Weekend w Lyonie był cudowny, ale niestety musiał się skończyć. Irv starała się jak zwykle ukrywać wszelkie emocje, ale nie mogła sama siebie oszukiwać, że na nią to mocno nie wpłynęło. Potrzebowała kilka dni, by dojść do siebie, a nie było na to lepszej metody niż praca. Już przed Celtycką Nocą zakupiła odpowiednią posesję i zaczęła przeprowadzkę, a teraz kończyła ostatnie szlify wraz z zakupieniem Tulipe, która miała jej w tym wszystkim pomagać. Rodzina wiedziała, że dziewczyna się wyprowadza i wiedziała dlaczego, więc nikt z nic nie pytał, gdy oznajmiła, że otoczy dom odpowiednimi zaklęciami. Musiała dbać o bezpieczeństwo, to było teraz najważniejsze. Teraz kiedy popełniła kolejne błędy... Wiedziała, że nie może zostać tak zupełnie osamotniona. Potrzebowała kogoś, na kogo może liczyć, komu może zaufać i kto w razie potrzeby stanie u jej boku. Nie widziała do tego lepszego kandydata niż Victoria. Nic więc dziwnego, że po paru dniach, gdy w końcu w miarę stanęła na nogi, na pisała do przyjaciółki z prośbą o spotkanie. Potrzebowała z nią porozmawiać i zamknąć wszelkie kwestie już na dobre. Spotkała się z Brandonówną w swojej szklarni, skąd teleportowała je na łąkę za Foxfield. Zaklęcie Fideliusa działało, nie ukazując dziewczynie objętej czarami rezydencji. Irv podała przyjaciółce zaczarowany pergamin z adresem, który po przeczytaniu uległ samoczynnemu zniszczeniu i dopiero wtedy Victoria mogła dostrzec wznoszącą się nad łąką elewację, otoczoną obszernym ogrodem. -Muszę przyznać, że ogromnie się cieszę z tego miejsca. Mam wszystko, czego potrzebuję i mogę prowadzić odpowiednie badania nad roślinami. - Przyznała, gdy weszły do środka na mały tour po nowych włościach, a Irvette poprosiła Tulipe, by uszykowała im w ogrodzie herbatę. -Mam nadzieję, że nigdzie się nie spieszysz, bo chciałabym omówić z Tobą kilka kwestii. Oczywiście najpierw Cię oprowadzę. - Uśmiechnęła się do przyjaciółki, wprowadzając ją do rezydencji i pokazując wszelkie zakamarki, wraz z opowieściami o zaklęciach, które zastosowała, by ułatwić sobie codzienne funkcjonowanie. Widać było, że jest dumna z tego osiągnięcia, a jednak gdzieś pod tym wszystkim kryło się coś poważniejszego, na co temat miał przyjść za moment.
Wiedziała, że sprawa była poważna, skoro Irvette zwróciła się do niej w taki sposób, podkreślając, że chciała z nią porozmawiać. Dlatego też zapewniła ją, że mogą się spotkać nawet następnego dnia, po jej pracy, co w istocie nastąpiło. Victoria nie zamierzała zostawiać jej samej, niezależnie od tego, co by się działo i jakby sprawy się miały, toteż przygotowała się do tego spotkania, zakładając, że może wiele usłyszeć, ale również, że może być pomocna w jakiejś bardziej skomplikowanej, być może niepokojącej sprawie, której jeszcze nie widziała, nie słyszała i nie wiedziała, na co miałaby się nastawiać. Przyjaciół jednak nie zostawiało się w takich chwilach i ona również nie zamierzała tego zrobić. Z pewnym zdziwieniem rozejrzała się po łące, by później rozchylić lekko wargi, gdy zdała sobie sprawę z tego, co się tutaj działo i jak mocnymi zaklęciami obłożony był dom Irvette. To oznaczało, że ta nie chciała tutaj żadnych nieproszonych gości, że to miejsce miało być twierdzą i nim zapewne się stało, zamieniając się w coś, co Victoria uznałaby za prawdziwy zamek, najeżony po brzegi punktami bezpieczeństwa. Skoro Irvette tego potrzebowała, to to otrzymała, choć jednocześnie Brandon zastanawiała się, co dokładnie skłoniło ją do takich, a nie innych środków ostrożności. Podejrzewała jednak, że wkrótce się o tym przekona. Naprawdę wkrótce. - Prezentuje się naprawdę atrakcyjnie - przyznała Victoria, kiedy już zaklęcie zostało ujawnione, a ona mogła spojrzeć na dom. Przekazała kosz pełen wina i przednich smakołyków różnego rodzaju, wśród których znalazł się również gustowny szal wykonany przez jej mamę, w ręce skrzatki, której podziękowała, a później przystała na propozycję małej wycieczki. Ciekawa była tego, jak Irvette dokładnie się tutaj urządziła, a wszystko wskazywało na to, że przemyślała dosłownie każdy skrawek tego miejsca, dosłownie każdy kawałeczek, bez wyjątku. To zaś było coś cudownego, coś, czego nie była w stanie inaczej nazwać albo opisać. Było to coś nieziemskiego. Dosłownie. - Zamieniam się w słuch - zapewniła przyjaciółkę, dając jej znać, że nie muszą z niczym zwlekać i zwyczajnie mogą rozpocząć dyskusję natychmiast. W końcu nie było sensu marnować czasu, kiedy sprawy, o jakich chciała pomówić Irvette, były naprawdę poważne i co najmniej istotne.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wiedziała, że Victoria rozumie, jak poważna musi być sprawa, skoro dom pojawił się dopiero po oficjalnym przekazaniu adresu, wcześniej pozostając ukrytym na obszernej łące. Nie czuła się jednak bezpiecznie rozmawiając na ten temat gdziekolwiek, poza wnętrzem własnej, magicznej bańki, jaka chroniła jej rezydencję. -Dziękuję. - Odebrała prezenty, instruując własną skrzatkę, by jedno z win postawiła obok herbaty, a następnie bliżej przyjrzała się szalowi, który dostała. Widać było, że jest on najwyższej jakości i od razu zrozumiała, że to mama Victorii musiała go stworzyć. -Jest piękny. Już nawet wiem, jaki strój upiększy jako pierwszy. - Odpowiedziała szczerze, nim i to akcesorium zniknęło z jej rąk, a one wybrały się na mały obchód po włościach. Pozorna beztroska szybko jednak się skończyła, gdy ponownie wyszły na ogród, siadając na jednej z ławek, gdzie czekały już na nie napoje i przekąski. -To jedyne miejsce, gdzie mogę o tym otwarcie porozmawiać. Jak widziałaś, dom jest obłożony wieloma zaklęciami, a