Świetne miejsce, zarówno na kameralne spotkanie przy ognisku z kilkoma znajomymi, jak i na zorganizowanie licznie uczęszczanej imprezy plenerowej. Zarządca parku jest wyjątkowo miłym człowiekiem i ochoczo przystaje na wszelkie propozycje ożywienia parku i przyciągnięcia do niego jak największej ilości młodych, energicznych ludzi, dlatego warto do niego zagadać!
szycie strojów:
Szycie strojów
Tradycyjne świętowanie oznacza też tradycyjne stroje! Skrzaty starają się uwijać jak najszybciej ze wszystkimi swoimi obowiązkami, a magiczne maszyny aż parują od prędkości, z jaką przerabiają materiał. Każdy uczestnik Beltane może zgłosić się po tradycyjny strój dla siebie, ale to nie wszystko! Czarodzieje zachęcani są do samodzielnych prób szycia! Materiały, wzory i sprzęt jest dostępny dla każdego, kto chciałby stworzyć sobie swój własny strój.
Rzut k6 jeżeli zgłaszasz się po strój:
Parzysta Jest dokładnie taki, jakim go zamówiłeś! Krój, wymiary i materiał się zgadzają, możesz go zabrać ze sobą, by czekał na Beltane! 1 Całkowicie pomylili twoje rozmiary! Czy to sukienka czy koszula i spodnie, wszystko z ciebie spada, jakby było zrobione na trzech takich jak ty! Przygotuj się lepiej na poprawki na miejscu i dużo szpilek! 3 Wymiary są dobre, to prawda... Tylko rodzaj się nie zgadza. Jeżeli chciałeś sukienkę, dostałeś koszulę i spodnie. Jeżeli chciałeś koszulę i spodnie, dostałeś sukienkę. Możesz je przyjąć, a możesz spróbować zawalczyć o swoje!
Rzut k6 czy ci się udało:
Parzysta - udaje ci się wyperswadować, że to skrzaty pomyliły zamówienie. Ustaw się, zaraz zaczną szycie na tobie właściwego kroju! Nieparzysta - jak się chciało co się chciało, to trzeba było dobrze zamówić. Nie umiałeś zamówić? Lepiej siadaj do szycia!
5 Tak, figurujesz w zamówieniu i to wykonanym ale... Ktoś musiał podwędzić ci twój strój. Z zapisków wychodzi, że zabrał go chwilę przed tobą.
Rzut k6 na to, co się stanie:
Parzysta - niestety, ktokolwiek przywłaszczył sobie twój strój, już dawno zniknął. Możesz albo poprosić skrzaty, żeby uszyli teraz jeszcze jeden strój, albo samemu do tego przysiąść. Nieparzysta - gagatek wciąż tutaj jest! I widzisz, jak próbuje komuś opchnąć za galeony twój strój! Działaj szybko!
Rzut k6 jeżeli szyjesz strój:
1 Musisz się nieźle nachodzić za właściwym materiałem, nigdzie nie widzisz takiego, jaki sobie wymarzyłeś!
Rzut k6, czy udało ci się znaleźć:
Parzysta - w końcu trafiasz na właściwe wzorki u innego czarodzieja, który chętnie dzieli się materiałem. Nieparzysta - choć bardzo się starasz, nigdzie nie możesz wypatrzeć tego wzoru! Musisz zadowolić się czymś innym.
2 Wśród zwojów materiału znajdujesz (na)strojny wianek, zostawiony przy komplecie różnych wzorów i tkanin, świetnie do siebie pasujących, a właściciela nigdzie nie widać. Znalezione nie kradzione, prawda? Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 3 Zebrałeś wszystkie potrzebne wzorce pod wycinanie elementów i masz pozbierane materiały. W trakcie szycia parę rzeczy ci nie gra, ale nie kwestionujesz idąc za ideą "trust the process". Cóż, ten proces doprowadził cię do tego, że jeżeli chciałeś koszulę, skończyłeś z sukienką i na odwrót. Może ktoś będzie chciał się z tobą wymienić? 4 Gdy wybierasz materiały, zauważasz różne notatki pozostawione przez kogoś, kto zdecydowanie musiał interesować się modą. Kilka rolek tkaniny jest opisana jako "ładne", "zupełnie nienastrojowe", "oddające ducha wiosny", a jedno z nich "do tego będzie pasować ta biżuteria". Jak widać nie dość, że znawca mody to jeszcze musi mu się przelewać, bo z dobroci serca zostawił kolczyki z króliczkiem! Koniecznie zgłoś się po przedmiot w odpowiednim temacie! 5 Twoja maszyna zdaje się wyjątkowo oburzona tym, jak długo musi pracować! W pewnym momencie zupełnie się buntuje i przestaje pracować, blokując twój strój pod igłą.
Rzuć k6 na odzyskanie materiału:
Parzysta - udaje ci się przekonać niepocieszony sprzęt, żeby jeszcze raz ruszył igłą i oddał ci twoją pracę! Dobrze, że byłeś już w połowie szycia, teraz ręczne dokończenie tego nie będzie aż tak trudne. Nieparzysta - siłujesz się z maszyną o materiał, aż w końcu ten cały się rwie! No nieźle... Teraz nie masz ani swojej pracy ani maszyny i musisz zaczynać z igłą i nitką w rękach od zera!
6 Musiałeś wyjątkowo wkupić się w przyjaźń skrzatów, bo mimo masy roboty znajdują czas, żeby co jakiś czas podejść do ciebie i ci coś podpowiedzieć. Cała praca przychodzi ci bardzo przyjemnie i sprawnie.
Chwała bogu. Przyjęła w pełni jego tłumaczenie. To nie tak, żę jakoś szczególnie przeszkadzało jej, że ktoś się zakochał. Zazwyczaj tego typu adoratorów miała gdzieś. Ale Edwarda lubiła i nie chciałaby w jakikolwiek sposób tego popsuć. Gdyby odmówiła mu związku, to na pewno by go zraniła. Natomiast gdyby związali się choć na chwile, to prędzej czy później i tak by stało się coś takiego, że gryfon by cierpiał. To zabawne, prawda? On był tutaj babiarzem, a to ona się bała, że wyrządzi mu przykrość. Przyzwyczajenie. Wciąż wmawiała sobie, że wszystkie cierpienia jej bliskich są jej winą. - W takim wypadku kaczka 10/10, natomiast ciacho 11/10 – Oceniła dania co by wiedział, że jak najbardziej może to serwować na następnych randkach – Sceneria też pewnie rozkochała by w tobie każdą dziewczynę – To mówiąc wstała i przeszłą kilka kroków w jego stronę – A za tą malinkę, to i tak Cię kiedyś zabiję – Szepnęła stojąc już bezpośrednio przed nim - A teraz oddawaj kasztana! - To mówiąc rzuciła się na niego w pierwszej kolejności wkładając ręce w jego przednią kieszeń i rozpoczynając przeszukanie. Musi go przecież ratować przed tym poworem!
