Na samym skraju błoni, tuż gdzie już zaczyna się las znajduje się przestronna polana. Została ona przeznaczona do prowadzenia na niej zajęć z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nauczyciele często z zaczynającego się tuż niedaleko lasu, przyprowadzali przeróżne zwierzęta. Na polanie znajdują się także poukładane pnie, na których uczniowie zwykli siadać w razie długiej, teoretycznej lekcji.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - ONMS
Idziesz na polanę, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Dobrze. To jedyny egzamin prowadzony na świeżym powietrzu. Stajesz więc na środku polany, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Mist Pober oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Drakensberg. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z ONMS można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak należy postępować z hipogryfem? 2 – Scharakteryzuj jednorożca i wyjaśnij, czym skutkuje zabicie tego stworzenia. 3 – Czym sidhe różni się od elfa? Jaki dar można spotkać u sidhe? 4 – Wymień trzy gatunki trolli i opisz je. 5 – Podaj dwie inne nazwy nereidów i opisz ich wygląd. 6 – Czym jest iglica i jak się przed nią bronić?
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Dosiądź hipogryfa. 2 – Wybaw niuchacza z kryjówki. 3 – Znajdź i zamroź jaja popiełka. 4 – Nakarm salamandrę i zapewnij jej bezpieczne miejsce (ogień). 5 – Odróżnij szpiczaka od jeża i zdobądź jego igły. 6 – Zajmij się młodym psidwakiem i usuń mu ogon specjalnym zaklęciem.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - ONMS:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
"Okropny" z kartkówki, to nie tak zle, w końcu zawsze lepiej od "Trolla" - pomyślała, sprawdzając wyniki kartkówki. Zobaczmy, z kim dziś będę pracować... Dreama Vin-Eurico i Blaithin "Fire" A. Dear. Spowrotem zerknęła na listę ocen z kartkówki, i oblała ją gorąca fala zażenowania i wstydu: nie miała się czym chwalić przy reszcie teamu. Zacisnęła zęby, odetchnęła. Jakoś musi być, nigdy nie było, żeby jakoś nie było, prawda?
Do wyboru miała karmienie, przycinanie pazurów i opatrunek. Chyba kamienie będzie najlepszą opcją. Z ludzmi wychodziło jej całkiem niezle, może urokowi jej ręki nie oprze się także smok? Mając jakis punkt zaczepienia, podeszła do reszty swojej grupy. - Cześć, jestem Lucienne. Mijałyśmy się chyba kilka razy na korytarzu, ale nie było okazji żeby się bliżej poznać, więc teraz chyba nadeszła ta chwila - uśmiechnęła się promiennie, podając kolejno Dreamie i Fire dłoń na powitanie. - Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu, żebym zajęła się karmieniem? Ogarniam w miarę temat jedzenia, więc jest szansa że praktyka pójdzie mi lepiej niż... teoria - wzruszyła ramionami z nieco przygaśniętym uśmiechem.
Nie napokawszy oznak protestu, odważnie ruszyła do klatki ze smokami. Peruwiański zębacz, ciekawe. Jako najmniejsza miniaturka nie prezentował się szczególnie groznie na tle swoich pobratymców, a dodawszy do tego plotkę, że ponoć nie zieje ogniem, wzbudził w Lucy kiełkujące przekonanie, że głupi to jednak zawsze ma szczęście, a ona to już w szczególności.
Szybko, sprawie. Perfekcja, precyzja, profesjonalizm, jak z krojeniem cebuli - pomyślała, i w jednej chwili otwierała klatkę, a w drugiej, przygważdzała gada do ziemi całym swoim ciałem. Ktoś życzliwy zamknął klatkę za nią; była mu bardzo wdzięczna, czego na chwilę obecną nie mogła wyrazić w pełni. Cała ta kretyńska akcja z niedomknięciem klatki i ugniataniem smoka w glebe, to tylko dlatego, że zapomniała, że peruwiańskie zębacze bardzo szybko latają - a mogła wziąć koc z sznurkiem. Skleroza nie boli, choć powinna.
Odczekała chwilę, aż miedziana furia pod nią nieco się uspokoi. Wciąż leżąc na podopiecznym, sięgnęła do torby, skąd wydobyła piękny, żyłkowany stek. Taaak, taki z pewnością zasmakuje małemu mięsożercy. Dla pewności, że bestii będzie smakowało, posypała mięso pokruszonymi pancerzami skorupiaków, które wedle marsylskiej wersji soupe de poisson, miały podbić mięsny smak steku.
W międzyczasie została podrapana i pokopana, ale kiedy, już zła, grzmotnęła gada kolanem w brzuch, pokryty bardziej miękkimi łuskam niż zewnętrzny pancerz, ten jakby nabrał szacunku i się uspokoił, chociaż pomrukiwał coś pod nosem, niezadowolony.
Impas.
Przecież nie zejdzie ze smoka, bo ten ucieknie, poleci i tyle go widziała, Pober ją za to obleje jak nic, dziewczyny będą wściekłe, bo nawet nie będą miały szans spróbować wykonać swoich zadań. - A gdyby tak... - mruknęła cicho ni to do siebie, ni to do smoka, podsuwając mu pod nozdrza stek. - Jak ci się podoba taka wersja obiadu, co? - zamruczała, na poły poirytowana i rozbawiona.
Smok początkowo odwracał łebek, ale im bliżej Luc podsuwała mu mięso, tym mniejszy opór stawiał. Taka kołomyja trwała dobre kilka minut. Swoją drogą, pięknie to musiało wyglądać - smok rozpłaszczony na ziemi, na nim rozwalona dziewczyna, która próbuję mu wcisnąć różowy spłachet mięsiwa. W końcu dał się uprosić, i raczył wpierw polizać a potem juz na całego wgryzać się w posiłek, zrzucając oszołomioną powodzeniem Lucy z siebie, i unosząc mięcho w pysku. Odwrócił sie od niej, wciąż pałaszując, jakby się bał że mu zabierze smakołyk z paszczy.
Lucy a ni było to w głowie, i po prostu usiadła obok na trawie, obserwując jak smocza pyszka znika w trzewiach zwierzaka. Smakowało, prawda? - powiedziała do smoczka, któremu właśnie się odbiło po, chyba, dobrej przekąsce. Na dżwięk jej głosu odwrócił do niej łeb, i nieznacznie się przyblizył.
Chwilę mierzyli się wzrokiem, i znów zrobił kilka kroków.
I znów.
I znów, aż wreszcie stanął obok niej, i polizał delikatnie prawą dłoń, spoczywającą na kolanie. Niestety, zaraz potem odleciał i usiadł u stóp sorki Pober, ale Lu tyle wystarczyło. Uśmiechnęła się, wstała, otrzepała ubranie z kurzu i resztek trawy, i popatrzyła w kierunku dziewczyn, z których jedna chyba przygotowywała się do zadania, ale Lucy nie była w stanie dojrzeć, która. Zresztą to bez znaczenia, bo one, ze swoimi ocenami, i tak sobie świetnie poradzą, a teraz Lu wolała skupić się na celebrowaniu wielkiej dumy, z powodu dobrze wykonanego zadania, ale przede wszystkim - sukcesu po porażce.
