To bardzo kapryśne, magiczne drzewo, zdaje się zmieniać nieznacznie swoje położenie, wędruje wzdłuż paronamy rozciągającej się na Hogsmeade i Hogwart, ale to nie jedyna jego czarodziejska właściwość. Obrastające spiralnym konarem kusi do podjęcia się niebezpiecznej wspinaczki w górę, a każdych śmiałków, którzy przetrwają tą podróż po szerokim pniaku w górę, obdarowuje drobnym prezentem. Opuszcza dla nich swoje gałęzie, pozwalając się im cieszyć uwieszonym pod jedną z nich namiotem, ze splotu gałązek i magicznych pajęczych, jedwabnych sieci, które idealnie utrzymują ciepłe powietrze wewnątrz namiotu. W ten sposób szczęśliwi Ci, którym uda się tu wejść i móc podziwiać wspaniały horyzont, rozciągający się z tej wysokości lepiej niż z jakiegokolwiek punktu widokowego. Warto doczekać w tym miejscu wschodu słońca, ponieważ, jak głoszą nieliczni, którym udało się tu wspiąć, jest to niezapomniany widok. UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Nawet jeśli już raz odkryjesz lokację, nie możesz odwiedzać jej bez ponownego rzucania kością, gdyż drzewo może się przemieszczać.
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Im dłużej Darren przebywał w towarzystwie Leighton - a raczej, w czyimkolwiek towarzystwie - tym bardziej niestety miękł. Przyjął ją w namiocie na konarze magicznego mądregodrzewa jak ostatni gbur, częstując winem nieznanego pochodzenia - bo etykiety dziadka tak naprawdę nie zawsze niosły ze sobą stuprocentową pewność, że piło się to, co się chciało pić - a do tego nawet kiedy już Swansea była w środku, wyraźnie zaaferowana odnalezieniem wędrującego drzewa, to Darren zachowywał się w sposób zupełnie niegościnny. - Witam na Magicznym Mądrymdrzewie - powiedział oficjalnym tonem Krukon, ręką wykonując gest prezentujący... no cóż, wnętrze namiotu - Jest na pewno drzewem, jest na pewno magiczne, ale z pewnością nie jest mądre - dodał, nasłuchując skrzypienia konarów, które wbijały się właśnie w ziemię w nowej lokacji, gdzie zapewne miały ochotę pozostać przez parę lub paręnaście lub parędziesiąt minut - Mam nadzieję, że nie zawiodło twoich oczekiwań - dodał wypranym z emocji tonem, nalewając do obu szklanek nieco wina, które - miał nadzieję - nie było w smaku zupełnie odrażające. Darren najpierw pokiwał głową, udając że rozumie o czym mówi dziewczyna. W końcu, gdyby to on sam był artystą, to czy parki rzeczywiście byłyby aż tak nudne? Przecież mimo tego samego tła, każdy skwer był codziennie inny - dzięki innym osobom czy zwierzętom, które akurat go odwiedzały. Na pewno dzięki temu byłby ciekawszy niż każdy krajobraz, który niezależnie od dnia byłby taki sam, różniąc się jedynie oświetleniem i charakterystyką zależną od pory roku. Następnie jednak chłopak uniósł brwi do góry - akty? Prawdę mówiąc, to Shaw po raz pierwszy słyszał, że Lei w portfolio miała również i takie dzieła. Jednak zamiast zgorszenia czy chęci zmiany tematu, w jego głowie pojawiły się przede wszystkim pytania - czyje i kogo akty Swansea miała już okazję szkicować? Ostatecznie jednak uznał, że nie była to jego sprawa - sztuka była dzieckiem artysty, a póki ten nie chciał jej wystawić na światło dzienne, to wyciąganie jej na siłę mogło przynieść więcej szkód niż korzyści. - Nie. Khm... nie - odpowiedział na pytanie o "egzamin" Shaw, zerkając na szklankę z winem. Zacisnął wargi, po czym wciągnął powoli powietrze, jakby przygotowując się do jakiejś wyjątkowo ciężkiej czynności - Raczej miejsce pełne wspomnień - dokończył w końcu z niemrawym uśmiechem, naczyniem wskazując na ściany wiszącego w powietrzu namiotu.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Zmiana nastawienia Darrena nie była konieczna, aby Lea została w tym miejscu, ale z całą pewnością była miłym zaskoczeniem, które niechcący okazała nikłym uśmiechem, a zaraz zamaskowała standardową złośliwością. — Zatem łączą was przynajmniej dwie cechy, jak uroczo! — zawołała, cudem utrzymując względną powagę, choć kąciki ust zadrżały w zdradzieckim rozbawieniu. O bycie drzewem go nie podejrzewała, choć może naiwnie i mylnie, zważywszy na to jak spokojny, małomówny i powierzchownie wyzuty z emocji potrafił być Shaw. — Nie wiedziałeś? — zdziwiła się szczerze Swansea, kiedy w minie prefekta dostrzegła przede wszystkim zaskoczenie. Po zastanowieniu stwierdziła, że nie było to wcale takie dziwne i zdecydowanie nie jest obiektywna, kiedy chodzi o jej własne prace i to, jak wiele osób zna jej twórczość. Żeby ktokolwiek ją kojarzył, musiałaby być znana, a tymczasem od tej strony znali ją głównie czlonkowie rodziny. Marny wynik. — Jeśli byłbyś ciekawy, to zapraszam do galerii, udało mi się namówić dziadka na małą wystawę. Mała wystawa, wielki sukces. Nawet jej nie finansowy i wcale niemający wpływu na jej karierę, to i tak znaczący wiele dla niej samej. Nie potrafiła przestać się tym cieszyć. W końcu przestała jednak paplać o sobie i zamilkła, dla odmiany chcąc wysłuchać jego. Problem polegał jednak na tym, że – co dało się już zauważyć wcześniej – chłopak nie był zbyt wylewny. — Złych? — rzuciła w eter, popijając nieco winka. Zdecydowanie nie było podłe, choć nic poza tym nie potrafiła o nim powiedzieć. Ani trochę nie znała się na alkoholu. — A może jednak dobrych? To zwykle jeszcze gorzej Zaczęła ją drażnić pusta przestrzeń między nimi, zdająca się pochłaniać cały sens słów, nim te miały szansę dotrzeć na drugą stronę namiotu. Przysunęła się więc bliżej, uwolniła włosy z koka i bezceremonialnie rozłożyła się na miękkim podłożu, kładąc głowę na darrenowym udzie. Spojrzała na niego z dołu pytająco, niepewna, czy akurat nie przekracza pewnej granicy – bo i pech chciał, że jak rzadko kiedy przekraczać jej nie chciała. — Możemy zagrać w pergamin, kamień i różdżkę. Jak przegrasz, powiesz mi o co chodzi. A jak ja przegram, powiem ci co tylko będziesz chciał. Albo się zamknę — zachęcająco uniosła rękę ku górze, gotowa rozpocząć grę.