Planowania, przygotowywania, męczenie się i starania. Wszystko zepsuł w jeden chwili. Chciał, żeby myślała, że ją kocha, chciał żeby myślała, że zrobi dla niej wszystko, ale zniszczył to. I po co? W jakim celu? Tylko dlatego, że chciał znowu zobaczyć w jej oczach te wesołe ogniki, które tańczyły radośnie kilka sekund wcześniej. Nic więcej. W końcu zaczął ogarniać, że z nim jest coś całkiem nie tak. Musi spotkać się z bratem i poprosić go o pomoc, bo nie widzi innego wyjścia. Albo ta dziewczyna go popsuła, albo stał się zbyt słaby... Musiał go ktoś naprawić, a mógł to być tylko jego brat. - Czyli kaczka do poprawy – dodał posyłając jej firmowy uśmiech. No tak musi znowu wrócić do poprzedniej gry, mimo wszystko… jakoś mu się przykro zrobiło – musi być lepiej niż perfekcyjnie. Inaczej mogę przegrać z pierwszym lepszym facetem – powiedział to w taki sposób jakby stanowiło to ujmę na jego męskiej dumie. Fakt, że mógłby przegrać o kobietę. Kiedy rzuciła się na poszukiwania jedyne co zrobił to zaśmiał się, po czym wziął jej ręce i spojrzał jej głęboko w oczy. - Już Ci go oddałem – wydukał i wyciągnął dłoń w stronę jej ucha. Mogła widzieć to setki razy na filmach mugolskich. W jego dłoni pojawił się kasztan, a on uśmiechał się w jej stronie tak delikatnie… tak uczuciowo. Zbliżył się do niej delikatnie jakby chciał.. Aż tu nagle rzucił kasztana za siebie, a biedny kasztan zagubił się w krzaczorach. - Ups – wydukał udając, że to co się stało było niechcący.
Zepsuł w swoim mniemaniu. Dla niej to był wręcz ratunek. Pozwolił resztę wspólnego czasu spędzić w miłej atmosferze. Dlatego też nie przestawała się uśmiechać. Poniekąd w podziękowaniu do losu, że jednak Edwardowi nie zależy na niej tak bardzo. Nie chciała tego. Na prawdę lubiła to, co teraz między nimi było. Śmiech, wojny, niezobowiązujący flirt. Ubarwiało to jej życie. - Szalony perfekcjonisto. Czy pomoże Ci to, że jesteś jednym z najlepszych facetów jakich poznałam? - Spytała chcąc ratować jego męską dumę. Walka o kobietę przychodziła mu łatwo. Zastanawiała się czasem, czy odniósł kiedykolwiek smak porażki, którego nie udało by mu się zniwelować podstawieniem brata. Czy był taki moment, gdy ani on, ani Jay nie dali rady? Szczerze mówiąc wątpiła w to widząc jego charakter. - Jak stary dziad, który całe życie robi tą samą sztuczkę – Skomentowała nie będąc ani trochę zachwycona tą sztuczką. Jedna jego uśmiech skruszył ją na tyle, że nawet nie sięgała po kasztan. Widziała tylko, jak się pochyla... I dup. Rzucił jej cudownym kasztanem! - No ej! - Krzyknęła wiedząc, że znaleźć go będzie bardzo ciężko. Spojrzała na chłopaka po czym nagle pochyliła się i klepiąc w kolana zaczęła mówić – Dobry Edzio, szukaj szukaj! - Nie ma to jak do dużo wyższego faceta mówić tak, jak do malutkiego szczeniaczka. Miała nadzieję, że go tym ostro wkurzy. Nikt nie będzie rzucał jej kasztanem!
- Hmmmm, powiedzmy – tak to jedno słowo miało oznaczać: „Mów mi tak jeszcze skarbie”. On dobrze o tym powiedział. Nie potrzebował zapewnień, ale skoro dziewczyna wręcz rzuca się, by strzelać w niego komplementami, on nie będzie miał żadnych pretensji. Powiedzmy, że ‘zaginięcie’ kasztana zostało spowodowane przez jej złośliwy komentarz, który widocznie nie przypadł mu do gustu, a udowodnił to w momencie, w którym odwrócił w jej stronę ucho i zaczął mówić. - Co ty tam mamroczesz dziecko? – głosem naśladował starego dziada – Nic nie słyszę! – krzyknął w jej stronę chcąc jeszcze bardziej urozmaicić swoją grę aktorską – Ach tak… – powiedział ni z tego ni z owego, dalej nie zmieniając tonu głosu. Przybrał zamyśloną pozycję i kontynuował swój wywód – masz racje dobre sosny, mają szyszki… ale co to ma do kasztana! Nie miał zamiaru się poddawać. Będzie grał tak długo jak tylko będzie mógł, a później… zresztą tego dowie się dziewczyna później.
- Komplement za komplement. Powiedz mi coś miłego – Zaproponowała przeszywając go spojrzeniem z nadzieją, że wymyśli coś bardziej wyjątkowego niż „jesteś śliczna”, albo „masz duże, piękne oczy”. To słyszała nie raz – nie ważne czy prawdziwe, czy nie. Choć na temat oczu to w pełni się zgadzała. To była ulubiona część jej ciała. Ten błękit spojrzenia. Miała go po ojcu. Była do niego bardzo podobna. Szkoda, że nie dane jej było nigdy go poznać. - Jesteś... YYYY irytujący – Przewróciła oczami irytując się, że nie dość, że zaginął ich cudowny kasztan to ten się jeszcze wywija ze wszystkiego. Ooo nie, ona z nim nie będzie dłużej siedzieć. Podeszła do krzesła na którym leżała pelerynka i wzięła ją do rąk – Idę sobie, bo wredna małpa jesteś – Poniekąd tym go szantażowała. Jeśli chciał z nią jeszcze trochę posiedzieć, to po prostu musiał odpuścić. Spoglądała na niego wyzywająco. - Jesteś normalnie gorszy niż Szarańcza - To już powiedziała bardziej do siebie niż do niego. W tym słowie było dwojakie znaczenie. Edward oczywiście musiał przez to rozumieć plagę czy robaki. Natomiast jej chodziło o Nathaniela.