Kostki: 5 + 6 = 11 Bonus za kartkówkę - 1 Razem wychodzi 12 pkt
Ocena z kartkówki jakoś specjalnie nie zaskoczyła Ruth, choć musiała przyznać, że zdecydowanie powinna poświęcić chwilę dłużej na naukę teorii, bo mimo że ten przedmiot nie był jej potrzebny do dalszej pracy to jednak wiedza jako taka zawsze się przydawała, a ona miała jej na chwilę obecną - cóż - trochę mało. Po przydzieleniu do grup odetchnęła z ulgą, bo Ezra był całkiem niezły z ONMSu i wydało jej się całkiem naturalne, że dla młodego Krukona praca ze smokiem miniaturką będzie czystą przyjemnością. Prawdę mówiąc z początku była trochę sceptycznie nastawiona do zadania, bo miała wrażenie, że skończy bez palców, jeśli zacznie cokolwiek majstrować przy tym smoku, ale wątpliwości odeszły w zapomnienie a humor poprawił znacząco, kiedy Gryfon z ich grupy przedstawił się i zapytał ją po szwedzku o pochodzenie. Ruth po ciepłym przywitaniu z Ezrą podarowała Lysowi jeden z najbardziej promiennych uśmiechów, na jaki potrafiła się zdobyć. Uwielbiała, kiedy ktoś zwracał się do niej w jej ojczystym języku i nagle Zakrzewski wydał się jej jakby bliższy - a już na pewno wart poświęcenia o wiele większej uwagi, niż temu i tak biednemu smoku. -Tak, pochodzę z Uppsali - rozpromieniła się - A ty? - zapytała oczywiście po szwedzku, trochę niegrzecznie ignorując fakt, że Ezra może ich nie rozumieć. Zreflektowała się dopiero po chwili, skubiąc przyjaciela lekko w ramię. Lysander poradził sobie z karmieniem wręcz podręcznikowo, toteż Ruth doszła do wniosku, że jeśli spróbuje obciąć pazurki dla smoka, to ten może jej nie zje, bo w końcu już się wcześniej najadł, niemniej jednak i tak troszkę popiskiwał, mimo że dziewczyna starała się jak mogła. Nie skończyła z krwawymi ranami od ugryzień, a zadanie zostało wykonane, więc właściwie chyba dawali sobie radę z tym małym, dzielnym towarzyszem.
kostki:2,4 bonus kuferowy:2 (12 punktów) bonus za pracę domową:1 razem:9
Bridget ucieszyła się, że wylądowała w grupie z Damonem. Zazwyczaj pracowała na opiece z Lottą, ale ona wydawała się mieć teraz bardzo bogate życie towarzyskie i wszyscy jej machali i ją obsiadywali, toteż Puchonka zrezygnowała z przepychania się, by być z nią w grupie. Nie ukrywała, że było to dla niej na pewno korzystne, jako że Lotta była od niej zdecydowanie lepsza z tego przedmiotu, a dodatkowo Bridget wiedziała, że siostra zrobiła jakieś kursy związane ze smokami. Przywitała się z nim szerokim uśmiechem, ale nie podeszła przytulić się ani nic z tych rzeczy. - Cześć, jestem Bridget - powiedziała jeszcze, witając się z @Berenice V. Cairndow (bo niestety nie pamiętam, czy nasze dziewczyny się znają, czy też nie miały okazji ze sobą rozmawiać). - Mogę zająć się pazurami - dodała, kiedy otrzymali swojego smoczka. Złapała za cążki i zbliżyła je do łapy zębacza peruwiańskiego, starając się skupić na swojej robocie. Usłyszała jednak szept Damona i odwróciła się mimowolnie, przez co smoczkowi udało się ją zadrapać. Syknęła z bólu, patrząc na różową pręgę na dłoni, która powoli zaczynała wypuszczać krew. - Bywało lepiej - odparła, uśmiechając się niemrawo do Krukona. - A tak poza tym, że jestem poszkodowana w boju, trzymam się i jest nieźle, serio - dodała. Przez moment było u niej naprawdę źle, a ostatnio zaczęła znów pozytywnie patrzeć na świat i na wszystko dookoła. Pomijając egzaminy, odżyła na nowo! Zajęła się obcinaniem pazurków i na szczęście obyło się już bez przygód. Poradziła sobie nieźle, co prawda zwierzę nieco piszczało i chciało się odgryźć, ale rezultat był zdecydowanie zadowalający. Damon zajął się karmieniem, a Berenice przypadł opatrunek.
Wylądowałem w grupie z Hudson i Walkerem - niebo i piekło w jednym miejscu. Nie przywykłem nawet do myśli, że cokolwiek się między nimi wydarzyło, a musiałem oglądać ich razem obok siebie, w dodatku mieliśmy skupić się na wykonywaniu pracy przy magicznym stworzeniu - za dużo na jeden raz. Uniosłem brew na jej słowa. Kłócić? W ogóle nie zamierzałem otwierać ust do Walkera. Zwykłe marnotrawstwo powietrza, wystarczy już, że sam Walker oddycha. Skinąłem głową na przydział obowiązków, karmienie nie wydawało mi się strasznie trudnym zadaniem i czułem, że dobrze sobie poradzę. Wziąłem kawałki surowego mięsa, ale początkowo smok w ogóle nie chciał zbliżyć się do mojej ręki. Wysłuchałem uważnie porad Lotty, po czym wcieliłem je w życie, dzięki czemu stworzenie nie dość, że zjadło, to jeszcze dało mi się dotknąć. I potem Lotta wyjechała z tymi smokami... - Może kupię Ci sklątkę, żebyś sobie poćwiczyła? - zapytałem, parskając śmiechem. To nie tak, że nie wierzyłem w jej umiejętności, ale jak na razie snucie takich planów przez Lottę wydawało mi się odrobinę zabawne. Była taka mała i taka... Nie chcę użyć słowa "słaba", ale wydaje mi się, że do pracy ze smokami potrzeba jaj. Wątpię, by była na to gotowa w tej chwili - chyba że ma w planach gasić ogień łzami.
Syberyjski żmijoząb co to jest? Peter patrzy podejrzliwie na smoka. Mały przykurcz wygląda na wrednego i jak ja mam temu czemuś obciąć pazury. W sumie można by usiąść, albo nogą rozpłaszczyć... Nie, zły pomysł jeszcze zdechnie i ta nawiedzona baba karze mi go potem patroszyć i wypchać. Trzeba to zrobić sposobem. Peter chwyta miniaturkę za kark i kładzie przed sobą.
- Bądź grzecznym bydlakiem, a nie zrobię ci krzywdy inaczej kaput. Zrozumiano? - Chyba zgłupiałem gadam do jakieś przerośniętej jaszczurki. Lekko zdegustowany, mocniej docisnął smoczka do podłoża i zabrał się za obcinanie mu pazurów. Przeczucie go jednak nie myliło, ten mały bydlak był wredny. Ciągle się wiercił, a kiedy chłopak chciał palcem przytrzymać mu pyszczek, ten chapnął go zostawiając ślad swoich ząbków na jego palcu. OJKP zaklął w myślach szpetnie. A na czubku palca wskazującego pojawiła się krew. Peter zrobił się zły i czym szybciej skończył manicure bestii.
- Jest Wasz - zwrócił się do @Harriette Wykeham i @Avrel Elvendork - Nakarmcie to coś zanim nas zje, a potem opatrzcie... mnie z resztą też jeśli łaska. Mogę pomóc i go Wam potrzymać.
kostki: 4+1=5 bonus: 1 za pracę domową suma: 6 pazury obcięte, ale smok mnie ugryzł pomoc: 1pkt za poprzednie zadanie pomoc dla dziewczyn (przytrzymanie smoka jak któraś będzie potrzebować)
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Znowu Powyżej Oczekiwań, a wydawało mu się, że wszystko dobrze napisał. Widocznie kobieta nadal chowała jakieś urazy do niego przez co wystawiała mu takie, a nie inne oceny, nawet jeśli napisał na najwyższą ocenę. Przydzielono go do jakiejś grupy. Znał jedną z dziewczyn, więc podszedł do niej i uśmiechnął się lekko. - Hej, dobrze, że znam chociaż jedną osobę z grupy - rzucił spoglądając na Antypodzkie smoczątko, szukając w głowie informacji na jego temat. Wystarczyło więc by było najedzone i przestanie być niebezpieczne. - Ja zajmę się jego karmieniem - powiedział do dziewczyn i zaczął się rozglądać za baraniną. Dostrzegł smażoną i surową. I choć wpierw chciał złapać tą drugą, to jednak podsmażane mięso posiadało dodatkowe walory smakowe. Więc postanowił zaserwować smokowi taki posiłek. Co prawda zjadł, ale nie zareagował na niego jakoś szczególnie i nie był pozytywnie nastawiony do chłopaka.
