ŻYCIA: ★ Tarot Mag
Kostka 1Nigdy wcześniej tu nie była, a teraz nie mogła przestać się napawać feerią barw rozlewających się po Maxie przez kolorowe witraże - niby był wieczór, a światła tańczyły na jego skórze, odbijały się w zielonych tęczówkach, światłocieniem podkreślając ostrość rys jego twarzy, tworząc niemal unikatowy obraz, coś nad czym mogłaby zachwycać się do końca dni, zapadając się w spirale rozmyślań o tym, że piękno nosi jego imię i ciało. Kiedy jeszcze chwilę temu rozsądek próbował spychać skutki wyciągniętej karty na bok, to eliksir nie potrzebował dużo czasu, bo zadomowić się w jej krwioobiegu, skutecznie mącąc jej w głowie. Ba, właściwie zapomniała, że grają w karty - tak mniej więcej pomiędzy drugim, a trzecim rozpiętym guzikiem.
—
Kości? — Pochwyciła jego słowa, przesuwając palcem po koronkowym obszyciu stanika, jednocześnie przechylając głowę w bok, jakby nie do końca
rozumiała, o czym mówi. Niechętnie odkleiła od niego spojrzenie, zerkając na blat stołu, gdzie faktycznie leżały karty, a kostka rzucona przez chłopaka kończyła się turlać, wskazując pięć oczek.
No tak, Dureń, the game is on. I to chyba znowu jej kolej? Pochwyciła kostkę, ale zanim nią rzuciła, dodała konspiracyjnym szeptem:
—
Wiesz, nie musisz nic zdejmować, wystarczy, że... — przesunęła pośladki na brzeg krzesła, pochylając się nad stołem. Jej oddech był krótki i szybki, a wyraz twarz chociaż rozbawiony, to zdradzał pewną potrzebę. Ochotę. Pragnienie? Podniosła dłonie, gestem pokazując krótki ruch rozpinania zamka, co okraszyła krótkim "ziiiiip". I na Morganę, było jej niemal tak gorąco, że dałaby przysiąść, że jej skóra zaczynała błyszczeć w tym sztucznym świetle tęczy. Ostatecznie jednak wycofała się nieco, rzucając kostką (z samych złych powodów, licząc, że może jednak karty będą po jej stronie). Uderzenie serca. Głęboki oddech i... jedno oczko. Bez słowa sięgnęła po kartę i nawet nie zdążyła odwrócić jej frontem, a ta zwyczajnie stanęła w ogniu, wybuchając w jej dłoniach. Podskoczyła zaskoczona, a urwany krzyk, który wyrwał jej się z piersi, przerodził się w kaszel, gdy drobiny popiołu dostały się jej do ust.
—
To... to już podchodzi pod znęcanie się — wysapała z nutką irytacji w głosie, usilnie próbując gasić tlącą się koszule, rozcierając przy tym sadzę po odsłoniętych fragmentach skóry. Była brudna, połowicznie rozebrana i do tego poparzona przynajmniej w dwóch miejscach, o czym skutecznie przypominał jej rosnący ból. Jednak, co naj
gorszelepsze, nieprzerwanie czuła nieopanowane podniecenie, które wzniecało falę ciepła i znajomego pulsowania, przez które musiała mocniej zaciskać uda za każdym razem, gdy spotykała się spojrzeniem ze ślizgonem. A ku swojej udręczonej przyjemności, robiła to częściej, niż powinna.