskowała, niestety równie dobrze ukryła cyprysową różdżkę. To nie takie poszukiwania chodziły Ślizgonowi po głowie, bo o wiele istotniejsze wydawało się teraz odnalezienie Neirina. Zaklęcie z hologramem jeszcze powinno trwać, a to oznaczało, że ciało Puchona znajdowało się gdzieś w pobliżu, porzucone i narażone na multum niebezpieczeństw. Spacer po leśnej gęstwinie nie był niczym przyjemnym - Nox chwytał się kurczowo każdego mijanego drzewa, walcząc ze skaczącymi przed oczami ciemnymi plamkami. Przy niektórych krokach był pewien, że czuł przesuwające się w nodze odłamki kości. - Vaughn, jeśli to przeżyjemy, to idziemy na piwo - mruknął, w końcu padając na ziemię obok nieprzytomnego chłopaka. Nie był pewien, czy ten już mógł go usłyszeć, czy jeszcze nie; czas trwania uroku i tak dobiegał końca. Mefistofeles z kolei potrzebował kilku sekund na złapanie oddechu, a także ręki siódmoklasisty; całkiem sprytnie wybrał tę, która wyglądała na zdrowszą. Zabawne, że wszystko miało zależeć od jego umiejętności teleportacji łącznej, podczas gdy na egzaminie poradził sobie wyjątkowo kiepsko. Pod bramą Hogwartu wylądowali względnie bezpiecznie, choć z drobnymi ubytkami. Neirin mógł poskarżyć się na brak trzech paznokci i całego jednego rękawa od koszuli, z kolei Mefisto stracił buta i nabawił się niezbyt przyjemnego rozcięcia na przedramieniu. Najważniejsze chyba było jednak to, że czekał ich jeszcze tylko drobny spacer przed uzyskaniem profesjonalnej opieki medycznej...
Prędzej czy później coś musiało się popsuć. Ale kto by się spodziewał, że aż do tego stopnia? Annie powoli wręcz zaczynała liczyć na jakąś katastrofę - może skumulowana energia krążąca wokół artefaktu w końcu miała uwolnić się pod postacią eksplozji? Może pojawiłoby się jakieś wyzwanie, zagrożenie, któremu miałyby wraz z Emily sprostać? Wolałaby to niż ciche pyknięcie informujące o udanej obróbce. Tymczasem nie było nic. Ani nie udało im się niczego zdziałać tymi runami, ani Nemo nie znalazła niczego przydatnego w wieży, co podpowiedziałoby dziewczynom co robić. Zdążyła już dojść do wniosku, że poprzeczka była dla nich postawiona zbyt wysoko i po prostu tylko bezsensownie traciły czas. Dopiero dotknięcie starego księgi szarpnęło dziewczyną tak mocno, że krzyknęła cicho. Bardziej z zaskoczenia niż ze strachu, chociaż nie miała pojęcia, co się wydarzyło. Nigdy się nie teleportowała ani nie używała świstoklika i od razu jej żołądkiem szarpnęło, przez co odruchowo zasłoniłaby sobie usta, ale straciła poczucie własnego ciała, które wirowało i wirowało, i wirowało. Teraz wiedziała, jak czują się owoce w sokowirówce. A tak kochała robić sorbety... I w końcu Gryfonkę wyrzuciło brutalnie na skraj jakiejś skalnej grani. Jęknęła z bólu, kiedy otarła się łokciami o szorstkie podłoże, parę metrów turlając się przez siłę wyrzutu. Dalej kompletnie zdezorientowana. Najpierw pomyślała o tym, czy Emily nie ucierpiała. Może została w tej wieży? Annie pomacała ostrożnie głowę, żeby sprawdzić czy jej sobie nie rozcięła, a później podniosła się powoli do siadu. Otoczenie wyglądało bardzo obco i wtedy poczuła pierwsze ukłucie strachu. Drugie natomiast, kiedy coś, co brała za wielki głaz niedaleko, poruszyło się i wydało z siebie głośne mruknięcie. Zanim zdążyła pomyśleć, instynkt samozachowawczy kazał Włoszce natychmiast się przeczołgać aż do długich schodów. Stoczyła się z paru, nabijając sobie siniaka na udzie, ale wstrzymując oddech, żeby przypadkiem to wielkie coś nic nie usłyszało. Co to w ogóle było?! Czy czytała o czymś takim w książkach? Może profesor Swann coś mówił na temat tych stworzeń? Nie potrafiła się na tym skupić, bo serce waliło jej wyjątkowo mocno. Zginie tu... Oparła się o ziemię, uspokajając rozbiegane myśli. - Emily! - zawołała szeptem, rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciółki. Skuliła się jednak w razie, gdyby tamten potwór mógł ją dostrzec. Rowle, proszę powiedz, że nic ci nie jest. Albo nic nie mów, wolę wiedzieć, że jesteś bezpieczna w wieży.
