Na samym końcu cieplarni, za najróżniejszymi roślinami, można schować się i pozostać niezauważonym. Niewielką, prostokątną przestrzeń wypełniają wszelkie możliwe narzędzia ogrodnicze, ktoś najwyraźniej wykorzystuje to miejsce jako schowek. Znalazło się miejsce na maleńką ławeczkę, gdzie można usiąść, ale to rośliny przysłaniające szyby cieplarni, tworzą zieloną kotarę oddzielającą od rzeczywistości. Można się tu ukryć i pozostać niewidzialnym dla wszystkich innych, nawet czasem dla nauczycieli, którym do głowy by nie przyszło, że uczniowie zdolni są kryć się w roślinach.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Huh, Złoty Sfinks… Enzo nie był ani w połowie tak na niego nakręcony jak reszta uczestników. Wciąż utrzymywała się u niego niechęć do całego tego przedsięwzięcia, która stale się pogłębiała, gdy kolejno zaczynał poznawać innych uczestników. Z tego co mu się obiło o uszy, D’Angelo walczyła o zwycięstwo w Vesper, więc chociaż tutaj mógł cicho odetchnąć. Chociaż nie natknie się na nią na finale i całe szczęście, skoro jako miejsce pierwszego etapu ostatniego zadania wybrano właśnie cieplarnie. Enzo nigdy nie mógł poszczycić się wybitnymi zdolnościami w zakresie zielarstwa… prawdę powiedziawszy to nawet miernymi trudno byłoby się chwalić. Zwyczajnie nie znał się na roślinach, zupełnie tak jakby chciał zupełnie odrzucić starania matki, która walczyła o to, aby zapamiętał chociaż podstawowe z nich. Cóż nie wyszło, a chociaż Halvorsen bardzo wątpił w to, że uda mu się bez problemu przeskoczyć do następnego etapu to może chociaż opieka nad magicznymi stworzeniami pozwoli mu całkowicie nie zawalić. No, ale na razie nie zapowiadało się na zadanie ze zwierzątkami, bo oto pararam cieplarnia! Brr… Mus to mus, więc chłopak postanowił nie wybrzydzać i poświęcić swój cenny czas na sprzątanie cieplarni. Okazało się, że całkowicie zmarnował jeden dzień, bo ani nie odnalazł wskazówki ani specjalnie dobrze nie skończył pracy. Wystarczyło się odwrócić, a ktoś nagle zaczynał dziko bałaganić za Twoimi plecami. Enzo był pewien, że to Vicario jest zwyczajnie złośliwa, ale nie zagłębiał się w to i zwyczajnie postanowił wrócić następnego dnia. Tym razem miał wątpliwą przyjemność poobijać się kilkukrotnie i w dodatku grzebać w worku pełnym smoczego łajna. Jak dobrze, że sprzątał w rękawiczkach! Perspektywy wydłubywania tego specjału spod paznokci jakoś niespecjalnie mu się widziała. O dziwo, kopanie w nawozie okazało się strzałem w dziesiątkę. Odnalazłszy wskazówkę, Halvorsen czym prędzej udał się do obozowiska centaurów.
Wylosowane drewna i kostki: kalina, buk i 5 Ilość dni: 2
Otuliła się ramionami, tak aby zimno nie dostawało się pod kurtkę. Była zima a ona postanowiła ubrać się jak późną jesienią. Dobrze, że chociaż miała szalik, który zakrywał jej pół twarzy. Chodziła przez błonia bez większego celu już od godziny, kręciła się dokładnie tak jakby nie znała swojego miejsca. Prawdopodobnie właśnie go szukała. I wtedy do głowy wpadł jej ten pomysł. Odwróciła się na pięcie, niemal prawie lądując twarzą w śniegu i klnąc cicho pod nosem. Gracji ci nie brakuje co, Rose. Ruszyła w kierunku cieplarni, a konkretnie miejsca za nimi. Od dawna tam nie była, ciekawe czemu tak szybko zdążyła zapomnieć o tym miejscu. Czy wiązało się to z jakimiś wspomnieniami, które nie były godne zapamiętania? A może właśnie liczyły się za bardzo i dlatego postanowiło się ich pozbyć. Cicho westchnęła i wsunęła zmarznięte dłonie do kieszeni skórzanej kurtki. Kiedy już weszła do środka, ciepło owinęło jej twarz a policzki nabrały większych rumieńców. Bosko. Teraz wyglądała jak wymalowany klaun. Ruszyła korytarzem obok cieplarń, co chwilę zaglądać do środka. Zawsze lubiła wchodzić do tej z numerem dwa. Były tam najciekawsze okazy roślin. Po kilku minutach znalazła się na tyłach i przeszła przez drzwi, wchodząc do jeszcze cieplejszego miejsca. Tak, uwielbiała to miejsce. Było tu tak spokojnie, nie licząc tych dziwnych szmerów, które raczej powinny ją niepokoić niż uspokajać. Odwinęła szalik i przeczesała palcami włosy. Po chwili usiadła na jednej z ławek, ukrytej gdzieś za wielkimi liśćmi. Wysunęła zza kurtki notes i podwinęła nogi do góry, wcześniej osuszając je zaklęciem. Na ten moment pozwoliła zamknąć sobie oczy. Odetchnąć. Może nawet pozwolić sobie na grymas w postaci uśmiechu.
Thomas nie bardzo miał ochotę aktualnie przesiadywać w lochach Ślizgonów a miał też trochę wolnego od znanych mu osób, którym poświęcał ostatnio dość dużo swojej uwagi. Chcąc spalić chodź trochę dzisiejszy posiłek, udał się na spacer i szedł tak naprawdę tam, gdzie poniosły go nogi. Nie miał wyznaczonego celu i nie przeszkadzało mu to. Takie właśnie małe wyprawy często skutkowały najlepszymi niespodziankami. Być może pozna kogoś nowego albo dostrzeże coś, czego nie powinien? Możliwości było dużo a on był akurat człowiekiem o dużej wyobraźni.
Gdzie teraz się znalazł? Przy cieplarni. Pamięcią powrócił do momentu, kiedy jedna z członkiń jego własnego domu opowiedziała mu o tym miejscu. Nie miał zbyt dużo kontaktu z Rosmery, głównie za sprawą różnicy wieku i innych zajęć. Od czasu do czasu dostrzegał ją jednak na korytarzach i nie zapominał, by posłać jej delikatny i pewny uśmiech. Co sobie o tym myślała? Ciężko powiedzieć. Niemniej, taki hedonista jak on oczywiście miał przygotowaną na to odpowiedź, nawet jeżeli w rzeczywistości mogłaby być błędna.
Nie spodziewał się nikogo w środku i dlatego zdziwiła go obecność panny Crowe. Jaki był cel jej tutejszego pobytu? Chciała uciec przed światem? A może czekała na kogoś? Ecclestone rozpiął płaszcz i podniósł prawą rękę na wysokości własnej czyi, witając się w ten sposób. -Czyżbyś ukrywała się przed kimś? - zapytał rozbawiony, żartując.
Spoglądała na swoje zmarznięte dłonie, drżały. Z chłodem zawsze można sobie jakoś poradzić, prawda? Wystarczy coś ciepłego, w czym mogłaby ogrzać szczupłe palce. Jednak na drżenie nic nie mogła zrobić. Działo się to rzadko, jednak w najmniej odpowiednim momencie. Postukała lekko w notes i westchnęła. Pusta karta idealnie odzwierciedlała jej nastrój. Na niczym nie potrafiła się skupić, niemalże wszystko wytrącało ją z równowagi. A pod tym wszystkim, całym tym śmiesznym chaosie, w głowie pozostawała pustka. Ponownie zamknęła oczy, wyobrażając sobie, że jak wszystko wokół niej się zmienia. O wiele łatwiej szło z samą sobą, co.... To było miłe. Nawet bardzo. Oddałaby wiele aby pozostać w takim stanie i w tym miejscu jak najdłużej. Podobno kompletnie nie pasowała do takich miejsc, raczej to tych głośnych gdzie zawsze coś się dzieje. Niekoniecznie dobrego. Ba! W końcu przyciągała do siebie kłopoty jak na życzenie. W końcu kto powiedział, że życie ma być proste? Otworzyła oczy kiedy usłyszała znajomy głos. Jednak jej serce zabiło o wiele szybciej niżeli by tego chciała. Przestraszona? Panienka Crowe się nie boi. Niczego. Oprócz własnego odbicia, pamiętasz? Uciszyła głosik w głowie i spojrzała na Thomasa z jedną brwią lekko uniesioną. Powinna unikać tego chłopaka, nawet nie powinna na niego spojrzeć, a jednak, znał jej imię, witał się z nią a nawet skłonna była zdradzić mu to miejsce. Głupia Rose. Spojrzała na notes, który wciąż był pusty. Szybko go zamknęła, jakby ten miał zdradzić to, co dzieje się w jej głowie. Pomóc komuś zrozumieć ją. -Człowiek znalazł dobre miejsce do odpoczynku i od razu posądzają go o ukrywanie się.-Powiedziała chłodno, jednak jej wargi lekko się uniosły. Naprawdę nie potrafiła zrozumieć o co jej chodzi. Jeżeli sama nie wiedziała czego chce, to jak mogło wyglądać to z zewnątrz? Spojrzała na chłopaka. I pomimo wszelkiego negowania wszystkiego, nie widziała w nim kogoś młodszego. Co bardziej ją wkurzało niż pocieszało. -Nie stój tak nade mną, siadaj.-Mruknęła.