1, 2 papier 3, 4 różdżka 5, 6 kamień
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Żart Lei Darren zbył uprzejmym uśmiechem, chowając zaraz usta w szklance z winem, które na szczęście rzeczywiście nie okazało się być sokiem porzeczkowym z dolaną doń wódką - nawiasem mówiąc, najgorsze połączenie jakie zdarzyło się Krukonowi spożyć. - Nie miałem pojęcia - wzruszył ramionami Darren, nie wiedząc w sumie skąd zdziwienie dziewczyny - Czy ja wyglądam na kogoś, kto spaceruje po galeriach sztuki? - spytał czysto retorycznie, bo odpowiedź była przecież znana - Ale może powinienem zacząć - dodał z cieniem cichego śmiechu w głosie. Skoro w galerii Swansea można było uświadczyć tak wysoką sztukę jak akty, to być może rzeczywiście warto było czasem przejść się do owego przybytku. Zanim Krukon zdążył odpowiedzieć - ba, "odpowiedzieć" to zbyt duże słowo, Shaw zapewne miał w zamiarze jedynie burknąć coś niewyraźnego i, dla postawienia kropki kończącej zdanie, dolać sobie wina do szklaneczki, zastanawiając się czy da radę bezproblemowo przywołać kolejny egzemplarz z piwnicy Exham czy może jednak będzie musiał męczyć Grzywkę prośbami o dostarczenie kolejnego zapasu - a więc zanim zdążył "odpowiedzieć", Swansea postanowiła wykorzystać jego udo jako poduszkę, co w sumie nie zdarzało się po raz pierwszy, choć tym razem jego żebra odetchnęły z ulgą, że nie zostały ponownie umieszczone pomiędzy młotem a kowadłem, gdzie kowadłem była drewniana podłoga brooksowego tarasu, a młotem spadająca z leżaka Leighton. Z propozycją gry w pergamin, kamień, różdżkę Darren nie miał zamiaru się kłócić. Wyciągnął więc dłoń i na "-rzyk" (pochodzące ze znanej każdemu magicznemu dziecku wyliczanki "a-u-ro-rzyk") pokazał zaciśniętą pięść, co skończyło się niestety jego sromotną porażką. - Ugh - westchnął, delikatnie podnosząc głowę Swansea na centymetr lub dwa, po czym usadowił się nieco wygodniej - zarówno dla swojego tyłka, jak i dla potylicy dziewczyny - i ułożył ją z powrotem - Spotkałem się tu kiedyś ze swoją byłą, nic więcej - powiedział, chwilę później uświadamiając sobie, że jego "nic więcej" tylko bardziej przeświadczyłoby słuchacza w przekonaniu, że jednak jest "coś więcej" - Załatwiłem wtedy lepsze wino, bardzo mi przykro - uśmiechnął się przepraszająco, wyciągając ponownie dłoń przed siebie - Rewanż?
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Osobiście wyznawała zasadę, że nikt nie wyglądał na osobę, która nie mogłaby pójść do galerii sztuki, bo ta była przecież kierowana do każdego człowieka i odnosiła się do tego, co wszyscy noszą głęboko w środku. A jednak milczała, odpowiadając nikłym uśmiechem na rozbawiony ton chłopaka i kiwając przy tym głową. Cóż, nawet jeśli akty miały być jedynym powodem jego odwiedzin w ich skromnych progach, to i tak mogła sobie przybić piątkę. Ucieszyła się, nie tylko dlatego, że jej nie zgonił, ale przede wszystkim dlatego, że potraktował jej propozycję poważnie – no bo taka właśnie była, nie żartowałaby sobie z Aurorzyka. Były na świecie świętości, które nawet Swansea darzyła należytym szacunkiem. Satysfakcja rozlała się na jej twarzy, kiedy to eleganckim pergaminem pokonała wybrany przez niego bezoar. Umościła się wygodniej na jego nodze, kiedy i on poprawił już swoje ułożenie i ostrożnie, tak aby nie nie zalać się winem, ani tym bardziej się nie udławić, zbliżyła szklankę do ust. Spodziewała się jakiejś obszerniejszej historii i, co za tym idzie, większej ilości wypitego alkoholu, a tymczasem już po jednym łyczku dobiegła ona końca. — Wylewny jak zwykle — podsumowała go Swansea. Nie sposób było nie zauważyć małomówności Darrena już po pierwszych spędzonych w jego towarzystwie chwilach. Zwykle jej odpowiadała, teraz – nieco frustrowała. Potrafiła uszanować niechęć do dzielenia się z kimś, zwłaszcza obcym jak ona, swoimi myślami, ale nic nie mogła poradzić na to, że działało jej to teraz na nerwy. Powiodła wzrokiem po sklepieniu namiotu, zastanawiając się, jak wiele widziało na przestrzeni swojego istnienia. Pierwsze randki, pierwsze razy, pierwsze kłótnie i zerwania; bardziej lub mniej potajemne schadzki, pełne sekretów rozmowy. Gdyby drzewo mogło stworzyć obraz, mogłoby zawrzeć na nim cały przekrój ludzkiego życia. — Zasadniczy błąd. Trzeba było wmawiać mi, że to najlepszego sortu wino. Na trunkach znam się tyle, co Ty na sztuce. — Rozbawienie sięgnęło nie ust, a oczu. Napiła się go jeszcze trochę, nie odnajdując w nim niczego niedobrego i w odpowiedzi ponownie podniosła rękę, tym razem dwukrotnie doprowadzając do remisu, by ostatecznie odnieść sromotną porażkę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Może nie chodziło o sam wygląd per se, ale o całokształt - w końcu Shaw ostatni kontakt ze sztuką miał... no cóż, nie licząc hogwarckich korytarzy wypełnionych wręcz malowidłami i poruszającymi się obrazami, zapewne jeszcze w Arabii, w którymś z tamtych pięknie zdobionych pałacyków. A może Camelot też się do tego zaliczał? Albo malowanie własnego, poruszającego się sufitu przedstawiającego niebo? - Co mogę więcej powiedzieć? - wzruszył ramionami Krukon, szczerze nie wiedząc o jakie elementy mógł wzbogacić swoją odpowiedź - Wymieniliśmy prezenty, wypiliśmy