także Zaklęciem Fideliusa. Jesteś jedną z niewielu osób, którym ufam na tyle, by powierzyć ten adres, choć wiem, że i bez magicznego kontraktu nie zdradziłabyś mojego położenia. - Zaczęła, wrzucając kostkę cukru do swojej herbaty i upijając łyka. Wiedziała, że będzie potrzebowała wina, ale chciała odłożyć ten moment w czasie. -Mój ojciec zostaje przedterminowo wypuszczony na wolność. Nie wiem, jak tego dokonał i dlaczego, ale obawiam się, że nie mam czasu, by wrócić w pełni do mojego dawnego życia. - Wyjawiła prosto i szczerze, tym razem bez zbędnych emocji, które ostatnimi czasy tak ciężko było jej powstrzymać. Zaklęcia ochronne mówiły same za siebie. -Nie jestem pewna jeszcze, co to dla mnie oznacza i jak bardzo ojciec się zmienił, ale podejrzewam, że będzie zły. Bardzo zły. - Dodała jeszcze, bo to jedyne przypuszczenia, jakie mogła wysnuć, nie mając więcej informacji na temat sprawy Jacquesa.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Victoria uśmiechnęła się lekko, zapewniając Irvette, że gdyby tylko potrzebowała czegoś konkretnego z całej palety strojów, mogła w każdej chwili zwrócić się o pomoc do jej mamy. Ta, oczywiście, miała swoje stałe klientki, ale dla niektórych osób robiła specjalne wyjątki, a wiedząc, że jej środkowa córka nie miała nazbyt wielu przyjaciół, z największą przyjemnością przygotowała szal, który właśnie został wręczony głównej zainteresowanej. Dlatego też nie miałaby z całą pewnością nic przeciwko temu, żeby uszyć coś jeszcze dla panny de Guise. I chociaż był to temat przyjemny, tak samo, jak i cały spacer po okolicy, po pięknym domu, na który Victoria kiwała z uznaniem głową, nie mogły pozostać przy nim przez cały czas. Mimo wszystko Brandon zdawała sobie sprawę z tego, że zaproszeniem Irvette kryło się coś więcej, o wiele więcej, i nie mogła tego w żaden sposób odrzucać. Była tutaj, by wysłuchać, a przede wszystkim pomóc, licząc na to, że to będzie w obszarze jej możliwości. - Nigdy, ale dobre zabezpieczenie jest o wiele lepsze, niż zapewnienie - stwierdziła gładko, nie widząc w tym niczego złego, niczego, co miałoby jej uwłaczać albo robić cokolwiek podobnego. Uważała, że Irvette postępowała słusznie, decydując się na takie ograniczenia, na taką osłonę, na próbę powstrzymania czegoś, co wyraźnie nadchodziło, chociaż nie miała nawet pojęcia, jak wielkie musiały być to problemy. Milczała więc, pozwalając na to, żeby przyjaciółka wyraziła dokładnie i jasno wszystkie swoje problemy i związane z nimi wątpliwości, jednocześnie, całkowicie podświadomie, prostując się, kiedy dotarło do niej w pełni, o czym tak naprawdę była mowa i dlaczego było to aż tak niebezpieczne i przerażające. I do czego mogło to doprowadzić. - Będzie chciał się z tobą zobaczyć, prawda? Wiesz, dlaczego do tego doszło? - zapytała bardzo rzeczowo, nie zamierzając chować się po kątach albo udawać, że nie rozumiała, co się tutaj działo. Wiedziała, jaka była rodzina de Guise, choć oczywiście nie wiedziała wszystkiego, i domyślała się, że to, co nadchodziło, mogło okazać się o wiele gorsze i trudniejsze, niż wszystko, co do tej pory słyszała. Gorsze, niż wszystko, z czym musiała się w ten, czy inny sposób mierzyć.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zdecydowanie chciała skorzystać z talentu Pani Brandon. Liczyła, że na następną okazję, będzie mogła pokazać się w jej kreacji, choć na ten moment tak miłe rzeczy nie zawracały jej głowy. Niestety jedynym pocieszeniem w życiu rudowłosej, był obecnie nowy dom, z którego była niesamowicie dumna, nie mówiąc już o tym, że po prostu czuła się w tym miejscu dobrze i co ważniejsze, bezpiecznie. W końcu przeszła do konkretów, nie ograniczając się w słowach i przekazie. Nie widziała takiej potrzeby, szczególnie, że właśnie po to zaprosiła tu przyjaciółkę. -Też tak uważam. - Zgodziła się z nią wiedząc, że jeśli może komuś ufać, to Victoria jest osobą, która by jej nie zawiodła i zrozumie pewne kroki, które muszą zostać podjęte. Widok prostującej się krukonki był wystarczającą oznaką tego, że bardzo dobrze zrozumiała to, co właśnie usłyszała i nie umniejszała powagi sytuacji. Na całe szczęście, bo oszczędziło to Irvette niepotrzebnych tłumaczeń. -Na pewno. - Potwierdziła oszczędnie, zaraz przechodząc do części, co do której wcale już taka pewna nie była. -Niestety nie. Podejrzewamy, że jakoś wpłynął na tę decyzję, albo że cały ten areszt był przez niego zorganizowany. Ojciec ma wiele sekretów, możliwe, że potrzebował na chwilę zniknąć w pewien sposób. - Wyraziła najbardziej prawdopodobne podejrzenia, do których doszła ze Stephanem i resztą rodziny. Ciężko było powiedzieć, co tak naprawdę się stało i szczerze wątpiła, by ktoś z nich dowiedział się kiedykolwiek prawdy. Była natomiast pewna, że to wszystko musiało jakoś być Jacquesowi na rękę. Przerwała na chwilę, sięgając po drewniane pudełeczko wyściełane aksamitem, w którym znajdował się ciężki, zdobiony klucz i podała szkatułkę przyjaciółce. -Obawiam się, że ostatnimi czasy popełniłam błędy, które nie zostaną mi łatwo wybaczone. Gdyby coś się działo, chcę byś mogła tu wejść. W kluczu zaklęta jest moja krew, dzięki której przejdziesz przez bariery, a gdybym była w niebezpieczeństwie, zmieni swój kolor na czarny. - Wyjaśniła krótko, aczkolwiek konkretnie Victorii. Nie było sensu udawać, że nie potrzebuje pomocy. W tej chwili musiała przygotować się na każdą ewentualność.