Siódme piętro wcale nie odstaje od innych. Posiada również swoją własną pustą klasę. Była tutaj kiedyś klasa numerologi, stąd też na jednej z półek można znaleźć opasłe tomy właśnie od tego przedmiotu, niestety, wraz z biegiem lat straciły one swoją użyteczność. Klasa jest dość obszerna opatrzona w nauczycielską katedrę. Najbardziej rzuca się w oczy ilość pajęczyn i kurzu, bowiem wiadomo, że nikt tu od lat nie sprzątał. Użycie "Chłoszczyść" wyczyści salę, ale po paru godzinach stary kurz i pajęczyny magicznie powracają.
Rzuć kostką, by poznać scenariusz wydarzeń. Uwaga. Rzut nie jest obowiązkowy.
Spoiler:
Parzysta - nawet jeśli postanowiłeś posprzątać to okazuje się, że pominąłeś gęstą pajęczynę, w którą właśnie nieświadomie wszedłeś. Masz ją na twarzy i we włosach i nie byłoby w tym nic strasznego poza dyskomfortem, gdyby nie świadomość, że właściciel tej pajęczyny właśnie drepcze Ci po ramieniu - futrzasty pająk wielkości kciuka paraduje po Twoim ubraniu. Po paru minutach odkrywasz, że jednak Cię dziabnął o czym świadczy ślad na prawej dłoni - przez dwa posty (albo jeśli chcesz to dłużej) jesteś przewrażliwiony na promienie słoneczne - szczypią Cię oczy, boli głowa i czujesz się po prostu źle w świetle dnia.
Nieparzysta - wdepnąłeś/usiadłeś na pudełko z grą "Powtarzalny wisielec". Poza toną kurzu na wierzchu okazuje się działać i możesz sobie zatrzymać zestaw. Mało tego, gdy tylko zatrzymujesz się na chwilę/jesteś w bezruchu to osiada na Tobie kurz i trzeba się go na bieżąco pozbywać.
Autor
Wiadomość
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nad doborem zaklęcia Darren zastanawiał się całkiem długi czas - dłuższy na pewno niż w poprzednim przypadku, kiedy Lanceley praktycznie przyłapała go na samodzielnych, nieudolnych próbach jego używania, a raczej używania słabszych odpowiedników, gdyż na oryginalną potrójną inkantację Shaw nawet się nie porywał. - Uznałem, że to zaklęcie dobrze godzące konieczność pogodzenia użycia odpowiedniej siły oraz kontroli - wyjaśnił Krukon, przy dobrze decydując się ostatecznie na walory edukacyjne czaru - jakiekolwiek takie walory mógł mieć urok, przywołujący niszczycielskie, sunące w jednym kierunku tornado - Siły dla rozpętania wiatru, kontroli by albo zaraz się nie rozpłynął, albo się nie rozszalał. Nie za bardzo, przynajmniej - dodał kurtuazyjnie, zdając sobie sprawę że mimo doboru całkiem przyzwoitego "obiektu" treningowego, między studentem i asystentką na pewno zawisła wiedza na temat tego, że w swoim głównym przeznaczeniu Turbonis było zaklęciem czysto ofensywnym, nawet jeśli mało precyzyjnym - mało kto używałby tornad do wyplewienia ogródka czy napędzenia statku żaglowego. - Transmutacja to... sądzę, że to druga, najbardziej mnie interesująca dziedzina magii - pokiwał głową Darren, krzywiąc się lekko kiedy zauważył parę niedoskonałości na nawet prostym wazonie, który mimo nieskomplikowanego wyglądu musiał zostać przerobiony na porcelanę z roślinnej celulozy - Ale nie jestem w niej tak biegły jak w standardowych zaklęciach - dodał z lekkim wzruszeniem ramion. Czar Turbonis był już przez Darrena trenowany - co prawda ze Strauss, jeszcze przed letnimi wakacjami i do tego oczywiście z marnym skutkiem, ale z odpowiednim ruchem, akcentem na inkantację i chwytem różdżki Shaw był już dzięki temu zaznajomiony, czego nie omieszkał zaprezentować Nessie, przy okazji mówiąc co wiedział owego zaklęcia - a więc to, że wytwarzało trudną do opanowania, niszczycielską, ale też niezbyt szybką i poruszającą się zaledwie w jednym kierunku trąbę powietrzną.
Czasem po prostu los sprzyjał nauce. Jego ostatnie korepetycje odświeżyły wiedzę także Nessie, a ponadto mogła pracować na swoją magią bezróżdkową, do czego łapała każdą, możliwą okazję. Nie chciała jednak afiszować się zbyt tym, nad czym pracowała. Sądziła, że uda się jej i dziś poznęcać nad papierkiem podczas prób zmienienia go w guzik lub znajdzie inny obiekt, doskonały do niezauważalnych ćwiczeń. Wybrane przez Darrena zaklęcie wydawało się jednak angażować całą jej uwagę. - To prawda. Zła koncentracja, nadmiar emocji i bodźców zewnętrznych, a wybuch może być znacznie większy, niż przy ostatnich zajęciach OPCM. To przydatne zaklęcie i nie rozumiem, dlaczego nie ma go w programie, ale nie mogę jeszcze o tym dyskutować z dyrektorem. Może za rok? - wzruszyła ramionami z bezradnością, jawnie przyznając się do tego, że program nauczania jej zdaniem był zbyt prosty, zwłaszcza dla studentów. Zupełnie jakby Ministerstwo zapomniało o zagrożeniach świata magicznego, ciesząc się zbyt długim spokojem po wybrykach Voldemorta. A istniało tyle innych niebezpieczeństw. - A więc stąd ta nić porozumienia. To również moje dwie ulubione dziedziny magiczne, chociaż wydaje mi się, że transmutacja jest niedoceniona na arenie pojedynkowej czy użytkowej, a wierz mi na słowo i doświadczenie, sprawdza się lepiej, niż typowe ofensywne i zawsze wywołuje efekt zaskoczenia, co daje Ci przewagę. Nie mogła mu powiedzieć wprost, że brała udział w nielegalnych pojedynkach, bo to źle wpłynęłoby na jej karierę, ale prawda była taka, że podczas ich trwania, skupiała się głównie na korzystaniu z transmutacji, chcąc sprawdzić, czy jej przypuszczenia na temat użytkowości tej dziedziny były słuszne. Lance rzadko kiedy myliła się w zakresie magii praktycznej. - Jeśli będziesz chciał, nad tym też możemy pracować. Mam zaskakująco mało pracy w tej szkole, więc spędzanie z Tobą czasu na nauce to sama przyjemność. A potem przeszli już do czaru. Faktycznie, miał z nim styczność i zauważyła to natychmiast po wybraniu odpowiedniego chwytu, o którym większość zapominała i bezbłędnie zaakcentowanej inkantacji. - Dobrze, możemy przejść od razu do praktyki. Najpierw skupimy się na samej trąbie, a potem — jeśli chcesz, możemy popracować nad łączeniem zaklęć. Składa się na to typowa magia żywiołów, ale z odpowiednią wiedzą i treningiem, z wolnej trąby powietrznej, możesz również zrobić odrobinę szybszą, trzaskającą piorunami lub ognistą, jeśli w odpowiednim momencie wystrzelisz płomieniem. Lubiła eksperymentować z czarami, z czym wcale się nie ukrywała. Uważała, że potencjał zaklęć podręcznikowych jest naprawdę olbrzymi i wystarczy jedynie przestrzegać fundamentalnych praw magicznych oraz własnego sumienia. Jeden czar był groźny, ale stworzenie czegoś wiążącego? Dawało inne możliwości, na inną skalę. - Mamy barierę, okna nie pójdą. Chodźmy na kraniec klasy, żeby miała większą przestrzeń. Gdy znaleźli się w odpowiednim miejscu, machnęła różdżką i niewerbalnie — chyba z przyzwyczajenia, rzuciła czar, uwalniając najpierw kilka podmuchów wiatru, które po chwili związały się w trąbę, sunącą leniwie do przodu.
Kostki:
Rzuć kostką k6 dwa razy. Pierwsza kostka odpowiada za poprawne podstawy - parzysta jest sukcesem, nieparzysta natomiast oznacza niepowodzenie.
Druga kostka: 1,4 Nie za pierwszym, ale za drugim razem udaje Ci się rzucić zaklęcie prawidłowo. Po zebraniu odpowiedniej ilości energii tworzysz swoją pierwszą trąbę powietrzną. 2,5 Coś sprawia, że wiatr nie chce z Tobą współpracować. Tworzysz podmuch i spiralę, ale rozpływa się ona w nicość po kilku metrach, spróbuj raz jeszcze! Może mniej myślenia o pięknych oczach Panny Smith?:) 3,6 Udaje Ci się za trzecim razem, ale ekscytacja sprawia, że tracisz kontrolę nad zaklęciem i trąba skręca, rozbijając się o barierę, zanim dotarła do celu, którym jest drugi koniec klasy.
Rzuć kostką k100 Odpowiada ona za siłę Twojej trąby powietrznej.
Za każde 20 punktów zaklęć, masz przerzut.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nie było sekretem to, że nawet na studiach edukacja w Hogwarcie zatrzymywała się na zaawansowanych, ale jednak nie tych najtrudniejszych i najbardziej skomplikowanych zaklęciach - a przecież to właśnie przy nich młodzi czarodzieje potrzebowali największej pomocy, jak świetnie widać było zresztą na przykładzie Darrena niebędącego w stanie samodzielnie poradzić sobie z nauką Turbonis czy Megszunteti. Co prawda takie czary i czarną magię dzieliła o wiele cieńsza granica, jednak Shaw wątpił, że w brytyjskiej szkole do tego tematu będzie kiedykolwiek podchodzić się jak w Durmstrangu - i z pewnością Krukon nie miał tego nikogo za złe. Do takich rodzajów zaklęć Darren podchodził jednak wyjątkowo sceptycznie, samemu ich naukę traktując jedynie akademicko, jako wiedzę potrzebną do ich skutecznego neutralizowania podczas zdejmowania klątw. - Zdarzało mi się stosować transmutację w przyjacielskich pojedynkach - przyznał Darren, przypominając sobie sztuczkę z podrzuceniem w górę kawałków runa leśnego i transmutowaniu ich w powietrzu w większe kamienie - Wtedy nie przyniosło to zbyt dobrego efektu - dodał, doskonale pamiętając że tak czy siak chwilę później oberwał zaklęciem Violki. Po przejściu na koniec sali, Shaw uważnym wzrokiem prześledził ruchy Lanceley, która jako pierwsza zaprezentowała użycie zaklęcia. Co prawda niewerbalnie - tym bardziej imponująco - więc Krukon nie mógł zwrócić uwagi na akcent inkantacji, jednak był pewien że akurat to miał opanowane. Ale po próbie numer jeden mógł uznać, że pierwsze koty za płoty, gdyż Mizerykordia zaledwie lekko zadrżała i wypuściła z siebie świszczący podmuch, podobny raczej do dmuchawy do liści niż trąby powietrznej. Z kolei drugie podejście było o wiele bardziej imponujące. Wiatr zakręcił się na podłodze, zbierając w oku tornada kurz, który dziwnym trafem zaczął ponownie zbierać się w kątach klasy, a cała trąba leniwie pomknęła przed siebie. Była smukła i wyginała się nieco zbyt chwiejnie, ale ostatecznie udało jej się dotrzeć do drugiego końca klasy, rozwiewając się dopiero po odbiciu się od bariery.
