Aby dostać się do gór za Hogsmeade, trzeba przejść w dalszą część wioski, gdzie domów jest znacznie mniej, a ścieżka kręci się o wiele bardziej niż droga główna. Idąc do przodu łatwo dostrzec, że zmierza się w stronę wzniesienia górującego nad Hogsmeade. Dochodząc do zakrętu trzeba go minąć, po czym staje się na końcu drogi. Umieszczona jest tam barierka. Po jej minięciu zmierza się do podnóża góry, pokrytego drobnymi kamieniami i głazami. Stąd już jest trudniej, bowiem należy wspinać się krętą, kamienną ścieżką, co jest męczącym zadaniem. Mimo tego warto tu przybyć, ze względu na ładne widoki.
Na pewno będą jeszcze bardziej sławne od Sherlocka i Watsona, na pewno! O których Slater słyszała w zasadzie tylko dlatego, iż Patty czytała jej mugolskie książki przed snem. Gdyby nie to, zapewne spojrzałaby się na Eve jak na wariatkę. Tymczasem zamiast tego obdarzyła ją szerokim, tryumfalnym uśmiechem. - Najlepsi detektywi we wszechświecie! - dodała bojowo, w tonie motywującym, po czym naprawdę wyruszyły w podróż. Deszcz delikatnie kropił, ale powoli ustawał. Dahlia przeskakiwała z jednego kamyka na drugi, potem zaś droga robiła się nudniejsza, mniej wyboista i w ogóle... czyli dotarły na obrzeża lasu. W którym bądź co bądź było ciemniej, z powodu drzew zasłaniających słońce. - Wilk? - spytała nieprzytomnie, trochę rozczarowana. Spodziewałaby się czegoś bardziej spektakularnego, na przykład jakiegoś buchorożca czy coś... chociaż, gdyby go wkurzyć, miałyby przechlapane! - No może, może - dodała naprędce, wciąż się jednak łudząc, iż nie był to zwykły wilk. Poszła za przykładem przyjaciółki, używając swojej magicznej lupy i przykładając do wszystkiego dookoła, co spowodowało spowolnienie wędrówki. Ale to nic. Szczególnie, iż las zaczął ożywać, wydając dziwne dźwięki... Zamarła na chwilę, słysząc parsknięcie i... trzepot skrzydeł? Próbowała w myślach szybko przeanalizować, cóż takiego mogłoby to być, jednak nic odpowiedniego nie przychodziło jej do głowy. Zamiast tego szybko udała się w stronę Eve, ciagnąc ją desperacko za rękaw. - Co to może być? - spytała jej szeptem, jednocześnie rozglądając się intensywnie dookoła.
Najlepsi z najlepszych ! Tak, to zdecydowanie do nich pasowało. Również obdarowała Dahlię w odpowiedzi swym szerokim uśmiechem, zwiastującym dobre powodzenie tej wyprawy. Nie ma mowy, żeby im się nie udało..no nie ma ! Ach, ona zawsze myślała tak optymistycznie. Ale git, przynajmniej dodawało to jej otuchy i motywacji. - A może chciałabyś smoka ? To by dopiero było..- powiedziała lekko rozbawionym tonem, wyobrażając sobie, jak by to było, gdyby rzeczywiście spotkały te stworzenie. One dwie na tego potworka..chyba jednak nie byłoby tak ciekawie, znając ich temperament. Ale kto tam, wie, na tym świecie wszystko jest możliwe..hihi. Nadal przyglądała się wszystkiemu uważnie, co spotkała na swojej drodze. Czy to listki, czy gałęzie, czy kamienie..każde mogłoby być jakimś tropem ! Nie przeszkadzał jej nawet deszcz, dobrze, że się odpowiednio ubrała. Niepokoiła ją jedynie ta napływająca ciemność..brr, nie lubiła jej. Ale na Godryka, obie są gryfonkami, mają wieć swoją gryfońską godność ! i tak łatwo się nie poddadzą. W pewnym momencie, gdy wesoło przeskakiwała przez jakiś większy korzeń, gdy gdzieś spośród krzaków i drzew dobiegło parsknięcie..i trzepot ? Przystanęła, tak jak jej towarzyszka. Wyostrzyła bardziej swoje zmysły..ona miała jeszcze w zapasie animagię, ale czy to będzie im w stanie odpowiednio pomóc ? zobaczymy.. - N-nie wiem..może to testral ? - zaproponowała, choć nieco nie pewniej. Wiele ich się tu ostatnio kręciło..choć równie dobrze, mogłoby to być coś innego, większego.. Na wszelki wypadek podeszła do przyjaciółki i uczepiła się jej ramienia. W grupie raźniej..prawda ?
To raczej nie było testralem, chociaż gratulujemy Evelyn niejakiej bystrości. Trzepot skrzydeł jakby przybierał na sile, aby ponownie chwilę później przejść w zaledwie lekki szelest. Można było odnieść wrażenie, że pomimo usilnych prób, owe stworzenie nie może się z jakieś powodu wzbić w powietrze... Dziewczyny znów mogły usłyszeć zduszony jęk... bólu? Chyba trudno było to określić, wszakże nieograniczona ilość magicznych stworzeń wydawała nieograniczoną ilość dźwięków, które nie zawsze były tym, za co z początku czarodzieje mogli je brać... Teraz Dahlia i Evelyn miały wybór - iść dalej, czy zignorować te dźwięki? Przecież zawsze mogło się okazać, że to jakieś wyjątkowo podstępne stworzenie, które zwabi je do siebie, a później... BUCH.
No to kosteczki! Dla Dahlii, bo teraz jej kolej. 1,4 - iście gryfońska odwaga i upór biorą górę, więc razem decydujecie się na sprawdzenie co w tych zaroślach siedzi i czy faktycznie potrzebuje jakiejś pomocy. 2,5 - jednak decydujecie się iść dalej, ale wrażenie, że owe stworzenie, z którym spotkania planowałyście uniknąć, zdaje się podążać za wami i słyszycie je coraz wyraźniej... 3,6 - decydujecie się na najbardziej rozsądne wyjście z sytuacji, czyli chcecie zawrócić do zamku - cóż za pech, nagle na waszej drodze staje... bahanka! Czyli małe stworzenie, nieco przypominające elfa. Różni się głównie tym, że jest... jadowite! Oczywiście dziewczyny zdają sobie sprawę, że to nie było to stworzenie, którego jęki słyszały z krzaków.