Kostki: 1 + 1 xD Bonus: +2 z kuferka (13pkt), + 2 za PO, + 1 zad dom = +5 Suma: 2 + 5 = 7ach ta ciężka matematyka
Nebraska nie była zaskoczona swoją oceną z kartkówki, więc nie zareagowała w żaden emocjonalny sposób, gdy nauczycielka powiedziała, że zdobyła stopień nędzny. Nie pierwszy i nie ostatni w jej życiu, a już na pewno w Hogwarcie. Wzruszyła ramionami i od razu wyrzuciła tę kartkówkę z pamięci, ponieważ mieli zajmować się smokami! Była bardzo podekscytowana, ponieważ jeszcze nigdy nie miała do czynienia z tymi stworzeniami. Zawsze wydawały jej się zbyt niebezpieczne, nawet w miniaturowej postaci, by spotkać je na lekcji, więc nauczycielka zdecydowanie zaplusowała! Wylądowała w grupie z Gemmą i ze starszą dziewczyną z Ravenclawu, która miała jasne blond włosy i wyglądała na taką, co porusza się bardzo pewnie między zwierzętami. Nie można było tego powiedzieć o samej Nebrasce, która początkowo podekscytowana, bardzo zestresowała się, gdy nauczycielka pokazała im smoka miniaturkę. I ona niby miała obciąć mu pazury? Hell no! Przecież doskonale wiedziała, jak to się skończy... - Gemma, może wolisz się zamienić? Ja się trochę cykam, wygląda na skurczybyka - powiedziała teatralnym szeptem, krzywiąc się na gada. Postanowiła jednak spróbować i wyciągnęła niepewnie rękę w kierunku smoka, by złapać jego łapę i obciąć mu pazury. Stworzenie prawdopodobnie wyczuło, że Nebbie waha się i nie jest doświadczona w kontakcie ze zwierzętami i zaatakował ją szczękami, wbijając się ostrymi zębami w sam środek palca Nebraski. Dziewczyna wrzasnęła i tak gwałtownie wyrwała rękę, że gdyby smoczek mocniej trzymał się na niej zębami, wyleciałby w powietrze za sprawą siły Gryfonki. Zaklęła pod nosem, chwytając się kurczowo za krwawiący palec. - No wiedziałam, że tak będzie, wiedziałam - pożaliła się, po czym syknęła z bólu. Nie wiedziała, czy smok jest jadowity, czy też nie, ale wolałaby, gdyby nie stało jej się nic poważnego w związku z tym ugryzieniem. - Sorry laski, zostawiam was same z tą paskudą - powiedziała i uśmiechnęła się przepraszająco, po czym podeszła do profesor Pober, która odesłała ją do skrzydła szpitalnego.
Całkiem szczerze to nie spodziewała się innej oceny niż wybitny. Doskonale była przygotowana do tej lekcji dzięki wcześniejszej pracy domowej. Może zabrzmi to egoistycznie ale w głębi ducha rozpierała ją niesamowita duma. Tylko ona i jakaś dziewczyna z kruczków zostały wyróżnione na tle pozostałych uczniów. Widząc miniaturki smoków, chociaż trochę większe niż jej własne, jej oczy się zaśmiały. Może i nie były to prawdziwe smoki ale z pewnością bardzo do nich zbliżone. Isidior nawet nie miał zamiaru wychodzić z torby śpiąc w najlepsze, a Fato krążył po jej ramieniu dając jasno do zrozumienia, że nie podoba mu się to wszystko. Mimo to Berka nie zwracała na niego uwagi. Pogniewa się trochę i będzie dobrze. Ani Krukona ani Puchonki Bercia nie znała, a bynajmniej nie miała okazji poznać. Sądząc po tym jak chłopak szeptał w stronę dziewczyny musieli się znać. - Cześć. - uśmiechnęła się przyjaźnie i przenosząc to z palców to na pięty swój ciężar ciała bujała się. - Berenice, ale wszyscy mówią na mnie Berka. Skoro chłopak zajął się już karmieniem, a Bridget chciała zająć się pazurami to z tego wynikała, że dla niej przypadła zmiana opatrunku. Nie przerażało jej to w żadnym stopniu. W końcu matka jest uzdrowicielem, nauczyła ja tego i owego. Gdy wreszcie przyszła jej kolej stanęła pewnie przy zwierzęciu delikatnie gładząc go po łbie. Był cudowny. Peruwiański zębacz. Wiele o nich czytała ale nigdy nie miała okazji przyjrzeć im się z bliska, nawet miniaturką. Po woli przykucnęła przed nim i zajęła raną. Udało jej się zdjąć opatrunek, oczyścić ranę i założyć świeży, a smok nawet nie pisnął. Co chwilę za to Fato dawał o sobie znać przez co nie mogła w pełni skupić się na zadaniu.
Moje szczęście w życiu nie istniało. Fakt byłem w grupie z Lotką, ale jednocześnie towarzyszył nam ten idiota od Dearów, który mnie irytował odkąd pamiętam. Obdarowałem do krótkim i lekceważącym spojrzeniem. Był dla mnie nikim. Postanowiłem zupełnie zignorować fakt, że przebywa w moim otoczeniu, mimo że na usta cisnęło mi się kilka całkiem niezłych obelg w jego kierunku. Gdyby nie było przy mnie Lotty, nawet nie próbowałbym się powstrzymać. Zabrałem się za to co powiedziała, nie było sensu dyskutować. Jednak moją twarz przyozdobił krótki grymas. Powiedzmy sobie szczerze, nie byłem jakiś wybitny z opatrywania ludzi, co dopiero smoków. Zerknąłem na dziewczynę w poszukiwaniu pomocy. Nie miałem pojęcia co robić. Nie czułem, że to moje hmmm, powołanie, mały smok był całkiem uroczy, ale nie nazwałbym tego co czułem nawet fascynacją. Zastosowałem się do tego co mi powiedziała i chyba jakoś w miarę mi poszło. Zmieniłem opatrunek, a smok tylko kilka razy wydał z siebie jakiś dźwięk. Cóż, nie mógłbym się tym zajmować na co dzień. Spojrzałem zdumiony na Lottę. Wiedziałem o jej zachwycie nad smokami, ale nie przesadzajmy. Może i takie miniaturki były fajne, ale prawdziwe smoki? Nie ma mowy, nie i koniec, nie wyrażę na to zgody. Mogła być najlepsza w tym co robi, ale nie zamierzałem puścić ją na niemal pewną śmierć. - Już jesteś niska, nie potrzebujesz być w kawałkach. - rzuciłem.
KOSTKI: 4 i 1 BONUS OD LOTTY: 6 BONUS ZA ZADANIE DOMOWE: 1 RAZEM: 12
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Mało brakowało, a Isilia zakłóciłaby przebieg lekcji atakiem swojego śmiechu. A to wszystko przez kartkówkę, z której dostała tak niską ocenę, choć zawsze mogło jej pójść jeszcze gorzej. Normalnie może by nie widziała w tym nic śmiesznego i nie wiedziała, czemu akurat teraz nawiedził ją taki humor. Odkaszlnęła tylko i powędrowała do swojej grupy gdzie trafiła na dwójkę Ślizgonów. Mieli zaopiekować się smokiem, a dokładniej Antypodzkim Zębaczem. - To ja obetnę mu pazury - powiedziała. Chłopak zajął się karmieniem smoka, więc dla Pandory została zmiana opatrunku. Chwyciła nożyczki i zaczęła podcinać smokowi pazury. Pomijając ciche piszczenie z jego strony, udało jej się wykonać zadanie bez problemu. Dziewczyna była zaskoczona, że tak sprawnie jej poszło.
