Pogoda w Anglii dopisywała, zdaniem Courtney, bardzo rzadko - dziewczyna była przyzwyczajona do słonecznej Kalifornii, a nieustanne opady i zaostrzająca się jesień sprawiały, że czuła się jak wielbłąd na biegunie. Jednak nie byłaby sobą, gdyby zamknęła się w czterech ścianach i przeczekała zimowy okres w sweterku, z kakałkiem i pod kocykiem (ja za to chętnie). Nie, bo ślizgonka jest zawsze głodna - głodna wrażeń, rzecz jasna, bo jada może i sporo, ale zdecydowanie większą miłością darzy wycieczki po ciekawych miejscach, niż jedzenie. Jedzenie może poczekać. I może nie do końca o to jej chodziło, kiedy znalazła się wraz z Erykiem przed ścieżką z kamieni - jasne, że nie chciała mieć mokrych butów, ani zrobić sobie krzywdy. Oczywistym również jest, że "droga" nie wyglądała na zbyt bezpieczną, ale kto dobrze ślizgonkę zna, ten wie, że właśnie to działa na nią jak płachta na byka. Podobnie, jak słowa Godefroya. - Dobrze, że nie będę musiała nic ci stawiać. Za to ognista kupiona za twoje galeony rozgrzeje mnie podwójnie - oświadczyła z uśmiechem, jak zwykle pewna siebie. Mina zrzedła jej dopiero, gdy w chwilę później oboje przystąpili do działania i zobaczyła, jak ślizgon bez problemu porusza się po ścieżce. Z jednej strony wydawało się, że przejście po niej jest dosyć łatwe - Eryk szedł bowiem wyjątkowo płynnie - z drugiej zaś kamień, na który nastąpiła właśnie jedną nogą, był bardzo śliski. W dodatku chybotał się na wszystkie strony, wredny głaz. Postanowiła jednak nie spieszyć się - w końcu nie było w planach ścigania się. Nastąpiła drugą nogą na ścieżkę, by po chwili wczuć się w sytuację i stawiać kroki coraz pewniej. Spojrzała na Eryka z satysfakcją w oczach, choć trudno było ocenić, komu lepiej szło. Dopiero po chwili kamienie postanowiły zrobić jej psikusa, przesuwając się, by mogła zaliczyć niechybną glebę. Żeby zachować równowagę, złapała ślizgona odruchowo za rękaw, ciągnąc go za sobą. - To nie było potknięcie! - zaprzeczyła od razu, pochylona w dziwnej pozie, z obiema stopami na dwóch różnych kamieniach, które niebezpiecznie się poruszały. Wszystko po to, by nie mieć z nimi spotkania bliższego niż tylko poprzez podeszwy butów. To definitywnie było potknięcie. - Zresztą zagapiłam się na ciebie, bo coś za dobrze ci idzie. Podejrzane - stwierdziła, a miał to być suchy żarcik odwracający uwagę, bo przecież zwyczajne przyznanie się, że Erykowi poszło lepiej, byłoby zbyt proste. Ale, ale! Między kamieniami dostrzegła błysk i nie było to bynajmniej słońce, które dziś postanowiło schować się za chmurami. Courtney wiele nie myśląc schyliła się, podnosząc błyszczące zawiniątko. - Ha! Spójrz, galeony same mnie znajdują - oznajmiła triumfalnie, pokazując ślizgonowi dwadzieścia galeonów. - Za takie pieniądze to można pić, byleby nam się w głowach nie poprzewracało od tego dobrobytu - dodała żartobliwie, odzyskując równowagę i wyczucie, co pozwoliło jej ponownie stąpać po kamieniach z wdziękiem. Mawiają, że głupi zawsze ma szczęście. Ale jest jeszcze nasza mądra Courtney, której też los ostatnio sprzyja!
kostka 6 |