Jaskinia położona jest tuż obok Lodowego Jeziora. Nie łudź się jednak, że możesz do niej po prostu zajrzeć. To miejsce otwiera się tylko raz do roku, w dniu przesilenia zimowego i pozostaje otwarte zaledwie przez kilka następnych dni. Kiedy jednak wejdziesz w pierwszy pokręcony korytarz, pozostaje ci już tylko brnąć do przodu i odnaleźć wyjście lub pozostać wewnątrz na wieki. UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. 2 – udaje Ci się wejść 1, 3, 4, 5, 6 – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu jednej osobie towarzyszącej.
Ani trochę jej nie zdziwiło, że miała rację. Jakkolwiek uważała, że zadanie było podłe i takie efekty powinny być nielegalne, nawet w przypadku imprez dla dorosłych, to rozwiązanie było proste, żeby nie powiedzieć banalne. Liczyła tylko na to, że obrzydliwe obrazy z jej głowy znikną w najbliższym czasie. Jeśli nie, zawsze będzie można użyć Obliviate, ale wolałaby tego uniknąć, mimo wszystko. Jest wystarczająco silna psychicznie, żeby sobie z tym sama poradzić, a nie uciekać się do metod dla słabych, to chyba jasne. Callisto wciąż tam była. Miała szczerą ochotę jej powiedzieć, co o niej myśli, ale przecież nie będzie ubliżać zwykłej iluzji. Nie jest nienormalna, wbrew temu, co niektórzy o niej sądzili. Niee, zachowa sobie swoje opinie na moment, kiedy będzie mogła uraczyć nimi prawdziwą Marquett. Dopiero wtedy to będzie miało sens. I dopiero wtedy przyniesie pewną satysfakcję, choć nie ukrywała, że do pełni szczęścia trzeba by było jeszcze choć trochę obić tę twarzyczkę. W zasadzie drobna krzywda nie była ujęta w Przysiędze, prawda...? Eris uśmiechnęła się pod nosem. Szła pewnie, bo i nie miała się nad czym zastanawiać. Korytarz był długi, ale przecież musiał się skończyć prędzej czy później. Jeśli później, to też dobrze - więcej czasu na snucie wizji o tym, co może zrobić kochanej siostrzyczce, żeby na pewno nie złamać warunków Przysięgi, ale jednak coś zrobić. Nagle zauważyła przepaść. Właściwie pytanie, czy najpierw ona zauważyła przepaść, czy to przepaść zauważyła ją, dość, że Lynch zatrzymała się w ostatniej chwili. Spojrzała w dół i przeklęła cicho. Nie chciałaby tam spadać, zdecydowanie nie. Wielka, czarna dziura nie wyglądała zbyt kusząco. Ale przecież musiał być sposób, żeby to obejść, prawda? Rozejrzała się i z zaskoczeniem stwierdziła, że nie jest tu sama. Jakiś wypacykowany młokos stał kilka metrów od niej i najwyraźniej też się zastanawiał, co dalej. Przewróciła oczami. Co prawda widziała go przed rozpoczęciem zadania, ale założyła, że może przyszedł tu z kimś, jest kibicem albo chłopcem od podawania ręczników... Ale najwyraźniej też uczestniczył w całej tej farsie. Czy tu nie było jakichś ograniczeń wiekowych? Chociaż może nie jest aż taki głupi, skoro dotarł aż tutaj. Nie żeby go jakoś bardzo doceniała, ale była w stanie wziąć pod uwagę, że jest jej przeciwnikiem. A to całkiem dużo jak na nią. Nieważne. Teraz liczyła się przepaść, korytarz zaczynający się na przeciwległej ścianie i wąska ścieżka, którą najwyraźniej mieli przejść. Eris nie zastanawiała się długo i energicznym krokiem weszła na przejście. Nie szła ostrożnie, zdecydowanie nie, ale miała pewność, że nie będzie miała problemu z zachowaniem równowagi. Cóż, najwyraźniej się przeliczyła, o czym przekonała się, kiedy się poślizgnęła i runęła w przepaść... Cud, że w ostatniej chwili złapała się wyłomu w ścianie. Także teraz wisiała nad wielometrową czarną dziurą i naprawdę niewiele brakowało, żeby spadła... W panice żołądek podszedł jej do gardła. Serce biło tak mocno, że była pewna, że ten dźwięk odbija się echem od ścian. Nie chcąc wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, ledwie kątem oka spojrzała na towarzysza. - Pomożesz mi? - spytała cicho.
Wylosowana kostka: 5 Udalo sie przejsc: nie Link do kostek: klik
Ciepłe powietrze gromadzące się dotąd w płucach odnalazło ujście, gdy w jednej ze ścian jaskini pojawił się otwór, jak natychmiast pojęła Melody, wyjście będące nagrodą za poprawną odpowiedź. Smok zamknął ślepia, a z jego gardła nie wydobyło się już żadne słowo. Krukonka wzięła to za przyzwolenie do kontynuowania wędrówki przez lodowe korytarze. Nie zwlekając, podniosła się do pozycji pionowej i przeszła przez otwór. W ślad za nią podążyła i owa mugolka, co Melody skwitowała uradowanym uśmiechem. Przez ten krótki odcinek, który przyszło jej pokonać, miała czas, żeby zastanowić się, kim była kobieta o imieniu brzmiącym jak "Alison". Blackthorne miała nawet zapytać ją o kilka rzeczy, ale... właściwie sama nie wiedziała, co chce wiedzieć. Drogę pokonała więc w milczeniu, chłonąc wsparcie z samej obecności mugolki. A skoro takiej otuchy dodawała jej zwykła iluzja, nietrudno było się dziwić, co odczuła dziewczyna, gdy w pewnym momencie trzy odrębne drogi spotkały się w jednej komnacie. Bell i Césaire... Najwyraźniej nie była jedyną studentką w Hogwarcie która stwierdziła, że warto wziąć udział w tym wyzwaniu. Melody uśmiechnęła się do przyszłych towarzyszy. Odkąd trafiła do jaskini nie miała czasu pomyśleć o tym, jak radzi sobie reszta. Ale nawet ta świadomość nie zdołała zagnieździć się w umyśle Blackthorne, gdyż ta dostrzegła dość ważny problem, który pojawił się na drodze. Cóż, ogromna przepaść to chyba coś o czym warto wspomnieć. Wąska kładka biegnąca przez jej środek nie była zbyt... przekonywująca. Nie wyglądała stabilnie, a Melody musiała po prostu wierzyć swojej równowadze. Spojrzała pytająco na pozostałą dwójkę, ale żadne z nich się nie poruszyło, więc to ona postanowiła wypróbować przejście. Zacisnęła zęby i wstąpiła na lodową kładkę. Musiała po prostu zaryzykować i ufać, że w razie czego, Bell lub Césaire przyjdą jej z jakąś pomocą. Choć na początku chciała zachować ostrożność, okazało się, że przejście jest stabilne. Dotychczas udało jej się przejść wszystkie próby, miała ją pokonać zwykła lodowa kładka? Czując nagły przypływ pewności siebie, przyspieszyła krok. Nawet nie zorientowała się, że niemal biegła po zlodowaciałej powierzchni. Och, tak wielki błąd. Może gdyby częściej chodziła na ślizgawki wiedziałaby, że upadek boli... i rozsądek kazałby się zastanowić, jak bardzo boleć będzie spadniecie w przepaść o nieokreślonej głębokości. Blackthorne poczuła, jak jedna z jej nóg się osuwa, a ona szybko traci równowagę. W ostatniej sekundzie złapała się ściany. Nie miała dość siły, aby podciągnąć się do góry, jednakże wystarczająco, aby nie spaść po kilku sekundach. Słyszała, jak serce wali w jej piersi, a krew buzuje w uszach. Zwróciła wzrok na Weatherly'ego i Rodwick, którzy wciąż bezpiecznie tkwili po jednej stronie przepaści. - Pomocy! - zawołała nieco drżącym głosem, nie kierując tej prośby bezpośrednio do żadnego z nich. Tak oto jej los spoczął w rękach tej dwójki.
Wylosowana kostka: 5 Udalo sie przejsc: nie Link do kostek: klik
Asher łapał powoli zimne, drażniące gardło powietrze przez lekko rozchylone, wysuszone wargi. Walka z bólem okazała się dla niego wyzwaniem, na które niekoniecznie był gotowy. Przez ostatnie lata swojego nędznego życia ścierał się z alkoholem, który siłą rzeczy znieczulał go zarówno fizycznie jak i emocjonalnie. Przyzwyczajony był więc do tego, że nawet jeśli coś bolało to wcale nie tak długo jak powinno, a teraz? Teraz leżał na plecach w zimnej jaskini i nieco rzęził, starając się nie jęczeć z powodu zranionej kończyny. Przecież był facetem, nie wypada mu… biorąc ten wniosek za myśl przewodnią uniósł się powoli na łokciach, nadal wykręcając głowę, aby obserwować smoka. Okazało się, że tym razem jednak go nie spopieli co wywnioskował błyskotliwie po fakcie, że wspaniałe stworzenie złożyło ogromny pysk na łapach i po prostu zapadło w zwyczajną drzemkę. Ta wersja naprawdę mu odpowiadała. Nieważne co by się z nim nie działo, nigdy przecież nie chciał umierać. Stęknął cicho, gdy naparł łokciami na twardą podłogę jaskini i uniósł się w ten sposób do niezbyt wygodnej, ale chociaż operacyjnej pozycji. Spojrzał nieco dziko na swoją powykrzywianą kończynę, ocierając rękawem zimny pot błyszczący mu się na czole. Zdecydował się użyć różdżki, aby spróbować poradzić sobie ze złamaniem. Miał świadomość, że takie działanie może mu straszliwie zaszkodzić, jeśli okaże się, że nie podoła temu zabiegowi, ale mimo wszystko był gotów spróbować swoich sił. W końcu z niesprawną kończyną nie ma zbyt wielu szans, prawda? Zacisnął zęby i zaczął „wykrzywiać” nogę, chcąc zmusić ją do ułożenia się w prostej pozycji. Krzyczał, oczywiście bezgłośnie co napawało go niemałym przerażeniem. Brzmiało to co najmniej dwa razy gorzej niż gdyby zdecydował się pozdzierać sobie gardło na dzikim wrzasku, ale było już za późno aby zmienić decyzję. Zakręciło mu się w głowie z wysiłku, jednak było już po fakcie. Noga wyglądała całkiem normalnie, chociaż Ash oczywiście miał pełną świadomość, że nie zrobił tego tak jak należało. Będzie musiał skonsultować się z jakimś uzdrowicielem jeśli kiedyś stąd wyjdzie, ale na ten moment to musiało wystarczyć. - Coite Reparro - mruknął pod nosem, kierując koniec różdżki w zranioną kończynę i starając się nie zrobić sobie jeszcze większej krzywdy, ale pozytywnie się zaskoczył. Kość zrosła się niemalże na jego oczach. Belshazzar odetchnął głęboko, nie zdając sobie wcześniej sprawy z tego, że wstrzymywał oddech po czym spróbował wstać, wspierając się na lasce. Okazało się to dosyć proste, więc może nawet udało mu się nie spieprzyć. Przeszedł się kilka kroków i mimo, że mógł oddać drewniane wsparcie staruszce, nie zrobił tego. Ruszył w stronę przejścia, które według niego pojawiło się „znikąd”, czyli zapewne otworzyło się wtedy, gdy walczył ze swoim własnym ciałem. Wszedł do środka, pomagając sobie laską w zachowaniu równowagi na nieco niestabilnym podłożu, rejestrując jednocześnie obecność kogoś nowego. Nie znał tego chłopaka, który razem z nim dotarł wreszcie nad ogromną przepaść, ale było mu zupełnie obojętne to czy ktoś podąża razem z nim. Był maksymalnie skoncentrowany na analizie otoczenia, więc gdy wreszcie zatrzymał się przed przejściem niemalże natychmiast postanowił na nie wkroczyć. W jego opinii nie było zupełnie czasu na zbędne zastanawianie się nad życiem i śmiercią, które niechybnie przeplatały się ze sobą w tym momencie. Czas postawić na szali coś więcej niż jedynie ludzką godność. Postawił kilka niepewnych kroków po oblodzonym przejściu po czym nagle coś idiotycznego strzeliło mu do głowy. Najwyraźniej chciał jak najszybciej pokonać przeszkodę, bo już niemalże biegł, kiedy nagle (zupełnie niespodziewanie oczywiście) zraniona wcześniej noga zgubiła gdzieś rytm. Poczuł jak zaczyna opadać i wreszcie zrozumiał o co chodzi z tym, tak zwanym, zwolnionym tempem w sytuacjach kryzysowych. Autentycznie poczuł się tak jakby czas stanął w miejscu, jednak wszystko potem potoczyło się aż nazbyt szybko. Opadł w stronę nieprzeniknionej ciemności, ale zdążył chwycić się palcami lodowej ściany nim runął w chciwą przepaść. Było to bardzo niestabilne podparcie dla rąk, więc zerknął momentalnie w stronę jasnowłosego młodzieńca, który od niespełna chwili podróżował razem z nim. - Pomożesz? - zapytał nieco zachrypniętym od bezgłośnego wrzasku głosem, nieco dziko rozglądając się wokół siebie. Nie chciałby umrzeć w takim miejscu i nikomu również by tego nie życzył. Ciekawe jednak jakie podejście będzie miał ten, którego o pomoc poprosił.