Ecclestone przypatrywał się pannie Rosmery z lekkim zaciekawieniem. Jego twarz miała wymalowany delikatny uśmiech a zielone oczy zdradzały pewną figlarność, która chyba była u niego czymś naturalnym. Nie prowokował jednak i nie wzbudzał celowej agresji. Nie było to miejsce, czas a i co najważniejsze osoba, by stosować coś takiego. Jeżeli miał już z kimś na pieńku, to zazwyczaj z osobnikami płci męskiej. Kobiety natomiast darzył szacunkiem i podziwiał. Szlachetne i piękne? Zgadza się, ale jeżeli przypomnimy sobie o jego hedonistycznej naturze i zastanowimy się czemu tak jest, zdania nagle mogłyby być podzielone. Nie każdemu jednak było dane być rycerzem na białym koniu. Życie było bardziej skomplikowane a on przynajmniej w przeciwieństwie do wielu, wiedział doskonale czego chciał i się tego nie wstydził.
Dostrzegł rzecz jasna jak Ślizgonka zamyka notes, jakby chciała ukryć przed nim jakąś informację. Interesujące było to, że mogłoby to mieć również znaczenie symboliczne. Jakie? Pewna blokada i wrodzona niechęć do otworzenia się przed kimś. Nie znał jej aż tak dobrze i nie miał bladego pojęcia jaką miała historię. Stwierdził jednak, że jeżeli rzeczywiście trafił z analizą, pewnie były ku temu powody.
Thomas jednak nie urodził się wczoraj i pewne doświadczenia w różnych dziedzinach miał i nie chodzi wcale o te magiczne. Jej oczy zdradzały konflikt i pewnie jakiegoś ciamajdę by szybko speszyła. Wargi jednak uniosły się lekko a to było dla niego pozytywnym znakiem. Dzięki temu wiedział już, że zaproszenie by usiadł nie było aż tak wymuszone. A jeżeli chodzi o różnice wiekowe... nie był to czynnik, na jaki zwracał uwagę. Zadziornie wyszczerzył białe zęby i przystał na propozycję. Oczywiście zwlekał kilka dobrych sekund. Powód? Nie dlatego, że był niezdecydowany. Droczył się i był to oczywiście początek. Oboje należeli do Slytherinu i zapewne każde z nich miało swój własny charakterek. Czy któreś z nich będzie chciało narzucić na tę drugą osobę pewną formę dominacji czy uległości? A może jednak ta relacja będzie działała na innej zasadzie? Może po prostu któreś z nich szukało kogoś, przed kim można byłoby się zwierzyć i wyrzucić z siebie ciut bólu, zyskując pewną formę ulgi? -Co Cię gryzie? Czy jest coś z czym mógłbym pomóc? - zadał pytanie, spoglądając na nią z lekko pochyloną na bok głową. Sprawiał wrażenie przyjaznego, który rzeczywiście nie ma żadnych złych zamiarów. Był to również pewien test dla niego samego, bo reakcja ciała i potencjalna odpowiedź też zapewnią mu ważne informacje na temat swojej towarzyszki.
Obserwacja była jedną z najważniejszych rzeczy jeżeli chodzi o relacje z ludźmi. Dzięki temu można dowiedzieć się o tej drugiej osobie o wiele więcej, więcej niżeli ona sama by tego chciała. Doskonale wiemy, że gesty czy nawet mimika twarzy może zdradzić nam bardzo wiele. Myśli, emocje, nasz stosunek do danej sytuacji. Dlatego pozwoliła sobie na odwzajemnienie spojrzenia, którym zaszczycał ją chłopak. Był dosyć interesującym obiektem, miał w sobie coś nonszalanckiego, może w pewnej mierze nawet aroganckiego, nawet jeżeli nie jest ona celowa. A nie pamięta kiedy ostatnio otworzyła usta do jakieś istoty żywej, wątpiła aby obelgi rzucane w kierunku kawałka pergaminu były kontaktem z drugą osobą. Rycerz na białym koniu? To tacy istnieli? Nawet to pojęcia w książkach w wielu przypadkach jest jednym wielkim kłamstwem. Ile razy książę ratuje swoją ukochaną aby potem pozostawić ją samą sobie wobec życia, którego nie zna? Prawdopodobnie czytała nie te książki, które powinna ale nie o to teraz się rozchodzi. Jeżeli idziemy tym tropem, wszystko może mieć znaczenie symboliczne. A przynajmniej my może to tak interpretować, jednak po co się tym trudzić? Jeżeli w ten sposób będzie odbierać reakcje innych, jak będziemy wstanie normalnie funkcjonować? Czy interpretacja rzeczywistości nie zakłóca jej rzeczywistego wyglądu? Jak to możliwe, że jedna osoba, kompletnie obca potrafiła sprawić, że całe ponure nastawienie gdzieś znikało? Nie była typem osoby, która siedzi i użala się nad swoim nieudolnym życiem. Jednak czasem, w te najgorsze dni, nie potrafiła rozpoznać siebie. Jest to dosyć trudne, jeżeli cały czas zmieniasz coś w swoim wyglądzie. To rysy twarzy, to kolor włosów. Nie potrafiła spojrzeć w lustro bo nienawidziła tego, co widzi. Co jednak nie sprawiało, że nie wiedziała czego chce. Po prostu, była skomplikowana. Kojarzył jej się z pewnym wyzwaniem, które bardzo chciała je podjąć. -Powinnam się obawiać? Zwykle kiedy mężczyzna pyta o takie rzeczy, nie jest z nim najlepiej.-Powiedziała i przystawiła chłodną dłoń do jego czoła. Pokręciła lekko głową, jakby oceniała jego stan niemalże jak specjalistka. -Wydaje się być w porządku.-Mruknęła przegryzając wargę. Uniosła lekko głowę i spojrzała na roztaczająca się nad ich głowami roślinnością, widoczne były jedynie niewielkie przerwy, które pozwalały dostrzec niebo.-Po prostu chciałam się wyciszyć. Nic więcej.-Wzruszyła delikatnie ramionami. Prawda przychodziła zadziwiająco łatwo, prawda? -A czemu Ty raczyłeś zaszczycić mnie swoją obecnością?-Przechyliła głowę i spojrzała na niego.
Usiadł i zaczęli rozmowę. Oczywiście Thomas wydawał się miły i nie sprawiał wrażenia groźnego. Czy była to prawda? Cóż, zawsze coś w kimś siedzi ale skoro postanowił zachowywać się tak a nie inaczej przy pannie Rosmery, może rzeczywiście był godnym kompanem? Po zadaniu pytania, czekał na odpowiedź. Zdziwienie Ślizgonki było jasne i zasygnalizowała to nawet poprzez przyłożenie własnej dłoni, do jego czoła. Czyżby chciała sprawdzić temperaturę? Zakładała gorączkę? Majaczył według niej? Skomentował to jedynie uśmieszkiem. Plusem jednak było to, że był już nawiązany pierwszy kontakt fizyczny.
Dalej poszło pewne podsumowanie jej obecności w takim a nie innym miejscu. Tyły cieplarni były specyficzną lokalizacją a patrząc ile było możliwości w Hogwardzie i na jego terenie, pojawienie się tutaj było wiadomością samą w sobie. Czy mówiła jednak prawdę? Wszystko na to wskazywało. Świadom był jednak pewnego wyminięcia jakiego dokonała, niezbyt chcąc dokładniej wdawać się w szczegóły. Czy chciała zmienić temat bądź rzeczywiście ukazać swoje własne zainteresowanie, zadała identyczne pytanie w kierunku młodego mężczyzny. Podniósł lekko głowę i zastanawiał się nad odpowiedzią. -Nazwij mnie kimś, kto uwielbia rozwiązywać kłopoty... bądź je tworzyć. - wyszczerzył białe zęby w zadowoleniu, czując pewną satysfakcję z tego stwierdzenia i idącymi z nim wspomnieniami. Zerknął w jej oczy i stwierdził, że co mu szkodzi. Ostatnie dni były dla niego naprawdę magiczne. Nie chodził o sam fakt towarzystwa a tego, co robił. O co chodziło dokładnie? Wykorzystywał swoje własne umiejętności, by kontrolować innych i dokonywać odpowiedniego wpływu. Uczucie te upajało go ale też zaczynało powoli uzależniać. Z pewną członkinią Hufflepuffu zabawił się na całego ale tutaj chciał załatwić sprawę inaczej. Bądź co bądź, była Ślizgonką i wydawała się być na tyle interesująca, by zasłużyć na inne traktowanie. -Powiedz mi szczerze droga Rosmery... co Cię trapi? Co powoduje u Ciebie frustrację? Gdzie leży źródło Twojego bólu? Bądź ze mną kompletnie szczera... - zaczął, nakazując jej zwierzenie. Czy mu odmówi? Nie specjalnie mogła. Co jednak zrobi z tymi informacjami? Wykorzysta je przeciw niej? Nie.. miał w głowie zupełnie inną taktykę. Na razie czekał ale niedługo wszystko będzie jasne...