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Małe przyjemności dawały naprawdę wiele i Victoria doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Być może nigdy nie znajdowała się w takich tarapatach i takich ciemnościach, jak jej przyjaciółka, ale mimo wszystko rozumiała bardzo dobrze to, że nawet w takich chwilach liczyło się to, by móc po coś sięgnąć, po coś, co nie kojarzyłoby się jej z problemami albo jakąś inną tragedią. Jednocześnie jednak Brandon zdawała sobie sprawę z tego, że oderwanie myśli od tak skomplikowanych i ciężkich spraw, było właściwie niemożliwe. Nie dało się tak po prostu czegoś wyłączyć, nie dało się zapomnieć, nie dało się machnąć na to ręką i powiedzieć, że inne sprawy były ważniejsze. Życie w strachu, w ciągłej świadomości, że coś może się wydarzyć, nie było najlepsze, by nie powiedzieć, że z wielu powodów było jeszcze trudniejsze, niż cokolwiek, co znała. - Masz jakieś zabezpieczenia? Dodatkową osłonę? Ktoś jeszcze wie albo dowie się o tym, co się dzieje? Mogę zjawić się w każdej chwili, kiedy tylko będziesz potrzebowała pomocy, ale ważne, żebyś miała więcej takich osób - powiedziała bardzo rzeczowo, kiedy odebrała od niej klucz, przyglądając mu się przez chwilę bardzo uważnie, zdając sobie sprawę z tego, jak poważna była ta sprawa, ale również z tego, że Irvette dokładnie przygotowała się do tego, co miało się wydarzyć i nie zamierzała tak prosto się poddawać. Było to, co by nie mówić, z całą pewnością mocno pocieszające, ale mimo wszystko Victoria wolałaby nie musieć znajdować się nagle w sytuacji, w której wszystko stanie na głowie. Nie życzyła tego przyjaciółce, ale uważała, że zwyczajnie powinna przygotować również innych na to, co może nadejść. - Jak bardzo jest niebezpieczny? Śmiertelnie? - zapytała, spoglądając na Irvette z wielką uwagą, nie czując z tego powodu zbyt wielkiego lęku. Zapewne powinno ją to zdziwić, ale tak naprawdę nie czuła się z tym jakoś potwornie źle, zupełnie, jakby podświadomie przygotowywała się do walki, jaka miała okazać się o wiele trudniejsza, niż wszystko, co do tej pory robiła w życiu.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Irv nie chciała uciekać przed problemami i oszukiwać się, że nie istnieją. Nie, ona chciała być przygotowana na stawienie im czoła, choć sytuacja była na tyle skomplikowana, że bardziej obawiała się o swoich bliskich niż o samą siebie, a nie mogła przecież zamknąć ich w swojej piwnicy i pilnować, by nic im się nie stało. Znaczy, mogłaby, ale zapewne długo już by bliskimi jej nie pozostali. Musiała podejść do sprawy rozsądnie i to zamierzała właśnie uczynić. -Posiadłość otacza też skrzacia magia, choć przekroczenie granic bez mojej zgody jest samo w sobie bardzo karkołomne i niebezpieczne. Na ten moment tylko Ty o tym wiesz, ale planuję wtajemniczyć jeszcze kilka osób. - Zgadzała się z Victorią i choć to przyjaciółce tylko tak bezgranicznie ufała, potrzebowała większego zabezpieczenia. -Myślałam też o rozmowie ze znajomym aurorem. Ministerstwo nie da mi nigdy oficjalnej ochrony i nawet bym o to nie prosiła, ale może będzie w stanie mi coś poradzić. - Wtajemniczyła krukonkę w swoje plany, choć na ten moment nie mówiła jeszcze, kogo konkretnego chciałaby wtajemniczyć w tę sytuację aż tak głęboko. Wciąż jeszcze wahała się, czy powinna przekazywać im te informacje, które przecież mogą okazać się dla nich naprawdę niebezpieczne. -Obawiam się, że tak. - Sama też nie zamierzała oszukiwać, że jest inaczej, choć sprawa była o wiele bardziej skomplikowana. -Nie jestem tylko pewna, czy dla mnie. Najbardziej obawiam się o Ryana. - Przyznała, choć z pewnym trudem. Z najbliższych jej osób, to właśnie Maguire nie miał żadnej karty przetargowej, która mogłaby sprawić, że Jacques choć przez pół sekundy zastanowiłby się nad skrzywdzeniem czarodzieja. Oczywiście wiedziała, że reszta jej rodziny także jest w dużym niebezpieczeństwie, ale oni znali ojca. Wiedzieli dobrze, czego się po nim spodziewać i jak się na to przygotować. Poza tym, mieli wyszkolone w tym temacie skrzaty, co również dawało dziewczynie pewne poczucie spokoju. Niewielkie, ale zdecydowanie było to lepsze niż nic.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Ochrona, którą zastosowała Irvette, jasno pokazywała, czego się obawiała i jak wielkie było to niebezpieczeństwo. Victoria nie zamierzała tego kwestionować, wierząc w słowa przyjaciółki, wiedząc, że chociaż wydawała się niesamowicie zasadnicza i surowa, nie zrobiłaby niczego podobnego, gdyby nie miała pewności, że nie jest to konieczne. Bo perfekcjonizm i ostrożność nie szły w parze z nadmiernym tchórzostwem, nie szły również w parze z tak wielką próbą ukrywania własnego istnienia. To zaś oznaczało, że de Guise znajdowała się w prawdziwym niebezpieczeństwie i musiała zrobić wszystko, żeby w tej walce zwyciężyć. - Może dostaniesz dodatkową pomoc. Skoro masz zaufanie również do innych osób, nie będziesz w tym wszystkim sama, a jeśli ktoś z aurorów będzie wiedział, co może się wydarzyć, też pewnie będą lepiej przygotowani i uważniejsi - stwierdziła, chociaż wiedziała, że w takich sytuacjach w pierwszej kolejności należało polegać tylko i wyłącznie na sobie samym. Nie było szans na to, żeby ktoś człowieka wyręczył, więc była przekonana, że przed Irvette stały teraz nie tylko problemy, ale również ciężka praca, by czuła się bezpieczna. Tym bardziej że wszystko wskazywało na prawdziwie śmiertelne niebezpieczeństwo, od czego nie było ucieczki. Skoro jej ojciec był tak groźny, to należało się spodziewać dosłownie wszystkiego i w każdej chwili. - Dlaczego? - zapytała prosto i rzeczowo, kiedy Irvette wspomniała o Ryanie, oczekując wyjaśnień, które wskazałyby jej dlaczego istnienie tego mężczyzny miałoby być jakimś punktem zapalnym. Wszystko wskazywało na to, że od czasu ich rozmów w czasie ferii zimowych, coś się zmieniło, a skoro tak, to była ciekawa, jak bardzo. Ochrona kolejnej osoby nastręczała problemów, jakie należało również brać pod uwagę, chociaż Victoria nie zamierzała ukrywać, że w tym układzie o wiele bardziej zależało jej na bezpieczeństwie Irvette, niż Ryana, którego właściwie w ogóle nie znała i był jej stosunkowo obojętny, jak większość populacji czarodziejskiej.