Chyba nie do końca doceniły niebezpieczeństwo jakie mogła spowodować ta obróbka. Pozornie mogło się wydawać, że to tylko nudne siedzenie i daremne próby rozszyfrowania run. A jednak zawsze mogło się stać coś dziwnego, niespodziewanego i nietypowego. Jej przekonanie, że nic złego nie może się stać, ponieważ znajdują się w zamku, gdzie nie trudno o pomoc, właśnie prysnęło niczym bańka mydlana, kiedy poczuła się brutalnie porwana przez świstoklik. Przemieszczała się już się w ten sposób z rodziną, jednak do tego uczucia nijak nie dało się przyzwyczaić. Dalej było wyjątkowo nieprzyjemne i niesłychanie dziwne. Wszystko się w niej wywracało i automatycznie robiło jej się słabo. Rozejrzała się po nowym miejscu w poszukiwaniu przyjaciółki. W pierwszej chwili to było dla niej priorytetem, dopiero później zorientowała się gdzie mniej więcej się znajdują. Ta sytuacja nie wyglądała dobrze. Od razu widać było, że trzeba stąd jak najszybciej zwiewać, więc zamierzała odszukać Annie i spadać stąd jak najprędzej. Po chwili usłyszała jej krzyk w oddali i kiedy już planowała pobiec w tamtym kierunku okazało się, że czeka ją nieprzyjemna konfrontacja z trollem. -Annie! - krzyknęła mimowolnie. Nie chciała przywoływać tu przyjaciółki i skazywać jej na podobny los, ale czuła też potrzebę dania jej znaku że żyje. Jeszcze. Była szczerze przerażona i nie wyobrażała sobie, aby miała jakiekolwiek szansę wyjść z tego cało. Już w głowie zaczęła snuć dziwne wizję na temat życia po śmierci i jej potencjalnego pogrzebu, kiedy w końcu postanowiła chociaż spróbować wyjść z tego cało. Może zamiast paniki warto było podjąć jakieś konkretne działania. Szczególnie kiedy dostrzegła Annie, która już biegła jej na ratunek. Razem na pewno mają szansę. Nawet nie zauważyła trzeciej osoby, która także postanowiła uratować ją z opresji. Była całkowicie skoncentrowana na trzymaniu kurczowo w dłoni różdżki i powtarzaniu sobie, że za chwilę nie zostanie zmiażdżona przez to ogromne stworzenie. Jakie było jej zdziwienie, kiedy to nie przez trolla zostały przygniecione, a przez konar, który został zrzucony przez jednego z nich. O ile gryfonce udało się przed nim zwinnie uciec, o tyle Rowle (oczywiście) stała w tak nietrafionym położeniu, że drzewo poleciało prosto na nią i przygniotło ją w wyjątkowo bolesny sposób. Tego co poczuła po chwili nie dało się nawet opisać. Na początku to był ból - paraliżujący i ogromny, tak intensywny, że nie była w stanie wydobyć z siebie nawet pisku. Żaden okrzyk nie oddałby tego co w tej chwili poczuła, w dodatku miała mroczki przed oczami i czuła, że za sekundę zemdleje. Po chwili jednak przyszła dziwna ulga i ból ustał. Niestety nie było w tym nic dobrego. Zorientowała się, że nie czuje swoich nóg. Miała wrażenie, jakby ktoś pozbawił jej połowy jej ciała. Chyba nigdy nie czuła się tak bezbronna i zagubiona, nie miała pojęcia co robić. Mimo to rozejrzała się dookoła natrafiając wzrokiem na przyjaciółkę. Odetchnęła, że chociaż ona jest w miarę w dobrym stanie. Po chwili okazało się, że jest tu ktoś jeszcze - to była asystentka z Hogwartu. Może jest dla nich jakaś nadzieja. Widziała, że @Tilda Thìdley również nie skończyła najlepiej w tej konfrontacji, cała była podrapana i wyglądało to kiepsko.