Chłopak zamyślił się przez dłuższą chwilę, wpatrywał się w nią jakby szukał czegoś innego od zwykłego komplementu, który jako pierwszy przyszedł mu na myśl. Niestety poddał się w poszukiwaniu jakiegoś nowego ratunku. - Twoje oczy… – zaczął klasyką, więc dziewczyna w pierwszej chwili mogła się zawieść, jednak to co powiedział dalej mogło chociaż trochę poprawić jej nastrój – mają w sobie niesamowitą głębie. Im częściej w nie spoglądam tym bardziej czuję że w nich tonę. Nie jestem w stanie oderwać od nich spojrzenia, nie jestem w stanie zrezygnować z ciągłego patrzenia. Jakbym uzależnił się od silnego narkotyku, który ciągnie mnie na dno oceanu twojego wzroku… a ja… jestem dumny z tego uzależnienia… – dlaczego każde słowo, które wypowiedział w tej chwili było takie szczere i czułe. Nie był dobry w dawaniu komplementów, zawsze kłamał, a kłamać było łatwiej niż wyrazić swój prawdziwy zachwyt. Chłopak zaśmiał się pod nosem i wydukał lekko… zakłopotany? O MÓJ! Edward się zakłopotał! – wiesz… zawsze mogłem powiedzieć, że są duże i piękne… Musiał wrócić na swoje tory. Wziął głęboki oddech chcąc uspokoić się. Co się z nim działo? Czuł się jakby przez tą kolację zamiast pozbyć się myślenia o dziewczynie, jeszcze bardziej zawirował nią sobie w głowie. Czuł się tak jakby teraz nie mógł nawet od niej uciec. Słysząc i widząc jej przesłodką irytacje posłał jej uśmiech numer dwa i… z drugiej kieszeni, do której wcześniej nie sięgała wyciągnął, uwaga werble… KASZTANA. Wyciągnął w jej stronę nie mogąc wytrzymać ze śmiechu.
Oczy. No po prostu wiedziała, że to powie. Uniosła lekko brew w zawiedzeniu. A potem zaczął mówić dalej. I mówił. I potok jego słów nie miał końca. Wydawał się taki szczery, taki prawdziwy w tym wszystkim. Był naprawdę dobrym aktorem. Bo w tej krótkiej chwili znów przez chwilę się wystraszyła, że on jednak jest w niej zakochany. Nie słyszała jeszcze czegoś takiego na swój temat. Jednak naprawdę szybko się opanowała mając świadomość, że wymyśla takie rzeczy tak często... Na pewno nie raz to mówił. Mimo to mile połaskotał jej dumę. Dlatego pochyliła się w jego stronę i w podziękowaniu pocałowała go lekko w policzek. To zakłopotanie było słodkie. Na prawdę. Sprawiało, że znów nie wiedziała co myśleć, choć chwilę temu udało jej się coś ustalić. Mieszało jej w głowie, bo naprawdę nie wiedziała już ile w tym wszystkim było prawdy, ile nieszczerości. Nie znała go na tyle by to stwierdzić. Jednak na tego buziaka zasłużył tak czy siak. - Dzięki. Też jesteś niczego sobie – Odpowiedziała mu równie ambitny i romantyczny komplement, co by się nie poczuł niedoceniony. Wyszczerzyła się oczywiście przy tym. Niestety zaraz po tym ją zirytował, więc i tak mimo poprzedniego komplementy zamierzała sobie iść. Aż tu nagle... - Kasztanie! Tęskniłam – Krzyknęła rzucając płaszcz na ziemię jak w komediach romantycznych i pędząc po swojego kasztanka. O nie, tym razem nie pozwoli mu go zabrać. Odebrała swoją zdobycz i schowała do kieszeni. Wiedziała, że uda się go podpuścić na tyle żeby jej oddał cudowną zdobycz – Ten stary dziad już nie zrobi Ci krzywdy. Obiecuję. Zaraz pójdziemy do domku – Pogłaskała go i odwróciła w stronę chłopaka uśmiechając się niewinnie. Trzeba przyznać, że była porąbana. Jednak ona po prostu była sobą. Nie czuła przy Edwardzie potrzeby udawania czegokolwiek. Miała ochotę śmiać się i cieszyć chwilą bez tarczy pozorów. Bo nie miała przed czym się bronić. Przy nim się czuła bezpieczna.
Słysząc jej komplement spojrzał na nią niezadowolony. Gdyby chłopak wiedział jak nieświadomie mąci jej w głowie w tym momencie to byłby dumny i przeszczęśliwy ze swoich zdolności. Może to dałoby mu spokój na duszy? Byłoby zajebiście! Ale nie można mieć od życia wszystkiego. Nagle rozpoczęła się romantyczna scena spotkanie z kochankiem po latach. On pędził do niej, a ona do niego, wpadli sobie w ramiona i wszystko skończyli się długo szczęśliwie. Żyli razem mieli trzy kasztanki oraz psa. Koniec. Chłopak zaśmiał się pod nosem nie mogąc po prostu wytrzymać ze swojej wyobraźni. Zaczął się tak głośno i gromko śmiać, że to aż było dziwne. Uderzył kilka razy dłonią o stół próbując się w ten sposób opanować. Wziął kilka oddechów pomocniczych i spojrzał na dziewczynę po czym znów wybuchnął śmiechem. W tym stanie to chyba nikt go jeszcze nie widział. - Wiesz, jak już… będziecie mieli… małe kasztaniątka… to… to… daj mi być chrzestnym… – wydukał pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. Podejrzewam, że kiedy i dziewczyna wie o co chodzi, nie będzie przynajmniej spoglądać na niego jak na idiotę. Ale trzeba przyznać, że śmiejąc się tak szczerze z całych sił wyglądał… przeuroczo? Przecudnie? Nie wiem jak, ale coś w tym było.
Komplementy nie były jej dobrą stroną. Generalnie samego flirtu też się dopiero uczyła. A co najzabawniejsze uczyła się go właśnie na Edwardzie. On był w tym świetny, więc wszelką jej gierkę z marszu podłapywał i mogła ćwiczyć do woli. Nie wiem po co jej ta umiejętność, ale może kiedyś się do czegoś przyda? W każdym razie było zabawnie się tak przekomarzać właśnie z nim. Nie rozumiała czemu się śmieje. I to aż tak! Jednak ten dźwięk. Był jak miód na jej uszy. To było naprawdę fajne, że tak dał się ponieść emocji. Uważała raczej, że on trzyma je zawsze na wodzy. Że tak jak ona ma wszystko zaplanowane. A tutaj proszę – nagle taki wybuch. Kiedy jednak zaczął mówić to choć ciężko było go zrozumieć wyłapała sens. I co? I oczywiście zawtórowała mu. Wyobraźnia działała to też dziewczyna upadła kolanami na płatki róż śmiejąc się razem z nim. - Boże, boli mnie brzuch. Zabiłeś mnie tym – Jakby chcąc mu to udowodnić położyła się przy okazji realizując swoje wcześniejsze marzenie, żeby na tym pachnącym dywaniku poleżeć. Jednak zamiast umrzeć ona przecierała oczy. Boże, i co narobił? Rozmazała sobie trochę makijaż sprawiając, że obok jednego z jej oczu powstał czarny cień po kredce. No po prostu się popłakała. - Myślałam, że to będzie nasze dziecko, a ty chcesz być ojcem – Powiedziała odchylając głowę do tyłu i na niego patrzeć. Nawet jeśli tak jak i ona przestał się już śmiać, to nadal wyglądał tak samo uroczo jak wtedy. Aż nie mogła oderwać od niego spojrzenia przez dłuższą chwilę. To naprawdę świetne mieć takiego... Kumpla.