Czy myślał, że tak łatwo ją złapać? Nie była nastolatką, która uniesie się na kilka głębokich spojrzeń czy zwykłej miłej postawie. Nie była z tych, którzy podejrzewają wszystko co się rusza. Była po prostu dociekliwa, nie przyjmowała wszystkiego tak, jak jest. Chciała poznać prawdę a na jej podstawie kreować swój osąd. Bo nigdy nie ma jednej prawdy. Zwykła rozmowa, zwykły gest. Tak bardzo naturalny dla większości. Czyli jednak potrafiła jeszcze jakoś funkcjonować. Od powrotu od babki czuła się inaczej i nie wiedziała dlaczego, przecież zawsze szło jej tak dobrze. Przegryzła lekko wargę przypominając sobie ćwiczenia na strychu. Czyżby coś schrzaniła? Tak wiele chciał wiedzieć. Wyczytała to w jego postawie, tym takim dziwnym spojrzeniu, który rzucał chyba nawet o tym nie wiedząc. Coś w jego twarzy kazało jej uważać. Nie była skora do zwierzeń. Nigdy. Nie żeby trzymała wszystko w sobie, bo to po prostu nie jest zdrowe. Swoje emocje okazywała w inny sposób. Miało to związek z licznymi przemianami, które czasem wychodziły spod kontroli. Tak działo się w przypadku silnych uczuć. Złości przede wszystkim. Innych jeszcze nie doświadczyła. -Nie wiem czy się chwalisz czy obiecujesz.-Powiedziała z lekkim uśmiechem w lewym kąciku ust. Kontrola. Manipulacja. Skąd ona to znała. Każdy to lubi, nawet jeżeli nie chce się do tego przyznać, co czasem jest jeszcze gorsze. Ten smak zwycięstwa kiedy niepostrzeżenie sprawiasz, że robią to, czego chcesz. A jeżeli to straci? Jeżeli to nagle ona będzie marionetką w rękach kogoś? Zaśmiała się. Był to dziwny dźwięk zważywszy na to, że już nie pamięta kiedy tak robiła. Jego pytania na pierwszy rzut wydawały się komiczne i rzeczywiście takie były. Jednak tak bardzo kusiło aby na to odpowiedzieć. -Nie cierpię. Przynajmniej chce aby tak było. Uwielbiam poczucie kontroli a czuję, że ją tracę. To jest frustrujące... Jak w tej chwili. Frustrujesz mnie. I jeszcze nie wiem czy w ten dobry sposób czy zły.-Powiedziała. Między jej brwiami pojawiła się jedna kreska. Nie. Nie. Nie. To było dziwne uczucie, słowa same wyszły z jej ust a ona nawet nie zorientowała się kiedy do tego doszło. Spojrzała na niego i tam właśnie się zatrzymała. Coś jej nie pasowało i nawet nie wiedziała co. Czy powinna się tym przejmować? Przestań.
Interesujące było przyglądać się konfliktowi, jaki obecnie panował w umyśle panny Rosmery. Thomas oczywiście mógł jedynie domyślać się bądź zakładać z góry - niekoniecznie poprawnie - jakie mogła mieć problemy i relacje z innymi ludźmi. Na szczęście jego własne zachowanie miało odcień pozytywny, delikatny ale zawsze. Wyczytał to z jej twarzy a sam śmiech jaki z siebie wydała potwierdziło to przypuszczenie. Dźwięk był miły dla ucha i ciekawe, czy sama była do niego przyzwyczajona. Zaczęła jednak się zwierzać, gdyż wymusił to na niej. Bała się utracenia kontroli i tutaj rysowała się cząstka jej charakteru. Podkreśliła jednak jak na to spogląda a wywołało to lekki uśmiech na twarzy ślizgona. Młody mężczyzna zaczął więc się zastanawiać, co teraz powinien zrobić... inaczej... na co ma ochotę. Prawdą było to, że głównie myślał o samym sobie a jako hedonista, jego celem było przeżywanie jak najwięcej pozytywnych czy przyjemnych rzeczy. Wszystko jedynie sprowadzało się do motywu, jaką drogę obierze by pozyskać to, na czym mu zależało. Chciał przymuszać? A może jednak pomóc? Różne osoby, różne podejścia. -A gdybym powiedział, że byłbym w stanie sprawić byś zaśmiała się raz jeszcze? Albo zapomniała całkowicie o swoich problemach? - zaczął by zaraz kontynuować -Gdybyś miała świadomość, że jestem w stanie zranić tych, którzy zrobili Ci krzywdę? Bądź zmienić choćby na chwilę ich nastawienie? Co wtedy byś zrobiła..? - zaczął zadawać pytania, które mogły uchodzić za dziwne w tejże konwersacji. Dla jednak rozluźniania dorzucił -Oczywiście czysto teoretycznie... - uśmiechnął się, wyszczerzając białe zęby -Powiedz szczerze.. - raz jeszcze narzucił na nią swoją kontrolę przy pomocy hipnozy. Oczywiście cały czas ją ćwiczył ale nie był to pierwszy raz i zaczynał nabierać wprawy. Była to przecież rozmowa między dwójką ludzi, nie działo się jeszcze nic złego... prawda?
Jak mógł się domyśleć, tak ciekawie nie było w jej głowie. Jeszcze brakowało jej tego aby sprzeciwiać się samej sobie. Nie podobało jej się to, że tak łatwo zdołała odpowiedzieć a jego pytanie. Niemalże tak, jakby tego chciała. Nie chciała. Coś głęboko w jej podświadomości mówiło jej, że coś jest nie tak, że dawno powinna się wycofać. Jednak jeszcze nie doszło do niej, co konkretnie. Uśmiechanie się i potakiwanie to była część jej życia. Wiele razy musiała przybrać dobrą minę do złej gry. Była mistrzem w przystosowywaniu się do sytuacji, zmienianiu nie tylko wyglądu ale i całej postawy na rzecz otoczenia. Bo tak powinna zachowywać się w tym towarzystwie, mówić w ten sposób w innym. Prawdziwy dźwięk jej śmiechu jest rzadkim zjawiskiem jaki dane było jej słyszeć. Dlatego czuje się tak dziwnie kiedy do tego dochodzi. Jaki więc był jego cel. Czego tak naprawdę chciał. Pomóc? W czym. Nie znał jej, nie wiedział nic o tym przez co przechodziła i co robiła. Myśli, że dzięki paru przymuszeniom do wyjawienia prawdy będzie znał odpowiedzi na wszystko? Będzie wstanie ją zrozumieć? Nie. Może to nie na niej powinien się skupić ale na sobie, w końcu chęć rozwiązywania cudzych spraw ma podstawy do sądzenia, że to ze swoimi sprawami nie możemy się uporać. Dlatego skupiamy się na innych. Jakby miało to nas odciągnąć od tego co nieuchronne. Spojrzała na niego. Myślał, że potrafi czytać z jej twarzy? Posiadała wiele talentów, powinien poczekać aż zacznie je wykorzystywać. -Myślę, że kłamiesz. Nawet jeżeli tak się stanie, nie będzie to nic prawdziwego. Mój śmiech będzie brzmiał naturalnie ale powód jego wyjścia nie będzie szczery. Zapomniała o problemach? Ale ja nie chcę. To one sprawiają, że jestem tym kim jestem. Co by się stało gdyby nagle zniknęły Thomas? -Uniosła lekko podbródek i spojrzała na rośliny.-Sprawisz, że znajdę się w świecie ułudy? Zrobisz wszystko czego zapragnę? Co Ty będziesz z tego miał. Nie wierzę w Twoją bezinteresowność. Nie teraz.-Ponownie przeniosła na niego swoje spojrzenie. I pomimo tego dziwnego uczucia lekkości w wypowiedzianych słowach czuła, że naprawdę chciała aby te słowa wyszły na jaw. -Co bym zrobiła gdybyś wszystkie te osoby zranił? Zmienił? Z kim toczyłabym walki? Komu życzyłabym jak najgorzej?-Na jej wargach pojawił się uśmiech. -Prawdopodobnie strasznie bym się nudziła. A nie chcesz poznać mnie z tej strony. -Wzruszyła lekko ramionami. To wszystko było... Dziwne. Takie, surrealistyczne. Tak jakby to nie ona tutaj siedziała. Coś było nie tak.
Thomas wsłuchiwał się w odpowiedzi Rosmery, oceniając nie tylko wychodzące z nich przekonania ale także bacznie obserwował jej twarz i mimikę ciała. Nie wyczuwał w niej kłamstwa, zwłaszcza, że nakazał jej wcześniej mówić samą prawdę. Uśmiechnął się pod sam koniec, oceniając jakim typem osoby jest panna Crowe. -Heh.. - zaczął, spoglądając na chwilę wzrokiem na ziemię by powędrować go raz jeszcze na nią -Dojrzała odpowiedź i pełna prawdy. Rzeczywiście nasza historia, ból oraz ludzie z jakimi mamy do czynienia tak naprawdę nas wykształciły. Pozbawiając Cię czegoś bądź zmieniając któreś z powyższych, stałabyś się inna. Cieszy mnie fakt, że napotkałem kogoś tak mocno stąpającego po ziemi. - położył własne ręce na kolanach i złączył je, pochylając się lekko do przodu -Nie zawsze jednak rzeczywistość jest taka, jaką byśmy sobie zapragnęli. Osobiście uważam, że mając w rękach moc zapanowania lub częściowego kontrolowania tego co nas otacza, nie tylko ułatwia życie ale pozwala odkryć nowe strony samego siebie.. - przerwał na moment -Niemniej, szacuję Twoją decyzję. Możemy więc uznać, że oferta nigdy na stole nie stała. - odpowiedział tajemniczo. Wciąż nie wyjawił jaką metodę niby to posiadał. Moment szczerości jednak był miły i odświeżający -Musi być jednak coś o czym marzysz i chciałabyś zrobić, ale nie miałaś wcześniej czasu, sposobności czy odwagi... cóż to może być? - zapytał, przymuszając ją ponownie do wyrzucenia z siebie prawdziwej odpowiedzi. Robił to jednak subtelnie, niczym rozmowa dwójki dobrych znajomych -Nie martw się, obiecuję, że nie będę się śmiał i nikomu nie rozpowiem.. co więcej, być może byłbym w stanie pomóc. - kusił? zachęcał? zapewne odrobinę..