Wbrew wszystkiemu, podstawowe siedem lat nauki w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart to nie było dużo, aby nauczyć młodych czarodziejów wszystkiego. Zwłaszcza gdy w grę wchodziły wszystkie przedmioty oraz dziedziny magiczne. Musieli dobrze opanować podstawy, zaklęcia zwykłe, alchemie... Gdzie tu miejsce na zaklęcia złożone? Nie znaczy to jednak, że Nessa się z tym systemem edukacji zgadzała i nie uważała, że można było coś w nim poprawić. Prywatne korepetycje z uczniami nigdy jej nie przeszkadzały, wręcz przeciwnie, dawała je przecież od piątego bodajże roku, ze względu na swój talent i predyspozycje do praktycznego czarowania. Westchnęła cicho, przymykając na chwilę oczy i wracając wzrokiem do Darrena, przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce, aż zatrzymała się na twarzy Krukona. Nie pytała dalej o jego zainteresowania zaklęciami skomplikowanymi, uzyskując wystarczająco odpowiedzi podczas ich ostatniej nauki z puszką. Uśmiechnęła się z jakimś uznaniem i dumą, gdy wspomniał o korzystaniu z zaklęć trasmtuacyjnych w pojedynkach, bo sama tak robiła. - To wszystko zależy od okoliczności, ale zapewniam Cię, człowiek zamieniony w fotel niewiele zrobi. Wzruszyła niewinnie ramionami, odgarniając rudy kosmyk włosów za ucho. Jego pomysł na czar by pochwaliła, ale należałoby go wprowadzić pomiędzy innym zaklęciem defensywnym lub ofensywnym, ostatecznie działałby też z zaskoczenia. Przeszli do praktyki, a ona zademonstrowała mu zaklęcie, zapominając o inkantacji albo nawet podświadomie uznając, że to miał opanowane. - Ładniej wykończ, więcej pewności siebie. - skomentowała pierwszą próbę, krzyżując ręce na piersiach, wciąż zaciskając palce na kiju z czarnego orzecha, zdobionego odłamkami jaj żmijoptaków. - Proszę. Druga próba i sukces? Masz talent. Skwitowała z uznaniem, obserwując nieco chwiejną, jednak wciąż poprawną trąbę. Wciąż musiał jednak ją naprostować i zwiększyć jej siłę. - Spróbuj jeszcze raz. Gdy trąba ruszy, spróbuj ją przyśpieszyć lub dodaj inne zaklęcie, które połączy się z żywiołem powietrza. A ja popilnuje, żebyś nie wysadził nas lub szkoły. Poleciła z odrobiną zadziorności, widocznie lubiąc takie metody nauczania. Zastanawiała się też, jak Darren zmodernizuje zaklęcie. Raz rzucone tkwiło, nie znikało po opuszczeniu różdżki, dało się więc je modernizować.
Kostki:
Rzuć kostką k6: Wynik parzysty — trąba się nie udaje (brak koncentracji / schodzi na bok lub coś innego) Nieparzysty — trąba udana i poprawna.
Tutaj znów: Rzuć kostką k100 Odpowiada ona za siłę Twojej trąby powietrznej.
Wybierz zaklęcie, którym chcesz ją podrasować i opisz pokrótce jego działanie w poście Nessie, a następnie znów rzuć kostką k100:
1-40 - Zaklęcie odbija się od trąby i trafia w barierę 41-79 - Zaklęcie trafia, ale po chwili znika w sile wiatru (jeśli jest powyżej 50, poniżej tkwi na dole przy podłodze, nie działa na całość lub przez nią przelatuje) 80-100 - Zaklęcie idealnie łączy się z drugim.
Za każde 25 punktów zaklęć, masz przerzut.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
K6 na poprawność: 6 -> 2 -> 4 -> 3 K100 na siłę:84 K100 na łączenie:5 :c
Darren uśmiechnął się lekko na wspomnienie zamiany przeciwnika w fotel - oczywiście, słyszał o takich zaklęciach, i było bardzo prawdopodobne że byłby w stanie je rzucić, jednak kiedy ostatnio się pojedynkował bardziej 'na poważnie', a więc gdzieś w górach przy Hogsmeade z Violką, to jego umiejętności transmutacyjne kulały, przynajmniej w porównaniu z tymi dzisiaj. Shaw jednak, najwidoczniej podobnie jak Lanceley, był zwolennikiem używania niecodziennych strategii w czasie walki, choć on sam preferował zaskakujące przeciwnika wykorzystanie otoczenia. Tak czy siak, nie spodziewał się że z jedną z najnowszych pedagogów Hogwartu będzie mu się tak przyjemnie współpracować - szczególnie biorąc pod uwagę to, że kiedy mieli o wiele więcej okazji do nawiązania znajomości na linii student-student, to nigdy do tego nie doszło. - Dziękuję - odpowiedział Krukon z lekkim kiwnięciem głowy na pochwałę Nessy. Turbonis ćwiczył wcześniej, więc nie spodziewał się takich problemów jak przy zaklęciu służącym do ściągania klątw, tym razem jednak poszło mu o wiele zgrabniej - i szybciej. Być może była to kwestia nowej różdżki - winoroślowa Mizerykordia była elastyczna i giętka, przystosowując się łatwo do nowych inkantacji, i nawet jeśli rdzeniowi z żądła mantykory zdarzało się 'narzekać' na obronne zaklęcia, tak do niszczącego Turbonis obiekcji mieć nie powinien - a na pewno spory miał w tym udział kilkumiesięczny praktycznie reżim treningowy, który sprawił że z poziomu przyzwoitego zaklęciarza Darren wspiął się nieco wyżej. Kolejna próba rzucenia czaru także była udana - ba, tornado świszczało jak miło, utrzymując o wiele prostszą pozycję i wirując wyraźnie szybciej. Do jego wzmocnienia - co dla Shawa, choć nie dał tego po sobie poznać jakkolwiek inaczej niż uniesionymi brwiami, było wyjątkowo ekscytującym pomysłem - Krukon zdecydował się użyć Relashio. Ognisty bicz pomknął w stronę podstawy powietrznej trąby, która być może była jednak nieco zbyt silna, gdyż zanim płomienie zdążyły dotknąć wiru, rozpłynęły się w żałosnym nieco wianuszku żaru i dymu. - Khm... - chrząknął Darren, machając wolną dłonią przed twarzą by rozwiać pędzący mu prosto do nosa kopeć - Nie tak to miało wyglądać - dodał, obserwując jak resztki płomieni rozbijają się o bariery postawione przez Lanceley, podobnie jak tornado, uderzające przez chwilę wściekle o nieustępliwą tarczę, by poddać się nieco później i z cichym świstem odejść w niepamięć.
Fotel był tylko jedną z umiejętności, zaraz obok kamiennych smoków czy innych transmutacyjnych smaczków. To była niedoceniona dziedzina, użyteczna i chociaż z początku to właśnie ścieżkę kariery asystenta od Transmutacji chciała podjąć, ostatecznie wybrała obronę przed czarną magią. Nie tylko na lepszą możliwość treningu do bezróżdkowej, ale również chciała coś zmienić w nieco staroświeckich metodach nauczania. Zaskakujące, że złapali taką nić porozumienia dopiero teraz, a nie wcześniej, gdy ruda była studentem. Jego ambicja była godna podziwu, mogliby nawet ze sobą na pewnych płaszczyznach rywalizować. A to było orzeźwiające, bo poza Morgan i Fillinem, nie kojarzyła nikogo innego przykładającego się do jej ulubionego przedmiotu. Różdżka była szalenie ważna i czarodzieje zapominali, że czasem — poprzez rozwój i lepsze umiejętności — przestawała do nich pasować. Owocowało to problem z poprawnym rzucaniem czarów. Nessa przywykła już jednak, że ich Czarodziejskie społeczeństwo o podstawach zapominało. Ruchem głowy zgarnęła rude kosmyki na plecy, przyglądając się działaniom Darrena. Chwyt był poprawny, postawa ciała również — wyglądał na całkiem pewnego tego, co robił. - Doskonale, ogień oraz piorun najlepiej się sprawdza z tym zaklęciem. Ewentualnie piach, ale nie wydaje mi się aż tak efektowny. - skomentowała dobór zaklęcia, które miało połączyć z perfekcyjnym, wietrznym tworem. Wciąż miała skrzyżowane ręce na piersiach, zaciskała w palcach różdżkę, pilnując, aby nic nie wymknęło się spod kontroli. Płomień nie wdarł się jednak do środka, rozpływając się w powietrzu. - To dopiero pierwsza próba, nie zniechęcaj się. Zaklęcia złożone i kombinacje wymagają naprawdę wiele skupienia, wyczucia odpowiedniego momentu —wzruszyła ramionami, wpatrując się w trąbę. Uniosła kij z czarnego orzecha, niewerbalnie się pozbywając jej oraz dymu. - Jeszcze raz Darren. Zaufaj sobie. Umiesz to zrobić. Spróbuj celować w dół tworu, dzięki temu płomień ma większą szansę na rozniecenie i natychmiastowe przedarcie się ku górze. Ruda westchnęła, instruując go dodatkowo, rozluźniając już dłonie i pozwalając im opaść wzdłuż ciała. Stanęła prosto, zaciekawiona, jak pójdzie mu kolejna próba z łączeniem zaklęć. -Faktycznie, mogłeś to zrobić lepiej, ale przynajmniej wznieciłeś płomień pomimo ciągu powietrza. Dodała, odwracając głowę w jego stronę i posyłając mu krótki uśmiech, wzruszyła ramionami. Zawsze była szczera. Darren miał potencjał, ale nie znaczyło to, że nie miał przed sobą dużo pracy, wręcz przeciwnie.
Kostki:
Rzuć kostką k6: Trąba się udaje.
Tutaj znów: Rzuć kostką k100 Odpowiada ona za siłę Twojej trąby powietrznej.
Rzuć kostką k100:
1-40 - Zaklęcie odbija się od trąby i trafia w barierę 41-79 - Zaklęcie trafia, ale po chwili znika w sile wiatru (jeśli jest powyżej 50, poniżej tkwi na dole przy podłodze, nie działa na całość lub przez nią przelatuje) 80-100 - Zaklęcie idealnie łączy się z drugim.
Za każde 20 punktów zaklęć, masz przerzut.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
W odpowiedzi na słowa Nessy Darren pokiwał głową, choć nie mógł ukryć że wprawiły go w delikatne zakłopotanie. W porównaniu ze sposobem nauczania innych hogwarckich pedagogów - Craine'a, Voralberga czy nawet Walsha - Lanceley o wiele bardziej skupiała się na indywidualnym wspieraniu, także psychologicznym, uczniów - każdego z nich, co widać było też na lekcji. Shaw szczerze mówiąc nie miał pojęcia czy kobieta taki po prostu miała styl nauczania, czy może był to jedynie przejaw świeżego jeszcze zapału do pracy nowoprzyjętej w końcu nauczycielki. Tak czy siak w swoim czasie w Hogwarcie do tej pory nie był przyzwyczajony do takiej ilości pochlebnych słów, uszy Krukona spłonęły więc szkarłatem. - W dół tworu... jasne - powtórzył za asystentką obrony przed czarną magią Darren, podnosząc różdżkę - Turbonis - powiedział, machając Mizerykordią i sapiąc aż ze zdziwienia połączonego z chwilową utratą równowagi, kiedy wytworzone tornado okazało się być tak silne, że pociągnęło nawet czarodzieja lekko do przodu. Shaw odzyskał jednak szybko grunt pod nogami, cofając się o pół kroku i obserwując jak trąba z głośnym świstem sunie po trzeszczącej podłodze. Tym razem zaczekał nieco dłuższą chwilę na odpowiedni moment, po czym wycelował w podstawę wichru i z lekkim obrotem rzucił kolejne Relashio, nadając ognistemu biczowi od startu nieco rotacji, dzięki czemu płomienie tym razem całkiem płynnie wkomponowały się w tornado, która chwilę później buchnęła ogniem i żarem, nawet pomimo bycia już dobrych kilka metrów od Krukona.
Zawsze brakowało jej motywacji dla uczniów, pochwał. Miała wrażenie, że Profesorowie uważali, że każdy musiał wszystko umieć i rozwija się na tym samym poziomie, co pozostali — a nie było to prawdą. Chociaż nie była człowiekiem wylewnym, mówiła na podstawie obserwacji, nawet nie postrzegając swoich słów jako ewentualne komplementy. Znała jednak uczniów — Boyda na przykład — którzy potrzebowali motywacyjnych kopniaków, tego, że ktoś widział w nich potencjał, dzięki czemu dawali z siebie znacznie więcej. Darren wydawał się świadom swoich umiejętności, nad którymi sam zresztą pracował w wolnym czasie, ale nie chciała, żeby spoczął na laurach. Gdy czarodziejska krew mieszała się coraz bardziej z mugolską i gonili współczesność pozbawionych magii, miała wrażenie, że zapał i jakieś predyspozycje magiczne malały, chociaż nigdy nie mówiła tego głośno. Bo przecież obydwa te społeczeństwa, mogły dać sobie wzajemnie coś wspaniałego, a jednocześnie powinny pilnować swoich tradycji oraz dziedzictwa. Widziała rumieńce, jednak nie skomentowała i nie dała po sobie tego poznać, bo nie chciała go w żaden sposób krępować. Musieli skupić się na zaklęciu. - Tak. Chociaż naturalnie takie trąby występują od góry, czar tworzy je od podłoża. Przez co zaklęcie przebijające się na dole, rozejdzie się znacznie szybciej po wirującym powietrzu. Wyjaśniła jeszcze, obserwując jego przygotowania do ponownej próby rzucenia poprawnie tego złożonego zaklęcia. Przystąpiła z nogi na nogę, ruchem głowy zgarniając włosy za plecy. Bariery wciąż były aktywne, bo pomimo zamkniętych drzwi nie chciała ryzykować, że ktoś wejdzie prosto w wirujące płomienie. To byłoby problematyczne dla ich dwójki, a w jej CV wyglądałoby koszmarnie, zważywszy na jego nienaganność. Uśmiechnęła się pod nosem, gdy efekt przerósł nawet oczekiwania czarodzieja. Potężny wir powietrzny zasyczał donośnie, mknąc dość pewnie i szybko prosto — na drugi koniec klasy. Przeniosła na niego spojrzenie, gdy odzyskał równowagę, wyczekując odpowiedniego momentu do dopełnienia czaru. W klasie zrobiło się ciepło, jasno — gdy ogień podsycony wiatrem przejął kontrolę nad torbą. Refleksy odbijały się dookoła, potęgowane przez wpadające do klasy światło. - Lepiej nie mogłeś tego zrobić. Pamiętaj tylko, że to silny element magii żywiołów i gdybyś stworzył je bliżej, mógłby skrzywdzić Cię samego. Nieco wyżej unieś kraniec różdżki, aby zwiększyć odległość. Ah i pamiętaj, gdybyś kiedyś był w trudnej sytuacji — elektryczne elementy będą równie dobre. Zwłaszcza gdy podłoże zlejesz Aquamenti. To przydatne w trudnych warunkach. Tylko nie używaj tego w szkole. I nie wiesz tego od swojego przyszłego Profesora. Wzruszyła ramionami z uśmiechem, posyłając mu naprawdę zadowolone z dzisiejszych zajęć spojrzenie. Szkoda, że nie mogła przyznać mu punktów domu, bo zasłużył przynajmniej na piętnaście. - To co, gasisz i sprzątasz podłogę, zanim wyjdziemy? Ja zdejmę bariery.