Już dawno się tak nie śmiał. Nawet nie pamiętał kiedy ktoś rozbawił go do takiego stopnia. Nie ważne ile bawił się z ludźmi i grał, to jednak nigdy nie śmiał się jak… dziecko. Bez żadnego strachu czy niepewności, najszczerzej jak tylko to było możliwe. Nawet jak był tym… dzieckiem, to nie dało się go doprowadzić do takiego stanu. Zawsze był znudzony i niezadowolony z ludzkiej głupoty, chciał się bawić nimi i wychodziło mu to genialnie, jednak… pusta cały czas leżała na jego sercu. Widząc jak dziewczyna płacze ze śmiechu podszedł i usadowił się obok niej z tym szczerym uśmiechem ocierając ten czarny cień, a gdy usłyszał jej komentarz, spojrzał to na kasztana, to na nią i z wielką powagą powiedział. - Pokocham jak swoje… ale zrobiła nam się z tego moda na sukces – wydukał i spojrzał jej prosto w oczy. Zamarł. Całe jego ciało ciągnęło go by zrobił to… już zrezygnował z tego pomysłu, jednakże… nie myślał, nie był w stanie powstrzymać swojego ciała. Złapał za jej podbródek i wpił się w jej usta nie zważając na późniejsze konsekwencje.
Tak naprawdę, to nie ona go rozbawiła. Sam stworzył sobie ku temu idealną sytuacją. Jednak miło, że mogła wziąć w tym udział. W końcu to jakby otwarcie się, przełamanie Edzia. Przyjemnie było tak na niego patrzeć, choć kiedy uświadomił ją o co chodzi, to po prostu nie była w stanie – sama była zajęta płakaniem wręcz. O nie, ten chłopak ma zdecydowanie na nią zły wpływ. Sprawiał, że przy nim i ona się otwierała. To całkiem inaczej niż Nathaniel, choć przy którym również czuła się dobrze. Woods sprawiał, że miała mu ochotę opowiedzieć o sobie wszystko, nawet te złe rzeczy. Edward wręcz przeciwnie, pozwalał jej pozostawić to co złe w przeszłości i pozytywniej spojrzeć w przyszłość. Może dla tego tak lubiła i jednego i drugiego mimo że jeden był upierdliwy, a drugi wiecznie otoczony babami. - No, coś w tym jest. Zachowam nasze dziecko. Będzie leżało w szafce nocnej – To mówiąc uśmiechnęła się przekrzywiając twarz i zamykając oczka. I wtedy to się stało. Nie widziała momentu, w którym się do tego przygotowywał, bo była zajęta gadaniem. A gdy się zbliżał akurat zamknęła oczy. To mogło wręcz wyglądać jakby tego chciała. A ona... Ona nie wiedziała co ma myśleć. Sparaliżowało ją, a jej źrenice od razu się podniosły. On nie powinien. Wcześniej jakże uparcie niszczył jej sugestie na temat tego, że miałaby to być randka. Teraz ją pocałował. W czym było więcej kłamstwa? W tamtych słowach, czy w tym pocałunku. Pocałunku który natychmiast przerwała uderzając go z otwartej ręki w twarz i odsuwając się jak najdalej. Hm ciekawe, czy chłopak kiedykolwiek dostał. W każdym razie spoglądała na niego jakby ze... Strachem. Z prawdziwym strachem. - Przepraszam... - Powiedziała niemal od razu orientują się, co zrobiła. To było przyjemne. Nawet bardzo. Tylko, że ona po prostu nie mogła tego zrobić. Chciała stąd uciec, ale nogi wrosły jej w ziemię. Nie mogła się ruszyć, więc po prostu wpatrywała się w niego. Jej źrenice trzęsły się, a ona sama pobladła jakby zobaczyła ducha. Ta dziewczyna miała najwyraźniej problem – przecież kiedy był napojony amortencją pozwalała mu na tak wiele. Póki była w tym gra, zabawa, przekomarzanki, to wszystko było w porządku. Teraz w tej całej słodkiej atmosferze zareagowała jak oparzona. I wiedziała, że to, że tu przyszła dziś w nocy było okropnym błędem. Udało jej się odzyskać czucie w palcach, choć potrzebowała do tego dużej woli. Wstała nie przestając na niego patrzeć. Jak by się bała, że znowu się na nią rzuci. - Muszę iść - Wyszeptała cicho odwracając się i wychodząc na deszcz. W ciężkich kroplach łatwo było się zgubić. Szczególnie, kiedy ktoś potrafi się teleportować. Zniknęła z charakterystycznym trzaskiem.
Kiedy wychodzili z baru jedyne, o czym myślała to jeden fakt - po co go za sobą ciągnie? Przecież spotkali się przypadkiem. Mogła wyłgać, że jest gdzieś umówiona i musi znikać. Nigdy nie miała problemu w wymyślaniu wymówek, które nie miały nic wspólnego z prawdą. Tym razem jednak jakoś tak... Speszyła się. To było dziwne. Ostatecznie postanowiła zwalić to na fakt, że rzadko obcowała z facetami zdecydowanie od niej starszymi. Widać zresztą to było po zachowaniu. Odnosiła się do niego jak do gówniarza, zapominając, że jest jakieś 10 lat od niej starszy. Znaczy, tak jej się wydawało. Do teraz nie zapytała go o wiek. Doszli do Altanki dość szybko. Zazwyczaj ludzie mieli tutaj spotkania towarzyskie, ogniska. Tym razem jednak jakimś cudem były tu pustki. Szybko domyśliła się, że ludzie którzy wcześniej tu byli zebrali się już z powodu później godziny. No tak. Spacerowali całkiem długo. Prawie w ciszy. Jakiś metr czy dwa od siebie (nawet gdy w bardzie podał jej rękę by pomóc wstać, to jej nie podała). Zamienili raz na jakiś czas ze trzy, cztery słowa i koniec. Widać było, że ma spore trudności z tym by nawiązywać znajomości. Nie była do tego przyzwyczajona. Podeszła do resztek ogniska, które jeszcze odrobinę się żarzyły. Dmuchnęła w nie kilka razy licząc, że się rozpali, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło. Magią zajęło by to sekundę, ale ona nawet nie miała przy sobie różdżki. Po co ma nosić coś, czego i tak nie używa? - Więc... - To było wszystko, co wyszło z jej ust. Nie miała pomysłu co może z nim robić, o czym rozmawiać. Przywykła do samotności, a nawet gdy była z kimś, to nigdy nie musiała zaczynać rozmowy, ciągnąć jej czy wymyślać sposobu na spędzenie czasu.