Ta szczerość w rozmowie była nie do zniesienia. Nie to, że lubuje się w kłamstwach i zatajaniach wszelkiego rodzaju informacji o niej. Jednak było to nieswoje. Szczególnie, że nie należał do grona osób, z którymi zamienia zdanie częściej niż raz dziennie. Ledwo go znała a jednak siedzą sobie teraz tutaj i rozmawiają. Jak niby nic. Wszystko sprowadza się do tego, do oceny, prawda? I na tym się skończy. Dowie się dokładnie czego będzie chciał, wykorzysta moment, bo to potrafi najlepiej i odejdzie, zostawiając ją z tym dziwnym rozkojarzeniem. -Chciałabym abyś to Ty powiedział mi coś prawdziwego. Wciąż nawijasz o tym, że chcesz szczerej odpowiedzi jakbyś zaglądał wgłąb mojej duszy... A jednak. Nic nie dajesz mi w zamian. Nawet się zbytnio nie starasz. Coś z tego masz, co mnie niemiłosiernie irytuje. -Powiedziała i oparła łokieć o oparcie ławki. Spojrzała na niego i zaczęła się zastanawiać. Coś gdzieś w głębi podpowiadało jej co jest grane, dlaczego z jej ust cały czas wychodzą słowa mimo, że czerwona lampka się zapala. Odpuściła. Nie powinna. Powinna zdzielić go raz a potem oczekiwać wyjaśnień. Cholerny! Mocno stąpasz po ziemi. Tak, jedno co było pewne, to chyba to. Jedyna rzecz jaką wyniosła z domu pełnych sztywnych zasad i etykiet. Była z siebie niemalże dumna, naprawdę. Nigdy nie unosiła się chwilą, rzadko kiedy coś wywołuje w niej wielkie emocje. Może to jednak nie jest tak dobrze? Nie znała uczucia tak silnego, że nawet sprzeciwy nie robiłyby na niej wrażenia. -Ale zataja to co nas stworzyło, prawda? Jaki jest sens tworzenia nowego siebie skoro jesteśmy jacy jesteśmy? Nic nie cofnie tych rzeczy, które napotkaliśmy na drodze Thomas. Czemu tak bardzo chcesz udać się w ten świat iluzji? -Przegryzła mocno wargę. Bo to naprawdę wiele by wyjaśniało.-Nie bądź tchórzem i nie uciekaj.-Dodała cicho.-Powiedz co masz do zaoferowania. Lubię konkretnych mężczyzn.-Powiedziała i wzruszyła lekko ramionami. Ale taka była prawda, nawet jeżeli w tym momencie nie przymuszał jej do wyjawienia jej. Znowu to robił. Jego źrenice nieco się zmieniły a ją znów napadła chęć odpowiedzi.-Marzę... Marzę-Pokręciła lekko głową.-Własny motocykl.-Mocno zagryzła wargę aby powstrzymać dalszą część wypowiedzi. Nawet zakryła sobie usta dłonią.-Nigdy... Nigdy nie czułam... Nikt nigdy... Nikt nigdy tak naprawdę mnie nie pociągał.-Otworzyła szerzej oczy. Cholera, cholera, cholera. -Przestań to robić!-Przeczesała palcami włosy. Już wiedziała co jest tu grane i pomimo, że przymuszenie działało zdołała wydusić to z siebie.
Thomas słuchał i oczywiście zapamiętywał. Lubił się udzielać towarzysko, zwłaszcza wtedy, kiedy miał duża kontrolę nad sytuacją. Oczywiście zainteresowania panny Rosmery a będąc dokładnym jej marzenie co do własnego motocyklu go trochę zdziwiły. Maszynę kojarzył, bowiem po stronie własnej matki miał kilku mugoli. Stąd brała się więc jego wiedza co do tego drugiego świata. Nigdy jednak nie potrafił zrozumieć idei tychże sposobów podróży. Czy chodziło o szybkość? Dreszczyk emocji? Mógł jedynie zgadywać. Sam osobiście bardziej preferował sieć fiuu bądź teleportacje, którą opanował zresztą jakiś czas temu. Wygodniejsze i bardziej efektowne i takie rzeczy właśnie preferował. Ślizgonka jednak zaczynała się łapać na tym, że mówi zdecydowanie więcej niż zamierza i podpowiada jej charakter. Zarzuciła mu wręcz, by zaprzestał a odpowiedział na to uśmiechem. -Wybacz, taki już mam wpływ na piękne niewiasty.. po prostu nie mogą się opanować, by zdradzić mi wszystkie swoje drobne tajemnice. - wyszczerzył zęby ale przestał na nią wpływać. Nie miało to już dalej sensu + mógł to oczywiście podpiąć pod urok osobisty czy jej gorszy dzień. -A co takiego chciałabyś ode mnie usłyszeć? Pytaj a dostaniesz samą prawdę. - odparł, będąc całkowicie szczerym. Widać chciał pobawić się w tą grę, skoro sama zaczęła. Nie był to jednak koniec -Co mam do zaoferowania? Mnóstwo rzeczy ale każda oferta jest dostosowana do danej osoby. - powiedział by spojrzeć jej w oczy -Wolisz poczuć coś zupełnie nowego, czego byś się po sobie w ogóle nie spodziewała? Czy jednak preferujesz twarde stąpanie po ziemi? Pierwsze jest dłuższe i unikatowe... a drugie, cóż... prawdziwe ale z możliwym złym zakończeniem.. jak to często w życiu bywa. - przeczuwał co wybierze, ale chciał to usłyszeć na głos. Chciała konkretów? Niedługo je dostanie..
Ona sama nie rozumiała swojego zainteresowania. Była wychowywana w domu pełnym czarodziei. Z rzeczami mugolskimi miała rzadko do czynienia. Jednak ją fascynowały. Naprawdę. Ich struktura, użyteczność. To, że wiele rzeczy dało się wykorzystać na kilka sposobów. Niezwykłe. A maszyny... Kiedyś jak była na imprezie w Londynie, jeden z chłopaków właśnie czymś takim przyjechał. I pamięta, że całą noc stała nad tą maszyną i patrzyła się w nią jak zaczarowana. Poza tym, czy to właśnie nie zakazany owoc smakuje najlepiej? Czyli był wygodny. Wolał iść na łatwiznę, w sumie można się było tego spodziewać, prawda? Sam sposób jego rozmowy z nią, czy nawet z nie jedną dziewczyną jak przypuszczała... Wolał iść na łatwiznę i użyć swoich zdolności. Po pierwsze aby zdobyć to, czego chciał. Po drugie, aby szybciej dostać do czego chciał. Po co zadawać sobie trud i czas, prawda? Ona była przekonania, że im bardziej się człowiek w coś zaangażuje, tym później ten smak zwycięstwa będzie lepszy. Bardziej sycący. Nawet jeżeli to zwykłe ściągnięcie z dziewczyny majtek. -Thomas, ja wiem co się dzieje.-Powiedziała a jej dłoń powędrowała na jego usta, aby zamknąć mu na moment buzię. I też dlatego, aby nie posyłał jej tego uśmieszku, za którego mogłaby go nawet zabić. Naprawdę. Umiała się kontrolować, przeszło dziesięć lat się tego przecież uczyła. Dlatego też stawianie oporu jego urokowi stawało się powoli osiągalne. Naprawdę. To tak, jakby mogła znów swobodnie oddychać. Posłała mu mordercze spojrzenie, choć usta się śmiały.-Nie jestem jedną z tych niewiast więc nie wciskaj mi ściemy.-Powiedziała.-Nie możemy porozmawiać normalnie? Obiecuję szczerość.-Uniosła lekko brwi, chciała zachęcić go do tego aby po prostu przestał. Może nawet chciała aby po raz pierwszy zobaczył coś naprawdę prawdziwego. -Dlaczego to robisz? -Przekrzywiła lekko głowę i zabrało dłoń z jego ust. Przyjrzała mu się. -Dlaczego wolisz iść na łatwiznę? Co takiego naprawdę dostajesz z tego wszystkiego? Oczarujesz mnie słowami, zahipnotyzujesz pięknymi perspektywami ale co z tego? Ktoś ma wyłożyć swoją duszę na wierzch a Ty... -Nie wiedziała już czy to było jakiekolwiek pytanie. Po prostu ją to interesowało, wręcz fascynowało. Naprawdę. I chciała poznać prawdziwe odpowiedzi. Choć raz zobaczyć inny grymas na jego twarzy niż ten arogancki uśmieszek, mówiący, żeby mu zaufać a z drugiej, że wszystko już o tobie wie. Pokręciła delikatnie głową.-Nie. Chcę poczuć coś prawdziwego. Zaskakującego. Coś co by mnie jednocześnie przerażało a z drugiej przyciągało do siebie coraz bardziej.-Powiedziała spokojnie, i choć nie czuła z jego strony żadnego nacisku, odpowiedziała mu zgodnie z prawdą. Nie widziała powodu, dla którego nie miałaby tego zrobić. -Ale ma być to prawdziwe. Czy potrafisz tego dokonać?-Uniosła brwi, jakby śmiała w to wątpić. Wątpiła. Bo on chyba nie znał tego pojęcia. I pozwoliła to z siebie wyczytać.
Ecclestone uśmiechnął się słysząc odpowiedzi a następnie odparł: -Ok, ok, masz mnie... lubię czasami przesadzać i fantazjować, taki to już charakter. - zaczął i kontynuował -Lubię różne scenariusze, gierki i zabawy a jedyne co na poważnie brałem to eliksiry. - odpowiedział rzecz oczywistą, bo był w tej dość utalentowany -Więc tak jak już to wyłapałaś, jestem z tych co biorą ile mogą i mało dają od siebie. Nazwij mnie samolubnym, ale życie jak dobrze wiesz fair nie jest i ja po prostu staram się z niego wyciągnąć jak najwięcej. - skończył, łapiąc oddech i spoglądając wzrokiem na niebo. Czy dało się dostrzec wiele z tej pozycji wewnątrz cieplarni? Nie aż tak dużo ale zawsze coś. -Prawdziwe i zaskakujące... jest parę możliwości, ale na takie wymagania będę musiał się bardziej przygotować. - mrugnął do niej i wstał -Pozwolisz więc, że za jakiś czas wyślę Ci sowę ze szczegółami? Jeżeli propozycja będzie odpowiadała, oczekuję odpowiedzi. - zaśmiał się a następnie machnął ręką na pożegnanie. Wolał rzeczywiście zorganizować coś dobrego, niż teraz na siłę odstawiać jakieś żałosne lub niegodne akcje, które by go skreśliły w jej oczach. Motywacja? Widać powoli ją nabierał.