Kostki: 4 i 3 Kuferek: 7 pkt = +1 Premia za zadanie domowe: 1 Premia specjalna: 1 Razem: 7+1+1+1=10
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra nie mógł być bardziej zadowolony z przydziału do grupy. Z jednej strony był Lysander, z którym dogadywał się wręcz idealnie, z drugiej zaś Ruth, która... No była Ruth. To, że cieszył się na jej obecność chyba nie wymagało żadnego tłumaczenia. Wymagały tego za to słowa, które wymieniła między sobą dwójka jego zajęciowych partnerów. Ezra uniósł brwi na ten dziwny język, czując się trochę pominięty. Jak ostatnio sprawdzał, nie był powietrzem... Czasami Krukon musiał przypomnieć sobie, że dla bardzo dużej części uczniów angielski nie był naturalnym językiem i że każda możliwość powrotu na ojczyste nadawanie była w pewien sposób cenna. Stwierdził więc, że jak na razie nie warto się jeszcze upominać o zwrócenie na niego uwagi. Gdyby rozmawiali w ten sposób całą lekcję, faktycznie mógłby poczuć się urażony. Drobny nietakt nie był czymś, czego nie potrafił znieść. (Chociaż jeśli Lysander na pytanie Ruth ponownie odpowiedział po skandynawsku, Ezra mógł mimowolnie przewrócić oczami.) Krukon trochę obawiał się, że jemu pozostało opatrywanie smoka. Nie czuł się najlepiej w żadnym zadaniu, które wiązało się z medycyną, bo miał wrażenie, że zaraz zrobi większą krzywdę zamiast pomóc. Wszystkie operacje starał się wykonywać bardzo ostrożnie, ale pewną ręką. Nie było nic gorszego niż wahanie, powodujące więcej niepotrzebnego bólu. Mimo starań, już przy zmienianiu opatrunku smoczek zaczął trochę popiskiwać. - Już prawie skończyliśmy maluchu. Jeszcze tylko to oczyścimy i założymy nowy opatrunek i będzie po krzyku. - zaczął cicho paplać, starając się brzmieć uspokajająco. Antypodzki zębacz był największym okazem z miniaturek i wykazywał się dużym zamiłowaniem do wygryzania dziur - Ezra miał nadzieję, że taka nie pojawi się w jego ręce. - O, widzisz. Bardzo ładnie. Jesteś dzielnym smokiem. Uśmiechnął się, kiedy opatrywanie zakończyło się jako takim sukcesem. Nie był z siebie całkowicie zadowolony, bo w końcu nie obyło się bez popiskiwań smoczka, ale przynajmniej nie zrobił mu żadnej dotkliwej krzywdy. Przez chwilę jeszcze mu się przypatrywał, mając ochotę pogładzić go po tej perłowej głowie. Ostatecznie jednak zrezygnował, nie chcąc zbytnio stresować stworzenia.
kostki: 3,3 bonusy: +2 za kuferek (12 pkt), +1 kartkówka, +1 za zadanie domowe razem: 10
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Nie dostała najgorszej oceny, więc w sumie była zadowolona. Fire zależało na tym, żeby minimalnie znać się na ONMS, dokładniejszej wiedzy nie potrzebowała. Trochę się zdziwiła, że będą sprawować opiekę nad bądź co bądź małymi, ale prawdziwymi smokami. Czuła, że straci palec albo całą rękę. Najgorsze, że w ogóle nie znała dziewczyn z którymi miała być w grupie. Dopiero nazwisko Dreamy uświadomiło Fire, że to chyba siostra Leo. Wiecznie zapominała o jej istnieniu. Nie miała ochoty na jakiekolwiek interakcje z owymi osobami, zwłaszcza, że była zmęczona. - Chyba tak. - mruknęła, uznając, że Lucienne strasznie dużo mówi, a blask jej uśmiechu niemalże oślepił Gryfonkę. Z pewnością nie była to najlepsza pora na zapoznawanie się z Blaithin. - Fire. Nie przywykłam do uścisków dłoni. - rzuciła z takim brakiem entuzjazmu, że nawet najbardziej podekscytowany wizją opieki nad smokami człowiek musiał się poczuć trochę przybity. Oczywiście, ręki Lucienne nie podała, jak przystało na kogoś, kto nienawidzi dotykania się. - Whatever. - powiedziała Fire, wzruszając ramionami i następne parę minut obserwowała co też dziewczyna wyczynia ze smokiem. Było to bardziej żenujące niż zabawne. Miała nadzieję, że sama nie będzie musiała się aż tak wydurniać. Chociaż znając jej doświadczenia z różnymi zwierzakami, najedzony smok na nią zwymiotuje i tyle. - Félicitations - powiedziała z francuskim akcentem i poinformowała dziewczyny, że ona zajmie się pazurami. Wizja podrapania do krwi w ogóle nie przerażała Gryfonki, która prawie cała była w bliznach. Nie cackała się i po prostu przytrzymała stworzenie, które o dziwo nie zaczęło jej atakować. Smoczek wierzgał trochę, kiedy Fire obcinała jego pazury, starając się robić to z jak największą precyzją. Piszczał trochę, ale to Szkotki nie ruszało. - Jak nowy. - stwierdziła z nikłym uśmiechem, głaszcząc stworzonko po łebku i cofając szybko rękę, żeby nie zacisnęło na niej ząbków.