alkohol, potem się rozeszliśmy, historia jakich wiele - powiedział wyjątkowo, nawet jak na siebie, znieczulonym tonem. Nie widział celu w roztrząsaniu tamtych zdarzeń, szczególnie że i on sobie już poradził z emocjonalnymi pozostałościami, i Leighton to zapewne obchodziło mniej niż dawała po sobie poznać - a przynajmniej Shawa niezbyt by obchodziły historie o jej byłych. - Ranisz mnie dokładnie tu - stuknął się w środek piersi oraz westchnął teatralnie po usłyszeniu porównania swoich gustów artystycznych do Swanseowej znajomości alkoholi. Znajomość z Maxem Solbergiem mimo wszystko miała pewne benefity, nawet jeśli należało do nich rozeznanie w praktycznie każdej możliwej konfiguracji barku i jego zawartości. Ale jeśli o chodzi o działania związane z artystyczną częścią, to Darren potrafił przecież rozróżnić portret od scenki rodzajowej i rzeźbę od operetki - tak źle więc chyba z nim jeszcze nie było. Kolejna partia gry w aurorzyka skończyła się remisem. I kolejna również. Ponownie jednak sprawdziło się powiedzenie "do trzech razy sztuka", i właśnie za tym trzecim razem wyłoniony został zwycięzca, którym został - dzięki zaprezentowaniu wspaniałej różdżki z użyciem palca wskazującego - Darren. - Czemu wróciłaś do Hogwartu? - spytał, uzupełniając swoją szklaneczkę - Nie, żeby mi to przeszkadzało, wręcz przeciwnie, ale Victoria wspominała mi, że w Boboto wzmacniacze weny wręcz wiszą w powietrzu, a pobazgrane szkicowniki i odrzucone przez piętnastoletnich poetów rymy walają się na każdym rogu - zaczął wyjaśniać mężczyzna - Brzmi jak miejsce idealne - Jeśli jest się czubkiem.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Rzeczywiście romantyczna przeszłość Darrena nie leżała ani w ścisłym, ani nawet żadnym dalszym kręgu jej zainteresowań. Nie wiedziała kim była jego była partnerka, jak dawno temu zakończyli swój związek i w jaki sposób – i zdecydowanie nie planowała o to dopytywać. To, co ją obchodziło, co tak ją frustrowało, to przyczyna średniego humoru i fakt, że nie była ona dla niej tak do końca jasna. Czyżby? Bo może wystarczyło dopuścić do głosu nieśmiałą myśl, że pozornie wyzuty z emocji Shaw tak naprawdę potrafi być sentymentalny i z jakiegoś powodu postanowił utonąć w smutkach przy próbie zatopienia ich w alkoholu? Tak, czy inaczej nie dała po sobie poznać, że wyciągnęła takowe wnioski i jedynie pokiwała głową z udawanym zrozumieniem. Może byłoby jej łatwiej wczuć się w tę sytuację, gdyby sama miała na liście jakichś byłych, za którymi mogłaby tęsknić? Brak doświadczenia sprawiał, że była to dla niej kompletna abstrakcja. — Ty mnie tu — musnęła palcem środek ust — bo to wino teraz za nic nie chce smakować tak dobrze, jak minutę temu. — Ale przecież nie miało jej to powstrzymać przed opróżnieniem szklanki. Zachichotała i to właśnie uczyniła, zaraz wystawiając znacząco rękę po więcej. A więcej miało się przydać, bo pytanie, choć spodziewane, wywołało w niej małą rozterkę co uczynić z odpowiedzią. Przygryzła wargę, stukając palcem wskazującym w trzymane w rękach szkło. — No... trochę takie było — przyznała z ociąganiem. Pozornie pasowała tam idealnie, jak brakujące element układanki. A jednak coś sprawiło, że nie potrafiła się zaaklimatyzować. Przeniosła spojrzenie na twarz Krukona, jakby była w stanie wyczytać z niej, czy może mu zaufać. Odpowiedzi nie uzyskała, ale i nie odwróciła wzroku. — Dość łatwo i szybko udało mi się zaistnieć we francuskim świecie mody i nie wszystkim się to podobało, więc zaczęli doszukiwać się powodu. W końcu dopowiedzieli go sami, bo nie mogli znaleźć nic wystarczająco ciekawego. Szokującego. — Zatrzymała się na chwilę i wykorzystała spowodowaną nadmiarem emocji pauzę na upicie kilku niewielkich łyków wina. Powoli zaczynało przyjemnie szumieć w jej głowie. — Po szkole rozeszła się plotka, że każdą sesję załatwiam przez łóżko, nie chciało mi się tego znosić. I tak nie udało mi się zaprzyjaźnić z nikim stamtąd... i tęskniłam za rodziną. — Jej decyzja była składową wielu różnych czynników, a w ostateczności – impulsem, którego nie powstrzymała. Nic jej tam nie trzymało. — Niech to zostanie między nami, hm? — dodała, czując w sobie nagły zryw paniki, że podzieliła się czymś osobistym. Zwykle nie dawała kredytu zaufania, trzeba było sobie na nie zapracować i Shaw z pewnością nie zdążył tego zrobić. Nie miała więc pojęcia, czy to fakt, że i on choć trochę się otworzył, specyficzny charakter tego niezwykłego miejsca, czy alkohol i honorowe podejście do przegranej ją do tego pchnęło. Nieznacznie się zaczerwieniła, choć mogło to równie dobrze wynikać ze stopniowo wypijanego trunku. — To dość przykre — rzuciła ni z tego, ni z owego. Odwróciła głowę na bok i spojrzała na poruszane powiewami wiatru wejście do namiotu, zza którego to tu, to tam wyglądał na nich malowniczy krajobraz. Milczała chwilę, nim podjęła temat — Że takie miejsce kojarzy Ci się źle. Jest chociaż warta, żeby je tak dla niej marnować? — uśmiechnęła się pod nosem, być może w sposób niewidoczny dla prefekta, a może wręcz przeciwnie – odbijający się na wyeksponowanym profilu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nic na to nie poradzę - wzruszył ramionami Darren, bez