Wylosowana kostka: 5 xd Udalo sie przejsc: nie Link do kostek: klik
Weatherly nie miał pojęcia czy lodowa komnata powinna zmienić swój wygląd, czy nie. W jego głowie odpowiedź była jak najbardziej prawidłowa, bo przecież jako student przyjezdny, nie miał zbyt wielu styczności z profesorem Princem i nie znał jego wymyślnych zaklęć. Obowiązywał go kanadyjski kanon edukacji, a ten podpowiadał, że ognisty ptak, to feniks. Może gdyby Kanadyjczyk pojawiał się czasem łaskawie na zajęciach, które nie są już dla niego obowiązkowe... Cóż, wracając do tematu. Césaire spojrzał nieprzychylnie na leniwego smoka, który swoim cielskiem zajmował całą wolną przestrzeń, kiedy ten nagle postanowił się nieznacznie poruszyć. Jasne, to mogła być pułapka, ale innej drogi na pewno nie było, dlatego też Weatherly przeszedł parę kroków do przodu. Zauważył w szczelinie pergamin z mikroskopijnymi literkami i choć odczytał napis Horus, niewiele mu to powiedziało. Jeśli będzie pamiętał, może po wyjściu z tej paskudnej jaskini i dojściu do siebie poszpera nieco w bibliotece lub zapyta kogoś bardziej obeznanego. Teraz uwagę chłopaka skupiło bardziej niewielkich rozmiarów przejście. Oczywiście było zbyt małe, ale po kilkukrotnym rozejrzeniu się i upewnieniu, że nie ma żadnej innej drogi, Césaire odkorkował fiolkę ze swoim eliksirem i wypił zawartość, by skurczyć się do śmiesznych rozmiarów i ruszyć tunelem, który nagle stał się wystarczająco duży. Przez jakiś czas szedł następnym z całej serii lodowych korytarzy, zupełnie już nie czując chłodu, sam, bez mirażu w postaci Jovena, bardziej elokwentnego niż sam Joven w oryginale. Niedługo później dotarł do wylotu tunelu, by wrócić do normalnych wymiarów i spotkać Melody i Bell. A może tylko zjawy, przybierające postaci znanych mu studentek? Szybko okazało się, że jedyna droga, tak dla odmiany, prowadzi przez absurdalnie wąską lodową półkę nad kolejną ogromną przepaścią, której lepiej nie zwiedzać. Ścieżka była tak wąska, że nie było mowy o jednoczesnej wędrówce kilku osób, dlatego też Césaire uważnie obserwował każdy ruch Melody, która ruszyła przodem, dalej powątpiewając w to, czy to prawdziwa Blackthorne. Zjawa czy nie, Kanadyjczyk widział każdy jej ruch i każdy błąd, a błędem niewątpliwie był nagły zryw do biegu po półce, co nie miało prawa skończyć się dobrze. - Nie powinnaś... - zaczął Césaire, chcąc zwrócić uwagę Mel, która może po prostu poczuła zbyt duży przypływ adrenaliny i zatraciła zdolność oceny sytuacji, jednak było już za późno, grunt pod jej stopą się osunął, a dziewczyna runęła w dół, w ostatniej chwili chwytając się dłońmi krawędzi. Deja vu. - Na pewno jesteś prawdziwa? Mam już dzisiaj dosyć wyciągania z przepaści zjaw, które zamiast podziękować, znikają. - zapytał się, stąpając powoli po lodowej półce, chociaż oczywiste było to, że iluzja jaskini w tym momencie gorliwie zapewniłaby o swojej prawdziwości. Mając nadzieję, że dziewczyna wytrzyma trochę bez spadania, Kanadyjczyk spokojnie, stopa za stopą przemieszczał się do przodu na tyle szybko, na ile to było możliwe. Biorąc pod uwagę jego wzrost i rozmiar buta, nie było to najłatwiejsze zadanie, jednak zamiłowanie do sportu i treningi polepszające równowagę zbilansowały jakoś te naturalne przeszkody, a Weatherly'emu udało się dotrzeć do końca ściany, gdzie było już wystarczająco dużo miejsca, by ponownie uklęknąć i pochylić się nad krawędzią, chwycić Blackthorne za ręce i wciągnąć ją na płaską powierzchnię.
Wylosowana kostka: 4 Udalo sie przejsc: tak Link do kostek: klik
Wylosowana kostka:6 Udalo sie przejsc: tak Link do kostek: klik
Wszystko poszło prawidłowo. Udało się, okazało się, że odgadł chorobę, a tym samym miał przy sobie nadal fiolkę ze swoim eliksirem skurczającym. Był z siebie dumny i cieszył się, że znikł z niego cały ten dziwny ból związany z owym choróbskiem. Było mu trochę zimno, ale starał się to jakoś przetrwać. Smok owinął sobie ogon wokół przednich łap, oparł na nich pysk i najzwyczajniej w świecie zasnął. Ściana komnaty, która była plecami do niego otworzyła się. Mając do wyboru obudzenie smoku i ruszenie naprzód, wybrał tą drugą opcję. Ruszył dalej, a iluzja jego ojca szła za nim bez słowa. Zastanawiało go dlaczego akurat ojciec. Mogła to być np jego siostra, albo przyjaciółka, ale nie, akurat musiało mu pokazać ojca z którym nie widział isę już dłuższy czas. Nawet nie miał pojęcia czy staruszek nadal żył, ale pewnie tak skoro nikt mu nie przysłał listu z powiadomieniem o przybyciu na jego pogrzeb. Niby smutne, ale prawdziwe. Potem znowu był wąski korytarz. Potem dostrzegł tylko ciemną przepaść i niezwykle wąskie przejście, które ledwie mieściło dwie złączone stopy o przeciętnym rozmiarze. Prowadziło jednak wprost do następnego korytarza. Nie pozostało więc nic innego, jak… zaryzykować życie. Ale czy Angel był gotów zaryzykować życie? Głupie pytanie, oczywiście że był. Chciał w końcu wygrać i dotrzeć do końca jaskini jako pierwszy. Taki właśnie miał plan. Dostrzegł obok siebie jakiegoś mężczyznę. Pamiętał go z pola namiotowego przed jaskinią. Obydwoje czekali na losowanie i fakt, czy dostaną się do owego wyzwania. Skinął do niego głową. Mężczyzna ruszył pierwszy, a Angelus zaraz za nim. Zawsze był pewny siebie i kochał adrenalinę, więc to było dla niego czymś fajnym i sprawiającym mu uciechę toteż radośnie przechodził po tej cienkiej przeszkodzie. Być może zasłużył na spadnięcie w tę cholerną przepaść, ale jakimś cudem udało mu się przejść na drugą stronę, po drodze jeszcze wyśmiał kolegę, zarzucając mu, że nie da rady. Nagle jednak gdy był już na mecie, musiał się cofnąć. -Żartujesz sobie koleś?- powiedział, gdy tamten zawołał o pomoc. Niby chwilowo tworzyli duet, ale czy nie powinni likwidować konkurencji? To go odrobinę zastanawiało. Raczej przyjaciółmi nie zostaną, a może jednak? Jako iż teraz miał trwały grunt pod nogami a ręce miał silne to po prostu zrobić coś na wzór dźwigni i postarał się wciągnąć Asha na trwały grunt, licząc na to że on mu lekko przy tym pomógł i w ten sposób nie musiał spadać w żadną przepaść. Angelus tymczasem odetchnął ciężko.