Estella początkowo sceptycznie podchodziła do takich metod, ale skoro Sanford tak bardzo zależało... Dodatkowym atutem połączenia sił było przede wszystkim dostrzeżenie nazwisk na liście uczniów, którzy wysłali pracę domową. Ach, wspaniale! Tyle młodych, przystojnych mężczyzn! Częstokroć obiecywała sobie, stojąc przed lusterkiem, że nigdy - przenigdy nie ulegnie, nie podda się subtelnemu flirtowi, ale przecież od tego jeszcze nikt nie zginął, prawda? Najważniejsza w tym wszystkim była nauka. Dokładnie tak myślała i dlatego zjawiła się o godzinie siódmej rano na tyłach cieplarni, gdzie oczekiwała na pierwszą grupę. Początkowo chciała wyjaśnić wszystkim, dlaczego spotykają się właśnie z nią, bo to wydawało się niezwykle istotne i kiedy tylko dostrzegła zaspane buzie przedstawicieli trzech domów, obdarzyła ich ciepłym, serdecznym uśmiechem. - Witajcie, kochani - zaczęła mówić spokojnie, by czasem nie wedrzeć się zbyt gwałtownie do ich umysłów, które zapewne jeszcze błądziły po krainie snów. Przyglądała im się badawczo, aż wreszcie zaklasnęła w dłonie i poprowadziła ich na tyły cieplarni. - Pewnie chcielibyście wiedzieć, dlaczego to ja was tu ściągnęłam, ale już wszystko tłumaczę - powiedziała z entuzjamem. - Razem z profesor Sanford ustaliłyśmy, że warto uświadomić naszych drogich uczniów, że pierwszy etap tworzenia skutecznych przepisów na eliksiry zaczyna się dużo wcześniej, wszak to składniki odgrywają jedną z najistotniejszych części wielu receptur. Zostaliście podzieleni na cztery grupy, a każda z nich musi odnaleźć inną składową mikstury, jaką będziecie warzyć pod okiem znanej wam już z dotychczasowych zajęć nauczycielki - wyjaśniła dość obszernie, a zaraz potem złapała się pod boki. Skierowała baczne spojrzenie na każdego ze stojących przed nią uczniów, by chwilę później odsłonić im dostęp do wszelkich roślin i ziół (zarówno magicznych jak i tych pozbawionych czarodziejskich właściwości). - Macie czterdzieści pięć minut na odnalezienie sopophurusa, a każdy z was musi skończyć z pięcioma fasolkami, to bardzo ważne! - poinformowała ich w sposób subtelny o tym etapie lekcji i już nie podpowiadając nic, odsunęła się na krok, by obserwować ich zmagania z roślinnością. - Do dzieła, czas ucieka, tylko nie zapomnijcie założyć ochronnych rękawic, które leżą na stoliku za wami!
Spoiler:
MECHANIKA Każdy z Was rzuca dwiema kośćmi. Pierwsza określa to co Wam się przydarzyło w trakcie pojedynczych poszukiwań. Druga opisuje co się dzieję, gdy postanawiacie połączyć siły. Oczywiście, możecie zrezygnować z rzucania pierwszej kości i od razu przejść do działania w grupie, ale kto wie - może kości okażą się dla Was łaskawe? (Należy pamiętać, że w pierwszej opcji nie przysługuje Wam żaden przerzut, warto się więc dogadać jaką ściężkę poszukiwań wybieracie!) Jeśli wybieracie opcję pracy wspólnej: Wasza grupa liczy cztery osoby: @Theodore Thìdley, @Daisy Manese, @Daisy Bennett, @Nessa M. Lanceley, na początek musicie zsumować wasze punkty z kuferków z dziedziny zielarstwa i jeżeli łącznie posiadacie minimum 10 punktów - przysługuje wam jeden przerzut. Ta zasada obowiązuje również przy większej ilości, bo za każdą dziesiątkę dostajecie kolejną szansę. Weźcie jednak pod uwagę, że przerzutu dokonuje tylko osoba pisząca pierwszy post po całej turze, wtedy też sumuje Wasze kości na pracę w grupie, wy następnie musicie się ustosunkować do jej wyniku.
Kości dla samotnych poszukiwaczy: 1 - świetnie, udało ci się znaleźć fasolki! 2,4, 6 - chyba zapomniałeś jak wygląda poszukiwany korzeń sopophurusa i niestety, ale zmierzyłeś się z czyrakobulwą, która poparzyła cię nieznacznie w miejscach, gdzie twoja skóra jest odsłonięta. (Możesz napisać też w skrzydle szpitalnym, gdzie to opiszesz w swoim poście interakcje z pielęgniarką, która nakłada ci maść, ale nie jest to konieczne!) 3,5 - profesor Vicario z pewnością wspominała, żebyś pod żadnym pozorem niczego nie jadł, ale wolałeś nie słuchać i w ten o to sposób skosztowałeś liścia raptuśnika... Popadłeś w ewidentną histerię!
Kości dla grupowej pracy 4-10 - prawdziwe nieszczęście! Jak mogliście nie rozpoznać liści mandragory? Jedno pociągnięcie zakończyło się doświadczeniem krzyku sadzonki rośliny, co na szczęście (o ile można tak mówić) nie zakończyło się omdleniem, jesteście tylko otumanieni... Łącznie z szanowną profesor! 11-14 - chyba macie problem, bo jedno z was (osoba, która wyrzuciła najsłabszą kostkę) od mieszaniny zapachów wszystkich roślin zemdlała. Tracicie na ocucenie jej całą lekcję i niestety, ale musicie wrócić tu później, by ponowić swoje poszukiwania! Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo po drodze znaleźliście 90 galeonów, którymi postanawiacie się podzielić! 15-20 - spodziewaliście się tego? Vicario właśnie wskazała wam palcem na korzeń sopophurusa, ale chyba wprowadziła was w błąd, musicie się koniecznie o tym przekonać! (Pierwsza osoba pisząca post po tej, która opisuje waszą przygodę wynikającą z kostek, musi rzucić jedną kostką - parzysta, tak, macie fasolki i to w ogromnej ilości!; nieparzysta - niestety, to tylko nasionka skaczących muchomorów. Ach, cóż za smród! - uprzedzając, tu również do całości możecie zdecydować się na przerzut.) 21-24 - Brawo! Jesteście najlepsi! każdy z was odnalazł dla siebie pięć fasolek sopophurusa!
PAMIĘTAJCIE! Walczycie w ogólnej klasyfikacji! Osoba, która napisze post jako pierwsza otrzyma 15 punktów, następna 12, kolejna 8, a ostatnia 5. Jeśli uda wam się zrobić zadanie za pierwszym razem i bez przerzutów, dostaniecie dodatkowe 10 punktów do ogólnej klasyfikacji! Warto też przemyśleć całą lekcję, bo zawsze możecie otrzymać za kombinatorstwo dodatkowe punkty do ogólnej klasyfikacji. Podejmicie decyzję czy roślinę chcecie zdobyć uczciwie czy jednak wolicie "troszkę" pouszukiwać! O potrzebie interakcji z Vicario wystarczy mnie poinformować na pw @Marceline Holmes POWODZENIA!