pytania uzupełniając szklaneczkę Lei. Wino nie było tak mocne żeby po dwóch czy nawet trzech dawkach zakręcić w głowie nawet takiemu chudzielcowi jak Swansea - tym bardziej Shawowi, choć w jego przypadku akurat zaczynały dawać o sobie znać poprzednio wypite piwa kremowe. Wysłuchał opowieści Krukonki z niewzruszoną miną, która skrzywiła się dopiero pod koniec całej przemowy, kiedy usłyszał o pomówieniach, które bardzo pasowały mu do środowiska jakim było Bobato. Tym bardziej też utwierdzał się w przekonaniu, że mimo legendarnej wręcz urody tamtejszych studentek, zapewne wytrzymałby by tam maksymalnie miesiąc. - Huh - podsumował całe wyznanie Shaw - Będę milczał jak grób - obiecał, w harcerskim geście unosząc dwa palce do góry. Jedną z jego głównych zasad było to, że nie wtrącał się w nieswoje sprawy. Co prawda przez ostatnie miesiące przerodziło się to może nieco zbytnio w beznadziejną obojętność wobec innych ludzi, ale nawet gdyby Leighton rzeczywiście doszła do sukcesu we Francji dzięki koneksjom łóżkowym, to Darren miałby to w czterech literach. To w sumie jak Swansea jakiegoś profesora. Na kolejne pytanie dziewczyny Shaw odpowiedział z początku badawczym zmrużeniem oczu. W sumie była to kwestia dość ciężka - w końcu niewiele osób mogłoby przyznać, że ciężkie i raniące czasy były poprzedzone najszczęśliwszym okresem ich życia spędzonym z kimś innym. W ostatecznym rozrachunku Darren przegrał jednak z prefekturą Izumo, a wszystkie radosne wspomnienia obsypane zostały grubą warstwą bolesnych zadr, których Shaw wolał nawet nie tykać. - Takie pytanie bez wygranej? - spytał, unosząc do góry dłoń i przechodząc nią powoli z kształtu bezoaru do różdżki i w końcu do pergaminu, przypominając Swansea że nie tak się umawiali - Niech będzie gratis - dodał przewracając oczami. - Już nie, oczywiście - odpowiedział po dłuższej chwili, mocząc usta w czerwonym winie - Ale nie jestem na tyle sentymentalny żeby zniechęcić się do miejsca... - kontynuował z naciskiem na ostatnie słowo - ...inaczej musiałbym przemeblować pół rezydencji.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Może to legendarna uroda panien z francuskiej szkoły była głównym powodem jej problemów. Ich nadmuchane ego nie potrafiło znieść intruza, który na domiar złego im dorównywał – jeśli nie wyglądem jako takim, to pewnością siebie, którą nadrabiala swoje wszystkie niedoskonałości. Pokiwała głową z wdzięcznością, że wziął jej prośbę na poważnie. Ostatnim, czego by chciała, to plotka podążająca za nią do Hogwartu. Tutaj nie zniszczyłaby jej tak łatwo, ale z pewnością znalazłyby się nieprzychylne osoby. Nie miała ochoty przekonywać się, jak trudna byłaby to walka. Przybrała skruszoną minkę i chyba nawet podziałała, zważywszy na to, że w końcu odpowiedział. W każdym razie zamierzała wierzyć w to, że to właśnie ona skłoniła Darrena do wylewności mimo złamania zasad gry. — Dla mnie przemeblowania to przyjemność, przynajmniej się coś wtedy dzieje. Czy w rezydencji, czy w głowie – jeden psidwak — czy mówiła o meblach, czy ludziach w swoim życiu, sama już tak do końca nie wiedziała. Do jednego i drugiego podchodziła widać w podobny sposób; wyjątkami byli tylko przyjaciele i członkowie rodziny, całą resztę z łatwością wyrzucała z pamięci. — Ale rozumiem sugestię, jesteś twardy i już ponad tym — pozwoliła wykrzywić się wargom w uśmiechu, Merlin jeden wie czy szczerym, czy jednak podszytym ironią. Podniosła się, uwalniając go od ciężaru swojego niezwykle tęgiego umysłu, poprawiła włosy i usiadła ramię w ramię z chłopakiem, opierając się o giętką ścianę namiotu. — Nie do twarzy Ci z nostalgią, Shaw, powinieneś się częściej uśmiechać — rzuciła absolutnym banałem i tak niemożebnie ją to rozbawiło, że wybuchnęła głośnym śmiechem, być może odrobinę wspieranym przez wypite wino. Zaraz zresztą wlała w siebie kolejną jego porcję. — Zazwyczaj takie głupoty słyszą kobiety, teraz już wiesz jak to jest. Złość piękności szkodzi, ze smutkiem ci nie do twarzy. Najlepiej gdyby wszyscy ludzie zachowywali się jak zbroje z hogwarckich korytarzy, wtedy nikt nie musiałby się czuć nieswojo przy drugiej osobie. — wyrzuciła z siebie wywód i paradoksalnie znów uśmiechnęła się szeroko, jak wariatka. Niezwykle ją to wszystko bawiło tym bardziej, że sama tkwiła w tym po uszy i Shaw, jak zdążyła wywnioskować, również. Byli tacy, jacy byli z wyboru, czy może po prostu się dopasowali? Wyciągnęła dłoń i popatrzyła na niego pytająco, niepewna, czy ten chce grać dalej, skoro i tak złamali już zasady.