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Mimo wszystko, wciąż pozostawała tą samą, logiczną kobietą, która nie dawała się ponieść emocjom i do problemu podchodziła zadaniowo. Czytała o silnych zaklęciach obronnych, wróciła do praktyki magii, przede wszystkim tej ofensywnej nawet, jeśli nie była ona do końca legalna i ogólnie przygotowywała się na każdą ewentualność, która mogła ją zastać. Analizowała przeszłość i reakcje ojca, próbując znaleźć schemat, który być może udało jej się przełamać, choć tego nie widziała. Widziała natomiast, jak wybuchowy i pozbawiony logiki stawał się, gdy wpadał w gniew, a to było dla niej najgorsze. Nieprzewidywalny przeciwnik jest o wiele silniejszy niż ten, którego działania dało się przewidzieć i im zapobiec. -Szczerze mówiąc, nie pokładam zbyt wielkiej nadziei w aurorach. Nie zmienia to faktu, że mimo to mogą okazać się jakkolwiek przydatni, ale nie chcę angażować oficjalnie całego biura. - Odpowiedziała beznamiętnie, jak to miała w zwyczaju, dając poniekąd do zrozumienia, że woli pójść ścieżką mniej oficjalną, opierając się na kontaktach prywatnych, może i nawet galeonach, jeśli zaszłaby taka potrzeba, choć nie sądziła, by Nakir by jednym z tych stróży prawa, którzy za brzęk sakiewki, są w stanie zrobić wszystko. Wspomnienie Ryana po raz pierwszy wytrąciło ją z tego chłodnego i logicznego tonu. Oczy dziewczyny na moment się zmieniły, ukazując coś na kształt podszytej smutkiem radości. A może smutku podszytego szczęściem? Sama nie była pewna, ale nie zamierzała uciekać od odpowiedzi. -Cóż, udało nam się wtedy porozmawiać i wyjaśnić wszystko. Po feriach zaproponował mi randkę, choć moment był wyjątkowo niefortunny, bo właśnie w tym momencie dostałam od Stéphane`a wyjca, którego nie mogłam zignorować, więc bardzo nieładnie zostawiłam Ryana bez odpowiedzi, ruszając do Phane`a od razu. Byłam pewna, że umiera, czy coś równie głupiego. - Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy, jak zawsze, gdy mogła powspominać dobre chwile z ukochanym, choć wydziedziczonym przez ojca bratem. Victoria jako chyba jedyna znała tę historię i dobrze wiedziała, że Irv była ze Stephanem niezwykle blisko i czarodziejowi odebrano wszystko, bo związał się z mugolką, choć nie miała pojęcia, jak dokładnie przebiegł tamten wieczór. -Jak się pewnie domyślasz żyje i to od niego wszystkiego się dowiedziałam. - Doprecyzowała, bo mogło to być nieco mylące. -W każdym razie, gdy pierwsza buza opadła, zaprosiłam Ryana do Chateau, by wyjaśnić mu, czemu nie mogę przyjąć propozycji, mimo że wcześniej rozważałam zgodę. Oczywiście nie powiedziałam mu wszystkich szczegółów, ale nakreśliłam dość obrazowo, co się może z tym wiązać. Wiesz, że Maguire to nie jest czysty ród i nie mają nic do zaoferowania. Nie w tym sensie. Skończyłabym jak Setphane, a Ryan... Cóż, nie jestem pewna, czy ojciec byłby tak wyrozumiały, jak w stosunku do byłej partnerki Stephana. - Westchnęła tylko, bo choć była ukochaną córką tatusia, to właśnie przez to, każdy kto próbował ją "zbrukać", kończył o wiele gorzej niż ktoś, kto mieszał w życiu reszty jej rodzeństwa. Jacques nie był wcale tak opanowanym i logicznym mężczyzną, na jakiego wyglądał, gdy do głosu dochodziła furia i potrzeba kontroli nad rodziną i biznesem. -Byłam gotowa zastosować na nim Obliviate, dla wspólnego bezpieczeństwa i po prostu się rozstać. Zresztą, tak miało być. Zgodziliśmy się nie wracać do tamtego pytania, zostawić wszystko za sobą i ograniczyć kontakt do okazjonalnych, bardziej biznesowych spotkań, jak miało to miejsce na samym początku, ale wtedy... - Tu przerwała, widocznie szukając czegoś w swoim umyśle. -Sama nie jestem pewna, jak to się stało, ale wszystko się zmieniło. - Zakończyła, chyba po raz pierwszy w życiu nie potrafiąc poskładać wydarzeń ze swojego życia w coś logicznego. Szczerze nie wiedziała, jak tamta rozmowa nagle przybrała tak nieoczekiwany obrót i była pewna, że coś musiało jej umknąć, ale przecież miała dobrą, nieskalaną zaklęciem, czy eliksirem pamięć i odtwarzała tamten dzień w myślach wielokrotnie, a mimo to, nie znalazła żadnej logicznej odpowiedzi na dręczące ją teraz pytanie.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Pozwalała Irvette mówić. Wiedziała, że nie powinna jej teraz przerywać, pozwalając na to, by składała w całość swoją opowieść, niezbyt przyjemną i pełną braku wiary w innych ludzi. Victoria była w stanie to zrozumieć, bo wiedziała, że życie nie było kolorowe. W przypadku jej przyjaciółki było zaś pochłonięte przez półmrok, w którym istniała i poruszała się, zaczepiając o rejony, o jakich nie wypadało mówić na głos, bo człowiek nigdy nie wiedział, jak to mogło się skończyć. Nie winiła jej za to, coraz lepiej rozumiejąc, że jej życie było gładkie i proste, rozumiejąc, że czasami człowiek nie miał wyjścia i musiał postąpić tak, jak twierdził, że nigdy nie postąpi. Pamiętała doskonale zeszłoroczną rekonstrukcję, w której odkryła mroczniejszą część własnej natury, która opierając się na podstawowych instynktach, zachęciła ją do tego, by walczyła do upadłego. Pokonała dwie osoby, bo pragnęła zwyciężyć, czy mówiąc brutalniej i łatwiej, bo pragnęła przeżyć. I właściwie była w stanie dostrzec to teraz u