+
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Udało się - nie, żeby dla Darrena było to specjalnym zaskoczeniem, ale raczej satysfakcjonującym osiągnięciem, do którego mimo wszystko nie dotarłby bez pomocy Nessy. Najpierw jednak przed Shawem stało polecenie wygaszenia ognia i posprzątania podłogi - gdyż zapewne niezależnie od tego jakiego środka Krukon użyje, to tak czy siak narobi nieco bałaganu. Darren zdecydował się jednak na tradycyjne Aquamenti, które było o wiele mniej inwazyjne niż wyczarowywanie piasku do zgaszenia tornada, gdyż wtedy najprawdopodobniej pył zostałby rozwiany po całej sali, sprawiając że byłaby zakurzona jeszcze wcześniej niż sprawiłoby to jakieś wrodzone zaklęcie rzucone na komnatę. Po strumieniu wody Shaw mógł spodziewać się zaś jedynie paru obłoczków pary i kałuż, które i tak przydałyby się do wyczyszczenia osmolonej nieco podłogi. I taki właśnie plan uskutecznił Krukon. Strumień wody skierował naprzeciwko słabnącej już i tak trąby, gasząc ją po chwili utrzymywania dopływu H2O, by następnie od razu przejść do ciskania tu i ówdzie Chłoszczyść oraz uroków suszących, które pozbyć się miały nadmiaru wody. Po remoncie Exham Darren całkiem podciągnął się w takich gospodarczych, domowych czarach, które w szkole były tematem zajęć raczej na poziomie podstawowym - przydatne były jednak o wiele częściej niż jakieś zaawansowane bariery albo ogniste węże. Kiedy sala błyszczała - zapewne na zaledwie parę chwil - ponownie, Shaw opuścił różdżkę i wetknął ją do kieszeni. Odwrócił się do zajętej ściąganiem barier Lanceley i chrząknął lekko. - Prof... Nessa - zaczął, wciąż zakłopotany prośbą zwracania się do hogwarckiej pedagog po imieniu, nawet jeśli dzieliły ich zaledwie dwa lata różnicy - Jeszcze raz dziękuję za pomoc przy zaklęciach - powiedział, przestępując z nogi na nogę - Jeśli czegoś będziesz kiedykolwiek potrzebowała, to Exham Priory stoi przed tobą otworem - dodał z lekkim uśmiechem, kiwając jeszcze raz głową i zabierając swoje, schowane do tej pory za tarczami, rzeczy. Dzisiejsza lekcja była zakończona.
EOT
+
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie mogła odpuścić akurat tych zajęć Stowarzyszenia Miłośników Przyrody - zwłaszcza, kiedy nie dotyczyły one zielarstwa, a jej (bezsprzecznie) ulubionego przedmiotu jakim była Opieka nad Magicznymi Stworzeniami. Nawet jeśli nie dotyczyła opieki wyłącznie nad zwierzętami czarodziejskimi - bo dzisiejszego dnia do Hogwartu zawitały nie tylko psidwaki czy kuguchary, ale również zwykłe sowy, węże czy nawet ropuchy. Niemniej, kiedy już weszła do sali - na dzień dzisiejszy przekształconej w prawdziwe zwierzęce SPA - jej wzrok od razu przyciągnął jeden z kotów. Szare oczy skrzyżowały się z zielonymi, kocimi tęczówkami - i Smith już była sprzedana. Ominęła wszystkie psy i puffki - pouczając jeszcze jakiegoś z pierwszoklasistów, że puszki pigmejskie nie mogą być karmione tylko i wyłącznie kotkami z kurzu, bo poszarzeją - i wyciągnęła dłoń do trikolorki, żeby się z nią zapoznać. Kotka ledwo zbadała jej zapach - już ocierała się o jej dłoń dopraszając się pieszczot, których Krukonka rzecz jasna nie mogła jej odmówić. Jeszcze przed porwaniem stworzonka w ramiona przeczytała kartę informacyjną, która jasno mówiła, że jest to pół-kuguchar do adopcji. Z niejakim zawodem Jess odnotowała w wytłuszczonych informacjach, że kotka nie toleruje w domu wszelakich psowatych - co niestety z góry dyskwalifikowało Smith jako potencjalnego opiekuna adopcyjnego. Mimo to, wzięła pół-kuchurakę na ręce, postanawiając, że przygotuje ją jak tylko może do adopcji. Toteż z nową - tymczasową - podopieczną wzięła się do roboty. Kotka nie wymagała kąpieli, więc Smith zgarnęła dla nich po prostu szczotkę i zgrzebło przeznaczone dla krótkowłosych futrzaków i usadowiła się na jednej z wolnych sof. Tam też ułożyła Bezę - tak się ów kociambr nazywał - na swoich kolanach i zaczęła ją szczotkować od samego grzbietu. Beza okazała się bardzo wdzięczną podopieczną, nie sprawiając większych problemów, choć Jess zdążyła zauważyć, że kotka nie przepada za dotykiem w okolicach łap. Chcąc skrócić jej pazury - musiała poprosić jednego z pracowników menażerii, który jej pomógł. A potem, kiedy kugucharka wyraźnie miała dość wszystkiego - Krukonka wzięła się za ugłaskanie napuszonej Bezy, żeby ta nie chowała urazy za obcięte pazury. Dopadła jedną z kocich wędek, zakończoną piórkami z dzwoneczkiem i siedząc po turecku na panelach bawiła się z kotką, aż ta w końcu nie miała już ochoty nawet podnieść łapki, by trącić nią 'zdobycz'. Wtedy też Smith po prostu zgarnęła kotkę na swoje kolana i zaczęła głaskać - aż po pomieszczeniu nie rozeszło się głośne mruczenie Bezy, które wkrótce zasnęła; a Jess wdała się w ożywioną dyskusję z innymi sympatykami ONMS.
EOT
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
| Stowarzyszenie miłośników przyrody | zadanie z kółka: kwiecień
Jeśli był przedmiot, który przez większość swojego życia uważał za kompletnie dla niego bezużyteczny, to była to właśnie Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami i zapewne to podejście nie zmieniłoby się nigdy, gdyby na swojej drodze nie spotkał niezwykle przyjaznego Wilkołaka, a w konsekwencji tego - jego małej, wilkołaczej córeczki. Czuł się ograbiony z tych dziewięciu miesięcy oczekiwań, które pozwoliłyby mu przygotować się na tak dużą zmianę w jego życiu, jaką była opieka nad dzieckiem, a uczucie paniki pogłębiał tylko fakt, że o wychowaniu tak małych dzieci zarażonych likantropią nie tylko nie ma podręczników, ale i nieszczególnie może wspomóc się jakimikolwiek artykułami naukowymi, skoro świat czarodziejski wcale nie interesował się zbytnio problemami tej dyskryminowanej części społeczeństwa. W nauce ONMS widział dla siebie ratunek żałosny i niewielki, ale jednak jakiś, który pozwoliłby mu chociaż nadrobić to obycie, które Mefisto już miał. Może i radził sobie z małą Cynthią, gdy ta była w ludzkiej postaci, a jednak potrzebował nauczyć się tych wszystkich zachowań, które powinien mieć, gdy przez jego córkę przemawia czysty wilczy instynkt. Dlatego też ominął szerokim łukiem pufka pigmejskiego, którego z pewnością wybrałby podczas takiego zadania jeszcze kilka miesięcy temu, teraz pewnie podchodząc do przeuroczego szczeniaka, przy którego imieniu wpisał swoje nazwisko, gdy wcześniej dostali listę czekających na nich zwierzaków. Jeszcze przed przybyciem do sali zdążył zapoznać się z opisem rasy Shepherdess, korzystając ze spisu magicznych zwierząt domowych, jeszcze wcześniej molestując swoich lepiej doinformowanych znajomych o informacje, podpowiedzi i wskazówki jak powinien zająć się tą futrzastą kulką, która niby miała wiele nie różnić się w swoich wymaganiach od mugolskiego psa. Zdawać by się mogło, że wycisnął z Mefisto każdą możliwą poradę, a jednak i tak już w samym Hogwarcie zdybał na korytarzu @Bruno O. Tarly, by podpytać się go czy kupiony w Hogsmeade jadalny gryzak nada się dla szczeniaka, bo od natłoku opcji w menażerii zupełnie zapomniał wziąć wiek pupil pod uwagę. Przywitał się ostrożnie z wciąż zamkniętym w klatce maleństwem, mimowolnie uśmiechając się do niego ciepło, jakby ten mógł zrozumieć ten ludzki odruch. Miał wrażenie, że całe wieki zajęło mu przekonanie psiaka, by poczuł się swobodnie w jego ramionach, nie będąc pewien czy to on robi coś źle, skoro niektórzy zdążyli już wrócić ze spaceru ze swoimi podopiecznymi, czy zwyczajnie trafił mu się jeden z nieufnych okazów. Ledwie jednak wyczuł, że szczeniak zaczyna się w niego wtulać, a już zaraz, po pamiątkowym zdjęciu na wizbooka, starał się go nieco zdystansować, zbyt obawiając się, że ten mógłby się do niego zbyt szybko przywiązać, szczerze przerażony przeczytaną w encyklopedii zwierząt informacją o konsekwencjach, jakie mogła przynieść wśród tej rasy izolacja od ich opiekuna. Nieco nieporadnie zapiął szelki na tym drobnym ciałku, najpierw jeszcze na rękach zabierając Brute'a na spacer po hogwarckich murach, na ziemię pozwalając mu zejść dopiero wtedy, gdy pod łapami mógł poczuć lekko nagrzaną już słońcem trawę. Usilnie pilnował się tej zasady, by nie dawać się gryźć tym niby niegroźnym jeszcze kłom, ciągle podtykając mu pod pyszczek zakupiony gryzak, aż do przesady powtarzając jego imię przy każdej komendzie, sam nie wiedząc czy chce nauczyć psiaka reagowania na nie, czy zwyczajnie boi się, że sam nagle zapomni jak jego podopieczny się nazywa. Bez oporów pozwolił Brutowi na wytarzanie się w rozkopanej małymi łapkami ziemi, doskonale wiedząc, że i tak pierwsze co zrobi po powrocie do sali, to porządne wykąpanie czarno-białego słodziaka, to chyba właśnie na ten etap czekając najmocniej, chcąc sprawdzić czy wykąpanie psiego malucha może być dużo trudniejsze od kąpania samej Cynthii i czy on równie cierpliwie co ona będzie w stanie wytrzymać to powolne, bo i ostrożne suszenie zaklęciami. I wychodząc z sali nie mógł wyzbyć się wrażenia, że to on sam gdzieś między zabawą a pielęgnacją zdążył za mocno przywiązać się do tego łatwego do pokochania zwierzaka, chętnie zrzucając wszystko na rozbudzony niedawno instynkt ojcowski.
|zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie bardzo wiedziała, gdzie powinna się podziać. Potrzebowała jakiegoś spokojnego miejsca, w którym mogłaby się zaszyć i popracować w samotności. Pod ręką miała kałamarz, w którym co chwila maczała pióro, gdy tylko uświadomiła sobie jaka powinna być sekwencja dźwięków w zapisywanej linii melodycznej. Po raz kolejny starała się skomponować nową piosenkę, której fragment przyszedł jej do głowy już jakiś czas temu. Miała więc dobudować resztę do istniejącej już bazy, co teoretycznie nie powinno być takie trudne, ale jednak sprawiało jej sporo kłopotów. Wena była kapryśna. Momentami siedziała jedynie w ciszy, wytężając umysł i starając się ułożyć w myślach odpowiednią i harmonijną całość z kotłujących się w głowie dźwięków. Momentami miała tam istną kakofonię, która sprawiała, że z ciężkim westchnieniem pocierała skronie. Innym razem z kolei mruczała cicho posiadaną już melodię, aby z pewnym zawahaniem wymruczeć kolejne dźwięki i upewnić się czy na pewno pasują. W momencie, gdy zdawało jej się już, że miała odpowiednią sekwencję, przykładała pióro do pergaminu, na którym widniała wyrysowana wcześniej pięciolinia. Zapis nutowy ułatwiał zdecydowanie naprawdę wiele w tej sytuacji. Chciała zapełnić jak najbardziej przestrzeń na kartce, która po jakimś czasie wylądowoała na obok. Sięgnęła z pewnym roztargnieniem po swoją różdżkę, aby rzucić odpowiednie zaklęcie na wcześniej zapisane ciągi nut i znaków, aby całe pomieszczenie wypełnił dźwięk instrumentów zgodny z jej wizją. Przez pewną chwilę przysłuchiwała się temu uważnie, marszcząc brwi w zamyśleniu, starając się wyłapać jakiekolwiek niedoskonałości, które byłyby w jakiś sposób rażące. Musiała odsłuchać dany fragment co najmniej kilka razy, aby upewnić się w tym czy na pewno jakiś zgrzyt następował w tym konkretnym miejscu, w którym go wychwyciła i w czym dokładnie leżał problem. Dopiero wtedy mogła przywołać do siebie ponownie pergamin i usunąć to, co jej się nie zgrywało z resztą i zastąpić to inną kombinacją znaków, która według niej pasowała idealnie do tego, co już miała i dopełnić w jakiś sposób powstałą całość. Była to niezwykle żmudna praca, która szybko stawała się męcząca, ale nie zamierzała się się tak szybko zniechęcić. Kilkukrotnie nawet zmieniała efekty swojego zaklęcia, aby zmienić wyczarowane brzmienie instrumentów. Musiała sprawdzić różne kombinacje, aby wybrać tę, która była jej zdaniem najbardziej właściwa. Dokonywała kolejnych poprawek i nadpisywała już posiadaną linię melodyczną, aby w jakiś sposób ją jeszcze ulepszyć i wprowadzić dodatkowe elementy, które jeszcze jakoś ożywiłyby to, co już posiadała. I właśnie o to jej chodziło. Kolejne kartki pergaminu zaczynały pokrywać się zapisanymi liniami nut umieszczonymi na pięciolinii. Starała się odprężyć, ale nie bardzo jej to wychodziło. W końcu postanowiła raz jeszcze rzucić zaklęcie na swoje zapiski, aby odsłuchać co takiego właściwie udało jej się stworzyć. Dopiero wtedy zdecydowała się na to, aby zachować to, co miała w takiej formie w jakiej się znajdowało i przerwać swoją pracę, aby dalej się nie stresować.
z|t
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Zadanie: Stowarzyszenie Miłośników Przyrody k w i e c i e ń
Los bezpańskich zwierząt nigdy nie był mu obojętny. Ogromnie angażował się we wszystkie akcje, które zapobiegały bezdomności stworzeń zarówno magicznych, jak i tych bardziej zwyczajnych. Choć ostatnio miał zdecydowanie mniej czasu, a głowę zaprzątały mu pokręcone sprawy, to gdy tylko poznał tematykę kolejnej akcji z koła Miłośników Przyrody, od razu poczuł przypływ energii i niepojętej motywacji. To było zadanie wprost dla niego. Nie tylko mógł na chwilę oderwać się od swoich prywatnych problemów, ale przy okazji miał też możliwość zrobienia czegoś dobrego, w słusznej sprawie. Doświadczenie już jakieś miał, bo ostatnim razem pomagał w objazdowym magischronisku i mimo ciężkiej roboty bardzo mu się to podobało. W pewnym sensie pomagał też sobie, bo czuł się po prostu lepszym człowiekiem. Może właśnie dlatego tak ochoczo zabrał się do pracy i tym razem. Wiosenna pogoda za oknem dodatkowo wzmacniała w nim siłę do pomocy, słońce utrzymywało poziom endorfin na wysokim poziomie. Zwierząt było od groma. Aż jakaś niewidzialna łapa chwytała za żołądek i ściskała go tak, że Bruno na początku nie mógł wydusić z siebie choćby słowa. Dopiero po chwili ogarnął się i podszedł do zadania bardziej profesjonalnie, jak na opiekuna zwierząt przystało. Założył strój roboczy: stare, dresowe spodnie, luźną koszulkę i wygodne buty, których nie będzie szkoda zniszczyć. Transmutował sznurek w porządną smycz i przypiął ją sobie wokół bioder, uznając, że na pewno ten sposób będzie wygodny przy wprowadzaniu kilku psidwaków na raz. Najpierw podszedł jednak do gryzoni, bo przecież nie mógł sobie tego odpuścić. Przy pomocy klasycznego Chłoszczyść wyczyścił klatki i miseczki, a potem nasypał świeżej karmy i nalał czystej wody. Też posługując się zaklęciem, a co! Nie omieszkał wygłaskać wszystkie szczury i inne pufki pigmejskie. Dopiero później poszedł do boksów, gdzie przebywały kuguchary. Miał jakieś tam przebłyski mądrości i pomyślał, że ta kolejność działań będzie odpowiednia, bo nie wystawi gryzoni na zapach ich naturalnych wrogów, który to miałby na dłoniach i ubraniu. Bo miział wszystkie stworzenia bez ograniczeń. Oczywiście jeśli na to pozwalały. Nie każdy osobnik był skory do pieszczot, niektóre wolały zachować dystans, prychając złowrogo na każdą próbę zbliżenia się. Gryfon wspiął się na wyżyny swojej cierpliwości, zachowując przy tym stoicki spokój i ogromną delikatność. Nic na siłę! Zwierzęta zachęcał smaczkami i łagodnym tonem głosu, starając się oswoić je ze sobą. Z niektórymi kugucharami udało mu się nawiązać lepszy kontakt i nawet pobawić nieco wędką. Napełnił miski przygotowanymi wcześniej porcyjkami mięsa i spróbował wyczesać sierść niektórym gagatkom, które miały już wręcz samoistnie utworzone dredy. Nie było to najłatwiejsze i niestety skończyło się paroma zadrapaniami. Na sam koniec zostawił sobie największe (według niego) wyzwanie, czyli... psidwaki. Specjalnie oszczędzał energię, bo wiedział, że teraz będzie musiał trochę pobiegać, posiłować się i pospacerować. Część z psiaków wręcz skakała ze szczęścia, gdy tylko zbliżył się do klatek, a część... złowrogo jeżyła sierść. Nie zamierzał iść na łatwiznę i pomijać kogokolwiek. Tuż po ogarnięciu bałaganu, wymienieniu posłanek i przygotowaniu pokarmu - przygotował kilka długich linek. Najpierw zabrał na spacer psidwaki, które były bardziej entuzjastyczne i mniej lękliwe. Spacerował wokół zamku, błoni i na skraju Zakazanego Lasu, czerpiąc z tego ogrom radości i satysfakcji. Był cały wybrudzony, ale szczęśliwy. I miał nadzieję, ze zwierzaki także. Trochę inne wyzwanie czekało go później, gdy przeszedł do boksów z wycofanymi osobnikami. Znów musiał być opanowany w swoich ruchach i ekspresji. Aby oswoić ze sobą lękliwe psidwaki, poświęcił sporo czasu, o wiele więcej niż zakładał. Znów z pomocą przyszły mu smakołyki, ale przede wszystkim starał się nie prowokować żadnego psiaka swoją postawą ciała czy mimiką. Nie z każdym udało mu się nawiązać pozytywną relację, nie każdy bezdomniak wyszedł tego dnia na spacer. Ale przecież liczą się nawet najmniejsze postępy, prawda? Ileż można oczekiwać od stworzenia, które już raz zostało skrzywdzone przez człowieka? To był długi, pracowity dzień, ale na pewno owocny. Wiele się nauczył; znacznie więcej niż przypuszczał. Satysfakcja, jaką odczuwał była czymś nieocenionym, niewymiernym. Smutne jednak pozostawało to, że tyle wspaniałych zwierząt wciąż czeka na dom, na swojego opiekuna. Gdyby mógł - adoptował by wszystkie.
[zt]
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Stara i zakurzona klasa zdecydowanie była miejscem w którym mógł na spokojnie poćwiczyć czarowanie. W końcu nikomu nie powinien tu przeszkadzać. Razem ze sobą przytargał tu też manekina, podobnego do tego na którym ćwiczył ostatnio zaklęcie totalnego porażenia ciała. Zbliżały się egzaminy, więc musiał zabrać się za naukę i powtórzyć jak najwięcej materiału. A wśród tego materiału była jeszcze praktyka, której wolałby nie zawalić. Źle zaakcentowana inkantacja albo krzywy ruch różdżką mogły sprawić że zaklęcie pójdzie w diabły, co raczej nie rzutowałoby dobrze na jego wynikach. Manekina ustawił pod ścianą, ale zanim zabrał się za bombardowanie go zaklęciami wyjął z torby książkę, usiadł na zakurzonym krześle i zabrał się za czytanie. Musiał powtórzyć trochę materiału jeszcze na wszelki wypadek. Powtarzał między innymi inkantację niektórych zaklęć żeby przez przypadek ich nie zapomnieć albo ogólnie żeby nie pomylić czarów. Ostatnio nawet proste Fumos popsuł i wyszło mizernie, więc podobnych błędów wolałby już nie popełnić. Podczas czytania powtarzał sobie nawet pod nosem przeczytane inkantacje, żeby lepiej się wryły w pamięć. Czasem nawet po trzy razy, zanim zaczął powtarzać inny czar. Zdecydowanie najwięcej czasu poświęcił tym zaklęciom, których nazwa była skomplikowana albo łatwo można było zrobić literówkę. Po przeczytaniu chyba każdej inkantacji zaklęcia, które potrafił rzucić zamknął książkę i wstał z miejsca. Zakurzył się strasznie przez to i musiał się oczyścić zaklęciem. Nie był najlepszy w zaklęciach gospodarczych, więc nieco się cieszył że się nie podpalił. Tak. Czasem się mu zdarzało zniszczyć coś przy czyszczeniu. Nadal pamiętał jak jego chłoszczyść wypaliła dziurę w talerzu, kiedy dopiero się uczył tego zaklęcia. I to taką na wylot. Na szczęście reparo istniało właśnie po to żeby ratować takie przedmioty przed zniszczeniem. Zbliżył się więc do manekina i wycelował w niego różdżką. -Drętwota.- Magiczny pocisk wystrzelił z różdżki i porządnie uderzył w manekina. Powtórzył to potem jeszcze parę razy. Można powiedzieć że była to rozgrzewka. Chwilę później spróbował zrobić to samo niewerbalnie, ale średnio mu to szło. W sumie do właśnie dlatego ćwiczy, prawda? Po krótkiej przerwie zabrał się za rzucanie w manekina zaklęcia totalnego porażenia ciała naprzemiennie z Finite. Czyli dokładnie tak jak wtedy kiedy Felinus uczył go tego czaru. Niewerbalne próby rzucenia ich jednak całkowicie spełzły na niczym, bo go to nieco przerastało. Na zakończenie postanowił wypróbować zaklęcia ochronne inne niż standardowe protego. Po paru wdechach, oczyszczeniu siebie z kurzu i krótkim odpoczynku, zabrał się za robotę. -La mère, le père, le frère, la sœur.- Zaklęcie odsunęło manekina na całkiem sporą odległość. Ciekawy był jak spisałoby się w pojedynku. Zadowolony i lekko zmęczony tym czarowaniem, schował książkę z powrotem do torby, zabrał manekina i ruszył w kierunku wyjścia z sali. W sumie to nieco zgłodniał przez ten trening. Chyba wskoczy do wielkiej sali jak tylko odniesie manekina na miejsce.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Pon 31 Maj 2021 - 0:08, w całości zmieniany 1 raz
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Po raz kolejny Kanoe potrzebowała spokojnego miejsca, w którym mogłaby się zaszyć, aby popracować. Całe szczęście jak zawsze mogła liczyć na to, że uda jej się takowe znaleźć na terenie Hogwartu. Miała przy sobie jak zwykle pergamin w pięciolinię oraz przybory do pisania i futerał, w którym znajdowały się jej samostrojące się skrzypce. Już od jakiegoś czasu pracowała nad zaaranżowaniem jednego z utworów swojej ulubionej czarodziejskiej artystki na skrzypce. Nie była pewna tego czy zadanie to było prostsze ze względu na to, że doskonale znała twórczość Yojeong czy może była to dla niej przeszkoda przez to, że naprawdę nie mogła stworzyć czegoś, co było dla niej wystarczająco dobre. Co jakiś czas przy pomocy zaklęcia, usuwała widniejący na pergaminie tusz, aby poprawić wcześniejszy zapis na taki, który według niej o wiele lepiej pasowałby do oryginału i oddawało jego charakter tak jak powinno. Co jakiś czas sięgała też po swój podręczny gramofon, aby przesłuchać dla pewności raz jeszcze dany fragment piosenki i upewnić się czy na pewno dobrała odpowiednią tonację do swojej skrzypcowej wersji. Krytycznym okiem zbadała jeszcze kilka razy to, co widniało na pergaminie nim w końcu zdecydowała się na to, by spróbować to zagrać w całości. Co prawda mogłaby ożywić zapis nutowy przy pomocy odpowiedniego zaklęcia, ale wolała zawsze samodzielnie wygrać dany utwór i zobaczyć jak wielką mógłby on sprawić komuś trudność. Chociaż już od dawna posiadała samostrojące się skrzypce to wciąż przed każdym skorzystaniem z nich musiała ostrożnie wypróbować je, aby upewnić się czy na pewno brzmią one tak jak powinny. Powoli układała palce w odpowiednich chwytach na szyjce skrzypiec, dociskając struny opuszkami palców z odpowiednim wyczuciem, które wypracowała już sobie przez lata. Następnie w ruch poszedł smyczek, który przyłożyła do strun, aby przeciągnąć nim po nich w delikatnym ruchu, wydobywając pierwsze dźwięki zaaranżowanej przez Kanoe ballady. Jedna z dłoni wciąż wędrowała wzdłuż instrumentu, aby płynnie przejść między jednym dźwiękiem, a drugim, kiedy kolejna wprawiała stale w ruch smyczek: raz w krótkich, choć łagodnych ruchach, a innym razem w dłuższych pociągnięciach, które przekładały się na jakość i długość dźwięku jaki wytwarzała skrzypaczka. Po raz kolejny starała się wczuć jak najbardziej w wygrywaną melodię, starannie przebierając palcami na strunach, zmieniając co chwilę ich ułożenie i wywierając presję na innych strunach, przeciągając po nich opuszkami i dbając o to, by dzięki temu spod smyczka wypłynął dokładnie ten dźwięk, który chciała. Ten, który odpowiadał wcześniej wykonanemu zapisowi nutowemu, który zdążyła mniej więcej zapamiętać po długim czasie poświęconym na aranżację. I z każdą kolejnym mijającym taktem, który wygrywała musiała przyznać, że chyba naprawdę udało jej się przełożyć oryginał na brzmienie skrzypiec i zachować jego charakter pomimo zmiany instrumentu. Ostatnie nuty wybrzmiały w pustym pomieszczeniu, pozwalając tym samym Kanoe na zakończenie swoje pracy i odłożenie skrzypiec do futerału. Była naprawdę zadowolona z siebie i mogła opuścić klasę, czując, że udało jej się osiągnąć to co chciała.