Pazury Kuferek: 3 Kostki: 6,1 Bonus: + 1 za zadanie +1 za kartkówkę Wynik: 9
Twarz Ruth rozpromienił przecudowny uśmiech i już wiedziałem, że udało mi się trafić. Uśmiechnąłem się do niej równie promiennie - wśród społeczności Hogwartu nie było zbyt wielu uczniów pochodzących ze Skandynawii, a tym bardziej ze Szwecji, więc rozmowa w moim ojczystym języku była dla mnie niesamowitym przeżyciem, bo nawet z moją siostrą nie dało się swobodnie porozmawiać w tym języku. Mama umarła gdy Bianca była jeszcze bardzo mała, a tata znowu się ożenił i w domu już nie mówiono po szwedzku, więc dziewczyna chociaż była w stanie komunikować się w tym języku to trudno było rozmawiać z nią na ważniejsze tematy, poza tym dość mocno kaleczyła wymowę, dlatego najczęściej rozmawialiśmy po angielsku. - Chyba lepiej będzie jak przejdziemy na angielski - powiedziałem po szwedzku spoglądając asekuracyjnie na Ezrę i licząc, że nie poczuł się szczególnie urażony naszym dialogiem. W czasie naszej pracy zacząłem dość zwięźle mówić o swoim pochodzeniu - nie chciałem zanudzić @Ruth Wittenberg, bo to wszystko było dość skomplikowane. - To dość zagmatwane. - starałem się patrzeć na Szwedkę w czasie naszej rozmowy, ale nie ukrywam, że wychodziło mi to tak sobie, bo oboje ogarnialiśmy smoka - Mój ojciec jest pół Polakiem, pół Anglikiem, a mama była Szwedką. Większość swojego życia spędziłem podróżując, bo ojciec jest ambasadorem w Depertamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, a we Szwecji pomieszkiwałem jedynie dwa i pół roku, u mojej ciotki i dziadków w Sztokholmie, gdy chodziłem do Stavefjord. W gruncie rzeczy zabrzmiało to trochę jakbym nie był Szwedem, a jedynie przelotnie tam mieszkał, a to nie była prawda. Identyfikowałem siebie jako członka tej narodowości, ale również utożsamiałem się z Brytyjczykami. Po chwili zastanowienia się dodałem: - Nie spędziłem tam zbyt wiele czasu, ale szwedzki to mój pierwszy język. Dopóki moja mama żyła w naszym domu mówiło się tylko w nim. Opowiedziałem nowo poznanej dziewczynie coś o śmierci matki - to było dość rzadkie, nie mówiłem o mamie zbyt wiele, nawet przy bliskich znajomych (możliwe, że Ezra o tym nie wiedział), ale poczułem dziwną więź z dziewczyną i było mi łatwiej się jej zwierzyć. Miałem szczerą nadzieję, że uda mi się jeszcze z nią kiedyś spotkać, żeby pogadać w naszym ojczystym języku. ------------------------------- @Dreama Vin-Eurico, @Naeris Sourwolf, @Avrel Elvendork(@Winona T. Fairwyn), @Pandora L. Lebiediew - przypominam Wam, że termin lekcji mija dzisiaj. Niedodanie posta oznacza 0 punktów - zignorowanie zadania.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Jak się potem okazało trafiła do grupy z nadpobudliwą, kłapiącą buzią puchonką i rudą gryfonką, którą tak bardzo lubił jej brat. Nie wiedziała czego się po nich spodziewać i nie wiedziała też, czy zajść z nimi w jakąkolwiek interakcję. Powinna się odezwać, ale nie odczuwała potrzeby przedstawiania się, przecież te przed chwila słyszały jej imię i nazwisko, a nie wyglądały na jakoś bardzo ułomne. No może trochę, no ale nie aż tak bardzo, że potrzebne były niezbędne powtórki. - Mi to też bez różnicy, jeśli mam być szczera - powiedziała całkowicie obojętna i wzięła się za opatrywanie smoka. Rany nie były zbyt głębokie, jednak źle opatrzone mogły okazać się niebezpieczne, a ona nie chciała by jakiemukolwiek zwierzęciu stała sie krzywda. Starała się jak mogła, by smok nie czuł jakiegokolwiek bólu, jednak szło jej średnio. Przeprowadziła z zwierzęciem niemałą batalię, on wyszedł opatrzony - nie zraniony, a ona miała po nim parę paskudnych zadrapań na rękach, jednak czuła szczęście, głównie przez to, że niesienie pomocy zwierzętom sprawiało jej wielką satysfakcję. Zadowolona uśmiechnęła się miło. Nie zazdrościła bardzo koleżankom z jej grupy, jedna miała go nakarmić, dziwne byłoby gdyby smok nie dał jej się pogłaskać, a druga no cóż. Dreama po cichu liczyła, że smoczek ją ugryzie, niestety nie doszło do niczego takiego. No, ale ogólnie to nawet im wyszło, co nie?
kuferek:12 kostka: 3 bonus: 2 suma: 7
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris wpatrywała się z uśmiechem w małe smoki, myśląc o tym, jak bardzo różnią się od Yennefer i Jaskra. Do tej pory nie miała z tymi stworzeniami większych doświadczeń - planowała jednak pójść na kurs dla tresera smoków. W końcu kochała je tak bardzo, że była pewna, że połączy z nimi swoją przyszłość. Chciałaby zostać ich opiekunem, ale zawód smokologa też bardzo odpowiadał Krukonce. Znalazła się w grupie z Gemmą, więc od razu uśmiechnęła się do dziewczyny szeroko. Przywitała się także z Gryfonką, której nie znała osobiście. - Ale będzie super! - widziała, że Nebraska nie jest aż tak zachwycona wizją pomagania małemu smokowi, który patrzył na nie z klatki. Gryfon, który mówi otwarcie, że się czegoś "cyka"? No, to dopiero zaskoczyło Sourwolf, która najchętniej wzięłaby stworzonko na ręce i przytuliła mocno do siebie, ryzykując, że spali jej włosy i odgryzie twarz. Obserwowała zmagania dziewczyny, nie wiadomo czy bardziej martwiąc się o smoka czy o Nebraskę. Spojrzała pełna niepokoju na zraniony palec - najwyraźniej ktoś inny będzie musiał zadbać o pazurki smoka. - Trzymaj się. - uśmiechnęła się lekko do Gryfonki i zabrała za swoje zadanie - opatrywanie rany zwierzęcia. Znała się trochę na uzdrawianiu, zresztą Gemma powinna o tym wiedzieć najlepiej. To jej naprawiła palec. Ze smokiem miała nadzieję też sobie poradzić. - Zajmę się tą ranką. - powiedziała Puchonce i zbliżyła powoli do miniaturki. - Cześć, maluszku! Tam cię boli, tak? Zachowywała się jakby mówiła do małego kotka, a nie stworzenia, które zdolne byłoby wyrządzić jej krzywdę. Zresztą, Naeris robiła to samo w stosunku do prawdziwego, normalnych rozmiarów smoka. Delikatnie zajęła się łapką stworzonka, starając się sprawić mu jak najmniej bólu. Była przy tym tak subtelna i ostrożna, że smok nawet nie pisnął. Wyczyściła ranę i założyła mu nowy bandaż z taką wprawą, że była z siebie dumna. Wyglądało na to, że lepiej pomóc się nie dało. - Będzie dobrze. - zapewniła, uśmiechając się do smoka z życzliwością. Miała nadzieję, że wyzdrowieje szybko i będzie mu się dobrze żyło. Pokochała go już całym sercem i najchętniej zabrałaby go ze sobą. - Ale jest słodziutki. - westchnęła cicho, zwracając się bardziej do Gemm.