Irvette, ten upór, który kazał jej stworzyć dookoła siebie bramę, jakiej nikt nie przebędzie. I Victoria zdała sobie sprawę z tego, że w walce na śmierć i życie nie zawahałaby się przed rzuceniem najboleśniejszych zaklęć, nie zawahałaby się podpalić przeciwnika, czy rzucić na niego czarów, które przemieniłyby go w istotę niezdolną do ruchu. - Kiedy się dowie, Ryan będzie zagrożony. I być może stanie się twoją największą słabością, wiesz o tym? – zauważyła spokojnie. – Nie wolałabyś, żeby mieszkał tutaj z tobą? – zapytała prosto, zdając sobie sprawę z tego, że w podobnej sytuacji najpewniej nie pozwoliłaby Larkinowi zniknąć z pola własnego widzenia. Co więcej, była przeświadczona, że zaklęcia, o jakie by sięgnęła, byłyby tak niebezpieczne, że nic nie byłoby w stanie jej już zatrzymać. W jej jasnych oczach pojawiła się lodowata, niesamowicie stanowcza iskra, świadcząca o tym, że Victoria była skłonna podjąć walkę i zapewne nie byłaby zbyt miła dla człowieka, który próbowałby zniszczyć innych, jedynie po to, by dominować nad swoją rodziną. Wychowała się w świecie, w którym miała wolność, nie była niczyją własnością, była stworzona do tego, by wybierać własne ścieżki i nikt nie próbował zarzucać na nią żadnych więzów. Dlatego też nienawidziła ludzi, którzy uważali, że mogą rozporządzać innymi zgodnie z własną wolą. - Dowiedz się, jak najszybciej, czego chce. Nie opuszczę cię, więc wezwij mnie, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować, Irvette. Nie boję się twojego ojca, a jeśli odważy się unieść na mnie rękę, czekają go konsekwencje o wiele poważniejsze, niż może się spodziewać. Znajdziemy sposób na to, żeby nigdy się do ciebie nie zbliżył – zapowiedziała lodowato, mając świadomość, że wkraczała w grę, która będzie trudna do wygrania.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Sama dobrze pamiętała tamtą walkę podczas rekonstrukcji. Wiedziała, że Victoria kryje w sobie pewną iskrę, ale to wtedy po raz pierwszy naprawdę ją dostrzegła. Nic dziwnego, że poza tym, że dziewczynie ufała jako przyjaciółce, to postanowiła właśnie ją wybrać jako swoistego strażnika i anioła stróża, który w pierwszej kolejności będzie stał z nią u boku, gdy wojna już się rozpocznie. Wojna o jej wolność i przede wszystkim, życie. -Dokładnie. - Potwierdziła, bo nawet nie próbowała ukryć, że nie zdaje sobie sprawy z tego, że może nazwać Ryana swoją słabością. Jakkolwiek nie byłoby to dla niej nienaturalne, po prostu musiała się z tym pogodzić. -Myślałam o tym, ale to też sprawia pewne komplikacje. - Odpowiedziała, po raz kolejny pokazując, że nie podchodzi do tej sprawy emocjonalnie, a chłodno analizowała wszystkie swoje opcje. -Musiałabym trzymać go tu dosłownie w zamknięciu, a nie sądzę, by się na to jakkolwiek zgodził. Nie mówiąc już o tym, że nie jesteśmy chyba na tyle blisko, by nie wpłynęło to na naszą relację. - Zaczęła, wykładając rzeczowo swoje argumenty. Nie trzymała się stwierdzenia, że ma rację, w pewien sposób nawet uważała to za konsultacje, ale chciała pokazać przyjaciółce swój punkt widzenia. -A jeśli miałby swobodę opuszczania rezydencji, prędzej czy później Jacques by go znalazł i wydobył z niego informacje. A przynajmniej próbował. Dobrze wiesz, jak działa Zaklęcie Fideliusa, te próby skończyłyby się dla niego tragicznie. - Wyjaśniła to, co miała w głowie. Może powinna zaproponować przynajmniej taki układ, ale zdecydowanie bezpieczniejsze wydawało jej się odcięcie całkowicie kontaktu. W ten sposób Ryan skuteczniej odsunąłby od siebie podejrzenia. Choć temat był ciężki, na ostatnie wyznanie Victorii, oczy Irv zapłonęły, a na twarzy pojawił się bojowy uśmiech. -Na to liczyłam. - Odpowiedziała chłodno. -Ale Victorio, nie popełniaj błędu głupców. Powinnaś się go obawiać. - Podobała jej się ta lodowata postawa przyjaciółki i wiedziała już, że bardzo dobrze postawiła pieniądze akurat na nią. Nie tylko z nią przyjaźniła się latami, ale była pewna, że to jest najlepszy możliwy żołnierz, któremu może zaufać. Choć doceniała odwagę i twarde słowa, nie chciała, by jej przyjaciółka omamiła się pewnością siebie i odwagą. Nie, obydwie powinny wiedzieć, jak bardzo niebezpieczny jest ojciec rudowłosej i czego się po nim spodziewać, a odpowiednia doza strachu nawet mogła pomóc w zmotywowaniu się do jeszcze lepszej strategii logistycznej.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Victoria nie była do końca taka, jak wszyscy sądzili. Nie była również taka, jak sądziła, że jest. Myliła się i odkrywała, że kiedy patrzyła w lustro, zaczynała dostrzegać inną kobietę, niż ta, którą całe życie sobie wyobrażała. I właściwie nie przeszkadzało jej to, pozwalając jej na zrozumienie, że świat się zmieniał, tak samo, jak i zmieniała się ona, stając się kimś innym, starszym, poważniejszym, mniej wyraźnym, choć jednocześnie całkowicie jednoznacznym. I właśnie dlatego nie bała się tego, co mogło nadejść, nie bała się tego, że być może będzie musiała sięgnąć po to, czego inni ludzie normalnie by się bali. - Rozumiem i zapewne masz rację. To wydaje się najłatwiejszym sposobem na to, żeby go ochronić, ale budzi wiele komplikacji, jakich na pewno nie jestem w stanie w tej chwili przewidzieć. I zapewne doprowadziłoby to jedynie do większych problemów, ostatecznie twój ojciec również mógłby nabrać podejrzeń. Masz inny sposób, żeby przynajmniej z daleka pomóc Ryanowi? - zapytała, unosząc lekko brwi, chcąc wiedzieć, jak się w tym zakresie sprawy miały, chcąc wiedzieć, czy to również Irvette jakoś przemyślała, a znając ją, dokładnie tak było. Przez chwilę wymieniały się jedynie spojrzeniami, w których kryło się o