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nie wiedząc czemu - to znaczy, wiedząc doskonale, ale Leighton musiała być z tego powodu dość skonfundowana - Darren nagle parsknął przerywanym śmiechem, w którym radość opatulona była grubym kocem nostalgii i zamyślenia, ale mimo wszystko gdzieś tam się znajdowała. - Psidwak? - spytał, powstrzymując w gardle kolejną dawkę śmiechu, nie chcąc ostatecznie też urazić Swansea - w końcu nie miała pojęcia co powiedziała - Wiesz, opowiem ci coś. Gratis, żeby nie było - zachichotał, układając się wygodniej na swoim siedzisku wewnątrz namiotu, nie zwracając uwagi nawet na to, że wino niebezpiecznie zamieszało się w jego szklance, prawie opuszczając naczynie w beznadziejnej próbie ucieczki przed przełykiem mężczyzny. - Apropo psidwaków - zaczął - Kupiłem kiedyś Jess psidwaka, słodki szczeniak, jadł dosłownie wszystko, ale to akurat szczegół - machnął niedbale wolną ręką, nie zauważając nawet tego, że jego nagłe ruchy musiały być dość niewygodne, biorąc pod uwagę że siedzieli ramię w ramię - I wyobrażasz sobie teraz takiego Darrena, tylko sprzed trzech miesięcy, siedzącego na przykład na hogwarckich błoniach - zaczął malować obraz Shaw, pomagając sobie ruchami szklanki, która nadal była w stanie utrzymać całość wina w środku - Marcowy mróz, chłopak nie chce nic innego tylko zamarznąć. I wtedy przychodzi do niego anielica z Boboto i mówi "jeden psidwak", a on wtedy... - Krukon przybrał smutną minę - a raczej, w przypadku jego i jego mimiki, grobową - "Jess też miała psidwaka". I teraz głośne westchnięcie - zaprezentował, kręcąc głową, po czym wzruszył ramionami - Mnie śmieszy. - Bo będę miał zmarszczki, tu albo tu? - uniósł brwi, stukając się palcem najpierw w kącik oka, potem w nasadę nosa - Proszę cię, gorzej od Craine'a nie będę wyglądał - dodał, chwilę później kiwając głową na propozycję dalszej gry, z o wiele większą dawką entuzjazmu podnosząc pięść w kierunku Swansea, która jednak okazała się być bardziej przydatna niż zwykły nieproszony gość.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
No... psidwak. Taki w łatki i z dwoma ogonkami. Swansea z początku z całą pewnością nie rozumiała, co się dzieje i nawet nie próbowała tego ukryć. Przyciągnęła do siebie nogę i oparła się na niej, przyglądając mu się nieco z boku, a przy tym i robiąc miejsce dla jego intensywną gestykulację, dzięki której wciągnęła się w historię i z całkiem zapartym tchem wyczekiwała jej dalszej części a w efekcie spektakularnego zaskoczenia. I tylko od czasu do czasu zerkała na wino, które w szklance trzymało się tylko z czystej przyzwoitości. Poczuła się oczywiście zagubiona i zbita z tropu i początkowo milczała, pozwalając, by absurd sytuacji docierał do niej w jej tempie – czyli w tym wypadku z delikatnym opóźnieniem. W końcu na wzór Darrena wybuchła jednak śmiechem, nie bardzo wiedząc, czy bardziej rozbawiła ją cała opowieść, jej zaangażowanie, lag, jakiego złapała, kiedy próbowała to zrozumieć, czy sam Krukon, którego tak rozbawionego widziała chyba po raz pierwszy w życiu. Happy to help. W każdym razie kiedy śmiać się już zaczęła, mieszanina wszystkich tych powodów sprawiła, że nie bardzo potrafiła prędko przestać, toteż odstawiła szklankę na ziemię tak długo, aż niepohamowany chichot przestał wstrząsać jej ramionami. — Potraktuję to oczywiście jako komplement — wydusiła w końcu, biorąc głębszy wdech i wzdychając wesoło, jak po solidnej, satysfakcjonującej dawce fizycznego wysiłku. — Teraz może nie, ale tutaj warzy się twoja przyszłość. Od Ciebie zależy, czy będziesz hot tatuśkiem, czy starym zgredem. Ale rzeczywiście trudno przebić Craine'a, jego dodatkowo upiększa niebywałe zgorzknienie, które, oczywiście, ci nie grozi — tym razem nie było już wątpliwości co do tego, czy uśmiech był miły, czy ironiczny, ale zaraz trąciła go delikatnie ramieniem, co było oczywiście niezawodnym środkiem prewencyjnym przeciwko wszelkim fochom. Na Larkina działało absolutnie zawsze. Odniosła miażdżące zwycięstwo (dosłownie, bo przecież bezoar bezlitośnie miażdżył różdżkę), ale zanim cokolwiek powiedziała, dopiła resztę wina ze szklanki. — Wolisz, żeby zostało tu po staremu, czy jednak przemeblowanie? — w głosie miała beztroskę, w oczach – wyzwanie. Uniosła kąciki ust, delikatnie, sympatycznie i zachęcająco; oparłszy się na lewej ręce, przysunęła się trochę bliżej i złożyła drugą dłoń na krukońskiej piersi, pytająco zerkając prosto w piwne oczy. Stawiała wszystko na jedną kartę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
A więc jednak i Darren potrafił czasem zaskoczyć - i to nie tylko na pojedynkowym polu, ale również podczas konwersacji. Reakcji Swansea Shaw nawet nie zarejestrował, pochłonięty czymś, co można by nazwać spóźnioną terapią, a może raczej jej przedłużonym finałem - bo czy zauważenie swoich własnych błędów z przeszłości jest ostatnim krokiem wychodzenia z marazmu czy może pierwszym krokiem do pełnego odświeżenia swoich humorów? To była zapewne kwestia sporna, ale Krukon nie miał zamiaru kłócić się sam z sobą, pochłonięty chichotem z tego z samego faktu, jak bardzo rozbawiło słowo "psidwak" - nawet nie same zwierzę, ale po prostu wspomnienie tej zbitki liter. - Ależ proszę bardzo - powiedział wspaniałomyślnie Darren, upijając kolejny łyk wina. Był w o tyle lepszym humorze, że może nawet po powrocie do Hogwartu nie da Leighton szlabanu za włóczenie się po nocy - jeśli oczywiście dziewczyna nadal pomieszkiwała w kruczym dormitorium, a nie w swoim domu lub domostwie rodu Swansea - Ktoś już nazwał mnie "młodym zgredem", o ile dobrze pamiętam - zachichotał ponownie, przypominając sobie że to bodajże Brooks podczas kwietniowej wizyty w dolinogodryckim antykwariacie miała mu do przekazania parę cennych rad, które dotarły do niego dopiero jakiś czas później - "Hot zgred" nie wchodzi w grę? - spytał z udawaną niepewnością, szczerze zastanawiając się czy taka mieszanka w ogóle istniała, jednak spodziewając się też, że damska część uczennic zapewne myślała tak o połowie pedagogów w Hogwarcie. Shaw nie spodziewał się kolejnego pytania z takiej serii. Zmrużył lekko oczy, cofając się w czasie minutę lub dwie, po czym uśmiechnął się lekko, przypominając sobie dokładny cytat. - "Przemeblowania to przyjemność, przynajmniej się coś wtedy dzieje" - powiedział, dopijając do końca szklaneczkę wina i czekając na to, jaką kartę zdecydowała się zagrać Swansea.