Opatrunek Kostki: 2 i 4 Kuferek: 24 Bonusy: +4 za kuferek, +2 za kurs, +1 za zadanie, +2 za kartkówkę Wynik: 14,
Pober kontrolowała po kolei wszystkie grupy. Nie mogła wyjść z podziwu jak dobrze poszło grupie pierwszej - wprawdzie postawa @Lotta Hudson nie była dla niej żadnym zaskoczeniem, szczególnie że słyszała iż dziewczyna wiąże swoją przyszłą karierę ze smokami, jednakże zarówno @William Walker, jak i @Calum O. L. Dear zaskoczyli Pober - czyżby w tych chłopakach ukazał się nagły talent do magicznych zwierząt? Wprawdzie Walker był w tej materii przyzwoity, ale Dear totalnie nie miał ręki do tego typu stworzeń. Pober zastanawiała się czy chłopcy nie osiągnęli tak dobrego wyniku dzięki pomocy starszej Hudsonówny, nie miała jednak na to żadnych dowodów. Druga grupa w której była młodsza siostra Charlotte - Bridget też okazała się dość pozytywnym zaskoczeniem. Oczywiście @Berenice V. Cairndow radziła sobie świetnie jak zwykle, jednakże Pober cieszyła się, że zarówno @Bridget Hudson, jak i @Damon I. S. Shyverwretch poradzili sobie przyzwoicie - nie wyszło im jakoś super, ale nie mieli się czego wstydzić. W trzeciej grupie Pober zobaczyła trzy skrajne postawy - @Aleksander Cortez, który świetnie napisał kartkówkę, a przeciętnie radził sobie ze smokiem, @Isilia Smith - której kartkówka była co najmniej żenująca, a mimo to dziewczyna świetnie poradziła sobie ze smoczkiem i @Pandora L. Lebiediew, ktora zupełnie zignorowała zadanie. Przez postawę Ślizgonki grupa, która miała duże szanse na naprawdę dobrą ocenę wypadła słabo, za co Mist ukarała pannę Lebiediew utratą dziesięciu punktów. Następna grupa wypadła najgorzej ze wszystkich - @Avrel Elvendork zignorowała zadanie (za co Pober również odjęła jej 10 punktów), @Peter Borthwick dał się pogryźć i jeszcze nazwał smoka bydlakiem, jedynie @Harriette Wykeham wyszła na tle grupy całkiem znośnie. Kolejny team zdecydowanie się popisał. Zarówno @Lysander S. Zakrzewski, @Ruth Wittenberg i @Ezra T. Clarke poradzili sobie podręcznikowo. Poza tym Clarke wykazał się wielką empatią wobec zwierzęcia za co Pober nagrodziła go 5 punktami. Trudno było cokolwiek zarzucić przedostatniej grupie - Blaithin Dear, @Dreama Vin-Eurico i @Lucienne Pourbaix. Poszło im trochę gorzej niż poprzednikom ale wciąż całkiem dobrze. Ostatnia grupa miała szansę być najlepsza - zarówno @Gemma Twisleton i @Naeris Sourwolf poradziły sobie perfekcyjnie (a Naeris otrzymała jeszcze 5 punktów za wyjątkowe podejście do zwierzaka), jednakże @Nebraska Jones zupełnie zawaliła sprawę i wylądowała w skrzydle szpitalnym. Mimo to grupa wypadła całkiem nieźle. Pober spojrzała na klasę i z uśmiechem wyczytała oceny. - Hudson, Walker, Dear - Wybitny, po 10 punktów dla domu, Cairndow, Shyverwretch, Hudson - Powyżej Oczekiwań, po 5 punktów dla domu, Lebiediew, Cortez, Smith - Nędzny, Borthwick, Wykeham, Elvendork - Okropny, Clarke, Zakrzewski, Wittenberg - Powyżej oczekiwań, po 5 punktów dla domu, Dear, Vin-Eurico, Pourbaix - Zadowalający, Twisleton i Sourwolf - Powyżej oczekiwań, 5 punktów - przemilczała Nebraskę, nie zamierzała stawiać dziewczynie oceny - Reyne - okropny. Mamy dla Was specjalną nagrodę! Każdy członek najlepszej grupy otrzymuje kupon na 15 galeonów do sklepu z magicznymi stworzeniami w Hogsmeade. Członkowie grup, które otrzymały Powyżej Oczekiwań otrzymują takie same kupony tylko, że na 10 galeonów. Pober rozdała kupony, po czym zakończyła lekcję.
Możliwe, że punkty rozdam jutro rano, zobaczę jak się wyrobię.
Tego egzaminu bała się nawet bardziej niż Zaklęć, choć tam później jej przeszło. Biorąc pod uwagę jej ostatnie oceny z Opieki, dziewczyna zaczynała żałować, że wybrała ten przedmiot na egzaminy. Byla pewna, że pójdzie jej słabo i liczyła tylko na to, że zda. Okropny wcale nie byłby taki zły. Z drugiej strony dobrze, że nie wzięła Historii... z tego by nie zdała na bank. Pełna wątpliwości i na nogach z waty, wkroczyła polanę. Podeszłą do stolika i się przywitała. Szybko podała swoje personalia i zamilkła. Znała już zasady, więc z niecierpliwością czekała aż komisja zakończy swój wykład, który znała już na pamięć. Wyciągnęła pierwszą kartkę i nawet się uśmiechnęła, pytanie nie było takie złe. Znała odpowiedź, nie byłą pewna czy pełną, ale nie dostanie jednego punktu, więc nawet ja źle jej pójdzie przy praktyce to i tak zda. - Jeśli chodzi o hipogryfy, są to bardzo dumne stworzenia. Nim się do niech podejdzie, należy się im ukłonić i nie podnosić nim one nie zrobią tego samego. Jeśli się nie odkłoni to... no wiać trzeba. - Zdenerwowanie zrobiło swoje, wiedziała, że coś jeszcze ale wszystko wyparowało. Swoim słownictwem też byłą zawiedziona. Teraz praktyka, kiedy wyciągała kartkę ręce całe jej się trzęsły. Ma Jaja popiełka. Zamrozić je potrafiła, ale znaleźć? Potrzebowała drobnej podpowiedzi i sporo czasu ale się udało, zamrożeniem nie było problemu...no za drugą próba nie było. Ale dostałą te dwa punkty, poszło jej nawet lepiej niż się spodziewała, nie Okropny a Nędzny. Ciężko było by mówić o dumie czy zadowoleniu, ale ulga na pewno jej teraz towarzyszyła. Mogła już sobie pójść i udać sięna ostatni egzamin.
//zt
Kuferek - ONMS: 2 Wyrzucone kostki - teoria: 1 i 3 Wyrzucone kostki - praktyka: 3 i 2 Suma: 3 + 2 = 5 Ocena: Nędzny Strona - losowania: tutaj
Opieka nad magicznymi stworzeniami była jednym z ostatnich egzaminów, do których podchodziła Bridget i był to jeden z tych przedmiotów, z których dziewczyna czuła się mocna zarówno jeśli chodziło o teorię, jak i praktykę. Odniosła kilka porażek w ciągu swojej edukacji, jednak była pewna pozytywnego zaliczenia i otrzymania dobrej oceny. Zjawiła się na polanie, gdy wybiła godzina owutemów i odczekała spokojnie, zanim nadeszła jej kolej. Podeszła do stolika i przedstawiła się cicho, po czym od razu sięgnęła po kartkę z czary opatrzonej słowem "teoria". Wylosowała pytanie o postępowanie z hipogryfami i odetchnęła nieco z ulgą, bo co nieco na ten temat wiedziała. Zaczęła mówić: - Hipogryfy są zwierzętami o dużym honorze, który bardzo łatwo urazić. W kontaktach z nimi należy okazywać im szacunek. Przy pierwszym spotkaniu powinno się zachować odpowiednią odległość i przed jakąkolwiek próbą podejścia trzeba się skłonić, najlepiej nisko. Wszystko zależy od reakcji stworzenia, które również może oddać ukłon lub też zaatakować. Ogólnie komisja nie była zawiedziona jej odpowiedzią i Bridget dostrzegała w wyrazie ich twarzy, że nie idzie jej źle, toteż zupełnie pozbyła się stresu związanego z praktyką (chociaż może nie powinna, ponieważ przyszło jej pracować z dość groźnym zwierzęciem...). Jej zadaniem było odróżnienie szpiczaka od jeża, a następnie zdobycie jego igieł. Bridget uznała, że zadanie to jest dosyć proste, doskonale wiedziała, że szpiczaka można odróżnić poprzez podanie zwierzętom miseczki mleka - normalny jeż w końcu wypiłby mleko, natomiast szpiczak reagowałby na miseczkę agresywnie, węsząc w niej podstęp i próbę otrucia. Gdy Puchonka dostrzegła w jednym ze zwierząt przejawy agresji, już wiedziała, że był to jej szpiczak. Zdobycie jego igieł nie było takie proste, ale za którymś podejściem Bridget dokonała tego i w dodatku nie zrobiła sobie żadnej krzywdy. Odłożyła igły na stolik komisji i z uśmiechem opuściła polanę spodziewając się oceny Wybitnej za całość jej pracy.