Dolina Godryka nigdy nie przestawała mnie zaskakiwać, szczególnie tym, że mimo wychowania się w niej, wciąż znajdowałam miejsca dla mnie nowe, nieznane, w których nigdy nie postawiłam nawet dużego palca u stopy. Dziś miało to ulec zmianie. Ponieważ zakłócenia magii dawały się we znaki, zamiast pod rodzinnym domem, zmaterializowałam się po teleportacji w środku lasu. Rozejrzałam się po okolicy, mocno skołowana - gdzież ja znowu byłam?! Przejechałam rękami po ciele, sprawdzając, czy aby na pewno miałam wszystkie kończyny, licząc również na posiadanie całego zestawu organów wewnętrznych. Nigdy nie zdarzyło mi się coś podobnego i miałam cholerne szczęście, że nie rozszczepiłam się przy okazji. Nie zamierzałam ryzykować i po raz kolejny się teleportować. Przygody w lasach też już przeżyłam, chociażby atak leprekonusów kilka tygodni temu. Z różdżką w zaciśniętej dłoni, ruszyłam do przodu, ostrożnie stawiając stopy, by nie wpaść przypadkiem w jakąś pułapkę. Ale było już za późno. Ziemia zadrżała, powietrze przeszył głośny ryk, a wraz z nim wtórujące mu dwa głosiki. Dziewczęce głosiki. Serce podskoczyło mi do gardła, a palce automatycznie zacisnęły się na drewnianym trzonie. Nie zastanawiałam się dwa razy, odgłosy dobiegające z okolicy świadczyły o tym, że ktoś jest w tarapatach, a ja nie zamierzałam bezczynnie czekać. Przedzieranie się przez krzaki z pewnością zostawiło kilka gałęzi w moich szatach i włosach, toteż gdy wypadłam z kniei, prawdopodobnie wystraszyłam dziewczynki jeszcze bardziej niż sam troll. Obrzuciłam zszokowanym spojrzeniem wielkie stwory, a następnie dwie uczennice. - Co wy tu, kurwa, robicie?! - powiedziała, choć prawdopodobnie nie została przez żadną z nich usłyszana ze względu na kolejny huk. Zobaczyłam wielki konar, który leciał w moim kierunku. Na szczęście udało mi się uniknąć jego ciężkiej masy, niemniej jednak spotkanie z licznymi, ostro zakończonymi gałęziami nie należało do przyjemnych. Poczułam ciepło na twarzy od spływających po niej strużek krwi. Kaszlałam przez chwilę od tumanów kurzu i ziemi, wzburzonych po uderzeniu drzewa o podłoże, gdy nagle zobaczyłam, że jednej z uczennic nie poszczęściło się tak samo jak mnie. Leżała na ziemi, przygnieciona przez konar i niezdolna do ruchu. - Locomotor konar - rzuciłam zaklęcie, dzięki któremu udało się odsunąć ciężar z ciała dziewczyny. Rzuciłam szybkie spojrzenie na trolle, potem na drugą z dziewcząt i przywołałam ją ręką do siebie, modląc się, by dziewczyna była zdolna do poruszania się. Strach jednak nie zdołał jej w pełni sparaliżować i szybko znalazła się blisko nas. Niestety Ślizgonka nie mogła wstać z ziemi, potrzebowała natychmiastowej hospitalizacji. Chwyciłam je obie za nadgarstki i z całych sił skupiłam się na szpitalu świętego munga - obrócenie się nie było łatwe ze względu na pochyloną pozycję, jednak moja determinacja zbierała swoje żniwa. Zniknęłyśmy z polany trolli.
Nie był chojrakiem, nie zamierzał udawać się tu samotnie dlatego, że był zajebisty i z pewnością nie poradziłby sobie sam w sytuacji zagrażającej życiu z trollami. Zwyczajnie nie miał znajomych, jak ten ostatni lamus, a siostry by przecież nie zabrał... W sumie, to nikogo by nie zabrał bo grono jego znajomych raczej ograniczało się do osób, którym nigdy nie powierzyłby własnego życia. Był zachęcony historią tego miejsca, kiedy pierwszy raz odwiedził jedną z koleżanek matki. A musiał zawieźć jej jakieś niezwykle ważne dokumenty, których ona sama osobiście nie mogła jej dostarczyć. Pech chciał, że i tym razem z polecenia matki znalazł się niedaleko trzech głów trolli... No i poszedł. Podszedł na tyle blisko, aby przekonać się, że głazy naprawdę się poruszają... A kiedy dojrzał w nich trzy prawdziwe postaci trolii, odskoczył na bok. Jeżeli Wessberg niczego w życiu się jeszcze nie bał... Teraz była najwyższa pora aby zacząć. Nie udało jednak uciec mu się dostatecznie, aby nie zauważyły jego obecności, dlatego kiedy nie miał już czasu na ucieczkę, wyciągnął zza paska spodni różdżkę, która zapewne była małym sprzymierzeńcem w tej sytuacji. Szczególnie kiedy zobaczył wielkość maczugi w niego wymierzonej. Spróbował się uchylić przed uderzeniem, jednak ona i tak zetknęła się z jego głową. Gdyby w ogóle niczego nie zrobił, jego mózg znajdowałby się aktualnie na głazach... Przez moment go zamroczyło. Głowa niemiłosiernie go bolało, bo pomimo tego, że nie było to żadne zaklęcie... Odczuwał konsekwencje swojej głupoty. Musiał mieć szczęście, co na te okoliczności było niemałym cudem. Kiedy troll zajęty był ponownym wymachiwaniem maczugą, zebrał się w sobie i uciekł. Tym razem nogi nie odmówiły mu posłuszeństwa. A on nie postawi tam więcej swojej nogi.