WAŻNE!!! Gdyby ktokolwiek z was zdecydował się na samotne poszukiwania i odpadłaby wam choć jedna osoba w grupowej pracy, zmieniacie przedziały kostek w następujący sposób: 4-9, 10-14, 15-19, 20-24 Uwaga! W przypadku, gdy w grupie pozostaną trzy osoby, pierwsza rzuca DWIEMA kostkami, pozostałe zaś jedną. Później odczytujecie ze zmienionych przedziałów swój wynik
Ostatnio zmieniony przez Estella Vicario dnia Nie Kwi 15 2018, 14:34, w całości zmieniany 1 raz
Ruda wsuwała właśnie swój czarny żakiet na ramiona, zapinając jeden z guzików — tuż pod biustem. Biorąc pod uwagę miejsce zajęć, zdecydowała się na czarne szorty i butelkowo-zieloną koszulę. Odchylając głowę do tyłu, zebrała kaskady subtelnie wijących się włosów, związując je w wysokiego kucyka. Niestety do cieplarni nie było sensu ubierać obcasów, więc mała Nessa musiała zadowolić się zwykłymi, płaskimi trzewikami. I nie czuła się z tym wcale dobrze. Zerknęła na zegarek, złapała za przygotowaną dzień wcześniej torbę i opuściła dormitorium, a następnie pokój wspólny. Żwawym krokiem pokonywała korytarze, kierując się w stronę dziedzińca, gdzie umówiła się z @Theodore Thìdley piętnaście minut przed siódmą. Chłodne, poranne powietrze uderzyło w jej bladą twarz, wywołując na niej cień rumieńca, wprawiając w ruch kosmyki włosów. Wiosna poprawiała humor wszystkim mieszkańcom zamku i jego okolicom, z wolna budząc świat do życia. Ness posłała mu przyjacielowi zadziorny uśmiech, podchodząc i przytulając się krótko na dzień dobry. Zdawała sobie sprawę, że akurat krukon nie był fanem naruszania strefy osobistej. - Cześć ptaszyno! Wyspany chociaż troszkę? - rzuciła z ciekawością w głosie, ruszając wolno w stronę cieplarni. Na tyłach bowiem spotkać się mieli z nauczycielką, która przygotowała dla nich jakieś tajemnicze, niestandardowe zajęcia. - Mam nadzieję, że to będzie wartę tak wczesnego wstawania. Znaleźli się na miejscu, stając gdzieś w rogu i czekając na kolejne polecenia. Im dłużej kobieta mówiła tym Nessie bardziej się to wszystko podobała. Mimo swojego braku rąk do roślin to zajęcia tego typu wydawały się jej cholernie ciekawe. Omiotła wzrokiem stolik wypełniony kolorowymi donicami, w których znajdowały się wszelkiej maści zielska. Westchnęła cicho pod nosem, odwracając głowę w bok i patrząc na Theo.- To co, do dzieła? Nie czekając nawet na odpowiedź podeszła do szklarnianego stolika, szukając wzrokiem najbardziej przypominającej to, co widziała w książce rośliny. Nachyliła się, wąchając coś pachnącego niczym bazylia, zrywając listek i z bezmyślną ciekawością i łakomstwem włoskiej kuchni, wsunęła sobie do ust. Poczuła nieprzyjemny dreszcz przeszywający jej ciało, narastającą wewnętrzną panikę i chęć wyjścia z tej pełnej zdradliwych zielsk szklarni. Cofnęła się pół kroku, obejmując ramiona rękoma. Źrenice rozszerzyły się jej nieco, a ona sama zagryzła dolną wargę. Skąd nagle w głowie taki kocioł? Aż bała się spojrzeć na przyjaciela. Nawet nie wiedziała dlaczego zaczęła do jasnej cholery panikować! Czuła narastające uczucie niepokoju, które wywoływało kolejną falę dreszczy. Twarz jej bardziej pobladła, a minę też miała nietęgą.
Kuferek zielarstwo:1 Pierwsza kość: 3 Druga kość: 3
Siódma rano to wcale nie jest tak wcześnie. Można mnie chyba uznać za rannego ptaszka, skoro (niemal) codziennie rano mam w zwyczaju biegać. Siódma to idealna godzina, żeby to robić, mam akurat czas, żeby zrobić rundkę po boniach, a potem jeszcze wykąpać się przed pójściem na śniadanie. Dzisiaj sprawa biegania się komplikuje, bo jestem jednak zbyt dużym leniem, żeby wstać jeszcze godzinę wcześniej i ćwiczyć przed zielarstwem. W ogóle nie jestem pewna jak się na tę lekcję wkręciłam - nie chodzę raczej na zielarstwo, co prawda coś tam o roślinkach wiem, ale w pełni korzystam z przywileju bycia studentem i możliwości uczęszczania jedynie na wybrane zajęcia. Nie wiem jeszcze kim chce być jak dorosnę skończę studia, ale na pewno nie będzie to związane z zielarstwem czy też eliksirami. Pracę domową z eliksirów zrobiłam zupełnym przypadkiem - trochę mi się nudziło, a zadanie nie było takie ciężkie, no i zaciekawiło mnie co będzie dalej. Nic dziwnego, że nie dostałam z niej najwyższej oceny, bo też wybitnie się nie starałam. Można wręcz powiedzieć, że zrobiłam niezbędne minimum. Do cieplarni maszeruję szybkim krokiem - to tak w ramach rozgrzewki, bo bieganie będę musiała przełożyć na nieokreślone potem. Zdążyłam się rano ogarnąć, więc wyglądam całkiem porządnie, rozpuszczone loki są na swoim miejscu, założyłam też cieplejszy sweter (fioletowy), bo chociaż zapowiada się ładna pogoda, to poranki bywają chłodne. W cieplarni jednak jest cieplej, być może zaraz się z niego rozbiorę. Kiedy wchodzę do środka, są tam już @Nessa M. Lanceley i krukon, z tą pierwszą witam się uściskiem, uśmiecham się też, kiedy tak czekamy na wieści o porannym zadaniu. Znalezienie fasolek nie może być bardzo trudnym zadaniem. Tak przynajmniej wydaje się na początku, bo cieplarnia jest niczym zakazany las - ogromna i tajemnicza. Na pewno spędzimy godziny na poszukiwaniach. Może to dlatego spotkaliśmy się tutaj tak wcześnie, żeby mieć wystarczająco dużo czasu? Nie czuję się zbyt pewnie - próbuję sobie w ogóle przypomnieć jak ten spopohours wygląda, bo moja zielarska wiedza jest trochę zakurzona. Postanawiam nie szukać na własną rękę, idę za Nessą, dlatego widzę jak zjada jakieś niewiadomoco. Krzywię się na ten widok, to raczej nie jest mądre posunięcie - na jej miejscu nie wkładałabym do ust nic, co bym tu znalazła, bo nigdy nie wiadomo. - W porządku? - pytam. Chyba jeszcze nie umiera? Przyglądam jej się uważniej przez chwilę, bo wcale nie wygląda na w porządku. - Może podzielimy się jakoś poszukiwaniami? - proponuję, zdaje się, że i krukon jest obok. - W pojedynkę nigdy tego nie znajdziemy, a jak każdy weźmie na siebie którąś alejkę to jakoś pójdzie.
Kuferek zielarstwo: 3 (a łącznie mamy 9, czyli brak przerzutów) Pierwsza kość: nie Druga kość: 3
Na dziedzińcu zjawił się o wiele wcześniej niż zostało to umówione z Nessą. Nie było to bynajmniej wynikiem ekscytacji, czy pomyłki, ale nie miał nic innego do roboty. Zasnął o czwartej rano, a potem został obudzony po godzinie koszmarami. Nie było to coś niezwykłego, ale wolał tego nie powtarzać jeszcze tej samej nocy. Dlatego tez stał ze spokojem na chłodnym, porannym powietrzu z dłońmi w kieszeniach ciemnych dżinsów. Na ramiona narzucił kolorową kurtkę chroniąco przed zimnem. Nie miał pojęcia co ze sobą zrobić , więc jedynie patrzył w niebo rozmyślając znudzony. Na szczęście młodsza ślizgonka pojawiła się wkrótce uśmiechając się do niego. Krukon chciał pomachać jej delikatnie na dzień dobry, jednak ruda wyprzedziła go ściskając go na powitanie. Theo cały się spiął nie czując się komfortowo z dotykiem innych ludzi, nawet przyjaciół. Jedyne osoby, przy których czuł się na tyle luźno by dać im się przytulić była jego rodzina, Caesar, Marce i o zgrozo ostatnio Holden. Tego ostatniego przypadku Theo wolał nie omawiać, czy nawet o tym myśleć. Ciemnowłosy poklepał niezręcznie Nessę po plecach. -Wyspany jak nigdy w życiu- odpowiedział, a w jego głosie można było usłyszeć nutkę ironii- Zapewne zmarnujemy tu czas na jakimś zielsku. Westchnął ciężko wzruszając ramionami. Nie jego wina, nie przepadał za tym przedmiotem. Napisał pracę domową z Eliksirów, bo Eliksiry były w porządku. Przydatne i pomocne, ale Zielarstwo? Na to się nie pisał, tym bardziej z Vicario, która rok temu otwarcie z nim flirtowała. Nie wiedział jak na to zareagować, nie przywykł do takich rzeczy- zwłaszcza ze strony kadry szkolnej. Gdy dotarli do jednej z cieplarni nauczycielka już tam była uśmiechając się do nich. Po pewnym czasie dołączyły jeszcze dwie dziewczyny, jedna była także z domu węża, a drugą była Daisy, z którą Theo także miał przyjacielskie kontakty. -Hej- mruknął cicho, ale gryfonka chyba usłyszała. Miał nadzieję, że usłyszała, bo by wypadł na gbura. Podczas przemowy Estelli chłopak nie przysłuchiwał się zbytnio. Był w stanie jedynie wyłapać słowa „sopophurus” i „fasolki” co już wystarczająco naprowadziło go we właściwy temat. Podrapał się w zamyśleniu po głowie. Kiedyś czytał pewną książkę i doskonale pamiętał, że było w niej coś o sopophurusie. Nawet był obrazek. No cóż, może będzie w stanie wykonać zadanie? Nikt z nich się nie oddzielił i wspólnie przeszukiwali rośliny w celu dokończenia zadania. W pewnym momencie Nessa włożyła do ust jakiś nieznany mu listek. Nie miał pojęcia czemu. Był to zdecydowanie błąd, bo już za chwilę ślizgonka zaczęła dziwnie drżeć, a jej źrenice jeździły spanikowane po otoczeniu. -Nessa, co się dzieje?- spytał Theo zaniepokojony zachowaniem przyjaciółki, która nigdy się tak nie zachowywała. Zazwyczaj była twarda, lubiąca wyzwania, na pewno nie strachliwa. Jednak zanim zdołał coś jeszcze powiedzieć odezwała się jedyna nieznana mu dziewczyna w grupie. -Okej, to chyba dobry pomysł- przytaknął cicho i poklepał delikatnie rudą po ramieniu nie wiedząc co może jeszcze zrobić. Nie znał się zbytnio na ludziach, umiał wspaniale odczytywać emocje, ale jak im zaradzić to już nie. Każdy udał się własną ścieżką, a po pewnym momencie krukon zdołał odnaleźć kilka fasolek, było jednak ich trochę za mało, by starczyło dla wszystkich. Jednakże mimo to nie trafił do Ravenclaw bez powodu. Zawołał ruchem ręki resztę towarzystwa. -Zna może ktoś z was zaklęcie, które jest w stanie to pomnożyć- pokazał na fasolki obserwując jednocześnie czy Estella im się nie przysłuchuje.