Nie wiedział, ba, nie miał pewności, czy jego odpowiedź była poprawna, lecz szybko przekonał się, że był w błędzie. Właściwie nic dziwnego, skoro całe życie Blaze'a wypełniały eliksiry, receptury oraz niebezpieczne ingrediencje. Cóż, w pewnym sensie nie żałował, bowiem był wdzięczny, że cały czar prysł, a ten dziwny welon stracił swoją moc. Dostrzegł go, gdy ten dziwny smok podniósł swoje cielsko i ujawnił kolejne przejście, tym razem zbyt małe, by mógł je przejść w swojej normalnej postaci, toteż użycie eliksiru okazało się koniecznością. Tego też nie musiał żałować. W końcu nadszedł moment wykorzystania zawartości maleńkiej fiolki i tak oto udało mu się wejść do środka niewielkiego tunelu. W drodze oglądał się za siebie, lecz nie zauważył Cristiny. W pewnym sensie mógł spokojnie odetchnąć z ulgą, bowiem magia welonu i jaskini nie oddziaływała już na jego przyszłość i pragnął w końcu skupić się na przetrwaniu w dalszych korytarzach jaskini. Nie wątpił, że to miejsce szykowało kolejną pułapkę czyhającą nie tylko na niego. Co dziwniejsze, nie oczekiwał, iż tym razem będzie miał towarzystwo. Wydostawszy się z tunelu oraz odzyskawszy swoją postać, skinął głową w ramach przywitania. Widział ją przed wejściem do jaskini, ale nie zwrócił na nią uwagi. Cóż, była jedną z wielu, którzy tu przyszli, choć wyglądała na starszą, bardziej doświadczoną. Ale może to tylko złudny wygląd. Może, wszak nie zamienił z nią ani jednego słowa, bowiem całą uwagę poświęcił wielkiej przepaści i wąskiej drodze, po której musieli przejść. - Szlag - wymamrotał pod nosem, dostrzegając swoją nową towarzyszkę już nad czarną otchłanią. Zdecydował się ruszyć za nią, zachowując odpowiednią odległość, gdyż mimo wszystko nie chciał spaść. I chyba to wykrakał, bo już parę sekund później widział ją wiszącą na skraju, trzymającą się jakiejś skały. Na szczęście nie była to tak tragiczna sytuacja, przynajmniej w oczach Blaze'a, który bezpiecznie dotarł na drugą stronę i teraz stał w dosyć rozbieżnej sytuacji. Chciał jej pomóc, ba - czuł się nawet zobowiązany - lecz niespecjalnie widział sposób. - Już, już - odpowiedział, obmyślając jakiś nieporadny plan, a przy okazji wyciągając w stronę kobiety rękę, chcąc chwycić ją za nadgarstek i wciągnąć na bardziej stabilny grunt.
Wylosowana kostka: 2 Udalo sie przejsc: tak Link do kostek: klik
Gapiła się przez dobrą chwile na breloczek. W życiu by nie pomyślała, że to o ty właśnie chodzi! Ok, niby mogła wpaść, że scena oznacza teatr, ale te postaci niby z muzeum... cóż, widocznie miały to być postaci odgrywające przedstawienie. Teraz jak się nad tym zastanowił, to wszystko poza złotem pasowało. Niestety było trochę za późno na takie rozmyślania. Jaskinia już po raz drugi pokazała, że doskonale wie o fiolce eliksiru spoczywającym w kieszeni krukonki. I o ile poprzednim razem mogła to zignorować, to teraz nie było innej drogi wyjścia. Jedynie ta dziura u góry, którą tu wpadła... a teraz nawet nie miała pojęcia gdzie się znajdowała, nie mówiąc o tym, że na pewno nie dałoby się nią wejść. Czuła, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Kiedy wreszcie przeszła maleńkimi korytarzem, chociaż na chwilę zapomniała o tych złych przeczuciach, nawet jeśli kątem oka widziała przerażającą przepaść. Bell entuzjastycznie przywitała Melody, Ce zaraz trochę mniej. Cieszyła się, że spotykała wreszcie kogoś normalnego, ale nie mgliste postaci Effie i smoki... Może i to był błąd, ale ani przez chwilę nie pomyślała, że oni się są prawdziwi. Była trochę tchórzem, dlatego też nie ruszyła pierwsza kładką, patrzyła w milczeniu jak robi to Melody. Aż tamta spadła i Bell przez chwilę miała ochotę zupełnie bezmyślnie ruszyć jej na ratunek. Kiedy Cezar zaczął mówić, że może niby to wszystko to kolejna iluzja, zaczęła głośno protestować, że co on sobie myśli i żeby zamiast gadać głupie rzeczy, pomógł ratować dziewczynę... Całe szczęście nie trzeba było go o to prosić, bo bez żadnych zachęt wkroczył na kładkę i zaczął wyciągać krukonkę. Bell ruszyła za nim, z początku trochę chwiejnym krokiem, który po chwili zmienił się w miarę pewny. Nie spadnij, nie spadnij powtarzała sobie w myślach i tak jakoś doszła do pozostałej części ich ogromnej grupy. Stała tylko i patrzyła, bo bała się, że jeśli też będzie chciała pomóc, to już będzie za dużo i jeszcze wszyscy spadną w przepaść.
Wylosowana kostka: 2 Udalo sie przejsc: tak Link do kostek: klik
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Pią 9 Sty 2015 - 0:57, w całości zmieniany 1 raz
1. Przede wszystkim na potrzebę wprowadzenia tego „zadania” zostało założone, że każdy z was w swoim poprzednim poście utknął na etapie pomocy, ale nie zakończył tego procesu. To ważne dla dalszego przebiegu fabuły.
2. Eris, Ash i Melody muszą w tym momencie zaczekać do następnego etapu. Jeśli chcecie, możecie zarzucić jakimś czysto fabularnym postem z dalszym wołaniem o pomoc czy też wiązanką przekleństw, ale nie wolno wam wpływać znacząco na wydarzenia. Możecie też targować się z pomocnikami.
3. Każdy z was może napisać dowolną liczbę postów, w których dopiero ustalicie, co zamierzacie zrobić, zanim ostatecznie podejmiecie decyzję. Przyda się to szczególnie w przypadku naszego małego trójkąta. Pozwoli też na niuanse pokroju wywarcia obietnicy „co mi dasz, jak cię wyciągnę”. Ostatecznie musicie jednak podjąć WYRAŹNĄ decyzję (z pomocą kodu, który jest u dołu posta).
4. W razie jakichkolwiek wątpliwości wiecie, do kogo pisać.
Czas na posty do 18 stycznia do północy.
Nasi uczestnicy byli już coraz bliżej wyjścia z jaskini, wciąż nieświadomi tego, co jeszcze ich czeka. Ich zapał był jednak godny podziwu. Ostatecznie wciąż byli wewnątrz prawie w komplecie. Sytuacja ta miała jednak wkrótce ulec zmianie, chociaż żadne z nich z pewnością się tego nie spodziewało. Cóż, trudno byłoby zastanawiać się nad czymkolwiek, wisząc na krawędzi tuż nad gigantyczną rozpadliną, wyciągając swoich towarzyszy z tej dramatycznej sytuacji czy po prostu brnąc naprzód. Nikt z nich nie pomyślał więc ani przez chwilę, że oto w ciągu kilku następnych sekund staną przed niezwykle ważną decyzją.
Blaze Ettréval-Revie, Bell Rodwick, Césaire Weatherly, Angelus Scorpion:
Blaze musiał być całkiem zadowolony, że udało mu się przedostać na drugą stronę. Zwłaszcza wtedy, gdy jego urocza towarzyszka dyndała teraz nad tą gigantyczną przepaścią. To było całkiem miłe, że próbował jej pomóc i nie pobiegł od razu dalej, chociaż to, czy Eris myślała podobnie, stało pod ogromnym znakiem zapytania. Z pewnością Blaze będzie miał okazję jeszcze się o tym przekonać. Teraz jednak miał inne zmartwienia na głowie. Podczas gdy on zastanawiał się, jak wyciągnąć Eris z tej wyjątkowo niestabilnej sytuacji, a kobieta ślizgała się po oblodzonej ścianie, licząc ostatnie sekundy swojego życia, magiczny mechanizm ruszył powoli, zamykając otwarte dotąd przejście do następnego korytarza. Revie mógł z łatwością pozwolić jej spaść i przemknąć dalej, póki jeszcze nie było za późno, a przejście było w stanie pomieścić go w obecnej formie. Ostatecznie nie miał już eliksiru, który mógł wykorzystać. Panna Lynch natomiast wciąż posiadała swoją fiolkę. Nie była to prosta decyzja. Czy ten moment mógł stanowić kolejną próbę? Czy tylko ci, którym nie zależy na nagrodzie, są w stanie pomóc komuś takiemu jak Eris? Czy gdy kobieta znajdzie się już na bezpiecznym gruncie, oboje znajdą sposób na przejście dalej? A może z tak wielkiego aktu dobroci powstanie magiczny portal czy inny szajs, który doprowadzi ich prosto do nagrody? Blaze nie miał odpowiedzi na żadne z tych pytań. Mimo wszystko musiał podjąć szybką decyzję. Pomożesz Eris, Blaze, ryzykując swój dalszy udział w magicznej grze? A może zignorujesz wołanie o pomoc i pomożesz jej spaść? Wybór należy do ciebie, Blaze. Nie pomyl się.
Stojąca w innej komnacie Bell i pochylający się nad zwisającym z krawędzi ciałem Melody Césaire mieli wkrótce rozważać identyczny problem. Choć wydawał się całkiem pewny swego, Weatherly nie był doskonały, a jego pewny chwyt nie był na tyle pewny, by Blackthorne znalazła się na bezpiecznym gruncie. Otchłań wyraźnie pragnęła dzisiaj ofiar, bowiem dziewczęce ciało zdawało się nagle nabrać ciężaru, a ściana wydawała się jeszcze bardziej śliska. Problem pozostawał nierozwiązany, podczas gdy dotąd otwarte przejście zaczęło się powoli zamykać. Sprawa nie wyglądała najlepiej, a zarówno Bell, jak i Césaire musieli podjąć szybką decyzję. Rodwick mogła przecież zostawić koleżankę i ruszyć przez tunel, dopóki mieściła się w przejściu w obecnej formie. Jej eliksir był już tylko płonnym wspomnieniem. Nie było więc sposobu, by bezboleśnie trwonić mijający czas. Mogła również cofnąć się i pomóc Ślizgonowi w ratowaniu Melody. Czy była jednak skłonna do ryzykowania własnej pozycji w grze? A jednak nie tylko ona stała przed trudnym wyborem. Nic bowiem nie zmuszało Ślizgona do pomocy Melody. Mógł wypuścić szczupłe ręce i pobiec do przejścia, zanim nie będzie już w stanie prześlizgnąć się pod nim. W końcu, jeśli Bell nic nie zrobi, chyba nie będzie go osądzać, prawda? A jeśli jednak zdecyduje się przyłączyć do pomocy? Wiszące nad tą dwójką decyzje musiały zostać podjęte teraz. Nie było już czasu do stracenia, a Blackthorne musiała zostać odciągnięta jak najdalej od krawędzi albo… spaść. Oboje musieli mieć jednak na uwadze, że to właśnie wisząca nad przepaścią dziewczyna posiadała ostatnią buteleczkę eliksiru. Pomożesz Melody, Bell? A ty, Césaire? Zaryzykujecie udział w dalszej grze, żeby ocalić życie koleżanki? A może odwrócicie się od niej, żeby zdążyć przed zamknięciem się przejścia? Czy też postanowicie pokłócić się między sobą o to, kto powinien zostać, podczas gdy drzwi zamkną się za bardzo, by was przepuścić? Wybór należy do was. Nie pomylcie się.