Mu nie przeszkadzała cisza. Mógł po prostu spacerować i trwać w tej atmosferze bez żadnego zakłopotania, czy zażenowania. Po prostu był i nie przeszkadzały mu panujące tu warunki. Co jakiś czas zerkał na krukonkę, która wydawała się być zakłopotana całą tą sytuacją. Trzeba przyznać, że w pewien sposób to go bawiło. Nie miał zamiaru jej pytać o cokolwiek. On był tylko jej lekarzem, nic więcej, a że wynikła taka, a nie inna sytuacja... przecież nie zostawi młodej kobiety samej sobie o drugiej w nocy! Pochodzi za nią jak jakiś stalker, a jak uzna, że chce iść do domu, to ją odprowadzi i ruszy do siebie. Była dużo młodsza. Oczywiście, że to wiedział. Wiedział tyle ile mu powiedziała karta. Imię, nazwisko, wiek, grupa krwi. Podstawy medyczne... ach i data urodzenia do tego też się wkradła. To ona powinna zainteresować się mężczyzną, z którym zaczynała coraz częściej spędzać czas, a którego znała tylko imię. Mógł odpowiadać na pytania, nie miał nic do ukrycia, zresztą nawet jeżeli by miał, to i tak by się nie przejmował tym, by to coś ukrywać. Za dużo z tym zachodu. Im bardziej starasz się coś ukryć, tym bardziej tworzysz sensację. A jeżeli podchodzisz do czegoś jak do codzienności, to nikomu nie chce się tym zajmować. Dotarli w końcu nad altankę. Widząc jak dziewczyna próbuje rozpalić ognisko, nie mógł również nie podjąć próby. Ale co najdziwniejsze nie używał do tego różdżki. Dołożył, oczywiście wszystko w ciszy, trochę liści, patyków i jak chuchnął i jak dmuchnął! Iskry zaskoczyły, a on otrzepał ręce z brudu. Że mu się chciało! Ten piękny widok Jake przy ognisku, przy blasku gwiazd w ciszy nocy... został przerwany przez jej głos, a to co stało się ułamek sekundy później mogło być szokiem dla panny Clarity. Kiedy z jej gardła wydobyło się zwykłe słowo: „Więc”, chłopak przechylił się do przodu i jakby z synchronizacją do wypowiedzianego przez nią słowa uderzył o ziemię. Padł jak długi! Stracił przytomność? Coś go znokautowało? Oczywiście, że nie! Po prostu musiał się... zdrzemnąć.
No właśnie. Był jej lekarzem, więc jej los powinien go obchodzić tylko wtedy, gdy była w jego gabinecie. A fakt iż szwendała by się po nocach tym bardziej nie powinien go niepokoić, skoro trafiała do niego z powodu bójek - które zazwyczaj wygrywała. Była bezpieczna, a przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła się praktycznie niezniszczalna i dlatego też gdyby powiedział jej, że to jeden z powodów dla którego spędza z nią wieczór, to by go chyba zabiła. Nie pytała, bo nie czuła takiej potrzeby. Choćby dlatego, że zazwyczaj gdy człowiek mówił o sobie, to też wymagał by i ona podała choćby podstawowe informacje ze swojego życia. Ile ma lat? Skąd jest? Kim są jej rodzice? Trudne było ciągłe odpowiadania na wszystkie te pytania wymijająco. Znaczy się, wiedziała ile ma lat. Natomiast data jej urodzenia została podobno ustalona na podstawie dnia, w którym znaleziono ją na progu. Jak bezpańskiego psa. Gdzie się urodziła, nie wiadomo. Kim są jej rodzice? Było największą zagadką jej życia. Fakt iż tak się męczył z ogniskiem był dla niej zastanawiający. Po co? Mógł machnąć różdżką. Najwyraźniej wyczuł to, że ona nie przepada za magią i to uszanował. Dziwny facet. Wpatrywała się więc w jego twarz oświetloną rozpalającym się coraz to bardziej ogniskiem. Być może nawet wpadł jej pomysł, co po za głupim "więc" mogła by powiedzieć... Nie zdążyła go jednak zrealizować. Nim się spostrzegła facet upadł. Po prostu upadł. I jakikolwiek refleks nie mógł ją przygotować na to, co się stało. Otworzyła szeroko oczy. W pierwszej chwili była przekonana, że go postrzelono. Jednak słyszałaby strzał. Dlatego podleciała do niego i sprawdziła, czy oddycha. Oddychał... Nawet wydawało się, że chrapał. Jakby spał. ON SPAŁ?! Szukała jakiejś lotki, takiej jaką się wbija w dupę zwierzętom, żeby je uspokoić. Jego tyłek jednak nie był niczym dźgnięty. I stąd zasadnicze pytanie. DLACZEGO ON ŚPI?! Poczęła dźgać go mocno w ramię licząc, że to go obudzi. Choć skoro po takim huku to się nie stało? Powinna też sprawdzić, czy nie ma rozwalonej głowy.
Tak, dokładnie, spał. Nawet zderzenie z ziemią nie było w stanie go wybudzić w tym momencie. Po prostu padł jak kłoda. Nikt go nie postrzelił, nikt go nie uśpił, nikt mu nie rozwalił głowy. Możesz go bić po głowie, oblać zimną wodą, a nawet dźgać patykiem, ale się nie obudzi… przez najbliższy czas. Miejmy tylko nadzieję, że nie potrwa to kilka godzin, a tylko kilkanaście minut. Ataki są różne i nigdy nie wiadomo, kiedy jest jaki. Ciekawe, czy dziewczyna wytrzyma przy nim tak długo?
Minęło jakieś dziesięć do piętnastu minut kiedy Jake uchylił powieki i podniósł się widocznie zdezorientowany tym co się stało. Złapał się za nos, który pulsował od bólu i którym przydzwonił w podłoże i rozejrzał się zdezorientowany, prawdopodobnie poleciała mu krew, bo czuł ciepłą ciecz pomiędzy palcami. Co się właściwie stało? Stracił wątek. Musiał sobie przypomnieć co robił, z kim robił i co mu się tylko śniło. W końcu dostrzegł znajomą twarz. Usiadł po turecku wpatrując się w dziewczynę i przypominając sobie na czym on skończył rozmawiać z nią. - Zaczęłaś coś mówić... więc? - zignorował całą tą sytuację i to, że krwawi i kontynuował to na czym skończyli. No brawo!
Gdy chłopak był w trakcie przebudzania się mógł usłyszeć, jak rozmawia z kimś przez telefon. Ewidentnie chciała wezwać karetkę. Jednak miała pewien problem. Jak powiedzieć mugolom gdzie jest Hogsmeade, skoro to magiczna wioska, w której pojawiają się tylko czarodzieje. Nie miała przy sobie różdżki. Nie podniesie go. Inaczej nie mogła pomóc. Właśnie gorączkowo coś tłumaczyła, co jakiś czas na niego zerkając. Jednak w tym właśnie momencie zauważyła, że ten się podnosi. Minęło dobre kilkanaście minut. Przez pierwsze próbowała go budzić. Potem panikowała. Potem wzięła się w garść i myślała, co zrobić. Ostatecznie wymyśliła tylko przedzwonienie na pogotowie, co było najgorszym możliwym pomysłem. Dobrze, że mężczyzna się budził. Nie wiem, co by zrobiła, gdyby atak trwał godzinę czy dłużej. Gdy ten usiadł rzuciła do słuchawki "Nieważne. Już nie trzeba". Zaraz po tych słowach schowała telefon do kieszeni jednocześnie przy nim kucając. Wyglądał tak, jakby kompletnie nie przejęło go to, że właśnie zemdlał. Najwyraźniej bardzo mocno uderzył się w głowę. A w nos już na pewno, bo zauważyła krew. - Mówić? Czy to ważne? Zemdlałeś! Wszystko w porządku? Powinnam kogoś zawołać? Nie wiedziałam jak Ci pomóc - Po jej zachowaniu, które było wyjątkowo emocjonalne jak na jej osobę (i dla odmiany nie była to wściekłość) było widać, że jeszcze nie do końca uspokoiła swój poprzedni atak paniki. Wystraszyła się, bo nie kontrolowała sytuacji wokół siebie. I dotarło do niej, że nie mogła mu pomóc. Gdyby nie rozmawiali samotnie, to by nie doszło do takiej sytuacji. Zdecydowanie nie powinna więcej do czegoś takiego doprowadzać. Nawet jej oddech był przyspieszony, a oczy drżały oglądając dokładnie całą jego twarz. Zdecydowanie była wystraszona. Jeśli więc tak to okazuje, to wtedy w barze zdecydowanie się nie bała jego spojrzenia. Jej odczucia były zupełnie inne.