Czy Dahlia chciałaby smoka? No pewnie, że tak! Pomijając fakt, iż nie umiałaby się nim zająć i najprawdopodobniej wybuchłby jakiś problem czy afera z tym związana, ale kto by się przejmował? No na pewno nie ona! Wszak była rasową gryfonką, nie oszukujmy się. Ryzyko jest jej nieobce, szaleństwo to drugie imię. Perfecto! - Nooo - potwierdziła zatem słowa Evelyn, bardzo elokwentnie zresztą. Ale cóż, Slater to zawsze taka prostolinijna dziewoja była, nic się nie zmieniło. Uśmiechnęła się za to szerzej, hasając niczym uradowana kózka i podśpiewując nieco. Oczywiście do momentu kryzysowego, czyli usłyszenia podejrzanych dźwięków. Wiele rzeczy przechodziło jej przez myśl, kiedy tak stała z przyjaciółką, uczepiona jej rękawu. Rozszerzyła szeroko oczy, gotowa wychwycić każdy ruch; nastawiła wyraźnie uszy, aby wszystko usłyszeć. Co to mogło być? Testral? - Zobaczę go, jeżeli to testral - odszepnęła do Evelyn, jednocześnie analizując, czy to rzeczywiście mógł być on. Nie, chyba one się nie ruszały z Zakazanego Lasu... a przynajmniej tak sądziła Dahlia. Po chwili jednak się uspokoiła , pomimo kolejnych dźwięków wydawanych przez stworzenie. - Jesteśmy gryfonkami, idziemy! - zakomenderowała, jednak wciąż po cichu i pociągnęła za sobą drugą dziewczynę. Skierowały się w stronę zarośli...
Smoki smokami..ale co kryje się w tych zaroślach ? Eve nadal przyglądała się im podejrzliwie, nie ruszając się ze swojego miejsca. Czyżby to był punkt kuluminacyjny tej wyprawy ? Może ślady należą właśnie do tego..czegoś ? hmm, ciekawe czy spotka ich przez to ten upragniony fejm..Evka skrycie wierzyła, że nie jest to nic bardziej nadzwyczajnego, niż powinno być. Taką przynajmniej miała nadzieję. - Ja ich niestety nie widzę - powiedziała, rozglądając się przy okazji czujniej wokół siebie. Może to i dobrze, na pewno niczym miłym nie byłoby oglądanie czyjeś śmierci, z resztą i ona sama kiedyś cudem uniknęła tego widoku..cudem. Ale dosyć, jesteśmy przecież tutaj, w tym miejscu..Skończ już to rozpamiętywać Evka..weź się w garść ! pomyślała, po czym od razu zeszła na ziemię. Odetchnęła głęboko. Mają przecież super tajną misję do wykonania ! Sherlock i Watson na pewno rozwiążą tą zagadkę ! hahah. Raz się żyje, chodźmy ! - powiedziała już nieco pewniej, następnie puściła przyjaciółkę. Na Godryka, są przecież Gryffonkami ! do odważnych świat należy. Ruszyła więc przed siebie, wciąż nasłuchując.. Bez ryzyka nie ma zabawy, heh.
Kiedy odważne gryfonki odsłoniły zarośla, ukazał im się... hipogryf! Co chwilę ryczał, ale nie tak jak hipogryfy zwykły ryczeć, pełne dumy czy zadowolenia wyłącznie z tego powodu, że były, no... hipogryfami! Jęki tego były rozpaczliwe i pełne bólu, ale cóż biednemu zwierzęciu mogło się stać? Kiedy zauważył, że ktoś mu się przygląda, zatrzepotał skrzydłami, próbując pomóc swoim kończynom unieść ciało do pozycji pionowej - niestety, na daremno. Działo się chyba coś poważnego, bo ten gatunek charakteryzował się raczej nieustępliwością i w obliczu zagrożenia (Dahlia i Evelyn na pewno takim potencjalnym zagrożeniem dla zwierzęcia były, zwłaszcza, kiedy nie mógł się bronić) raczej nie bawił się w subtelności.
Kostka dla pierwszej osoby, która napisze post!
liczba parzysta - dostrzegacie, że hipogryf nie może wstać, ponieważ jedno z jego kopyt jest w tragicznym stanie, czyżby jakieś inne zwierze postanowiło zapolować na tak majestatyczne stworzenie, pozostawiając jedynie niesamowicie krwawy i bolesny ślad?
liczba nieparzysta - dostrzegacie, że jedno ze skrzydeł hipogryfa jest dotkliwie zranione, jakby jakieś stworzenie (smok?!?!) zostawiło na nim krwawy ślad pazurami... to na pewno bardzo boli biednego hipogryfa!
Macie też wybór - zostawić hipogryfa na pewną śmierć, czy pomóc mu, tym samym ryzykując własnym życiem? Przecież on na pewno będzie się bronił, dla niego będziecie jedynie potencjalnym zagrożeniem... dopiero później może okazać wdzięczność!