Jednocześnie Angelus zmagał się z własnym wyborem. Co prawda z pomocą mięśni udało mu się utrzymać Asha jeszcze chwilę dłużej, jednak jaskinia najwyraźniej pragnęła ofiar. Ciało mężczyzny zdawało się nabrać ciężaru, gdy z wciąż nieco niepewnej pozycji ześlizgnął się ponownie po oblodzonej ścianie. Chociaż Angelus szybko miał odkryć, że musi wybierać, gdy magiczny mechanizm poruszy lodową pokrywę przejścia, jego pozycja w tej grze była o wiele bardziej dogodna. Mimo że jego dość niespodziewany towarzysz zawisł tymczasowo nad gigantyczną przepaścią, a jedyne, prowadzące dalej drzwi w komnacie powoli się zamykały, Scorpion miał coś niezwykle istotnego – miał swój eliksir. Podobnie zresztą jak wiszący na lodowej ścianie Hawkeye. A jednak nikt nie mógł przewidzieć, co stanie się później. Być może eliksir był potrzebny na samym końcu? Może w całej tej jaskini chodziło o wolę przetrwania tak silną, że śmiałek był gotowy zachować najważniejsze środki do końcowej komnaty, by ostatecznie stanąć w blasku chwały? Cóż, tego Angelus mógł się tylko domyślać, bowiem jaskinia pozostawała głucha na wszelkie pytania i prośby. Tak czy inaczej, Scorpion musiał podjąć decyzję. Razem z Ashem mieli dwa eliksiry. Co, gdyby nasz drogi aniołek zabrał eliksir swojemu towarzyszowi? Co, gdyby wymógł na nim obietnicę oddania eliksiru w zamian za ocalenie życia? Co, gdyby zignorował wiszącego mężczyznę, zachował eliksir i przeszedł dalej, dopóki drzwi mieściły go jeszcze w obecnej formie? Tyle możliwości, a tak mało czasu… Pomożesz Ashowi, Angelusie? A może pomożesz mu w zamian za coś? Czy też zostawisz go nad przepaścią, żeby bez marnowania eliksiru dostać się dalej? Wybór należy do ciebie. Nie pomyl się.
Kod do posta z ostateczną decyzją:
Kod:
<zg>Pomagam (oznacza to zamknięcie się przejścia):</zg> [color=#99cc66]tak[/color]/[color=#ff0000]nie[/color]
Nigdy nie odważyłby się przypuścić, że stanie w sytuacji, w której będzie mógł nadrobić swoje dawne grzechy. Nie wiedział też, iż kiedykolwiek stanie w obliczu tak ważnego wyboru, wszak na śmierć Cristiny nie miał najmniejszego wpływu. Nie było go na miejscu, bowiem pełnił obowiązki z dala od miejsca pracy, jednocześnie próbując ustalić szczegóły opieki nad synem. Z resztą, chciał z nią zostać, pomóc jej, ale doskonale pamiętał słowa, by odpoczął i spędził trochę czasu z Tonym. Przez tyle czasu pluł sobie w brodę, że posłuchał prośby. Mógł sprzeciwić się, ale wiedział, jakie przyniosłoby to skutki. Nie chcieli zawadzać sobie nawzajem w kwestii kariery. Doskonale się rozumieli, toteż w spokoju mogli spełniać i rozwijać swoje pasje, oraz tworzyli szczęśliwą, i zgraną, rodzinę. Jednakże dzisiaj Blaze stanął w podobnej sytuacji, lecz z całkowicie obcą mu osobą. Kolejną kobietą, która brała udział w tej wyprawie, zapewne dążąc ku zdobyciu nagrody. Nie wiedział, co tkwiło w jej głowie, ale sam przed sobą przyznał, że nie zależało mu na złocie czy czymkolwiek innym znajdującym się dalej. Właściwie mógł odpaść już teraz, nie miało to dla niego znaczenia, a przynajmniej w porównaniu do szansy udzielenia pomocy komuś, kto polegał w tej chwili tylko na nim. Wyciągnął rękę tak daleko jak tylko mógł i chwycił za nadgarstek starszej od niego kobiety, by zapewnić jej chociaż częściowe wsparcie. Dopiero po kilku chwilach spędzonych na ustaleniu sensownego sposobu, aby ją wyciągnąć. W końcu nie chcieli spaść razem, ale tylko jedno z nich będzie miało możliwość iść dalej. I nie żałował. Dla niego dużo bardziej wartościową nagrodą było uratowanie czyjegoś życia, niż dostanie się na koniec. Ot, w taki sposób chciał odkupić swoje winy. Przynajmniej częściowo, bowiem nie znał możliwości, aby oczyścić się do końca. Katharsis nigdy nie będzie miało swojego końca, lecz Blaze nawet go nie potrzebował, skoro nie wahał się ani przez moment, gdy postanowił pomóc kobiecie. Wyciągnął drugą rękę i chwycił swoją towarzyszkę tak, by bezpiecznie wciągnąć ją na w miarę bezpieczny grunt. Gdy to już uczynił, a ona była cała, usiadł, oparł się o fragment ściany i uważnym spojrzeniem patrzył na zamykające się przejście, całkowicie pogodzony z końcem tej małej przygody. - No to koniec - ni to mruknął, ni to szepnął, wyginając wargi w uśmiechu. - Przynajmniej dla mnie. - Dorzucił, dobywając różdżki, co by obracać kawał drewnianego patyka, posiadającego mnóstwo magicznej mocy, w dłoniach.
Pomagam (oznacza to zamknięcie się przejścia): tak
Stała sobie właściwie już w drugiej komnacie i patrzyła jak Cezar próbuje wyciągnąć Melody. Próbuje - to było idealne słowo określające co się dzieje, bo o ile z początku Bell była pewna, że tak dobrze mu idzie, że nawet nie potrzebuje jej pomocy, to nagle zaczęła mieć wątpliwości. Stąd gdzie stała, wydawało się, jakby ciało krukonki coś ciągnęło do dołu. Czyżby magia jaskini? Nie chcąc czekać, aż ślizgon całkiem sobie nie da rady, ruszyła z powrotem w jego kierunku. Zawahała się zaledwie na chwilę, kiedy zauważyła, jak przejście zaczęło się powoli zamykać. - No dawaj, damy radę, już ci pomagam! - powiedziała głośno, mając nadzieję, że nie obejrzy się i nie zobaczy co się działo. Ślizgoni to przecież tchórze. Pewnie jeszcze więksi niż ona sama. Nie chciała, żeby zorientował się, że za chwilę mogą tutaj wszyscy utknąć i zwiał, zostawiając Melody... no właśnie, lecącą gdzieś tam w dół. Ukucnęła obok i złapała dziewczynę za drugą rękę. Zmusiła się, żeby nie obejrzeć się do tyłu i nie sprawdzić czy przejście już całkiem się zamknęło.
Pomagam (oznacza to zamknięcie się przejścia): tak
Kiedy Césaire złapał ją za rękę z zamiarem podciągnięcia do góry naprawdę myślała, że już zaraz będzie mogła oprzeć nogi o twardy grunt, a cała ich trójka wróci do gry. Właściwie, to przez nią stało się to niemożliwe. Jaskinia najwyraźniej za wszelką cenę chciała wyeliminować chociaż jednego uczestnika. Melody wiedziała, że w normalnych okolicznościach Césaire nie miałby problemu z udźwignięciem jej drobnego ciała, ale najwyraźniej magia jaskini sprawiała, że ciężar dziewczęcego ciała zdecydowanie przekraczał możliwości Weatherly'ego. Krukonka uniosła wzrok, akurat by dostrzec, jak lodowe przejście powoli się zamyka. Musiała to także dostrzec Bell, która wciąż stała na bezpiecznym krańcu. Blackthorne spuściła wzrok koncentrując się na obecnym problemie. Bała się, że Césaire mimo wszystko stwierdzi, że udział w dalszym zadaniu stanowi wyższą wartość. Jednocześnie była świadoma buteleczki eliksiru, który spoczywał w jej kieszeni i dzięki któremu jedno z nich na pewno będzie mogło iść dalej. Może to była jej karta przetargowa? Do jej uszu doszło jakieś wołanie, a w następnej chwili ktoś złapał Mel za drugą rękę. Krukonka czuła, jak przesuwa się kilka centymetrów do góry. Przymknęła powieki, nie bardzo wiedząc co powinna zrobić, aby ze swojej strony ułatwić pomoc. Nie mogła też stwierdzić, czy powinna być wdzięczna Rodwick czy Weatherly'emu – a może obojgu? - ale dopiero teraz doszło do niej, jak bardzo zmuszona była na nich polegać.
Wszystko szło zgodnie z planem. Césaire przecież miał wprawę w wyciąganiu ludzi z lodowych przepaści, przecież robił to już wcześniej z Jovenem, który ważył zdecydowanie więcej niż Melody. Dlaczego więc nagle w którymś momencie poczuł, że dziewczyna zaczyna się osuwać w dół? Jego uścisk był mocny, na tyle mocny, że i on minimalnie zaczął się zsuwać w stronę krawędzi, nad którą się pochylał, co nie miało już kompletnie żadnego sensu. Próbował zaprzeć się o coś butami, wbić palce wolnej dłoni w płaską powierzchnię, ale Mel zdawała się ważyć więcej niż smok, a to nie miało prawa skończyć się dobrze. - Przydałoby się. - wydusił z siebie, próbując wciągnąć Krukonkę w górę, kiedy Bell ostatecznie zaproponowała pomoc. - Jebana jaskinia. - mruknął jeszcze i oto jego uszu dobiegł nieprzyjemny dźwięk szurania po lodzie, który zmusił go do obejrzenia się przez ramię i zobaczenia, że przejście, do którego się kierowali, zaraz się zamknie i jeśli dalej będzie wisiał nad krawędzią, w żaden sposób nie zdąży do niego dobiec. Weatherly'emu wydawało się przez moment, że widzi panikę na twarzy Bell, która najwyraźniej posądzała go o brak kręgosłupa moralnego. To, że był oportunistą, wcale nie oznaczało, że wrzuciłby kogoś w przepaść bez mrugnięcia okiem. Owszem, przeszła mu przez głowę głupia myśl, że może jednak dziewczyny są tylko zjawami i zaraz zostanie zamknięty w lodowym pomieszczeniu bez wyjścia, ale odrzucając od siebie tę możliwość, zaparł się jeszcze bardziej o podłoże, by razem z Bell wyciągnąć Blackthorne. Najcięższa akcja ratunkowa w całym jego życiu.