Zaskoczyła go jej reakcja. Może dlatego, że wcześniej była taka bez płciowa, albo dlatego, że się tak bardzo o niego martwiła. Z kieszeni spodni wyciągnął chustkę i przystawił do nosa starając się opanować krwawienie. Wiecie jaki był jego największy problem, był świetnym lekarzem, ale sobie nigdy nie umiał pomóc. W pewnym momencie nawet przestał próbować i zajął się opieką nad innymi. Wpatrując się w nią i słuchając uważnie ustatkował, przynajmniej na chwilę krwawienie. Odłożył chustkę na bok upewniając się, że nic już nie leci. Kiedy tak zasypała go pytaniami wstał z lekkim trudem i położył czystą dłoń, która nie zajmowała się chusteczką i krwią, na jej głowie. Po czym pogłaskał ją nie odrywając spojrzenia, można było wyczuć w jego spojrzeniu pewnego rodzaju czułość. - Już jest dobrze. Dziękuję, że ze mną zostałaś – do tej pięknej i romantycznej sytuacji nie mogła nie dołączyć krewka, która zbuntowała się i po raz kolejny wypłynęła – kurwa – pomyślał i znowu przyłożył chustkę. Odsunął się od krukonki i zajął się tamowaniem – mugolskimi sposobami.
Położenie ręki na jej włosach nie jest dobrym pomysłem. To był moment, w którym ponownie spięły się wszystkie możliwe mięśnie w jej ciele, a ona przestała zachowywać się swobodnie. Ewidentnie dziewczyna miała problem z tym, że ktoś ją dotyka. Mimo to jednak nie zdjęła z niego ręki. Wciąż wpatrywała się w chłopaka, jednak przestała się już skupiać na tym, że jemu się coś stało, a zaczęła na ręce leżącej na jej głowie. Przez chwilę czekała. Czekała, aż ją zdejmie. Krew z nosa ją uratowała. Do wyglądało dość zabawnie, choć wciąż było martwiące. - Nie lepiej żebyś rzucił na siebie jakieś Episkey, czy coś? - Zapytała nadal zastanawiając się czemu on nie używa różdżki. Myślała, że to z szacunku dla niej. Jednak chyba w tym wypadku oczywistym byłby wyjątek. Byle by pozbyć się krwawienia, no nie? Niby go nie zabije, ale było uciążliwe. No i cały czas zastanawiało ją jedno - Dlaczego jesteś taki spokojny... Skoro nagle runąłeś na ziemię?
Chłopak nie wyczuł tego spięcia. Wciąż trudno było mu przyswoić informacje, że ktoś może aż tak bardzo niechętnie podchodzić do czyjegoś dotyku. Nie rozumiał tego i nie zrozumie, dopóki nikt mu nie wytłumaczy. A jak na razie nie żałuje niczego co dotychczas zrobił. - Hmmm – zamyślił się nad jej pytaniem, co musiało brzmieć dosyć komicznie z chusteczką na nosie – chyba nie – dodał po chwili. Nie mógł przecież powiedzieć swojemu pacjentowi, że nie wychodzi mu rzucanie zaklęć na siebie. Jeżeli chodzi o innych, to ma prawie stu procentową dokładność. Tak już bywa. Odsunął chustkę i ukazał, że już nic nie leci – nie do wszystkich przypadków potrzebna jest od razu magia – wytłumaczył bardzo inteligentnie – jak za często jej używasz, to się uzależnisz – dodał i zgniótł chustkę rzucając ją do kosza i trafiając. Panie i panowie, Jake Colt zdobył trzy punkty, które zaważyły o wygranej na tym meczu, yeah! Ale wracając. Kiedy on wiwatował z tego cudownego zwycięstwa, ona zadała pytanie, które nie było dosyć trudne do przewidzenia. On nie wyjaśnił jej o co chodzi, więc logiczne będzie, że chce się dowiedzieć co i jak. - Z przyzwyczajenia – wydukał pod nosem po czym odwrócił się w jej kierunku i wlepił w nią swoje spojrzenie – jeżeli chcesz się dowiedzieć więcej, to znaczy, że chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć – powiedział już głośniej nie odrywając od niej swojego spojrzenia – a to będzie chyba pierwszy raz kiedy chcesz się czegoś ode mnie dowiedzieć – czy mi się wydaje, czy jest to skuteczne odstraszanie dziewczyny od zadawania pytań? Tak czy siak. - Kurde, już jest prawie trzecia... – spojrzał na swój ulubiony mugolski zegarek i podrapał się po głowie – pozwól, że Cię odprowadzę.