wiele więcej, niż w słowach, jakimi się dzieliły, a później Victoria uśmiechnęła się i zamknęła oczy. Rozumiała, co jej przyjaciółka miała na myśli, ale musiała jej również wyjaśnić swój punkt widzenia, by miała absolutną pewność, że w żaden sposób nie ignorowała jej ojca, ani nie uważała, że od razu go pokona. Bo nie to miała na myśli mówiąc, że się go nie boi i właśnie teraz zamierzała to przyjaciółce wyjaśnić. - Nie obawiam się tego, co może zrobić, bo skoro potwierdziłaś, że jest śmiertelnie niebezpieczny, wiem, czego się spodziewać. Nie będę się przed nim trzęsła. Jestem teraz świadoma tego, jak bardzo jest niebezpieczny i rozumiem, że mam się go wystrzegać, że to człowiek, na którego powinnam oglądać się z każdej strony i spodziewać się go w każdym momencie. A kiedy już dojdzie, do czego dojść musi, wiem, że muszę traktować go, jakby był nie jednym, a dziesięcioma przeciwnikami - wyjaśniła spokojnie, ponownie na nią spoglądając i pokiwała lekko głową, jakby w ten sposób chciała podkreślić, że wiedziała i rozumiała, i nie zamierzała machać na jej ojca ręką.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Widać przez lata każda z nich zaczęła odkrywać w sobie coś zadziwiającego. Zmieniały się i dorastały, a choć wciąż kierowały się pewnym systemem wartości to jednak nie podążały wciąż ścieżką, którą znały od dziecka. Droga ich życia była pełna zakrętów, a im więcej ich pokonywały, tym więcej widziały, jak zaskakujące dla siebie decyzje potrafią podjąć. W pewien sposób Irv była z tego powodu dumna, ale też musiała przyznać, że po części ją to przerażało. -Gdyby nie to, że pracuje w Ministerstwie, problem byłby mniejszy, ale nagłe zniknięcie Zastępcy Szefa Biura Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, byłoby zbyt podejrzane. Nie możemy pozwolić sobie, by jeszcze oni siedzieli nam na karku. - Wyjaśniła, prowadząc na głos dyskusję z własnymi myślami i planami. Szczerze sądziła, że nie ma tutaj idealnego wyjścia z tej akurat sytuacji. -Niestety nie widzę dobrego rozwiązania i to właśnie mnie martwi. Nie jestem pewna, czy mogłabym nałożyć na niego Namiar lub chociażby nakłonić go do noszenia naszyjnika Ariadne. Myślę, że muszę z nim porozmawiać. Zna ryzyko, podjął się go i nie mogę tego zignorować. - W pewien sposób przyznała się do porażki. Zazwyczaj miała odpowiedzi na wszystkie pytania, ale w tej jednej sprawie czuła, że znalazła się w ślepym zaułku, a jedyna droga ucieczki została już dawno zablokowana. Porozumiewawcze spojrzenie sprawiło, że dziewczyna nieco się uspokoiła. Ze swoim talentem do magii ofensywnej i talentem Victorii w kwestii transmutacji były naprawdę dobrą drużyną, choć nie wiedziała, czy wystarczająco dobrą, by jakkolwiek wygrać z jej ojcem. Krukonka miała jednak rację mówiąc, że Irv potrzebuje wtajemniczyć w tę sytuację więcej osób. Tak samo, jak rację miał Stéphane. -Bardzo dobrze. - Pokiwała tylko głową na te wyjaśnienia, bo teraz już doskonale wiedziała, co jej przyjaciółka miała na myśli i bardzo ją to podejście cieszyło. -Myślę, że powinnaś nie tylko zdawać sobie sprawę teoretycznie, ale i zobaczyć to, do czego jest zdolny. - Powiedziała po chwili, napełniając winem dwa kieliszki. Tak, przyszedł czas przepłukać nieco gardło. -Muszę wrócić do wprawy, jeśli chcesz, możesz być przy tym obecna. - Czuła, że nie musi dokładnie tłumaczyć, co miała na myśli. Victoria zdawała sobie sprawę z tego, że rudowłosej daleko do świętości i przyszedł czas, by w końcu odkryć przed nią tę stronę swojego charakteru.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Być może było w tym coś przerażającego. Ale takie było życie i Victoria widziała to coraz lepiej, zaczynając rozumieć, że nie może stać w miejscu. Nie była tą samą dziewczyną, co cztery lata wcześniej, była kobietą świadomą własnych zdolności i możliwości, a to oznaczało, że wędrowała przed siebie, nie bojąc się kroków, jakie zamierzała poczynić. Miała jednak świadomość, że nie mogła również zostawić wszystkiego przypadkowi, że nie mogła tak po prostu dryfować w pustce. Miała wiele wyznaczonych celów i od nich nie zamierzała uciekać nawet na chwilę. Nigdy. - Myślę, że będzie musiał poradzić sobie z tym samemu – powiedziała w końcu, a w jej głosie pojawiła się twarda nuta. Myśl o podobnym niebezpieczeństwie, powodowała, że czuła mimowolnie większą potrzebę, by przycisnąć do działania Larkina. Wiedziała, że był świetnym artystą, ale nie mogła być z nim wszędzie, nie mogła być z nim na każdym kroku, a to oznaczało, że nadchodziła pora, żeby położyć go na łopatki, rzucając mu wyzwanie, jakie pchnęłoby go naprzód. W ich życiu co prawda nie kryło się tak wiele niebezpieczeństwa, jak w przypadku Irvette, ale nie była w stanie powiedzieć, kiedy wszystko wywróci się do góry nogami i zostaną wciągnięci w coś, czego się nie spodziewali. To zaś oznaczało, że należało sięgnąć po kolejne możliwości. Sięgnęła po kieliszek, przyglądając się przyjaciółce, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że darzyła ją wielkim zaufaniem, mówiąc jej właściwie wprost o tym, co zamierzała zrobić. Kiedyś oburzyłaby się, zaczęła pewnie krzyczeć albo zrobiła coś podobnego, ale życie się zmieniało, tak samo, jak jej postrzeganie życia i tego, co ją otaczało, powoli pokazując jej, że wszystko, co składało się na jej istnienie, nie było tak proste, jak chciała sądzić. Nic nie było tylko czarne albo białe. Wszyscy byli szarościami, jaśniejszymi albo ciemniejszymi, a Irvette była tego doskonałym przykładem. Nie była złym człowiekiem, nie była mordercą, ale jednak z różnych powodów sięgała po coś, co było zakazane. Prawdę mówiąc, Victoria wiedziała, że nie musiałaby sięgać po czarną magię, żeby zabić człowieka i być może właśnie ta świadomość powodowała, że jednak inaczej patrzyła nawet na samą siebie. - Chcę przekonać się, czym może mi zagrozić – powiedziała cicho, ponad kieliszkiem, dając tym samym przyzwolenie na to, co miało się stać. Uniosła kieliszek, tym samym wznosząc toast i przypieczętowując ostatecznie ich umowę, wiedząc, że wkraczała na bardzo, ale to bardzo niebezpieczny grunt. – Czy mogę powiedzieć o tym Larkinowi? Nie chcę okłamywać go w niektórych kwestiach, a wiem, że będzie… zaniepokojony, jeśli nagle zniknę – zapytała cicho, rzeczowo, wiedząc, że Swansea zapewne się wścieknie, kiedy dowie się o obietnicy, jaką właśnie złożyła, choć jednocześnie była pewna, że ją zrozumie, bo o wiele lepiej od niej pojmował emocje.