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Rzeczywiście pasuje niebywale, chwalić autora — mruknęła nieświadoma, że wychwala właśnie własną przyjaciółkę, co, cóż, na pewno dobrze świadczyło o ich wystawionej na solidną próbę przez jej wyjazd więzi. — W ostateczności może i wchodzi. Czasem to te najgorsze zgredy mają w sobie to coś — nie bardzo potrafiła ocenić, ile faktycznie było w niego zgreda, ale uroku, cóż, nie dało mu się odmówić. Mieszanka tego typu zdecydowanie istniała i wcale nie była taka znowu rzadka. Każda potwora znajdzie swego adoratora, jakby się tak zastanowić, to pewnie nawet na Craine'a ktoś potrafił spojrzeć w ten inny sposób. Wzruszyła jednak ramionami, nie wracając już do tego tematu, wracając zaś do poprzedniego, bo nie dawał jej spokoju. Mimo pewnego rodzaju powagi tej chwili nie miała innej opcji, jak pozwolić sobie na delikatne rozbawione parsknięcie, kiedy została tak po prostu rozbrojona. Może nie powinno jej to dziwić, skoro zadzierała z samym mistrzem pojedynków? Wciąż nieco roześmiana usiadła na darrenowych udach, które dziś wyraźnie obrała za swoją własną, należną jej przestrzeń. — Jedyna słuszna odpowiedź — załaskotała go najpewniej ciemnymi kosmykami w nos, kiedy nachyliła się nad jego uchem, by wyszeptać doń trzy słowa. Odnalazła jego usta po omacku, z przymkniętymi powiekami, własnymi pokonując przerywaną drogę przez szorstkawy policzek i zatopiła się w nich z całkowitą przyzwoitością, spijając ostatnie krople wina, które nie tylko wciąż nie wydawało jej się złe, a teraz nawet lepsze, niż kilka minut temu. Zważywszy na to, że terapia powinna odbywać się w niespiesznym tempie, starała się hamować zachłanną naturę, która zwykle domagała się wszystkiego jak najszybciej. Lodowato zimną dłonią wdarła się pod koszulkę chłopaka, i chochliczo uśmiechnęła się wprost do jego warg, przypuszczając na nie odważniejszy atak, żeby powstrzymać ewentualnie protesty i narzekania.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw uśmiechnął się z małą satysfakcją, która nie należała mu się ani trochę - w końcu to ktoś inny ocenił go tak trafnie, nie on sam przeprowadził tak imponujący nad wyraz czyn celnej samooceny. Może była to więc satysfakcja drugiego stopnia, którą odczuwał zamiast za Brooks? W sumie jeszcze w tej chwili miał w planach wspomnieć pałkarce o tym, że rzeczywiście, ktoś inny zgadza się z jej słowami, więc może - ale tylko może - miała rację. Ale paręnaście sekund później plany te wyparowały i wyfrunęły gdzieś przez półotwarte wejście namiotu. - Czyli jest dla mnie nadzieja - westchnął teatralnie, łykając ostatnią cząstkę wina ze szklaneczki i przygotowując się do nalania drugiej, kiedy Lei postanowiła wziąć przykład z jakiegoś, nie przymierzając, kuguchara i wpakować mu się na nogi. Zamiary Swansea szybko okazały się być jednak dość jasne, szklanka więc - zamiast zostać napełniona czerwonym trunkiem - poturlała się gdzieś po dolnej ścianie namiotu, z cichym brzękiem odbijając się od leżącej tam samotnie, na wpół pustej już butelki. Darren odwzajemnił pocałunek, na początku dość spokojny, nawet nie myśląc protestować. Po chwili jednak nie miałby nawet takiej możliwości - w iście pojedynkowym stylu najpierw postawił krótkotrwałą barierę poprzez ściągnięcie koszulki przez głowę (nie dała ona zbyt wiele, gdyż przerwę w pocałunku ukrócił samodzielnie), a następnie przeszedł do kontrataku, samemu wślizgując palce na fascynująco płaski brzuch dziewczyny. Bycia pod wrażeniem wymagał choćby sam stan jej ciała, które z tak bliska jeszcze bardziej przypominało o tym, że Swansea była zawodową modelką. Shaw samymi opuszkami przejeżdżał po skórze, docierając to do bioder, to do któregoś żebra, jednocześnie przepychając się ze Swansea w walce o inicjatywę na temat tego, kto powinien przygrywać tempo ich pocałunkowi - wyglądało jednak na to, że choć Darren wygrywał pewne bitwy, to wojnę jako wygraną zaliczyć mogła Leighton.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Zaklęcia to nie był jej konik, nie władała nimi zbyt dobrze, ale istniały uroki, które opanowała na tyle dobrze, by nie musieć obawiać się podejmowania co odważniejszych kroków. Nigdy dotąd żadne z ich dwójki nie okazało jawnego zainteresowania, ale nie przeszkadzało jej to w zachowywaniu się tak, jakby miała pewność, że na kolanach prefekta jest absolutnie mile widziana. Mimo to i tak nieco jej ulżyło na widok zaangażowania z jego strony, mieli wszak tylko jedną szansę, żeby nie spieprzyć tego wieczoru – mogli go spędzić miło, albo przez jakiś czas unikać swojego towarzystwa. Pierwsza opcja odpowiadała jej znacznie bardziej, niż druga.