Tym egzaminem w ogóle się nie przejmowała. Czegoś się przecież przez te wszystkie lata nauczyła przynajmniej z ulubionego przedmiotu. I z tym właśnie myśleniem stanęła uśmiechnięta przed komisją. Pytanie z teorii średnio jej się podobało – jednorożce były strasznie lamerskie, ale coś tam o nich wiedziała i nawet odpowiadała dość długo i to bez zbędnego lania wody. Parsknęła śmiechem widząc zadanie z teorii, ale po chwili jej wesołość zniknęła. - O nie… nie mam piniądza – jęknęła, przeszukując desperacko wszystkie kieszenie. A to mogło być takie łatwe zadanie. Ostatecznie postanowiła posłużyć się wisiorkiem Enemy, ale niuchacz chyba wywąchał, że był on jedynie pozłacany, bo tylko wyjrzał z norki i schował się z powrotem. Teraz żałowała, że tak na nie poskąpiła… - Nie mam przy sobie nic złotego – jęknęła – Nie będę go chyba wyciągać na siłę. Szkoda zwierza. Miała nadzieję, że komisja sięz nią w tym zgodzi i doceni przynajmniej jej wiedzę i szczere chęci.
Biegnie. Świat przewija się - przed jego lekceważącym szczegóły wzrokiem, zdeformowany i wyjątkowo ulotny; biegnąc, mija kolejno wijący się ciąg korytarzy, zwalnia w uzasadnionej przerwie - tuż przed pływającymi w eterze masywnymi kształtami schodów. Wie, dokąd zmierza - na zewnątrz. Świeże powietrze mile wskakuje przy zamaszystym wdechu drogą wyprowadzoną z nozdrzy, spomiędzy nielicznych, rozwarstwiających się chmur upada w złocistych strumieniach światło - w świetle kąpią się drzewa, ich rozłożyste korony, niższa roślinność, całe, bliskie tereny nagromadzone i wymijane celem dotarcia do konkretnego punktu. Dziś wyjątkowo nie zjawia się wraz z nadejściem ostatniej chwili przed uznawaniem spóźnienia, wyjątkowo nie dyszy, dalej zwalniając - przychodząc spokojnym i wyważonym krokiem. Ponownie zetknął się z tym kretynem, najpewniej skończyłby - zostając choć odrobinę dłużej - wąchając smród przez Oppedo bądź łażąc ze swoim nowym ogonem, kołyszącym się niespokojnie w powietrzu. Wyjątkowo. Wyjątek nie jest jednakże tak wyjątkowy w każdej ze swych części - wbrew śmiało stawianych hipotez. Na polanie nie ma praktycznie nikogo, żadnej z blisko znajmych sylwetek, tym bardziej próżno odszukać twarzy nauczyciela. Ale jest ona. I to wydaje się dostateczne - zmusza, by odruchowo, pokątnie odstąpić od otoczenia spojrzeniem, aby w pośpiechu odczytać układ pomniejszych igieł snujących się w rytm melodii aktualnego czasu. Odwiecznie pojawiała się szybciej. Ambicje? Perfekcja? Lęk przed spóźnieniem? Cóż. To wszystko - wyzwala iskrę nieodpartego impulsu, której to Jerry Davies poddaje się, tak jak zawsze; której musi się poddać (w przeciwnym razie nie byłby przecież sobą). - Czy bycie Krukonem to jakaś choroba? - zaczyna, tuż po zreflektowaniu się czas-oraz-miejsce, przystając posłusznie w oczekiwaniu na rozpoczęcie zajęć, a w teraźniejszym wymiarze - w oczekiwaniu na zaistniałą odpowiedź.
Dni uciekały jej pomiędzy palcami, godziny przypominały swym trwaniem raptem sekundy. Nauczyciele powariowali z ilością prac domowych czy ilości wykładów, zresztą i jej życie towarzyskie nabrało rumieńca. Właściwie nadal nie znalazła odpowiedzi na stawiane sobie w tym zakresie pytania. Dodatkowo wolnymi krokami zbliżały się urodziny Lanceleyówny, a po ostatniej rozmowie z Enzo żyła w stresie, że koszmar o zaaranżowanym małżeństwie okaże się rzeczywistością. Nigdy nie wiadomo! Nadszedł dzień kolejnych zajęć z Opieki Nad Magicznym Stworzeniami. Z powodu swojej chorej ambicji i dumy, która nie pozwalała jej na opuszczanie żadnych zajęć — i tu przywiało rude stworzenie. Tym razem za towarzystwa miała gryfona, z którym umówiła się kilka dni wcześniej. Było to w ramach wynagrodzenia, że nie mogli nawet wyskoczyć na ugadane piwo! Szła leniwym krokiem w towarzystwie @Cornelius C. Ramsey, trzymając jedną z dłoni na ramiączku skórzanej torby, która tkwiła przewieszona przez ramię ślizgonki. Zważając na zajęcia na dworze, postawiła mniej dziewczęcą odsłonę szkolnego mundurka — czarne szorty z wyższym stanem sięgały jej połowy uda, zapinane na rząd srebrnych guzików. W nie wpuszczona była biała, luźniejsza koszula, na której piersi widniało logo domu węża, dobrała do tego, buty na delikatnym obcasie. Nie mogło ich zabraknąć, bez była zbyt niziutka. Burza płomiennych włosów zebrana była w wysokiego kucyka, opadającego jej na jedno z ramion i kołyszącego się przy każdym ruchu głowy Nessy. — Ciekawe co na dziś przygotowali. Ostatnio mają naprawdę różnorodną tematykę zajęć związanych z magicznymi stworzeniami.. — zaczęła z nutką rozbawienia w głosie, odwracając głowę w jego stronę i posyłając mu krótkie spojrzenie. Orzechowe ślepia jak zwykle lśniły zaczepnie, idealnie komponując się z uśmieszkiem widniejącym na maźniętych czerwoną szminką wargach dziewczyny. Znajdowali się już praktycznie na miejscu, mając okazję po drodze przeprowadzić klasyczną, powitalną konwersację. Po wymianie najważniejszych informacji zacząć można było te znacznie przyjemniejsze, ciekawsze tematy. Lanceley omiotła spojrzeniem otaczająca ich przestrzeń, dochodząc do wniosku, że najwyraźniej zjawili się w tym miejscu pierwsi. — Oho, czyżby zbliżające się wakacje zaczęły uderzać ludziom do głowy? Swoją drogą Cor, jakie masz plany? Myślałeś nad czymś? Mam nadzieję, że uda nam się wyskoczyć na jakąś imprezę. Zatrzymała się zaraz przy pniach, które uczniowie mieli do przygotowane za siedziska. Nie usiadła, jedynie stając przodem do niego i lustrując go spojrzeniem, opierając wolną rękę na biodrze, wsuwając dłoń w kieszeń spodenek. Na całe szczęście poza podręcznikiem, pergaminem, piórem i kilkoma innymi pierdołami, dziś w torbie nie miała aż tak wielu rzeczy. Wciąż mieli trochę czasu do rozpoczęcia zajęć, czemu więc go jakoś pozytywnie nie wykorzystać? Ostatnio mijali się na korytarzach, nie mieli zbyt dużo czasu na pogawędki, lub jak wspomniane było wyżej, na wspólny wypad do wioski bądź Londynu.