Kuferek zielarstwo: Pierwsza kość: tak- jakimś cudem jeden Druga kość: 3
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Serio, Daisy nie za bardzo lubiła się spóźniać, a dodatkowo była rannym ptaszkiem, więc można sobie wyobrazić jej zdziwienie, kiedy zaspała na lekcje! Nie mogła uwierzyć w godzinę, którą ujrzała na zegarku. Zerwała się jak poparzona i naprędce usiłowała się ogarnąć. Zakręciło jej się w głowie, aż musiała usiąść. Co do ch..., zmełła w myślach przekleństwo. Napiła się wody i posiedziała chwilę. Miała zamiar dotrzeć na lekcje, a jak padnie po drodze to będzie raczej słabo. Wstała w końcu i ruszyła na zajęcia. Tak, jak się spodziewała zastała tam już nauczycielkę i osoby, z którymi miała być w grupie. Nie chciało jej się bawić w samodzielne poszukiwania, zresztą dla Nessy nie skończyło się to zbyt dobrze, więc od razu dołączyła do grupy. Przywitała się z obecnymi i przyklasnęła pomysłowi Daisy. Zastanawiała się tylko, czy Nessa, w takim stanie, da radę szukać z nimi. Nic to. Poszła w wybranym przez siebie kierunku, ale nie znalazła nic godnego uwagi. Za to Theo zawołał ich po kilku minutach. Nachyliła się nieco do chłopaka, bo wyglądał dośc konspiracyjnie. Pomnożyć fasolki? Cóż, to jest jakaś opcja, jakoś nie widziała, żeby ktoś poza Krukonem znalazł to, co powinni znaleźć, a każde z nich powinno mieć po pięć fasolek. Zerknęła na nauczycielkę i zwróciła się do grupy. - Pierwsze co mi na myśl przychodzi to geminio... - urwała, bo nagle poczuła się naprawdę słabo. I to słabiej niż w dormitorium. Czuła się jakoś przeziębiona, niewyspana, głodna... A jeszcze ta mieszanina zapachów w cieplarni... Mocno zakręciło jej się w głowie. Oj, niedobrze mi, pomyślała, bo powiedzieć nie była już w stanie. Złapała się kurczowo jakiejś doniczki, ale to nie pomogło. Nale poczuła jak osuwa się w niebyt, przed oczami zatańczyły czarne mroczki, a na koniec nie widziała już nic. Ale wstyd, zdążyła tylko pomyśleć, zanim zemdlała.
Kuferek zielarstwo: 5 (łącznie 9) Pierwsza kość: nie Druga kość: 2 (łącznie mamy 11)
Spoglądał to na nauczycielkę, a to na kilka fasolek w swojej bladej ręce. Jeśli faktycznie uda im się dobrze rzucić zaklęcie nie będą musieli dalej trudzić się z łażeniem w tej cieplarni wśród roślin. On sam co prawda wolał nawet nie trudzić się z urokiem, bo delikatnie mówiąc z Transmutacji nie był dobry. Był fatalny. Spojrzał na twarze towarzyszek mając nadzieję, że może któraś z nich zna urok, który będzie wstanie pomnożyć te nędzne znalezisko. Odezwała się Bennett, podając nazwę zaklęcia, o którym Theo wcześniej coś słyszał, ale był pewien, że służyło do zamieniania włosów w kwiaty. No cóż, jak już wspomniałam. Z Transmutacji był fatalny. Teraz pozostawały im jeszcze tylko dwa problemy- nauczycielka i przeklęte zakłócenia, które mogły spowodować, że nie tylko fasolek nie będzie więcej, ale będzie ich mniej. Westchnął ciężko, od kiedy oszukiwanie było takie ciężkie? Zanim jednak ktokolwiek rzucił pomysłem, które pozwoliłoby im się uporać przynajmniej z czujnym okiem Estelli to gryfonka zbladła dramatycznie i jęknęła cicho. -Daisy?- zaniepokoił się stanem koleżanki, jednak ta mu nie odpowiedziała, a zaczęła upadać próbując złapać się jakiejś doniczki. Chłopak odruchowo wysunął ręce do przodu by uchronić Daisy od twardego spotkania z podłogą. Zemdlała. Świetnie, tego właśnie potrzebowali. Spanikowany rozejrzał się wokół chcąc może znaleźć jakąś odpowiedź co robić, bo chyba profesor uznała, że to nie tylko lekcja, ale i survival. Na szczęście pałeczkę przejęła jedna z dziewczyn i wszyscy ruszyli w stronę zamku wiedząc, że muszą najpierw zapewnić jakąś opiekę Diasy. Ocucić ją, bo potrzebowali jej w swoim nie koniecznie uczciwym planie. Stracili na to całą lekcję. Ten dzień z minuty na minutę stawał się coraz gorszy i go to dobijało. Nigdy nie lubił zielarstwa, ale teraz to powoli zaczynał nienawidzić tego przedmiotu. Mimo problemu z gryfonką byli zmuszeni kontynuować swoje poszukiwania. Jedyną pozytywną rzeczą w tym wszystkim były znalezione pieniądze, którymi postanowili się podzielić. Gdy wrócili do cieplarni było już po południu, a oni wszyscy byli zmęczeni i przybici wydarzeniami. No, przynajmniej Theo był przybity. -Ktoś ma jakieś pomysły?- spytał Theo, gdy znowu wrócili do swojego punktu wyjścia, czyli pięciu fasolek i zaklęcia transmutującego. Napadła go pewna myśl. Na pewno nie kusząca, ani przyjemna. Ale… mogła się udać. Zerknął zakłopotany w stronę Estelli, która posłała mu lekki uśmiech. Da sobie radę, w końcu to nic złego. Chociaż w sumie flirtowanie z nauczycielką mogło się zaliczać do złego. Krukon jednakże wybił tą myśl z głowy. -Działajcie, ja zajmę Estellę- mruknął ponuro, to co zrobi teraz będzie go prześladowało do końca roku szkolnego. Jeśli nie dłużej. Jego niebieskie tęczówki wodziły po otoczeniu aż znalazł ładną roślinę, z czerwonymi płatkami i falowaną, magiczną łodygą, która na dole była filetowa, a im bardziej w górę przechodziła w kolory niebieskie. Wziął dwa głębokie wdechy i odwrócił się z najbardziej uroczym, ale nie flirciarskim uśmiechem, raczej rozbrajającym. Podszedł cicho do Vicario z kwiatem w dłoni. -Panno Vicario- zaczął uprzejmie- Przepraszam, że przeszkadzam. Wiem, że powinienem skupić się na lekcji, ale zobaczyłem ten piękny kwiat i jakoś tak skojarzył mi się z panią. Wręczył kobiecie roślinę nadal się uśmiechając. O, jakie szczęście, że jest wspaniałym kłamcą i nie widać po nim, że chce jak natychmiast stamtąd zwiać. To jego brat odwalał takie rzeczy, nie on. -Nie potrafiłem się przez to skoncentrować- skłamał, ale zabrzmiało to jak nieśmiałe wyzwanie. Jest dobrze, może nauczycielka się nabierze. Jak nie to się wyprowadzi na marsa, zmieni imię, płeć i może nawet gatunek. Takie krasnoludy nie wydają się takie złe- Po prostu pani zawsze tak ładnie wygląda. On tu umrze. Zerknął dyskretnie w kierunku towarzyszek modląc się o wybawienie.
Im dłużej szukamy fasolek, tym bardziej wydaje mi się, że nigdy ich nie znajdziemy. Miło by było, gdyby jednak Vicario trochę nam pomogła... chodzę po swojej części cieplarni i prawdę mówiąc nawet nie jestem pewna czy to powinno być białe czy czarne, a może nawet szare? Nie mam pojęcia co tu robię. Gdyby jakimś cudem udało mi się je znaleźć, to będzie to zwyczajny łut szczęścia. Ale w pewnym momencie Theodor czy jak temu krukonowi jest na imię, woła nas i okazuje się, że udało mu się znaleźć. Uśmiecham się z ulgą, przynajmniej do momentu, kiedy zdaję sobie sprawę, że może i on swoje fasolki ma, ale wciąż potrzebujemy ich więcej. To miło ze strony chłopaka, że nie postanawia się od razu zmyć, stwierdzając, że swoje zadanie wykonał, tylko zastanawia się nad tym jak pomóc całej grupie. Rzeczywiście było takie zaklęcie, które pomnaża coś co już się ma i nim sobie je przypominam, robi to gryfonka. Nie jestem najlepsza z transmutacji, ale świetnie czuję się we wszystkich innych zaklęciach, więc oczywiście muszę spróbować. Kiedy tylko Teo odchodzi do Vicario i możemy być pewni, że nagle się tutaj nie znajdzie, szeptem wypowiadam Geminio, celując różdżką w pięć fasolek. W myślach proszę Merlina, żeby zaklęcie nie zadziałało na odwrót, zmniejszając ich liczbę do dwóch i pół, ewentualnie robiąc coś równie absurdalnego, na przykład wielki czerwony wybuch, których od razu zdradziłby nasze niecne zamiary. Ale udaje się, mamy już całe dziesięć fasolek. - Dobra, to jeszcze raz i będziemy mieć ile trzeba. - Popisuję się świętna znajomością matematyk i zachęcam dziewczyny też do spróbowania, bo coś czuję, że moje szczęście do poprawnego czarowania mogło się na tę chwilę już skończyć. Jednak w tej chwili chyba nie mamy głowy do rzucania zaklęć, bo gryfonka na którą liczyłam (w końcu musiała być dobra z transmutacji, skoro przypomniała sobie szybko formułkę) mdleje. Już prędzej spodziewałam się tego po Nessie, skoro wcześniej nie czuła się najlepiej. Nim zdążę jakoś zareagować, ta znajduje się na ziemi, całe szczęście wszędzie są roślinki, więc nie wali w nią boleśnie głową, tylko upada na jakieś drzewko, które (na pierwszy rzut oka) raczej nie ma zamiaru jej pożreć. - Hej, żyjesz? - Pochylam się nad nią, chcę ją zawołać po imieniu, ale nawet nie wiem jakie ono jest, więc poklepują ją po policzku. - Aqamenti - polewam ją odrobiną wody z różdżki, bo może to pomoże. Nie żebym to specjalnie przemyślała.