To prawda, oglądanie czyjejś śmierci wcale nie było fajne. Jeżeli zapłatą za to, iż Patty by wciąż żyła, byłoby niezobaczenie ani jednego testrala w życiu, z pewnością dokonałaby wyboru wskrzeszenia swojej dawnej, najlepszej przyjaciółki i opiekunki w jednym. I z pewnością nie żałowałaby tej decyzji ani przez chwilę. Niestety, życie nie pozwala nam na dokonywanie tego typu wyborów, nad czym można było albo ubolewać, albo żyć dalej i czerpać z życia wszystko, co tylko możliwe. Slater oczywiście wybrała opcję drugą. Dziewczyny powoli kierowały się w stronę zarośli. Starały się iść najciszej, jak się tylko dało, ale wiadomo - odgarniane liście i gałęzie oraz nadeptywane runo leśne nie sprzyjały szczególnej ciszy. Nic więc dziwnego, że stworzenie, do którego się niechybnie zbliżały, zaczęło hałasować coraz bardziej. Jednak co to mogło być? Serce Dahlii biło jak oszalałe, ale gryfońska ciekawość była silniejsza. Hej, najwyżej stąd uciekną, no nie? Chociaż dobra, to Eve potrafiła być szybką panterą, a nie ona... ona mogła co najwyżej to stworzenie wystraszyć zmieniając twarz na aparycję baby jagi. Ale chyba na nim nie zrobiłoby to specjalnie wrażenia... No nic, trzeba iść dalej! I właśnie wtedy, kiedy powoli wydobywały się z gąszczy roślin zobaczyły przed sobą... najprawdziwszego hipogryfa! Oczy rudowłosej rozszerzyły się do granic możliwości i nawet nieelegancko rozwarła usta ze zdziwienia. O tych istotach uczyła się raczej tylko na ONMS, nigdy nie widziała ich "na żywo"! Ale chwila, co mu się stało? Nie dało się ukryć, iż ów zwierzę jest ranne w kopyto, w dodatku bardzo się boi i gotowe jest zaatakować w swej obronie. Jednakże jako, iż Dahlia miała dobre serduszko (a Eve na pewno też!) stwierdziła, że nie może zostawić hipogryfa na pastwę losu! Jednak co robić, co robić?! Myśl! Przypomnij sobie lekcje i... Och, no tak. Gryfonkę olśniło, gratulujemy. - Hej, nie chcemy ci zrobić krzywdy, chcemy ci pomóc - powiedziała cicho i najłagodniej jak potrafiła, po czym zgięła się w pół, kłaniając zranionemu stworzeniu. Jednocześnie nie traciła z nim kotaktu wzrokowego i bardzo starała się nie mrugać. Ha, jednak coś wyniosła z tych lekcji! Pytanie tylko czy to w czymkolwiek pomoże? Profesor omawiał przypadek zdrowego zwierzęcia, a nie rannego, rozjuszonego i wystraszonego jednocześnie... Może, jak szturchnęła lekko przyjaciółkę nogą, by zrobiła to samo, to hipogryf się zlituje? Chociaż to byłoby za proste... oby tylko nie zaczął ich atakować! Szczególnie, że różdżka była daleko przy pasku... Niby nie może wstać, ale kto wie, co zrobi z nim podniesiony poziom adrenaliny i instynkt przeżycia za wszelką cenę?
Niestety, Evelyn chyba nie wytrzymała napięcia i zostawiła Dahlię i hipogryfa samych sobie... no cóż, klęknięcie przy półprzytomnym z bólu zwierzęciu może wystraszyć nie jednego odważnego gryfona, dlatego panienki Heartcliff nikt nie będzie zanadto winił! Jak na razie taktyka Dahlii okazywała się skuteczna, hipogryf nie wydawał się wystraszony bardziej niż wcześniej... spoglądał na gryfonkę z lekkim zaciekawieniem. Jednak jeden nie ostrożny ruch, a może się to źle skończyć i dla zwierzęcia i dla gryfonki, wszakże stworzenie wciąż pozostawało czujne. Skąd mogło znać intencje Dahlii? Fakt, na razie zachowywała się w porządku, ale kto wie co takiemu człowiekowi do łba może strzelić, ech! Hipogryf niespokojnie się poruszył, chyba chcąc dać Slater do zrozumienia, w czym tkwi problem. A może wręcz przeciwnie, może nie zaufał gryfonce na tyle, aby zechciał, żeby mu pomogła? Jedno było pewne, Dahlia musiała szybko coś wykombinować, bo hipogryf nie mógł wstać, co za tym idzie, nie mógł wzbić się w powietrze, a tym samym był łatwym celem i ofiarą. Pannie Slater radzimy zainteresować się jego kopytem... tylko co zrobić, co zrobić? Jakieś zaklęcie, może jakaś roślina, o której słyszała na zielarstwie, a która rośnie w lesie?
O rany, ona tu próbowała zrobić wszystko, aby hipogryf dał się obłaskawić, a Eve tymczasem ucieka! No nic, to nic, tak przynajmniej wmawiała sobie w myślach Dahlia, która zaczęła mieć poważne wątpliwości. No dobra, w środku zaczęła coraz bardziej panikować, wiedząc, że w razie czego nie może liczyć na przyjaciółkę-panterę. A cóż, nie da się ukryć, że to zwierzę, mimo, iż ranne, to wciąż było niebezpieczne. I silniejsze od niej. I zapewne również szybsze. Mimo to starała się utrzymywać z nim kontakt wzrokowy i mrugać jak najmniej - bo całkiem nie mogła tego wyeliminować, wiadomo. JEDNAK CO ROBIĆ? Nie może go tu tak zostawić. Ale stracić żywot z powodu jakiegoś stworzenia w lesie to trochę przykra sprawa heheheh. Jeszcze żeby cokolwiek jej się przypomniało, jakieś zaklęcia czy coś, ale nie! Miała cholerną pustkę w głowie. Postanowiła więc trochę mało rozsądnie, że delikatnie i powoli stąpając do przodu, zbliży się do hipogryfa i może zyska trochę na czasie. Spuściła wzrok na jego kończynę i wtedy dojrzała pułapkę! Biedne, biedne zwierzę. Dahlii autentycznie zrobiło się jej go żal. I jednocześnie owładnęła nią złość. Ludzie są beznadziejni. Czemu tak krzywdzili te niewinne stworzenia? Czemu byli tacy okrutni? Najpierw Pan Gryfek, a teraz tutaj! Ach, dobrze, że winowajcy nie było w pobliżu, bo jeszcze by nieroztropnie avadą w niego rzuciła i miałaby problem. Jednocześnie intensywnie myślała, jak mogłaby mu tu pomóc. W końcu po paru chwilach intensywnego przetwarzania danych wymyśliła - tylko musi być szybka! Dlatego wzięła głęboki oddech i policzyła w myślach do trzech. A na "trzy" wyciągnęła pospiesznym ruchem swoją różdżkę zza paska, by wycelować nią w nogę hipogryfa. - Diffindio! Ferula! - wyrzuciła z siebie zaklęcia jeden za drugim. Pierwsze miało za zadanie rozcięcia pułapki, drugie zaś miało patrzeć ranę zwierzęcia. Nie miała pojęcia, czy się udało, czy w ogóle to coś zmieni, a jeżeli tak, to czy mimo to stworzenie nie zrobi jej krzywdy. Cóż, specjalnej możliwości na ucieczkę to nie miała.