Pomagam (oznacza to zamknięcie się przejścia): tak
Nie znosiła tej sytuacji. Takiego wiszenia jak idiotka nad przepaścią, która mogła w każdej chwili ją pochłonąć i już nigdy nie oddać. Świadomości, że jeśli nie da rady się utrzymać, jeśli ześlizgną jej się palce, to po zawodach. Ale nawet nie to było najgorsze. Nie pierwszy raz musiała się zmierzyć z zagrożeniem życia i chociaż zdecydowanie nie chciała umierać, była w stanie się pogodzić z myślą, że coś takiego może się stać. Tyle że teraz kompletnie na kimś polegała. Jej dalszy los - no, może tylko dalszy udział w zabawie - zależał od tego ulizanego chłoptasia, który ledwo przestał się czepiać maminej spódnicy, a przynajmniej na takiego wyglądał. Upokarzające! Absolutnie upokarzające. Jak nic będzie musiała po wszystkim wyczyścić mu pamięć, bo to się nie może rozejść. Tym bardziej, że chłopak najwyraźniej chciał jej pomóc. Zadziwiające. Niczego mu nie zamierzała obiecywać, więc jeśli liczył na cokolwiek w ramach wdzięczności, to powinien przestać. W zasadzie to nawet głupie z jego strony. Była dla niego konkurencją i najprawdopodobniej teraz działało to na zasadzie - albo ona, albo on. Przejście się zamykało, ale ona wciąż miała eliksir. Może on też miał i wtedy przeszliby oboje. To miałoby swoje plusy - mogłaby chociaż udawać, że jest niezmiernie wdzięczna za pomoc. Ale z drugiej strony pozbywanie się konkurencji było niezłe. Cóż, zobaczymy, co zrobi jaskinia. Najwyraźniej to w jej "rękach" leżał teraz ich los. Odepchnęła się nogami od skalnej ściany i podciągnęła się na stabilne podłoże. Ewidentnie bez niego nie dałaby rady. Przewróciła oczami i otrzepała spódnicę. - Dziękuję - rzuciła oschle i skinęła mu głową. No, to co teraz?
Angelus miał naprawdę poważny dylemat, pomagać czy nie pomagać. Wszyscy pomagali sobie nawzajem a on miał ochotę zachować się jak ostatni człowiek skurwiel i po prostu ruszyć dalej dopóki jeszcze drzwi się nie zamknęły na amen i był w stanie się przez nie prześlizgnąć. Przecież w końcu jedna osoba mogła wygrać prawda? Zawsze odkąd był dzieciakiem musiał sam martwić się o siebie. Dostał w twarz, oddał. Ktoś nożem drasnął go w bok i on sam musiał sobie poradzić z raną i ją zabandażować mimo okropnego bólu i krwawienia. Teraz miał wybrać, pomóc gościowi którego praktycznie nie znał, czy po prostu odejść i zapomnieć o nim. Przecież i tak się już nie spotkają i nie będą mieli okazji. Angelus też nie szukał przyjaciół na tej misji i nie chciał ich zdobyć. Nie byli mu oni potrzebni. W końcu jednak obmacał w kieszeni spodni swoją fiolkę z eliksirem. -Wciągnę cię, ale chcę twoją fiolę w zamian. Coś za coś, jako i tak te cholerne drzwi się zamkną. Kto wie ile byś leciał tam na dół. Nie widać końca tej nicości- powiedział podając mu dłoń. Wiedział, że gdy tylko ten zacznie kantować będzie mógł mu odebrać fiolkę siłą albo po prostu zepchnąć go znowu w przepaść ale tym za wiele nie zyska. Angelus był typem samotnika, który samotnikiem zawsze pozostawał i towarzystwa nigdy nie szukał sobie na siłę. Gdy chłopak przytaknął, pomógł mu się wciągnąć i wyciągnął rękę po fiolkę. -Eliksir, tak w ogóle nazywają mnie Angel- powiedział pewnym siebie tonem po czym wziął fiolkę, odwrócił wzrok od chłopaka i ruszył do drzwi by może sprawdzić czy a nóż widelec nigdzie nie ma żadnej wąskiej szczeliny co by się stąd wydostać. Nie wiedział czy zrobił dobrze pomagając ale przynajmniej dusza tego oto mężczyzny nie będzie go dręczyła po nocach.
Pomagam (oznacza to zamknięcie się przejścia): tak
Niedoczekanie życiowe - dokładnie tak określiłby to Ash. Może nawet pokusiłby się o stwierdzenie, że życzenie Angelusa było marzeniem ściętej głowy, też mu to pasowało. Nie wierzył, że są na świecie ludzie, którzy potrafiliby zepchnąć drugą osobę w przepaść, nieważne jak niegodziwi by byli. No cóż, a przynajmniej nie spodziewałby się takiej decyzji po kimś kto dopiero ze szkoły wyszedł. Hogwart nie był wylęgarnią Czarnych Panów, a przynajmniej w założeniu nie miał nią być. Nie o tym jednak należałoby dyskutować, wszak chłopak właśnie wisiał sobie radośnie nad nieogarniętą wzrokiem przepaścią i przetrawiał w ciszy słowa blondyna. Nie miał najmniejszej ochoty oddawać mu eliksiru jedynie z czystej przekory. Gdyby zachował się odrobinę grzeczniej to najpewniej dostałby fiolkę bez zbędnego szemrania i to byłoby na tyle w temacie ich rzekomej współpracy. Jednego jednak Belshazzar nie trawił - przerostu ego. Z bezgranicznym przekonaniem o podporządkowaniu sobie drugiej osoby też nie potrafiłby żyć, więc zaczekał aż zostanie wyciągnięty na stały grunt, aby wtem zmierzyć Angelusa uważnym spojrzeniem. Jaskinia nie dawała się oszukiwać, co do tego nie miał wątpliwości, ale z całą pewnością nie miał zamiaru nie spróbować kantu na kimś nieznajomym. To, że nie poddał się tej pokusie wcześniej było zasługą jedynie Dorothei, która zwyczajnie zbyt wiele dla niego znaczyła. Wsunął dłoń do kieszeni. Szukał różdżki czy eliksiru? Spróbuj zgadnąć.
Angelus, Cesaire, Bell i Blaze na razie czekają. Będziemy czekać tylko na trzy posty. Liczę więc, że uwiniecie się do 25 stycznia do północy. Wtedy ruszymy z ostatnim zadaniem, po którym zakończymy event, jeśli tylko z dotychczasowej punktacji za decyzje wyłoni się zwycięzca. Jeśli posty nie pojawią się do 25 stycznia do północy i do tego czasu nie zostanę również poinformowana o ewentualnych okolicznościach łagodzących, zakończymy event bez wyłaniania zwycięzcy. _______________________________________________ Nadszedł czas, by zbliżyć się do wyjścia z lodowej jaskini, ale jak mieli to zrobić, skoro utknęli w tak niedogodnych dla siebie sytuacjach? Wszyscy zdecydowali się pomóc, ale czy każdy z nich miał czyste intencje? Chociaż nie mieli zbyt wiele czasu, by się nad tym zastanowić, czy jedna zła decyzja mogła przekreślić ich szanse na wydostanie się z tego przeklętego miejsca? Kolejne decyzje czekały na podjęcie i nikt nie mógł temu zapobiec. Może poza samą magią jaskini, ale ona nie zamierzała brudzić sobie „rąk”. To wyzwanie należało tylko i wyłącznie do śmiałków, którzy zdecydowali się wejść do środka. Z pewnością nie byli tego świadomi, ale byli wewnątrz już trzeci dzień, choć każdemu z nich zdawało się, że minęło zaledwie kilka godzin. Jak potężna była magia jaskini, skoro utrzymała ich przy życiu do tej pory? Cóż, o tym mieli się jeszcze przekonać.
Ash Hawkeye:
Nawet magia jaskini była pod wrażenie interesowności Scorpiona i jego pewności siebie, która pozwoliła mu sądzić, iż Hawkeye tak po prostu odda swój eliksir. Ta śmieszna fiolka stanowiła jedyny element, który mógł pomóc w przedostaniu się dalej. Z pewnością nikt z nich nie chciał utknąć w sali, w której obecnie się znajdowali. A jednak Ash nie był chyba aż tak chętny do pozbycia się własnego „klucza”, prawda? Teraz, gdy był już bezpieczny, a gigantyczna przepaść przestała wyciągać za nim swoje wielkie łapska, mógł pograć z Agelusem, jak tylko mu się podobało. Czy jednak gra była tego warta? Być może pozbycie się przeklętego eliksiru było rozsądniejsze? Ostatecznie to z powodu tej pojedynczej buteleczki jaskinia wciąż ich testowała. To o nią mieli toczyć teraz bitwy. Z drugiej strony, jeśli to upór w dążeniu do celu był tutaj doceniany? Jeśli tym razem chodziło właśnie o wyeliminowanie człowieka, który chciał zbyt wiele? Hawkeye miał teraz poważny dylemat, a w pobliżu nie było nikogo, kto zaoferowałby swoją pomoc w rozwiązaniu tej sprawy. Scorpion z pewnością nie pomógłby w tej kwestii. Pragnął przecież jedynie dodatkowego eliksiru. Ash nie miał już czasu, by dłużej się zastanawiać. Czy sam był pewien, co robić? Czy sięgał po eliksiry, czy różdżkę?
Decyduj, Ash. Oddasz eliksir Scorpionowi i zaryzykujesz pozostanie w jaskini na zawsze w imię jakichś śmiesznych ideałów, które tutaj, w zamknięciu, tracą na znaczeniu? A może zdecydujesz się na wyjęcie różdżki i „oczarowanie” swojego towarzysza tak, by zyskać trochę czasu na wypicie eliksiru i przejście dalej tą niewielką szczeliną pod lodowymi drzwiami?