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Irvette nienawidziła niespodzianek. Było to coś, czego w życiu nie mogła znieść i takie nagłe zmiany sytuacji były dla niej niezwykle niekomfortowe. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że nie miała nad czymś kontroli. Było to frustrujące, ale jednocześnie dzięki temu była tak zorganizowana i potrafiła poradzić sobie w wielu sytuacjach, które innych przerażały. Wiedziała, że Victoria jest kartą, którą warto mieć w swojej talii, choć nie traktowała jej jako takiej. Była po prostu jej serdeczną przyjaciółką, a fakt, że mogła na nią liczyć w tak ciężkich sytuacjach był po prostu bardzo miłym, ale też istotnym dodatkiem do tej relacji. -Nie podoba mi się to. - Powiedziała prosto i szczerze. O ile nie uważała Ryana za debila, tak nie chciała zostawiać go w tym wszystkim samego. Czuła, że jest to poniekąd jej odpowiedzialność i powinna coś w tym temacie podziałać. Postanowiła jeszcze raz przemyśleć sprawę i może dzięki temu zobaczy jakieś rozwiązanie problemu, który ostatnio dominował w jej życiu. Spokojnie upiła wino, czując na sobie wzrok przyjaciółki. Nie była tym przytłoczona, ani skrępowana. Victoria była jedną z niewielu osób, przy których rudowłosa czuła się w pełni swobodnie i szalenie to doceniała. -Nie jestem w stanie zapewne pokazać Ci wszystkiego, ale mogę dać Ci ogólny obraz. - Uznała sprawę za przyklepaną. Ostrożności nigdy za wiele i wiedziały to doskonale. Wzniosła również toast, odkładając wino po kolejnym łyku szczególnie, że wyszedł kolejny temat, o jakim chciała z krukonką porozmawiać. Może mniej ważny dla Irvette personalnie, ale równie intrygujący. -Rozumiem. Jeśli jesteś pewna, że możesz mu zaufać, nie mam z tym problemu. Ogranicz się jednak proszę do koniecznych informacji. Nie chcemy i jego w to wplątać przez nieuwagę. - Zgodziła się bez problemu. Czuła, a raczej wiedziała, że Victoria nie zapytałaby, gdyby nie miała do Larkina pełnego zaufania. Zaraz też oczy Irvette zabłysnęły, a na jej twarzy pojawił się lekki, lecz radosny uśmiech. -Jak wygląda sprawa między wami? Widziałam was na obchodach Celtyckiej Nocy, wyglądaliście uroczo i radośnie. - Skoro ciężkie tematy miały z głowy, przyszedł czas na ploteczki, a te sercowe były oczywiście najlepsze.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
- Mnie też nie – przyznała prosto. – Jednak nie możesz zostać jego niańką, zauważyłaś sama, że nie zniósłby zamknięcia, ale zapewne możecie rozważyć namiar lub coś podobnego. Oczywiście, o ile zgodziłby się na takie zabiegi – dodała spokojnie, tonem wskazującym na to, że nie były to luźno rzucane propozycje, ale coś, co ona również przemyślała. Rzadko kiedy rzucała słowa na wiatr, kiedy zachowywała się skrajnie nierozważnie, kiedy naprawdę robiła coś, czego nie powinna i teraz widać było wyraźnie, że chociaż została postawiona przed trudną sprawą i czuła się w niej zapewne niekomfortowo, to nie zamierzała odpuszczać. Była na tyle dojrzała, co zaskakiwało ją samą, że była w stanie pewne rzeczy przemyśleć, rozważyć, że była w stanie je jakoś ustawić, że była w stanie dojść do tego, co w tej powodzi szarości było mimo wszystko czarne, a co białe. Dlatego też skinęła głową na słowa przyjaciółki, a później upiła łyk wina, godząc się z tym, że wkraczała na niebezpieczną ścieżkę, ale nie mogła postąpić inaczej. Irvette znajdowała się w niebezpieczeństwie, a nie była człowiekiem, który porzucałby swoich bliskich tylko dlatego, że nadchodziło coś strasznego. Potrzebowała wsparcia, potrzebowała pomocy, a Victoria mogła jej to wszystko dać. Czarna magia ją przerażała, budziła w niej odrazę, ale rozumiała, że ta istniała, a teraz rozumiała również, że niektórzy specjalnie uczyli jej swoich dzieci, a może to one uczyły się jej, by bronić się przed swoimi szalonymi rodzicami. I chociaż nie do końca mieściło się to w jej głowie, to z logicznego, czysto rozumowego punktu widzenia, wszystko składało się w jasną całość. - Nie zamierzam. Wiem, że nie byłby mimo wszystko zbyt wielką pomocą, nie w chwili, kiedy doszłoby do starcia. Chcę jednak, żeby był świadom tego, jakie niebezpieczeństwo może się pojawić – odpowiedziała spokojnie, bo doskonale znała umiejętności Larkina i chociaż wiedziała, że ten postanowił ćwiczyć, był daleko za nią, czy nawet Irvette. W pojedynku rozniosłyby go bez mrugnięcia okiem, a do tego Victoria nie mogła dopuścić. Zaraz jednak uniosła lekko brwi na uwagę przyjaciółki. – Uroczo? – powtórzyła za nią, bo chyba takie sformułowanie zwyczajnie nie pasowało jej do samej siebie. – Cóż, wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie i nieporozumienia, jakie wcześniej nas dzieliły i zdaje się, że oboje myślimy podobnie o pewnych kwestiach. O sobie. Nie ma więc sensu temu zaprzeczać, chociaż wydaje się, że to nieco jak budowanie zamku na piasku. Wiem, jak wyglądały i kończyły się moje poprzednie związki, więc wiem, że nie do końca się do tego nadaję. Co będzie dalej, tego nie wiem i nie umiem przewidzieć – odpowiedziała, jak zawsze logicznie, jak to ona.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