Taktyka obrana przez Dahlię była chyba najlepszą, jaką dziewczyna mogła wybrać, jednakże hipogryfy to stworzenia o ciężkiej do przewidzenia reakcji. Wybuchowe i dumne, którym podpaść jest naprawdę bardzo łatwo! A wytłumacz zwierzęciu, że chcesz je uratować, a nie pogrążyć jeszcze bardziej... cóż, przy całej swojej niewątpliwej inteligencji, hipogryfy są stworzeniami trudnymi w tworzeniu nici porozumienia. Jeśli chodzi o osobniki chwilowo zszokowane, przestraszone i zdezorientowane... to cóż, sprawa prezentuje się jeszcze gorzej! Dzięki zaklęciu Dahlii, zwierzę uwolniło się z pułapki, a rana przestała być odczuwalna. Czując, że jest wolny, zatrzepotał skrzydłami i wreszcie wstał. Zaraz jednak warknojęknął gniewnie, pyfając w kierunku gryfonki. Czyżby wziął ją za osobę, która go uwolniła, ale wcześniej zastawiła tę pułapkę? OHO, PRAWDOPODOBNE. Dlatego zanim wzbił się w powietrze, aby nad drzewami uciec do swej hipogryfiej kryjówki, przejechał ostrymi pazurami po ramieniu Dahlii, rozdzierając materiał ubrania i wgłębiając się w jej skórę. Rana była na tyle głęboka, że zaraz oczywiście zaczęła obficie krwawić... tymczasem hipogryf oczywiście zdążył już uciec! Jak dobrze, że w tych górach żyją nie tylko stworzenia, ale i jakiś czarodziej pustelnik może się trafić. Dahlia miała szczęście, iż taki czarodziej, a gwoli ścisłości czarownica właśnie przechodziła tędy, zapewne chcąc pooglądać widok nocnego Hogsmeade, czy coś podobnego. Sentymentalna z niej staruszka była, więc nic dziwnego! Biedne dziewczątko o złotym serduszku wyjątkowo ją poruszyło, a kiedy kobiecinka dowiedziała się, iż poharatana dzieweczka jest z Hogwartu, postanowiła pomóc jej się tam dostać - dlatego skorzystała ze swojej dawno nieużywanej umiejętności, czyli teleportacji. Odetchnęła z ulgą, kiedy i ona i Dahlia znalazły się bezpiecznie pod Hogwartem, skąd gryfonką zajął się już pielęgniarz.
Aglaia jak zapewne wiele osób w szkole cieszyła się, że wreszcie nadeszła wiosna, a co za tym idzie ciepło. Gryfonka postanowiła, że wybierze się w jakieś spokojne miejsce, żeby nacieszyć się pogodą i jednocześnie porobić zdjęcia. Już dawno tego nie robiła i urządzenie leżało nieużywane w jej kufrze. Dlatego też zapuściła się w te mało uczęszczane miejsce, by nacieszyć oczy widokiem. Choć Aglaia Chara zdecydowanie wolała widok morza i plaży oraz zachody słońca musiała przyznać, że Hogsmeade też miało swoje uroki. Jednakże główny cel Gavrilidis były zdecydowanie chmury i przyroda. Przez jakiś czas dziewczyna wędrowała przez wioskę mijając po drodze mieszkańców jaki i również uczniów i studentów. Aparat miała zawieszony na szyi i obijał się o nią przy każdym kroku. W końcu dotarła na miejsce i przysiadła na jednym z kamieni, żeby chwilę odpocząć. Wspinaczka była męcząca mimo, że Aglaia nie mogła narzekać na złą kondycję.
Wiosna. Pełno okazji do psikania i w ogóle, Ames był niezadowolony. Łaził ciągle w kurtce, nawet po dormitorium, w którym zazwyczaj lata ubrany jedynie w krótki rękaw, ale nie, musiała nastać taka popieprzona pora roku i już, cały nastrój do kitu. Nie wspominając o zajęciach, na których sobie tam przysypiał, kiedy było można, a nie zawsze nauczycielowi się chciało od niego odwracać wzrok, ponieważ zwykle podnosił rękę i robił się aktywny. A tu lipa. Wyszedł sobie z zamku, jakimś cichaczem, a dziwnym szczęściem mijając zagadanych nauczycieli i podreptał na zewnątrz. Widok z okna był o niebo lepszy, bo po wyjściu przeszedł go niezbyt fajny dreszcz po plecach, w dodatku ten cholerny angielski wiatr mu włosy zdążył rozwalić na wszystkie strony świata. No za bardzo porządnie to sobie nie wyglądał, ale wzruszył jedynie ramionami, idąc przed siebie. Wybudzimy misia, wybudzimy - powtarzał sobie w myślach, nadal odczuwając zmęczenie. Nie zauważył pewnie dlatego, że znalazł się kilkanaście minut potem za Hogsmeade i zmierzał tuż za kilkoma nieznajomymi. Chętnie ich minął, nakładając na głowę kaptur. Nie potrafił się wyzbyć tej brzydkiej aury i bał się, że zamiast śmieszyć, zacznie straszyć tytmi worami pod oczami. Z tego zamyślenia wyrwała go znajoma już twarz Aglai, na co się oczywiście ucieszył, no bo gryfonlandia. - Panienka zmęczona? - Wyszczerzył się w jej stronę, przysiadając obok. - Mogłaś mnie zabrać ze sobą, samolubie. Też się nudzę.
Dziewczyna przez jakiś czas siedziała w ciszy chłonąc widoki. Lubiła takie chwile, ale na dłuższą metę samotność jej nie służyła. Wręcz obawiała się jej. Na dźwięk kroków na kamieniu Aglaia wyrwała się z kontemplowania okolicy. Jej oczom ukazał się przyjaciel z domu, Cohen. - Wchodzenie pod górę jest trochę męczące - zauważyła po czym dodała.- Nie jestem jeszcze biegła w przewidywaniu poszczególnym jednostkom, kiedy się nudzą - zauważyła Aga na powitanie. Szczerze powiedziawszy od jakiegoś czasu zaniedbała nieco wróżbiarstwo, ale przecież tyle się w szkole działo. Po za tym, Aga z radości, że przyszła wiosna zapomniała o całym świecie. - Następnym razem będę pamiętać, żeby cię zapytać - powiedziała. - No chyba, że nie będę mogła cię znaleźć. Uprzedzając twoje ewentualne pytanie przyszłam sobie po fotografować widoki - dodała. Po za wróżbiarstwem, Gavrilidis lubiła uwieczniać niepowtarzalne i jedyne w swoim rodzaju widoki. Po za tym surowa przyroda miała w sobie coś tajemniczego i przyciągającego.