Estella obserwowała poczynania uczniów, ale jej wzrok skupił się w pełni na pannie @Daisy Bennett, która zemdlała. Nauczycielkę zastanowiło - dlaczego, ale kiedy dostrzegła jak zajmują się nią koledzy, postanowiła jedynie ocenić ich pracę i wkroczyć do działania w razie większych komplikacji. - Pamiętajcie, że wasza koleżanka musi mieć sporo powietrza, więc niech nie przyjdzie wam do głowy stanie nad nią całą trójką! - podpowiedziała im jednak z dobroci serca, a zaraz potem odsunęła się o krok i czekała na dalszy przebieg całej akcji. Zaskoczeniem okazał się jednak @Theodore Thìdley, który nagle znalazł się przy Estelli i sprawił, że jej przeszywające spojrzenie zostało utkwione w jego młodziutkiej, przystojnej buźce. - Tak? - zapytała zaintrygowana, bo doprawdy sądziła, że postanowił poprosić o pomoc w związku z koleżanką z Gryffindoru, ale jak widać - nie. Twarz Vicario oblał delikatny rumieniec, gdy dostrzegła kwiat i od razu uśmiechnęła się szeroko, niczym nastolatka, która właśnie umawia się na swoją pierwszą randkę. Ach, niektórzy nigdy się nie zmienią! - Bardzo ci dziękuję, jesteś naprawdę miły... - odpowiedziała i przyjęła drobny podarek, dla którego od razu znalazła honorowe miejsce w swoim gabinecie. Ciekawe ilu takich młodzieńców jest w Hogwarcie, bo jeśli więcej to powinni częściej zjawiać się na zielarstwie.
Kostki
Spoiler:
Dla Daisy B. Rzucasz jedną kostką: 1,3,5 - nagle budzisz się i czujesz się jak nowonarodzona, ale pamiętaj... skutki uboczne mogą pokazać się później! (Możesz pomóc dziewczynom w rzucaniu Gemino) 2,4 - czujesz ból głowy i jeszcze troche ci się w niej kręci, dlatego żadnych gwałtownych ruchów; z fasolkami musisz zdać się na kolegów. 6 - niestety, jesteś nieprzytomna kolejną turę
Dla Theodora 2,4,5,6 - kwiat był doprawdy piękny i możesz odetchnąc z ulgą, nie okazał się szkodliwy dla profesor Vicario, która jest szczerze nim oczarowana. 1,3 - ups, czyżby to jakaś trująca roślina? Na ciele Estelli zaczęły pojawiać się piekące krostki, które niemiłosiernie swędziały, a ona nie mogła powstrzymać się od drapania. Czyżbyś miał przechlapane?
Dla Daisy M. i Nessy Próbujecie oszukiwać? Przekonajmy się zatem jak wam to wyjdzie... Użycie zaklęcia Gemino na fasolkach: Każda z was rzuca kostką (jeśli Daisy B. może, bo tak wynika z jej kostek to doliczacie jej oczka do swoich); musicie mieć uzbierane we dwie minimum 11 żeby zaklęcie się udało: 2-4 coś się udało, ale fasolki zaczynają bardzo szybko więdnąć 5-8 rewelacyjnie rzucone gemino, które poskutkowało odwrotnością przez zakłócenia; ostała się wam tylko jedna fasolka, a reszta niestety zniknęła zamiast się rozmnożyć 9-10 ups, chyba Estella was przyłapała na próbie oszustwa (bierzecie to pod uwagę tylko jeśli kostka dla Theodora wynosi 1 lub 3; gdyby wynik był inny, możecie to zignorować, a osoba pisząca post może rzucić dodatkowo jedną kostką) 11-12 sukces!
Ignorowała wszystko i wszystkich bardziej niż zwykle, nawet nie słuchając, do niej mówili. Narastająca panika sprawiała, że czuła się coraz mniej pewnie, szukając wzrokiem drogi ucieczki z tej cholernej cieplarni. Mówi się, że rośliny były jak ludzie i ruda była pewna, że jest to głównym powodem braku współpracy między nią, a zielskiem. Westchnęła głośniej, unosząc dłoń i układając ją na piersi, licząc w głowie do dziesięciu i przywołując jakieś miłe, uspokajające spojrzenie. Przeklęła pod nosem bezgłośnie i wyjątkowo paskudnie, przywołując się do porządku. Omiotła spojrzeniem cieplarnię, wracając do rzeczywistości — i nie miała pojęcia, czy bardziej zadziwiająca była leżąca na podłodze Bennett, transmutująca fasolki Daisy i podrywający lub też próbujący nawiązać głębszą konwersację Theo. Uniosła brwi, a na twarz wstąpił jej grymas świadczący o braku zrozumienia całej tej dziwnej sytuacji. Pokręciła głową z niedowierzaniem i ruszyła w stronę kucającej nad gryfonką Daisy, stając nieco dalej i zerkając czy z dziewczyną, aby na pewno wszystko jest w porządku. Zerkała też kątem oka na krukona, starając się nie wybuchnąć śmiechem, albowiem minę miał prawdziwego nieszczęścia i robienia tego za karę. Ness jednak wierzyła w niego całym sercem, był przystojnym i elokwentnym, a przede wszystkim uroczym chłopakiem, a pilnująca ich kobieta wydawała się mieć do takich słabość. Podeszła do leżących na szklanym stole fasolek, zagryzając wargę z niezadowoleniem. Roślina zaczęła w szybkim tempie umierać i tym samym zniszczyła ich szanse na zakończenie tego zadania. Zacisnęła dłonie na biodrach z niezadowoloną miną, podnosząc wzrok na znajdujące się na stole donice, wypełnione mnóstwem roślin. Naprawdę nie mogła funkcjonować z nimi w harmonii? Odwróciła się i znów podeszła do Daisy, kucając obok i szepcząc jej na ucho. - Kwiatuszku, mamy problem z fasolkami. Tak jakby umarły..
____ Kostka: 1
Daisy Bennett
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Tatuaż na żebrach w kształcie różdżki z trzema gwiazdkami; czarodziejski tatuaż z ruszającą się palmą na nadgarstku.
Obudziła się nagle, nic nie pamiętając. Nad nią pochylało się kilka osób, których na początku nie rozpoznała. Zmarszczyła brwi, wodząc po obecnych błędnych wzrokiem. Uniosła dłoń ze zdziwienień ścierając z twarzy wodę. Zemdlała? Ktoś chyba próbował obudzić ją wodą. W każdym razie chyba pomogło. Ale dlaczego zemdlała? O, Theo... Jego pierwszego udało jej się poznać. Nic dziwnego, w końcu znała go najlepiej. Dalej... Ach, Daisy i Nessa! I nagle wszystko jej się przypomniało. Poczuła się dużo lepiej, niemal jak nowonarodzona. Przestało jej się kręcić w głowie i poczuła napływ nowej energii. Było jej głupio, że okazała taką słabość, ale naprawdę nie mogła już nad tym zapanować. Przeprosiłą grupę za to, że opóźniła poszukiwania i wrócili szukać (lub pomnażać) fasolek. Okazało się, że mają już dziesięć, bo Daisy Manese udało się rzucić na nie zaklęcie, zanim ona sama zemdlała. Jednocześnie o mało nie udusiła się ze śmiechu, kiedy Theo zaczął bajerować Vicario. Nauczycielka zajęła się rozmową z Krukonem, więc Daisy szybko uniosła różdżkę. - Gemino! - wypowiedziała po cichu formułę zaklęcia. Zaklęła, bo fasolki nadal więdły w mgnieniu oka. Daisy przeniosła błagalny wzrok na drugą Ślizgonkę.
Estella widziała zmagania swoich uczniów, dlatego musiała jak najszybciej zareagować na ich trudy w radzeniu sobie z fasolkami, choć tak napawdę przeczuwała, że z całej tej sytuacji wyjdą dodatkowe problemy. Nie zamierzała utrudniać też prowadzenia zajęć Alexie, która przygotowała dla nich dodatkowy proces ujawnienia w wytwarzaniu wywaru żywej śmierci, stąd podjęła decyzję o ofiarowaniu uczniom Hogwartu trzech fasolek, bo pomimo że mieli sporawe kłopoty w radzeniu sobie z ich odnalezieniem - nie mogłaby tak po prostu dać im odejść z niczym. - Zapewne dowiecie się pozostałych szczegółów trochę później, dlatego możecie na spokojnie wrócić do swoich dormitoriów i tam czekać na dalsze informacje związane z decyzją dotyczącą lekcji - zakomunikowała i po chwili wszyscy razem ruszyli w stronę szkoły.
Punkty domu: Gryffindor: 10 punktów Ravenclaw: 10 punktów Slytherin: 15 punktów (Daisy M. 10 - Nessa 5)
Brak interakcji na jakiegokolwiek posta - 5 punktów z ogólnej klasyfikacji, którą poznacie w ostatnim etapie lekcji: Theo i Daisy M. (-5 punktów na reakcję w kostkach)