Ostatnio zmieniony przez Leighton J. Swansea dnia Pon 20 Cze - 20:27, w całości zmieniany 1 raz
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kiedy wróciła nieco na ziemię, niechętnie się od niego odsunęła (głęboko wierzyła, że ochroni ich przed wieczornym chłodem jakimiś sprytnymi zaklęciami) i odruchowo ułożyła rozwiane loki, próbując jakoś się ogarnąć. W końcu doszła do wniosku, że jej starania i tak nie mają najmniejszego sensu, dlatego po prostu ujęła w dłoń wypełnione winem szkło i spojrzała na Darrena, nieświadomie uśmiechając się łagodnie. — Przy następnej poradzie powinieneś spróbować spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. Proponuję z góry — zachichotała, a potem zamoczyła usta w trunku, zupełnie zapominając o tym, jakoby miał być gorszy, niż już bywało w tym miejscu. Ani trochę nie obchodziło jej to, co działo się tutaj wcześniej. Na tym polegały udane przemeblowania.
Wciąż kręciło mu się w głowie od alkoholu i tego jednego obrotu, który sprawił, że serce zabiło mu mocniej, nakazując porzucenie wszelkich zmartwień o pozostawianym za sobą przyjacielu. Podążał za @Jesús O. del Espiño Reyes w wiernej ślepocie, dając zahipnotyzować się jego pewności siebie, bo i wciąż jeszcze rozpływając się nad tym jednym, głębokim spojrzeniem w oczy, o którym marzył przecież od pierwszego dnia szkoły. - Ja mam nadzieję, że Ty nie myślisz zbyt dużo, bo ja nigdy tego nie robiłem jeszcze... - wyrzucił z siebie, woląc ostrzec chłopaka od razu o swoim braku doświadczenia z paleniem, by później nie rozczarować go powolnością swojej nauki, choć było to z jego strony instynktowną zagrywką szczerości, niż mocniej przemyślanym planem, skoro w głowie wciąż wszystko przewracało mu się wypitego alkoholu, przez co raz po raz pozwalał sobie, by z cichym śmiechem podeprzeć się o meksykańskie ramię. - Ty myślisz, że to tak tutaj robią imprezy? - podpytał, nie doprecyzowując już jednak swojego pytania, bo i przystanął w miejscu od razu, gdy tylko zrobił to Jesús, nawet jeśli nie za bardzo wiedział po co, samemu chwiejąc się nieco z niemym wpatrywaniem się w chłopaka, będąc gotów milczeć dla niego całą wieczność.
Jesús O. del Espiño Reyes
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Dołeczki w policzkach, żywa gestykulacja (+ chwilami język migowy), mocny akcent, podwójny tatuaż armband na prawym przedramieniu; szpila prawdy jako wisior
- Ja to z natury nie myślę zbyt dużo - parsknął śmiechem, bo kiedy już oddalili się od imprezy, to wrócił mu lepszy humor - zwłaszcza, że zgarnął jeszcze jedną butelkę piwa i teraz mógł się mentalnie nią podpierać przy każdym z lekkich, coraz bardziej chwiejnych kroków. Jesús nie lubił się złościć zbyt długo, chociaż jak mało kto cenił moc prawdziwej furii; teraz jednak to była zwykła frustracja, nijaka i niepotrzebna, która nakręcałaby go stanowczo zbyt długo. Lepiej było zapomnieć, skupić się na Renjim i tym, że w Wielkiej Brytanii nawet las wyglądał inaczej. - Ale to nic strasznego takiego, jak tobie nie będzie się podobać, to więcej dla mnie - zauważył jeszcze z lekceważącym machnięciem ręki, którą opadł prosto na ramię swojego partnera. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, przesuwając palcami w stronę jego szyi, by musnąć gołą skórę. - Tak? Słabo? Dziwnie? - Wzruszył ramionami, bardziej skupiając się już na tym, że byli blisko tego miejsca, które wyczuwał z przyszłości Renjiego. - Nie lękasz się być na wysokości, nie? Musimy się trochę... podciągnąć? Na drzewie. W górę wejść - wytłumaczył, marszcząc brwi pod brakiem odpowiednich słów, ale też nie przejął się tym bardziej długoterminowo, po prostu rozpoczynając swoją własną wspinaczkę, po wepchnięciu butelki piwa do tylnej kieszeni swoich spodni. - Ty krzycz jakbyś coś! - Zawołał jeszcze, tak naprawdę cały czas się na swojego kumpla oglądając. - Będzie wartkie - obiecał, szczerze wierząc, że Mimamoru na szczycie sam pomyśli, że było warto.