z|t
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Skoro zamek się sypał, to oczywiście, że roboty naprawcze trzeba było zwalić na uczniów. Max nie do końca czuł się chętny do podobnych prac, ale uznał to za świetną praktyczną powtórkę przed egzaminami z zaklęć użytkowych. Nie do końca przepadał za tymi elementami nauki, podczas których musiał chwytać za różdżkę, ale wiedział też, że musi zdać ten rok i to jak najlepiej, jeśli chciał mieć jakąkolwiek przyszłość. Posłusznie więc posłuchał prowadzącej Klubu Magicznych Wyzwań i znalazł pierwszą lepszą salę, która aż błagała o remont z ręki chujowego w czarach ślizgona. Jak tylko Max wszedł do sali, uderzył go straszny zaduch i ogromna ilość unoszącego się wokół kurzu. Postanowił więc zabrać się najpierw za okna i dostęp jakiegokolwiek tlenu do tego miejsca. Pracę rozpoczął od prostego Chłoszczyść, którego dość szybko pożałował. Brud na szybach był dość gruby i gdy tylko pojawił się niewielki prześwit, Maxa uderzyło po oczach jasne, majowe słońce. W niektórych miejscach musiał zastosować jednak Tergeo, gdyż brud trzymał się mocniej i zwykła Chłoszczyść nie dawała rady. Na tym jednak nie poprzestał. Uniósł różdżkę i używając Reparo, zabrał się za zepsute zawiasy. Następnie ściągnął z nich rdzę przy pomocy Renevo i dopiero wtedy mógł otworzyć okna na oścież wpuszczając do klasy nie tylko słońce ale i mnóstwo świeżego powietrza, którego to miejsce potrzebowało. Gdy widział już lepiej, jak cały ten burdel wygląda, zabrał się za dalsze porządki. Przede wszystkim usuwał kurz z każdej możliwej powierzchni, co zajęło mu naprawdę dużo czasu. Następnie zabrał się za naprawę kilku starych, połamanych półek na książki, które dawno już pospadały na ziemię i nikomu nie chciało się ich podnieść. Same książki, które cierpiały na uszkodzone okładki również traktował zwykłym Reparo, które zdawało się być tutaj skuteczne. Całość powoli nabierała stanu używalności. Max siedział w tej klasie dobra kilka godzin łatając dziury, ścierając kurz i układając na półkach stare księgi, czy pergaminy, o których nikt pewnie w tej szkole już nie pamiętał. Zastanawiał się nawet, czy nie powinien oddać ich do biblioteki, ale ostatecznie uznał, że nie będzie się aż tak wychylać. Jak to niektórzy mówili, nadgorliwość bywała gorsza niż faszyzm, a on naprawdę miał co robić zamiast wycieczek po szkolnych korytarzach tylko po to, by następnego dnia dostać opierdol, bo nagle jakiś nauczyciel przypomni sobie, że w latach osiemdziesiątych zostawił tam listę zakupów. Na sam koniec wzrok Maxa padł na stojący nieopodal metalowy stojak wykorzystywany przez nauczycieli podczas wielu prezentacji. Ktoś musiał nieźle pierdolnąć w niego zaklęciem, bo kilka części od niego odpadło. Ślizgon wiedział, że zwykł czar naprawczy tu nie pomoże, dlatego sięgnął po coś bardziej skomplikowanego. Iungere Silvam bez problemu poradziło sobie ze spojeniem rozwalonych wcześniej elementów i stworzeniem na nowo stabilnej i przede wszystkim pełnej konstrukcji. Gdy już wszystko wyglądało znacznie lepiej, Max pozamykał okna, poustawiał meble tam, gdzie stać one powinny i powoli ruszył do lochów. Był padnięty, ale miał jeszcze mnóstwo nauki przed sobą.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Drake przyszedł ponownie do tej klasy w tym samym celu, co dnia poprzedniego. Chodziło oczywiście o naukę i ćwiczenia przed egzaminami. Wziął też ze sobą manekina, który gdyby umiał mówić z całą pewnością narzekałby na gryfona że obchodzi się z nim jak z workiem treningowym, co w sumie było niezaprzeczalną prawdą. Kukłę ustawił pod ścianą, żeby przypadkiem niczego nie zniszczył w wypadku nie trafienia w manekina. Jednak zanim zabrał się za ostrzeliwanie kukły zaklęciami, usiadł sobie wygodnie i zaczął powtarzać zaklęcia. Zaraz po nich zaczął powtarzać zagadnienia jakimi Nessa rzuciła na ostatnich zajęciach podczas odpowiedzi ustnych. Ze swoim pytaniem na szczęście sobie poradził, ale gdyby miał podać trzy szkoły białej magii, to nieco by go zatkało i musiał się porządnie zastanowić. Gdyby coś takiego przydarzyło mu się na egzaminie, to niepotrzebnie straciłby czas na zastanawianie się. Po dłuższym więc czasie skończył czytać, zamknął książkę i schował ją do torby. No i przy okazji musiał się oczyścić z kurzu, który na nim osiadł. Jakim cudem ta klasa zawsze jest pełna kurzu i pajęczyn nawet jeśli się ją posprzątało? No, rozumie że odpowiedzią była magia, ale no bez przesady. Wyjął więc różdżkę i rzucił na siebie znane dobrze wszystkim Tergeo. Problem był taki że z jego zdolnościami w używaniu zaklęć gospodarczych musiał się nieco z tym natrudzić. Wczoraj może mu to zaklęcie wyszło całkiem sprawnie, ale dziś... Musiał je rzucić około pięć razy żeby dobrze się wyczyścić. Oby tego typu czarów nie było na egzaminach z zaklęć. Bo jeśli będą to nie wróży sobie świetnych wyników. Kiedy był już oczyszczony, zbliżył się nieco do kukły i wycelował w nią różdżką. Następnie wykonał odpowiedni gest i wyraźnie wypowiedział inkantację. -Levicorpus.- Manekin zawisł w powietrzu do góry podstawą. I teraz przyszła pora na to żeby zdjąć urok. Dosłownie po chwili ponownie zamachnął się różdżką wypowiadając przy tym kolejne magiczne słowa.-Liberacorpus.- Przeciwzaklęcie powiodło się i manekin znowu stał na podłodze. Gryfon całą czynność powtórzył jeszcze kilka razy po to żeby w końcu zabrać się za inne zaklęcie. Niekiedy źle się zamachnął albo ugryzł w język przez co manekin albo się po prostu uniósł w powietrze bez żadnych obrotów, albo najzwyczajniej w świecie nic się nie wydarzyło. W sumie to właśnie dlatego ćwiczy żeby wyzbyć się takich błędów. Po skończonej zabawie z Levicorpusem, usiadł zmęczony na ławce i złapał kilka głębszych oddechów. Była jeszcze młoda godzina, a on miał jeszcze całkiem sporo czasu. Po krótkiej przerwie powinien móc wypróbować jeszcze jedno zaklęcie. Pytanie tylko za jakie powinien się zabrać w następnej kolejności. Wyjął z torby notatnik i zaczął go kartkować, aż w końcu natknął się na coś co miało mu pomóc podjąć decyzję.-Hmm... To będzie dobre. - Odłożył notatnik z powrotem do torby i ponownie skierował się do kukły, która czekała na łomot. Machnął różdżką i...-Bombarda.- Manekinowi oderwało jakąś część ciała. Uch... Wolał nawet nie myśleć co by się stało gdyby postanowił rzucić to zaklęcie na człowieka albo inne stworzenie. Chyba powinien kończyć na dzisiaj. Naprawił kukłę za pomocą Reparo, wziął ją, swoje rzeczy i nieco chwiejnym krokiem skierował się do wyjścia z sali wiecznego kurzu.
/zt
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Poprzednie dni Felinus spędził nad przeczesywaniem ogromnej ilości ksiąg, byleby upchnąć je jakoś w grafik, który to własnoręcznie stworzył. Prawie własnoręcznie, gdyż w wielu przypadkach to nauczyciele swoimi powtórkami dokładali najróżniejszych cegiełek o równie dziwniejszych wagach, jakie to musiał udźwignąć. Wystarczyło spojrzeć, a całokształt dnia zdawał się przypominać tylko i wyłącznie lekcje powtórkowe oraz powtórki ciągnące się raz po raz poza możliwościami istniejących w Hogwarcie uczniów. Nie bez powodu poddanie się presji było nieprzyjemne, ale z czasem - przebywając chociażby na szkolnych korytarzach - można było ją wyczuć. Studenci z ogromną ilością zeszytów, w których to znajdowały się najważniejsze notatki, zagrzewali ławki i uczyli się, by jakoś lepiej lub gorzej zdać. Brnięcie nieopodal nich nie było wcale przyjemnym doświadczeniem dla Puchona, ale jedna rzecz zdawała się rozjaśnić - zaklęcie Esnaro. Modyfikacja niosła ze sobą możliwość wykorzystania tego czaru w celach zabezpieczania poszczególnych miejsc. Różniące się raz po raz runy wskazywały na naprawdę różne wartości magii żywiołów, które można osiągnąć poprzez swoistą konwersję, a jedyne, co je ograniczało, to prawidłowe wystosowanie. Na szczęście z czasem droga zdawała się rozjaśnić - wiele świetlików naznaczyło swoje istnienie poprzez możliwość wpłynięcia na odkrycie kolejnych fascynujących rzeczy. Między innymi sposobu na bardziej płynne ustabilizowanie przepływu magii przez różdżkę, który to był konieczny do wtoczenia poprzez ruch nadgarstkiem. Jak się okazywało - swoiste kombinacje miały swoje znaczenie, a runy nie lubiły pośpiechu. - Esnaro. - wiązka światła wydobyła się z różdżki - naznaczona w powietrzu płynnie i bez większych problemów runa Laguz pozwoliła na umiejscowienie na zakurzonej ziemi inskrypcji o delikatnym, niebiesko-zielonym kolorze. W klasie znajdował się także manekin, którego miał zamiar wykorzystać do stosownych ćwiczeń; na razie jednak, oczekując na przybycie Drake'a, stosował bardziej skoncentrowaną wiązkę przepływającą przez rdzeń, połączonego z bardziej zaakcentowaną wymową, ażeby wydobyć w pełni potencjał. Podejście do Laguz było proste, tym samym nastąpienie na obszar jej działania - niewielki, ale skuteczny - by zimna woda wydobyła się poprzez nakreślony znak, mocząc od stóp do głów całego studenta. To była jedna z najbardziej bezpiecznych inskrypcji, którą obecnie mógł przetestować i najwidoczniej wszystko działało w porządku. Uśmiechnąwszy się pod nosem, prostym zaklęciem Silverto Lowell zaczął osuszać mokre ubrania, widząc pierwsze sukcesy, które to powinny zaistnieć znacznie wcześniej.