-Będę musiała z nim porozmawiać. Nie widzę innej opcji. - Przyznała w końcu, bo obydwoje byli dorośli i faktycznie nie mogła traktować go jak dziecka. Poza tym, co niesamowicie Irvette dziwiło, jej komunikacja z Ryanem była czysta i szczera. Nie chciała tego zmieniać. Szczególnie teraz. Różniły się w podejściu do czarnej magii, ale nie było się co dziwić. Ruda była w niej wychowana, malowano jej zakazane sztuki jako coś silnego, potrzebnego, niezbędnego wręcz. Indoktrynacja rodziny silnie zadziałała i de Guise nie potrafiła inaczej na to patrzeć. Owszem, nie rzucała klątwami na prawo i lewo, ale też nie bała się ich użyć, gdy sytuacja tego w jej oczach wymagała. Victoria wiedziała, że jej przyjaciółka posiada tę mroczną stronę, choć nigdy jej nie widziała. -W takim razie mu powiedz. Skoro Cię w to wplątuję, potrzebujesz wsparcia nie mniej niż ja. - Odpowiedziała bez wahania. Ufała osądom Victorii i liczyła na to, że również co do Larkina się nie myliła. Przekrzywiła za to tylko głowę, gdy Brandon powtórzyła to jedno słowo. Nic nie mogła poradzić, że tak to dla niej wyglądało. -Przede wszystkim życzę wam szczęścia i cieszę się, że wyjaśniliście co trzeba. - Zaczęła, wznoszą toast za relację przyjaciółki ze Swansea. -Rozmawialiście o tym? O waszych przeszłych relacjach i przyszłości waszej relacji? - Zadała pytanie, które normalnie sama uznałaby za bezczelne, ale przy Victorii czuła, że może sobie na to pozwolić. Poza tym, dziewczyna zawsze mogła odmówić jej odpowiedzi i też Irvette by to zrozumiała. Ot, była ciekawa, czy rozmowy jakie przeprowadziła z Larkinem, uwzględniały teraźniejszość, czy może coś poza tym.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Victoria skinęła jedynie głową na te słowa przyjaciółki, bo naprawdę nie widziała innej opcji. Była pewna, że właśnie rozmowa jest w stanie wszystko naprawić, zmienić albo wyjaśnić, o czym przekonała się na własnej skórze. Zwykła od tego uciekać, ale to również było szaleństwem, niemalże dziecinną igraszką, która, jak łatwo się domyślić, nie przystała komuś w jej wieku, o jej statusie i komuś, kto pobierał nauki u jednego z najznamienitszych osób ich czasów. W końcu jej dziadek zapisał się zgłoskami ze złota w ich świecie, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. To zaś oznaczało, że musiała dojrzeć, że musiała zacząć dostrzegać rzeczy, jakich nie widziała, że musiała próbować tolerować odmienności, o ile nie wkraczały w jej życie z butami, o ile nie krzywdziły jej i jej bliskich, a Irvette jedyne, co zamierzała zrobić, to ocalić siebie i bliskiego sobie człowieka. - Zamierzamy - przyznała szczerze. - Jest wiele rzeczy, jakie musimy omówić, ale to dopiero przed nami. Wiele rzeczy przed nami, co do tego nie mam wątpliwości, ale tak naprawdę to dopiero linia startu. Co będzie dalej, co się kryje na trasie wyścigu, tego nie wiem. Och, ale przede wszystkim muszę przestać traktować to jak nieustanną rywalizację, chociaż to na pewno bywa ekscytujące - dodała, uśmiechając się kącikiem ust, by upić łyk wina, a później potrząsnęła głową, bo tak naprawdę nie miała zbyt wiele do dodania, nie w tej chwili. Przed nią i Larkinem było jeszcze wiele rozmów, a biorąc pod uwagę to, czego właśnie się dowiedziała od Irvette, czekała ich naprawdę poważna dyskusja. Machnęła jednak na to ręką, bo teraz nie było sensu w tym jakoś szczególnie mocno grzebać, skoro nie mogła przewidzieć, czego się dowie. - Przejdziemy się jeszcze? - zapytała spokojnie.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Choć Irvette nie stroniła od rozmów, to jednak te poważniejsze były dla niej zawsze problematyczne. Czuła się jak plumka w wodzie podczas skomplikowanych negocjacji, zawoalowanych gróźb, czy pełnych obłudy pogaduszek, ale gdy w grę wchodziły jakiekolwiek pozytywne emocje względem drugiego człowieka, błądziła jak dziecko we mgle. Nie nauczono jej nigdy, jak tworzyć zdrowe więzi i jak prawidłowo podchodzić do podobnych tematów, to Victoria, o dziwo, była kimś, kto wskazywał jej w tym wszystkim odpowiedni kierunek. Cieszyła się, że miała ją u boku i że Brandon znalazła kogoś takiego jak Larkin. Chłopak wydawał się być odpowiedni dla przyjaciółki rudowłosej, a jeśli do tego potrafił się z nią komunikować, to ich relacja już na start miała potencjał. Wystarczyło tylko, by Swansea nie zawiódł i dotrzymał partnerce kroku, co wiele osób mogło przerażać. -Myślę, że odrobina rywalizacji nigdy nie zaszkodzi. - Posłała przyjaciółce porozumiewawcze spojrzenie. -Zdecydowanie muszę zaprosić was kiedyś na kolację. Chciałabym go nieco lepiej poznać, jeśli ma być w Twoim życiu przez jakiś czas. - Zadeklarowała się jeszcze. Choć chłopak nie był jej całkiem obcy, musiała zobaczyć, jak zachowuje się w obecności Victorii, by lepiej ocenić sytuację i w razie potrzeby, być w stanie coś dziewczynie doradzić. Nie podarowałaby mu, gdyby jakkolwiek skrzywdził jej przyjaciółkę tak samo, jak nie zamierzała darować ojcu kolejnego podniesienia różdżki na członka jej rodziny. -Zdecydowanie. Muszę pokazać Ci moje laboratorium. Przy pomocy matki i Aoife, udoskonaliliśmy system nawadniania, który zaimplementował tutaj z drobną modyfikacją i liczę na to, że efekty niedługo same pokażą, ile było to warte....
// zt x2
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.