Bał się. Niewątpliwie się bał i z pewnością nie ośmielał się nawet teraz na myśl o tym, w jaki sposób stąd zejdą. Zdecydował się jednak błyskawicznie na to, by zacząć piąć się w górę od razu za Jesusem, nie chcąc pozwolić mu zostawić go w tyle, bo i wcale też nie chciał zawieść jego oczekiwań po tym, jak drobnym muśnięciem skóry dał mu do zrozumienia, że naprawdę może na coś liczyć. Przytulał się mocno do drzewa i nie patrzył w dół, posuwistym ruchem poruszając się po spiralnej gałęzi prowadzącej ich całe wieki na sam szczyt, nigdy wcześniej nie będąc tak świadom krążącego mu po ciele alkoholu, który zachwianiem mógłby zrzucić go w dół.- Czy Ty też czujesz się jak- jak w filmie? - podpytał, przysiadając na jednej z rozłożystych gałęzi, by pogłębić płytki ze strachu oddech, czując jak wszystkie mięśnie dopiero teraz pompują mu się z nagłego wysiłku. - Ja myślę, że ja dużo to mówię od przyjazdu tutaj - zauważył, śmiejąc się cicho z odruchowym zasłonięciem ust, by zaraz otworzyć szerzej jeszcze przed chwilą zmrużone w rozbawieniu oczy. - E? Maji ka! Ty o tym wiedziałeś? - wyrzucił z siebie zaskoczony, nagle pochylając się do przodu w gwałtownie łapiącym go na widok pojawiającego się namiotu zaskoczeniu, więc i musząc złapać się drobnej gałązki, szeleszcząc nią w podekscytowanym rozbujaniu. - Jak Ty już znasz takie miejsca, gdy ja w tym czasie mam problemy znaleźć łazienkę? - pociągnął od razu rozbawiony, spoglądając na Jesusa z nieskrywanym podziwem w ciemnych oczach, który nie gasnął nawet wtedy, gdy próbował już łapać równowagę podczas przejścia do zawieszonego w powietrzu namiotu.
Jesús O. del Espiño Reyes
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 190cm
C. szczególne : Dołeczki w policzkach, żywa gestykulacja (+ chwilami język migowy), mocny akcent, podwójny tatuaż armband na prawym przedramieniu; szpila prawdy jako wisior
- Tak! Albo w takim świecie dla dzieci - przyznał ze śmiechem, zwalniając nieco, żeby mocniej się podtrzymać grubego pnącza i w tym rozbawieniu nie stracić równowagi. Magiczny świat był niesamowity i Jesusa wiele nie dziwiło, bo przecież się tu wychowywał, a jednak czasem pojawiały się tak nowe zasady i atrakcje, że ciężko było je po prostu zignorować. Prawda była taka, że nigdy nie wspinał się po tajemniczym drzewie, nie wiedząc co znajdzie na jego szczycie i jednocześnie czując, że robi coś dobrze, bo spiralna gałąź aż zachęcała do zwiedzania gęsto pokrytej liśćmi korony. - Eee… - wyrwało mu się tylko, gdy podejrzliwie przyglądał się rozchylającym gałęziom. Zaraz jednak uśmiechnął się już szeroko i czym prędzej wpakował się do namiotu, ostrożnie odstawiając butelkę z piwem w jego róg, by później wychylić się do Renjiego i spróbować mu pomóc dostać się do niego. - Nie znasz - zaprzeczył, poprawiając się zaraz ciszej na “nie znam”, po którym jeszcze machnął lekceważąco ręką. - Dlatego ja cię tak dotykałem, bo ja nie znam, ale czuję. Twoja przyszłość była gdzieś tu - wyjaśnił z szerokim uśmiechem, w ramach demonstracji łapiąc znowu chłopaka za rękę. - Ale ja nie wiedziałem, że to namiot. Wiedziałem tylko trochę, gdzie iść i że będzie tobie przyjemnie - dodał. - Kiedy mam wizję dokładnie o jakiej persona, to najbardziej często widzę albo czuję, albo słyszę jak ty. I czułem, że tobie będzie tu dobrze. - Dopił ostatnie łyki piwa i odłożył butelkę nieco bardziej beztrosko. Przesunął ciekawskim spojrzeniem po lekko prześwitującym materiale namiotu, ale ostatecznie zdecydował się na to, by nie zapinać za nimi wejścia, dzięki czemu mogli dalej podziwiać okoliczne widoki - bo te wydawały się prawdziwie magiczne nawet teraz, kiedy dookoła przede wszystkim panowała ciemność. - Mam pomysł - przyznał z rozbawieniem, wyciągając z kieszeni bluzy cygaro. - Żeby ciebie nauczyć, ale tak… kroczkami dziecka. Czy już tobie wrażeń wystarczy? - Dopytał, szczerze wierząc, że sama ta sugestia sprawi, że Renji zapewni go o swojej wytrwałości.
Przytaknął, nawet jeśli zupełnie nie o to mu chodziło, bo w całej tej filmowości otaczającego go od kilku dni świata, nie chodziło o samą magię a właśnie o to, że choć wszystko wydawało się tak znajome, było jednocześnie obce, solidniejsze, surowsze - bardziej podobne do tego, co udało mu się zobaczyć kilka razy w kinie, gdy z Junpeiem wybierali się na jakąś europejską, czy choćby nawet i amerykańską produkcję. - Och… - wyrwało mu się z mimowolnym zawodem, bo i niezbyt podobała mu się myśl, że cała ta bliskość i zdobyty cudem dotyk był umotywowany darem jasnowidzenia, a jednak już za chwilę uśmiechnął się w mieszance skrępowania ze szczerym zadowoleniem, gdy wyobraźnia zabuzowała mu w głowie od wypowiedzianego słowa "przyjemnie". - Och - powtórzył więc znacznie weselej, ciepło łapiąc spojrzeniem Reyesowe tęczówki, gdy ten złapał go za rękę, wymuszając szybsze bicie serca i mimowolne oczekiwanie na więcej. - Och, uważaj - ostrzegł go z cichym śmiechem, chętnie korzystając z próby uchwycenia upadającej butelki, by nieco oprzeć się o siedzącego mu na drodze Jesusa, w końcu też przyciągając ją do siebie, by zwyczajnie móc zająć czymś zdradziecko drżące w przejęciu dłonie. - Nie! Znaczy… Nie. Nie wystarczy. Ja jestem gotów - zapewnił, w łapiącej go ekscytacji pochylając się już mocniej, nie wiedząc co wcześniej wstąpiło w niego w momencie bezczelnej propozycji nauki, jednak teraz zdecydowanie nie chcąc tracić zdobytej przypadkiem możliwości, więc i ze spojrzeniem nieustannie szukającym uwagi meksykańskich oczu dodał gorliwie: - Ja dam Tobie wszystkie kroki.