W ciągu kilku ostatnich dni odwiedzał tę salę dosyć często żeby ćwiczyć zaklęcia. Kurz mu aż tak nie przeszkadzał, bo można było się go pozbyć zaklęciem. Czasem dopiero po kilku próbach, kiedy niezbyt ogarniało się zaklęcia gospodarskie. No, ale nikt nie był idealny. Każdy miał jakieś słabości. Jego główną było sprzątanie za pomocą magii. Do sali wszedł po cichu i ubrany w swoje najwygodniejsze ubrania. W końcu było już po lekcjach, więc nie było potrzeby chodzenia w szkolnym mundurku. Samej nauki też nie mógł się doczekać mimo tego że zaklęcia które chciał opanować, były zaklęciami ochronnymi. Następnym razem jak Hope zleci z miotły, będzie mógł ją zabezpieczyć tym zaklęciem zamiast szarżować po nią jak po znicz. O ile w ogóle o tym pomyśli zamiast działać instynktownie. -Cześć Fel. Dobrze Cię widzieć. - Przywitał się grzecznie zamykając za sobą drzwi. Kto by pomyślał że dzięki Eskilowi nawiązał całkiem dobrą znajomość. Kiedy go znowu spotka będzie musiał się mu odwdzięczyć. Pomijając to że i tak dawał mu swoje stare prace domowe, kiedy ten tylko o to poprosił. -To od czego będziemy zaczynać?- Szczerze to sam nie wiedział za które zaklęcie chciał się zabrać najpierw. Obydwa były strasznie użyteczne. Na przykład Tonitrus Esnaro, które zmyślnie użyte mogło kogoś na jakiś czas sparaliżować rażąc prądem. Zwłaszcza jeśli zastosowało się uprzednio jakieś wolne zaklęcie. W końcu wiadomo że prąd i woda nie są przyjemnym połączeniem. Popatrzył chwilę na manekina, który ponownie będzie maltretowany zaklęciami. Czasem naprawdę im współczuł mimo tego że to tylko przedmioty. Idąc w kierunku Felinusa nadepnął na coś. Ostrożnie zdjął nogę z tego czegoś i szybko zerknął co to z nadzieją że nie będzie to kolejna piłeczka, która przerobi go na chochlika. Na szczęście było to tylko zakurzone pudełko z jakąś grą. Podniósł je i położył na ławkę, a zaraz obok niego swoją torbę. Potem dokładnie sprawdzi co to.
Lowell był momentami pedantyczny - każda rzecz powinna być uporządkowana w idealnym zakresie, natomiast kurz i inne tego typu, no cóż, nie miały racji bytu. Co nie zmienia faktu, że zwyczajnie chłopak był w stanie przystosować się do każdych warunków, jakie to dostawał. Życie na wsi zahartowało go na pewne rzeczy, w związku z czym pobrudzenie sobie własnych rąk nie stanowiło dla niego zagwozdki, dzięki której straciły jakoś kontakt z rzeczywistością. Ot, żadnej pracy się nie bał, w związku z czym ćwiczenie nawet w tej sali - zakurzonej poniekąd i pozbawionej jakiegokolwiek opiekuna, jaki to pozwoliłby na utrzymanie jej w odpowiedniej czystości - nie zmierzało ku ciągłemu kichaniu bądź jakimkolwiek innym rzeczom, które mogłyby się objawić w wyniku takiego nasycenia różnorakich cząsteczek. No ba - to miejsce zdawało się być idealne do ćwiczenia magii, którą ostatnio chciał wystosować. Zastosowań zaklęć było naprawdę wiele i tak naprawdę czarodzieja ograniczała tylko i wyłącznie jego własna wyobraźnia. Trudno jakkolwiek temu zaprzeczyć - sama magia polega na kreowaniu rzeczywistości wedle osoby rzucającej poszczególne uroki. Możliwość wytworzenia czegoś z niczego zdawała się być kuszącą opcją, choć nie do końca zawsze działającą, poniekąd podatną na najróżniejsze problemy. Zresztą, z każdą rzeczą tak samo było. Raz po raz człowiek dowiaduje się coraz to ciekawszych rzeczy, a w międzyczasie jedna z prawd zostaje odkryta - będąc samotnym niczym w jedną, długą noc. - Hej, hej. - ostatnie dni odbijały się trochę na jego aparycji, ale wyglądał zdrowo. Pomijając przejęcie się tym, że dzięki własnej głupocie uniemożliwił zyskanie pucharu, nic nie rzucało się w oczy na tyle, by mogło być niepokojące. Samemu nie spodziewał się, że raz po raz będzie nauczał poszczególnych osób, dlatego, dokończywszy suszenie własnych ubrań i włosów, przetarł szmatką okulary, by powrócić do tej charakterystycznej normalności i harmonii. - Myślę, że zaczniemy od Arresto Momentum. Podejrzewam, że co nieco o nim przeczytałeś, skoro poprosiłeś o nauczenie właśnie tego zaklęcia. - zastanowiwszy się, raz po raz obracał różdżką, nie wystosowując żadnej magii. - Podejrzewam też, że podstawową różnicę między tym urokiem a Immobulus kojarzysz. Immobulus zmienia percepcję szybkości i energii, którą jest w stanie wydobyć z siebie ciało. Arresto Momentum blokuje jakąkolwiek energię, która oddziałuje na ciało. Ot, trochę rzeczy z fizyki, ale nie są to trudne rzeczy. - wytłumaczywszy, poprawił parę notatek dotyczących Esnaro, zapisując kilka ważnych spostrzeżeń, kiedy to usiadł na... czymś? Wyciągnąwszy spod czterech liter tajemniczego jegomościa, okazało się, że był to kolejny egzemplarz powtarzalnego wisielca. No fajnie, będzie mógł się pobawić we własnych czterech ścianach. - Wymowa poleca na zaakcentowaniu początku pierwszego wyrazu i środka drugiego. Arresto Momentum. - zademonstrował, co nie było takie trudne, ale ruch różdżką, który wykonał - niestety - pozostawał bardziej skomplikowany w swej strukturze. - Ruch bardziej skomplikowany i stanowczy, musisz uważnie trzymać różdżkę i przekierować przez nią magię. Jest to już zaawansowane zaklęcie, które wymaga prawidłowego skupienia. - lekko ostrzegł, choć było to wyakcentowane swobodnie i pogodnie. - Potrenujemy na naszym ziomku do tortur. - wytłumaczywszy, podniósł go do góry za pomocą Mobilicorpusa, by następnie wystosować odpowiednie zaklęcie. - Arresto Momentum. - ruch różdżką był dokładny, wymowa także, a ciało zawisnęło kompletnie, na co manekin nie wydał żadnego jęku. - Spróbuj na razie wymowę i ruch nadgarstkiem. Potem przejdziemy do rzucania. - powiedział, obserwując nie tylko poczynania samego Drake'a, ale także podejmując się innego, równie ważnego dla niego wysiłku. Tym razem kolejną runą była Berkano, której to symbolika była powiązana bezpośrednio z działaniem ochronnym brzozy. Inkantacja poszła gładko, choć Felinus musiał się na niej ogromnie skupić, jako że zaczynały wchodzić wpływy magii innej osoby, która przebywała w pomieszczeniu. Stosując się jednak do zaleceń, jakie to znalazł w jednym z podręczników dotyczących zamieniania magii runicznej w magię żywiołów, inskrypcja utrwaliła się na dobre na jednym ze starych kamieni, które zdobiły podłogę. Mieniła się jedynie delikatnym, zielonkawo-białym światłem, który świadczył o istnieniu potencjalnego zagrożenia. - Trochę się pobawię zaklęciem, jeżeli pozwolisz. - wytłumaczył naprędce Lilacowi. Zrobił jeden krok, drugi krok, aż nie dotknął runy, co uaktywniło jej działanie. Pnącza skutecznie uniemożliwiły przemieszczanie na okres jednego postu, aczkolwiek, skupiwszy się na ich rozcięciu przy pomocy Diffindo, wcale nie było to trudne do osiągnięcia. Swój efekt jednak powodowało, dlatego też, skutecznie ograniczyłoby mobilność na polu walki. - To jest zmodyfikowane Tonitrus Esnaro, które mamy ćwiczyć, ale z nastawieniem na runy. Ot, gdyby cię to zainteresowało. - mruknąwszy, rozciął ostatnie pnącze, by wziąć głębszy wdech, skupiwszy się na dwóch czynnościach jednocześnie.
Mini-kostki:
Rzuć dwiema kostkami k100 na poprawność ruchu nadgarstkiem i wymowy. Wynik musi znajdować się na poziomie równym lub większym od 90 (w obu wartościach), aby można było to uznać za sukces. Za każde 15pkt z Zaklęć i OPCM przysługuje Ci jeden przerzut.
Dopiero po paru chwilach właściwie spostrzegł że Felinus był nieco mokry i szczerze ciekawiło go dlaczego w ogóle zmókł. Jednak uznał ten fakt za nieco nieistotny, dlatego darował sobie zadanie tego pytania. Dużo ważniejsze było skupienie się na nauce nowych zaklęć. Zwłaszcza że pierwsze z nich mogło nawet komuś życie ocalić jeśli było użyte w odpowiednim momencie.- Czyli Immobilus głównie spowalnia na przykład upadek, a Arresto blokuje spadanie, tak?- Dopytał się chcąc wiedzieć czy dobrze zrozumiał tłumaczenie puchona jak i to co czytał w książce. Poza podstawowymi rzeczami fizyki praktycznie też nie kojarzył w przeciwieństwie do Doireann, która prawdopodobnie wiedziała o niej całkiem sporo. Zwrócił uwagę że Lowell także usiadł na pudełku wisielca. Ciekawe czy było ich tu nieco więcej. Kiedy Felinus objaśniał trudność tego zaklęcia, Drake starał się wszystko dokładnie zapamiętać. Na wieść o "ziomku do tortur" nie mógł się nie uśmiechnąć. -Może powinniśmy mu nadać jakieś imię, skoro go już tak maltretujemy? - Przynajmniej tak mogli kukle się odwdzięczyć, za poświęcenie jakie wkładała w ich edukację. W sumie też nie do końca wiedział jakie imię nadać kukle żeby nikogo nie urazić. Tym razem pamiętał żeby nie próbować zaklęcia na kukle natychmiast. Najpierw na sucho. Spokojnie i powoli. Zrobił ruch różdżką, który był nieco krzywy w pewnym momencie co raczej niezbyt pozytywnie by wpłynęło na rzucane zaklęcie. Nie wykluczał że to dlatego że było tak, ponieważ nieco za mocno, i za szybko się zamachnął. Samą inkantację za to spartolił przez własne przejęzyczenie.- Arresto Monumentum.- Dopiero po chwili dotarło do niego to, co właściwie powiedział przez co parsknął śmiechem.-Dobra. Przejęzyczyłem się.- Niby zabawne, ale gdyby to zrobił podczas jakiejś akcji, to ktoś mógłby skończyć jako naleśnik. Następnie przyjrzał się jak Felinus majstruje przy swoim zaklęciu. Pnącza, które wyrosły z runy były całkiem imponujące. Zaklęcie było dosyć użyteczne.- Czyli zależnie od runy można oczekiwać całkowicie innego efektu?- Zgadywał, bo na to chyba wychodziło z tego co widział. - Całkiem ciekawe musze przyznać. Próbowałeś nałożyć dwie różne runy na siebie?- W teorii mogły stać się trzy rzeczy które Drake mógł przewidzieć. Albo by wypaliły oba efekty na raz, albo by powstał całkowicie nowy, albo... bum.