Melody A. Blackthorne:
Z pewnością jej wciąż jeszcze dość krótkie, młode życie stanęło Melody przed oczami, gdy Ślizgon z trudem próbował uchronić ją przed upadkiem w otchłań. A jednak ostatecznie mogła odetchnąć z ulgą, gdy do dramatycznej akcji ratunkowej dołączyła również Bell Rodwick. Choć nie było to najłatwiejsze zadanie, z jakim przyszło im się mierzyć, Blackthorne mogła czuć się już całkowicie bezpieczna. Nie licząc tylko pewnej, drobnej kwestii – drzwi, pod którymi została teraz tak niewielka szczelina, że każdy z nich doskonale musiał zdawać sobie sprawę, czego potrzebują. Sprawa wyglądała jednak o wiele bardziej dramatycznie niż ta sprzed chwili, bowiem z całej ich trójki tylko jedna osoba posiadała „klucz” w postaci eliksiru. Melody, z pewnością niezwykle zadowolona z obrotu spraw – w końcu była żywa i bezpieczna – miała teraz odkryć, że w gruncie rzeczy lepiej byłoby spaść. Nie było szansy, by podzielić fiolkę na trzy. Nie mogli też podzielić się niewielką ilością eliksiru, znajdującą się wewnątrz. Nie pozostało więc nic innego, jak podjąć decyzję, na którą to skazana była właścicielka flakonu. Melody z pewnością mogła oddać eliksir któremuś z towarzyszy. Choć wybór był trudny, nie był niemożliwy. A jednak dlaczego to oni mieli iść dalej, skoro ktoś i tak tu zostanie? Równie dobrze Melody mogła sama wychylić zawartość i iść naprzód. Zrobiliby to samo, gdyby eliksir należał do nich, prawda? Blackthorne nie miała powodu, by za cokolwiek się obwiniać. Musiała tylko upewnić się, że nagły przypływ adrenaliny nie sprawi, iż postanowią stanąć jej na drodze.
Decyduj, Melody. Wyciągniesz różdżkę i rzucisz jakieś łagodne zaklęcie, by dać sobie czas na wypicie eliksiru i przeciśnięcie się pod drzwiami? A może oddasz swój eliksir jednemu z przyjaciół i pozwolisz mu wygrać tę grę?
Eris L. Lynch:
Trudno było stwierdzić czy Eris spodziewała się ratunku, czy też nie. Być może Blaze mógł wydać się swojej towarzyszce słabym chłopcem, ale to dawało większe szanse na poradzenie sobie z nim w drodze do zwycięstwa. Teraz, gdy była już całkowicie bezpieczna, miała stanąć jednak przed kolejnym wyborem i miał się on okazać dla niej gwoździem do trumny. Eris zdecydowanie należała do tych inteligentniejszych. Szybko więc zdała sobie sprawę, że z ich dwójki tylko ona jest posiadaczką eliksiru, stanowiącego „klucz” do następnej komnaty. Blaze nie kwapił się bowiem z wyciąganiem jakichkolwiek fiolek czy choćby z zachęcaniem jej do dalszego marszu. Czyż to nie było ironiczne? Czego tym razem oczekiwała jaskinia? Poświęcenia za poświęcenie? Lynch nie miała zbyt wielkiego wyboru. Oddanie eliksiru Blazowi wiązało się z oddaniem mu własnego zwycięstwa. Było z pewnością szlachetnym czynem, ale czy było również w stylu Eris? Przecież to nie mężczyzna pokonał za nią całą tę trasę. To nie jemu należał się laur. Nie on musiał radzić sobie z demonami przeszłości, z którymi radziła sobie Lynch! Cóż, zawsze pozostawała druga opcja. Jakieś lekkie zaklęcie, które sprawi, że Blaze ocknie się dopiero wtedy, gdy Eris będzie już dawno po drugiej stronie drzwi, a fiolka z eliksirem będzie toczyć się, pusta, po lodowej posadzce. Co, jeśli tego właśnie oczekiwała jaskinia? Jeśli fakt, że Lynch wciąż posiadała eliksir, był swoistą nagrodą za cierpienie, jakiego doświadczyła po drodze? Tak czy siak, teraz musiała dokonać wyboru i nie było już czasu na zastanawianie się, która opcja jest lepsza. Chyba należało po prostu pójść za głosem serca… Dobry żart.
Decyduj, Eris. Wyciągniesz różdżkę i potraktujesz kolegę łagodnym zaklęciem, by go spowolnić, podczas gdy sama wypijesz eliksir i przemkniesz do ostatniej komnaty? A może oddasz to, na co zapracowałaś i pozwolisz mu iść dalej, samej pozostając w komnacie?
- Angel… - mruknął pod nosem Ash, który w tym momencie stał naprzeciw swojego rywala, a wzrok wbijał w jego wyciągniętą dłoń. Czuł się zwyczajnie upokorzony jego słowami i zachowaniem. Rywalizacja była rywalizacją, ale zesłanie kogoś na śmierć było aktem zła, które wymagało potępienia. Tak samo zresztą jak czerpanie korzyści z podania pomocnej dłoni w sytuacji zagrożenia życia, co było postawą naganną, wymagającą najwyższego napiętnowania. Asher nigdy nie był święty i za uszami posiadał naprawdę wiele, jednak sposób w jaki żył sprawiał, że odróżnianie zła od złośliwości przychodziło mu z łatwością. Młokos podejmujący tak nieodpowiedzialne decyzje nie był niczym nowym, ale to wcale nie sprawiało, że Belsha zamierzał puszczać mu to płazem. Nie odda mu eliksiru za żadne skarby, ale nie będzie mu również odbierał jego szansy, nawet jeśli dzieciak przed chwilą chciał właśnie tak postąpić. Po co były mu dwa eliksiry? Jeśli chciał sobie fiuta polać to Hawkeye był dzisiaj wyjątkowo skłonny, aby mu asystować. Może ma mu pasek rozpiąć? Zacisnął palce na drewnie długiej, cisowej różdżki, której mocy użyczał lelek wróżebnik. Kimże by był, gdyby teraz przed tym stchórzył? Doszedł tak daleko, że wycofanie się byłoby postawą lekkomyślną i stanowiło świadome wyeliminowanie się z gry, a on przecież chciał grać. Jak zwykle zresztą tego jednego nie odmawiał. Wyciągnął wreszcie różdżkę jednym, szybkim ruchem, ale zamiast rzucić zaklęcie, które od minuty kołatało mu się w głowie, zdecydował się na coś innego. - Obliviate… - syknął, koncentrując się na tym, aby wymazać z pamięci blondyna wspomnienia o pomocy, której ten mu udzielił. Przeszli przez lód razem. Nie chciał jego fiolki. Chciał jedynie swoją szansę, swój los, który mógłby dalej kuć. Nie kontrolował go, chociaż Imperio mocno cisnęło mu się na wargi. Confundus też byłby dobry, ale musiałby wtedy działać zbyt szybko. Miał tylko nadzieję, że nie zrobił mu tym krzywdy i nie jest ważne to, że przed chwilą zwrócił się przeciwko niemu. Bądźmy ludźmi.
– Dziękuję... – zareagowała z chwilowym opóźnieniem. Pomimo iż nie musiała podejmować tak dużego wysiłku jak towarzysze, jej oddech był ciężki i nierównomierny. Ale dopiero teraz zaczynało dochodzić do niej, że sytuacja, która miała miejsce przed chwilą była lepsza niż ta, w której znajdowała się teraz. Właściwie ta przepaść w obecnej chwili wyglądała nawet zachęcająco... Co robić? Przejście zdążyło się już zamknąć. Trzy osoby i jedna buteleczka eliksiru. Czy mieli szansę dojść do porozumienia? Fakt faktem, podczas tej całej akcji ratowniczej żadne z nich nie wspomniało o nagrodzie za pomoc, więc Blackthorne miała pełne prawo do podążenia w dalszą drogę. Nic im nie obiecywała, prawda? Wciąż byli rywalami w tej całej rozgrywce i wystarczyło proste zaklęcie Petrificus Totalus lub ewentualnie Confundus. Z drugiej strony, z Bell łączyły ją bardzo bliskie kontakty. Nie chciała tego zniszczyć pochopną decyzją. Nie lubiła zwracać się przeciwko przyjaciołom, a właśnie do tego chciała zmusić ją jaskinia. Mieli toczyć walki o głupi eliksir? Oczywiście, zależało jej na wygranej. Bardzo, ale to bardzo chciała przekonać się, co też kryje się w samym sercu jaskini. I choć Krukonce na tym zależało, nie potrafiła opierać się tylko na podstępnym rozumie. Posłała Bell lekki uśmiech, za to Weatherly'ego zmierzyła oceniającym spojrzeniem. Wsunęła dłoń do kieszeni. Jej palce musnęły drewno krzewu różanego, z którego wykonana była jej różdżka. Czy te dziesięć cali wystarczyłoby przeciwko nim?... Zmrużyła zielone oczy. Czy towarzysze już odgadli jej myśli? Może w myślach przygotowują już zaklęcia? Płynnym ruchem wysunęła dłoń, jakby ta chwila zawahania wcale nie istniała. Buteleczka z magicznym płynem ciążyła jej w dłoni. – Myślę... myślę, że sprawiedliwie będzie, jak zwrócę ci szansę wygrania tego wyzwania, Cesaire – powiedziała, chociaż każde słowo raniło jej dumę i już przekreślone ambicje. Dlaczego wybrała Ślizgona? Solidarnie powinna oddać przysługę Bell. Były dziewczynami, ba przyjaciółkami i to z jednego domu, to powinno do czegoś zobowiązywać, czyż nie? Ale może właśnie to przez pewne przywiązanie do Rodwick, Melody nie chciała skazywać koleżanki na dalsze pułapki tej jaskini, nawet jeśli takie było jej życzenie. Poza tym, to Weatherly pierwszy ruszył jej z pomocą. – Teraz to musisz wygrać też dla mnie. Nie wybaczę sobie, jeśli postawiłam na złą osobę i zmarnowałam eliksir... – choć ton głosu mógł sugerować niechęć, lekkie wygięcie kącika ust w chwili, gdy podawała Ślizgonowi buteleczkę powinno zatrzeć to mylne wrażenie. Spojrzała pytająco na Bell. Dobrze, że Blackthorne udało się rozwiązać ten jeden dylemat, ale... co dalej?
Przejście niemal się zamknęło i najwyraźniej do niej należała decyzja, kto nim przejdzie. Chłoptaś, który jej pomógł, nie kwapił się, by z tego przejścia skorzystać, czyli najprawdopodobniej nie miał eliksiru. Cóż, jego problem. Podejrzewała, że wszystko rozbije się o jakieś bzdury typu "wygra ten, kto nie chce wygranej" i pewnie powinna oddać swoją fiolkę. No już! Nie ma takiej możliwości. Nie po to znosiła obecność pieprzonej Callisto i cały ten syf, żeby teraz cokolwiek oddawać. Należało jej się. Zasłużyła na to. I niezależnie od tego, co było dobrym wyborem, nie miała zamiaru w żaden sposób pomagać temu dzieciakowi. Z jakiegoś powodu stracił eliksir - ojej. Ona mu za pomoc podziękowała i nie czuła się zobowiązana, żeby robić coś jeszcze. Zniecierpliwiona stukała obcasem o podłoże. Nie była pewna, czy powinna już teraz wypić eliksir czy poczekać na... Właściwie na co?