Ciężko było mu uchwycić Lanceleyównę w biegu codzienności, bo obrała sobie bezsprzecznie zbyt szybkie na ogarnięcie przez Kornelka tempo. Co nie znaczy, że on sam marnował swój czas! Skąd, gdzieś tam poza zamartwianiem się o matkę i siostrę, pisaniem setek zatroskanych listów do schorowanej rodzicielki oraz upijaniem się, organizował sobie czas na sporządzanie dziarek tym, którzy zechcieli mu za to sypnąć galeonem... no i na lekcjach sporadycznie się pojawiał. Głównie przez przypadek, no ale liczy się, że ostatecznie zawitał. Do przybycia na raczej mało adorowany przez niego przedmiot, jakim była Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami, skłoniło go przybycie w towarzystwie tej nieuchwytnej ślizgonki. Nie było im jakoś po drodze wyrwać się na procenty do porządnego baru, mimo nieustannego mijania się na korytarzach, zatem doszli do nieskomplikowanego wniosku, iż najlepszą na ten moment opcją będzie spędzenie czasu w swoim towarzystwie na zajęciach. Zawsze coś. Cornel czuł, że potrzebował w swoim życiu częstszej obecności dziewczyny, która przypominała mu co znaczy być beztroskim, a przy tym nie robić sobie zaległości z pracami domowymi! Kiedyś taki był - beztroski, z pewnością. Teraz miewał zaledwie przebłyski bezmyślności. W co zasadniczo największy wkład miał nietrzeźwy umysł i niezmienny od najmłodszych lat niski poziom moralności. - Nie będzie dla nikogo problemem zaskoczenie mnie dzisiejszym tematem. - Sugerowanie, że cokolwiek mogłoby go jeszcze zaskoczyć. - Wcześniej nie spieszyło mi się na te zajęcia, wiesz jak jest, Ness. - Wzruszył ramionami, a jego kąciki ust uniosły się wyżej przelotnie nawiązując kontakt wzrokowy z Lanceleyówną. Tego dnia nie przeszkadzały mu natrętne promienie słoneczne odbierające możliwość dokładnego lustrowania okolicy bez mrużenia ospałych powiek. Nie przeszkadzały mu żadne dźwięki, które rutynowo wykonywały stworzenia poza murami Hogwartu. Był rozluźniony. Dotarli na miejsce stanowczo szybciej niż mógłby zakładać przez leniwy, niespieszny krok, jaki utrzymywali całą drogę. Lub to kwestia pędzącego czasu, który jakoś mu umknął podczas przyjemnej wymiany zdań z Nessą - klasycznie. - Plany... hm, co ma być, to będzie. Impreza nam się trafi, ale to pod warunkiem, że wciśniesz ją gdzieś w swój napięty grafik - rzucił swobodnie i wyszczerzył się, ponownie wracając wzrokiem na buźkę Nessy. Odpowiedź jakże wymijająca, skoro był świadomy już od początku września - wróci do matki i spędzi całe wakacje przy jej łóżku. Natomiast jego wzmianka o domniemanym grafiku, no cóż, nie do końca był w stanie sprawdzić ile ślizgonka aktualnie wzięła na swoją głowę, ale musiało być coś... coś, co nie pozwoliło im na tę imprezę szybciej! A przecież Kornel potrafił sobie ją sprawić ot tak - zakładając, że aktualnie nie zjadały go rozpaczliwe myśli krążące wokół rodziny, nakłaniające go do wysyłania masy listów. Których zresztą matka prawdopodobnie do tej pory nie przeczytała. No dobra, teraz też nie była na to najodpowiedniejsza chwila, kiedy już zjawił się na zajęciach. No i kochani, Cornel Ramsey, we własnej osobie, pojawił się przed nauczycielem. A co wy dzisiaj osiągnęliście?
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie słyszał za wiele o nowym nauczycielu opieki nad magicznymi stworzeniami, chociaż osobiście powątpiewał, aby przebił zajęcia organizowane przez Swanna. Bo u jakiego innego profesora możesz zostać polizany przez wilkołaka albo walczyć w środku nocy z Merlin wie jakimi bestiami, które Swann wypuścił na błonia? Jego lekcje zawsze były w stanie wywołać subtelny dreszcz ekscytacji wzdłuż kręgosłupa Neirina. Coś, czego brakowało wszelkim innym zajęciom i coś, za co Walijczyk tak chętnie chodził na każde onms organizowane przez kontrowersyjnego prowadzącego. Nowy nauczyciel miał poprzeczkę wysoko podniesioną, chociaż rudzielec nie wątpił, że wielu uczniów odetchnie z ulgą na myśl, iż nie ryzykują utratą życia czy zdrowia w trakcie nauki. Puchon jednak wolał czasem stanąć na granicy zdrowego rozsądku i przejść się po krawędzi, gdzie jeden nieodpowiedni ruch zaowocuje nieszczęściem. W końcu nie bez powodu poszedł walczyć ze skalnymi trollami, za co potem zebrał historyczne wręcz cięgi od dyrektorki. Mimo to, ciekaw był, jaki okaże się ten prowadzący. Czy będzie łagodniejszy? Nudniejszy? Ciekawszy? Kto wie. Muszą przekonać się sami. Chociaż "lekcja zapoznawcza" brzmiała dość mało atrakcyjnie. Wyciągnął Jacka na zajęcia nie uznając praktycznie sprzeciwu. Po prostu wziął jego torbę na drugie ramię (na pierwszym miał własną), zanim wyszedł z dormitorium, oznajmiając, że czeka na Momenta na korytarzu przed pokojem wspólnym. Kiedy już Jack - ciężko rzec, aby zadowolony z obrotu spraw - dołączył do rudzielca, razem udali się na polanę.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Przyjęcie nowego nauczyciela niemalże pod koniec roku szkolnego wydawało się trochę dziwne - zupełnie tak, jakby dyrektor Bennett rzeczywiście denerwowało zachowanie profesora Swanna. Coś musiało jej nie pasować w Opiece Nad Magicznymi Stworzeniami prowadzonej w Zakazanym Lesie, nocą, podczas pełni... I chyba jedne zajęcia z robienia amuletów ochronnych wcale nie miały sprawy załatwić. Leonardo zmartwiły trochę te zmiany, bo sam mimo wszystko całkiem Swanna lubił - niby facet był dziwny, ale nie można mu było odmówić posiadania niesamowitej pasji. Nie oznaczało to jednak, że Vin-Eurico zamierzał olać nowy nabytek hogwarckiego grona nauczycielskiego. Na ONMS zawsze potrafił znaleźć trochę czasu. Nawet teraz, kiedy w życiu trochę mu się... posypało? Pozmieniało? Leo sam nie wiedział co czuje i co myśli, ale nowości mu ostatnio nie brakowało. Wyjście z bezpiecznej związkowej stagnacji wydawało mu się posunięciem drastycznym i chyba trochę nie wiedział jak się zachowywać; nic dziwnego, że zaraz po jego i Ezry zerwaniu, rzucił się jeszcze głębiej w wir pracy. Szef Oasis niemal wyrzucał go z lokalu, zaskoczony natłokiem nadgodzin. Z kolei znajomy fotograf wydawał się być zachwycony, podczas przywoływania makijażystki dopytując tylko, czy Leo chociaż trochę sypia. Dopóki dało się ukryć cienie pod oczami, to nikt nie widział problemu. Jedynie sam Gryfon w wolnych chwilach gubił rytm - nagle przystawał w dormitorium, nagle śniadanie mógł sobie zrobić tylko w towarzystwie szkolnych skrzatów (odzwyczaił się od częstego jadania w Wielkiej Sali, a teraz wcale nie brakowało mu ciekawskich spojrzeń). Zawzięcie czepiał się tego, co jeszcze było mu znane. Praca, treningi, ulubione lekcje. Mógł nawet przeboleć nowego profesora, byle tylko zapchać sobie czas tak, aby o niczym nie myśleć. Na polanę dotarł chwilę przed czasem, tylko trochę rozpaczliwie poszukując towarzystwa. Liczył na jakąś przyjazną, znajomą twarz... i dałby się pokroić, żeby spotkać @Blaithin ''Fire'' A. Dear. Nie miał okazji do spotkania się z nią, chyba nawet sam podświadomie to odwlekał - ale hej, nie chciał trzymać przed przyjaciółką jakichś durnych sekretów. Niczego nie ukrywał, po prostu się też nie chwalił. Przystanął w samotności, wsuwając dłonie do kieszeni spodni i wbijając spojrzenie w niebo. Chwilę obserwował przesuwające się po nim chmurki, chętnie przyjmując ciepłe promienie słoneczne. Jeszcze tylko trochę, a skończy studia i - o słodka Morgano - poleci prosto do Meksyku!