Na wspomnienie o transfusion aż pobladła… Owszem. Owszem wiedziała. Przełknęła głośniej ślinę, bo jakoś tak nagle zrobiło jej się sucho w ustach.
-
Nie tylko wiedziałam, wykonywałam… Val, to jest przerażające zaklęcie – pokręciła głową, głęboko wciągając powietrze, dopiero jak je wypuściła, na jej twarzy pojawił się leciutki uśmiech. Bo przecież… Przecież dała radę. –
I jeszcze bardziej niesamowite – przeniosła na nią już znacznie spokojniejszy, trochę niedowierzający wzrok, jakby nadal nie mogła sobie uzmysłowić tego, że jej wyszło. –
Ale nie sądzę, żebym w najbliższym czasie była w stanie je powtórzyć – prychnęła, bo wtedy naprawdę pchała nią adrenalina.
A poza tym teraz pojawił się znacznie ważniejszy temat do rozmowy!
-
ŚCIGAJĄCA! – wypiszczała tuż za nią i przytuliła ją mocno. –
GRATULACJE! VAL! ALE JAK?! W sensie naprawdę gratulacje, jestem cholernie dumna! Ale… Nie boisz się już latać? – śmiała się, trochę zdziwiona, ale przede wszystkim będąca niesamowicie pod wrażeniem przyjaciółki. Była taka odważna! –
Jesteś niesamowita! Naprawdę! – a zaraz szturchnęła ją w ramię, szczerząc się lisio. –
Pfff, możemy się przyjaźnić, ale wygrają Gryfoni – wystawiła jej język.
-
Na wygnaniu… – westchnęła ciężko i aż złapała się za głowę. –
Val, wciąż na nim jestem, Patol to jakiś maniak. Odbębniłam zawieszenie, mam szlabany, a dalej nie chce mi dać zgody na uczestniczenie w kółkach! I meczach! Pochlastam się! – poskarżyła się z niezadowoleniem, bardzo chciałaby zetrzeć się na boisku z przyjaciółką, ale jak miała to zrobić, jak nie pozwolili jej nawet zbliżyć się do miotły? –
Za to zawieszenie było… Odświeżające – i jak to ona miała w zwyczaju, nie smuciła się długo, zaraz znajdując powód do radosnego śmiechu i tego błysku ogników pasji w oczach. –
Jesteśmy z Seaverami na tropie tajemnicy! Mogłam poświęcić cały czas treningom! I nawet z Maxem byliśmy w Venetii świstoklikami! – opowiadała o wszystkim jak najęta, omal nie zapominając, że miała się uczyć.
Trudno jej się było po tym skupić na notatkach, ale wiedziała, że jeszcze trochę materiału miała przed sobą, a przecież uczyła się tego z własnej obietnicy sobie złożonej. I niewypowiedzianej w stosunku do innych, do pomocy którym chciała być gotowa. Więc, nie ważne jak bardzo nie chciałaby teraz się ekscytować, złapała te nieszczęsne notatki.
Narysowała kolejną strzałkę, pisząc przy niej o tym, jak działało krążenie. Zanotowała, że najpierw krwią doprowadzaną przez żyły wypełniają się oba przedsionki. Oczywiście każdy z tych faktów uzupełniła o małe rysunki, bardziej nawet diagramy niż pełnoprawne ilustracje. Od przedsionków poprowadziła strzałkę po krzywej, żeby zatoczyć pełen krąg tych notatek. Kolejnym punktem było wpychanie przez przedsionki krwi do komór. Jako trzeci etap zapisała skurcze komór, które tym ruchem wyrzucają krew do tętnic. Następnym etapem kręgu krążenia był krótki okres spoczynku serca, zaznaczyła wykrzyknikiem, że było to niezwykle ważne, bo dopiero gdy było rozluźnione, przedsionki wypełniały się na nowo krwią. Tu zatoczyła ostatni łuk ze strzałki, samykając krąg tego cyklu, który następnie powtórzyła sobie kilka razy, patrząc na ruszające się zdjęcia w podręczniku, żeby lepiej zobrazować sobie ten proces i go zrozumieć, całą mechanikę, a dzięki temu i lepiej używać w przyszłości zaklęć, które mogły być potrzebne do jego wznowienia.