Nasi uczestnicy mieli właśnie udać się w drogę prowadzącą wprost do ostatniego etapu rywalizacji. Trudno powiedzieć czy się tego spodziewali, czy też nie. Bez względu na to, jakie było ich nastawienie, cała sprawa miała się wkrótce zakończyć, a jedno z nich miało zyskać nagrodę i być może odrobinę chwały za pokonanie pułapek jaskini. Niektórzy z nich z pewnością powoli zaczynali czuć wolność nosem. Czy czuli się przez to bardziej podenerwowani? A może ich ciała zaczynała powoli wypełniać ulga? Z pewnością wszyscy odczuwali zmęczenie, ale nie zdawali sobie sprawy, co stanie się w momencie, kiedy przekroczą końcową bramę. Ich prywatny koszmar miał się dopiero rozpocząć, bowiem utrzymująca ich w dobrej formie magia miała przestać działać dokładnie w momencie opuszczenia jaskini. Co wtedy poczują? Ból głowy? Rozdzierający ból ran, które udało im się złapać po drodze? Niewyobrażalny głód i pragnienie? Z całą pewnością wszystkie dolegliwości były na liście. Tymczasem, cudownie nieświadomi późniejszych wydarzeń, mieli właśnie dowiedzieć się, jaki powinien być ich następny ruch.
Z pewnością Ash i Angelus dłużej ciągnieliby swoje brudne sztuczki, Melody jeszcze przez kilka minut chwytałaby się nadziei na zwycięstwo Ślizgona, Bell być może wpadłaby w panikę, szukając wyjścia z tej lodowej pułapki, a Blaze miałby czas, by pożałować wyciągnięcia Eris z nad przepaści, gdyby nie to, że lodowe drzwi... zniknęły. Tania sztuczka jaskini, której nikt z nich nawet nie próbował sprawdzić. A wystarczyłoby przesunąć ręką po lodowej pokrywie, by zdać sobie sprawę, że jest jedynie mirażem. Ich eliksiry, wypite czy nie, nie miały już teraz najmniejszego znaczenia. Cała siódemka ruszyła powoli otwartym korytarzem, przepychając się nerwowo, okazując swoją wyższość czy też przyspieszając kroku, by trafić szybciej do ostatniej komnaty. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność i nawet w największym pyszałku czy najbardziej odważnej wiedźmie tak długa podróż wzbudziłaby wiele emocji. Zwłaszcza, że na ogonie cały czas pozostawali inni uczestnicy. Gdy wreszcie dotarli na sam koniec korytarza, poczuli, jak ogromny kamień spadł im w serc. A jednak nie tego chyba się spodziewali. Miejsce, w którym się znaleźli, przypominało wielką arenę do walki, pośrodku której znajdował się wielki i pusty wewnątrz lodowy słup. Cóż, być może „pusty” nie było zbyt trafnym określenie. Wewnątrz znajdowało się bowiem niewielkie podwyższenie, a na nim stało to, po co wszyscy tutaj przyszli – tajemnicza szkatułka z nieznaną nikomu zawartością. Każdemu z nich przebiegało przez głowę wiele myśli, ale jedna była najważniejsza – czy tylko ten, kto pozostanie na polu bitwy żywy, zyska możliwość dostania się do skarbu? Nikt nie mógł im jednak na to odpowiedzieć. Pozostało tylko wyjąć różdżkę i sprawdzić prawdziwość tej teorii. A jednak zdawało się, że jest też wyjście dla tych, którzy brzydzą się agresją. Po lewej stronie komnaty migotało delikatne światełko. Przejście, przez króte do wnętrza wpadały słoneczne promienie. A więc był dzień? Przejście było dość duże, by w miarę swobodnie dało radę pomieścić każde z nich. Jak silna była ich wola walki? Jak silna była zdolność do odpuszczania? Tego mieli się wkrótce dowiedzieć.
Podejmijcie decyzję! Jeśli decydujesz się na pokojowe rozwiązanie, zrezygnowanie z walki i opuszczenie jaskini, umieść w swoim poście poniższy kod. Nie odchodź jednak zbyt daleko!
Kod:
<zg>Wychodze. Nie czekajcie z kolacja!</zg>
Jeśli decydujesz się na walkę, uzupełnij i umieść w poście poniższy kod:
- musimy zdecydować, w kogo celujemy zaklęciem (tę sprawę załatwiamy w kodzie i poście) - musimy rzucić jedną kostką, by dowiedzieć się czy trafiliśmy (parzysta – pudło, nieparzysta – trafienie) - musimy wybrać zaklęcie, jakiego użyliśmy (w poście i kodzie) - zaklęcia muszą pozwolić uczestnikom na przemieszczenie się, jeśli ci zdecydują o wyjściu z jaskini, dlatego nie przesadzajcie z ich mocą (Jaskinia sugeruje zaklęcia o zabawnych efektach i darowanie sobie tych zwalających z nóg.) - nie można atakować tych, którzy opuścili jaskinię przed wami
Czas na posty do 6 lutego do północy - przedłużone na prośbę uczestników. Aczkolwiek jak wyrobicie się szybciej, to byłoby sympatycznie. Przynajmniej dla tych, którzy już napisali. ; )
Najwyraźniej magia jaskini bardzo polubiła zasadę "spodziewaj się niespodziewanego". Po czasie spędzonym wewnątrz lodowych komnat Melody powinna była zapamiętać, że nawet najbardziej rzeczywiste rzeczy mogą być tylko głupią sztuczką. Więc dlaczego żadne z nich nie pomyślało o sprawdzeniu pokrywy lodowej? - A to niespodzianka - wymruczała pod nosem i pokiwała z uznaniem głową. Ale nie było czasu na rozwodzenie się nad tymi sztuczkami. Melody wyminęła dwójkę towarzyszy. Cóż, może powinna być bardziej ostrożna, w końcu kilka chwil temu to przez pośpiech zwisała nad przepaścią, ale.... nie zamierzała wlec się z tyłu, gdy nagroda za wysiłek była już na wyciągnięcie ręki. Z każdym następnym krokiem, odbijającym się delikatnym echem, czuła narastającą ciekawość. Korytarz ciągnął się i ciągnął, sprawiając, że pokłady śmiałości znajdujące się w tym drobnym ciałku, zaczęły topnieć. Czego spodziewała się Melody? Czegoś bardzo efektownego. Czegoś, co samym swoim wyglądem ich sparaliżuje. A już na pewno spodziewała się kolejnych trudnych decyzji. Dlatego potrzebowała kilka sekund na przyswojenie informacji, gdy dotarła do końca korytarza. Ostatnia komnata przypominała nieco arenę. A pośrodku znajdował się słup ze szkatułką. To chyba była rzecz, dla której każde jedno z nich zaryzykowało. Już rozumiała. Rozumiała, dlaczego jaskinia przepuściła ich wszystkich. Melody rzuciła szybkie spojrzenie na Rodwick i Weatherly'ego. Cóż, sojusz się chyba skończył? Krukonka przesunęła wzorkiem po reszcie zawodników, którzy tak jak ona nie postanowili jeszcze, co powinni zrobić. Po lewej stronie komnaty zamigotało światełko. Czyżby wyjście? Czyli wcale nie musiała stawać w szranki z dużo bardziej doświadczonymi czarodziejami... Nie. Była już zdecydowanie zbyt blisko. Odpuściła jeden raz i więcej nie zamierzała. Jej dłoń powędrowała do kieszeni i zacisnęła się na różdżce. Zanim ktokolwiek zdążył zareagować, wycelowała w jakąś kobietę i rzuciła zaklęcie Obscuro. Krukonka nie miała szczęścia. Czar minął kobietę o centymetr, a do znowu uświadomiła sobie, że nie warto się wyrywać. Jej działanie mogło chyba zbudzić resztę i zachęcić do działania... ups?
Wyrzucona kostka: 6 Wybrane zaklecie: Obscuro W kogo celuje: Eris L. Lynch
Wyrzucona kostka: 1 Wybrane zaklecie:Tarantallegra W kogo celuje: Ash Hawkeye
Angelus dostrzegł rzucone na niego zaklęcie. Chciał od chłopaka eliksir pomniejszający, ale nagle w jego mózgu ta myśl wyparowała. Chłopak rzucił na niego zaklęcie zapomnienia, więc Angelus momentalnie zapomniał o tym co chciał. -Idźmy dalej, czuję że zbliżamy się do finiszu- powiedział siląc się na lekki niezobowiązujący dla nikogo uśmiech. Ruszyli dalej, jednakże przez tą drogę nikt już ze sobą nie rozmawiał. Chłopak miał teraz czas pomyśleć o tym wszystkim co się do tej pory wydarzyło i jak duże szczęście miał, że praktycznie nie musiał liczyć na niczyją pomoc. Sam sobie był panem i dążył uparcie do upragnionego celu jakim było zwyciężyć i zostać najlepszym w tym zatwardziałym boju. Nie miał pojęcia ile czasu tutaj już są albo też ile dni minęło. Jaskinia jakby magicznie to wszystko przed nimi ukrywała i nie chciała zdradzić im ograniczenia czasu. Szedł przed siebie lodową jaskinią, czując w kościach i we wszystkich mięśniach, że już zbliżają się do finiszu. Faktycznie, nagle pojawiło się rozwidlenie i pojawili się w sali która na pierwszy rzut oka przypominała mu arenę w podziemiu gdzie często urządzał sobie walki z mugolskimi osiłkami. Zatrzymał się w miejscu tam gdzie reszta i szybko dostrzegł na środku sali szkatułkę. To pewnie tam znajdowała się nagroda. Od razu odgadł że aby się dostać do mety musi zlikwidować wszystkich swoich przeciwników. Przyglądał się uważnie każdemu kątem oka, aż nagle zobaczył błysk, który świsnął niedaleko niego, to był jak bodziec do działania, potem już tylko wyciągnął szybko różdżkę i rzucił niewerbalne Tarantallegra w kierunku Asha, ponieważ on znajdował się najbliżej jego zdaniem szkatułki więc był dla niego zagrożeniem pierwszym. Miał nadzieję uchylić się szybko przed kolejnym zaklęciem, w razie gdyby ktoś chciał jakimś potraktować jego.