[Opóźniam wątek Nikola - Rybcia, bo Caroline może prawdopodobnie odpisac dopiero w PON]
Jeśli komuś dotyk kojarzy się głównie z przemocą to nic w tym dziwnego. Zastanawia mnie, czy ona w ogóle potrafi być czuła, delikatna. Po jej gwałtownych reakcjach wydawało się, że kompletnie nie. A mimo to miała swego czasu facetów. Pozwalała im na dotyk. Jednak te związki nigdy nie trwały długo. Najczęściej rezygnowała ona, by się nie zaangażować. Lub oni, bo nic nie wiedzieli o swojej partnerce. Ostatecznie więc nie spotykała się z nikim i nie ciągnęło jej jakoś szczególnie. To, że jego widuje co chwila to kwestia przypadku, nie chęci. Zresztą o czym ona myśli. To dużo starszy od niej lekarz. Nie kwalifikuje się do myślenia o związkach. Z powodu późnej pory mózg chyba już zachodzi w dziwne rejony, w które nie powinien. Lepiej więc go wyłączyć i wrócić do rozmowy. - Jesteś czarodziejem. Chcesz tego, czy nie i tak nie przeżyłbyś tygodnia bez magii - Skomentowała mimo wszystko oceniając go swoją miarą. Niechęć w jej głosie chyba ostatecznie potwierdzała, że sama odczuwa wręcz wstręt gdy musi użyć jakiegoś zaklęcia czy innego tego typu pierdoły. Wszystko robiła po mugolsku. Nawet, jeśli zajmowało jej to dużo więcej czasu niż czarodziejom - w końcu teleportacja, a przejazd pociągiem i autobusem jest nieporównywalne. Jego uwaga wywołała zaskoczenie. No tak. Wcześniej prawie nie zadawała mu pytań. Była zajęta pilnowaniem, by on jej nie zadawał. Przekrzywiła twarz lekko w bok i niemal od razu podała mu powód. - Po co mam poznawać szczegóły z twojego życia, skoro więcej się nie spotkamy. Chyba, że w gabinecie lekarskim. Nasze relacje są na gruncie czysto zawodowym, a to dzisiaj to czysty przypadek - To chyba najdłuższy ciąg wyrazów jakie do niego wypowiedziała. Mówi się, że gdy człowiek zaczyna się tłumaczyć, to kłamie. Ona jednak święcie wierzyła, że mówi prawdę. Przegrała zakład. Znalazł ją. Następne spotkanie odbędzie się dopiero gdy znów wpędzi się w jakąś bójkę. Te natomiast chciała obecnie ograniczyć. Odprowadzę. To słowo przeszło przez jej ciało ciarkami. Jeśli będzie ją odprowadzał, to będzie musiała znów wylądować w tej cholernej szkole. Wolała szwendać się do rana po mieście i pojawić się tam dopiero na śniadaniu, w Wielkiej Sali. A potem? Oczywiście znów się gdzieś usunąć zamiast iść na lekcje. Odprowadzenie jej zniszczyło by ten piękny plan. - Nie trzeba. To tylko kawałek, a i tak nie możesz wejść na teren szkoły. Poradzę sobie sama - Szybka obrona, krok w tył zwiastujący próbę ucieczki. Znów włączył się tryb dzikusa, który nie pozwala dotrzeć do siebie w jakikolwiek sposób.
Zamyślił się. Nie miał zamiaru koksić, że dałby radę i nie jest mu nic takiego straszne. Ale po co? Coś takiego może zmusić go do wielkiego wysiłku. W końcu postanowił jednak jakoś skomentować jej wypowiedź. - Moja praca opiera się na magii – zaczął, a nie miał zamiaru skończyć na tak słabym wyjaśnieniu – a oprócz tego, jak już wspominałem, jestem leniem. Nie wiem czy by mi się chciało przestawić na poprzedni tryb życia – poprzedni tryb życia. To tak bardzo radziło w oczy. Nie musiało, ale jednak. Jakby specjalnie podkreślił te trzy słowa. Wychował się jako mugol. Wcześniej nie potrzebował tych wszystkich zaklęć i ułatwień, a teraz kiedy jego życie stało się jeszcze prostsze to nie myślał o całkowitym powrocie – tak więc masz rację, nie przeżyłbym tygodnia bez magii – się przejął tą przegraną tak bardzo, że aż wcale. Jak już wspomniałam, nie zależy mu na popisywaniu się przed nikim, bo to nie miało najnormalniej w świecie najmniejszego sensu. Kolejna jej wypowiedź najpierw go zaskoczyła, a później zabolała. Poczuł jak coś przebija go na wylot, a na jego twarzy pojawił się dosyć zakłopotany uśmiech i zaśmiał się... dosyć sztucznie. - Ale jesteś okrutna – powiedział podsumowując jej wypowiedź, jednak w jego wypowiedzi nie było żadnej negatywnej emocji czy wydźwięku, co podparł kolejnymi słowami – ja tu staram się z tobą zakumplować, a ty od razu mnie skreślasz, to dołujące – stara się cokolwiek zrobić. Jest to dla niego w jakiś sposób trudne, a jednak widząc ją w takim stanie chciałby się do niej w jakikolwiek sposób zbliżyć. Jej obrona przed odprowadzaniem trochę go zdziwiła. Wyglądała jak przestraszone zwierzę, aż miał ochotę ją przytulić i powiedzieć, że będzie bronił tego promyka do końca swojego życia. Słodziak. Wróć! Ona jest od niego o dziesięć lat młodsza, więc proszę tu nie słodziakować jej! - Jak uważasz - wyszeptał i zrobił krok w tył, żeby nie spłoszyć tego małego króliczka.
Z tego wszystkiego, co mówił najbardziej wyłapała "poprzednie życie", tak jak tego chciał. No tak. Więc to o to w tym wszystkim chodziło. Faktycznie, miał ludzkie odruchy gdy coś się działo. O magii myślał w drugiej kolejności z jednego powodu. - Jesteś mugolakiem - Nie pytała. Skwitowała to po prostu, zresztą szeptem. Był on jednak słyszalny. Dziewczyna po tej informacji uśmiechnęła się tak, jakby ją to uspokoiło. Zabawna rzecz. Normalnie, w świecie czarodziejów normalna jest pogarda dla mugoli i mugolaków. Dziwne, że mimo tego udało się Jake'owi osiągnąć taką pozycję społeczną. No, a wracając - zabawne w tym wszystkim jest to, że Rebeca miała w głowie wręcz odwróconą kolej rzeczy. Dystansowała się przede wszystkim do czarodziejów, szczególnie tych czystej krwi. Dużo lepszy kontakt łapała z osobami, które z racji przypadku stały się magiczne. W takich chwilach zastanawiała się, czy czasem ona nie jest stu procentowym czarodziejem, tylko o tym nie wie. Było to jednak mało prawdopodobne. Sama również uważała, że musi być mugolakiem. Nie chciała go w jakikolwiek sposób urazić. Ona po prostu to powiedziała i... I jakoś tak nie pomyślała, że to może kogoś zranić. Zakumplować? Po co? To było dla niej kompletnie nielogiczne, więc bez skrupułów po prostu zapytała. - Po co chcesz się kumplować z 18 letnią pacjentką? Jesteś pedofilem, czy coś? - Wspominałam, że jest bezczelna? No, jak widać jest. Po Rebece nigdy nie było wiadomo, czego się spodziewać. Była miła choć płochliwa tak na co dzień. Jednak mówiła to, co myśli w dość bezpośredni sposób. Oczywiście, jeśli nie dotyczyło to jej życia, jej prywatności. KRÓLICZEK?! To bestia gotowa w każdej chwili się rzucić i zadusić ofiarę, a nie jakiś króliczek! Oj gdyby to usłyszała, to by na prawdę ją rozwścieczyło. Dobrze, że obecnie obudził w niej pewien rodzaj sympatii. Swoim zachowaniem. Swoim pochodzeniem. Sobą.