Weż przestań mi siedzieć w głowie! Zawsze go trochę zatyka, kiedy przychodzi się mu zmierzyć z filozofią Aglai, a patrząc na to teraz, to jeszcze gorzej zaczął to odbierać. Fotografia i góry to było coś nie do opisania, chociażby ze względu na same widoki na papierku, ale no, również niebezpieczne samemu łazić po szlakach, a chciał dać jej do zrozumienia swoją wkurzoną podkówką na mordce, iż jest niezadowolony jej brakiem rozsądku w tych sprawach. Tak, na prawdę powinna kogoś ze sobą wziąć. Poza tym, nie wierzył, by dała sobie radę, mimo tych oczywiście sygnałów ' Jestem dużą dziewczynką, spadaj niańczyć kogoś innego ej '. I tak by jej nie odpuścił. Przyjaźnili się, a takie relacje zwyczajnie nie zostawiał na najwyższej półce. Trza pielęgnować, bo gdyby się coś gryfonce stało, to by pewnie tego sobie nie wybaczył. Ale dłużej się tym zamęczać nie chciał teraz. Zjebkę wymyśli później, najlepiej przy sporej ilości ludzi, by się wstydziła okropnie i wzięła do serducha. - Mogłem to przewidzieć - Stwierdził, lustrując okolicę trochę milej, bez wstępnego oceniania, że brzydko, że lepiej byłoby im w Saragossie. - Wiosna obudziła niedźwiadka z zimowego snu i tak dalej. Jesteś do niego podobna. A, że widzisz w górach ukryte piękno, to zdecydowanie powinnaś tego roku wakacje spędzić w Hiszpanii.
- Zdecydowanie wolę morze i zachody lub wschody słońca rano na plaży. Szum morza. Pisk mew. - powiedziała Aglaia zgodnie ze swoimi przekonaniami. - Choć przyznaję, że w górach lepiej widać niebo. Dziewczyna miała w sobie coś z filozofa. Lubiła tak siedzieć i dumać, a potem szukać na zdjęciach oznak przyszłości. Taki nawyk. Po za tym kiedy patrzyła na niebo w pewnym sensie widziała morze. Na marzenia przyjdzie czas później. Aga pokręciła głową, żeby wrócić do rzeczywistości. - Proponujesz jakieś konkretne miejsce? - Zainteresowała się. - Nie byłam jeszcze w Hiszpanii. Tylko w Grecji. Ale nie powiedziane jest, że jeszcze może jej nie odwiedzę. Tylko żeby było ciepło. Aglaia lubiła fotografować przyrodę, by potem zimą powspominać jak latem czy wiosną było pięknie ciepło, zielono. Aglaia miała dosyć siedzenia w zamku, kiedy na dworze było tak ciepło. Po za tym wypadałoby uzupełnić kolekcje zdjęć, kiedy przyjdzie śnieg i mróz.
Szum morza, pisk mew., jak tak mówiła, to zaczął trawić te wytyczne w myślach, ale za cholerę nie umiał. Stawiał na jej gorszy dzień na początku, ale chyba najwyraźniej się podda. Bo to nie tak, że się nie chce postarać i ją zrozumieć, ale łatwiej byłoby mu rozmawiać na temat eliksirów czy astronomii, z których był pro uczniem, a nie o zbyt romantycznych sprawach, które się go nie imały po prostu. A tak to, musiał coś chyba zmyślić i po jakiego kipa. Chociaż, przy Aglai kłamstwo raczej nie było w stanie przejść. Patrząc na nią już ci się odechciewało łgać jak podczas spowiedzi, bo masz dosyć tej kratki, która was dzieli i mówisz, co ci ślina na język przyniesie. Znaczy, co pomyśli akurat w tym momencie Cohen, bo wiadomo, inni reagują na kraty różnorodnie: od zachwytu, że nareszcie wyznasz wszystko, co do joty, po desperację, a na strachu kończąc. Znowu zbaczał z podjętego kierunku rozmowy. Normalne. Kto wie, może jeszcze go jakoś porządnie do natury nastawi, to będzie biegał po trawce jak rozanielony hipis z kwieciem we włosach. W gruncie rzeczy, skomplikowany do nauki nowych rzeczy nie był, postawić sobie nowy dziwny cel, też nie było trudno w jego mniemaniu, ale pewnie przy dłuższym zapoznaniu by się zrobił strasznie dziwny i nijaki. Z tym charakterem to tylko do przedszkola mugolskiego, na opiekuna dzieci od lat 2-5. O, coś w tym stylu. Jest za dziecinny, mało poważny i nieokiełznany. - Hiszpania to zajebisty kraj. O ile wiesz, w jaki region się wybrać. Nie wszędzie jest tak pięknie i zielono - Miło powspominać rodzinną okolicę, na pewno z kilka razy jeszcze wybrałby się do miasteczka portowego, tam na pewno Aglaia znalazłby sobie miejsca do uwiecznienia krajobrazów na zdjęciach. Ale narazie nie ma mowy o jakimkolwiek wyjeździe. Nauka, nauka i jeszcze raz nauka, albowiem nie przejdą do następnej klasy. I przyniesiesz wstyd rodzinie. - Wiesz, że moja matka nie zwraca uwagi na moich gości. Zawsze możesz sama albo z KIMŚ mnie odwiedzić. No nie obrażę się.. czekaj, ty nawet powinnaś. Bo mi obiecałaś - Dodał tym swoim przemądrzałym głosem, ale specjalnie, następnie cmokając w powietrzu. I banan.
Każde miejsce miało swój niepowtarzalny urok i czar. I każdy wolał innego rodzaju krajobraz. A Aglaia najbardziej ukochała sobie morze. Było łagodne i spokojne. Cicho szumiało i potrafiło ją uspokoić. Jedynie, gdy na morzu panował sztorm, Aga obawiała się morza. Ale w takie dni nie przychodziła na plażę, jeśli akurat była jakaś w pobliżu. Nie chciała popsuć sobie wspomnień o spokojnym i łagodnym morzu. Góry za tu uważała za bardziej niebezpieczne i zdradliwe. Chociaż morze też takie potrafiło być. Nie wszędzie wasz była jednakowa głębokość. Gavrilids musiała się uszczypnąć, żeby przestać rozmyślać. Czasami zdarzały jej się takie chwile, kiedy się zamyśliła. Wtedy jej ciało było na miejscu, ale myśli odlatywały i błądziły bez konkretnego celu. Ileż to już razy tak miała? - Ja się wolę wybierać w miejsce, gdzie jest zielono i kolorowo - uznała. Szarość i nudę miała w Hogwarcie podczas jesieni. Ta pora roku była ładna tylko na początku, kiedy liście jeszcze miały kolory i nie pospadały z drzew. - Coś mi się wydaje, że samej by mnie nie puścili tak daleko - uznała z błyskiem w oku. Już widzi jak Ioannis puszcza ją samą gdzieś na wyprawę. Najstarszy brat takiej opcji nie przewiduje. Nawet wiedząc, że w sierpniu skończy siedemnaście lat.