Przechodząc do wytłumaczenia działania zaklęcia, Lowell nie spodziewał się, że w sumie kolejny Gryfon będzie brnął w tę dziedzinę bardziej, niż jest to konieczne. W sumie to dobrze - posiadanie dodatkowej wiedzy nigdy nie było zgubne podczas pojedynków, a możliwość dowiedzenia się, z jakich zaklęć korzysta przeciwnik, zdawało się nieść ogólne korzyści w postaci możliwości obrony i przewidzenia, co dalej może nastąpić. Różnica między Immobulus była taka, że wpływała na percepcję ogólnie ciała. Świat zdaje się spowalniać, ale tak naprawdę wszystko ma swoje miejsce i działa prawidłowo. Arresto Momentum było bardziej zaawansowane - niwelując wpływ jakichkolwiek sił, umożliwiało na swobodne lewitowanie ciała w powietrzu w określonej pozycji. Wysoce przydatne do przemieszczania się z dużych wysokości na dół, jeżeli zaklęcie poduszkowe z jakichś powodów nie mogło zostać wystosowane. - Otóż... nie. Immobulus nie spowalnia, powoduje niemożliwość poruszania się tkanek żywych. Ot, jeżeli ktoś cisnąłby w ciebie tym zaklęciem, gdybyś spadał, to nie spadałbyś wolniej. Po prostu leciałbyś dół, zgodnie z siłą grawitacji, wolniej wykonując ruchy kończynami. - wytłumaczył na spokojnie, bo błędy się zdarzały, a samemu możliwe, że niespecjalnie dobrze się wysłowił na ten temat. Ale też - być może oczekiwał za wiele? Tego nie wiedział, w związku z czym palcami pogładził drewno, z którego została wykonana różdżka, by tym samym kontynuować. - Arresto Momentum, użyte z odpowiednią mocą, może spowolnić upadek, ale nie musi go zamrażać. Wszystko jest zależne od woli czarodzieja. - kiwnąwszy głową, magia nie bez powodu była uważana za moc kreowania rzeczywistości. Niesamowitą, ale również śmiercionośną - jej kontrolowanie natomiast nie jest do końca w pełni możliwe. Owszem, doświadczone jednostki nie mają z tym problemu, ale nawet najmniejsze zawahanie momentami może zaważyć na wielu rzeczach. - Łożesz, sam nie wiem... - spojrzał na biednego manekina płci chyba męskiej, bo w dzisiejszych czasach wszystko może zostać uznane za błędne. Przyłożywszy opuszki palców do własnego podbródka, zastanowił się przez chwilę. - Ziutek? - zerknął raz to na fantom, raz to na Lilaca, wzruszając ramionami w lekkim rozbawieniu, by potem zadecydować. - Niech będzie Ziutek. - przyklepał, spoglądając zatem na biedną zabawkę do tortur, która najwidoczniej będzie miała ciężki żywot. Co prawda nie tak ciężki, jak chociażby inne, ale nadal - raczej nie chciała, by testowano na niej zaklęcia czarnomagiczne, choć i tak stanowiła znacznie bezpieczniejszą opcję od używania ich na żywym człowieku. Przyglądał się zatem temu, jak Drake podjął się wysiłku wymówienia zaklęcia i użycia prawidłowego ruchu różdżki, kiedy samemu kreślił notatki na temat nowej metody dotyczącej stabilizacji magii runicznej, testując raz po raz nowe kombinacje bez ich aktywacji. Najwidoczniej nie szło to aż tak dobrze, jak mogliby się tego z początku spodziewać, w związku z czym przejęzyczenie było dość zabawne, charakterystyczne. Mimo wszystko i wbrew wszystkiemu uczeń Gryffindoru pobierał praktyki, więc w sumie Lowell obecnie nie myślał o tym, jaki skutek miałoby takie zaklęcie podczas pojedynku. Bo zapewne nie skończyłoby się to zbyt dobrze. - Panie i panowie, mamy nowe zaklęcie, Arresto Monumentum. To właśnie na nim postawimy pomnik trwalszy od spiżu. - pozwolił sobie na pożartowanie, które nie było złośliwe, a prędzej polegające na swobodnym podejściu do zaistniałej sytuacji. Może mogło się wydawać, że Felinus to jeden z tych poważniejszych, gdy ze spokojem podchodzi do lekcji bądź czegokolwiek innego, ale tak naprawdę drzemała w nim dusza bardziej optymistyczna i radosna, która to czasami wychodziła na pierwszy plan. - Na spokojnie, jeszcze raz. - pokazał prawidłowy ruch i wymówił zaklęcie wyraźnie, by zaznaczyć, że chodzi o moment, a nie o grób, posag czy cokolwiek innego, co niosło ze sobą znaczenie monumentum. Następnie zachęcił go do dalszych działań. Pnącza na szczęście ulegały rozcięciu, więc i wydostanie się z tej pułapki było w miarę skuteczne. No i też, nie ryzykował zbyt wiele, dlatego mógł pozwolić na wstąpienie w runę, która niosła ze sobą unieruchomienie przeciwnika pod względem poruszania kończynami dolnymi. Z czasem magia Berkano zanikła - pnącza zdematerializowały się, a smuga światła rozpłynęła w powietrzu, pozostawiając za sobą jedynie delikatną poświatę. Ta również zanikła, a kolejne notatki szły w ruch, gdy metoda stabilizacji rzeczywiście działała i bardziej pewny ruch nadgarstkiem umożliwiał wykorzystanie potencjału uroku. - Tak, właśnie tak. Fehu powoduje pojawienie się języków ognia, Isa i Hagalaz spowijają lodem powierzchnię, Laguz wywala strumień wody... - zapisywał kolejne notatki, ostateczne, najprawdziwsze, kiedy to na ziemi nie pojawiła się żadna z run, która mogłaby nieść ze sobą potencjał magiczny. - Ogólnie jeszcze nie, gdyż z początku runy same się aktywowały, nie działały wcale lub niosły ze sobą znacznie większe zagrożenie. Nie chciałem ryzykować zgromadzenia magii runicznej w jednym miejscu, co spowodowałoby brak stabilności, więc ten aspekt będę musiał własnoręcznie przetestować. - odpowiedziawszy, przeszedł do następnego etapu ich lekcji. - Okej, przejdźmy teraz to naszego Ziutka. Mobilicorpusem przytrzymam ci go w powietrzu na początku, a potem rzuć zaklęcie w jego stronę. Bez pośpiechu, nikt cię nie goni. W międzyczasie przetestuję, jak stabilne są te najbardziej bezpieczne runy w obrębie nagromadzenia zwykłej magii. - przytaknąwszy, tak również zrobił - wysłał fantom do góry za pomocą Mobilicorpus, przetrzymując go tuż nieopodal Drake'a, by następnie wystosować ostrożnie kolejną z run - Isa - ażeby sprawdzić jej stabilność względem natężenia mocy na danym obszarze.
Kostki:
Drake, rzuć kostką k6 na następne próby poćwiczenia ruchu nadgarstkiem i wymowy Arresto Momentum oraz kostką k100 do bólu, by przekonać się, czy udało Ci się rzucić zaklęcie na naszego ziomala Ziuteczka.
Każde 15pkt z Zaklęć i OPCM uprawnia Cię do jednego przerzutu.
k6:
1, 2 - udaje Ci się za pierwszym razem osiągnąć wymagany cel. Wymowa jest perfekcyjna, ruch nadgarstkiem także. Otrzymujesz do części praktycznej (czyli rzucenia kostką k100) stały modyfikator. [ +20 ]
3, 4 - co prawda nie z początku, wszak mylisz się dwukrotnie, ale idzie Ci całkiem dobrze. Powoli do tego podchodzisz, więc w sumie nie ma co się dziwić, że końcowa wymowa i ruch nadgarstkiem są opanowane na całkiem przyzwoitym poziomie. Otrzymujesz do części praktycznej (czyli rzucenia kostką k100) stały modyfikator. [ +10 ]
5, 6 - z początku w ogóle Ci nie idzie, dopiero potem się rozkręcasz i jakoś udaje Ci się prawidłowo wymówić któryś raz z rzędu nazwę zaklęcia. Ruch nadgarstkiem trochę pozostawia do życzenia i potrzebujesz praktyki, no ale nie jest źle! Brak modyfikatora do części praktycznej (czyli rzucenia kostką k100).
k100:
1 - 90 - zaklęcie kompletnie Ci nie wychodzi; wiązka światła nie powoduje niczego, a samemu może trochę się mylisz? Przejęzyczasz? No cóż - nie pozostaje nic innego, jak spróbować jeszcze raz! Rzuć ponownie kostką k100 - jeżeli piąty raz z rzędu nie udaje Ci się osiągnąć wymaganego efektu, otrzymujesz stały modyfikator. [ +10 / piąta próba lub wyżej ]
91 - 100 - brawo, udaje Ci się osiągnąć wymagany efekt! Tylko za którym razem? No właśnie... mimo wszystko udaje Ci się opanować zaklęcie. Dorzuć jeszcze kostką k6, by dowiedzieć się, ile czasu jeszcze poświęciłeś na tę część praktyczną. Wynik pomnożony przez pięć pozwala Ci oszacować, jaka ilość minut upłynęła, zanim opanowałeś zaklęcie do poziomu, że nie masz problemu z jego rzuceniem
Tak, teraz zdecydowanie zapamiętał różnicę między tymi dwoma zaklęciami. Immobilus nie zatrzymałby spadającej osoby. Dlatego też był zaliczony właśnie jako czar ofensywny. Chociaż mimo że Arresto Momentum było zaklęciem ochronnym, to chyba można by go jakoś użyć w ofensywie. Chociaż do tego było o wiele więcej prostszych do rzucenia zaklęć. Imię manekina było całkiem zabawne i łatwe do zapamiętania. Pasowało mu nawet. Zwłaszcza że raczej często będzie na nim trenował i prawdopodobnie nie raz go przez przypadek zniszczy albo wysadzi w powietrze, przez co będzie musiał go zaklęciem naprawić. Na szczęście manekin był czymś nieożywionym, bo Reparo rzucone na rany... Mogło być uznane za czar ofensywny przez który można wylądować w szpitalu. Podjął się kilku kolejnych prób rzucenia zaklęcia Arresto Momentum na sucho, jednak nie wychodziło mu to najlepiej. Nic dziwnego. W końcu dopiero się uczy, prawda? Miał prawo popełniać błędy. Zdarzyło mu się też kilka podobnych przejęzyczeń, które można było uznać za zabawne. No ale... Przynajmniej ruch różdżką jakoś mu wychodził. Miernie, ale wychodził. Kiedy przeszli do praktycznej części uczenia się zaklęcia wcale nie było lepiej ani prościej. Dwie pierwsze próby rzucenia zaklęcia całkowicie mu nie wyszły, co poskutkowało tym że manekin boleśnie pocałował podłogę, kiedy Felinus zwolnił Mobilicorpusa. Po nich zrobił sobie krótką przerwę i ponownie zabrał się za czarowanie. Następne dwa razy też mu nie poszły najlepiej. Można było nawet odnieść wrażenie że manekin zleciał szybciej niż powinien.-Arresto Momentum Dopiero przy ostatniej próbie z powodzeniem udało mu się zamrozić manekina w powietrzu. Zajęło mu to prawie pół godziny, ale było warto. Nieco się zmęczył, dlatego wyjął z torby butelkę wody z której wziął kilka porządnych łyków, a zaraz po tym usunął z siebie kurz zaklęciem. Na szczęście nie był uczulony na kurz. -Troszkę minęło zanim mi się udało, ale... Na szczęście w końcu mi wyszło.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ziutek zatem przygotował się - gdyby mógł oczywiście poprzez zakasanie rękawów - do bycia torturowanym w mentalny sposób. Lowell natomiast bacznie analizował nie tylko przepływ magii, jaką niosła ta sala, ale także sposób wymowy i ruchu nadgarstkiem u Drake'a. Nieprawidłowości najbardziej wychodziły przy takiej ilości energii, która pozostawała w początkowym stadium nauki. To właśnie dzięki temu student mógł przetestować - pozostawiając mniej lub bardziej silniejsze runy na podłodze - czy przypadkiem same się nie uaktywnią, gdy w pobliżu będzie znajdowało się inne źródło magii ofensywno-defensywnej. Baczne obserwacje i zapisywanie notatek na zachowanie poszczególnych inskrypcji pozwoliło mu odkryć parę istotnych rzeczy względem zastosowanego sposobu rysowania run. Żadna z nich nie wystrzeliła wedle własnej woli, co było dobrym znakiem, ale też, musiał uważać, przechodząc tuż nieopodal nich, by poprzez lekkie przybliżenie różdżki poczuć odpowiednie wibracje, które odpowiadały stabilności. Mówiąc wprost - im więcej ich było, tym inskrypcja wcale nie pozostawała tak bezpieczna, jak chciałby, by to wyglądało. - Pewniejszy ruch nadgarstkiem i zaakcentowanie inkantacji pozwolą ci na osiągnięcie sukcesu. - odwracając głowę w jego stronę, przy pomocy dłoni magicznej nadal rzucał odpowiednie zaklęcie, wiedząc doskonale, że główne problemy polegają w tym przypadku właśnie na zaistnieniu potencjalnych konfliktów między ruchem nadgarstka a wymową. Być może powiedzenie Monumentum spowodowałoby śmieszny efekt, ale student niespecjalnie chciał to sprawdzać, w związku z czym przez następne chwile bacznie obserwował poczynania Lilaca, od czasu do czasu powracając do notatek. Taka ilość prób i dodatkowych rzutów uroku pozwalały na osiągnięcie w miarę prawidłowych wyników, kiedy to wyczytana ze starych ksiąg metoda ciut innego ruchu nadgarstkiem przyczyniła się do realnych efektów. Dopiero dwadzieścia pięć minut rzeczywistej praktyki i poprawiania rzucania zaklęcia pozwoliły osiągnąć działanie Arresto Momentum na takim poziomie, iż chłopak byłby w stanie wystosować je bez większego problemu podczas pojedynku. I tak to było niezwykle owocne, w związku z czym, gdy udało się osiągnąć tenże pułap, student podniósł się z jednego z siedzisk, wytrzepując spodnie z kurzu, który to się na nich nagromadził. - Przejdziemy teraz do Tonitrus Esnaro. - po krótkiej przerwie zaproponował, spoglądając spokojnie na Lilaca, choć na samą myśl o zaistnieniu możliwości porażenia elektrycznego skręciło go wewnątrz, aczkolwiek kontrolował się na tyle, by tego nie pokazać. Zastosowanie oklumencji w tym przypadku pozwalało powstrzymać rozprzestrzenianie się swoistego przerażenia, w związku z czym Felinus wziął głębszy wdech, zanim przeszedł do wytłumaczenia. - Tak jak w przypadku moich modyfikacji, czar ten tworzy inskrypcję w kształcie błyskawicy, która powoduje wystrzelenie elektrycznych lin w przypadku dotknięcia bądź nadepnięcia. Przydatne przede wszystkim do chwilowego zabezpieczania obiektów. Możesz przykładowo użyć go na klamce, jeżeli nie chcesz, by ktoś wszedł do jakiegoś pomieszczenia i jeżeli masz zamiar zostać zaalarmowanym. - przypomniał sobie to piękne użycie, bo z podobnego, jeżeli nie tego samego, skorzystała przecież Julia w ramach włamania do Działu Ksiąg Zakazanych. - Ruch nadgarstkiem w postaci kilkupoziomowej błyskawicy. Ruch musi być stanowczy i szybki - tak jak w przypadku grzmotu. No dobra, może nie aż tak, ale wiesz, o co mi chodzi. - parsknął. Wytłumaczywszy tę pierwszą najważniejsza kwestię, przeszedł tym samym do drugiej. Zademonstrował tym samym zaklęcie, by pokazać, na czym ono polega. Wymówił dokładnie, wykonał płynny ruch różdżką, a następnie kolejnym urokiem przeniósł Ziutka na działanie lin elektrycznych, które skręciły go od środka, gdy tak na to patrzył, ale otrząsnął się, przechodząc dalej. - Jeżeli chodzi o wymowę... Tonitrus Esnaro. Ostatnie sylaby wymagają odpowiedniego zaakcentowania. Śmiało, spróbuj, potem przejdziemy do praktyki. - zachęcił, sprawdzając jeszcze stabilność pozostawionych gdzieś nieopodal run z modyfikacji tego zaklęcia.