No właśnie po co? Nie bardzo wiedział jak odpowiedzieć jej na to pytanie. Nawet całkowicie zapomniał o tym, że przed chwilą miał atak narkolepsji. Przede wszystkim dziewczyna nie wymusiła na nim, żeby powiedział wszystko co i jak. To duży plus. Nie lubił o tym mówić. Często słyszał komentarze typu: „a to w ogóle możesz pracować jako lekarz?”, „A co jak zaśniesz podczas jakiegoś zabiegu?”, „Zmarł Ci przez to jakiś pacjent?”. Nie, nie, nie i nie. Nie ma zamiaru się ograniczać przez jakąś chorobę. Od zawsze pragnął to robić i nic go nie powstrzymało przed tym. Walczył tak długo i nie ma zamiaru się poddać kiedy osiągnął już tak duży. Był w tym dobry, był w tym cholernie dobry. Więc czemu miałby to rzucić? Wróć... zastanawialiśmy się, czemu chce się kumplować z młodszym o dziesięć lat brzdącem. Pierwsze co przyszło mu do głowy, że włączył mu się instynkt tacierzyński. Ale to nie pasuje. Za stara była na takie dzieciątko, co do serca przytulić i które uczy się życia. Więc? - A bo ja wiem? – wypalił z taką szczerością, że aż dziwnie to zabrzmiało – Nie chce mi się myśleć czemu coś robię, po prostu to robię – rozkmina poziom ekspert. Jeszcze mu mózg wyparuje z tego wysiłku! A co do pedofilstwa... to dzieci go nie kręciły.... chyba... nigdy się nad tym nie zastanawiał. Podejrzewam się, że przekona się o tym kiedy spotka narzeczoną swojego brata. Kic, kic.
Nie pytała go, bo w ferworze tego wszystkiego poniekąd o tym zapomniała. Drugim powodem było to, że wyraźnie ją zbywał, a to podpowiedziało jej, że nie chce o tym mówić. Skoro on nie wypytywał o wszystko i szanował jej prywatność, to dlaczego sama miała by postępować inaczej? Miała jednak wielką nadzieje, że nigdy więcej nikt przy niej nie zemdleje. To była okropna sytuacja, w której czuła się tak strasznie bezsilna... Nienawidziła czuć się bezsilna. To wyciągało jej słabości na wierzch, a te powinny zostać głęboko ukryte. -Jesteś najbardziej leniwą osobą jaką znam - Skomentowała wyraźnie pokazując, że jego sposób myślenia ją przerósł. Podkreśliła to kiwając głową kilkukrotnie na boki i odwracają twarz na bok. Niestety Rebecka nie podzielała jego chęci "zakumplowania się", więc będzie musiał obejść się smakiem. Ona na prawdę nie zamierzała się z nim już widzieć poza szpitalem. Znajomość na tym poziomie jak najbardziej jej wystarczy. -Jesteś na prawdę miły, ale pójdę już. Do zobaczenia, jeśli znowu komuś spiorę dupę - To mówiąc odwróciła piętę, wsadziła ręce w kieszenie i po prostu zaczęła się oddalać. Oj gdyby wiedziała, że te kilka dni w których nie spotkają się ze sobą jest tylko krótkim odpoczynkiem przed gradem Jake'ów w jej dotąd poukładanym i spokojnym życiu.
Wspaniałe pogodne popołudnie zapowiadało się rewelacyjnie dla młodego Krukona, w końcu nie zawsze ma się okazję, aby oderwać się od ciągłego natłoku zadań oraz nauki, prawda? Jego wolnemu krokowi towarzyszył lekko wesoło-głupkowaty wyraz twarzy oraz oczy rozglądające się na wszystkie możliwe strony. Chłopaka ogarniała ciekawość, chciałby zajrzeć w każdy możliwy zakątek tego miejsca, jednakże zwyczajna przyzwoitość zabraniała mu wykonać tego polecenia. Dzisiaj po raz pierwszy spotkał się z tym miejscem i w rzeczy samej wydało mu się cudowne. Doskonale wykonana altana oraz różnorodne ozdoby nadawały temu miejscu miano "niezwykłego". Warte zauważenia były także zapalone pochodnie, które prawdopodobnie pełniły funkcję oświetlenia bądź nadania nieco romantycznego klimatu. - Chyba warto tu nieco odsapnąć. - Powiedział do siebie wręcz szeptem chłopak. Miał za sobą ciężki tydzień - nikomu nie dokuczył, lekkie zatargi w gospodzie. Jego jedynym życzeniem był odpoczynek. Ciekawskie oczy powędrowały ku górze badając kształt chmur i przenosząc go do wyobraźni chłopaka. Chyba każdy z nas miał kiedyś taki moment w życiu, że zapragnął oderwać się od rzeczywistości. Czy najczęściej wtedy nie patrzyliśmy w chmury? Marzyliśmy, aby całe zło którego doświadczyliśmy prysło niczym magiczna kropla wody. Chcieliśmy choć na chwilę zamknąć się w swoim świecie fantazji oraz najgłębszych pragnień. Tak też stało się w tej chwili z młodym Islandczykiem... po prostu odpłynął.
Och, pizga złem. Coraz zimniej, coraz zimniej się robi. Jak to się mówi...? Ach, tak. Brace yourself, Winter is coming! Właściwie, to zimno przyszło tak niespodziewanie, że biedna Bird nie zdążyła się do tego przygotować emocjonalnie! I nie przywdziała jeszcze zimowych piórek! Ale była Lewisówną, więc nawet zimno, które przenikało jej kurduplowate ciało nie powstrzymało jej przed tym, żeby sobie troszeczkę pobiegać! Nie był to specjalnie dobry pomysł, no ale to już trudno. Najwyżej umrze w męczarniach zapalenia płuc, bo nie doczołga się do szkolnej pielęgniarki po eliksir pieprzowy. Trudno, raz się żyje! A Bird, jak każdy, kto ją zna, z całego serca wyznawała tę zasadę i gdyby ktoś jej powiedział, żeby zajrzała do paszczy smoka, bo tam będzie jej teraz ciepło, pewnie by to zrobiła... A jak już mowa o ogniu, to właśnie on przyciągnął jej uwagę i to właśnie dlatego zaszła aż do hogwardzkiej altany. Pociągnęła czerwonym nosem, poprawiła legginsy podkreślające kształt nóg panny Lewis i przygładziła bluzę. Super, naprawdę, jesteś jakaś nienormalna chyba, żeś się wybrała biegać... - ganiła się w myślach, dysząc cicho i podpierając się rękami o uda, nieco pochylona. Musiała złapać oddech! Szlag by to, czasem była za bardzo jak ojciec. Ojciec to też, jak wpadnie na jakiś pomysł... Pokręciła lekko głową i wyprostowała się. Usiadła na wolnej ławeczce i założyła nogę na nogę... Po chwili zdała sobie sprawę z tego, że nie jest tu sama. Zmarszczyła nos, przyglądając się Islandczykowi. Kojarzyła go, mhm! Był Krukonem, tak jak Nani... I miał Szalone Oczy. - Co tu robisz? - spytała nieco pretensjonalnym tonem, jakby Jego obecność była tutaj niewskazana i zajmował jej przestrzeń osobistą. Bird ostatnio była w potwornym humorze i kontakt z obcymi sprawiał, że dziewczyna stroszyła piórka jak oburzona kwoka.