Yh, starsi bracia. Rodzeństwo zupełnie niepotrzebne, no po co im starsi bracia, narzekający na wszystko dookoła, znęcający się nad nimi przy każdej możliwej okazji i spędzający im sen z powiek, bo pan każe, a sługa, młodsze musi. Przynieś, podnies, pozamiataj za mknie, bo jestem zajęty zbytnim podziwaniem siebie w lusterku, albo dziewczyną kolejną do kolekcji. Jakby istniał sobie jeden, gdzieś tam na drugim końcu świata, Cohen nie miałby nic przeciwko. Niech sobie żyje według własnych zasad i śpiewa serenady paniom z nocnego klubu. Ale nie, było ich dwóch, a o siostrze nawet nie chciał myśleć. Alexander i Felix to zło na tym świecie, zło wcielone, zło, które należało zneutralizować, najlepiej w całości wyeliminować, dlatego po części wiedział, jak się czuje Aglaia i co ukryte jest w jej słowach, na serio. I gdyby tylko nie posiadała kogoś nad sobą, kto nią kieruje na tyle, by zabronić wszelkich uciech i zabaw, to z pewnością przy najbliższej okazji zabrałby koleżankę do rodzinnego miasta. Spodobałoby się dziewczynie, oj tak. Słońce, przesiadywanie nad basenem, imprezy w mieście, zwłaszcza te fajne festiwale, teatry odbywające się nocą. Przy takim stanie rzeczy, marzenia musiały im obu wystarczyć. I oto siedzieli zrezygnowani, no jeśli chodzi o Amesa i jego zaangażowanie dzisiejsze przynajmniej. Aglaia wydawała się być radosna, więc pozostawił sobie cały ten filozoficzny bajzel w głowie. - Też racja, bo jeszcze bym cię zdemoralizował na sposób, który im by się nie spodobał - Zaśmiał się, wlewając w swe słowa tyle dwuznaczności ile tylko potrafił. Jednak to były żarty, a on nie zrobiłby żadnej krzywdy osobie, którą wysoko sobie ceni. Gorzej bywało z wrogami, którzy z nienawiścią do niego się wcale nie kryli. - Czy na serio mi się tak źle z oczu patrzy? Potrafiłbym zadbać o ciebie czy o kogokolwiek innego, aż mi się serce kraje, gdy ludzie myślą inaczej- Zapytał wprost, zerkając na nią ze znikomym uśmiechem.
Owszem, Aga narzekała nie raz na braci, ale jednak miała pewność, że chcą jej dobra. W sumie to tylko kiedy byli we troje, Petros jako tako dogadywał się z Ioannisem. - Oczywiście, że nie - powiedziała Aglaia podnosząc się z kamienia. Odpoczęła już po wspinaczce, a po za tym rozpierała ją energia. Nie mogła tak siedzieć, kiedy wreszcie było bliżej niż dalej do lata. - Ale musiałbyś przekonać do siebie Ioannisa, co raczej mogłoby się okazać trudne. Z resztą dla mnie też. Widok z gór rzeczywiście był piękny. Miał do zaoferowania znacznie więcej niż morze, gdzie dominowała jedynie woda i nic poza tym. Z góry wszystko wydawało się takie małe, że aż trudno było uwierzyć, że w rzeczywistości świat jest taki duży. Czy jednak istniała możliwości, żeby Aga porzuciła morze na rzecz gór? Raczej na pewno nie. Za bardzo była zżyta z morzem i jego bezkresem. Dziewczyna podniosła aparat i zadarła głowę do góry, ku niebu. Chmur było nie wiele, więc za dużo zdjęć nie wykona. I jak tu potem przepowiadać przyszłość czy coś innego? Skandal! - Ale to tylko oznacza, że się o mnie troszczy - uznała Aga opuszczając aparat. - Jest to uciążliwe, nie przeczę, lecz cieszy mnie świadomość, że mną interesuje.
Jakby tak Cohen miał się postawić na miejscu AGi to na penwo by już dawno sfiksował. Serio, była zbyt spokojna jak na dziewczynę ze starszym bratem w zanadrzu. Zawsze sądził, że to siostra narzeka najbardziej na zbyt troskliwe rodzeństwo, złośliwe też i najbardziej zaborcze osoby w życiu, ale cóż, najwyraźniej się cholernie mylił, bo powiedziała to tak, jakby z góry było ustalone, że to dla jej dobra, że muszą robić tak, by czuła się bezpiecznie. Nie wiem, pewnie w głowie Amesa to inaczej wyglądało i miało więcej sensu. Wygiął się w tył, cholera wie, czy nawet za bardzo nie zaszalał, bo coś mu chrupło w kręgosłupie, ale skierował jedynie twarz do słońca, kątem oka patrząc co wyprawia z aparatem gryfonka. - Nie tak mocno, bo se urwiesz - Powiedział z przekąsem, ręką popychając ją bardziej do przodu, coby się wyprostowała porządnie, bo co to by było za piekło, gdyby ich jedna, jedyna siostrzyczka trafiła do skrzydła szpitalnego. Oho, no obity ryj jak się patrzy. - Głowę se urwiesz, mam na myśli. No i gdzie masz te chmury, niebo czyste, jak pupa niemowlaka. Lepiej zacznij robić zdjęcia ludziom, bezcenne, jak się wywalą! Nigdy by nie odważyłby się sięgnąć po aparat, nie wie jak tym czymś ma się posługiwać, wolał bardziej proste do obsługi i mniej skomplikowane urządzenia mugolskie, jak telefon. Oj za nim to tęsknił bardzo, te wszystkie gry, w które zdążył sobie pobić fajny rekord, aplikacje, ooo tak. Nie twierdził jednak, że to lepsze od normalnego robienia fotografii, ale zdecydowanie nie było to działką chłopaka. Jeszcze by coś zepsuł, niespecjalnie, bo z przypadku i pecha do bardziej zaawansowanych technologii. W sumie była też zaleta z komórką taka, iż nie musiał się przemieszczać do innej lokacji dzięki proszkowi, bo trzeba było porozmawiać z kumplem. Nie, wciskasz klawisz odpowiedni i cyk.