Mini-kostki:
Rzuć dwiema kostkami k100 na poprawność ruchu nadgarstkiem i wymowy. Wynik musi znajdować się na poziomie równym lub większym od 90 (w obu wartościach), aby można było to uznać za sukces. Za każde 15pkt z Zaklęć i OPCM przysługuje Ci jeden przerzut.
Ostatecznie na opanowaniu Arresto Momentum spędził dużo mniej czasu niż zakładał. Początkowo myślał że przez ten skomplikowany ruch różdżką zajmie mu to co najmniej półtorej godziny. Oczywiście licząc razem z przerwami. Na szczęście jakoś udało mu się to opanować. Jak zna życie, to użyje tego zaklęcia nie raz. I na pewno na najbliższych wakacjach jeśli ktoś miałby spaść z jakiejś wysokości. W sumie właśnie dlatego chciał się nauczyć tego zaklęcia. Żeby nikt przy nim nie zmienił się w krwawy naleśnik albo się nie połamał czy też nabawił innych, niezbyt przyjemnych w leczeniu obrażeń. Kiedy przyszła pora na nauczenie się Tonitrus Esnaro, wziął głęboki wdech i wydech. Zaklęcie mogło być całkiem niezłą pułapką. Zwłaszcza jeśli zmyślnie się je ukryło. I tym razem pamiętał żeby nie zabierać się za natychmiastowe rzucanie zaklęcia, tylko spróbowania tego na sucho. Zrobił więc ruch różdżką, ale z całą pewnością można było stwierdzić że był on za szybki przez co nienajlepszy. A inkantację całkiem nieźle przekręcił.-Tornitus Ensaro.- Nawet nie był świadomy tego że przypadkiem poprzestawiał literki. Przynajmniej do momentu w którym został o tym uświadomiony przez uczącego go puchona. No... Zawsze może być gorzej. Przynajmniej brzmiało podobnie, więc będzie musiał po prostu uważać żeby wymówić to zaklęcie poprawnie. Po paru poprawkach powinien być w stanie normalnie rzucić ten czar, ale zdecydowanie wątpił żeby mu wyszedł za pierwszym razem.
Opanowanie nowych zaklęć zawsze stanowiło zagwozdkę, która zdawała się być z początku poza zasięgiem ludzkiej dłoni. Z czasem jednak, gdy człowiek uczy się więcej i więcej, możliwe jest zdobywanie wiedzy na własną rękę, bez konieczności proszenia kogokolwiek o pomoc. Samemu, gdyby nie własny upór i chęć zrozumienia większej ilości rzeczy, zapewne stałby tam, gdzie na początku - nie wiedząc co ze sobą zrobić. Czując ciemność przedzierającą się przez umysł, która gasiłaby każde źródło światła będącego swoistym oznaczeniem nadziei, zapewne nie zdołałby osiągnąć tego, z czego obecnie był dumny. Nie bez powodu zatem pomagał innym w zrozumieniu dziedzin, jakie to mogły się przydać nie tylko w życiu codziennym, ale także podczas mniej bezpiecznych sytuacji. Wcześniej miał problemy z rzucaniem czarów, ale teraz, kiedy czuł płynącą z tego moc, nie zamierzał tak łatwo zrezygnować z treningów, które pozwalały mu na osiągnięcie lepszego refleksu bądź znajdowania wyjścia z trudnych konfliktów. Zapisując zatem pewne notatki, spoglądał wyjątkowo często na Drake'a, by mieć pewność, że wszystko idzie zgodnie z tym, co zaplanował. Wytłumaczenie części teoretycznej zawsze stanowiło coś, co było wymagane względem tradycyjnych metod nauki. Owszem, mógł tego uniknąć, leniwie czekoladowymi tęczówkami spoglądając na poszczególną stronicę bez większego politowania, niemniej jednak braki nawet na płaszczyźnie wiedzy sektorowo podręcznikowej... potrafiły przynieść dodatkowe problemy. Przynajmniej runy działały - nowa metoda umożliwiała tym samym na ich bezpieczne przetestowanie, dlatego nie bez powodu, kiedy to te zajmowały przestrzeń w jednej z ukrytych klas, obserwował je dokładnie, by określić poziom natężenia magii względem mijającego czasu. Z tą mocą wiązała się ogromna odpowiedzialność, czego nie zamierzał negować. Zresztą, nie chciał - sam fakt tego, że posługują się różdżkami pozwalającymi kreować rzeczywistość wedle własnego uznania... zdawał się być przerażający. I rozwijający tym samym posiadane skrzydła. - Tonitrus Esnaro. - poprawił, spoglądając na Gryfona spokojnie i bez jakiegokolwiek nacisku. Samemu wiedział, że początki są najgorsze, w związku z czym wystosowanie pomocnej dłoni było momentami konieczne. Okulary położył stabilniej na własnym nosie, palcem wskazującym i kciukiem przecierając przestrzeń pod oczami. - Ruch różdżką wolniejszy, bez pośpiechu, ale też - wiem z doświadczenia, że początkowo trudno jest osiągnąć wymagany efekt. - zademonstrował, wystawiając różdżkę i dłoń w prawidłowym ruchu, ale bez woli pozostawienia inskrypcji w kształcie błyskawicy na podłodze. Co jak co, ale nie przepadał za efektem, jaki ona powodowała, w związku z czym używał jej w ramach tylko i wyłącznie czystej konieczności. - Spróbuj jeszcze raz, a potem zajmiemy się rzucaniem na podłogę. Ziutek ucierpi tym razem bardziej, no ale taki jego zawód. - prychnąwszy, pozwolił działać - stabilność magii w tym miejscu nie została zakłócona, w związku z czym runy futharku starszego trzymały się dość nieźle.
Kostki:
Drake, rzuć kostką k6 na następne próby poćwiczenia ruchu nadgarstkiem i wymowy Tonitrus Esnaro oraz kostką k100 do bólu, by przekonać się, czy udało Ci się rzucić zaklęcie na naszego ziomala Ziuteczka.
Każde 15pkt z Zaklęć i OPCM uprawnia Cię do jednego przerzutu.
k6:
1, 2 - udaje Ci się za pierwszym razem osiągnąć wymagany cel. Wymowa jest perfekcyjna, ruch nadgarstkiem także. Otrzymujesz do części praktycznej (czyli rzucenia kostką k100) stały modyfikator. [ +20 ]
3, 4 - co prawda nie z początku, wszak mylisz się dwukrotnie, ale idzie Ci całkiem dobrze. Powoli do tego podchodzisz, więc w sumie nie ma co się dziwić, że końcowa wymowa i ruch nadgarstkiem są opanowane na całkiem przyzwoitym poziomie. Otrzymujesz do części praktycznej (czyli rzucenia kostką k100) stały modyfikator. [ +10 ]
5, 6 - z początku w ogóle Ci nie idzie, dopiero potem się rozkręcasz i jakoś udaje Ci się prawidłowo wymówić któryś raz z rzędu nazwę zaklęcia. Ruch nadgarstkiem trochę pozostawia do życzenia i potrzebujesz praktyki, no ale nie jest źle! Brak modyfikatora do części praktycznej (czyli rzucenia kostką k100).
k100:
Jeżeli piąty raz z rzędu nie udaje Ci się osiągnąć wymaganego efektu (1 - 60), otrzymujesz stały modyfikator. [ +10 / piąta próba lub wyżej ]
1 - 30 - zaklęcie kompletnie Ci nie wychodzi; wiązka światła nie powoduje niczego, a samemu może trochę się mylisz? Przejęzyczasz? No cóż - nie pozostaje nic innego, jak spróbować jeszcze raz! Rzuć ponownie kostką k100.
31 - 60 - niewielka wiązka światła wydobywa się z końca Twojej różdżki, by potem ozdobić podłogę błyskawicą o równie nikłym kolorze. Jak się okazuje - Tonitrus Esnaro w ogóle nie zadziałało tak, jakbyś chciał, żeby to wyglądało. Wrzucając manekina w objęcia elektryczności, nie dzieje się nic. Rzuć ponownie kostką k100.
61 - 85 - co prawda wystosowałeś zaklęcie, ale liny nie paraliżują Ziutka tak, jak to powinny robić. Patrząc na efekt, jest ich zwyczajnie za mało, a manekin nie jęczy tak, jak powinien jęczeć czy tam krzyczeć. Musisz się chyba skupić bardziej, bo jednak znajdujesz się o krok od osiągnięcia wymaganego celu. Rzuć ponownie kostką k100. Otrzymujesz tym samym stały modyfikator, który się nie stackuje. [ +10 / każda próba ]
86 - 100 - brawo, udaje Ci się osiągnąć wymagany efekt! Tylko za którym razem? No właśnie... mimo wszystko udaje Ci się opanować zaklęcie. Dorzuć jeszcze kostką k6, by dowiedzieć się, ile czasu jeszcze poświęciłeś na tę część praktyczną. Wynik pomnożony przez pięć pozwala Ci oszacować, jaka ilość minut upłynęła, zanim opanowałeś zaklęcie do poziomu, że nie masz problemu z jego rzuceniem