Nie była specjalnie zła na Melody za to jak wybrała. Co prawda, gdyby ona sama stanęła przed podobną sytuacją i nie mogła się zdecydować pewnie sama wypiłaby eliksir... No, ale cóż. Ostatecznie, to z krukonką wolała zostać uwięziona w komnacie i umierać z głodu/zimna. Nie, żeby taka możliwość przyszyła jej do głowy. Tak naprawdę poza momentem kiedy Melody wisiała nad przepaścią i przez chwilę wydawało się, że ślizgon ją puści, ani na chwilę nie pomyślała realnie o śmierci. Ta przygoda po prostu nie mogła się skończyć w taki sposób. Bo bywało już gorzej, prawda? Ostatecznie, okazało się, że jaskini ich oszukała, a chociaż obydwie tutaj były super mądrymi krukonkami, to nie wpadły na pomysł wydostania się z pomieszczenia tak po prostu. Widocznie jeszcze za mało czasu w nim spędziły. Melody wyrwała do przodu, Bell nie chciała być gorsza. Co prawda nie zależało jej jak wybitnie na nagrodzie (w końcu nawet nie wiedziała czy jest, a jeśli tak, to czym jest), jednak nie chciała już zostawać tutaj sama. Korytarz ciągnął się w nieskończoność... jednak dopóki można było iść to szła, wierząc, że wreszcie się stąd wydostanie. I rzeczywiście. Przystanęła na chwilę, zdezorientowana tym wszystkim. Tyle ludzi... było tez wyjście. I szkatułka. Mogła stąd uciec. Ale co to było za zakończenie przygody? Co prawda nie wiedziała co w niej jest, ale poczuła wielką chęć odkrycia szkatułki i może nawet zachowania jej dla siebie... Melody pierwsza rzuciła zaklęcie, a Bell nie chciała być gorsza i również szybko sięgnęła po różdżkę. Mogła trafić w któregoś ze swoich towarzyszy, w końcu byli najbliżej - jednak tego nie zrobiła, może i sojusz już się skończył, ale w ostateczności to im wolała dać możliwość zdobycia skarbu, niż obcym ludziom. Tak więc rzuciła zaklęcie oślepiające, trafiając akurat w mężczyznę, który dopiero co zmusił do tańczenia kogoś innego. Co dalej? Rozglądała się, żeby zobaczyć, czy coś nie leci w nią, chociaż i tak miała wrażenie, że przy takie liczbie osób, wcale by nie udało jej się odskoczyć.
Pozbawienie go pamięci wydawało się być jego szansą, tą jedyną, której potrzebował, aby udać się dalej. Inaczej chyba nie mógłby dostać się do następnej komnaty? Kolejny błąd i znowu podpuszczenie, którego nie przewidział, a chyba powinien. Ściana zniknęła, a oni skierowali się do komnaty układającej się w arenę. Nie było to coś, co Hawkeye chciał zobaczyć po pokonaniu przeszkody. Skrzywił się, zdegustowany faktem, że najpewniej będzie musiał znowu stoczyć bój z tym przebrzydłym kanciarzem. Miał ochotę prychnąć, gdy uświadomił sobie co właśnie pomyślał. Czyż on nie jest przecież taki sam? Nie chciał taki być, chyba dopiero co sobie to uświadamiał. Ręce lekko mu drżały, a wzrok skoncentrował się na szkatułce, starając się wchłonąć jej obraz, zmotywować się do zrobienia tego co powinien czyli sparaliżowania reszty uczestników, od dorosłych na dzieciakach z Hogwartu kończąc. Chociaż może jednak powinien odejść? Zazwyczaj nie walczył aż tak otwarcie, woląc się gdzieś przyczaić. Może mógłby skierować się do wyjścia i gdzieś na osobności zaczaić się na osobę wychodzącą ze szkatułą? Byłaby to całkiem rozsądna, w jego opinii, taktyka, gdyby nie pewien szczegół. Blondyn ZNOWU postanowił pokrzyżować mu plany. Tym razem był na tyle bezczelny, że rzucił w niego zaklęciem, które zwaliło go z nóg. Okej, co prawda najpierw zaczął tańczyć, a że Hawkeye to nie jest człowiek tańca to po prostu rozpłaszczył się na podłodze z cichym jękiem, wywijając dziko nogami. Wkurzył się i zanim pomyślał co tak naprawdę robi, rzucił Ignis flamine w stronę atakującego go chłopaka. Oczywiście nie trafił, bo jak miałby to zrobić z nogami dziko podrygującymi, które jak jeszcze nigdy wcześniej sabotowały wszelkie ruchy rękoma jakie zamierzał markować. Zaklął pod nosem i rzucił przeciwzaklęcie na swoje stopy, chcąc je uspokoić nim w ogóle pomyśli o tym, aby jednak sobie odpuścić. To jednak okazywało się niemożliwe. Po raz kolejny dał się sprowokować do czegoś, o czym wcześniej na poważnie nawet nie myślał. Chciał zdobyć szkatułkę, licząc na to, że odmieni jego los, a teraz? Teraz gotował się ze złości, chcąc zrobić wszystko co mógł aby tylko ON jej nie zdobył.
Magia Lodowej Jaskini była niezwykle niezadowolona, gdy wyszło na jaw, że wszyscy ci śmieszni czarodzieje niczego się nie nauczyli. Oferowane im wyjście było jedynym słusznym zakończeniem ich podróży. Oni jednak zdecydowali się na wyciągnięcie różdżek, gdy tylko dostrzegli to, czego tak wielu szukało od tak dawna. Nie wiedząc nawet do końca, na co właściwie patrzą, wzajemnie wyrządzili sobie krzywdę. Każde z nich poczuło coraz silniejsze szarpanie w okolicach pępka, zupełnie, jakby magia usiłowała wyteleportować ich wszystkich z wnętrza jaskini bez jakiegokolwiek wyjątku. A jednak wśród wszystkich tych śmiałków był ktoś, kto zasłużył na nagrodę bardziej niż inni. Ktoś, kto odrzucił puste ideały, poświęcił czas i wykorzystał wiedzę, by rozwiązać zagadkę, a ostatecznie zdecydował się poświęcić również własne zwycięstwo. Cóż, nie licząc tego drobnego różdżkowego incydentu... Melody szybko spostrzegła, iż została w lodowej komnacie zupełnie sama, a to, co wszyscy tak usilnie próbowali zdobyć, jest teraz na wyciągnięcie jej ręki. Lodowa kolumna chroniąca dostępu do naszyjnika zniknęła, a Blackthorne mogła wreszcie podejść dostatecznie blisko i chwycić go w szczupłą dłoń. Szarpnięcie, którego nie doświadczyła razem z innymi, nadeszło dokładnie w tym samym momencie, w którym jej skóra dotknęła nagrody. Melody w ułamku sekundy znalazła się nad brzegiem lodowego jeziora, otoczona przez grupę oczekujących tam ludzi, z Giselle na czele, wysłuchując licznych gratulacji.
Zwycięża Melody A. Blackthorne!
Tabelka z punktami za cały event przedstawia się następująco:
Imie Nazwisko
Zadania
Suma
Eris L. Lynch
+1, +1, -1, -1
0
Melody A. Blackthorne
+1, +1, +1, -1
2
Césaire Weatherly
+1, -1, +1, -1
0
Ash Hawkeye
+1, +1, -1, -1
0
Blaze Ettréval-Revie
+1, -1, +1, -1
0
Angelus Scorpion
+1, +1, -1, -1
0
Bell Rodwick
+1, -1, +1, -1
0
Zasady punktacji:
- każdy uczestnik dostawał +1 punkt za poprawne wykonanie zadania i -1 za podjęcie złej decyzji (ustalenia co do poprawności ścieżek były robione przed wrzuceniem kolejnych zadań)
1) Dla każdego została ustalona indywidualna ścieżka. Wszyscy podjęli dobre decyzje, więc chyba nie trzeba wyjaśniać.
2) Punkt otrzymywał każdy, kto odgadł swoją zagadkę. Kolejno: Formidul Somium, Ranunculus Lunaglacies, Horus, Sztylet Oszustów, Welon Morgany, Titik, Breloczek „New Magic Theatre”. Punkt utracił każdy, kto nie odgadł swojej zagadki.
3) Dla pomagających - punkt otrzymał każdy, kto pomógł towarzyszowi bezinteresownie. Punkt utracił każdy, kto oczekiwał wynagrodzenia za pomoc oraz każdy, kto nie udzielił pomocy.
3) Dla ofiar jaskini - punkt otrzymał każdy, kto oddał swój eliksir towarzyszowi. Punkt utracił każdy, kto nie oddał swojego eliksiru.
4) Punkt otrzymał każdy, kto zdecydował się nie walczyć i "opuścić" jaskinię. Znaczy nikt. Punkt utracił każdy, kto podjął walkę oraz kto nie napisał posta w wyznaczonym terminie.
Blaze, Eris i Cesaire mogą założyć, że zostali ostatecznie wyciągnięci z jaskini przez ekipę poszukiwawczą wysłaną przez Giselle, po czym odesłano ich do Świętego Munga.
Bell, Ash i Angelus mogą założyć, że zostali przeniesieni z powrotem na obszar przy lodowym jeziorze. Niestety z pustymi rękami.
Koniec przygody Wydawało wam się, że ta przygoda trwała z miesiąc? Może tak było! W każdym razie nawet jeśli myślicie czy się nie poddać, z krzaków wyłania się zwierzę, na które nie udało wam się wpaść - to Jackalope. Stworzenie przez chwilę ukazuje się wam, by poprowadzić was w kierunku jaskini, którą otwiera swoimi rogami, a potem znika w oddali. Bez niego nie udałoby wam się wejść! Kiedy wchodzi do środka oprócz przejmującego zimna, po poszukiwaniach odnajdujecie kilka ukrytych, zamrożonych jaj.
Rzućcie kostką k6, by ustalić jak dużo jajek udało wam się znaleźć.
Jednak kiedy tylko chcecie wynieść się z jaskini jajka się natychmiast... roztapiają! Musielibyście zostać na wieki w jaskini, by udało wam się zachować je na zawsze. Ale może to i dobrze? Jeśli dacie im się roztopić znajdziecie tam bardzo niewielkie, drogocenne kryształy. Po sprzedaniu ich, za jedno jajko możecie uzyskać 7 galeonów. Zgłoście się w odpowiednim temacie po galeony adekwatne zdobytym jajom. Wasza przygoda była tak długa i liczna w przygody, że z pewnością wynieśliście z niej sporo cennej wiedzy z ONMS, wasza nagroda zostanie wam przyznana do kuferków.
Oprócz tego pamiętajcie o waszych ranach odniesionych na wycieczce. Groszopryszka Maxa wróci mu na jednym z egzaminów w trakcie pisania, więc będzie musiał ją sprytnie ukrywać, by go dokończyć. Victoria zaś w trakcie jednego wieczoru widziała dziwną sylwetkę za oknem, która przypominała strzygła. Zwierzę pół nocy wydawało się pukać do okien, chociaż nikt oprócz Viks tego nie słyszał, co spowodowało bezsenną noc przed jednym z egzaminów.
Musicie na dowolnych egzaminach w postach dać informację o tych wydarzeniach. W wątku gdzie o tym wspomnicie załączcie hasztag #filltrip. Jeśli nie zdążycie, bądź zapomnicie w egzaminach mogą być inne wątki. Jeśli nie wyślecie mi posta z zawartą historią do 5 lipca, stracicie zdobyte na wycieczce galeony.