A mama tyle razy mówiła swojej jedynej córce, żeby się nie garbiła. Garb ma wyrosnąć podobno od nauki, a nie od postawy. Jak będzie skrzywiona to męża nie znajdzie i zostanie starą panną pracującą z hipokampami w hodowli ojca. - Nie urwę - zapewniła Aglaia. - Powiedzmy, że wyszłam w amoku na ten dwór nie zastanawiając się czy chmury będą, czy też nie. Za bardzo się cieszyłam, że jest ciepło. Adze już przeszła ochota na robienie zdjęć. Nie potrzebnie się fatygowała taki kawał drogi z zamku pod górę na darmo! Co za porażka. Trzeba było jednak sprawdzić pogodę, a nie lecieć w ciemno. - Cohen powiedz seeeeeer! Gavrilidis znienacka odwróciła się i pstryknęła chłopakowi zdjęcie. W końcu sam wspomniał, żeby fotografować ludzi. Więc będzie pierwszy w jej nowym albumie, jaki założy specjalnie na takie zdjęcia. Z Zaskoczenia. - Już się nie mogę doczekać, kiedy urządzą pierwszy mecz quiddicha z przyjezdnymi - zmieniła temat ponownie siadając na kamieniu, na którym wcześniej siedziała. - Mam nadzieję, że Hogwart wygra. Nie wypada ponieść porażki, zwłaszcza jak to my gościmy Australijczyków i Kanadyjczyków. A jeszcze nie tak dawno, Aga rozważała dopiero wstąpienie do drużny swojego domu, a teraz była w pierwszym składzie reprezentującym szkołę. I już ją nosiło, żeby grać. A po za tym bardzo chciała wygrać. Szczególnie po przegranej w szkolnym Pucharze Quiddicha. Tego lepiej nie wspominać. Porażka. Tak można było tamten feralny mecz określić.
No cała ona. Wprawdzie wspominał wcześniej, iż nie chce ogarniać do końca, co jej siedzi w główce, ale teraz tak patrząc z innej perspektywy.. Nie zdążył pofilozofować przez trochę, a przynajmniej przetrawić kompletnie jej słowa i zamienić na swoje rozumowanie, bo mu bezczelnie i bez pytania zrobiła zdjęcie. Cohen tak się wystraszył, że na pewno jego mina na tym zrobionym przez Aglaię zdjęciu nie była zbyt zadowalająca. W gruncie rzeczy był fotogeniczny zawsze i wszędzie, bo nawet sam na siłę się wciskał ludziom w centrum obiektywu, ale z zaskoczenia go brać - ostatnio wszystko w jego ustach i głowie brzmiało albo przerabiało się na dwuznaczne podstawy, musiał coś z tym serio zrobić - no nie chciał takich dziwnych fotografii, dajmy spokój, zero pojęcia o modelingu. Taka myśl nawet mu nie przychodziła do tej zdziczałej i obrośniętej blond kłakami czupryny. Takie stawianie specjalne przed aparatem, to wyłącznie kojarzyło mu się z pedałowaniem, a to już z ... no wiadomo czym. Zasłonił się dlatego ręką, żeby mu więcej niespodzianek nie wyrabiała, bo inaczej się zdenerwuje i zacznie być na prawdę niegrzecznym chłopcem. Jeśli coś nie szło po drodze Cohenowi, musiał o unicestwić. - Nie, mi, nie mi, co ty tworzysz tutaj.. Bo ci go zabiorę cholera jasna! - Odpowiedział z wielkim, zadziornym i wręcz wyzywającym uśmiechem na twarzy. Wskazał na swoje oczy, że niby ma ją na celowniku i nie pozwoli sobie niczego takiego więcej powtórzyć. Samowolka, no proszę. Jak pozwoli to będzie mogła, a jak nie, to.. niech lepiej nie wywołuje wilka z lasu, bo wilk wyjdzie głodny i gotów zeżreć owieczkę. No co, te rzeczy były dla Ames'a ważne. Znowu powracał do niego jak bumerang, temat rozgrywek. A wraz z nim ta czysta nienawiść do tego sportu, no bo kurde, on nie może latać od dobrych kilkunastu lat, zabijcie go proszę. Zgłasza się na ochotnika! Czemu takie trudne sprawy to tylko trzymają się mocno go, aniżeli jakiegoś ponurego ucznia Hogwartu, który ma jeden jedyny cel - przeżyć bez większych ekscesów szkołę i wyjść jak najszybciej z tego piekła. Gdyby nie kontuzja, śmigałby już dawno z Agą na miotle po boisku, również ciesząc się z tego, iż odbywa się ta niecodzienna impreza. Jednak w tym przypadku, trzeba się pogodzić z rzeczywistością i siedzieć na trybunach, udając, że cię to nie rusza, a w rączce dzierżysz małą flagę Gryffindoru. Jezu, jak go to boli do tego stopnia, że to czasami żałosne. Inni się popisują swym talentem, pracą w zespole, a on musi wytrwać wśród tego bydła i dopingować jak ten szaraczek. Chociaż zawsze istniała druga strona medalu, bardziej w radosnych nastrojach, ponieważ grała tam Gavrilidis. Jako przyjaciel musiał się wykazać wsparciem ogromnym i wyrozumiałością. - Wygra, bo mamy świetnych zawodników, a w tym ciebie. Najwyżej komuś złamię nogę czy rękę, gdy będzie się ciebie czepiał po drodze. Okaleczymy drania - Wiadomo, że najlepszą obroną jest atak, to co się będzie tam posługiwał swym jęzorem, skoro ma różdżkę. O ile im nie zabiorą na wstępie na mecz, to się pochwali czego zdążył się nauczyć przez te wszystkie zajęcia w Hogwarcie. To była ciekawa propozycja, a i bezpieczeństwo dziewczyny było też tutaj priorytetem, aczkolwiek nie zaprzeczał, że da sobie radę sama. Przymknął z powrotem oczy, wracając do poprzedniej pozycji ' w stronę słońca'.
- Oj tam, oj tam - machnęła Aga ręka bagatelizując sprawę. - Sam mnie zachęcałeś do robienia zdjęć ludziom, a że byłeś na miejscu, więc uznałam, że zacznę do przyjaciela - powiedziała. - Ale się nie bój. Świat nie ujrzy tego zdjęcia. Aglaia miała to do siebie, że cóż. Energia ją rozpierała i siedzenie długo w jedyny miejscu to nie dla niej. Nie chciała się nudzić i siedzieć w samotności całymi dniami. Dlatego też starała się zawsze robić coś ciekawego z przyjaciółmi. A, że kierowała się częściej sercem niż rozumem dopiero z czasem skuma, że nie wszyscy lubią jak im się robi zdjęcia z zaskoczenia. I w tym samym momencie w jej głowie zakiełkował szatański plan. Musi kiedyś Petorsowi i Ioannisowi zrobić fotki jak śpią. Może się ślinią? - Takie małe uszkodzenie ciała - zgodziła się Aglaia z błyskiem w oku. To może być przydatne. I gdzie tu jakieś cechy prawdziwego Gryfona? Możliwe, że każdy ma w sobie coś z każdego domu. Nawet Slytherinu!
Nie lubił się ograniczać, nie znał odpowiednich czynów, czy też osób, które powstrzymałyby go od czegoś, od zrobienia głupoty. Sam w sobie był bardzo uparty, gorzej niż ten osioł, do którego ludzie są porównywani, a;le za to oni posiadają wspomniane granice. Przecież w Quidditchu o to chodzi. Trzeba być szybkim, bystrym, przebiegłym, wczuć się w rolę, jak nigdy, zaimponować przeciwnikom swoimi inteligentnymi i przemyślanymi ruchami na boisku, aż w dać z petardy, zaskoczyć i zdobyć bramkę. A, że użyliby paru sztuczek, by uzyskać i tak pewnie znajomy smak zwycięstwa na koniec tej całej imprezy, to już chyba każdy debil za przeproszeniem o tym wie. Czy inne szkoły będą równie na tyle ogarnięte i sprawiedliwe, by nie próbować zakazanych metod? No wątpił i był nawet za dopuszczeniem się złamania paru podpunktów w regulaminie. Będą bronić swoich, to jasne jak słońce przecież, nikt nie przyjechał tu, by się grzecznie wychowywać i siedzieć najlepiej z rękoma na stole, na kolanach, whatever. Trzy szkoły, dwa razy więcej uczniów na trybunach i wcale nie zazdrościł w tej chwili nauczycielom. Takie gadanie o grze fair play, bez kopania i jakiegokolwiek świadomego znęcania się pozostaje zachować na mecze pomiędzy uczniami w Hogwarcie, ale podobno i to zawodziło, but i'm not even sorry, podsumował w myślach. - Nie, że nie lubię, ale wyglądam jak ćpun, poza tymmm - Podciągnął się na chwilę do góry, sięgając jedną dłonią po sprawcę uwiecznienia okropnej mordy Ames'a na zdjęciu, a dokładniej aparat, a drugą przytrzymując jej własne łapki, by się nie zdążyła sprzeciwić. No serio, on tutaj jest silniejszy, niewyspany i nie tryska energią. Niech się waćpanna zlituje. W gruncie rzeczy chciał wykasować te, które mu zrobiła, ale za cholerę nie potrafił stwierdzić, który guzik odpowiada za śmietnik. Poddając się, zerknął ostatecznie na Aglaię wzrokiem, pomieszanym najpierw z desperacją, a potem z 'dam sobie radę, tylko weź się nie śmiej'. - Za Chiny, a nawet Kazachstan nie jestem w stanie tego rozgryźć. Ale wykasuj, proszę! Dalej, przy mnie. Co do okaleczenia, musi być małe ale skuteczne. Jakieś pomysły?
Aglaia za nic nie chciała wykasować tego zdjęcia. Sam zachęcał ją do robienia zdjęć ludziom. Po za tym, jej aparat był bardzo starego typy i na kliszę. Był to zdecydowanie aparat czarodziejów, a nie takie cyforwe mugoli. - Nie da się - powiedziała Aglaia szczerze. - On na kliszę jest i zdjęcia się wywołuje. Ma już swoje lata i co najwyżej można zdjęcie podrzeć jak się wywoła kisze. A ja nie mam jej jeszcze całej zapełnionej. Aga nie chciała się usprawiedliwiać. Powiedziała Cohenowi tylko szczerą prawdę. Po za tym przecież czarodzieje nie mieli takich zabawek jak mugole. - Ale skoro chcesz, to jak je tylko wywołam to oddam ci to zdjęcie. Gryfonka miała nadzieję, że to wystarczy. Nie chciała ryzykować utraty przyjaciela przez jedno zdjęcie, chociaż zżerała ją ciekawość, jak będzie wyglądać. - Pomysłów brak - zakomunikowała. Uniosła głowę do góry, ale jak na złość chmur nie ma. Nie było i raczej dzisiaj już chyba nie będzie.
No tak, dla takiego mało obcykanego w elektronice mugoli czarodzieja, jakim był Cohen, to rzeczywiście wyczyn prawie niemożliwy. Zrozumieć te wszystkie przyciski i w ogóle, nawet nie rozpoznał, że to coś może być magiczne i wywoływać zdjęcia za pomocą czarów. Tez porównanie sobie znalazł, ale cóż, głupi potrafi być jeszcze głupszy, gdy chce się wykazać odrobiną mądrości. Jak zwykle, nie udało mu się przechytrzyć umysł Aglai i to co w nim siedzi, wiec skończył na podpieraniu głowy ręką i wkurzaniu się cicho pod nosem. Serio, nic ostatnio nie idzie po jego myśli, jakby ktoś rzucił na niego zły urok. Niedługo zacznie się chować przed otaczającym go światem, bo stwierdzi, iż gdzie nie pójdzie, to sieje zło i zniszczenie. Niczym zły potwór w mandze. Tak, bo uwielbiał je czytać i miał na ich punkcie kompletnego świra. Wycelowałem idealnie. Ale powróćmy na ziemię. - Czy muszę zostać tu mózgiem operacji? Wszystko zwalasz na mnie, ale chcesz by przyszłemu przeciwnikowi coś się stało. A co, jeśli mi coś się przekręci w głowie i wyjdzie formułka nie ta? Uratujesz mnie? - Spojrzał na nią maślanym wzorkiem, podpierając już obydwoma rękoma głowę, bo wygodniej. - Nie, ty musisz, bo inaczej się już do ciebie w ogóle nie odezwę. A teraz co, idziemy dalej, czy..?